419

Szczegóły
Tytuł 419
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

419 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 419 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

419 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SAMOTNO�� Autorka : URSULA K. LE GUIN HTML : Argail Aneks do "UB�STWO: Drugi raport na temat JedenastejSoro" pi�ra Mobila Entselenne'temharyonoterregwis Li��, dostarczony przez jej c�rk�,- Pogodn� Moja matka, badaczka-etmolog, zada�a sobie trud, by dowiedzie� si� czegokolwiek na temat mieszka�c�w Jedenastej-Soro, traktuj�c to jak osobiste wyzwanie. Fakt, i� aby sprosta� temu wyzwaniu, wykorzysta�a swoje dzieci, mo�e by� postrzegany jako wyraz egoizmu b�d� skrajnej bezinteresowno�ci. Teraz, po lekturze jej raportu, wiem, i� w ko�cu zda�a sobie spraw�, �e post�pi�a �le. �wiadoma, ile j� to wszystko kosztowa�o, ogromnie pragn�abym wyrazi� jej wdzi�czno�� za to, �e pozwoli�a mi rozwin�� si� jako osobie. Wkr�tce po tym, gdy sonda automatyczna donios�a, �e jedenast� planet� uk�adu Soro zamieszkuje spo�eczno�� o rodowodzie hainskim, matka wst�pi�a do za�ogi orbitalnej, podejmuj�c prac� w ekipie obs�ugi trzech Pierwszych Obserwator�w na powierzchni globu. Sp�dzi�a cztery ostatnie lata w nadrzewnych miastach pobliskiej Huthu. M�j brat, Urodzony W�r�d Rado�ci, mia� osiem lat, ja za� liczy�am ich pi��; matka chcia�a na rok albo dwa podj�� jak�� prac� na pok�adzie statku tak, aby�my mogli poucz�szcza� troch� do szko�y o profilu hai�skim. M�j brat uwielbia� d�ungle Huthu, chocia� jednak potrafi� pi�� si� na drzewa ze zr�czno�ci� ma�py, praktycznie nie umia� czyta�, a poza tym oboje byli�my jasnoniebiescy od sk�rnego grzyba. Podczas gdy Ury uczy� si� czyta�, ja przywyka�am do noszenia odzie�y, a wszystkich nas poddawano kuracji antygrzybicznej, matk� w takim stopniu zaintrygowa�a Jedenasta-Soro, w jakim Pierwszych Obserwator�w zbi�a z tropu. To wszystko jest zawarte w jej raporcie, opowiem jednak w takim porz�dku, w jakim si� od niej dowiadywa�am, to mi bowiem pomo�e przypomnie� sobie i zrozumie�. Sonda dokona�a zapisu miejscowego j�zyka i Obserwatorzy po�wi�cili rok na jego opanowanie. Liczne wariacje dialektowe usprawiedliwia�y pope�nianie b��d�w i akcent. Obserwatorzy zatem donie�li, i� j�zyk nie stanowi problemu. A jednak istnia�y k�opoty z porozumiewaniem si�. Obaj m�czy�ni stwierdzili, �e �yj� w izolacji, s� traktowani podejrzliwie i wrogo, nie s� w stanie nawi�za� jakichkolwiek kontakt�w z tamtejszymi m�czyznami, wiod�cymi w odosobnionych domach samotnie lub w parach pustelniczy �ywot. Napotykali spo�eczno�ci z�o�one z podrostk�w i usi�owali si� z nimi porozumie�, ilekro� jednak wkraczali na terytorium takiej grupy, ch�opcy albo umykali, albo te� robili wszystko, �eby ich u�mierci�. Kobiety, zamieszkuj�ce - jak to okre�lali - "rozproszone wioski", przegania�y Obserwator�w ciskaj�c w nich kamieniami, kiedy tylko zanadto zbli�ali si� do dom�w. - W moim przekonaniu - zameldowa� jeden z Obserwator�w - spo�eczna aktywno�� Sorowian ogranicza si� do kamienowania przybysz�w. �aden z nich nie odby� z tubylczymi m�czyznami rozmowy d�u�szej ni� trzyzdaniowa; jeden z nich sparzy� si� z kobiet�, kt�ra zab��dzi�a w okolice jego obozowiska - doni�s�, i� jakkolwiek jednoznacznie i natarczywie czyni�a mu awanse, sprawia�a wra�enie rozstrojonej jego wysi�kami by wszcz�� rozmow�, nie udziela�a �adnych odpowiedzi na pytania i odesz�a, ledwie dosta�a to, po co przysz�a. Obserwatorce pozwolono zaj�� pust� chat� w "mosce" (babimkr�gu) z�o�onej z siedmiu domostw. Dokona�a znakomitych obserwacji codziennego �ycia w takim stopniu, w jakim mog�a si� mu przygl�da�, odby�a kilka rozm�w z doros�ymi kobietami i bardzo wiele - z dzie�mi; stwierdzi�a jednak, �e ani razu nie zaproszono jej do domu innej kobiety, nie zasugerowano, �e mog�aby w czym� pom�c ani nie pospieszono z ofert� jakiejkolwiek pomocy. Pogaw�dki dotycz�ce rutynowych, codziennych spraw nie by�y przez mieszkanki wioski mile widziane; dzieci, jedyni informatorzy Obserwatorki, nazywa�y j� Ciotk�-Pleciug�. Jej anormalne zachowanie sprawi�o jednak, �e pozosta�e kobiety zacz�y okazywa� wobec niej rosn�c� nieufno�� i niech��, powstrzymuj�c potomstwo przed dalszymi kontaktami. Opu�ci�a wie�. - Nie ma mo�liwo�ci - oznajmi�a mojej matce - aby czegokolwiek dowiedzia� si� tam doros�y. Nie zadaj� pyta� i nie udzielaj� na nie odpowiedzi. Wszystkiego, co wiedz�, ucz� si� w dzieci�stwie. Aha! - mrukn�a pod nosem matka, patrz�c na Urego i na mnie. Nast�pnie poprosi�a o rodzinne przeniesienie na Jedenast�-Soro, wyst�puj�c o status Obserwatorki. Stabile przeprowadzili z ni� przez ansible d�ug� rozmow� kwalifikacyjn�, porozmawiali z Urym i nawet ze mn� - nie pami�tam tej rozmowy, matka mi jednak p�niej m�wi�a, �e opowiedzia�am Stabilom wszystko o swoich nowych po�czoszkach - nast�pnie za� wyrazili zgod�. Statek mia� pozostawa� na bliskiej orbicie, maj�c w za�odze poprzednich Obserwator�w, matka za� winna by�a utrzymywa� z nim codzienny, je�li to mo�liwe, kontakt radiowy. Moje wspomnienia z nadrzewnego miasta i zabaw, jakim oddawa�am si� na pok�adzie statku z kociakiem prawdziwym czy te� fantomatycznym, s� mgliste. Pierwsze naprawd� wyra�ne dotycz� naszego domu w babimkr�gu. Jest w cz�ci podziemny, w cz�ci za� wystaje nad powierzchni� i ma �ciany z wylepionych glin� splecionych ga��zek. Stoimy z matk� na dworze w ciep�ym blasku s�o�ca. Rozdziela nas wielka b�otnista ka�u�a, do kt�rej Ilry wlewa wod� z uszczelnionego glin� kosza potem biegnie nad strumyk po kolejn� porcj�. Ja z uciech� mieszam b�oto d�o�mi, a� staje si� g�ste i spoiste. Nabieram go w z�o�one d�onie i ochlapuj� �cian� w miejscu, gdzie wci�� przezieraj� ga��zki. - Dobrze! Doskonale! - powiada matka w naszym nowym j�zyku, a ja zdaj� sobie spraw�, �e oto wykonuj� prawdziw� prac�. Naprawiam dom. Wykonuj� j� dobrze, prawid�owo. Jestem osob� kompetentn�. Nie mia�am co do tego w�tpliwo�ci, dop�ki tam mieszkali�my. Wieczorem jeste�my w domu i Ury przez radio rozmawia ze statkiem, poniewa� t�skni za pogaw�dkami w starym j�zyku, a poza tym ma ich informowa� o r�nych rzeczach. Matka