4871
Szczegóły |
Tytuł |
4871 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4871 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4871 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4871 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CLAUDE FARR�E
KORSARZ Z SAINT-MALO
Powie��
KSI�GA PIERWSZA
GNIAZDO OR��W
I
W po�udnie, gdy zabrzmia� dzwon na Anio� Pa�ski, daleko na morzu rozleg� si� huk
dzia�a,
a stra�e wie�y Notre-Dame sygnalizowa�y, �e z p�nocnego zachodu zbli�a si� do
redy
korsarska fregata. Nie by�o w tym wydarzeniu nic nadzwyczajnego. Mieszka�cy
Saint-Malo
cz�sto mieli okazj� ogl�da� powracaj�ce z wojennych potyczek okr�ty. Zanim
fregata min�a
forty Collifichet i Eperon, na nabrze�u zebra� si� t�um. W wi�kszo�ci by�a to
zbieranina pr�niak�w,
kt�rych najmilszym zaj�ciem by�o gapienie si� z za�o�onymi r�kami, bez trudu i
ryzyka,
lecz znajdowali si� tam r�wnie� marynarze, zawsze gotowi wyrazi� sw� rzeczow�
opini�
na temat manewr�w kolegi po fachu, a tak�e bogaci mieszczanie, armatorzy i
dostawcy,
honorowi mieszka�cy dumnego miasta, ryzykuj�cy na morzu swoj� fortun� i los.
Najruchliwsz�
i najg�o�niejsz� cz�� t�umu stanowi�y jednak rodziny marynarzy, ich kobiety:
matki, siostry,
�ony i narzeczone oraz dzieci, o bladych policzkach i niespokojnych oczach.
W�r�d tych
ostatnich w�a�nie podni�s� si� nami�tny i pe�en niecierpliwo�ci krzyk, gdy
wielka reja fregaty,
niczym d�uga kolubryna, wy�oni�a si� spoza Eperonu, ��cz�c si� z dzia�ami,
kt�rych spi�owe
lufy je�y�y flank granitowego bastionu. W chwil� p�niej ukaza� si� bia�y �agiel
i fregata wysz�a
z przesmyku.
W�wczas jeden z grupy bogatych mieszczan zwr�ci� si� do swego s�siada, grubego
armatora
w prostym szarym ubraniu, o rumianej twarzy pod okr�g�� peruk�:
� Panie Grav�, czy mnie wzrok nie myli?! To chyba pa�ska �Wielka Tyfena�!
Julian Grav� wytr�cony nagle ze stanu b�ogiej oboj�tno�ci, pochyli� si�,
zmarszczy� czo�o,
mru��c i tak ju� bardzo ma�e oczy.
� Pan raczy �artowa�, Danycan. Moja �Wielka Tyfena� ma o jakie� dwadzie�cia st�p
wy�sze
maszty od tych, do kt�rych cie�la najwyra�niej przyci�� zbyt kr�tkie drzewa.
Lecz Danycan, wysoki, t�gi, o wynios�ym spojrzeniu m�czyzna, kt�rego szpada
unosi�a
pi�knie obszyt� galonem po�� z delikatnego sukna, w pludrach wed�ug ostatniej
mody,
u�miechn�� si� tylko i rzuci�:
� Przyjrzyj si� pan temu okr�towi uwa�nie! To na pewno kule Ruytera1 tak go
urz�dzi�y.
By� rok 1672. Gro�ne eskadry holenderskich okr�t�w walczy�y na Morzu P�nocnym,
w
kanale La Manche, na Atlantyku i nawet na Morzu �r�dziemnym. Wprawdzie kr�l
Ludwik
XIV wygrywa� bitw� za bitw� w Niderlandach, we Flandrii i tak�e za Renem, a
zwyci�ona,
spustoszona, zalana wod� Republika Zjednoczonych Prowincji Niederland�w na
l�dzie by�a
pozbawiona znaczenia, jednak na morzach stanowi�a nadal si��, kt�rej nie mo�na
si� by�o
skutecznie przeciwstawi�. I jakkolwiek pan Colbert, jak m�wiono, pracowa� dzie�
i noc, aby
da� kr�lestwu flot�, nie osi�gn�� dotychczas niczego. Dlatego w tym czasie
rzemios�o korsarskie
by�o zawodem jak nigdy niebezpiecznym, i cz�sto dro�ej kosztowa�o z�upi� towar
na
nieprzyjacielskim okr�cie, ni� spokojnie kupi� to samo na rynku.
1 M.A.Ruyter, admira� holenderski, odnosz�cy na morzu wiele zwyci�stw w wojnach
Holandii z Angli� i
Francj�. �miertelnie raniony w bitwie pod Agost� w 1676 r. (przyp. red.).
Zaniepokojony armator Julian Grav�, uwa�nie bada� wzrokiem fregat�, kt�ra
w�a�nie
okr��a�a Ravelin2.
� To m�j okr�t � j�kn�� nagle. � Na Boga! W jakim on jest stanie?!
�Wielka Tyfena� okr��y�a Ravelin i kierowa�a si� na Dobre Morze3 ods�aniaj�c w
ca�ej
okaza�o�ci swoj� lew� burt�. W�r�d zebranych na nabrze�u przebieg� szmer zgrozy.
Porozdzierana,
por�bana, poci�ta burta ta przypomina�a raczej koronk�, przez kt�rej otwory fale
z
�atwo�ci� mog�y si� wedrze� do wn�trza, stwarzaj�c ogromne niebezpiecze�stwo dla
�adunku,
a nawet i samej fregaty.
� Niech zaraza wydusi te holenderskie szczury � sykn�� poblad�y armator
zaciskaj�c pi�ci.
Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e fregata musia�a znale�� si� w nie lada opa�ach i
by�o ma�o
prawdopodobne, aby cie�le kiedykolwiek zdo�ali doprowadzi� j� do porz�dku. Z
jakiej strony
by si� na ni� nie spojrza�o, wsz�dzie znale�� mo�na by�o wielkie dziury od kul i
kartaczy � i
zaiste wspania�a by�a ta walka, z kt�rej fregata wysz�a zwyci�sko. Na jej
masztach powiewa�y
flagi korsarzy z Saint-Malo � niebieskie z bia�ym krzy�em i biegn�c� srebrn�
�asic� na szkar�atnym
polu. Najwi�ksza z nich, wywieszana podczas bitwy, nie unikn�a brutalnej
pieszczoty
ognia i kul nieprzyjaciela, kt�re uczyni�y z niej koronk� niczym kunsztowny
wyr�b z Alen�on.
Na fregacie, kiedy ju� min�a Stare Nabrze�e, rozpocz�to przygotowywa� si� do
kotwiczenia
i powoli zwijano �agle. Do zgromadzonego na nabrze�u t�umu dobieg� dono�ny g�os
kapitana, a po chwili mo�na by�o ujrze� jego sylwetk� na pok�adzie kasztelu
rufowego.
� Tomasz Trublet?!... � podawano sobie z ust do ust z niema�ym zdziwieniem.
Naraz Julian Grav�, rozepchn�� brutalnie ludzi, toruj�c sobie drog�. Nic nie
rozumia�. W
spisie za�ogi, kt�ry jako armator podpisa� kilka tygodni temu, Trublet nie
figurowa� jako kapitan
ani nawet jako porucznik...
Tymczasem na nabrze�u zapanowa�a napi�ta cisza. Na �Wielkiej Tyfenie� zwini�to
marsle, grot- i fok�agiel, a po chwili rzucono kotwic�. W�wczas w cisz� t� wdar�
si� pierwszy
�a�osny p�acz.
� Panowie � zwr�ci� si� armator do otaczaj�cych go notabli � czy zechcecie
towarzyszy�
mi jako �wiadkowie? Musz� powita� kapitana, a nast�pnie wobec oficera
Admiralicji z�o�y�
raport z wypadk�w, jakie mia�y miejsce.
Przez furt� przy Croix du Fief i ulice Beurrerie, Orbettes skierowali si� do
Wielkiej Bramy,
podczas gdy rozp�tane teraz na nabrze�u krzyki i lamenty nie po raz pierwszy
og�asza�y
ca�emu miastu �a�ob� po stracie korsarzy z Saint-Malo.
II
Na piaszczystym wybrze�u na p�noc od Ravelinu zatrzyma�a si� szalupa z dwoma
wio�larzami.
Tomasz Trublet zr�cznie zeskoczy� na l�d i skierowa� si� w stron� miasta. Tu�
przed
wej�ciem pod sklepienie Wielkiej Bramy zatrzyma� si�, wznosz�c oczy do g�ry.
Ponad jej
�ukiem od strony morza rozci�ga�a swoje spi�owe ramiona posta� Chrystusa. Tomasz
zdj��
kapelusz, uk�oni� si� nisko, po czym przest�pi� pr�g miasta. Na stopniach
wiod�cych do sali
zgromadze� oczekiwa� go Julian Grav� w otoczeniu innych armator�w. Panowie,
w�r�d kt�rych
znajdowa� si� r�wnie� Danycan, przygl�dali si� marynarzowi z zainteresowaniem.
