3564
Szczegóły |
Tytuł |
3564 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3564 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3564 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3564 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Bo�ena Budzi�ska
Sezon na pomara�cze
2
Copyright by Bo�ena Budzi�ska
Wydawnictwo �Tower Press�
Gda�sk 2001
3
M.M. na pami�tk� Sezonu
1989/90
4
�Niech B�g zabierze kr�la...
a mnie zostawi ten �wiat, bym si�
nim pobawi��
(Ryszard III)
5
Sezon na pomara�cze
Od dziecka marzy�em o plantacji pomara�czy, cho� moi rodzice, s�ynni botanicy,
spodziewali si�, �e p�jd� ich �ladem i b�d� bada� dziwne ro�liny w oran�erii, kt�r� stworzyli
przez lata pracy naukowej. Ojciec zajmowa� si� genetyk� ro�lin i krzy�owa� przer�ne
storczyki, chc�c uzyska� nowe odmiany i kolory, a udawa�o mu si� wszystko; odwiedzali nas
powa�ni handlowcy i specjali�ci z dziedziny hodowli ro�lin, podziwiaj�c, kupuj�c, �echc�c
ambicje hodowcy. Do siedemnastu tysi�cy znanych ju� odmian dorzuci� jeszcze par� innych.
Szczeg�lnie ulubion�, kt�r� krzy�owa� na wszystkie mo�liwe sposoby, by�a cattieya horace z
tropikalnej Ameryki.
Nim po raz pierwszy ofiarowa�em j� Annie Marii, mia�em okazj� pozna� wszystkie
zwyczaje tego kwiatu. Mieszka w najbardziej wilgotnej komorze szklarni, gdzie a� zatyka
mnie prawie skraplaj�ce si� na wargach powietrze. Gdy dojrzewa, potrzebuje p�mrocznej
szaro�ci. �atwo j� zabi�, wystawiwszy na pe�ne �wiat�o s�oneczne. Na jej li�ciach o
aksamitnym po�ysku wykwitn� brunatno-czarne plamy i skurczy si� ca�a, skarleje, z�erana
b�lem oparzelin. T� ro�lin� szczeg�lnie ukocha� ojciec i wynalaz� nowe odmiany -vand� i
olivi�, a s� to imiona mej matki, kt�ra malowa�a kwiaty do ilustrowanych album�w,
wydawanych w wielu krajach �wiata.
W ro�linnych wariacjach najbardziej pasjonowa�y ojca barwy, kwiat powinien opalizowa�
nimi w zale�no�ci od o�wietlenia i miejsca, w jakim zostanie ustawiony. Kwitn�ca we
wrze�niu, pod s�onecznym znakiem Panny cattleya horace przypomina kszta�tem sp�dnic�
ta�cz�cej samb� Brazylijki, rozrastaj�c� si� u kolan w pl�taninie zmy�lnie postrz�pionych
wst��ek i kawa�k�w bia�ego tiulu. Biel delikatnie wgryza si� w materi�, podkre�la
nier�wno�ci, granulowan� struktur� powierzchni korony. Cattleya ojca jest o tyle niezwyk�a,
�e w swej podstawowej formie osi�ga wszystkie mo�liwe odcienie krwi i przetacza si� przez
nie w swym zakwitaniu i wi�dni�ciu od barwy wody, do kt�rej wlano zaledwie par� kropel
czerwieni, po zastygaj�c� czerwonoczarn� ple��, podczas gdy u innych hodowc�w ucieka w
r�e, wi�niowo-bia�e kompozycje i fiolety. Vanda zakwita zim�, przera�a�a mnie zawsze, bo z
jej wn�trza spogl�da co� niesamowitego, co �amie moj� wiedz� sw� magiczn� moc�; ka�dy
nerw tej b��kitnej damy podkre�laj� faluj�ce pr�gi, kt�re uderzaj� w blady b��kit swym
niespokojnym granatem, tworz�c jakby rozpryskuj�ce si� o brzeg morski dotkni�cia wodnych
pian.
�wiatowym sukcesem okaza�a si� jednak nie vanda, lecz olivia, kr�lowa sierpnia, o
kszta�cie podnosz�cego si� do lotu motyla, mo�liwa tylko w cieplarni ojca, gdy� jako jedyne z
jego dzie� dosz�a w swych permutacjach do doskona�ej czerni. Storczyki kochaj� si� w bieli i
barwach lata, jakby w tym stroju wybiera�y si� ze swych �� lub dolin na fascynuj�ce
wycieczki, ona jedna w wij�cych si� d�ugich i poskr�canych li�ciach uj�a ca�y smutek gor�ca,
niemoc, jak� wyra�a poza beznogiej tancerki, kt�ra swe kalectwo kryje w szatach,
przebogatych draperiach sypialni, gdy zaprosi kochanka. Za ni� ojciec dosta� wiele nagr�d na
pokazach kwiat�w i tyle ofert od najdro�szych kwiaciarni �wiata, �e zbudowa� sobie nad
Amazonk�, w naturalnych dla storczyk�w warunkach, do�wiadczaln� stacj� botaniczn�, mnie
6
pozostawiaj�c do dyspozycji ca�y dom, szklarni� i le��c� od�ogiem urodzajn� ziemi�. Z lito�ci
pozwoli�em zosta� pracownikom obs�uguj�cym storczykowy dom i nadal wyp�acam im
pensje, hoduj� w ko�cu, nie tw�rczo ju� wprawdzie, kwiaty na m�j prywatny u�ytek.
Sprowadzi�em ogrodnika i kaza�em za�o�y� plantacj� pomara�czy, sztucznie nawadnian� i
nowoczesn�. W�a�nie mija rok od czasu, kiedy da�a mi pierwsze owoce. Oczekuj�
wspania�ego zbioru, bowiem jako cz�owiek praktyczny chc� wykorzysta� dar rodzic�w,
zarobi� na utrzymanie plantacji i �y� na pewnym poziomie, o co nie�atwo w naszych ci�kich
czasach. A kiedy zn�w spotkam pi�kn� kobiet�, ka�� przygotowa� dla niej kompozycj�
vanda-cattleya horace i ofiaruj� bez s��w, bo moje gospodarstwo powinno mie� pani�, by
rozkwita�o codzienno�ci� i spokojem. Jej idea�em by�aby Anna Maria, jedyna jak dot�d
kobieta, kt�ra zafascynowa�a mnie i dosta�a storczyki mego ojca. Ale opu�ci�a mnie, znik�a
bez s�owa podczas pierwszego zbioru pomara�czy. Jeszcze wieczorem spotkali�my si� w
barze, gdzie robotnicy pili wino, ta�cz�c i ciesz�c si� z udanego dnia, a ja patrzy�em na ich
szcz�cie, ruch i s�ucha�em piosenek, zadowolony, �e wreszcie mam w�asne �ycie dzi�ki tym
soczystym owocom. Ca�a tajemnica istnienia - odgadn�� swoj� ro�lin�. Ta�czy�em z Ann�
Mari�, pi�em wino z kufla jak i moi pracownicy, a kiedy zostali�my z ni� sam na sam,
powiedzia�em co powinienem by� rzec i cieszy�em si� z odpowiedzi; noc by�a bezksi�ycowa,
ciemna, odp�yw w zatoce, pami�tam, �odzie do�� wcze�nie wychodzi�y na pot�w.
Spa�em d�ugo i rano bola�a mnie g�owa, jakby udzieli�o mi si� zm�czenie d�wigaj�cych
skrzynki Metys�w. W tym znu�eniu by�o co� jeszcze, czego nie mog�em zrozumie�. Chyba
przeczu�em odej�cie mej pani, bo od razu po wstaniu z ��ka zacz��em jej szuka�. ��ko w
go�cinnym pokoju by�o zas�ane, okno zamkni�te, pewnie wcale nie k�ad�a si� spa�. Tak jakby
uciek�a w po�piechu, zostawiwszy wszystkie swoje rzeczy, spakowana walizka sta�a ko�o
drzwi, wi�c przenios�em j� do wn�trza pokoju i z powrotem uwiesi�em sukienki w szafie, aby
si� nie pogniot�y, nim wr�ci Anna Maria.
Czeka�em par� dni i dopiero wtedy powiadomi�em inspektora policji o moich k�opotach,
potraktowa� rzecz powa�nie, skoro przes�ucha� wszystkich w��cz�g�w z okolicy i Cygan�w
nawet, ale �adnego �ladu nie pochwyci�, uda�em si� wi�c do prywatnego detektywa, a potem
do wied�my Weroniki, kt�ra d�ugo patrzy�a mi w oczy, pocieszy�a i rzek�a, i� powinienem
poczeka� na nast�pne zbiory, gdy� wtedy poznam mi�o�� mego �ycia.
Lubi� przechadza� si� po plantacji. Mam wra�enie, jakby i ona nale�a�a do mego domu.
