3648
Szczegóły |
Tytuł |
3648 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3648 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3648 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3648 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jacek Sawaszkiewicz
ESKAPIZM
CZʌ� PIERWSZA
Emmelinie Raya
Ziemia
I
�Nazywam si� Mike Cesara. Jestem pilotem statk�w kosmicznych, klasy S, obecnie w stanie spoczynku. Mam 45 lat i na koncie sto czterdzie�ci dwa miesi�ce sp�dzone poza Ziemi�."
Upu�ci�em d�ugopis na biurko i �cisn��em obur�cz g�ow�. W domu panowa�a cisza - w ka�dym razie �aden ha�as nie dociera� tu, do mojego gabinetu mieszcz�cego si� na pi�trze. Blat, o kt�ry opiera�em �okcie, za�ciela�y papiery, spod nich wygl�da� sfatygowany od cz�stego wertowania egzemplarz mojej powie�ci pod przem�drza�ym tytu�em �Katharsis", w prawym rogu pi�trzy� si� stos kartek zapisanych r�cznie, z mn�stwem skre�le� i tak�e r�cznie naniesionych poprawek, lewy zajmowa�a napocz�ta ryza. Szyby w regale bibliotecznym by�y odsuni�te, a ca�� powierzchni� pod�ogi, opr�cz �cie�ki ��cz�cej fotel z drzwiami, pokrywa�y kule zmi�tego papieru i �ci�gni�te z p�ek rega�u ksi��ki otwarte tak, jak je swego czasu pozostawi�em tam, na dywanie. Ten dywan, kt�ry Leslie zam�wi�a w najelegantszym salonie meblowym Zurychu wkr�tce po naszym powrocie z �litanii", przez ostatnie miesi�ce ucierpia� bardziej ani�eli w ci�gu poprzedzaj�cych je trzech lat: le��c na nim zagrzebany w ksi��kach i wydzieraj�c z niego w�osie, wielokrotnie dawa�em upust swojej nie znajduj�cej literackiego uj�cia pasji tw�rczej.
Przyszed�em tutaj zaraz po �niadaniu i jedynym efektem dwugodzinnego �l�czenia nad kartk� by�y te trzy wiersze idiotycznego tekstu. Wyprostowa�em grzbiet. Powinienem zrobi� przerw�, inaczej nie rusz� z miejsca.
�wiergot brz�czyka osadzi� mnie w fotelu. Przycisn��em guzik wideofonu stoj�cego na stoliku przy biurku.
- Halo.
- Czy to numer 4427? - Natychmiast pozna�em g�os Emmeliny, mojej pierwszej �ony. Dzwoni�a z automatu telefonicznego, bo ekran wy�wietla� mi znak nieosi�galno�ci wizji.
- Tak - potwierdzi�em - to numer 4427 i rozmawiasz z Mike'em.
- Och, Mike, jak�e si� ciesz�. - Jej g�os rzeczywi�cie na to wskazywa�. - Jestem w Breshoven.
- Domy�lam si�. - Emmelina, je�eli dzwoni�a z innego miasta, mia�a zwyczaj, sprawdzaj�c numer, wymienia� tak�e numer kierunkowy. Przypomnia�em jej o tym.
- Pami�tasz? �e ty pami�tasz o takich drobiazgach, Mike! Wi�c jestem w Breshoven od pi�ciu minut i dzwoni� z dworca. Mia�am zadzwoni� p�niej, z hotelu, ale na widok tych kabin telefonicznych nie mog�am si� powstrzyma�.
By�o jasne, �e liczy na zaproszenie, i �e tak czy owak wprosi si� do nas, nawet gdybym na ten weekend wybiera� si� z Leslie za granic�.
- Ufam - powiedzia�em - �e za nast�pne pi�� minut zobaczymy ci� w naszym domu. Tw�j pok�j jest wolny.
Przez chwil� udawa�a, �e si� waha.
- Jeste�cie strasznie mili, dzi�kuj�. Przyjad� po po�udniu, jak tylko za�atwi� swoje sprawy. Tymczasem wy�l� do was baga�e.
Za dobrze j� zna�em, by jej uwierzy�, �e poza moim domem ma na terenie Breshoyen cokolwiek do za�atwienia, ale wstrzyma�em si� od komentarzy. Powiedzia�em jedynie, �e b�dziemy na ni� czeka� z niecierpliwo�ci�, czym zaspokoi�em jej pr�no��.
Leslie by�a w patio, gdzie od kilku tygodni trudzi�a si� nad monumentaln� mozaik� maj�c� w nieodleg�ej przysz�o�ci ozdobi� dno basenu. Ubrana w zniszczony kombinezon kl�cza�a obok ha�dy p�askich, r�nokolorowych kszta�tek z tworzywa sztucznego, pochylaj�c si� nad roz�o�onym projektem mozaiki.
Zszed�em do niej i stan��em na kamiennej posadzce patio.
- Lee - powiedzia�em.
Przywo�a�a mnie gestem r�ki.
- Popatrz - trzonkiem p�dzla upapranego w bezbarwnym kleju dotkn�a wizerunku Ortrosa o pa�aj�cych �lepiach i zje�onej sier�ci. - Popatrz na to bydl�. Na jego ogon. Co� z nim jest chyba nie tak?
Projekt, wykonany samodzielnie przez Leslie, w skali 1:10, przedstawia� stworzenia rodem z mitologii. By� tam gryf i hydra lennejska, Stymfalidy, Pegaz, Meduza, Chimera, Cerber - ta mena�eria rozmieszczona na obwodzie zwraca�a �by, dzioby i pyski w stron� ko�a naszkicowanego po�rodku projektu. W tym miejscu z dna basenu wyrasta marmurowa fontanna; Leslie umy�li�a do jej wierzcho�ka przymocowa� pos��ek satyra.
- Co? - zapyta�a spogl�daj�c na mnie z do�u. - Mike.
- W�a�nie rozmawia�em z Emmelin� - odrzek�em. - Jest w Breshoven.
Chrupn�o jej w stawach, kiedy d�wiga�a si� z ziemi.
- Z Emmelin�?
- Zadzwoni�a prosto z dworca, �eby mi powiedzie�, �e jeszcze nie wynaj�a pokoju w hotelu, wia� zaprosi�em j� do nas.
Spod grzywy br�zowych k�dzior�w, kt�re spad�y jej na czo�o, Leslie patrzy�a na mnie �ci�gaj�c usta.
- Naturalnie. - W tym s�owie nie by�o ironii, raczej akceptacja.
Ju� w trakcie naszej powrotnej podr�y z �litanii" dowiedzia�a si� o Emmelinie i o mnie niemal wszystkiego. P�niej, przez cztery lata naszego ma��e�stwa, pozna�a Emmelin� osobi�cie. Zna�a r�wnie� m�j krytyczny stosunek do w�asnej przesz�o�ci i nigdy nie da�a dowodu na to, �e jest o moj� przesz�o�� zazdrosna. Ta nutka rezygnacji w jej g�osie by�a wyrazem niech�ci nie do Emmeliny jako mojej eksma��onki, ale do osoby o nazwisku Emmelin� Raya w og�le.
- S�dzisz - podj�a z namys�em - �e ona tu przyjecha�a ze wzgl�du na Nepa?
To niespodziewane pytanie wytr�ci�o mnie z r�wnowagi.
- Lee - powiedzia�em - przecie� obieca�a�. Obieca�a� nie m�wi� o Nepie ze mn�, dop�ki nie sko�cz� tej ksi��ki.
Schyli�a si�, by wetkn�� p�dzel do kube�ka z klejem, a potem wsun�a mi d�o� pod pach�.
- Obiecam ci to znowu, kotku, ale powiedz, czy jej chodzi o Nepa?
- Jej zawsze o co� chodzi. Na razie chodzi jej o to, �eby�my na ni� czekali ze wzbieraj�c� t�sknot�. Dlatego najpierw przy�le swoje baga�e, a sama zjawi si� po po�udniu. Albo wieczorem, �eby nasza rado�� na jej widok na pewno ju� si�gn�a szczytu. I b�dzie si� naprzykrza� ca�y weekend.
Leslie pu�ci�a moje rami�.
- O Bo�e! Dzisiaj pi�tek, a ja nic nie mam. Absolutnie nic. - Odgarn�a w�osy z czo�a. - Pojedziesz ze mn� po zakupy? Nie, lepiej zosta�. Ona mo�e przyjecha� przed moim powrotem.
