2896
Szczegóły |
Tytuł |
2896 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2896 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2896 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2896 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jean M. Auel
Dolina Koni
By�a martwa. Jakie wi�c mia�o znaczenie to, �e marzn�cy deszcz lodowymi
igie�kami odziera� j� ze sk�ry. M�oda kobieta zmru�y�a oczy i spojrza�a pod
wiatr, otulaj�c si� szczelniej kapturem z rosomaka. Gwa�towne podmuchy owija�y
jej wok� n�g okrycie z nied�wiedziej sk�ry.
Czy�by tam z przodu by�y drzewa? Zdawa�o si� jej, �e widzia�a wcze�niej na
horyzoncie poszarpan� lini� drzewiastej ro�linno�ci, i �a�owa�a, i� nie zwr�ci�a
na ni� wi�kszej uwagi. - Szkoda, �e nie mam pami�ci tak dobrej, jak reszta
klanu. - Nadal my�la�a o sobie jak o cz�onku klanu, chocia� nigdy nim nie by�a.
Teraz za� by�a martwa.
Kobieta pochyli�a si� pod wiatr. Burza spad�a na ni� nagle, nacieraj�c z
�oskotem od p�nocy. Rozpaczliwie potrzebowa�a schronienia. By�a jednak daleko
od jaskini i znanych sobie teren�w. Od czasu gdy odesz�a, ksi�yc zd��y� przej��
pe�ny cykl przemian, a ona nadal nie mia�a poj�cia, dok�d idzie.
Na p�noc, na kontynent rozci�gaj�cy si� za p�wyspem, to wszystko, co
wiedzia�a. Iza, w noc swej �mierci, kaza�a jej odej��. Powiedzia�a, �e Broud,
gdy zostanie przyw�dc�, znajdzie spos�b, aby j� skrzywdzi�. Iza mia�a racj�.
Broud skrzywdzi� j� bardziej, ni� to sobie mog�a wyobrazi�.
Nie mia� dobrego powodu, aby zabiera� mi Durca, pomy�la�a Ayla. On jest moim
synem. Broud nie mia� te� powodu mnie wyklina�. To on wywo�a� gniew duch�w. To
on jest tym, kt�ry sprowadzi� trz�sienie ziemi. Tym razem przynajmniej
wiedzia�a, czego si� spodziewa�. Jednak wszystko zasz�o tak szybko, �e nawet
klan potrzebowa� troch� czasu, aby pogodzi� si� z jej usuni�ciem. Ale cho� by�a
martwa dla reszty klanu, to nie mogli sprawi�, �eby Durc przesta� j� dostrzega�.
Broud wykl�� j� pod wp�ywem impulsu zrodzonego z gniewu. Brun przygotowa�
wszystkich, zanim wykl�� j� po raz pierwszy. Mia� zreszt� pow�d; wszyscy
wiedzieli, �e musi to zrobi�. On jednak da� jej szans�.
Unios�a g�ow� ku nast�pnemu lodowatemu podmuchowi i spostrzeg�a, �e zmierzcha�o.
Wkr�tce b�dzie ciemno. Nogi mia�a zdr�twia�e. Zimna ma� przesi�ka�a przez
sk�rzane okrycia jej st�p, pomimo izoluj�cej warstwy trawy, kt�r� napcha�a do
�rodka. Nagle widok kar�owatej i poskr�canej sosny sprawi� jej ulg�.
Drzewa na stepie nale�a�y do rzadko�ci; ros�y jedynie tam, gdzie by�o
dostatecznie wilgotno. Podw�jny rz�d sosen, brz�z lub wierzb, rze�bionych przez
wiatr w skar�owacia�e asymetryczne kszta�ty, zwykle znaczy� bieg wody. W
krainie, gdzie wody gruntowe zdarza�y si� rzadko, ten widok by� szczeg�lnie
mi�y. Drzewa oferowa�y sk�p�, ale jednak os�on� przed burzami spadaj�cymi z
wyciem z wielkiego p�nocnego lodowca na otwarte r�wniny.
Kilka nast�pnych krok�w przywiod�o m�od� kobiet� nad brzeg strumienia, lecz
pomi�dzy skutymi lodem brzegami p�yn�� jedynie w�ski strumyczek wody. Kobieta
skierowa�a si� na zach�d, pod��aj�c w d� jego biegu i rozgl�daj�c si� za
g�stszymi zaro�lami, kt�re zapewni�yby jej lepsze schronienie ni� pobliskie
krzaki.
Wlok�a si� naprz�d z naci�gni�tym g��boko kapturem, ale gdy tylko wiatr
niespodziewanie na chwil� przycicha�, spogl�da�a w g�r�. Po drugiej stronie
strumienia niska, prostopad�a �ciana broni�a przeciwnego brzegu. Trawiasta
cibora maj�ca grza� jej stopy zda�a si� na nic, gdy przy przechodzeniu na drug�
stron� lodowata woda wdar�a si� do �rodka okry�, ale kobieta si� cieszy�a, �e ma
os�on� przed wiatrem. B�otnista �ciana brzegu zawali�a si� w jednym miejscu,
pozostawiaj�c nawis z popl�tanych korzeni traw i starych krzak�w, a pod nim do��
suche miejsce..
Ayla odwi�za�a nasi�kni�te wod� rzemienie, kt�re przytrzymywa�y jej na plecach
nosid�a i strz�sn�a je z siebie, potem wyci�gn�a sk�r� �ubra i mocne kije
pozbawione ga��zek. Ustawi�a niski, pochy�y namiot, ob�o�y�a go kamieniami i
przycisn�a k�od� wyrzuconego przez wod� drewna. Umieszczone z przodu pa��ki
tworzy�y wej�cie.
Kobieta rozlu�ni�a z�bami rzemyki os�on na d�onie. By�y to niemal okr�g�e
kawa�ki podbitej futrem sk�ry, zebrane w nadgarstku, z rozci�ciem na d�oniach,
przez kt�re mog�a wysun�� kciuk lub r�k�, gdy chcia�a co� uchwyci�. Okrycia na
stopy by�y zrobione w ten sam spos�b, lecz bez rozci�cia. Z trudem usi�owa�a
rozwi�za� nabrzmia�e paski sk�ry okr�cone dooko�a kostek. Po zdj�ciu okry� ze
st�p by�a na tyle ostro�na, aby zachowa� mokr� cibor�.
Rozci�gn�a wewn�trz namiotu swe okrycie z nied�wiedziej sk�ry, mokr� stron� do
do�u, roz�o�y�a trawiast� cibor�, a na wierzchu po�o�y�a okrycia ze st�p i r�k,
potem wsun�a si� pod sk�r�. Okr�ci�a si� futrem i wci�gn�a nosid�a, aby
zablokowa� otw�r. Rozciera�a swe zimne stopy, a gdy w wilgotnym futrze zrobi�o
si� przytulnie ciep�o, zwin�a si� i zamkn�a oczy.
Zima wydawa�a swe ostatnie mro�ne tchnienie, niech�tnie ust�puj�c z drogi
wio�nie, ale ta m�oda pora roku by�a kapry�na. W�r�d zimnych pozosta�o�ci
lodowcowego ch�odu zwodne przeb�yski ciep�a obiecywa�y letnie upa�y. W nocy
burza nagle ucich�a.
Ayla obudzi�a si� w o�lepiaj�cych blaskach s�o�ca odbijanych od �at �niegu i
lodu le��cych wzd�u� brzeg�w, pod b��kitnym niebem. Poszarpane strz�py chmur
p�yn�y daleko na po�udniu. Wyczo�ga�a si� z namiotu i pobieg�a boso nad brzeg
wody z workiem na picie. Ignoruj�c lodowaty ch��d, nape�ni�a pokryty sk�r�
p�cherz, poci�gn�a solidny �yk i pogna�a z powrotem. Na brzegu wypr�ni�a si� i
wczo�ga�a do swego futra, aby ponownie si� ogrza�.
Nie zosta�a d�ugo. Teraz, gdy burza przesz�a, a s�o�ce wr�ci�o, pilno jej by�o
znale�� si� na zewn�trz. Owin�a nogi okryciami, kt�re wysuszy�a ciep�em swojego
cia�a, i zawi�za�a nied�wiedzi� sk�r� na podbitym futrem, sk�rzanym okryciu, w
kt�rym spa�a. Wyj�a z kosza kawa�ek suszonego mi�sa, spakowa�a namiot, okrycia
na d�onie i ruszy�a w drog�, �uj�c mi�so.
Strumie� p�yn�� lekkim skosem w d�, wi�c w�dr�wka by�a �atwa. Ayla pomrukiwa�a
sobie monotonnie bezbarwnym g�osem. W zaro�lach w pobli�u brzegu spostrzeg�a
plamy zieleni. Widok ma�ego kwiatka, dzielnie wystawiaj�cego sw� miniaturow�
twarzyczk� z �aty topniej�cego �niegu sprawi�, �e si� u�miechn�a. Krok za ni�
oderwa� si� kawa�ek lodu i pop�yn�� uniesiony rw�cym pr�dem.