Jego
szerok�, teraz poblad�� twarz przecina�a od ucha do �rodka czo�a jeszcze �wie�a
blizna, r�k�
pokrywa�y banda�e. Te widome oznaki przebytych ci�kich walk dodawa�y majestatu
jego z
2 Du�y bastion, dzi� ju� nie istniej�cy, kt�ry os�ania� Wielk� Bram� od atak�w
morza (przyp. aut.).
3 Dobre Morze ( La Mer Bonne) stanowi�o w�a�ciwy port Saint-Malo (przyp. aut.).
natury wielkiej i t�giej postaci. I jakkolwiek Tomasz Trublet by� bardzo
niskiego pochodzenia
i mia� jedynie tytu� bosmana najn�dzniejszej fregaty � Julian Grav�, bogaty
w�a�ciciel dwudziestu
innych pot�niejszych statk�w odkry� g�ow�, aby go przywita�.
� Tomaszu Trublet, niech nas B�g ma w swojej opiece! Oto wracasz dzi�ki
Opatrzno�ci...
� zacz�� zgodnie ze zwyczajem, od kt�rego nikt nie �mia�by odst�pi�.� Lecz
wyja�nij �askawie,
co si� w�a�ciwie zdarzy�o?! � zako�czy� nie kryj�c zniecierpliwienia i wspar�
pi�� na
biodrze.
Pi�ra jego pil�niowego kapelusza dotyka�y ziemi, podczas gdy Tomasz ko�ysa� w
pot�nej
d�oni okrycie g�owy, kt�rego ca�� ozdob� stanowi�y dwie d�ugie wst��ki
marynarskie. Przez
chwil� panowa�o milczenie.
� Nic szczeg�lnego, panie... � wydusi� wreszcie Tomasz i prze�kn�� �lin�. Wymowa
by�a
widocznie s�ab� stron� marynarza nawyk�ego raczej do czynu. � Nic
szczeg�lnego... � powt�rzy�,
g��boko wci�gn�� w p�uca powietrze i nagle wyrzuci�: � Nic szczeg�lnego poza
tym, �e
natkn�li�my si� na pod�ego psa holenderskiego, �e zakatrupili�my go jak
nale�y... i �e kapitan
Wilhelm Morvan, porucznik Ives le Goffic oraz siedemnastu z za�ogi zgin�o...
Oto wszystko.
Trzymany w r�ce sk�rzany kapelusz z d�ugimi wst��kami, wykonawszy dwa pok�ony �
dla
ka�dego z wyg�oszonych nazwisk � powr�ci� na rozczochrane, k�dzierzawe rude
w�osy Tomasza
Trubleta. Teraz kiedy ju� uczci� pami�� zmar�ych, Tomasz nie widzia� powodu, aby
si�
k�ania� �ywym.
� Opowiadaj! � rozkaza� armator. � Co to by� za holender?
� Pod�y pies, panie! Wilhelm Morvan da� si� przekona�, �e to statek kupiecki,
poniewa�
jego dzia�a ukryte by�y podst�pnie pod p��tnem �aglowym. Po czym kiedy
zbli�yli�my si� do
nich na jakie dwa strza�y z muszkietu, �ci�gn�li lin� p��tno i dali salw�.
� No, a wtedy?
� Wtedy o ma�o co nie nast�pi�a katastrofa, bo nasze dzia�a nie by�y nabite, z
wyj�tkiem
dw�ch armatek po�cigowych. Poza tym holender by� wyposa�ony w dwadzie�cia cztery
osiemnastofuntowe dzia�a przeciwko naszym o�miu, pozosta�ym z dwunastu.
� M�w dalej � zach�ci� armator.
� Doznali�my wielu uszkodze� w takielunku i pod pok�adem. Biega�em w szalonym
po�piechu
do dzia�, aby je nabija� i odpala�. W pewnej chwili holender da� w naszym
kierunku
dwie salwy tak celnie, �e z wielu naszych �agli pozosta�y strz�py, a marynarze
zacz�li w panice
ucieka� pod pok�ad, aby tam szuka� schronienia. A jeden �otr... nazwiska nie
wymieni�,
aby nie sprowadza� ha�by na jego rodzin�, kt�ra jest z Saint-Malo... ot� ten
�otr chcia� podda�
nasz okr�t i w zam�cie schwyci� link� bandery, aby j� �ci�gn��. Podbieg�em i
stanowczo
mu to wyperswadowa�em � kul� prosto w �eb...
� S�usznie. A potem?
� Przysz�a na mnie kolej obj�� komend�. Wilhelm Morvan i Ives le Goffic padli.
Holender
nie przestawa� pra�y� ogniem prosto w nasz kad�ub, co m�g� czyni� z �atwo�ci�,
maj�c podw�jn�
liczb� dzia�. To nie potrwa�oby ju� d�ugo... Podszed�em wi�c do niego,
manewruj�c
tylko sterem, gdy� pozosta�em na pok�adzie sam, i ustawi�em si� burta w burt�.
W�wczas nie
omieszka�em wywo�a� za�ogi na pok�ad...
� W jaki spos�b? � przerwa� Julian Grav�.
� Granatami, do wszystkich diab��w! Rzuca�em je pod pok�ad! � zaspokoi�
ciekawo�� armatora
Tomasz. � No, a wtedy ch�opcom zrobi�o si� na dole gor�co, wybiegli tak
w�ciekli, �e
nie by�o problemu przeprowadzi� ich na nieprzyjacielsk� fregat�... Bombardierzy
holendra
okazali si� ma�o sprytni i nadal tkwili przy swoich dzia�ach, tak �e do walki
s�u�y�y im tylko
wyciory armatnie. Szybko zrobili�my z nimi koniec � doda� z satysfakcj�.
� Gdzie jest zdobyta fregata?
� Zatopiona, panie. Za ma�o by�o marynarzy, aby j� bra� na hol. Mieli�my
siedemnastu
zabitych i czterdziestu pi�ciu rannych, z czego po�owa dozna�a bardzo ci�kich
okalecze�.
Zreszt� zdobycz nie by�a wiele warta.
� Wzi�li�cie je�c�w? � zapyta� jeszcze armator.
� Nie, panie. To by�o niemo�liwe... Ch�opcy wstydzili si� swego poprzedniego
strachu...
nie by�o wi�c sposobu utrzyma� przy �yciu ludzi, kt�rzy byli �wiadkami tego, �e
marynarze z
Saint-Malo uciekli pod pok�ad przed nieprzyjacielem. Co do mnie, to kiedy
holendra ju� zatopili�my,
nie patrzy�em na jego za�og�, zdaje si�, �e zbili niewielk� tratw�... A zreszt�
oni
dobrze p�ywaj�, te szczury holenderskie � zako�czy� Tomasz i wybuchn�� �miechem
tak zara�liwym,
�e otaczaj�cy go armatorzy r�wnie� zacz�li si� �mia�. Jedynie Julian Grav�
zachowa�
powa�ny wyraz twarzy, dla formy oczywi�cie.
W ten spos�b problem je�c�w zosta� rozstrzygni�ty raz na zawsze i kiedy ju�
zapanowa�a
cisza, Julian Grav� odezwa� si� znowu:
� Spisa�e� si� dzielnie. Teraz p�jdziemy z�o�y� raport w Admiralicji. Mam
nadziej�, �e nie
potrwa to d�ugo, trzeba przecie� jak najszybciej godnie uczci� naszych
zwyci�skich ch�opc�w.
P�niej chcia�bym z tob� pogada�.
Ruszyli gromad� i min�wszy wysokie sklepienie mi�dzy dwiema wie�ami weszli na
bruk
uliczny. Wtedy Tomasz Trublet zatrzyma� si� i skierowa� spojrzenie w stron�
Wielkiej Bramy.
Na wz�r postaci Chrystusa ze spi�u zwie�czaj�cej jej sklepienie od strony portu
� posta�
Naj�wi�tszej Panny z granitu wznosi�a si� ponad sklepieniem twarz� do miasta. I
Tomasz
g��boko wierzy�, �e ta Naj�wi�tsza Panna Wielkiej Bramy, zwana r�wnie� Matk�
Bosk� Nieustaj�cej
Pomocy, dokona�a wi�cej cud�w koniuszkiem ma�ego palca, ni� dokonali lub
dokonaj�
ich wszyscy �wi�ci g�o�nych miejsc cudownych ze wszystkimi swoimi
naj�wietniejszymi
relikwiami...
