2784

Szczegóły
Tytuł 2784
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2784 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2784 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2784 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Terry Pratchett Ciemna strona S�o�ca Prze�o�y� Jaros�aw Kotarski Tytu� orygina�u The Dark Side of the Sun 1 Mo�na jedynie przewidywa�. Charles Sub-Lunar, �wiat�a na niebie s� tylko z�udzeniami Ciep�y wschodni wiatr ko�ysa� suchymi trzcinami. Poranna mg�a nad bagnem zmieni�a si� z oparu we wst�gi i rozp�yn�a. Niewielkie nocne stworzonka powoli si� zakopywa�y w b�oto, a w oddali rozdar� si� ptak, ukryty za resztkami mg�y, w gnie�dzie p�ywaj�cym w trzcinach. Na jednym z du�ych jezior w pobli�u morza trzy delikatne bia�e wiatrop�awy podnios�y papierowe �agle i powoli ruszy�y w stron� rozpoczynaj�cego si� przyp�ywu. Dom czeka� tu� za za�amuj�cymi si� falami, dwa metry pod powierzchni�, oddychaj�c przez sztuczne skrzela. Wiatrop�awy us�ysza� na d�ugo przed tym, nim je zobaczy� wydawa�y d�wi�k podobny do sa� �lizgaj�cych si� po lodzie. U�miechn�� si� rado�nie mia� tylko jedn� szans�, a cz�� ozdobnie wygl�daj�cych macek otaczaj�cych muszl� by�a w dodatku �miertelnie gro�na. Tyle �e on nie b�dzie ju� mia� drugiej szansy. Nigdy. Gdy muszle znalaz�y si� nad nim, wyprysn�� w g�r�, z�apa� za brzeg jednej z nich i natychmiast przerzuci� nogi ponad zielonymi wst�gami. �wiat rozp�yn�� si� w b�bel bia�ej piany, smakuj�cej s�ono i zimnej. Obok przemkn�a jaka� zdesperowana rybka srebrnej barwy. Stwierdzi�, �e le�y na powierzchni g�rnej muszli. Wiatrop�aw dosta� sza�u i zacz�� macha� ko�cianym masztem, kt�ry zatacza� wielkie, powolne �uki. Dom wykorzysta� chwil�, gdy maszt by� z przeciwnej strony, by si� przedosta� skoko-czo�ganiem w pobli�e jego nasady, do bia�ej wypuk�o�ci. K�tem oka dostrzeg� zbli�aj�cy si� cie� i odtoczy� w bok. Maszt wyry� bruzd� w muszli, a gdy go min��, Dom pod��y� za nim, z�apa� w�ze� nerwowy i podci�gn�� si�, macaj�c r�wnocze�nie. Znalaz� w�a�ciwe miejsce i lekko pog�adzi�. Wiatrop�aw przesta� gna� na o�lep przez fale i macha� masztem, kt�ry zako�ysa� si� teraz niepewnie. Dom wci�� g�adzi� w�ze� nerwowy, dop�ki stworzenie si� ca�kowicie nie uspokoi�o. W ko�cu wsta�. Bo wyczyn liczy� si� dopiero, je�li zdo�a si� usta� na wiatrop�awie. Najlepsi po�awiacze dagon�w potrafili kierowa� wiatrop�awami jedynie poprzez dotyk palc�w n�g, czego im od dawna zazdro�ci�. Dlatego te� pilnie obserwowa� z pok�adu rodowej barki, jak w �wi�ta p�yn�li po dwustu, trzystu obok siebie, gdy purpurowe s�o�ce zwane See-Why zachodzi�o w morze. Ich wiatrop�awy by�y na wp� oswojone, ale i tak ta�czenie, �onglowanie pochodniami i skoki, kt�re prezentowali m�odsi, by�y godne podziwu, gdy� ca�y czas utrzymywali swe wierzchowce w doskona�ym szyku. Przykl�kn�� przed w�z�em nerwowym i delikatnymi ruchami skierowa� wiatrop�awa z powrotem przez kr�te rzeki przep�ywaj�ce przez bagno, jeziora poro�ni�te liliami i akweny otwartej wody, na kt�rych unosi�y si� trzcinowe wyspy. Kilka zamieszkiwa�y niebieskie flamingi - na jego widok sycza�y zawzi�cie i dumnie odchodzi�y. Od czasu do czasu spogl�da� w niebo ku p�nocy, szukaj�c czarnych punkt�w oznaczaj�cych maszyny s�u�by bezpiecze�stwa. Nie mia� z�udze� - Korodore w ko�cu go odnajdzie, ale nie odwa�y si� natychmiast dzia�a�: wpierw przez par� godzin b�dzie go starannie obserwowa�. Korodore te� by� kiedy� m�ody, w przeciwie�stwie do Babci, kt�rej zachowanie jednoznacznie wskazywa�o, �e urodzi�a si�, maj�c co najmniej osiemdziesi�tk�. Poza tym Korodore mia� �wiadomo��, �e od jutra Dom b�dzie przewodnicz�cym, czyli z pewnego punktu widzenia jego szefem. Naturalnie nie by�o to w stanie sk�oni� go do odst�pienia od wykonywania obowi�zk�w. Dom w�tpi�, by cokolwiek mog�o zmusi� do tego starego Korodore'a, ale... U�miechn�� si� dumnie, p�yn�c prosto tam, dok�d chcia� - przynajmniej po�awiacze nie b�d� go ju� nazywa� "czarnor�kim", cho� na pe�noprawnego zielonor�kiego jeszcze nie zas�u�y�. Ta ostatnia inicjacja mog�a odby� si� tylko w g��binach podczas ksi�ycowej nocy, gdy dagony unosz� si� ku powierzchni z otwartymi muszlami o kraw�dziach ostrych niczym brzytwy. Wiatrop�aw dotar� do trzcin rosn�cych przy brzegu i Dom zeskoczy� na l�d, pozostawiaj�c olbrzymi� ro�lin� dryfuj�c� w niewielkiej lagunie. Przed nim wznosi� si� cel wyprawy - Wie�a Joker�w, zawsze dominuj�ca nad krajobrazem na zachodzie, teraz pogr��ona w r�owym blasku wschodz�cego See-Why. Podstawa by�a wolna od mg�y, lecz szczyt pi�ciomilowej budowli jak zwykle kry� si� w chmurach. Dom przedar� si� przez suche trzciny i stan�� metr od g�adkiej mlecznobia�ej �ciany. I ostro�nie wyci�gn�� ku niej d�o�. Pewnego razu Hrsh-Hgn, gdy doszed� w ko�cu do wniosku, �e nie ko�cz�ce si� wyk�ady dotycz�ce ekonomii planetarnej mog� nie by� interesuj�ce dla m�odego ch�opaka, wy��czy� ekran, wyj�� z szuflady Kroniki galaktyczne Sub-Lunara i opowiedzia� Domowi o jokerach. - Wymie� rassy, zgodnie z Aktem o humanoidach zaliczane do humanoidalnych zacz��. - Phnoby, ludzie, droski i Pierwszy Bank Syria�ski - wyliczy� Dom. - Zgodnie z klauzul� pierwsz� o status humanoida mog� si� ubiega� roboty klasy pi�tej. - Tak. A inne rasssy? - Nie jestem pewien co do jovian�w i reszty, nigdy mnie o nich nie uczy�e�. - Bo to nie by�o konieczne. Sss� tak obcy, �e nic nasss prawie nic nie ��czy. To, co ludzko���� uwa�a za uniwersalne w���r�d rass rozumnych, na przyk�ad poczucie to�sssamo���ci, to dla nich zwyk�y produkt raczkuj�cej ewolucji dwuno�nych. Jedno tylko ��czy wszyssstkie dot�d odkryte pi��dziesi�t dwie rasssy: powsssta�y w ci�gu ossstatnich pi�ciu milion�w lat standardowych. - M�wi�e� mi o tym wczoraj - przypomnia� Dom. - Teoria Sub-Lunara o galaktycznym rozumie. I wtedy phnob powiedzia� mu o jokerach. Pierwsz� wie�� znale�li creapii i podobnie jak nikomu potem nie uda�o im si� jej otworzy�. W ko�cu zrzucili na ni� �yw� matryc� nigrocayernaln�. Wie�� znaleziono potem nienaruszon�, w przeciwie�stwie do trzech s�siednich system�w planetarnych. Phnoby nigdy nie odkry�y �adnej wie�y, nie musia�y, bo na Phnobis zawsze sta�a jedna, wznosz�ca si� z morza do chmur, stale pokrywaj�cych planet�. By�a ona powodem i podstaw� og�lnoplanetarnej