3362
Szczegóły |
Tytuł |
3362 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3362 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3362 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3362 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
IAN WATSON
�OWCA �MIERCI
Prze�o�y� Micha� Wroczy�ski
Michaelowi Bishopowi,
wsp�tw�rcy mostu na niebie
i ponad Atlantykiem.
I
Gdy wagon jednoszynowej kolei z Gracchus zostawi� za sob� mrok ostatniego tunelu, pogr��aj�c si� w sk�panej w miodowym blasku s�o�ca dolinie, Jim Todhunter po raz pierwszy ujrza� Egremont i serce si� w nim rozradowa�o.
Dolina i le��ce w niej miasteczko faktycznie sprawia�y � jak g�osi�a fama � sielankowe wra�enie; je�li wi�c Jim �a�owa� pocz�tkowo nag�ego wyjazdu z Gracchus i przerwanych studi�w nad �mierci�, to widok uroczego Egremont wynagrodzi� mu to w zupe�no�ci.
Gdy poci�g wje�d�a� ju� na przedmie�cia, Jim rozwin�� map�, kt�r� przys�a� mu Noel Resnick, Mistrz Domu �mierci w Egremont, i pr�bowa� na jej podstawie ustali� to, co widzi za oknami poci�gu.
Otaczaj�ce dolin� wzg�rza sta�y w ogniu jesiennych barw: pomara�czowych, czerwonych, z�otych. W jaskraw� t�cz� li�ciastych drzew wrzyna�a si� grubymi j�zorami brudna ziele� sosnowo-�wierkowych las�w. Po p�nocnej stronie biela� pot�ny mur zapory wodnej, a ponad nim skrzy�o si� b��kitem zwierciad�o jeziora Tulane z ��tymi i czerwonymi c�tkami �agli �lizgaj�cych si� po jego toni jacht�w.
Zach�caj�cy by� to obraz: sady, farmy, aleje wysadzane drzewami, srebrzyste rozb�yski fontann mi�dzy ogromnymi blokami mieszkalnymi i roj�ce si� wok� niewielkie pojazdy elektryczne. Barwne wagoniki Beadway, miejscowej kolejki linowej, sun�y niczym korale nanizane na nitk�, wysoko ponad kopu�ami zak�ad�w mikroelektronicznych.
Wreszcie samo �r�dmie�cie. Kt�ra budowla jest kt�ra? Czy to Centrum Telewizyjne, czy Biuro Spisowe? A Dom �mierci?... Gdy poci�g zacz�� zwalnia�, Jim z�o�y� starannie map� i schowa� do kieszeni.
By� jedynym pasa�erem poci�gu. Na szyi mia� czerwon�, zawi�zan� w lu�ny w�ze� muszk�, nieco dandysowski szczeg� jego stroju � zwyczajnego, ciemnobr�zowego garnituru, stosowanego dla przewodnika �mierci. Garnitur �w, jakkolwiek surowy w kroju i ciemny w barwie, nie mia� nic z pos�pnej czerni sutanny. Sugerowa� mia� zapewne bezkresne piaskowe wydmy, sypi�ce tumanami piachu w podmuchach porywistego wiatru � nietrwa�e, zmienne, zawsze w ruchu, ci�gle inne, wci�� nowe i nowe. Ta �wydma� wszak�e bucha�a u szyi ogniem.
Rozprostowa� zdr�twia�e nieco po dwugodzinnej podr�y nogi i wsta�. Si�gn�� do g�ry i zdj�� walizk�. By� wysokim, kruczow�osym m�czyzn� zbli�aj�cym si� do czterdziestki. Mia� zwyczaj lekkiego garbienia si�, jakby nie dowierza� futrynom drzwi, �e s� dostatecznie wysokie.
Na peronie czeka�a ju� kobieta, zapewne Marta Bettijohn; Resnick obieca�, �e j� w�a�nie wy�le na dworzec po Jima. By�a to pogodna, pulchna i niezwykle pon�tna niewiasta o r�owych policzkach i jasnob��kitnych oczach. Mia�a na sobie ��t� welwetow� sp�dnic� i br�zow� tweedow� marynark� z wpi�t� w klap� srebrn� odznak� Domu �mierci.
Widz�c �w znaczek, Jim dotkn�� kciukiem swojej srebrnej rozetki i u�miechn�� si� szeroko. Postawi� na ziemi walizk� i wyci�gn�� d�o� w stron� oczekuj�cej kobiety.
� Cudowny dzie�, Jim! A dla Egremont wyj�tkowo cudowny!
� To brzmi nazbyt pochlebnie � �achn�� si� lekko.
� Och, nie mia�am wcale zamiaru...! Oczywi�cie, wszyscy cieszymy si� z twego przybycia! Ale m�wi�c o cudownym dniu, mia�am na my�li nie ciebie, a Normana Harpera, kt�ry �wi�ci dzi� dzie� swego odej�cia. Nasza D. i R. Nasza Duma i Rado��. Nie wiedzia�e� o tym, Jim? Przebieg tej ceremonii b�dzie transmitowany w og�lnokrajowej sieci telewizyjnej. � Spojrza�a na zegarek. W �adnym wypadku nie mo�emy si� sp�ni�.
� Tak, niew�tpliwie...! Musia�em jako� przegapi� t� wiadomo��. Ostatnimi dniami by�em tak zapracowany...
� Rozumiem � pokiwa�a g�ow�.
� A swoj� drog� nie s�dzisz, �e przyby�em w szczeg�lnie pomy�lnym momencie? No prosz�, Norman Harper. Kto by pomy�la�! Wiedzia�em, �e tutaj mieszka... Komu Dom powierzy� przewodnictwo jego �mierci?
Po�a�owa� natychmiast swego pytania, kt�re mog�o sugerowa�, �e to on w�a�nie powinien by� przewodnikiem poety z tego tylko wzgl�du, �e przyby� z miasta. A za �adn� cen� nie chcia� wyj�� na z�eranego ambicj� zarozumialca. Jednak Marta Bettijohn, jak si� zdawa�o, nie zwr�ci�a uwagi na niezbyt fortunne pytanie Jima.
� Tak prawd� m�wi�c, nie ma w�r�d nas nikogo, kto by�by odpowiednim dla niego przewodnikiem �mierci. Tym szcz�liwcem jest Alice Huron, lecz s�dz�, �e to on raczej b�dzie jej nauczycielem. Nie, nie dlatego, by Alice by�a z�ym przewodnikiem � wcale tak nie uwa�am. Ale to jest Norman Harper, sam rozumiesz... To on j� powiedzie.
Ruszyli w stron� wyj�cia do oczekuj�cego przed dworcem male�kiego, elektrycznego ranbouta. Jim niezdarnie ulokowa� swe d�ugie nogi we wn�trzu pojazdu. A ponad ich g�owami, na jednym z peron�w Beadway, mieszka�cy Egremont wsiadali do kolejnych, pojawiaj�cych si� dok�adnie co p� minuty, wagonik�w.
� Ulica Harpera � o�wiadczy�a z dum� Marta, gdy ich niewielki pojazd sun�� �rodkiem jezdni wy�o�onej pastelow� mozaik� z gumowych p�ytek. Potem wskaza�a palcem Sp�dzielni� Rolnicz� i Bibliotek�, dwa pot�ne budynki w stylu neoklasycystycznym. Biblioteka znajdowa�a si� bli�ej kompleksu szkolnego, strzelistej konstrukcji ze szk�a i stali, na kt�r� sk�ada�o si� kilkana�cie zachodz�cych na siebie zigurat�w. Z dalszych wyja�nie� Marty wynika�o, i� mimo �e zasoby Biblioteki mo�na by�o zamawia� sobie bezpo�rednio na domowe ekrany, to w Egremont zalecano wypo�yczanie tradycyjnych ksi��ek. Mia� to by� kolejny dow�d znaczenia i autorytetu, jakim cieszy� si� tutaj Norman Harper. Poezja bowiem, by mo�na by�o j� w pe�ni oceni�, wymaga osobistego kontaktu z ksi��k�.
Gdy mijali szko��, wysypa�a si� z niej ze �miechem i krzykiem gromada dzieci w r�nym wieku � najwyra�niej zbieranina z r�nych klas. M�odsze przystawa�y na skraju jezdni, machaj�c r�kami w stron� przeje�d�aj�cego ranbouta; Marta odmachiwa�a im. Starsze natomiast, �cigaj�c si�, wbiega�y po schodach na peron Beadway.
� Jestem przewodnikiem w szkole � wyja�nia�a Jimowi Marta. � Wi�kszo�� dzieciak�w obejrzy odej�cie Normana Harpera na ekranach. Pewna jednak liczba uczni�w b�dzie w niej uczestniczy� osobi�cie: m�odo�� �egna staro��. Lecz raczej nie b�dzie tam wiele m�odzie�y. W ko�cu to nie cyrk.
