4027

Szczegóły
Tytuł 4027
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

4027 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 4027 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 4027 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

4027 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Nevil Shute Ostatni brzeg (Prze�o�y�a Zofia Kierszys) W ostatnim miejscu naszych spotka� chodzimy po omacku razem i unikamy s��w tu zgromadzeni na tym brzegu wezbranej rzeki... Oto tak ko�czy si� �wiat oto tak ko�czy si� �wiat oto tak ko�czy si� �wiat nie z hukiem tylko ze skowytem T.S. Eliot Rozdzia� pierwszy Porucznik Peter Holmes z Australijskiej Kr�lewskiej Marynarki Wojennej zbudzi� si� o �wicie. Do�� d�ugo le�a� senny, rozmarzony mi�ym ciep�em �pi�cej przy nim Mary, i patrzy�, jak pierwszy blask australijskiego s�o�ca rozja�nia kretonowe zas�ony w oknie. K�t padania tego blasku pozwoli� mu si� zorientowa�, �e dochodzi godzina pi�ta; lada chwila s�o�ce zbudzi Jennifer, male�k� c�reczk�, i trzeba b�dzie wsta�, zacz�� dzie�. Na razie jednak po�piechu nie ma; jeszcze troch� mo�na pole�e�. Zbudzi� si� z uczuciem zadowolenia, chocia� w pierwszej chwili nie wiedzia�, dlaczego. Z powodu gwiazdki nie, bo �wi�ta Bo�ego Narodzenia przecie� min�y. Jode�ka w ogrodzie, kt�r� ozdobi� girlandami kolorowych �ar�wek, pod��czonych przed�u�aczem do kontaktu przy kominku w hallu, wygl�da�a jak miniatura wielkiej, o�wietlonej choinki o mil� dalej przed ratuszem w Falmouth. I w wiecz�r gwiazdkowy podejmowali mi�sem pieczonym na ro�nie kilkoro przyjaci�, przy czym zabawa by�a wy�mienita. �wi�ta wi�c min�y i dzisiaj - my�l jego pracowa�a powoli - musi by� czwartek, 27 grudnia. Poczu�, �e sk�ra na plecach jeszcze go piecze po tym ca�ym wczorajszym dniu na pla�y i w �agl�wce, gdy bra� udzia� w wy�cigach. Najm�drzej by�oby nawet na moment nie wk�ada� dzi� koszuli. I nagle ju� w pe�ni odzyska� �wiadomo��, uprzytomniaj�c sobie, �e oczywi�cie dzi� musi by� ca�kowicie ubrany, i to w mundur. O godzinie jedenastej powinien stawi� si� w Ministerstwie Marynarki Wojennej w Melbourne. To chyba oznacza nominacj�, pierwsze zadanie od siedmiu miesi�cy. Kto wie, czy nie na morzu, je�eli szcz�cie dopisze, tam, dok�d coraz bardziej serce go ci�gnie. W ka�dym razie praca. Uradowany t� perspektyw�, zasn�� wieczorem i rado�� przetrwa�a noc. Od sierpnia, pomimo �e otrzyma� wtedy awans na porucznika, nie mia� przydzia�u i wobec og�lnej sytuacji, jaka si� wytworzy�a, zrezygnowa� ju� z nadziei, �e kiedykolwiek znowu b�dzie w s�u�bie. Z ministerstwa dostawa� jednak co miesi�c pe�ne pobory i Bogu za to dzi�kowa�. Niemowl� si� poruszy�o, zacz�o gaworzy� i cichutko kwili�. Porucznik niemal automatycznym ruchem r�ki w��czy� czajnik elektryczny przygotowany na tacy z fili�ankami do herbaty i butelk� dziecka i wtedy Mary obudzi�a si� tak�e. Zapyta�a, kt�ra godzina. Powiedzia� i ca�uj�c j� w policzek, doda�: - Zn�w �liczny poranek. Usiad�a, odgarn�a w�osy z czo�a. - Strasznie spiek�am si� wczoraj na s�o�cu. Jennifer nasmarowa�am wieczorem ma�ci� cynkow�, ale nie wiem, czy jest sens zn�w z ni� jecha� dzisiaj na pla��. - I nagle ona te� sobie przypomnia�a. - Och... Peter, dzi� czwartek, masz by� w Melbourne, prawda? Przytakn��. - A powinienem dzi� w�a�nie posiedzie� w domu, w cieniu. - Ja chyba si� z domu nie rusz�. Wsta� i poszed� do �azienki. Gdy wr�ci�, Mary ju� nie le�a�a; dziecko siedzia�o na nocniczku, ona czesa�a si� przed lustrem. Usiad� na brzegu ��ka w promieniu s�o�ca i zaparzy� herbat�. Mary powiedzia�a: - Okropny upa� b�dzie dzi� w Melbourne, Peter. Mo�e jednak pojad� z Jennifer do klubu oko�o czwartej, a ty tam do nas przyjedziesz, �eby troch� pop�ywa�. Wzi�abym do przyczepki twoje k�piel�wki. W gara�u sta� ich niedu�y samoch�d, ale odk�d ta kr�tka wojna si� sko�czy�a, to jest od roku, nie je�dzili nim wcale. Peter Holmes jednak miewa� dobre pomys�y i potrafi� pos�ugiwa� si� narz�dziami, wi�c wykombinowa� zupe�nie mo�liwy wehiku� zast�pczy. W domu by�y dwa rowery, Mary i jego. Skonstruowa� do nich ma�� dwuko�ow� przyczepk�, z kt�r� mogli je�dzi� na zmian� i kt�ra s�u�y�a za w�zek dla dziecka i baga�nik. Trudno�� sprawia�a tylko d�uga jazda z Falmouth pod g�r�. Skin�� g�ow�. - To niez�a my�l. Zostawi� sw�j rower na stacji. - Kt�rym poci�giem musisz jecha�? - Dziewi�ta pi��. - �ykn�� troch� herbaty i spojrza� na zegarek. - Wypij� to i zaraz jad� po mleko. Wkr�tce potem, w szortach i koszulce gimnastycznej, wyszed�. Zajmowali na wzg�rzu nad miasteczkiem parter starego domu, podzielonego na mieszkania; im przypad� w tym podziale gara�, jak r�wnie� spora cz�� ogrodu i weranda. Na werandzie trzymali rowery z przyczepk�. Logiczniej by�oby samoch�d zaparkowa� pod drzewami, �eby rowery stawia� w gara�u, ale Peter nie m�g� si� na to zdoby�. Ten ma�y Morris by� jego pierwszym w �yciu w�asnym samochodem i pami�ta� czasy zar�czyn z Mary. Pobrali si� w roku tysi�c dziewi��set sze��dziesi�tym pierwszym, na sze�� miesi�cy przed wojn�, przed roz��k�, nie tak wszak�e niesko�czenie d�ug�, jak my�leli, gdy on odp�ywa� w nieznane australijskim okr�tem Jej Kr�lewskiej Mo�ci. Rozp�ta�a si� raptownie ta osza�amiaj�co kr�tka wojna - wojna, kt�rej dziej�w nikt nie spisa� i nikt spisa� ju� nie mia�, i kt�ra natychmiast ogarniaj�c ca�� p�kul� p�nocn� tak samo raptownie si� sko�czy�a z ostatnim sejsmicznym wstrz�sem po wybuchu bomby w trzydziestym si�dmym dniu. Pod koniec trzeciego miesi�ca Peter Holmes wr�ci� do Williamstown na pok�adzie "Anzaca", goni�cego resztk� paliwa, gdy ju� m�owie stanu p�kuli po�udniowej zjechali si� do Wellington w Nowej Zelandii, �eby om�wi� t� now� sytuacj�, w jakiej nagle znalaz� si� �wiat. Z Williamstown wr�ci� do Falmouth, do Mary i do swego samochodu Morris Minor. W zbiorniku zosta�y jeszcze trzy galony benzyny; zu�y� je nieopatrznie, tak jak i nast�pne pi�� kupione bez trudu na stacji benzynowej, zanim Australijczycy sobie uprzytomnili, �e benzyn� sprowadza si� przecie� z p�kuli p�nocnej. Z werandy wyci�gn�� teraz rower na trawnik i przymocowa� do