religii zwanej Frss-Gnhs, czyli dos�ownie kolumna wszech�wiata. W czasie kolonizacji ludzie kosmosu znale�li siedem wie�, z czego jedna unosi�a si� w pasie asteroid�w systemu s�onecznego Soi. Wtedy te� za�o�yli Instytut do spraw Joker�w. M�ode rasy, jak ludzie, creapii, phnoby czy droski przygl�dali si� w podziwie galaktyce usianej wspomnieniami po rasie, kt�ra wygin�a na d�ugo, nim one si� pojawi�y. Z tego podziwu zrodzi�y si� legendy, jak cho�by najs�ynniejsza o �wiecie joker�w, kt�ry sta� si� celem wypraw rozmaitych durni i poszukiwaczy skarb�w od wielu lat... Dom dotkn�� Wie�y, najpierw go delikatnie zamrozi�o, a potem nagle porz�dnie zabola�o, wi�c odskoczy�, gor�czkowo pocieraj�c zmro�one palce. Wie�e zawsze by�y najzimniejsze w po�udnie, gdy poch�ania�y najwi�cej energii. Obchodz�c budowl�, czu� emanuj�cy z niej ch��d. Wyda�o mu si�, �e powietrze w odleg�o�ci p� metra od �cian ciemnieje, jakby �wiat�o tak�e by�o poch�aniane przez wie��. Nie by�o to prawd�, ale mia�o spory urok. Ko�o po�udnia na zachodzie pojawi� si� patrolowiec ochrony. Kierowa� si� na p�noc, wi�c Dom ukry� si� w k�pie trzcin, zastanawiaj�c si�, co w og�le jeszcze robi na bagnach. Wysz�o mu, �e za�ywa wolno�ci - ostatniego dnia prawdziwej wolno�ci, w kt�rym m�g� obejrze� sobie planet� bez kontyngentu stra�nik�w i ochroniarzy. Zaplanowa� to sobie, zaczynaj�c od eksicrminacji insektoidalnych robot�w szpieguj�cych ka�dy jego ruch, kt�re Korodore rozmie�ci� w jego pokojach i sypialni. Naturalnie dla jego w�asnego dobra. A teraz musia� wr�ci� do domu i stawi� czo�o Babci, cho� zaczyna� si� czu� g�upio. Zastanawia� si�, czego w�a�ciwie oczekiwa� po Wie�y, mo�e uczucia kosmicznego podziwu, mo�e wra�enia powagi Czasu. Na pewno nie tego znajomego do obrzydliwo�ci wra�enia bycia obserwowanym. Zupe�nie jak w domu. Odwr�ci� si� z niesmakiem. Co� przemkn�o obok jego twarzy z sykiem rozgrzanego powietrza i trafi�o w wie��, zmieniaj�c si� w kwiat lodowych kryszta��w, gdy energia zetkn�a si� z mrozem. Dom nie kontemplowa� tego, lecz odruchowo pad�, przeturla� si�, zerwa� na nogi i ruszy� natychmiast biegiem. Drugie wy�adowanie min�o go o metr, wypalaj�c lini� w�r�d trzcin. Pogna� przed siebie, t�umi�c odruch, by si� obejrze�. Korodore skutecznie wbi� mu do g�owy zasady post�powania w razie zamachu. Jak powtarza� szef ochrony, ciekawo�� zazwyczaj ma cen� �ycia. Na brzegu laguny Dom odbi� si� i skoczy�. Gdy uderzy� o powierzchni� wody, trzeci strza� musn�� mu pier�. Co� mu zadzwoni�o w uszach i ogarn�a go koj�ca ziele� pe�na b�belk�w... Dom ockn�� si�, instynktownie nie otwieraj�c oczu i ostro�nie badaj�c reszt� zmys��w otoczenie. Le�a� na mieszance piasku, mu�u, suchych trzcin i muszli, czyli na tym, co na wi�kszo�ci Widdershins uchodzi�o za ziemi�. By� w cieniu. Fale przyp�ywu za�amywa�y si� niedaleko, a to, na czym le�a�, ko�ysa�o si� lekko w ich rytm. Powietrze pachnia�o i smakowa�o sol� zmieszan� z bagnem, zapachem trzcin i... czym� jeszcze. Owo co� by�o do�� intensywne i dziwnie znajome. Co� lub kto� siedzia� bardzo blisko. Dom uni�s� jedn� powiek� i dostrzeg� niewielkie stworzenie, przygl�daj�ce mu si� z uwag� i nat�eniem. By�o ma�e, p�kate i poro�ni�te r�owymi w�osami wyrastaj�cymi z �usek pokrywaj�cych cia�o. I mia�o ryjek b�d�cy dziwn� mieszank� dziobu i tr�by. Poza tym mia�o trzy pary n�g (ka�d� inn�) i by�o na Widdershins prawie legend�. Za plecami Doma kto� rozpali� ogie�. Zdecydowa� si� usi���. Poczu� si� tak, jakby kto� po�o�y� mu na piersiach rozpalon� do czerwono�ci sztab�. - O juvindo may psutivi - rozleg� si� �agodny g�os. Zobaczy� nad sob� g�b� rodem z porz�dnego koszmaru: szara sk�ra zwisa�a w fa�dach pod czterokrotnie wi�kszymi ni� nale�y oczami, kt�rych �renice przypomina�y p�ywaj�ce w mleku paciorki. Z boku znajdowa�y si� wielkie p�askie uszy, zwr�cone teraz w jego kierunku, a ca�o�� wie�czy�a para przeciws�onecznych gogli. Poniewa� phnob pr�bowa� m�wi� po jangilsku, Dom zebra� si� w sobie i odpowiedzia� uprzejmie w wy�amuj�cym szcz�k� phnobijskim. - Naukowiec - odpar� zwi�le phnob. - Nazywam si� Fff-Ssshsss. A ty jeste� przewodnicz�cy Sssabalosss. - Do jutra nie jestem. - Dom skrzywi� si� z b�lu. - Aha. Nie pr�buj sssi� szybko rusza�, rana jessst powierzchowna, ale bolesssna. Opatrzy�em j�, to oparzenie od ssstrza�u z broni energetycznej. R�owy stworek wci�� uwa�nie go obserwowa�. Dom powoli odwr�ci� g�ow�, le�a� na ma�ej polance na �rodku p�ywaj�cej wyspy, jakich wiele okala�o poro�ni�te trzcin� bagna. Wyspa p�yn�a powoli pod wiatr, a gdzie� z do�u dochodzi�o ciche, lecz wyra�ne pulsowanie zabytkowego silnika deuterowego. Polanka przykryta by�a zgrabn� sieci� maskuj�c� skutecznie przed wykryciem z powietrza. Jednak tylko wzrokowym, gdy� silniki i mechanizm nap�dowy, ukryty pod grub� warstw� trzcin, mog�y wykry� nawet proste urz�dzenia skanuj�ce. Tylko �e wok� i po bagnach kr��y�o sobie kilkaset tysi�cy takich wysepek i nikt si� nimi specjalnie nie interesowa�. Po doj�ciu do tego wniosku Dom zacz�� mie� podejrzenia... Dalszy tok my�lowy przerwa�o pojawienie si� phnoba z ci�kim tshuri. By� to n� o dw�ch ostrzach. Kff-Shs przerzuca� go w zamy�leniu z r�ki do r�ki, obserwuj�c nagiego Doma. Wida� by�o, �e obecno�� czarnosk�rego cz�owieka wprawia go w zak�opotanie i nie bardzo wie, co ma z tym zrobi�. Nim zd��y� podj�� jak�kolwiek decyzj�, obaj us�yszeli, �e co� nadlatuje. I �e ma silniki. Phnob skoczy� w bok, odchyli� k�p� trzcin i wy��czy� silnik, po czym pad� obok Doma i przy�o�y� mu n� do gard�a. - Nawet nie pi���nij! - poleci�. Obaj le�eli w ciszy i bezruchu, dop�ki odg�os silnika nie ucich� w oddali. Dom nie mia� w�tpliwo�ci - phnob by� przemytnikiem pilacu. Po�awiacze dagon�w zajmowali si� zawodowo po�owem pere� narkotycznego pilacu, maj�c na to licencj� Rady Widdershnis. Robili to setkami, w �wietle ksi�yca, u�ywaj�c lin, kombinezon�w z grubej sk�ry i skomplikowanych procedur bezpiecze�stwa. A i tak w pobli�u zawsze by�a platforma przetw�rcza ze szpitalem, bo utrata ko�czyn by�a na porz�dku dziennym. Byli jednak�e i inni rybacy, kt�rzy woleli po�wi�ci� bezpiecze�stwo w imi� czego�, co nazywali podnieceniem. Zbijali fortuny, cho� mieli problemy, by z nich korzysta�, pracowali sami i ci, kt�rzy prze�yli pierwsze po�owy, byli niezwykle