3073

Szczegóły
Tytuł 3073
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3073 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3073 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3073 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert Jordan WSCHODZ�CY CIE� ROZDZIA� 1 ZIARNA CIENIA Ko�o Czasu obraca si�, a Wieki nadchodz� i mijaj�, pozostawiaj�c wspomnienia, kt�re staj� si� legend�. Legenda staje si� mitem, a potem nawet mit jest ju� dawno zapomniany, kiedy nadchodzi Wiek, kt�ry go zrodzi�. W jednym z Wiek�w, zwanym przez niekt�rych Trzecim Wiekiem, Wiekiem, kt�ry dopiero nadejdzie, Wiekiem dawno ju� minionym, na wielkiej r�wninie, zwanej Stepami Caralain, podni�s� si� wiatr. Wiatr ten nie by� prawdziwym pocz�tkiem. Nie istniej� pocz�tki ani zako�czenia w obrotach Ko�a Czasu. Niemniej by� to jaki� pocz�tek. Na p�noc i na zach�d wia� ten wiatr, pod s�o�cem wczesnego poranka, przez bezkresne mile faluj�cych traw i rzadko rozsianych zaro�li, ponad bystr� rzek� Luan, obok k�a u�amanego wierzcho�ka G�ry Smoka, wznosz�cej si� nad �agodnymi wzniesieniami pofa�dowanej r�wniny, g�ry tak niebotycznej, i� chmury spowija�y j� swym wie�cem ju� w p� drogi do dymi�cego szczytu. Legendarna G�ra Smoka, na stokach kt�rej poleg� Smok - a wraz z nim, jak mawiali niekt�rzy, sko�czy� si� Wiek Legend - i gdzie zgodnie z proroctwami mia� si� narodzi� na nowo. Albo ju� si� narodzi�. Na p�noc i na zach�d, przez wioski Jualdhe, Darein i Alindaer, od kt�rych mosty, podobne kamiennym koronkom, si�ga�y �ukiem do L�ni�cych Mur�w, tych wielkich, bia�ych mur�w, przez wielu nazywanych najwi�kszym miastem na �wiecie. Tar Valon. Miasto, kt�re zach�anny cie� G�ry Smoka zaledwie muska� ka�dego wieczora. Skryte za tymi murami budowle, skonstruowane przez ogir�w przed dobrymi dwoma tysi�cami lat, zdawa�y si� wyrasta� z ziemi i podobne by�y bardziej do dzie� wiatru i wody ni�li do twor�w r�k mularzy z ludu ogir�w, r�k os�awionych przez ba�nie. Niekt�re przywodzi�y na my�l ptaki zrywaj�ce si� do lotu albo ogromne muszle z odleg�ych m�rz. Strzeliste wie�e, wybrzuszone, ��obkowane lub spiralne, z��czone by�y mostami na wysoko�ci setek st�p ponad ziemi�, cz�stokro� pozbawionymi por�czy. Jedynie ci, kt�rzy od dawna przebywali w Tar Valon, potrafili nie wytrzeszcza� w podziwie oczu niczym wie�niacy, kt�rzy po raz pierwszy w �yciu znale�li si� z dala od swej farmy. Nad miastem dominowa�a najwy�sza z wie�, Bia�a Wie�a, l�ni�c w s�o�cu jak wypolerowana ko��. "Ko�o Czasu obraca si� wok� Tar Valon" - tak mawiali ludzie w mie�cie "a Tar Valon obraca si� wok� Wie�y". Pierwsz� rzecz�, jaka jawi�a si� oczom podr�nik�w przybywaj�cych do Tar Valon - zanim ich konie dotar�y do miejsca, z kt�rego rozci�ga� si� widok na mosty, zanim kapitanowie rzecznych statk�w, na kt�rych tu przyp�yn�li, dostrzegli wysp� - by�a Wie�a, kt�ra odbija�a promienie s�oneczne niczym latarnia morska. Nic dziwnego zatem, �e wielki plac, otaczaj�cy warowne tereny Wie�y, przyt�oczony jej ogromem wydawa� si� mniejszy ni� w rzeczywisto�ci, a ludzie na nim kar�owacieli do owadzich rozmiar�w. Bia�a Wie�a mog�a by� zreszt� najmniejsza w ca�ym Tar Valon, jednak jako serce pot�gi Aes Sedai i tak zawsze przejmowa�aby groz� ca�e wyspiarskie miasto. Mimo swej liczebno�ci t�umy nigdy nie zape�nia�y ca�ej przestrzeni placu. Zbici we wr�c� mas� na jego skrajach ludzie przepychali si� w gonitwie za swymi codziennymi sprawami, im bli�ej jednak teren�w Wie�y, tym wi�cej ludzi ubywa�o, a� do pasma nagich kamieni brukowych, szeroko�ci co najmniej pi��dziesi�ciu krok�w, kt�ry graniczy� z wysokimi, bia�ymi murami. Rzecz jasna, Aes Sedai w Tar Valon szanowano, a nawet wi�cej ni� szanowano, i Zasiadaj�ca na Tronie Amyrlin w�ada�a miastem tak samo, jak w�ada�a Aes Sedai, niewielu jednak pragn�o znale�� si� bli�ej pot�gi Aes Sedai, ni� nakazywa�a konieczno��. Czym innym jest duma z posiadania okaza�ego kominka we w�asnej izbie, czym innym wej�cie w p�on�cy w nim ogie�. Niekt�rzy jednak podchodzili bli�ej, do szerokich stopni, kt�re wiod�y do samej Wie�y, do zawile rze�bionych drzwi, tak szerokich, i� mog�y pomie�ci� szereg z�o�ony z dwunastu ludzi. Te drzwi zawsze sta�y otworem, zawsze zaprasza�y. Zawsze jacy� ludzie potrzebowali wsparcia albo wyja�nienia, kt�rego jak im si� zdawa�o, udzieli� mog�y tylko Aes Sedai, a przybywali tak z daleka jak i z bliska, z Arafel i Ghealdan, z Saldaei i Illian. Wielu znajdywa�o pomoc albo porad� w Bia�ej Wie�y, aczkolwiek cz�sto wcale nie tak�, na jak� czekali lub liczyli. Min nasun�a na g�ow� obszerny kaptur swego kaftana, kryj�c twarz w jego cieniu. Mimo ciep�ego dnia ten ubi�r by� na tyle lekki, by nie wywo�a� komentarzy, zw�aszcza w stosunku do kobiety tak nie�mia�ej. Zreszt� niewielu ludziom udawa�o si� nie straci� �mia�o�ci po wej�ciu do Wie�y. Nic w wygl�dzie Min nie mog�o przyci�ga� uwagi. Ciemne w�osy mia�a d�u�sze ni� podczas ostatniego pobytu w Tar Valon, mimo �e jeszcze nie si�ga�y do ramion, natomiast suknia, niebieska i prosta, z wyj�tkiem w�skich pasemek bia�ej koronki z Jaerecuz przy karku i nadgarstkach, pasowa�aby na c�rk� zamo�nego farmera, kt�ra na wizyt� w Wie�y wdzia�a najlepszy, �wi�teczny przyodziewek, aby nie r�ni� si� od innych kobiet wchodz�cych na te szerokie stopnie. Przynajmniej tak� mia�a nadziej�. Musia�a powstrzyma� si� od gapienia si� na nie, by stwierdzi�, czy ich spos�b chodzenia lub ubierania si� jest odmienny. "Sta� mnie na to" - powtarza�a sobie. Z pewno�ci� nie pokona�a ca�ej tej drogi po to tylko, by teraz zawr�ci�. Suknia stanowi�a dobre przebranie. Ci, kt�rzy pami�tali j� z Wie�y, pami�tali m�od� kobiet� z kr�tko przystrzy�onymi w�osami, zawsze ubran� w ch�opi�cy kaftan i spodnie, nigdy w sukni�. To musia�o by� dobre przebranie. Nie mia�a innego wyboru. Naprawd� nie mia�a. W miar� jak zbli�a�a si� do Wie�y, zacz�o j� coraz mocniej �ciska� w �o��dku, silniej przycisn�a tobo�ek do piersi. Mia�a w nim ukryte swe zwyk�e ubranie, a tak�e mocne, wysokie buty oraz ca�y dobytek. Konia zostawi�a przy gospodzie niedaleko placu. Je�eli szcz�cie dopisze, za kilka godzin znowu dosi�dzie swego wa�acha, by ruszy� w