splata koszyk i przeklina z powodu porozszczepianych witek. Ja �piewam piosenk�, �eby nikt z babiegokr�gu nie us�ysza�, jak Ury przemawia w dziwnym j�zyku, a zreszt� bardzo lubi� �piewa�. Tej piosenki nauczy�am si� dzi� po po�udniu w domu Hyuru. Codziennie bawi� si� z Hyuru. "B�d� �wiadoma, s�uchaj, s�uchaj, b�d� �wiadoma" - �piewam. Matka przestaje kl��, s�ucha, a potem w��cza magnetofon. W palenisku wci�� jarzy si� ogie�, na kt�rym przyrz�dz�li�my kolacj� - smakowite k��cza pigi, mog� je�� pigi w niesko�czono��. Jest ciemno, ciep�o, w powietrzu unosi si� zapach pigi i p�on�cego duhur, �wi�ty, mocny zapach, odp�dzaj�cy czary i z�e uczucia, a kiedy �piewam "S�uchaj, b�d� �wiadoma", ogarnia mnie coraz wi�ksza senno�� i zaczynam tuli� si� do matki, kt�ra jest ciemna, ciep�a i roztacza matczyny zapach, mocny i �wi�ty, pe�en dobrych uczu�. Nasze codzienne �ycie w babimkr�gu przebiega wedle ustalonego wzoru. P�niej na statku, dowiedzia�am si�, �e ludzie �yj�cy w�r�d sztucznie skomplikowanych sytuacji, nazywaj� takie �ycie "prostym". Nigdy i nigdzie nie spotka�am nikogo, kto uwa�a�, �e �ycie jest proste. Moim zdaniem �ycie czy te� czas wydaj� si� proste, kiedy cz�owiek pomija szczeg�y - tak jak z orbity ka�da planeta wydaje si� g�adka. Z pewno�ci� nasze �ycie w babimkr�gu by�o �atwe w tym sensie, �e nie mieli�my problem�w z zaspokajaniem wszelkich potrzeb: jadalne ro�liny, kt�re mo�na by�o pozyska� drog� zbieractwa czy uprawy, wyst�powa�y w obfito�ci, temas i rett dostarcza�y prz�dzy na odzie� i po�ciel, trzcina zaa - materia�u na kosze i strzechy, my, dzieci, mia�y�my partner�w do zabaw w innych dzieciach, w matkach - troskliwe opiekunki, a poza tym mas� rzeczy, kt�rych nale�a�o si� nauczy�. To nie s� sprawy proste, chocia� do�� �atwe, je�li cz�owiek wie, jak si� do nich zabra�, je�li jest �wiadomy szczeg��w. Nie by�o to jednak �atwe dla mojej matki - przeciwnie: trudne i skomplikowane. Musia�a udawa�, �e zna szezeg�y, podczas gdy si� ich dopiero uczy�a, a poza tym spoczywa� na niej obowi�zek meldowania o naszym sposobie �ycia - i wyja�niania go - ludziom, kt�rzy nie mieli o nim poj�cia. Dla Urego wszystko by�o �atwe, dop�ki nie sta�o si� trudne, poniewa� by� ch�opcem. Ja nigdy nie mia�am �adnych k�opot�w. Uczy�am si� rozmaitych prac, bawi�am si� z dzie�mi i s�ucha�am �piewania matek. Pierwsza Obserwatorka mia�a s�uszno��: doros�a kobieta w �aden spos�b nie mog�a si� nauczy�, jak posi��� dusz�. Matka nie mog�a i�� pos�ucha� �piewu innej matki, bo by�oby to zbyt niezwyk�e. Ciotki doskonale zdawa�y sobie spraw�, �e nie odebra�a zbyt starannego wychowania i nauczy�y j� wielu rzeczy, chocia� matka nie zdawa�a sobie z tego sprawy. Dosz�y do wniosku, �e matka matki musia�a by� nieodpowiedzialna i zamiast osi��� w babimkr�gu ruszy�a na w��cz�g�, co nie pozwoli�o jej c�rce odebra� w�a�ciwego wychowania. To w�a�nie dlatego nawet najbardziej wynios�e z ciotek pozwala�y, bym s�ucha�a wraz z ich dzie�mi, umo�liwiaj�c mi w ten spos�b zdobycie wykszta�cenia. AIe przecie� nie mog�y zaprasza� do swoich dom�w doros�ej. Przekazywali�my jej z Urym wszystkie zapami�tane pie�ni, ona za� powtarza�a je do radia albo te� nam kaza�a je do radia powtarza�. W gruncie rzeczy jednak nigdy tak naprawd� nie zrozumia�a tego. Bo jak�e mog�aby zrozumie�, skoro zacz�a si� uczy� w swoim wieku i sp�dzi�a ca�e �ycie w�r�d mag�w? - B�d� �wiadoma! - przedrze�nia�a moje uroczyste i prawdopodobnie irytuj�ce ma�powanie ciotek i du�ych dziewczyn. - B�d� �wiadoma! Ile razy dziennie to powtarzaj�? B�d� �wiadoma c z e g o ?, Nie s� nawet �wiadome, co oznaczaj� te ruiny, nie s� �wiadome w�asnej historii... ba, nie s� nawet �wiadome istnienia bli�nich! Nie rozmawiaj� ze sob�! B�d� �wiadoma... my�la�by kto. Kiedy przekazywa�am jej opowie�ci Sprzed Czasu, kt�rych wraz z ich c�rkami wys�uchiwa�am z ust Ciotki Sadne i Ciotki Noyit, cz�sto doszukiwa�a si� w nich niew�a�ciwych znacze�. Opowiedzia�am jej na przyk�ad o Ludzie, ona za� odrzek�a: - Z niego w�a�nie wywodz� si� ludzie obecnie zamieszkuj�cy planet�. A gdy odpar�am: - Wcale teraz nie �yj� tu ludzie - nic nie zrozumia�a. Nie zrozumia�a nawet wtedy, kiedy doda�am: - �yj� tu teraz osoby. Ury bardzo lubi� histori� o M�czy�nie Kt�ry Mieszka� z Kobietami - o tym jak trzyma� kobiety w chlewiku niczym szczury przeznaczone do spo�ycia, jak wszystkie zasz�y w ci��� i powi�y po setce dzieci jak wreszcie z tych dzieci wyros�y potwory, kt�re po�ar�y ojca i matki,a w ko�cu pozjada�y si� nawzajem. Matka wyja�ni�a nam, �e opowie�� jest parabol� przeludnienia, kt�re dotkn�o t� planet� wiele tysi�cy lat temu. - Nie, wcale nie jest - zaoponowa�am. - To przypowiastka moralna. - C�, tak - zgodzi�a si� matka. - A jej przes�anie brzmi: nie miej zbyt wielu dzieci. - Ale� nie o to chodzi! - upiera�am si�. - Kt� m�g�by urodzi� setk� dzieci, nawet gdyby tego bardzo chcia�? M�czyzna by� czarnoksi�nikiem. Uprawia� magi�. A kobiety razem z nim. Tak wi�c, oczywi�cie, ich dzieci by�y potworami. Kluczem, rzecz jasna, jest s�owo "tekell", tak zgrabnie przet�umaczalne na hai�ski s�owo "magia", okre�laj�ce kunszt lub moc gwa�c�c� prawa natury. Matce trudno by�o zrozumie�, �e pewne osoby naprawd� uznaj� wi�kszo�� wi�zi mi�dzyludzkich za nienaturalne, �e zwi�zek ma��e�ski czy rz�d mo�e by� postrzegany jako z�e zakl�cie rzucone przez czarnoksi�nik�w. Ludziom jest bardzo trudno uwierzy� w magi�. Statek uporczywie pyta�, czy dzieje si� nam dobrze, a co pewien czas jaki� Stabil wchodzi� swoim ansiblem na nasz� radiow� cz�stotliwo��, poddaj�c matk� i nas prawdziwemu przes�uchaniu. Matka zawsze umia�a jakim� cudem przekona� rozm�wc�w, �e chce pozosta� mimo swoich stres�w, �e skutecznie wykonuje prac�, z kt�r� nie potrafili si� upora� Pierwsi Obserwatorzy, my za�, Ury i ja, czujemy si� jak ryby w wodzie, przynajmniej tak wygl�da�o to na pocz�tku. S�dz�, �e matka r�wnie� by�a szcz�liwa, kiedy tylko przywyk�a do niespiesznego tempa �ycia i okr�nych sposob�w, jakimi musia�a si� uczy� r�nych rzeczy. Dokucza�a jej samotno��, doskwiera� brak rozm�w z innymi doros�ymi, powtarza�a, �e bez nas pewnie by popad�a w szale�stwo. Je�li nawet