Clancy_Tom_-_Tecza_Szesc_Tom_II.BLACK
Szczegóły |
Tytuł |
Clancy_Tom_-_Tecza_Szesc_Tom_II.BLACK |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Clancy_Tom_-_Tecza_Szesc_Tom_II.BLACK PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Clancy_Tom_-_Tecza_Szesc_Tom_II.BLACK PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Clancy_Tom_-_Tecza_Szesc_Tom_II.BLACK - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
T OM C LANCY
T ECZA
˛ S ZE S´ C´
T OM DRUGI
Strona 2
´
SPIS TRESCI
´
SPIS TRESCI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2
20 — Kontakty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4
21 — Rozwój . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 39
22 — Przeciwdziałanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 72
23 — Czuwanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103
24 — Obyczaje . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 132
25 — Wschód sło´nca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 164
26 — Rozwiazania.
˛ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 196
2
Strona 3
27 — Sposób przenoszenia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 227
28 — W s´wietle dnia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 261
29 — Po burzy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 396
30 — Perspektywy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 428
31 — Ruch . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 465
32 — Krwawe z˙ niwo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 502
33 — Igrzyska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 534
34 — Igrzyska trwaja.
˛ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 575
35 — Maraton . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 624
36 — Wysokie loty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 657
37 — Gasnacy
˛ płomie´n . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 699
38 — Rozwiazanie.
˛ . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 754
39 — Harmonia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 804
Epilog — Wiadomo´sci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 887
Strona 4
20 — Kontakty
Zdawała sobie spraw˛e z tego, z˙ e choruje. Nie była pewna jak ci˛ez˙ ko, ale widziała, z˙ e
czuje si˛e bardzo z´ le. Mimo podawanych jej s´rodków u´smierzajacych
˛ ból, Mary Banni-
ster była jeszcze na tyle przytomna, by si˛e ba´c, z˙ e ci˛ez˙ ko choruje. W szpitalu była do tej
pory tylko raz, kiedy zwichn˛eła kostk˛e i ojciec obawiał si˛e, z˙ e mo˙ze by´c złamana, a teraz
le˙zała w szpitalnym łó˙zku z kroplówka˛ przy boku, w jej prawym ramieniu tkwiła igła
łacz
˛ aca
˛ ciało z kroplówka˛ i sam ten widok ja˛ przeraził, cho´c narkotyki niemal całkowi-
cie ja˛ otumaniały. Nie wiedziała, jakie s´rodki jej podaja.˛ Doktor Killgore powiedział, z˙ e
otrzymuje płyny celem niedopuszczenia do odwodnienia organizmu i co´s jeszcze, tak
4
Strona 5
˛ eła głowa,˛ bardzo chciała odzyska´c przytomno´sc´ umysłu,
powiedział, prawda? Potrzasn˛
wszystko sobie przypomnie´c. Opu´sciła nogi na podłog˛e po prawej stronie łó˙zka i wsta-
ła chwiejnie. Dr˙zała na całym ciele. Pochyliła si˛e, by sprawdzi´c, co wisi na urzadzeniu
˛
do podawania kroplówki. Miała kłopoty ze skupieniem wzroku, zbli˙zyła twarz do tych
ró˙znych woreczków i stwierdziła, z˙ e opisane sa˛ nazwami, których nie potrafi zrozu-
mie´c. Wyprostowała si˛e, próbowała skrzywi´c twarz w namy´sle, ale nie do ko´nca si˛e jej
to udało. Rozejrzała si˛e po sali. Drugie łó˙zko oddzielone było czym´s, co przypomina-
ło wysoka˛ na półtora metra ceglana˛ s´ciank˛e i stało puste. Dostrzegła umieszczony na
przeciwległej s´cianie telewizor, w tej chwili wyłaczony.