Ka�da grupa drzew pomara�czy to ma�a komnata pa�acu, pe�na go�ci w porze urodzaju. Sam
dom nie zmieni� si� prawie od chwili wyjazdu rodzic�w, pozwalam ustawia� kompozycje
storczykowe na ich dawnych miejscach, w r�nych kombinacjach barwnych, ale w sypialni
trzymam tylko olivi�, bo to ona da�a mi w m�odo�ci samodzielno�� i jest wci�� bardzo
modnym kwiatem.
Stary botanik Flin, kt�rego ojciec nie zabra� nad Amazonk� w trosce o jego zdrowie,
uk�ada mi z p�d�w olivii ornamenty w kszta�cie kulistych spirali, po��czonych z sob� po dwie
albo trzy, w tym celu zamawia specjalne doniczki i p�ytkie wazy, w kt�rych olivia, prawo lub
lewoskr�tnie wkomponowana w puszyste li�cie, noc� zdaje si� emanowa� bia�ym okr�g�ym
�wiat�em, unosz�cym si� wysoko nad miejscem, gdzie stoi doniczka.
Na plantacji owoce nabieraj� ju� barw, osi�gn�y w�a�ciwe rozmiary; sp�dzam w�r�d
drzewek ca�e przedpo�udnia, by si� nimi nacieszy�, wdycham delikatny aromat, wiedz�c, �e
za dnia stawa� si� b�dzie coraz s�odszy. Widocznie na mojej ziemi wszystko wyrasta troch�
odmienne ni� gdzie indziej, pomara�cze pachn� bowiem czym� jeszcze opr�cz swego
naturalnego zapachu, jak gdyby kompozycj� r�ano-fio�kow�, miesza mi si� od niej w g�owie,
jakbym zn�w oddycha� zapachem Anny Marii, na tyle tajemniczym, �e jestem got�w
rozwi�zywaniu tej zagadki po�wi�ci� ca�e �ycie.
Kiedy przechadzam si� �cie�kami ogrodu, od paru dni ko�o po�udnia spotykam Weronik�;
7
jak na stuletni� pono� czarownic� ma ca�kiem przyjemn� powierzchowno��; k�ania mi si� z
daleka i �egna si� na m�j widok w odwrotnym ni� obyczaj ka�e kierunku; nie b�d� z tego
robi� afery, byleby nie widzia� nikt z robotnik�w, kt�rzy jutro zjad� przygotowa� skrzynki, ju�
dzi� mechanik szykowa� ci�ar�wki i przyczep�. B�dzie co wozi�! Pora zbioru wypad�a na
pe�ni�, przeciwnie ni� w zesz�ym roku, starzy hodowcy twierdz�, �e owoce b�d� smaczne i
bardziej trwa�e, gdy srebrny promyk o�wietli je przed zerwaniem. B�d� m�g� by� przy nich
tak�e noc�, w ca�kowitej ciemno�ci ba�bym si�, �e zab��dz�, tak wymy�lne kszta�ty
przybieraj� �cie�ki po zmroku, przej�cia zarastaj�, zaciskaj�c wok� nieproszonych go�ci
pier�cie�, kt�ry otwiera si� dopiero rano, a wtedy z�odziej nie umknie ju� pilnuj�cym owoc�w
stra�nikom. Tylko im i mnie samemu wolno noc� chodzi� po ogrodzie, ale i nas podczas
nowiu ogarnia l�k tak irracjonalny, �e �aden nie pozosta�by tam samotnie, wi�c w te noce
bezksi�ycowe chodz� obaj jakby do siebie przykuci i to najch�tniej brzegami ogrodu, ko�o
bramy, gdzie i tak rabu� nie zagrozi�by mej w�asno�ci. Jak dot�d nie mam problem�w ze
z�odziejami. W okr�gu zdarza si� sporo w�ama� i kradzie�y owoc�w, ale m�j po�o�ony na
odludziu dom omijaj� przygody tego rodzaju, jestem zreszt� ubezpieczony w tutejszym
towarzystwie asekuracyjnym.
S�siedzi trzymaj� psy, specjalnie tresowane na ludzi, lecz u mnie nie zda�y egzaminu, wy�y
ca�� dob� i przeszkadza�y mi w czytaniu, a mia�em wyb�r opowiada� pisarza, zapomnia�em
nazwisko, co tworzy z pozoru zwyk�e �wiaty, w kt�rych nagle zaczyna dzia� si� co� dziwnego
i z tej niesamowito�ci wyzwoli� si� ju� nie mo�na do samego ko�ca, nawet je�li zginie si� i
zostanie ro�lin�, bo urodzi� si� trzeba od nowa, jeszcze raz i jeszcze, a tajemnicy
prawdziwego odej�cia nie zna ani jeden z aktor�w tej gry, wszyscy skazani s� na inkarnacje i
przemiany, nie dziwi�c si� wcale i nie walcz�c.
Bezwolni biedacy, nie umia�bym tak istnie� dla samej ci�g�o�ci cudzego pomys�u, wierz�,
�e B�g nie wtr�ca si� w moje istnienie, najch�tniej odrzuci�bym go zupe�nie, ale zachowam t�
ksi��eczk� kredytow� na wieczno��, uprawiaj�c pomara�cze, jego najpi�kniejsze dzie�o. A
psy kaza�em u�pi� rakarzowi ju� po tygodniu, zosta� po nich tylko pawilon ogrodowy i
�a�cuchy. Je�eli z�api� Weronik� na pods�uchiwaniu albo z�o�liwych czarach, przykuj� j� tam
na lata, by straszy�a z�odziei swoim szkieletem. Nie podoba mi si� jej wr�ba, bo nadszed�
czas zbior�w i wci�� nie spotka�em dziewczyny, nie �ni�a mi si� nawet.
Ostatnio dok�adnie pami�tam sny, niegdy� budzi�em si� powoli i szybko zapomina�em
tre�� majaczenia, zaczyna�em dzie� spokojnie, wypocz�ty jak po d�ugich kolorowych
wakacjach na wyspach bezludnych, wyspach-rajach, gdzie wszystko czeka na �eglarza, oddaje
ho�d jego wysi�kowi, a ca�a natura sprzyja odkrywcy swym urokiem, kt�rego nikt z ludzi
dot�d nie ogl�da�.
Od paru dni budz� si� zlany gor�cym potem, ka�dy szczeg� sn�w tkwi w pami�ci. Oto
b��dz� po wymar�ej ulicy w upale, wszystkie bramy i okna zamkni�te, nikt nie odpowiada na
pukanie. Chce mi si� pi�, w okolicy nie wida� restauracji, kawiarni, fontanny, ani studni
ulicznej, sklepu, czegokolwiek, sk�d mo�na by dosta� �yk zimnej wody. Tylko domy
mieszkalne, stare kamienice rzucaj� cienie na rozpalone chodniki. Pukam do kilku drzwi, nikt
nie odpowiada, nie otwiera. Nagle zza rogu wybiega dziewczynka z pi�k� i rzuca we mnie,
zabawka jest kolorowa, lekka, podejmuj� wi�c gr�, ale co to, moj� partnerk� jest roze�miana
m�oda kobieta, a za chwil� ju� zgarbiona staruszka o bia�ych rozpuszczonych w�osach.
Szybko chowa przede mn� pi�k� w zanadrze i znika w jednej z kamienic, pr�no zn�w
stukam, krzycz�, echo wo�a z drugiego ko�ca ulicy. ��dam wyja�nie� od samego powietrza,
s�ycha� sk�d� melodi� taneczn�, kt�ra powolnieje, traci rytm i zmienia si� w ponur� ch�raln�
pie��. Przez miasto przechodzi procesja zamaskowanych zakonnik�w w czarnych habitach
przepasanych czerwonymi szarfami, ju� s� blisko mnie...
Jestem w swoim pokoju, na szcz�cie, odwracam si� twarz� do �ciany i zn�w sen wci�ga
8
mnie w koszmary; zbieram maliny w lesie, mam dziesi�� lat i bardzo lubi� owoce, przed
chwil� napi�em si� lodowatej wody ze �r�de�ka, zbli�a si� wiecz�r, a powinienem nazbiera�
pe�en koszyk, obieca�em w domu, nie dotrzymam s�owa, a tak si� staram, owoce s� dorodne,
tylko tak ich niewiele, jakby kto� szed� przede mn� i zostawia� dla mnie tylko resztki. Id� na
zach�d, kieruj�c si� s�o�cem. Podoba mi si� tu, taka g��boka trawa, przyjemnie ch�odzi nogi,
si�ga prawie kolan, krzaki malin te� wy�sze i wi�cej na nich owoc�w, zape�ni�em ju� koszyk,
zjad�em par� gar�ci owoc�w. Siedz� na obalonym pniu drzewa, mimo p�mroku jest duszno i
gor�co, zn�w chce mi si� pi�, ale maliny tak skutecznie gasz� pragnienie, s� takie zimne,
jakbym dopiero co wyj�� je z lod�wki, przyjemnie ch�odz� wargi i j�zyk, mam chyba
gor�czk�, trawy wspinaj� si� po moich kolanach na pie�, k�ad� si� na udach, wabi� swym
ch�odnym dotykiem. Po�o�y�em si� na pniu. S�ysz� cichy szum dooko�a g�owy, otoczy�y ju�
mnie, pieszcz� moje wargi, k�ciki oczu, policzki, jakby kto� ca�owa� ka�dy kawa�ek cia�a z
osobna i r�wnocze�nie, jestem kochany i osi�gam rozkosz raz po raz, w ustach czuj� o�ywczy
smak malin. Ale chcia�bym wsta�, zanie�� do domu koszyk i nie mog� si� ruszy�, ro�liny
oplata�y mnie mocno, trzymaj� za gard�o, kr�puj� nogi i r�ce, szept zmienia si� w syk...
