3184
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3184 |
Rozszerzenie: |
3184 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3184 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3184 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3184 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
ANNA BRZEZI�SKA
�mijowa harfa
Rozdzia� pierwszy
O poranku owego dnia, kt�ry miano p�niej nazwa� Krwawym Spichrza�skim Karnawa�em, ja�minowa wied�ma poj�a wreszcie ogrom swego nieszcz�cia. Siedzia�a na sto�ku, bardzo �ysa i bardzo nieszcz�liwa, i puch�a od p�aczu.
- Niczym owc� mi� postrzygli - lamentowa�a. - Niby barana. Tutaj �wi�to najznamienitsze we wszelkich Krainach Wewn�trznego Morza, a jak ja si� ludziom na oczy poka��? Taka oszpecona?
Ot, nieszcz�cie z babami, pomy�la� Twardok�sek. Jeszcze wczoraj le�a�a na szrobie, na stos j� wie�� mieli, a teraz nie do��, �e z wie�y wysz�a, jeszcze karnawa�u si� jej zachciewa.
- Trza do miasta i��. - W drzwiach stan�� nizio�ek, a za nim nie�mia�o wsun�a si� Zarzyczka. - Do balwierza, k�dziornika, nowe w�osy kupi�.
- Naprawd�? - Wied�ma nakry�a d�o�mi odstaj�ce uszy i popatrzy�a na� z nadziej�. - W�osy?
- Bardzo akuratne - przytakn�� z powag� karze� - skoro sam Szyd�o, znaczy si� ja, pi�knej pannie obiecuje. A i sam zaprowadz� ch�tnie, to� trzeba niewiast� w przygodzie ratowa�. Zw�aszcza tak nadobn�.
Wied�ma pokra�nia�a i skromnie popatrzy�a na niego spod opuszczonych rz�s. Twardok�sek bezradnie wzni�s� oczy ku niebu. Starczy si� babie przypochlebi�, pomy�la� niech�tnie, a ze szcz�tem z rozumu schodzi i kryguje si� jak, nie przymierzywszy, kwoka na grz�dzie.
- Ty� ju� raz, bratku - wtr�ci�a cierpko Szarka - niewiast� w nieszcz�ciu prowadzi�, ale co� nie za bardzo doprowadzi�. Bo ledwo si� zb�je na schodach pokazali, czmychn��e� bez �ladu. Masz szcz�cie, �e mi z�o�� przesz�a, ale tak czy inaczej oddawaj pieni�dz, kt�ry ci wczoraj Jaszczyk zap�aci�: jako rzek�e�, w�osy kupi� trzeba, b�dzie, jak znalaz�. A towarzystwem twoim te� nie pogardzimy, co to, to nie. Przyda si� kto�, kto i Spichrze, i miejscowe obyczaje zna.
- Chcia�am wam podzi�kowa� - cicho powiedzia�a Zarzyczka. W bezkszta�tnej, brunatnej sukni wydawa�a si� drobna i wyczerpana. - Ocalili�cie mi wczoraj �ycie. Cho� doprawdy nie wiem, dlaczego.
- Ratowanie uci�nionych dziewic - Szarka u�miechn�a si� leciutko - nie by�o moim zamiarem. Przechodzi�am tamt�dy. Widzicie, przekupi�am pewnego �miesznego pokurcza - �ypn�a z�o�liwie ku karze�kowi - chyba Szyd�o go wo�ali, �eby mnie wprowadzi� do cytadeli. Niestety, skurwysyn czmychn�� w zam�cie, oby mu chwost oparszywia�.
- Taka wdzi�czna niewiasta, a przeklina jak furman -skrzywi� si� z pot�pieniem karlik. - Po prawdzie to wam nie przystoi, moja pi�kna pani.
- A odk�d�e jestem twoj� pani�, nizio�ku?
- Odk�d si� mojej dawniejszej pani zmar�o. A co, nie s�yszeli�cie jeszcze - zdziwi� si� fa�szywie - �e ja�nie pani Jasenka w�asn� r�k� �ycia si� zbawi�a? N� przy niej znale�li pomorcki. A jej komornika, Zaj�cz� Warg�, wedle p�nocnej wie�y stra�e nasz�y. Powieszonego. Ciekawym, sk�d r�wnie nag�y pomorek.
- Przysta�cie do nas, ksi�niczko - odezwa�a si� nieoczekiwanie wied�ma. - Zrazu pokupimy w�osy, a potem mam ch�� pochodzi� mi�dzy budami, poje�� lukrecji, popatrze� na p�tnik�w. Jedli�cie kiedy sma�on� lukrecj�?
- Nie - ksi�niczka pokra�nia�a nieznacznie. - Ale...
- A widzicie - rozpromieni�a si� wied�ma. - W �ary trzeba lukrecji popr�bowa�, �eby ca�y rok by� s�odki. I sytego, ma�lanego ciasta, �eby rok by� t�usty. I dobrze popieprzonej ko�liny...
- Tylko ju� nam nie m�w, po co! - przerwa�a Szarka. Zarzyczka roze�mia�a si�.
- A wedle po�udnia b�dzie wielki poch�d - doda� karze�. - Ludziska posp�kiem przejd� przez miasto z wizerunkami �mij�w, z�otych w�y nieba. Czy widzieli�cie kiedy parad� p�tnik�w, ksi�niczko?
- Nie - potrz�sn�a g�ow�. - W �alnikach W�ymord zakaza� wiosennych pochod�w.
- Tedy musicie z nami p�j��. - Ja�minowa wied�ma obj�a j� w pasie. - Sami widzicie.
Twardok�sek zaniepokoi� si�. Jak na razie, pomy�la� niech�tnie, to nic dobrego nam nie przysz�o z komitywy z ja�nie ksi���tami. A za kutern�k� w��czy si� gromada pomorckich kap�an�w i, nie daj b�g, zn�w kto spr�buje j� ubi�. Cho�by samej nie zad�gali, przecie kt�remu z nas mo�e si� co z�ego przytrafi�. A zad�gaj�, niezawodnie na nas wina spadnie. Po kiego biesa potrzebna nam ksi�niczka?
- Stra�e nie puszcz�. Nie przemkniemy si� tak� gromad� - spojrza� znacz�co ku Szarce, licz�c po cichu, �e cho� u niej ko�acze si� jaki rozs�dek.
Rozczarowa� si�.
- Puszcz� - odpar�a dufnie. - Puszcz�, bo wcale nie zamierzam si� przemyka�. Przeciwnie, g��wn� bram� p�jdziemy, samym �rodkiem. P�ki si� nie b�dziecie strachliwie po bokach rozgl�da�, nikt nas nie zaczepi.
- Tak samopas? - upewni�a si� Zarzyczka. - Bez eskorty?
Szarka popatrza�a na ni� ni to z rozbawieniem, ni smutno.
- Ja was chyba musz�, ksi�niczko, w kompanii obja�ni� - powiedzia�a na koniec. - Oto Twardok�sek, zb�jca z Prze��czy Zdech�ej Krowy, miejscowy dopust i bicz bo�y. - Zb�jca zasroma� si� nieznacznie, ale zaraz wedle zwyczaju pok�oni� si� przed Zarzyczka. Ku jego zdumieniu, odda�a uk�on - i�cie, prawdziwa ksi�niczka, pomy�la�. - Ogolona i pazerna na lukrecj� os�bka to ja�minowa wied�ma, kt�ra dwie noce temu pali�a nad Modr� szczurak�w. - Wied�ma u�miechn�a si� wstydliwie. - A ja nosz� na g�owie obr�cz dri deonema. �eby za� obja�nie� dope�ni�, trzeba te� i reszt� naszych towarzyszy pokaza�.
- Przesta�cie�! - sykn�� z naciskiem zb�jca, kt�rego owe prze�miewki zgo�a przestawa�y bawi�.
- A czemu niby? - skrzywi�a si� Szarka. - To� chyba si� nie wstydzisz, Twardok�sek? Wa�nie co� ry�ego spod sto�u �yska�o. - Ucapi�a za kark kociaka wied�my; zwierzak sycza� w�ciekle w u�cisku, wi� si� i wykr�ca�. - Owo niepozorne stworzonko to wied�mia bestia. Zwierzo�ak. -Twardok�skowi wyda�o si�, �e Zarzyczka przesta�a oddycha�. - A w winoro�li nad portalem drzemie jadzio�ek. Ot, ca�a kompania. Czy wci�� chcecie, ksi�niczko, i�� z nami na miasto?
- Jak powiadaj� w �alnikach, kiedy nie mo�na biesa pokona�, trzeba si� z nim pobrata� - odpar�a z bladym u�miechem Zarzyczka.
Zb�jca popatrza� na ni�, jakby z umys�u zesz�a.
- Wybaczcie - nieoczekiwanie mi�kko powiedzia�a Szarka. - Z�oszcz� si�. Nie na was, nie na siebie nawet. Ale przesz�am szmat drogi, a to, czego szukam, wymyka mi si� z palc�w.
- Jak nam wszystkim - rzek�a Zarzyczka, a wied�ma zgarn�a woln� r�k� Szark�, obj�a j� wp� i pchn�a ku drzwiom.