˛ Kafelkowa podłoga chłodziła
jej bose stopy. Drewniane drzwi zamykały si˛e nie na klamk˛e, lecz na zamek — były
to zwykłe szpitalne drzwi, ale tego, oczywi´scie, nie wiedziała. Nie dostrzegła ani s´ladu
telefonu. Czy w szpitalnych salach znajduja˛ si˛e telefony? Czy jest w szpitalu? Wygla-
˛
dało to jak szpital, sprawiało wra˙zenie szpitala, ale dziewczyna zdawała sobie spraw˛e
z tego, z˙ e my´sli wolniej ni˙z zazwyczaj. Czuła si˛e zupełnie tak, jakby za du˙zo wypi-
ła — nie tylko fizycznie z´ le; nie panowała te˙z nad ciałem i miała wra˙zenie, z˙ e co´s jej
zagra˙za. Wiedziała, z˙ e musi co´s zrobi´c, cho´c nie miała p oj˛ecia, co. Przez chwil˛e stała
5
Strona 6
nieruchomo, rozwa˙zajac
˛ ten problem, po czym uj˛eła uchwyt urzadzenia
˛ kroplówki i ru-
szyła w stron˛e drzwi. Na szcz˛es´cie mechanizm kroplówki zasilany był z baterii, a nie
z gniazdka. Stela˙z toczył si˛e gładko na gumowych kołach.
Drzwi, jak si˛e okazało, nie były zamkni˛ete. Otworzyła je i dyskretnie rozejrzała si˛e
po korytarzu. Nie dostrzegła nikogo. Ruszyła przed siebie, ciagn
˛ ac˛ kroplówk˛e. Ani po
jednej, ani po drugiej stronie korytarza nie znalazła stanowisk piel˛egniarek, ale spe-
cjalnie jej to nie zmartwiło. Skr˛eciła w prawo, pchajac
˛ kroplówk˛e przed soba.˛ Szukała
czego´s, cho´c na dobra˛ spraw˛e nie wiedziała nawet, czego. Skupiła wzrok i próbowała
kolejnych drzwi. Znajdowała wyłacznie
˛ ciemne pokoje, s´mierdzace
˛ s´rodkami dezynfe-
kujacymi.
˛ Dotarła do ko´nca korytarza. Te drzwi oznaczone były symbolem T-9, a w po-
koju, do którego prowadziły nie było łó˙zek, lecz biurko i komputer. Monitor s´wiecił, co
oznaczało, z˙ e komputer jest właczony.
˛ Podeszła bli˙zej i obejrzała go sobie dokładnie.
Pecet, a ona wiedziała, jak pracowa´c na pececie. Dostrzegła modem. A wi˛ec mo˙ze. . .
co wła´sciwie?
Przez dobrych kilka minut stała nieruchomo, pogra˙
˛zona w my´slach. Wreszcie
u´swiadomiła sobie, z˙ e mo˙ze przecie˙z wysła´c wiadomo´sc´ ojcu.
6
Strona 7
* * *
Pi˛etna´scie metrów i jedno pi˛etro dalej Ben Farmer najpierw odwiedził toalet˛e, potem
nalał sobie kawy, a teraz opadł na kr˛econe krzesło i wrócił do lektury „Bio-Watch”.
O trzeciej nad ranem w budynku panował, oczywi´scie, s´wi˛ety spokój.
Tato, nie wiem gdzie wła´sciwie jestem. Mówia,˛ z˙ e podpisałam zezwo-
lenie na jakie´s testy medyczne, nowe lekarstwo czy co´s, ale teraz czuj˛e si˛e
bardzo kiepsko i wła´sciwie nie wiem, dlaczego. Podłaczyli
˛ mnie do czego´s,
igła w ramieniu i czuj˛e si˛e kiepsko i. . .
Farmer sko´nczył lektur˛e artykułu na temat efektu cieplarnianego i zabrał si˛e do
sprawdzania podopiecznych. Komputer przerzucał na monitor obrazy z kolejnych wła-
˛
czonych kamer, wszyscy chorzy grzecznie le˙zeli w łó˙zkach, zaraz. . .
. . . Nie wszyscy.
Co jest? — zdumiał si˛e, czekajac
˛ na kolejny przeglad
˛ kamer. Nie wychwycił kodu
nieobecnego pacjenta. Trwało to około minuty i ju˙z wiedział. . . o cholera, sala T-4 była
7
Strona 8
pusta. To dziewczyna, prawda? Obiekt K4, Mary Jaka´stam. Gdzie ja˛ poniosło, do dia-
bła? Właczył
˛ obserwacj˛e bezpo´srednia˛ i przejrzał korytarze. Nikogo nie znalazł. Nikt
nie próbował przedrze´c si˛e przez drzwi do reszty kompleksu. Oba przej´scia zostały za-
mkni˛ete i były wyposa˙zone w alarm. Gdzie, do cholery, sa˛ ci lekarze? Na stanowisku
była teraz jaka´s baba, Lani Co´stam, nikt jej nie lubił, cholerna suka. Killgore te˙z za nia˛
nie przepadał, inaczej nie miałaby raz za razem nocnego dy˙zuru. Palacheck, tak si˛e baba
nazywała. Ciekawe skad
˛ pochodzi? Czeszka?