Ze stolika zerka na mnie spiralny znak olivii, przysi�g�bym, �e �mieje si� z mego snu.
Dopiero druga w nocy, a jestem tak zm�czony, �e chyba nie zasn� do rana, trzeba si� czego�
napi�, od jutra b�dzie tyle soku z pomara�czy, ile tylko zapragn�, dzi� wi�c tradycyjnie bior�
puszk� coli a� bia�� od szronu, wylewam zawarto�� do szklanki i delektuj� si� czystym
zimnem s�odyczy. Ods�oni� okno, wpuszcz� troch� ksi�ycowych promieni, zobacz� jak
zareaguje olivia, rozkwitnie czy zwi�dnie, ojciec chroni� j� przed niebezpiecze�stwami, a ja
tak igram z ni� i z mymi pomara�czami, ryzykuj� ich nastrojem, bo chyba i one mog� by�
szcz�liwe, jak te trawy ze snu, kt�re spija�y nasienie z mego brzucha, przysi�g�bym,�e
prze�y�em na jawie co� podobnego, powinienem w�a�ciwie po tej eskapadzie zmieni� spodnie
od pid�amy albo w og�le po�o�� si� nago na ��ku, jest tak gor�co. Pop�ywa�bym troch� po
zatoce, m�j jacht czeka, ale nie b�d� budzi� ludzi, pomarz� jeszcze troch�...
Topi� si�, ratunku! Zapomnia�em nagle, jak porusza� si� w wodzie, a kiedy� by�em
mistrzem w szkole, g�ste to, mokre i cuchn�ce czym�, co dobrze znam, nie s� to glony ani
ma��e, w ciemno�ciach nie mog� rozezna�, o co si� ocieram, czuj� si� �liski i niezgrabny,
przywyk�em da� nie�� si� fali, wchodzi� w ni� nurkiem i wyp�ywa� bli�ej brzegu, walcz�c
podczas morskich maraton�w z zimnem i kilometrami, a teraz niechby ju� ksi�yc za�wieci�...
Schowa� si� za chmury i �artuje ze mnie, nie mog� rozezna� kierunku. Kto� podaje mi r�k� i
si�� wyci�ga na brzeg, odchodzi nic nie m�wi�c, nie zd��y�em podzi�kowa�. Srebrna tarcza
zapala si� nade mn�, widz� sk�d wylaz�em i wymiotuj� prosto pod nogi, zamykam oczy, ale i
to nie pomaga, widz� ogromn� kad� z krwi�, wn�trzno�ciami zwierz�cymi, zdaje si� i g�owy
ludzkie...
Po takiej nocy nie pozostaje nic innego jak p�j�� do lekarza. Dyskretnie wypytam w
miasteczku o ksi��k� adresow�, skonsultuj� si� z jak�� s�aw�, a gdy sprzedam tegoroczny
zbi�r pomara�czy, kupi� sobie dom w miasteczku, zaczn� nowe �ycie i nie b�d� trzyma� si�
tak tej plantacji jak moi rodzice storczyk�w, ciekawe czy i oni maj� koszmary, by�oby inaczej,
gdyby Anna Maria...
Zbi�r przebiega pomy�lnie, zatrudni�em silnych i zdrowych m�czyzn, kt�rzy pr�cz
przeci�tnego wynagrodzenia ��daj� tylko du�o piwa i pieczeni na obiad. Wyszli punktualnie o
sz�stej, jest nawet dw�ch graj�cych na banjo, b�dzie weso�o. W po�udnie, jak to mam w
zwyczaju, uroczy�cie odbior� pierwsz� skrzyni� pomara�czy i wznios� toast za pomy�lno��
pracownik�w, kt�rzy wypiwszy po szklance wina rozpoczn� sjest� i wieczorem zn�w p�jd�
do roboty.
Ubieram si� w bia�y wizytowy garnitur, mimo nieprzespanej nocy czuj� si� �wietnie,
m�czy tylko ten upa� i pragnienie, ma�ymi �ykami popijam wod� mineraln� z lodem, nic nie
9
pomaga...
Id� ze skrzyni�, ustawiaj� j� na stole przed domem, sezonowi robotnicy ju� zeszli si�,
powa�ni, zbyt powa�ni na ten radosny dzie�, trzeba ich rozrusza�, obieca� premi�, o, jest i
wied�ma Weronika z pomara�cz� w d�oni, mamroce co� pod nosem. Owoce s� doskona�e, ani
jednej plamki, symetrycznie ubarwione, jakby s�o�cu nie przeszkadza�y li�cie. Bior� jeden do
r�ki, by rytualnie obra� go i spr�bowa� jak smakuje. Potem wszyscy zebrani b�d� mogli
skosztowa� dzie�a mej ziemi. Przecinam sk�rk� i nagle spod no�a tryska krew, plami m�j
bia�y str�j, trzymam ju� nie pachn�c� pomara�cz�, ale drgaj�cy kawa�ek �ywego mi�sa, jakby
wyj�te z ludzkiej piersi serce. T�um g�o�no powtarza JEJ imi�, zaczyna wy�.
10
Dzie� Ewy
Lucjan sta� ko�o okna, udaj�c zainteresowanie ciemnosinym pejza�em grudnia. �nieg nie
pada� jakby na z�o�� grupce rozwrzeszczanych dzieci, kt�re tapla�y si� w g��bokiej ka�u�y z t�
dzik�, zwierz�c� rozkosz� przedmie��, jaka wzbiera w cz�owieku, kiedy nie dostarcz� mu
przyjemno�ci kino ani muzyka, ksi��ka ani cisza w�asnego wn�trza. Nasro�one go��bie,
oczekuj�ce zmroku i snu, ukryte za gzymsami starej kamienicy, wyczuwa�y
niebezpiecze�stwo. �aden nie odwa�y� si� pojawi� u b�otnistego wodopoju w obawie przed
gradem kamieni. A mo�e ptakom wcale nie chcia�o si� pi�? Gnij�ce li�cie, wtopione w
gliniaste, obrzmia�e wczorajszym deszczem podw�rze, dawno straci�y sw�j jesienny blichtr.
Do zmroku brakowa�o oko�o godziny. Za chwil� otworz� si� kuchenne okna i matki,
nawo�uj�c dzieci, wypuszcz� na ulic� kolejny oddech odchodz�cego dnia, zapachy ciast i
�wi�tecznej pieczeni. Wolno, dostojnie nadp�yn� chmury i deszcz obmyje chodniki,
sp�yn�wszy po szybach dom�w mglistymi parawanami.
Lucjan czyta� o egzotycznych obrz�dach oczyszczenia w tych stronach �wiata, gdzie pada
co najwy�ej kilka razy na rok. Ludzie modl� si� o deszcz, stoj�c na sp�kanej z wysi�ku ziemi,
kt�ra ich ustami przeklina wieczne pragnienie. Ciep�y wiatr wci�� osusza nawodnione z
trudem pola, nowego �wi�ta oczekuje si� wi�c ka�dego dnia, jakby nie by�o wiadomo, �e musi
up�yn�� rok, jak od ostatniego Dnia Ewy. Nikt nie wie, jak wa�na to data, tylko dla niego,
Lucjana.
�Tak prosto by�oby z�o�y� Ci �yczenia. Zawsze czu�a� do mnie wstr�t. Sprawi�bym Ci
przykro��, gdybym przyszed� w�a�nie teraz, zreszt� co m�g�bym Ci przynie��, jaki prezent?