stron� mostu Ostrein, a stamt�d drog� wiod�c� na po�udnie. Tak naprawd� wcale si� nie pali�a, by znowu dosi��� konia, po tylu tygodniach sp�dzonych w siodle bez dnia odpoczynku, bardzo jednak pragn�a opu�ci� ju� to miejsce. Nigdy nie uwa�a�a Bia�ej Wie�y za go�cinn�, a teraz wydawa�a jej si� r�wnie okropna jak wi�zienie Czarnego w Shayol Ghul. Ca�a dr��c, po�a�owa�a my�li o Czarnym. "Ciekawe, czy Moiraine s�dzi, �e przyjecha�am tu tylko dlatego, bo mnie o to poprosi�a? �wiat�o�ci, dopom�, zachowuj� si� jak pierwsza lepsza g�upia dziewczyna. Robi� ghzpstwa z powodu jakiego� g�upca!" Mozolnie wspi�a si� po stopniach tak szerokich, �e trzeba by�o robi� dwa kroki, by stan�� na nast�pnym. Jednak w przeciwie�stwie do innych nie zatrzyma�a si�, by obj�� przepe�nionym zgroz� spojrzeniem blady wierzcho�ek Wie�y. Chcia�a mie� ju� wszystko za sob�. Zwie�czone �ukami drzwi prowadzi�y ze wszystkich stron do wielkiej, owalnej sali przyj��, jednak�e petenci t�oczyli si� na jej �rodku, pod p�ask� kopu�� sklepienia, niespokojnie przest�puj�c z nogi na nog�. Jasny kamie� posadzek przez ca�e stulecia wyciera�y i polerowa�y niezliczone, niepewne stopy. Nikt nie my�la� o niczym innym, jak tylko gdzie jest i dlaczego. Jaki� farmer i jego �ona, w ubraniach z grubej we�ny, z��czeni u�ciskiem pokrytych odciskami d�oni, ocierali si� o kupca w jedwabiach z aksamitnymi wstawkami i czyj�� s�u��c� w zdartych butach, kt�ra �ciska�a ma��, inkrustowan� srebrem kasetk�, bez w�tpienia dar jej pani dla Wie�y. Gdzie indziej jaka� handlarka spogl�da�a znad zadartego nosa na wie�niak�w, kt�rzy skupili si� w tak ciasn� gromadk�, �e nieomal bez przerwy zderzali si� czo�ami i cofali gwa�townie - s�owa przeprosin cisn�y im si� na usta. Nie teraz jednak. Nie tutaj. W�r�d petent�w niewielu by�o m�czyzn, co wcale Min nie zaskoczy�o. M�czy�ni na og� robili si� nerwowi w obecno�ci Aes Sedai. Wszyscy wiedzieli, �e to oni, w czasach gdy wci�� jeszcze nale�eli do Aes Sedai, byli odpowiedzialni za P�kni�cie �wiata. Trzy tysi�ce lat nie wymaza�o tego wspomnienia, nawet je�li czas zatar� i zniekszta�ci� wiele szczeg��w. Dzieci nadal straszy�o si� opowie�ciami o m�czyznach, kt�rzy potrafili przenosi� Jedyn� Moc, o skazanych na ob��d z powodu skazy, kt�r� Czarny pozostawi� na saidinie, o m�skiej po�owie Prawdziwego �r�d�a. Najbardziej potworna by�a opowie�� o Lewsie Therinie Telamonie, Smoku, Lewsie Therinie Zab�jcy Rodu, kt�ry zapocz�tkowa� P�kni�cie. Zreszt� historie te przejmowa�y zgroz� r�wnie� doros�ych. Proroctwo g�osi�o, �e Smok narodzi si� powt�rnie w godzinie najwi�kszej potrzeby ludzko�ci, by walczy� z Czarnym w Tarmon Gai'don, Ostatniej Bitwie. Nie zmienia�o to jednak sposobu, w jaki wi�kszo�� ludzi postrzega�a zwi�zki m�czyzn z Moc�. Jednym z cel�w, kt�re stawia�y sobie Aes Sedai, by�o poszukiwanie m�czyzn, kt�rzy potrafi� przenosi� Moc, z Siedmiu Ajah za� tylko Czerwone zajmowa�y si� tym. Rzecz jasna nie mia�o to nic wsp�lnego z szukaniem pomocy u Aes Sedai, niemniej jednak niewielu m�czyzn czu�oby si� swobodnie w sytuacji, w kt�r� zaanga�owane by�y Aes Sedai oraz Moc. Wyj�wszy oczywi�cie Stra�nik�w, ale ka�dego Stra�nika ��czy�a wi� z Aes Sedai, a zreszt� Stra�nik�w raczej trudno by�o traktowa� jak przeci�tnych m�czyzn. Istnia�o takie powiedzenie: "Chc�c pozby� si� drzazgi, m�czyzna raczej r�k� sobie odetnie, ni� poprosi o pomoc Aes Sedai". Kobiety uwa�a�y to za komentarz do upartej g�upoty m�czyzn, jednak Min zdarza�o si� naprawd� s�ysze� m�czyzn, kt�rzy twierdzili, �e w istocie utrata r�ki mo�e stanowi� lepsze wyj�cie. Ciekawi�o j�, co ci wszyscy ludzie by zrobili, gdyby wiedzieli to, co ona. By� mo�e z krzykiem poderwaliby si� do ucieczki. Gdyby za� znali pow�d, dla kt�rego ona si� tutaj znalaz�a, by� mo�e nie uchroni�aby si� przed stra�ami Wie�y, kt�re pojma�yby j� i wtr�ci�y do jakiej� celi. Mia�a wprawdzie w Wie�y przyjaci�ki, ale �adna nie dysponowa�a ani w�adz�, ani wp�ywami. Gdyby poznano cel jej wizyty, to bardziej by�oby prawdopodobne, �e trafi� przez ni� na szubienic� albo w r�ce kata, ni� �e jej pomog�. O ile rzecz jasna mia�aby do�y� do procesu. Najpewniej zamkni�to by jej usta na zawsze, na d�ugo przed procesem. Powiedzia�a sobie, �e musi przesta� tak my�le�. "Uda mi si� wej�� i tak samo wyj��. Oby Rand al'Thor sczez� w �wiat�o�ci za to, �e mnie w to wpakowa�!" Trzy, mo�e cztery Przyj�te, kobiety w wieku Min, mo�e troszk� starsze, kr��y�y po owalnej izbie, przemawiaj�c cichy mi g�osami do petent�w. Ich bia�e suknie by�y pozbawione wszelkich ozd�b, z wyj�tkiem siedmiu kolorowych pask�w przy kraju sp�dnic, kt�re symbolizowa�y poszczeg�lne Ajah. Od czasu do czasu zjawia�a si� nowicjuszka, jeszcze m�odsza kobieta lub dziewczyna, ca�a w bieli, by poprowadzi� kogo� w g��b Wie�y. Petenci szli za nowicjuszkami, przepe�nieni dziwaczn� mieszank� zapa�u, o�ywiaj�cego podniecenie, oraz niech�ci, kt�ra kaza�a im pow��czy� nogami. Min �cisn�a tobo�ek jeszcze mocniej, gdy zatrzyma�a si� przed ni� jedna z Przyj�tych. - Niechaj ci� �wiat�o�� o�wieci - powiedzia�a niedbale kobieta o kr�conych w�osach. - Zw� mnie Faolain. W jaki spos�b Wie�a mo�e ci dopom�c? Ciemna, okr�g�a twarz Faolain wyra�a�a cierpliwo�� kogo�, kto wykonuje jakie� �mudne zaj�cie, pragn�c jednocze�nie robi� co� ca�kiem innego. Zapewne zdobywa� wiedz�, os�dzi�a Min na podstawie tego, co wiedzia�a o Przyj�tych. Uczy� si�, by zosta� Aes Sedai. Najwa�niejsze jednak, �e w oczach Przyj�tej nie by�o znaku, i� j� rozpozna�a, cho� obydwie pozna�y si� przelotnie podczas ostatniego pobytu Min w Wie�y. Min odpowiedzia�a jej dok�adnie takim samym spojrzeniem, po czym z udawan� nie�mia�o�ci� opu�ci�a g�ow�. Nie by�o to nienaturalne, niewielu bowiem wie�niak�w rozumia�o do ko�ca wielk� przepa�� dziel�c� Przyj�te od pe�nych Aes Sedai. Kryj�c rysy twarzy za r�bkiem kaftana, odwr�ci�a wzrok od Faolain. - Mam pytanie, kt�re musz� zada� Zasiadaj�cej na Tronie Amyrlin - zacz�a, po czym nagle urwa�a, kiedy trzy Aes Sedai przystan�y, by zajrze� do sali przyj��, dwie w jednym wej�ciu, trzecia w innym. Przyj�te i nowicjuszki k�ania�y si�, gdy trasa ich obchodu zawiod�a je akurat w pobli�e kt�rej� Aes