Podniósł do ust mikrofon.
— Doktor Palacheck, doktor Palacheck, prosz˛e skontaktowa´c si˛e z ochrona˛ — nadał
przez gło´sniki kompleksu. W trzy minuty pó´zniej zadzwonił telefon.
— Doktor Palacheck. Co si˛e dzieje?
— Obiekt K4 wybrała si˛e na spacer. Nie mam jej na kamerach.
— Ju˙z id˛e. Prosz˛e zawiadomi´c doktora Killgore’a.
— Tak jest. — Stra˙znik wystukał odpowiedni numer z pami˛eci.
— O co chodzi? — usłyszał w słuchawce znajomy głos.
— Mówi Ben Farmer. K4 znikła z sali. Wła´snie jej szukamy.
8
Strona 9
— Dobra, zadzwo´ncie kiedy ja˛ znajdziecie. — Połaczenie
˛ zostało przerwane. Kill-
˛ si˛e znikni˛eciem tej Mary. Je´sli spróbuje wyj´sc´ z budynku,
gore najwyra´zniej nie przejał
kto´s z pewno´scia˛ ja˛ zauwa˙zy.
* * *
Na ulicach Londynu nadal było tłoczno. Iwan Pietrowicz Kirilienko mieszkał bli-
sko ambasady, do pracy chodził wi˛ec piechota.˛ Chodniki wypełniali s´pieszacy
˛ si˛e prze-
chodnie — Brytyjczycy sa˛ z reguły lud´zmi uprzejmymi, londy´nczycy wydaja˛ si˛e jednak
p˛edzi´c gdzie´s bezustannie.
Na uzgodnionym rogu znalazł si˛e dokładnie o ósmej dwadzie´scia. Zatrzymał si˛e,
˛ na zmian˛e s´wiateł. W lewej dłoni trzymał konserwatywny dziennik „Daily
czekajac
Telegraph”.
Podmiany dokonali płynnie. Nie padło ani słowo, dwukrotne stukni˛ecie w łokie´c
powiedziało mu, z˙ e ma rozlu´zni´c palce, by pozwoli´c na wymian˛e jednego egzemplarza
gazety na drugi. Odbyło si˛e to nisko, poni˙zej poziomu talii, dzi˛eki czemu nikt z prze-
chodniów nie mógł niczego zauwa˙zy´c. Tłum osłonił ich te˙z przed kamerami, które mo-
9
Strona 10
gły zosta´c rozmieszczone na dachach domów stojacych
˛ przy tym ruchliwym skrzy˙zo-
waniu. Rezydent z trudem powstrzymywał u´smiech. Praca w terenie zawsze sprawiała
mu przyjemno´sc´ . Mimo zajmowanej obecnie wysokiej pozycji nadal lubił codzienna˛
prac˛e szpiega. Udowadniał samemu sobie, z˙ e nadal jest równie dobry jak ci młodzi,
którzy dzi´s dla niego pracowali. Po kilku sekundach zmieniło si˛e s´wiatło i m˛ez˙ czyzna
w ciemnym płaszczu oddalił si˛e szybko, trzymajac
˛ w dłoni gazet˛e.
Od ambasady Kirilienk˛e dzieliły jeszcze dwie przecznice. Przeszedł przez z˙ elazna˛
bram˛e, wszedł do budynku, ominał
˛ stanowisko stra˙znika i udał si˛e prosto do swego ga-
binetu na pierwszym pi˛etrze. Powiesił płaszcz na umocowanym na drzwiach wieszaku
i natychmiast otworzył le˙zac
˛ a˛ na biurku gazet˛e.