Lubisz dostawa� podarki, ale nie ode mnie. Z przyjemno�ci� chwytasz cienie r�, u�o�onych
troskliwie w kryszta�owym wazonie, lecz kwiat�w prawdziwie godnych Ciebie nie
wyhodowa� jeszcze �aden artysta natury, �aden b�g ludzkiej historii. Musisz mnie teraz
s�ysze�, Ewo! Nie wierz�, by� og�uch�a tylko na m�j g�os. Wiem, co robisz o tej porze dnia,
widz� jak rozpakowujesz prezenty. Jeszcze zd��y�bym do sklepu, mo�e i znalaz�bym
pos�a�ca... Powinienem by� obmy�le� wcze�niej, pod jakim pretekstem wyjd� z domu, jak
niepostrze�enie zabior� ze schowka pieni�dze, kt�re przecie� sam zarobi�em albo co napisz�
na bileciku, bo od nieznajomego nic nie przyjmiesz. Tak mi�o by�oby potrzyma� przez chwil�
broszk�, kt�r� przypniesz do wieczorowej sukienki w ten uroczysty wiecz�r albo bransoletk�
z czerwonym koralem, twoim kamieniem. M�g�bym kupi� Ci modn� lamp� z uformowanych
na kszta�t witra�y kolorowych szkie� albo spinki do w�os�w z pokrywanego platyn� srebra,
jeden z tych kosztownych drobiazg�w, do kt�rych mrugasz, przechodz�c ulic�; nale�� Ci si�,
bierz co zechcesz, to tw�j dzie�.�
My�li Lucjana przechodzi�y w dr�cz�cy go szept. Odsun�� firank�, by zagra� rosn�ce
zaciekawienie �yciem ulicy. Oto matka wesz�a do pokoju pod byle jakim pretekstem, w��czy�a
radio, ha�a�liwie szuka swej ulubionej stacji. Nie odwr�ci� si� nawet, jakby zabrak�o mu si� na
par� s��w, codzienne wej�cie w rol�.
Dzi� powinien by� z Ew�, mo�e wkrad�by si� w jej �aski, przyni�s�szy jakie� niez�e
powie�ci, oczywi�cie powiedzia�aby p�niej, �e by�y nudne i bez sensu, ale przeczyta�by je do
11
ko�ca, by imponowa� przyjaci�kom oczytaniem.
�Odda�a ci wszystkie ksi��ki, Lucjanie. I nie porobi�a notatek na marginesach, jak to
zwyk�y czyni� dziewcz�ta. Przynios�a je do redakcji w du�ej torbie na zakupy. U�o�y�a tomy
starannie jeden na drugim, poprawi�a stos, oczekuj�c, �e by� mo�e sprawdzisz, czy czego� nie
brakuje, ale c� ciebie obchodzi�y te ksi��ki, mog�a je zatrzyma� i chyba chcia�e� ofiarowa�
jej jaki� bestseller, nie wzi�a go m�wi�c, i� kupi sobie nast�pne wydanie, albo paln�a co�
r�wnie niemi�ego, usiad�a na wolnym rogu biurka, jakby na co� jeszcze czeka�a. A ty niemal
odepchn��e� j� wtedy, bior�c do r�ki szpalty artyku��w, kt�rymi tw�j redakcyjny kolega chcia�
poruszy� �wiat i czyta�e� je pi�ty czy sz�sty raz, by poczu�a si� niepotrzebna, no i posz�a sobie
oczywi�cie. Przegra�e� z ni� tyle szans, tyle rozm�w! I nie zapomnia�e�.
Wyra�nie widzisz jej zamy�lon� twarz. Lubisz j� najbardziej, kiedy zdejmuje mask�
znudzenia, a na jej miejscu pojawia si� grymas, wysi�ek woli, kt�r� rozwi�zuje swe
w�tpliwo�ci. Niegdy� zwraca�a si� z tym do ciebie, ufa�a ci. Ale czy mo�na wierzy�
cz�owiekowi, je�eli wydaje si� obrzydliwy cho�by tylko w fizycznym tego s�owa znaczeniu?
Trzeba oddzieli� my�l od formy... Nie u�miechaj si�, Lucjanie. W fotelu za twymi plecami
usiad�a matka. Obserwuje ci� w tej samej przestrzeni szk�a, w kt�rej wywo�a�e� cie� Ewy.
Wpad�e� we w�asne sid�a. Umkn�� gdzie� portret ze zb��kanych linii powietrza, rysunek p�aski
i niedoskona�y. Pozosta�o �wiat�o zapalaj�cych si� latarni, dobre, stare tworzywo iluzji. Przez
niedomkni�te drzwi wdziera si� natr�tnie zapach wigilijnych przysmak�w. Matka odpoczywa.
Nakry�a ju� dla was w saloniku. Czeka teraz na odpowiedni� chwil�, by� �yczy� jej zdrowia,
jak to bywa�o, bana� i rytua�, ale ty tkwisz przy oknie, zdecydowany milcze� ca�y wiecz�r,
s�owa przeznaczy�e� dla tamtej, kt�ra mo�e siedzi ju� przy fortepianie i gra kol�dy, albo
akompaniuje �piewaj�cemu towarzystwu.
�Wr�� tu na chwil�! W sukni koloru rozpalonej pla�y znad po�udniowego morza, gdzie
rozgwiazdy znacz� �lad odp�ywu, taka jasna, dopiero co przeczyta�a� wiersz, kt�ry Ci�
zasmuci�, przypomnia�, �e te� potrafisz czu�, jakkolwiek g��boko nie ukry�aby� si� w ustroniu
bogactwa, karnawa�owa taka, ch�odna, latem nawet rozgrzewaj�ca d�onie. Jeste� tak blisko,
prawie Ci� widz� przez otwart� przestrze� ulicy. Jeste� tak daleko, nie ma pro�by, kt�rej by�
wys�ucha�a. Jeste� taka dobra, oszcz�dzasz mi b�lu spotkania. Jeste� taka z�a, nie pami�tasz
�adnego z mych zakl��.�
Lucjan pr�bowa� ju� i magii, by poby� kilka minut sam na sam z Ew�, ale ona nie wierzy
w tajemne si�y, cho� doko�a tak wiele czar�w: rudy kot s�siad�w �ciele jej drogi
niewidzialnymi kobiercami, zdaje si�, �e w�ada jej lekkimi krokami; mi�dzy kartkami kryj�
si� zio�a daj�ce ukojenie i pi�kno s��w. �Otoczy�bym Ci� najsilniejszym z magicznych
kr�g�w, przeni�s� na planet� swoich marze�, gdyby� chcia�a tylko porozmawia�, zgadzam si�,
masz od tego wielu bardziej interesuj�cych przyjaci� o �adnych twarzach, lubisz jak �miej�
si� z Twoich dowcip�w i opowiadaj� o udanych interesach. Jeden z nich b�dzie Tw�j, Ewo, i
b�dziesz szcz�liwa w swoim pi�knym domu. Opowiada�a�, jak powinien wygl�da� ten
najlepszy z najlepszych i kiedy wolno mu b�dzie pojawi� si� w Twoich snach.�
I wtedy Lucjan przywo�a� z innej bajki z�ego d�ina zawi�ci, zagryz� wargi do krwi i
wyobrazi� sobie Ew� odrzucon�, zawiedzion� w najpi�kniejszym uczuciu m�odo�ci. Aby
uspokoi� si�, chodzi szybkim krokiem po pokoju, gniot�c w palcach papierow� chusteczk�,
spu�ci�a g��wk�, ale i to nie pomaga jej ukry� wstydu. Niepotrzebnie, za szybko wyzna�a t�
mi�o��, a taka by�a ostro�na, nieufna jak egzotyczny ptak, jak�e mog�a si� tak pomyli�! Ewa
cierpi, bo wstydzi si�. Wytrzyma�aby b�l i bied�, ale tego nie zniesie. Ju� s�yszy z�o�liwe
komentarze, widzi u�mieszki dawnych przyjaci�ek. Wstydzi�a si� ciebie, niech wi�c obnosi
swoj� samotno�� i spr�buje przetrzyma� uk�szenia jej ch�odnych ��de�; niech t�skni tak jak i
ty t�skni�e�!
Matka m�wi. Wci�� m�wi. Wsta�a ju� z fotela i prawie krzyczy. Og�uch�e�, oniemia�e�, nie
12
ruszysz si� st�d albo wybiegniesz na ulic� w deszcz i oczywi�cie b�dziesz chory, no i wtedy
wolno b�dzie spa� albo udawa� sen, i Ewa przyjdzie przed �witem, uwolniona z narzuconych
sobie form, przep�ynie nad ��kiem i zniknie we wn�ce, tam gdzie kryj� si� marzenia
mieszka�c�w starych dom�w. Wbrew powszechnym mniemaniom nie przybieraj� postaci
upior�w, �ni� si� tylko czasem nie tym, kt�rzy je przywo�uj�.