roweru przyczepk�; czeka�a go czteromilowa droga. Sam musia� je�dzi� po mleko i �mietan�, bo brak �rodk�w transportu uniemo�liwia� dostarczanie nabia�u z okolicznych farm do dom�w; mas�o ju� oboje si� nauczyli ubija� za pomoc� robota. Zjecha� w d� szos� w ciep�ym porannym s�o�cu, s�uchaj�c, jak w przyczepce z ty�u grzechocz� blaszanki, dumaj�c z zadowoleniem o perspektywie pracy. Bardzo s�aby ruch panowa� na szosie. �rodkiem wolno sun�� pojazd, kt�ry kiedy� by� samochodem, a teraz bez silnika i przedniej szyby sta� si� po prostu krytym wozem zaprz�onym w angusa. Po �wirze, skrajem asfaltu, przek�usowali ostro�nie dwaj je�d�cy konni. Peter nie marzy� nawet o koniu; te rzadkie, delikatne zwierz�ta zmienia�y ostatnio w�a�cicieli za cen� co najmniej tysi�ca funt�w, wi�c nie sta� go by�o na to, ale czasem my�la�, �e przyda�by si� w� dla Mary. Morrisa mo�na by �atwo przystosowa� do zaprz�gu, chocia� serce by si� przy tym kraja�o. Dojecha� do farmy w ci�gu p� godziny i poszed� prosto do mleczarni. Farmer, flegmatyczny dryblas, kulawy od czasu drugiej wojny �wiatowej, by� jego dobrym znajomym. Siedzia� teraz przy wir�wce w cichym szumie silnika elektrycznego, gdy mleko sp�ywa�o w jedn� masielnic�, a �mietana w drug�. - Dzie� dobry, panie Paul - powiedzia� Peter. - Jak pan si� czuje? - Dobrze, panie Holmes. - Farmer wzi�� od niego ba�k� i nape�ni� j� mlekiem z kadzi. - U pa�stwa wszystko w porz�dku? - Jak najbardziej. Jad� do Melbourne, do Ministerstwa Marynarki. Zdaje si�, �e nareszcie maj� co� dla mnie do roboty. - Och - powiedzia� farmer - winszuj�. Takie czekanie z za�o�onymi r�kami mo�e cz�owieka wym�czy�. Peter przytakn��. - Troch� mi to jednak skomplikuje sprawy, je�eli mnie gdzie� wy�l�. Ale Mary b�dzie przyje�d�a�a po mleko, przynajmniej dwa razy w tygodniu. Farmer o�wiadczy�: - Dop�ki pan nie wr�ci, o zap�at� nie potrzebujecie si� pa�stwo martwi�. Wi�cej mam mleka, ni� moje wszystkie �winie mog� wych�epta�, nawet kiedy taka susza. Wyla�em wczoraj w nocy dwadzie�cia galon�w do rzeczki... no, bo jak je wywioz�? Wygl�da na to, �e powinienem hodowa� wi�cej �wi�, tylko �e ju� nie warto. Nie wiadomo, co robi�... Po chwili milczenia zauwa�y�: - Niewygodnie tu b�dzie pani Holmes przyje�d�a�. Przy kim ona zostawi Jennifer? - Chyba b�dzie j� wozi�a ze sob�. - Ale i tak dla niej to niewygodnie. - Farmer wyszed� przed mleczarnie i w ciep�ym s�onecznym blasku popatrzy� na rower Petera i przyczepk�. - Dobra taka rzecz - pochwali�. - Por�czniejszej nigdy dot�d nie widzia�em. Pan j� sam zmajstrowa�? - Sam. - A sk�d pan wzi�� te ko�a, je�eli mo�na zapyta�? - To ko�a motocyklowe. Kupi�em je na ulicy Elizabeth. - Da�oby si� tam jeszcze dosta� dwa ko�a dla mnie? - Spr�buj� - obieca� Peter. - Mo�e dostan�. S� lepsze ni� te ma�e k�ka... �atwiej ci�gn�. - I gdy farmer z uznaniem kiwa� g�ow�, doda�: - Ale ci�ka sprawa je znale��. Ludzie nie chc� si� pozbywa� motocykli. - M�wi�em �onie - rzek� farmer powoli - �e gdybym mia� tak� ma�� przyczepk�, zrobi�oby si� z tego co� w rodzaju fotelika i jak w rikszy je�dzi�aby wtedy ze mn� do Falmouth po sprawunki. Strasznie nudno kobiecie siedzie� na takim odludziu w tych czasach - wyja�ni�. - To ju� nie to, co by�o przed wojn�, kiedy zawsze mog�a wzi�� samoch�d i za dwadzie�cia minut by� w mie�cie. W�z z wo�em wlecze si� trzy i p� godziny w jedn� stron� i trzy i p� godziny z powrotem; to ju� ca�e siedem godzin na sam� tylko jazd�. �ona stara�a si� nauczy� je�dzi� na rowerze, ale �eby a� do miasta, to przecie� nie dla niej, w jej wieku, i kiedy jeszcze jedno dziecko jest w drodze. Ja bym jej nie pozwoli�. Ale gdybym mia� tak� przyczepk�, jak pa�stwo macie, m�g�bym �on� wozi� do Falmouth dwa razy w tygodniu i przy okazji podrzuca� mleko i �mietan� pani Holmes do domu... - Urwa�. - Chcia�bym to zrobi� dla mojej starej - powiedzia� po chwili. - Ostatecznie wiadomo z radia, �e ju� niedu�o przed nami. - Poszperam dzi� w sklepach i zobacz�, jak jest z tymi ko�ami. Wszystko panu jedno, ile b�d� kosztowa�y? - No pewnie - rzek� farmer. - Byleby to by�y dobre ko�a, �ebym nie mia� z nimi k�opotu. Dobre opony to najwa�niejsze... �eby wystarczy�y do ko�ca. Tak jak te pana. - Rozejrz� si� dzisiaj - jeszcze raz zapewni� go Peter. - Na�o�y pan przeze mnie drogi. - Mog� tam podjecha� tramwajem. To �adna fatyga. Bogu dzi�ki, w�gla brunatnego nie brak. Farmer odwr�ci� si� w stron� nadal szumi�cej wir�wki. - W�a�nie. Marnie by�my wygl�dali, gdyby nie elektryczno��. - Podsun�� jedn� z pustych masielnic pod strumie� zbieranego mleka, zr�cznie odpychaj�c masielnic� ju� nape�nion�. - Niech mi pan powie, panie Holmes - zapyta� - u�ywa si� du�ych koparek do wydobywania tego w�gla? Takich jak buldo�ery i temu podobne? - Peter skin�� g�ow�. - No to sk�d oni bior� na to benzyn�? - Zainteresowa�em si� tym kiedy� - odrzek� Peter. - Na miejscu j� destyluj� z tego w�a�nie w�gla brunatnego. Galon kosztuje oko�o dw�ch funt�w. - Nies�ychane - farmer zamy�li� si�. - Ju� mi przysz�o do g�owy, �e je�eli oni tam mog� j� destylowa� dla siebie, mogliby te� i nam troch� jej u�yczy�. Ale za tak� cen� to w praktyce raczej niemo�liwe... Peter zabra� ba�ki z mlekiem i �mietan�, ustawi� je w przyczepce i wyruszy� z powrotem do domu. Dojecha� o p� do si�dmej. Wzi�� prysznic, przebra� si� w mundur, tak rzadko od czasu awansu wyci�gany z szafy, szybko zjad� �niadanie, po czym zn�w na rowerze p�dem zjecha� ze wzg�rza, chc�c zd��y� na poci�g �sma pi�tna�cie i ewentualnie poszuka� k� dla farmera w sklepach motocyklowych przed udaniem si� do ministerstwa. Rower zostawi� w warsztacie, w kt�rym dawniej zajmowano si� jego samochodem. Teraz �adnych samochod�w tu nie by�o. Na parkingu sta�y konie - wierzchowce urz�dnik�w i przedsi�biorc�w mieszkaj�cych za miastem; co chwila kto� zaje�d�a� w bryczesach i kurtce plastykowej, zostawia� swego rumaka i szed� na stacj�, �eby z biletem miesi�cznym dalsz� drog� do miejsca pracy odby� poci�giem elektrycznym. Pompy benzynowe s�u�y�y za s�upki do uwi�zywania koni. Wieczorem ka�dy wraca� i z teczk� przytroczon� do siod�a