III
W�ska i kr�ta ulica Garbarska ton�a w mroku, min�a dziesi�ta i dzwon Noguette
na wie�y
Wielkiej Bramy dawno ju� oznajmi� czas gaszenia �wiate�. Nie wszyscy mieszka�cy
Saint-
Malo przejmowali si� tym, wielu w��czy�o si� po nocach, lekcewa��c prawa i
zakazy co raz
to og�aszane przez biskupa i garnizon miejski. Najwi�cej szynk�w skupia�o si�
wok� Wielkiej
Bramy, stamt�d te� przez ca�� d�ugo�� zacisznej ulicy, przy kt�rej sta� dom
Trublet�w,
dociera�y do� niekiedy odg�osy bijatyki i wrzawa.
Tej nocy w domu przy ulicy Garbarskiej nie zgas�o �wiat�o o wyznaczonej
godzinie. W nisko
sklepionej izbie ta�czy�y odblaski p�omieni czterech �wiec �elaznego kandelabra,
o�wietlaj�c
j� od bia�ej pod�ogi po brunatne belkowania sufitu. Pod okapem pieca trzaska�y w
ogniu
oczyszczone z popio�u polana i rozpryskiwa�y si� snopy iskier. Bia�e firanki na
sk�adaj�cym
si� z wielu szyb oknie, dwie szafy i kufer z rze�bionego drewna �wiadczy�y o
zamo�no�ci
mieszka�c�w tego domu. Na d�bowym stole sta� g�siorek ze �wie�o �ci�ganym
antylskim
winem i puchary.
Siedzieli przy nim dwaj m�czy�ni, jednym z nich by� Malo Trublet, stary rybak,
g�owa
rodziny, drugim � jego syn Tomasz. Dwie kobiety, matka i c�rka, zaj�te by�y
niewie�cimi
czynno�ciami � Perryna szy�a, Wilhelmina prz�d�a � lecz nie przeszkadza�o im to
uwa�nie
ws�uchiwa� si� w relacj� m�odego marynarza. Kuku�ka na drewnianym cyferblacie
zegara
dawno ju� wy�piewa�a godzin� dziesi�t�, gdy rozleg�o si� pukanie do drzwi. Nie
by�a to pora
sk�adania ani przyjmowania wizyt, wi�c Malo Trublet zawaha� si� kilka sekund.
Zanim podszed�
do drzwi, aby otworzy� zakratowane okienko, spokojnie zdj�� wisz�c� na �cianie
ci�k�
rusznic� i zapali� jej lont.
� Kto tam? � zapyta� przygotowany na najgorsze.
� Wasz s�siad z ulicy Vicairerie � us�ysza� spokojny g�os.
Zdziwiony Malo Trublet od�o�y� rusznic�.
� Otw�rz! � powiedzia� do Tomasza, kt�ry patrzy� na niego pytaj�co.
W drzwiach zarysowa�a si� sylwetka wysokiego, t�giego m�czyzny, kt�rego d�o�
spoczywa�a
na r�koje�ci wielkiej szpady.
� Pan Danycan?! � wykrzykn�� zdumiony Tomasz.
Gaultier Danycan, pan Closdore, m�odszy brat pana de l�Espine, z pewno�ci� nie
by� najbogatszym
z armator�w w Saint-Malo, lecz �aden z nich nie dor�wnywa� mu w sprycie, odwadze
i szcz�liwych przedsi�wzi�ciach. Kiedy� p�dzi� beztroskie �ycie darmozjada na
koszt
swego starszego brata, lecz w ko�cu znudzi�o mu si� to i, wykorzystawszy
sprzyjaj�cy moment,
w por� zaryzykowa� na morzu ca�� swoj� skromn� sched�. P�niej podwaja� stawki.
A
�e korsarstwo nast�powa�o nieuchronnie po handlu jak wojna po pokoju, i ka�de
przedsi�wzi�cie
dorzuca�o co� do kiesy awanturniczego kawalera, Gaultier Danycan, cho� jeszcze
m�ody, zacz�� si� zalicza� do najznaczniejszych mieszczan Saint-Malo.
Spodziewano si�, �e
fortuna jego wkr�tce za�mi najs�awniejsze w mie�cie, a mo�e nawet w ca�ej
prowincji.
Wszed� do izby u�miechaj�c si� szeroko i wkr�tce zr�cznymi komplementami i
dowcipami
rozweseli� ca�y dom, teraz pi� ze swego pucharu, zachwycaj�c si� doskona�o�ci�
s�awnego
wina, zrabowanego niegdy� na galeonie hiszpa�skiego kr�la. Wszyscy czekali, aby
objawi�
cel swojej wizyty, wiadomo by�o przecie�, �e taki jak on cz�owiek nie b�dzie
niepokoi� siebie
i innych po nocy jedynie dla wypicia antylskiego wina i opowiadania dykteryjek.
Danycan
zreszt� m�wi� tylko to, co wypada, aby okaza� si� dworskim. Kiedy wi�c ju�
dope�ni� ceremonia�u,
przyst�pi� do rzeczy.
� Pragn��bym, aby�my wszyscy zachowali dla siebie to, o czym chc� tu powiedzie�.
� Odpi��
pas i po�o�y� szpad� na stole najwyra�niej przysposabiaj�c si� do d�u�szej
pogaw�dki.
Potem opar� si� �okciami o blat sto�u i zwr�ci� si� do Tomasza, patrz�c mu
badawczo w oczy:
� Opowiedz mi szczerze i bez wykr�t�w przebieg dzisiejszej rozmowy z Julianem
Grav�m.
Co ci tw�j armator zaproponowa�?
Danycan nie spuszcza� oczu z marynarza. Zaiste, trudno by�oby k�ama� pod
kontrol� tych
przenikliwych �renic, kt�re zdawa�y si� dociera� do najbardziej sekretnych my�li
rozm�wcy.
Lecz Tomasz Trublet wcale nie zamierza� tego czyni�. Ca�y jego gniew, z trudem
st�umiony
przed godzin�, znowu nape�ni� mu serce i �cisn�� go za gard�o, tak �e nie m�g�
wym�wi� ani
s�owa, tylko por�cze fotela zatrzeszcza�y w jego kurczowo zaci�ni�tych d�oniach.
Danycan
oboj�tnie obserwowa� jego furi�.
� Uspok�j si� � rzek� po chwili. � Powiem otwarcie: widzia�em si� z panem Grav�m
po
waszej rozmowie. Tomasz spojrza� pytaj�co spod �ci�gni�tych brwi.
� No c�. Zakpi� z ciebie tw�j armator... a raczej usi�owa� zakpi�, prawda?
Powiedz mi
tylko, czy podpisa�e� ju� kontrakt?
� Nie � wybe�kota� Tomasz.
� Znakomicie! Jeste� wi�c wolny � ucieszy� si� Danycan. � A kt�ry okr�t chce
Grav�
uzbroi� na miejsce �Wielkiej Tyfeny�?
� �Zalotnic�.
� To by� najstarszy z jego okr�t�w ju� przynajmniej pi�tna�cie lat temu. M�j
dziadek by�
�wiadkiem, jak go spuszczano na wod�... Dwana�cie godzin dziennie b�dziesz
sp�dza� na nim
przy pompach, a przez reszt� dnia modli� si� do swego patrona, aby ci� strzeg�
od sztormu.
Tomasz przyzna� w duchu racj� Danycanowi, a ten kontynuowa�:
� W dodatku, ch�opcze, ten kape� nie dostanie si� pod twoj� komend�. Na tej
ca�kiem
zmursza�ej �Zalotnicy� b�dziesz tylko porucznikiem, niczym wi�cej. Porucznikiem
z prawem
do o�miu cz�ci4. Czy wiesz, kto zostanie kapitanem?
Tomasz nie odpowiada�.
� Stary Quintin, kt�ry przez ca�e swoje �ycie nie m�g� nigdy wyj�� z Dobrego
Morza, a�eby
nie zaczepi� po drodze o wszystkie statki stoj�ce na kotwicy od Ravelinu do
Talards!...
Tego cz�owieka b�dziesz musia� s�ucha� ty, przed kt�rym dr�a� Ruyter! A to
dlatego, �e Grav�
boi si� ciebie, boi si�, aby nie wybuja�y ponad miar� twoja odwaga i twoje
m�stwo. On nie
lubi wojny, a ty w niej zasmakowa�e�... Tak wygl�da sprawa!... Jako kapitan
bi�by� si� dzielnie,
siek�by� wroga, ale i on nie szcz�dzi�by ci raz�w. A Julian Grav� dr�y o swoje
drewno, o
swoje liny i p��tno. Chce jak najwi�cej zyska�, ale boi si� ryzykowa�. Quintin
b�dzie tam po
to, aby swoim rozs�dnym tch�rzostwem powstrzymywa� ci� od zbytniej gorliwo�ci w
walce.
I zaoszcz�dzi ci zbytnich k�opot�w, b�d� tego pewien! Oho, t�uste k�ski przejd�
ci ko�o nosa!
Te mo�na zdoby� tylko przy pomocy armat, a Quintin b�dzie chcia� za wszelk� cen�
unikn��
kanonady... B�dziesz za to �apa� drobne rybki. Na morzu holenderskim nie brak
po�awiaczy
�ledzi...
