3960

Szczegóły
Tytuł 3960
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3960 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3960 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3960 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ZYGMUNT KACZKOWSKI OLBRACHTOWI RYCERZE POWIE�� TOM I 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 4 Sie horen nicht die folgenden Gesange, Die Seelen, denen ich die ersten sang; Zerstoben ist das freundliche Gedrange, Verklungen, ach! der erste Wiederklang. Mein Lied ertont der unbekannten Menge, Ihr Beifall selbst macht meinem Herzen bang; Und was sich sonst an meinem Lied erfreuet, Wenn es noch lebt, irrt in der Welt zerstreuet. GOETHE �Wy, kt�rym pierwsze wy�piewa�em pie�ni, O duchy dobre, dalszych nie s�yszycie; K�dy� jeste�cie bracia i r�wie�ni? W echu pobrzmiewa zapomniane �ycie. Cierpienie moje ju� si� nie rozwie�ni, Czym�e nieznani? c� po ich zachwycie? Kog� �piew skrzepi? jakich mam s�uchaczy? Zmar�ych jedynie, jedynie tu�aczy�. FAUST (DEDYKACJA), PRZEK�. E. ZEGAD�OWICZA, WADOWICE 1926, S. 8. 5 WST�P Pomi�dzy rzekami Stryjem a Dniestrem, w kraju dzi� s�awnym nieprzebranymi bogactwy olej�w skalnych, o trzy mile na przestrza� od staroruskiego miasta Drohobycza, a o sze�� mil od szczytu Bieszczad�w, w dolinie zakl�s�ej a rozramienionej pomi�dzy grzbietami g�r, stercz� szeroko porozrzucane olbrzymie skaliska, kt�re od wiek�w s� dziwowiskiem podr�nych a zarazem siedzib� potwornych poda� ludowych. Skaliska te, znane powszechnie pod nazwiskiem �Kamienia w Uryczu�, dziel� si� na dwie odr�bne gromady, nie zdradzaj�c na poz�r �adnego zwi�zku z sob�. Jedna z nich, le��ca po drugiej stronie doliny, sk�ada si� te� w istocie z kilkudziesi�ciu wi�kszych i mniejszych kamiennych bry�, poprzerastanych czarnym jod�owym lasem, leszczyn� i ja�owcami: by�o ich przed wiekami zapewne wi�cej, ale z czasem przykry�y je ziemia, mchy i dzikie krzewiny. W tej gromadzie wida� nie�ad natury, jakoby pobojowisko po jakiej� gwa�townej rewolucji �ywio��w: r�ka ludzka nie zostawi�a tam �adnego �ladu po sobie. Natomiast druga gromada, wi�cej skupiona a stercz�ca ze stoku g�ry nad bezdenn� przepa�ci� od p�nocnego wschodu, uderza na pierwszy rzut oka widokiem jakby ruin ogromnego i bardzo staro�ytnego zamczyska. Skalisty ten potw�r, pi�trz�cy si� w chmury swymi pozosta�ymi basztami, a z jednej strony jakby nad sam� paszcz� piekieln� zawieszony, w kt�rejkolwiek dnia dobie widziany, przejmuje podziwem i groz�. Tu bowiem obok olbrzymich twor�w natury, pn�cych si� w niebo z zuchwalstwem niczym nie okie�znanych �ywio��w a zarazem g��boko wbitych w wn�trzno�ci ziemi, widoczne s� �lady, �e tutaj niegdy� mieszkali ludzie. Do�� rzuci� okiem na te skaliska, a�eby dostrzec, �e kiedy�, zapewne jeszcze w wiekach zamierzch�ych, cz�owiek opanowa� t� w puszczach le�nych zatopion� dzikach zwierz�t siedzib� i prac� wielu lat i wielu tysi�cy r�k ludzkich zamieni� w zamek obronny. Albowiem na najwy�szych szczytach tych ska� wida� izby wewn�trz wykute i wschody do nich wiod�ce a opatrzone kamiennymi gankami; gdzie indziej za� wygl�daj� spod mch�w i krzewin s��niste mury z ceg�y i wapna, kt�re z wiekami tak�e zla�y si� w kamie�. Z tych ska� ogromnych, kt�re si� zwyci�sko opar�y zniszczeniu wiek�w, a wygl�daj� jak baszty lub wie�e w gruz zapad�ego zamczyska, dzisiaj jeszcze jest cztery. Dwie mniejsze, stercz�ce od p�nocy w odleg�o�ci kilkunastu st�p jedna od drugiej, sta�y widocznie swojego czasu na stra�y g��wnego wjazdu i obejmowa�y pomi�dzy sob� bram� zamkow�. Pomi�dzy nie wchodzi si� w obszerny dziedziniec, dzi� trawa i chwastem zaros�y, lecz bez w�tpienia naturaln� i jednolit� p�yt� kamienn� nakryty. Pod dziedzi�cem musi by� pr�nia, zapewne ludzkimi r�kami wykuta, nawet prawdopodobnie do dalszych prowadz�ca podziemi, bo za uderzeniem w posadzk� g�uche odzywa si� echo, powtarza si� kilkakrotnie w oddali i dopiero po chwili ucicha. W jednym rogu dziedzi�ca jest studnia w skale wykuta, dzi� zasypana gruzami. Po lewej r�ce ci�gnie si� mur skalisty, kt�rego posady wszak�e dojrze� nie mo�na, zwiesza si� bowiem nad bezdenn� przepa�ci�, kt�ra tak jest g��bok�, �e rosn�ce po jej brzegach wiekowe jod�y szczytami swymi zaledwie dosi�gaj� poziomu dziedzi�ca. Przepa�ci tej, na kt�rej dnie le�� trupy drzew przedwiekowych i olbrzymie kawa�y ska�, a na nich znowu pnie zmursza�ych jode�, jeszcze nigdy promie� s�o�ca nie przedar� i nigdy stopa ludzka nie dotkn�a. Nad ni�, w rogu dziedzi�ca, wznosi si� najwy�sza baszta zamkowa. 6 Jest to wie�a skalista, mierz�ca sto kilkadziesi�t st�p wysoko�ci, rozdwojona u szczytu i pi�trz�ca si� dwiema iglicami ku niebu. O kilkana�cie st�p poni�ej iglic znajduje si� izba w skale wykuta, opatrzona resztkami kru�ganku. Z tego kru�ganku, na kt�ry jeszcze niedawno wej�� by�o mo�na po kamiennych, chocia� ju� bardzo o�lizganych progach, r�wnie� w skale wykutych, przepyszny nawet go�emu oku przedstawia� si� widok. Obejmowa� on bowiem kilkadziesi�t mil kraju, bogatego jak r�g obfito�ci we wszystkie dary natury, p�yn�cego od wiek�w mlekiem i miodem, a przerzni�tego srebrnymi wst�gami Ty�mienicy i Stryja, �wicy i Dniestru, i wielu innych rzek mniejszych, wij�cych ci� mi�dzy t�ustymi ��kami i cienistymi d�browy. Po prawej r�ce widzia�e� miasto Stryj, �pi�ce spokojnie na rozleg�ej dolinie; przed tob� roi� si� handlowy gr�d starej Rusi Drohobycz, cokolwiek dalej na lewo gubi� si� w sinawej mgle Sambor z wspania�ymi wie�ami swoich ko�cio��w i cerkwi, z bia�ymi jak �nieg ulicami, otoczony doko�a pysznymi sadami drzew owocowych i z�otymi �anami pszenicy, a siedz�cy na brzegu uciekaj�cej przed twoim okiem r�wniny, kt�ra jest niby pierwszym kobiercem step�w podolskich, �ciel�cym si� pod nogi aposto�om ludzko�ci i o�wiaty, przybywaj�cym z zachodu... Czwarta na koniec baszta, cokolwiek ni�sza od poprzedzaj�cej a stoj�ca w rogu zachodnim, lecz tak�e niegdy� mieszkalna, dzisiaj za� w r�nych miejscach poprzerywana u szczytu, w dziwnych przedstawia si� kszta�tach, kt�re zdaj� si� by� jakoby ruchome i w wyobra�ni przybieraj� rysunek ludzkich postaci. Tak z jednej strony, gdzie ska�a chyli si� ku wschodowi, widzisz jakoby stoj�cego na jej szczycie rycerza, kt�ry na he�m i