biegli i zr�czni. To, co wydarli morzu, by�o tylko ich, ale �mier� zbiera�a w�r�d nich obfite �niwo. Rada czasami przeprowadza�a przeciw nim akcje, cho� bardziej z poczucia obowi�zku ni� z nadziej� na sukces. Obecnie z�apanych nie zabijano - by�oby to sprzeczne z Przykazaniem, ale kara mog�a by� dla wielu z nich gorsza od �mierci. Przy ich naturze... Phnob, zamiast od razu go zabi�, wsta�, trzymaj�c n� za ci�sze ostrze. - Sk�d si� tu wzi��em? - spyta� Dom. - Ostatnie co pami�tam... - Unosssi�e��� sssi� ssspokojnie w���r�d lilii, ranny w pier���. Od rana wsz�dzie lata�a bezpieka, szukaj�c kogo���, wi�c by�em ciekaw i ci� wyci�gn��em. - Dzi�kuj�. - Dom usiad� ostro�nie. - Jak daleko jeste�my od Wie�y? - Oko�o czterdziestu kilometr�w, a up�yn�li�my mo�e z dwa od tego czasu. - Czterdzie�ci!? Kto� mnie postrzeli� przy samej Wie�y! - Mo�e dobrze p�ywasz, jak na topielca. Dom powoli wsta�, nie spuszczaj�c wzroku z no�a, kt�rym tamten zn�w zacz�� si� bawi�. - Du�o zebra�e� pilacu? - spyta�. - Osiemna�cie kilo w ci�gu ostatnich dwudziestu o�miu lat - odpar� phnob, obserwuj�c oboj�tnie niebo. - Musisz by� dobrym rybakiem. - Wiele razy umiera�em w innych liniach czasu. Mo�e ten wszech�wiat to moja szansa, a tysi�ce innych , ja" ju� dawno nie �yj�. Co do tego maj� umiej�tno�ci? N� niezmordowanie przelatywa� z d�oni do d�oni, b�yskaj�c w �wietle pal�cego s�o�ca. Dom mia� ochot� zwymiotowa� i kr�ci�o mu si� w g�owie, ale zdo�a� pozosta� na nogach, czekaj�c na okazj�. Phnob mrugn�� nagle. - Szukam znaku - oznajmi�. - Jakiego? - Czy mam ci� zabi�. W g�rze przelecia� wolno klucz niebieskich flaming�w. Dom odetchn�� g��boko i spr�y� si�. N� pomkn�� w g�r� szybciej, ni� mo�na by�o dostrzec. Jeden z flaming�w opad�, jakby chcia� wyl�dowa�, i z �omotem spad� mi�dzy trzciny. Napi�cie wype�niaj�ce powietrze p�k�o niczym napi�ta struna. Przemytnik w paru skokach dopad� flaminga, wyrwa� z jego piersi n� i zacz�� oskubywa� zdobycz. Po chwili spojrza� na Doma, akcentuj�c spojrzenie ostrzem no�a. - Rada: nigdy nie my���l o ssskoku na kogo��� trzymaj�cego tssshuri. Sssprawiasz wra�enie kogo���, kto ma do zmarnowania wiele �y�, mo�e dlatego �atwo ryzykujesz, ale lekcewa�enie no�a zawsze ko�czy si� �le. Dom odpr�y� si�. Wiedzia�, �e tamten ma racj�. - Poza tym wdzi�czno���� to sssi� ju� nie liczy? - doda� przemytnik. - Teraz co��� zjemy, a potem mo�e porozmawiamy. - Przede wszystkim chcia�bym wiedzie�, kto do mnie strzela� i... - Ɯ��! Po co pyta� o co���, na co nie da sssi� odpowiedzie�? Nie mo�na jednak wykluczy� bateru. - Bateru? Phnob uni�s� g�ow� i spojrza� z niedowierzaniem. - Nie sss�ysza�e��� o rachunku prawdopodobie�ssstwa? Jutro masz zosta� przewodnicz�cym Rady Widderssshinsss i ssspadkobierc� fortuny, nie sss�ysza�e���?! To najpierw porozmawiamy, potem zjemy. See-Why przes�oni�y mg�y unosz�ce si� nad mokrad�ami. Wyspa p�yn�a powoli przez mokry opar, a mg�y wirowa�y, przybieraj�c fantastyczne kszta�ty. Fff-Shs wynurzy� si� z uplecionego z trzcin sza�asu stoj�cego na kra�cu wyspy i wskaza� na otaczaj�c� ich lepk� biel. - Radar m�wi, �e twoja maszyna jessst tam, o mniej ni� sssto metr�w, wi�c ci� tu zossstawi�. U�cisn�li sobie d�onie, Dom podszed� do brzegu wyspy i zatrzyma� si�, s�ysz�c za sob� pospieszne kroki. Phnob podbieg� do�, trzymaj�c w r�ce r�owego stworka, kt�ry wi�kszo�� podr�y przespa� owini�ty wok� jego szyi. - Jutro mo�e b�d� wielkie ceremonie? - Obawiam si�, �e tak - przyzna� z westchnieniem Dom. - I podarki? Taka jest procedura? - I podarki, ale Babcia m�wi, �e wi�kszo�� b�dzie od tych, kt�rzy chc� zyska� wzgl�dy, i �e wszystkie musz� odda�. - Ja nie chc� wzgl�d�w, a tego podarku nie oddasz - oznajmi� phnob, podaj�c mu podryguj�cego niemrawo stworka. - Wiesz, co to jessst? - Ig. Jedno ze stworze� w naszym planetarnym herbie, tak jak niebieskie flamingi. Jest ich podobno tylko trzysta na ca�ej planecie, nie mog�... - Ten by� ze mn� przez ostatnie cztery miesi�ce. Teraz b�dzie z tob�. Czuj�, �e i tak wkr�tce by mnie opu���ci�. Ig przeskoczy� z jego d�oni na rami� Doma, przesun�� si� na jego szyj� i owin�� wok� niej, �api�c w pyszczek koniec ogona. I zachrapa�. Dom u�miechn�� si�, na co przemytnik odpowiedzia� podobnym grymasem i doda�: - Wydaje mi sssi�, �e przynosssi� mi szczꜜ�cie, ale mog�em to sssobie wm�wi�.- Spojrza� na wschodz�cy na po�udniu nad�ty ksi�yc i zmieni� temat. - Teraz jessst dobra pora na po��w. - W dw�ch d�ugich krokach dopad� brzegu wyspy i znikn�� w wodzie i mgle. Dom zamkn�� usta, sta� przez chwil� w milczeniu, a� w ko�cu odwr�ci� si� i skoczy� do ciep�ej o tej porze wody. Obok jego w�asnego pojazdu na wodzie ko�ysa� si� ci�ki patrolowiec ochrony. Ledwie Dom zacz�� si� wdrapywa� na pok�ad swojej maszyny, na p�askim pok�adzie patrolowca ukaza�a si� uzbrojona posta�. Nie niespodziewanie Dom znalaz� si� na celowniku molekularnego strippera zaskoczonego m�odego policjanta. - O rany! Przepraszam, sir, nie pozna�em... - Znalaz�e� mnie, to dobrze dla ciebie - przerwa� mu Dom. - Teraz mo�emy wraca� do domu. - Takie w�a�nie mam rozkazy... Dom zignorowa� go i znikn�� w kabinie. Policjant popatrzy� w �lad za nim, prze�kn�� �lin� i pogna� do swojej kabiny. Nim dotar� do radia, pojazd Doma by� ju� sto metr�w od niego i nabieraj�c pr�dko�ci, oderwa� si� od powierzchni wody. Wyj�tek z 2001 i ca�a reszta: anegdotyczna historia cz�owieka kosmicznego autorstwa Charlesa Sub-Lunara (wyd. Fghs-Hrs & Calligna, Terra Novae). "Wspomnie� nale�y o Widdershins i rodzie Sabalos, jako �e s� to praktycznie synonimy. Widdershins to �redniej wielko�ci planeta le��ca w systemie dwuplanetarnym CY Aquirii pokryta w wi�kszo�ci wod�. Ma �agodny, cho� mokry klimat, po�ywienie za� to monotonne odmiany ryb. Zamieszkuj� j� osobnicy wytrzymali, inteligentni i wskutek du�ej zawarto�ci nadfioletu w promieniowaniu lokalnego s�o�ca - generalnie �ysi i czarni. Zosta�a zasiedlona w Roku Pytaj�cej Ma�py (A.S.675) przez niewielk� grup� pochodz�cych z Ziemi ludzi i jeszcze mniejsz� phnob�w, ale uk�ady mi�dzyrasowe s� tu lepsze ni� na innych planetach John Sabalos za�o�yciel dynastii - zbudowa� sobie dom nad rzek� Wiggly w, pobli�u jej uj�cia do morza nad Wielkim Skrzypi�cym Bagnem. Jedyn� jego umiej�tno�ci� by�o szcz�cie - dzi�ki niemu odkry� olbrzymie