t�skni�a za seksem - nie pokazywa�a tego po sobie, moim jednak zdaniem jej raport jest niekompletny w tej kwestii, by� mo�e dlatego, �e nie potrafi�a si� z ni� upora�. Wiem, �e kiedy�my zamieszkali w babimkr�gu, dwie ciotki, Hedimi i Behyu, utrzymywa�y stosunki seksualne i �e Behyu zaleca�a si� do mojej matki; ale matka si� nie po�apa�a, poniewa� Behyu nie wyra�a�a intencji w zrozumia�y dla niej spos�b. Nie potrafi�a poj��, �e mo�na uprawia� seks z osob�, do kt�rej domu nie ma si� wst�pu. Kiedy�, gdy mia�am jakie� dziewi�� lat, po wys�uchaniu opowie�ci kilku starszych dziewcz�t zapyta�am matk�, dlaczego nie chce wyruszy� na w��cz�g�. - Zajmie si� nami Ciotka Sadne - doda�am z nadziej�. Mia�am do�� statusu c�rki niewykszta�conej kobiety. Pragn�am �y� w domu Ciotki Sadne i by� kim� takim jak jej dzieci. - Matki si� nie w��cz� - odpar�a z uraz�, tonem ciotki. - Ale� czasem to robi� - nie dawa�am za wygran�. - Musz� to robi�, bo jak�e mog�yby mie� wi�cej ni� jedno dziecko? - Odwiedzaj� m�czyzn osiad�ych w pobli�u babiegokr�gu. Pragn�c drugiego dziecka Behyu wr�ci�a do M�czyzny ze Wzg�rza Czerwona Ga�ka. Sadne, kiedy si� jej zbiera na seks, bywa u Kulawego M�czyzny z Dolnego Biegu Rzeki. Znaj� tutejszych m�czyzn. �adna z matek nie wypuszcza si� na w��cz�g�. W czasie mojego dzieci�stwa m�czy�ni stanowili dla mnie ma�o interesuj�c� tajemnic�. Cz�sto wyst�powali w opowie�ciach Sprzed Czasu, rozprawia�y r�wnie� o nich dziewcz�ta ze �piewaczego kr�gu; rzadko ich jednak widywa�am. Czasem podczas wypraw zbierackich zdo�a�am spostrzec kt�rego� z nich, nigdy jednak w bezpo�redniej blisko�ci babiegokr�gu. Latem ogarni�ty t�sknot� za Ciotk� Sadne Kulawy M�czyzna z Dolnego Biegu Rzeki zaczyna� szwenda� si� opodal babiegokr�gu - nie w zaro�lach, rzecz jasna, czy te� nad rzek�, gdzie m�g�by zosta� uznany za �otrzyka i ukamienowany; lecz po otwartej przestrzeni na zboczach wzniesie�, doskonale dla wszystkich widoczny i �atwy do rozpoznania. Hyuru i Ditsu, c�rki Ciotki Sadne, m�wi�y, �e matka uprawia�a z nim seks podczas swojej pi�rwszej w��cz�gi i odt�d zawsze si� z nim kocha�a ani razu nie pr�buj�c szcz�cia z innymi okolicznymi m�czyznami. Opowiedzia�a mi r�wnie�, �e pierwszym dzieckiem, jakie wyda�a na �wiat, by� ch�opiec, kt�rego utopi�a, poniewa� nie chcia�a wychowywa� dziecka tylko po to, by si� p�niej z nim rozsta�. Obie, tak samo jak ja, mia�y w tej sprawie mieszane uczucia, rzecz jednak nie nale�a�a do niezwyk�ych. Wys�ucha�y�my mi�dzy innymi historii o utopionym ch�opcu, kt�ry wyr�s� w g��binach, pochwyci� swoj� matk�, gdy ta przysz�a si� k�pa�, a potem przytrzymywa� pod wod�, �eby te� si� utopi�a - ale matce uda�o si� umkn��. Tak czy inaczej, kiedy Kulawy M�czyzna z Dolnego Biegu Rzeki sp�dzi� ju� na zboczach wzg�rz kilka dni, �piewaj�c d�ugie pie�ni i to zaplataj�c, to rozplataj�c swoje r�wnie� bardzo d�ugie w�osy, Ciotka Sadne oddala�a si�, by sp�dzi� z nim noc albo dwie, a po swoim powrocie sprawia�a wra�enie osoby wynios�ej i odpychaj�cej. Ciotka Noyit wyja�ni�a mi, �e pie�ni Kulawego M�czyzny z Dolnego Biegu Rzeki s� magiczne, przy czym nie rzucaj� zwyczajnych z�ych czar�w, lecz, jak to uj�a, dobre zakl�cia: - Ale nawet w po�owie nie ma tych czarodziejskich mocy co pewni m�czy�ni, kt�rych kiedy� zna�am - doda�a Ciotka Noyit, u�miechaj�c si� do swoich wspomnie�.. Nasza dieta, jakkolwiek smakowita, by�a uboga w t�uszcze, co zdaniem matki wyja�nia�o nader p�ne pokwitanie; dziewcz�ta rzadko zaczyna�y miesi�czkowa� przed pi�tnastym rokiem �ycia, ch�opcy z�� dojrzewali znacznie p�niej. Niemniej jednak kobiety spogl�da�y na ch�opc�w spode �ba ledwie ci zdradzali jakiekolwiek oznaki doros�o�ci. Najpierw zawsze ponura Ciotka Hedimi, potem Ciotka Noyit, a wreszcie nawet Ciotka Sadne zacz�y odwraca� si� od Urego, ignorowa� go, nie odpowiada� na jego pytania. - Co ty wyprawiasz, bawi�c si� z dzie�mi? - spyta�a go pewnego razu Ciotka Dnemi tak surowo, �e wybuch� p�aczem. Nie mia� jeszcze czternastu lat. M�odsza c�rka Sadne, Hyuru, by�a moj� siostrzan� dusz�, czy te�, jakby�cie powiedzieli, moj� najlepsz� przyjaci�k�. Jej starsza siostra, Didsu, uczestnicz�ca obecnie w �piewaczym kr�gu, pewnego dnia zagadn�a mnie, maj�c bardzo powa�ny wyraz twarzy. - Ury jest niezwykle przystojny - o�wiadczy�a. Zgodzi�am si� z jej opini�, przej�ta poczuciem dumy. - Niezwykle du�y i niezwykle silny - doda�a. - Silniejszy ni� ja. Zn�w, podbechtana, zgodzi�am si� z jej zdaniem, a potem zacz�am si� wycofywa�. - Nie rzucam �adnych czar�w, Godi - powiedzia�a. - K�amiesz - odpar�am. - Powiem twojej matce! Didsu pokr�ci�a g�ow�. - Usi�uj� m�wi� prawd�. Je�li m�j l�k budzi w tobie l�k - nic na to nie mog� poradzi�. Nie mo�e by� inaczej. Rozmawia�y�my o tym w �piewaczym kr�gu. Wcale to we mnie nie budzi zachwytu - oznajmi�a, a ja poj�am, �e m�wi szczerze mia�a dobrotliwe oczy i dobrotliw� twarz, zawsze by�a w�r�d nas, dzieci, najdelikatniejsza. - Gdyby tak wci�� m�g� by� dzieckiem powiedzia�a. - Gdybym ja mog�a nim by�... Ale to niemo�liwe. - No wi�c zosta� g�upi� staruch� - odpar�am i uciek�am od niej do swojej kryj�wki nad rzek�, gdzie wybuchn�am p�aczem. Potem z sakiewki swojej duszy wyj�am i roz�o�y�am talizmany. Jeden z nich - mog�, rzecz bez r�nicy, wam to wyzna� - by� kryszta�em, kt�rym obdarowa� mnie Ury: przejrzysty w g�rze, nabiera� u podstawy mgli�cie purpurowego zabarwienia. Trzyma�am go w d�oni d�ug� chwil�, a potem odda�am ziemi. Wygrzeba�am pod g�azem spor� dziur�, owin�am talizman najpierw w li�cie dhuru, a potem w prostok�tny kawa�ek materii, wyrwany ze sp�dniczki, pi�knej delikatnej sp�dniczki, kt�r� utka�a mi i uszy�a Hyuru. Wyrwa�am ten kawa�ek materii dok�adnie na przodzie, tam, gdzie ubytek b�dzie widoczny na pierwszy rzut oka. Odda�am wi�c kryszta� ziemi, a potem przez d�ugi czas siedzia�am w jego pobli�u. Po powrocie do domu przemilcza�am to wszystko, co us�ysza�am od Didsu. Ury milcza�, a matka mia�a na twarzy wyraz niepokoju. - Co zrobi�a� ze swoj� sp�dniczk�, Godi? - zapyta�a. Nieznacznie unios�am g�ow�, lecz nic nie odpowiedzia�am; matka zn�w zacz�a co� m�wi�, ale urwa�a. W ko�cu nauczy�a si�, �e nie nale�y