Wiosna si� zacz�a, gdy opu�ci�a jaskini�, ale na po�udniowym ko�cu p�wyspu
by�o cieplej i pory roku nast�powa�y wcze�niej. Pasmo g�r stanowi�o barier� dla
ostrych lodowcowych wiatr�w, a morskie bryzy znad wewn�trznego morza, kt�re
ogrzewa�y i nawadnia�y w�ski pas wybrze�a i po�udniowe stoki, zapewnia�y klimat
umiarkowany.
Stepy by�y ch�odniejsze. Ayla obchodzi�a wschodni kraniec g�rskiego pasma, lecz
w miar� jak si� posuwa�a na p�noc przez otwarty step, pora roku zdawa�a si�
w�drowa� wraz z ni�. Wydawa�o si�, �e nigdy nie b�dzie cieplej, �e wiecznie
b�dzie wczesna wiosna.
Jej uwag� przyci�gn�y zachrypni�te piski rybitwy. Spojrza�a w g�r� i dostrzeg�a
kilka ma�ych podobnych do mew ptak�w kr���cych i szybuj�cych bez wysi�ku z
roz�o�onymi skrzyd�ami. Morze musi by� blisko, pomy�la�a. Ptaki powinny teraz
gniazdowa�; a to oznacza�o jajka. Przyspieszy�a kroku. I mo�e b�d� omu�ki na
ska�ach, mi�czaki, czaszo�ki i odp�ywowe ka�u�e pe�ne ukwia��w.
S�o�ce sta�o w zenicie, gdy dotar�a na os�oni�t� pla�� uformowan� przez
po�udniowe wybrze�e kontynentu i p�nocno-zachodni bok p�wyspu. Znalaz�a si� w
ko�cu w miejscu, gdzie szerokie gard�o ��czy�o j�zyk l�du z kontynentem.
Ayla zrzuci�a nosid�a i wspi�a si� na strom� ska��, kt�ra wznosi�a si� wysoko
nad otaczaj�cym j� terenem. Od strony morza uderzenia wody poznaczy�y j� ostrymi
wyst�pami. Stadko go��bic i rybitw beszta�o Ayl� pe�nymi z�o�ci piskami, gdy
zbiera�a jajka. Rozbi�a kilka i wypi�a, nadal jeszcze nagrzane ciep�em gniazda.
I nim zesz�a na d�, schowa�a kilka innych w fa�dach swego odzienia.
Zdj�a z n�g okrycia i brodzi�a w przybrze�nych falach, obmywaj�c z piasku
omu�ki, kt�re poodrywa�a ze ska�y na poziomie wody. Podobne kwiatom morskie
ukwia�y stuli�y czu�ki, gdy si�gn�a, aby wyci�gn�� je z p�ytkiego stawu
pozostawionego przez odp�yw. Jednak�e te stworzenia mia�y kolor i kszta�t,
kt�rych nie zna�a. Tote� zadowoli�a si� kilkoma mi�czakami, wyci�gni�tymi z
piasku, w miejscach lekkich zag��bie�, kt�re zdradza�y ich kryj�wki. Nie
rozpali�a ognia, rozkoszuj�c si� jedzonymi na surowo darami morza.
Potem, objedzona jajkami i owocami morskimi, odpoczywa�a u podn�a wysokiej
ska�y. Po jakim� czasie wdrapa�a si� na ni� ponownie, aby mie� lepszy widok na
wybrze�e i l�d. Usiad�a na szczycie monolitu, obj�a kolana i spojrza�a na drug�
stron� zatoki. Wiatr owiewaj�cy jej twarz ni�s� z sob� zapach bogatego w �ycie
morza.
Po�udniowe wybrze�e kontynentu zakr�ca�o �agodnym �ukiem na zach�d. Za w�skim
pasmem drzew mog�a dostrzec rozleg�� krain� step�w, r�ni�c� si� od zimnej
krainy ��k na p�wyspie jedynie brakiem najmniejszych �lad�w ludzie]
egzystencji.
To tam, pomy�la�a, tam jest kontynent ci�gn�cy si� za p�wyspem. - Dok�d mam
teraz i��, Izo? M�wi�a�, �e Inni tam s�, ale ja nikogo nie widz�. - Patrz�c na
rozleg�� pust� krain�, Ayla pow�drowa�a my�lami z powrotem ku straszliwej nocy
trzy lata temu, nocy �mierci Izy.
- Ty nie jeste� cz�onkiem klanu, Ayla. Urodzi�a� si� w�r�d Innych; nale�ysz do
nich. Musisz odej��, dziecko, odszuka� sw�j w�asny lud.
- Odej��! Dok�d mia�abym p�j��, Izo? Nie znam Innych, nie wiedzia�abym, gdzie
ich szuka�.
- Na p�nocy, Ayla. Id� na p�noc. Na p�noc st�d, na kontynencie za p�wyspem,
jest ich wielu. Nie mo�esz tu zosta�. Broud znajdzie spos�b, aby ci� skrzywdzi�.
Id� i odszukaj ich, moje dziecko. Znajd� sw�j w�asny lud, znajd� sobie
towarzysza.
Wtenczas nie odesz�a, nie mog�a. Teraz nie mia�a wyboru. Musi znale�� Innych,
nikogo opr�cz nich nie by�o. Nigdy nie mo�e wr�ci�; nigdy nie zobaczy ju� swego
syna.
Po twarzy Ayli pop�yn�y �zy. W�wczas nie p�aka�a. Gdy odchodzi�a, jej �ycie
by�o zagro�one i nie mog�a sobie pozwoli� na luksus �alu. Ale teraz, gdy ju� raz
bariera run�a, nic nie mog�o powstrzyma� jej od p�aczu.
- Durc... moje dziecko - szlocha�a, kryj�c twarz w d�oniach. - Dlaczego Broud mi
ci� zabra�?
Op�akiwa�a swego syna, klan, kt�ry zostawi�a za sob�; op�akiwa�a Iz�, jedyn�
matk�, jak� pami�ta�a; op�akiwa�a sw� samotno�� i strach przed czekaj�cym na ni�
nie znanym �wiatem. Ale nie Creba, kt�ry kocha� j� jak w�asn� c�rk�; jeszcze nie
teraz. Ten smutek by� zbyt �wie�y; nie by�a gotowa stawi� mu czo�o.
Gdy Ayla ju� si� wyp�aka�a, to stwierdzi�a, �e wpatruje si� w przybrze�ne fale
rozbijaj�ce si� daleko w dole. Obserwowa�a tryskaj�ce w g�r� strumienie piany,
kt�re po sp�yni�ciu w d� wirowa�y wok� ostrych kamieni.
To nie b�dzie zbyt �atwe, pomy�la�a.
- Nie! - Potrz�sn�a g�ow� i wyprostowa�a si�. - Powiedzia�am mu, �e mo�e zabra�
mego syna, mo�e mnie zmusi� do odej�cia, mo�e ob�o�y� mnie kl�tw� �mierci, ale
nie mo�e sprawi�, bym umar�a!
Poczu�a smak soli i krzywy u�miech przebieg� jej po twarzy. Jej �zy zawsze
wzburza�y Iz� i Creba. Z oczu ludzi klanu, a nawet z oczu Durca nie p�yn�y �zy,
oni p�akali jedynie wtedy, gdy si� ich powa�nie zrani�o. Durc wiele po niej
odziedziczy�, potrafi� tak�e wydawa� d�wi�ki w ten sam spos�b, co ona, ale jego
ogromne, br�zowe oczy by�y oczami klanu.
Ayla zesz�a szybko na d�. Mocuj�c nosid�a na plecach zastanawia�a si�, czy jej
oczy rzeczywi�cie by�y s�abe, czy te� wszyscy Inni r�wnie� mieli p�acz�ce oczy.
Potem nast�pna my�l przebieg�a jej przez g�ow�: Znajd� sw�j w�asny lud, znajd�
swego towarzysza.
M�oda kobieta podr�owa�a na zach�d wzd�u� wybrze�a, pokonuj�c wiele strumieni i
rzeczu�ek, kt�re odnalaz�y drog� do wewn�trznego morza. W ko�cu dotar�a do do��
du�ej rzeki. Tu skr�ci�a na p�noc, pod��aj�c wzd�u� rw�cego strumienia wody w
kierunku l�du i rozgl�daj�c si� za miejscem, w kt�rym mog�aby przej�� na drug�
stron�. Sz�a brzegiem poro�ni�tym sosnami i modrzewiami, drzewami, kt�re
podkre�la�y sw� wy�szo�� nad skar�owacia�ymi kuzynami. W krainie kontynentalnych
step�w do iglastej ro�linno�ci porastaj�cej brzegi rzeki do��czy�y wierzby,
brzozy i osiki.
Nie omin�a �adnego zakr�tu ani zakola p�yn�cej meandrami wody i z ka�dym dniem
robi�a si� coraz bardziej niespokojna. Rzeka wiod�a j� z powrotem na wsch�d, a
generalnie rzecz bior�c w kierunku p�nocno-wschodnim. A ona nie chcia�a i�� na
wsch�d. Niekt�re klany polowa�y na wschodnich obszarach kontynentu. Planowa�a w
swej w�dr�wce na p�noc skr�ci� na zach�d. Nie chcia�a natkn�� si� na �adnego
cz�onka klanu - nie teraz, gdy by�a naznaczona kl�tw� �mierci! Musia�a znale��
spos�b na przebycie rzeki.