dwudyszne, �yj�ce w g��binach i jedynie sporadycznie pojawiaj�ce si� na powierzchni, metrowej �rednicy per�y zawieraj�ce g��wnie surowy pilac. Pilac okaza� si� jednym z lek�w daj�cych d�ugowieczno�� lub - jak mawiaj� inni - nie�miertelno��. Wyst�puje on w dwudziestu sze�ciu miejscach, ale na Widdershins jest najczystszy i sta� si� podstaw� rodowej fortuny. John I rozbudowa� dom za�o�y� sad wi�niowy, zosta� pierwszym przewodnicz�cym, gdy planeta przyj�a rad� nadzorcz� jako form� rz�d�w i zmar�, maj�c trzysta jeden lat. Jego syn, tak�e John, uwa�any by� za nicponia i darmozjada. Pewnego razu sprowadzi� wielki �adunek rzadkich owoc�w z Third Eye - wi�kszo�� zepsu�a si� i zgni�a, nim dotar�a na miejsce. W�r�d odpadk�w by�a zielonkawa breja, kt�ra, jak przypadkiem si� okaza�o, mia�a niezwyk�e w�a�ciwo�ci regeneracyjne. Da�o to natychmiastowe skutki, gdy� po�owy pilacu prawie usta�y ze wzgl�du na niesamowicie du�o wypadk�w, polegaj�cych g��wnie na utracie ko�czyn. W ci�gu roku w�r�d po�awiaczy dagon�w znakiem pe�noletno�ci sta�o si� posiadanie przynajmniej jednej ko�czyny o zielonkawym odcieniu, charakterystycznym dla regeneruj�cej kom�rki brei. John II kupi� te� piramid� Cheopsa od tsio�skiego podkomitetu Rady Ziemi i przewi�z� j� w jednym kawa�ku na obszar nieu�ytk�w na p�noc od rodowej rezydencji. Kiedy zamierza� kupi� Ksi�yc, by wymieni� mniejszego i brzydkiego, ale ca�kiem sprawnego satelit� planety, jego c�rka Joan I dokona�a przewrotu pa�acowego i zosta�a dyrektorem naczelnym, a pozbawionego w�adzy ojca przenios�a do letniej posiad�o�ci na drugiej p�kuli. Okaza�a si� najszcz�liwsz� z rodu - pod jej rz�dami fortuna, zale��ca g��wnie od u�miech�w szcz�cia, podwoi�a si�. Wprowadzi�a te� wiele reform, mi�dzy innymi prawa ludzko�ci. Jej synem - bowiem znalaz�a czas na kr�tki kontrakt z kuzynem - by� John III. By� on renomowanym matematykiem, zajmowa� si� rachunkiem prawdopodobie�stwa, gdy sztuka ta dopiero si� rodzi�a. M�wiono, �e by�a to forma ucieczki od matki i �ony Vien (Ziemianki z dobrymi koneksjami, z kt�r� kazano mu podpisa� kontrakt, by wzmocni� wi�zi z Ziemi�). Znikn�� w dziwnych okoliczno�ciach tu� przed narodzinami drugiego dziecka - legendarnego Doma Sabalosa. Uznaje si� powszechnie, �e mia� wypadek na moczarach, zajmuj�cych znaczn� cz�� powierzchni planety. M�odego Doma zawsze otacza�a tajemnica, a wiele historii, kt�re o nim powsta�y, jest bez w�tpienia apokryfami. Na przyk�ad m�wi si�, �e w dniu, w kt�rym obj�� inwestytur� przewodnicz�cego Rady Widdershins..." Gdy Dom dop�yn�� do nabrze�a, si�gaj�cego daleko w sztuczny port, gdzie trzymano udomowione wiatrop�awy, na niebie wida� ju� by�o gwiazdy, a na brzegu pali�y si� lampy. Cz�� po�awiaczy przygotowywa�a wiatrop�awy do nocnych po�ow�w, a jaka� stara kobieta sma�y�a sporysz na w�glu drzewnym. Mikroradio obok niej, kt�rego zreszt� nikt nie s�ucha�, nadawa�o stary ziemski szlagier z refrenem "masz za wielkie stopy". Dom przycumowa� obok cichego kad�uba masywnej jednostki szpitalnej i po drabinie wspi�� si� na brzeg. Id�c w kierunku kopu� pokrywaj�cych rezydencj�, zda� sobie spraw� z ciszy rozchodz�cej si� wok� niego niczym fale od wrzuconego w wod� kamienia. G�owy unosi�y si� i nieruchomia�y, za to oczy obserwowa�y go niezwykle uwa�nie, nawet stara unios�a patelni�, przygl�daj�c mu si� wzrokiem, w kt�rym by�o co� gorzkiego. Gdy wspina� si� powoli po stopniach prowadz�cych do g��wnego wej�cia, us�ysza� za plecami: - A wi�c nie jak ojciec, co by tam... - i sapni�cie, gdy kto� �okciem sk�oni� m�wc� do milczenia. Przy drzwiach sta� robot klasy trzeciej, uzbrojony w archaiczny miotacz d�wi�kowy. Widz�c Doma, ockn�� si�, zablokowa� korytarz i wychrypia� tradycyjne wyzwanie rodu: - Sta�! Kto idzie? Wr�g czy Przyjaciel Ziemi? - Naturalnie, �e PZ. Dom jak zwykle mia� ochot� poda� z�� odpowied� i jak zwykle nad ni� zapanowa�: raz dokona� eksperymentu i mia� do�� na d�ugo. G�uchota ust�pi�a gdzie� po dw�ch godzinach, za to rezonans zdemolowa� magazyn. Babcia, gdy si� dowiedzia�a o wszystkim, u�mia�a si� do �ez, cho� rzadko si� u�miecha�a, po czym wygarbowa�a mu sk�r�, by lepiej zapami�ta�, czego nie nale�y robi�. - Przechod�, PZ! - poleci� robot. - Kt�rego� dnia dowiem si�, jak wychodzisz, nie uruchamiaj�c alarm�w - obieca� g�os Korodore'a. - Ale jeszcze nie teraz. Musisz si� sporo nauczy�. - Podejd� no do skanera... Dobrze widzia�em: ta blizna jest �wie�a. - Kto� do mnie strzela� na bagnie, ale uciek�em. - Kto? - spyta� powoli Korodore, wykazuj�c godne podziwu opanowanie. - Rany, sk�d mam wiedzie�?! Zreszt� to by�o par� godzin temu i... hm... - Za dziesi�� minut jeste� w moim biurze i opowiesz mi przebieg dzisiejszego dnia z dok�adno�ci�, kt�ra ciebie samego zaskoczy. Zrozumia�e�? Dom przygryz� warg�, �ypn�� wrogo i burkn��: - Zrozumia�em. - To dobrze. Mo�e dzi�ki temu nie b�d� szorowa� z�bami tratwy, a ty na miesi�c nie dostaniesz aresztu domowego. - G�os Korodore'a nieco z�agodnia�. - Co masz na szyi? Wygl�da znajomo... - To bagienny ig. - Rzadko��, prawda? Dom zerkn�� na planetarny herb wyryty nad drzwiami - logo sadhimist�w na czerwonej tarczy podtrzymywa�y na nim niebieskie flamingi i raczej niepodobny do siebie ig. Pod spodem wyryto, zdecydowanie g��biej, ni� by�o to konieczne, Przykazanie. - Zna�em kiedy� przemytnika, kt�ry mia� takiego - doda� Korodore. - S� o nich ciekawe legendy kt�re chyba znasz. Mo�esz go wnie�� do �rodka. Kontrolka zgas�a, a robot odsun�� si�, robi�c przej�cie. Dom przemkn�� przez g��wn� cz�� mieszkaln�, kieruj�c si� ku kuchniom, w kt�rych panowa�o solidne zamieszanie w zwi�zku z przygotowaniami do ju- trzejszego bankietu. W�lizn�� si� do najbli�szej, z�apa� talerz z przek�skami ze stoj�cego przy drzwiach sto�u i znikn�� w korytarzu �cigany dwuj�zycznymi przekle�stwami. Spokojnie ruszy� korytarzem w labirynt magazyn�w, schod�w, korytarzyk�w i schowk�w, a� dotar� na niewielki dziedziniec. Po�o�ono nad nim dach z przydymionego plastiku, przez kt�ry nawet See-Why wygl�da�o ponuro. W plastik wtopiono pl�tanin� cienkich rurek rozpylaj�cych stale wod� dzi�ki czemu na dziedzi�cu ca�y czas m�y�o. Na �rodku zbudowano sza�as z trzcin, ale pr�ba wyhodowania grzyb�w i porost�w na otaczaj�cym go terenie niezbyt si� powiod�a. Dom odsun�� przemoczony