�A gdyby� nawet sta�a si� krwio�ercz� zmor�, nie skrzywdzisz mnie ju� bardziej. Nie
wynajdziesz sposobu, bym przesta� my�le� o Tobie, nie masz takiej mocy, by mi zakaza�
niewinnych czar�w, nie istnieje �wiat, w kt�rym zdolna� si� ukry�. Ewo! Czy naprawd� jeste�
winna, a je�li tak jest, nale�y Ci si� obro�ca, prawo ludzkie gwarantuje Ci ostatnie s�owo i
w�wczas, gdyby� zosta�a pot�piona przez Bog�w i ludzi. Wyobra� sobie, powo�a�em
�wiadk�w, ca�y ten t�um niemych w os�upieniu gapi�w s�uchaj�cych twego krzyku, kiedy
zapragn�a� im wszystkim powiedzie�, jak bardzo mnie nienawidzisz i do obrzydzenia nie
znosisz ksi��ek, kt�re napisa�em i napisz�, bo przecie� nie sta� mnie na nic interesuj�cego,
jestem wstr�tnym nudziarzem i zawracam Ci g�ow�, a powinienem odej�� w zapomnienie,
pe�en milcz�cej czci. Ale� spe�ni�em twe ��danie, nie ma mnie ju� i na kraw�nikach drogi,
kt�r� idziesz, nasze szlaki nie przecinaj� si� w �adnym punkcie, a pisa� o Tobie i dla Ciebie
nie zabroni mi �aden s�d �wiata, cho� my�l ta Ci jest wstr�tna, ale to ju� nie moja sprawa.
Dzi� umia�bym stworzy� Ci�, nawet gdyby� nie istnia�a w dost�pnych mi �wiatach, skrad�bym
pomys� kt�remu� z tych nieznanych bog�w, zamieszkuj�cych marzenia; nale��c wi�c do mnie
niepodzielnie, nie b�dziesz nigdy moja, cho� niewyra�ne, dla Ciebie tylko czytelne cienie
zostawi� we wszystkim, cokolwiek powiem ludziom, jedno im bowiem zdanie mam i b�d�
mia� do powiedzenia; niewa�ne, �e s�owem tym nie odkryj� l�du ani morza, nie ulecz� nikogo
z b�lu istnienia, nie obal� imperium artyst�w o wschodzie s�o�ca, jak niegdy� robi�em, bawi�c
si� w piasku, ca�� moc� z Tob� walczy� b�d�, bo skaza� nas na to s�d ludzi. Jacy s� pot�ni!
Nie znaj� naszych tajemnic, lecz po��czyli nas bez zgody, si�� trwalsz� od przypadku.
Mo�esz nie czyta� tych kalekich pr�b, w kt�rych wype�ni�em Ci� tre�ci�, zwielokrotni�em
w tylu r�nych obrotach, jakbym malowa� mistrzyni� ta�ca, �wicz�c� samotnie na scenie
teatru, kiedy nawet B�g powiedzia� DO��, a ona wci�� doskonali kroki nie wiedz�c, �e noc
dziwi si� temu zapami�taniu - ale wspomaga z�udnym ciep�em swoj� bohaterk�, bo to ze
zmroku utkane s� jej ruchy, kt�re daremnie pr�buje uchwyci� zagubiony na widowni
portrecista. I wszystko to ju� by�o, powiadasz, zgoda, ale by� mo�e jeste�my w naszym
istnieniu naprawd� niepowtarzalni, rozumiesz, kim w takim razie mogliby�my si� sta�?
Kr�lami we w�asnym pa�stwie, prawodawcami i poddanymi w jednej osobie, by�by to jedyny
pow�d do dumy, sens ko�atania si� mi�dzy drogami innych ludzi t� cienk� prz�dz�, kt�rej nie
mo�na u�y� drugi raz. Bo je�eli �yjemy wielokrotnie, jaki by�by sens wywo�ywa� Ci� z
pami�ci? Spotkam Ci� przecie� raz jeszcze i jeszcze raz w ko�owrocie wciele�, obdarzony
zdolno�ci� zapominania, wci�� pope�nia� b�d� te same b��dy, stawia� kroki prowadz�ce do
Ciebie. Boj� si�, Ewo. Boj� si� powt�rnie spojrze� Ci w oczy, gdy bawi� si� w nich b�dzie
iskra pa�dziernikowego s�o�ca, ale czy� m�g�by istnie� Stw�rca, kt�ry skaza�by mnie na
wieczne wok� Ciebie b��dzenie? Musia�by by� monstrum, jakiego sobie nie wyobra�asz Ty
sama, ufnie zasypiaj�c pod symbolem swojej wiary, nie dopu�cisz my�li, �e ten cierpi�cy za
Ciebie m�g�by nagle dla �artu znowu postawi� nas twarz� w twarz. Pomy�l, nie powiedzia�a�
mi szczerze, dlaczego mnie znienawidzi�a�. Ile razy m�g�bym to jeszcze znie��? Wyrusz� z
tym pytaniem w dalek� podr�, dalsz� ni� Twe wakacyjne szale�stwa, spotkam by� mo�e
m�drca, kt�ry mi odpowie. Gdybym umia� uwierzy� w nasz� ostateczno��, znalaz�yby si�
setki rozwi�za�. Wyjecha� na najdalszy skraj �wiata, zimny i bezludny, tam zasn��, czuj�c jak
zamarzasz wewn�trz mnie...�
Matka p�acze. Dlaczego nie robi tego w swoim pokoju? Tyle tu miejsca, ale u Ewy jeszcze
wi�cej niepokoj�cej przestrzeni. Lucjan nie s�yszy, �e od p� godziny powinien siedzie� przy
13
stole, �e to dla niego przygotowano tradycyjne dania, dlaczego jeszcze si� nie przebra�. Boczy
si� nie wiadomo o co, u s�siad�w z do�u gwar, weso�o migoc� lampki na choince. Skoro ju�
s� sami z matk�, winni sobie nawzajem jak najwi�cej sympatycznych gest�w, to zrozumia�e,
czemu wi�c tak stoi przy oknie, przezi�bi si�, nie by�o jeszcze uszczelniane, prosz�, nie
powiedzia�, �e wok� doniczki deszcz pracowicie gromadzi si� w brudny wylew, woda zaraz
�cieknie na dywan, trzeba wytrze� parapety, co za pogoda...
�M�wi�a� co�, Ewo? Tak, ale nie do mnie. Z kim rozmawiasz? S�ysz� Ci� poprzez deszcz i
zrz�dzenie kochanej staruszki. Co� chyba przypali�o si� u s�siadki z przeciwka, mama otwiera
okno w kuchni.�
�Jeszcze minut� dla Ciebie, Ewo. Tyle czasu straci�em, obmy�laj�c prezent, a tak �atwo
m�g�bym Ci go sprawi�, gin�c w najg�upszy spos�b, mo�e w b�jce ulicznej. Musia�bym
wmiesza� si� mi�dzy bandyt�w, ca�e Twoje towarzystwo by�oby zdegustowane, nie wypada
umiera� tak na chodniku, w w�skiej uliczce przedmie�cia, opieraj�c d�o� na wbitym w pier�
no�u. Ostatecznie i teraz zd��y�bym wyj��, usi��� pod schodami i sam z sob� za�atwi� nasze
porachunki, jutro by�aby� wolna od sn�w, a za par� dni przyjaciele przestaliby wypytywa�, co
u mnie s�ycha�, przeczytaliby co trzeba w gazecie, wiesz, mama wyra�a si� zwi�le w takich
sytuacjach. Istnieje na t� okazj� �smy sakrament: �nikogo nie wini�. Nie wierz mu,
winowajcy znajd� si� zawsze, od zarania koszmaru jest przecie� kto�, kto go wywo�a�.
Cz�owiek wybiera w�r�d ohydy i staje si� zbrodnia. Czy� nie najlepiej skierowa� j� przeciw
sobie, nie krzywdz�c obcych? Mam jeszcze inn� mo�liwo��: usi��� przy stole, papla� z mam�
o niczym, pr�buj�c rozpu�ci� b�l w szklance bia�ego wina. Ale i ono, jak ka�dy szlachetny
trunek, nie daje gwarancji, �e dotrwam do rana a potem do nast�pnego �wi�ta, Dnia Ewy. I �e
wystarczy mi samo przetrwanie.�
14
Jedermann
Roznios�o si� ju� wczesnym rankiem. Przez nasze miasto mia� w samo po�udnie
przechodzi� Jedermann ze sw� towarzyszk�, by zaprasza� ludzi na ostatni� w�dr�wk�. Pastor,
ksi�dz kanonik i pop zgodnie ustalili, �e przyjm� wszystkich wiernych pod ko�cielne dachy,
p�ki nie sko�czy si� ten horror. Skutecznie zarygluj� wrota �wi�ty� i powstrzymaj� �mier�.
Przez godzin�, bo tyle czasu mog�a pono� s�awna para u nas przebywa�, rozbrzmiewa� mia�y
mod�y za zdrowie wszystkich obywateli szacownego grodu. W po�piechu odkurzano boczne
o�tarze, relikwie i cudowne obrazy. Obywatele zgromadzili na ten cel zawrotnie wysokie
sumy i nawet nielegalne sekty podwoi�y maj�tki -starczy�o, by obieca�y ludziom przetrwanie.