Sedai, ale poza tym kontynuowa�y wype�nianie swych obowi�zk�w, mo�e tylko odrobin� gorliwiej ni� przedtem. I na tym koniec. Inaczej petenci. Ci zamarli bez ruchu, jakby wszystkim naraz zapar�o dech. Z dala od Bia�ej Wie�y, z dala od Tar Valon, mogli te Aes Sedai uzna� zwyczajnie za trzy kobiety, kt�rych wiek trudno oceni�, za trzy kobiety w pe�nym rozkwicie m�odo�ci, a przy tym bardziej dojrza�e ni� sugerowa�y ich g�adkie policzki. W Wie�y by�o jednak inaczej. Kobiet�, kt�ra od dawna para�a si� Jedyn� Moc�, czas traktowa� inaczej ni� pozosta�e. Tutaj nikt nie musia� widzie� z�otego pier�cienia z Wielkim W�em, aby rozpozna� Aes Sedai. Ludzka ci�ba zafalowa�a dygni�ciami i nerwowymi uk�onami. Dwoje, mo�e troje, pad�o nawet na kolana. Bogata handlarka wygl�da�a na przestraszon�, para farmer�w u jej boku wpatrywa�a si� z rozdziawionymi ustami w o�ywaj�ce legendy. Wi�kszo�� zna�a sposoby post�powania z Aes Sedai z pog�osek; nieprawdopodobne, by kto� z tutaj zebranych, wyj�wszy tych, kt�rzy �yli w Tar Valon, widzia� wcze�niej jak�� Aes Sedai, a zapewne nawet mieszka�cy Tar Valon nigdy nie znajdowali si� r�wnie blisko kt�rej� z nich. Jednak to nie widok Aes Sedai spowodowa�, �e Min s�owa zamar�y na ustach. Czasami, niezbyt cz�sto, zdarza�o jej si� widzie� r�ne rzeczy, kiedy patrzy�a na ludzi: obrazy i aury, kt�re na og� rozb�yskiwa�y, by po kilku chwilach znikn��. Sporadycznie rozumia�a nawet, co one oznaczaj�. To przytrafia�o si� rzadko - jeszcze rzadziej ni� wizje - ale kiedy ju� co� zobaczy�a, mo�liwo�� pomy�ki nie wchodzi�a w gr�. Aes Sedai tym w�a�nie r�ni�y si� od wi�kszo�ci ludzi, �e obrazy i aury zawsze im towarzyszy�y. Dotyczy�o to r�wnie� Stra�nik�w. Czasami od ich zmiennego, rozta�czonego nat�oku Min a� kr�ci�o si� w g�owie. Niemniej wielo�� nie mia�a znaczenia dla interpretacji - wizje towarzysz�ce Aes Sedai rozumia�a r�wnie rzadko jak w przypadku innych os�b. Tym razem jednak zobaczy�a wi�cej ni� trzeba; wstrz�sn�y ni� dreszcze. Szczup�a kobieta z czarnymi w�osami opadaj�cymi do pasa, o imieniu Ananda i nale��ca do ��tych Ajah, by�a jedn� z trzech, kt�r� rozpozna�a. Otacza�a j� po�wiata niezdrowej, br�zowej barwy, pomarszczona i porozdzierana od gnij�cych p�kni��, kt�re w miar� rozk�adu zapada�y si� do �rodka i rozst�powa�y. S�dz�c po szalu z zielonymi fr�dzlami, niska, jasnow�osa Aes Sedai towarzysz�ca Anandzie, musia�a nale�e� do Zielonych Ajah. Kiedy odwr�ci�a si� ty�em, na szalu przez chwil� mign�� Bia�y P�omie� Tar Valon. Na ramieniu natomiast, jakby gnie�d��c si� po�r�d winoro�li i ga��zek kwitn�cej jab�oni wyhaftowanych na szalu, przycupn�a ludzka czaszka - niewielka, kobieca czaszka, oczyszczona i wytrawiona promieniami s�o�ca do czysta. Trzecia, pulchna urodziwa kobieta, stoj�ca w drugiej cz�ci izby, nie mia�a na sobie szala, wi�kszo�� bowiem Aes Sedai nosi�a je tylko podczas ceremonii. Uniesiony podbr�dek i uk�ad ramion znamionowa�y si�� i dum�. Zdawa�o si�, �e spojrzenie zimnych, niebieskich oczu rzuca na petent�w zza postrz�pionej zas�ony z krwi, zza purpurowych serpentyn sp�ywaj�cych na twarz. Krew, czaszka i po�wiata zgas�y w ta�cu obraz�w wok� ca�ej tr�jki, pojawi�y si� znowu i znowu znikn�y. Petenci przypatrywali si� z l�kiem, widz�c jedynie trzy kobiety, kt�re potrafi� dotyka� Prawdziwego �r�d�a i przenosi� Jedyn� Moc. Nikt opr�cz Min nie wiedzia� reszty. Nikt opr�cz Min nie wiedzia�, �e te kobiety umr�. Wszystkie tego samego dnia. - Amyrlin nie jest w stanie przyj�� ka�dego - odpar�a Faolain z �le skrywanym zniecierpliwieniem. - Jej nast�pna publiczna audiencja nie odb�dzie si� wcze�niej jak za dziesi�� dni. Powiedz mi, czego chcesz, to za�atwi� ci spotkanie z siostr�, kt�ra b�dzie mog�a najlepiej ci pom�c. Spojrzenie Min uciek�o do tobo�ka tulonego w ramionach i tam ju� zosta�o, po cz�ci dlatego, �e nie chcia�a by� zmuszona do ogl�dania raz jeszcze tego, co zobaczy�a. "Wszystkie trzy! �wiat�o�ci!" Jaki przypadek mia�by zrz�dzi�, �e te trzy Aes Sedai umr� tego samego dnia? A jednak wiedzia�a, �e tak si� stanie. Wiedzia�a. - Mam prawo spotka� si� z Zasiadaj�c� na Tronie Amyrlin. We w�asnej osobie. By�o to prawo, na kt�re rzadko kto si� powo�ywa� - kt� by si� wszak odwa�y�? - mimo to obowi�zywa�o. - Ka�da kobieta ma do tego prawo i ja si� go dopraszam. - S�dzisz, �e Zasiadaj�ca na Tronie Amyrlin jest w stanie przyj�� osobi�cie ka�dego, kto przybywa do Bia�ej Wie�y? Z pewno�ci� jaka� inna Aes Sedai mo�e ci pom�c. - Faolain mocno akcentowa�a tytu�y, jakby chcia�a j� onie�mieli�. Teraz powiedz mi, czego dotyczy pytanie. I podaj mi swoje imi�, �eby nowicjuszka wiedzia�a, po kogo przyj��. - Na imi� mam... Elmindreda. - Min skrzywi�a si� mimowolnie. Nienawidzi�a swego imienia, ale Amyrlin by�a jedn� z nielicznych �yj�cych os�b, kt�re kiedykolwiek je pozna�y. �eby tylko pami�ta�a. - Mam prawo do rozmowy z Amyrlin. I moje pytanie jest przeznaczone wy��cznie dla niej. Mam takie prawo. Przyj�ta wygi�a brew w �uk. - Elmindreda? - Usta jej zadrga�y, jakby chcia�y si� u�miechn�� z rozbawieniem. - I domagasz si� swoich praw. Bardzo dobrze. Przeka�� Opiekunce Kronik, �e �yczysz sobie widzie� Zasiadaj�c� na Tronie Amyrlin osobi�cie, Elmindredo. Min mia�a ochot� spoliczkowa� t� kobiet� za spos�b, w jaki podkre�li�a "Elmindred�", ale zamiast tego wydusi�a z siebie tylko: - Dzi�kuj�. - Jeszcze mi nie dzi�kuj. Bez w�tpienia up�ynie wiele godzin, zanim Opiekunka znajdzie czas na odpowied�, a i w�wczas z pewno�ci� poinformuje ci�, �e b�dziesz mog�a zada� swe pytanie Matce podczas nast�pnej audiencji publicznej. Czekaj cierpliwie, Elmindredo. - Odwracaj�c si� obdarzy�a Min sk�pym, niemal drwi�cym u�miechem. Min zgrzytaj�c z�bami, podnios�a sw�j tobo�ek i przystan�a pod �cian� dziel�c� dwa �uki wej�ciowe, tak by wtopi� sw� niepozorn� sylwetk� w t�o jasnego kamienia. "Nie ufaj nikomu i unikaj zwracania uwagi, dop�ki nie dotrzesz do Amyrlin" - przykaza�a jej Moiraine. Moiraine by�a jedyn� Aes Sedai, kt�rej Min rzeczywi�cie ufa�a. Na og�. W ka�dym razie by�a to dobra rada. Wystarczy tylko dotrze� do Amyrlin i b�dzie po wszystkim. B�dzie mog�a wdzia� swoje w�asne rzeczy, zobaczy� si� z przyjaci�kami