materia� os�aniaj�cy wej�cie i wszed�. Hrsh-Hgn siedzia� w p�ytkim basenie pe�nym letniej wody i czyta� sze�cian w �wietle oliwnej lampki Na powitanie machn�� r�k� o podw�jnym stawie i przyjrza� si� Domowi jednym okiem. - Dobrze, �e jessste���, posss�uchaj: "Ssskalna formacja dwadzie���cia kilometr�w na po�udnie od Rampy na Third Eye zdaje sssi� zawiera� ssskamieliny dotycz�ce nie tylko przesz�o���ci, ale i przysz�o���c: kt�re..." Phnob sko�czy� nagle i ostro�nie odstawi� sze�cian na pod�og�, po czym przyjrza� si� uwa�nie Domowi wpierw jego minie, potem bli�nie, a na koniec igowi wci�� owini�temu wok� szyi. - Udajesz - oceni� Dom. - Cho� robisz to dobrze, lepiej ni� Korodore czy nawet po�awiacze na nabrze�u, - Cieszymy sssi� naturalnie, �e wr�ci�e��� bezpiecznie. - A wygl�dasz, jakby� zobaczy� nieboszczyka. Phnob mrugn��. - Hrsh, jutro zostan� przewodnicz�cym rady, co niewiele znaczy... - To bardzo zaszczytne stanowisko. - ...bo i tak ca�a w�adza nadal nale�e� b�dzie do Babci. Uwa�am natomiast, �e przewodnicz�cy powinien wiedzie� par� rzeczy. Na przyk�ad dlaczego nigdy nie m�wi�e� mi o rachunku prawdopodobie�stwa i co si� sta�o... jak zgin�� m�j ojciec? S�ysza�em od po�awiaczy, �e to by�o na moczarach. Zapad�a tak g��boka cisza, �e ig si� obudzi� i zacz�� energicznie drapa�. - No - ponagli� Dom - jeste� moim nauczycielem. - Powiem ci po jutrzejszej ceremonii. Teraz jessst p�no... Jutro wszystko ci wyja���ni�. Dom popatrzy� na niego ze smutkiem. - Ciekawe, czy jeszcze kiedy� ci zaufam - powiedzia� cicho - To jest wa�ne, a ty nadal udajesz. - Tak? A jakie uczucia ssstaram sssi� ukry�? - My�l�, �e... strach - odpar� Dom. - I �al... ale przede wszystkim przera�enie. - I wyszed�. Hrsh-Hgn odczeka�, a� jego kroki ucichn� w oddali, i z�apa� za komunikator. - I co? - rozleg� si� g�os Korodore'a, czekaj�cego na po��czenie. - By� tu! Prawie mu powiedzia�em! By� w stanie mnie odczyta�! Jak mogli���my do tego dopu���ci�?! - Nie dopu�cili�my: pr�bujemy temu zapobiec, jakby� zapomnia�. I to z ca�ych si�. Ale to i tak si� wydarzy, albo siedemdziesi�t lat rachunku prawdopodobie�stwa p�jdzie do �cieku. - Kto��� powiedzia� mu o rachunku prawdopodobie�ssstwa i Dom pyta� mnie o ojca. Ossstrzegam ci�: jak zapyta jeszcze raz, to mu powiem. - Naprawd�?! Phnob spu�ci� wzrok i zamilk�. Tej nocy dagony, kieruj�c si� odwiecznym instynktem, unosi�y si� licznie, przez co po��w by� niezwykle obfity. Po�awiacze uznali to za omen. Nie byli tylko pewni, czy jest on dobry, czy z�y. Znale�li te� o �wicie niewielk�, na wp� zatopion� wysp�, dryfuj�c� nad g��bin�. By�a zupe�nie pusta. 2 Korodore bezg�o�nie szed� pustym korytarzem, rozja�nionym jedynie �wiat�em poranka wpadaj�cym przez okna. Korodore by� masywny i muskularny. Natura obdarzy�a go nie wiedzie� czemu okr�g�ym obliczem radosnego rze�nika wieprzowego, co mia�o swoje zalety - �aden bowiem rze�nik (a ju� na pewno nie wieprzowy) odruchowo nie porusza� si� bezg�o�nie i w cieniu. Drzwi otworzy�y si� nagle, tote� wszed� tam i kr�tkim korytarzykiem dosta� si� do du�ego okr�g�ego pomieszczenia. Ogie� na kominku zmieni� si� w kupk� bia�ego popio�u. Izba by�a tak sk�po umeblowana, �e dawa�a si� obrzuci� jednym spojrzeniem: w�skie ��ko, st� i krzes�a wykonane ze skorupy dagona, szafa i znak sadhimist�w na miedzianym tle wisz�cy na �cianie stanowi�y ca�e umeblowanie. Do wyposa�enia nale�a�o jeszcze doliczy� trzy oznaki w�adzy mieszka�ca: zrolowana mapa w du�ej skali, obejmuj�ca r�wnikowe obszary planety, niewielka szafka na akta i zegar wskazuj�cy standardowy czas galaktyki. Z t� prostot� tym bardziej kontrastowa�y akcesoria rachunku prawdopodobie�stwa: od rozsypanej talii kart zreformowanego tarota, kt�rych kryszta�owe obrazy nie by�y chwilowo aktywne, przez nieco denerwuj�cy wzorek na ekranie przeno�nego komputera a� do gor�cych w�gli w niewielkim metalowym naczyniu stoj�cym na blacie. W powietrzu unosi� si� dym o dziwnym ponurym zapachu, co oznacza�o, �e Joan wy��czy�a emocje... Joan I unios�a g�ow� znad otwartej czarnej ksi�gi le��cej na stole i spyta�a: - Te� nie mo�esz spa�? Korodore znacz�co podrapa� si� po nosie. - Jak pani wie, szefowie s�u�b ochrony nigdy nie sypiaj�. - A, tak... wiem. - Potrz�sn�a g�ow�. - To by�o pytanie retoryczne. Obok kominka jest kawa. Nala� jej fili�ank�, poda� i powoli zacz�� zbiera� rozsypane karty. Przygl�da�a mu si� uwa�nie, przyzwyczajona, �e porusza si� bez ha�asu. - Ponownie sprawdzi�am r�wnania - odezwa�a si�. -Obliczenia mojego syna s� w�a�ciwe, nic si� nie zmieni�o, co naturalnie wiedzia�am ju� wcze�niej: sprawdzono je wystarczaj�co dok�adnie. Zrobi� to nawet sam Sub-Lunar... Dom zostanie zabity dzi� w po�udnie. Nie pozwol� mu �y�... I co ty na to? - Chodzi pani o moje reakcje na �wiadomo��, �e oboj�tne jakie bym przedsi�wzi�� �rodki ostro�no�ci i cokolwiek bym zrobi�, osoba, kt�r� chroni�, i tak zostanie zamordowana? Ot� s� one �adne, nadal post�puj� tak, jakbym o niczym nie wiedzia� - wyja�ni�, k�ad�c tali� na st�. - Poza tym nie wierz� w to. Mo�na powiedzie�, �e nie do ko�ca. Mo�na te� powiedzie�, �e moj� reakcj� jest nadzieja. - To si� zdarzy. - Nie b�d� udawa�, �e rozumiem rachunek prawdopodobie�stwa, ale je�li wszech�wiat jest tak uporz�dkowany, tak... niezmienny, �e przysz�o�� mo�na przewidzie� na podstawie paru cyfr, to po co si� w og�le wysilamy i �yjemy? Joan wsta�a, podesz�a do szafy i wyj�a z niej peruk� o bia�ych w�osach si�gaj�cych pasa. - Rzeczywi�cie nie rozumiesz - przyzna�a nieco zaskoczona - �yjemy dlatego, �e jest to lepsze rozwi�zanie od samob�jstwa. Ten wyb�r zreszt� ludzie mieli zawsze, nawet gdy s�dzili, �e przysz�o�� jest wiadrem mo�liwo�ci. Korodore nie odzywa� si�. - Nie mamy pewno�ci, jak on zginie - doda�a po chwili. - Ty lub ja tak�e mo�emy by� wybrani przez Instytut do... - Sprawdzi�em nas sond� pod�wiadom�, RGD, posthipnoz�... - Przepraszam, zapomnia�am, �e wierzysz w zwi�zek przyczynowo-skutkowy. Nie wiesz, �e w niesko�czonej totalitarno�ci wszystkich wszech�wiat�w gdzie� tak w�a�nie b�dzie? Istnieje gdzie� wszech�wiat, w kt�rym wkr�tce zmienisz si� w... - Lepiej nie snu� takich rozwa�a�, madame - mrukn�� cicho, lecz wyra�nie. - Masz mi to za z�e - nad�sa�a si�. - Jest pani zbyt stara, madame, na fochy - o�wiadczy�, spogl�daj�c