- Chod�my wreszcie - poprosi�a kapry�nie. - Przecie to �ary, spichrza�skie �ary! A poty co ogl�da�am tylko cuchthauz w Wied�miej Wie�y...
Twardok�sek przystan�� na chwil�, kiedy wyszli na dziedziniec. Dzie� by� jasny, a� s�o�ce k�u�o w oczy. Trzy kobiety podchodzi�y pod bram� cytadeli i w jaskrawym �wietle ich sylwetki nagle wyda�y si� zb�jcy zupe�nie obce, odmienne i bardzo odleg�e, jakby wyci�te z pergaminowej karty.
Szarka rzuci�a kilka s��w halabardnikowi, kt�ry usi�owa� zast�pi� im drog�. Jej z�otorude, rozpuszczone w�osy wi�y si� na ramionach, opada�y a� po g�owice mieczy. Nabijany �wiekami kubrak norhemn�w po�yskiwa� w s�o�cu, na czole l�ni�a ods�oni�ta obr�cz dri deonema. By�a ca�a z�ota, roziskrzona.
Wied�ma trzyma�a si� po�rodku. Unios�a twarz ku �alnickiej ksi�niczce, marszcz�c nos i co� �arliwie opowiadaj�c. Raz po raz potyka�a si�, przydeptuj�c zbyt d�ug� sukni� w kolorze burgunda, kt�r� nie wiedzie� jakim sposobem uprosi�a u s�u�ebnych. Na g�owie mia�a zamotan� czerwon� chustk� Szarki. Odwr�ci�a si� i przez rami� pomacha�a do Twardok�ska. Nawet st�d widzia� g�ste piegi na jej twarzy i go�ych ramionach.
Zarzyczka sz�a w cieniu, przy samym murze, chuda i niewiele tylko wy�sza od wied�my. Teraz, na dziedzi�cu, widzia�, jak mocno utyka na praw� nog�. Prawdziwa ksi�niczka, pomy�la� z zadziwieniem, a gdyby nie wymy�lnie upi�te w�osy, nie zatrzyma�by na niej cz�ek oka. Nie by�a �adna. Przy tamtych dw�ch wyda�a si� Twardok�skowi podobna do �wi�tynnych pos�ugaczek.
Wci�� trzymaj�c si� za r�ce, przesz�y przez furtk�.
Nad bram� kto� zatkn�� szmaciany proporzec z wymalowanym ��t� farb� wizerunkiem �mija.
- Nie gap si� w s�o�ce - Szyd�o bezceremonialnie szturchn�� zb�jc� pod �ebro - bo ci do reszty rozum wypali.
***
Wo�wa zaskowyta�a. Szarpn�a si� na �a�cuchu, odrzuci�a w ty� g�ow� i zastyg�a. Z jej ust wci�� p�yn�a ciemna stru�ka krwi, w gardle dogasa�o rz�enie, ale oczy mia�a ju� st�a�e. Martwe, szklane oczy ryby.
Stara kobieta z wysi�kiem unios�a si� na stercie poduszek. Mrok w p�kni�ciu kopu�y szarza� dopiero z wolna, lecz wiedzia�a, �e daleko na po�udniu lada chwila rozpocznie si� spichrza�ski karnawa�, zwie�czenie �ar�w, najwspanialszego ze �wi�t Krain Wewn�trznego Morza.
- Wynie�cie j�! - rozkaza�a ze z�o�ci�. - Nie gapcie si� tak, nie st�jcie. Inne te� zabierzcie! - pokaza�a szereg ciemnych kszta�t�w, bezw�adnie zrzuconych pod �cianami komnaty. - Nie b�jcie si�, ju� nie ugryz�, ze szcz�tem z�by potraci�y.
- Jak ka�ecie, pani - stra�nik nerwowo prze�kn�� �lin�. Boj� si� mnie, pomy�la�a Lelka, najwy�sza kap�anka Kei Kaella Od Wrzeciona, pani tregla�skiej �wi�tyni. Boj� si� mnie bardziej ni� pomordowanych wo�w, bardziej mo�e ni� samego kniazia. Ja te� si� ba�am - kiedy�, dawno temu, kiedy ojciec przyszed� do nas znienacka o �wicie, by oznajmi�, �e odda� mnie w s�u�b� bogini.
Matka p�aka�a, ale nie sprzeciwi�a si�: i wtedy, i p�niej ma�o kto potrafi� oprze� si� Krobakowi, panu na Sinoborzu. Wyszli�my na dw�r. �nieg le�a� g��boki, a dru�ynnicy nisko, bardzo nisko pok�onili si� kniaziowi. Min�li�my furtk�, wiod�c� ku �wi�tyni, gdzie czasami posy�ano mnie do najwy�szej z tregla�skich kap�anek, wynios�ej, surowej niewiasty, kt�ra podobno by�a moj� ciotk�. Trzewiczki, sposobniejsze raczej do ta�cowania we dworcu, ni� chodzenia po g��bokim �niegu, przemaka�y coraz bardziej. Knia� nie odezwa� si� do mnie ani s�owem, a ja nie �mia�am pyta�. By�am jego c�rk�, nie�lubn�, ale pierworodn� i zna�am swoj� nale�no��, wi�c milcza�am.
Sypa� �nieg, szuba ci��y�a niezno�nie i upad�am dok�adnie przed szafranowymi butami kap�anki, na progu �wi�tyni. Ulubiony siwy ogar kniazia wskoczy� mi na pier� i poliza� po rozognionym od zimna policzku. Ojciec �mia� si�. Poda� mi r�k� do uca�owania i �askawie pod�wign�� na nogi.
Kiedy si� do mnie u�miechn��, to by�o tak, jakby mi z nag�a spod korca z�oto w oczy b�ysn�o.
Knia� Krobak, ludo�owca, kt�ry tamtego zimowego poranka jednym u�miechem ukrad� mi ca�e moje �ycie.
- B�dziesz si� uczy� - powiedzia�. - B�dziesz si� uczy� i czeka�, p�ki ci� nie wezw�.
Tak to w�a�nie pami�tam.
Czeka�a wi�c i uczy�a si�, zima za zim�. �wi�tynia by�a wielka, zimna i mroczna. I pusta za dnia, mimo zmiennych �awic kap�anek i s�u�ebnik�w. O�ywa�a dopiero noc� - dziwnymi, zduszonymi j�kami, odleg�ym d�wi�kiem dzwonk�w, szybkim stukotem but�w po wyludnionych korytarzach. St�oczone w trzech wielkich �o�ach akolitki tuli�y si� do siebie jak gromada przera�onych wr�bli.
P�niej zobaczy�a wo�wy. Pami�ta�a wyra�nie, jak skowyta�y nocami z piwnic pod �wi�tyni�. Ciotka kaza�a jej i�� ze sob�. Nosi�a ra�tuszk� z b��kitnej komchy, a jej r�ka by�a ch�odna i stwardnia�a. S� dryakwie, powiedzia�a, co wo�wi sza� budz�, s� i takie, kt�re go studzi� pomagaj�, ale nigdy nie mo�na bezimiennej ujarzmi� na dobre. Wyucz� ci�. I wyuczy�a, dobrze wyuczy�a.
Stara kobieta zanios�a si� suchym kaszlem. Wspomnienie by�o jak gorzki k��b w gardle.
Nie chc�, pomy�la�a w nag�ym przestrachu, nie chc� teraz o tym pami�ta�. O tym, jak pierwszy raz okie�zna�am wo�w� i poprzez ni� patrzy�am na bog�w.
Jednak przed oczami mia�a morze. Przejmuj�cy wicher od Pomortu. Jedena�cie kl�cz�cych kap�anek, strz�py gwiazd pomi�dzy chmurami. Skr�powana wo�wa, nabrzmia�e od sza�u �lepia. �piew kap�anek, st�umione przekle�stwa marynarzy. I ja, pomy�la�a, konopnym sznurem przywi�zana do masztu. Kleszcz wczepiony w sukni� bogini.
Jedena�cie kap�anek, kt�re przed �witem rozdar�y si� wzajem na strz�py.
Ale nie ja, pomy�la�a, ja by�am silniejsza. Mia�am siwe oczy kniazia Krobaka - a na ca�ej p�nocy tylko my jedni mamy takie oczy - i wiedzia�am, �e pewnego dnia wezwie mnie, abym mu s�u�y�a.
Siwooka lelka w sieci ludo�owcy. Nocny kruk.
Odepchn�a t� my�l, jak wiele innych rzeczy. Jak wspomnienie drobnej, czarnow�osej dziewuszki, najm�odszej z kap�anek, kt�ra z rozpaczy roztrzaska�a g�ow� o burt� statku.
Nie, nie by�y pierwsze. W Krainach Wewn�trznego Morza w�adcy zawsze pr�bowali ujarzmi� wo�wy i przyprz�c ich moc do w�asnego jarzma. I nie dziw, pomy�la�a Lelka, taka cz�owiecza natura, by po moce si�ga�, cho�by i przekl�te. Nawet teraz pomorccy frejbiterzy chowaj� we dworcu cztery z nich, krwi� czarn� poj�, by morze burzy�y i gna�y w odm�t zwajeckie okr�ty. Tyle �e im si� przekl�te z wi�z�w rw�, marnuj�.