W miar� trwania tej przemowy krew odp�ywa�a z policzk�w Tomasza. Twarz jego,
pocz�tkowo
szkar�atna z w�ciek�o�ci, stawa�a si� coraz bledsza, a� w ko�cu przybra�a odcie�
zielonkawy. Obserwuj�cy t� niepokoj�c� przemian� Danycan uzna�, �e nadszed�
w�a�ciwy
moment, aby ujawni� swoje zamiary. Wsta� i po�o�y� szerok� d�o� na ramieniu
marynarza.
� Dosy� gadania � rzek�. � Powiedzmy sobie otwarcie: tw�j Grav�, jego
�Zalotnica� i
Franciszek Quintin � to wszystko nie dla ciebie. Jestem pewien, �e bardziej
odpowiada�by ci
inny armator i inny statek. Co o tym s�dzisz?
Tomaszowi nagle powr�ci� spok�j. Patrzy� na Danycana ze skupion� uwag�.
� Ot� ko�cz� � powiedzia� szlachcic � ...inny armator to ja, inny statek to
moja �Pi�kna
�asica�. Rzu� tego sk�pca i zaokr�tuj na moj� fregat�. Potrzebuj� takich
ch�opc�w jak ty, a i
ty potrzebujesz takiego jak ja armatora!
Wzrok ich skrzy�owa� si�, Danycan z zadowoleniem zauwa�y�, �e Tomasz odzyska�
ju�
zimn� krew.
� Doceniam zaszczyt, jaki mnie spotyka � odezwa� si� marynarz g�osem spokojnym,
niemal
uroczystym. � Pa�ska �Pi�kna �asica� jest fregat� bez por�wnania lepsz� od
�Zalotnicy�
Juliana Grav�go. Co zatem pan mi konkretnie proponuje?
Danycan opar� zaci�ni�te pi�ci na d�bowym stole.
� Proponuj� ci, aby� wst�pi� na s�u�b� do mnie jako kapitan z prawem do dwunastu
cz�ci
i przej�� komend� na przygotowanej do wyprawy �Pi�knej �asicy�, kt�ra to fregata
jest wyposa�ona
w dwadzie�cia osiemnastofuntowych dzia� i stuosobow� za�og�.
Tomasz wsta� r�wnie�, spojrza� na starego Malo, potem na matk� Perryn� i
zwracaj�c si�
znowu twarz� do armatora powiedzia� kr�tko:
� Zgoda.
� Oto moja d�o� � powiedzia� Danycan.
I w ten oto spos�b zosta�a zawarta umowa, kt�ra mia�a zadecydowa� o ca�ej
przysz�o�ci
Tomasza Trubleta.
4 Zdobycz korsarsk� dzielono na trzy cz�ci: mi�dzy za�og�, armatora i dostawc�.
Przydzia� nale�ny za�odze
dzieli� si� zn�w na cz�ci: marynarz, w zale�no�ci od sta�u, otrzymywa� jedn�
ca�� cz�� lub jej po�ow�, podoficer
lub oficer dwie, trzy lub cztery cz�ci, kapitan mia� prawo do dwunastu cz�ci,
a jego porucznik do o�miu
(przyp. aut.).
(przyp. aut.).
IV
� Pos�uchaj uwa�nie � m�wi� Danycan � bo p�niej nie b�dziemy mieli wiele czasu
na pogaw�dki,
zwa�ywszy, �e chcia�bym widzie� nasz� fregat� rozwijaj�c� �agle ju� w najbli�sz�
niedziel�, masz wi�c do dyspozycji cztery dni...
� Kiedy zd��ymy j� uzbroi�? � przerwa� Tomasz.
� Powiedzia�em przecie�, �e wszystko jest gotowe i okr�t m�g�by podnie�� kotwic�
przy
najbli�szym przyp�ywie. B�dziesz mia� zdolnego porucznika. Jest nim Ludwik
Gu�nol�, syn
kowala z ulicy Herse. Znacie si� przecie�.
Malo Trublet zdziwiony podni�s� g�ow�.
� Ludwik Gu�nol�? Czy on nie jest za m�ody na tak� funkcj�?
� Za m�ody?! � krzykn�� Danycan i uderzy� d�oni� po r�koje�ci szpady, kt�ra
wyda�a cichy
brz�k. � Fortuna jest dziewk� i tylko m�odzi potrafi� jej w por� podkasa�
kiecki! Czy uwa�acie
mo�e, �e trzeba mie� szpakowat� brod�, by zajmowa� si� korsarstwem? Z wyj�tkiem
kilku
starych wilk�w morskich, umiej�cych sobie doskonale radzi� na noku rei podczas
sztormu,
chc� mie� m�od� za�og�. Moja fregata ma wr�ci� z wyprawy nape�niona z�otem!
Tu spojrza� na Tomasza i napotka� jego b�yszcz�cy wzrok.
� Tak wi�c � kontynuowa� po chwili � fregata jest przygotowana do wyprawy,
zreszt� je�li
b�dziesz chcia� wprowadzi� jakie� zmiany, masz na to cztery dni. A teraz
najwa�niejsze: nie
wysy�am ci� na morze holenderskie, aby� tam napada� na spokojnych rybak�w lub
by� atakowany
przez Ruytera. Sam kr�l wojuje teraz przeciw Zjednoczonym Prowincjom nie na
terenie Holandii, lecz w Alzacji, zapuszczaj�c si� nawet w g��b Niemiec.
Zamierzam go na�ladowa�!
I nie przy wej�ciu do dziur tych holenderskich szczur�w b�dzie czatowa�a �Pi�kna
�asica�! O�mielaj� si� nazywa� �wo�nicami morza�! Na morzach i oceanach statki
ich oddaj�
dumnie salw�, jak gdyby wszystkie s�one wody do nich nale�a�y! Na przyk�ad w
Indiach
Zachodnich, gdzie nie wiem, czy jest cho� skrawek holenderskiej ziemi, jakby na
przek�r
wszystkim traktatom wsz�dzie powiewa tr�jkolorowa5 flaga na statkach
przewo��cych �adunki,
kt�re powinny nale�e� do nas, poddanych kr�la Francji, lub naszych przyjaci�,
poddanych
kr�la Hiszpanii lub Anglii. Musisz ukr�ci� t� zuchwa�o��!
� A wi�c do Indii Zachodnich? � raczej stwierdzi� ni� zapyta� Tomasz.
� Tak. Na Antyle. Tam si� w�a�nie udasz i rzucisz kotwic� u wybrze�y Tortue. To
jedna z
tamtejszych wysp. Od tego momentu pozostawiam ci pe�n� swobod� poczyna�. A
g��wny ich
cel mo�na sformu�owa� kr�tko: opr�nia� okr�ty nieprzyjacielskie, nape�nia�
sw�j...
Zapanowa�o milczenie. Malo Trublet ze zmarszczonymi brwiami czyni� wysi�ki, aby
wyobrazi�
sobie te legendarne Antyle, gdzie nie dotar� nawet podczas swych najbardziej
awanturniczych
po�ow�w. Na twarzach kobiet malowa� si� przestrach. Lecz o ile Wilhelmina
pociesza�a
si�, widz�c oczami wyobra�ni te cudownie barwne papugi, ma�py i inne niezwyk�e
zwierz�ta, kt�re brat zapewne przywiezie z wyprawy � o tyle Perryna, jak to
zwykle matki,
widzia�a ju� tylko gro�ne sztormy, katastrofy na morzu, rekiny, kanibali i
wszelkie choroby.
Co do Tomasza, to pogr��y� si� w g��bokiej zadumie, lecz po jego minie nietrudno
by�o zauwa�y�,
�e s�owa przedsi�biorczego armatora trafi�y na w�a�ciwy grunt. Wkr�tce jednak
ockn��
si� i zapyta� przytomnie:
� Jakie mam szanse, a jakie jest ryzyko? � Po czym doda� wyja�niaj�co: � Nie
znam sytuacji,
jaka panuje na Antylach.
Gaultier Danycan ze zrozumieniem pokiwa� g�ow�.
� Ja r�wnie� nie znam jej zbyt dok�adnie. Nic nie szkodzi, zorientujesz si� na
miejscu.
Najog�lniej sprawa przedstawia si� tak: na wyspach tych znajduj� si� Francuzi,
Anglicy i
5 Chodzi tu o flag� holendersk� � czerwono-bia�o-niebiesk�. Flaga morska Francji
a� do 1789 r. by�a bia�a
Hiszpanie, kt�rzy maj� prawo tam by�, i Holendrzy, kt�rzy tego prawa nie maj�.