� Fakt!
� O tym, kto b�dzie uczestniczy� w ceremonii, zadecydowa�a loteria w klasach. Tej uroczysto�ci na pewno nigdy nie zapomn�... Tam, w dole, jest Mall! � wykrzykn�a, zmieniaj�c nieoczekiwanie temat. � S�ysza�e� o naszym Mallu?
By� to d�ugi pasa� wyznaczony kutymi w krysztale arkadami. Mi�dzy poszczeg�lnymi sklepami ros�y paprocie, drzewa i wysmuk�e kaktusy. Gdzieniegdzie bi�y w niebo mlecznobia�e strumienie wody z fontann. Tego popo�udnia jednak na Mallu os�b by�o niewiele.
� Musisz koniecznie wpa�� do restauracji �Pod Trzema Iglicami�, o tam, poni�ej! Najlepsza kuchnia w mie�cie. Specjalno��: ryby, dania francuskie i potrawy wiejskie.
� A b�dziesz moim go�ciem?
Pogrozi�a mu palcem:
� Och, nie, ja wcale nie chcia�am... Ale przy okazji... mo�e nie powinnam ci tego m�wi� teraz, by nie odwraca� twej uwagi od uroczysto�ci Normana � ale na dzisiejszy wiecz�r zorganizowali�my dla ciebie ma�e spotkanie zapoznawcze. Nad jeziorem. Ma by� pieczony pstr�g i kilkana�cie butelek miejscowego bia�ego wina. Wprost z Vinehouse.
� Brzmi to wspaniale.
Min�li Urz�d Spokoju, o�miok�tny gmach z surowego kamienia o pot�nym portyku i dziedzi�cu wysypanym �wirem. Obok popularnych drzew laurowych ros�y tam r�wnie� cyprysy posadzone w wielkich ceramicznych donicach. Pomi�dzy nimi natomiast ustawiono kilkana�cie marmurowych pos�g�w, kt�re z daleka wygl�da�y jak s�upy soli. Lub raczej jak zamro�one trupy, jakkolwiek w Egremont nie mog�o by� mowy o �adnych zamar�lakach. Ta spo�eczno�� by�a rado�nie przystosowana... By� mo�e dlatego Jim zosta� przeniesiony w�a�nie tutaj: aby troch� naruszy� takie przystosowanie.
� Mo�e powinienem si� zameldowa�?
� Nie ma po�piechu, Jim. Nie dzisiaj! I tak wi�kszo�� urz�dnik�w bierze udzia� w ceremonii. Tysi�c zaproszonych go�ci � to wymaga pe�nej gali i dostoje�stwa.
Pi�� minut p�niej byli ju� w samym Domu �mierci, gdzie co p� minuty z napowietrznego peronu Beadway sp�ywa� szerok� fal� potok ludzi. Wszyscy oni kierowali si� ku szerokim, �wirowym deptakom mi�dzy zielonymi trawnikami. W alei dojazdowej, mi�dzy Domem i Szpitalem, zaparkowanych ju� by�o kilkadziesi�t ranbout�w.
Zar�wno Szpital, jak i Dom mie�ci�y si� w dwu piramidach ze szk�a i kamienia, z pn�cymi si� w g�r�, kondygnacja za kondygnacj�, ogrodami. Ponad szczytem Szpitala wznosi� si� lekarski kaduceusz, a z wierzcho�ka drugiej piramidy � bliski ka�demu i przyjazny znak: srebrna rozeta symbolizuj�ca zamkni�te ko�o �ycia i w por� �ci�ty kwiat.
Dom �mierci otacza�a fosa z b��kitn� wod�, na kt�rej unosi�y si� li�cie nenufar�w z kilkoma sp�nionymi o tej porze roku kwiatami. I tylko jeden most, przerzucony nad t� wod� zapomnienia, ��czy� Dom ze �wiatem. Z trawiastego pag�rka w odleg�ym zak�tku wyspy, niczym z kadzielnicy, bi�a w niebo smuga dymu. W powietrzu unosi� si� delikatny zapach drzewa sanda�owego i Jimowi przysz�o do g�owy, �e tam w�a�nie, pod tym wzg�rkiem, znajduje si� krematorium. Kopulasty, marmurowy pawilon kontemplacji sta� po przeciwleg�ej stronie wyspy: na gromadz�cy si� zwolna t�um spogl�da�o stamt�d kilka starszych os�b i blade dziecko.
Na podium wzniesionym na g��wnym trawniku ustawiono p� tuzina krzese� i mikrofon. Z ukrytych g�o�nik�w dobiega�y tony muzyki: z�ocisty Koncert Brandenburski. Oko�o tysi�ca widz�w zosta�o uroczy�cie wprowadzonych przez wystrojonych w bia�e mundury Urz�dnik�w Spokoju i posadzonych po turecku wprost na trawie. Na podium tymczasem pojawi�o si� sze�� os�b, kt�re zaj�y krzes�a i w skupieniu s�ucha�y muzyki.
� Chod�my.
Ci�gn�c Jima za �okie�, Marta przepchn�a si� przez rz�dy widz�w na sam front. Tam usiedli na mi�kkiej, przystrzy�onej kr�tko trawie.
� Ten po lewej to w�a�nie Norman Harper � szepn�a.
� Tak, wiem, pozna�em jego twarz.
� Oczywi�cie.
Norman Harper by� kr�pym, siwow�osym m�czyzn� o twarzy pobru�d�onej g��bokimi, jak wy��obiony wod� wapie�, zmarszczkami. Oczy p�on�y mu chorobliwym blaskiem.
� A to sam Noel. Noel Resnick.
Mistrz Domu, cho� by� masywnym i t�gim m�czyzn�, porusza� si� i gestykulowa� z jak�� wystudiowan� gracj�. Przypomina� s�onia ta�cz�cego w balecie i hipnotyzuj�cego widz�w, tak �e ci widzieli w nim wy��cznie lekko�� i wdzi�k. Resnick sprawia� wra�enie cz�owieka nies�ychanie z siebie zadowolonego, co podkre�la�o jeszcze nieco karykaturalne rysy jego postaci.
� Ta po prawej, to Alice Huron.
Jim spojrza� z uwag� na kobiet�, kt�ra mia�a by� przewodnikiem �mierci poety. Mia�a proste i d�ugie, czarne w�osy, ciemne oczy, szeroki nos i wydatny podbr�dek. Jej palce, ozdobione wieloma masywnymi pier�cionkami, by�y smuk�e i d�ugie. By�a chuda i niezwykle wysoka; mierzy�a dobre sze�� st�p wzrostu, a jej wyprostowane plecy by�y zupe�nym przeciwie�stwem wiecznie przygarbionego grzbietu Jima. Od pierwszego wejrzenia poczu� do niej niech��; zar�wno za zaszczyt, jaki jej przypad� dzisiejszego dnia, jak i za jej postaw�. Taka to si� nigdy nie uderzy o futryn�; belka sama ust�pi jej miejsca.
� Lama Ananda. � M�czyzna o ogolonej g�owie i w lu�nej szafranowej szacie wygl�da� na typowego cz�owieka Zachodu przebranego tylko na wschodni� mod��.
� Dr Claudio Menotti, nasz naczelny eutanazer � szepta�a Jimowi w ucho Marta, wskazuj�c grubasa o rumianej twarzy, emanuj�cego z siebie pogod� i jowialno��. Mia� wygl�d typowego operowego barytona.
� No i burmistrz Barnes. Mark Barnes.
Burmistrz Egremont by� postawnym Murzynem w �rednim wieku, o starannie utrzymanej, spiczastej br�dce a la Van Dyck. Rozgl�da� si� akurat z uwag� po niebie, obserwuj�c kilka pierzastych, podejrzanie wygl�daj�cych chmur, zastanawiaj�c si� zapewne, czy nie s� one aby zapowiedzi� deszczu. Ale nie zanosi�o si� na deszcz. Nast�pnie skierowa� uwag� na spor� gromadk� reporter�w, kt�rzy z kamerami na ramionach celowali obiektywami w stron� podium.
Gdy wszyscy widzowie, ��cznie z dzie�mi, zaj�li wyznaczone im miejsca, d�wi�ki muzyki umilk�y.
Powsta� burmistrz Barnes. Zapad�a cisza.
� Przyjaciele � zacz��, a w jego g�osie by�a duma i �arliwo��.