Pomy�la�em, �e oto nadarza si� kolejna okazja do wykazania Leslie, �e pomoc domowa jest nam jednak niezb�dna, ale natychmiast zabrzmia�a mi w uszach jej stereotypowa odpowied�: �Nie chc� tutaj �adnej obcej baby". Tote� mrukn��em tylko:
- Zostan� - i oboje ruszyli�my do domu.
W holu wyprzedzi�a mnie i pobieg�a si� przebra� - troch� niezgrabna w pantoflach bez obcas�w i w zbyt obszernym kombinezonie. Chwil� tam sta�em, u podn�a schod�w, nads�uchuj�c odg�os�w jej krz�taniny i rozwa�aj�c, czy mimo wszystko nie wybra� si� z ni� do miasta: to irracjonalne, ale od jakiego� czasu czu�em si� nieswojo, kiedy zostawa�em w tym domu sam. Ostatecznie zagoni�em si� do pracy.
II
Usiad�em za biurkiem i si�gn��em po swoja ksi��k�. Otworzy�em j� na stronie, gdzie ze znamiennym dla zadurzonego cymba�a sentymentalizmem opisa�em drobiazgowo swoje spotkanie z Emmelin� w Bergamo. Od tamtego spotkania up�yn�o ju� pi�� lat, w ci�gu kt�rych Emmelin� odwiedzi�a nas - Leslie i mnie - trzykrotnie.
Przypomnia�em sobie pierwsz� z tych trzech wizyt i zachowanie Emmeliny, kiedy po wej�ciu do salonu zobaczy�a Leslie Leeport odzian� w kusy, wydekoltowany szlafroczek. Nieuchwytny cie� przemkn�� przez jej twarz - mo�e niedowierzania i zawodu, a mo�e niemi�ego zaskoczenia i wzgardy. Zapewne usz�oby to mojej uwagi, gdybym nie obserwowa� jej tak ch�odno, bo w nast�pnej sekundzie Emmelina promieniowa�a �yczliwo�ci�.
- Poznaj� pani� - powiedzia�a do Leslie, zdobywaj�c si� na sympatyczny u�miech. - Lee Scarlet zna dzisiaj ca�y �wiat.
Kiedy indziej by�bym zak�opotany t� sytuacj�, chocia� wtedy ju� od blisko trzech lat byli�my z Emmelina rozwiedzeni. Ka�dy normalny psychicznie m�czyzna na moim miejscu czu�by si� troch� tak, jakby to wci�� prawowita �ona przy�apa�a go z kochank�, ale stan mojej psychiki daleko odbiega� od normy. Mia�em za sob� dwie�cie siedemdziesi�t dziewi�� dni podr�y w kosmosie, dramatyczne przej�cia na �Titanii" i miesi�c pobytu w obozie readaptacyjnym, kt�ry s�uszniej nazwa� by by�o planem filmowym, co zreszt� odnotowa�em w swoim dzienniku.
�Fama g�osi, �e do oboz�w readaptacyjnych dziennikarze nie maj� wst�pu. I prawdopodobnie tak jest wsz�dzie za wyj�tkiem tego obozu. Tutaj cz�� pomieszcze� biurowych wr�cz przysposobiono do potrzeb telewizji i prasy. Wszyscy troje: Leslie Leeport, Jurg Hoestr�m i ja - od tygodnia odpowiadamy na identyczne pytania stawiane dziesi�tki razy przez rozmaitych ludzi, kt�rzy traktuj� nas niczym egzotyczne zwierz�ta. Wczoraj wieczorem jeden z owych bucowatych kamerzyst�w pijany zaczepi� mnie w kasynie i spyta�:
- Ty, stary, jak to jest z tymi dupami tam, na stacjach? Robi� wam grafik ciupciania, czy co?"
By�em po prostu znu�ony. Wprawdzie mia�em �wiadomo�� tego, co si� wok� dzieje, ale pozostawa�em niezaanga�owany. Oboj�tnie przygl�da�em si� Emmelinie i nawet rozbawi� mnie fakt, �e pope�ni�a niezr�czno�� ledwo otworzy�a usta.
- Nazywam si� Leslie Leeport - oznajmi�a Leslie z naciskiem.
- Wielki Bo�e! - powiedzia�a Emmelina. - Sk�d mi si� przypl�ta�o to nazwisko: Lee Scarlet? Przepraszam. - Nie trac�c kontenansu szturchn�a mnie w bok. - Mike, mam si� przedstawi� sama?
- Ja pani� znam - wtr�ci�a Leslie. - Mike opowiada� mi o pani i pokazywa� mi pani fotografie.
- Och.
Najwyra�niej ucieszy�a si�, �e przechowuj� tamte zdj�cia. Wola�a, oczywi�cie, je�li ludzie znali j� z pomostu i prospekt�w, lub bodaj z filmu porno, ale tej prostodusznej os�bce o nazwisku Leslie Leeport i dziwacznym zawodzie, przebywaj�cej miesi�cami poza zasi�giem reklam, mog�a wybaczy�, �e na jej widok nie wpad�a w zachwyt.
Przy kolacji obserwowa�em j� nadal. Milcza�em ograniczaj�c si� do roli bezstronnego s�uchacza i widza. Leslie i Emmelina zachowywa�y si� wobec siebie nienagannie. Obie dokonywa�y rozpoznania i zwleka�y z rozpocz�ciem tej niejako podsk�rnej walki o dominacj�, co zwykle towarzyszy spotkaniu rywalek.
- Nie - m�wi�a Leslie - Jurg prosto z obozu polecia� czarterem do Szwecji. Ma tam rodzin�.
- Nietrudno go zrozumie�.
By�a to pierwsza aluzja, dostatecznie wymowna, by j� rozszyfrowa� - pod adresem Leslie. Z obozu readaptacyjnego wypisano nas przed tygodniem i bezpo�rednio stamt�d ja i �urocza panna Leeport", jak j� pieszczotliwie zwano w prasie, udali�my si� do mojego domu w Breshoven. Leslie regularnie telefonowa�a do swoich rodzic�w w Anglii, o tym jednak, �eby pojecha� do nich, na razie nie my�la�a. Emmelina mia�a jej to za z�e.
- Istotnie - przyzna�em - nietrudno go zrozumie�. Szwecja to jedno z nielicznych pa�stw, gdzie dziennikarze s� w miar� taktowni.
Nie chcia�em zostawia� Leslie samej na placu boju, poniewa� jeszcze zacz�aby si� t�umaczy� przed Emmelina, a t�umaczy� si� przed Emmelina doprawdy nie mia�a obowi�zku.
- By�o ju� z nim tak, �e w pobli�u kamery rozgl�da� si� za m�otkiem.
Wsta�em od sto�u i cicho nastawi�em radio na lokaln� stacj�. Nadawano II Symfoni� Edwarda Speela.
Emmelina od�o�y�a widelec na talerz.
- Zwyk�a kokieteria. Tacy, co uciekaj� przed kamer�, najcz�ciej s� rozgoryczeni, je�eli kamera ich nie z�apie.
- Owszem - powiedzia�a Leslie - do pewnego stopnia ka�dego cieszy powszechne zainteresowanie jego osob�, ale to, co z nami wyprawiano...
- Ja my�l�, �e cieszy! - przerwa�a jej Emmelina. - Ogl�da�am pani� na wszystkich sze�ciu kana�ach telewizji szwajcarskiej.
Wda�y si� w dyskusj� na temat metod pracy dziennikarzy, a ja ch�on�c muzyk� z radia wspomnia�em wra�enie, jakie zrobi�a na mnie Leslie, kiedy zobaczy�em j� po raz pierwszy - tu� przed naszym lotem na �Titani�", w sali restauracyjnej O�rodka Kosmicznych Statk�w Za�ogowych. Po obiedzie, kt�ry zjad�em wraz z pozosta�ymi cz�onkami grupy �Emergency", tak napisa�em w swoim dzienniku o pannie Leeport:
�To Emmelina. To Emmelina, gdy mia�a dwadzie�cia pi�� lat. Te same rysy, oczy, w�osy, ta sama figura, ten sam g�os i spos�b poruszania si�. Ale jest bardziej �ywa i dziewcz�ca, cho� nie�mia�a. No i ma 25 lat. Najwy�ej 26."
