463
Szczegóły |
Tytuł |
463 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
463 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 463 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
463 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Magiczne �ycie Karoliny
Karolina wesz�a do swojego mieszkania, zm�czona i zzi�bni�ta. By� �rodek zimy,
najgorsza pora roku dla dziewczyny, kt�ra kocha�a lato i ciep�o. Postawi�a
zakupy na pod�odze i rozejrza�a si� wok�. Dwa ma�e pokoiki, kuchenka i
mikroskopijna �azieneczka "dla krasnoludka", jak cz�sto okre�la�a to miejsce
Karolina, by�y smutne, ciemne i wilgotne. Nie pomog�o zapalenie �adnych nocnych
lampek z kolorowymi aba�urami - mieszkanie pozosta�o tak ponure jak my�li
dziewczyny.
Odk�d Karolina si�ga�a pami�ci�, nigdy nie mia�a prawdziwej rodziny. Kiedy by�a
kilkudniowym niemowl�ciem, znaleziono j� p�yw� w plastikowej torbie na
�mietniku. Powtarzano jej p�niej wiele razy, �e prze�y�a w zasadzie tylko cudem
- mog�a przecie� udusi� si�, zamarzn��, mog�y j� zagry�� g�odne zwierz�ta. D�ugi
czas mia�a dreszcze na samo wspomnienie tych opowiada�, snutych wieczorami w
domu dziecka przez jedn� z wyj�tkowo sadystycznych wychowawczy�. Dziewczyna
ros�a z pi�tnem niechcianego, wyrzuconego na bruk dziecka. Nie ufa�a ludziom i
ucieka�a od nich w sw�j w�asny �wiat - �wiat fantazji. Nie sprawia�a k�opot�w
wychowawczych, ale te� nigdy nie mia�a przyjaci�, kole�anek, nikt nigdy nie
zbli�y� si� do niej na tyle, �eby dowiedzie� si�, jaka ona naprawd� jest.
Otoczona ksi��kami, tylko je potrafi�a kocha�. �wiat stworzony w ksi��kach
uwa�a�a za jedyny prawdziwy, ten kt�ry by� dooko�a niej by� dla niej jakby
wi�zieniem - kar�, na kt�r� jako� zas�u�y�a.
Karolina wyros�a na pi�kn� dziewczyn� o ciemnych zamy�lonych oczach, d�ugich
w�osach skr�caj�cych si� w b�yszcz�ce rude loczki wok� delikatnej, jasnej buzi.
Kto� kiedy� powiedzia� jej, �e wygl�da jak dobra wr�ka, czym wywo�a� �liczny,
rozmarzony u�miech na jej twarzy. "Wr�ka w d�insach" - pomy�la�a - "to dopiero
ciekawe".
Pomimo �e wielu m�czyzn pr�bowa�o zbli�y� si� do niej, Karolina wci�� by�a
samotna. "Nie potrafi� kocha�" - powiedzia�a kiedy� jednemu z upartych
adorator�w - "moje serce umar�o gdzie� w tej torbie na �mietniku".
Jako doros�a kobieta wyprowadzi�a si� z domu dziecka do ciasnej ciemnej
kliteczki kt�r� pani dyrektor domu dziecka dumnie nazwa�a "mieszkaniem" i
pr�bowa�a �y� tak jak wszyscy. Dosta�a prac� w jakim� biurze, nawet dobrze
p�atn�, nie mog�a wi�c narzeka�. Zacz�a nawet powolutku wychodzi� ze swojej
"skorupki" i umawia� si� z kole�ankami, wychodzi� do miasta, do kina i na inne
imprezy. �y�a tak jak miliony m�odych ludzi. Powinna by� szcz�liwa, ale nie
by�a. "Umieram" - my�la�a, kiedy wraca�a z pracy do swojego ma�ego mieszkanka -
"umieram powoli i nikt tego nie widzi. Dlaczego nie potrafi� �y� tak jak inni,
co ja tutaj robi�, dlaczego musz� ponosi� tak� kar�, za co?" - wtedy ogromne
b�yszcz�ce �zy toczy�y si� po jej policzkach, kap, kap, jedna za drug�.