podejmowa� pr�b rozmowy z osob�, kt�ra woli milcze�. Ury nie mia� bratniej duszy, jednak coraz cz�ciej bi� si� z dwoma ch�opcami zbli�onymi do siebie wiekiem, Ednede - starszym od niego o rok czy dwa drobnym; cichym ch�opakiem - oraz Bitem, kt�ry mia� zaledwie jedena�cie lat, lecz by� pe�en temperamentu i odwa�ny do zuchwa�o�ci. Nieustannie gdzie� si� we trzech wypuszczali. Nie zwraca�am na to uwagi, po cz�ci dlatego, �e cieszy�a mnie nieobecno�� Bita. �wiczy�y�my z Hyuru �wiadomo��, i bliska obecno�� ha�a�liwego i rozhasanego Bita, bywa�a m�cz�ca. Nie potrafi� da� cz�owiekowi spokoju, jak gdyby czyj� spok�j czego� go pozbawia�. Jego matka, Hedimi, da�a mu wykszta�cenie, jednak jako �piewaczka i narratorka ani si� umywa�a do Sadne i Noyit, a zreszt� Bita roznosi�a zbyt wielka energia, aby m�g� uwa�nie s�ucha�, nawet gdy one umia�y mu co� powiedzie�. Ilekro� dostrzega� mnie i Hyuru, �wiadomie spaceruj�ce czy siedz�ce, doprowadza� nas swoim zgie�kliwym zachowaniem do sza�u, a potem, gdy�my prosi�y go, by odszed�, z�o�liwie szczerzy� z�by i wykrzykiwa�: . - G�upie dziewczyniska! Zapyta�am Urego, co robi z Bitem i Ednede, on za� odpar�: - Ch�opczy�skie rzeczy. - Jak na przyk�ad? - �wiczenia. - �wiadomo�ci? Po kr�tkiej chwili odpar�: - Nie. - No wi�c jakie �wiczenia? - Zapasy.�eby nabra� si�y. Przed wst�pieniem do ch�opi�cej grupy. - Mia� na twarzy wyraz przygn�bienia, ale po chwili doda�: - Popatrz - i pokaza� mi n�, ukryty pod materacem. - Ednede m�wi, �e nikt ci nie podskoczy, kiedy masz n�. Czy� nie jest pi�kny? - Wykonany z metalu, starego metalu, jakim pos�ugiwa� si� Lud, przypomina� kszta�tem trzcin�, by� obosieczny i mia� zaostrzony czubek. Jego r�koje�� stanowi� kawa�ek nawierconego i wypolerowanego drewna z krzemokrzewu. - Znalaz�em go w opuszczonym domu m�czyzny - wyja�ni� Ury. - Sam dorobi�em t� drewnian� cz��. - Mi�o�nie i z zadum� wpatrywa� si� w n�; kt�rego jednak nie nosi� w sakwie swojej duszy. - A do czego mia�by ci s�u�y�? - zapyta�am, nie maj�c poj�cia, dlaczego jest wyostrzony obustronnie, przez co, podczas jakiejkolwiek pr�by u�ycia, m�g�by cz�owiekowi rozci�� d�o�. - Do odpierania napastnik�w - odrzek� Ury. - Gdzie by� ten opuszczony m�ski dom? - Daleko za Skalistym Szczytem. - Mog� tam z tob� p�j��, gdyby� wybra� si� jeszcze raz? - Nie - odpar� dobrotliwie, lecz stanowczo. - Co si� sta�o z tym m�czyzn�? Umar�? - W strumyku znale�li�my czaszk�. S�dzimy, �e po�lizgn�� si� i uton��. M�wi� inaczej ni� dawny Ury. W jego g�osie pobrzmiewa�o co� doros�ego - melancholia, pow�ci�gliwo��. Szuka�am u niego pociechy, ale z rozmowy wynios�am tylko g��boki niepok�j. Podesz�am do matki i zapyta�am: - Czym si� zajmuj� w ch�opi�cych grupach? - Selekcj� naturaln� - odpar�a z napi�ciem w g�osie, nie w moim, lecz w swoim j�zyku. Nie zawsze teraz rozumia�am hai�ski, ale ton jej g�osu wytr�ci� mnie z r�wnowagi; ogarni�ta zgroz� spostrzeg�am, �e matka zaczyna cicho p�aka�. - Musimy si� st�d wynie��, Pogodna - powiedzia�a, zapewne nie zdaj�c sobie z tego sprawy, wci�� po hai�sku. - Chyba nie ma �adnych przeciwwskaza� wobec rodzinnej przeprowadzki, prawda? Kobiety to �ci�gaj� tu, to odchodz� wedle w�asnej woli. Nikt si� nie przejmuje, co robi� inni. Nic nikogo nie obchodzi. Z wyj�tkiem przeganiania ch�opc�w! Zrozumia�am wi�ksz� cz�� tego, co powiedzia�a, niemniej jednak sk�oni�am j�, by powt�rzy�a wszystko w moim j�zyku i dopiero wtedy udzieli�am odpowiedzi. - Ale przecie� gdziekolwiek p�jdziemy, Ury b�dzie tak samo wyro�ni�ty, doros�y i w og�le. - Wobec tego wyniesiemy si� na dobre - odpar�a z pasj�. - Wr�cimy na statek. Odst�pi�am od niej. Nigdy dot�d nie ba�am si� matki, bo nigdy nie stosowa�a magii wobec mnie. Matka dysponuje wielk� moc�, w czym nie ma nic nienaturalnego, byle tylko nie stosowa�a jej przeciwko duszy swojego dziecka. Ury si� jej nie ba�. Mia� w�asne umiej�tno�ci magiczne. Kiedy poinformowa�a go o zamiarze powrotu, zdo�a� jej to wybi� z g�owy. Oznajmi�, �e pragnie wst�pi� do ch�opi�cej grupy; pragn�� tego od roku. Nie czu� si� ju� dobrze w babimkr�gu, pe�nym kobiet, dziewcz�t i dzieciak�w. Starszy brat Bita, Yit, by� cz�onkiem ch�opi�cej grupy na Terytorium Czterech ftzek i zapewne zajmie si� ziomkami z rodzinnego babiegokr�gu. Ednede gotowa� si� ju� do wyprawy. Ury, Ednede i Bit rozmawiali ostatnio z kilkoma m�czyznami. M�czy�ni wcale nie byli tak ograniczeni i zwariowani, jak uwa�a�a matka. M�wili mo�e ma�o, ale wiedzieli du�o. - A niby co takiego wiedz�? - zpyta�a ponuro matka. - Wiedz�, jak by� m�czyznami - odrzek� Ury. - Ja za� chc� zosta� m�czyzn�. - Takim m�czyzn�? Po moim trupie! Urodzony W�r�d Rado�ci, musisz sobie przypomnie� m�czyzn ze statku, prawdziwych m�czyzn... odmiennych pod ka�dym wzgl�dem od tych nieszcz�snych plugawych pustelnik�w. Nie mog� pozwoli�, by� dorasta� w przekonaniu, �e musisz zosta� kim� takim! - Wcale tacy nie s� - zaoponowa� Ury. - Powinna� porozmawia� z niekt�rymi z nich, matko. - Nie b�d� naiwny - odpar�a z nerwowym �miechem. - Doskonale wiesz, �e kobiety nie chodz� rozmawia� z m�czyznami. Zdawa�am sobie spraw�, �e jest w b��dzie; wszystkie kobiety z babiegokr�gu zna�y wszystkich osiad�ych m�czyzn w promieniu trzydniowego marszu i rozmawia�y z nimi podczas wypraw w poszukiwaniu �ywno�ci. Trzyma�y si� na dystans tylko od tych, kt�rym nie ufa�y, ci zreszt� szybko znikali. - Obraca si� przeciwko nim ich w�asna magia - wyja�ni�a mi Ciotka Noyit, maj�c na my�li, �e s� przep�dzani lub zabijani przez innych m�czyzn. Zmilcza�am jednak, a Ury powiedzia� tylko: - C�, M�czyzna z Groty w Urwisku jest naprawd� mi�y. To on zaprowadzi� nas na miejsce, gdzie znalaz�em te wytwory Ludu - czyli prastare artefakty, kt�re wprawi�y matk� w takie podniecenie. - M�czy�ni wiedz� o rzeczach, o kt�rych kobiety nie maj� poj�cia - ci�gn�� Ury. Chyba, przynajmniej na jaki� czas, powinienem wst�pi� do ch�opi�cej grupy. Naprawd� powinienem. M�g�bym si� niejednego nauczy�! Przecie� w�a�ciwie nie dysponujemy na ich temat �adnymi konkretnymi informacjami. Nasza wiedza ogranicza si� do babiegokr�gu. P�jd� i pozostan� tak d�ugo, �eby zebra� materia� do naszego raportu. P�niej nie