A ja, pomy�la�a ze znu�eniem, dopi�am tego. Wbrew wszystkiemu. Wbrew jedenastu dziewcz�tom, kt�re zabi�y si� tamtej odleg�ej nocy, wbrew przykazaniom bogini i chorobi� tocz�cej moje wn�trzno�ci. By�am w najg��bszej �wi�tyni Fei Flisyon, kiedy wadzili si� bogowie. Wo�wia magia falowa�a jak p�omienie, pali�a trzewia, rwa�a oddech. Przymkn�am oczy i nie wiedzia�am ju�, czy to powiew od Pomortu na mojej twarzy, czy lodowe wn�trze Bia�og�ry.
Szczelina w g�rze groty gra�a niczym �mijowa harfa. Wy� wicher.
I sp�tane wo�wy. Jedna po drugiej, nim zdech�y.
G�osy bog�w by�y tu� nade mn�.
- Pozwoli�a� dri deonemowi odp�yn��? - szydzi� Mel Mianet. - Zwykle przy sobie ich trzymasz, Fea, sk�d u ciebie taka nag�a �askawo��? Czy te� nie bez przyczyny dziewk� w �wiat pu�ci�a�? Mo�e jako ptaka na �erdzi j� wystawiasz, by znaczniejszy jaki ��w przywabi�a? Bo niezwyczajna to jakowa� dziewka.
- A niezwyczajna! - za�mia�a si� Fea Flisyon. - Nad podziw niezwyczajna! Bo kiedy przede mn� tymi zielonymi �lepiami �wieci�a, ani si�gn�� jej nie mog�am, ani nazwania si� wywiedzie�. Inne mi za to imi� w twarz rzuci�a. Delajati!
Mnie si� w ten czas z nosa, z g�by krew pu�ci�a, przypomnia�a sobie Lelka. Jakby to obce, nieznane miano pr�bowa�o mnie zad�awi�, odepchn��. Za� bogowie spierali si� o niewiast�, kt�ra nosi obr�cz dri deonema.
- Nic wyjawi� nie chcia�a - ci�gn�a Fea Flisyon. -Ani jaka j� zawierucha na Tragank� przyp�dzi�a, ani co jej Delajati w rozum nak�ad�a. Kogo� tropi�a. Rzek�a mi jego imi�. Eweinren.
- W dobre j� miejsce Delajati pos�a�a - zadrwi�a Kea Kaella. - To� ty gor�czk� wszelk� w r�ku trzymasz, �adna dla ciebie trudno�� dziewce owego Eweinrena przymami�. Wi�c co, wysnu�a� go dla niej, Fea? Dogodzi�a� niebo��tku? Przypochlebi�a� si� Delajati?
- Nie, nie przypochlebi�am - fukn�a Fea Flisyon.
- Powoli, Fea, powoli - zaszemra� z�y, przyciszony szept Hurk Hrovke. - Czemu� tyle zwleka�a? Czemu� to zmilcza�a?
- Bo si� ba�am! - zawy�a Fea Flisyon. - Bo si� musia�am upewni�, czy dziewka nie na moj� zatrat� pos�ana! Czy�cie si� za moimi plecami z Delajati nie u�adzili!
- Teraz si� ju� nie boisz? - wysycza�a Hurk Hrovke. -Mniej ci Delajati straszna?
Wtedy w�a�nie pierwsza wo�wa zdech�a. Cichutko. Westchn�a tylko, zwin�a si� jak robak nawlekany na haczyk. Zwykle nie mr� tak pr�dko, u�wiadomi�a sobie Lelka.
A potem Cion Ceren Od Kostura opowiada� o w�dr�wce tamtej kobiety przez G�ry �mijowe.
- Niezawodnie Sandalya pchn�a j� sztormem na Krogulczy Grzebie�. Stamt�d pomi�dzy szczytami sz�a, p�nocnym szlakiem. P�ki na Skalniaka nie natrafi�a. Mi�dzy Skalniakiem i jego �upem stan�a, i mieczem por�ban� do opactwa j� przynie�li. Bli�sz� �mierci ni� �ycia. Wied�ma przy niej siedzia�a, wied�ma, jadzio�ek i drab czarnobrody. Nie krzywcie si�, �e Fea jej imienia nie�wiadoma. Ja dziewczyn� w r�kach trzyma�em, a przez palce przeciek�a, plewy same w gar�ci zosta�y. I dziwn� rzecz mi wied�ma rzek�a w opactwie, osobliw�. �e pr�bowa�a sprawi�, by zapomnia�a. Bo inaczej b�dzie martwa. Na ko�cu.
- Czemu� jej, Cion, w tym opactwie nie utrupi�? - zniecierpliwi� si� Mel Mianet. - By�aby martwa i koniec by�by. Jak si� nale�y, wedle wied�miej przepowiedni.
- Bo obr�cz dri deonema na g�owie mia�a - odpar� cierpko Cion Ceren. - Obr�cz w ogniu Kii Krindara wykut�. Nic przeciwko obr�czy uczyni� nie mog�em.
Wi�c, spo�r�d tylu innych, tak�e i to prawo zosta�o pogwa�cone, pomy�la�a w�wczas z trwog� Lelka. Obr�cz dri deonema odp�yn�a ze Szcze�upin. Tak, jak ongi� miecz �alnickich kniazi�w znikn�� ze swego w�adztwa. I jak wszystkie prawa, kt�re potargano wcze�niej. Jak Kii Krindar Od Ognia I Miecza, kt�ry opu�ci� lud G�r �mijowych dla bzdurnych obelg Vadiioneda. Jak Bad Bidmone Od Jab�oni, kt�rej nikt nie zobaczy� po tamtej nocy, kiedy sp�on�a cytadela Rdestnika.
A tak�e to, co uczyniono p�nocy z woli Zird Zekruna Od Ska�y.
Tymczasem bogowie wci�� rozprawiali o �mierci.
- S� wszak�e inne sposoby - zimno podpowiedzia� Sen Silvar. - Skoro s�u�k� Delajati tak stal poszczerbi�a, �e ma�o w opactwie nie sczez�a, trzeba si� stali chwyci�. Poszczu� kogo� ze �miertelnych.
- Nie pu�ci�am jej samej - odezwa�a si� nieoczekiwanie Fea Flisyon. - Pos�a�am kogo� za ni�. Z�odzieja.
A wtedy w jaskini uczyni�a si� taka cisza, przypomnia�a sobie kap�anka, �e s�ysza�am jeno pohukiwanie �nie�nych s�w.
Za� w �wi�tyni Kei Kaella, daleko na p�nocy, druga wo�wa z wrzaskiem uderzy�a g�ow� w kamienn� posadzk�. Co� w niej p�k�o i nie �y�a - czasami wol� umrze�, ni� nagi�� si� do cudzej woli, i Lelka nie us�ysza�a, kim jest z�odziej i dok�d zmierza.
W rozbitej kopule przybytku �wieci�y gwiazdy. Twarze stra�nik�w �wi�tynnych by�y blade jak p��tno, kiedy kaza�a przyprowadzi� nast�pn� wo�w�. Opiera�a si�, opiera�a z ca�ej si�y. Kap�anka musia�a si�� rozewrze� szcz�ki przekl�tej i la� jej w gard�o ciemn�, dymi�c� krew ofiarnego wieprza, a� jej oczy - wielkie, nabrzmia�e zwierz�c� posok� i wysnut� z niej magi� - odmieni�y si� ze szcz�tem.
Potem zn�w by�y pomi�dzy widmami bog�w, kt�rzy prawili o zamkni�tych �cie�kach i miejscu, dok�d prowadz�.
- �e wy�cie si� na to, Fea, powa�yli, wi�cej ni� g�upota - mrukn�a Kea Kaella. - A �e�cie g�owy unie�li, to po prostu niepodobna, cho� teraz ju� deliberowa� darmo. By�a� z Zird, tedy wiesz niezawodnie, co jeszcze zobaczy�.
- Niewiele. W tumanie cienie, niewyra�ne, jakby za b�on� w oknie, te same, co si� i wcze�niej nam w majakach zwidy waty. I tamto miejsce, pami�tacie?, �r�d�o naszej mocy, zakorzenione g��biej ni� cokolwiek innego. Ono... ono niknie. Niewiele pozosta�o, ledwo tli si�, chybocz� niby �wieczka na wietrze. Ja... nie wiem, co jeszcze Zird wtedy w �mie zobaczy�, sama ani patrze� mog�am, ani chcia�am... ale on potem pr�bowa� tam si�gn�� i nie zdo�a�. Nawet z tym, czego mu u�yczy�am, me zdo�a�, wi�c brat coraz wi�cej... Nie mog�am go zatrzyma�... Bo tam ju� nic nie ma, tylko skorupa wypalona, ani si�y, ani �cie�ek. Niewiele pami�tam. Zird szamota� si� i prawie mnie jego szale�stwo wniwecz obr�ci�o... moc ze mnie wci�� wysysa�... i od was pomocy wo�a�... gdyby�cie... gdyby�cie tylko...