Postanowi�a zaryzykowa� przej�cie w miejscu, gdzie rzeka si� poszerzy�a i
rozdzieli�a na dwa kana�y, kt�re op�ywa�y ma�� �wirow� wysepk� o brzegach
poro�ni�tych zaro�lami uczepionymi kamieni. W wodzie po drugiej stronie wyspy
le�a�o kilka du�ych otoczak�w, co pozwala�o przypuszcza�, �e jest tam
dostatecznie p�ytko, aby przej�� w br�d. Dobrze p�ywa�a, ale nie chcia�a
zamoczy� sobie ubrania ani kosza. Ich wyschni�cie wymaga�oby potem zbyt wiele
czasu, a noce by�y nadal zimne.
Chodzi�a tam i z powrotem po brzegu, przygl�daj�c si� rw�cej wodzie. Gdy wybra�a
najp�ytsze miejsce, rozebra�a si�, u�o�y�a wszystko w koszu i trzymaj�c go
wysoko nad g�ow�, wesz�a do rzeki. Kamienie na dnie by�y �liskie, a pr�d nie
pomaga� w zachowaniu r�wnowagi. Na �rodku pierwszego kana�u woda si�ga�a jej do
pasa, ale szcz�liwie dosta�a si� na wysp�. Drugie koryto by�o szersze. Nie
wiedzia�a, czy mo�na je przej�� w br�d, ale mia�a ju� za sob� prawie p� drogi i
nie zamierza�a si� podda�.
Jednak�e dalej rzeka robi�a si� coraz g��bsza, a� w ko�cu kobieta sz�a na
czubkach palc�w, trzymaj�c kosz wysoko nad g�ow�, a woda si�ga�a jej do szyi.
Nagle dno opad�o. Ayla odruchowo pochyli�a g�ow� i zach�ysn�a si� wod�. W
nast�pnej chwili trzyma�a si� ju� jednak prosto, opieraj�c kosz na g�owie.
Przytrzymywa�a go jedn� r�k�, usi�uj�c posuwa� si� w kierunku przeciwleg�ego
brzegu za pomoc� drugiej. Pr�d porwa� j� i uni�s�, ale tylko kawa�ek. Pod
stopami wyczu�a kamienie i kilka chwil p�niej wysz�a na l�d.
Ayla znowu w�drowa�a stepami, zostawiaj�c rzek� za sob�. Dni s�oneczne zacz�y
przewa�a� nad deszczowymi, wreszcie nasta�a ciep�a pora roku, co pozwoli�o
kobiecie szybciej w�drowa� na p�noc. P�ki na drzewach i krzewach rozwin�y si�
w li�cie, a na ko�cach ga��zek ro�linno�ci iglastej wyros�y p�dzelki mi�kkich,
jasnozielonych igie�ek. Zrywa�a je, aby �u� po drodze, rozkoszuj�c si� ich lekko
ostrym sosnowym smakiem.
Zwyczajem si� sta�o, i� w�drowa�a ca�y dzie� prawie a� do zmroku, kiedy to
odszukiwa�a jakie� �r�d�o lub strumie�, i rozbija�a ob�z. Wod� wci�� �atwo
znajdowa�a. Wiosenne deszcze i topniej�ce na dalekiej p�nocy pozosta�o�ci zimy
nape�ni�y strumienie po brzegi i zala�y niecki oraz koryta wyrze�bione przez
wod�, po kt�rych potem zostan� jedynie wyschni�te parowy lub w najlepszym razie
b�otniste kana�y. Dostatek wody by� okresem przej�ciowym. Wilgo� szybko wch�onie
ziemia, ale przedtem pozwoli zakwitn�� stepom.
Niemal w ci�gu jednej nocy teren pokry�y bia�e, ��te i purpurowe - rzadziej
b��kitne czy jaskrawoczerwone - kwiaty zi�. Z daleka miesza�y si� z dominuj�c�
zieleni� m�odych traw. Ayla by�a zachwycona pi�knem tej pory roku; wiosna zawsze
by�a jej ulubion� por�.
Z czasem, gdy otwarte r�wniny rozkwit�y nowym �yciem, coraz mniej korzysta�a ze
swych skromnych zapas�w �ywno�ci, jakie z sob� nios�a, i zacz�a si� �ywi� tym,
co znajdowa�a wok�. Prawie wcale nie zwalnia�o to jej tempa marszu. Ka�da
kobieta klanu uczy si� zrywa� li�cie, kwiaty, p�czki i jagody w czasie w�dr�wki
nieomal wcale nie przystaj�c przy tym zaj�ciu. Ayla oczy�ci�a z li�ci i ga��zek
kawa� mocnego konaru, zaostrzy�a jego koniec krzemiennym no�em i wykorzystywa�a
go do szybkiego wydobywania korzeni i bulw. Zbieranie by�o �atwe. Musia�a
wy�ywi� jedynie siebie.
Ale Ayla posiada�a umiej�tno��, kt�rej normalnie nie mia�y inne kobiety klanu.
Mianowicie potrafi�a polowa�. Co prawda jedynie z procy, ale nawet m�czy�ni
przyznali - gdy w ko�cu przystali na to, by polowa�a - �e by�a najzr�czniejszym
�owc� z proc� w ca�ym klanie. Sama si� tego nauczy�a i drogo okupi�a t�
umiej�tno��.
Gdy puszczaj�ce p�dy zio�a i trawy skusi�y ryj�ce w ziemi popielice, chomiki
olbrzymie, wielkie skoczki i zaj�ce do opuszczenia zimowych norek, Ayla zacz�a
ponownie nosi� sw� proc�, wsuni�t� za rzemie�, kt�rym obwi�zywa�a swe futrzane
okrycie. Kij do wygrzebywania r�wnie� trzyma�a zatkni�ty za rzemie�, ale
woreczek z lekami mia�a, jak zawsze, umocowany do rzemienia opasuj�cego jej
wewn�trzne okrycie.
Po�ywienia by�o pod dostatkiem; troch� trudniej by�o zdoby� drewno i ogie�.
Umia�a co prawda roznieci� ogie�, a i materia��w do tego nie brakowa�o, jako �e
krzakom i drobnym drzewkom, kt�rym si� uda�o przetrwa� nad brzegami sezonowych
strumieni, cz�sto towarzyszy�a wik�anina powalonej i suchej ro�linno�ci.
Zbiera�a r�wnie� napotkane po drodze suche ga��zie i naw�z. Ale nie ka�dej nocy
rozpala�a ognisko. Czasami jednak nie mia�a pod r�k� wystarczaj�co du�o
odpowiednich ga��zek lub te� by�y one zielone albo mokre; a czasami by�a zbyt
zm�czona, aby zawraca� sobie g�ow� rozniecaniem ognia.
Jednak�e nie przepada�a za spaniem na otwartym terenie bez opieki jak� dawa� jej
ogie�. Rozleg�a kraina traw obfitowa�a w du�e zwierz�ta trawo�erne, kt�rych
szeregi przerzedzali r�norodni czworono�ni my�liwi. Ogie� zwykle odstrasza�
zwierz�ta. Do powszechnych praktyk klanu nale�a�o, aby podczas podr�y wysoki
rang� m�czyzna nosi� �ar do rozpalenia nast�pnego ogniska. Ayli pocz�tkowo nie
przysz�o do g�owy, aby nosi� z sob� �ar. Gdy ju� na to wpad�a, zastanawia�a si�,
dlaczego nie uczyni�a tego wcze�niej.
�widerek i p�aski kawa�ek drewna na niewiele si� zdawa�y, gdy huba lub drewno
by�o zbyt zielone czy te� wilgotne. Dopiero wtedy, gdy natkn�a si� na szkielet
tura, to pomy�la�a, �e znalaz�a spos�b na swoje k�opoty.
Ksi�yc po raz kolejny przeszed� ca�y cykl przemian i mokra wiosna si�
ociepli�a, ust�puj�c miejsca wczesnemu latu. Kobieta nadal w�drowa�a szerok�
nadbrze�n� r�wnin�, kt�ra opada�a �agodnie ku wewn�trznemu morzu. Szczeliny
wyrze�bione w zboczach przez sezonowowe rzeki cz�sto tworzy�y u uj�cia wielkie
rozlewiska, kt�re cz�ciowo zamkni�te przez �awice piasku lub ca�kowicie odci�te
- formowa�y laguny i stawy.
Ayla wczesnym przedpo�udniem zatrzyma�a si� nad ma�ym stawem, gdzie rozbi�a
ob�z. Woda co prawda wygl�da�a na zasta�� i nie nadaj�c� si� do picia, ale worek
Ayli by� ju� prawie pr�ny. Zanurzy�a wi�c d�o�, by zaczerpn�� nieco wody,
skosztowa�a, po czym wyplu�a s�onawy p�yn i poci�gn�a ma�y �yk ze swego worka,
aby wyp�uka� usta.