Najgorsze by�o to, �e Karolina wiedzia�a gdzie� w g��bi duszy, �e nikt tu jej
nie zrozumie, na tym �wiecie. Wiedzia�a �e dla ludzi tutaj jest dziwaczk� kt�ra
nie potrafi si� cieszy� z tego �e �yje, nie g�oduje, jest zdrowa. Nikt nie mia�
poj�cia �e w g��bi duszy dziewczyn� pali�a taka t�sknota, kt�ra by�a nie do
zniesienia. T�sknota z�era�a j� powoli, odsuwaj�c od ludzi i �wiata, i trawi�c
j� od �rodka.
Tego dnia kiedy wr�ci�a znowu z pracy do swojego ciasnego mieszkanka, czu�a �e
ma do��. �e nie wytrzyma tego wi�cej. �e musi doko�czy� to, co kiedy� nie uda�o
si� �lepemu losowi tyle lat temu, w plastikowej torbie na �mietniku. Tym razem
nie p�aka�a. By�a bardzo spokojna, kiedy wyjmowa�a fiolki pe�ne tabletek na
uspokojenie, zbierane na t� okazj� ju� bardzo d�ugo. By�a spokojna, kiedy powoli
popija�a ka�d� pigu�k� pal�cym wn�trzno�ci koniakiem. By�a spokojna, tylko
troch� kr�ci�o jej si� w g�owie, kiedy straciwszy rachub� w tabletkach zacz�a
powoli zasypia�. "To takie �agodne" - pomy�la�a - "takie �agodne". Ciemne oczy
powoli zamkn�y si� i po policzkach sp�yn�y dwie ogromne �zy.
- Hej!! Hej no obud� si�! - Karolina poczu�a �e kto� j� szarpie i krzyczy co� do
ucha. Po chwili powieki podda�y si� jej woli i otworzy�a oczy. To co zobaczy�a
upewni�o j� tylko w przekonaniu �e umar�a i jest ju� gdzie� w innym �wiecie,
gdziekolwiek by to nie by�o. Na stoliczku bowiem, obok pustych fiolek po
tabletkach i przewr�conej butelki po koniaku, sta�a najdziwniejsza istotka, jak�
Karolina potrafi�a sobie wyobrazi�. By�a to male�ka, �wietlista dziewczyna ze
skrzyd�ami, delikatnymi i pi�knymi jak u motyla. Dziewczyna mia�a na sobie co� w
rodzaju kr�tkiej sukieneczki, z podobnego materia�u jak skrzyd�a. W�osy mia�a
delikatne jak puch, z�ote, unosz�ce si� swobodnie dooko�a ma�ej g��wki tak jakby
by�y l�ejsze od samego powietrza. Ca�a istota sprawia�a wra�enie niesamowitej
lekko�ci, przetykanej �agodnym �wiat�em. To by�o najpi�kniejsze stworzenie jakie
kiedykolwiek zago�ci�o w wyobra�ni Karoliny.
- Nie jestem w twojej wyobra�ni - powiedzia�a istotka nadymaj�c ma�e usteczka,
jakby czytaj�c w my�lach Karoliny - jestem tak samo prawdziwa jak i ty.
- Kim jeste�? Elfem? Wr�k�? - Karolina spogl�da�a z ciekawo�ci� na male�k�
dziewczyn�.
- Nie mam odpowiednika w ludzkiej literaturze, je�eli o to ci chodzi - odpar�a
istotka - nie mamy ludzkiej nazwy. Je�eli chcesz nazywaj mnie Iris - takie imi�
przybieram gdy wybieram si� do waszego �wiata.
- Dobrze, Iris, prosz�, wyt�umacz mi, co to wszystko znaczy? - Karolina
rozejrza�a si� po pokoju - czy ja umar�am, a je�li tak, co tu wci�� robi�?
- Nie umar�a� g�uptasie - przez ma�� twarzyczk� Iris przebieg� dreszcz
zniecierpliwienia - przynajmniej jeszcze nie. I nie licz na to �e to szybko
nast�pi - istotka u�miechn�a si� znowu - masz tu bowiem zadanie do spe�nienia.
