4542
Szczegóły |
Tytuł |
4542 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4542 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4542 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4542 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DARIUSZ FILAR - WE W�ASNEJ SK�RZE -INNE MIEJSCE
We w�asnej sk�rze
I
Zaparkowa�em w�z pod wysokim, poros�ym bluszczami murem i przeszed�em przez bram� z szarego piaskowca. Na kamiennym �uku ciemnia�y na p� zatarte s�owa �aci�skiej maksymy: �Dum spiro, spero". Przeczytawszy je, potrz�sn��em g�ow� w odruchowym sprzeciwie; ��danie zachowania nadziei a� po ostatnie tchnienie wyda�o mi si� mocno wyg�rowane. �wirowana aleja, na kt�r� wprowadza�a brama, bieg�a prostym, srebrzystozielonym szpalerem �wierk�w. Nape�nia�y powietrze g��bokim, wilgotnym zapachem lasu i trzeba by�o mojego przeczulonego nosa, by wy�owi�
z �ywicznej �wie�o�ci ostry od�r �rodk�w dezynfekcyjnych i lekarstw.
Po chwili od�r sta� si� wyra�niejszy, a ja wkroczy�em na brukowany bazaltow� kostk� dziedziniec. Oskrzydla�y go d�ugie, pi�trowe budynki o spadzistych dachach i szerokich weneckich oknach. Przychodzi�em tu po raz pierwszy w �yciu, ale widok ponad wszelk� w�tpliwo�� by� mi znajomy. Odnios�em przy tym wra�enie, �e moja pami�� musi zawiera� go od dawna. Od dawien dawna. Zacz��em szuka� skojarze� i wtedy ukaza�y mi si� stare sztychy szczelnie wype�niaj�ce �ciany w gabinecie mego dziadka; wszystkie prezentowa�y s�ynne budowle naszego kraju, a przynajmniej na dw�ch by�o w�a�nie to miejsce. Pomy�la�em zaraz, �e jego wygl�d zewn�trzny nie uleg� na przestrzeni wiek�w specjalnym zmianom. Postronnemu, nie wtajemniczonemu obserwatorowi nie�atwo przysz�oby odgadn��, �e za zabytkow� fasad� niegdysiejszego przyklasztornego szpitala i przytu�ku dla nieuleczalnie chorych kryje si� jedna z najnowocze�niej wyposa�onych klinik �wiata.
Nacisn��em klamk� wysokich, okutych drzwi; ust�pi�y
z cichute�kim, prawie nies�yszalnym skrzypni�ciem.
W obszernym, wy�o�onym puszystymi dywanami holu sta�o
kilka staro�wieckich, obci�gni�tych sk�r� foteli.
W g��bi, pod roz�o�yst� palm�, siedzia�a za biurkiem
dziewczyna w b��kitnym s�u�bowym uniformie pracownika
kliniki.
� Przyszed�em zapyta�, jak si� czuje pan King � powiedzia�em kieruj�c si� ku niej. � Pan Alan King. Bez po�piechu podnios�a oczy znad kolorowych zdj�� jakiego� pisma.
� Informacji o stanie chorych udzielaj� lekarze w godzinach
od dziesi�tej do dwunastej � o�wiadczy�a tonem telefonicznego automatu. � Prosz� przyj�� jutro rano albo zadzwoni� pod wskazany tutaj numer. Wyci�gn�a ku mnie r�k� z bia�ym biletem informacyjnym kliniki, a ja przyj��em go machinalnie i nie czytaj�c wsun��em do kieszeni p�aszcza. Nie zamierza�em odchodzi�.
� Tak? � w g�osie dziewczyny pojawi� si� ledwo s�yszalny cie� zniecierpliwienia, a jej oczy patrzy�y wyczekuj�co. � Co� jeszcze?
� Tylko to, �e nie przyszed�em w sprawie prywatnej � powiedzia�em. � Jestem z aliusensorii. Z pasma si�dmego. Lubi�em przedstawia� si� w ten spos�b i patrze�, jak pod wp�ywem moich s��w zmieniaj� wyraz twarze rozm�wc�w;
w jednym mgnieniu odmalowywa�y si� na nich ciekawo�� i podziw, nadzieja i przymilna gotowo�� do us�ug. Czasami r�wnie� zazdro��, ale ostatecznie w szerokiej gamie uczu� nieprzyjaznych nie zajmuje ona pozycji najwy�szej.
� Ach tak! � st�umiony okrzyk dziewczyny zdradzi� jej pop�och. � Tak! Oczywi�cie! Pan pyta� o ...?
� O Alana Kinga.
�Tak! Ju�, ju�! Prosz�!
Chwyci�a s�uchawk� jednego z kilku stoj�cych przed ni� telefon�w, z emocji dwa razy pomyli�a si� przy wykr�caniu numeru, a gdy wreszcie uda�o si� jej uzyska� po��czenie, zacz�a zacina� si� i j�ka� z po�piechu. Jak�e� typowe by�o to wszystko! Bardziej ni� si� spodziewa�em.
� Prosz� pana � dziewczyna od�o�y�a s�uchawk� i teraz znowu zwraca�a si� do mnie � operacja jeszcze si� nie sko�czy�a. Profesor Kranc...
� Zaczekam � przerwa�em jej w p� zdania. Odwr�ci�em si� i czuj�c na plecach jej wzrok zag��bi�em si� w mi�kko�ci najbli�szego fotela. Naprzeciwko moich oczu wisia�o na �cianie ogromne p��tno � realistyczna martwa natura, kt�rej centralnym punktem by� u�o�ony na p�misku ludzki m�zg. Niepokoj�c�, wilgotnie l�ni�c� biel� wy�ania� si� spomi�dzy srebrnych naczy�, wysokich szklanic wina, owoc�w i kwiat�w, kalafiorowato pi�trzy� si� swymi fa�dami i bruzdami, czerwienia� i b��kitnia� cieniutkimi nitkami przewod�w krwiono�nych.
Tak samo wygl�da� zapewne w tej chwili m�zg Alana Kinga; osaczony bia�ym ch�odem sali operacyjnej, sp�ukany ostrym �wiat�em reflektor�w, bezbronny w kielichu szeroko otwartej czaszki. Ze wszystkich stron musia�y wyci�ga� si�
ku niemu macki kolorowych rurek i l�ni�ce szpony narz�dzi, a pod naciskiem g�adko opi�tych gum� palc�w profesora Kra�ca mi�dzy neuronowy g�szcz formatio reticularis i struktury obwodu �upokampa zag��bia�a si� mikroskopijna, elektroniczna proteza. Albo przed�u�acz. Czy te� paso�yt. W gruncie rzeczy nie wiedzia�em, na kt�re z tych okre�le� zas�uguje naprawd� przeka�nik aliusensoryczny. Nie wiedzia�em zreszt� r�wnie�, czy rzeczywi�cie tak wygl�da jego wszczepianie; nie asystowa�em nigdy przy samym zabiegu i tylko pr�bowa�em go sobie wyobrazi�. Na moment opanowa�o mnie absurdalne, nios�ce zimny dreszcz przera�enie; uroi�o mi si�, �e to ja le�� w�r�d skrwawionych prze�cierade�, �e to w m�j m�zg wdzieraj� si� brutalnie obce cia�a. O nie! Na to nie pozwoli�bym nigdy!
A Alan King? Czy w pe�ni pojmowa� wag� dokonuj�cej si� w jego �yciu przemiany? Przed trzema dniami, kiedy podpisywa� kontrakt i zgod� na dzisiejsz� operacj�, wydawa� si� zdecydowany i zadowolony. Mia� min� cz�owieka, kt�ry udaje si� na egzotyczn� wypraw� i w�a�nie dope�nia ostatnich formalno�ci w biurze podr�y. Wszystkie jego gesty pe�ne by�y ostentacyjnej swobody, a lekko podniesiony g�os dudni� pewno�ci� siebie i animuszem. Nie umia�em odgadn��, czy to jego zwyk�y spos�b bycia, czy te� wynik przekonania, �e w�a�nie takiego zachowania po nim oczekujemy.
� To jest Ray Davis � przedstawi� mnie m�j szef. � B�dzie twoim anio�em str�em; wiesz ju� pewnie, �e to taka nasza nieoficjalna nazwa tej funkcji? King skin�� g�ow�.
� Cze��, aniele str�u! � powiedzia� z u�miechem i zmia�d�y� w u�cisku moj� d�o�.
� Ray pracowa� dwa lata z fantomami, a p�niej jeszcze trzy z bezprzekazowymi drugiego planu �ci�gn�� szef. � By� niez�y i uznali�my, �e czas wypu�ci� go na szersze wody. Powierzamy mu ciebie, Alan. I mamy nadziej�, �e b�dziecie z siebie zadowoleni.