- Ciekawa jestem, czy ten tur napi� si� tej wody - pomy�la�a, zauwa�aj�c
zbiela�e ko�ci i czaszk� z d�ugimi zw�aj�cymi si� rogami. Odesz�a od stawu
zasta�ej wody i jego widma �mierci, ale nie przestawa�a my�le� o le��cych tam
ko�ciach. Nadal mia�a przed oczyma bia�� czaszk� i d�ugie rogi, lekko zakr�cone,
puste w �rodku.
Oko�o po�udnia zatrzyma�a si� nad strumieniem i postanowi�a roznieci� ogie�, aby
upiec zabitego przez siebie zaj�ca. Siedz�c w ciep�ych promieniach s�o�ca i
obracaj�c w d�oniach �widerek oparty na p�askim kawa�ku drewna, pragn�a, aby
si� pojawi� Grod z �arem niesionym w...
Poderwa�a si� na nogi, wrzuci�a �widerek i podk�adk� do rozniecania ognia do
kosza, po�o�y�a na wierzch kr�lika i pospieszy�a z powrotem. Po dotarciu do
stawu zacz�a rozgl�da� si� za czaszk�. Grod zwykle nosi� �ar zawini�ty w suchym
mchu lub porostach i schowany w d�ugim, pustym w �rodku, rogu tura. Ona r�wnie�
mog�aby w nim przenosi� ogie�.
Poczu�a jednak wyrzuty sumienia, gdy zacz�a z wysi�kiem wyci�ga� r�g. Kobiety
klanu nie przenosi�y ognia; to by�o niedozwolone. Ale kto poniesie go za mnie,
je�eli ja sama tego nie uczyni�, pomy�la�a, szarpi�c mocno i odrywaj�c w ko�cu
r�g. Pospiesznie opu�ci�a to miejsce, jakby ju� samo my�lenie o tym zakazanym
czynie mog�o wyczarowa� czujne, pe�ne pot�pienia spojrzenia.
By� czas, gdy prze�ycie zale�a�o od przystosowania si� do sposobu �ycia obcego
jej naturze. Teraz zale�a�o od umiej�tno�ci prze�amania uwarunkowa� dzieci�stwa
i rozpocz�cia samodzielnego my�lenia. R�g tura by� pocz�tkiem i dobrze jej
wr�y� na przysz�o��.
Jednak�e z przenoszeniem ognia wi�za�o si� wi�cej problem�w, ni� my�la�a.
Rankiem uda�a si� na poszukiwanie suchego mchu, aby zawin�� w niego �ar. Ale
mech rosn�cy w takiej obfito�ci w drzewiastym otoczeniu jaskini, nie wyst�powa�
na suchych r�wninach. W ko�cu zadowoli�a si� traw�. Gdy jednak zamierza�a
ponownie roznieci� ogie�, to z trwog� stwierdzi�a, �e drewienka zgas�y.
Wiedzia�a ju�, �e nie�atwo jest przenosi� �ar, i cz�sto dok�ada�a do ognia, aby
przetrwa� noc. Wiedzia�a dostatecznie du�o. Trzeba by�o jednak wielu pr�b i
b��d�w, wiele wygas�ego �aru, nim odkry�a spos�b na przechowywanie odrobiny
ognia z jednego ogniska do czasu rozpalenia nast�pnego. R�g tura r�wnie� nosi�a
uczepiony do rzemienia w pasie.
Ayla zawsze radzi�a sobie z pokonywaniem w br�d strumieni przecinaj�cych jej
drog�, lecz gdy dotar�a do du�ej rzeki, stwierdzi�a, �e b�dzie musia�a znale��
inny spos�b. Przez kilka dni sz�a jej brzegiem. Rzeka zbacza�a jednak z powrotem
na p�nocny wsch�d i nie robi�a si� wcale w�sza.
Cho� Ayla wiedzia�a, �e znajduje si� poza terenami �owieckimi klanu, nie chcia�a
i�� na wsch�d. W�dr�wka na wsch�d oznacza�a powr�t w stron� klanu. Ona nie mog�a
wraca� i nie chcia�a nawet i�� w tamtym kierunku. Jednak�e tutaj, na otwartym
terenie nad rzek�, r�wnie� nie mog�a pozosta�. Musia�a przedosta� si� na drug�
stron�; nie istnia� inny wyb�r.
Mia�a nadziej�, �e sobie poradzi - zawsze by�a dobrym p�ywakiem - martwi� j�
jedynie kosz z ca�ym dobytkiem na g�owie. Dobytek stanowi� problem.
Siedzia�a przy ma�ym ognisku pod os�on� zwalonych drzew, kt�rych nagie ga��zie
znaczy�y smugami wod�. Popo�udniowe s�o�ce odbija�o si� w wartkim pr�dzie. Co
jaki� czas przep�ywa�y obok niesione wod� kawa�ki drewna. Przypomnia� jej si�
strumie� p�yn�cy w pobli�u jaskini i po��w �ososi oraz jesiotr�w u jego uj�cia
do wewn�trznego morza. Z wielk� ochot� wtedy p�ywa�a, cho� niepokoi�o to Iz�.
Alya nie pami�ta, aby si� uczy�a p�ywa�; zdawa�o si�, �e zawsze to potrafi�a.
- Dlaczego nikt inny nigdy nie chcia� p�ywa�? - duma�a. Uwa�ano mnie za dziwn�,
poniewa� lubi�am daleko si� wypuszcza�... do czasu, gdy Ona niemal si� nie
utopi�a.
Pami�ta�a, jak wszyscy byli jej wdzi�czni za uratowanie dziecku �ycia. Brun
nawet pom�g� jej wyj�� z wody. Czu�a w�wczas ciep�� akceptacj�, tak jakby
naprawd� do nich nale�a�a. D�ugie i proste nogi, zbyt szczup�e i zbyt wysokie
cia�o, jasne w�osy i niebieskie oczy oraz wysokie czo�o nie mia�y znaczenia.
Niekt�rzy cz�onkowie klanu pr�bowali si� nawet potem nauczy� p�ywa�, ale nie
radzili sobie dobrze i czuli l�k przed g��bok� wod�.
Ciekawa jestem, czy Durc by si� nauczy�? Nigdy nie by� tak ci�ki, jak dzieci
innych i nigdy nie b�dzie tak muskularny, jak wi�kszo�� m�czyzn. My�l�, �e
m�g�by...
Kto go nauczy? Mnie tam nie b�dzie, a Uba nie potrafi. Ona si� nim zaopiekuje;
kocha go r�wnie mocno jak ja, ale nie potraci p�ywa�. Brun te� nie umie. Brun
jednak nauczy go polowa� i b�dzie go broni�. Obieca�, �e nie pozwoli, by Broud
skrzywdzi� mego syna - pomimo tego, �e nie wolno mu by�o mnie widywa�. Brun by�
dobrym przyw�dc�, nie to co Broud...
Czy to mo�liwe, aby to za spraw� Brouda pocz�� si� we mnie Durc? Ayla wzdrygn�a
si� na wspomnienie tego, jak Broud j� niewoli�. Iza m�wi�a, �e m�czy�ni czyni�
tak z kobietami, kt�re lubi�, ale Broud uczyni� to jedynie dlatego, �e wiedzia�,
jak bardzo tego nie cierpia�am. Wszyscy m�wili, �e to duchy totem�w dawa�y
pocz�tek dziecku. Ale �aden z m�czyzn nie mia� dostatecznie silnego totemu, aby
pokona� mojego Lwa Jaskiniowego. Nie zachodzi�am w ci���, dop�ki Broud nie
zacz�� mnie niewoli�, i wszyscy byli tym zaskoczeni. Nikt nie my�la�, �e
kiedykolwiek b�d� mia�a dziecko...
Chcia�abym go zobaczy�, gdy uro�nie. Ju� jest wysoki jak na sw�j wiek, tak jak i
ja. B�dzie najwy�szym m�czyzn� w klanie, jestem tego pewna...
Nie, nie jestem! Nigdy nie b�d� tego wiedzia�a. Nigdy nie zobacz� ju� Durca.
Przesta� o nim my�le�, poleci�a samej sobie, ocieraj�c �zy. Wsta�a i podesz�a
nad brzeg rzeki. Nic dobrego nie przyniesie mi my�lenie o nim. Nie przeniesie
mnie to na drugi brzeg!
By�a tak zaj�ta swymi my�lami, �e nie zauwa�y�a rozwidlonej k�ody dryfuj�cej w
pobli�u brzegu. Z oboj�tno�ci� przygl�da�a si�, jak wyci�gni�te konary zwalonych
drzew usidli�y j� w swych spl�tanych ga��ziach i patrzy�a, nie widz�c, na k�od�,
kt�ra przez d�ug� chwil� obija�a si� i czyni�a gwa�towne wysi�ki, aby si�
uwolni�. Jednak�e, gdy tylko Ayla j� w ko�cu spostrzeg�a, natychmiast
u�wiadomi�a sobie mo�liwo�ci, jakie jej dawa�a.