i wyjecha�. Zniknie potrzeba maskarady. Z ulg� spostrzeg�a, �e Aes Sedai znikn�y. Trzy Aes Sedai, kt�re umr� jednego dnia. Niemo�liwe, tylko tym jednym s�owem da�o si� to okre�li�. A jednak tak mia�o si� sta�. Nic, co powie lub zrobi, tego nie zmieni - kiedy wiedzia�a, co znaczy dany obraz, zapowiedziane zdarzenie nast�powa�o nieodwo�alnie - ale musia�a o tym powiedzie� Amyrlin. To mog�o by� nawet r�wnie wa�ne jak wie�ci, kt�re przywioz�a od Moiraine, cho� trudno by�o da� temu wiar�. Pojawi�a si� jeszcze jedna Przyj�ta, by zast�pi� kt�r�� z ju� obecnych, i przed oczyma Min spod jej policzk�w barwy jab�ek wykwit�y pr�ty, podobne do pr�t�w klatki. Do sali zajrza�a Sheriam, Mistrzyni Nowicjuszek, kt�ra zna�a Min a� za dobrze. Wystarczy� jeden rzut oka, by Min nie potrafi�a ju� oderwa� wzroku od kamienia pod swymi stopami, albowiem twarz rudow�osej Aes Sedai wygl�da�a na pobit� i posiniaczon�. By�a to tylko wizja, rzecz jasna, ale Min i tak musia�a zagry�� wargi, �eby st�umi� okrzyk. Sheriam, z jej pe�nym rozwagi autorytetem i wewn�trzn� pewno�ci�, sprawia�a wra�enie r�wnie niezniszczalnej jak Wie�a. Z pewno�ci� nic nie mog�o zaszkodzi� Sheriam. A jednak mia�o si� sta� przeciwnie. Kr�pej kobiecie w najprzedniejszej, czerwonej we�nie towarzyszy�a do drzwi Aes Sedai w szalu Br�zowych Ajah, kt�rej Min nie zna�a. Kr�pa kobieta sz�a krokiem tak lekkim jak m�oda dziewczyna, twarz jej promienia�a, niemal �mia�a si� z zadowolenia. Br�zowa siostra tak�e si� u�miecha�a, a otaczaj�ca j� wizja gas�a niczym p�omyk stopionej �wiecy. �mier�. Rany, niewola i �mier�. Min r�wnie dobrze mog�a mie� to wszystko spisane na kartce papieru. Utkwi�a wzrok w swoich stopach. Nie chcia�a widzie� ju� nic wi�cej. "�eby tylko pami�ta�a". W �adnym momencie swej d�ugiej jazdy przez G�ry Mg�y nie czu�a rozpaczy, nawet w�wczas kiedy, dwukrotnie, kto� usi�owa� ukra�� jej konia; teraz zalewa�y j� fale najczarniejszych my�li. "�wiat�o�ci, �eby ona tylko pami�ta�a moje cholerne imi�". - Pani Elmindreda? Min wzdrygn�a si�. Czarnow�osa nowicjuszka, kt�ra stan�a przed ni�, by�a tak m�oda, �e zapewne zupe�nie niedawno opu�ci�a sw�j dom rodzinny. Jednak mimo swych zaledwie pi�tnastu czy szesnastu lat jej posta� promieniowa�a wystudiowan� godno�ci�. - Tak? To ja... To moje imi�. - Jestem Sahra. Je�eli zechcesz p�j�� ze mn� - w piskliwym g�osie zabrzmia�a nuta zadziwienia - w�wczas Zasiadaj�ca na Tronie Amyrlin przyjmie ci� teraz w swoim gabinecie. Min westchn�a z ulg� i ochoczo ruszy�a w �lad za Sahr�. G��boki kaptur kaftana nadal skrywa� jej twarz, ale nie zas�ania� pola widzenia, a im wi�cej widzia�a, tym mocniej pragn�a dotrze� do Amyrlin. Niewielu ludzi sz�o przez szerokie korytarze, kt�re pi�y si� spiralnie w g�r�, po wielobarwnych kafelkach pod��g, w�r�d gobelin�w i z�otych lamp wisz�cych na �cianach - Wie�a zosta�a zbudowana tak, by pomie�ci� wi�cej mieszka�c�w, ni� obecnie liczy�a - ale niemal ka�demu, kogo spotka�a podczas tej wspinaczki, towarzyszy� obraz albo wizja, kt�re opowiada�y o przemocy i niebezpiecze�stwie. Stra�nicy, m�czy�ni, poruszaj�cy si� niczym poluj�ce wilki, z mieczami, kryj�cymi w sobie �mierciono�n� si��, mijali je po�piesznie, ledwie muskaj�c spojrzeniem. Ich twarze zdawa�y si� zalane krwi�, cia�a pokrywa�y ziej�ce rany. Wok� ich g��w pl�sa�y w przera�aj�cym ta�cu miecze i w��cznie. Otaczaj�ce ich aury b�yska�y dziko, migota�y na kraw�dzi no�a �mierci. Widzia�a id�ce trupy, wiedzia�a, �e oni wszyscy umr� tego samego dnia co Aes Sedai z sali przyj��, w najlepszym przypadku dzie� p�niej. Nawet niekt�rzy z ich s�u��cych, m�czy�ni i kobiety z P�omieniem Tar Valon na piersiach, uwijaj�cy si� wok� swych obowi�zk�w, nosili na sobie pi�tno przemocy. Jaka� Aes Sedai, dostrze�ona przelotnie w bocznym korytarzu, wydawa�a si� skr�powana �a�cuchami, inna za�, kt�ra w�a�nie przesz�a przez korytarz, nosi�a srebrn� obro�� na szyi. W tym momencie Min zapar�o dech, mia�a ochot� krzycze�. - To otoczenie potrafi przyt�oczy� kogo�, kto nigdy wcze�niej czego� takiego nie widzia� - zagai�a Sahra, bezskutecznie staraj�c si� m�wi� takim tonem, jakby obecnie Wie�a by�a dla niej czym� r�wnie zwyczajnym jak rodzinna wioska. - Ale jeste� tu bezpieczna. Zasiadaj�ca na Tronie Amyrlin zrobi, co trzeba. - G�os jej zaskrzypia�, kiedy wspomnia�a Amyrlin. - �wiat�o�ci, oby tak by�o - mrukn�a Min. Nowicjuszka obdarzy�a j� u�miechem, kt�ry mia� doda� otuchy. Zanim dotar�y do sali przed gabinetem Amyrlin, Min czu�a, jak piecze j� w �o��dku, niemal depta�a nowicjuszce po pi�tach. Jedynie konieczno�� udawania, �e jest tu obca, powstrzymywa�a j�, by nie pobiec naprz�d. Jedne z drzwi wiod�cych do komnat Amyrlin otworzy�y si� i majestatycznym krokiem wyszed� z nich m�odzieniec o rudo��tych w�osach, omal nie zderzaj�c si� z Min i jej eskort�. Gawyn, starszy syn Morgase, kr�lowej Andoru, z dynastii Trakand, wysoki, wyprostowany i silny, w niebieskim kaftanie g�sto haftowanym z�otem na r�kawach i ko�nierzu, w ka�dym calu wygl�da� na dumnego, m�odego lorda. Na m�odego lorda doprowadzonego do pasji. Nie starczy�o czasu na opuszczenie g�owy, spojrza� do wn�trza kaptura, prosto w jej twarz. Wytrzeszczy� oczy ze zdumienia, po czym zmru�y� je tak, i� wygl�da�y niczym szczeliny b��kitnego lodu. - A wi�c wr�ci�a�. Czy wiesz mo�e, dok�d si� uda�y moja siostra i Egwene? - To ich tu nie ma? - W rosn�cym przyp�ywie paniki Min zapomnia�a o wszystkim. Nim si� po�apa�a, co robi, schwyci�a go za r�kaw i wpi�a we� natarczywy wzrok zmuszaj�c, by cofn�� si� o krok. - Gawyn, one wyruszy�y do Wie�y wiele miesi�cy temu! Elayne, Egwene, r�wnie� Nynaeve. Razem z Verin Sedai i... Gawyn, ja... ja... - Uspok�j si� - powiedzia�, delikatnie rozprostowuj�c jej palce zaci�ni�te na materii kaftana. - �wiat�o�ci! Nie chcia�em tak ci� przestraszy�. Dotar�y bezpiecznie. I nie powiedzia�y ani s�owa, gdzie by�y i dlaczego. Nie mnie, w ka�dym razie. Nadzieja, �e ty mi powiesz, jest niewielka, jak mniemam? - My�la�a, �e zachowa�a kamienn� twarz, ale on spojrza� tylko raz i doda�: - Wiedzia�em, �e nie. To miejsce kryje wi�cej tajemnic ni�... Znowu znikn�y. Nynaeve te�. O Nynaeve wyra�a� si� do�� bezceremonialnie, mog�a