- Zadanie? - Karolina patrzy�a na Iris oszo�omiona - o czym ty m�wisz? A poza
tym przy takiej dawce �rodk�w nasennych ju� powinnam by� martwa!
- Jednak ci ludzie to nierozumne stworzenia - mrukn�a Iris jakby sama do siebie
i doda�a g�o�niej - nic nie rozumiesz. S�uchaj. Dla mnie i dla ciebie w tej
chwili stan�� czas. Popatrz na zegar.
Karolina spojrza�a we wskazanym kierunku. Rzeczywi�cie, wahad�o starego zegara
sta�o w miejscu, w dziwnej, pochylonej pozycji, jak zamarzni�te. Nie by�o
s�ycha� tykania, z zaraz potem Karolina zda�a sobie spraw�, �e nie by�o s�ycha�
nic, ani zwyk�ego o tej porze ruchu za oknem, ani te� k��tni s�siad�w, nic.
Dziewczyna zauwa�y�a �e nie s�yszy nawet swojego oddechu czy bicia serca.
Przestraszy�a si�.
- Spokojnie - Iris znowu odgad�a jej my�li - uspok�j si� i s�uchaj co mam ci do
powiedzenia, bo b�d� m�wi� du�o dla ciebie wa�nych rzeczy!
- S�ucham - Karolina rozlu�ni�a si� nieco i spojrza�a na �wietlist� istotk� -
m�w.
- Najpierw powiem ci to czego ju� si� pewnie dawno domy�la�a�, ale nie
wiedzia�a� jak to ubra� w s�owa - Iris usiad�a na stoliku, machaj�c ma�ymi
n�kami jak niesforne dziecko - a znaczy to, �e jeste� jedn� z nas. Zawsze
by�a�. My �yjemy w tym co wy tutaj ludzie nazywacie innym wymiarem, jest to
�wiat r�wnoleg�y ale inny od waszego. Nie ma u nas ludzi, nie ma techniki, nie
ma wojen. Ale nie ma te� wznios�ych uczu�. Kiedy pozbyli�my si� nienawi�ci, �eby
odegna� gro�by walk i wyniszczenia, pozbyli�my si� tak�e mi�o�ci. To by�o, �e
tak powiem, nieprzewidzianym skutkiem ubocznym. I pomimo �e mamy �wiat pi�kny,
pe�en magii i czar�w, jak to tutaj na ziemi nazywacie (chocia� dla nas nie jest
to magia ale zwyk�e �ycie), to jednak bez mi�o�ci �ycie by�o puste. Nasza
W�adczyni nie chcia�a zgodzi� si� na przywr�cenie mi�o�ci, bo wiedzia�a �e wraz
z ni� musia�aby powr�ci� nienawi��. Zabroni�a wi�c nam nawet o tym my�le�. Wtedy
ty - Iris wskaza�a palcem na Karolin�, tak nagle, a� dziewczyna podskoczy�a -
postanowi�a� zwr�ci� nam mi�o�� bez wiedzy Kr�lowej. By�a� bardzo uzdolnion�
czarodziejk� i w tobie zachowa�y si� te uczucia - chcia�a� rozda� je reszcie
ludu i nauczy� nas jak z nich m�drze korzysta�. Jednak - Iris westchn�a smutno
i w jej �licznych fioletowych oczach zal�ni�y �zy - Kr�lowa dowiedzia�a si� o
tym i rozgniewa�o j� to okrutnie. Os�dzono ci� i skazano na ludzkie �ycie. �eby
by�o okrutniej, W�adczyni pozbawi�a ci� pami�ci ale pozostawi�a t�sknot� - st�d
twoje nieszcz�liwe �ycie tu na ziemi i to �e nie potrafisz sobie go jako�
u�o�y�. Ja obserwowa�am tw�j los ju� od dawna, ale dopiero kiedy postanowi�a�
zabi� si� musia�am co� z tym zrobi�.. Musisz zrozumie�, Karolino - smutne oczy
Iris patrzy�y prosto na dziewczyn� - �e mo�esz wr�ci� do nas i spr�bowa�
przywr�ci� porz�dek w naszym �wiecie. Ale �eby tak si� sta�o twoje �ycie tu na
ziemi musi dobiec ko�ca w sw�j naturalny spos�b. Nie wolno ci go sobie odebra�.