Ayla wesz�a na p�ycizn� i wyci�gn�a k�od� na piaszczysty brzeg. By�a to g�rna
cz�� pnia poka�nych rozmiar�w drzewa, �wie�o powalonego przez gwa�town� pow�d�
w g�rze rzeki i nie nasi�kni�tego jeszcze mocno wod�. Krzemienn� siekierk�,
kt�r� nosi�a w fa�dach swego futrzanego okrycia, przyci�a d�u�szy z
rozwidlonych konar�w, wyr�wnuj�c ich d�ugo��. Odr�ba�a r�wnie� przeszkadzaj�ce
ga��zie, zostawiaj�c jedynie dwa d�ugie konary.
Rozejrza�a si� szybko i podesz�a do k�py brz�z oplecionych powojnikami. Ci�gn�c
z wysi�kiem, oderwa�a d�ugi kawa�ek �odygi pn�cza. Wraca�a na poprzednie
miejsce, oczyszczaj�c j� po drodze z li�ci: Nast�pnie roz�o�y�a na ziemi sk�r�
s�u��c� za namiot i wysypa�a na ni� zawarto�� kosza. Nadszed� czas, by przejrze�
zapasy i przepakowa� rzeczy.
Na dno kosza w�o�y�a futrzane okrycia n�g i r�k, a tak�e podbite futrem okrycie
wierzchnie, poniewa� teraz nosi�a letnie okrycie; nie b�dzie ich potrzebowa�a a�
do nast�pnej zimy. Zawaha�a si� na chwil�, zastanawiaj�c si�, gdzie b�dzie
nast�pnej zimy, ale nie przej�a si� tym na tyle, aby zbyt d�ugo nad tym
rozmy�la�. Ponownie przerwa�a prac�, gdy podnios�a mi�kk� sk�r�, w kt�rej nosi�a
na biodrze Durca.
Nie potrzebowa�a tego kawa�ka sk�ry; nie by� niezb�dny dla jej prze�ycia.
Zabra�a go jedynie dlatego, �e przypomina� jej o synu. Przytuli�a sk�r� do
policzka, nast�pnie troskliwie z�o�y�a i schowa�a do kosza. Na nim po�o�y�a
mi�kkie pasma dobrze ch�on�cej sk�ry, kt�rych u�ywa�a podczas okresu. Potem do
�rodka pow�drowa�a dodatkowa para okry� na nogi. Co prawda chodzi�a teraz boso,
ale nadal gdy by�o mokro lub zimno, przywdziewa�a okrycia, a te, niestety,
zu�ywa�y si�. Cieszy�a si�, �e zabra�a zapasow� par�.
Nast�pnie sprawdzi�a swoje zapasy jedzenia. Zosta� jeszcze jeden pakunek z
brzozowej kory z klonowym cukrem. Ayla otworzy�a go, oderwa�a kawa�ek, i w�o�y�a
do ust, zastanawiaj�c si�, czy jeszcze kiedykolwiek skosztuje klonowego cukru,
gdy ten jej si� sko�czy.
Mia�a jeszcze kilka plack�w podr�nego jedzenia, z rodzaju tych, jakie m�czy�ni
zabieraj� z sob� na polowanie. By�y zrobione z topionego t�uszczu, z kruszonego
suszonego mi�sa i suszonych owoc�w. Na my�l o po�ywnym t�uszczu pociek�a jej
�linka. Drobne zwierz�tka, kt�re zabija�a za pomoc� procy, by�y przewa�nie
chude. Gdyby nie to, �e zbiera�a po�ywienie ro�linne, to na diecie z czystego
bia�ka powoli umar�aby z zimna. T�uszcz oraz w�glowodany w pewnych postaciach
by�y niezb�dne.
W�o�y�a placki podr�ne do kosza, nie zaspokajaj�c swego apetytu, �eby
zaoszcz�dzi� je na sytuacje kryzysowe. Doda�a kilka pask�w suszonego mi�sa -
twardych niczym sk�ra, ale po�ywnych - kilka suszonych jab�ek, troch� orzech�w,
kilka woreczk�w ziarna zebranego z traw porastaj�cych stepy w pobli�u jaskini i
wyrzuci�a zgni�y korze�. Najedzeniu u�o�y�a czark� i misk�, kaptur z rosomaka i
znoszone okrycia na nogi.
Odczepi�a woreczek z lekami od rzemienia w pasie i potar�a d�oni� g�adkie
wodoszczelne futerko wydry, wyczuwaj�c pod palcami twarde kosteczki �apek i
ogona. Rzemyk zawi�zany wok� rozci�cia na szyi zamyka� woreczek, a dziwnie
sp�aszczona g�owa, kt�ra nadal by�a po��czona pasmem sk�ry z grzbietem, s�u�y�a
za g�rne zamkni�cie. To Iza zrobi�a go dla niej, gdy zosta�a szamank� klanu,
przekazuj�c jej tym samym ca�� spu�cizn� po sobie, niczym matka c�rce.
Wtem, po raz pierwszy od wielu lat, Ayla pomy�la�a o pierwszym woreczku na leki,
jaki Iza zrobi�a dla niej, o tym, kt�ry Creb spali�, gdy pierwszy raz zosta�a
ob�o�ona kl�tw�. Brun musia� to zrobi�. Kobietom nie wolno by�o dotyka� broni, a
Ayla od kilku lat pos�ugiwa�a si� proc�. On jednak�e zostawi� jej szans� na
powr�t gdyby uda�o si� jej prze�y�.
By� mo�e, da� mi wi�ksz� szans�, ni� s�dzi�, pomy�la�a. Zastanawiam si�, czy
jeszcze bym teraz �y�a, gdybym nie przekona�a si� wtedy o tym, jak kl�twa
�mierci odbiera ochot� do �ycia. Je�eli nie liczy� tego, �e musia�am zostawi�
Durca, to my�l�, �e za pierwszym razem by�o trudniej. Gdy Creb spali� wszystkie
moje rzeczy, chcia�am umrze�.
Nie mog�a my�le� o Crebie; �al by� zbyt �wie�y, b�l zbyt piek�cy. Kocha�a
starego szamana r�wnie mocno, jak kocha�a Iz�. By� bratem Izy i Bruna. Creb
nigdy nie polowa�, brakowa�o mu jednego oka i cz�ci ramienia, ale by�
najwspanialszym, wielkim m�em wszystkich klan�w. Mog-ur, budz�cy strach i
respekt - jego pobru�d�one, jednookie oblicze wzbudza�o strach w
najdzielniejszym my�liwym, ale Ayla zna�a go od innej, �agodniejszej strony.
Broni� jej, troszczy� si� o ni� i kocha� jak dziecko swej towarzyszki, kt�rej
nigdy nie mia�. Do �mierci Izy, trzy lata temu, mia�a czas przywykn��, a cho�
roz��ka z Durcem napawa�a j� g��bokim �alem, to jednak mia�a �wiadomo�� tego, �e
on nadal �yje. Po Crebie jeszcze nie rozpacza�a. Nagle b�l, kt�ry dusi�a w sobie
od czasu, gdy trz�sienie ziemi zabi�o Creba, odezwa� si� ze zdwojon� si��.
Wyrzuci�a go z siebie. Wykrzycza�a jego imi�.
- Creb... Och, Creb... Dlaczego musia�e� wr�ci� do jaskini? Dlaczego musia�e�
umrze�?
Szlocha�a gwa�townie wtulona twarz� w woreczek ze sk�ry wydry. Potem zawodzi�a
wysokim g�osem. Ko�ysa�a si� w prz�d i w ty�, op�akuj�c swoj� udr�k�, sw�j
smutek, swoj� rozpacz. Ale nie by�o w pobli�u kochaj�cych cz�onk�w klanu, kt�rzy
rozumieliby jej nieszcz�cie. Rozpacza�a samotnie i rozpacza�a z powodu
samotno�ci.
Przesta�a p�aka�, zdawa�o jej si�, �e wyp�aka�a wszystkie �zy, ale okropny b�l
ust�pi�. Po chwili posz�a nad rzek� i obmy�a twarz, a potem w�o�y�a woreczek z
lekami do kosza. Nie musia�a sprawdza� jego zawarto�ci. Wiedzia�a dok�adnie, co
zawiera.
Z�apa�a kij do wygrzebywania, po czym odrzuci�a go na bok, gdy rosn�cy gniew
pocz�� wypiera� �al, zwi�kszaj�c jej determinacj�. Broud nie sprawi, abym
umar�a!
Wzi�a g��boki oddech i zmusi�a si� do dalszego pakowania swego kosza. W�o�y�a
do niego materia�y do rozniecania ognia i r�g tura, nast�pnie wyci�gn�a z fa�dy
okrycia kilka krzemiennych narz�dzi. Z innej fa�dy wyci�gn�a okr�g�y kamie�,
podrzuci�a go w g�r� i ponownie z�apa�a. Ka�dy kamie� odpowiedniej wielko�ci
mo�na by�o wyrzuca� proc�, ale g�adki i okr�g�y pocisk zapewnia� wi�ksz�
celno��. Zatrzyma�a te kilka, kt�re mia�a.