jecha� zn�w konno do domu. Dobrze si� sk�ada�o, �e ruch w interesach s�ab� z dnia na dzie�: poci�g pospieszny z miasta pi�ta trzy ju� skasowano, wi�c przewa�nie wracali wszyscy po pracy poci�giem czwarta siedemna�cie. Przez ca�y czas tej jazdy Peter Holmes gubi� si� w domys�ach na temat swego nowego przydzia�u; brak papieru spowodowa�, �e nie wychodzi�a �adna z codziennych gazet i wiadomo�ci dochodzi�y tylko przez radio. Australijska Kr�lewska Marynarka Wojenna dysponowa�a ostatnio flot� bardzo ma��. Z ogromnym nak�adem koszt�w i pracy siedem niedu�ych okr�t�w nap�dzanych benzyn� przystosowano do nap�dzania w�glem, przy czym rezultat by� zgo�a niezadowalaj�cy; pr�b uczynienia tego samego z lotniskowcem "Melbourne" zaniechano, gdy okaza�o si�, �e p�yn��by nie do�� szybko, by przy normalnej sile wiatru samoloty mog�y na nim bezpiecznie l�dowa�. Co wi�cej, zapasami paliwa dla lotnictwa nale�a�o gospodarowa� bardzo oszcz�dnie, wi�c programy szkoleniowe sprowadza�y si� faktycznie do niczego i wygl�da�o na to, �e dalsze utrzymywanie lotnictwa marynarki wojennej jest zgo�a bezcelowe. Peter nie s�ysza� o �adnych przesuni�ciach oficer�w owych siedmiu tra�owc�w i fregat wci�� jeszcze uzbrojonych. Przypuszcza�, �e mo�e kto� zachorowa� i trzeba go zast�pi� albo mo�e zdecydowano si� ostatecznie zatrudnia� oficer�w na zmian�, �eby �aden nie odzwyczai� si� od morza. Za bardziej prawdopodobne uwa�a� jednak to, �e mu dadz� jak�� okropn� prac� na wybrze�u, prac� biurow� w koszarach albo jeszcze nudniejsz� w magazynach, w takim na przyk�ad ponurym, przez Boga i ludzi opuszczonym miejscu, jak intendentura marynarki wojennej w Flinders. Czu�by si� g��boko rozczarowany, gdyby go nie odkomenderowano na okr�t, a przecie� tak by�oby lepiej. Na wybrze�u m�g�by nadal opiekowa� si� Mary i dzieckiem, a czasu ju� zosta�o niewiele. Jazda poci�giem do Melbourne trwa�a nieca�� godzin�. Z dworca Peter wyszed� na przystanek tramwajowy. Tramwaj szcz�kaj�c p�dzi� bez �adnych przeszk�d przez miasto, w kt�rym poza tym nie by�o ruchu ko�owego, wi�c Peter prawie zaraz wysiad� w dzielnicy, gdzie koncentrowa� si� dawniej handel samochodami. Sklepy przewa�nie by�y zamkni�te, je�li nie przej�y ich nieliczne wi�ksze firmy, pr�buj�ce jeszcze sprzedawa� bezu�yteczny, zape�niaj�cy wystawy towar. Spacerowa� przez jaki� czas w poszukiwaniu dw�ch lekkich k� motocyklowych w dobrym stanie i w ko�cu kupi� je, wprawdzie tej samej wielko�ci, ale wyprodukowane przez dwie r�ne fabryki, co komplikowa�o spraw� osi; mia� nadziej�, �e z tym sobie poradzi jedyny mechanik pozosta�y w warsztacie samochodowym w Falmouth. Zn�w wsiad� do tramwaju i z ko�ami zwi�zanymi sznurem pojecha� do ministerstwa. W sekretariacie admira�a zameldowa� si� sekretarzowi. Ten m�ody porucznik-skarbnik ju� go zna�. - Dzie� dobry, panie poruczniku - powiedzia� - admira� ma pa�sk� nominacj� na biurku. Chce wr�czy� j� panu osobi�cie. Zamelduj�, �e pan ju� przyszed�. Peter uni�s� brwi. Wyda�o mu si� to niezwyk�e, no ale w tej skarla�ej marynarce wojennej wszystko zaczyna�o by� jakie� udziwnione. Po�o�y� ko�a na biurku skarbnika, troch� niespokojnie obci�gn�� mundur, zdj�� nitk� z klapy, wsun�� czapk� pod pach�. - Admira� prosi pana, panie poruczniku. Wmaszerowa� do gabinetu i stan�� na baczno��. Admira� siedz�c przy biurku odpowiedzia� skinieniem g�owy. - Dzie� dobry, poruczniku. Spocznij. Niech pan usi�dzie. Peter usiad� na krze�le przed biurkiem. Admira� pochyli� si� ku niemu, pocz�stowa� go papierosem ze swojej papiero�nicy i podsun�� mu p�omyk zapalniczki. - Od pewnego czasu nie ma pan zaj�cia. Tak jest, panie admirale. Admira� sam zapali� papierosa. - No, mam przydzia� dla pana na okr�t. Niestety, nie mog� da� panu dow�dztwa i nie mog� nawet odkomenderowa� pana na kt�ry� z naszych okr�t�w. Mianuj� pana oficerem ��cznikowym na okr�cie podwodnym Stan�w Zjednoczonych "Skorpion". - Spojrza� bystro na porucznika. - O ile wiem, zna pan ju� kapitana Towersa. - Tak jest, panie admirale. Z kapitanem okr�tu podwodnego "Skorpion" Peter w ci�gu ostatnich miesi�cy zetkn�� si� par� razy. By� to spokojny, cichy cz�owiek mniej wi�cej trzydziestopi�cioletni, pochodz�cy, o czym �wiadczy� jego akcent, prawdopodobnie z Nowej Anglii. Znany te� by� Peterowi raport tego Amerykanina z czas�w wojny. Kiedy wojna si� zacz�a, "Skorpion", okr�t podwodny o nap�dzie atomowym, patrolowa� obszar pomi�dzy Kiska i Midway; kapitan w my�l zapiecz�towanego rozkazu, kt�ry otworzy� na dany sygna�, skierowa� si� pod wod� z pe�n� szybko�ci� w stron� Manili. Czwartego dnia gdzie� na p�noc od Iwo Jima, dokonuj�c z g��boko�ci peryskopowej - jak zwykle przy ka�dej wachcie w godzinach dnia - inspekcji pustego morza, stwierdzi�, �e widoczno�� jest dziwnie s�aba, wszystko jak gdyby przys�oni�te kurzem; zobaczy� te�, �e detektor na g�owicy peryskopu wskazuje wysoki poziom promieniowania radioaktywnego. Usi�owa� przekaza� meldunek o tym do Pearl Harbour, ale bez skutku; promieniowanie wzrasta�o w miar�, jak zbli�a� si� do Filipin. Tej�e nocy nawi�za� ��czno�� z Dutch Harbour i szyfrem przekaza� meldunek do swego admira�a, dowiedzia� si� jednak, �e przekazywanie wiadomo�ci jest bardzo utrudnione i odpowiedzi �adnej nie otrzyma�. W nast�pn� noc nie zdo�a� ju� nawi�za� ��czno�ci z Dutch Harbour. Wykonuj�c dalej swoje zadanie, wzi�� kurs okr�ny, na p�noc od Luzon. W cie�ninie Balintang stwierdzi�, �e py�u radioaktywnego jest bardzo wiele i �e radioaktywno�� znacznie przekracza stopie�, w kt�rym zaczyna by� niebezpieczna dla �ycia ludzkiego, przy czym si�a wiatru wynosi�a cztery do pi�ciu. Si�dmego dnia wojny z w�d zatoki patrzy� przez peryskop na Manil�, wci�� jeszcze nie maj�c �adnych rozkaz�w. Ska�enie powietrza by�o tu ni�sze, nadal jednak zab�jcze; nie kwapi� si� wi�c ani do wynurzenia, ani do wyj�cia na pomost nawigacyjny. Widoczno�� by�a niez�a; przez peryskop widzia� ca�un dymu nad miastem, z czego wyci�gn�� wniosek, �e nie dawniej ni� par� dni temu musia�a tu nast�pi� co najmniej jedna eksplozja nuklearna. Na oddalonym o pi�� mil wybrze�u nie zobaczy� �adnego