W rzeczywisto�ci Leslie mia�a wtedy lat dwadzie�cia osiem. A podczas tej wst�pnej konfrontacji obu pa� mog�em stwierdzi�, �e w innych punktach myli�em si� tak�e.
Leslie - my�la�em - przede wszystkim nie jest tak okropnie chuda. Nos ma prosty, delikatniejsz� opraw� oczu, pe�niejsze wargi, bardziej zaokr�glony podbr�dek i cieplejsz� barw� g�osu. W rysach Leslie i Emmeliny mo�na by si� doszuka� podobie�stwa, ale jest to podobie�stwo, jakie zachodzi w obr�bie jednego typu urody.
Poprzez cichn�c� symfoni� Speela przebi� si� �wiergot wideofonu. Emmelina urwa�a w p� zdania, spogl�daj�c na mnie z roztargnieniem. Przenios�em wzrok z obu kobiet na aparat �wiergocz�cy w rogu salonu i powiedzia�em:
- Odbior� na g�rze.
Drugi wideofon zainstalowany by� w dawnym buduarze Emmeliny. Usiad�em na ��ku, na kt�rym przed laty �cz�owiek o dok�adnie pi�ciuset twarzach, najlepszy spec w swojej bran�y" beztrosko zer�n�� mi �on�. Telefonowano z redakcji �Orbity". Jako� skojarzy�em t� opanowan� twarz na ekranie z ruchliw� twarz� reportera poznanego rok wcze�niej na korytarzu budynku �C" O�rodka Kosmicznych Statk�w Za�ogowych. Dzwoni� w sprawie mojej pisemnej relacji z pobytu w komorze ciszy. Przeprasza�, �e tak d�ugo wstrzymywali si� z jej opublikowaniem.
- W zasadzie nie mamy do niej zastrze�e�, ale chyba nie zaszkodzi�oby bardziej ujawni� osobowo�� bohatera. Podretuszowa� jego portret psychologiczny.
By� to pretekst, o czym mia�em si� zaraz przekona�.
- Tak - odrzek�em. - Ch�tnie przejrz� ten tekst przed oddaniem go do druku.
Wtedy powiedzia� u�miechaj�c si� chytrze:
- Mo�e zainspiruje to pana do napisania drugiej relacji. Z kosmosu. Z pobytu na �Titanii".
My�la�em o tym, kiedy specjali�ci r�nych dziedzin torturowali mnie pytaniami w obozie readaptacyjnym. Zreszt� od dnia startu naszej grupy na �Titani�" nosi�em si� z zamiarem opisania tej wyprawy, nieszcz�snej wyprawy �Emergency".
- Mam taki zamiar - poinformowa�em mojego rozm�wc�.
Zamruga� oczami kr�tkowidza.
- Znakomicie! - Przez chwil� by�o w nim co� z tamtego entuzjastycznego m�odzie�ca, kt�ry dopad� mnie na korytarzu w OKSZ. - Znakomicie. W poniedzia�ek wysy�amy panu zaliczk� i pa�ski tekst. Niczego nie sugeruj�, ale gdzieniegdzie wyczuwa si�, �e autorowi zabrak�o odwagi, aby powiedzie� wszystko do ko�ca.
Uzgodnili�my, �e skontaktuj� si� z nim po przejrzeniu maszynopisu, powiedzieli�my sobie grzecznie �do widzenia" i zszed�em do pa�. Leslie i Emmelina siedzia�y milcz�ce i zachmurzone nad winem, za oknami szarza� zmierzch, a radio nadawa�o poezj� Arnta Rous-sela. Pos�pne wiersze harmonizowa�y z atmosfer� panuj�c� w salonie. W t� atmosfer� zanurzy�em si� jak w odm�adzaj�c� k�piel.
Nast�pnego dnia Emmelina wyjecha�a. By�a to jej jedyna wizyta, kt�rej cel pozosta� dla mnie niejasny do dzisiaj.
III
Wyj��em z ryzy czysty arkusz papieru i po�o�y�em go przed sob�. Napisa�em:
�W gruncie rzeczy nie ma powodu, dla kt�rego nie m�g�bym na wst�pie zacytowa� fragmentu wybranego z mojej pierwszej ksi��ki. Nawet sensownie by by�o rozpocz�� niniejsz� opowie�� od tego, co wyzna�em o sobie Emmelinie, gdy z przyj�cia u Joan Vince prowadzi�a mnie do swego mieszkania, aby tam do �witu formowa� nasz przysz�y zwi�zek."
Przekre�li�em ostatnie zdanie, to o formowaniu zwi�zku, poniewa� zawiera�o niepo��dany akcent humorystyczny, i dopisa�em:
�Dzisiaj, po odpowiedniej aktualizacji danych, m�j �yciorys"
Zmi��em kartk� i cisn��em j� na dywan celuj�c w stado ku� papierowych pod rega�em.
�Odpowiednia aktualizacja danych" - cholera, czy to ma by� jaki� rocznik statystyczny, czy co?
Machinalnie wyci�gn��em r�k� po nowy arkusz i nagle poczu�em znajomy ucisk w skroniach. Kr�tkotrwa�y, t�py b�l promieniuj�cy od ga�ek ocznych przeszy� mi czaszk� i straci�em zdolno�� rozr�niania szczeg��w. Zaczyna�a si� zwyk�a reakcja.
Nie pr�bowa�em przeciwdzia�a�. Blat biurka wirowa� ospale; kontury za�cielaj�cych go kartek zla�y si� ze sob� i utworzy�y bia�� p�aszczyzn�, kt�ra powoli znieruchomia�a.
Tym razem obraz pojawi� si� szybko. Zobaczy�em skrawek naszego ogrodu i brukowan� �cie�k� wychodz�c� na chodnik, zroszon� w po�owie wod� z ogrodowego pulweryzatora. Zaparkowana przy kraw�niku granatowa taks�wka mia�a otwarty baga�nik. Kierowca, t�gi m�czyzna w uniformie i w czapce z zadartym daszkiem, przeciska� si� przez w�sk� furtk�, taszcz�c dwie wielkie walizy: jedn� z czarnej sk�ry, pstrokat� od nalepek, drug� z brezentu w czarno-czerwon� krat�.
Od ulicy da� si� s�ysze� pisk opon i zn�w siedzia�em przy zas�anym papierami biurku. Ucisk w skroniach zel�a�. Przetar�em oczy i potrz�sn��em g�ow�. Wizja trwa�a kilkana�cie sekund, ale by�a wyj�tkowo realistyczna.
Wsta�em i zszed�em do holu. W pokoju obok stuka�y obcasy Leslie zbieraj�cej si� do wyj�cia. Niew�tpliwie szuka�a kluczyk�w od swojego samochodu, kt�re je�eli nie tkwi�y w stacyjce, mog�y znajdowa� si� w dowolnym punkcie tego domu - nie wy��czaj�c kominka czy lod�wki. Najprawdopodobniej jednak znajdowa�y si� one w kieszeni jej kombinezonu, bo Leslie jad�c przedwczoraj po klej do kszta�tek ubrana by�a w�a�nie w kombinezon.
Pchn��em drzwi frontowe. Z ganku brukowana �cie�ka wygl�da�a tak, jak w mojej wizji. Baga�nik granatowej taks�wki zaparkowanej przy kraw�niku by� otwarty, a t�gi kierowca objuczony walizami forsowa� furtk�.
- Pan Mike Cesara? - zapyta�.
- Tak.
Wcisn�� si� wreszcie do ogrodu i stan�� przed gankiem.
- Panna Raya - powiedzia� - poleci�a mi te rzeczy przywie�� tutaj. Ulica si� zgadza i numer te�.
- Wszystko si� zgadza - potwierdzi�em. - Prosz� to wnie�� do holu.
Musia� obr�ci� w sumie trzy razy, by opr�ni� baga�nik. Ustawi� walizki pod �cian�, r�wno, parami - sze�� sztuk, ka�da w innym fasonie i ka�da z dyskretnie, niemniej trwale nadrukowanym z�ocistym monogramem: ER. Ta z czarnej sk�ry, najbardziej wys�u�ona, pami�ta�a jeszcze okres �wietno�ci swojej pani. Zdobi�ce j� nalepki firmowe reprezentacyjnych hoteli europejskich by�y ju� nieco starte i dzi�ki temu straci�y efekciarski wygl�d.