by� przyjaci�k� Min, ale dla niego nic nie znaczy�a. G�os ponownie stawa� si� opryskliwy, z ka�d� sekund� staj�c si� coraz bardziej obcy. - Znowu ani s�owa. Ani s�owa! Zapewne przebywaj� na jakiej� farmie w ramach pokuty za swoj� ucieczk�, ale ja nie mog� si� dowiedzie�, gdzie to jest. Amyrlin nie chce mi udzieli� jednoznacznej odpowiedzi. Min wzdrygn�a si�, pasma zasch�ej krwi na moment przemieni�y jego twarz w koszmarn� mask�. Przypomina�o to cios obuchem. Jej przyjaci�ki wyjecha�y - informacja o tym, �e tu by�y, przynios�a jej ulg� - ale Gawyn zostanie ranny tego samego dnia, kiedy zgin� tamte Aes Sedai. Niezale�nie od tego, co widzia�a od momentu wej�cia do Wie�y i mimo swych obaw, a� do tej chwili nic w�a�ciwie nie dotyczy�o jej osobi�cie. Nieszcz�cie, kt�re dotknie Wie��, mia�o si�gn�� daleko poza Tar Valon, ale ona przecie� nie nale�a�a i nigdy nie mog�a nale�e� do Wie�y. Jednak Gawyn by� kim�, kogo zna�a, kim�, kogo lubi�a, a mia�o mu si� sta� co� gorszego ni� to, przed czym ostrzega�a krew, co� gorszego ni� rany zadane cia�u. Porazi�a j� my�l, �e je�li nieszcz�cie spadnie na Wie��, to krzywda stanie si� nie tylko jakim� dalekim Aes Sedai, kobietom, z kt�rymi nigdy nie mia�a czu� �adnej wi�zi, lecz r�wnie� jej przyjaci�kom. One nale�a�y do Wie�y. W pewien spos�b cieszy�a si�, �e Egwene oraz jej przyjaci�ek tu nie ma, cieszy�a si�, �e nie mo�e widzie� ich twarzy, a na nich, by� mo�e, pi�tna �mierci. A jednak pragn�a na nie popatrze�, upewni� si�, popatrze� na przyjaci�ki i nie zobaczy� nic albo zobaczy�, �e b�d� �y�y. Gdzie one s�, na �wiat�o��? Dok�d one pojecha�y? Znaj�c je, uzna�a, �e Gawyn nie wie, gdzie one s�, dlatego by� mo�e, �e sobie tego nie �ycz�. Tak mog�o by�. Nagle przypomnia�a sobie, gdzie jest i dlaczego, i �e nie jest sama z Gawynem. Sahra jakby zapomnia�a, i� prowadzi Min do Amyrlin, jakby zapomnia�a o wszystkim z wyj�tkiem m�odego lorda; wbi�a we� wzrok ciel�cych oczu, kt�rego on nie zauwa�a�. Teraz nie by�o sensu udawa�, �e jest obca w Wie�y. Sta�a przed drzwiami Amyrlin, nic ju� jej nie mog�o zatrzyma�. - Gawyn, nie wiem, gdzie one s�, ale je�li odbywaj� pokut� na jakiej� farmie, to prawdopodobnie ca�e s� zlane potem, zagrzebane po pas w b�ocie, wi�c ty jeste� ostatni� osob�, kt�r� chcia�yby ogl�da�. - Prawd� powiedziawszy, zaniepokoi�a si� ich nieobecno�ci� wcale nie mniej ni� Gawyn. Zbyt wiele ju� si� wydarzy�o i zbyt wiele wi�za�o z nimi i z ni�. Jednak nie by�o zupe�nie niemo�liwe, �eby odes�ano je dla odbycia kary. - Nie pomo�esz im, je�li rozz�o�cisz Amyrlin. - Nie mam pewno�ci, czy one rzeczywi�cie s� na jakiej� farmie. Czy w og�le �yj�. Po co ca�e to ukrywanie i uniki, je�li zwyczajnie wyrywaj� chwasty? Je�li cokolwiek si� stanie mojej siostrze... Albo Egwene... - Marszcz�c czo�o, wbi� wzrok w swoje buty. - Moim obowi�zkiem jest opiekowa� si� Elayne. Jak mog� j� chroni�, skoro nie wiem, gdzie ona jest? Min westchn�a. - My�lisz, �e ona wymaga opieki? �e kt�rakolwiek z nich jej potrzebuje? - Skoro jednak Amyrlin gdzie� je wys�a�a, to mo�e i tak by�o. Amyrlin umia�aby wys�a� kobiet� do jaskini nied�wiedzia z niczym pr�cz wierzbowej witki, gdyby to odpowiada�o jej celom. I spodziewa�aby si�, �e tamta wr�ci w nied�wiedziej sk�rze albo z nied�wiedziem na smyczy, w zale�no�ci od tego, jak brzmia�oby polecenie. Jednak�e powiedzenie czego� takiego Gawynowi tylko by zaogni�o jego nastr�j lub pog��bi�o strapienie. - Gawyn, one z�o�y�y przysi�g� Wie�y. Nie podzi�kuj� ci za wtr�canie si� w ich sprawy. - Wiem, �e Elayne nie jest dzieckiem - odpar� cierpliwym g�osem - nawet je�li wiecznie si� waha mi�dzy powrotem do dzieci�stwa a udawaniem, �e jest Aes Sedai. Ale to moja siostra, a poza tym jest Dziedziczk� Tronu Andoru. B�dzie kr�low�, po matce. Andor potrzebuje jej ca�ej i zdrowej, nie mo�na dopu�ci� do kolejnej sukcesji. Zabawa w Aes Sedai? Najwyra�niej nie zdawa� sobie sprawy z rozmiar�w talentu swej siostry. Dziedziczki Tronu Andoru wysy�ano do Wie�y na szkolenie od tak dawna, jak istnia� Andor, jednak Elayne by�a pierwsz�, kt�ra mia�a do�� talentu, by zosta� wyniesion� do godno�ci Aes Sedai, i to pot�nej Aes Sedai, skoro ju� o tym mowa. Prawdopodobnie nie wiedzia�, �e Egwene jest r�wnie silna. - A zatem b�dziesz j� chroni�, czy ona sobie tego �yczy czy nie? - Powiedzia�a to beznami�tnym g�osem, kt�ry mu mia� u�wiadomi�, �e jest w b��dzie, ale on nie dos�ysza� ostrze�enia i skin�� g�ow� na potwierdzenie. - To m�j obowi�zek, od dnia, w kt�rym si� urodzi�a. Moja krew rozlana przed jej krwi�, moje �ycie oddane przed jej �yciem. Z�o�y�em t� przysi�g�, kiedy ledwie potrafi�em zajrze� do jej ko�yski. Gareth Bryne musia� mi wyja�ni�, co ona oznacza. Nie z�ami� jej teraz. Andor bardziej potrzebuje Elayne ni� mnie. Przemawia� ze spokojem i powag�, jakby akceptuj�c co�, co jest najzupe�niej naturalne i w�a�ciwe, a j� przechodzi�y ciarki. Zawsze uwa�a�a, �e Gawyn zachowuje si� jak ma�y ch�opiec, kt�ry du�o si� �mieje i lubi dokucza�. Teraz jednak sta� przed ni� kto� obcy. Pomy�la�a, �e Stw�rca musia� by� zm�czony, kiedy zabra� si� za tworzenie m�czyzn, czasami ledwie przypominali ludzkie istoty. - A Egwene? Jak� to przysi�g� z�o�y�e� w zwi�zku z ni�? Wyraz jego twarzy nie uleg� zmianie, ale zaalarmowany przest�pi� z nogi na nog�. - Naturalnie martwi� si� o Egwene. I o Nynaeve. Co si� stanie towarzyszkom Elayne, mo�e si� przytrafi� samej Elayne. Zak�adam, �e wci�� s� razem; kiedy tu by�y, rzadko widywa�em kt�r�� osobno. - Moja matka zawsze mi powtarza�a, �e powinnam wyj�� za kiepskiego �garza, a ty si� znakomicie kwalifikujesz do tej roli. Zdaje si� tylko, �e pierwsze�stwo nale�y si� komu� innemu. - Jednym rzeczom jest pisane sta� si� - powiedzia� cicho - a innym nigdy. Galad jest przybity znikni�ciem Egwene. Galad by� jego przyrodnim bratem, obu wys�ano do Tar Valon, �eby si� szkolili na Stra�nik�w, w ramach jeszcze jednej andora�skiej tradycji. Zdaniem Min, Galadedrid Damodred by� cz�owiekiem, kt�ry zabiera� si� za robienie w�a�ciwych rzeczy w taki spos�b, �e stale grozi�a mu pora�ka, lecz Gawyn nie uwa�a� tego za z�� cech�. Poza tym nie wypowiada� si� o swych