ruchu. Posuwaj�c si� w stron� l�du g��wnym kana�em, kt�rego g��boko��, jak wynika�o z mapy, dochodzi�a do dwunastu s��ni, niespodziewanie osiad� na mieli�nie na g��boko�ci peryskopowej; potwierdzi�o to jego wniosek. Wyt�oczy� wod� z balast�w, wydosta� si� bez trudu i zawr�ci� na pe�ne morze. Owej nocy nie uda�o mu si� nawi�za� ��czno�ci z �adn� radiostacj� ameryka�sk�, z �adnym okr�tem, kt�ry m�g�by retransmitowa� jego sygna�. Wyt�aczaj�c wod� z balast�w zu�y� wiele spr�onego powietrza, a �wie�ego w tych ska�onych okolicach wola� nie nabiera�. �smy ju� dzie� okr�t p�yn�� pod wod�; za�oga by�a nadal w niez�ej formie, ale wskutek niepokoju o rodziny w kraju zaczyna�y pojawia� si� stany nerwicowe. Nawi�za� ��czno�� z australijsk� radiostacj� w Port Moresby na Nowej Gwinei; powiedziano mu, �e warunki tam s� normalne, nie da si� jednak retransmitowa� jego sygna��w. Uzna�, �e najlepiej b�dzie wzi�� kurs na po�udnie. Okr��y� Luzon od p�nocy i skierowa� si� na wyspy Yap, gdzie by�y stacje kablowe pod kontrol� Stan�w Zjednoczonych. Dotar� tam w trzy dni p�niej. Stwierdzaj�c, �e stopie� radioaktywno�ci jest niski, w�a�ciwie normalny, wynurzy� si� na powierzchni� spokojnego morza, przewietrzy� okr�t, wype�ni� zbiorniki i partiami zacz�� wypuszcza� za�og� na mostek. Z ulg� zobaczy� jaki� kr��ownik ameryka�ski. Z kr��ownika wskazano mu miejsce do zakotwiczenia i wys�ano szalup�; dobi� tam, ca�� za�og� wypu�ci� na pok�ad i szalup� podp�yn�� do kr��ownika, �eby odda� si� pod dow�dztwo kapitana, niejakiego Shawa. Od niego us�ysza� po raz pierwszy o wojnie chi�sko-rosyjskiej, kt�ra wybuch�a w nast�pstwie wojny pomi�dzy Rosj� i NATO, b�d�cej rezultatem wojny izraelsko-arabskiej rozpocz�tej przez Albani�. Dowiedzia� si�, �e zar�wno Rosjanie, jak Chi�czycy u�yli bomb kobaltowych; wiadomo�ci te nadesz�y okr�n� drog� z Australii, retransmitowane z Kenii. Kr��ownik czeka� w Yap na zapowiedziane przybycie jakiego� tankowca Stan�w Zjednoczonych; czeka� ju� od tygodnia, przez pi�� ostatnich dni nie mog�c nawi�za� �adnej ��czno�ci ze Stanami Zjednoczonymi. Kapitan Shaw mia� akurat dosy� paliwa, �eby przy najoszcz�dniejszej szybko�ci doprowadzi� okr�t do Brisbane, ale ju� nie dalej. Kapitan Towers pozosta� w Yap sze�� dni, w ci�gu kt�rych wiadomo�ci nadchodzi�y coraz gorsze, jakkolwiek sk�pe. Nie by�o ��czno�ci z �adn� radiostacj� w Stanach Zjednoczonych i w Europie, ale przez dwa dni udawa�o si� jeszcze odbiera� dzienniki radiowe z Mexico City; komunikaty te by�y tragiczne. Potem radiostacja w Mexico City ucich�a i mogli s�ysze� tylko Panam�, Bogot� i Valparaiso, gdzie w�a�ciwie wcale nie wiedziano, co si� dzieje na p�nocnym kontynencie. Nawi�zali ��czno�� z kilkoma okr�tami Marynarki Wojennej Stan�w Zjednoczonych na po�udniowym Pacyfiku, z kt�rych wi�kszo�� te� zosta�a bez paliwa. Kapitan kr��ownika w Yap okaza� si� oficerem najstarszym spo�r�d kapitan�w tych wszystkich okr�t�w; on zadecydowa�, �e trzeba przeprowadzi� resztk� floty Stan�w Zjednoczonych na wody Australii i odda� j� pod dow�dztwo australijskie. Zasygnalizowa�, �e maj� si� wszyscy spotka� w Brisbane. Zebra�o si� tam po dw�ch tygodniach jedena�cie okr�t�w Marynarki Wojennej Stan�w Zjednoczonych, bez paliwa i z bardzo znikom� nadziej�, �e je uzyskaj�. To dzia�o si� przed rokiem; teraz jeszcze tam czeka�y. Nap�d nuklearny niezb�dny dla okr�tu podwodnego "Skorpion", na razie w Australii nieosi�galny, mo�na by�o jednak przygotowa�. Jak si� okaza�o, tylko ten jeden okr�t na wodach australijskich przedstawia� sob� warto�� operatywn�, wi�c wys�ano go do stoczni marynarki wojennej w najbli�szym porcie ministerstwa, Williamstown pod Melbourne. By� to w istocie jedyny w Australii okr�t wart, �eby si� nim zaj��. D�ugo sta� bezczynnie, gdy przygotowywano nap�d atomowy, a� w ko�cu p� roku temu przywr�cono mu pe�n� sprawno��. Pop�yn�� do Rio de Janeiro z dostawami paliwa dla jakiego� innego ameryka�skiego okr�tu podwodnego, kt�ry si� tam schroni�, po czym wr�ci� do Melbourne w stanie wymagaj�cym do�� du�ego remontu w stoczni. Tyle Peter Holmes wiedzia� o kapitanie Towersie z Marynarki Wojennej Stan�w Zjednoczonych i teraz w gabinecie admira�a szybko to sobie przypomnia�. Zaproponowane mu stanowisko by�o czym� nowym; sw�j rejs po wodach Ameryki Po�udniowej "Skorpion" odbywa� bez �adnego oficera ��cznikowego z Australii. Przej�ty trosk� o Mary i ma�� c�reczk�, Peter zapyta�: - Na d�ugo jestem tam przydzielony, panie admirale? Admira� wzruszy� ramionami. - Na rok, powiedzmy. Wydaje mi si�, �e to ju� ostatnie pana stanowisko, Holmes. M�ody cz�owiek powiedzia�: - Wiem, panie admirale. Bardzo jestem wdzi�czny za t� sposobno��. - I po chwili wahania: - Czy przez ca�y czas okr�t b�dzie na morzu? Mam �on� i dziecko. �ycie teraz nie�atwe w por�wnaniu z tym, jakie by�o dawniej, wi�c mo�e by� dosy� ci�ko kobiecie samej w domu. i niedu�o ju� przed nami. Admira� skin�� g�ow�. - Wszyscy jedziemy na tym samym w�zku, oczywi�cie. Dlatego w�a�nie chcia�em si� z panem zobaczy� przed odkomenderowaniem na to stanowisko. Nie b�d� mia� za z�e, je�li pan poprosi, �ebym pana z tego zwolni�, ale w takim wypadku nie mog� robi� panu nadziei na perspektyw� dalszego zatrudnienia. Je�li chodzi o czas pobytu na morzu, remont sko�czy si�... - rzuci� okiem na kalendarz - czwartego, to jest za tydzie�... i wtedy okr�t pop�ynie do Cairns, Port Moresby i Port Darwin, �eby wr�ci� do Williamstown z meldunkiem o tamtejszych warunkach. Kapitan Towers wyliczy�, �e ten rejs potrwa jedena�cie dni. Potem planujemy rejs d�u�szy, mniej wi�cej dwumiesi�czny. - Czy b�dzie jaka� przerwa mi�dzy tymi dwoma rejsami, panie admirale? - My�l�, �e okr�t pozostanie w stoczni chyba ze dwa tygodnie. - I po tym drugim rejsie ju� nic w programie? - Na razie nic. M�ody oficer siedzia� przez chwil� rozmy�laj�c o k�opotach, jakie czekaj� Mary: o za�atwianiu sprawunk�w, ewentualnych dolegliwo�ciach c�reczki, dostawach mleka. Teraz jest ciep�o, nie trzeba r�ba� drzewa na opa�. Je�eli drugi rejs zacznie si� w po�owie lutego, to on wr�ci do domu w po�owie