II
� Min�y ju� czasy samosteruj�cych rakiet, dym�w bitewnych, wojennych machin, huku eksploduj�cych bomb i wystrza��w karabinowych. Min�y ju� dawno. Ale nigdy nie zapomnimy o d�ugu zaci�gni�tym wobec ludzi takich, jak Norman Harper, kt�rzy sprawili, �e sta�o si� to mo�liwe...
Poeta schyli� skromnie g�ow�. Prawdopodobnie tylko w swoim odczuciu by� artyst�; w oczach innych by� prawodawc� ludzko�ci. Herosem nowego �wiata.
� D��yli�my �wiadomie do unicestwienia naszego pi�knego �wiata, d��yli�my do samozag�ady, gdy� nie potrafili�my godzi� si� ze �mierci�. �mier� by�a w tamtych dniach czym�, co mia�o dotyczy� wy��cznie innych ludzi, nigdy nas samych. Wypychali�my zmar�ych z naszego �ycia uznaj�c ich za obcych, kt�rzy z nami nie mieli nic wsp�lnego. Wygnali�my �mier� z naszych granic, nios�c j� na terytorium wroga. A kiedy ju� si� z tym uporali�my, obcy � cudzoziemcy � przychodzili z kolei ze �mierci� do nas... Och, jakie snuto w�wczas fantazje na temat �ycia pozagrobowego, reinkarnacji nawet, nie po�wi�caj�c przy tym jednej bodaj my�li, jednej chwili uwagi w�asnej �mierci, kt�ra k�ad�a kres naszemu �yciu...
Jim rozsiad� si� wygodnie i s�ucha� z uwag�. G�os burmistrza ni�s� si� w tej chwili przez ca�y kraj. Czy, zwa�ywszy wypadek w Gracchus, przemowa ta oznacza pocz�tek kampanii wymierzonej przeciwko studiom nad �yciem pozagrobowym? Skoro stale istniej� ludzie przekonani, �e dusza ludzka mo�e by� nie�miertelna, �e dusza cz�owieka, kt�ry g��boko w to wierzy, mo�e wygra� walk� ze �mierci�, to przemowa ta rzeczywi�cie mo�e mie� g��bsze znaczenie. Wszak skoro istnieje nadzieja na prze�ycie �mierci, czy� nie jest to r�wnoznaczne zaprzeczeniu �mierci w og�le?
� Obrona � uto�samiona w�wczas z ochron� przed �mierci� nieznan� � sta�a si� jednym z najpot�niejszych motor�w post�powania cz�owieka na Ziemi. Prosperowali�my wspaniale! Osi�gn�li�my nies�ychane bogactwa: bomby, pociski, samoloty bojowe! A ile� zadowolenia czerpali�my z widoku �mierci innych ludzi!
Mo�liwe, �e to by� pocz�tek kampanii skierowanej przeciwko zamar�lakom. �adne cia�o raz zamro�one nie powr�ci�o ju� do �ycia, a osoby, kt�re ca�e �ycie optowa�y na rzecz bada� naukowych nad zamra�aniem, odchodzi�y z �ycia pogodzone i pe�ne wdzi�czno�ci. Mimo to ludzie tacy wci�� istniej�, stanowi�c rodzaj uprzywilejowanej opozycji w stosunku do Dom�w �mierci i dobrodziejstw eutanazji w odpowiednim momencie. Mo�liwe, i� niekt�rzy z nich wyobra�aj� sobie, �e �przetrwaj�� er� Dobrej �mierci, by doczeka� czas�w zaprzeczenia �mierci. To faktycznie mog�o by� ich skryt� ambicj�. Najwidoczniej jednak sami nie wierz� w nie�miertelno�� duszy, skoro � gdy nadchodzi �miertelna choroba lub po prostu w Biurze Spisowym wyci�gni�ta zostaje ich karta � nie zamra�aj� si�. Lecz ich dusza by�a tu inn� spraw�.
Dusza � czy koszmar?
� Przyjaciele, z wojny czerpali�my w tamtych dniach ca�� nasz� moc i si��, gdy� ludzie, kt�rzy prze�yli dzia�ania wojenne, w magiczny spos�b pokonywali �mier�. Nasi ch�opcy, wracaj�c do domu z frontu, stawali si� naszymi nie�miertelnymi. Niejako odraczali godzin� z�a. Prze�yli tych z drugiej strony. Tak wi�c zrodzi� si� plan wojny najwi�kszej ze wszystkich � wojny totalnej. Gdyby�my prze�yli piek�o takiej wojny, ugodziliby�my �mier� w samo serce! W rezultacie, pragn�c zniszczy� �mier�, kt�ra jest przecie� w nas wszystkich, byli�my o krok od zadania samym sobie ostatecznego ciosu...
� A� nazbyt prawdziwe � mrukn�a Marta, a Jim machinalnie przytakn��.
Chcia�by tak bez zastrze�e� w to wszystko wierzy�. Popo�udnie by�o takie z�ociste. Jednak fakt, �e Norman Harper wybra� na swoje odej�cie w�a�nie ten dzie� � dzie� przyjazdu Jima � by� co najmniej dwuznaczny.
Czy rzeczywi�cie decyzja odej�cia nale�a�a do poety? A mo�e zosta� do niej nak�oniony ze wzgl�d�w politycznych?... Jim odrzuci� t� my�l. Norman Harper wygl�da� na zupe�nie pogodzonego z samym sob�; ca�a �kampania� mog�a by� czczym wymys�em Jima. Wszystko, co powiedzia� Burmistrz, by�o oczywist� prawd�. Pewnego dnia � w przysz�o�ci � gdy �mier� na dobre ju� stanie si� drug� natur� cz�owieka, przemowy takie stan� si� zb�dne.
Rozgl�daj�c si� po twarzach otaczaj�cych go widz�w, u�wiadomi� sobie, jak bardzo ju� �mier� sta�a si� drug� natur� ludzk�, zw�aszcza w odczuciu m�odszego pokolenia. Przysz�a mu my�l, absurdalna refleksja, �e wszystko to jest anachronizmem, czym� przestarza�ym. Natychmiast wymaza� t� my�l z pami�ci. By� wszak przewodnikiem w Domu �mierci; bardzo dobrym i cenionym przewodnikiem. Wierzy�, g��boko wierzy� w to, co robi � szed� pewnym krokiem po wytyczonej �cie�ce, kt�ra uratowa�a trzeci� cz�� rasy ludzkiej od zag�ady. Jak�e� mo�e by� anachronizmem? Wszak �wiat by� taki przez wi�ksz� cz�� jego �ycia.
� Lecz nik�a garstka ludzi poj�a: byli to ludzie tacy, jak nasz Norman Harper. Oni to wyci�gn�li d�o� w stron� �mierci, sprawili, �e �mier� sta�a si� dla nas czym� naturalnym i bliskim. Z nimi to � im r�wnie� nale�y si� nasza wdzi�czno�� � Norman Harper zapocz�tkowa� wielki ruch, kt�ry doprowadzi� do Dom�w �mierci i przebudowy struktury naszego ca�ego spo�ecze�stwa. Jak z�y sen przemin�� Wielki L�k. Dzi�ki temu, �e zaakceptowali�my bez reszty �mier� jako nasz� nieod��czn� cz��, zn�w za�wita�a przed nami jutrzenka przysz�o�ci. I za to, Normanie, dzi�kujemy ci z ca�ego serca.
Burmistrz Barnes sko�czy� i usiad� na swoim miejscu.
� Ale� on m�wi � szepn�a z podziwem Marta. � Sam m�g�by zosta� przewodnikiem.
Jim pokr�ci� przecz�co g�ow�.
� Nie, on jest tylko zdolnym politykiem i m�wc�. A do umieraj�cego nie wyg�asza si� przem�wie�.
� Oczywi�cie, �e nie. Niemniej jednak...
Po burmistrzu wsta� Noel Resnick, Mistrz Domu �mierci. Przemawiaj�c wykonywa� przedziwny powolny, hipnotyczny taniec wok� mikrofonu wyci�gaj�c si� to w lewo to w prawo na palcach st�p. Podobny taniec wykonuje zazwyczaj j�ka�a, kt�ry zaci�wszy si�, w ten w�a�nie spos�b stara si� poradzi� sobie z opornym s�owem.