- S�ysza�em - odezwa� si� Org Ondrelssen. - Ale ani w rozumie mi nie posta�o, �e wy�cie stare �cie�ki na nowo otwierali. Fea, pami�tam, ile z ciebie zosta�o, jake� si� potem na Orrth doczo�ga�a... Mog�a� mi co� rzec, Fea...
- No, nie dziw, �e po owych wyczynach Delajati wysy�a �miertelnych na przeszpiegi - pos�pnie stwierdzi� Kii Krindar.
- Nie wierz�! - wybuchn�� Mel Mianet - Ni w jedn� rzecz nie wierz�! Nie mo�emy go si�gn��, ale nasze miejsce pozosta�o, Fea. Poza zatrza�ni�tymi �cie�kami, lecz �wietne jak dawniej i niewyczerpane. I czeka na nas. Jak niegdy�.
- Mylisz si� - powiedzia� Kii Krindar. - Wszystko zosta�o przes�dzone. Dawno temu. Nie bez przyczyny Delajati zamkn�a �cie�ki.
K��cili si�, pomy�la�a Lelka, a ja nie rozumia�am, o co. Gdzie jest owo miejsce, sk�d ich wyp�dzono, jakie �cie�ki zerwano. Kim jest z�odziej i kim jest Delajati. S�ysza�am, jak powtarzaj� jej imi�. Z nienawi�ci�. Ze strachem. I sama zl�k�am si� ich strachu, c� bowiem trwo�y bog�w?
- Wiem, dlaczego Zird po��da tej niewiasty - z nag�a odezwa� si� don Ceren. - W G�rach �mijowych rzek�a mojemu s�udze, �e przyby�a �cie�k� po�r�d ciemno�ci, bo wszystkie gwiazdy spad�y, jedna za drug�.
- G�upie to tylko bajanie - sprzeciwi�a si� Kea Kaella. - U mnie na Sinoborzu ledwo si� ksi�yc odmieni, a nowa bogini si� przed kniaziem opowiada. Tyle �e zamiast �wi�tynie stroi�, stary Krobak na placu w p�omieniach je morzy. I tak w�a�nie czyni� trzeba, nie po pr�nicy gada�. Dziw, �e zwiod�a dziewka Zird bajdurzeniem o �cie�kach i gwiazdach. Dziw, �e� ty, Fea, s�ucha�a bredni o Delajati,
ale starczy tego. Chce Zird, niech j� sobie bierze. Rych�o si� opami�ta,
- Czemu tedy Zird m�j klasztor ogniem strawi�? - spyta� don Ceren. - Ani �ywa dusza tam osta�a spo�r�d tych, co z ow� niewiast� gadali. Nie, Kea, w r�kach, we w�asnych, dziewk� trzyma�em. To nie wied�ma prosta, nie z naszych pomiot b�karci.
- Nie mo�e by�, �eby �miertelna owymi �cie�kami przesz�a! - wysycza�a gniewnie Hurk Hrovke. - Niepodobna!
- Swarz si� z Delajati - ur�gliwie odpar� Mel Mianet.
- Rzek�am raz i jeszcze powt�rz� - niecierpliwie rzuci�a Kea Kaella. - Jak dziewka piaskiem nam w oczy sypie tym gadaniem o Delajati, to rych�o j� Zird wybada i �eb jej skr�ci. A jak prawd� m�wi, te� j� lepiej Zird ostawi�, niech si� z nasz� siostrzyczk� prawuj�. I do�� o tym. O dziewkach, �cie�kach, majakach i innych durnotach. Jednej rzeczy nie pojmuj�, Fea. Czemu nie do��, �e wie�� o dziewce utai�a�, to jeszcze obr�cz dri deonema na �eb jej w�o�y�a� i w drog� pos�a�a�?
- Ze z�odziejem przy boku - przypomnia� zgry�liwie Sen Silvar.
A kiedy Fea Flisyon odpowiedzia�a, pomy�la�a Lelka, to by�o tak, jakby lata w s�u�bie bogini obr�ci�y si� przeciwko mnie, na po�miewisko. D�ugie, zimne lata, podczas kt�rych nie wymodli�am �adnej odpowiedzi. Kiedy w moich snach powraca�y p�on�ce �mije, bicie dzwon�w spod ciemnego jeziora i �ywa woda, kt�r� zm�cono z woli Zird Zekruna. Kiedy t�umaczy�am sobie, �e przecie� nie utracili�my tego na darmo. �e nie zniszczono by tyle pi�kna z powodu b�ahego sporu.
Myli�am si�.
- Ka�dy ma jak�� zmor�, co go w nocy gniecie - zadrwi�a Fea Flisyon. - Was z�odziej trwo�y, a mnie on sprzymierze�cem. Ja swoje d�ugi p�ac�, Kea, a wy�cie mi wiele d�u�ni. Stary d�ug, zadawniony, lecz dobrze go pami�tam. Wy tako� wspomnijcie, jak ka�de z nas prosi�o Kii o znak. Bad dosta�a miecz, ja za� obr�cz, kt�r� opasa�am czo�o mojego ukochanego.
- Ten tw�j ukochany za m�odu ry�e �winie �rutem karmi� - ur�gliwie powiedzia�a Kea Kaella. - A jak lepiej wyr�s�, kupc�w po G�rach �mijowych �upi� pocz��. Gdzie� ty, Fea, oczy mia�a? �e ci� �miertelny og�upi�, jeszcze ogarn�� potrafi�. Ale czy� ty nie poj�a, �e on nie dla ob�apki do ciebie �azi�? Nie po bogactwo nawet, cho� i tego mu nie szcz�dzi�a�, do�� mu Sandalya pere� za pazuch� nak�ad�a. Bo i jej wygadza�...
- Ja tego s�ucha� nie b�d�! - wrzasn�a Fea.
- Wys�uchasz, Fea - spokojnie uci�a Kea Kaella - wys�uchasz. Do�� ju� przez tego �winiopasa zamieszania. Ty nie jeste� wiejska d�jka, Fea, �eby w�osy rwa� i skowyta�. Dawno do rozumu doj�� powinna�, a jak nie dosz�a�, to ci pom�c trzeba. Za du�o w �eb mu nak�ad�a�, za wysoko ten �winiarek wyr�s�, za g�o�no si� pocz�� che�pi�. S� tajemnice, kt�rych �miertelnym w uszy k�a�� nie nale�y, Fea. I za jedno teraz, kto twego gacha zaszlachtowa�, bo wszystkim po my�li by�o.
- Ale ty i Bod innych podbechta�y�cie. Zesz�am z g�ry i patrzy�am, jak muchy �azi�y po jego trupie... Bo go tam w kurzu przed pa�acem zostawili, z obr�cz� na czole, l�ni�c� od porannego s�o�ca. I pomy�la�am, �e jak wy�cie obr�cili na ur�gowisko moj� mi�o��, tak ja na ur�gowisko obr�c� dar Kii, ow� obr�cz, w kt�rej wasza si�a uwi�ziona. �e odt�d b�dzie s�u�y� ka�demu, byle rezun j� dostanie, byle �cierwo...
- Nacieszy�a� si�? - przerwa� Mel, Mianet. - Napatrzy�a�, jak si� po gnoju toczy?
- Nie, nie napatrzy�am! - sykn�a. - Nie by�o mi do�� nawet, jak Zird do cna moc ze mnie wys�czy�. Szyp�w ode mnie chcia�, od gor�twy strza�, wi�c mu je w gar�� wcisn�am. Dlatego, �e przyobieca� Bad �alniki wydrze�!
- Och, siostrzyczko - cicho powiedzia� Org Ondrelssen.
- Nie wiedzia�am, �e on �mij�w wygubi, nie wiedzia�am tego, Org. Wzbraniali mu przyst�pu do �r�d�a Ilv, znalaz� wi�c �otra z wolnych frejbiter�w, bo podstawy Pomortu wci�� le�a�y na dnie Wewn�trznego Morza. Przywabi� go i wiele przyobieca�, okr�ty niedo�cig�e, nad krainami w�adz�, s�aw� po kraj �wiata. I pomst� nad rodem �alnickich kniazi�w.
- Stare to dzieje, Fea - przerwa�a Hurk Hrovke.
- Ale na koniec jeszcze jedno mu Zird poprzysi�g� -ci�gn�a Fea. - �e je�li zdo�a zm�ci� jasne �r�d�o Ilv i wniwecz je obr�ci�, wyniesie go ponad �miertelnych i nam podobnym uczyni. Nie darmo morszczynki wielkimi g�osami p�acz�.
Ja te� p�aka�am, pomy�la�a Lelka. Patrzy�am na wo�w�, martw� na kamiennej posadzce przybytku, i wiedzia�am, �e teraz si� nie zatrzymam. Gdy� je�li taka w�a�nie mia�a by� historia W�ymorda, kt�ry w�ada �alnick� ziemi�... Je�li za cen� �mierci �mij�w bogowie pocz�li wynosi� ludzi tego �wiata i tworzy� hybrydy, nie�miertelne, a przecie� nier�wne sobie...