kwietnia, zanim zrobi si� zimno. Gdyby ten rejs potrwa� d�u�ej, mo�e farmer b�dzie zaopatrywa� Mary w drzewo... skoro ju� dostanie ko�a do przyczepki. Wi�c mo�na �mia�o odjecha�, o ile sytuacja si� nie pogorszy. Gdyby jednak zabrak�o pr�du elektrycznego albo gdyby ska�enie radioaktywne rozszerzy�o si� na po�udnie wcze�niej, ni� ci znawcy przewiduj�... Odp�dzi� t� my�l od siebie. Wiedzia�, �e Mary by�aby w�ciek�a, gdyby nie przyj�� tej propozycji i zrezygnowa� z kariery. Bo Mary jest c�rk� oficera marynarki, urodzon� i wychowan� w Southsea na po�udniu Anglii; pozna� j� na balu na pok�adzie "Niestrudzonego", gdy odbywa� s�u�b� na morzu. Mary z pewno�ci� by wola�a, �eby nie rezygnowa� z tego stanowiska... Podni�s� wzrok. - Mog� pop�yn�� na oba te rejsy, panie admirale - o�wiadczy�. - Czy po nich mo�na by na nowo rozwa�y� t� spraw�? To znaczy... chc� przez to powiedzie�, �e nie�atwo uk�ada� plany naprz�d... w domu... kiedy to si� do nas tak zbli�a. Admira� zastanowi� si�. W tych okoliczno�ciach pro�ba rozs�dna ze strony cz�owieka �onatego od niedawna, maj�cego ma�e dziecko. Przypadek bez precedensu, gdy� stanowisk dla oficer�w jest teraz bardzo ma�o, no, ale raczej by�o do przewidzenia, �e ten oficer nie zgodzi si� pe�ni� s�u�by na wodach pozaaustralijskich w ostatnich miesi�cach przed... Skin�� g�ow�: To mog� zrobi� dla pana, Holmes - powiedzia�. - Przydzielam panu stanowisko na pi�� miesi�cy, do trzydziestego pierwszego maja. Po powrocie z drugiego rejsu zamelduje si� pan u mnie. - Rozkaz, panie admirale. - Na "Skorpiona" zg�osi si� pan we wtorek, w dzie� Nowego Roku. Je�li pan zaczeka pi�tna�cie minut w sekretariacie, dostanie pan list do kapitana. Ten okr�t jest w Williamstown przy lotniskowcu "Sydney", kt�ry jest teraz jego okr�tem-matk�. - Wiem, panie admirale. Admira� wsta�. - Dobrze, poruczniku. - Wyci�gn�� r�k�. - Powodzenia na stanowisku. U�cisn�li sobie d�onie. - Dzi�kuj�, panie admirale - rzek� Peter - �e pomy�la� pan o mnie. - Wychodz�c z gabinetu zatrzyma� si� przed drzwiami. - Mo�e kapitan Towers jest dzisiaj na pok�adzie? - zapyta�. - Skoro ju� przyjecha�em do miasta, m�g�bym tam skoczy� i pokaza� mu si�, i mo�e obejrze� ten okr�t. Wola�bym to zrobi�, zanim zg�osz� si� oficjalnie. - O ile wiem, jest tam - powiedzia� admira�. - Mo�na zatelefonowa� na lotniskowiec... niech pan poprosi mojego sekretarza. - Zerkn�� na zegarek. - Sprzed g��wnej bramy o p� do dwunastej odje�d�a nasz autobus. Jeszcze pan zd��y go z�apa�. W dwadzie�cia minut p�niej Peter Holmes siedzia� przy kierowcy w ci�ar�wce elektrycznej, kt�ra pe�ni�a rol� autobusu, regularnie kursuj�cego do Williamstown i z powrotem, bardzo chy�a na tych pustych miejskich jezdniach. Dawniej przywo�ono ni� towary jednego z wielkich sklep�w w Melbourne: po wojnie zosta�a zarekwirowana i pomalowana na wojskowy kolor ochronny. Nie napotykaj�c �adnych przeszk�d wobec zupe�nego braku ruchu ko�owego, robi�a dwadzie�cia mil na godzin�. Dojecha�a do stoczni w po�udnie i Peter poszed� na molo, tam gdzie sta� unieruchomiony lotniskowiec "Sydney". Wkroczy� na pok�ad i skierowa� si� do pomieszcze� oficerskich. Ze dwunastu oficer�w zasta� w wielkiej mesie; sze�ciu z nich mia�o ameryka�skie mundury robocze z gabardyny koloru khaki. Kapitan "Skorpiona" te� tam by�; z u�miechem ruszy� na powitanie Petera. - No, poruczniku. Bardzo si� ciesz�, �e pan przyjecha�. - Spodziewa�em si�, panie kapitanie, �e nie b�dzie pan mia� nic przeciwko temu. Otrzyma�em rozkaz zg�oszenia si� we wtorek. Ale poniewa� by�em w ministerstwie, przysz�o mi na my�l, �e mo�e nie b�d� przeszkadza�, je�eli przyjad� do was zje�� obiad i rozejrze� si� po pa�skim okr�cie. - Bardzo prosz� - rzek� kapitan Towers. - Z rado�ci� dowiedzia�em si� od admira�a Grimwade'a, �e przydziela do nas pana. Chcia�bym, �eby pozna� pan naszych oficer�w. - Odwr�ci� si� do Amerykan�w. - M�j zast�pca, pan Farrell, i m�j in�ynier, pan Lundgren. - U�miechn�� si�. - Tylko wysoko kwalifikowani in�ynierowie mog� dawa� sobie rad� z naszymi silnikami. To jest pan Benson, pan O'Doherty i pan Hirsch. - M�odzi oficerowie uk�onili si� do�� niezgrabnie. Kapitan zapyta� Petera: - Napije si� pan przed obiadem, poruczniku? Australijczyk odpowiedzia�: - Och... dzi�kuj�, bardzo ch�tnie. Prosz� o gin z angielsk� gorzk�. Ilu oficer�w ma pan na "Skorpionie", panie kapitanie? Naciskaj�c guzik dzwonka, kapitan poinformowa�: - Jedenastu, wszystkich razem. To oczywi�cie okr�t podwodny, co si� zowie; i mamy czterech mechanik�w. - Musi by� du�o miejsca na kwatery. Troch� nam ciasno, kiedy siedzimy wszyscy razem, ale w okr�tach podwodnych cz�sto tak bywa. Dla pana jednak, poruczniku, jaka� koja si� znajdzie. - Ca�a dla mnie, czy b�d� mia� wsp�lnika? - z u�miechem zapyta� Peter. Kapitana nieco zgorszy�o to przypuszczenie. - No, jak�e�? Ka�dy oficer, ka�dy marynarz na "Skorpionie" ma miejsce wy��cznie dla siebie. Wezwany dzwonkiem zjawi� si� steward. Kapitan poleci�: - Jeden gin z angielsk� gorzk� i sze�� oran�ad. Peter, zak�opotany, mia� ch�� kopn�� si� za sw�j nietakt. Zatrzyma� stewarda. - U was na okr�tach si� nie pije, panie kapitanie? - Nie. Wuj Sam tego nie lubi. Ale bardzo prosz�. To przecie� jest okr�t brytyjski. - Wola�bym si� zastosowa�, je�eli pan pozwoli - rzek� Peter i zwr�ci� si� do stewarda: - Siedem oran�ad. - Jak siedem, to siedem - potwierdzi� kapitan niedbale. Steward odszed�. - W niekt�rych marynarkach wojennych pij�, w innych nie pij� - zauwa�y� kapitan. - Ale nie wydaje mi si�, �eby to mia�o jakikolwiek wp�yw na wynik ostateczny. Zjedli obiad na lotniskowcu - dwunastu oficer�w przy ko�cu jednego z d�ugich pustych sto��w. Potem zeszli do przycumowanego "Skorpiona". By� to najwi�kszy okr�t podwodny, jaki Peter Holmes dotychczas widzia� � okr�t o wyporno�ci oko�o sze�ciu tysi�cy ton, z turbinami o nap�dzie atomowym i mocy znacznie powy�ej dziesi�ciu tysi�cy koni mechanicznych. Za�oga, opr�cz jedenastu oficer�w, liczy�a prawie siedemdziesi�ciu podoficer�w i marynarzy. Wszyscy jadali i sypiali w�r�d labirynt�w rur i kabli, jak zawsze na �odziach