zbroj� kaptur mnisi zarzuci� i stoi tak nad przepa�ci�, jak gdyby si� w ni� chcia� rzuci�, a przed �mierci� ostatnim dumnym spojrzeniem grozi pogardzonemu przez siebie �wiatu. Z drugiej strony, gdzie ska�a si� zwiesza ku dziedzi�cowi, widzisz jakoby dziewic� z za�amanymi z rozpaczy r�kami, kt�ra chcia�aby z miejsca si� ruszy� i zst�pi� w dziedziniec � a nie mo�e, bo jest skamienia��. Kiedy warstwa mg�y bia�ej po�o�y si� na tych ruinach, co si� cz�sto zdarza w tych g�rach, tak �e tylko wierzcho�ki tych ska� nad ni� si� wznosz� i zdaj� si� wisie� w powietrzu, wtedy postacie te rysuj� si� daleko wyra�niej: natenczas i dumnie w przepa�� spogl�daj�cego rycerza, i skamienia�� w swym ruchu dziewic� wida� jakoby �ywe � i jest to widowisko wspania�e i gro�ne, przed kt�rym oczy twoje si� otwieraj� szeroko i oddech zapiera si� w piersi. Widok ten wszak�e staje si� strasznym i przejmuj�cym w�r�d jasnej nocy; natenczas bowiem postacie te maluj� si� czarno na niebios b��kicie, duch w nie wst�puje, zdaje si� rusza� na swoich kamiennych podstawach � a kiedy wyobra�nia usi�uje przeczuwa� ich my�li i czyny z tych czas�w, kiedy �y�y na ziemi, w piwnicach zamku g�uche odzywaj� si� echa, w g��biach za� tej przepa�ci, gdzie stare pnie le�� przysypane drzazgami ska�, s�ycha� szumy i j�ki przyt�umione, nikn�ce w dali, ale tak przera�liwe i takie nieziemskie, �e ktokolwiek je s�ysza�, uczu� dr�enie w g��bi swej duszy i uwierzy� powie�ci ludowej, �e tam mieszkaj� duchy pokutuj�ce. To� jeszcze nikt tam nocy nie przespa� w tych strasznych ruinach, a kto przypadkiem o zmroku si� zab��ka, �egna si� krzy�em �wi�tym, pop�dza konie i mija je jak najpr�dzej... Pomi�dzy ludem okolicznym kr��� wielorakie, lecz dziwnie zamglono i popl�tane ze sob� podania o tym starym zamczysku. Najdawniejsze z nich si�gaj� tego pomroku dziej�w, z kt�rego na podstawie jakiej� ustnej lub pisanej wie�ci o jakim� chanie lub carzyku, o niezliczonych hordach, kt�rym hetmani�, o wielu zamkach, kt�re posiada�, o z�otych skarbach, kt�re zakopa�, tak samo bajarze gminni, jak i pi�mienni, wysnuwaj� mniej albo wi�cej potworna ba�nie, nie maj�ce �adnego wiarogodnego �wiadectwa za sob�. Podania te, kr���ce po chatach s�siednich bojk�w, a uporz�dkowane cokolwiek przez ludzi pi�miennych, m�wi�, co nast�puje: Przed tylu a tylu wiekami, kiedy jeszcze Rusi nie by�o, a g�ry te by�y zamieszkane przez szczep s�owia�ski Welet�w, zw�cych si� tak�e Wilkami, jeden wielki �upan Welet�w, kt�ry 7 sam si� Wilkiem nazywa�, maj�c duchy nieczyste na swoje us�ugi, zmurowa� z tych skalisk odwieczny zamek obronny i kaza� pod nim wyku� obszerne piwnice, w kt�rych chowa� swe skarby, a kt�re podziemnym kana�em, id�cym popod rzek� i staw, ��czy�y si� z ow� drug� gromad� ska�, le��c� po tamtej stronie doliny. Weletowie, szczep milionowy i bardzo waleczny, poci�gn�li dalej ku p�nocnemu zachodowi, zalewaj�c sob� wszystkie kraje, opieraj�ce si� o morza p�nocne, i si�gaj�c nawet do wysp za tymi morzami le��cych. Wilk wszak�e tutaj pozosta�, �yj�c z sw� m�od� �on� na swoim zamku w szcz�ciu i dostatkach, kt�re za pomoc� duch�w nieczystych ustawicznie pomna�a�. Biesiady, muzyka i ta�ce trwa�y po ca�ych nocach na jego zamku a� do �witania: wszak�e kiedy jednego zarania, nie dos�yszawszy piania kur�w, z�ama� zawart� z duchami umow�, duchy zburzy�y zamek i zamieni�y jego i jego �on� w owe poprzerywane ska�y, kt�re jeszcze dzi� stoj� na ruinach zamkowych. Jaka to by�a umowa, podanie nie wie, lecz opowiada dalej: W wiele lat potem Tatarzy zaleli powsta�e tymczasem ksi�stwo halickie, a na ich czele szed� ich chan �wczesny, Sze�udywy Buniak, p�cz�owiek, p�demon, z czupryn� wichrowat� jak strzecha, z brod� si�gaj�c� do ziemi, kt�ra jego czelad� na rozkaz podnosi�a z�otymi wid�ami, z brzuchem otwartym i koszlawymi nogami, i podst�pi� pod miasto Bycz, zbudowane nad rzek� Ty�mienic�, gdzie dzisiaj le�y wie� Tustanowice. Mieszczanie byccy, ufaj�c wa�om i cz�stoko�om, kt�rymi by�o otoczone ich miasto, maj�c przy tym dostatek broni, zawarli si� w mie�cie i postanowili stawi� op�r Tatarom. Buniak oblega� ich d�ugo daremnie, a� wreszcie u�y� fortelu. Wyprawi� pos�y do miasta z zapewnieniem, �e od obl�enia odst�pi, a przyjmie okup i ��da niewiele: z ka�dego dymu tylko jednego go��bia. Byczanie zaraz na t� umow� przystali i pos�ali mu po jednym go��biu z ka�dego dymu. Lecz chytry Buniak poprzyczepia� ka�demu go��biowi zatlon� hubk� pod skrzyd�a i pu�ci� je wolno. Go��bie wr�ci�y ka�dy do swego dymu pod strzech�, a w chwili potem ca�e miasto stan�o w p�omieniach. Tatarzy skorzystali z po�aru, napadli na miasto, z�upili je i zniszczyli tak, �e kamie� na kamieniu nie zosta�, mieszka�c�w za� w cz�ci wymordowali, a w cz�ci wzi�li w niewol�. Tymi niewolnikami Buniak za�o�y� nowe miasto, drugi Bycz, dzisiejszy Drohobycz. Sam za� z swym dworem osiad� na zamku uryckim, kt�ry na nowo odbudowa�, basztami i strzelnicami opatrzy� i nape�ni� nieprzebranymi skarbami. Podanie dodaje z naciskiem, i� w osadach zamkowi podleg�ych pozak�ada� warsztaty tkackie, na kt�rych wyrabiano parczowe jedwabie 1 i s�dy ze z�ota i srebra, tkaj�c z nich przepyszne kamchy2, aksamity i z�otog�owia, kt�re sprzedawa� w mie�cie Tustaniu, w Drohobyczy i we Lwowie. Tym trybem nagromadzi� wielkie bogactwa, kt�re chowa� w piwnicach. Przy nich �y� hucznie i szumne, w�r�d biesiad i ta�c�w, ale bez muzyki, bo nie mia� grajk�w pomi�dzy swoimi Tatary. By�a wie�� g�ucha, �e diabe�, z kt�rym by� w zmowie, zakaza� mu grania na zamku, tylko mu �piewa� pozwoli�. A� jednego dnia przyszli muzykanci pod zamek, przyszli wierzchem Starego-horbu, wracaj�c z wesela ze Schodnicy, a by�a ich ca�a sotnia albo i wi�cej. Tatarski burgrabia da� o tym zna� swemu panu, a Buniak ich przyj�� z ochot�. I kaza� zwo�a� ca�y sw�j dw�r i wyprawi� wielk� biesiad� z ta�cami, przy kt�rej wina i miody la�y si� strugami. Ale muzykanci tylko udawali, �e pij�, w rzeczy za� leli wino w zanadrze; to� kiedy Buniak tak si� upi� z swym dworem, �e wszyscy le�eli bez duszy, muzykanci si� spu�cili do piwnic, zabrali skarb�w, co mogli, a wychodz�c ob�adowani, pozostawili zatlone wi�ry przy beczkach prochu, przechowywanych w piwnicy. Kiedy ju� wszyscy wyszli szcz�liwie poza ostatnie okopy