Nast�pnie si�gn�a po proc�, pasek jeleniej sk�ry, rozszerzony po�rodku, aby
trzyma� kamienie, z d�ugimi poskr�canymi od u�ywania ko�cami. Bez w�tpienia
nale�a�o j� zatrzyma�. Odwi�za�a d�ugi pasek sk�ry, kt�rym mia�a przewi�zane
okrycie z mi�kkiej sk�ry kozicy tak, �e tworzy�y si� fa�dy, w kt�rych nosi�a
r�ne rzeczy. Zdj�a okrycie. Sta�a naga, nie licz�c amuletu - ma�ego sk�rzanego
woreczka zwisaj�cego na rzemyku z szyi. Zdj�a go i zadr�a�a, czuj�c si�
bardziej naga bez swojego amuletu ni� bez okrycia, ale ma�e, twarde przedmioty
we wn�trzu woreczka dzia�a�y na ni� uspokajaj�co.
Oto by�o wszystko, ca�y jej dobytek, wszystko, czego potrzebowa�a do prze�ycia -
to oraz wiedza, zr�czno��, do�wiadczenie, inteligencja, determinacja i odwaga.
Szybko zawin�a amulet, narz�dzia i proc� w swoje okrycie i w�o�y�a je do kosza.
Nast�pnie okr�ci�a go sk�r� nied�wiedzia i obwi�za�a d�ugim rzemieniem. Owin�a
pakunek sk�r� �ubra i uwi�za�a pn�czem za rozwidleniem k�ody.
Przez chwil� przypatrywa�a si� dzikiej rzece i drugiemu brzegowi, my�l�c o swoim
totemie, nast�pnie zagrzeba�a piaskiem ogie� i zepchn�a dr�g z ca�ym swoim
cennym dobytkiem nad rzek�, poni�ej drzewa i jego pu�apki z ga��zi. Ayla
usadowi�a si� na rozwidlonym ko�cu, chwytaj�c za stercz�ce resztki konar�w i
pchn�a sw� tratw� dalej na wod�.
Cia�o ogarn�a ci�gle jeszcze ch�odna woda z topniej�cego lodowca. Ayla dysza�a,
z trudno�ci� �api�c oddech, ale odr�twienie ust�pi�o, gdy przywyka do zimnego
�ywio�u. Wartki pr�d porwa� k�od� pr�buj�c, zgodnie ze wcze�niejszym zamiarem,
unie�� j� do morza i cisn�� w jego wzburzone fale, ale rozwidlone konary
zapobiega�y kr�ceniu si�. Mocno kopi�c, stara�a si� utorowa� sobie mog� przez
rozko�ysan� wod� i kierowa� si� pod k�tem w stron� przeciwnego brzegu.
Zbli�a�a si� jednak do niego niepokoj�co wolno. Za ka�dym razem, gdy patrzy�a w
jego kierunku, drugi brzeg by� dalej, ni� si� spodziewa�a. Porusza�a si� o wiele
szybciej w d� rzeki ni� na drug� stron�. Pr�d porwa� j� i k�oda min�a miejsce,
w kt�rym Ayla mia�a nadziej� wyl�dowa�. By�a zm�czona, a zimno obni�a�o
temperatur� jej cia�a. Dnia�a. Mi�nie j� bola�y. Czu�a si� tak, jakby ca��
wieczno�� kopa�a z kamieniami uwi�zanymi u st�p, ale zmusza�a si�, by nie
przerywa�.
W ko�cu, wyczerpana, podda�a si� nieub�aganej sile fal. Rzeka, wykorzystuj�c sw�
przewag�; pchn�a prowizoryczn� tratw� z powrotem z biegiem wody. Ayla trzyma�a
si� kurczowo k�ody, kt�ra teraz przej�a nad ni� kontrol�.
Jednak�e dalej rzeka zmienia�a sw�j po�udniowy kierunek, skr�caj�c ostro na
zach�d i op�ywaj�c stercz�cy, skalisty, d�ugi i w�ski kawa�ek l�du. Ayla, zanim
si� podda�a, pokona�a ju� trzy czwarte rw�cego strumienia wody i gdy ujrza�a
skaliste wybrze�e, ze zdecydowaniem ponownie przej�a kontrol� nad tratw�.
Zmusi�a nogi w wodzie do wierzgania, dok�adaj�c wszelkich stara�, aby dotrze� do
brzegu, nim rzeka nie poniesie jej dalej. Z zamkni�tymi oczyma, skoncentrowa�a
si� na ustawicznym poruszaniu nogami. Nagle poczu�a wstrz�s, k�oda otar�a o dno
i zatrzyma�a si�.
Ayla nie mog�a si� poruszy�. Na wp� zanurzona w wodzie, le�a�a nadal uczepiona
resztek konar�w. Fala wzburzonej wody uwolni�a k�od� z ostrych kamieni,
wzbudzaj�c tym samym w m�odej kobiecie panik�. Ayla zmusi�a si� wi�c do tego,
aby ukl�kn�� i popchn�� zniszczony pie� do przodu, osadzaj�c go na brzegu, a
potem przewr�ci�a si� w wod�.
Ale nie mog�a d�ugo odpoczywa�. Dr��c gwa�townie z zimna, zmusi�a si� do
wyczo�gania na skalny wyst�p. Pogmera�a przy sup�ach pn�cza i wytarga�a na brzeg
uwolniony pakunek. Rzemie� jeszcze trudniej by�o rozpl�ta� dr��cymi palcami.
Opatrzno�� pomog�a. Rzemie� p�k� w s�abym miejscu. Zdar�a d�ugi pasek sk�ry,
odsun�a na bok kosz, wczo�ga�a si� na nied�wiedzi� sk�r� i otuli�a ni�.
Zasn�a, nim przesta�a dr�e�.
Po pe�nym niebezpiecze�stw przebyciu rzeki Ayla skierowa�a si� na p�noc,
odbijaj�c lekko na zach�d. Letnie dni robi�y si� coraz cieplejsze, w miar� jak
przemierza�a rozleg�e stepy w poszukiwaniu �lad�w ludzkiej egzystencji. Dzikie
kwiaty, kt�re rozja�nia�y kr�tk� wiosn�, przekwit�y, a trawa si�ga�a prawie do
pasa.
Do swojego po�ywienia w��czy�a koniczyn� i lucern� oraz z rado�ci� powita�a
syc�ce, s�odkawe orzeszki ziemne, wyszukiwa�a korzenie, tropi�c rosn�ce na
powierzchni pn�cza. Opr�cz jadalnych korzeni r�wnie� str�ki mlecznej wyki by�y
wzd�te od rz�dk�w owalnych zielonych ziaren, a Ayla bez trudu odr�nia�a je od
truj�cych kuzyn�w. Cho� min�a pora na p�czki ��tawego liliowca, to jego
korcenie nadal by�y mi�kkie. Kilka wcze�nie dojrzewaj�cych odmian niskopiennych
porzeczek zacz�o zmienia� sw�j kolor i zawsze mo�na by�o uszczypn�� na zielony
posi�ek kilka nowych listk�w lebiody, gorczycy czy pokrzywy.
Jej praca r�wnie� nie narzeka�a na brak celu. R�wniny roi�y si� od stepowych
zaj�cy, �wistak�w, du�ych skoczk�w, kt�rych futerka zmieni�y teraz kolor z
bia�ych zimowych na szarobr�zowe. Czasami mo�na si� te� by�o natkn�� na
wszystko�erne, poluj�ce na myszy, olbrzymie chomiki. Nisko lataj�ce g�uszce i
pardwy by�y szczeg�lnie �akomym k�skiem, cho� jedz�c pardw�, Ayla zawsze
wspomina, jakim to przysmakiem dla Creba by�y te t�uste ptaki i ich po�ywny
t�uszcz.
Ale to by�y jedynie mniejsze ze zwierz�t ucztuj�cych na szczodrych letnich
r�wninach. Ayla widzia�a stada zwierzyny p�owej renifer�w, czerwonych jeleni i
ogromnych jeleni ze wspania�ym poro�em; stada kr�pych konik�w stepowych i
podobnych do nich dzikich os��w; czasem na jej drodze pojawia�y si� pot�ne
�ubry lub rodzina antylop; stada rudobr�zowych tur�w, z bykami na sze�� st�p w
k��bie i wiosennym przych�wkiem ss�cym obfite wymiona kr�w. Ayli lecia�a �linka
na my�l o smaku mi�sa z wykarmionych mlekiem ciel�t, ale jej proca nie by�a
odpowiedni� broni� do polowania na tury. Mign�y jej nawet przed oczyma
migruj�ce w�ochate mamuty, dojrza�a stado wo��w pi�mowych z ci�gn�cymi na ko�cu
m�odymi, kt�re musia�y stawi� czo�o sforze wilk�w, i ostro�nie omin�a rodzin�
nieprzyja�nie usposobionych w�ochatych nosoro�c�w. By�y totemem Brouda,
przypomnia�a sobie, i doskonale do niego pasowa�y.