podwodnych, ale ta by�a wyj�tkowo dobrze wyposa�ona, z uwzgl�dnieniem warunk�w tropikalnych: mia�a odpowiednie urz�dzenia klimatyzacyjne i bardzo du�� ch�odni�. Peter Holmes, kt�ry nigdy jeszcze nie p�ywa� na okr�tach podwodnych, nie potrafi� oceni� zalet technicznych "Skorpiona", ale kapitan zwr�ci� mu uwag� na prosty mechanizm przyrz�d�w do sterowania i stosunkowo du�� zwrotno��, pomimo znacznej d�ugo�ci kad�uba. Wi�kszo�� uzbrojenia usuni�to w czasie remontu, pozostawiaj�c tylko dwie wyrzutnie torped. Dzi�ki temu zrobi�o si� wi�cej miejsca na kwatery i w maszynowni, po usuni�ciu wyrzutni i torped z rufy warunki pracy mechanik�w znacznie si� poprawi�y. W tej cz�ci okr�tu Peter sp�dzi� ca�� godzin� z in�ynierem, porucznikiem Lundgrenem. Po raz pierwszy znalaz� si� na okr�cie o nap�dzie atomowym, wi�c niejedno z licznych urz�dze� ochronnych by�o dla niego nowo�ci�. Potrzebowa� te� sporo czasu na to, by zrozumie� system kr��enia ciek�ego sodu, pobieraj�cego ciep�o z reaktora, system r�nych wymiennik�w cieplnych i cykliczny system doprowadzania helu do dw�ch bli�niaczych szybkoobrotowych turbin, kt�re porusza�y okr�t za pomoc� olbrzymich reduktor�w, znacznie wi�kszych i bardziej czu�ych ni� wszystkie inne elementy tego urz�dzenia nap�dowego. W ko�cu wr�ci� do malutkiej kajuty kapitana. Kapitan zadzwoni� na swego kolorowego stewarda, poleci� przynie�� dwie kawy i opu�ci� dla Petera sk�adane siedzenie. - Dobrze pan si� przyjrza� silnikom? - zapyta�. Australijczyk przytakn��. - Nie jestem in�ynierem - powiedzia�. - To na og� wykracza poza moj� zdolno�� pojmowania, ale jest bardzo ciekawe. Du�o one panu sprawiaj� k�opotu? - Jak dot�d pracuj� bez uchybie�. Niewiele mo�na poradzi� na morzu, kiedy zaczynaj� szwankowa�. Mo�na tylko mie� nadziej�, �e nie przestan� si� kr�ci�. Steward poda� kaw�. Zacz�li popija� w milczeniu. - Dosta�em rozkaz zameldowania si� u pana we wtorek - rzek� po chwili Peter. - O kt�rej godzinie mam tu by�, panie kapitanie? - Wyp�ywamy we wtorek na pr�b� - powiedzia� kapitan. - Albo mo�e w �rod�, ale nie s�dz�, bo to ju� by�oby do�� p�no. W poniedzia�ek �adujemy zapasy i za�oga wchodzi na pok�ad. - Wi�c mo�e lepiej, �ebym zameldowa� si� w poniedzia�ek - podsun�� Australijczyk. - Przed po�udniem. - Mo�e i lepiej - zgodzi� si� kapitan. - Chyba jednak wyp�yniemy we wtorek w po�udnie. Powiedzia�em admira�owi, �e chcia�bym dla zaprawy odby� kr�tki rejs po Cie�ninie Bassa i wr�ci�, powiedzmy, w pi�tek w stanie gotowo�ci operacyjnej. Wi�c gdyby m�g� pan by� na pok�adzie w poniedzia�ek przed po�udniem, bardzo by mi to odpowiada�o. - Nie przyda�bym si� panu do czego� jeszcze przed poniedzia�kiem? Przyjecha�bym w sobot�, je�eli m�g�bym w czym� pom�c... - Serdecznie dzi�kuj�, poruczniku, ale to niepotrzebne. Po�owa za�ogi ju� na urlopie, drug� po�ow� wypuszczam na sobot� i niedziel� za przepustkami jutro w po�udnie. Nie b�dzie tu nikogo opr�cz jednego oficera i sze�ciu marynarzy na wachcie. Tak. W poniedzia�ek przed po�udniem wystarczy. - Spojrza� badawczo na Petera. - Nikt panu nie m�wi�, co w�a�ciwie mamy robi�? Australijczyk zdumia� si� ogromnie. - Panu nie powiedziano, panie kapitanie? Amerykanin parskn�� �miechem. - Ani s�owa. Mam wra�enie, �e ostatnim cz�owiekiem, kt�ry dowiaduje si� tre�ci rozkazu, jest kapitan. - Admira� wezwa� mnie w, sprawie tego mojego stanowiska - rzek� Peter. - M�wi�, �e to ma by� rejs do Cairns, Port Moresby i Port Darwin, kt�ry potrwa jedena�cie dni. - Wasz kapitan Nixon z departamentu operacji pyta� mnie, jak d�ugo to potrwa - zauwa�y� kapitan. - Ale �adnego rozkazu jeszcze nie dosta�em. - Admira� m�wi� dzi�, �e po tym rejsie b�dzie drugi, znacznie d�u�szy, kt�ry potrwa oko�o dw�ch miesi�cy. Kapitan Towers znieruchomia� z fili�ank� w r�ce. - To dla mnie co� nowego - powiedzia�. - Czy m�wi� te�, dok�d? Peter potrz�sn�� g�ow�. - Tylko tyle, �e to potrwa oko�o dw�ch miesi�cy. Zapanowa�o milczenie. Po chwili Amerykanin u�miechn�� si�. - My�l�, �e gdyby tu kto� zajrza� o p�nocy, zobaczy�by, jak na t� map� nanosz� swoje przypuszczenia. Dzi� i jutro, i pojutrze. Australijczyk uzna�, �e wypada nada� rozmowie ton l�ejszy. - Nie wyje�d�a pan na weekend? - zapyta�. - Nie - odrzek� kapitan. - B�d� siedzia� tutaj. Mo�e tylko na par� godzin wybior� si� do miasta, do kina. Wydawa�o si�, �e tego rodzaju plan na weekend, gdy si� jest cudzoziemcem w obcym kraju, daleko od ojczyzny, mo�e wp�dzi� ka�dego w ci�k� melancholi�. - Nie zechcia�by pan przyjecha� do Falmouth na dwie doby, panie kapitanie? Mamy pok�j go�cinny. Kiedy jest taka �adna pogoda, sp�dzamy czas przewa�nie w klubie �eglarskim, p�ywamy, �eglujemy. Moja �ona si� ucieszy, je�eli pan przyjedzie. - Bardzo to mi�o z pana strony - rzek� kapitan w zadumie. Wypi� jeszcze jedn� fili�ank� kawy, rozwa�aj�c to zaproszenie. Ludzie z p�kuli p�nocnej rzadko teraz czuli si� dobrze w�r�d ludzi z p�kuli po�udniowej. Zbyt wiele ich dzieli�o po prze�yciu w tak r�ny spos�b tej wojny. Niezno�na lito�� wytwarza�a nieprzebyt� barier�. Zna� to dobrze. Co wi�cej, wiedzia�, �e i ten Australijczyk, chocia� go zaprosi�, zdaje sobie z tego spraw�. Chcia� jednak lepiej pozna� Petera Holmesa. Skoro odt�d z dow�dztwem marynarki wojennej b�dzie komunikowa� si� za po�rednictwem tego oficera ��cznikowego, nie zaszkodzi wiedzie�, co to za cz�owiek; ten wzgl�d przemawia za odwiedzinami w domu. I taka zmiana b�dzie chyba pewnym odpr�eniem po tej n�dznej bezczynno�ci, kt�ra n�ka go od kilku miesi�cy; jakkolwiek mu b�dzie u tych ludzi nieswojo, mo�e to lepsze ni� koniec tygodnia w�r�d rezonuj�cych echem �cian pustego lotniskowca w towarzystwie jedynie w�asnych my�li i wspomnie�. U�miechn�� si� blado, odstawiaj�c fili�ank�. Chocia� g�upawe to odwiedziny, jeszcze bardziej g�upawo by�oby odrzuci� t� pe�n� dobrych intencji propozycj�. - Ale czy na pewno nie sprawi to k�opotu pa�skiej �onie? - zapyta�. - Przecie� w domu jest ma�e dziecko. Peter potrz�sn�� g�ow�. - B�dzie jej przyjemnie - powiedzia�. - Jaka� rozmaito�� dla niej. Ona teraz, w tej obecnej sytuacji, nie widuje cz�sto nowych