wymownie na z�oty dysk na jej g�owie, oznaczaj�cy, �e �yje ponad sto lat. - Ale faktycznie mam za z�e; to zatr�ca magi� i czarami. - Nie studiowa�am dok�adnie �adnych przedsadhimistowskich religii. - Jak pani sobie �yczy... Co si� stanie, je�li Dom nie zginie? - To niewyobra�alne. Nasz wszech�wiat jest uporz�dkowany, wi�c m�j syn zginie. W pewnym sensie ca�y wszech�wiat zale�y od tego. Gdyby nie zgin��, m�g�by na przyk�ad odkry� planet� joker�w, a to by�oby straszne. - A je�li nie? W�o�y�a peruk� i otworzy�a okno wychodz�ce na morze. Wraz z przyp�ywem wraca�a flota rybacka o�wietlona s�abym blaskiem niebieskiego s�o�ca. Na horyzoncie pob�yskiwa�a Wie�a Joker�w - jedyny jasny punkt na bagnach. - Jest zbyt gor�co, by spa� -odezwa�a si�- Sko�cz� to i zejd� na nabrze�e. - Mystic�w prawa wszech�wiata? - Korodore wskaza� na ksi�g�. - S� naszymi ksi�gowymi, co si� liczy, zw�aszcza w trudnych chwilach - odpar�a ostro, zastanawiaj�c si�, dlaczego go nie zwolni�a. Wysz�o jej, �e opr�cz jego niesamowitej skuteczno�ci powodem by�o te�, �e pochodzi� z Ziemi. A mog�y istnie� jeszcze inne niezliczone powody. Odwr�ci�a si� i powiedzia�a: - Je�li chodzi o Doma... rachunek prawdopodobie�stwa to m�oda sztuka i w�tpi�, by istnia� kto� na tyle zdolny, by j� dobrze zna�. Nawet Instytut nie wie wszystkiego. - Dom mo�e wiedzie�. Jego nauczyciel twierdzi, �e jest niezwykle przenikliwy. Nie kwestionuj� pani rozumowania: je�li jest to rzeczywi�cie nieuniknione, by� mo�e lepiej, �eby nie wiedzia�. Faktycznie nale�y do typu, kt�ry Instytut zwalcza wszelkimi mo�liwymi sposobami. - Jak widzisz, nie potrafimy znale�� odpowiedzi na wszystkie pytania. - By� mo�e zadaje pani niew�a�ciwe pytania, madame. - Korodore wzruszy� ramionami. RACHUNEK PRAWDOPODOBIE�STWA: "Podobnie jak teoria wzgl�dno�ci czy Przykazanie sadhimist�w, dziewi�� r�wna� rachunku daje przyk�ad zwodniczo prostej iskry inicjuj�cej wielki wybuch spo�ecznych zmian (...) Rachunek prawdopodobie�stwa lub, jak czasami; jest okre�lany, matematyka prawdopodobie�stwa, przewiduje przysz�o�� - tak powie kto� niedouczony. Tysi�c lat temu powiedzia�by: �E=mc2� i by�by przekonany, �e rozumie wszystko i ma matematyczn� wyobra�ni� (...) Rachunek prawdopodobie�stwa powsta� z za�o�enia, �e dzia�amy w czym� naprawd� niesko�czonym w przestrzeni i czasie bez granic, w kt�rych znajduje si� niezliczona liczba �wiat�w, czyli w czym� tak wielkim, �e to, co nazywamy wszech�wiatem przyczynowo-skutkowym, przypomina blask rzucany przez �wieczk� na wielkim ciemnym polu. Do tej sytuacji znajduj� zastosowanie jedynie s�owa Don Kichota: �Wszystko jest mo�liwe...� (...) udowodnione odkryciem Wewn�trznych Planet Protostar 5. W�wczas ludzko�� mog�aby mie� pewno��, cho� opart� ledwie na ziarenku dowodu. Po ka�dej �stronie� znajdowa�yby si� alternatywne wszech�wiaty, kt�rych jest niezmiernie du�o, gdy� r�nic� mo�e by� orbita jednego elektronu. Im dalej, tym r�nice musz� by� wi�ksze, a� dochodzi si� do granic wyobra�ni i ma si� do czynienia z wszech�wiatami, w kt�rych nigdy nie by�o czasu, gwiazd, przestrzeni czy rozs�dku. Rachunek prawdopodobie�stwa precyzuje mo�liwe linie czasowe w naszym wszech�wiecie. Mo�na by te� powiedzie�, �e przywr�ci� nauce jej istot� z czas�w, gdy na wp� by�a sztuk�, gdy stworzenie odbierano jako cudowny, dok�adnie wyregulowany zegar, kt�rego wszystkie cz�ci wsp�graj�, by... (...) Jak s�usznie zauwa�y� Sub-Lunar, w pocz�tkowym okresie do skutecznego pos�ugiwania si� rachunkiem prawdopodobie�stwa potrzebne by�y pewne predyspozycje psychiczne, najcz�ciej wrodzone i do�� specyficzne - wielu najlepszych praktyk�w by�o nieuleczalnymi wariatami, by� mo�e w�a�nie dlatego, �e tak dobrze rozumieli zasady nowej nauki. Nie licz�c tej grupy, do kt�rej nale�a� sam Sub-Lunar, pozostali odznaczali si� wysokim wykszta�ceniem i niesamowitym szcz�ciem. Szcz�cie naturalnie jest funkcj� talentu w wypadku praktyk�w. Wielu z nich pracowa�o dla Instytutu Joker�w. Obie te cechy bardzo wyra�nie wida� u cz�onk�w rodziny Sabalos z planety Widdershins. Dla tych, kt�rzy nie wiedz� nic o tej planecie, wyja�niam... (...) tu� przed narodzinami syna i w�asn� �mierci� na bagnach z r�ki nieznanego zamachowca John III obliczy�, �e ch�opak zginie w dniu obj�cia stanowiska przewodnicz�cego Rady Planetarnej. Szansa, �e tak si� nie stanie, jest tak znikoma, �e miliard do jednego wydaje si� przy niej pi��dziesi�cioprocentow� mo�liwo�ci�. Tak?... Przepraszam, by� mo�e powinienem to wyja�ni�. Za��my, �e nie odkryto by rachunku prawdopodobie�stwa. Na Ziemi istnia�o zwierz� zwane koniem i dawno temu ludzie zdali sobie spraw�, �e je�li pewna liczba tych zwierz�t b�dzie bieg�a na okre�lon� odleg�o�� w okre�lonych warunkach, jeden oka�e si� szybszy od pozosta�ych, sk�d...(...) wracaj�c do rzeczy: ot� istnieje ciekawa anomalia zwi�zana z rachunkiem prawdopodobie�stwa, a dotyczy ona joker�w. Ta na wp� mityczna rasa, kt�ra pozostawi�a po sobie materialne i przewa�nie gigantyczne artefakty rozsiane po galaktyce, wed�ug rachunku prawdopodobie�stwa nigdy, nigdy nie istnia�a..." S�owa te wyg�osi� Jego Gor�co�� doktor CrAarg +458� na nieformalnym wyk�adzie dla student�w uniwersytetu Dis.-A.S.5, 201. Dom obudzi� si� wcze�nie i d�ugi czas sp�dzi�, gapi�c si� w sufit, a konkretnie w pokrywaj�ce go znajome malowid�a wykonane w�asnor�cznie przez pradziadka. Dominowa�y w nich intensywne zielenie i b��kity, a najwi�ksze przedstawia�o trzech przesadnie muskularnych po�awiaczy walcz�cych z rozw�cieczonym dagonem. By�o to bzdur� obra�liw� dla dagon�w, kt�re nie mia�y systemu nerwowego, nie wspominaj�c o mo�liwo�ci my�lenia. One po prostu reagowa�y. Ig siedzia� na umywalce - zdo�a� odkr�ci� kurek g�rnymi ko�czynami, dziwnie zreszt� przypominaj�cymi d�onie, wi�c zadowolony wlaz� pod strumyk ciekn�cej wody. Widz�c, �e Dom si� ockn��, zgrzytn�� niczym paznokie� po szkle, co wed�ug poprzedniego w�a�ciciela by�o oznak� wielkiego zadowolenia. - Inteligencik, co? - spyta� retorycznie Dom, wy��czaj�c pole ogrzewaj�ce powietrze i wychodz�c z ��ka. Zobaczy� starannie z�o�one ubranie i przygryz� wargi: ig, �adnie zagojona blizna na piersiach i par� bolesnych wspomnie� z rozmowy z Korodore'em - to wszystko, co pami�ta� z dnia wczorajszego. A dzi� mia� zosta� przewodnicz�cym