San Domingo
jest na p� francuska, na p� hiszpa�ska, Jamajka od jakich� dwudziestu lat
angielska, jest
jeszcze hiszpa�ska Kuba. Tortue to wyspa niewielka, lecz obszar nie jest rzecz�
najwa�niejsz�,
o czym my, mieszka�cy Saint-Malo, powinni�my wiedzie� najlepiej, skoro nasze
miasto
robi w �wiecie wi�cej ha�asu, ni�by si� tego mo�na by�o spodziewa� po jego
wielko�ci. Podobnie
Tortue ma s�aw� g�o�niejsz� ni� Jamajka, San Domingo i Kuba razem wzi�te. To
prawdziwa stolica Antyli i dlatego tam rzucisz kotwic�, gdy� tam najlepiej si�
zorientujesz we
wszystkich sprawach.
� Wnioskuj� z tego, �e Tortue nale�y do Francji � powiedzia� Tomasz.
� Oczywi�cie � przytakn�� Danycan. � Kr�l ustanowi� tam swego gubernatora.
Gubernatorem
Jego Kr�lewskiej Mo�ci na Tortue i San Domingo jest, wed�ug ostatnich wie�ci,
jakie do
mnie dotar�y, pan d�Oregon, o kt�rym m�wi si� z szacunkiem. Te wiadomo�ci
pochodz� z
1666 roku, kiedy to gubernator Martyniki, kt�ry jest moim krewnym, przyby� na
dw�r, na
rozkaz pana de Turenne, aby zda� spraw� ze swych rz�d�w. Bez w�tpienia Tortue
bardziej
francusk� by� nie mo�e... Cho� na wyspie tej rozkazy kr�la nie zawsze bywaj�
pos�usznie
wype�niane...
Zdziwiony Tomasz Trublet spojrza� na Danycana pytaj�co.
� Nie dziw si� temu. Tortue jest przede wszystkim lennem i ojczyzn� korsarzy i
to tych
najzuchwalszych. Uwa�aj� oni, �e powinni mie� pewne prawa do wzgl�d�w Jego
Kr�lewskiej
Mo�ci i korzystaj� z nich. Post�puj tak jak oni.
Na szerokiej i rumianej twarz Tomasza, gdzie jak �wie�a krew ja�nia�a uko�na
blizna, narysowana
holendersk� szabl�, zjawi� si� nag�y u�miech.
� S� to flibustierzy6 � odpar� Danycan. � Zapami�taj dobrze t� nazw�. Po niej
poznasz
tych, kt�rzy j� nosz�.
Od pewnego czasu stoj�c, szlachcic zaj�ty by� zapinaniem swego pasa. Zawiesiwszy
szpad�
u boku, sprawdzi�, czy ostrze siedzi lu�no w pochwie, aby z �atwo�ci� je w
ka�dej chwili
wyci�gn��. Pomimo stra�y napady w nocy nie by�y rzadko�ci�. Gaultier Danycan,
owijaj�c
si� w p�aszcz, zostawi� praw� r�k� woln� � na wszelki wypadek.
� A wi�c, moi kochani rzek� � do zobaczenia i �ycz� dobrej nocy pod opiek�
�wi�tego
Wincentego, patrona naszego miasta. Malo � zwr�ci� si� do ojca Tomasza � jak
tylko tw�j
syn wr�ci z wysp, napijemy si� wina r�wnie dobrego jak to, kt�re pili�my
dzisiejszego wieczoru.
Ca�uj� r�ce pa�. Do jutra, m�j ch�opcze, je�eli B�g pozwoli.
Wyszed�.
W domu przy ulicy Garbarskiej zapanowa� spok�j. Jak przystoi dzieciom, pierwsi
Tomasz
z Wilhelmin� udali si� po drewnianych schodach do swoich pokoi, potem posz�a
Perryna, a
Malo, g�owa rodziny, zgasi� wreszcie ostatni� ze �wiec �elaznego kandelabra,
sprawdziwszy
przedtem gruntownie, czy przy drzwiach wszystko jest w porz�dku: zamek, zasuwa
�elazna,
podw�jna zapora.
Po czym wszystko ucich�o.
P�niej, w�r�d tej ciszy rozleg� si� lekki szmer krok�w, stawianych mi�kko,
ukradkiem,
zg�uszonych, aby nie obudzi� staruszk�w. W niskiej izbie zaja�nia�o ��te
�wiat�o latarki. To
Tomasz, ca�kowicie ubrany, gotowy do nocnej w��cz�gi, przemkn�� si� do pokoiku
siostry i
teraz stali obok siebie cichutko si� �miej�c. Ju� nie od dzisiaj Wilhelmina
pomaga�a bratu w
jego nocnych wycieczkach. Jeszcze zanim osi�gn�� dwudziesty rok �ycia � a ona
nie mia�a
6 Nazwa pochodzi z franc. Flibustier, od hol. vrijbuiter � dos�. wolny �upie�ca.
Kompanie pirat�w i korsarzy,
nazywaj�cych siebie tak�e Bra�mi Wybrze�a, lub niekiedy Rycerzami Fortuny czy
Awanturnikami. Flibustierzy
grasowali w XVII i XVIII w. u wybrze�y kolonii hiszpa�skich w Ameryce
Po�udniowej, w walce z Hiszpanami
korzystali z protekcji Anglii i Francji (przyp. red).
w�wczas nawet pi�tnastu lat � ju� wtedy Tomasz wymyka� si� ka�dej nocy z domu,
aby biec
do szynk�w lub w inne sobie tylko znane miejsca. Zapewne nie by�by to pi�kny
wiecz�r po
takim dniu � dniu, w kt�rym zamieni� srebrny gwizdek, znak bosmana, na kapelusz
z pi�rami
i szpad� � gdyby kapitan Tomasz Trublet poszed� spa� razem z kurami, nie
obieg�szy przedtem
miasta i nie u�cisn�wszy r�k swych dobrych, wypr�bowanych druh�w.
� Id� wi�c � rzek�a dziewczyna. � Ale ani mi si� wa� ha�asowa�, jak b�dziesz
wraca�. Rzu�
piaskiem w moje okno, us�ysz� na pewno i pobiegn� ci otworzy�.
twoimi lud�mi!
V
W szynku przy Wielkiej Bramie marynarze Juliana Grav�go jeszcze pili, �adnego z
nich
� Jak si� macie, ch�opcy! � zawo�a� weso�o. � Jestem, jak zapowiedzia�em. Kto mi
zrobi
tam nie zabrak�o. Wchodz�cego Tomasza Trubleta powitano g�o�nymi okrzykami.
miejsce?
Przekroczy� dwie �awki, potem st�. Pochwa jego szpady uderzy�a w pe�n�
szklanic� i
przewr�ci�a j�.
� Do diab�a! � zakl�� pijak. � Trublet, twoja szpada ma pragnienie.
Tomasz za�mia� si�. Jaki� cz�owiek, siedz�cy w g��bi knajpy w otoczeniu innych,
podni�s�
si� ze swego sto�ka.
� Szpada? � powiedzia�. � E, c� to? Szlachcic tutaj o tej porze?
Tomasz, kt�ry ju� zd��y� usi���, gwa�townie si� podni�s�.
� Kto� mnie wo�a? � zapyta� zaczepnie.
Lecz tamten, rozs�dny, uwa�a� za stosowne nie odpowiedzie�. Tak wi�c Tomasz zn�w
usiad�, a jego ch�opcy, otoczywszy go, wznie�li szklanice:
� Wiwat! Trublet, poka� nam, jak si� pije!
Pi�. Potem, kiedy s�u��ca przynios�a nowy g�siorek, uda�, �e pas go kr�puje i
odpi�� go,
k�ad�c szpad� na stole � jak to widzia� niedawno u Danycana.
� Psiakrew! � zakl�� � ma pragnienie czy nie, szpada te� zas�uguje na swoj�
porcj� wina,
jest to bowiem ta sama, kt�r� nosi� kapitan Wilhelm Morvan. I, zaiste, robi� z
niej dobry u�ytek.
� Ty tak samo! � krzyczeli ch�opcy. � Wina dla szpady!
Jedni m�wili: �szpada Wilhelma Morvana�, a drudzy: �szpada Tomasza Trubleta�.
Zadowolony
Tomasz uderzy� po stalowej r�koje�ci, wci�� na�laduj�c Danycana.
� Wi�c tak! � powiedzia�, patrz�c w g��b szynku. � Szpada jest moja, jak to
wszyscy m�wicie,
prawem dziedzictwa. I, r�wnie� w randze kapitana, b�d� si� ni� pos�ugiwa� jak
jej poprzedni
w�a�ciciel. A �kto na ni� szemrze, r�wnie� niech b�dzie; takie moje �yczenie!� �
zacytowa�
z emfaz� dumn� dewiz�, jak� ksi�na Anna kaza�a wyry� na granicie swego zamku.
Rozleg�y si� okrzyki: hurra! Jeden z energiczniejszych ch�opc�w uderzy� w�ciekle
pi�ci�
w st�.
� Za pomy�lno��! � zarycza� podnosz�c w g�r� szklanic�. � Za kapitana Tomasza!
Jaki� g�os, nie wiadomo sk�d, zapyta�:
� Kapitana? Czy on jest naprawd� kapitanem?
