Szyller Donat - Piramidalne zło
Szczegóły |
Tytuł |
Szyller Donat - Piramidalne zło |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Szyller Donat - Piramidalne zło PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Szyller Donat - Piramidalne zło PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Szyller Donat - Piramidalne zło - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DONAT SZYLLER
Piramidalne Zło
Początkiem mojego szaleństwa były dwie cycate blondynki raźno maszerujące w stronę piramidy.
Właściwie już sama piramida była z lekka szalona - oczywiście, nie było dziwnym to, że była ona piramidą i stała
pośród egipskich piasków. To, jak na piramidę, całkiem normalne zajęcie. Szalona była raczej moja obecność u stóp tej
budowli. No bo niby co ja miałem robić w tym cholernym Egipcie, w kapciach, szlafroku i z niedopitą szklanką
herbaty w garści?
I do tego te blondynki. Piersiaste, opalone, w ciasno opinających ciało zielonych kostiumach. Ba! Miały nawet
korkowe hełmy i łopaty.
Cześć!
I do tego właśnie mówiły mi cześć.
Jestem Mary, a to jest Jane!
To była Mary, a to Jane.
Jesteśmy archeologami, wiesz?
Najwyraźniej były archeologami.
Chcemy właśnie zbadać Przeklętą Piramidę!
Do tego właśnie chciały zbadać... cholera.
Ja.. jaką piramidę? - wreszcie odzyskałem głos. Chyba zacząłem dochodzić do siebie.
Przeklętą. To ta piramida przy której stoisz, głuptasku.
Świetnie. Teraz jestem głuptaskiem.
Właściwie to może wiecie skąd ja tu się wziąłem? Jeszcze przed chwilą byłem w domu i...
Wiesz że Przeklęta Piramida jest przeklęta?
Nie no skąd. Nie domyśliłbym się.
Chcemy zbadać takie różne archeologiczne sprawy. Wiesz wykopać parę rzeczy, może jakąś mumię albo coś...
To niesamowicie interesujące ale wiecie, ja chciałbym już wrócić do domu.
O hoho! a wiesz, Dziarski Jack mówi, że w tej piramidzie jest faraon!
Super. Dziarski Jack. Gdzie ja jestem?!
I my tego faraona ten.. tego.. wykopiemy!
Może jak przestanę na nie zwracać uwagę to dadzą mi spokój?
Wiesz, my właściwie musimy już iść.
To działa.
Może pójdziesz z nami?
Nie działa.
No chooodź. Co masz lepszego do roboty?
Na przykład wrócić do domu i zdjąć czajnik z gazu.
Wiesz to będzie przygoda! i w ogóle super zabawa!
Tak, jasne, wykopie sobie kilku zabandażowanych staruchów z piramidy. Odjazd.
Świetna sytuacja. Pojawiam się ni z gruchy ni z pietruchy w cholernym Egipcie, przy jakiejś głupiej Przeklętej
Piramidzie z parą idiotek-archeologów o kiepskich dialogach. Co byście zrobili na moim miejscu?
Polazłem z nimi do tej piramidy...
Cześć! Jestem Dziarski Jack i jestem szefem archeologów!
Następny kretyn. Czy ten świat oszalał?
Dziarski Jack ubrany był w taki sam zielony kostium, jakie miały na sobie blondynki. z tą różnicą, że one dobrze
wyglądały w tych obcisłych ciuchach. Odłożył małą łopatkę, którą grzebał w ziemi i podszedł do mnie wyciągając
przyjaźnie rękę na powitanie. Olałem go.
Szukamy mumii faraona Totenhamusa, wiesz?
Nie było takiego faraona - tyle to akurat wiedziałem ze szkoły.
Blondynki zachichotały. Dziarski Jack popatrzył na mnie pobłażliwie. Nie lubię, jak ktoś tak na mnie patrzy.
Wybacz przyjacielu, ale to my jesteśmy profesorami archeologii.
Profesorami. No jasne. Bardzo mi milo. Ja jestem pekińczykiem.
Popatrz - Dziarski Jack machnął ręką w stronę ściany upstrzonej hieroglifami - tutaj jest napisane, że ta piramida to
grobowiec Totenhamusa. Dalej piszą o klątwie.
Czy mi się zdawało? Co to było? Ten dźwięk? Organy? w piramidzie?