Dmitrij Arkadijewicz, jak si˛e okazało, potrafił dotrzyma´c słowa. W gazecie znaj-
dowały si˛e dwie g˛esto zapisane kartki. Agent terenowy CIA, John Clark, przebywał
obecnie w Hereford w Anglii, dowodzac
˛ nowa˛ mi˛edzynarodowa˛ jednostka˛ antyterrory-
styczna˛ o nazwie T˛ecza, w skład której wchodziło od dziesi˛eciu do dwudziestu z˙ ołnie-
rzy: Anglików, Amerykanów i przedstawicieli innych narodowo´sci. Fakt jej istnienia
był tajny, znany tylko garstce najwy˙zej postawionych członków rzadów.
˛ ˙
Zona Clarka
10
Strona 11
pracowała jako piel˛egniarka w miejscowym szpitalu ogólnym. W´sród społeczno´sci He-
reford, zwłaszcza ludzi pracujacych
˛ w bazie SAS, jego oddział cieszył si˛e bardzo dobra˛
opinia.˛ T˛ecza zaliczyła trzy operacje: w Bernie, pod Wiedniem i hiszpa´nskim Parku
´
Swiatowym. W ramach ka˙zdej z nich miała do czynienia z terrorystami — Kirilien-
ko zwrócił uwag˛e na fakt, z˙ e Popow zarzucił obowiazuj
˛ acy˛ niegdy´s termin „elementy
post˛epowe” — i za ka˙zdym razem poradziła sobie z nimi równie błyskawicznie co sku-
tecznie, działajac
˛ pod przykrywka˛ miejscowych jednostek policyjnych. Oddział miał
dost˛ep do ameryka´nskiego sprz˛etu, który u˙zyty został w Hiszpanii, co zostało zareje-
strowane przez dziennikarzy i pokazane w telewizji. Popow rekomendował zdobycie
tych materiałów, najlepiej chyba przez attachè wojskowego.
Raport był zwi˛ezły, zawierał mnóstwo u˙zytecznych informacji i mógł okaza´c si˛e
bardzo przydatny. Dobra zapłata za informacje, których dostarczył w zamian.
* * *
— No i jak, zdarzyło si˛e co´s dzi´s rano? — spytał dowódc˛e grupy obserwacyjnej
Cyril Holt.
11
Strona 12
— Nie — odpowiedział inny funkcjonariusz Piatki.
˛ — Niósł gazet˛e, która˛ zawsze
nosi i to w tej samej r˛ece. Chodnik był jednak bardzo zatłoczony. Do wymiany mo-
gło doj´sc´ , ale je´sli doszło, to my´smy jej nie widzieli. Mamy do czynienia z zawodow-
cem, prosz˛e pana — przypomniał dowódca grupy operacyjnej zast˛epcy dyrektora Słu˙z-
by Bezpiecze´nstwa.
* * *
Popow siedział w pociagu
˛ jadacym
˛ do Hereford. Kapelusz z szerokim rondem poło-
z˙ ył na kolanach. Mogło si˛e wydawa´c, z˙ e czyta gazet˛e, lecz w rzeczywisto´sci przerzucał
kopie napisanego z pojedynczym odst˛epem dokumentu, który wła´snie dostał z Moskwy.
Z przyjemno´scia˛ stwierdził, z˙ e Kirilienko potrafił dotrzyma´c słowa. Ka˙zdy dobry rezy-
dent dotrzymywał słowa. Tak wi˛ec teraz, siedzac
˛ samotnie w wagonie pierwszej klasy
pociagu
˛ Intercity odchodzacego
˛ ze stacji Paddington, Popow poznawał z˙ yciorys Johna
Clarka, a był to z˙ yciorys niewatpliwie
˛ imponujacy.
˛ Jego byli pracodawcy w Moskwie
niewatpliwie
˛ po´swi˛ecili mu sporo uwagi. W´sród otrzymanych od Kirilienki materiałów
znajdowały si˛e trzy zdj˛ecia, jedno z nich całkiem dobrej jako´sci, najwyra´zniej zrobione
12
Strona 13
w Moskwie, w gabinecie samego przewodniczacego
˛ KGB. Nie z˙ ałowano te˙z czasu na
rozpracowanie jego rodziny. Dwie córki, jedna w szkole w Stanach Zjednoczonych, dru-
ga, z zawodu lekarka, wyszła za ma˙
˛z za Domingo Chaveza, innego terenowego agenta
CIA. Niespełna trzydziestoletni Domingo Estebanowicz równie˙z spotkał si˛e z Gołow-
ka˛ i najwyra´zniej był stałym partnerem Clarka. Dwaj byli z˙ ołnierze jednostek specjal-
nych. . . Czy Chavez te˙z przyjechał do Anglii? Lekarka. . . Łatwo b˛edzie sprawdzi´c.