zamku, straszliwy huk da� si� s�ysze�, prochy si� zapali�y i zamek wylecia� w powietrze... Sze�udywy Buniak, ile �e sam by� czarnoksi�nikiem, oszuka� diab�a i ocala� � a wsiad�szy na z�ot� kole�nic�3, do kt�rej zaprz�g� skrzydlate konie, ujecha� do W�gier. Ale diabe� dop�dzi� go na szczycie Bieszczadu, zrzuci� wo�nic� z koz�a, sam wzi�� lejce do r�ki i kole�nic� w jar g��boki wywr�ci�, gdzie si� 1 parczowe jedwabie� materia jedwabna tkana zlotem i srebrem 2 k a m c h a � gruba wzorzysta tkanina jedwabna; adamaszek 3 kole�nica � kareta, w�z 8 razem z Buniakiem zapad�a pod ziemi�. Wszelako i muzykanci nie uszli bezkarnie, bo starszy murza Buniaka, kt�rego podanie tak�e zwie Wilkiem, zebra� Tatar�w, le��cych po wsiach obozem, zgoni� ich, skarby odebra� i uszy im poobcina�: potomkowie ich �yj� do dzi� dnia we wsi Kruszelnicy, nazywaj� si� Czulewicze i nosz� imionisko Bezuszk�w. S� jeszcze inne podania z cokolwiek p�niejszych czas�w, w kt�rych na miejscu chana carzyk panuje na zamku, zabiera drugiemu carzykowi �on� i na zamek przywozi; za� jego rywal, przyzwawszy diab�a na pomoc, zdobywa zamek i carzyka zwodziciela zabija, a diabe� burzy zamek za pomoc� ogni�w piekielnych. Jednak w tych wszystkich podaniach wyst�puje kto� zwany Wilkiem i powtarza si� z rozmaitymi zmianami powie�� o diable, o muzyce i o zburzeniu zamku nadnaturalnymi si�ami. Gdzie we wszystkich podaniach, zmieniaj�cych swe formy z wiekami, lecz przywi�zanych do jednego miejsca, pewna tre�� sta�a si� ci�gle powtarza, tam w tej tre�ci bywa zazwyczaj cokolwiek prawdy. Dlatego, napatrzywszy si� do syta tym olbrzymim skaliskom i zagadkowym ruinom i wys�uchawszy wszystkich powie�ci o carzykach i chanach, kt�rzy w wyobra�ni ludowej w nich niegdy� mieszkali, ciekawy podr�ny wchodzi jeszcze raz na dziedziniec i szuka b�d� �lad�w architektury, b�d� jakichkolwiek napis�w, z kt�rych by m�g� jakie� pewniejsze zbudowa� wnioski, tak o epoce, w kt�rej ten zamek by� zaludniony, jak i o jego mieszka�cach. Ale z architektury owego czasu nie masz dzi� prawie �adnego �ladu: ani jednego filaru, ani jednego od�amku sklepieni, ani jednego gzymsu nie mo�na si� doszuka� w nastroszonych w dziedzi�cu drzazgach tej staro�ytnej budowy. Wida� tylko resztki s��nistych mur�w z ceg�y i wapna � a mury takie mog� pochodzi� z ka�dego wieku. Powykuwane w naturalnych ska�ach izby, kru�ganki, wschody, nieprzemierzone pod dziedzi�cem piwnice i dla g�stego powietrza dzi� ca�kiem niedost�pne pieczary, ka�� si� tylko domniemywa�, �e s� to roboty z czas�w przedhistorycznych, z czas�w takich, gdzie praca ludzka nie mia�a warto�ci, bo j� mo�na by�o wygwa�ci�, ale epoki ich nikt nie oznaczy. Znajdowane r�nymi czasy w tutejszych dziuplach okruchy kamiennych pos�g�w dziwotwornej postaci i kszta�t�w, rozmaite kruszcowe i kamienne narz�dzia, kt�rych u�ytku ju� nie mo�na odgadn��, wygrzebywane wreszcie kocio�ki z pieni�dzmi, o kt�rych wie�� niesie, dozwalaj� przypuszcza�, �e dziwne te schowki i pieczary s�u�y�y niegdy� poganom jako �wi�tynie i �e mo�e niejednokrotnie przechowywali si� tutaj opryszki, kt�rych w tych g�rach po wszystkie wieki nie brak�o. Na tym si� ko�cz� wszystkie �lady widoczne z tych czas�w, kt�re nast�pne wieki przykry�y swym py�em. S� wszelako napisy na �cianach skalistych. Przed laty blisko czterdziestu, kiedy�my te ruiny po kilkakrotnie zwiedzali, by�o takich napis�w, jakkolwiek ju� wtedy mocno zniszczonych i trudnych do odczytania, jeszcze bardzo wiele. Mianowicie na owej olbrzymiej skale, u kt�rej szczytu znajdowa�a si� izba z kru�gankiem, by�a jedna �ciana, bardzo obszerna i dosy� g�adka, kt�ra niemal ca�a by�a zasiana napisami, nawet w takiej wysoko�ci, �e ci, kt�rzy po niej ryli �elaznym narz�dziem, musieli u�ywa� drabiny. Powy�ej tej �ciany znajdowa�a si� g��boka szczelina z progiem tak szerokim, �e na nim nadzwyczaj g�sto powyrasta�y krzewiny. Pomi�dzy nimi buja�y przede wszystkim dzikie r�e i powoje, kt�rych krzaczyste ga��zie zwiesza�y si� na d� i zakrywa�y wy�sz� cz�� �ciany. Krzewy te utrzymywa�y cie� i wilgo� przy �cianie, sk�d posz�o, �e nawet dosy� g��boko wyryte litery zarasta�y mchem i ulega�y zniszczeniu. Nowsze napisy, kt�rych zreszt� i po innych miejscach by�a mnogo�� niema�a, nie mog� nikogo zajmowa�. Z najdawniejszych mo�na by�o jeszcze wyczyta�: Ewar... Kuropat... zapewne Ewaryst Kuropatnicki, znany jeograf i zbieracz z ko�ca XVIII wieku. Zaklika Tarto. 1512. Herburth, z Fulsztyna... 1585. Byli to bez w�tpienia ciekawi podr�ni z bli�szych okolic. W innym miejscu wida� by�o bardzo wiele my�li nasuwaj�cy napis w tych s�owach: Veni et vidi, nunc credo. J. F. Comes de Kergor...4 trzy albo cztery litery nieczytelne, a dalej rok: 4 Veni et... (�ac.) � Przyby�em i zobaczy�em, teraz wierz�. I. F. hrabia de Kergor... 9 1500. Tu� zaraz pod nim napis ju� wcale zagadkowy: Pax tibi, amice. Auctus5. Obok tych dw�ch inny r�wnie niejasny: Na pohybel... potem kilka s��w ca�kiem zatartych, a pod nimi podpis bardzo trudny do wyczytania: Bio�owus Knia�. Wszelako jedna cz�� tej �ciany by�a nakryta obszernym napisem, kt�ry, lubo najwi�cej zniszczony, by� jednak najwi�cej zajmuj�cym. Wygl�da� on jakby nagrobek albo te� napis na nag��wku ko�cio�a, z czego powszechnie wnoszono, �e w tym miejscu, we wn�trzu ska�y, znajdowa�a si� kaplica, a pod ni� zapewne groby familijne. U g�ry bowiem, na par� s��ni wysoko�ci, wida� by�o wyryte trzy wielkie litery: D. O. M., ponad kt�rymi wy��obiony by� krzy� prawie p� s��nia wysoki. Pod literami by�y wyryte dwa wiersze �aci�skie, ale tak zniszczone, �e tylko z wielk� trudno�ci� mo�na si� by�o domy�le� tych s��w: Piae menoriae... illustris... Dominae... ex stirpe Kmytharum.6 Pod tymi s�owami znowu krzy� mniejszy, a pod nim cztery Wiersze polskie. Wiersze te by�y niegdy� bardzo starannie i dosy� g��boko wy��obione w piaskowcu, a nawet, o ile si� zdaje, zapuszczone jak�� smol�, zapewne w celu zachowania ich od zniszczenia; mimo to jednak zniszcza�y wi�cej ni� inne, prawdopodobnie skutkiem p�kni�cia ska�y w tym miejscu od prawej r�ki u g�ry ku lewej na dole, przez co si� utworzy�a zakl�s�o��, �ci�gaj�ca wilgo� ku sobie. Wiersze te by�y jeszcze dlatego bardzo trudne do odczytania, ile �e ten, kt�ry je ry�, pomiesza� litery gockie z �aci�skimi, jak to niejednokrotnie w r�kopismach owego czasu widzimy, tak �e pozosta�e fragmenty, zw�aszcza przy tamtoczesnej, ca�kiem dowolnej pisowni, sta�y si� prawdziwymi hieroglifami. To� z tego czterowierszowego hieroglifu mo�na by�o jakokolwiek wyczyta� tylko te s�owa: Duscha moya ... .... . ...... ... .... Zyemssk� ssthrza .. ........ ..... .. .... r�a Nath zytsyem . . ....... ...... ... . Panye, Day ........ .. .. .... . ... Pod tymi wierszami by� rok, z kt�rego wszak�e tylko trzy pierwsze cyfry zosta�y M D C, dalsze nieczytelne. Z tych kilku napis�w, chocia� tylko w male�kiej cz�stce zdecyfrowanych, zw�aszcza je�li je por�wnamy z podaniami kr���cymi pomi�dzy ludem, w kt�rych koniecznie musia�o by� jakie� ziarnko prawdy, zdaje si� niew�tpliwie wynika�, �e zamek ten, chocia� jego pocz�tki gin� mo�e w czasach zamierzch�ych, istnia� i by� zamieszkanym jeszcze w wieku XV. Jeszcze natenczas mieszkali tu jacy� ludzie rycerscy, wrza�y tu jakie� wielkie nami�tno�ci, odgrywa�y si� jakie� sceny gwa�towne i zapewne tragiczne, po kt�rych nast�pi�y w spos�b niezwyk�y a silnie dzia�aj�cy na wyobra�ni� zniszczenie zamku i �mier� jego mieszka�c�w. Za� po ich �mierci zostali ludzie, kt�rzy, wiedzeni ciekawo�ci�, wiar� i niewiar�, mi�o�ci� i nienawi�ci�, odprawiali tutaj pielgrzymki i zostawiali po sobie napisy. Jaki� to by� ten zamek, kt�rego okruchy, toczone rdz� tylu wiek�w i roznoszone wichrami, maj� jeszcze dzi� tak ogromne rozmiary? Jacy to byli ci ludzie, kt�rzy takich olbrzymich skalisk potrzebowali na swoje mieszkanie? Jakie to by�y te wrz�ce nami�tno�ci, te wielkie cnoty lub zbrodnie, co sprowadzi�y gwa�towne zniszczenie zamku, a mo�e i ludzi, wtenczas si� tam znajduj�cych? Jaka� to wreszcie by�a ta nadludzka pot�ga, kt�ra z takich olbrzymich ska� zbudowane zamczysko rozbi�a w gruzy, a jego szcz�tki porozrzuca�a po ca�ej dolinie? Za tym niejeden uczony grzeba� cierpliwie po zaple�nia�ych pergaminach i ksi�gach i nic nie wygrzeba�. Nad tym niejeden zbieracz starych pami�tek, badaj�c s�owo za s�owem wszystkie podania i sk�adaj�c g�osk� do g�oski ze wszystkich napis�w, bardzo mozolnie rozmy�la� � i nic nie wymy�li�. Tu, pod t� olbrzymi� ska��, kt�ra swoimi niebotycznymi iglicami 5 Pax tibi... (�ac.) � Pok�j ci, przyjacielu. Auctus. 6 Piae memoriae ... illustris ... Dominae ex stirpe Kmytharum � �wi�tej pami�ci ... dostojnej ... Pani ... z rodu Kmit�w. 10 porze przelatuj�ce chmury, �r�d uroczystej ciszy tego cmentarza wspomnie� dziejowych, niejeden m�odzieniec, rozmi�owany w narodowej przesz�o�ci, d�ugie godziny przemarzy� � i nic nie wymarzy�. Ale jest cz�owiek, kt�ry to wie, i tobie opowie, twoim polskim j�zykiem, prostym a prze�roczystym, a�eby ci si� rozja�ni�a ta przesz�o��, szar� mg�� zapomnienia nakryta, i a�eby ci si� zdawa�o, �e� sam �y� wtedy i wszystko to widzia� w�asnymi oczyma, jak to wyczytasz poni�ej. 11 I ZAMEK TUSTA� Ruiny zamku, kt�re dzi� si� nazywaj� �Kamieniem w Uryczu�, w dawniejszych wiekach nie nosi�y tego nazwiska. Wie� Urycz, le��ca nad Zgni�� Lip�, zosta�a za�o�on� dopiero przed dwustu kilkudziesi�ci� laty, a dawniej nie by�o tu �adnej osady, nosz�cej podobn� nazw�. Zamek, tutaj stoj�cy od najdawniejszych czas�w, nazywa� si� Tusta�. Nawet te ska�y, nim jeszcze je zamieniono na mieszkanie dla ludzi, a raczej ca�a tutejsza okolica, nosi�y prawdopodobnie to samo nazwisko, o czym s� tak�e g�uche wie�ci w podaniach ludowych. Ska�y te w owej przedhistorycznej dobie, kiedy ludno�� tutejsza nie zna�a jeszcze chrze�cija�skiej nauki, s�u�y�y za �wi�tyni� poganom, w kt�rej ba�wochwalcze odprawia�y si� nabo�e�stwa; nawet i p�niej, kiedy tutejsze b�jki, szczep miesza�c�w krwi s�owia�skiej i wo�oskiej, co jeszcze dzi� wida� po ich budowie i rysach twarzy, przyj�li chrzest pod naciskiem swych ksi���t, a w gruncie serca ho�dowali jeszcze poga�stwu, w tutejszych g��bokich pieczarach kryli si� ich kap�ani i odbywa�y si� ba�wochwalcze ofiary. Owe okruchy bo�k�w kamiennych i rozmaitych narz�dzi nie znanego dzisiaj u�ytku, kt�re jeszcze niedawno tu znajdowano, z tamtych pochodz� czas�w. W XIII wieku, kiedy Tatarzy pod wodz� Batu-chana po raz pierwszy rozpu�cili swoje zagony w Ru� owoczesn�, p�dz�c jak burza piekielna wzd�u� Wis�y w kraje polskie na Krak�w, na Szl�sk i do W�gier, zrabowawszy Ru� ca�� do szcz�tu, pozostawiali za sob� za�ogi, kt�re pilnowa�y skarb�w zabranych. Ru� by�a wtedy jednym z najbogatszych kraj�w po�udniowowschodnich; prowadz�c nadzwyczajnie ruchliwy handel z Grecj�, z ca�ym Wschodem, a nawet l�dow� drog� z Indiami, nagromadzi�a bogactw wszelkiego rodzaju bez miary; liczni jej w�wczas mieszka�cy, nie tylko po miastach i grodach, ale i po wsiach op�ywali w z�oto, srebro i najpyszniejsze tkaniny wschodnie: dla przechowania tych cennych �up�w, nimby mog�y by� przewiezione w kraje tatarskie, potrzeba by�o schowk�w obszernych i jakokolwiek obronnych. Owo wi�c w�wczas Tatarzy, osadzaj�c swoimi lud�mi co bezpieczniejsze zamki po kraju, opanowali tam�e te ska�y tusta�skie i zmurowali tu zamek swym obyczajem, kt�ry tym pewniej m�g� stawi� czo�o jakimkolwiek napadom, ile �e broni�y go ju� od natury wzniesione, niedost�pne skaliska. Wtedy te� niewolnikami, kt�rych w kraju zniszczonym i zupe�nie bezbronnym mogli mie� tysi�cami, powykuwali te izby obszerne w ska�ach, porozszerzali dawniejsze pod ska�ami pieczary i przekopali kana� podziemny, wiod�cy popod rzek� i staw a� do owej drugiej gromady ska�, kt�r� jeszcze dzi� wida� po tamtej stronie doliny, a gdzie zbudowali drugie, r�wnie� obronne schronisko. Tatarzy ci jednak, kt�rzy tutaj osiedli, zdaje si�, �e jeszcze po ust�pieniu Batu-chana z W�gier w swe stepy zapad�e, przez d�ugie lata tutaj siedzieli, albowiem wtedy opodal od zamku powsta�o ludne i bardzo ruchliwe miasteczko, kt�re tak�e nazywa�o si� Tusta�. Miasteczko to, kt�rego ludno�� by�a mieszana ze sk�onnych do handlu Tatar�w i r�wnie przemy�lnych bojk�w, bardzo szybko si� rozwin�o i przysz�o do pewnego znaczenia. Mieszka�cy jego trudnili si� g��wnie tkactwem, wyrabiaj�c p��tna z lnu i konopi, kt�re wysy�ali na Wsch�d, sprowadzaj�c natomiast stamt�d bogate tkaniny wschodnie i sk�ry barwione. Czy 12 miasteczko to jeszcze wtedy nazywali Rusini Bycz, jak