b�d� m�g� wr�ci� do babiegokr�gu czy te� ch�opi�cej grupy, kiedy je ju� opuszcz�. Albo mog� wr�ci� na statek albo podj�� pr�b�, �eby zosta� m�czyzn�. Wi�c daj mi szans�, matko, dobrze? - Nie wiem, dlaczego s�dzisz, �e musisz si� uczy�, jak zosta� m�czyzn� - odpar�a matka po chwili. - Przecie� ju� wiesz. Ury si� wtedy u�miechn��, a matka otoczy�a go ramieniem. A co ze mn�? - pomy�la�am. Nie wiedzia�am nawet , czym jest statek. Chcia�am pozosta� tu, w miejscu, gdzie jest moja dusz�. Chcia�am nadal si� uczy�, jak by� na �wiecie. Ale ba�am si� matki i Urego, kt�rzy - jedno i drugie - uprawiali magi�, nie powiedzia�am wi�c nic i tak jak mnie uczono, siedzia�am cicho. Ednede i Ury wypu�cili si� razem. Noyit, matka Ednedego, by�a r�wnie rada jak moja matka, �e dotrzymuj� sobie towarzystwa, chocia� nie da�a temu wyrazu. Wieczorem, w przeddzie� wyprawy, obaj ch�opcy obeszli wszystkie domostwa babiegokr�gu, co zaj�o im wiele czasu. Domy, po�o�one od siebie w zasi�gu wzroku czy g�osu, by�y porozdzielane krzakami, ogrodami, rowami nawadniaj�cymi i �cie�kami. W ka�dym domu matka czeka�a z dzie�mi, �eby powiedzie� "�egnajcie", tyle �e nie m�wi�a tego, poniewa� m�j j�zyk nie zna s��w na powitanie i po�egnanie. Matki zaprasza�y ch�opc�w do �rodka i dawa�y im co� do zjedzenia, co�, co mogli ze sob� zabra� na drog� do Terytorium. Kiedy ch�opcy wchodzili do �rodka, przybli�ali si� do nich wszyscy domownicy, a nast�pnie dotykali ich d�oni lub policzk�w. Pami�tam, jak w taki sam spos�b Yit obchodzi� ca�y babikr�g. P�aka�am wtedy, ,bo chocia� nie przepada�am za Yitem, wydawa�o mi si� czym� niezrozumia�ym, �e kto� odchodzi na zawsze - jakby umiera�. Tym razem nie p�aka�am, ale w nocy budzi�am si� nieustannie, a� us�ysza�am, jak Ury wstaje o pierwszym �wicie, bierze swoje rzeczy i cicho wychodzi. Wiedzia�am, �e nie �pi r�wnie� matka, ale obie zachowa�y�my si�, jak wypada - le�a�y�my cicho, kiedy wychodzi�, i jeszcze d�ugo potem. Czyta�am jej relacj� zatytu�owan�: "M�odzieniec opuszcza babikr�g: marginalny udzia� w ceremonii". Chcia�a, by w sakwie swojej duszy zabra� radio i przynajmniej od czasu do czasu nawi�zywa� z ni� kontakt. By� temu niech�tny. - Chc� to zrobi�, jak nale�y, matko - powiedzia�: - Przedsi�wzi�cie nie ma sensu, je�li �amie si� jego regu�y. - Po prostu nie wytrzymam bez �adnych wie�ci od ciebie, Ury - odpar�a po hai�sku. - Ale je�li radio ulegnie awarii, zostanie zabrane czy co� w tym rodzaju, b�dziesz niepokoi� si� jeszcze bardziej, by� mo�e nie maj�c po temu �adnego powodu. W ko�cu zgodzi�a si� zaczeka� p� roku, do pierwszych deszcz�w; wtedy p�jdzie w um�wione miejsce, do znacz�cych po�udniow� granic� Terytorium rozleg�ych ruin nad rzek�, a Ury spr�buje si� z ni� zobaczy�. - Ale czekaj tylko dziesi�� dni - powiedzia�. - Je�li nie b�d� m�g� przyj��, to nie przyjd�. Zgodzi�a si�. Pomy�la�am, �e post�puje z Urym jak z ma�ym dzieckiem, ulegaj�c mu we wszystkim. Takie post�powanie nie wydawa�o mi si� w�a�ciwe, ale w moim przekonaniu Ury mia� racj�. Nikt nie wraca� do matki z grupy ch�opi�cej. Ury jednak wr�ci�. Lato by�o d�ugie, pogodne i pi�kne. Uczy�am si� obserwowa� gwiazdy; polega to na tym, �e w pogodn� noc cz�owiek k�adzie si� na otwartym zboczu wzg�rza, na wschodniej cz�ci firmamentu wybiera sobie gwiazd� i �ledzi j� wzrokiem, dop�ki ta nie zajdzie. Mo�na, oczywi�cie, odwraca� spojrzenie, aby oczy troch� odpocz�y, mo�na zapada� w kr�tkie drzemki, ale p�niej nale�y znowu spojrze� na sw� gwiazd� i okoliczne gwiazdy, i wpatrywa� si� w ni� tak d�ugo, a� wyczuje si� ruch ziemi, a� cz�owieka przeniknie �wiadomo�� wsp�lnego ruchu gwiazd, ziemi i duszy. Po zaj�ciu upatrzonej gwiazdy zapada si� w sen i �pi do �witu. Wtedy, jak zwykle, wita si� wsch�d s�o�ca w �wiadomym milczeniu. By�am ogromnie szcz�liwa podczas owych sp�dzanych na wzg�rzu cudownych ciep�ych nocy i pogodnych rank�w. Z pocz�tku, raz czy dwa razy, wychodzi�am na obserwacj� razem z Hyuru, p�niej jednak wypuszcza�am si� samotnie, bo tak by�o lepiej. W pierwszych promieniach s�o�ca wraca�am po takiej nocy w�sk� dolin� pomi�dzy Skalistym Szczytem a Wzg�rzem nad Wiosk�, kiedy przez krzaki na zboczu przedar� si� m�czyzna i stan�wszy na �cie�ce, przegrodzi� mi drog�. - Nie b�j si� - powiedzia�. - S�uchaj! By� masywnej budowy, p�nagi i cuchn��. Zesztywnia�am jak kij. Powiedzia� "S�uchaj!" w taki sam spos�b, jak m�wi�y to ciotki, s�ucha�am wi�c. - Tw�j brat i jego przyjaciel s� cali i zdrowi. Twoja matka nie powinna tam i��. Cz�� ch�opc�w stworzy�a band�. Zgwa�c� j�. Ja i kilku innych zabijamy prowodyr�w. Ale to trwa. Tw�j brat jest w drugiej bandzie. Ca�y i zdrowy. Powiedz jej. A teraz powt�rz, co ci powiedzia�em. Powt�rzy�am s�owo w s�owo tak, jak nauczono mnie robi�, kiedy si� s�ucha. - Doskonale. �wietnie - odpar� i znikn�� w g�rze zbocza, krocz�c na swych kusych, muskularnych nogach. Matka by�a gotowa natychmiast ruszy� na Terytorium, ale wiadomo�� od m�czyzny przekaza�am r�wnie� Noyit, ta za� zjawi�a si� na ganku naszego domu, �eby porozmawia� z matk�. Noyit by�a niewysok�, �agodn� kobiet�, ogromnie podobn� do swego syna Ednede, lubi�a uczy� i �piewa�, po jej domu wi�c nieustannie kr�ci�y si� dzieci. Widz�c, �e matka szykuje si� do podr�y, oznajmi�a: - M�czyzna z Domu na Horyzoncie powiada, �e ch�opcy s� cali i zdrowi. - Zauwa�y�a, �e matka nie s�ucha, ci�gn�a jednak, udaj�c, �e zwraca si� do mnie, poniewa� kobiety nie ucz� kobiet. - Powiada, �e kilku m�czyzn rozbija band�. Tak dzieje si� zwykle, kiedy ch�opi�ca grupa schodzi na z�� drog�. Czasem s� w takiej grupie magowie, prowodyrzy, starsi ch�opcy, a nawet m�czy�ni, kt�rzy chc� stworzy� band�. Osiadli m�czy�ni zabijaj� wtedy mag�w, �eby ch�opcom nie sta�a si� krzywda. Kiedy bandy wypuszczaj� si� poza Terytoria, nikt nie jest bezpieczny. Osiadli m�czy�ni tego nie lubi�. Robi�, co nale�y, by babiemukr�gowi zapewni� bezpiecze�stwo. Wi�c twojemu bratu nie stanie si� nic z�ego. Matka nadal pakowa�a do siatki k��cza pigi. - Dla osiad�ych m�czyzn gwa�t jest czym� bardzo, bardzo z�ym - powiedzia�a do mnie Noyit. - Zniech�ca do nich kobiety. Je�li ch�opcy zgwa�c� jak�� kobiet� prawdopodobnie