- To pi�kna kobieta - powiedzia� kierowca, kiedy wr�cza�em mu zap�at�. - Pi�kna i szykowna. Panna Raya.
Schowa� pieni�dze, czubkami palc�w dotkn�� daszka czapki i wyszed� na ulic�. Patrzy�em, jak zatrzaskuje baga�nik i wsiada do swojej taks�wki. W my�lach pl�ta�y mi si� jego s�owa. I nie mog�em odm�wi� sobie przyjemno�ci powt�rzenia ich na g�os:
- Panna Raya.
- Panna Raya? - Za moimi plecami Leslie wykr�ci�a tu��w i wci�gaj�c brzuch zapi�a sp�dnic� na biodrze. - No, w ka�dym razie witamy jej lepsz� po�ow�. Sze�� waliz! Panna Raya.
Pochyli�a si� nad nimi, by odczyta� napisy na nalepkach.
- Ho, ho, nawet hiszpa�ski �Osculor".
�OSCULOR - hotel dla nowo�e�c�w i zakochanych" - tak go reklamowano w przewodnikach, rozdzielaj�c oba poj�cia, jakby zak�adano, �e nowo�e�cy niekoniecznie musz� by� zakochani. W tym eleganckim drogim ponad wszelkie wyobra�enie hotelu sp�dzili�my z Leslie trzy doby z naszego miodowego miesi�ca - trzy doby, kt�re powinny zosta� uwiecznione w kronikach �Osculoru". Ale nie my�la�em teraz o nich.
Leslie westchn�a.
- Jeste� pewny - spyta�a prostuj�c si� - �e ona tu przyjecha�a tylko na weekend? - Stan�a do mnie przodem. - Sze�� waliz! Gdybym by�a z�o�liwa, to bym powiedzia�a: petit-maitre.
- Jeste� z�o�liwa.
- Chyba tak. - Przygl�da�a mi si�, jakby szuka�a czego� w mojej twarzy. - Mike - zacz�a tonem, kt�ry obudzi� moj� czujno��. - Ty mia�e�?
- Co mia�em?
�atwo by�o zmiarkowa�, o co pyta i co mi odpowie. Odbyli�my ju� setki takich rozm�w od powrotu z Trytona. Dra�ni�y mnie, tote� czyni�em wysi�ki, by ich unika�.
- Widz� to po tobie, kotku.
- Nie wiem, co po mnie widzisz, ale na pewno wiem, co si� ze mn� dzieje. I nie mia�em �adnych wizji. Ty i te walizki tutaj przypomnia�y mi twoj� afektowan� kapitulacj�.
Zmarszczy�a brwi.
- Kapitulacj�?
- T� sprzed czterech lat. Po starciu z Emmelin�.
Nadu�y�em wtedy wina, bo by�em rad z pos�pnej atmosfery w salonie, kt�ra �wiadczy�a, �e kiedy telefonicznie gwarzy�em z redaktorem �Orbity", obie panie skrzy�owa�y szpady, co pog�aska�o moja m�sk� dum�. Nazajutrz skacowany zwlok�em si� z ��ka o dziesi�tej i pocz�apa�em do kuchni, by zaparzy� kaw�. W holu natkn��em si� na Leslie. Drzwi od ulicy by�y otwarte, a ona schyla�a si� po swoje spakowane nesesery. To studium zastyg�ego ruchu, studium o znaczeniu nieledwie symbolicznym, g��boko zapad�o mi w pami��.
- Po�cig za tob� kosztowa� mnie dwie�cie pi��dziesi�t frank�w - powiedzia�em. - Z napiwkiem trzysta.
Brakowa�o mi wtedy argument�w, czy raczej nie przytacza�em ich do�� �arliwie - czeg� mo�na wymaga� od skacowanego cz�owieka! - wi�c moje pro�by powstrzymania jej od wyjazdu nie odnios�y skutku. Odprowadzi�em j� do taks�wki, a potem zamiast kawy wypi�em pot�nego klina, w�o�y�em spodnie i wczorajsz� koszul�, pozdrowi�em Emmelin� krz�taj�c� si� przy �niadaniu i ruszy�em za Leslie. Dwie�cie metr�w przed wjazdem na autostrad� zatrzyma�em sportowy w�z z m�odym m�czyzn� za kierownic�.
- Za pi�� minut musz� by� na lotnisku. Daj� sto frank�w, p�ac� wszystkie mandaty, pokrywam ewentualne szkody.
M�czyzna wyszczerzy� z�by i ochoczo wskaza� mi miejsce obok siebie. Pokonanie tych dwunastu kilometr�w zaj�o mu osiem minut, bo policjant, kt�ry za zjazdem ze �limaka dogoni� nas radiowozem, wypisywa� mandat bite trzy minuty. Jazd� lewym pasem i z niedozwolon� pr�dko�ci� wyceni� na pi��dziesi�t frank�w, co jednak nie zniech�ci�o nas do dalszego �amania przepis�w drogowych i na lotnisko dotarli�my r�wnocze�nie z taks�wk� Leslie. Tu m�j dobroczy�ca doliczy� mi do rachunku setk� za nadwer�ony silnik. Szczodrze zaokr�gli�em og�ln� sum� do trzystu frank�w i pobieg�em za Leslie maszeruj�c� do wynaj�tego samolotu.
- Lec� z tob� - powiedzia�em.
- �wietnie - rzek�a oddaj�c mi ci�szy neseser.
I wsun�a mi d�o� pod pach�. By� to wyraz czu�o�ci i pojednania, przekona�em si� o tym p�niej.
- Zanim dolecimy do Londynu, wyperswaduj� ci ten wyjazd.
- Staraj si�, Mike.
Sz�a z opuszczon� g�ow�, mimo to wiedzia�em, �e si� u�miecha. Ju� nie chcia�a lecie�, ale jeszcze bardziej nie chcia�a si� z tym zdradzi�. Gdyby uleg�a moim namowom od razu i zosta�a w Breshoven, przyzna�aby, �e to kobieca ambicja zraniona obecno�ci� rywalki w moim domu sk�oni�a j� do nag�ego wyjazdu, a nie rzekomy, wczesnoporanny telefon z Londynu. Pow�tpiewaj�c w ten telefon i roztrz�saj�c tak motywy post�powania Leslie, schlebia�em sobie jak diabli, ale by�em bliski prawdy.
- Staraj si�.
Nie musia�em si� stara�. Ju� po kwadransie lotu Leslie wtulona w m�j bok �artobliwie u�ala�a si� nad losem �porzuconej Emmy" i oskar�a�a mnie, �e �nie mam sumienia". Po p� godzinie zapyta�a retorycznie:
- Co do licha! Czy chimery moich staruszk�w to pow�d, �eby na z�amanie karku lecie� ze Szwajcarii do Anglii?
Po nast�pnym kwadransie uda�a si� do kabiny pilota. Wysz�a stamt�d z wypiekami.
- Poprosi�am go, �eby zawr�ci� - znowu wtuli�a si� w m�j bok. Obj�a mnie niecierpliwie. - I poprosi�am go jeszcze o co�. Jeste� ciekaw, o co?
- Jestem ciekaw.
- Poprosi�am go, �eby nikt nam nie przeszkadza�, dop�ki nie wyl�dujemy. Odpowiedzia�, �e w razie potrzeby mo�e pokr��y� nad lotniskiem.
Potrzeby takiej nie by�o, chocia� kochali�my si� d�ugo, do granic odwlekaj�c fina�. Nasz samolot wyl�dowa� w po�udnie, razem z pierwszymi kroplami deszczu. Kiedy w ulewie wysiadali�my z taks�wki przed moim domem, intuicyjnie odgad�em, �e Emmeliny ju� w nim nie b�dzie. Opr�cz sprzecznych wra�e� nie zostawi�a po sobie niczego, ulotni� si� nawet zapach jej perfum. Leslie potruchta�a prosto do �azienki zdj�� przemoczon� odzie� i wysuszy� w�osy.
- Jeste�my sami, Mike? - By�o to jedyne pytanie z Emmelin� w podtek�cie.
- Tak - odpar�em. I na tym wyczerpali�my ten temat.
P�niej Leslie wesz�a do salonu spowita tylko w r�cznik k�pielowy. Zadar�a jego d� i ods�oni�a sw�j opalony kuperek, na kt�rym widnia� �lad po klamrze od pasa odci�ni�ty w samolocie.
- Zdrowo mnie przypar�e� - powiedzia�a z uznaniem.