� Jasne! � King serdecznie poklepa� mnie po plecach. � Wymy�lisz dla mnie co� fajnego, nie?
� Postaram si� � odpar�em.
A w rzeczywisto�ci ju� od miesi�cy �y�em setkami
pomys��w. Opanowa�y mnie bez reszty, gdy tylko rozesz�a
si� pog�oska o rych�ym zatrudnieniu Kinga
i o rozpatrywaniu mojej kandydatury na prowadz�cego
nowy program. Chaotycznym wirem spad�y wtedy na mnie
epizody z banalnych krymina��w i sceny z wielkiej klasyki, refleksje bohater�w stworzonych przez literackich geniuszy i mro��ce krew w �y�ach prze�ycia postaci z prozy brukowej, zaskakuj�ce fina�y powie�ci sensacyjnych i rozstrzygni�cia antycznych tragedii. W podnieceniu bezsennych nocy buszowa�em po bezkresnych otch�aniach ludzkiej wyobra�ni szukaj�c moment�w najbardziej szokuj�cych, najwy�szych emocji i najwspanialszych prze�y�. Fragment po fragmencie skleja�em je w burzliwe i barwne pasmo, w kipi�ce, nieprzerwanie si�gaj�ce pe�ni �ycie, o kt�rym m�g�by marzy� ka�dy. A kt�re prze�y� mia� Alan King.
� Prosz� pana! � wyrwa� mnie z zamy�lenia g�os dziewczyny. � Profesor Kranc przy telefonie! Zerwa�em si�, a ona poda�a mi s�uchawk�.
� Tu Ray Davis � przedstawi�em si�. � Prowadz�cy Alana Kinga.
� Tak, wiem � g�os Kra�ca brzmia� oschle. � O co panu chodzi?
Nieukrywana niech�� tych s��w przypomnia�a mi wszystkie plotki o Krancu, kt�re od lat kr��y�y w naszym �wiatku. Najs�ynniejsza opowiada�a o tym, jak w tajemnicy kupi� sobie odbiornik aliusensoryczny i po narkoma�sku, niewolniczo do niego si� przywi�za�. Ca�ymi wieczorami nie zdejmowa� he�mu kontaktowego, a cz�sto jego uczona g�owa tkwi�a w nim a� po ostatnie, nocne emocje. Rzeczywi�cie by�o to zabawne, bo publicznie Kranc przybiera� zawsze pozy wyrafinowanego intelektualisty, aliusensori� i jej ludzi traktowa� z manifestacyjn� pogard� i utrzymywa�, �e ogl�da tylko telewizj�, kt�ra stoi o kilka klas wy�ej. Za wszelk� cen� pragn�� by� zaliczany do grona smakoszy, kt�rzy nie uznawali nas zupe�nie, dyskutowali o tradycyjnych �rodkach masowego przekazu, pod niebiosa wynosili ich rzekome artystyczne przewagi i chwalili si�, �e mog� sobie pozwoli� na w�asne bujne �ycie. W sumie � trudno by�o nie dostrzec w Krancu snoba.
� Chc� tylko spyta�, jak si� uda�a operacja � powiedzia�em.
� Jak si� uda�a operacja?! � wykrzykn��. � A s�ysza� pan, �eby jaka� si� nie uda�a?!
� Ale� nie!
� Wi�c niech mi pan nie zawraca g�owy! Dok�adnie za trzy tygodnie od dzi� zabierze pan pacjenta i nie chc� o nim wi�cej s�ysze�! � sapn�� gniewnie i wy��czy� si� nie czekaj�c na moj� odpowied�.
Nie pozosta�o mi nic innego, jak r�wnie� od�o�y� s�uchawk�. Opuszczaj�c d�o� ku wide�kom pomy�la�em, �e i ten wybuch Kranca by� tylko na pokaz; profesor �wietnie wiedzia�, �e dowiadywanie si� o pooperacyjny stan przysz�ego supermana nale�y do moich s�u�bowych obowi�zk�w, do u�wi�conych zwyczajem powinno�ci anio�a str�a. Zreszt� o w�asnych obowi�zkach te� pami�ta�; najwa�niejsz� informacj� � termin wypisania Kinga z rejestru pacjent�w � mimo wszystko mi przekaza�. Piekielny snob!
Czeka�a mnie jeszcze jedna rozmowa telefoniczna. Spyta�em dziewczyn�, czy mog� skorzysta� z jej aparatu, a ona zgodzi�a si� skwapliwie. Wykr�ci�em numer G��wnego Biura Kontroli. Po chwili us�ysza�em sygna� gotowo�ci ich komputera. Przypomina� odg�os, jaki wydaj� p�cherze powietrza uciekaj�c z zanurzonego w wodzie dzbanka: bul, bul, bul, bul...
� Ray Davis. Prowadz�cy Alana Kinga. Pasmo si�dme.
Stacja East Wave. Sekcja rodzaju m�skiego �
wyrecytowa�em dane rozpoznawcze.
P�cherze powietrza sta�y si� nagle bardzo drobne i zacz�y
ucieka� g�ciej: pyk, pyk, pyk, pyk... Wiedzia�em,
�e komputer zaj�� si� odszukaniem w�r�d setek pracownik�w
Biura dy�urnego siedmioosobowej grupy roboczej, kt�ra
mia�a nadzorowa� moje i Kinga poczynania.
� S�ucham � dobieg� mnie po kilkunastu sekundach czyj� g�os.
� Melduje si� nowy anio� str�... � zacz��em.
� Do rzeczy! � przerwano mi stanowczo i nabra�em przekonania, �e przynajmniej jeden z moich kontroler�w jest zupe�nie pozbawiony poczucia humoru.
� Alan King zosta� zoperowany � powiedzia�em zmieniaj�c ton na bardziej oficjalny. � Klinik� opu�ci za trzy tygodnie.
� Dobrze. Zatwierdzili�my ju� jego pierwszy epizod. Z rado�ci mocniej zacisn��em palce na s�uchawce.
� Czekamy na dalszy ci�g. Prosz� pami�ta� o przynajmniej dziesi�ciodniowym wyprzedzeniu w stosunku do emisji.
� Oczywi�cie � odpar�em. � Prze�l� materia�y, gdy tylko b�d� gotowe.
Kiedy po chwili wyszed�em na dziedziniec kliniki, jego bruk l�ni� od deszczu. G�sta m�awka zimnym kompresem oblepi�a natychmiast moj� twarz, ale nie zwraca�em na to uwagi. Szed�em szybko z g�ow� pochylon�, z r�kami wci�ni�tymi g��boko w kieszenie p�aszcza.
Ko�ci rzucone � my�la�em. � Alan King nale�y do mnie, a ci z kontroli akceptuj� moje pomys�y. To co� zupe�nie innego ni� zabawa z fantomami i bezprzekazowymi. T� sam� �wierkow� alej� wr�ci�em do samochodu. Przekr�ci�em kluczyk w stacyjce i silnik od razu zaskoczy�. Wyjecha�em na szos�, potem na autostrad�, a po godzinie sun��em ju� jednym z szesnastu pasm trasy �r�dmiejskiej. Patrz�c na setki jednakowych trzydziestopi�trowych budynk�w mieszkalnych, na st�oczone na trasie samochody i na sztuczne drzewa, w kt�rych koronach ukryto dmuchawy tlenowe, raz jeszcze pomy�la�em o profesorze Krancu. Nienawidzi� wielkich miast i nowoczesnej architektury. Na jakim� kongresie medycznym obrazi� jego uczestnik�w m�wi�c, �e ich szpitale ze szk�a i stali to fabryki, w. kt�rych oni, przyuczeni partacze, niezdarnie pr�buj� remontowa� kuk�y, kt�re dawno przesta�y by� lud�mi. Sam od lat kurczowo trzyma� si� le�nego pustkowia, z kt�rego w�a�nie powraca�em. A je�li w tym i w innych dziwactwach Kranca kry�y si� �lady prawdziwych warto�ci? Warto�ci, kt�rych istoty nie si�ga�, kt�re mimowolnie o�miesza� swoimi s�abostkami i sposobem bycia, ale przecie� warto�ci. No tak � tylko w�a�ciwie jakich? Zamajaczy�a mi jedna czy druga my�l, ale nic konkretnego. I zaraz porzuci�em ten w�tek; mia�em na g�owie wa�niejsze sprawy.