Też to słyszałyście? - zapytałem blondynek. Jacka, jak już mówiłem, postanowiłem olać.
Co?
No ten dźwięk taki.. dziwny? Jak on powiedział “klątwa”.
O znowu. Organy.
Klątwa?
Zdecydowanie organy. Co jest kurna?
Klątwa mówi, że ktokolwiek wejdzie do tej piramidy, poniesie straszną śmierć z ręki TKZWDP - Dziarski Jack
kontynuował swoją gadkę, a muzyka organów brzmiała mi w uszach.
TKZWDP?
Tego Który Zabija Wchodzących Do Piramidy, rzecz jasna - zachichotała Mary.
Nie uważacie, że to trochę.. nie wiem.. głupie?
No co ty? Czemu?
Nic, nic. Ja po prostu jestem z innej bajki.
Łaziłem za nimi po tej piramidzie. Dziarski Jack opukiwał ściany i oglądał hieroglify przez monokl. Mary i Jane
chichotały i wypinały cycki. Normalka. Trójka archeologów i koleś w szlafroku.
Zaczynałem się przyzwyczajać. Nawet muzyka znikąd i idiotyczne towarzystwo przestały mi przeszkadzać. Po prostu
szedłem i oglądałem piramidę. w końcu niektórzy płacą za to grubą kasę, a ja mam wycieczkę za darmo.
Spójrzcie! - zawołał dramatycznie Dziarski Jack - Oto wrota do grobowca faraona!
Blondynki kołysząc biustem podbiegły do niego i zaczęły opukiwać ściany. To pewnie buduje ich wiarygodność jako
archeologów.
Wrota były duże i rzecz jasna złocone. Zdobiły je koty, szakale i inne egipskie barachuło. Dziarski Jack znalazł w nich
jakąś dzwignię i pociągnął.
Oczywiście efektem było nagłe zbliżanie się ścian. Mogłem się domyślić.
Blondynki zaczęły piszczeć i biegać dookoła. Dziarski Jack stał i głupio się na mnie patrzył. w pierwszym odruchu
chciałem najzwyczajniej w świecie, przywalić mu w tę jego dziarską gębę, ale coś mnie powstrzymało.
Ściślej mówiąc powstrzymała mnie ogromna łapa TKZWDP. Tak, tak, to Ten Który Zabija Wchodzących i tak dalej.
Wielkie bydle. Miał zęby, pazury, czerwone oczy i owinięte w bandaże, gnijące cielsko - wszystko co trzeba, by zrobić
wrażenie. No i zrobił. Mumia jego mać.
Zacząłem się drzeć i szamotać. Przysunąłem mu nawet w łeb szklanką z herbatą. Bohater ze mnie, nie ma co.
Potworek puścił mnie, a właściwie rzucił mną o ścianę. i tak dobrze. Blondynki nadal piszczały, natomiast Jack zrobił
coś, o co w życiu bym go nie podejrzewał. Pomyślał. Efektem tegoż było pociągnięcie za kolejną dzwignię. Podłoga
umknęła nam spod nóg i runęliśmy w dół żegnani rykiem TKZWDP.
Ocknąłem się z głową na kolanach Mary. Nie powiem, to było miłe, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę widok
piętrzących się nade mną piersi. Niemiły natomiast był ból żeber i świadomość, ze jestem w środku piramidy, po której
grasuje potwór wyglądający jak nieślubne dziecko Nosferatu i Pani Krysi z mięsnego.
Rozejrzałem się powoli. No tak. To było do przewidzenia. Ponura krypta. Kamienne ściany ociekające wodą. No tak.
Tylko skąd ta woda w środku pustyni? Nieważne.
Dziarski Jack pochylał się nad czymś z zainteresowaniem. Jane przyświecała mu pochodnią.
Niesamowite! Fantastyczne! Chodźcie! Zobaczcie! - Jack machał ku nam ręką.
Razem z Mary podeszliśmy do tego idioty. z zainteresowaniem przeglądał jakąś księgę.
To Necronomicon! Sławna księga umarłych - ekscytował się Jack
Coś mi zaczęło świtać.
Necronomicon nie istnieje. Wymyślił go jeden facet, pisarz. Lovecraft się nazywał zdaje się...