utrzymuje podanie ludowe, czy by�a tu przedtem osada pod nazw� Chorostk�w, jak chc� kronikarze, tego dzi� dociec nie mo�na; wiemy tylko, i� z ko�cem owego wieku by�o ono otoczone obronnymi murami i by�o bogatszym ni�eli Stryj i Drohobycz, a jego sk�ady towar�w by�y s�awne na ca�ej Rusi. W tym czasie nie by�o ju� wszak�e Tatar�w ani w mie�cie, ani na zamku. Bogaci mieszczanie zapewne ich w cz�ci strawili pomi�dzy sob� i przerobili w Rusin�w, a zreszt� wykurzyli z zamku za pomoc� swych ksi���t. Wtedy te� zamek spustosza�, a tylko miasteczko zosta�o. Pod owe czasy zagnie�dzili si� w zamku czarnoksi�nicy, kt�rzy rozmaitymi gus�ami �ci�gali do siebie lud okoliczny. Widywano tam wtenczas duchy, b��dz�ce po nocy pomi�dzy murami; czasem na najwy�szych szczytach zamkowych baszt zjawia�y si� nieludzkie postacie, ziej�ce ogniem oko�o siebie, a wtedy i z okien zamku wyskakiwa�y p�omienne j�zyki i czarne dymy z iskrami, kt�re zapach siarki �cieli�y po ca�ej dolinie; innym razem s�ycha� by�o huk g�o�ny w zamkowych podziemiach, jak gdyby kucie m�ot�w w hamerni.7 Byli to zapewne potomkowie Tatar�w albo mo�e Opryszki, kt�rzy w dzie� si� zabawiali gus�ami, aby odwr�ci� uwag� od swego rzemios�a, a w nocy przekuwali z�oto i srebro, zrabowane pomi�dzy lud�mi. Wielu ludzi rozumnych, kt�rych i wtedy nie brak�o, by�o tego mniemania: wszelako �aden z ksi���t ruskich ani wo�oskich o ten zaczarowany zamek si� nie pokusi� � i zamek dalej pustosza�. Dopiero Kazimierz Wielki, zabrawszy Czerwon� Ru�, zwr�ci� na� swoj� uwag�, jako na budow� z natury i z po�o�enia silnie obronn�, tak przeciw W�grom albo Wo�ochom, jak przeciw nawale tatarskiej; nie boj�c si� za� ani duch�w, ani czarnoksi�nik�w, kaza� go na nowo oprawi�. Tak w owym czasie, kiedy za m�dr� rad� tego niespracowanego kr�la-murarza wzniesiono z gruntu albo poodnawiano zamki we Lwowie, w Sanoku, w Przemy�lu, w Lubaczowie, w Trembowli, w Haliczu i W�odzimierzu, odmurowano tak�e zamek w Tustaniu i postawiono go w stanie doskonalej obrony. W�wczas, gdzie dzisiaj stoj� ostatki dw�ch baszt od p�nocy, sta�a ogromna brama �elazna, obracaj�ca si� na �elaznych wrzeci�dzach; nad ni� za� mi�dzy dwiema basztami wznosi�a si� obszerna stra�nica, opatrzona zewn�trz i wewn�trz kamiennym kru�gankiem. Naoko�o obszernego dziedzi�ca wznosi�y si� zabudowania zamkowe z muru grubego na s��e�, a na dwa pi�tra wysokie. Na dole znajdowa�y si� stajnie, wozownie, lamusy, kordegarda8 i inne izby dla s�ug i �o�nierzy, na pierwszym pi�trze wysokie komnaty mieszkalne, na drugim za� mn�stwo izb mniejszych dla fraucymeru i go�ci. Kilka schod�w kamiennych prowadzi�o do komnat, z kt�rych g��wne, znajduj�ce si� przeciw bramy wjezdnej, by�y szerokie na kilka s��ni i zaczyna�y si� ju� na dziedzi�cu, gdzie by�y opatrzone podw�jn� balustrad� kamienn� i ogromnymi kolumnami, na kt�rych spoczywa� szeroki kru�ganek pierwszego pi�tra. Na tych schodach czekali zwykle �o�nierze i go�cie postronni co po�ledniejsi, nim zostali wpuszczeni do pa�skich pokoj�w. Z tych schod�w tak�e pan zamku miewa� przemowy i wydawa� rozkazy zgromadzonym w dziedzi�cu �o�nierzom, mieszczanom lub ch�opom. Dwie baszty naro�ne, z kt�rych pozosta�y jeszcze do dzi� dnia takie olbrzymie szkielety, by�y pod�wczas jeszcze daleko grubsze i wy�sze, obydwie za� opatrzone strzelnicami. W czasach p�niejszych uzbrojono je w �migownice, kt�rych by�o po cztery na ka�dej, zaraz powy�ej z�batych dach�w zamkowych. Najwy�sza za� baszta skalista, w kt�rej jest izba wykuta, by�a opatrzon� szerokim kamiennym kru�gankiem, na kt�rym mo�na by�o siedzie� wygodnie i cieszy� si� owym wspania�ym widokiem na okoliczne miasta i kraje. Ten kru�ganek basztowy, jak go te� nazywano, by� tak wysoki i tak g�rowa� wszystkie inne baszty i mury, �e mo�na by�o ze� widzie� jakby na d�oni, kto wchodzi� lub wje�d�a� w g��wn� bram� zamkow�. Natomiast nie mo�na by�o patrze� na d� pod baszt� na zewn�trz, tam bowiem znajdowa�a si� owa przepa��, dzisiaj drzazgami ska� i zmursza�ymi drzewy zasypana, a przepa�� ta 7 h a m e r n i a (niem.) � ku�nia 8 kordegarda (fr.) � izba �o�nierska na odwachu 13 tak wtedy by�a g��bok�, �e nikt w miej nie m�g� zapu�ci� wzroku, ka�dy dostawa� zawrotu g�owy i musia� si� zaraz oprze� o por�cz i oczy odwr�ci�. W tej baszcie, na r�wni z poziomem zamku, znajdowa�a si� kaplica, a pod ni� groby, ale pr�ne po wszystkie czasy, bo panowie tutejsi, chocia� mieszkali za �ycia, nie chcieli si� chowa� w tym zamku. Chowali si� wszyscy w Drohobyczy pod cerkwi�, za W�adys�awa Jagie��y zamienion� na ko�ci�. Obok wchodu do grob�w zaczyna� si� kamie� podziemny, wtedy wycembrowany na nowo a wychodz�cy na powierzchni� ziemia w tym miejscu, gdzie dzisiaj wida� drug� gromad� ska� lasem jod�owym zaros�ych. W�wczas znajdowa� si� tam folwark zamkowy, zwany Posad�, w kt�rym ma�o zajmowano si� gospodarstwem rolnym, natomiast wszak�e w bardzo obszernych stajniach i szopach chowano konie, bardzo pi�kne, silne i ros�e, kt�re te� na bujnych i t�ustych pastwiskach le�nych tak dobrze si� udawa�y, �e w niczym nie ust�powa�y s�awnym na�wczas koniom stada Buczackich. Zamek razem z miasteczkiem i bardzo wielkim obszarem ��k, pastwisk i las�w doko�a, na kt�rym jednak wtedy jeszcze niewiele by�o osad i wiosek, by� w�asno�ci� kr�lewsk� � a �e zbudowany by� na to, a�eby stanowi� ogniwo ca�ego �a�cucha zamk�w obronnych od granicy w�gierskiej, wi�c nigdy nie zosta� zamieniony w starostwo, a siedzia� na nim po wszystkie czasy rotmistrz, mianowany przez kr�la, nale��cy do wojskowego dworu kr�lewskiego i maj�cy pod sob� za�og�, z�o�on� z �o�nierzy utrzymywanych sumptem9 kr�lewskim. By� te� zawsze zale�nym tylko od kr�la i w�asn� mia� jurysdykcj�.10 Starostowie grodowi bli�szych okolic, stryjscy, �ydaczowscy, przemyscy, wodz�c si� ustawicznie za �by ze sob� o granice swych jurysdykcyj, niejednokrotnie wyci�gali r�k� po zwierzchnictwo nad zamkiem tusta�skim. Ale tutejsi rotmistrze zawsze im si� umieli obroni� � a w razie potrzeby kr�l stawa� w obronie ich niezawis�o�ci, bo ka�demu kr�lowi, zw�aszcza od czasu kiedy rozzuchwalona szlachta w imi� powszechnej wolno�ci zacz�a w�adz� kr�lewsk� coraz bardziej ukr�ca�, niema�o zale�a�o na tym, aby mia� zbrojnych ludzi rozsianych po ca�ym kraju, na