II
Alan King obudzi� si� czterna�cie godzin po operacji. Pierwszym uczuciem, jakiego dozna�, by�o ogromne zdziwienie; spodziewa� si� cierpie�, pulsowania krwi w skroniach, zaburze� wzroku i s�uchu, a nic takiego nie mia�o miejsca. To prawda � przepe�nia�o go g�ste, duszne zm�czenie, szumia�o mu troch� w spowitej banda�ami g�owie, a wyci�gni�te wzd�u� cia�a r�ce zdawa�y si� wa�y� po sto kilogram�w ka�da. Ale b�lu �adnego nie czu�. Pomy�la�: wi�c to ju�. W ci�gu godzin, kt�re min�y od operacji, ostatecznie przesta� ponosi� odpowiedzialno�� za swoje �ycie. A w gruncie rzeczy � za cokolwiek. Nie musia� wi�cej my�le� o posadach i zarobkach, o karierze, o ambicjach, nawet o �yciu osobistym. M�g� tak�e nie obawia� si� prawa i kr�puj�cej zwyk�ych �miertelnik�w moralno�ci. Miano od niego wymaga� tylko si�y mi�ni, zdrowia i rado�ci istnienia, a tego nie brakowa�o mu nigdy. Pomy�la�: wi�c nie mam ju� w�asnego �ycia. Co to
w�a�ciwie oznacza? Same dobre rzeczy: nie jestem skazany na tysi�ce przypadk�w, z jakich �ycie si� sk�ada, nie grozi mi robienie plan�w, co si� nie b�d� chcia�y spe�nia�, nie zakocham si� w nikim nieszcz�liwie, nie b�d� dr�a� z napi�cia na my�l o jakim� banalnym zdarzeniu:
o sp�nieniu si� do pracy albo o wygraniu na loterii. Wznios� si� ponad to wszystko.
Przypomnia� sobie niskiego, drobnego m�czyzn� w czarnym swetrze, kt�rego przedstawiono mu przed kilkoma dniami. Nazywa� si� Ray Davis i pracowa� dla stacji East Waveju� od kilku lat. King nie da� nic po sobie pozna�, ale w pierwszej chwili by� rozczarowany; co mo�e wymy�li� taki chuderlawy paj�czek? Dopiero p�niej, gdy pokazano mu napisane przez Davisa szkice przysz�ych akcji, ujrza� go w zupe�nie nowym �wietle. Jakie� wizje tworzy�o to chuchrp! Ze szkic�w wynika�o, �e nie zabraknie Kingowi niczego: walk i zwyci�stw, pi�knych kobiet, polowa� na egzotyczne zwierz�ta, luksusowych wn�trz, szybkich samochod�w, po�cig�w i ucieczek, pu�apek, w kt�re wpadnie i z kt�rych � rzecz jasna � z �atwo�ci� si� wydostanie. Emocji, prze�y� i dozna�. Naprawd� niczego. Zacz�� si� zastanawia�, co te� robi w tej chwili Davis. Mo�e siedzi w�a�nie w swoim gabinecie i wystukuje na maszynie plany kolejnych jego, Kinga, przyg�d? Wskazuje miejsca; w kt�rych trzeba b�dzie si� znale��, opisuje czekaj�cych tam ludzi, stwarza przer�ne sytuacje, uk�ada dialogi, podejmuje decyzje. Krok po kroku i minuta po minucie � szczeg�owo w przestrzeni i w czasie � wytycza drogi, po kt�rych on, King. p�jdzie. Na ca�e dnie. miesi�ce i lata zapewnia jego �yciu akcj�, wpasowuje j� w p�realny �wiat fantom�w i bezprzekazowych, najpi�kniejszych krajobraz�w, a tak�e wysokich mur�w i stra�niczych wie�yczek oddzielaj�cych ca�� stref� zewn�trzn�. W �wiat, kt�rego wcale nie najwi�ksz� niezwyk�o�ci� jest zupe�ny brak luster. King wiedzia�, �e od czasu do czasu b�dzie mu wolno wychodzi� za mury, zanurza� si� w rozlan� za nimi szar� codzienno�� miliard�w ludzi. Ale wiedzia� r�wnie�, �e wyj�cia te nie wy�ami� si� nigdy z ram turystycznej wycieczki. Ubrany niepozornie, z twarz� zmienion� przez charakteryzacj�, tak �e nikt jej nie rozpozna, z agentem S�u�by Spokoju za plecami w�drowa� b�dzie ulicami wielkich miast albo promenadami s�ynnych kurort�w. B�dzie ch�on�� panuj�c� wok� spokojn� normalno�� i odpoczywa� od sta�ego napi�cia w�asnej, tak bardzo
ekscytuj�cej, powszednio�ci. Ale nie nawi��e �adnego
�bli�szego kontaktu. Z nikim nie zadzierzgnie zwi�zk�w.
Pozostanie � jak turysta � obcy.
Pomy�la� .'.przesta�em nale�e� do rzeczywisto�ci, w kt�rej
up�yn�o �ycie moich rodzic�w. W kt�rej si� urodzi�em.
wychowa�em i sta�em m�czyzn�. Teraz wkraczam w inny
wymiar. A tam wszystko � nawet jedzenie, nawet sen, nawet
te kr�tkie wycieczki na zewn�trz � zale�y od Davisa, od
mego anio�a str�a... I u�miechn�� si� do siebie.
W tej samej chwili otworzy�y si� drzwi i do seperatki wesz�a
piel�gniarka.
� O! brawo! � wykrzykn�a spostrzeg�szy wyraz jego twarzy. � Pan si� u�miecha! To najlepszy dow�d, �e pan dobrze zni�s� operacj�.
� Chyba rzeczywi�cie nie najgorzej � odpar�. Piel�gniarka przynios�a tac�, na kt�rej w male�kich kubeczkach grzechota�y r�nokolorowe pastylki. Wysypa�a wszystkie do szklanki i zala�a wod�; w naczyniu zapieni�o si�, zasycza� uciekaj�cy b�belkami gaz.
� Prosz� to wypi� � powiedzia�a. � Do dna. Przysun�a brzeg szklanki do jego ust, a on bez s�owa spe�ni� jej polecenie.
� To pana wzmocni � doda�a, gdy prze�kn�� ostatnie krople.
Poprawi�a mu poduszki, zmierzy�a temperatur�, wpisa�a jakie� uwagi do zawieszonej w nogach ��ka karty. Krz�ta�a si� potem jeszcze po ciasnej przestrzeni pokoiku i Alan instynktownie wyczu�, �e te jej czynno�ci nie s� ju� konieczne, �e dziewczyna celowo przed�u�a swoj� obecno��. Przyjrza� si� jej uwa�niej; nie by�a brzydka. Kiedy� natychmiast odpowiedzia�by nawet na drobniejszy dow�d zainteresowania z jej strony, na pewno pr�bowa�by zacz�� flirt. Kiedy�. Bo teraz uroda i przychylno�� dziewczyny nie mia�y ju� dla niego �adnego znaczenia.
� Przeszed� pan na tamt� stron� � zdawa�a si� czyta� w jego my�lach. � Jak�e� musi ju� pana nudzi� wszystko tutaj! C� to jest w por�wnaniu z tym cudownym �yciem, kt�re pana czeka.
� Cudownym jak cudownym � mrukn�� z nieszczerym pow�tpiewaniem; w rzeczywisto�ci uzna�, �e s�owa .dziewczyny trafiaj� w sedno.
� Cudownym! � powt�rzy�a z przekonaniem. � Pe�nym prze�y�, kt�rych po tej stronie nie mo�na sobie nawet
wyobrazi�.
� Przesada. Przecie� wszyscy b�d� mieli identyczne
doznania � czu� ca�y fa�sz swojej skromno�ci, ale brn�� dalej. � Pani ch�opak te�. Wystarczy, �eby od czasu do czasu w�o�y� he�m kontaktowy.
� Aha! Jasne! W�o�y he�m i prze�yje razem z panem jak�� walk�, tak?
� Chocia�by � udawa�, �e nie s�yszy ironii w jej g�osie.
� To nie to samo � pokr�ci�a g�ow�. � I pan �wietnie o tym wie. Bo tylko na pana ciele zostan� blizny. Roze�mia� si�.
� To chyba nieszczeg�lna atrakcja!
� A jednak. Na ciele m�czyzny powinno by� troch� blizn.
� No, je�li tylko o to chodzi, to na moim nie brak ich od dawna.