� ...trudno by�o dyskutowa� z w�asn� �mierci� � ci�gn�� pewnym g�osem Resnick. � W konsekwencji tak zwani �ludzie dobrej woli� g�osili otwarcie swe idee, a przeciwnik�w i oponent�w pi�tnowali mianem zdrajc�w, czyni�c ich koz�ami ofiarnymi i stawiaj�c pod pr�gierzem. A dzia�o si� tak w�a�nie dlatego, �e owi ludzie �dobrej woli� wyparli si� w�asnej �mierci. A szafowali �mierci� hojnie, wbijaj�c j�, niczym oszczep, w piersi wrog�w, kt�rych sami zreszt� stworzyli. Has�ami w tamtych przera�aj�cych dniach by�y si�a, konfrontacja, zwyci�stwo. D��yli do wojny � o wolno��, o r�wno��, o prawa cz�owieka czy jak to inaczej nazwa� � nawet za cen� totalnej zag�ady wszystkich i wszystkiego. Ale rzeczywistym imieniem ich nieprzyjaciela by�a zawsze �mier�. Ostatecznie jednak historia potoczy�a si� tak, �e nie istnieje ju� wr�g zwany ��mierci��. Wojna si� sko�czy�a. Wojny nie ma. Zapanowa� pok�j. Nie istnieje druga strona. Istnieje tylko �tutaj� i �my�.
Bez w�tpienia Resnick r�wnie� by� zr�cznym politykiem i doskona�ym m�wc�. Czy�by konkurowa� z burmistrzem Barnesem? Ta sprawa Jima w og�le nie obchodzi�a; tylko my�l taka przesz�a mu przez g�ow�. Pomy�la� te�, �e Resnick jest nieust�pliwy i uparty: potrafi� przezwyci�y� nawet wad� wymowy. Mistrz o wiele wi�kszego przecie� Domu �mierci w Gracchus by� bardziej tolerancyjny i wykazywa� wi�ksze zrozumienie, lecz i on w ko�cu straci� cierpliwo��.
Ponad g�owami zgromadzonych, z dono�nym krzykiem i �opotem skrzyde� przelecia�o stado dzikich g�si uformowanych w kszta�t litery V. Co sprawia, �e g�si posiadaj� taki zmys� symetrii? Chyba ten sam instynkt, kt�ry ka�e dziecku uczy� si� cyklu: po nocy dzie�, po dniu noc. Jawa i sen, sen i jawa. Na sw�j infantylny spos�b dzieciak zaczyna pojmowa�, �e podobna relacja zachodzi� musi r�wnie� w zgodnym cyklu �ycia i �mierci. Skoro �mier� idzie za �yciem, kolejne �ycie musi post�powa� za �mierci�...
Dlaczego� zatem ma by� to fa�szywy wniosek, �e to ten sam odwieczny instynkt ka�e g�siom formowa� klucz w kszta�cie V?
Jim potrz�sn�� g�ow�, jakby chcia� odgoni� natr�tne my�li � wytrz�sn�� brudny i doskwieraj�cy osad pomys��w i z�udze� dawnych, ba�amutnych czas�w, kt�rych sam dobrze nie zna�.
Przeni�s� wzrok na ufn�, pozbawion� rozterek i w�tpliwo�ci Mart�, celebruj�c� wraz z ca�ym t�umem radosne �wi�to �mierci, nieod��cznej towarzyszki �ycia. Skupi� nast�pnie uwag� na centralnej postaci festynu: siwow�osym poecie, kt�remu spo�ecze�stwo sk�ada�o ostatni ho�d. Resnick, ko�ysz�cy si� pod mikrofonem niczym wielkie wahad�o, usiad� w ko�cu.
Powsta� Norman Harper. Wyci�gn�� w stron� widowni swe wielkie, s�kate d�onie.
� Nadszed� dzie� mego odej�cia � odezwa� si� z emfaz�. � Nie b�d� przemawia�. Jak�e m�g�bym zreszt� i�� w konkury z mymi poprzednikami! � zachichota� lekko. � W zamian pozw�lcie mi, prosz�, zacytowa� tylko ulubione ust�py z mej w�asnej Ksi�gi �mierci.
Poeta zamkn�� oczy i jak �lepy Homer, zacz�� recytacj�:
Embrion ptaka ginie, cz�ciowo umiera
Skoro si� w �wiat szeroki na skrzyd�ach wybiera.
Zanim barwny motyl ponad pola ruszy.
Zielona g�sienica r�wnie� umrze� musi.
I nikt ju� dzi� po �mierci nie idzie do Nieba,
Cho� cz�owiek tak jak dawniej umiera� � umiera.
Bo �mier� i �ycie jak syjamscy bli�niacy
Konfliktu nie znaj�c � s� zawsze jednacy...
� Straszliwe wierszyd�a � mimowolnie mrukn�� Jim.
� Cicho! � sykn�a Marta. � Co powiedzia�e�?
� Nic takiego, przepraszam.
Ka�de �ycie zawiera kilka generacji
Narodzin i �mierci: tranzytowych stacji
Po to, by d�ugi poci�g w ko�cu dotar� celu.
Wr�ci� w przesz�o�� � sk�d ruszy� � spocz�� w weselu.
W�asnej �mierci nikt z nas si� wyprze� nie zdo�a
Bo ona jest w naszych cia�ach i ci�gle nas wo�a.
Jak w�osy, co wychodz�, jak li�cie jesienne
Spadaj� � by nowe �ycie przysz�o nieodmiennie.
Odszed� Wr�g w niepami��, Z�odziej nie istnieje.
Fa�szywa wiara, groza, l�k i przera�enie.
Bardzo du�o razy w �yciu umieramy
Po to, by zn�w nam skrzyd�a wyros�y u ramion.
I kiedy wreszcie rozwijamy skrzyd�a
Dusza nasza �piewa, a potem umiera.
A dalej ju� nic nie ma � nawet Niepokoju.
Powracamy zawsze tam, sk�d nadeszli�my.
Kiedy dzie� sko�czony, kiedy dzie� cudowny...
Kto� � m�czyzna � wepchn�� si� brutalnie pomi�dzy Jima i Mart�. Intruz, nie bacz�c na czynione przez siebie zamieszanie, wskoczy� na podium, gdzie Norman Harper recytowa� poemat.
Obcy wzni�s� w g�r� d�o�. Trzyma� w niej co�, co z wygl�du przypomina�o cybuch fajki.
Rozleg� si� suchy trzask, potem drugi; niewiele g�o�niejsze ni� trzask dw�ch suchych ga��zi nadepni�tych stop�.
Na szyi i piersi Normana Harpera wykwit�y krwistoczerwone plamy. Poeta z g�uchym j�kiem zachwia� si�, post�pi� krok do ty�u i opad� ca�ym ci�arem cia�a na krzes�o, kt�re tak niedawno jeszcze zajmowa�. Krzes�o z bezw�adnym cia�em cz�owieka wywr�ci�o si�, staczaj�c z estrady na trawnik.
Zapad�a cisza. Zab�jca opu�ci� r�k�, rozlu�ni� palce i �mierciono�na bro�, odbijaj�c si� z g�uchym d�wi�kiem o deski podium, spad�a na traw�. Kto� krzykn�� g�o�no. Kto� inny mu zawt�rowa�.
Marta chwyci�a Jima za �okie� zaciskaj�c na nim palce z niespodziewan� moc�.
� On zamordowa� Normana! � krzykn�a ochryple prosto Jimowi w twarz. � On... zab�jca!
By� jaki� okropny bezsens w tym, co si� wydarzy�o. By�o to jak �ywcem przeniesiony z ekranu telewizyjnego spektakl � z tym tylko, �e podobne widowiska od lat ju� znikn�y z ekran�w i nigdzie nie by�y emitowane. Dawno trafi�y do archiwum prohibit�w.
Jim siedzia� jak skamienia�y, a g��wny aktor � morderca � po dokonaniu okrutnego czynu sam chyba nie wiedzia�, co mu wypada dalej czyni�. Nikt zreszt� nie wiedzia�.
Wystraszeni i zszokowani ludzie k��bili si� na trawniku wok� estrady; wymachiwali r�kami, krzyczeli, biegali bez sensu po trawie popychaj�c si� nawzajem, zderzaj�c, przewracaj�c. Burmistrz Barnes zerwa� si� na r�wne nogi i odrzucaj�c kopniakiem krzes�o zeskoczy� z podium. Przykl�kn�� obok cia�a poety i spogl�da� na nie nieruchomym, pe�nym grozy wzrokiem. Po chwili do��czy� do� doktor Menotti. Resnick r�wnie� by� na nogach i sam dobrze nie wiedz�c, co pocz��, biega� nerwowo po ca�ym podium. Alice Huron, zgi�ta w p�, szlochaj�c targa�a d�o�mi w�osy, jak staro�ytna p�aczka. Poczuwszy na sobie baczny wzrok Jima uspokoi�a si� natychmiast, obrzucaj�c go pe�nym nienawi�ci wzrokiem � za to tylko, �e by� �wiadkiem jej �ez.