m�czy�ni zabij� wszystkich ch�opc�w. Matka w ko�cu zacz�a s�ucha�. Nie posz�a na spotkanie z Urym, jednak przez ca�� por� deszczow� by�a bezgranicznie nieszcz�liwa. Rozchorowa�a si� i stara Dnemi wys�a�a do nas Didsu, kt�ra napoi�a matk� syropem z jag�d gagulca. Podczas choroby, le��c na swoim materacu, prowadzi�a zapiski na temat chor�b i lek�w, odnotowuj�c, jak chorymi kobietami zajmuj� si� starsze dziewcz�ta, poniewa� kobiety doros�e nie wchodz� do cudzych dom�w. Ci�gle pracowa�a i ci�gle niepokoi�a si� o Urego. Pod koniec pory deszczowej, gdy nadci�gn�y ciep�e wiatry, a na wzg�rzach rozkwit�o miodokwiecie, zwiastuj�c nadej�cie Pory Rozz�oconego �wiata, Noyit odwiedzi�a nas ponownie, wybieraj�c chwil�, gdy matka by�a zaj�ta prac� w ogrodzie. - M�czyzna z Domu na Horyzoncie powiada, �e sytuacja w grupie ch�opi�cej zosta�a opanowana - o�wiadczy�a tylko i odesz�a. Matka zacz�a sobie zdawa� spraw�, �e chocia� �adna doros�a nigdy nie wchodzi do domu innej doros�ej, �e chocia� doro�li rzadko ze sob� rozmawiaj�, m�czy�ni i kobiety miewaj� zaledwie przelotne, cz�sto bezduszne zwi�zki, a wszyscy m�czy�ni wiod� naprawd� samotnicze �ycie, istnieje jednak rodzaj spo�eczno�ci, delikatna, lecz mocna sie� nakaz�w i zakaz�w - porz�dek spo�eczny. Z jej raport�w, wysy�anych na statek, przebija�o to nowe zrozumienie. Wci�� jednak postrzega�a �ycie Sorowian jako u�omne, dopatruj�c si� w tutejszych osobach zaledwie rozbitk�w, �a�osne szcz�tki czego� wielkiego. - Kochanie - powiedzia�a po hai�sku, w moim j�zyku bowiem nie ma s�owa "kochanie". W domu zawsze zwraca�a si� do mnie po hai�sku, pragn�c, bym ca�kowicie nie zapomnia�a jej rodzinnej mowy. - Kochanie, wyja�niaj�c niepoj�t� dla siebie technologi� w kategoriach magii, cz�owiek dowodzi swego prymitywizmu. To nie krytyka, lecz obiektywne stwierdzenie. - Ale� technika nie jest magi� - odpar�am. - Jest, w ich przekonaniu; we� tylko pod uwag� t� opowie��, kt�r� ostatnio zanotowa�a�. O Czarnych ksi�nikach Sprzed Czasu, kt�rzy w magicznych skrzynkach mogli lata� w powietrzu, porusza� si� w g��binach i pod ziemi�. - W metalowych skrzynkach - poprawi�am j �. - Innymi s�owy: pos�uguj�c si� samolotami, tunelami, statkami podwodnymi; zapomniana technika jest tu postrzegana jako zjawisko nadnaturalne. - Skrzynki nie by�y magiczne - odpar�am. - Magiczni byli ludzie. Byli Czarnymiksi�nikami. Wykorzystywali sw� moc, aby posi��� w�adz� nad innymi osobami. Mo�na �y� godnie jako osoba tylko trzymaj�c si� od magii na dystans. - To imperatyw cywilizacyjny, poniewa� kilka tysi�cy lat temu niekontrolowany rozw�j techniczny doprowadzi� do kataklizmu. W tym w�a�nie rzecz. Istniej� w pe�ni racjonalne przyczyny irracjonalnego tabu. W moim j�zyku nie potrafi�am znale�� ekwiwalent�w s��w "racjonalne" czy "irracjonalne". "Tabu" by�o synonimem s�owa "jadowite". S�ucha�am matki, poniewa� c�rka powinna uczy� si� od matki, a moja matka wiedzia�a mn�stwo rzeczy, o kt�rych nie mia�y poj�cia inne osoby, moja edukacja chwilami by�a jednak niezwykle trudna. Gdyby� w naukach matki zamiast tylu s��w by�o wi�cej pie�ni i przypowie�ci, bo jej s�owa umyka�y mi jak woda sp�ywaj�ca przez oka siatki ! Min�� Z�oty Czas i pi�kne lato; wr�ci� Srebrzysty Czas, kiedy przed nadej�ciem deszcz�w w dolinach pomi�dzy wzg�rzami �ciel� si� mg�y; potem spad�y deszcze - d�ugotrwa�e, ciep�e, leniwe, zrasza�y �wiat dzie� po dniu, dzie� po dniu. Nie mia�y�my wie�ci o Urym i Ednedem przez rok z g�r�. Potem, pewnej nocy, cichy poszum kropel uderzaj�cych w strzech� zosta� na chwil� zag�uszony przez skrobanie do drzwi i s�owa: - Psst... wszystko w porz�dku... wszystko w porz�dku. O�ywi�y�my ogie� i wszystkie przykucn�y�my w mroku wok� niego, �eby porozmawia�. Ury bardzo wyr�s� i wychud� tak, �e przypomina� szkielet obci�gni�ty sk�r�. Szrama, przecinaj�ca g�rn� warg�, podci�gn�a j� w g�r� i m�j brat, kt�ry nie m�g� teraz wymawia� g�osek p, b oraz m, nieustannie obna�a� z�by w dziwnym grymasis. Przemawia� g�osem m�czyzny. Skuli� si� przy ogniu, usi�uj�c wch�on�� nieco ciep�a w swoje ko�ci. Jego odzie� przemieni�a si� w wilgotne �achmany. N� przywi�zany do sznurka zwisa� mu z szyi. - Wszystko w porz�dku - powtarza� Ury. - Wszystko w porz�dku. A jednak nie chc� tam wraca�. Nie powiedzia� nam wiele o swoim p�torarocznym pobycie w ch�opi�cej grupie, utrzymuj�c z uporem, i� przygotuje dok�adn� relacj� dopiero na pok�adzie statku. Wyzna� jednak, co musia�by zrobi�, gdyby zosta� na Soro. Musia�by wi�c wr�ci� na Terytorium, pos�uguj�c si� strachem i magi� broni� swej pozycji w�r�d ch�opc�w i tak d�ugo wykazywa� si� krzep�; a� b�dzie m�g� odej�� - to jest opu�ci� Terytorium i w�drowa� samotnie, dop�ki nie znajdzie miejsca, w kt�rym m�czy�ni pozwol� mu osi���. Ednede sparzy� si� z pewnym ch�opakiem i zamierza� wyruszy� razem z nim po ustaniu deszcz�w. Ch�opcom w parze, wyja�ni� Ury, by�o �atwiej, je�li ich zwi�zek mia� charakter seksualny, dop�ki nie stanowi� konkurencji, m�czy�ni dadz� im spok�j. Jednak samotny m�czyzna w regionie, gdziekolwiek w promieniu trzech dni marszu od babiegokr�gu, musia� stawi� czo�o tamtejszym osiad�ym m�czyznom. - Trzy albo cztery lata takiego �ycia - powiedzia� Ury. - Wyzwania, walki, nieustanna czujno��, niespuszczanie innych z oka, dowodzenie swej si�y... dzie� po dniu, noc po nocy. Tylko po to, �eby sko�czy� jako pustelnik. Nie mog� tego zrobi�. - Spojrza� na mnie. - Nie jestem osob� - powiedzia�. - Chc� wr�ci� do domu. - Zaraz przez radio skontaktuj� si� ze statkiem - powiedzia�a matka, ogarni�ta bezgranicznym poczuciem ulgi. - Nie - odrzek�am. Ury przygl�da� si� matce i podni�s� d�o�, gdy odwr�ci�a g�ow�, by do mnie przem�wi�. - Ja wr�c� - o�wiadczy� - ale ona nie musi. Dlaczego mia�aby wraca�? Tak samo jak ja nauczy� si�, by nie u�ywa� imion bez konkretnego powodu. Matka przenios�a spojrzenie z niego na mnie, a potem powiedzia�a z czym� w rodzaju �miechu . - Nie mog� jej tu zostawi�, Ury! - A dlaczego ty mia�aby� wraca�? - Bo tego chc� - odpar�a. - Mam ju� do��. Wi�cej ni� do��. Przez siedem lat zgromadzili�my bezmiar materia�u na temat kobiet, a teraz twoje obserwacje pozwol� uzupe�ni� luki dotycz�ce