W panik� nie popad�o tylko towarzystwo sp�dzaj�ce weso�o czas w barze �U Jacka�.
Mama wykupi�a wprawdzie �awki w ko�ciele wszystkich trzech wyzna�, aby�my z ka�dej
strony miasta zd��yli na czas, ale nie mia�em ochoty tam i�� i dusi� si� w t�umie, po�azi�em
wi�c troch� po opustosza�ych ulicach, w parku sp�oszy�em zap�nion� par� zakochanych. Bar
wabi� weso�ym szyldem, pchn��em wi�c drzwi i usiad�em przy bufecie. Jack poda� piwo, jak
zwykle ch�odne i gorzkie. Szepn�� do mnie:
� Jest nas dwunastu. � Rzeczywi�cie, tylu go�ci wraz z barmanem znajdowa�o si� w sali.
By� tu redaktor codziennej gazety, cz�owiek ciekawski jak tylko dziennikarz potrafi,
niegdy� wzi�ty korespondent wielkiego magazynu w tropikach, zachorowa� tam na jakie�
paskudne chor�bsko, a do rodzinnego miasteczka wr�ci� chudy, niemal zasuszony. Rzekomo
nabawi� si� te� trwa�ej impotencji, wi�c nasza strona miejska si�� rzeczy podlega wyj�tkowej
autocenzurze. Przy drugim stoliku zasiedli trzej bracia White, kt�rzy wierz� tylko w jednego
boga - pi��dziesi�cioprocentow� ja�owc�wk�. Mieli ju� mocno w czubie. Starszy be�kota� co�
o ko�cu �wiata, za� dwaj pozostali, bardziej upo�ledzeni na umy�le, potakiwali w spokojnej
alkoholicznej rezygnacji. Do towarzystwa nie pasowa� najwyra�niej obcy, wysoki m�czyzna,
z kim� tu pewnie um�wiony, bo spogl�da� cz�sto na zegarek. W g��bi sali szatniarz,
niezmiennie od trzydziestu lat, wychyla� s�u�bow� szklaneczk� whisky. Tego dnia nie mia�
nic do roboty, no bo by�a pe�nia lata.
Mo�e i dlatego moje my�li natr�tnie powraca�y do poprzednich wakacji. Le�a�em na
brzegu jeziora i ratownik wrzeszcza�, �e za moje grzechy go posadz� i takie tam bana�y, bo
niby chcia�o mi si� utopi�, co gorsza bez sensownego powodu. Ale wida� woda nie chcia�a
gorliwie wessa� si� w p�cherzyki moich p�uc, tataraki oplata� mnie swoimi palcami, skoro
siedz� tu i nie boj� si� �mierci. Hermina odesz�a i tylko po drugiej stronie mog� j� spotka�.
Kim by�a? Czym� ze s�odkiego mitu Androgyne; kim� tajemniczym nawet potem, kiedy tak
naprawd� go nie ma, Hermina o br�zowych oczach, d�ugow�osa i zwinna, kt�ra sp�on�a w
swoim domu. Kto� tam z ni� by�, dwa ciasno splecione szkielety ludzkie znaleziono na
pogorzelisku. By jej dor�wna�, wybra�em przeciwny �ywio�.
Jak�e pi�kny by�by �wiat, gdyby bracia White rozumieli, co czu�em do Herminy i gdybym
ja poj�� ma�e szcz�cie trzech pijaczk�w, co nie boj� si� siedzie� tu i w czas powszechnej
pokuty zalewa� si� z godn� podziwu oboj�tno�ci�. Ale m�j �wiat pi�kny nie by�, bo by� nie
m�g�; tu, w podrz�dnym szynku patrzyli na mnie jak na wariata i szeptali oczyma imi�
15
samob�jcy. Powinienem by� w�a�ciwie wyjecha� i gdzie indziej poprosi� �ywio�y, by
przenios�y mnie na stron� Herminy, nawet je�li s� tam tylko milcz�ce piaski albo prochy ludzi
i zwierz�t, nie�wiadome, mo�e cierpi�ce, nostalgiczne czy oboj�tne, to i wtedy odczuj�
to�samo�� istnienia z ni� i dla niej. Gdyby nie istnia�a �adna druga strona, jak powiada�
filozof, kt�rego dzie�a palono tej zimy publicznie na rynku, nie mia�by sensu jakikolwiek m�j
krok. Cokolwiek zrobi�, b�d� zapomniany. Dok�d nie poszed�bym, nie zobacz� jej wi�cej.
B�d� bawi� si� z lud�mi w dziwne gry i znajd� tylko nowy mrok.
Za pi�tna�cie minut nast�pi po�udnie. Wed�ug przepowiedni powinna zjawi� si� o
dwunastej wraz z ostatnim uderzeniem zegara, upozowana w my�l naszych wyobra�e�.
Szkielet z kos� w d�oni lub rozk�adaj�cy si� trup okryty zetla�ym ca�unem. Zabawne, bo gdy
niewidzialna kr��y�a wok� mnie, tak trafnie wybieraj�c osoby mi najdro�sze, by�a zapachem
�wiec, nadmiaru kwiat�w i drogich perfum, kt�rych kobiety nie �a�uj� sobie, gdy wybieraj�
si� �egna� znajomych. Mo�e w ten spos�b chc� J� odp�dzi�, czuj�c nie nazwanymi zmys�ami,
�e Ona woli wilgotn� wo� nie�wie�ej wody, gnij�cych kwiat�w.
Barman nala� mi drugie piwo. Wcale go nie zamawia�em, ale by�o mi wszystko jedno,
poci�gn��em wi�c do dna, najwyra�niej sprawiaj�c tym staremu przyjemno�� i cho� pij�
niewiele, poprosi�em o trzecie. Studenci, kt�rzy przybyli do miasta na wypoczynek, tak�e nie
wylewali za ko�nierz i zwa�ywszy, �e nikt nie ��da� zamkni�cia drzwi, �mier� powinna
przyj�� prosto do baru, by nie k�opota� si� otwieraniem ko�cielnych wr�t. Tak my�leli
mieszka�cy miasta. Ich przesadnie poprawn� logik� mia�em okazj� pozna� w biurze przez
ostatnich kilka dni. Doprawdy, mieszczanin jest osobliwym tworem natury. Wyrasta z ko�yski
wybitej z�otymi monetami i w�tpliwej jako�ci aksamitem, sypia jak kr�l, a umiera jak Syzyf,
obci��ony win�, niepewny, czy absolut mu wybaczy� drobne i wi�ksze oszustwa.
Dobrze poczu�em si� w tych chaotycznych rozmy�laniach. Za pi�� dwunasta by�em got�w
uwierzy� w histori� Jedermanna, by zapyta� Bia�� Pani�, naturalnie je�eli si� pojawi, czy nie
zabra�aby w�a�nie mnie. Co powiem? �e nienawidz� mnie, bo �artowa�em ze szk�ki
niedzielnej, a kocha�em si� z prostytutk� w Wielki Pi�tek o pi�tnastej, gdy� chcia�em wygra�
zak�ad, a w dzie� pogrzebu ojca schla�em si� z pewn� cizi� ciep�ym wermutem i rzyga�em
pod kaplic� cmentarn�. Trumn� zd��yli zakopa� beze mnie.
Ojciec by� m�drym cz�owiekiem. Przewidzia�, na co mnie sta� i dwa dni przed �mierci�
spra� mnie tak, �e opad� z si� i nie wsta� ju� z ma��e�skiego �o�a. Gdyby mierzy� te czyny
wed�ug kanonu mieszcza�skiej moralno�ci, ojciec by�by ofiar�, cho� to w�a�nie ja mam na
plecach blizny od wojskowego pasa. Mo�e dlatego tak bardzo nienawidz� militari�w. W
domu na �cianie wisia�y epolety oficerskie, szabla, bagnet... Uprz�tn��em ca�� kolekcj� na
�mietnik. Podobno dzieci s�siad�w porani�y si� tym czy nawet pozarzyna�y nawzajem, ale ja
wtedy by�em w jakim� szpitalu, ci�gle spa�em i dostawa�em zastrzyki; Hermina sta�a na
parapecie ko�o krat i wabi�a mnie ruchami rz�s, bo poza tym by�a jaka� nieruchoma i blada,
jakby ogie� nie dotkn�� jej wcale. Nie rozmawiali�my, cho� bardzo chcia�em powiedzie�, �e
zaraz do niej przyjd� i �e te �mieszne druciki nie przeszkodz� mi w tym, zerw� je i polecimy
razem w d�, taki ma�y spacer jesiennego li�cia, kt�rym stanie si� ka�de z nas, a potem
wtopimy si� w zmierzch i nap�dzimy stracha przypadkowym przechodniom, drepc�c po
murach jak ich drugie cienie.