D�ugim pasmem przesun�y mu si� nagle przed oczyma obrazy wypadk�w i kraks, przez sk�r� i mi�nie przebieg� niespokojny dreszcz, jak gdyby odezwa� si� w nich b�l dawnych kontuzji. Bo ca�kiem bez szwanku King �wiczy� i zwyci�a� tylko w walkach Dalekiego Wschodu; w d�udo, karate i kung-fu, kt�rymi pasjonowa� si� mi�dzy szesnastym a dwudziestym rokiem �ycia. Nieco p�niej, kiedy si�gn�� po mistrzowskie tytu�y w dziesi�cioboju, musia� ju� zap�aci� swoj� cen�: dwa czy trzy nadwer�enia �ci�gien i dotkliwe pot�uczenie po pechowym skoku, przy kt�rym zawiod�a tyczka. Wreszcie zaj�� si� samochodami i wtedy nast�pi�o p�kni�cie opony na torze w Monzie; King nie zdo�a� opanowa� maszyny i w rezultacie przez blisko kwarta� wylizywa� si� w szpitalu z poparze�. Jako� go to nie zniech�ci�o i szybko wr�ci� za kierownic�. A na dodatek wynalaz� jeszcze jedn� karko�omn� zabaw� � narciarskie rekordy szybko�ci na alpejskich lodowcach. Okupi� je dwukrotnym zak�adaniem gipsu. Po razie na ka�d� nog�. Mimo bolesno�ci tych wszystkich do�wiadcze� zapomina� o nich natychmiast, gdy tylko pojawia�a si� szansa udzia�u w jakiej� nowej, nawet najbardziej ryzykownej imprezie. Zrobi� to, na co inni si� nie powa��, walczy� i wygrywa�, sprawdza� wci�� samego siebie � ca�e �ycie by�o jednymi wielkimi zawodami.. A uczyni� je takim ulegaj�c �lepej, nagromadzonej w nim energii. Daj�c jej uj�cie znajdowa� czyst� rado��, a nagrody, oklaski publiczno�ci i nawet s�awa stanowi�y dalekie, niewa�ne t�o. Zupe�nie mylili si� ci, kt�rzy za kulisami jego wyczyn�w szukali tych zwyk�ych, odwiecznych pobudek tysi�cy sportowc�w.
� Po co ty tak szar�ujesz? � pyta� na przyk�ad Johann
Garin, zaprzyja�niony z Kingiem sprawozdawca telewizyjny, kt�ry kiedy� sam by� zawodnikiem, a po zderzeniu z wozem rywala sta� si� sparali�owanym kalek�. � Wygra�by� i bez tego! A ty wyzywasz los! Po co?! Chcesz zaimponowa� tym leniwym, ospa�ym tch�rzom na trybunach? Przecie� oni tylko czekaj� na twoje potkni�cie. Na efektown� kraks�, kt�ra ciebie pozbawi zdrowia albo i �ycia, a im przyniesie dreszczyk emocji. To stara �piewka! Dwa tysi�ce lat temu w Rzymie ty by�by� gladiatorem, a oni, �wcze�ni oni, podniecaliby si� ka�dym zainkasowanym przez ciebie ciosem. Wyobra�aliby sobie, �e sami wbijaj� w ciebie miecze. Oszuka�czo, bez najmniejszego zagro�enia zaspokajaliby instynkty, dla kt�rych prawdziwego nasycenia brakowa�oby im odwagi. Nie �ud� si� � w�a�nie tacy oni s�! Nie zas�uguj� na szacunek. A tym bardziej na to, �eby si� dla ich przyjemno�ci nara�a�.
� Ale ja wcale nie dlatego... � mrukn�� w odpowiedzi King. Zamierza� jeszcze doda�, �e szar�owa�by nawet w wy�cigach bez medali i bez puchar�w, nawet przy pustych trybunach. Chcia� wyt�umaczy� jako� t� swoj� na wskro� osobist�, bezinteresown� pasj�, kt�ra kaza�a mu przerzuca� si� od jednej dyscypliny do drugiej i sama ustanawia�a dla� miary sukces�w i pora�ek. Ale ostatecznie nie powiedzia� ani s�owa wi�cej; nie umia� wyra�a� swoich my�li tak p�ynnie jak Garin � a poza tym przeczuwa�, �e rozgoryczony kaleka nie przyjmie �adnych argument�w.
� Prawie ich nie wida� � powiedzia�a dziewczyna. King odbieg� wspomnieniami tak daleko, �e min�a chwila, nim skojarzy� t� uwag� z prowadzon� wcze�niej i urwan� rozmow�. Nim zorientowa� si�, �e chodzi wci�� o jego blizny.
� Tak � zgodzi� si�. � Wszystko �adnie si� zagoi�o. A pr�buj�c �artowa� dorzuci�:
� Przysch�o jak na psie.
W dniach poprzedzaj�cych skierowanie do kliniki profesora Kranca doszed� do prawdziwie wielkiej formy; serce pracowa�o r�wno, mi�nie p�cznia�y elastycznie przy ka�dym ruchu, a p�uca wci�ga�y powietrze g��boko i mocno. I chocia� pokonywanie stu metr�w w jedena�cie sekund czy dwudziestometrowe pchni�cie kul� dalekie by�y od �wiatowych rekord�w, to � jak na jego trzydziesty trzeci rok �ycia � stanowi�y osi�gni�cia nie do pogardzenia. Zreszt� aliusensoria zadowoli�aby si� nawet s�abszymi wynikami. Bardziej liczy�o si� jego do�wiadczenie wy�cigowego kierowcy, oko doskona�ego strzelca
i wszechstronna sprawno�� organizmu � wy trenowanego, a przecie� nigdy nie trutego �rodkami dopinguj�cymi. Za tydzie� czy dwa, gdy tylko minie pooperacyjne os�abienie, mia� w pe�ni dowie��, co potrafi. Pomy�la�: ciekawe, co o mojej decyzji s�dzi Johann? Musia�a chlusn�� jak strumie� wody na jego m�yn; przecie� w por�wnaniu z cz�owiekiem, kt�remu wszczepiono przeka�nik aliusensoryczny, rzymski gladiator wi�d� spokojne, prywatne �ycie, a jego niewola by�a tylko �agodnym ograniczeniem swobody. Gdy si� pomy�li o w�adzy, jak� ma nade mn� ten Davis z East Wave, i o wszystkich odbiorcach moich emisji, cezar i rozwrzeszczane t�umy wok� areny Colosseum przybieraj� posta� niegodnej wspomnienia b�ahostki. Tak, tym razem Johann musia� ostatecznie uwierzy� w moj� sprzedajno��. pr�no��, ch�� b�yszczenia, zupe�n� g�upot� i licho wie co jeszcze. No dobrze, ale jakie on ma prawo, by mnie s�dzi�? Ten moralista sam zak�ada co wiecz�r he�m kontaktowy, kaza� nawet zamontowa� specjalne podp�rki przy zag��wku swojego inwalidzkiego fotela. Zreszt� to nie ma nic do rzeczy. Do�� filozofowania! I tak nie mog� zawr�ci�. Alan King po raz drugi otrz�sn�� si� z zadumy. I zaraz napotka� wlepione we� oczy piel�gniarki. Wci�� odwleka�a swoje odej�cie, kokietowa�a go ka�dym gestem, wdzi�czy�a si�. Pomy�la�: zwariowa�a baba czy co? A w nast�pnej sekundzie sam sobie odpowiedzia�: nie, nie zwariowa�a. Teraz ju� wszystkie b�d� go tak traktowa�. Podziw, 'uwielbienie, mi�o�� � oto czego spokojnie mo�e od wszystkich oczekiwa�. Zosta� przecie� oficjalnie zamieniony w supermana.
III
Chcia�em, �eby King je�dzi� na motocyklu. Sam korzysta�em wy��cznie z auta i chyba w�a�nie dlatego motocykl wydawa� mi si� czym� o wiele atrakcyjniejszym. T�sknot� za posmakiem konnej gal opady, za gwizdem wiatru w uszach i upajaj�cym poczuciem swobody, jak� mog� da� dwa k�ka, odgadywa�em zreszt� w duszach wi�kszo�ci odbiorc�w aliusensorii.
Kilka dni buszowa�em po przepastnych magazynach rekwizyt�w w poszukiwaniu w�a�ciwej maszyny. I wreszcie w jednym z najdalszych k�t�w trafi�em na prawdziwe cudo. To by� historyczny zabytek � czerwony Indianin-Skaut,
typ 500-SV, wspania�a zabawka dla doros�ych m�czyzn wyprodukowana w 1937 roku przez firm� pan�w Hendee i Hedstroma. Dwa cylindry jej dwudziestokonnego silnika ��czy�y si� podstawami w symbolizuj�c� zwyci�stwo liter� "V", szerokie, stalowe strzemiona pozwala�y pewnie oprze� stopy, l�ni�ca chromem kierownica przypomina�a kszta�tem �uk Winnetou, a r�czna d�wignia zmiany bieg�w zako�czona by�a drewnian� ga�k�. W�a�nie ta ga�ka przekona�a mnie ostatecznie; mahoniowa, ciemniej�ca szlachetnym br�zem, tysi�cami dotkni�� niegdysiejszych je�d�c�w, wyg�adzona jak por�cze schod�w w starych budowlach. To ona ukaza�a mi motocykl w zupe�nie innym �wietle, kaza�a skojarzy� oderwane na pierwszy rzut oka elementy: �wietn� stal, naturaln� sk�r� siode�ka, precyzj� wykonania ka�dego detalu � symptomy doskona�o�ci nieosi�galnej dla dzisiejszych pojazd�w z tandetnej blachy i plastyku.