I je�li dlatego odebrano nam �yw� wod�, to nie zosta�o ju� nic, w co mo�na uwierzy�.
Bo nawet wtedy, gdy moc Zird Zekruna rozpe�z�a si� po p�nocy, bi�o wci�� �r�d�o Dv, a �mijowie zachodzili w ludzkie siedziby. Gra�y �mijowe harfy pod naszymi dachami i by�y pie�ni - o zapomnianych �cie�kach, o �ywej wodzie, co wszelkie op�tanie odp�dza i niweczy. By�a nadzieja. P�ki Zird Zekrun nie odnalaz� w�r�d pirat�w W�ymorda i nie pos�a� go tam, gdzie wzbroniono przyst�pu bogu, by wymordowa� �mij�w.
Milczeli, przypomnia�a sobie s�dziwa kap�anka, milczeli, bo na c� powtarza�, co wszystkim wiadome? Sowy pohukiwa�y oboj�tnie. A we mnie wzbiera� krzyk. I zrozumienie.
- Prawda jest, �e co Zird raz moc� swoj� uczyni� -podj�a Fea Flisyon - tego zniweczy� nie zdo�a, chyba siebie samego pospo�u gubi�c. Tedy zawczasu pomy�la�, jak go w niewolnika obr�ci�. A ja sama pomog�am, kiedy mu szypy moje w gar�� wcisn�am. Dwie lodowe strza�ki, by dwoje w jedno sp�ta� i okaleczy�, dwie strza�ki, by ich niczym ciemne k��cze przeros�y. Tak moc moj� Zird poha�bi� w ow� noc, kiedy p�on�a cytadela w Rdestniku.
- Czy� ty sama inaczej post�pi�a z Thornveiin? - spyta� oschle Kii Kridar. - Zwierz dziki w�druje, gdzie dworce Kopiennik�w sta�y. Na miejscu Stopnicy o rdzawych murach koper dziki, pio�un i bluszcz truj�cy si� wij�. Jak ci� niby Zird poha�bi�, kiedy� sama tyle stworze� wygubi�a? W�adztwo wielkie star�a dla jednej dziewki...
- Alem jej nie sprz�g�a z tym, komu �mier� nie pisana! - wrzasn�a Fea Flisyon. - Nie wla�am w jej �y�y przekle�stwa, co j� poma�u zmienia w kamie�!
Nie widzia�am ich d�u�ej, pomy�la�a kap�anka, same g�osy nagie pod czaszk� mi si� ko�ata�y. A potem Fea Flisyon powiedzia�a t� ostatni� rzecz. I �mia�a si�, jak �miej� si� czasem zdychaj�ce wo�wy.
- Nie wiem, dlaczego podarowa�am tamtej niewie�cie obr�cz dri deonema. Wstyd mi by�o po trochu, �e zatrzyma� jej nie potrafi�, Delajati te� si� sprzeciwi� nie �mia�am. Lecz to mi jeszcze na my�l przysz�o, �e mo�e si� za przyczyn� obr�czy wyr�wna to, co mia�o pocz�tek na owym zapylonym placu, gdzie na wasz rozkaz szlachtowano mojego ukochanego. I cho� z�odziej prawi�, �e wy Zird nie zatrzymacie, mo�e si� jeszcze na co� zda moc moja. Chocia�by na to - zn�w zachichota�a - �eby nikt nie wiedzia�, komu przypadnie.
- Fea! - zaprotestowa�a Kea Kaella.
- A tak! - za�mia�a si�. - Rzuci�am ko��mi o w�asn� moc - kto j� dostanie, po dwakro� silniejszy b�dzie. Czas jaki� minie, nim Zird t� sztuczk� przejrzy.
- Ty tego, Fea, uczyni� nie mo�esz - oponowa�a Kea Kaella. - �lepy los, czy si� ze snu kiedy ockniesz.
- To moje prawo i moja rzecz. Niech mi Kii kryszta�ow� trumn� uczyni - odpar�a lekko - i r�� z�ot� w d�o� w�o�y. Kiedy� si� przecie� nowy �winiopas przyb��ka, a jak nie b�dzie do ca�owania skory, to r�� z pewno�ci� ukra�� spr�buje. Wszyscy oni jednacy.
Wicher zagra� ostrzej na szczelinie u szczytu groty.
Br�zowa suka drzema�a przed paleniskiem u st�p Lelki. �ar si� prawie dopali�.
Z roztruchanu w r�ce kap�anki �cieka�o wino. A spora si� ju� ka�u�a nazbiera�a.
Czas, my�la�a Lelka, nocny kruk. Potrzebuj� wi�cej czasu, nim nastanie wojna. �eby zyska� pewno��, w kt�r� stron� obr�ci si� ka�de z nich. Ka�da spo�r�d nie�miertelnych mocy. I ludzi.
***
Na �wi�tynnym trakcie ogarn�� ich t�um p�tnik�w. Twardok�sek zmaca� w przyodziewie sztylet i, solennie przeklinaj�c w�asn� g�upot�, trzyma� si� bardzo blisko plec�w Zarzyczki. Ma�o by�o nieszcz�cia, my�la� z gorycz�, ma�o zamieszania? .Trzeba, �eby nam jeszcze ksi���c� kutern�k� pod samym nosem zaszlachtowano, dopiero b�dzie uciecha i widowisko. Bo przecie� wczorajsi zb�jc� to �adni zb�jc� byli, jeno pospolici miejscy partacze. Ech, psuje si� rzemios�o, coraz bardziej na psy schodzi. Kto widzia�, �eby si� na oczach po�owy miasta na dziewk� z kopiennickimi szarszunami zasadza�? Kr�lob�jstwo jest robota misterna, subtelna. Zda�oby si� w g�stwie przyczai�, jedn� r�k� g�b� zatka�, �eby nie krzycza�a ptaszka, a drug� sztyletem pod �ebro zmaca�. Jako si� mo�e teraz przytrafi�.
Jakby s�ysz�c jego rozmy�lania, Szarka u�miechn�a si� drapie�nie. Zb�jca spostrzeg�, �e praw� r�k� trzyma niedbale wsuni�t� pod pas, za kt�rym mia�a pozatykane srebrzyste gwiazdki, i przypomnia� sobie, jak jedn� z nich zabi�a dri deonema na placu przed �wi�tyni� Fei Flisyon. Ani chybi, pomy�la� z uznaniem, umna jest gadzina i te� dobrze rozumie, �e w ci�bie mo�e si� lada co zdarzy�. Byle jeno nie zacz�a gwiazdkami bez rozumu mi�dzy ludzi ciska�, bo przecie� ona w niczym ani miary, ani opami�tania nie zachowa...
A potem, kiedy patrza�, jak rudow�osa zas�ania Zarzyczk�, bo t�um bardziej pocz�� na nich naciska� w jednej z bram broni�cych przyst�pu na trakt do �wi�tyni, b�ysn�o mu we �bie podejrzenie, �e nie bez przyczyny wywiod�a ksi�niczk� do miasta. Na wabik j� wystawia, pomy�la� z mieszanin� podziwu i odrazy, by si� te morderc� raz jeszcze pokaza�y. Ot, masz, ksi�niczko, dow�d, jak si� z biesem �atwo pobrata� i jak on ci przyja�ni dochowa.
Oddzia� Servenedyjek przeci�ga� z wolna pomi�dzy �awic� p�tnik�w w szpiczastych kapturach i zb�jca skuli� si� w sobie, g�ow� wci�gn�� w ramiona, bowiem pami�ta� wy�mienicie, �e naznaczono na jego g�ow� nagrod� w szczerych ksi���cych groszach. Przez chwil� l�ka� si�, �e po�udniowe wojowniczki rozpoznaj� zb�jeck� s�aw� G�r �mijowych, jednak min�y go bez s�owa. Oboj�tnie omiot�y spojrzeniem �alnick� ksi�niczk� i wied�m�. Tylko wysoka niewiasta o twarzy niemal zupe�nie pokrytej g�stym, sinym tatua�em, szarpn�a wodzami, pokazuj�c na Szark�, lecz przyw�dczyni za�wiergota�a ostro w nie znanym zb�jcy j�zyku. Rudow�osa nie obejrza�a si� nawet. Ze zmarszczonymi brwiami spogl�da�a ku odleg�ej wie�y Nur Nemruta.
Karze� poci�gn�� ich w boczn� furtk�, ku zau�kom starego miasta. Przeciskali si� dalej, p�ki za�ywna niewiasta w sztywnym czepcu i wielkiej mnogo�ci nakrochmalonych sp�dnic nie wpad�a na�, z impetem, ma�o nie przewr�ciwszy nizio�ka.
- Patrz, gdzie leziesz, pokrako! - waln�a go po grzbiecie kobia�k�.