i w�a�cicielem trzech procent przemys�u pilacowego, ale na zasadach sadhimistowskich, co oznacza�o, �e nale�y starannie ukrywa�, i� si� jest bogatym. Do jego obowi�zk�w b�dzie nale�a�o przewodniczenie niezliczonej liczbie spotka�, narad i komisji, raz do roku zdanie raportu na Generalnym Dorocznym Zebraniu. Raportu, kt�ry mu naturalnie napisz�, co Hrsh-Hgn wielokrotnie podkre�la�. Przewodnicz�cy by� r�wnie niezb�dny radzie jak zero matematyce, ale bycie zerem mia�o powa�ne niedogodno�ci... Matematyka... co� o matematyce powinien pami�ta�, bo by�o wa�ne... no nic, w ko�cu sobie przypomni. Umy� si�, wbi� w grube szare ubranie wizytowe i wybra� peruk� z kr�tkich z�otych w��kien. Rozleg�o si� uprzejme pukanie do drzwi. - Zgoda - oznajmi� g�o�no. Drzwi pu�ci�y i do pokoju wpad�a Keja, kt�ra natychmiast rzuci�a mu si� na szyj�, p�acz�c, �miej�c si� i �ciskaj�c go r�wnocze�nie. Przez moment mia� nieodparte wra�enie, �e jej jedwabny str�j go udusi, ale w nast�pnym siostra odsun�a si� i przyjrza�a mu si� uwa�nie. - No, panie przewodnicz�cy - powiedzia�a i poca�owa�a go. Oderwa� si� od niej tak taktownie, jak tylko umia�. - Jeszcze nie jestem przewodnicz�cym... - Ale b�dziesz za par� godzin. Nie wydajesz si� specjalnie zadowolony, �e mnie widzisz. - Uwierz mi, �e jestem, tylko... ostatnio gwa�townie zacz�y dzia� si� r�ne rzeczy... - S�ysza�am: przemytnicy i ca�a reszta. Podniecaj�ce? Dom zastanowi� si�. - Nie - oceni� po chwili. - Raczej dziwne. Keja omiot�a wzrokiem wn�trze, w kt�rym pe�no by�o rozmaitych rzeczy brata - stary brendiki�ski analizator, p�ka zastawiona muszlami, hologram Wie�y Joker�w czy sze�cian�w pami�ciowych le��cych wsz�dzie, gdzie by�o w miar� p�asko i r�wno. - Nic si� tu nie zmieni�o - oceni�a, marszcz�c nos, i zakr�ci�a si� przed wysokim lustrem. - Wygl�dam na m�atk�? - Nie wiem. Jaki jest ten Ptarmigan? - Ceremonia kontraktacyjna odby�a si� dwa miesi�ce temu i Dom zapami�ta� jedynie du�ego �wawego m�czyzn� w starszym wieku. - Jest mi�y. I bogaty naturalnie. Nie tak bogaty jak my, ale bardziej to okazuje i lepiej korzysta z pieni�dzy. Jego dzieci jeszcze do ko�ca mnie nie zaakceptowa�y... Powiniene� zjawi� si� z oficjaln� wizyt�, Dom. Laoth to takie gor�ce i suche miejsce... W�a�nie, przywioz�am ci stamt�d prezent. - Podesz�a do drzwi i wr�ci�a z robotem nios�cym niewielkie pude�ko. - Jest klasy pi�tej i jednym z naszych najlepszych. - Robot? - zdziwi� si� Dom, spogl�daj�c z nadziej� na pude�ko. - Prawnie rzecz bior�c, humanoid. Jest ca�kiem �ywy, tylko mechaniczny. Podoba ci si�? - Bardzo! - Dom podszed� do wysokiej metalowej postaci i stukn�� j� palcem w pier�. Robot spojrza� na niego z g�ry. - Zawsze mnie zastanawia�o, co nami kieruje, �e budujemy nieefektywne roboty humanoidalnego kszta�tu zamiast mi�ych op�ywowych, dostosowanych do okre�lonych zada�. - Duma, prosz� pana - poinformowa� go robot. - Nie�le. Jak si� nazywasz? - Rozumiem, �e Isaac, prosz� pana Dom podrapa� si� w ciemi� - w rezydencji pe�no by�o robot�w, g��wnie mi�ej i g�upiej klasy trzeciej. Pami�ta� je od najwcze�niejszego dzieci�stwa - mia�y �miertelnie nudne g�osy i delikatne r�ce. Matka, kt�ra rzadko opuszcza�a swoj� kopu��, nie cierpia�a ich, podobnie zreszt� jak �adnych robot�w, i aby ograniczy� kontakty z nimi, sama sobie gotowa�a. Uwa�a�a, �e s� przyg�upami, a jedyne uczciwe roboty to te budowane na Laoth. Teraz mia� z takim do czynienia i nie bardzo wiedzia�, jak si� zachowa�. - Hmm... Isaac, mo�esz by� troch� mniej oficjalny? - spyta� w ko�cu. - Jasne, szefie. - Widz�, �e zaczynacie si� rozumie�, a jak jeden drugiego b�dzie si� stara� dalej przechytrzy�, to nie b�dziecie si� nudzi� - oceni�a Keja. - Musz� lecie�. Aha, Babcia kaza�a ci powiedzie�, �eby� zszed� do g��wnej jadalni na pracuj�ce �niadanie. - Przez ostatni tydzie� Hrsh-Hgn da� mi na ten temat ze dwadzie�cia wyk�ad�w - westchn�� Dom. Keja, kt�ra zmierza�a �wawym krokiem ku drzwiom, stan�a nagle jak wryta. - Co to jest? - spyta�a piskliwie, wskazuj�c na umywalk�. Dom uni�s� zmoczonego stworka za fa�d� na karku. - Bagienny ig - wyja�ni�, mrugaj�c nieco nerwowo. - Nazwa�em go Ig. Znalaz�em go... s�dz�, �e go znalaz�em wczoraj na mokrad�ach... ja... no, troch� mi si� wszystko miesza. Przyjrza�a mu si� z nag�� trosk�. - To pewnie przez to podniecenie - wymamrota� uspokajaj�co. - Mo�e. - Keja przenios�a wzrok na Iga. - Ale on i tak jest brzydki. - Przepraszam pani�, ale on to to - zadudni� robot. - To hermafrodyta, czyli obojnak, czyli bezp�ciowiec. Mam pe�ne oprogramowanie dotycz�ce zwierz�t �yj�cych na tej planecie, prosz� pana... to jest, szefie. W�a�nie. - I nie miej do mnie pretensji, jak z�apiesz zoonssa - doda�a Keja i wypad�a na korytarz. - Co?! - zdziwi� si� Dom, spogl�daj�c na Isaaca. - Zaraz�, na kt�r� zapadaj� prawie wy��cznie ludzie. Nie ma takiej szansy, szefie. Robot podszed� i wr�czy� mu pude�ko gestem tak zdecydowanym, �e gdyby ch�opak go nie z�apa�, mia�by je na nogach. Puszczony wolno ig wyl�dowa� mi�kko na pod�odze i zaj�� si� obw�chiwaniem stopy robota. Dom otworzy� pude�ko. - Gwarancja, instrukcja obs�ugi i prawo w�asno�ci - wyrecytowa� Isaac. Dom wytrzeszczy� na niego oczy. - Chcesz powiedzie�, �e jeste� moj� w�asno�ci�? - wycharcza� po paru sekundach. - Cia�em i hipotetycznymi nadnaturalnymi dodatkami, szefie. - Robot cofn�� si� pospiesznie, gdy Dom pr�bowa� mu odda� pude�ko. - W �adnym razie, szefie. Nie pochwalam samow�asno�ci. - Rany, ludzie o to walczyli przez prawie trzy tysi�ce lat! - Ale roboty dobrze wiedz�, po co zosta�y stworzone, szefie. Nie odczuwam jako� nieodpartej ochoty odkrycia najwi�kszych sekret�w naszej budowy. Mam inne problemy. - Nie chcesz by� wolny?! - I co? Mie� Boga i wszech�wiat na g�owie? A tak w og�le to nie powinien szef by� ju� na �niadaniu? Dom gwizdn�� i Ig wdrapa� si� po nim na swoje sta�e miejsce spoczynku. Pos�a� robotowi niezbyt �yczliwe spojrzenie i wyszed�. Tradycja nakazywa�a, by w dniu mianowania przewodnicz�cy jad� �niadanie samotnie. Dom przemierza� puste korytarze, ale ze znajomym uczuciem bycia pod obserwacj�. Tym razem akurat mu to nie przeszkadza�o, a stary Korodore jak zwykle usia� okolice miniaturowymi pluskwami, jak od wiek�w nazywano rozmaite urz�dzenia pods�uchowo-podgl�daj�ce. Plotka g�osi�a, �e