Motocykl by� w idealnym stanie; po paru zabiegach konserwacyjnych i nape�nieniu baku m�g� ruszy� w drog�. Ale nie zamierza�em go po prostu Kingowi ofiarowa�. Taki skarb nie powinien mu przyj�� zbyt �atwo. Od pierwszej chwili musia� zwi�za� si� z nim jakim� dramatycznym prze�yciem, momentem emocji, kt�ry nie uleci z pami�ci, solidn� porcj� ryzyka. King musia� t� maszyn� zdoby�. Odpowiednie zdarzenie zaplanowa�em na trzeci dzie� po wej�ciu Kinga w stref� wewn�trzn�. Scenariusz by� prawie go(ow do przekazania ekspertom z G��wnego Biura Kontroli.
Zastanawiaj�c si� ju� nad samym fina�em, przerzuca�em zapisane wcze�niej stronice.
�Alan King idzie ulic� ma�ego miasteczka. Z og�uszaj�cym rykiem silnik�w mija go defiluj�ca wolniutko banda motocyklist�w. Jej herszt, zwalisty brodacz o ogolonej do sk�ry czaszce, prowadzi swoich ludzi na wspania�ej, czerwonej pi��setce. King od razu spostrzega t� maszyn�;
zachwyconym spojrzeniem prze�lizguje si� po reflektorach,
silniku, ko�ach... I natychmiast przyspiesza kroku, by ruszy�
�ladem pluj�cej spalinami kawalkady.
W miejscu gdzie ulica zamienia si� w szerok�, si�gaj�c�
horyzontu szos�, przycupn�a niewielka stacja benzynowa.
Tutaj zatrzymuj� si� motocykli�ci. Tutaj te� dogania ich
King.
� Ta zabawka musi by� moja � m�wi wskazuj�c motocykl herszta.
� Pryskaj, p�ki czas, frajerze �odpowiada herszt.
� Dostaniesz trzysta � nie zamierza ust�pi� King.
� Powiedzia�em: pryskaj! To nie jest na sprzeda�!
� Musz� go mie�.
� Wi�c we� go sobie.
Herszt u�miecha si� ironicznie, a zza jego plec�w wychodzi jeden z adiutant�w. Metalicznie l�ni�cy, si�gaj�cy ramion cylinder okrywa mu g�ow� i kark, a twarz zas�ania przy�bica z nieprzejrzystego, czarnego pleksiglasu. Ten he�m to prawie jedyne jego odzienie; nagie, bez ma�a dwumetrowe cielsko pr�y si� ukazuj�c w�z�y mi�ni. Olbrzym wolno zbli�a si� do Kinga i ostentacyjnie poprawia wsuni�ty na praw� pi�� kastet.
� Zostaw mnie w spokoju, dziecinko � m�wi King. Przeciwnik nie reaguje i podchodzi jeszcze o krok.
� Tak b�dzie lepiej dla ciebie � dodaje King. Opancerzona kastetem pi�� wylatuje ku ustom Kinga. Ale on jest szybszy: zas�ania si� skrzy�owanymi d�o�mi, zamyka rami� atakuj�cego w kleszczach chwytu, ca�y napina si� w gwa�townym wysi�ku. S�ycha� suchy trzask �amanej ko�ci. Olbrzym cofa si�. Jego prawica zwisa bezw�adnie � jak pusty r�kaw. Kamraci patrz� na t� kl�sk� w zupe�nym milczeniu.
Ale zaskoczenie trwa tylko chwil�. Kto� wk�ada do lewej r�ki olbrzyma pot�ny klucz francuski i ranny, mimo b�lu, ponownie skacze do walki. I tym razem King nie daje mu �adnej szansy. Brawurowym rzutem ca�ego cia�a zbija go z n�g. Porywa i unosi w g�r�. Ciska przed siebie. Po sekundzie bezw�adnego lotu d�uga sylwetka l�duje na ziemi. Pleksiglasowa przy�bica roztrzaskuje si� o betonowy kraw�nik. Spod cylindra os�aniaj�cego g�ow� zaczyna s�czy� si� krew.
W zapad�ej po raz drugi �miertelnej ciszy rozlega si� wizg b�yskawicznego zamka: herszt rozpina sk�rzan� bluz� i wyrywa zza pazuchy pistolet. Naciska spust. Tylko refleks ratuje Kinga � klasycznie wykonany pad sprawia, �e kula, kt�ra mia�a przewierci� czo�o, poprzestaje na dra�ni�ciu potylicy. I chocia� w�osy zlepia mu krew, King nie traci przytomno�ci. W�owymSkr�tem odskakuje za w�gie� najbli�szego budynku. Podrywa si� i zaczyna biec. D�ugo trwaj� ucieczka i po�cig. Opr�cz herszta jeszcze dw�ch cz�onk�w bandy ma pistolety, wi�c kule g�sto �wiszcz� wok� Kinga. Ale �adna go nie dosi�ga. Wreszcie przy jednej z ulic King spostrzega budynek ze znakami S�u�by Spokoju. Wpada do �rodka. Na jego widok zrywaj� si� ze swoich miejsc trzej funkcjonariusze.
� Dajcie mi spluw�! � wykrzykuje King. � Goni� mnie!
S� uzbrojeni!
Funkcjonariusze si�gaj� po pistolety.
� Sami damy sobie rad�. A ty na razie w�a� tutaj � m�wi najstarszy rang� i wskazuje okratowan� cz�� pokoju, w kt�rej mie�ci si� areszt.
� Oszala�e�?! � pr�buje stawia� op�r King.
� W�a�! � powtarza funkcjonariusz i luf� swego pistoletu wycelowuje w pier� Kinga. Trzeba ust�pi�. Krata zostaje zatrza�ni�ta, a przekr�cony ze zgrzytem klucz znika w kieszeni munduru.
� Oddajcie nam cwaniaka, co si� u was schowa� � rozlega si� z zewn�trz g�os herszta bandy motocyklist�w. � Je�li to zrobicie, zostawimy was w spokoju!
� Chod�cie tu po niego! � odkrzykuje dow�dca posterunku. � Tylko musicie rzuci� bro�! �apki trzyma� nad g�ow�!
Banda odpowiada strza�ami; kule rozbijaj� szyby i zasypuj� pomieszczenie okruchami od�upywanego ze �cian tynku. Kanonada nie trwa nawet pe�nej minuty, gdy pierwszy funkcjonariusz wali si� na ziemi� z roztrzaskan� czaszk�. Drugi skacze do niego i w tej samej chwili te� dosi�ga go kula. Ostrzeliwuje si� ju� tylko dow�dca.
� Wypu�� mnie! � krzyczy King. � Sam nie dasz rady! Funkcjonariusz nie odpowiada. Celuje starannie i wci�� strzela. Ale wypatruj�c przeciwnik�w na ulicy nie dostrzega, �e jeden z nich wdrapa� si� na dach pobliskiego budynku. Stamt�d wn�trze posterunku wida� jak na d�oni. Pada strza�. Na piersi ostatniego obro�cy wyrasta szybko czerwona plama. On sam osuwa si� na ziemi�.
� Wypu�� mnie! � krzyczy znowu King. � Przecie�
zastrzel� mnie jak psa!
Funkcjonariusz pr�buje wsta�, ale zaraz pada znowu. .
S�abn�c� r�k� wyci�ga z kieszeni klucz i rzuca go
w kierunku kraty, za kt�r� uwi�ziony jest King.
Niestety � zbawczy kawa�ek metalu chybia celu. Razem
z k�kiem, do kt�rego jest przyczepiony, l�duje kilkadziesi�t
centymetr�w za blisko. Jego brz�kni�cie o posadzk�
z�owrogo wype�nia cisz�, jaka zapad�a po przerwaniu
ognia.
King k�adzie si� na brzuchu, jak najdalej wysuwa rami�
pomi�dzy pr�tami kraty, pr�buje dosi�gn�� klucza. Ale jego
palce bezradnie drapi� pod�og� o kilka milimetr�w od
drucianego breloczka.
S�ycha� ju� �ciszone g�osy skradaj�cych si� motocyklist�w.