kt�rych by w ka�dym wypadku m�g� liczy�. Tote� bywa�y niejednokrotnie tarcia pomi�dzy tymi rotmistrzami a szlacht�, urz�dnicy ziemscy i wojew�dzcy ich nie lubili; a chocia� im si� nale�a� tytu� starost�w, bo w urz�dowych aktach tytu�owano ich capitaneus, przecie� zwykle nazywali ich rotmistrzami. Kazimierz Wielki mia� obok siebie powiernika i przyjaciela, kt�ry si� zwa� Jan Suchywilk ze Strzelec, herbu Grzyma�a, a by� najprz�d dziekanem krakowskim, potem kanclerzem koronnym, a� go w ko�cu kr�l przy �mierci mianowa� egzekutorem swego testamentu. Kiedy kr�l zabra� Czerwon� Ru�, Suchywilk by� niejako jego zast�pc� do wszelkich spraw tych kraj�w zabranych i dlatego powszechnie dawano mu tytu� kanclerza dla ziem ruskich. Korzystaj�c ze swego owoczesnego wp�ywu, jako to zawsze rad pomaga sw�j swemu, ksi�dz kanclerz za �ask� kr�lewsk� osadzi� swojego brata na zamku tusta�skim. Brat ten si� pisa� czasem Miko�aj, a czasem Nyczko de Strzelcze et de Baran�w Suchywilk Grzymalita. Grzyma�owie, zar�wno z Na��czami, byli od dawna jednym z najpot�niejszych rod�w w Wielkiejpolsce � wszak�e� niebawem potem prowadzili wojny ze sob�, kt�re sam kr�l Jagie��o musia� rozima� � ale byli te� bardzo rozrodzeni i nie wszytkim wystarcza�o na suty kawa�ek chleba. Miko�aj pochodzi� tylko ze Strzelec, ale ich nie mia�; mia� wprawdzie Baran�w, w t�ustych ziemiach le��cy nad Wis��, ale go musia� zastawi�, bo bij�c si� przez ca�y wiek m�ody po cudzych krajach, narobi� d�ug�w, z kt�rych si� nie m�g� inaczej wydoby�: to� to starostwo w Tustaniu by�o dla niego prawdziwym darem Opatrzno�ci, kt�ry nale�a�o szanowa� i ile mo�no�ci utrzyma�. Jako� sta�o si� to niejako tradycyjnym przykazaniem w jego rodzinie: trzyma� si� Tustania, a Baran�w wykupi�. Potomkowie jego, chocia� niekt�rzy z nich byli ju� bliscy tego upragnionego celu, przecie� Baranowa nie wykupili, bo zawsze, kiedy ju� grosz 9 sumpt � koszt, nak�ad 10 jurysdykcja (�ac.) � prawo wymiaru sprawiedliwo�ci w pewnym okr�gu s�dowym 14 by� uzbierany i ma�o co brakowa�o, to albo wojna wybuch�a i du�o grosza napsu�a, albo syna trzeba by�o w cudze kraje wyprawi�, albo te� c�rkom wyp�aca� posagi. By�o te� proroctwo w ich domu, kt�re jaki� w�drowny ryba�t im zostawi�, napisawszy na szkaplerzu przyniesionym ze Ziemi �wi�tej te s�owa: �Kt�ry z was Baran�w wykupi, b�dzie ostatnim z rodu�. Tak ten i �w mo�e by by� m�g� ten maj�tek wykupi�, ale ba� si� proroctwa. Natomiast wszak�e wszyscy trzymali si� r�kami i nogami Tustania � i sta�a si� ta rzecz, dosy� dziwna pod owe czasy, �e go przez kr�le w�gierskie i ksi���ta opolskie i przer�ne matactwa duchowne i �wieckie za Kazimierza Jagiello�czyka przetrzymali, przez sto pi��dziesi�t lat blisko nie wypu�cili z r�ki i do dzi� dnia na nim siedzieli. Tak skalist� i niepo�yt� by�a na�wczas ta prze�wietna krew wielkopolska, natchniona duchem �wi�tym mi�o�ci ziemi przez Boles�awa Chrobrego, a zaprawiona nieustaj�c� walk� z Niemcami. Ale te� ci Grzymalici Wilkowie, jak ich powszechnie nazywano w tym kraju, a do kt�rego to nazwiska i podanie ludowe si� przyczepi�o, byli to ludzie twardzi, wytrwali i trzymaj�cy si� �ci�le swoich rodowych przykaza�. Ka�dy z nich ju� z dziecka przyk�ada� si� do rycerskiego rzemios�a na zamku ojcowskim, wyrostkiem szed� na s�u�b� do najprzedniejszych rycerzy w ojczy�nie, m�odzie�cem za� wyprawia� si� w cudze kraje, k�dy w�a�nie wojny bywa�y, i tam si� bija� z Maury, Murzyny i Saraceny, a� p�ki nie wr�ci� z zaszczytnymi �wiadectwy od kr�l�w postronnych na zamek krakowski. Wtedy �aden kr�l nie �mia� jemu odm�wi� sukcesji po ojcu � a kiedy ten zamek odzier�a�, podobno ju� nikomu i na my�l nie przysz�o mu go odbiera�, bo tych skalisk tutejszych nikt by i z�bami nie ugryz�. Za kr�la Olbrachta siedzia� na tym zamku Lenard Suchywilk Grzymalita, pisz�cy si� zawsze de Strzelcze et de Baran�w, Rothmagister Serenissimi Regis, Capitaneus in Castro Tusta�. 11By� to wtedy cz�ek jeszcze m�ody, mia� lat dwadzie�cia sze�� albo ma�o co wi�cej, pi�knego by� wzrostu, ale nie nadto wysoki, a suchej kompleksji, jak wszyscy jego przodkowie, z czego te� i przezwisko Suchywilk jeszcze jego praszczurowi, owemu kanclerzowi ziem ruskich, przyros�o. Mimo to jednak ko�� mia� pot�n�, muszku�y silne, a tak� sprawno�� w ca�ej postaci, �e w pe�nym rynsztunku wskoczy� na konia bez strzemion albo si� wdrapa� na najwy�szy cypel wie�y by�o mu prawie zabawk�, do czego zreszt� si� przede wszystkim wprawia�o ca�e owoczesne rycerstwo. Twarz tak�e mia� chud�, cer� z lekka smag�aw�, lecz zdrow�, nos chrz�stkowaty i r�wny, oczy wyraziste i zwykle bardzo �agodne, lecz czasem dziko b�yszcz�ce, w�s niewielki i br�dk� przystrzy�on� spiczasto; za� sw�j w�os ciemny, bogaty nosi� w k�dziorach spadaj�cych na plecy, tylko nad czo�em go kr�tko przystrzyga�, a�eby w bitwie, gdzie cz�sto piersi� o pier� trzeba si� zetrze�, jaki� wr�g zapalczywy nie m�g� go wzi�� za czupryn�, co ju� dla knechta by�oby rzecz� bardzo szpetn�, a dla rycerza wcale haniebn�. Kiedy sam bywa� w domu, ubiera� si� w kaftan �osiowy brunatny, a przepasywa� si� pasem sk�rzanym, nosi� buty wysokie powy�ej kolan, pod kolanami rzemykiem spi�te i opatrzone w srebrne ostrogi, a na g�owie kapelusz pil�niowy z szerok� krez� i strusimi pi�rami. G�ow� nosi� wedle humoru, kt�ry od chwili do chwili si� zmienia� u niego. Czasem by� cichy, spokojny i zamy�lony, a ludzie jego zauwa�ali, �e wtedy z duchami rozmawia. W takie dnie cz�sto wieczorami wykrada� si� z zamku i nikt nigdy nie wiedzia�, gdzie bywa�... Lecz cz�sto g�ow� nosi� wysoko, m�czy� swoich �o�nierzy musztrami konno i pieszo, kaza� wyst�powa� za�odze w miasteczku, opatrywa� mury i baszty, burcza� wszystkich, tego i owego kaza� wrzuci� do turmy � a wtedy, cho�by kto by� kasztelanem lub wojewod�, musia� mu zmilcze�, zw�aszcza na jego terytorium, gdzie te� mia� jurysdykcj�. Tote� w ca�ej okolicy m�wiono sobie, �e to pan wielki, czuje kr�la i kardyna�a za sob� i kiedy� przyjdzie do wielkich dostoje�stw. Wszelako mimo tych zmiennych humor�w, czy pogoda, czy s�ota, ba, nawet po mrozie trzaskaj�cym, codziennie rano wsiada� na ko� i jecha� na folwark, gdzie w obszernych dziedzi�cach konie uje�d�a� albo swoim pacholikom kaza� je musztrowa� przed sob�. Albowiem 