Roze�mia�em si� teraz na wspomnienie tamtej sceny i rzek�em do Leslie:
- No wi�c dobrze. Mia�em wizj�. Wci�� marszczy�a brwi.
- Ja te� mia�am. Zobaczy�am, jak wychodzisz na ganek i jak ten kierowca niesie walizki. Nie rozumiem, dlaczego robisz z tego tajemnic�.
- Rozumiesz.
Spokojnie podnios�a na mnie wzrok.
- Nep?
- Tak. Uparcie ��czysz go z tymi wizjami.
- To dwie odr�bne sprawy. Nigdy ich nie ��czy�am.
- Owszem, ��czysz. Poprzez t� histori� z Trytonem. Zaczynasz m�wi� o jednym, a ko�czysz na drugim.
Nie mog�a temu zaprzeczy�. Od naszego l�dowania na Trytonie n�ka�y nas wizje, tak�e na Trytonie, wed�ug niej, �pocz�ty zosta� Nep". T� jedno�� miejsca obu zdarze� Leslie niejednokrotnie wykorzystywa�a do sprytnego wekslowania rozmowy.
- To mnie rozprasza - rzek�em. - Narzucasz mi swoje zapatrywanie.
- Mike. My si� k��cimy?
Nadal patrzy�a na mnie spokojnie i z powag�, ale by�a to ju� powaga dziecka. Poczu�em si� rozbrojony.
- Za�arcie.
- Wi�c zanim si� rozszarpiemy, powiedz, �e pozwalasz mi wzi�� tw�j w�z. Zapodzia�am gdzie� kluczyki.
- Pozwalam. A swoich kluczyk�w poszukaj w kombinezonie.
Cmokn�a mnie w policzek i odesz�a w charakterystyczny spos�b, ko�ysz�c napi�tymi po�ladkami. �Ty nie wiesz, kotku, ale ja mam swoj� taktyk�. Od rana dostarczam ci bod�c�w erotycznych, �eby� wieczorem by� jak reaktor j�drowy".
Zamkn��em drzwi frontowe i po raz trzeci dzisiaj uda�em si� do gabinetu.
IV
By�o po�udnie, s�o�ce wisia�o nad �limakiem autostrady. Leslie wyprowadzi�a z gara�u swojego bordowego fiata. Nie ogl�daj�c si� pomacha�a mi, pewna �e stoj� w oknie, i wyjecha�a na ulic�.
Przy tej ulicy, a �ci�lej szosie, kt�ra przecina Breshoven i spina autostrad� z O�rodkiem Kosmicznych Statk�w Za�ogowych, pi��dziesi�t kilometr�w od mojego domu, w s�siedztwie terenu OKSZ znajduje si� Park Bohater�w. Tak� nazw� temu skromnemu cmentarzowi kremacyjnemu nadali w dniu jego za�o�enia dziennikarze. Nazwa przyj�a si� w�r�d pilot�w, ale jednocze�nie sk�oni�a wi�kszo�� z nich do zweryfikowania pogl�d�w na bohaterstwo, zw�aszcza �e zaszczytu spoczywania w Parku - jak g�osi� regulamin - dost�powa� tylko ten, kto zgin�� tragicznie w kosmosie. Heinz Vogel, instruktor OKSZ o wisielczym poczuciu humoru, na po�egnanie naszego rocznika zorganizowa� nam wycieczk� do Parku Bohater�w, ustawi� nas w szeregu przed �wie�o wytyczon� kwater� i powiedzia�:
- To poletko przeznaczone jest dla tych z was, kt�rym si� wydaje, �e o sztuce pilota�u wiedz� ju� wszystko.
Dzi� na tej kwaterze wznosi si� szesna�cie nagrobk�w z bia�ego piaskowca, czternasty opatrzony jest napisem:
JOSE MARTINEZ
pilot klasy 0
zgin�� na �Titanii"
Bez dat, bez szczeg��w. Dok�adne dane wpisano do Ksi�gi Pami�ci przechowywanej w sejfie O�rodka Kosmicznych Statk�w Za�ogowych.
Nie moja rzecz os�dza�, czy Jose Martinez zgin�� jak bohater czy nie. Zrobili to ludzie bardziej kompetentni i obiektywni ode mnie, kt�rzy ponadto, maj�c do dyspozycji zapisy z kamer i czujnik�w, godzina po godzinie prze�ledzili bieg wypadk�w na �Titanii". Josee Martinez zosta� po�miertnie awansowany, a jego prochy umieszczono w Parku Bohater�w. By�em na tym pogrzebie - uroczystym, ale nazbyt pompatycznym i zgie�kliwym, by nastraja� do refleksji, i kiedy patrzy�em na sun�c� nad t�umem trumn�, przypomnia�o mi si� popularne w �rodowisku pilot�w powiedzonko: p�j�� na d�ugi spacer do Parku. Nie by�em natomiast na pogrzebie ofiary Jose Martineza - Pottera Brentona, bo pani Brenton za��da�a od w�adz OKSZ przewiezienia proch�w jej syna do Kanady.
Usiad�em w fotelu.
Grupa �Emergency"... Jose Martinez i Potter Brenton nie �yj�, Fred von Neheim od czterech lat jest pod opiek� psychoterapeut�w, Jurg Hoestrom obwo�a� si� prorokiem, woja�uje po Europie i krzewi now� religi�, Leslie i ja... my chyba te� si� kwalifikujemy do Kliniki Profesora Hysia.
V
Ekran wideofonu zmniejsza� twarz Reinharda Metternicha i nie wida� by�o na niej drobnych blizn od oparze� - pami�tki po sztubackich eksperymentach z �ugiem. Reinhard ssa� pastylk� eukaliptusow� i od dziesi�ciu minut m�wi� o swoich problemach wydawniczych, z czego pojmowa�em akurat tyle, ile mo�e poj�� cz�owiek z zewn�trz. S�ucha�em go napi�ty i czeka�em na pytanie: �A co z twoj� now� powie�ci�, Mike?" - nieuniknione, kiedy si� rozmawia z takim wydawc� jak Metternich.
Pozna�em go p� roku po powrocie naszej zdekompletowanej grupy z �Titanii", a dwa tygodnie po tym, jak na �amach �Orbity" ukaza�y si� moje relacje: �Ziemia" i �Kosmos". Nad �retuszowaniem portretu psychologicznego bohatera" �Ziemi" i nad �Kosmosem" pracowa�em trzy miesi�ce. Ca�o��, nieznacznie adiustowan�, ale bez skr�t�w, �Orbita" opublikowa�a w odcinkach, pod wsp�lnym tytu�em �Katharsis". W nast�pnych dniach otrzyma�em od znajomych kilka list�w z ob�udnymi gratulacjami i jeden z Yerlag R. Metternich, podpisany przez w�a�ciciela tego wydawnictwa i zawieraj�cy konkretn� propozycj�. Leslie nie mog�a jecha� ze mn�, tote� do Berna pojecha�em sam. Przenocowa�em w hotelu, a na drugi dzie� wkroczy�em do gabinetu Reinharda Metternicha. Ten niewysoki, oty�y m�czyzna o �ysiej�cej czaszce i dziobatym, okr�g�ym obliczu, uraczy� mnie na wst�pie s��nistym streszczeniem mojego w�asnego utworu, po czym podetka� mi puszk� z pastylkami eukaliptusowymi, sam si� pocz�stowa� i powiedzia� zwi�le: �Panie Cesara. Sporz�dzi�em umow� o pa�skie dzie�o. P�ac� pi�� tysi�cy po podpisaniu umowy i p� franka od ka�dego sprzedanego egzemplarza pa�skiej ksi��ki. Znam rynek i mog� pana zapewni�, �e honorarium za pi��dziesi�t tysi�cy egzemplarzy ma pan w kieszeni. Razem z zaliczk� wyniesie to trzydzie�ci patyk�w. Ciesz� si�, �e wyra�a pan zgod�. Prosz� podpisa� tu na dole". Nawet nie spostrzeg�em, kiedy wetkn�� mi do r�ki d�ugopis. Ale zrobi�em z niego u�ytek: trzydzie�ci tysi�cy frank�w szwajcarskich jest to suma, kt�ra przem�wi do wyobra�ni ka�demu, nie wykluczaj�c posiadaczy kart kredytowych z nadrukiem B.O. Przy tym mia�em j� dosta� za owoc pracy, kt�rej wprawdzie nadawa�em jakie� tam drugorz�dne znaczenie osobiste, ale kt�rej nie nadawa�em przecie� znaczenia handlowego.