King podejmuje ostatni rozpaczliwy wysi�ek. Dosi�ga klucza! B�yskawicznie otwiera drzwi aresztu, chwyta le��cy najbli�ej pistolet i prawie na o�lep oddaje kilka strza��w w kierunku wej�cia. S�ycha� krzyki i odg�os padaj�cych cia�; ci, kt�rych wys�ano na rekonensans, wypadli z gry! King k�adzie si� teraz na ziemi, �aduje magazynek, podczo�guje si� do okna i, wci�� le��c, lustruje okoliczne dachy. Dostrzega przyczajonego za kominem strzelca. Bierze go na muszk� i po chwili bezw�adnie cia�o wali si� na ulic�. Zosta� ju� tylko jeden uzbrojony motocyklista ,� sam herszt.
� Hej! Ty tam! � wo�a King. � Mo�e wyjdziesz na spotkanie?!
� Sam wy�a�! � odpowiada herszt.
King kopni�ciem wywala podziurawione kulami drzwi
posterunku, przeskakuje przez le��ce za nimi cia�a
i przypada do zaparkowanego tutaj radiowozu. Po drugiej
stronie jezdni, za innym samochodem, miga ogolona g�owa.
King strzela, ale tym razem nie trafia.
� Wiem, �e tam jeste�! � wo�a King. � Wstawaj! Podnosz� si� obaj r�wnocze�nie. Wpatrzeni w siebie wolniute�ko wychodz� na otwart� przestrze�. Pistolety ci�ko wisz� w ich na poz�r bezw�adnie opuszczonych r�kach.
� Wci�� masz ochot� na moje k�eczka? � pyta herszt.
� A jak my�lisz?
Herszt pr�buje unie�� pistolet, ale King celuje i strzela szybciej; przyw�dca motocyklist�w przygarbi� si�, pochyla, kl�ka... Wreszcie pada martwy".
M�j szkic tworzy� tylko u�amek dzie�a. To dopiero po jego zatwierdzeniu przez G��wne Biuro Kontroli zaczyna�a si� prawdziwie wielka, �mudna robota ca�ego zespo�u specjalist�w aliusensorii. Trzeba by�o sporz�dzi� i zaprogramowa� fantomy, kt�re wyst�pi� w rolach postaci trac�cych �ycie. Odpowiedni trening musieli przej�� wyznaczeni do akcji bezprzekazowi drugiego planu. Wreszcie musia� si� psychicznie przygotowa� do nowej przygody sam King. A szczeg�y czysto techniczne? Rozlokowanie wzmacniaczy przekazu, synchronizacja czas�w stref zewn�trznej i wewn�trznej, zapewnienie setek rekwizyt�w? Mr�wczy wysi�ek! Ale to nie on zaprz�ta� moje my�li. Dr�czy� mnie brak efektownego zako�czenia dla motocyklowego epizodu, brak puenty, kt�ra by�aby na
miar� poprzedzaj�cych j� zdarze�. Bo co? � mia� King po prostu odjecha� na krwawo zdobytym stalowym rumaku? Wydawa�o mi si� to za ma�o dramatyczne. Za ubogie, a nawet za md�e. Nie przychodzi�o mi jednak do g�owy nic ciekawszego.
Poczu�em zm�czenie. Odsun��em maszyn�, w kt�rej tkwi�a zapisana w trzech czwartych kartka, i opad�em na oparcie fotela. Przez chwil� siedzia�em z przymkni�tymi oczyma, a p�niej podnios�em si� i poszed�em do pokoju Anny. Ton�� w p�mroku, a ona sama spoczywa�a na tapczanie. Jej cia�o by�o zupe�nie nieruchome, a g�owa gin�a w bia�ej bani He�mu kontaktowego. Sprawdzi�em numer kana�u nastawiony na programatorze i si�gn��em po porzucony na nocnym stoliku informator z rozk�adem akcji aliusensorycznych. �Gloria Robins poznaje nowego ch�opca i zakochuje si� od pierwszego wejrzenia. Prowadz�ca Glorii, Maria Sonner, przygotowa�a momenty, jakie pragnie prze�y� ka�da kobieta" � przeczyta�em anons starannie zakre�lony przez Ann�. U�miechn��em si�. Zna�em dobrze Mari� Sonner i jej tw�rczo��. Mog�em sobie bez trudu wyobrazi� koktajl, kt�ry przyrz�dzi�a: ksi�yc, pla�a z szumi�cymi palmami, lalkowaty p�tak ubrany z przesadn� elegancj�, sto tysi�cy czu�ych westchnie� i poca�unki w samochodzie zaparkowanym w przydro�nym lasku. Oto wszystko, co prze�ywa�a teraz moja �ona. Biedna Anna! Byli�my ma��e�stwem od dwunastu lat, jak wi�kszo�� naszych r�wie�nik�w nie mieli�my dzieci, a moje wysokie zarobki czyni�y jej prac� zupe�nie zbyteczn�. Wi�c c� w�a�ciwie mia�a robi�? �y�a aliusensoria. Na ca�e dnie zamienia�a si� w kobiety z program�w: w milionerki--podr�niczki. we wspania�e wampy, we wprowadzane dopiero w �ycie s�odkie idiotki, w sportsmenki, i we wszystkie inne postacie wymy�lone w sekcjach rodzaju �e�skiego dziesi�tk�w stacji. Teraz by�a szesnastoletni� Glori� Robins; przez jej oczy patrzy�a na cukierkowe pejza�e, jej uszami s�ucha�a banalnych wyzna�, jej palcami nie�mia�o pie�ci�a d�o� id�cego obok smarkacza. Biedna Anna!
W przyp�ywie nag�ej, pe�nej poczucia winy czu�o�ci pog�aska�em jej rami�. I natychmiast zda�em sobie spraw� z ca�ego bezsensu tego gestu; Anna nie mog�a go przecie� odebra�. Jej m�zg ch�on�� wy��cznie sygna�y przysy�ane przez zmys�y dalekiej, m�odziutkiej Glorii. A w�asne cia�o Anny by�o w tym momencie odtr�conymi przez �wiadomo��, niemo pulsuj�cymi mi�niami.
Wr�ci�em do siebie. I teraz ju� szybko doko�czy�em pisania:
�W kilku skokach King przebiega od trupa do trupa i zbiera rozrzucon� bro�. Z gotowymi do strza�u pistoletami w obu d�oniach sp�dza w jednym miejscu wszystkich pozosta�ych przy �yciu cz�onk�w bandy. Potem prowadzi ich na stacj� benzynow�. Odstawia na bok maszyn� herszta, a z innych motocykli nakazuje u�o�y� wielki stos. Chwyta w�� dystrybutora paliwa i � niczym ze stra�ackiej sikawki � oblewa stos. Rzuca zapa�k�. Po�ar w jednej chwili ogarnia wszystko hucz�c� czerwieni�. King bez po�piechu odwraca si� i podchodzi do zdobycznego pojazdu. Zapuszcza silnik, wskakuje na siode�ko i odje�d�a w kierunku centrum miasteczka. Ale to tylko manewr, bo ju� przed pierwszym skrzy�owaniem zawraca. Przyspiesza mocno i jedzie wprost na �cian� ognia. Jeszcze przyspiesza. I jeszcze. Z pe�n� szybko�ci� wtacza si� na wzniesiony obok stacji pomost do badania samochodowych podwozi i wybija si� mocno. Wystrzela w powietrze jak z katapulty. Przelatuje tu� nad j�zorami p�omieni. Mi�kko l�duje po drugiej stronie. I � nie zmniejszaj�c szybko�ci � oddala si� szos�. Ku zachodz�cemu s�o�cu".
IV
Alan King siedzia� nagi na brzegu szpitalnego ��ka. Wszystkie rzeczy, w kt�rych przyszed� do kliniki profesora Kranca, zabrano ju� do jakiego� bli�ej nie okre�lonego depozytu, a kostium uszyty w warsztatach krawieckich aliusensorii jeszcze nie nadszed�. Sytuacja przypomnia�a mu przeczytane niegdy� ksi��ki o dawnych armiach; przed wst�pieniem w ich szeregi te� trzeba by�o rozebra� si� do naga, z cywilnym ubraniem odrzuci� dawn� osobowo�� i przybra� now�, kt�rej domaga� si� mundur. Pomy�la�: �o�nierz tak�e przestawa� decydowa� o w�asnym �yciu, musia� wype�nia� rozkazy, tak jak ja traci� prawo do samodzielnych rozstrzygni��... Od kilku dni Alan bardzo pragn�� przekona� siebie, �e jego utrata wolno�ci nie jest �adn� niezwyk�o�ci�. Cierpliwie wyszukiwa� dowody na to, �e przygody podobne do jego w�asnej zdarza�y si� ludziom ju� przed wekami. I �e nie nios�y ze sob� a� tak wielkiego z�a. A jednak wci�� nie m�g� si� uspokoi�. Momentami wydawa�o mu si� � tak samo jak w pierwszych godzinach po ustaniu dzia�ania
narkozy � �e wkroczy� w najwspanialszy okres �ycia, w krain� nieustannego szcz�cia, do prawdziwego raju. A ju� kilka chwil p�niej ogarnia�a go dr�cz�ca t�sknota za utraconym. Znienacka spada�o na� poczucie winy wywo�ane prze�wiadczeniem, �e co� lub kogo� zdradzi�, �e wypar� si� warto�ci, kt�re by�y wielkie i wa�ne, chocia� na dobr� spraw� nie potrafi� ich nawet nazwa�. Pomy�la�: najwi�ksi m�drcy od dawna nie wiedz�, co dobre, a co z�e... granice si� zatar�y, rozp�yn�y, straci�y sens... daj sobie lepiej spok�j � jeste� tylko supermanem... takich jak ty nie sta� na wahania i w�tpliwo�ci... Drzwi separatki otworzy�y si� i w progu stan�� Ray Davis.