11 Rothmagister... � Rotmistrz najja�niejszego kr�la, kapitan w grodzie Tusta� 15 zawsze mia� kilku, a czasem i kilkunastu m�odzie�y przy sobie, kt�rzy si� u niego uczyli rycerskiego rzemios�a. Byli to synowie drobniejszej szlachty, bogatych kmieci albo i mieszczan z bli�szych okolic, kt�rzy szli ch�tnie na s�u�b� do niego, bo w swojej szkole umiej�tnej a twardej bardzo pr�dko ich wyucza� na knecht�w, zaczem w czasie wojny mogli si� tym �atwiej odznaczy� i pasowani by� na rycerzy. To� szko�a jego, chocia� dopiero od lat kilku tu mieszka�, by�a s�awn� na ca�ej Rusi, lecz jeszcze s�awniejszym jego stado, prowadzone przez jego ojc�w od blisko p�tora wieku z wielk� skrz�tno�ci� i znawstwem. Od najdawniejszych czas�w dwa gatunki chowano w tym stadzie: jedne ogromne, niezmiernie silne i bardzo wynios�e, kt�re nosi�y na sobie zbroj� �elazn� i kt�rych rycerz za�ywa� do bitwy � a drugie mniejsze, r�wnie silne, lecz szybsze do biegu, a przeto dogodniejsze do podr�y i pod pacholik�w. Tamte zwane dextrarius12 � i by�y to konie bardzo rozumne, przytomne, waleczne, rozumiej�ce si� z je�d�cem, a cz�sto z nim razem walcz�ce z�bami i kopytami. Konie tej rasy, w Polsce chowane, by�y cz�sto ju� z urodzenia ca�kiem bia�ej sier�ci i by�y znane i bardzo cenione w ca�ych Niemczech i we Francji, o czym niema�o jest wspomnie� w �wczesnych pami�tnikach tych obydw�ch narod�w. Suchywilk mia� zawsze kilka takich ogier�w (na klacze �aden rycerz owego czasu nie siada�), cz�sto ca�e dnie z nimi trawi� i wyucza� je takich sztuk rozmaitych, �e wszystkich nimi zadziwia�. Tote� lud okoliczny opowiada� sobie o nim, �e si� mowy ko�skiej nauczy� i z koniem tak samo rozmawia�, jak z cz�ekiem. M�ody Lenard �wczesnym zwyczajem rycerskim do siedmiu lat chowa� si� w domu pod opiek� matki, potem siedem lat strawi� na dworze Kmit�w na Sobniu, gdzie by� bardzo kochany i jeszcze p�niej czasem powraca�, stamt�d si� dosta� na dw�r kr�lewski na pazia, ale niebawem przeni�s� si� do dworu kr�lewicza Fryderyka, gdzie przep�dzi� lat kilka. Jednak ju� w dwudziestym roku �ycia poszed� w cudze kraje, gdzie w Niemczech, we Francji i Hiszpanii u rozmaitych ksi���t trzy lata przes�u�y�, i dopiero w roku wst�pienia na tron kr�la Olbrachta do Polski powr�ci�. Wtedy, zyskawszy �ask� kr�lewsk�, a zreszt� za przyczyn� kr�lewskiego brata, kt�ry tymczasem zosta� biskupem krakowskim, wszed� w komput13 armii kr�lewskiej i jest mianowany rotmistrzem. W tej s�u�bie przep�dzi� jakie p� roku � a kiedy w�a�nie jego ojciec, umiera (matka ju� od lat kilku nie �y�a), kr�l mu oddaje Tusta� po ojcu. Natenczas Wilczek � bo tak go nazywano jeszcze u Kmit�w i to przezwisko mu na zawsze zosta�o � osiad� na zamku ojcowskim, obj�� komend� nad zamkiem i za�ogami, ale ma�o co zmieni� w urz�dzeniach ojcowskich. Za�ogi te w czasie pokoju by�y bardzo nieliczne. Na zamku by�o tylko czterdziestu czeladzi konnej, razem z starszyzn�, kt�rych z niemiecka nazywano knechtami. Ka�dy z nich mia� na sobie kaftan �osiowy, lekki pancerz na piersi z p�p�aciem na plecach, �apki �elazne na r�kach i he�mik bez pi�r; uzbrojony za� by� tylko w miecz kr�tki, w toporek i tarcz� w blach� okut�. Pi�ra na he�mie nosi� tylko namiestnik, za� obok niego tylko ci �o�nierze, co pochodzili z rodzin szlacheckich. Nad nimi mia� komend� pan Ramu�t, kt�ry by� zarazem burgrabi� na zamku i rz�dc� ca�ego obszaru i wszystkich w�o�ci, kt�re nale�a�y do zamku. By� to szlachcic herbowny i maj�cy w�asn� posiad�o�� pod Drohobyczem (nagrobki jego potomk�w mo�na jeszcze dzi� widzie� w drohobyckim ko�ciele), cz�owiek lat pi��dziesi�ciu, z pi�knym w�sem szpakowatym i kr�tko podstrzy�on� czupryn�, barczysty i s�uszny, �o�nierz do�wiadczony, lecz przy tym gospodarz wyborny, umiej�cy ��czy� zapobiegliwo�� z nieposzlakowan� zacno�ci�. Bywa� on zwykle milcz�cy i chmurny, ale pod tymi chmurami z�ote kry�o si� serce. Zamo�ny by� z dawna, ale poniewa� jego przodkowie bywali burgrabiami na zamku i namiestnikami tamtejszych rotmistrz�w, wi�c i on zosta� w tej s�u�bie. Wielce by� niegdy� przywi�zany do ojca Lenarda, wi�c czuwa� tak�e z mi�o�ci� nad synem, chocia� nie zawsze by� z niego zadowolony. By� �onaty i du�o mia� dzieci; �ona jego zawiadywa�a gospodarstwem kobiecym na zam- 12 dextrarius (�ac.) � id�cy z prawej strony rycerza ko� bojowy, kt�rego rycerz dosiada� w czasie bitwy 13 komput (�ac.) � poczet, etat 16 ku i cz�sto tu przebywa�a, ale daleko ch�tniej zdawa�a ten urz�d na star� klucznic�, a sama si� wymyka�a do swego dworku; wyje�d�aj�c za�, zwykle m�wi�a na ucho swemu m�owi: � A pi�uj tam naszego pana, aby si� k�dy� o�eni�, bo tak niedobrze. Za�oga w mie�cie powinna by�a wynosi� sto ludzi, a mi�dzy nimi dwudziestu �ucznik�w konnych, reszta za� kopijnik�w pieszych, uzbrojonych w��czniami i toporami. Utrzymanie tych ludzi by�o w�a�ciwie obowi�zkiem starosty rezyduj�cego na zamku, ale od czasu jak miasto zacz�o si� podnosi� i uros�o w bogactwa, wt�oczono ten ci�ar na mieszczan, kt�rzy wprawdzie mieli swojego burmistrza i radnych, ale magdeburgii nie mieli i byli podlegli tusta�skiemu staro�cie. Starosta mia� pewne powody nie obci��a� mieszczan, a patrze� na stan tej za�ogi przez szpary: to� zamiast o�mdziesi�ciu kopijnik�w, chocia� wszyscy byli spisani i bro� dla nich by�a w cekhauzie14, b��ka�o si� tam ledwie kilkunastu halabardnik�w, kt�rych ca�a s�u�ba ogranicza�a si� na chwytaniu z�odziej�w i str�y nocnej. Natomiast wszak�e musieli utrzymywa�, wprawdzie tak�e nie dwudziestu, ale dziesi�ciu �ucznik�w konnych, bo nad t� miejsk� za�og� mia� komend� Bi�owus, cz�ek uparty i nieu�yty. O piechot� nie dba�, ale tych konnych mie� musia�: proszony i podarunkami obsypywany przez mieszczan, z dwudziestu spu�ci� na dziesi�ciu, ale ci dziesi�ciu musieli koniecznie i zawsze mie� konie i ca�e uzbrojenie w porz�dku. Szcz�ciem, �e z poszanowania dla dawnych tradycyj nie broni� zwierzchno�ci miejskiej u�ywa� ich na posy�ki i do innych s�u�b miejskich, zw�aszcza podczas jarmark�w � a tak ten wielki wydatek, cho� w ma�ej cz�ci, op�aca� si� miastu. Wilczek, obj�wszy rz�dy, zrazu by� si� zamachn��, aby Bi�owusowi t� komend� odebra�. Nie chodzi�o mu o t� dziesi�tk� �ucznik�w, lecz o to, �e w obr�bie swego starostwa nie