Korodore sprawdza� nawet siebie. G��wna kopu�a wykonana by�a w po�owie z przezroczystego pancernego plastiku, dzi�ki czemu rozci�ga� si� z niej widok na sad, lagun�, bagno i Wie�� na horyzoncie, wygl�daj�c� niczym maszt flagowy, z kt�rego powiewa�y chmury. Jej widok co� Domowi przypomina�, ale nie by� w stanie doj�� co, wi�c da� sobie spok�j. Przy ko�cu d�ugiego sto�u pi�trzy�a si� g�ra prezent�w - b�d� co b�d� ko�czy� w�a�nie p� planetarnego roku. U drugiego ko�ca znajdowa�o si� pojedyncze nakrycie i para robot�w kelner�w. No i naturalnie krzes�o. Dom zaplanowa� posi�ek d�ugo i starannie. Mia� te� wiele koncepcji, ale w ko�cu wybra� menu wszystkich dotychczasowych przewodnicz�cych. By�o to s�ynne menu - wed�ug Nowszego Testamentu by� to tak�e posi�ek, jaki spo�y� Sadhim, gdy zosta� Tayem Ziemi: �wier� kromki czarnego chleba, dzwonko solonego suszonego �ledzia, jab�ko i szklanka wody. Menu pozosta�o takie samo, ale Dom wprowadzi� pewne odmiany. I tak: m�k� przywieziono z Third Eye, ryba by�a z Widdershins, za to s�l wydobyto na Terra Novae, jab�ko za� pochodzi�o z Earth's Avalon. Wod� stopiono z cz�stki komety i ��cznie posi�ek kosztowa� jakie� dwa tysi�ce standard�w. Pewne odmiany prostoty by�y znacznie kosztowniejsze od innych. Korodore, wychowany na Terra Novae, czyli na koncentratach �ywno�ciowych, obserwowa� jedz�cego Doma ze s�abo skrywanym obrzydzeniem, cho� nad nudno�ciami zapanowa� ju� do�� dawno: w ko�cu nie by� to pierwszy posi�ek, jaki podgl�da�. Obraz pochodzi� z kamery w robomoskicie siedz�cym wysoko pod kopu��. Prze��czy� obraz na zewn�trz, gdzie na zachodnim trawniku zbierali si� go�cie - wi�kszo�� ju� przyby�a i kr�ci�a si� wok� d�ugiego, suto zastawionego sto�u. Co najmniej po�ow� stanowi�y phnoby - wielu z buruku, czyli kolonii otaczaj�cych Tau City. Rozpozna� bez trudu dyplomat�w - wysokich ciemnych samc�w alfa w goglach przeciws�onecznych. Mniej wa�ni i z zasady lepiej przystosowani do �wiat�a stali w milcz�cych grupach, tote� chwil� zaj�o mu odnalezienie Hrsh-Hgna. Po czwartej zmianie pluskwy odnalaz� go czytaj�cego w cieniu balonowca. P�mrok centrum dowodzenia ochrony roz�wietla�y g��wnie ekrany, nad kt�rymi pochylali si� oficerowie - tylko Korodore wiedzia�, �e pod szklarni� na p�nocnym trawniku znajdowa�o si� drugie, niniejsze stanowisko, kt�rego obs�uga kontrolowa�a dy�urnych pracuj�cych w centrali. A prywatny obw�d bezpiecze�stwa, do kt�rego jedynie on mia� dost�p, obserwowa� obserwuj�cych. W rezydencji za� znajdowa� si� niewielki biokomputer, kt�ry sam tam umie�ci�, po czym wymaza� sobie ten fragment pami�ci, kt�ry by� zaprogramowany na obserwowanie jego poczyna�. Ponownie prze��czy� obraz na go�ci - tu i �wdzie w t�umie wida� by�o du�e z�ote jaja, czyli przedstawicieli rasy creapii. Do�wiadczenie nauczy�o go, �e byli niegro�ni - niezwykle rzadko mieszali si� w sprawy planet, na kt�rych woda pozostawa�a w stanie ciek�ym. Jeden trzyma� talerz z krzemowymi kanapkami i od czasu do czasu przenosi� kt�r�� do skomplikowanej �luzy ci�nieniowej przed aparatem g�bowym. Gaw�dzi� przy okazji z Joan I, majestatycznie przystrojon� w czarny mnemoat�as i purpurowy kaftan Dany - kap�anki sadhimist�w w negatywnym aspekcie Nocticula Hecate, czyli Pani Nocy i �mierci, m�wi�c po ludzku. Wyb�r stroju nie by� specjalnie taktowny. Joan I u�miechn�a si� do creapii i odwr�ci�a do ukrytej kamery, unosz�c d�o�. Korodore w��czy� d�wi�k. - I jak? - spyta�a, kolejny raz zaskakuj�c go umiej�tno�ciami subartykulacji. - �niadaniuje. Jedzenie trzykrotnie sprawdzone na okoliczno�� trucizn. Reszta te�. - A jego reakcje na wczorajsze prze�ycia? - �adnych, bo gdy spa�, zablokowa�em mu na par� godzin pami�� kr�tk�... - Jak �mia�e�! - Wola�aby�, �eby pozna� prawd�, pani? Gdybym tego nie zrobi�, tak w�a�nie by si� sta�o. Nawet gdyby musia� j� si�� wytrz�sn�� z Hrsh-Hgnu. - Powiniene� mnie spyta�! Korodore westchn�� i si�gn�� po sze�cian pami�ci. - Przykro mi, ale obecnie pani stopie� dost�pu do spraw ochrony wynosi tylko 99,087 procent, najprawdopodobniej wskutek g��bokich impuls�w freudowskich, ale chwilowo sam musz� podejmowa� tego typu decyzje. Jak ju� powiedzia�em, nie jestem sk�onny akceptowa� rachunku prawdopodobie�stwa i jego proroctw. Je�li pani chce, madame, pani wola. Wy��czy� d�wi�k. Joan I przez chwil� sta�a nieruchomo, pr�buj�c si� z nim skontaktowa�, nim si� odwr�ci�a i zaj�a o�ywion� konwersacj� z wysokim m�czyzn� reprezentuj�cym Rad� Ziemi. Korodore za� prze��czy� obraz na jadalni� - Doma nie by�o na ekranie. Dopiero zmiana pluskwy ujawni�a, �e po prostu znalaz� si� poza zasi�giem pierwszej kamery, poniewa� zainteresowa� si� prezentami. Dom otworzy� pierwsz� paczk� i wyj�� z niej antygrawitacyjne sanda�y jeszcze pokryte cienk� warstw� oliwy. By�a do nich przyczepiona kartka: "Od twojego ojca chrzestnego. Zjaw si� kiedy� i poorbituj wok� mnie. Robi si� czasem strasznie samotnie". U�miechn�� si� i w�o�y� je. Przez par� minut miota� si� mi�dzy wspornikami kopu�y i orbitowa� wok� �yrandola, nim zatrzyma� si� nieco niepewnie sze�� cali nad pod�og�. Sanda�y, jak podejrzewa�, by�y najlepszym prezentem: reszta nie b�dzie r�wnie interesuj�ca. Od Hrsh-Hgna dosta� sze�cian pami�ci. Gdy uaktywni� indeks, par� centymetr�w nad powierzchni� wy�wietli�y si� bia�e litery strony tytu�owej: "Szklane Zamki. Historia studi�w nad jokerami autorstwa doktora Hrsh-Hgna, dedykowana przewodnicz�cemu Dominickdanielowi Sabalosowi z Widdershins", a pod spodem drobniejszymi literami: "Numer jeden z limitowanego wydania w jednym (1) egzemplarzu. Wykonano na krzemie szafranowym z Third Eye". - Niezwykle gustowny i wysoce stosowny prezent - oceni� Isaac. Dom przytakn�� ruchem g�owy i przypadkowo wybra� fragment tekstu. "(...) zagadk� galaktyki. Jak powiedzia� Sub-Lunar, dla m�odego umys�u stanowi� cz�� galaktycznej mitologii: Szklane Zamki na P�nocnym Wietrze Galaktyki. Wie�e te zbudowano, nim najstarsza z oficjalnie uznanych humanoidalnych ras odkry�a wykorzystanie kamienia. S� one pomnikami rasy (...)" Od�o�y� sze�cian i otworzy� prezent od Korodore'a. - Wygl�da niebezpiecznie - zauwa�y� Isaac. Dom u�miechn�� si�, ostro�nie ujmuj�c mnemomiecz, kt�ry z prawie niewidocznym rozmyciem zmieni� si� w mnemon�, a po paru sekundach w mnemomiotacz. - Na Zi