� Cze��! � zawo�a� i rzuci� Alanowi wypchany, plastykowy worek. � To ciuchy dla ciebie. Ubieraj si�. Zaraz jedziemy. Alan rozwi�za� worek i wytrz�sn�� jego zawarto�� na ��ko. Zaskoczony zacz�� ogl�da� szare, wytarte spodnie, po�atan� koszul�, niemodn� marynark� i o wiele za du�y na niego p�aszcz.
� Troch� kiepskie jak dla supermana, co? � roze�mia� si� Davis. � Pami�taj, �e pojedziemy przez stref� zewn�trzn�. Nikt nie powinien ci� rozpozna�... Gestem r�ki Alan powstrzyma� dalsze wyja�nienia.
� Zapomnia�em � mrukn��, a potem szybko zacz�� si�
ubiera�.
Po chwili by� got�w.
� Dobra! � powiedzia� Davis uwa�nie mu si� przyjrzawszy.
� Teraz chod� tutaj.
Ustawi� Alana przed lustrem, kt�re wisia�o nad umywalk� W rogu pokoju. Wydoby� z kieszeni niewielkie pude�ko. Zdj�� wieczko i w otworze ukaza�a si� pomi�ta, szaror�owa, lekko b�yszcz�ca szmatka.
� Odchyl g�ow� do ty�u! I zamknij oczy! Alan pos�usznie wykona� polecenie. Us�ysza� szum puszczonej wody, a zaraz potem poczu� na twarzy przykre, wilgotne dotkni�cie. Davis rozci�ga� szmatk� na jego czole i policzkach, ugniata� na nosie i brodzie, wklepywa� w powieki i wargi.
� Ju�! � powiedzia� po chwili. � Teraz mo�esz popatrze�. Alan spojrza� w lustro. Zobaczy� siebie. Ale siebie jak�e� zmienionego: wok� oczu wyros�a mu g�sta sie� zmarszczek, k�ciki ust wygi�y si� ku do�owi w bolesnym grymasie, ca�e oblicze zwiotcza�o i obwis�o. By� starcem.
� Tego te� zawsze ju� b�dziesz u�ywa�. W�asn� twarz masz tylko dla aliusensorii. W strefie zewn�trznej musisz nosi� mask�.
� Przecie� dzisiaj nikt mnie jeszcze nie zna...
� Rzeczywi�cie, na razie nie � zgodzi� si� Davis. � Ale lepiej, �eby� si� przyzwyczai� od samego pocz�tku. Opu�cili gmach kliniki, szybko przeszli �wierkow� alej� do bramy w kamiennym murze, tu� za ni� wsiedli do samochodu Davisa. Ruszyli ku autostradzie. � Nie lubi� nudzi�... � zacz�� ostro�nie Davis � s�dz� jednak, �e dobrze b�dzie, je�li jeszcze raz powt�rzymy sobie podstawowe zasady...
� Oczywi�cie � Alan westchn�� z ostentacyjn� rezygnacj�;
wiedzia� ju�, �e Davis lubi nudzi�, i to bardzo. I �e w tej chwili nic go od tego nie powstrzyma.
� To �wietnie, �e jeste�my jednego zdania � ucieszy� si�
najwyra�niej Davis. � Zacznijmy od techniki czytania
scenariusza...
Zasadniczym, belferskim tonem przypomnia� Alanowi, �e
zapoznaj�c si� ze szkicem nowej akcji powinien wczuwa� si�
w og�lny nastr�j epizodu, a nigdy nie rozprasza� my�li
szczeg�ami. Podobnie ma podchodzi� do dialog�w;
zapami�ta� sens, a nie pojedyncze s�owa. Improwizacja zawsze powi�ksza wra�enie autentyczno�ci, nawet fantomy maj� w programach swoich kwestii pewien margines wyboru. Na wkuwanie na pami�� nie ma zreszt� czasu;
dok�adny scenariusz wr�cza si� supermanowi na dwie godziny przed rozpocz�ciem emisji. W�a�nie po to, by mia� og�lne poj�cie o tym, co go czeka, ale by nie zd��y� nadmiernie wszystkiego wykalkulowa�. Wreszcie wkomponowane w akcj� popisy akrobatyczne � uwzgl�dniaj� umiej�tno�ci i kondycj� Alana. I wcale nie stawiaj� przed nim zada� wy�rubowanych; przy maksymalnym wysi�ku m�g�by na pewno dokona� sztuk o po�ow� trudniejszych. Wi�c niech te� za wiele nad nimi nie duma � wystarczy, �eby trzyma� si� w odpowiedniej psychofizycznej gotowo�ci. Alan potakiwa� bez s�owa kiwaj�c g�ow�.
� Teraz sprawa u�ycia broni � ci�gn�� Davis. � Wolno ci strzela� tylko do fantom�w. Po czym odr�nisz fantom od prawdziwego cz�owieka?
� Po b��kitnym k�ku � odpar� z niech�ci� Alan; zawsze jednakowo denerwowa�y go egzaminy z zagadnie� oczywistych. � Ka�dy fantom ma naszyte na ubraniu b��kitne k�ko.
� Na lewej piersi, tak?
� Tak.
� No dobrze. Trafi� musisz w czo�o albo w serce. W tych
dw�ch punktach fantomy maj� zamontowane pojemniki z krwi� i wyzwalacz programu agonii. Je�li spud�ujesz...
� Na treningach rozwali�em ponad dwie�cie fantom�w! � przerwa� Alan naprawd� trac�c cierpliwo��. � Nie spud�owa�em ani razu!
� Wiem, wiem � pojednawczo przytakn�� Davis. � Przecie� chcia�em ci tylko przypomnie�... Z kolei zacz�� ostrzega� Alana przed zwierciad�ami. Mo�na z nich korzysta� tylko w o�rodku rekreacyjnym; przy goleniu si�, przy ubieraniu... Przyst�puj�c do akcji nie wolno mie� przy sobie nawet najmniejszego, kieszonkowego lusterka. Przez roztargnienie mo�na by w nie spojrze�, a wtedy ca�y efekt iluzji aliusensorycznej diabli wezm�;
odbiorcy zamiast w�asnych rys�w zobacz� cudz� twarz. Z tego samego powodu nie maj� lusterek wstecznych u�ywane w strefie wewn�trznej pojazdy. Zreszt� superman w og�le powinien unika� swojego odbicia � nie zatrzymywa� si� przed du�ymi oknami, nie pochyla� nad spokojn� wod�, a nawet nie bra� do r�k zbytnio wyg�adzonych b�yszcz�cych przedmiot�w. Kr��y w�r�d ludzi aliusensorii takie powiedzenie: "Je�li w czasie emisji ujrza�e� w�asn� twarz � ca�y musisz znikn�� z firmy". Davis powiedzia�, �e bardzo nie chce, by taka kl�ska spotka�a
Alana.
� Jeszcze wychodzenie w stref� zewn�trzn� � przeszed� do nast�pnego tematu. � Zawsze powiniene� wygl�da� tak, jak w tej chwili: znoszone, niemodne ubranie, rysy twarzy postarzone mask� o trzydzie�ci lat... Nikt nie mo�e ci� rozpozna�...
� Raz mi to ju� dzisiaj m�wi�e�.
� Tak. Ale musz� jeszcze co� podkre�li�: nie wolno ci my�le�, �e ten przepis wynika z naszej zach�anno�ci. z roszczenia sobie jakich� praw do ciebie. Ten str�j i maska to jedyny skuteczny spos�b, �eby ci� chroni�.
� Przesada...