� Jestem nim! � rzek� Tomasz dumnie. � �Kto szemrze...�
Lecz nikt nie szemra�, a nawet przeciwnie. W ca�ej grupie marynarzy z �Wielkiej
Tyfeny�
rozszala� si� ha�a�liwy entuzjazm.
� Doskonale! �wietnie! � krzyczano ze wszystkich stron. � Rozkazuj, kapitanie! i
jazda na
Holendr�w! Niech �yje Kr�l! �mier� Ruyterowi! Tomaszu, we� nas na sw�j pok�ad,
jeste�my
� Diabe� mnie b�dzie b�ogos�awi� � zakl�� Tomasz � je�eli was nie wezm�, was
wszystkich,
kt�rzy�cie si� niedawno tak dzielnie spisali!
� Kiedy podniesiesz kotwic�? � zapyta� jeden z mniej pijanych.
� Jutro, je�eli zechc�! � odpar� rezolutnie Tomasz.
W tej chwili pomi�dzy lud�mi, kt�rzy pili w g��bi szynku, powsta� sp�r:
� Sied��e! � radzi� jeden z nich, ten sam, kt�ry dopiero co wy�miewa� si� ze
szpady Tomasza
Trubleta. � Sied� i uwa�aj, co b�dzie dalej. Nie widzisz, �e on jest pijany?
� Tak! � potwierdzi� kto� inny. � I zobacz, w jakim jest bojowym nastroju!
Ale cz�owiek, kt�ry si� podni�s�, nie ust�pi� swym towarzyszom.
� Czy ma nastr�j taki, czy inny � rzek� � jest mi wszystko jedno. S�ysza�e� go,
jak m�wi� o
podniesieniu jutro kotwicy? Musz� z nim pom�wi� jeszcze tego wieczoru i, pijany
czy nie,
musi ze mn� m�wi�.
� Wincenty, wariacie! O czym ty my�lisz? Nie szukaj zwady...
� Czy m�wi�em o zwadzie? Nie! To nie ja szukam zwady, kln� si� na Naj�wi�tsz�
Panienk�!
Wci�� stoj�c, cz�owiek ten wyrwa� si� z r�k, kt�re go chcia�y zatrzyma�. Id�c do
sto�u
ch�opc�w z �Wielkiej Tyfeny�, podszed� a� do Tomasza Trubleta i po�o�y� mu d�o�
na ramieniu.
� Tomaszu! � powiedzia� g�osem bardzo spokojnym, chocia� g�uchym i nieco
ochryp�ym.
Zapanowa�a cisza. Cz�owiek, kt�ry podszed� do Tomasza, nie m�wi� g�o�no. Pomimo
to
us�yszano go doskonale, bez w�tpienia z powodu tego szczeg�lnego g�osu, jaki
posiada�. Nikt
z pij�cych nie my�la� ju� krzycze� ani �piewa�, sta�o si� bowiem nagle dla
ka�dego oczywiste,
�e nie czas teraz na pijatyk� i �e stanie si� oto rzecz powa�na.
Tomasz za� poruszy� si� niespokojnie na sto�ku. Zdawa�o si�, i� zaskoczony w ten
spos�b
w rozgwarze pijatyki i po�r�d swych marynarzy, rzuci si� z ca�� wrodzon�
gwa�towno�ci� na
tego, kt�ry przerwa� zabaw�. Podni�s� si�, �ciskaj�c pi�ci.
Lecz, zobaczywszy tego cz�owieka i poznawszy go, opanowa� si� w jednej chwili,
usiad� i
uspokojony roze�mia� si� g�o�no.
� C� to! � rzek�. � To ty, Kerdoncuff? C� ty tam robisz w tym k�cie, zamiast
przyj�� tutaj
pi� razem z nami?
Uspokojone zgromadzenie przytakn�o ha�a�liwie. Tylko Wincenty Kerdoncuff nie
przy��czy�
si� do tego zespo�u.
� Tomaszu � odezwa� si� po chwili � jeste� z pewno�ci� dobrym kompanem i
dzi�kuj� ci
za zaproszenie. Lecz nie chodzi tu wcale o picie, mam do ciebie spraw� i to
spraw� powa�n�.
Ot� niedawno powiedzia�e�, �e jutro, by� mo�e, podniesiesz kotwic� i udasz si�
na morze?
� Powiedzia�em to.
� A wi�c trzeba, aby�my jeszcze tego wieczoru porozmawiali, je�eli B�g pozwoli,
po dobrej
przyja�ni.
Tomasz, przed chwil� rozbawiony i krzykliwy � w gruncie rzeczy nie wypi� nawet
jeszcze
czwartej cz�ci tego, co nale�y wytr�bi�, aby by� porz�dnie podchmielonym �
teraz spowa�nia�.
� Po dobrej przyja�ni? � powt�rzy� ch�odniej ni� Wincenty, jakkolwiek ten
ostatni nie
k�ad� ju� w t� przyja�� wielkiego uczucia. � Po przyja�ni? Je�eli tak jest
rzeczywi�cie, a ja w
to mocno wierz�, po kiego diab�a mamy sobie psu� noc i odrywa� si� od tego
miejsca, gdzie
wino wcale nie jest najgorsze? Porzu� lepiej t� my�l, siadaj tam i m�w, o co
chodzi.
Wincenty Kerdoncuff potrz�sn�� g�ow�:
� Nie! To niemo�liwe. Tylko my dwaj, ty i ja, i nikt wi�cej, mo�emy o tym m�wi�.
Chod�
wi�c st�d � dok�d chcesz, ale sam.
Tomasz podni�s� si�, nie pr�buj�c wi�cej protestowa�, lecz uczyni� to tak
brutalnie, �e ca�y
st� si� zatrz�s� i poprzewraca�o si� wiele szklanic.
� Do pioruna! � zawo�a� spogl�daj�c na swoich ch�opc�w � wobec tych ludzi rzadko
mam
tajemnice. I wszyscy s� mi �wiadkami, �e tym razem, je�eli przed nimi co�
ukrywam, to nie ja
tego chcia�em.
Ch�opcy poruszyli si� na to wezwanie, a kilku z nich zamrucza�o do�� g�o�no.
Jeden
krzykn�� nawet:
� �mier� Ruyterowi i �mier� wszystkim, kt�rzy czyhaj� na nasz� zgub�, tu, jak i
gdzie indziej!
� Cicho tam! � rozkaza� Tomasz do�� mi�kko. Nieco zaskoczony, Wincenty
Kerdoncuff
powiedzia� z podziwem:
� Jeste� wielce popularny, przyjacielu.
Gotuj�c si� do wyj�cia Tomasz nie zapomnia� przypasa� szpady kapitana Wilhelma
Morvana � i to wci�� tym samym gestem, jaki widzia� u Danycana w swoim domu.
mnie wys�ucha�.
VI
Wyszed�szy pierwszy zatrzyma� si� zaraz na progu szynku i zwr�ci� si� twarz� do
Wincentego
Kerdoncuffa, kt�ry szed� za nim.
� A wi�c? � zapyta�, got�w do rozmowy.
Lecz Kerdoncuff, nie tak pr�dki, wskaza� r�k� na koniec ulicy.
� Chod�my dalej, tu pod drzwiami jest za du�o ludzi i m�g�by nas kto
pods�ucha�...
Rzeczywi�cie, G��wna Ulica by�a ulic� bardzo o�ywion�. Ca�e nocne �ycie Saint-
Malo
skupia�o si� tutaj i tutaj to w�a�nie po godzinie gaszenia �wiat�a spotykali si�
i gromadzili
wszyscy, kt�rzy chcieli si� zabawi�, napi�, pohula�, nagada� � szajki dobrych
kompan�w,
postrach spokojnych ludzi i najwi�kszy k�opot sier�ant�w stra�y. Do�� szeroka i
prawie prosta,
ulica ta mia�a wygl�d niebrzydki i nie przypomina�a wcale tych rozb�jniczych
kr�tych
zakamark�w, jakie si� spotyka w innych miastach i jakie s� dobrze znane pod
nazw� piekielnych
zau�k�w. Lecz habit nie czyni mnicha. I G��wna Ulica Saint-Malo tylko z pozoru
budzi�a
zaufanie, w istocie za� przy niej to od wa��w do dzielnicy biskupiej mie�ci�o
si� pi�tna�cie
do dwudziestu lokali, stoj�cych otworem w dzie� i w nocy dla wy�ej wspomnianych
kompan�w, ch�tnie osuszaj�cych szklanice, zalecaj�cych si� do dziewcz�t,
graj�cych w karty
i potem tocz�cych mi�dzy sob� bijatyki.
� Chod�my dalej! � powiedzia� Wincenty Kerdoncuff.
� Chod�my! � zgodzi� si� Tomasz.