- ... upar� si�, �ebym ja to firmowa� - m�wi� Reinhard o m�odym poecie spowinowaconym przez tatusia z ko�ami rz�dowymi. - On, oczywi�cie, chce finansowa� t� imprez�. Jezu, niekt�rzy ludzie maj� naprawd� za du�o forsy. Je�eli ja mu wydam ten tomik, zapaskudz� sobie szyld... A co z twoj� now� powie�ci�, Mike?
Pytanie wreszcie pad�o. Da�em na nie odpowied� t�, co przed miesi�cem:
- Biedz� si� nad pocz�tkiem i zako�czeniem. Reszt� ju� mam.
I us�ysza�em to, co przed miesi�cem:
- Wi�c masz prawie wszystko. - Reinhard wychyli� si� poza zasi�g widzenia kamery swojego aparatu. - Aha, ten tytu�: �Eskapizm". Kurt ma do niego zastrze�enie.
O Kurcie Haslerze wiedzia�em, �e jest wsp�lnikiem Metternicha i jego doradc� do spraw wydawniczych, i �e para si� krytyk� literack�.
- Nie sformu�owa� tego precyzyjnie. - Reinhard trzyma� przed sob� notatnik. - �Obawiam si� - odczyta� - �e recenzenci potraktuj� to jak wyzwanie. Nie znam ksi��ki, mo�e tre�ci� b�dzie ona uzasadnia� tytu�, niemniej odradzam". No, jego opinia nie przes�dza jeszcze niczego. Om�wimy to, jak przy�lesz swoj� powie��. Teraz sprawa pilniejsza, Mike. Chodzi o t�umaczenie �Katharsis". Jakie masz plany na ten weekend?
- Dom, telewizja, rozkoszne igraszki z pi�rem...
- Odwiedzi� mnie dzisiaj wydawca z Quebec i telefonowa�a Sylvie Poquet z Oficyny Paryskiej. S� dwie oferty, ale jest te� jeden szkopu�. Wola�bym nie odk�ada� tego do poniedzia�ku. Mo�na zak��ci� wasz� idyll� rodzinn�?
- Leslie przygotuje ci pok�j.
- Leslie. - Czo�o Reinharda u�o�y�o si� w fa�dy. - Wiesz, �e wczorajszy �Bern Zeitung" po�wi�ci� jej �wier� kolumny?
- To ju� przesada. Nie, nie wiem, nie prenumeruj� �Bern Zeitung". Zn�w o Trytonie?
- Niezupe�nie. Pisz� o Nepie.
Zakl��em mimo woli. Reinhard wyplu� w gar�� pastylk� i bez po�piechu wsadzi� w z�by wygas�� fajk�. Przed laty zacz�� ssa� pastylki eukaliptusowe, by odzwyczai� si� od palenia. Pali� nie przesta�, wpad� za to w na��g ssania pastylek. Dziwne, �e pomy�la�em o tym teraz.
- Przywioz� wam ten numer - powiedzia�. - To mo�e by� dla twojej nowej powie�ci dobra reklama. Zale�y, jak daleko si� posun�.
- Sk�d oni wiedz� o Nepie?
- Poj�cia nie mam. Czy Leslie rozmawia�a z kim� z prasy?
- Nie. Chyba nie. Nie wiem.
- Artyku� jest og�lnikowy. Ten ca�y �zez" przysi�ga, �e czerpa� informacje z wiarygodnego �r�d�a, ale go nie ujawnia. Porusza si� w temacie po omacku. Ja bym powiedzia�, �e to, co on wysma�y�, to jest kompendium plotek o Nepie, kt�re kr��� w waszym hermetycznym �rodowisku.
- Ufam, �e oka�e si� ono dostatecznie hermetyczne.
- Ja r�wnie�, Mike. Spr�buj� si� czego� dowiedzie� o �r�d�ach informacji tego pana.
- Spr�buj. Je�eli w og�le ma to jakie� znaczenie.
- B�d� u was jutro albo w niedziel�.
Reinhard wy��czy� si�, a ja zszed�em do ogrodu, by och�on��. Zakr�ci�em dop�yw wody do pulweryzatora i stan��em na ganku. By�o s�onecznie, od po�udnia d�� przenikliwy wiatr - zwiastun jesieni.
�Ja r�wnie�, Mike" - powiedzia� Reinhard. Powiedzia� to jowialnie, by� jednak zaniepokojony poczynaniami pana �zeza", jego usi�owaniem wprowadzenia na rynek czytelniczy towaru, kt�ry obstalowa�o u mnie Yerlag R. Metternich. Podziela�em niepok�j Reinharda, ale z innych wzgl�d�w. Kt� z nas zachowa oboj�tno��, kiedy wywlekaj� na jaw brudy jego psychiki.
Wzruszy�em ramionami. Znowu si� ok�amuj�. Przecie� nie tak dawno sam napisa�em w drugiej cz�ci �Eskapizmu":
�Wtedy Leslie wybuch�a.
- Brudy? O jakich brudach, do cholery, m�wisz?
Odpowiedzia�em szorstko:
- Mog� znie�� twoj� egzaltacj� i twoje urojenia. To jest nawet zabawne, przydaje ci kolorytu. Mog� znie�� twoje nieustanne konsultacje z Rettmanem. On, jak ka�dy psycholog, ma kuku na muniu, wi�c te brednie bierze na serio. Ale, na mi�o�� bosk�, nie wci�gaj w to ginekolog�w i po�o�nik�w z tych zarozumia�ych, rozplotkowanych klinik w Zurychu.
Zamaszystym ruchem pozby�a si� fartuszka, kt�ry opasywa� j� w talii, sk��bi�a go i cisn�a w kierunku kuchennego wieszaka.
- Co ty, u licha, wiesz o ci��y? - spyta�a. Policzy�em w duchu do dziesi�ciu.
- Pos�uchaj. Mo�e faktycznie nie wiem nic o ci��y, mo�e nie wiem nawet, jak si� do ci��y przyczyni�. Ale znam dziennikarzy. Pod ich pi�rami twoje niewinne urojenia urosn� do rozmiar�w paranoi. Chcesz zrobi� z siebie po�miewisko?
Leslie zaczerpn�a do p�uc powietrza.
- No to pos�uchaj teraz ty. Urojenia, egzaltacja, brednie... Dobrze. Ale nie wmawiaj mi, �e to ja publicznie pior� brudy. Nie wmawiaj mi tego, bo zaraz przynios� tutaj t� twoj� ekshibicjonistyczn� ksi��k� i przeczytam ci j� na g�os. �Katharsis�! To jest w�a�nie publiczna pralnia twojego sumienia!"
Ta k��tnia wywi�za�a si� mi�dzy nami p� roku po naszym powrocie z Trytona. Jej opis znalaz� si� w pliku moich notatek, jak zreszt� wszystkie fakty zwi�zane z wypraw� �Tryton". Wtedy ju� pracowa�em nad �Eskapizmem" i wybuch Leslie u�wiadomi� mi, �e ta powie�� b�dzie moim drugim aktem ekshibicjonistycznym. U�wiadomi� mi to wyra�nie, a jednak pi�ra nie od�o�y�em, ma�o tego, by�em sk�onny ukaza� siebie jako zboczonego potwora i zwyrodnialca, byleby zadowoli� Metternicha i czytelnik�w.
By�em i jestem nadal sk�onny to zrobi�, wi�c dlaczego udaj�, �e niepokoj� mnie dzia�ania pana �zeza", �e rad bym uchroni� sw�j dom przed ludzk� w�cibsko�ci�?
B��dzi�em wzrokiem wzd�u� szpaleru cichych domk�w po przeciwnej stronie ulicy. Moje pozaziemskie peregrynacje nie sprzyja�y nawi�zaniu s�siedzkich kontakt�w i od kiedy Joseph Bragg przesta� u nas bywa�, wiedli�my z Leslie doprawdy samotniczy �ywot.
W oczach s�siad�w - pomy�la�em - pewnie uchodzimy za par� dziwak�w. I nie bez kozery.