Nie chcia�a odpowiedzie�. Trwa�a przy szybie mego okna tak samo realna za dnia jak i
noc�, a� pewnego poranka zabrak�o jej i zdany by�em tylko na czekanie. Wypisali mnie ze
szpitala i odes�ali do domu. Ze strachu przede mn� - cho� podobno ludziom nie zagra�am -
matka zamyka si� na noc w sypialni i siostrom ka�e robi� to samo. Ale wczoraj uczyni�a to po
raz ostatni. Nie wr�c� ju� do nich.
Kolejny kufel piwa. Zegar z ratuszowej wie�y zacz�� wydzwania� pogodn� melodi�, ale
wnet zag�uszy�o j� zawodzenie dzwon�w trzech sprzymierzonych �wi�ty�. By�o duszno.
16
S�o�ce pra�y�o ze zdwojon� moc� lata. Wedle starego zwyczaju naszych rolnik�w wyla�em na
posadzk� reszt� ciep�ego piwa. Nim przebrzmia�y dzwony, do knajpy wesz�a puco�owata
blondyna w mundurze nieokre�lonej armii, brudnym i poszarpanym, wysokich oficerskich
butach i p�aszczu koloru feldgrau. Za pop�kanym, poczernia�ym ze staro�ci pasem tkwi�y n�
i rewolwer. Przez rami� �o�nierka przerzuci�a niedbale automatyczny pistolet. Jakby
zm�czona d�ug� drog� - spod warstwy kurzu nie by�o wida� koloru but�w - opar�a si� ci�ko
o kontuar.
� Jestem �mierci� � powiedzia�a powa�nie i spojrza�a na nas � nie zamkn�li�cie przede
mn� drzwi?
Studenci zachichotali, starszy z braci White chrz�kn�� dwuznacznie, a stary Jack si��
nawyku postawi� na kontuarze czysty kufel i nala� piwa nowemu go�ciowi.
� Mi�o tu u was � roze�mia�a si� �mier� � ale widzicie, mam si� z kim� spotka�, a czasu
ma�o. Chod�, Jedermann! � wszystkie oczy wpatrywa�y si� w twarz obcego m�czyzny, kt�ry
przed paru minutami tak interesowa� si� swoim zegarkiem. Sta� teraz wyprostowany, blady,
d�onie opar� mocno o blat stolika.
� Kole� � zawo�a� jeden ze student�w � co ona wyczynia w ��ku, �e ju� w po�udnie
gubisz portki? � Reszta towarzystwa za�mia�a si�, a �mier� zapyta�a:
� Nie wierzycie we mnie?
� My si� zimy nie boimy... � zaintonowali studenci i wznie�li toast za zdrowie Jedermanna.
W�wczas to �mier� - Jack got�w na to przysi�c - pokiwa�a swoj� �mieszn� g��wk� i poda�a
r�k� wybra�cowi, kt�ry zada� oczekiwane pytanie:
� Czy kt�ry� z was p�jdzie ze mn�? Prosz�..
Blondynka wygl�da�a tak niegro�nie, filmowo jako�, �e studenci zn�w zacz�li szydzi�.
Tym razem wdali si� w dysput�, jakie to m�ki piekielne musieliby znosi�, gdyby skorzystali z
propozycji Jedermanna i dokonali zbiorowego gwa�tu na wys�anniczce opatrzno�ci. Straci�aby
sw� moc czy pocz�a nowe �ycie, niezgodne ze sw� misj�.
� I tak z naszego skromnego nasienia � zapiszcza� cienko, na�laduj�c koguta, chudzielec w
czerwonym kapeluszu � m�g�by powsta� byt transcendentalny, r�wny staro�ytnym herosom!
Nie s�dz�, by by�a p�odna � warkn�� pryszczaty brunecik w du�ych okularach, a nast�pnie
zakrztusi� si� w�dk�, bo lubi� �mia� si� z w�asnych dowcip�w.
Zdumia�em si�, �e �mier� puszcza im p�azem te niewybredne �arty. W�a�nie zamawiali
kolejk� pio�un�wki, kiedy Jack pr�bowa� wyegzekwowa� od Jedermanna zap�at� za �niadanie
i piwo. Nie mia� go�� ani grosza, wi�c zap�aci�em za niego i patrz�c �mierci w przenikliwe,
stalowe oczy, powiedzia�em;
� Id� z wami. � I wtedy w jej spojrzeniu zamigota�a dziwna ciemno��, jakiej nigdy nie
do�wiadczy�em. �adnej grozy, l�ku, ob��du.
� Czy wiesz � m�wi�a cichutko tylko do mnie � �e od pocz�tku �wiata jeste� pierwszym,
kt�ry chce dzieli� los tej �a�osnej kreatury? Chodzimy tak sobie i pytamy, a najn�dzniejszy
samob�jca woli stryczek w�asnego pomys�u, bo to jego w�asna �mier�.
� Wszystko mi jedno...
� Na same �yczenie nie mog� ci� zabra�, musia�by� zrobi� to dla niego, nie dla siebie.
Zwi�zki rodzinne, przyja��...
� Przecie� go nie znam. A zaprzyja�ni� si� mo�na po drodze.
� Chcesz mnie oszuka�! � Zdj�a z plec�w automat i skin�a na Jedermanna.
� Powiedz � nie poddawa�em si� jeszcze � powiedz mi tylko, jak spotka� Hermin�, kiedy...
� Nie wiem, nie interesuje mnie to. � Obejrza�a si� przez rami� z pogard�. � I nie pr�buj
topi� si� albo skaka� z wie�y ko�cielnej, bo i tak nie uda ci si�.
Zamkn�a drzwi za wychodz�cym Jedermannem.
Us�ysza�em seri� strza��w. Wybieg�em na ulic�. Przed barem le�a�y zmasakrowane kulami
17
zw�oki Jedermanna i ma�ej dziewczynki. Zna�em j�, by�a c�rk� w�a�ciciela banku, domu
rozrywek i wielu innych instytucji naszego miasta. D�onie zmar�ych z��czone by�y w mocnym
u�cisku, tak, �e nie mo�na by�o ich rozdzieli�. P�niejsze �ledztwo nie wykaza�o zwi�zk�w
mi�dzy ofiarami.
Opr�cz ka�u�y krwi �aden �lad nie pozosta� po wizycie �mierci, a rozgl�dali�my si�
bacznie. Zegar ratusza zatrzyma� si� w samo po�udnie, ale ruszy� niebawem i z ko�cio��w
wysypali si� t�umnie ludzie, jeszcze niepewni chwili, gotowi tratowa� si� nawzajem, kopa� i
gry��. Wr�ci�em do baru. Redaktor notowa� w niemym zachwycie, zapomnia� wytrze� nos i
krople kleistej cieczy kapa�y prosto do kieliszka z winem. Studenci milczeli, bracia wpadli ju�
w ostatnie stadium zoboj�tnienia, tylko Jack zamy�li� si� i powiedzia�:
� Ale piwo wypi�a...
18
Niedziela w mie�cie r�
Emanuel nie przyjecha�, zwichn�� nog� w kostce i bardzo go boli, le�y w ��ku pod opiek�
kobiet, ale� on musi wys�uchiwa�; czemu wraca� tak p�no do domu, m�g�by przesta�
w��czy� si� z facetami, tylko choroby jakiej� nabawi si� i w og�le rodzina wstydzi si� za
niego. Lepiej ju� mieszka� samemu, byle gdzie i byle jak. Tak w�a�nie �yje Adam w swoim
pokoju na przedmie�ciu, czeka� na Emanuela ca�� sobot�, mieli i�� do kina na film o
Mozarcie, w niedziel� mo�e na koncert, no i plany szlag trafi�, jak to zwykle z planami bywa.
Zjedliby co� na mie�cie, a tak trzeba by samemu p�j�� do baru, w pobli�u otworzyli ostatnio
restauracj� hindusk�, ale po co tam le�� bez przyjaciela? Adam naprawd� nie jest g�odny,
pole�y sobie, pomarzy, mo�e co� napisze, ostatnio coraz gorzej z pomys�ami, nie zapisuje ich
w notesie jak kiedy�, starannie, pod w�a�ciw� dat� w kieszonkowym kalendarzyku.
Powyrzuca� te stare terminarze, nim sprowadzi� si� do nadmorskiej dzielnicy ze starej willi
rodzic�w, nie wytrzyma�by przecie� d�u�ej w tej klatce z czerwonej ceg�y, w�r�d ciekawskich
s�siad�w, ich ogrod�w, ps�w i genialnych dzieci.