Najdelikatniej jak potrafi�, zdj�� z ramienia zaci�ni�t� kurczowo d�o� Marty. Wsta�. Post�pi� par� krok�w do przodu w stron� mordercy i zatrzyma� si� niepewnie. Co powinien teraz zrobi�? Uderzy� zab�jc�? Obezw�adni� go? Obali� na ziemi�? Morderca sta� nieruchomo. Gdy stali tak � morderca czekaj�c, a Jim wahaj�c si� � nadbieg�o dw�ch Urz�dnik�w Spokoju i jeszcze kto� trzeci; kto� z personelu Domu. Tr�jka m�czyzn otoczy�a zab�jc�, jak pionki otaczaj� kr�la na szachownicy, nie mog�c jednak jeszcze da� mu mata. Jim schyli� si� i podni�s� porzucon� przez morderc� d�o�. By� to dziwny przedmiot, przera�liwie obcy, jakby przed chwil� spad� z gwiazd. Bez s�owa poda� bro� jednemu z Urz�dnik�w, kt�ry szybko schowa� j� do kieszeni.
Nadbieg� dziennikarz filmuj�c twarz mordercy, na kt�rej malowa�a si� desperacja i rozpacz zagonionego, zm�czonego zwierz�cia wp�dzonego w potrzask. Wodzi� wok� rozbieganymi oczyma jakby szuka� jeszcze drogi ucieczki. I nie chodzi�o mu o luk� w ludzkim �wiecie, w kt�r� m�g�by si� nagle, niepostrze�enie w�lizgn��; taka bowiem nie istnia�a. Szuka� czego� innego, jakiej� rysy w samym porz�dku rzeczy, jakby sam akt morderstwa by� magicznym gestem, zakl�ciem przyzywaj�cym demona, kt�ry mo�e przynie�� ocalenie. Morderca liczy� oko�o pi��dziesi�ciu lat i by� prawie �ysy, a pozosta�a, sk�pa ilo�� w�os�w mia�a barw� szar�. Ubrany by� w ��t� kurtk� klienta Domu �mierci.
Kiedy operator telewizyjny skierowa� na� sw� kamer�, na twarzy mordercy wykwit� krzywy u�miech:
Odszed� tam,
Gdzie mia�em i�� sam -
rzuci� w stron� obiektyw�w i zaraz doda�:
� Jak widzicie, te� potrafi� pisa� wiersze.
� Nie filmowa�! � rykn�� z podium Resnick. � Nie nagrywa�!
Reporter pos�usznie wy��czy� kamer�. Inny jednak�e, znajduj�cy si� po drugiej stronie podium, nie us�ysza� polecenia i w dalszym ci�gu, beznami�tnie jak robot, filmowa� rozci�gni�te na ziemi nieruchome cia�o poety. Zobaczywszy to Resnick, kln�c g�o�no i wymachuj�c r�kami, podbieg� w jego stron�.
Tymczasem urz�dnicy nie dotykaj�c zab�jcy � jakby by� radioaktywny lub rozgrzany do czerwono�ci � poprowadzili go w stron� Domu.
Jim powr�ci� do Marty. Dziewczyna by�a na czworakach. Widocznie kto� popchn�� j� w zamieszaniu i zbyt zszokowana, by powsta� o w�asnych si�ach, pozostawa�a w tej dziwacznej pozycji, jakby szuka�a czego� w trawie � utraconej wiary?
Jim poda� jej d�o� pomagaj�c wsta�.
� My�l� � szepn�a Marta � �e nic z naszego wieczornego spotkania.
Zdawa�a si� by� bardziej tym przej�ta ni� groteskow� scen�, w jak� przerodzi�a si� ceremonia. Najwidoczniej w pod�wiadomym odruchu, w ten w�a�nie spos�b stara�a si� przywr�ci� wszystkiemu realny wymiar, zburzony przed kilkoma minutami morderstwem.
U�miechn�a si� do Jima prawie przymilnie:
� Chod�, ju� lepiej poka�� ci twoje pokoje w Domu � odezwa�a si�, �ciskaj�c mu d�o�.
A niech to..., pomy�la� Jim, zadaj�c sobie pytanie, czy dziewczyna przypadkiem nie ma ochoty z nim si� przespa�, aby zatrze� wra�enie tego strasznego prze�ycia. Z w�asnego bowiem do�wiadczenia wiedzia�, �e u niekt�rych kobiet proces umierania wyzwala szczeg�lny instynkt seksualny. Lecz to, co si� wydarzy�o tego popo�udnia, nie mia�o nic wsp�lnego z umieraniem. By� to po prostu akt gwa�tu...
III
Po wyj�ciu walizki z ranbouta Jim i Marta zawr�cili w stron� kamiennego mostu przerzuconego przez fos�. Wej�cia na most strzeg�y, niczym flanki, dwie p�metrowe rze�by motyli o aluminiowych skrzyd�ach, siedz�cych na bia�ych marmurowych klepsydrach. Ka�dy gwa�towniejszy podmuch wiatru porusza� metalowe skrzyd�a owad�w, niczym skrzyde�ka pracuj�cego wentylatora.
Zgodnie z obyczajem ceremonii poeta powinien tego popo�udnia przej�� ten most i w ten symboliczny spos�b wycofa� si� z �ycia w Egremont, a nast�pnie, po dniach czy tygodniach sp�dzonych w Domu �mierci � w zale�no�ci od w�asnego �yczenia i uznania przewodnika � umrze�. Teraz wi�c, przechodz�c mi�dzy metalowymi motylami, Jim odni�s� dojmuj�ce wra�enie, �e ich skrzyd�a � niczym dwa sztylety � kieruj� swe ostrza prosto w jego serce. Morderca splugawi� wszystko.
Szklane drzwi otworzy�y si� z delikatnym szelestem i Jim wraz z towarzysz�c� mu Mart� znale�li si� w gwarnym, zat�oczonym foyer. Zgromadzi�o si� tu chyba ze dwudziestu mieszka�c�w Domu �mierci. W powietrzu krzy�owa�y si� gor�czkowe, g�o�ne rozmowy, czasami wzbija� si� w g�r� czyj� piskliwy, histeryczny �miech. Kto� skar�y� si� g�o�no, kto� z�orzeczy� mordercy. Ca�y porz�dek �mierci tych ludzi, kt�rzy znale�� tu przecie� mieli ucieczk� i wytchnienie, zosta� zburzony i jeden z przewodnik�w oraz cz�owiek z obs�ugi Domu robili wszystko, by jak najszybciej opanowa� sytuacj� i przywr�ci� �ad.
Marta i Jim przepchn�li si� spiesznie przez wzburzon� grupk� kieruj�c swe kroki do windy. Wjechali na dwudzieste pi�tro.
Tutaj, na samym szczycie piramidy, znajdowa�y si� jedynie cztery � jak strony �wiata � apartamenty s�u�bowe. Okna mieszkania Jima wychodzi�y na zach�d. Gdy Marta otworzy�a drzwi, promienie zachodz�cego s�o�ca zalewa�y w�a�nie pok�j potokami �wiat�a, zostawiaj�c plamy cienia, rzucane na meble i pod�og� przez rosn�ce na balkonie krzewy yukki, fuksji i ostrokrzewu. Balkon ogranicza�y po p�nocno- i po�udniowo-zachodniej stronie pleksiglasowe, nieprzezroczyste �ciany, a poprzez napowietrzny ogr�d, w jaki zosta� przekszta�cony balkon, malowa� si� przepyszny widok na rozleg�e przedmie�cia i dalej, na ci�gn�ce si� pola uprawne.
Z du�ego go�cinnego pokoju wychodzi�o si� do sypialni o du�ych, a zakrytych bia�ymi �aluzjami oknach. Jim cisn�� sw�j baga� na ��ko i wycofuj�c si� do du�ego pokoju, w��czy� telewizor.
Ekran wype�ni�a twarz burmistrza Barnesa. Po szklanych dekoracjach i krzakach wielobarwnych r� Jim pozna�, �e program nadawany jest gdzie� z terenu Domu.
Barnes? Czy�by Resnick wyszed� na durnia krzycz�c na sprawozdawc�w...? W telewizji, przy wszelkich programach transmitowanych na �ywo, stosowany by� trzydziesto sekundowy op�niacz, celem staranniejszej kontroli materia�u. Jim by� jednak przekonany, �e pierwsze, jak�e �ywe i okrutne sceny przedstawiaj�ce martwego poet� spadaj�cego z podium, posz�y w �wiat, gdy� wszyscy byli zbyt os�upiali i zaskoczeni, aby natychmiast przerwa� audycj�.
Barnes sprawia� jednak wra�enie zupe�nie opanowanego.