Je�eli tak zrobisz rozsypiesz si� w proch i przestaniesz istnie� ju� na zawsze -
Iris przerwa�a, wzdychaj�c g��boko - a my ci� potrzebujemy. W naszym �wiecie
coraz gorzej si� dzieje. Zaczyna zanika� pi�kno, zaczynaj� zanika� kolory. To
si� dzieje powoli, ale nieub�aganie.
- Ale je�li b�d� �y�a jeszcze mn�stwo lat - wed�ug ludzkiego wieku jestem
jeszcze m�oda - zapyta�a Karolina - co wtedy? Co b�dzie z waszym.... naszym
�wiatem?
- Nie martw si� o to - istotce zab�ys�y oczy - ju� ci m�wi�am �e dysponujemy
moc� rz�dzenia czasem. Mo�emy go, je�li trzeba, zatrzyma�, rozci�gn��, czy
skr�ci�. Zreszt�, tak naprawd�, czas w ludzkim �wiecie p�ynie o wiele szybciej
ni� w naszym. Ludzkie �ycie jest kr�tkie, nie martw si� wi�c o to.
Karolina wiedzia�a, �e Iris m�wi prawd�. Wiedzia�a to zawsze, gdzie� bardzo
g��boko w swojej zagubionej w ludzkim ciele duszy, tam gdzie moc W�adczyni ju�
nie potrafi�a jej dosi�gn��.
- Co mam robi�? - zapyta�a, nie czuj�c nawet, jak po jej policzkach tocz� si�
�zy.
- Nie p�acz - �wietlista istotka unios�a si� leciutko i bezszelestnie na swoich
delikatnych skrzyde�kach i male�k� r�czk� otar�a �z� z policzka dziewczyny - �yj
tu tak, jak potrafisz najlepiej. Pomagaj ludziom, dodawaj im otuchy, kochaj ich.
Ucz si� od nich tych uczu� kt�rym nam zabrak�o. Czerp rado�� z tej ma�ej chwili
jak� jest �ycie tu, za ziemi. To pomo�e ci ju� p�niej, kiedy do nas wr�cisz.
Jeste� nasz� jedyn� nadziej�.
To m�wi�c Iris zacz�a robi� si� przezroczysta i znika� powoli.
- �egnaj - u�miechn�a si� jeszcze - albo raczej, do zobaczenia!
- Do zobaczenia - odpowiedzia�a cichutko Karolina - na pewno do zobaczenia!
- Pami�taj �e s� te� tu inni tacy jak ty..... - to by�y ostatnie s�owa Iris,
kt�rej posta� by�a ju� tylko teraz z�ot� mgie�k� rozp�ywaj�c� si� w powietrzu.
*
W oczy porazi�o Karolin� ostre �wiat�o. S�ysza�a na sob� krzyk lekarzy i
piel�gniarek, ha�as od kt�rego bola�y uszy. Czu�a b�l w ca�ym ciele i nie mog�a
otworzy� oczu, chocia� bardzo si� stara�a. Kto� z�apa� j� za r�k�, kto�
szarpn��, kto� do niej co� m�wi�. W ko�cu wrzawa ucich�a i Karolina wyra�nie
us�ysza�a dwa s�owa: "B�dzie �y�".
*
Odt�d Karolina �y�a szcz�liwie. Potrafi�a kocha� ludzi i oni te� kochali j�, za
to ciep�o, kt�re nosi�a w sobie, za pogod� ducha, za u�miech. A ona wiedzia�a
swoje... W jej domu, kt�ry by� teraz obszerny i jasny, go�ci�o wielu ludzi
kt�rych inni nazywali "dziwakami". Poeci, malarze, pisarze. Ludzie niezrozumiani
przez innych znajdowali spokojn� przysta� w domu Karoliny. Bo ona wiedzia�a, jak
wiele ma z nimi wsp�lnego, wiedzia�a, �e oni wszyscy wywodz� si� z tego samego
�wiata co ona, i �e kiedy� do niego wr�c�. To tylko kwestia czasu, a czas jest
przecie� wzgl�dny...
Blasphemy