Adam lubi� spa� na wznak, wygodnie rozk�adaj�c ugi�te w �okciach r�ce na wysoko�ci
twarzy, lecz teraz skuli� si� na boku, jakby rozbola� go brzuch. M�g�by zatelefonowa�, chyba
u Emanuela nie pods�uchuj� bez przerwy przez drugi aparat, wstr�tne baby, czepiaj� si�, tak
naprawd� nie s� potrzebne im obu, wi�c ich nienawidz�, trzeba by�o zgodzi� si�, kiedy
przyjaciel chcia� wynaj�� mieszkanie, skrupu�y zostawia si� w dzieci�cych zabawach, a to
powa�na historia, tygodnia nie mo�na wytrzyma� bez spotkania, ba, dnia nawet, tak wpa��
beznadziejnie, gdy by�o si� oboj�tnym na wszystko i jeszcze ta niedziela, redakcja zamkni�ta,
dopiero w poniedzia�ek po po�udniu Adam ma sw�j dy�ur w dziale miejskim. Mo�e jest
chory, oblewa go takie dziwne gor�co, denerwuje si�, interesanci uciekn� spod drzwi, je�eli
zobacz� go z tak� min�; trzeba rzuci� t� bezsensown� robot�, Emanuel ucieszy si�, gdy
zamieszkaj� razem na sta�e.
W szufladzie le�y zapiecz�towana koperta z pieni�dzmi, to prezent od niego, ale Adam nie
�mie naruszy� tej sumy, nawet jej nie policzy�, cho� swoj� pensyjk� wyda� co do ostatniego
grosza i nie ma za co zje�� kolacji, pozwala� sobie, bywa� tu i tam, �eby nie nudzi� si� przez
ca�y tydzie�; nie�atwo znale�� sobie miejsce, kiedy trzeba wyj�� z pracy, zanim wr�ci si� do
wstr�tnego pokoiku z papierowymi tapetami i lamp� bez klosza, nie sta� na lepsze lokum
pocz�tkuj�cego redaktora, dobrze, �e ma daleko do centrum miasta, zabije troch� czasu przez
dojazd. Mo�e podr�owa� autobusem albo cz�� drogi metrem, je�eli si� spieszy, �le sypia
ostatnio, wi�c wychodzi z domu wystarczaj�co wcze�nie, by zd��y� przed dziennym
portierem, w redakcji �miej� si� z tej wzorowej punktualno�ci, ale Adamowi to oboj�tne, nie
zaprzyja�ni si� z nikim stamt�d, dzi� z jednym tylko cz�owiekiem chcia�by by� i rozmawia�.
Le�eliby przytuleni na tapczanie, gdyby nie mieli ochoty nigdzie i��, lecz pewnie
poszaleliby, wiosna taka pogodna i dzi� rozpoczyna si� jeszcze wystawa. Tak, bezwzgl�dnie
dosta� od naczelnego najgorszy temat na poniedzia�ek, cho� stary �lini� si�, �e to podobno
zaszczyt pisa� o Dorocznej Wystawie R� i artyku� musi by� ekstra, ale Adam odda�
s�u�bowe bilety i prawa autorskie ma�ej czarnulce z dzia�u kulturalnego, wybra�a si� z
19
narzeczonym ogl�da� kwiaty i pewnie dosta�a od niego bukiecik, kupi�a sobie nawet z tej
okazji zabawn� czapeczk� ze sztucznym kwiatkiem.
Z Emanuelem poszliby oczywi�cie pogapi� si� na te r�e, wzi��by katalog, zada� ludziom
par� bezsensownych pyta� i skleci� reporta� w sam raz na poziom miejscowej gazety, dla
poczciwych mieszczan, czytaj�cych od lat te same pisma przy �niadaniu, by nie rozmawia� z
rodzin�, kt�rej nie maj� nic do powiedzenia.
Gdyby uda�o dosta� si� do dzia�u krytyki jednego z tych ekskluzywnych czasopism
literackich o niskich nak�adach! Wyra�ny druk na dobrym papierze, twarde, b��kitne ok�adki...
Warto by naruszy� le��cy w k�cie stos nowo�ci wydawniczych, poczyta�, spr�bowa�
zamie�ci� gdzie� cho�by recenzj�, i to by�oby niez�e na pocz�tek. Stary nie kpi�by wtedy z
Adama, �e uczy czytelnik�w �S�ownika wyraz�w obcych� na pami��, zamiast ukazywa� im
pi�kno miasta, ale c� fascynuj�cego mo�na zobaczy� przez jedyne w pokoju okno?
A gdyby tak napisa� prawd� o niedzieli w mie�cie, poruszy� sumienia wiecznie
zadowolonych, u�pionych w dobrobycie sklepikarzy? Rzeczywi�cie, wtedy trzeba by urok
rozgrzebanego przez bezdomne koty i psy �mietnika sfotografowa� trafnie dobranym
zdaniem, zadziwi� ludzi spostrzegawczo�ci�. I nawet nie ma sensu ods�ania� firanki, ca�� t�
martw� natur� Adam pami�ta z detalami. W niedziel� obraz staje si� szczeg�lnie
prze�adowany, bowiem od pi�tku s�u�by miejskie nie pokazuj� si� w okolicy. Bogactwo
kolor�w podlega jednemu tylko ograniczeniu - wyrzucone resztki po�ywienia, trac�c powoli
soczysto��, wyzbywaj� si� tak�e jaskrawo�ci barwy, blakn� i ciemniej� ku brunatnym i
popielistoszarym tonacjom, a we wszystkich tych odcieniach czuje si� szczeg�ln� mi�kko��
rozk�adu, bezsilno�� dumnych niegdy� sk�rek owoc�w, kt�re broni�y dost�pu do
aromatycznej zawarto�ci swego wn�trza, a teraz, rozdarte, niepotrzebne, wtapiaj� si� w rybie
wn�trzno�ci i poobiedne resztki. W miar� ubywania dnia zawarto�� �mietnika rozpaczliwie
zacie�nia si� i roz�azi nadmiarem poza pojemniki, na murek, jakby umy�lnie dla g�odnych
zwierz�t wzniesiony przez architekta dzielnicy.
Pod wiecz�r kilka metr�w za oknem Adama nie�ad odrzuconych przez cz�owieka d�br,
wyselekcjonowanych przez sprawiedliw� miejsk� natur� to dla ps�w, to dla kruk�w �akoci,
przelewa� si� ju� na podw�rko ku uciesze dzieci, kt�re rozw��czy�y po okolicy butelki i
puszki po napojach, je�eli za� odkry�y po�amane krzes�o b�d� inny mebel, rozpoczyna�a si�
zabawa w dom. Ona nie znudzi si� na �adnym ubogim podw�rku �wiata w swej mnogo�ci
wariant�w, daje tak wielk� mo�liwo�� obsady r�l, ka�dy mo�e gra� ojca lub matk�, ukarane
za psoty dziecko, kt�re musi ugotowa� obiad w du�ej puszce po og�rkach, kuchenk� zast�pi
oczywi�cie ognisko, �mieci jeszcze mokre, �le si� pal�, ale nic nie szkodzi, rodzina mo�e
udawa� koczowisko nomad�w, ze starych ubra� porobi� peleryny i p�achty na g�ow� dla
kobiet. Wychuchanemu jedynakowi obce by�y zabawy biedoty, ekstatyczne i ha�a�liwe, tote� z
pocz�tku podziwia� pomys�owo�� ma�ych obdartus�w i nie razi� go nawet od�r spalenizny,
wdzieraj�cy si� do pokoju mimo szczelnie zamkni�tych okiennic.
N�dza zdawa�a si� wabi� �ywio�ow� rado�ci� samego egzystowania, kt�rej Adam nie
odkrywa� ani w rodzinie, ani w pracy, ani nawet tul�c twarz do szerokiej piersi Emanuela, gdy
dreptali noc� po pla�y, milcz�c, by nie sp�oszy� szczeg�lnie subtelnego porozumienia, kt�re
zacz�o si� mi�dzy nimi o zmroku; by�o ju� oczywiste, �e nie rozstan� si� przed �witem, ale
powinni znale�� jeszcze w�a�ciwe miejsce, kt�re ukryje ich przed lud�mi i s�o�cem, oaz�
samotno�ci dla nich obu, gdzie zerwaliby z tym, czego od nich oczekiwano i oddaliby si�
tylko sobie, bawi�c si� i ucz�c swych cia�, tak jak id�c ws�uchiwali si� wzajemnie we w�asne
oddechy poprzez dochodz�cy od strony miasta pog�os egzotycznej muzyki.
Taki wiecz�r chcia�oby si� prze�y� setki razy, ciekawo�� nowego i na koniec przekraczanie
r�l nakre�lonych w dziecinnej zabawie, �wiadome b�lu i pot�pienia przez obcych, bicie serca i
niecierpliwo��, jak to b�dzie, kiedy znajd� schronienie, by rozpocz�� zakazan� gr�. Dobre
20
dziesi�� lat starszy Emanuel odczuwa� widocznie niepok�j przyjaciela, gdy� cz�sto pochyla�
si� i ca�owa� jego oczy, czo�o, potem usta, najpierw nie�mia�o, jakby chcia� upewni� si�, czy
partner nie denerwuje si� bardziej ni� to wskazane przy pierwszym zbli�eniu. Adam by�
zdecyd