� ...zatem nie wolno nam jedynie ubolewa� nad tym, �e Norman Harper pozbawiony zosta� dobrej �mierci. Wierz�, �e najgor�tszym pragnieniem Normana by�o, aby wszyscy restytuowali w sobie idea�y g�oszone przez te Domy � szczeg�lnie gdy wracamy my�l� do czas�w, kiedy w systemach spo�ecznych nie egzystowa�a �mier� jednostkowa, gdy by�a ona czym� z zewn�trz, czym� obcym. Gdy podejrzewamy, �e tkwi w nas skaza, �e ska�eni jeste�my przez tamte, odleg�e w czasie dni � je�li czujemy w sobie szalon� pych� i ambicj�, by zamra�a� samych siebie; je�li wierzymy w reinkarnacj�, w nie�miertelno�� duszy ludzkiej; je�li wyganiamy ze swej �wiadomo�ci fakt o przemijalno�ci �ycia ludzkiego powo�uj�c si� przy tym na jaki� wy�szy, astralny plan � czemu� nie udajemy si� do swego Domu �mierci, by tam zaczerpn�� przekonanie o tym, jak mo�e by� wspania�a, jak cudowna jest �mier� w odpowiednim czasie? Czemu unikamy udzia�u w seminariach? Domy s� miejscem odosobnienia, ale nie znaczy to bynajmniej, �e znajduj� si� poza nawiasem spo�ecznym. Domy �mierci to serce, to puls wsp�czesnego �wiata. Umieraj�cy cz�sto ch�tnie dziel� si� do�wiadczeniami...
Dzia�a�, dzia�a�, wi�cej dzia�a�, pomy�la� Jim krzywi�c si� w duchu. Wi�cej otwartych seminari�w i wyk�ad�w, wi�cej tej tematyki w szko�ach i telewizji. Ogl�dnej, delikatnej propagandy nie naruszaj�cej spokoju i intymno�ci czyjejkolwiek �mierci. Ale wci�� to samo: dzia�a�, dzia�a�, dzia�a�...
Kl�� siebie w duszy za pych� i egoizm.
� Alternatyw� jest tolerancja i bezkarno�� morderstwa. A do czego to prowadzi, widzieli�my dzisiaj sami. Osoba, kt�ra wypiera si� �mierci, jest jednostk� niszcz�c� psychicznie �wiat innych. Norman Harper pisa� w swej Ksi�dze �mierci: �Musisz �agodnie odej�� w obj�cia dobrej nocy...�
� M�wi�am ci, �e m�g�by zosta� przewodnikiem � odezwa�a si� Marta.
� Raczej korzysta z okazji.
� Przeciwnie, �agodzi skutki tego, co si� wydarzy�o. Pr�buje zapobiec efektowi lawinowemu. Czy nie widzisz niebezpiecze�stwa, jakie poci�gn�� mo�e za sob� dzisiejsza zbrodnia? To by� pierwszy od wielu lat akt przemocy pokazany na ekranie. Ilu dzieciakom pozostanie to w pami�ci na ca�e �ycie? A co ze wszystkimi biednymi, wstrz��ni�tymi lud�mi, kt�rzy maj� problem z ka�d� najb�ahsz� nawet rzecz�? To by� frontalny atak na wszystko!
� S�dzisz, �e by�o to zaplanowane?
� Rzecz jasna, �e nie.
� W takim razie wyolbrzymiasz spraw�. Morderstwa zdarzaj� si� stale. Dobrze o tym wiesz. Ich liczba jest rzeczywi�cie niezwykle niska i stale maleje, ale nie wynosi zero.
� Ale z ca�� pewno�ci� nie wolno o tym m�wi� publicznie. �adne zab�jstwo nie mo�e sta� si� tematem dnia.
� Zab�jstwo Normana Harpera jest � wzruszy� ramionami Jim.
Marta przysun�a si� nieco bli�ej, dotykaj�c jego ramienia.
� Nie potrafi� wykorzeni� z ciebie takich pogl�d�w, wiesz o tym � powiedzia� �agodnie Jim. Musia�bym zaj�� miejsce �mierci, by tego pr�bowa�. Ale �mier� nie jest kim� � ani uwodzicielem, ani oprawc�.
Szarpn�a si� gwa�townie do ty�u:
� To ju� twoja w�asna interpretacja moich uczu�. Ale ona mnie obra�a.
� Je�li nawet, to moja interpretacja jest prawdziwa.
Spogl�da�a d�u�sz� chwil� na ��te i zielone p�ytki pod�ogowej wyk�adziny.
� Jeste� sprytnym przewodnikiem � odezwa�a si�. � Spostrzegawczym. Niejednej klientce musia�e� udowodni�, �e Uwodzicielem mo�e by� tylko cz�owiek... Ale, ale � m�wi�a nie czekaj�c na odpowied�. � Co mia�e� na my�li m�wi�c �wierszyd�a� podczas deklamacji Normana?
� Naprawd� nic.
� Nie, powiedz.
Jim u�wiadomi� sobie w tej chwili, �e Marta zaczyna zdobywa� nad nim przewag�. By�o to niefortunne w tak kr�tkiej znajomo�ci, jakkolwiek w du�ym stopniu zawinione przez niego. Zupe�nie jakby kiedy� za spraw� jakiej� magicznej sztuczki stan�li naprzeciw siebie nago, a teraz oboje przypomnieli sobie t� nago��.
� Mia�em na my�li, �e w przesz�o�ci wiele bezcennych wr�cz rzeczy mia�o swoje �r�d�o w strachu przed �mierci�. Zobacz sama: systemy filozoficzne, sztuka.
� Chcesz powiedzie�, �e poezja Normana nie jest sztuk�, gdy� on by� pozbawiony tego l�ku? Ale� ty masz ambiwalentny charakter!
� Mia�a� na my�li �dwulicowy�? Zrozum, najpierw ty musisz uto�sami� si� ze swoim klientem, a dopiero potem on uto�samia si� z tob�. To jest absolutnie konieczne, nawet w przypadku, gdy osoba prowadzona ma pocz�tkowo do ciebie nastawienie negatywne, podejrzliwe, zgo�a wrogie. Nawet je�li pr�buje si� przeciwstawia�... zupe�nym brakiem przeciwstawiania si�.
� Jim, jaki jest prawdziwy pow�d twego przyjazdu z Gracchus?
Od odpowiedzi uratowa� go dzwonek telefonu. Gdy wy��czy� odbiornik telewizyjny, burmistrz Barnes znik� natychmiast z ekranu przemieniaj�c si� w �wietlny punkt, kt�ry po chwili zgas�. Zupe�nie tak, jak zga�nie burmistrz Barnes, lub ktokolwiek inny, kiedy umrze.
Jim od�o�y� s�uchawk�.
� Resnick � o�wiadczy� kr�tko.
� Tak mi si� zdawa�o.
� Mamy si� spotka� dopiero za p� godziny. Chce, bym poprowadzi� zab�jc�, gdy� jestem tutaj obcy. Nie jestem Egremontczykiem, wi�c nie b�d� zatem �ywi� �adnych osobistych uraz�w do mordercy. S�dz�, Marto, �e to jest odpowied� na twoje pytanie. Sprowadzono mnie z Gracchus, bym poprowadzi� morderc� Normana Harpera.
Spojrza�a na zegarek. Je�li Marta w dalszym ci�gu ma ochot� z nim si� przespa�, to jej po��danie z ca�� pewno�ci� nie zostanie zaspokojone tego popo�udnia...
� Potrafisz by� ironiczny � odezwa�a si� dziewczyna.
Ale jeszcze wi�cej ironii, pomy�la�, tkwi�o w jego przelotnym, wcze�niejszym pragnieniu, by by� przewodnikiem Normana Harpera; w marzeniu, kt�re tak nagle i nieoczekiwanie spe�ni�o si� w... obrzydliwym pokrewie�stwie.
Podszed� do drzwi wyj�ciowych, jakby chcia� otworzy� je wychodz�cej Marcie. Stan�� jednak w uchylonych drzwiach i opar� si� r�k� o framug�. Czu� si� jakby opanowa� go demon przewrotno�ci.
� Zastanawiam si� nad jednym � rzek�, ponuro spogl�daj�c na dziewczyn�. � Gdy nadejdzie m�j czas, czy wrota �mierci otworz� si� przede mn� na o�cie�? A mo�e tylko uchyl� si� nieznacznie i utkwi� w nich? Cz�ciowo ju� tam, a cz�ciowo jeszcze tutaj? Mo�e stare legendy o zombie zawieraj� w sobie ziarnko prawdy? Mo�e istniej� ludzie, kt�rzy utkn�li w bramach �mierci? Ich pod�wiadomo�� przesz�a ju� na tamt� stron�, lecz umys� wci�� automatycznie wraca wlok�c za sob� cia�o? I co ty na to?