Clark i jego partner zostali okre´sleni jako znakomici, do´swiadczeni terenowi agenci
wywiadu. Obaj płynnie władali rosyjskim — niewatpliwie
˛ ko´nczyli wojskowa˛ szkoł˛e
j˛ezykowa˛ w Monterey, w Kalifornii. Według raportu Chavez uko´nczył studia i zdobył
magisterium na wydziale stosunków mi˛edzynarodowych Uniwersytetu George’a Maso-
na w Waszyngtonie — studia niewatpliwie
˛ opłaciła mu CIA. Obaj nie sa˛ wi˛ec zwykłymi
agentami, to wykształceni ludzie. I młodszy jest m˛ez˙ em lekarki!
Przeprowadzone przez nich, znane operacje. . . atliczno, pomy´slał Popow. Dwie zna-
komite operacje przeprowadzone przy pomocy Rosjan. A tak˙ze, przed dziesi˛eciu laty,
wyciagni˛
˛ ecie z˙ ony i córki Gierasimowa z ZSRR, plus kilka akcji, w których Clark brał
pewnie udział, ale nie sposób było to potwierdzi´c. . . „wy´smienity” — to słowo powta-
13
Strona 14
rzało si˛e regularnie. Sam Popow przez przeszło dwadzie´scia lat był agentem terenowym,
wi˛ec doskonale wiedział, co mu imponuje. Clark był niewatpliwie
˛ gwiazda˛ w Langley
i niewatpliwie
˛ protegował tego Chaveza, który najwyra´zniej zdecydował si˛e pój´sc´ wy-
godna,˛ szeroka˛ s´cie˙zka˛ wykarczowana˛ przez te´scia? Interesujace.
˛
* * *
Znale´zli ja˛ za dwadzie´scia czwarta, piszac
˛ a˛ co´s na komputerze, powoli i niezdarnie.
Drzwi otworzył Bob Farmer. Najpierw dostrzegł stela˙z kroplówki, a potem ramiona
opi˛ete szpitalna˛ pi˙zama.˛
— O, dzie´n dobry — powiedział nie bez współczucia. — Poszli´smy sobie na spacer,
prawda?
— Chciałam powiedzie´c tacie, gdzie jestem — wyja´sniła Mary Bannister.
— Naprawd˛e? E-mailem?
— Oczywi´scie. — Dziewczyna u´smiechn˛eła si˛e.
´
— Swietnie, ale teraz ju˙z wrócimy do pokoju, dobrze?
14
Strona 15
— Jasne. — Mary była najwyra´zniej zm˛eczona. Farmer pomógł jej wsta´c. Wyszli na
korytarz. Podtrzymywał ja˛ w talii, inaczej by si˛e przewróciła. Na szcz˛es´cie nie musieli
i´sc´ daleko. Poło˙zył ja˛ na łó˙zko w sali numer 4 i przykrył kocem. Wyłaczył
˛ wi˛ekszo´sc´
s´wiateł, pozostawiajac
˛ pokój w niemal całkowitej ciemno´sci, po czym odszukał w˛edru-
jac
˛ a˛ korytarzami doktor Palacheck.
— Mo˙zemy mie´c kłopoty — powiedział.
— O co chodzi? — spytała.
— Znalazłem ja˛ przy komputerze w T-9. Twierdzi, z˙ e wysłała e-mail do ojca.
— Co? — Lekarka wyra´znie si˛e zaniepokoiła.
— Tak przynajmniej twierdzi.
O, cholera! — zakl˛eła w my´slach Palacheck.
— Co wie? — spytała.
— Zapewne niewiele. W ka˙zdym razie nikt z naszych pacjentów nie ma poj˛ecia
o lokalizacji obiektu. — Przez okno wida´c było wyłacznie
˛ poro´sni˛ete lasem wzgórza.