- A waszmo�ci nie nauczyli, �eby lepszym od siebie drogi nie zast�powa�? - uprzejmie spyta� karze�ek. - I nie wstyd tak z samego ranka ludzi poczciwych l�y�?
- No, patrzajcie, ludzie! - mieszczka a� pokra�nia�a ze z�o�ci. - Nie do��, �e si� konus pod nogami pl�cze, to jeszcze, charcha�a, manier mnie b�dzie uczy�. Ty wiesz, kto ja jestem, paskudo? Ja Gaikowa jestem, piekarka, wdowa po Ga�ce, rajcy miejskim. I radz� po dobroci, zawrzyj t� parchotr�tn� g�b� albo ka�� ci� w ciemnic� wrzuci�. Co to si� porobi�o! - Wspar�a r�ce o boki i rozejrza�a si�, przywo�uj�c wzrokiem �wiadk�w zniewagi. - My to miasto w�asnym sumptem stroili, my i ojce nasze, a ninie przylezie byle chanaja i rozpycha si� jak we w�asnym chlewie. Jeszcze tego trza, �eby nam ulicami strach chadza� by�o!
- Pohamujcie� si�, wielmo�na pani Gaikowa - odpar� �mia�o Szyd�o. - Nie wiecie, z kim sprawa, a ujadacie jako psi do ksi�yca. My z samego dworu ksi�cia Evorintha idziemy, ale pr�cz �wieckiej, inna jeszcze na was kara spa�� mo�e, bo wy nam w �wi�tej sprawie zawad� stajecie. Widzicie te dwie szlachetne panny? - Wskaza� na Zarzyczk� i Szark�, kt�ra, wedle Twardok�ska, z trudem hamowa�a weso�o��. - One u samej ksi�nej pani we fraucymerze s�u��, a na wie�� o nieszcz�snym napadzie szczurak�w podj�y wielkie a szlachetne �lubowanie.
- �lubowanie? - mieszczka wytrzeszczy�a oczy: po jej okr�g�ym obliczu rozla� si� wyraz nabo�nego zdumienia. - Jakie� �lubowanie?
- Ano takie - dobitnie rzek� nizio�ek - �e sploty w�asne dziewicze obci�� poprzysi�g�y, a rycerzom prawym je odda� na ci�ciwy do �uk�w. A p�ki �lubowania nie dope�ni�, milcze� obieca�y i dlatego jeno wasz� bezczelno�� cierpi�.
- A w czem niby ichsze w�osie �ukom ma dopom�c? - podejrzliwie spyta�a Gaikowa.
- Wtem mianowicie - wyja�ni� karze� - �e przeciwko plugastwu obmierz�emu nie samo �elazo, ale dziewicze sploty w ci�ciwach, modlitwa czysta i �lubowanie najwi�cej zaszkodzi� mog�. Trza jeno pierwej �uki w �wi�tyni �ni�cego pob�ogos�awi� a wod� z cudownego �r�d�a po�wi�ci�. I jak si� potem zmaca szczuraka strza�� z takiego �uku, to ani odmieni� si� przekl�tnik nie zmo�e, ani pod ziemi� nie ucieknie.
- A nie szucicie sobie aby ze mnie? - dopytywa�a si� mieszczka. - Prawd� gadacie?
- Gdzie bym �mia� z takiej sprawy igry czyni�? - z pot�pieniem pokr�ci� g�ow�. - To� patrzajcie, pani Gaikowa, na t� szlachetn� pann� - uk�oni� si� przed wied�m�. - Ja wam jej imienia ni rodu rzec nie mog�, taka by was trwoga zdj�a i zadziwienie, ale sp�jrzcie, jak si� dla owego �lubowania postrzyg�a. - Wied�ma odsun�a nieco chustk�, ods�aniaj�c skraj pokiereszowanej g�owy.
- Olaboga! - Mieszczka splot�a d�onie na piersi; palce mia�a, jak p�to �wi�tecznych par�wek. - Oj, strach patrze�!
- Tedy widzicie, �e z was nie dworuj�, bo i kto by si� powa�y� na podobn� rzecz dla samej drwiny? Ale skoro �e�cie nam drog� zast�pili, pani Gaikowa, rzeknijcie�, gdzie tu najbli�ej do jakiego zacnego balwierza.
- Prosto na s�siedniej ulicy balwierz siedzi - odpar�a do reszty stropiona mieszczka. - Ma��onek m�j nieboszczyk do niego chadza�.
- Tedy wybaczcie, pani Gaikowa - pok�oni� si� nisko - �e uchodzim, ale pilno nam �lubowania dope�ni�.
- Zaczekajcie�! A rzeknijcie mi jeszcze, czy jeno dziewicze w�osy przeciwko szczurakom sposobne? - spyta�a zaaferowana Gaikowa.
- No - karze� uda� namys� - najpierwej dziewicze... Ale gadaj� ludzie, �e je�li �lubowanie ze szczerego serca poczynione, to i wdowa czysta postrzyc si� mo�e, a i m�atka nawet. Byle zacna i nie latawica - pogrozi� palcem.
- B�g wam zap�a� - uradowa�a si� mieszczka. - A pannom szlachetnym uszanowanie moje i zdrowia wszelakiego �ycz�, i szcz�cia za ich m�ne serce i postanowienie. Bywajcie zdrowi.
- Bywajmy - �askawie zgodzi� si� Szyd�o. Ledwo pani Gaikowa znikn�a za rogiem, Szarka zanios�a si� �miechem.
- To� ona prawdziwie gotowa si� do go�ej sk�ry wygoli� - zauwa�y�a z pot�pieniem ksi�niczka. - A wstyd b�dzie, jak si� ludzie dowiedz�, �e to tylko figlik z�o�liwy.
- I dobrze - zajadle odpar� karze� - bo wstr�tna baba, gruba, spro�na i zadufana. Wlaz�a na mnie jak krowa, trzewik mi przydepta�a, a jeszcze mord� drze i wyzywa. No, obaczym teraz, jak si� po postrzy�ynach b�dzie baba rozpycha�. Dobrze, �e w karnawa� przebiera�c�w wsz�dy co niemiara, bo inaczej nie�atwo by�oby babie wm�wi�, �e�cie dworka - �ypn�� ku Szarce. - Panny z fraucymeru rzadko wdziewaj� podobne stroje.
- A mnie si� zdaje - za�mia�a si� w odpowiedzi - �e i wasze wsp�czucie, ksi�niczko, i twoja rado��, Szyd�o, przedwczesne. Bo pewnie pani Gaikowa w tej�e chwili kumoterkom o �lubowaniu opowiada i nim wiecz�r nastanie, ka�e si� p� mieszcza�stwa do go�ych czerep�w ogoli�.
- Mo�e to by� - przytakn�� zb�jca. - Dziwna jest w ludziach ch��, �eby za tymi, co od nich wy�ej siedz�, jako owce durne le�� i to samo czyni�. Do��, by si� jakie co bardziej bzdurne szatki na ksi���cym dworze pojawi�y, a nie minie miesi�c, w ka�dym zadupiu je wida�. Ot, jedzie cz�ek lasem i drwala widzi. Ch�op jak byk, z siekier�, spocony, nieoch�dogi, ale na zadku co ma? Ano, rajtuzy pstrokate, i�cie jako dworscy sodomici! - splun��. -A na nogach? To� nie �apcie z �yka, jako drzewiej bywa�o, ale trzewiki z zakr�conymi noskami. Ledwo w tych trzewikach po krzakach le�� mo�e, sam sobie fiku�ne noski nieraz przydepcze i na pysk si� przewr�ci, ale on ninie pan! �adnego porz�dku, �adnego uwa�ania...
- Pomy�la�by kto - roze�mia�a si� Szarka - �e zb�jca przeciwko wszelkiemu porz�dkowi winien wyst�powa�. Tymczasem ty, Twardok�sek, jeste� tradycjonalista zagorza�y jak ma�o kto.
- Bo gdzie� tak! - zaperzy� si� jeszcze bardziej zb�jca. - Widzieli�cie, jaki czepiec rogaty baba mia�a? Prawie jako �o� nade �bem go nios�a. A wyszywany czym? A srebrn� nici�! A sp�dnic ile na rzy� wdzia�a? Wedle mego rozeznania z tuzin, a wszystkie wykrochmalone tak, �e na �okie� nad ziemi� stercz�! Przecie ona nie pani paradna, ale prosta mieszczka! Przecie s� edykty, co jawnie m�wi�, �e mieszczance wi�cej ni�li trzech sp�dnic wk�ada� nie Iza. I co? Po staremu jako chc� �a��!
- I ty by� je, Twardok�sek, z owych nadliczbowych sp�dnic i srebrnych czepk�w nie zwlekaj�c obdar�?
- A pewnie! Bo nie przystoi! To� popatrzcie na nasz� ksi�niczk�. - Zarzyczka, niespodzianie nazwana nasz� ksi�niczk�, zarumieni�a si� lekko. - To� ona skromna jako wr�blik. Opo�cz� z prostego sukna nosi i telejk� zwyczajn�, ubo�uchn�. A byle baba...
- Starczy ju�, Twardok�sek - przerwa�a Szarka - nim co� do cna g�upiego rzekniesz.