Marta nieoczekiwanie roze�mia�a si�, podejmuj�c �artobliwy ton Jima.
� Mo�e zamar�laki to r�wnie� takie zombie w lodzie? Niez�y pomys�!
� Zastanawiam si� czasami, czy my, przewodnicy nie czujemy si� czasami jak nowa, uprzywilejowana kasta nie�miertelnych? Bo zobacz: towarzyszymy do ko�ca tym, kt�rzy przekraczaj� sw�j ostatni pr�g w �yciu. Zamykaj� za sob� ostatnie drzwi. Ale my zostajemy tutaj... my, uprzywilejowani od�wierni.
Potrz�sn�a stanowczo g�ow�.
� Te� mamy sw�j czas i por�. Bez tego byliby�my... tak, byliby�my...
� Oprawcami. Gdyby�my ko�cz�c sze��dziesi�t lat r�wnie� nie zamykali za sob� tych drzwi, byliby�my po prostu katami.
� Czasem kr�cej...
� O tak, zw�aszcza, gdy przewodnik jest ju� nasycony uwodzicielskim czarem umierania innych.
� Zupe�nie nie potrafi� ci� zrozumie�, Jim. Ale mam nadziej�, �e pomimo to b�dziemy dobrymi przyjaci�mi i wsp�pracownikami.
Jim zachichota�.
� Ka�dy przewodnik � czy to m�czyzna czy kobieta � posiada sw�j indywidualny styl. Moim mo�e by�, na przyk�ad, humor dla tych, kt�rzy potrzebuj� humoru. Potrafi� nawet, je�li zachodzi konieczno��, zamieni� wszystko w fars�! Odpowiednie podej�cie czyni cuda. Zdarzaj� si� r�wnie� przypadki, kiedy klient nie cierpi wprost chorobliwie kontemplacji zbli�aj�cego si� zgonu.
� Mo�na im pokaza�...
� Uwa�aj� to za �wi�tokradztwo. Inni s� natomiast po prostu wystraszeni. I dla tych os�b r�wnie� �art znaczy� mo�e wiele. Krzepi ich w jaki� spos�b. Co powiedzia� William Blake? �Weso�y �art, radosne wytchnienie�. Sam umar�, �miej�c si�, prawda? Norman Harper nigdy by...
� Co nigdy by?
� Nie pisa� poezji takiej, jak William Blake.
� Bo Norman pisa� dla normalnych ludzi, nie dla w�asnego rozgor�czkowanego i mistycznego umys�u, jak Blake � wyzywaj�cym, wojowniczym ruchem po�o�y�a d�onie na biodrach. � �ycz� ci wspania�ej zabawy i udanych �art�w z zab�jc� Normana! � Mimo �e Marta sta�a w swej bu�czucznej pozie tylko chwil�, Jim nie mia� w�tpliwo�ci, �e ona nie znosi ostrych s��w � a swoich w�asnych zw�aszcza.
� Jeste� dziwnym cz�owiekiem � odezwa�a si� po chwili cichym, prawie pieszczotliwym g�osem. � Lecz mo�e w�a�nie trzeba takiej dziwnej osobowo�ci, by poprowadzi� kogo�, kto dokona�... dokona� czego� takiego jak ten potw�r dzisiaj.
� Mi�o mi us�ysze�, �e jestem u�yteczny.
� Wszyscy jeste�my u�yteczni. �mier� ka�dego cz�owieka jest wa�na i ma sw�j g��boki sens.
� Jak m�wi� burmistrz Barnes o Normanie Harperze.
Jim delikatnie dotkn�� ramienia Marty. Z w�asnego do�wiadczenia, kt�re wyni�s� z pracy z umieraj�cymi oraz z wolontariuszami �mierci, wiedzia�, �e jedna chwila takiego kontaktu znaczy� mo�e wi�cej ni� tygodnie zabieg�w i setki argument�w.
� Czy mog�aby� mi wskaza� drog� do refektarza? Przed spotkaniem z Resnickiem chcia�bym si� napi� kawy.
Za oknem li�cie yukki stercza�y jak zielone sztylety, a purpurowe fuksje uk�ada�y si� na nich kropelkami krwi.
IV
Resnick kordialnym ruchem obj�� przygarbione plecy Jima, jak dyrektor cyrku, chc�cy pocieszy� kar�a, kt�ry wyr�s� ponad wi�kszo�� normalnych ludzi. Nast�pnie Mistrz poprowadzi� swego go�cia przez obszerny gabinet do przepastnego, przypominaj�cego str�k fasoli, fotela. Fotel by� jak dzbanecznik � gdy kto� ju� raz znalaz� si� w jego wn�trzu, nies�ychanie trudno by�o si� z niego wyzwoli�. Jim zapad� si� g��boko w jego wn�trze.
Poniewa� gabinet Resnicka, o�wietlony jarzeni�wkami, tkwi� g��boko w korpusie Domu, jedn� ze �cian wype�nia� w ca�o�ci ekran przedstawiaj�cy zach�d s�o�ca nad morzem. Pokryte pierzastymi ob�okami niebo p�on�o gam� kolor�w od �ososiowego r�u, przez czerwie�, po najg��bsz� purpur�. Pomara�czowe s�o�ce zapada�o zwolna za horyzont, a poprzez bezkresny przestw�r oceanu ci�gn�a si� z�ocista wst�ga drogi. Ocean, z kt�rego nie powr�ci� jeszcze �aden �eglarz, pomy�la� Jim.
Alice Huron sta�a wpatrzona w przecinaj�c� ekran z�ocist� drog�. Na odg�os krok�w Jima wchodz�cego do gabinetu odwr�ci�a twarz i zdawkowo skin�a mu g�ow�. Po chwili � jakby przypominaj�c sobie ich pierwsze spotkanie podczas ceremonii � z�o�y�a mu drugi, g��bszy ju� uk�on.
� Nie b�dziesz mia� nic przeciwko obecno�ci Alice? � spyta� Resnick. � Ona zosta�a...
� Obrabowana? � podpowiedzia� Jim.
� W�a�nie, obrabowana � Resnick u�miechn�� si�, jakby doceniaj�c jego domy�lno��. � Ca�y Dom zosta� obrabowany. Egremont zosta�o obrabowane... Najbardziej jednak zosta� obrabowany, w g��bszym oczywi�cie znaczeniu, Norman Harper.
� �Odszed� Wr�g w niepami��. Z�odziej nie istnieje� � zacytowa�a z gorycz� w g�osie Alice. � A jednak by�. Dzi� by� i wr�g, i z�odziej, a Norman musia� umrze� poza Domem. To okropne, to przera�aj�ce... � wysoka kobieta urwa�a, zdobywaj�c si� na s�aby u�miech. � Powinni�my ci� w�a�ciwie powita�. Planowali�my...
� Wsp�lne pieczenie pstr�ga nad jeziorem. Tak, s�ysza�em. No c�, trudno, nie wysz�o.
� Ale� nic straconego. Powetujemy sobie to w pi�tek. Obiecuj�.
Co te� jeszcze ona obiecuje? Jej ton i zachowanie wskazywa�y, i� ma do niego drobn� uraz� za to, �e on jeden obserwowa� j� podczas ceremonii odej�cia. Mo�e jednak mu si� zdawa�o...
Alice natar�a na Resnicka.
� Jak ta bestia po tym wszystkim mo�e zas�ugiwa� na dobr� �mier�? � odezwa�a si�, a Jim pomy�la� sobie, �e skoro jest obecnie opiekunem tej bestii, zatem w jej oczach musia� by� cokolwiek straszny...
� Czy kto� mo�e tego odm�wi� umieraj�cemu cz�owiekowi? � sprzeciwi� si� Resnick. � Czy mo�na w og�le komu� odm�wi� ostatniej porady? By� mo�e ten cz�owiek ju� tylko na to liczy?
� Czy ta �bestia� jako� si� nazywa? � przerwa� mu Jim.
� Weinberger. Nathan Weinberger. W swoim czasie sam by� przewodnikiem, lecz dawno ju� opu�ci� Dom. Zerwa� kontrakt i z�ama� przysi�g�. W tamtych czasach to jeszcze uchodzi�o na sucho. Od tego czasu pracowa� w mikroelektronice, tu w Egremont, oczywi�cie. Dop�ki nie zachorowa� na raka... Na raka.
� Ile mu pozosta�o �ycia?
� Trzy lub cztery miesi�ce. Mo�e mniej. Oczywi�cie nie musia�by cierpie� do ko�ca! Mieli�my zamiar poprowadzi� go ju� za jaki� tydzie� lub dwa. Na co on, u licha, liczy�? Zniszczy� ca�y harmonogram. To jest tak absurdalne...