Przy budynku nie było nawet parkingu. Numery rejestracyjne samochodów mogłyby
dostarczy´c interesujacych
˛ informacji. T˛e cz˛es´c´ operacji zaplanowano bardzo uwa˙znie.
15
Strona 16
— Jest jaki´s sposób na wycofanie listu, który wysłała?
— Mógłby by´c, gdyby´smy znali jej hasło i serwer, w który si˛e wlogowała — po-
wiedział Farmer. Doskonale posługiwał si˛e komputerem. Wszyscy w firmie doskonale
posługiwali si˛e komputerami. — Spróbuj˛e, kiedy si˛e obudzi. . . Powiedzmy, za cztery
godziny?
— Mo˙zemy odwoła´c polecenie wysyłki?
Stra˙znik pokr˛ecił głowa.˛
— Bardzo watpi˛
˛ e. Niewiele programów pocztowych na to pozwala. Nie instalowa-
li´smy oprogramowania AOL, wyłacznie
˛ Eudor˛e. Kiedy w Eudorze wyda si˛e komend˛e
„wysła´c natychmiast”, list zostaje wysłany. Idzie wprost na sie´c, a na sieci. . . Nie ma
nawet o czym mówi´c.
— Killgore dostanie szału.
— Tak, prosz˛e pani — przytaknał
˛ były marin˛e. — Mo˙ze dobrze byłoby zabezpie-
czy´c dost˛ep do komputerów hasłem. — Nie miał zamiaru wyja´snia´c, z˙ e na chwil˛e od-
szedł od monitorów, i z˙ e to wszystko jego wina. Có˙z, nie przygotowano go na taka˛ mo˙z-
liwo´sc´ i dlaczego, cholera, nie zamykaja˛ pokoi, do których pacjenci nie powinni wcho-
16
Strona 17
dzi´c? A w ogóle to dlaczego nie zamykaja˛ pacjentów w ich pokojach? Wida´c rozpu´scili
˙
ich pijacy z pierwszej grupy testowej. Zaden z tych włócz˛egów nie wiedział nawet, jak
obchodzi´c si˛e z komputerem, w ogóle nie zamierzali robi´c nic i nikomu nie przyszło
do głowy, z˙ e nowa grupa zwierzat
˛ do´swiadczalnych mo˙ze wykaza´c wi˛ecej inicjatywy.
No có˙z, nie takie ju˙z bł˛edy widział w swej bogatej karierze. Dobrze przynajmniej, z˙ e
nikt z nich nie miał poj˛ecia, gdzie si˛e znajduje, nie znali nawet nazwy firmy, do której
nale˙zał teren i budynki. W ko´ncu co K4 mogła komukolwiek powiedzie´c? Nic, Farmer
nie miał co do tego z˙ adnych watpliwo´
˛ sci. Ale ta Palacheck pod jednym przynajmniej
wzgl˛edem miała niewatpliw
˛ a˛ racj˛e. Doktor Killgore wkurzy si˛e jak cholera.
* * *
Wiejski lunch jest w Anglii instytucja˛ narodowa.˛ Składa si˛e z chleba, sera, sała-
ty, małych pomidorów, sosu chutney i kawałków mi˛esa — w tym przypadku indy-
ka — oczywi´scie z dodatkiem piwa. Popow polubił go ju˙z podczas pierwszego pobytu
w Wielkiej Brytanii.
17
Strona 18
Po drodze pozbył si˛e krawata i przebrał, by móc uchodzi´c za przedstawiciela klasy
pracujacej.
˛
— A, dzie´n dobry! — Hydraulik z u´smiechem dosiadł si˛e do stolika. Nazywał si˛e
Edward Miles. Był wysoki, pot˛ez˙ nie zbudowany, ramiona miał wytatuowane. Popow
wiedział, z˙ e to taki brytyjski zwyczaj, popularny zwłaszcza w´sród z˙ ołnierzy. — Widz˛e,
z˙ e zaczał
˛ pan beze mnie?
— Co słycha´c?
— Nic nadzwyczajnego. Naprawiłem term˛e w jednym z domów. Dla Francuza,
˙ e ma, z˙ e tylko pozazdro´sci´c. Widziałem jego zdj˛ecie. Sier˙zant chy-
z tych nowych. Zon˛
ba.