- Przeciwnie - wtr�ci�a Zarzyczka - wielce mnie ciekawi� pana Twardok�skowe rozmy�lania o strojach i �wiata porz�dku. Nie przerywajcie� sobie, panie Twardok�sek, bardzo ch�tnie pos�ucham.
Zb�jca a� podni�s� r�k�, �eby si� z ukontentowania pog�adzi� po brodzie, jak mia� w zwyczaju. Ale zaraz sobie przypomnia�, �e nie ma ju� pi�knej, czarnej brody, bo si� ze szcz�tem spali�a w gospodzie Goworki.
- Po mojemu, ksi�niczko - zacz�� - to rych�o rozezna� mo�na, �e wy�cie pani przyst�pna, �askawa i mi�osierna. I to jest rzecz dobra, niewie�ciej naturze przystojna, ale czego za wiele, to tym bardziej szkodzi. Bo tak to we �wiecie, �e jak si� kto za bardzo nagnie, to jeszcze �acniej go podepcz�. Bo pan to musi by� pan. Cho�by nie wiem jak ludziom sprzyja�, przecie on nie swojak. I nie jak swojaka powinni go mi�owa�, ale, widzicie, ksi�niczko, tak ze strachem a nabo�e�stwem. Nie zda si� panom z posp�lstwem zanadto brata�, bo to nikomu na zdrowie nie idzie. Wedle mnie, ksi�niczko, wam nie brunatne szatki przynale��, wy�cie nie mniszka czernica. Wy�cie kniaziowska dziewka i �alnicka pani zwierzchnia, wam z�oto przystoi i ponta�y sute, b�yszcz�ce. A ta pyskata baba nie �okciem troga� was winna, ale niziuchno pysk sk�ania�, jak na ni� z powozu spojrze� raczycie! Ano!
Chcia� jeszcze wi�cej gada�, ale wtedy w�a�nie wied�ma zrobi�a co�, co zupe�nie pomiesza�o zb�jc� i pozbawi�o wszelkiej elokwencji. Wspi�a si� na palce, zarzuci�a mu r�ce na kark i nim cokolwiek zd��y� rzec, g�o�no uca�owa�a. Po�rodku traktu i na nic si� nie ogl�daj�c.
- Nigdy nie �a�owa�am, �e idziesz z nami - oznajmi�a, wci�� wisz�c na jego szyi, a w�a�ciwie lgn�c do� bezwstydnie ca�ym cia�em. - Od samej prze��czy Skalniaka ni jednego dnia nie �a�owa�am.
Zb�jca z pomieszaniem pocz�� wypl�tywa� si� z wied�miego u�cisku, staraj�c si� nie s�ysze� pieprznych docink�w, kt�rymi hojnie obrzucali go biesiaduj�cy przy murze p�tnicy.
- No co? - ze�li� si� karze�. - B�dziemy tak sta� po�rodku traktu i komplementa sobie prawi� czy balwierza szukamy?
Balwierz, a w�a�ciwie balwierka, okaza�a si� przykr�, swarliw� staruch�. Na widok kompanii wychyli�a si� z okna, na kt�rym mia�a porozk�adane narz�dzia swego rzemios�a, i z miejsca pocz�a im z�orzeczy�.
- Mnie tam za jedno, kto jeste�cie - uci�a t�umaczenia kar�a. - Wy mnie �cz nie pr�bujcie mami�, bo dobrze wiem, za jakie kurewstwo was do �ysego postrzygli. No co, ladaco, �lepia wytrzeszczasz? - rzuci�a ku �alnickiej ksi�niczce, kt�ra istotnie przypatrywa�a si� jej ze zdumieniem. - My�lisz, �e jak sobie na �bie warkoczyk�w pozaplatasz, niby pani ze dwora, to cz�ek z�ego nie rozpozna? Z�a�� si�, psiakrwie, z ca�ych G�r �mijowych jako muchy do lepu. Niby si� na s�u�b� najmuj�, ale zamiast gary czy�ci�, ca�e dnie po ulicach �a��, kuprami kr�c�. Poprzebierane, wyszminkowane, �e obraza boska. To ja powiadam, bardzo dobrze, �e postrzygli, szkoda tylko, �e nosa za ba�amuctwo nie obci�li i czo�a �elazem nie napi�tnowali. �elazem grzech wypala� trza!
Co jeszcze o grzechu rzec chcia�a, nie us�yszeli, bo ze�lona Szarka pochwyci�a za okiennice i z rozmachem balwierski sklepik zamkn�a, srodze gospodyni g�b� przytrzaskuj�c. Ze �rodka dobieg� �omot i przyt�umione, lecz paskudne przekle�stwa. Szarka roztropnie przyspieszy�a kroku.
- Ludzie jacy� niezbyt tu przyja�ni - zauwa�y�a Zarzyczka.
- Spichrza�scy - pogardliwie wyja�ni� Twardok�sek. - Harde i nad�te �cierwa. Wy wiecie, ksi�niczko, jak oni nas podejmowali, kiedy szczuracy na kopiennickie w�adztwo ruszyli? Ano zasadzali si� wedle samej granicy na uciekinier�w i rzezali m��w, niewiasty, dzieciska pospo�u. Rabunkiem a krwi� niewinn� ca�a Spichrza stoi. Ech, niechby si� jaka okazja trafi�a - wykrzywi� si� szpetnie - ja bym im tak za tamte rzezie odp�aci�, �e i za wiek niewiasty by moim imieniem dzieciaki straszy�y. Nadto umy�lili sobie, �e ichniejsza Spichrza wszego �wiata cud i p�pek. ��� jako psi! K�dy im do kopiennickiej Stopnicy, co niegdy w G�rach �mijowych sta�a! Kii Krindar j� wyznacza�, w samym �rodeczku ziemi, a kto jak kto, ale on przecie na miarach rozumie� si� musi. Kowal jest fach solidny, uczony, nie to, co tutejsza kuk�a, co j� za boga maj�. Przecie Nur Nemrut jeno spa� a chrapa� potrafi! �rodka �wiata on by nie rozpozna�, cho�by mu we �nie na sam �eb zlecia�...
Rozwa�ania o �rodku �wiata przerwa� zadyszany wyrostek, kt�ry wczepi� si� w po�� Twardok�skowego p�aszcza. Lewe oko mia� podbite, podesz�e krwi�, cha�at wytarty i poplamiony. Szarka p�ynnie zastawi�a mu drog� do ksi�niczki.
- Poczekajcie�! - zasapa�. - Ja wedle w�os�w.
- Jak si� twoja pani namy�li�a, to troch� poniewczasie
- zauwa�y�a Szarka.
- E, gdzie by si� namy�li�a - ch�opak wyszczerzy� niemi�osiernie spr�chnia�e z�by. - Nos starej rozbili�cie. Sro�y si� teraz okrutnie i stra�y krzyczy, a was przeklina takimi wyrazy, �e podziw bierze. Ja tak... wedle w�asnego rozumu... Bo po co macie po innych balwierzach chodzi�?
- rozsznurowa� sakw� i wyci�gn�� z niej peruk�.
- Ukrad�e�? W�asnej mistrzyni zw�dzi�e�?
- Jaka ona mistrzyni! - �achn�� si� wyrostek. - Ma�pie �acniej brzytw� da� ni�li jej. Mistrzem by� jej m��, zmy�lny cz�ek okrutnie, i ogoli� potrafi� jak nikt inny, i w chorobie poradzi�, i z�ba wyrwa�... a jak pijawki przystawi�! Sam jeszcze peruki postroi�.
- Umar� biedaczek? - wsp�czuj�co spyta�a wied�ma.
- E, gdzie tam! - wyja�ni� fryzjerczyk z uciech�. - �o�skiego roku od starej uciek� z dziewk� do pos�ugi. Dlatego pani na niewiasty s�u�ebne strasznie zajad�a. Poty do ratusza �azi�a i rajc� prze�ladowa�a, p�ki nie uradzili, �e si� s�ugi za nierz�d postrzyga� b�dzie na Rynku Solnym, przy pr�gierzu. Ale i tego jej ma�o, zarazie. Umy�li�a, �eby im nosy obcina� ku przestrodze. Ot, jak oszaleje baba stara, to ze szcz�tem. Zak�ad podupad�, czeladnik�w precz pop�dzi�a, ledwo ja si� osta�em, a i mnie bija, jako chce, cho� przecie ju� po wyzwoleniu. Patrzcie, co mi przed samym �wi�tem uczyni�a - pokaza� na oko.
- To czemu precz nie p�jdziesz? - rozs�dnie spyta� Szyd�o. - Po wyzwoleniu twoja wola, i�� li zosta�.
- Bo jak si� starej cholerze zemrze - oznajmi� ch�opak
- a niezawodnie j� rych�o ��� zadusi, sam si� na zak�adzie ostan�. Cho�bym mia� za sched� krom zak�adu wzi�� t� cherlaw� niedojd�, mistrzow� c�rk�, nic to. Niech mnie bij�, p�ki pora. Potem ja bija� b�d�.