chcia� cierpie� urz�du i urz�dnika nie mianowanych przez niego samego. Pr�cz tego Bi�owus sprawowa� urz�d poborcy podatk�w we wszytkich osadach nale��cych do zamku � a ile razy si� dowiedzia�, �e Wilczek wyprawi� kt�rego z swych knecht�w z listami, zawsze si� zjawia� u niego i natarczywie upomina� si� o to, a�eby tylko jego wyprawiano z wszelkimi poselstwy, bo mu si� to z dawnego prawa nale�y. To� Wilczek przez blisko dwa lata ponawia� kilkakrotnie swoje przeciwko niemu zamachy, a mianowicie za ka�dym razem, kiedy po kilkomiesi�cznym pobycie w Krakowie albo we Lwowie powraca� na zamek. Ale Bi�owus nigdy nie da� si� przem�c � a jak mu tylko o ust�pieniu wspomniano, skaka� w oczy jak gadzina cho�by samemu panu, a potem jeszcze i grozi�. Rusin ten bowiem pochodzi� z bojar�w putnych � a to bywali ludzie twardzi jak krzemie�. Dawnymi czasy, za ksi���t ruskich, niekt�rzy z nich byli prawdziwymi bojarami dumnymi, miewali znaczne posiad�o�ci i w�asne dru�yny, ale z czasem zmaleli; niekt�rzy dlatego, �e zagony tatarskie zniszczy�y ich mienie do szcz�tu, inni za� z tego powodu, i� wobec zalewaj�cych te kraje W�gr�w i Polak�w nie umieli im kroku dotrzyma� ani w sprawach rycerskich, ani w utrzymywaniu swoich maj�tk�w, ani w obronie praw swoich. Tak wielu z nich zesz�o na bojar�w putnych, kt�rzy si� utrzymywali tylko przy swoich ma�ych osadach, a kt�rych panowie u�ywali zazwyczaj do poboru podatk�w i wa�niejszych posy�ek z publicznymi pismami, za co im dawali jurgielty15 i podarunki. O przodkach Bi�owusa by�a wie��, �e byli niegdy� bojarami dumnymi i posiadali w okolicach zamku wielkie obszary ziemi, na kt�rych ludne znajdowa�y si� osady, lecz z czasem tak�e podupadli, tak �e dzisiejszy Bi�owus mia� ju� tylko dwa �any ziemi, a na nich bardzo skromne budynki i male�k� forteczk�, i by� tylko w�jtem we wsi nale��cej do zamku. W�jt�w we wsiach ruskich .nazywano kniaziami, dlatego i on nosi� ten tytu�. Zosta� mu tak�e urz�d poborcy podatk�w, nie przynosz�cy wprawdzie mi�o�ci u ludu, ale cokolwiek dochodu, prawo rozwo�enia list�w starosty, kt�re mu odebrano, i komenda nad miejsk� za�og�, jak si� ju� wy�ej wspomnia�o, nadzwyczajnie zmala��. Teraz m�ody starosta chcia� mu i to jeszcze odebra�; Bi�owus si� broni� pazurami i k�ami i wtedy nieraz okrutnie wykrzykiwa� po dzie- 14 cekhauz (niem.) � zbrojownia 15 jurglelt (niem.) � �o�d 17 dzi�cu zanikowym: � A szczo to! � wo�a� j�zykiem mieszanym, ale tak g�o�no, �e szyby w oknach brz�cza�y � z bojara mnie zgnietli na kniazia, z sotnyka na dziesiatnyka, z poborcy na draba, bo biedni ludzie nie maj� czym p�aci� i trzeba ich grabi� � a i to jeszcze chc� mi odbiera�?! Ej! ty panie starosto! nie graj ty ze mn�, bo ja ch�opom podatki daruj� i zburz� czerniaw� � a wtedy patrz! aby� si� ty na swoim zamku odzier�y�. Ale nie zdzier�ysz, powiadam tobie, nie zdzier�ysz! � A tak ha�asuj�c, wykrzykiwania swoje i gro�by powtarza� jeszcze zza bramy. Tak trwa�y te swary przez blisko dwa lata � a wtedy za�oga zamkowa pomi�dzy sob� m�wi�a, �e wszystko to si� na nic nie zda�o, ile �e starosta jest twardszy od Bi�owusa, znosi mu jego op�r do czasu, bo pewnie nie chce, aby mu knia� ch�op�w poburzy�; ale kt�rego� dnia, jak go gniew porwie, nie tylko z miejskiej komendy, ale z jego fortecy tak go wyrzuci, jak by kto jab�ko str�ci� z jab�oni. Tak to starosta sam nieraz powiada� knechtom, kiedy z nimi po pracy na folwarku spoczywa�... Tymczasem, temu rok jako� albo ma�o co wi�cej, starosta nagle dla Bi�owusa si� zmieni�, ale tak nagle, jak gdyby czarownica rzuci�a na niego uroki. Ju� odt�d nigdy ani jednego z�ego s�owa nie wyrzek� o nim, owszem, nieraz go chwali� przed s�u�b�, m�wi�c: � Staro�wiecki to �o�nierz, ale waleczny i mo�e bardzo by� po�ytecznym. Trzeba owych sto ludzi nazad postawi� na nogi w mie�cie i odda� mu nad nimi komend�. � Jako� i w rzeczy kaza� miastu z jakich trzydziestu kopijnik�w uzbroi�, a Bi�owusa wci�� pili�, aby ich dobrze s�u�by nauczy�. Wtedy te� niemal co dwa tygodnie go wyprawia� z listami do Sambora, do Przemy�la, a nawet do Lwowa, tam za� nie zaraz go odprawiano, tak �e czasem i ca�y miesi�c by� w drodze. Zaczem sz�y zawsze sowite jurgielty od starosty na drog�, traktamenty od pan�w, do kt�rych je�dzi� z listami, a po powrocie zn�w podarunki, �e si� dobrze sprawi� z poselstwem. Ludzie zamkowi bardzo si� dziwowali tej szczodrobliwo�ci, m�wi�c: � Ot! jako to �aska pa�ska na pstrym koniu je�dzi, a nigdy nie wiedzie�, kiedy przyjedzie, a kiedy odjedzie. Tylko pomi�dzy babami, �e to s� zawsze ciekawsze od m�czyzn, rozmaite chodzi�y plotki. Tam, przy studni i przy k�dzieli, opowiadano sobie, �e Bi�owus ma c�rk�, bardzo pi�kn� dziewczyn�, kt�rej strze�e jak oka w g�owie, bo j� chce wyda� za jakiego bojara, kt�remu by m�g� spu�ci� swoje maj�tki i swoje urz�dy. Dziewka tak jest przeze� strze�on�, �e nawet do cerkwi sam j� prowadzi i sam odprowadza do domu. Ale jest przy niej jakie� stare babsko, kt�r� powiadaj� jej ciotk�, a kt�rej bardzo �le patrzy z oczu. A �e to baba i diab�a oszuka, wi�c kto tam wie, co si� tam dzieje... Baba ta, tak to sobie opowiadano, ma k�dy� pod Wiszni�, niedaleko od jakiego� cudotw�rczego klasztoru, swoj� w�asn� osad�, gdzie te� po wszystkie czasy mieszka�a. Ludzie, kt�rzy chodzili do klasztoru, prosz�c ksi�y o pomoc, kiedy ksi�a im nie pomogli, szli oni do niej po rad� � i� tym jej bardzo dobrze si� dzia�o. A przecie� porzuci�a w�asne obej�cie i przysz�a do Bi�owusa, gdzie z pani sta�a si� s�ug�, swej woli nie ma, a cz�sto jeszcze od tego starego nied�wiedzia mo�e szturcha�ca oberwie. Niech�e to kto wyt�umaczy. Nareszcie co �wiegotliwsze kobiety jeszcze i to dodawa�y, �e wcale nie wiedzie�, k�dy si� wieczorami wymyka starosta, �e go widziano, jak przy p�ocie z t� star� bab� rozmawia�, �e nawet jednego wieczora zauwa�ono, jako wszed� do Bi�owusa cha�upy i znikn��. Ta stara baba nazywa�a si� Marucha, dziewce za� Bia�owusowej by�o na imi� Ofka � i takie to powie�ci o nich noszono po k�tach zamkowych, z uszczerbkiem dobrej s�awy mo�e cale niewinnej dziewczyny i takiego mo�nego pana, jakim by� m�ody starosta. Powie�ci te nie dochodzi�y do uszu knecht�w zamkowych, bo ci po ca�ych dniach byli w pracy, a kiedy mieli jak� godzin� woln�, to si� wymyk