twarzy. Dziecko, oczywi�cie, te� kr�puje. - Z przyjemno�ci� przyjad� na jeden dzie� - rzek� Amerykanin. - Jutro musz� by� tutaj, ale ch�tnie bym pop�ywa� w sobot�. Odpowiada�oby pa�stwu, gdybym przyjecha� poci�giem w sobot� rano? Z tym �e musz� wr�ci� w niedziel�. - Wyjad� po pana na stacj�. Om�wili rozk�ad poci�g�w. P�niej Peter zapyta�: - Je�dzi pan na rowerze? - Kapitan przytakn��. - Wi�c zabior� ze sob� drugi rower. Od stacji do nas dwie mile. Kapitan powiedzia�: - Doskonale. Czerwony Oldsmobile by� ju� rozwiewaj�cym si� snem. Zaledwie przed pi�tnastoma miesi�cami kapitan Towers siedzia� w nim przy kierownicy jad�c na lotnisko, a teraz niemal nie m�g� sobie przypomnie�, jak wygl�da�a tablica rozdzielcza, z kt�rej strony mia� d�wigni� do przesuwania siedzenia. Przypuszcza�, �e ten samoch�d wci�� jeszcze stoi w gara�u przy jego domu w stanie Connecticut, nienaruszony, by� mo�e, razem z tym wszystkim, o czym ju� nauczy� si� nie my�le�. Trzeba �y� w nowym �wiecie, w miar� mo�no�ci zapomnie� o �wiecie dawnym; teraz s� rowery na stacji kolejowej w Australii. Peter wyszed� z lotniskowca do�� wcze�nie, �eby odjecha� z Williamstown t� ci�ar�wk�, kursuj�c� pomi�dzy stoczni� i Ministerstwem Marynarki Wojennej; wr�ci� do ministerstwa, zabra� pismo ze swoj� nominacj� i ko�a dla farmera, po czym tramwajem pojecha� na dworzec. Wysiad� z poci�gu w Falmouth przed godzin� sz�st�, zawiesi� w spos�b jak najbardziej dla siebie niewygodny, oba ko�a na kierownicy roweru i mozolnie, ci�ko popeda�owa� pod g�r� do domu. Gdy dotar� tam w p� godziny p�niej, poc�c si� obficie, bo upa� wci�� by� niemi�osierny, Mary, ch�odna i �wie�a w letniej sukience w�r�d orze�wiaj�cego szmeru wody z gumowego w�a, polewa�a trawnik. Wybieg�a mu naprzeciw. - Och, Peter, tak si� zgrza�e�! - wykrzykn�a. - Widz�, �e dosta�e� te ko�a. - Owszem. Przykro mi, �e nie zd��y�em przyjecha� na pla��. - Domy�li�am si�, �e ci� zatrzymali. Wr�ci�y�my do domu oko�o p� do sz�stej. Co z twoj� nominacj�? - To d�uga historia - odpowiedzia�. Wci�gn�� rower i ko�a na werand�. - Opowiem ci, ale przedtem chcia�bym p�j�� pod prysznic. - Dobrze czy �le? - zapyta�a. - Dobrze - odpowiedzia�. - Na morzu do kwietnia. Potem ju� nic. - Peter - ucieszy�a si�. - To wr�cz wspaniale. We� pr�dko ten prysznic, och�od� si� i wszystko mi opowiedz. Wynios� le�aki. I jest butelka piwa w lod�wce. Po pi�tnastu minutach ju� od�wie�ony, w sportowej koszuli z rozpi�tym ko�nierzem, usiad� w cieniu i popijaj�c ch�odne piwo opowiedzia� jej wszystko po kolei. Na zako�czenie zapyta�: - Czy ty w og�le zetkn�a� si� ju� gdzie� z kapitanem Towersem? - Ja nie - odrzek�a potrz�saj�c g�ow�. - Jane Freeman pozna�a ich wszystkich w czasie tej zabawy na "Sydney". Powiedzia�a, �e on jest do�� sympatyczny. Ale jak ci b�dzie pod jego rozkazami? - Dobrze chyba - odrzek�. - Facet zna si� na rzeczy. Z pocz�tku b�dzie mi troch� nijako na ameryka�skim okr�cie. Ale musz� przyzna�, �e mi si� spodobali. - Parskn�� �miechem. - Od razu si� narazi�em, bo poprosi�em o gin zakropiony gorzk�. - Opowiedzia� jej o tym. Przytakn�a. - To w�a�nie m�wi�a Jane. Oni pij� na l�dzie, ale nigdy na okr�cie. Chyba w og�le nie pij� w mundurach. Mieli tam jaki� cocktail owocowy, soczek w sumie raczej sm�tny. A wszyscy inni upijali si�, �e ojej. - Zaprosi�em go na weekend - oznajmi�. - Przyjedzie w sobot� rano. Patrzy�a przera�ona. - On? Kapitan Towers? - Wypada�o mi go zaprosi�. B�dzie czu� si� u nas dobrze. - Och, Peter, na pewno nie. Oni nigdy nie czuj� si� dobrze. To zbyt bolesne dla nich... bywanie w domach rodzinnych. Spr�bowa� j� uspokoi�. - Ten nie jest taki. Znacznie starszy przede wszystkim. Naprawd�, b�dzie czu� si� zupe�nie dobrze. Tak samo my�la�e� o tym dow�dcy eskadry RAF - odparowa�a. - No, wiesz... ju� nie pami�tam, jak si� nazywa�. Ten, kt�ry p�aka�. Nie lubi�, gdy przypomina�a mu tamten wiecz�r. - Wiem, �e to ci�kie dla nich - powiedzia�. - Tak wchodzi� do cudzego domu, gdzie jest dziecko i wszystko. Ale naprawd� z tym facetem b�dzie inaczej. Chc�c nie chc�c, ust�pi�a. - D�ugo on u nas zostanie? - Tylko przez jedn� noc. M�wi�, �e musi wr�ci� na "Skorpiona" w niedziel�. - Je�eli to tylko jedna noc, nie powinno by� tak fatalnie... - Ze zmarszczonymi brwiami zastanawia�a si� przez chwil�. - Grunt to znale�� mu mn�stwo do roboty. �eby przez ca�y czas by� zaj�ty. Nie mo�e by� momentu nudy. To by� w�a�nie nasz b��d wobec tamtego go�cia z RAF-u. Co ten lubi robi�? - P�ywa� - powiedzia� jej. - Chce sobie pop�ywa�. - A �eglarstwo? W sobot� s� wy�cigi. - Nie pyta�em go. Przypuszczam, �e to tak�e lubi. Wygl�da mi na takiego. Napi�a si� piwa. - Mogliby�my zabra� go do kina - rozwa�a�a g�o�no. - Jaki film idzie? - Nie wiem. Ale to naprawd� nieistotne, bo przecie� chcemy tylko, �eby wci�� by� zaj�ty. - Mog�oby jednak by� niedobrze, gdyby to by� film o Ameryce - zwr�ci� jej uwag�. - Gdyby�my akurat trafili na jaki� nakr�cony w jego stronach rodzinnych. Zn�w popatrzy�a na niego z przera�eniem. - To by�oby straszne. Sk�d on pochodzi, Peter? Z kt�rej cz�ci Stan�w? - Nie mam poj�cia - odrzek�. - Nie pyta�em go. - O Bo�e! Cos musimy z nim robi� wieczorem, Peter. Film brytyjski by�by najbezpieczniejszy, c�, kiedy nie wiadomo, czy to w�a�nie b�dzie brytyjski. - Mogliby�my zaprosi� jeszcze par� os�b - podsun��. - Nawet trzeba, je�eli to nie film brytyjski. W ka�dym razie my�l�, �e to najlepsze wyj�cie. - Poduma�a chwil�. - On by� �onaty? - zapyta�a. - Nie wiesz? - Nie wiem. Przypuszczam, �e tak. - Moira Davidson mog�aby przyjecha�, �eby nam pom�c - duma�a dalej Mary. - Je�eli nie ma jakich� innych plan�w. - Je�eli nie b�dzie pijana - zauwa�y�. - Nie zawsze przecie� jest - rzek�a Mary. - W ka�dym razie rozrusza�aby towarzystwo. Zastanowi� si� nad tym. - Niez�y pomys� - powiedzia�. - Wyja�ni�bym jej od razu, w czym rzecz. Nie mo�e by� momentu nudy. - I po chwili doda� roztropnie: - Ani w ��ku, ani nie w ��ku. - Ona nie a� tak. Tylko stwarza pozory. U�miechn�� si� szeroko. - Niech ci b�dzie. Tego� wieczora zatelefonowali do Moiry Davidson i przedstawili jej sw�j