uczuciach wzgl�dem kobiety, ku kt�rej Galad skierowa� swe serce. Mia�a ochot� nim potrz�sn��, wbi� mu do g�owy chocia� odrobin� rozs�dku, ale nie by�o na to teraz czasu, poniewa� Amyrlin czeka�a; nie by�o, bo mia�a tak du�o do powiedzenia oczekuj�cej na ni� Amyrlin. Z pewno�ci� nie chcia�a m�wi� w obecno�ci stoj�cej obok Sahry, niezale�nie od tego jak nieprzytomne by�yby oczy tamtej. - Gawyn, zosta�am wezwana do Amyrlin. Gdzie mog� ci� znale��, kiedy ju� mnie odprawi? - B�d� na dziedzi�cu �wicze�. Przestaj� si� martwi� tylko wtedy, gdy razem z Hammarem pracuj� nad sztuk� w�adania mieczem. - Hammar by� mistrzem miecza, Stra�nikiem, kt�ry uczy� nowicjuszy szermierki. - Przebywam tam prawie ca�ymi dniami, dop�ki nie zajdzie s�o�ce. - Dobrze zatem. Przyjd�, kiedy tylko b�d� mog�a. I staraj si� uwa�a� na to, co m�wisz. Je�eli rozgniewasz Amyrlin, Elayne i Egwene te� mog� oberwa�. - Tego obieca� nie mog� - o�wiadczy� stanowczo. Co� z�ego dzieje si� ze �wiatem. Wojna domowa szaleje w Cairhien. Tak samo, a nawet i gorzej jest w Tarabon i Arad Doman. Wsz�dzie pe�no Fa�szywych Smok�w. Wsz�dzie k�opoty albo zapowiedzi k�opot�w. Nie twierdz�, �e stoi za tym Wie�a, ale nawet tutaj sprawy nie maj� si� tak, jak powinny. Albo jak si� wydaj�. Znikni�cie Elayne i Egwene to nie wszystko. A jednak jest to zdarzenie, kt�re najbardziej mnie niepokoi. Dowiem si�, gdzie one s�. A je�li co� im si� sta�o... Je�eli one nie �yj�... Zrobi� chmurn� min� i na moment jego twarz znowu przemieni�a si� w krwaw� mask�. Nie tylko: nad jego g�ow� unosi� si� miecz, a za nim powiewa� jaki� sztandar. By� to miecz o d�ugiej r�koje�ci, jakiego u�ywa�a wi�kszo�� Stra�nik�w, z czapl� - symbolem mistrza miecza - wygrawerowan� na lekko zakrzywionym ostrzu, i Min nie potrafi�a okre�li�, czy ten miecz nale�y do Gawyna, czy raczej mu zagra�a. Na sztandarze widnia� szar�uj�cy Bia�y Dzik, znak Gawyna, ale na tle zielonym, a nie na czerwieni Andoru. Zar�wno miecz, jak i sztandar znikn�y po chwili, razem z nimi rozwia�y si� strugi krwi. - B�d� ostro�ny, Gawyn. - Przestroga kry�a w sobie podw�jne znaczenie. Mia� uwa�a� na to, co m�wi, ale tak�e zachowa� ostro�no�� w post�powaniu i w sprawie, kt�rej sama nie potrafi�a zrozumie�. - Musisz by� bardzo ostro�ny. Studiowa� jej twarz, jakby dotar�a do� cz�� tego g��bszego znaczenia. - Postaram si� - powiedzia� w ko�cu. U�miechn�� si� szeroko, nieomal tym samym u�miechem, kt�ry zapami�ta�a, a jednak z oczywistym wysi�kiem. - Przypuszczam, �e lepiej b�dzie, jak powr�c� na dziedziniec �wicze�, je�eli mam dor�wna� Galadowi. Dzi� rano wygra�em dwie walki na pi�� z Hammarem, ale Galad wygra� ostatnim razem trzy. Ni st�d, ni zow�d wyda�o mu si�, �e widzi Min po raz pierwszy, a jego u�miech sta� si� mniej wymuszony. - Powinna� cz�ciej nosi� suknie. Pi�knie ci w sukni. Pami�taj, b�d� tam do zachodu s�o�ca. Kiedy odchodzi�, krokiem bliskim niebezpiecznej gracji Stra�nik�w, Min przy�apa�a si� na tym, �e wyg�adza sukni� na biodrze i zrozumiawszy, co robi, natychmiast w my�li skarci�a sam� siebie. "Oby wszyscy m�czy�ni scze�li w �wiat�o�ci!" Sahra g�o�no westchn�a, jakby dot�d ca�y czas wstrzymywa�a oddech. - On jest bardzo przystojny, nieprawda�? - zauwa�y�a rozmarzonym tonem. - Oczywi�cie nie tak przystojny jak lord Galad. I ty go rzeczywi�cie znasz... - By�o to w po�owie pytanie, ale tylko w po�owie. Min powt�rzy�a westchnienie Sahry niczym echo. Dziewczyna b�dzie rozmawia�a z przyjaci�kami w kwaterach nowicjuszek. Syn kr�lowej stanowi� oczywisty temat do rozm�w, zw�aszcza gdy by� tak przystojny i gdy sprawia� wra�enie, �e jest bohaterem z opowie�ci barda. Jedynie jaka� dziwna kobieta nadawa�a si� do bardziej interesuj�cych spekulacji. - Zasiadaj�ca na Tronie Amyrlin pewnie si� zastanawia, dlaczego nie przychodzimy - zauwa�y�a. Sahra dosz�a do siebie, wzdrygn�a si�, wytrzeszczy�a oczy i g�o�no prze�kn�a �lin�. Jedn� r�k� schwyci�a Min za r�kaw, drug� otworzy�a drzwi, poci�gaj�c j� za sob�. W momencie gdy znalaz�y si� w �rodku, nowicjuszka dygn�a po�piesznie i pe�na przestrachu wybuchn�a: - Przyprowadzi�am j�, Leane Sedai. Pani Elmindreda? Czy Zasiadaj�ca na Tronie Amyrlin zechce j� zobaczy�? Wysoka kobieta o sk�rze barwy miedzi, kt�r� zasta�y w przedsionku, mia�a na sobie szerok� na d�o� stu�� Opiekunki Kronik, a niebieska barwa wskazywa�a, �e kobieta zosta�a wyniesiona do swej godno�ci z B��kitnych Ajah. Z pi�ciami wspartymi na biodrach czeka�a, a� dziewczyna sko�czy, po czym odprawi�a j� zgry�liwymi s�owami: - Co� du�o czasu ci to zaj�o, dziecko. Wracaj zaraz do swych obowi�zk�w. Sakra zako�ysa�a si� w jeszcze jednym uk�onie i czmychn�a z izby r�wnie pr�dko, jak do niej wesz�a. Min stan�a z oczyma wbitymi w pod�og�, kaptur wci�� skrywa� jej twarz. Tamta wpadka w obecno�ci Sakry by�a dostatecznie niefortunna - chocia� na szcz�cie nowicjuszka nie pozna�a jej imienia - jednak Leane zna�a j� lepiej ni� ktokolwiek w Wie�y, opr�cz samej Amyrlin. Min by�a przekonana, �e to ju� niczego nie zmieni, lecz po tym, co zasz�o na korytarzu, mia�a zamiar trzyma� si� instrukcji Moiraine tak d�ugo, a� nie znajdzie si� sam na sam z Amyrlin. Tym razem �rodki ostro�no�ci na nic si� nie zda�y. Leane zrobi�a dwa kroki, zerwa�a kaptur i g�o�no wci�gn�a powietrze, jakby nagle co� ostrego wbi�o jej si� w �o��dek. Min podnios�a g�ow� i butnie odwzajemni�a spojrzenie, usi�uj�c udawa�, �e wcale nie pr�bowa�a przemkn�� niepostrze�enie obok. Na twarzy Opiekunki, kt�r� okala�y proste, ciemne w�osy, tylko troch� d�u�sze od jej kosmyk�w, go�ci� wyraz Aes Sedai stanowi�cy mieszanin� zdziwienia i niezadowolenia, �e tak �atwo da�a si� zaskoczy�. - A wi�c to ty jeste� Elmindreda, czy tak? - spyta�a gromkim g�osem Leane. Zawsze by�a energiczna. - Musz� powiedzie�, �e wygl�dasz lepiej w tej sukni ni� w twoim zwyk�ym... przyodziewku. - Po prostu Min, Leane Sedai, je�li pozwolisz. - Min uda�o si� zachowa� niewzruszon� twarz, ale trudno jej by�o nie patrzy� wzrokiem pe�nym z�o�ci. Rozbawienie nazbyt wyra�nie brzmia�o w g�osie Opiekunki. Skoro jej matka koniecznie musia�a nazwa� j� imieniem powie�ciowej bohaterki, to czemu to musia�a by� akurat kobieta, kt�ra, zdaje