- S�uszna rzecz zakrz�tn�� si� wedle swego losu - pokiwa� g�ow� karze�. - I s�uszna rzecz podobn� przezorno�� wspiera�. Poka��e peruki, ch�opcze.
Peruki by�y rozmaite: zbieg�y mistrz dobrze zna� rzemios�o, bowiem pr�cz wymy�lnych zapustnych koafiur porobi� te� bardzo zgrabne podr�bki zwyczajnych niewie�cich splot�w. Wied�ma a� pisn�a z zachwytu nad wielo�ci� porozk�adanego na murku w�osia i pocz�a je kolejno przymierza�, raz po raz dopominaj�c si� werdykt�w �alnickiej ksi�niczki.
- Chod�my st�d! - Twardok�sek z nag�a pochwyci� Szark� za �okie�. - Czego nam tu szuka�? To� to wszystko nie nasze, nie dla nas ten karnawa� nagotowany. Chod�my, p�ki jeszcze czas, ani kto po nas p�aka� b�dzie. Ja wiem - brn�� dalej, starannie unikaj�c spojrzenia przenikliwych zielonych oczu - �e wy za �alnickim wyp�dkiem idziecie. Ale nic wam po nim. Plu�cie na ksi���ta i spiski kap�a�skie, szcz�cia wam od nich nie przyb�dzie. Ot, popatrzcie na ksi�niczk�, szcz�liwa ona mo�e po tym, jak Zird Zekrun �ap� na niej k�ad�? Tako� i Ko�larz... d�ugo si� on po Krainach poobraca, nim go cichcem zaszlachtuj�? A ja was w g�ry poprowadz�, wysoko, k�dy jeno zb�jc� a g�rskie kozy chadzaj�. Bo przecie i w was zb�jecka natura, ani takiej cz�ek nie okie�zna, ani w murzech nie zamknie. Zobaczycie, tam wedle Prze��czy Zdech�ej Krowy �cie�ki takie, �e jeno s�oneczko bo�e wy�ej g�owy. Przyczaim si�, przeczekamy, a� si� wszystko utrz�sie, a� przepomn� o nas i bogowie, i ksi���ta. Wiecie, ile my razem dopi�� mo�emy? - pokr�ci� z zadziwieniem g�ow�. - Zwo�a si� kompanij� godn�, swojak�w, co nie spisk�w, ale zarobku szukaj�. Ju� nie po samym go�ci�cu �upi� b�dziemy, bo jak si� na dobre ruchawka zacznie, jak W�ymord na ksi���ta uderzy, wtedy cz�ek roztropny �acnie i w�o�� dla siebie wykroi. S� jeszcze w G�rach �mijowych stare kopiennickie warownie, s� twierdze puste. Zda si� jeno g�o�niej krzykn��. Wy�cie niewiasta uczona, wiecie, jako to w czas zam�tu bywa: fortuna jedne ludzie w wierch, drugie na sp�d ciska. Tedy zda si� zadba�, by nas na sam szczyt wynios�a. Trzeba si� wedle swej doli zakrz�tn��, jak ten balwierski pacho�ek. Za� wspomnicie �alnickiego zaprza�ca, to wam Jag�dka wied�ma taki napar uwarzy, �e go do reszty zab�dziecie...
- Mnie ani napary, ani korczywa nie pomog� - powoli odpar�a Szarka. - To nie jest... to nie jest tak, jak my�lisz, Twardok�sek.
Wied�ma roze�mia�a si� g�o�no, a nizio�ek z rozmachem klepn�� czeladnika po plecach - wida� dobijali targu.
- A w G�rach �mijowych... - ci�gn�a Szarka. - W G�rach �mijowych by� mnie bez zw��czenia katu wyda�.
- Mo�e bym wyda�, a mo�e i nie - odpar� po namy�le Twardok�sek. - Ja �em was na Szcze�upinach dri deonemowi na rze� pos�a�, a wy�cie mnie przez ca�y zb�jecki go�ciniec jako �ys� koby�� przep�dzili. Tedy my kwita, po sprawiedliwo�ci. Ale kiedym wczoraj w Wied�mi� Wie�� popad�, to przecie nie ostawili�cie mnie oprawcy. A ja sw�j honor mam, cho�by i zb�jecki. I mnie si� tak zdaje, �e my jedna kompania.
- Nie, Twardok�sek - przerwa�a dziewczyna. - Wr�ci�am, bo mi wied�ma potrzebna, nic innego. A co do kompanii - za�mia�a si� przyciszonym, z�ym �miechem, od kt�rego zb�jc� nieodmiennie przechodzi�y ciarki - to mnie kiedy� nazywali Llostris. Wilczyca, ry�a wilczyca...
- I wilki w stadach chadzaj�.
- Ale jak je g��d bardziej przyci�nie, to do�ynaj� co s�abszych towarzyszy i na ich �cierwie ucztuj�. Nie r�b ze mnie tego, czym nie jestem, Twardok�sek. Bo cho�by ci� na g��wnym spichrza�skim placu ogniem palili, bez s�owa obok bym przesz�a, nie obejrza�a si� za siebie. W jednym jednak masz racj�: �e�my coraz g��biej w niewodzie, a nie wiedzie�, czyje r�ce sie� dzier��. I ja tak sobie my�l� - u�miechn�a si� samymi k�cikami ust - �e nale�y si� twego sposobu j��, Twardok�sek. Trzeba sobie jam� i drog� do ucieczki nagotowa�. Ani spiskiem, ani skomleniem, tylko starym, zb�jeckim fortelem...
Kiedy sko�czy�a, oczy zb�jcy zab�ys�y.
Rozdzia� drugi
Nawa� wrzask�w, pstrokatych kolor�w i dziwnych woni niemal og�uszy� ksi�niczk�. Nigdy wcze�niej, pomy�la�a ze zdumieniem, nigdy wcze�niej nie by�am na targowisku, nie wyk��ca�am si� o cen� wysch�ych na wi�r obwarzank�w i nie kosztowa�am ciastek z makiem o tak spro�nych kszta�tach. Jednak ca�a spichrza�ska jaskrawo�� i zgie�k wydawa�y si� jej dziwnie odleg�e, zamglone. To nie jest m�j karnawa�, pomy�la�a z niespodzianym przestrachem. Maski �mij�w na kramach i wywieszone w oknach kamienic p�achty z pro�bami do Nur Nemruta - to te� nie moje. Ani kuglarze, kt�rzy ha�a�liwie wabi� przechodni�w do namiot�w, ani weso�kowie �ongluj�cy pochodniami wprost nad kapeluszami p�tnik�w. Ani t�um przybrany na pami�tk� �mij�w w od�wi�tne barwy ��ci i z�ota. Pulchne mieszczki o zadowolonych, nalanych obliczach. Wrzaskliwe, wygadane przekupki w sp�dnicach sztywnych od krochmalu i wysokich bielu�kich czepkach. Ich m�owie z d�ugimi kopiennickimi kordami u pasa i nosami poczerwienia�ymi od skalmierskiego wina. �adnego z nich nie zobaczy�abym dzisiaj z mur�w u�cieskiej cytadeli.
W �alnikach bowiem od �mierci starego kniazia nie �wi�towano �ar�w. A przecie�, zamy�li�a si�, zawsze znalaz�a si� s�u�ebna, kt�ra powiesi�a w mojej komnacie cho�by p��cienn� ��t� wst��k�. I kiedy kap�ani Zird Zekruna schodzili do przybytku - bo �aden nie o�mieli� si� w t� noc pozosta� w cytadeli - zawsze kto� potajemnie przyni�s� mi kawa�ek miodowego placka. A potem siedzia�am z W�ymordem w sali wspartej na ci�kich, d�bowych pniach. Ogie� buzowa� na palenisku, jako �e w wichrowej U�cie�y nigdy nie ma prawdziwego lata, a my grali�my w szachy na poczernia�ej ze staro�ci �awie, p�ki nie nasta� �wit. Przy kominie wylegiwa�y si� psy, stare i prawie �lepe, niezdatne do polowania. I wiedzia�am, �e je�li podnios� wzrok, zobacz� na powale poskr�cane kszta�ty �mij�w - gdy� cytadel� w U�cie�y zbudowano w czasach, gdy dawni kniaziowie wci�� czcili skrzydlate w�e nieba. Jednak nigdy nie patrzy�am w g�r�, a W�ymord w milczeniu nalewa� do roztruchan�w ci�kie, skalmierskie wino. I tak upijali�my si� bez s�owa w noc �ar�w, naj�wi�tsz� z nocy, nad szachownic�, na kt�rej �adne z nas nie mog�o wygra�.
Dlaczego teraz o nim my�l�?, przestraszy�a si�. Dlaczego przed oczami mam tamt� milcz�c� sal� i przyciszone skomlenie ps�w?
Wied�ma za�mia�a si� niskim, ochryp�ym �miechem i poci�gn�a Zarzyczk� g��biej w t�um pomi�dzy kramami. Zamy�lali pokr�ci� si� troch� po rynku, a potem �wi�tynnym go�ci�cem p�j�� ku wie