projekt. - Peterowi wypada�o go zaprosi� - powiedzia�a Mary. - Rozumiesz, to jego nowy kapitan. Ale ty wiesz, jacy oni s� i jak si� czuj� u ludzi w domach, gdzie s� dzieci i pachn� pieluszki, i butelka z papk� stoi w rondlu z gor�c� wod�, i w og�le. Wi�c uznali�my, �e trzeba troch� posprz�ta� i pochowa� to wszystko, i postara� si�, �eby mu by�o weso�o... przez ca�y czas, rozumiesz. No, ale ja przy Jennifer niewiele mog� zdzia�a�. Wi�c czy mog�aby� przyjecha� i pom�c nam, kochanie? Niestety, to oznacza dla ciebie ��ko polowe w hallu albo na werandzie, je�eli b�dziesz wola�a. Ale to tylko na sobot� i niedziel�. Trzeba dba�, �eby on by� zaj�ty przez ca�y czas bez przerwy. Nie mo�e by� momentu nudy. W sobot� wieczorem urz�dzimy przyj�cie, �ci�gniemy kilka os�b. - Brzmi to wszystko raczej ponuro - o�wiadczy�a panna Davidson. - Powiedz, to jaki� okropny mazgaj? Zacznie mi szlocha� w obj�ciach i m�wi�, �e jestem kubek w kubek jak jego nieboszczka �ona? Niekt�rzy z nich tak robi�. - Mo�liwe, �e on te� - niepewnie rzek�a Mary. - Nie wiem, bo nawet go nie widzia�am. Poczekaj chwileczk�, zapytani Petera. - Wr�ci�a do telefonu. - Moira? Peter m�wi, �e on prawdopodobnie zacznie tob� poniewiera�, kiedy b�dzie mia� w czubie. - To ju� wol� - stwierdzi�a panna Davidson. - Dobrze, przyjad� w sobot� rano. Ach, prawda... sko�czy�am z ginem. - Sko�czy�a� z ginem? - Gin prze�era wn�trzno�ci. Przepala jelita, powoduje wrzody. Za ka�dym razem czu�am to rano. Wi�c odstawi�am gin. Pij� teraz koniak. Ze sze�� butelek, my�l�... na ten weekend. Koniaku mo�na wypi� mn�stwo. Rano w sobot� Peter Holmes popeda�owa� na rowerze do Falmouth. Z Moira spotka� si� przed stacj�. Moira Davidson, smuk�a dziewczyna o prostych jasnych w�osach i bia�ej cerze, by�a c�rk� hodowcy byd�a, w�a�ciciela niewielkiej posiad�o�ci, zwanej Harkaway w pobli�u Berwick. Zajecha�a przed stacj� bardzo eleganckim czteroko�owym w�zkiem, nabytym rok temu w jakim� sk�adzie starzyzny i za spore pieni�dze odrestaurowanym, zaprz�onym teraz w �adn�, pe�n� animuszu siw� klacz. Mia�a na sobie jaskrawoczerwone spodnie i tego samego koloru koszul�, przy czym nawet odcie� pomadki na jej ustach i lakieru na paznokciach r�k i n�g idealnie z t� czerwieni� harmonizowa�. Pomacha�a Peterowi r�k� ju� z daleka i patrzy�a, jak podchodzi do klaczy i uwi�zuje lejce lu�no przy por�czy, wzd�u� kt�rej kiedy� przesuwali si� pasa�erowie wsiadaj�c do autobus�w. - Dzie� dobry, Peter - powiedzia�a. - Facet jeszcze si� nie pokaza�? - Przyjedzie teraz tym poci�giem - odpowiedzia�. - O kt�rej wystartowa�a� z domu? - O �smej. Upiorne. - �niadanie jad�a�? Skin�a g�ow�. - Pi�am koniak. Napij� si� jeszcze, zanim zn�w wsi�d� do tej furmanki. Zaniepokoi�a go. - Nie mia�a� nic do jedzenia? - Do jedzenia? �ajka na boczku i te wszystkie paskudztwa? Ch�opaczku drogi, u Syme'�w by�a wczoraj zabawa, zemdli�oby mnie od tego. Razem poszli na peron. - O kt�rej po�o�y�a� si� spa�? - zapyta�. - Oko�o p� do trzeciej. - Nie wiem, jak ty to wytrzymujesz. Ja bym nie m�g�. - A ja mog�. Dop�ki tylko b�d� musia�a, a to przecie� nie potrwa ju� tak d�ugo. Czy nie szkoda marnowa� czasu na sen? - Roze�mia�a si� troch� piskliwie. - Po prostu nie ma. Nie odpowiedzia�, bo w�a�ciwie mia�a racj�, chocia� on podchodzi� do tego inaczej. Stali czekaj�c, dop�ki poci�g nie nadjecha� i nie wysiad� kapitan Towers. By� ubrany po cywilnemu w popielat� marynark� i p�owe drelichowe spodnie, w stylu na tyle ameryka�skim, �e wyr�nia� si� w tym t�umie. Peter Holmes przedstawi� go Moirze. Gdy ruszyli ku wyj�ciu ze stacji, Amerykanin powiedzia�: - Przez lata ca�e nie je�dzi�em na rowerze. Prawdopodobnie si� wywr�c�. - Pojedzie pan wygodniej - rzek� Peter. - Moira ma tu fur�. Tamten zmarszczy� brwi. - Nie rozumiem. - Samoch�d sportowy - wyja�ni�a dziewczyna. - Jaguar IX sto czterdzie�ci. Ptak-Piorun, jak wy to, zdaje si�, nazywacie. Nowy model o mocy tylko jednego konia, ale robi dobre osiem mil na godzin� na r�wnej drodze. Jezu, w gardle mi zasycha. Doszli do w�zka i siwej klaczy, stoj�cej mi�dzy dyszlami; Moira zacz�a odwi�zywa� lejce. Amerykanin cofn�� si� o par� krok�w, ogl�daj�c ten ekwipa� bardzo szykowny i po�yskliwy w s�o�cu. - No! - wykrzykn��. - �azika wcale, wcale, ma pani. Moira odesz�a od klaczy i wybuchn�a �miechem. - �azik. To jest w�a�ciwe okre�lenie. �azik, prawda? W porz�dku, Peter... to rzeczywi�cie �azi, ale nie ob�azi. W gara�u mamy samoch�d przyzwoity... Forda Customline, kapitanie Towers, nie wzi�am go jednak ze sob�. Jedziemy wi�c �azikiem. Niech pan wsiada, a ja b�d� dodawa� gazu, �eby panu pokaza�, jak on chodzi. - Ja mam tu rower, panie kapitanie - rzek� Peter. - Pojad� sam i spotkamy si� w domu. Kapitan Towers wsiad� do w�zka, dziewczyna usadowi�a si� obok niego; wzi�a bat w r�k� i zawr�ci�a siw�. Klacz pok�usowa�a sprzed stacji w kierunku szosy. - Jedn� rzecz musze zrobi�, zanim wyjedziemy z miasteczka - oznajmi�a Moira swemu towarzyszowi - a mianowicie napi� si�. Peter to skarb i Mary tak�e, ale oni za ma�o pij�. Mary twierdzi, �e dziecko dostaje od tego kolki. Mam nadziej�, �e to panu nie sprawi r�nicy. Pan mo�e wypi� coca-col� czy co� w tym rodzaju, je�eli pan woli. Kapitan Towers, chocia� z lekka oszo�omiony, poczu� o�ywienie. Dawno ju� nie styka� si� z takimi dziewczynami. - Napij� si� z pani� - powiedzia�. - Coca-coli po�kn��em w ci�gu ostatniego roku tyle, �e m�j okr�t m�g�by w niej p�ywa� na g��boko�ci peryskopowej. Przyda mi si� trunek. - A wi�c jest nas dwoje - zauwa�y�a. Nie bez wprawy skierowa�a sw�j zaprz�g na g��wn� ulic� miasteczka. Kilka opuszczonych samochod�w sta�o ukosem przy kraw�niku; nie ruszano ich od roku z g�r�. Tak ma�y ruch panowa� na tych jezdniach, �e nie zawadza�y, a benzyny przecie� nie by�o, �eby je odci�gn��. Podjecha�a pod hotel "Przysta�" i zeskoczy�a na chodnik; lejce przywi�za�a do zderzaka jednego z samochod�w, po czym wprowadzi�a kapitana Towersa do sali dla pa�. Zapyta�: - Co zam�wi�? - Podw�jny koniak dla mnie. - Woda? - Odrobink� i mn�stwo lodu.

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!