si�, wi�kszo�� chwil, podczas kt�rych nie odgrywa�a roli muzy wobec m�czyzn komponuj�cych pie�ni o jej oczach lub u�miechu, sp�dza�a na wzdychaniu do innych m�czyzn? - Prosz� bardzo. Min. Nie b�d� pyta�a, gdzie� by�a ani dlaczego wracasz ubrana w sukni�, pragn�c rzekomo zada� jakie� pytanie Amyrlin. W ka�dym razie nie teraz. - Jej twarz m�wi�a, �e jednak zamierza zapyta� o to p�niej i �e �yczy sobie, by jej udzielono odpowiedzi. - Przypuszczam, �e Matka wie, kim jest Elmindreda? Naturalnie. Powinnam si� by�a domy�li�, kiedy kaza�a ci� natychmiast przys�a�, i to bez towarzystwa. �wiat�o�� tylko wie, dlaczego ona tak ci pob�a�a. - Urwa�a, z trosk� marszcz�c czo�o. - O co chodzi, dziewczyno? Jeste� mo�e chora? Min postara�a si�, by jej twarz przybra�a oboj�tny wyraz. - Nie. Nie, nic mi nie jest. - Przed chwil� Opiekunka spojrza�a na ni� zza przezroczystej maski jej w�asnej twarzy, maski wykrzywionej w grymasie przera�liwego wrzasku. Czy mog� ju� wej��, Leane Sedai? Leane przypatrywa�a jej si� badawczo jeszcze przez chwil�, po czym energicznym ruchem g�owy wskaza�a drzwi wiod�ce do wewn�trznej komnaty. - A wchod� sobie. - Skwapliwo��, z jak� Min okaza�a pos�usze�stwo, zadowoli�aby najgorsz� ciemi�ycielk� poddanych. Gabinet Zasiadaj�cej na Tronie Amyrlin zamieszkiwa�o od stuleci wiele znakomitych i pot�nych kobiet, tote� pami�tki po nich wype�nia�y ca�e wn�trze, pocz�wszy od wysokiego kominka z Kandoru, zbudowanego w ca�o�ci ze z�otego marmuru, a sko�czywszy na �cianach wy�o�onych p�ytami z dziwnego, pasiastego drewna, twardego jak �elazo, a mimo to pokrytego p�askorze�bami przedstawiaj�cymi ba�niowe zwierz�ta i ptactwo o niezwyk�ym upierzeniu. P�yty te zosta�y przywiezione z tajemniczych ziem, po�o�onych za Pustkowiem Aiel, przed co najmniej tysi�cem lat, kominek natomiast by� ponad dwa razy starszy. Wypolerowany, czerwony kamie� posadzek pochodzi� z G�r Mg�y. Wysokie, zwie�czone �ukami okna wychodzi�y na balkon. Opalizuj�cy kamie�, z kt�rego wykonano ramy okien, l�ni� jak per�y, a uratowano go z pozosta�o�ci po pewnym mie�cie, kt�re po P�kni�ciu �wiata zapad�o si� na dno Morza Burz; nikt nigdy nie widzia� podobnego. Obecna mieszkanka, Siuan Sanche, urodzi�a si� w �zie w rodzinie rybaka i umeblowanie przez ni� wybrane by�o proste, aczkolwiek udatnie wykonane i pi�knie wypolerowane. Siedzia�a na mocnym krze�le za wielkim sto�em, tak zwyczajnym, �e znakomicie by pasowa� do domostwa jakiego� farmera. Drugie krzes�o, r�wnie zwyk�e i zazwyczaj stawiane z boku, sta�o teraz przed sto�em, na niewielkim taire�skim dywanie, utkanym z niewyszukanych b��kit�w, czerwieni i z�ota. Na kilku postumentach spoczywa�o jakie� p� tuzina otwartych ksi�g. I na tym koniec. Nad kominkiem wisia� rysunek: male�kie �odzie rybackie w trzcinach porastaj�cych Palce Smoka, dok�adnie takie same jak ��dka jej ojca. Na pierwszy rzut oka, mimo g�adkich rys�w Aes Sedai, sama Siuan Sanche wygl�da�a na r�wnie pospolit� jak jej meble. By�a osob� krzepk� i raczej przystojn� ni�li pi�kn�. Na tle jej szaty szeroka stu�a oraz kolorowe paski symbolizuj�ce wszystkie Siedem Ajah sprawia�y wra�enie ekstrawagancji. Poza tym ten jej nieokre�lony wiek, jak u ka�dej Aes Sedai, ciemne w�osy nie zdradzaj�ce nawet �ladu siwizny. Przenikliwe, niebieskie oczy nie znosi�y niedorzeczno�ci, a stanowcza szcz�ka m�wi�a o determinacji najm�odszej z wszystkich kobiet, jakie kiedykolwiek wybrano na Zasiadaj�c� na Tronie Amyrlin. Przez dobre dziesi�� lat Siuan Sanche potrafi�a wzywa� do siebie w�adc�w i mo�nych, a oni przybywali, nawet je�li nienawidzili Bia�ej Wie�y i bali si� Aes Sedai. Kiedy Amyrlin wsta�a, Min postawi�a tobo�ek i pr�bowa�a niezdarnie dygn��, mamrocz�c do siebie zirytowana. Nie wyra�a�a tym braku szacunku - co� takiego nawet nie mog�o przyj�� do g�owy komu�, kto sta� przed obliczem kobiety pokroju Siuan Sanche - tylko zirytowanie tym, �e uk�on, kt�ry zazwyczaj wykonywa�a, wydawa� si� po prostu g�upi w sukni, a o dyganiu mia�a raczej mgliste poj�cie. Zastyg�a w po�owie uk�onu z rozpostartymi sp�dnicami, niczym gotowa do skoku ropucha. Siuan Sanche, kt�ra przecie� sta�a przed ni�, w�adcza jak kr�lowa, przez chwil�, moc� jej wizji, le�a�a na pod�odze, naga. W obrazie tym, pomijaj�c sam widok obna�onej Aes Sedai, by�o co� dziwnego, ale znikn��, zanim Min zd��y�a si� zorientowa�, co to jest. Tak wyra�nej wizji nigdy przedtem nie mia�a, zupe�nie jednak nie potrafi�a okre�li� jej znaczenia. - Znowu widzisz rzeczy, nieprawda�? - spyta�a Amyrlin. - C�, z pewno�ci� przyda mi si� twoja umiej�tno��. Mog�a mi si� przyda� podczas tych miesi�cy, kiedy ci� nie by�o. Ale nie b�dziemy o tym rozmawia�y. Co si� sta�o, ju� si� nie odstanie. Ko�o obraca si� tak, jak chce. - U�miechn�a si� zaci�ni�tymi ustami. - Ale je�li jeszcze raz to zrobisz, to ka�� uszy� r�kawiczki z twej sk�ry. Wyprostuj si�, dziewczyno. Leane zmusza mnie ka�dego miesi�ca do tylu ceremonii, ile ka�dej rozs�dnej kobiecie wystarczy�oby na rok. Nie mam na to czasu. Przynajmniej teraz. No dobrze, co w�a�ciwie zobaczy�a�? Min wyprostowa�a si� powoli. To ulga spotka� si� z kim�, kto wiedzia� o jej talencie, nawet je�li to by�a sama Zasiadaj�ca na Tronie Amyrlin. Przed ni� nie musia�a ukrywa� tego, co zobaczy�a. Wr�cz przeciwnie. - By�a�... Nie mia�a� na sobie ubrania. Ja... ja nie wiem, co to oznacza, Matko. Siuan wybuchn�a kr�tkim �miechem pozbawionym weso�o�ci. - Bez w�tpienia, �e wezm� sobie kochanka. Ale na to te� nie mam czasu. Kiedy si� wylewa wod� z �odzi, nie ma czasu na mruganie do m�czyzn. - By� mo�e - wolno odpowiedzia�a Min. Tak mog�o by�, ona w to jednak w�tpi�a. - Po prostu nie wiem. Ale, Matko, ca�y czas, odk�d wesz�am do Wie�y, widz� jakie� rzeczy. Stanie si� co� z�ego. Co� strasznego. Zacz�a od Aes Sedai w sali przyj�� i opowiedzia�a o wszystkim, co widzia�a, jak r�wnie� o tym, co te wizje oznacza�y, gdy by�a pewna interpretacji. Zatrzyma�a jednak dla siebie to, co powiedzia� Gawyn, a przynajmniej wi�kszo��, nie mia�oby bowiem sensu pouczanie go, aby nie budzi� gniewu Amyrlin, skoro ona zrobi�aby to za niego. Reszt� wy�o�y�a r�wnie wyrazi�cie. Strach powr�ci� cz�ciowo, gdy