Cofn��em si� do holu. Wtaska�em dwie walizy Emmeliny na pi�tro, zostawi�em je u szczytu schod�w i skr�ci�em do gabinetu. Nie marnowa�em czasu na zasiadanie za biurkiem. Stoj�c opisa�em w skr�cie swoj� telefoniczn� pogaw�dk� z Reinhardem Metternichem, a poni�ej zamie�ci�em uwag�:
�Podzielam jego niepok�j. Cz�sto przekonujemy si�, �e ludzie oceniaj� nas fa�szywie. Mam na to dowody. Kt�rykolwiek z dziennikarzy bra� na warsztat moj� biografi�, zawsze przedstawia� mnie karykaturalnie."
Po�o�y�em kartk� na stos r�kopis�w w prawym rogu blatu, chocia� dla tego tekstu nie potrafi�bym znale�� rozs�dnego zastosowania literackiego. Nie m�g� mi on pos�u�y� ani za fabularne uzupe�nienie �Eskapizmu", ani tym bardziej jako pocz�tek b�d� zako�czenie tej powie�ci.
- Ty za�gany sukinsynu - powiedzia�em do siebie czule.
VI
S�ysza�em, jak Leslie wprowadza samoch�d do gara�u i jej ci�kie kroki na ganku i w holu. Nie opuszcza�em swojego taboretu czekaj�c, a� ona przyd�wiga zakupy do kuchni. By�a to jedna z tych nie werbalnych metod perswazji, jakie stosuj�, by nak�oni� moj� �on� do zatrudnienia pomocy domowej. Ostatecznie mog�a zreszt� zda� si� na �Garma�erni� Guenthera Geissa"; ca�� t� wa��wk� mia�aby w domu za godzin�, a wymaga�oby to akurat tyle wysi�ku, ile wysi�ku wymaga nakr�cenie numeru �Garma�erni". Pomagaj�c jej rozpakowa� sprawunki podzieli�em si� z ni� refleksj�.
- Po prostu chcia�am si� przewietrzy� - odrzek�a.
To samo powiedzia�a przedwczoraj, w �rod�, kiedy pojecha�a po klej do kszta�tek i przepad�a na sze�� godzin.
- Jaki� zboczony jest ten tw�j gach - zauwa�y�em wtedy ponuro - skoro podniecaj� go babki w kombinezonach. I niezmordowany w tych rzeczach. Marato�czyk.
Z przekornym u�miechem Leslie przytakn�a.
- No. I da� mi prezent dla ciebie.
- B�g zap�a�.
- Nie spytasz, co mi da� dla ciebie?
- Co ci da� dla mnie?
- Trynia.
Tak czy owak od przedwczoraj nie mia�em okazji odebra� tego prezentu. Pomy�la�em, �e to dosy� niegrzecznie z tym si� oci�ga�.
- O rany! Zachodz� w g�ow�, co ty robisz w tej kuchni, a my�my przecie� nie jedli lunchu.
Od dnia zawarcia naszego ma��e�stwa obowi�zuje mnie typowo angielski rozk�ad posi�k�w i Leslie przestrzega go twardo. - Biedny Mike.
Otworzy�a �rodkowe drzwiczki lod�wki.
- Czy mi si� zdawa�o, czy w holu stoj� cztery walizki?
- Dwie zanios�em na g�r�.
- Racja. Musz� przygotowa� ten pok�j zanim ona przyjedzie.
Nala�a do dzbanka kawy z kuchennego ekspresu, krytycznie obejrza�a p�misek z wczorajszymi kanapkami, i przeszli�my do jadalni.
- Dwa pokoje - powiedzia�em siadaj�c naprzeciwko Leslie. - B�dziemy go�ci� Metternicha.
- Metternicha?
- Reinharda.
- A, Hardiego. Dawno u nas nie by�.
Si�gn��em po dzbanek.
- Przyjedzie jutro albo pojutrze. Mo�e przenocuje. - I opowiedzia�em jej o zainteresowaniu, jakie moja powie�� wzbudzi�a w wydawcach kanadyjskich i francuskich. - Przyjedzie om�wi� szczeg�y.
Leslie nadgryz�a kanapk� z p�atkiem szynki o nieco wyschni�tych brzegach.
- Gratuluj�. - Uradowa�a j� ta wiadomo��.
- Pyta� mnie te�, czy rozmawia�a� z kim� z �Bern Zeitung".
- Z �Bern Zeintung"? Ja? - Jej zdziwienie by�o naprawd� autentyczne. Je�eli mia�em co do niej niejasne podejrzenia, ju� si� od nich uwolni�a. Ale przyczyna, dla kt�rej moja �ona w �rod� znikn�a na sze�� godzin z domu, nadal pozostawa�a niewiadoma. - Dlaczego mia�abym rozmawia� z kim� z �Bern Zeitung"?
- Niejaki �zez" opublikowa� we wczorajszym numerze artyku� o Nepie.
Oczy jej rozb�ys�y i a� westchn�a.
- Nie wiem - doda�em - co o nim napisa�. Reinhard ma przywie�� ten numer.
- Wa�ne, �e napisa�.
- No oczywi�cie.
Znieruchomia�a z fili�ank� przy brodzie.
- Nie rozumiem, dlaczego si� w�ciekasz - rzek�a rozpromieniona. - Dlaczego w�ciekasz si� na mnie.
W�ciekam si� - mog�em jej odpowiedzie� - bo utkn��em jak idiota. Powinienem wyjecha� gdzie�, odpocz��. Pieprzy� t� powie��, Reinharda i jego terminy.
Dopi�em kaw�.
- Do kt�rego pokoju zanie�� baga� panny Raya? - spyta�em. - Do niebieskiego?
- Tak. Zaraz tam przyjd�, kotku.
VII
Ustawi�em walizki przy szafie i usiad�em na ��ku nakrytym niebiesk� kap� dobran� do koloru �cian. Ten pok�j powoli stawa� si� przystani� Emmeliny: nocowa�a tu w trakcie ka�dej swojej wizyty. Ka�dej opr�cz drugiej, bo w trakcie drugiej Emmelina nie nocowa�a u nas w og�le, chocia� Leslie przygotowa�a jej tutaj nocleg.
Drug� wizyt� panna Raya z�o�y�a nam niebawem po ukazaniu si� mojej ksi��ki. Wydawnictwo Yerlag R. Metternich dotrzyma�o umowy i w maju rzuci�o do ksi�gar� pi��dziesi�t tysi�cy egzemplarzy �Katharsis". Powie�� rozchodzi�a si� w przyzwoitym tempie, Reinhard zaciera� r�ce, a stan mojego konta krzepi�co wzrasta� i dostawa�em od czytelnik�w listy z przychylnymi opiniami. Mniej przychylne by�y opinie krytyk�w profesjonalnych. Jeden z jajog�owych mia� do mnie pretensje o zbytni� literacko�� j�zyka, drugi o kokieteri�, trzeci o afektacj�, czwarty udowadnia�, �e moja ksi��ka wbrew pozorom pozbawiona jest warto�ci poznawczych i faktograficznych i na dobr� spraw� �aden z recenzent�w nie znalaz� w �Katharsis" nic, co by�oby godne pochwa�y, wszyscy natomiast oskar�yli mnie o eskapizm. Kiedy ustali�em znaczenie tego terminu, os�upia�em. Chwyci�em za wideofon.
- Ucieczka od rzeczywisto�ci? - powiedzia�em do mikrofonu. - Czy oni poszaleli?
Reinhard ssa� pastylk� eukaliptusow� i by� rozanielony.
- Czym ty si� przejmujesz? - zapyta�. - Reklam�?
- To raczej jest sprzeczne z moim poj�ciem reklamy.
Roze�mia� si� niczym oficer gwardii.
- A jak ty sobie wyobra�asz drog� na rynki zagraniczne? Kto dzisiaj przet�umaczy ksi��k�, kt�r� chwali krytyka, na domiar napisan� w konwencji realistycznej? Aha, potr�ci�em z twojego honorarium dziesi�� procent na koszta tej reklamy.
J�kn��em.
- Chcesz powiedzie�, �e to ja zap�aci�em za te recenzenckie siekiery?
- Przyn�ta kosztuje, Mike. Ryzykujemy obaj.
- No - uda�o mi si� wykrztusi� - kogo jak kogo, ale ciebie trudno pos�dzi� o ucieczk� od rzeczywisto�ci.