m�czyzn. Wystarczy. Czas ju�, najwy�szy czas, by�my wr�cili, do swoich, zn�w znale�li si� w�r�d normalnych ludzi. - Ja nie mam �adnych swoich - zaprzeczy�am. - Nie nale�� do ludzi. Usi�uj� zosta� osob�. Dlaczego chcecie mnie oderwa� od mojej duszy? Pragniecie, bym uprawia�a magi�! Nie zrobi� tego. Nie b�d� uprawia� magii. Nie b�d� m�wi� waszym j�zykiem. Nie wr�c� z wami! Matka, kt�ra wcale nie s�ucha�a, zacz�a odpowiada� co� z gniewem, ale Ury, gestem kobiety sygnalizuj�cej, �e b�dzie �piewa�, zn�w podni�s� d�o� i matka popatrzy�a na niego. - Porozmawiamy p�niej - rzek�. - Podejmiemy decyzj�. Teraz musz� si� wyspa�. Ukrywa� si� w naszym domu przez dwa dni, kt�re po�wi�cili�my na podj�cie decyzji, co i jak zrobi�. To by�y okropne dwa dni. Siedzia�am w domu, jakbym by�a chora - w ten spos�b nie musia�am ok�amywa� innych os�b - i we tr�jk�, matka, Ury i ja, prowadzili�my nieko�cz�ce si� rozmowy. Ury prosi� matk�, �eby zosta�a ze mn�, ja prosi�am j�, by pozostawi�a mnie pod opiek� Sadne lub Noyit, kt�re by mnie z pewno�ci� przygarn�y do swoich domostw. Odm�wi�a. By�a matk�, ja za� dzieckiem - jej w�adza nade mn� by�a u�wi�cona. Po��czy�a si� ze statkiem przez radio i uzgodni�a, �e l�downik zabierze nas z ja�owego pustkowia odleg�ego o dwa dni marszu od babiegokr�gu. Ukradkiem wymkn�li�my si� noc�. Zabra�am tylko sakw� swojej duszy. Szli�my przez ca�y nast�pny dzie�, kiedy usta� deszcz, urz�dzili�my post�j, �eby si� przespa�, potem ruszyli�my dalej, na pustyni�. Nie by�o tu nic pr�cz jar�w, g�az�w, pieczar i ruin Sprzed Czasu, grunt, jak to na pustyniach, stanowi� mieszanin� od�amk�w szk�a, twardych bry�ek i rozmaitych fragment�w. Nic tu nie ros�o. I tam rozpocz�li�my czekanie. Wreszcie otwar�o si� niebo, spad�a z niego i stan�a przed nami na ska�ach jaka� l�ni�ca rzecz, wi�ksza od najwi�kszego domu, nie dor�wnuj�ca jednak rozmiarem ruinom Sprzed Czasu. Matka spojrza�a na mnie z zagadkowym, m�ciwym u�miechem. - I czy to jest magia? - zapyta�a. By�oby mi trudno wyrazi� inny pogl�d, chocia� wiedzia�am, �e to zaledwie rzecz, a w rzeczach nie ma �adnej magii. Jest tylko w duszach. Nic nie odpowiedzia�am. Milcza�am od wyj�cia z domu. Postanowi�am sobie z nikim nie rozmawia�, dop�ki nie wr�c�; wci�� jednak by�am dzieckiem, nawyk�ym, by s�ucha� i wype�nia� polecenia. Na statku, w tym ca�kowicie dla mnie obcym nowym �wiecie, wytrzyma�am zaledwie kilka godzin, a potem wybuchn�am p�aczem, prosz�c, by pozwolono mi wr�ci� do domu. - B�agam, b�agam, czy mog� ju� wr�ci� do domu? Wszyscy na statku byli dla mnie bardzo dobrzy. Nawet wtedy potrafi�am por�wnywa� swoje do�wiadczenia z przej�ciami Urego. R�nica wydawa�a si� przepastna. Ury by� samotny, pozbawiony �ywno�ci i schronienia... wystraszony ch�opiec, usi�uj�cy przetrwa� w gronie r�wnie wystraszonych konkurent�w, nara�onych na brutalno�� starszych od siebie m�odzie�c�w, kt�rzy za wszelk� cen� starali si� broni� swojej przewagi, postrzeganej jako m�sko��. Ja by�am otaczana opiek�, ubierana, karmiona tak obficie, �e zbiera�o mi si� na wymioty, trzymana w takim cieple, �e ogarnia�a mnie gor�czka, pouczana, przekonywana, obdarzana przyja�ni� przez mieszka�c�w ogromnego miasta i cz�stk� ich mocy, postrzeganej jako cz�owiecze�stwo. Oboje, Ury i ja, trafli�my pomi�dzy Czarnychksi�nik�w. Oboje, Ury i ja, dopatrywali�my si� dobrych cech w ludziach, w�r�d kt�rych przysz�o nam �y�, a zarazem �adne z nas nie umia�o �y� pomi�dzy nimi. Ury mi powiedzia�, �e na Terytorium sp�dzi� wiele samotnych nocy w pozbawionych ciep�a kryj�wkach, powtarzaj�c sobie w my�lach opowie�ci, kt�rych nauczy� si� od ciotek, i bezg�o�nie od�piewuj�c zapami�tane pie�ni. Na statku, ka�dej nocy, robi�am to samo. Z uporem jednak nie powtarza�am opowie�ci i nie od�piewywa�am pie�ni przed tutejszymi lud�mi. Nie m�wi�am w ich obecno�ci w swoim j�zyku. To by� jedyny dost�pny mi spos�b zachowania milczenia. Matka by�a gniewna i, przez d�ugi czas, niewyrozumia�a. Twoja wiedza jest w�asno�ci� naszego ludu - mawia�a. Milcza�am, mog�abym bowiem jedynie odpowiedzie�, �e ten lud nie jest moim ludem, �e nie nale�� do �adnego ludu, bo jestem osob�. Mia�am j�zyk, kt�rym si� nie pos�ugiwa�am. Mia�am swoje milczenie. Nic wi�cej. Ucz�szcza�am do szko�y, na statku, tak samo jak w babimkr�gu, by�o mn�stwo dzieci w r�nym wieku i uczy�o nas wielu doros�ych. Przewa�nie uczy�am si� historii i geografii Wsp�lnoty, matka za� da�a mi raport o historii Jedenastej-Soro - Sprzed Czasu, jak mawiamy - i kaza�a mi si� z nim zapozna�. Wyczyta�am, �e miasta mojego �wiata by�y najwi�kszymi, jakie zbudowano gdziekolwiek i kiedykolwiek, �e, wyj�wszy niewielkie obszary przewidziane pod upraw�, pokrywa�y w ca�o�ci dwa kontynenty, �e mieszka�o w nich sto dwadzie�cia miliard�w ludzi i �e kiedy wymar�y ju� zwierz�ta, morze i powietrze, zacz�li wymiera� r�wnie� oni. To by�a obrzydliwa opowie��. Przejmowa�a mnie wstydem i wyra�a�am w duszy pragnienie, by nie zna� jej nikt na statku i w ca�ej Wsp�lnocie. A przecie�, pomy�la�am, je�li znaj� te same historie Sprzed Czasu co ja, musz� pojmowa�, jak nieuchronnie magia obraca si� przeciwko sobie samej. Po up�ywie niespe�na roku, matka oznajmi�a, �e lecimy na Hain. Lekarz pok�adowy pospo�u ze swymi m�drymi urz�dzeniami naprawi� warg� Urego. Moja matka i brat zarchiwizowali wszelkie zdobyte informacje; Ury by� dostatecznie doros�y, by zacz�� si� przygotowywa� do Szk� Wsp�lnoty, gdyby chcia� do nich wst�pi�. Ja nie by�am w kwitn�cym stanie i doktor ze swoimi urz�dzeniami nie potrafi� mnie naprawi�. Traci�am na wadze, kiepsko sypia�am, miewa�am okropne b�le g�owy. Zacz�am miesi�czkowa� prawie natychmiast, gdy znalaz�am si� na pok�adzie statku i noszenie podpasek znosi�am bardzo �le. - Nie s�u�y ci �ycie tutaj - stwierdzi�a matka. - Musisz by� na otwartym powietrzu. Na jakiej� planecie. Cywilizowanej planecie. - Je�li polec� na Hain - odpar�am - a potem wr�c�, znajome osoby nie b�d� �y� od setek lat. - Pogodna - powiedzia�a matka - musisz przesta� my�le� kategoriami Soro. Musisz przesta� si� zwodzi� i dr�czy�, zacznij wreszcie patrze� w prz�d, nie za� za siebie. Masz przed sob� ca�e �ycie. Hain jest