ponownie wywleka�a wszystko z siebie, gdy raz jeszcze wizje stawa�y jej przed oczami. Zanim sko�czy�a, jej g�os dr�a�. Wyraz twarzy Amyrlin ani na moment nie uleg� zmianie. - A wi�c rozmawia�a� z m�odym Gawynem - powiedzia�a, gdy Min sko�czy�a. - C�, my�l�, �e umiem go przekona� do milczenia. A co do Sahry, je�li dobrze j� pami�tam, to z pewno�ci� zechce popracowa� jaki� czas na wsi. Nie b�dzie rozg�asza�a �adnych plotek w trakcie obrabiania motyk� poletka warzyw. - Nie rozumiem - powiedzia�a Min. - Dlaczego Gawyn mia�by milcze�? Na jaki temat? Nic mu nie powiedzia�am. A Sahra...? Matko, mo�e nie wyrazi�am si� do�� jasno. Aes Sedai i Stra�nicy zgin�. To musi oznacza� bitw�. Je�li nie ode�lesz wi�kszo�ci Aes Sedai i Stra�nik�w gdzie indziej, ��cznie ze s�u�b�, bo widzia�am tak�e martwych i rannych s�u��cych, je�li tego nie zrobisz, ta bitwa si� tu odb�dzie! W Tar Valon! - Widzia�a� to? - za��da�a odpowiedzi Amyrlin. - Bitw�? Wiesz to, dzi�ki swemu... talentowi, czy raczej zgadujesz? - C� mog�oby to by� innego? Co najmniej cztery Aes Sedai nie �yj� jak nic. Matko, odk�d wr�ci�am, widzia�am zaledwie dziewi�� z was, a z nich a� cztery maj� zgin��! I Stra�nicy... C� jeszcze mog�oby to by�? - Wi�cej rzeczy ni� mam ochot� sobie wyobrazi� - odpar�a ponuro Siuan. - Kiedy? Ile up�ynie czasu, nim zdarzy si�... ta... rzecz? Min pokr�ci�a g�ow�. - Nie wiem. Wi�kszo�� zdarze� nast�pi na przestrzeni dnia, mo�e dw�ch, ale to mo�e si� sta� jutro albo za rok. Albo za dziesi�� lat. - M�dlmy si� zatem o dziesi��. Je�li ma si� to zdarzy� jutro, niewiele mog� poradzi�. Min skrzywi�a si�. Tylko dwie Aes Sedai opr�cz Siuan Sanche wiedzia�y, do czego jest zdolna: Moiraine i Verin Mathwin, kt�re usi�owa�y zbada� jej dar. �adnej nie uda�o si� zrozumie� do ko�ca zasad, na jakich on dzia�a, wyj�wszy fakt, �e nie ma nic wsp�lnego z Moc�. By� mo�e tylko dlatego Moiraine potrafi�a przysta� na nieuchronno�� zapowiadanych w jej wizjach zdarze�. - Mo�e to Bia�e P�aszcze, Matko. Pe�no ich by�o w Alindaer, kiedy przekracza�am most. - Nie wierzy�a, by Synowie �wiat�o�ci mieli co� wsp�lnego z tym, co mia�o nast�pi�, ale niech�tnie m�wi�a o tym, w co wierzy�a. Wierzy�a czy nie, to i tak by�o dostatecznie paskudne. Zanim jednak Min zd��y�a sko�czy�, Amyrlin ju� kr�ci�a g�ow�. - Gdyby mogli, to by si� na co� odwa�yli, nie w�tpi�, �e z ch�ci� zaatakowaliby Wie��, ale Eamon Valda nie podejmie �adnych jawnych dzia�a� bez rozkaz�w Lorda Kapitana Komandora, Pedron Niall za� nie wyda takiego rozkazu, o ile nie uzna, �e jeste�my odpowiednio os�abione. A� za dobrze zna nasz� pot�g�, �eby nie kierowa� si� rozs�dkiem. Bia�e P�aszcze post�puj� tak od tysi�ca lat. To srebrawa, zaczajona w trzcinach, kt�ra czeka na �lad krwi Aes Sedai w wodzie. Ale jeszcze jej nie zobaczy� i nie zobaczy, je�li uda mi si� temu zaradzi�. - A je�li Valda naprawd� spr�buje zrobi� co� na w�asn� r�k�... Siuan przerwa�a jej. - W pobli�u Tar Valon nie zostawi� wi�cej jak pi�ciuset swoich ludzi, dziewczyno. Reszt� odes�a� wiele tygodni temu, by sprawiali k�opoty gdzie indziej. L�ni�ce Mury zatrzyma�y Aiel�w. A tak�e Artura Hawkwinga. Valda nigdy nie zdob�dzie Tar Valon, chyba �e miasto rozpadnie si� od �rodka. M�wi�a dalej, nie zmieniaj�c tonu. - Bardzo chcesz, bym uwierzy�a, �e k�opoty pojawi� si� z winy Bia�ych P�aszczy. Dlaczego? - Jej oczy l�ni�y. - Bo ja chc� w to wierzy� - wymamrota�a Min. Obliza�a wargi i wym�wi�a s�owa, kt�rych wcale nie chcia�a wypowiada�. - Srebrna obr�cz, kt�r� zobaczy�am na szyi pewnej Aes Sedai. Matko, wygl�da�a... Wygl�da�a jak te smycze, kt�rych... Seanchanie u�ywaj� do... do kontrolowania kobiet, potrafi�cych przenosi� Moc. - G�os jej ucich�, gdy Siuan wygi�a usta z niesmakiem. - Obrzydlistwo - warkn�a Amyrlin. - Dlatego wi�kszo�� ludzi nie wierzy nawet w �wier� tego, co s�yszy o Seanchanach. Ale istnieje wi�ksze prawdopodobie�stwo, �e to jednak b�d� Bia�e P�aszcze. Je�eli Seanchanie znowu wyl�duj�, oboj�tnie gdzie, dowiem si� o tym w ci�gu kilku dni dzi�ki go��biom, a od morza do Tar Valon wiedzie d�uga droga. Otrzymam ca�e mn�stwo ostrze�e�, je�li si� znowu pojawi�. Nie, obawiam si�, �e to, co ty widzisz, jest daleko gorsze od Seanchan. Obawiam si�, �e to mog� by� wy��cznie Czarne Ajah. Wie o nich jedynie garstka w�r�d nas i nie u�miecha mi si� perspektywa tego, do czego dojdzie, gdy wiedza ta stanie si� powszechna, ale to w�a�nie one stanowi� najwi�ksze, bezpo�rednie zagro�enie dla Wie�y. Min zorientowa�a si�, �e a� do b�lu palc�w mi�tosi materi� sp�dnic, w ustach zasch�o jej na py�. Bia�a Wie�a zawsze ch�odno przeczy�a istnieniu ukrytych Ajah, oddanych Czarnemu. Najpewniejszym sposobem na rozgniewanie Aes Sedai by�a najdrobniejsza o nich wzmianka. Potwierdzenie istnienia Czarnych Ajah, z ust samej Zasiadaj�cej na Tronie Amyrlin, podane tak zdawkowym tonem, sprawi�o, �e kr�gos�up Min zamieni� si� w sopel lodu. Amyrlin ci�gn�a dalej, jakby nie powiedzia�a nic niezwyk�ego: - Ale nie pokona�a� ca�ej tej drogi po to tylko, by mie� te swoje widzenia. Jakie s� wie�ci od Moiraine? Wiem, m�wi�c najogl�dniej, �e ca�a ziemia od Arad Doman do Tarabon jest pogr��ona w chaosie. By�o to powiedziane istotnie najogl�dniej, a tymczasem ludzie wspieraj�cy Smoka Odrodzonego walczyli z tymi, kt�rzy si� mu przeciwstawiali, pogr��aj�c oba kraje w wojnie domowej, celem kt�rej by�o zdobycie kontroli nad R�wnin� Almoth. Ton g�osu Siuan Sanche zdawa� si� jednak bagatelizowa� to wszystko niczym nieistotny szczeg�. - Jednak�e od miesi�cy nie s�ysza�am nic o Randzie al'Thorze. To on stanowi zarzewie wszystkiego. Gdzie on jest? Co Moiraine kaza�a mu zrobi�? Siadaj, dziewczyno. Siadaj. Gestem wskaza�a krzes�o stoj�ce przed sto�em. Min chwiejnie podesz�a do krzes�a i osun�a si� na nie bezwiednie. "Czarne Ajah! O �wiat�o�ci!" Zadaniem Aes Sedai by�a obrona �wiat�o�ci. Tak by�o zawsze, nawet je�li nie ufano im w pe�ni. Aes Sedai i ca�a pot�ga Aes Sedai wspiera�y �wiat�o��, przeciwstawiaj�c si� Cieniowi. A teraz to ju� przesta�o by� prawd�. Ledwie s�ysza�a w�asne s�owa, gdy zduszonym szeptem m�wi�a: - On jest w drodze do �zy. - �za! A wi�c Callandor. Moiraine chce, by on zabr