Emmelina przyjecha�a w okresie, kiedy jeszcze dr�czy�em si� tymi recenzjami. Przyjecha�a niespodziewanie, wczesnym popo�udniem, bez baga�u. By�a w �wietnym humorze. Przy koktajlu, kt�ry uwarzy�a z nasion piekielnej ro�liny Morning glory, �artuj�c opowiedzia�a nam mn�stwo naj�wie�szych sto�ecznych plotek, a potem poprosi�a mnie, �ebym j� zawi�z� na dworzec, gdzie zostawi�a walizki.
Wsiedli�my do carbigha i ledwo wyjecha�em z gara�u na ulic�, przyst�pi�a do rzeczy:
- Kto by przypuszcza�, Mike, �e zajmiesz si� czym� tak niepowa�nym jak pisanie ksi��ek. - Wyj�a z torebki moj� powie��, a ja od razu sp�on��em rumie�cem. - Masz fantazj�, wiesz?
Nie odzywa�em si�. Zaczyna�em przeczuwa� najgorsze. Emmelina otworzy�a ksi��k� mniej wi�cej po�rodku i odczyta�a fragment:
- �Obok drzwi wisia� kolorowy plakat przedstawiaj�cy nag� kobiet� w wyuzdanej pozie, opatrzony napisem: SEX DELIGHT". - Wielki Bo�e, jakie to naiwniutkie!
- Ja widzia�em ten plakat - odrzek�em zmieszany. Nie umia�bym jej wyt�umaczy�, jak mo�na dok�adnie widzie� co�, co nie istnieje.
- Och, tak! S�uchaj, Mike. Pierdoli�e� mnie chyba we wszystkich mo�liwych pozach, wi�c powiedz mi, kt�ra to jest taka wyuzdana?
- Nie b�d� wulgarna.
Patrzy�em przed siebie, na jezdni�, niemniej wiedzia�em, �e Emmelina si� u�miecha.
- Zmieni�e� si�. To ona na ciebie tak wp�yn�a?
- Odwal si� od Leslie.
- Masz racj�, nie po to tu przyjecha�am. - Znowu zajrza�a do ksi��ki.
- Powiedz mi, sk�d ty wytrzasn��e� to nazwisko: Emmelina Raya?
- Przed chwil� powiedzia�a�, �e mam fantazj�.
- Och, tak! - powt�rzy�a. - Masz fantazj�. Zmieni�e� moje nazwisko, zmieni�e� pewne realia... I wydaje ci si�, �e w ten spos�b zapobieg�e� skandalowi?
Skr�ci�em w g��wn� ulic� osiedla. Mijali�my dom komandora Josepha Bragga - zarejestrowa�em to automatycznie, bo moj� uwag� zaprz�ta�a ta rozmowa.
- Do czego zmierzasz?
- Prosto do forsy. - Emmelina wci�� by�a w sielskim nastroju. - Twoja ksi��ka wywo�a�a skandal towarzyski. Musz� st�d sp�ywa�, w Szwajcarii jestem sko�czona. I ty mi w tym pomo�esz.
- Ja?
- Potrzebuj� pieni�dzy, �eby si� urz�dzi� za granic�.
- Ile?
- Sto tysi�cy - odpar�a beztrosko.
Na moment pociemnia�o mi w oczach. Zdj��em nog� z gazu, zjecha�em na prawy pas i zahamowa�em przy kraw�niku.
- Ale frank�w, Mike. Tylko frank�w. Mam tyle - pomy�la�em. - Tyle mam. - To by�a jedyna my�l, kt�ra mi wtedy przysz�a do g�owy. Sprawi�a mi ulg�.
- A je�eli nie dam ci tych pieni�dzy?
- Dasz. Patrz strona... - zaszele�ci�a kartkami - ...strona trzydziesta czwarta. Cytuj�: �...to nie wyrozumia�o��, to chorobliwa szlachetno��", mowa o twojej szlachetno�ci, Mike'a Cesara. I nast�pny cytat - z furkotem przewr�ci�a kartki - pos�uchaj: �...moj� rozmow� ze wsp�w�a�cicielk� �Terry", Luiz� Pagat, na kt�rej, zazdrosny o Emmelin�, wymusi�em, aby ograniczy�a jej rol� do roli po�ledniej modelki..."
- A je�eli nie dam ci tych pieni�dzy?
- Mike. Dworzec jest p� kilometra dalej.
- Czekam na odpowied�.
Po�o�y�a �okie� na oparcie i okrasi�a twarz b�ogim u�miechem.
- Je�eli nie dasz mi tych pieni�dzy - rzek�a pogodnie - wynajm� adwokata. Doprowadz� do podzia�u maj�tku, wyst�pi� o alimenty. Stracisz bez por�wnania wi�cej i b�dzie si� to ci�gn�� za tob� latami. Proponuj� ci uk�ad prostszy: ty mi dasz t� setk�, a ja notarialnie zrzekn� si� wszelkich roszcze�. Jedziemy, m�j herosie kosmosu?
W��czy�em kierunkowskaz i pojechali�my.
- Czy to nie wymarzony dla ciebie uk�ad? - zapyta�a Emmelina, kiedy zgasi�em silnik przed dworcem.
Wymarzony czy nie, uk�ad ten rozs�dniej by�o zawrze�. Podobnie jak Reinhard, Emmelina �y�a mocno osadzona w rzeczywisto�ci.
- Nie ��dam cud�w - powiedzia�a. - Masz tydzie� na zebranie tej forsy. - Z przegr�dki w torebce wydosta�a wizyt�wk�. - Prosz�, tu jest adres notariusza w Bernie. B�d� u niego w przysz�y wtorek, w po�udnie. Z got�wk�. - nie by�aby sob�, gdyby tego nie podkre�li�a.
Machinalnie wzi��em od niej t� wizyt�wk�. Emmelina wetkn�a moj� powie�� do torebki i zwolni�a zatrzask drzwiczek.
- Za kwadrans mam poci�g do Zurychu, stamt�d lec� do Pary�a. �ycz mi katastrofy i przepro� ode mnie Leslie. Powiedz jej, �e na dworcu dor�czono mi telegram, i �e musia�am natychmiast wraca�. Wymy�l co�, masz przecie� fantazj�.
- �ycz� ci katastrofy. Przes�a�a mi s�odki poca�unek.
- Ja tobie b�d� tego �yczy� dopiero za tydzie�.
Trzasn�a drzwiczkami. Lekkim krokiem przeci�a chodnik, zgrabna i �ywio�owa w be�owym kostiumie. Ruszy�em, kiedy znik�a w budynku dworca.
Po tygodniu, we wtorek, tu� przed dwunast� w po�udnie, wysiad�em z taks�wki na zacisznej uliczce berne�skiej. Mia�em przy sobie szar� paczk� z tysi�cem sprasowanych banknot�w stufrankowych. W pi�trowej willi, w gabinecie notariusza oczekiwa�a mnie Emmelina i dokumenty prawne przygotowane do podpisania. Za�atwili�my to szybko i kulturalnie. Wracaj�c do taks�wki czu�em si� troch� tak, jak katolik odchodz�cy od konfesjona�u.
Kwita - pomy�la�em. - Wyszed�em na czysto.
Mog�o to si� odnosi� i do Emmeliny, i do mojego konta bankowego.
VIII
Stan��em w drzwiach jadalni. Leslie siedzia�a zadumana nad wystyg�� kaw� i z nadgryzion� kanapk� w r�ce.
- Czytasz wczorajszy numer �Bern Zeitung"? - zapyta�em.
Ockn�a si�.
- Co?
- Pytam, czy przeczyta�a� ju� artyku� o Nepie.
Zmarszczy�a czo�o i od�o�y�a kanapk�.
- Wcale nie jestem ciekawa tego artyku�u. Zastanawia�am si� nad czym� innym. Zanios�e� walizki?
- Zanios�em. I nad czym si� tak zastanawia�a�?
- Nad przewrotno�ci� losu. Bo jest w tym jaka� przewrotno��, �e ludzie zaczynaj� interesowa� si� Nepem teraz, kiedy Nep lada dzie� ma nas opu�ci�.
O odej�ciu Nepa s�ysza�em od miesi�cy i od miesi�cy odwleka�o si� ono, chocia� niczego tak nie pragn��em, jak je przy�pieszy�. Powiedzia�em to Leslie.
- Przekonasz si� - odrzek�a. - Jeszcze w tych dniach. - Strzepn�a palcami. - By�abym zapomnia�a. Spotka