W miar� posuwania si� na p�noc kobieta zaczyna�a zauwa�a� zmian� w wygl�dzie
okolicy. Robi�a si� ona suchsza i bardziej pos�pna. Ayla bowiem dotar�a do
p�nocnej granicy wilgotnych, za�nie�onych step�w kontynentalnych. Poza nimi, a�
do pionowych �cian ogromnego p�nocnego lodowca, rozci�ga�y si� suche, lessowe
stepy, �rodowisko, kt�re istnia�o jedynie wtedy, gdy lodowiec Pokrywa� l�d,
podczas Ery Lodowcowej.
Lodowce, masywne po�acie lodu rozci�ga�y si� na kontynencie, okrywaj�c lodowym
p�aszczem P�kul� P�nocn�. Blisko jedna czwarta powierzchni ziemi by�a
pogrzebana pod jego mia�d��cym ci�arem. Woda uwi�ziona w jego okowach
spowodowa�a obni�enie poziomu ocean�w, przesuwaj�c lini� brzegow� i zmieniaj�c
kszta�t l�du. �aden fragment globu nie by� wy��czony spod jego wp�ywu, deszcze
powodowa�y powodzie obszar�w r�wnikowych i skurczenie si� pusty�, ale w pobli�u
granicy lodu te skutki by�y szczeg�lnie widoczne.
Rozleg�e przestrzenie pokryte lodem ch�odzi�y powietrze, powoduj�c skraplanie
wilgoci w atmosferze, a potem opady �niegu. Ale bli�ej centrum wysokie ci�nienie
ustala�o si�, tworz�c skrajnie suche i zimne warunki, pchaj�c burze �nie�ne na
skraj lodowca. Ogromne lodowce rozrasta�y si� na swoich kra�cach; l�d rozci�ga�
si� niemal r�wnomiernie we wszystkich kierunkach, warstw� wi�cej ni� na mil�
grub�.
Poniewa� wi�kszo�� �niegu spada�a na l�d, od�ywiaj�c lodowiec, obszar na
po�udnie od niego by� suchy i mro�ny. R�nica ci�nie� powodowa�a przesuwanie si�
ch�odnych mas powietrza w kierunku obszar�w o ni�szym ci�nieniu, czyli znad
centrum na brzegi lodowca; na stepach wia� bez przerwy p�nocny wiatr. Zmienia�a
si� tylko jego intensywno��. Po drodze porywa� ze sob� zmielon� na m�k� ska��
przez przesuwaj�cy si� skraj lodowca. Niesione powietrzem drobinki zostawa�y
przesiewane do rozmiar�w niewiele wi�kszych od cz�steczek tworz�cych gliniasty
less i by�y osadzane na setkach mil na grubo�� wielu st�p, staj�c si� gleb�.
Zim�, wyj�ce wichry omiata�y pos�pn�, skut� lodem krain�, p�dz�c �nie�ne burze.
Ale ziemia nadal kr�ci�a si� na swej pochylonej osi i nadal zmienia�y si� pory
roku. Przeci�tne roczne temperatury by�y jedynie kilka stopni ni�sze od
temperatury powstawania lodowca; kilka gor�cych dni nie mia�o wi�kszego wp�ywu,
je�eli nie wp�ywa�y na zmian� �rednich temperatur.
Wiosn� ubogie �niegi, kt�re pokrywa�y krain�, topnia�y i skorupa lodowca si�
ociepla�a, a na stepy sp�ywa�a woda. Woda z topniej�cego �niegu i lodu na tyle
zmi�kcza�a gleb�, �e powy�ej wiecznej zmarzliny mog�y kie�kowa� trawy i zio�a.
Trawa ros�a gwa�townie, czuj�c w g��bi swych nasionek, �e jej �ywot b�dzie
kr�tki. W po�owie lata ca�y poro�ni�ty traw� kontynent by� krain� suchej trawy,
z porozrzucanymi bli�ej ocean�w po�aciami p�nocnych las�w i tundry.
W pobli�u granicy lodowca, gdzie pokrywa �niegu by�a cienka, trawa zapewnia�a
przez okr�g�y rok po�ywienie dla nieprzeliczonej liczby �ywi�cych si� traw� i
nasionami zwierz�t, kt�re przystosowa�y si� do lodowcowego zimna - i do
drapie�nik�w, kt�re potrafi� przystosowa� si� do ka�dego klimatu, jaki odpowiada
ich zdobyczy. Mamut potrafi� pa�� si� u st�p b�yszcz�cej, b��kitnobia�ej �ciany
lodu wznosz�cej si� na mil� i wi�cej nad nimi.
Okresowe strumienie i rzeki zasilane przez lodowiec wyp�ukiwa�y kana�y w
g��bokich pok�adach lessu, docieraj�c cz�sto przez warstw� ska� osadowych a� do
krystalicznej p�yty granitowej, na kt�rej spoczywa� kontynent. Strome parowy i
w�wozy rzeczne by�y powszechnym elementem krajobrazu, rzeki zapewnia�y wilgo�, a
w�wozy os�on� od wiatr�w. Nawet na suchych lessowych stepach istnia�y zielone
doliny.
W miar� up�ywu czasu robi�o si� coraz cieplej. Ayla zaczyna�a by� zm�czona
w�dr�wk�, zm�czona monotoni� step�w, zm�czona bezlitosnym s�o�cem i ustawicznym
wiatrem. Jej sk�ra zrobi�a si� szorstka, pop�ka�a i zacz�a si� �uszczy�. Wargi
spierzch�y, oczy bola�y, a gard�o zawsze by�o pe�ne piasku. Przecina�a doliny
okresowych rzek, bardziej zielone i zalesione ni� stepy, ale �adna z nich nie
skusi�a jej do pozostania i w �adnej z nich nie mieszkali ludzie.
Cho� niebo by�o zwykle bezchmurne, to jej bezowocne poszukiwania napawa�y j�
obaw� i strachem. Zima zawsze rz�dzi�a t� krain�. W najcieplejszy letni dzie�
trudno si� by�o pozby� wspomnie� surowego zimna lodowca. Aby przetrwa� d�ug� -
przenikliwie zimn� - por� roku, nale�a�o zgromadzi� po�ywienie i znale��
schronienie. A ona w�drowa�a od wczesnej wiosny i zaczyna�a si� zastanawia�, czy
jest skazana na wieczn� w��cz�g� po stepach, czy te� umrze.
U schy�ku kolejnego, podobnego do poprzednich, dnia rozbi�a ob�z. Ubi�a
zwierzyn�, ale �ar wygas�, a drzewa spotyka�o si� coraz rzadziej. Zjad�a wi�c
kilka k�s�w surowego mi�sa, nie k�opocz�c si� rozniecaniem ognia, lecz nie mia�a
apetytu. Odrzuci�a �wistaka na bok, zwierzyna r�wnie� pojawia�a si� coraz
rzadziej - lub te� ona nie rozgl�da�a si� ju� za ni� tak uwa�nie. Zbieranie
tak�e nastr�cza�o coraz wi�cej k�opot�w. Grunt by� zbity i pokryty grub� warstw�
starej ro�linno�ci. I zawsze wia� wiatr.
�le spa�a, dr�czy�y j� senne koszmary i obudzi�a si� nie wypocz�ta. Nie mia�a
nic do jedzenia; znikn�� nawet odrzucony �wistak. Poci�gn�a �yk zat�ch�ego
picia, spakowa�a nosid�a i ruszy�a na p�noc.
Oko�o po�udnia znalaz�a �o�ysko potoku z kilkoma wysychaj�cymi bajorkami, w
kt�rych woda mia�a co prawda nieco gorzki smak, ale nape�ni�a ni� sw�j buk�ak.
Wykopa�a kilka korzonk�w kocimi�tki; by�y cienkie jak sznurek i �agodne w smaku.
�u�a je, wlok�c si� przed siebie. Nie chcia�a i�� dalej, ale nie wiedzia�a, co
innego mo�e robi�. Przygn�biona i apatyczna nie zwraca�a wi�kszej uwagi na to,
dok�d sz�a. Nie zauwa�y�a dumnego lwa jaskiniowego wygrzewaj�cego si� w
popo�udniowym s�o�cu, dop�ki nie warkn�� na ni� ostrzegawczo.
Wzdrygn�a si� przestraszona, a l�k przywr�ci� jej �wiadomo��. Cofn�a si� i
skr�ci�a na zach�d, aby obej�� terytorium lwa. Wystarczaj�co daleko w�drowa�a
ju� na p�noc. To duch Lwa Jaskiniowego j� ochrania�, nie wielkie bestie w swej
fizycznej postaci. To, �e by� jej totemem, nie oznacza�o, i� by�a bezpieczna
przed jego atakami.
Prawd� powiedziawszy, to w ten spos�b Creb dowiedzia� si�, �e jej totemem jest
Lew Jaskiniowy. Nadal mia�a cztery d�ugie r�wnoleg�e blizny na swym lewym udzie
i powtarzaj�ce si� senne koszmary, w kt�rych olbrzymi pazur si�ga� w g��b
p�ytkiej jaskini, do kt�rej wbieg�a, aby si� ukry�, gdy mia�a pi�� lat.