� Wcale nie przesada. Przecie� nie zawsze twoimi partnerami w akcjach b�d� fantomy i bezprzekazowi. Od czasu do czasu spotkasz si� ok�w oko z innym supermanem albo z jak�� wspania�� supermank�. I wtedy, poprzez ich oczy, tw�j obraz trafi do milion�w ich odbiornik�w. Zreszt� zupe�nie tak samo jak ich obraz, kt�ry poprzez tw�j wzrok trafi do milion�w twoich odbiorc�w. Ty ich uczynisz znanymi odbiorcami naszej stacji, a oni w�r�d odbiorc�w swojej spopularyzuj� ciebie. My�lisz, �e p�niej nadal b�dziecie mogli niezauwa�enie odwiedza� stref� zewn�trzn�?
� Nie! � Alan prawie krzykn�� rozdra�niony tym,"�e Davis upar� si� wszystko t�umaczy� mu jak p�g��wkowi. � �wietnie wiem, �e staniemy si� s�awni, �e mn�stwo ludzi b�dzie nas poznawa�. Ale jest chyba jaka� r�nica mi�dzy popularno�ci� a potrzeb� ochrony, nie? To mia�em na my�li m�wi�c, �e przesadzasz.
� A ja jeszcze raz twierdz�, �e nie przesadzam! Pami�taj, �e coraz wi�cej ludzi nie rozr�nia ju� rzeczywisto�ci i prze�y� wywo�anych przez he�m kontaktowy. Co b�dzie, je�li kto�, kogo pod postaci� i za po�rednictwem innego supermana pokona�e�, zechce si� zem�ci�? Je�li zaatakuje ci� znienacka? A je�li kobieta, kt�rej aliusensorycznym kochankiem by�e�, zechce ci� zatrzyma�? A je�li takich kobiet pojawi si� na raz kilka? Albo kilkana�cie? Nie b�j si� � ci, kt�rzy wymy�lili przepis o maskowaniu si� w strefie zewn�trznej, wiedzieli, co robi�. Alan nie pr�bowa� powiedzie� nic wi�cej. Jechali teraz przez centrum miasta; obok nich przesuwa�y si� wolno tysi�ce samochod�w, w przezroczystych tunelach chodnikowych t�oczy�y si� niezliczone sylwetki, po niebie sun�y ci�ko areobusy o l�ni�cych, wielorybich brzuchach. Panowa� nieopisany zgie�k, ale tym, kt�rzy w nim ton�li, zdawa� si� zupe�nie nie przeszkadza�. Ludzie mrowili si� w po�piesznym, chaotycznym ta�cu �r�dmie�cia i nic nie �wiadczy�o, �e ju� nied�ugo ca�y ruch urwie si� gwa�townie i ust�pi miejsca martwej pustce. Stanowi, kt�ry' nieodmiennie spada na miasto w godzinie rozpocz�cia emisji aliusensorycznych.
� Nie �al ci? � spyta� Davis zataczaj�c szeroki luk r�k�, wskazuj�c nim wszystko, co kipia�o, hucza�o i t�tni�o wok� nich.
� Nie � Alan pokr�ci� g�ow�. � Nikt tutaj nie jest mi specjalnie bliski. Matka i ojciec nie �yj� od dawna, rodze�stwa nie mia�em. A z nikim te� nie .zdo�a�em si� trwale zwi�za�...
� A przyjaciele?
� W�a�ciwie tylko jeden � Johann Garin.
� Ten sprawozdawca?
� Tak. To jedyny cz�owiek w strefie zewn�trznej, z kt�rym chcia�bym od czasu do czasu porozmawia�.
� My�l�, �e nie b�dzie przeszk�d. Samoch�d wyrwa� si� z obj�� miasta i przyspiesza� na szerokim pasie autostrady. Jechali jeszcze godzin�, nim obok trasy pojawi�a si� wielka tablica ostrzegawcza:
�Granica Strefy Zewn�trznej". Przemkn�li przez
kilkusetmetrowy pas ziemi niczyjej i wkr�tce zobaczyli nast�pn� tablic�: �Granica Wewn�trznej Strefy Aliusensoryczhej. Wst�p surowo wzbroniony". Kawa�ek dalej drog� zamyka� szlaban i posterunek S�u�by Spokoju. Wartownik uwa�nie sprawdzi� ich dokumenty, zapisa� numery samochodu i czas przyjazdu w specjalnej karcie, przez walkie-talkie przekaza� meldunek o ich przybyciu dalszym stra�nicom i dopiero wtedy pozwoli� kontynuowa� podr�.
Nie trwa�a ju� d�ugo. Po trzech czy czterech kilometrach Davis zjecha� na pobocze i zgasi� silnik.
� Dalej p�jdziesz piechot� � powiedzia�. � Sam. To tutaj � to poligon 143. Nie najgorsze miejsce; troch� las�w, jeziora, dwa �adne miasteczka. Sp�dzisz tutaj prawie trzy tygodnie. Potem przeniesiemy ci� na poligon 744 � to wysepka na Morzu Egejskim. Planuj� te�'par� akcji w strefie wewn�trznej Nanda Dewi, w Himalajach. Ale to bardziej odleg�a przysz�o��... Alan otworzy� drzwiczki samochodu.
� Zaczekaj! � Davis po�o�y� mu r�k� na ramieniu. � Obieca�em sobie, �e sam zdradz� ci fabu�� twojej pierwszej akcji. To troch� wbrew przepisom, ale za kwadrans i tak wr�cz� ci scenariusz... Zastanawia� si� przez chwil�.
� No wi�c tak... B�dziesz dzisiaj bokserem. Wszystko zacznie si� od tego, �e przyb�dziesz do miasteczka � bez baga�u, piechot�, samotnie... Prawdziwy cz�owiek znik�d. Zaczepi ci� banda m�odych ludzi. Zaproponuj� walk� z ich przyw�dc�, miejscowym osi�kiem. Najpierw nie . b�dziesz chcia� si� zgodzi�. Wtedy zaczn� z ciebie kpi�, dopuszcza� si� coraz �mielszych zaczepek i prowokacji. Wreszcie ust�pisz. Zorganizuj� wszystko z pomp� � ring, r�kawice, s�dziowie. Ca�e miasteczko zbierze si� na widowisku. Rozpocznie si� walka. Tw�j przeciwnik to kaskader, bezprzekazowy drugiego planu. Wed�ug scenariusza ma ci� oszcz�dza� i tylko markowa� ciosy, ale na wszelki wypadek lepiej si� pilnuj. W si�dmej rundzie^n zacznie si� ods�ania� � wtedy lej! Nie �a�uj go � za to mu p�ac�. Do ko�ca rundy musisz go ostatecznie znokautowa�. Nie by�oby �le, gdyby przelecia� przez liny... Davis zamilk� i znowu przez chwil� si� zastanawia�.
� I to w�a�ciwie wszystko � doda�. � Kr�tka emisja, niepe�ne trzy godziny. Ale to twoje wej�cie w nasz �wiat. Mam nadziej�, �e odbiorcy polubi� by� tob�... � Ja te�...
� I nie denerwuj si� zbytnio, pami�taj, �e zawsze nad tob�
czuwam.
Alan roze�mia� si�.
� Jasne, aniele str�u! � powiedzia�.
U�cisn�� wyci�gni�t� d�o� Davisa, wysiad� z samochodu
i ruszy� we wskazanym kierunku.
V
Jak co dzie� jecha�em do o�rodka kontroli emisji, by zasi��� przy aparaturze analizuj�cej materia� nadchodz�cy z przeka�nika wszczepionego w m�zg Kinga. Bo ja nie mog�em beztrosko zag�uszy� w�asnej ja�ni doznaniami zmys��w supermana, zach�ysn�� si� narkotykiem jego wspania�ych wra�e�, sta� si� nim. W skupieniu odbiera�em wszystko �wiadomie i oddzielnie; na wielkim ekranie to, co widzia�y oczy Kinga, w mi�kkich muszlach s�uchawek to, co s�ysza�y jego uszy, w aparacie przypominaj�cym mask� tlenow� zapachy, kt�re �owi�y jego nozdrza, a na owalnych tarczach w rozta�czonych wskaz�wkach impresje zanotowane przez jego sk�r� i mi�nie. �ledzi�em ka�d� zmian� w rytmie jego serca, ka�dy wzrost ci�nienia jego krwi, ka�d� dodatkow� kresk� temperatury jego cia�a. Czuwa�em.
Gdzie� daleko przede mn� utworzy� si� na trasie �r�dmiejskiej buchaj�cy ogniem zator i wszystkie osiem pasm prowadz�cych w moim kierunku dotkn�� nag�y, narastaj�cy w pisku hamulc�w parali�. Pojedyncze klaksony zagra�y uwertur� i ju� po chwili rozbrzmiewa�y zewsz�d tysi�ce buczk�w. Zanosi�o si� na d