� Dla niego nie by� to zapewne absurd � odpar� Jim. � A do mnie ju� nale�y wydobycie z niego pobudek i motyw�w, kt�re nim kierowa�y.
� Niew�tpliwie, niew�tpliwie. Zdajesz sobie jednak spraw�, �e przypadek Weinbergera jest spraw� precedensow� i uwaga wszystkich Dom�w b�dzie skierowana na nas. I, niestety, opinii publicznej � doda� z westchnieniem.
� W�tpisz, czy podo�am?
� Zobaczymy � palce Resnicka przebiega�y po klawiaturze komputera znajduj�cego si� na biurku.
� Gdyby� nie przyby� do Egremont w sam� por� � a w�a�ciwie nie w por� � m�wi� Resnick obserwuj�c w skupieniu ekran � musieliby�my wzywa� przewodnika z zewn�trz, a to nie wygl�da�oby najlepiej. A tak za�atwimy to we w�asnym gronie. Niew�tpliwie tw�j przyjazd nast�pi�... tak, nast�pi� w sam� por�. O, widz�, �e w Gracchus zajmowa�e� si� jakimi� badaniami nad �yciem pozagrobowym?
Zaskoczony Jim zorientowa� si�, �e Resnick przegl�da w�a�nie akta Todhuntera, a nie tego... jak mu tam by�o, Weinbergera. A co wi�cej, czyni to w obecno�ci kogo� trzeciego � w obecno�ci stoj�cej nieopodal Alice, kt�ra wprawdzie nie pr�bowa�a zerka� na ekran przez rami� Resnicka, tym niemniej...
� M�j wyjazd z Gracchus je przerwa� � wyja�ni� sucho Jim.
� Zreszt� to sprawa Domu z Gracchus i zostawmy j� na boku. Czy zamierzasz je podj�� tutaj? M�j poprzednik �ywo interesowa� si� t� problematyk�. Przygotowa� nawet d�wi�koszczelne pomieszczenie w suterenie do swych astralnych � nie, nie u�yj� tego s�owa! � do tych g�upot, jak transy, ekstazy, bycie-poza-cia�em. Wy tam, w Gracchus, te� wydajecie si� serio traktowa� podobne rzeczy. Mam tylko nadziej�, �e to ze wzgl�d�w taktycznych: by m�c �atwiej dotrze� do s�abszych umys��w... � wzrok Resnicka nieoczekiwanie stwardnia�. � Co ci� sk�oni�o do podj�cia tych bada�? Jaki by� tw�j najwcze�niejszy kontakt ze �mierci�?
Wraz z innymi kandydatami na przewodnik�w Jim poddany zosta� przeprowadzonej pod hipnoz� autoanalizie dotycz�cej jego najwcze�niejszego � jeszcze w dzieci�stwie � zetkni�cia si� ze �mierci�. Wyniki tej analizy � a wi�c odpowied� na pytanie Resnicka � znajdowa�y si� naturalnie w aktach przekazanych z ca�� pewno�ci� do komputera w Egremont ju� co najmniej tydzie� wcze�niej. Czy�by wi�c Resnick z ich przejrzeniem zwleka� a� do teraz? Oczywista bzdura! Gdyby tak rzeczywi�cie by�o, Mistrz nigdy by nie wyrazi� zgody na to, aby Jim poprowadzi� morderc� Normana Harpera. Chyba, �e Resnick nieoczekiwanie znalaz� si� w kropce...
Po prostu chce us�ysze� odpowied� z moich ust, zadecydowa� Jim. Up�yw czasu bowiem cz�stokro� sam powoduje zmian� pogl�d�w i zapatrywa�.
A mo�e robi to ze wzgl�du na Alice Huron? Na otarcie �ez, by zrekompensowa� jej utrat� Normana Harpera? A mo�e... faktycznym w�adc� Domu jest w�a�nie Alice Huron? Czy�by Resnick kaza� przejrze� jego dokumenty komu� innemu, kto zna ju� dobrze ich zawarto��, a znajduje si� teraz obok nich?
Alice Huron ostentacyjnie koncentrowa�a swoj� uwag� na pejza�u, jakby chcia�a da� do zrozumienia, �e rozmowa m�czyzn wcale jej nie interesuje. Na �ciennym ekranie rozd�te s�o�ce ca�y czas pogr��a�o si� w wodzie ust�puj�c mrokowi nocy, kt�ry zreszt� do ko�ca nigdy nie zapada�. Jim pomy�la� przelotnie o zamar�lakach, zawieszonych mi�dzy �yciem a �mierci� � cho� w rzeczywisto�ci ju� martwych. �aden z nich nie do�wiadczy� tak z�ocistego, tak �agodnego i dobrego zmierzchu � nie do�wiadczy� w og�le niczego.
Alice Huron. Jim zgodzi� si� na jej pozostanie tutaj, dzi�ki czemu mog�a ona teraz us�ysze� relacj� o jego najwcze�niejszym kontakcie ze �mierci� � je�li oczywi�cie nie zosta�a w to ju� wcze�niej wprowadzona. Ostro�no�ci nigdy za wiele, pomy�la� kwa�no. Wszak wpl�ta� si� ju� w co� z Mart� Bettijohn. Czemu� wi�c pozwala, by historia ponownie si� powt�rzy�a z inn� kobiet�? Odpowied� jest prosta: poniewa� on sam pragnie, by by�a tu obecna � zobaczy� j� bowiem obna�on�, tam na podium, gdy p�aka�a. W tym momencie Jim zrozumia�, �e Alice jest kochank� Resnicka. Odkrycie to odebra� jako osobist� krzywd�: w irracjonalny bowiem spos�b uwa�a�, �e powinna nale�e� wy��cznie do niego � ju� cho�by z tego wzgl�du, �e oboje nie mie�cili si� w futrynach drzwiowych.
� A wi�c? � g�os Resnicka przywo�a� Jima do rzeczywisto�ci.
� Wpad�em do rzeki � odrzek�. � Ton��em. Ujrza�em jasno��, dozna�em szcz�cia. Potem wyci�gni�to mnie na brzeg i przywr�cono do �ycia. � By�o to bardzo dawno temu, lecz pami�� tego wydarzenia jeszcze dzisiaj w nim tkwi�a.
� Od tego czasu stara�em si� ukazywa� t� jasno�� innym ludziom, nauczy� ich sztuki szcz�liwego umierania. Chcia�em wskaza� spos�b, jak umiera� bez strachu � i zapewne, poprzez swoich klient�w, pragn�� sam ponownie pochwyci� refleks tej jasno�ci, upewni� si�, �e jest tam nadal.
� Pan Ananda twierdzi, �e owo ��wiat�o �mierci� jest wy��cznie reakcj� m�zgu, doznaniem � zaznaczy� Resnick. � To nie �aden tunel do nieba czy zjawisko nadprzyrodzone, lecz co� ca�kiem naturalnego.
� Lecz z drugiej strony przekonanie, �e na ko�cu czeka ci� rozkosz i szcz�cie, te� znaczy bardzo wiele.
� Z pewno�ci�. Dlatego te� terapia �mierci musi by� jak garnitur szyty przez krawca na miar�, a nie sztampow�, dogmatyczn� produkcj�. Natomiast wszelkie studia nad �yciem pozagrobowym prowadz� donik�d. Nie wolno nam obiecywa� rzeczy fa�szywych.
� Dawek opium � mrukn�a cicho Alice.
� Studia nad �yciem pozagrobowym prowadz� donik�d z jednego prostego wzgl�du � odpar� Jim. � Nie dysponujemy �adnym konkretnym dowodem. Nikt, kto raz umar�, nie wr�ci� ju� z powrotem. Oczywi�cie za wyj�tkiem nielicznych przypadk�w jak m�j � przywr�cenie do �ycia po zatoni�ciu.
� Zatem wszystko jest czyst� spekulacj� � ostro odezwa�a si� Alice. � Fantazjowanie na temat �mierci jest niebezpieczne. To prowadzi do takich rzeczy, jakich byli�my �wiadkami dzisiaj.
� No, nie jestem dogmatykiem. Jestem krawcem, jak zgrabnie okre�li� to Noel. Powa�nie jednak, my�l�, �e istnieje spos�b, by ujrze� migni�cie owej jasno�ci: poprzez mimikr�, poprzez pozorn� �mier�. Nad tym w�a�nie w Gracchus pracowali�my: Badanie Stan�w Pozornych.
� S�ysza�em, �e jeden z waszych przewodnik�w tak znakomicie pozorowa� �mier�, �e w ko�cu rzecz