Przypomnia�a sobie, �e poprzedniej nocy �ni�a o tych pazurach. Creb powiedzia�
jej, �e sprawdzono, czy by�a godna, i naznaczono j�, by pokaza�, �e zosta�a
wybrana. Bezwiednie opu�ci�a r�k� i poczu�a pod palcami blizny na nodze. Ciekawa
jestem, dlaczego Lew Jaskiniowy zechcia� mnie wybra�, pomy�la�a.
O�lepiaj�ce s�o�ce opad�o nisko nad zachodni horyzont. Ayla wspina�a si� na
d�ugie wzniesienie, rozgl�daj�c si� za miejscem na ob�z. Ponownie ob�z bez wody,
pomy�la�a, i ucieszy�a si�, �e nape�ni�a sw�j buk�ak. By�a zm�czona, g�odna i
z�a na siebie za to, �e dopu�ci�a, by znale�� si� tak blisko lw�w jaskiniowych.
Czy to by� znak? Czy by�o to jedynie kwesti� czasu? Co sk�oni�o j� do my�lenia,
i� uda jej si� uciec przed kl�tw� �mierci?
Blask bij�cy od horyzontu by� tak jasny, �e niemal przegapi�a urwisty skraj
r�wniny. Stoj�c na brzegu, przes�oni�a d�oni� oczy i spojrza�a w d� parowu.
Poni�ej p�yn�a ma�a rzeczka, oba jej brzegi porasta�y drzewa i krzaki. Skalisty
w�w�z otwiera� si� na ch�odn�, zielon�, ocienion� dolin�. W po�owie drogi na
d�, po�rodku ��ki, ostatnie promienie zachodz�cego s�o�ca pad�y na ma�e stadko
spokojnie pas�cych si� koni.
- No dobrze, dlaczego postanowi�e� ze mn� wyruszy�, Jondalarze?- zapyta� m�ody
ciemnow�osy m�czyzna, sk�adaj�c namiot zrobiony z kilku zesznurowanych razem
sk�r. - Powiedzia�e� Maronie, �e idziesz tylko odwiedzi� Dalanara i pokaza� mi
drog�. Przed ustatkowaniem si� mia�e� odby� jedynie kr�tk� podr�.
Przypuszczano, �e razem z Lanzadonii udasz si� na Letr>ie Spotkanie i b�dziesz
tam w czasie Uroczysto�ci Zawierania Zwi�zk�w. Ona wpadnie we w�ciek�o��, a to
kobieta, kt�rej z�o�ci wola�bym unikn��. Czy po prostu od niej nie uciekasz? -
Thonolan m�wi� to lekkim tonem, ale zdradza� go powa�ny wyraz oczu.
- M�odszy bracie, co sk�ania ci�, by my�le�, �e tylko ty w naszej rodzinie
palisz si� do podr�y? Nie my�la�e� chyba, �e pozwol� ci wyruszy� samemu? Albo
�e pozwol�, aby� po powrocie do domu przechwala� si� sw� d�ug� podr�? Kto�
musia� p�j�� z tob�, aby prostowa� potem twoje opowie�ci i ustrzec ci� od
k�opot�w odpar� wysoki jasnow�osy m�czyzna i wszed� do namiotu.
Wewn�trz by�o wystarczaj�co wysoko, aby wygodnie siedzie� lub kl�cze�, ale za
nisko, �eby sta�. By�o jednak pod dostatkiem miejsca na ich pos�ania i baga�.
Namiot podtrzymywa�y trzy, stoj�ce w jednym rz�dzie, maszty. Przy �rodkowym,
wy�szym s�upku by� otw�r przes�oni�ty klapk�, kt�r� mo�na by�o zasznurowa� w
razie deszczu lub otworzy�, zapewniaj�c uj�cie dymowi, gdyby chcieli rozpala� w
�rodku ogie�. Jondalar przewr�ci� trzy maszty i wyczo�ga� si� z nimi na
zewn�trz.
- Ustrzec mnie od k�opot�w! - powiedzia� Thonolan. Chyba to mnie b�d� musia�y
wyrosn�� z ty�u g�owy oczy, abym m�g� ci� z ty�u pilnowa�! Poczekaj, a� Marona
odkryje, �e nie ma ci� z Dalanarem i Lenzandonii, gdy przyb�d� na Spotkanie. Ona
mo�e, aby ci� dopa��, zamieni� si� w Doni i przelecie� nad tym lodowcem, kt�ry
w�a�nie przeszli�my, Jondalarze. - M�odzie�cy zacz�li zwija� pomi�dzy sob�
namiot. - Ona od dawna mia�a ci� na oku, a gdy ju� jej si� zdawa�o, �e ci� ma,
ty postanowi�e� wybra� si� w podr�. My�l�, �e po prostu nie chcia�e� wsun��
r�ki w rzemie� i pozwoli�, by Zelandoni zacisn�� w�ze�. Zdaje mi si�, �e m�j
starszy brat unika zawarcia zwi�zku. - Po�o�yli namiot obok noside�. - Wi�kszo��
m�czyzn w twoim wieku ma ju� jedno lub dwa male�stwa w swych sercach - doda�
Thonolan, robi�c szybki unik przed pozorowanym zamachem swego starszego brata;
teraz oczy poja�nia�y mu w u�miechu.
- Wi�kszo�� m�czyzn w moim wieku! Jestem przecie� tylko trzy lata starszy od
ciebie - powiedzia� Jondalar z udanym gniewem, po czym roze�mia� si�, dono�nym
serdecznym �miechem, tym bardziej zaskakuj�cym, �e nie spodziewanym.
Bracia byli tak r�ni od siebie jak dzie� i noc, ale to ni�szy, ciemnow�osy by�
bardziej lekkoduszny. Przyjazna natura Thonolana, jego zara�liwy u�miech i
sk�onno�� do �miechu sprawia�a, �e wsz�dzie by� mile widziany. Jondalar by�
bardziej powa�ny, brwi cz�sto mia� zmarszczone w zamy�leniu lub obawie i chocia�
�atwo si� u�miecha�, szczeg�lnie do swego brata, to rzadko �mia� si� g�o�no. Ale
gdy to ju� czyni�, zaskakiwa�a �ywio�owo�� jego �miechu.
- A sk�d wiesz, czy Marona ju� nie nosi w sobie male�stwa, kt�re przyjm� do
serca po powrocie? - zapyta� Jondalar, gdy zacz�li zwija� sk�rzany sp�d namiotu,
kt�ry m�g� im r�wnie� s�u�y� za ma�y sza�as, wsparty na jednym maszcie.
- A sk�d wiesz, czy ona nie uzna, �e m�j nieuchwytny brat nie jest jedynym
m�czyzn� godnym jej s�ynnych wdzi�k�w? Marona naprawd� wie, jak zadowoli�
m�czyzn� - je�li tego chce. Ale ten jej charakterek... Ty jeste� jedynym, kt�ry
potrafi� sobie z ni� poradzi�, Jondalarze, cho� Doni wie, �e jest wielu takich,
kt�rzy gotowi byliby wzi�� j� z tymi jej humorami i wszystkim. - Stali twarz� w
twarz ze sk�rzanym spodem namiotu pomi�dzy sob�. - Dlaczego jej nie wzi��e� ra
partnerk�? Od lat wszyscy tego oczekiwali.
Pytanie Thonolana by�o powa�ne. W b��kitnych oczach Jondaiara pojawi�o si�
zak�opotanie, a brwi si� zmarszczy�y.
- Mo�e w�a�nie dlatego, �e wszyscy tego oczekiwali - powiedzia�. - Szczerze
m�wi�c, nie wiem. Ja r�wnie� s�dzi�em, �e zawr� z ni� zwi�zek. Kog� innego
m�g�bym wzi�� za partnerk�?
- Kogo? Och, kt�r� tylko zechcesz. We wszystkich jaskiniach wszystkie kobiety
wolne - i kilka z zaj�tych - skorzysta�oby bez wahania z okazji zwi�zania si�
w�z�em z Jondalarem z Jaskini Zelandonii, bratem Joharrana, przyw�dcy Dziewi�tej
Jaskini, nie wspominaj�c ju� o tym, �e jest bratem Thonolana, pe�nego werwy i
odwa�nego awanturnika.
- Zapomnia�e� doda�, �e jestem synem Marthony, kt�ra by�a przyw�dc� Dziewi�tej
Jaskini Zelandonii i bratem Folar, c�rki Marthony, pi�kno�ci, na kt�r� chyba
wyro�nie. - Jondalar si� u�miechn��. - Je�eli masz zamiar wymienia� wszystkie
moje wi�zi, to nie zapomnij o b�ogos�awie�stwach Doni.
- Kt� m�g�by o nich zapomnie�? - zapyta� Thonolan, kieruj�c si� do pos�a�;
ka�de z nich by�o zrobione z dw�ch sk�r, przyci�tych tak, aby pasowa�y na
ka�dego z m�czyzn, i zesznurowanych po bokach i na dole, u g�ry pozostawa�
�ci�gany sznurkiem otw�r. - Co my wygadujemy? Ja nawet my�la�em, �e Joplaya
zostanie twoj� partnerk�.
Obaj zacz�li pakowa� sztywne, podobne do pude�, zw�aj�ce si� u g�ry nosid�a.
By�y wykonane z mocnej, niegarbowanej sk�ry p