— Naprawd˛e? — Popow ugryzł kanapk˛e.
— Aha. Jeszcze nie sko´nczyłem. Po południu musz˛e te˙z zrobi´c co´s z chłodziarka˛
do wody w ich sztabie. Cholera, one maja˛ chyba z pi˛ec´ dziesiat
˛ lat. Pewnie b˛ed˛e musiał
własnor˛ecznie dorobi´c cz˛es´ci, z˙ eby naprawi´c ten złom. Nie mo˙zna ich kupi´c. Produ-
cent zbankrutował całe lata temu. — Miles zabrał si˛e do lunchu, zr˛ecznie oddzielajac
˛
składniki i formujac
˛ z nich zgrabne kanapki.
18
Strona 19
— Biurokracja rzadowa
˛ wsz˛edzie jest taka sama — zauwa˙zył Popow.
— Racja. A w dodatku mój pomocnik zadzwonił, z˙ e jest chory. Ł˙ze jak pies. Cho-
lera, kiedy człowiek wreszcie odpocznie?
— Có˙z, mo˙ze moje narz˛edzia pomoga˛ — pocieszył Milesa Rosjanin. Przez chwil˛e
gaw˛edzili o sporcie, sko´nczyli lunch i hydraulik zaprowadził go do swojego samochodu,
małej niebieskiej furgonetki na rzadowych
˛ numerach rejestracyjnych. Narz˛edzia Popo-
wa pow˛edrowały do tyłu. Samochód pojechał w stron˛e głównej bramy bazy w Hereford.
Wartownik przepu´scił go, nie zwracajac
˛ uwagi na pasa˙zerów.
— No i widzisz, z˙ eby dosta´c si˛e do s´rodka, musisz tylko zna´c wła´sciwego faceta. —
Anglik jak dziecko cieszył si˛e z tego zwyci˛estwa nad systemem bezpiecze´nstwa bazy,
który, według wojskowych oznacze´n, znajdował si˛e w stanie „czarnym”, czyli na naj-
ni˙zszym poziomie alarmu. — Zdaje si˛e, z˙ e faceci z IRA drzemia˛ przy kominku. No
i rzeczywi´scie nie powinni zaczyna´c z facetami z bazy. Nie opłaca si˛e ciagn
˛ a´˛c lwa za
ogon.
— Chyba rzeczywi´scie. O SAS wiem tylko to, co zobaczyłem w telewizji. Nie da
si˛e zaprzeczy´c, z˙ e wygladaj
˛ a˛ gro´znie.
19
Strona 20
— Wystarczy tylko na nich popatrzy´c, jak chodza˛ i w ogóle. Oni wiedza,˛ z˙ e sa˛
lwami. A ci nowi sa˛ dokładnie tacy sami, niektórzy mówia˛ nawet, z˙ e lepsi. Zaliczyli
´
trzy akcje, telewizja ich pokazywała. Tych palantów w Parku Swiatowym załatwili jak
trzeba, nie?
Budynek administracji cywilnej bazy był tak typowy, z˙ e nie ró˙znił si˛e chyba nawet
od swoich odpowiedników w Rosji. Ze s´cian schodziła farba, beton parkingu był nie-
równy i sp˛ekany. Podwójne drzwi wej´sciowe od tyłu zamykały si˛e na zamek z gatunku
tych, które dziecko bez problemu otworzyłoby spinka˛ do włosów. Najgro´zniejsza˛ bronia˛
˛ a˛ si˛e w s´rodku był pewnie s´rubokr˛et.
znajdujac
Miles zatrzymał samochód i gestem zaprosił go´scia, by wszedł za nim do s´rodka.
Pokój hydraulika tak˙ze wygladał
˛ typowo: tanie biurko do odwalania papierkowej robo-
ty, zniszczone krzesło obrotowe z siedzeniem wytartym tak, z˙ e przez pop˛ekany plastik
wyłaziła gabka
˛ oraz stela˙z, na którym wisiały narz˛edzia. Sadz
˛ ac˛ po wytartej farbie i po-
rysowanej stali najnowsze z nich liczyły sobie dobre pi˛ec´ lat.
— Pozwalaja˛ panu samemu kupowa´c sobie narz˛edzia? — spytał Popow, by nie wy-
pa´sc´ z roli.
20