Przeszli zatem ca�� G��wn� Ulic� a� do Biskup�wki, p�niej, skr�caj�c na prawo,
poszli
ulic� Croix du Fief, a nast�pnie ulic� �wi�tego Jana z Grille a� do mur�w Trzech
Cmentarzy.
Wincenty chcia� i�� jeszcze i kierowa� si� w stron� p�nocnego wa�u, lecz Tomasz
os�dzi�, �e
ju� dalej i�� nie trzeba.
� Po kiego diab�a! � rzek�. � Widzisz przecie�, �e nie ma tutaj ani
niepotrzebnych oczu, ani
niepotrzebnych uszu?
Miejsce by�o istotnie ca�kiem wyludnione. Zamieszka�a cz�� miasta ju� dot�d nie
si�ga�a;
poza niskimi domkami niezbyt d�ugiej ulicy Kardynalskiej Kerdoncuff i Trublet
mogli dostrzec
mur pa�acu Quic-en-Groigne i s�ysze� niewyra�ny poszum fal morza.
� M�w wi�c wreszcie, o co chodzi � powiedzia� Tomasz. � A mo�e wola�by�,
a�eby�my
przeszli za ten mur, gdzie mogliby�my prowadzi� rozmow� jeszcze dalej od
wszelkich istot
�yj�cych? � zapyta� ironicznie i wskaza� na mur cmentarny, ni�szy od muru
Biskup�wki.
� Nie! � odpar� Wincenty powa�nie. � Tu w�a�nie mo�emy porozmawia�, je�eli
raczysz
� M�w! � powt�rzy� Tomasz.
Stali twarz� do �rodka ulicy. W miejscach, gdzie zbita ci�ba dom�w rzuca�a g�sty
cie�,
noc zdawa�a si� by� bardzo ciemna. Ale cmentarze by�y jak jeden potr�jny ogr�d,
a poprzez
jego cisy i wierzby ksi�yc rozsiewa� uko�nie swoje promienie. Niskie mury nie
dawa�y wielkiego
cienia, tak �e ulica by�a do�� jasna. Tomasz i Wincenty, wychodz�c z ton�cych w
cieniu
ulic, znale�li si� tutaj twarz� w twarz jak przy �wietle dziennym.
Wincenty Kerdoncuff przyst�pi� do rzeczy:
� Tomaszu, chodzi o moj� siostr� Ann� Mari�... Chc� wiedzie�, jakie masz wobec
niej
zamiary?
G�os jego, jakkolwiek ochryp�y i nieco dr��cy ze wzruszenia, brzmia� pomimo to
ze szczeg�ln�
si��. Tomasz, zaskoczony i wyprowadzony z r�wnowagi, cofn�� si� o krok.
� Twoja siostra? � wybe�kota�. � Twoja siostra? � powt�rzy� jakby nie zrozumia�.
� O co
chodzi? I co ja z ni� mam wsp�lnego?
Lecz Kerdoncuff zbli�y� si� do Tomasza i schwyci� go za r�ce silnym u�ciskiem.
� Zamilcz na Boga! � zawo�a� z nag�� gwa�towno�ci�. � Zamilcz, je�eli chcesz
tylko k�ama�!
Wiem wszystko: ta suka mi powiedzia�a... Ach, tego dnia sk�ra jej nie by�a wiele
warta!
Dlaczego jej nie zabi�em, zadaj� sobie wci�� to pytanie... Ale mniejsza z tym:
teraz chodzi nie
o ni�, lecz o ciebie. Tomaszu, ty j� mia�e�, by�a dziewic�, wi�c odpowiedz mi,
co zamierzasz
z ni� robi� teraz?
Nie puszcza� z d�oni r�k Tomasza. Zreszt� ten nie pr�bowa� ich uwolni�.
� Bo ja wiem? � odezwa� si� zak�opotany i jakby znudzony.� Czy ja wiem? �
powt�rzy�. �
Wincenty, wys�uchaj mnie i nie gniewaj si�, gdy� ca�a ta historia nie jest
�adnym nieporozumieniem.
Skoro siostra ci wszystko wyzna�a, nie widz� powodu, abym milcza�. Tak jest,
posiad�em
j�. Ale nie gwa�tem, przysi�gam ci, przeciwnie, sta�o si� to za jej pe�nym
zezwoleniem.
Zapytaj lepiej jej, kto z nas zacz�� za kim lata�? Kr�tko m�wi�c, w nast�pstwie
tego... �
Tu si� zaj�kn��, ale po chwili kontynuowa� ju� pewniejszym g�osem. � Ponadto,
je�li o mnie
chodzi, nikomu o tym nie m�wi�em. A wi�c w czym tu jest z�o? Nie my�l,
przyjacielu, �e
Anna Maria jest jedyn� dziewczyn�, kt�r� pozbawi�em dziewictwa. Ot�, �adna nie
robi z
tego powodu ha�asu... C� chcesz, siostra twoja jest z tej samej gliny, co inne.
Pozostaw j� w
spokoju i nie zajmuj si� tym wi�cej, to wy��cznie jej sprawa.
Tomasz Trublet westchn�� ci�ko i zadowolony, �e powiedzia� tak wyra�nie to, co
jego
zdaniem nale�a�o powiedzie�, za�mia� si�.
Wincenty Kerdoncuff, milcz�c z�owrogo, pozwoli� mu si� wypowiedzie�. S�ucha� go,
lecz,
by� mo�e, nie rozumia�, pogr��ony ca�kowicie w swoich ponurych my�lach. Obydwaj
m�czy�ni
byli wci�� jeszcze z��czeni ze sob�, d�onie jednego zaciska�y si� wok� r�k
drugiego,
lecz nie zwracali na to uwagi.
Tak wi�c Tomasz Trublet, sko�czywszy m�wi�, za�mia� si�. Wincenty Kerdoncuff,
wytr�cony
z zadumy, us�ysza� ten �miech i w tej samej chwili rozjuszy� si� jak byk, kt�ry
zobaczy
czerwon� p�acht�. Zatrz�s� nim od st�p do g��w tak w�ciek�y gniew, �e uczyni�
jaki� dziwny
skok, potkn�� si� i o ma�o co nie upad�. Kurczowo zaci�ni�te usta nie pozwala�y
mu wyda�
�adnego d�wi�ku. Be�kota� tylko niewyra�nie, wczepiaj�c si� paznokciami w cia�o
przeciwnika,
kt�ry, nagle zaskoczony, nie m�g� na razie stawi� oporu.
� Puszczaj mnie, puszczaj do diab�a!... Do licha, pu�cisz mnie, czy nie, ty
�otrze?
Zacz�li b�jk�. Tomasz by� z pewno�ci� silniejszy. Lecz cz�owiek, opanowany
w�ciek�o�ci�,
mo�e pokona� trzech spokojnych. Wincenty czu� swoj� przewag� i trzyma� zdobycz.
Tomasz, nie mog�c si� uwolni�, zgrabnym ruchem schwyci� r�koje�� szpady i zakl��
znowu:
� Do wszystkich diab��w! Wincenty, je�eli mnie nie pu�cisz, zabij� ci�!
Wincenty zobaczy� ten jego ruch. Wyda� dziki okrzyk, pu�ci� Tomasza, odskoczy� w
ty� i
wyci�gn�� szpad� � wszystko to w mgnieniu oka. W �wietle ksi�yca b�ysn�o nagie
ostrze.
By�o d�ugie i mocne, przeznaczone do walki, a nie takie jak owe zabawki od
parady, jakie,
zreszt� niech�tnie, nosili mieszczanie Saint-Malo. Tomasz ujrza� to ostrze w
niewielkiej odleg�o�ci
od swego gard�a. Zatrzyma� jednak szpad� w pochwie i nawet skrzy�owa� r�ce na
piersiach,
odzyskuj�c nagle spok�j i zimn� krew, jak to zawsze si� z nim dzia�o w obliczu
prawdziwego
niebezpiecze�stwa. Kerdoncuff, zgi�wszy kolano, natar� p�obrotem r�ki.
� No, uderzaj! � powiedzia� z pogard� Tomasz, �miej�c si� znowu, lecz tym razem
ju� innym
�miechem. � Je�eli mnie zabijesz, twoja siostra b�dzie z tego bardzo zadowolona!
Kerdoncuff odst�pi� krok i opu�ci� r�k�. Wci�� z pogard� Tomasz doda�:
� Je�eli chcesz mnie zabi�, dobrze! Je�eli chodzi o co innego, powiedz!
Lecz Wincenty Kerdoncuff nie m�g� m�wi� od razu. Dysza� ci�ko, potem zn�w
zabe�kota�.
Wreszcie odzyska� mow�.
� Czy... czy... po�lubisz... moj� siostr�?
Tomasz Trublet pozosta� z r�kami skrzy�owanymi na piersiach.
� To wszystko? � spyta� ch�odno � to wszystko, co chcia�e� powiedzie�? Szkoda
tylu s��w
dla tak prostej sprawy... Czy po�lubi� Ann� Mari�? Chcesz wiedzie�? Nie, nie
po�lubi� jej.