miejscem, gdzie nauczysz si�, jak je prze�y�. Zmobilizowa�am w sobie ca�� odwag� i odpar�am w swoim j�zyku: - Nie jestem ju� dzieckiem. Nie masz nade mn� w�adzy. Nie polec�. Le�cie beze mnie. Ju� nie masz nade mn� w�adzy! Nauczono mnie, by takich w�a�nie s��w u�ywa� wobec maga, Czarnegoksi�nika. Nie wiem, czy matka w pe�ni je zrozumia�a, poj�a jednak, �e napawa mnie �miertelnym l�kiem i to nakaza�o jej milczenie. Po d�u�szej chwili rzek�a w j�zyku hai�skim: - Zgoda. Nie mam nad tob� w�adzy. Ale mam pewne prawa - wynik�e z lojalno�ci i mi�o�ci. - Wszystko, co oddaje mnie w twoj� moc, jest naganne - odpar�am wci�� w swoim j�yku. Popatrzy�a na mnie przeci�gle. - Przypominasz jedn� z nich - powiedzia�a. - Jeste� jedn� z nich. Nie wiesz, na czym polega mi�o��. Zamkn�a� si� w sobie jak ska�a. Nie powinnam by�a zabiera� ci� ze sob�. Ludzie przycupni�ci w ruinach spo�ecze�stwa... brutalni, nietolerancyjni, ignoranccy, przes�dni... �yj�cy w okropnym osamotnieniu... I pomy�le�, �e pozwoli�am, by przerobili ci� na swoj� mod��! - Kszta�ci�a� mnie - odpar�am, a moje usta zacz�y dr�e� wymawiaj�c s�owa. - Tak samo jak tutejsza szko�a. Ale najpierw kszta�ci�y mnie ciotki i chcia�abym sko�czy� u nich nauk�. - P�aka�am, lecz wci�� sta�am nieporuszenie, zaciskaj�c pi�ci. - Jeszcze nie jestem kobiet�. Chc� zosta� kobiet�. - Ale�, Godi, b�dziesz ni�!... Tu staniesz si� dziesi�ciokro� bardziej kobieca ni� na Soro... musisz tylko spr�bowa� zrozumie�, uwierzy� mi... - Nie masz nade mn� w�adzy - odpar�am, zaciskaj�c powieki i zatykaj�c uszy d�o�mi. Wtedy zbli�y�a si� do mnie, przytuli�a, ale sta�am sztywno, znosz�c jej u�cisk, dop�ki nie opu�ci�a ramion. Podczas naszego pobytu na planecie ca�kowicie zmieni�a si� za�oga statku. Pierwsi Obserwatorzy polecieli na inne �wiaty i teraz naszym koordynatorem by� gethenijski archeolog o imieniu Arrem, osoba niezbyt ju� m�oda, spostrzegawcza i �agodnego usposobienia. Arrem odwiedza�\a planet� tylko dwukrotnie, l�duj�c na opustosza�ych kontynentach, mo�liwo�� wi�c porozmawiania z nami, kt�rzy�my "mieszkali w�r�d �ywych", jak to ujmowa�\a, by�a przez niego mile widziana. Arrem nie by�a m�czyzn� - mia�am zreszt� k�opoty z przywykni�ciem do nieustannej obecno�ci m�czyzn - a zarazem nie by� kobiet�; nie by�a/y zupe�nie doros�y/a, chocia� przesta�/a by� dzieckiem - by�/a po prostu osob�, r�wnie samotn� jak ja. Kiedy nast�pi� kryzys, Arrem odby�/a z moj� matk� kilka narad i wyst�pi�/a z sugesti�, by matka pozwoli�a mi wr�ci� na planet�. Ury, uczestnicz�cy w niekt�rych rozmowach, przekaza� mi ich tre��. - On/ona powiada, �e je�li polecisz na Hain, prawdopodobnie umrzesz - oznajmi�. - Umrze twoja dusza. Utrzymuje, �e pewne sprawy, kt�rych si� nauczyli�my, s� zgodne z naukami ich gethe�skiej religii. To powstrzyma�o matk� przed paplanin� o prymitywnych przes�dach... Arrem doda�/a, �e mo�esz by� u�yteczna dla Wsp�lnoty, je�li pozostaniesz na Soro i sko�czysz tam edukacj�. B�dziesz nieocenionym �r�d�em wiedzy. - Ury zachichota�, a po d�u�szej chwili ja r�wnie� parskn�am �miechem. - B�d� ci� eksploatowa� jak kopalni� na asteroidzie. - Zamilk�, a potem doda�: - Wiesz, �e je�li ty zostaniesz, a ja polec�, oboje umrzemy. Tak mawiali m�odzi ludzie ze statk�w, gdy kto� mia� pozosta�, a kto inny wyruszy� w mi�dzygwiezdn� podr�. �egnaj, umarli�my. By�o to prawd�. - Wiem - odpar�am. Czu�am, jak �ciska mi si� w gardle i by�am wystraszona. W rodzinnych stronach nie widzia�am, by p�aka�a doros�a osoba, to jest widzia�am tylko raz, kiedy umar�o dziecko Sut. Sut wy�a przez ca�� noc. Wy�a jak pies, powiedzia�a matka, ale ja nigdy nie widzia�am i nie s�ysza�am psa; s�ysza�am tylko rozpaczliwy kobiecy p�acz. Ba�am si�, �e m�j mo�e zabrzmie� tak samo. - Skoro mog� wr�ci�, to kto wie, czy po zdobyciu duszy nie odwiedz� Hainu - powiedzia�am po hai�sku. - W ramach w��cz�gi? - zapyta� w moim j�zyku Ury i wybuchaj�c �miechem r�wnie� mnie sk�oni� do �miechu. Brat nikomu nie jest dany na zawsze. Wiedzia�am o tym. Poniewa� jednak Ury wr�ci�, chocia� ju� by� dla mnie martwy, i ja z martwych mog�am wr�ci� do niego, a przynajmniej udawa�, �e wr�c�. Matka podj�a decyzj�. Jeszcze przez rok pozostanie ze mn� na statku, podczas gdy Ury uda si� na Hain. B�d� nadal ucz�szcza� do szko�y; je�li po up�ywie roku wci�� b�d� chcia�a wr�ci� na planet� - wr�c� na ni�. Wtedy ze mn� czy beze mnie matka poleci na Hain, do Urego. B�d� mog�a pod��y� ich �ladem, je�li kiedykolwiek zapragn� si� z nimi zobaczy�. By� to kompromis, kt�ry nie zadowala� �adnego z nas; zawarli�my go jednak nie mog�c znale��-innego wyj�cia. Przed odjazdem Ury da� mi sw�j n�. Kiedy odjecha�, usi�owa�am si� nie rozklei�. Ci�ko pracowa�am, by zapami�ta� wszystko, czego uczono mnie w pok�adowej szkole, a poza tym pr�bowa�am wpoi� Arremowi zasady bycia �wiadomym i unikania czar�w. Uprawiali/�y/�my wolnomarsze po okr�towym ogrodzie i oprzytomniaj�ce formy pierwszej godziny ghete�skiej Haddary z Karhide (nie pami�tam, czy co� takiego jest w LRC - tu u�y�am terminologii taoistycznej), dochodz�c do zgodnego wniosku, �e s� bardzo podobne. Statek pozostawa� w uk�adzie Soro nie tylko z powodu mojej rodziny, lecz tak�e, a mo�e przede wszystkim, w zwi�zku ze swoj� now� za�og�, z�o�on� g��wnie z zoolog�w, kt�rzy �ci�gn�li tu, aby przeprowadzi� badania nad morskim stworzeniem z Jedenastej-Soro, rodzajem g�owonoga, charakteryzuj�cego si� za spraw� mutacji czy te� naturalnej ewolucji wysok� inteligencj�. Istnia�y jednak problemy z porozumiewaniem si�. - Niemal r�wnie powa�ne, jak z tutejsz� ludzk� populacj� - stwierdzi�a Stanowcza, zoolog, kt�ra b�d�c nasz� nauczycielk� bezlito�nie nas wykpiwa�a. Dwa razy l�downikiem zabra�a nas na nie zamieszkane wysepki p�kuli p�nocnej, gdzie mie�ci�y si� jej stacje badawcze. Osobliwych uczu� przysporzy�y mi te powroty na m�j �wiat, podczas kt�rych jednak by�am tak daleko od ciotek, si�str i swojej siostrzanej duszy, milcza�am wszak�e. Widzia�am, jak z g��bin wynurza si� ogromne, l�kliwe stworzenie, po kt�rego wij�cych si� mackach przep�ywa barwna fala, i s�ysza�am towarzysz�cy temu d�wi�czny rozedrgany g�os, a jednak to wszystko trwa�o tak