Nie dlatego zreszt�, aby ona mnie nie chcia�a w tej chwili, ale dlatego, �e ja
jej nie chc�.
Wszelkie g�upstwa mi�dzy nami s� ju� sko�czone. Powtarzam, Wincenty, nie mieszaj
si� w t�
spraw�. Siostra twoja po�lubi, kogo b�dzie chcia�a, bo jest dziewczyn� �adn�,
bogat� i z dobrym
imieniem. Ja za� �adnej nie po�lubi�. To jest moje postanowienie, a zreszt�,
kieruj� si�
tutaj rozs�dkiem: �eni� si� bowiem nie jest rzecz� korsarza.
Wincenty podni�s� zn�w r�k�. Tomasz ujrza� ponownie ostrze szpady na wysoko�ci
swego
gard�a. Niewzruszony, powt�rzy� raz jeszcze, bardzo spokojnie:
� Nie. Nie po�lubi� jej. Nie. Nie!
� Miej si� wi�c na baczno�ci! � wyszepta� Wincenty, ca�y dr��cy z gniewu.
Lecz Tomasz powoli traci� cierpliwo��.
� Sam si� miej na baczno�ci! � powiedzia� nagle, usi�uj�c jeszcze zachowa�
spok�j. � Miej
si� na baczno�ci, boja nie lubi� pogr�ek. I, jak B�g na niebie, nie masz racji!
Wincenty, jak gdyby go nie s�ysza�, stan�� w rozkroku, wysuwaj�c praw� stop�
naprz�d,
jak to czyni� zapa�nicy, gdy zaczynaj� walk�. Jego prawa p�zgi�ta r�ka
wyprostowa�a si�
lekko i dosi�g�a ods�oni�tej piersi Tomasza, kt�ry nie zd��y� si� cofn��. Ostrze
dotkn�o sukna
kaftana.
Wtedy obydwaj razem zacz�li krzycze�.
� O�e� si� z ni� albo zginiesz tutaj! � z najwi�kszym wzburzeniem wo�a�
Kerdoncuff.
A Tomasz, kt�rego zbyt d�ugo hamowany gniew wybuchn�� nagle jak wybucha granat:
� Precz z mojej drogi albo ci� zat�uk�!
To, co si� sta�o potem, nie trwa�o d�u�ej ni� zm�wienie zdrowa�ki. Wincenty
uderzy�, Tomasz
odskoczy� w bok, zbyt p�no jednak�e, aby unikn�� zadra�ni�cia w rami�. W�wczas
zawy� z w�ciek�o�ci, jednym ruchem wyci�gn�� szpad� z pochwy, odbi� ci�cie i
wyci�gaj�c
rami�, trzy razy pchn�� w prawy bok Wincentego, kt�ry bez westchnienia zwali�
si� jak zar�ni�ty
w�.
� Z pewno�ci� ju� nie �yje... � pomy�la�.
VII
Tomasz Trublet sta� przera�ony ze szpad� w d�oni. Z jej opuszczonego ku ziemi
ostrza kapa�y
powoli ciemne krople. Na bruku le�a�o na wznak, ze skrzy�owanymi ramionami,
nieruchome
cia�o Wincentego Kerdoncuffa.
� Naj�wi�tsza Panno Wielkiej Bramy! � westchn�� bezradnie. Otar� odruchowo
zakrwawion�
szpad�, w�o�y� j� do pochwy, potem, kl�kaj�c na ziemi, nachyli� si� nad
pokonanym.
Wszystko na to wskazywa�o. Rana by�a podw�jna, ostrze wepchni�te po r�koje�� pod
praw� pach� wysz�o przez lewe rami�. Krew p�yn�a wielkimi fontannami z obydwu
ran.
Tomasz podni�s� g�ow� Wincentego i opu�ci� j� znowu. Wstrz�s ten bez w�tpienia
poruszy�
jakie� spr�yny w ciele, nagle bowiem zatrzepota�y zsinia�e powieki, a w
przy�mionych
�renicach s�abo zamigota� blask. Zdziwiony Tomasz Trublet nachyli� si� ponownie
nad zastyg��
twarz�. Zadrga�y w�wczas bezkrwiste wargi i Wincenty Kerdoncuff przem�wi�.
� Tomaszu � m�wi� cicho, z najwi�kszym wysi�kiem � to ja ciebie wyzwa�em...
Odejd�
wi�c w pokoju, nie jeste� winien mojej �mierci.
Zakaszla� i krew pop�yn�a mu do warg, kt�re na chwil� sta�y si� podobne do warg
cz�owieka
�yj�cego. Tomasz, widz�c to, zaklina� go, aby milcza�, gdy� ka�de s�owo, wydane
z
tych krwawi�cych ust, przy�piesza�o zbli�aj�c� si� wed�ug wszelkich oznak
�mier�.
Ale Wincenty pomimo to m�wi� dalej:
� Tomaszu, czy po�lubisz moj� siostr�, Ann� Mari�?
W niemal zagas�ych oczach zamigota� �ywy niepok�j. Tomasz, zdziwiony, mimo woli
podni�s� brwi. A Wincenty odpowiedzia� na to nieme pytanie � z wysi�kiem, kt�ry
sprowadzi�
na jego skrwawione wargi czarniawy skrzep krwi.
� Nie powiedzia�em ci wszystkiego... I pope�ni�em wielki b��d... Tomaszu... moja
siostra...
jest brzemienna... od czterech miesi�cy... a to jest akurat czas, kt�ry up�yn��
od twego ostatniego
odjazdu... Tomaszu Trublet... na Boga, kt�ry mnie b�dzie s�dzi�... moja
siostra... ty jeden
j� posiad�e�... dop�ki ciebie nie widzia�a, by�a dziewczyn� rozs�dn�... czy j�
po�lubisz?
�renice jego zn�w si� za�mi�y. Kerdoncuff naprawd� umiera�. Tomasz poczu� w
ca�ym
ciele jakie� dziwne i silne dr�enie. Jego wola, z�amana, os�abiona, rozbita, nie
podtrzymywa�a
go ju� przeciw temu, umieraj�cemu, kt�ry b�aga�. Wincenty ostatnim wysi�kiem
opieraj�c si�
obiema r�kami o bruk, zwr�ci� si� do Tomasza. Wtedy ten, z sercem pokonanym
przez lito��,
przed kt�r� nie m�g� si� obroni�, ust�pi�. Sk�aniaj�c g�ow� na znak zgody,
powiedzia�:
� Dobrze, Wincenty, je�li siostra twoja jest naprawd� brzemienna i je�li sta�o
si� to za
moj� spraw�, po�lubi� j�, przysi�gam na Chrystusa z Ravelinu i Naj�wi�tsz�
Panienk� Wielkiej
Bramy.
Umieraj�cy chcia� co� powiedzie�, ale si�y go opu�ci�y. Drugi czarny skrzep,
wi�kszy ni�
pierwszy, nie m�g� mu przej�� przez gard�o i dusi� go. Obydwie r�ce, wsparte o
ziemi�, os�ab�y,
i cia�o, niczym nie podtrzymywane, upad�o twardo na bruk. Jaki� dreszcz
wstrz�sn��
umieraj�cym. Potem ca�e cia�o zastyg�o.
Tomasz, obna�ywszy g�ow�, prze�egna� si� pobo�nie, a�eby zm�wi� jedyn� znan�
sobie
modlitw� za zmar�ych.
W godzin� p�niej ksi�yc, teraz ju� wysoko na niebie, rozsrebrzy� rz�si�cie
ca�e Dobre
Morze. Tomasz Trublet z wysoko�ci wa�u, g�ruj�cego nad Starym Nabrze�em,
pomi�dzy
wszystkimi, strzelaj�cymi ku niebu, masztami � a stanowi�y one jakby g�sty las �
szuka�
oczami swojej nowej fregaty, �Pi�knej �asicy�, kt�rej po�o�enie w porcie
okre�li� mu Gaultier
Danycan. Znalaz� j�?
� Tak! � pomy�la� � zrobi�em bardzo m�drze, dochodz�c z Wincentym do zgody...
szybko
i skutecznie...
�miertelne szcz�tki Kerdoncuffa zosta�y z �atwo�ci� przeniesione przez niewysoki
mur
Trzech Cmentarzy w pot�nych ramionach Tomasza. Po godzinie zatem trup znajdowa�
si�
tam, gdzie powinny si� znajdowa� trupy. A zaro�la, w�r�d kt�rych Tomasz go
umie�ci�,
mia�y ukrywa� cia�o przez jaki� czas. W ka�dym b�d� razie nie mog�o to trwa�
d�ugo. W
tamtych czasach bowiem takie wypadki nie by�y rzadko�ci�, a garnizon miejski nie
omieszka�
za ka�dym razem robi� wielkiego ha�asu z powodu zabitego cz�owieka, cho�by to
si� sta�o w
uczciwej walce. Sytuacj