Dziarski Jack znów popatrzył na mnie z politowaniem.
Chyba mu jednak przywalę.
Ha! Nie wiesz co mówisz, laiku! Tu jest napisane...
Rozumiesz te krzaczki?
Jasne, to język syberyjski.
Chyba sumeryjski?
To ja tu jestem profesorem! - krzyknął Jack.
W jego oczach kiełkowało szaleństwo. Jakoś tak dziwnie się zmienił. Skrzywił się nieładnie, przygarbił. a może mi się
wydawało?
Na wszelki wypadek przywaliłem mu i zabrałem książkę.
Ojej! Uderzyłeś Dziarskiego Jacka! - pisnęła Jane
No niesamowite prawda? Niektórzy ludzie mają cudowny dar oznajmiania rzeczy oczywistych.
Zabrałeś mu księgę!
No właśnie.
Na okładce rzeczywiście stało jak wół : Necronomicon. Zacząłem przeglądać pożółkłe kartki. Były rysunki. Fajnie.
Przedstawiały oślizgłe, paskudne potwory. Niefajnie.
Znów odezwały się te przeklęte organy. Mary przytuliła się do mnie. Też dobrze.
Ok. Słuchaj panie mądralo, dasz mi wreszcie przeczytać Ważną Wskazówkę zawartą w tej książce? - Dziarski Jack
podniósł się z podłogi. Wyglądał normalniej.
Podałem mu Necronomicon. Niech mu będzie. Zaczął czytać.
Przeklęci o Wy Którzy To Czytacie albowiem Szaleństwo sprowadzacie na Głowy Swoje...
No to by się zgadzało. Szaleństwo. Brzmi znajomo.
... Bluźniercze Istoty rządzą tym światem...
Tak, tak. Żydomasoneria i Cykliści.
... i nic Cię przed nimi ochronić nie zdoła.
Mary przytuliła się jeszcze mocniej. Zacząłem się zastanawiać. Ta cała sytuacja była tak głupia, że nie zdziwiłbym się,
gdyby nagle otworzyły się drzwi i... no właśnie.
Nagły podmuch powietrza otworzył drzwi. Mary krzyknęła mi prosto w ucho.
W drugie ucho krzyknęło mi coś znacznie mniej przyjemnego niż Mary. TKZWDP.
Potwór ryknął jeszcze raz. Widocznie chciał dodać sobie animuszu. Złapałem Mary wpół i schowałem się za Dziarskim
Jackiem. a co, w końcu to on jest tutaj szefem archeologów, nie? Niech on obrywa.
TKZWDP stał jednak nieruchomo. Wpatrywał się w trzymaną przez Jacka księgę. a co zrobił ten pacan? No co?
Zgadliście? Dokładnie. Zemdlał.
Ktoś kiedyś powiedział, że okazja czyni złodzieja. Chyba tak samo jest z głupim bohaterstwem. w momencie gdy
Dziarski Jack runął na podłogę a TKZWDP rzucił się na nas szczerząc kły, fiknąłem koziołka, złapałem Necronomicon
i wykorzystując cały swój pęd grzmotnąłem potwora księgą między nogi. Wspomniałem już, ze Necronomicon ma
bardzo twarde, metalowe obicia?
TKZWDP zachwiał się, stęknął, pisnął, machnął łapą, urwał Dziarskiemu Jackowi głowę i padł na ziemię.
Nie żebym się zmartwił. Jackiem znaczy. Przynajmniej bez głowy nie powie już nic głupiego.
Staliśmy z Mary przy wejściu do Przeklętej Piramidy oglądając widowiskowy zachód słońca. Jane przehandlowaliśmy
jakiemuś Arabowi za dwa wielbłądy, które teraz spokojnie skubały jakieś porosty.
No tak. Piękne zakończenie wspaniałej historii. Idiotyzm do kwadratu.
KONIEC
Zaraz, co to jest? Skąd ten napis?
W ROLACH GŁÓWNYCH WYSTĄPILI...
Nie, to już przegięcie. Dzień dobry, jestem szaleńcem. Właśnie wyszedłem z piramidy, gdzie walczyłem z potworem, a
teraz widzę napisy na niebie. Było mi miło. Lekarstwa jak zwykle o szesnastej?
A TERAZ ZAPRASZAMY NA KOLEJNY ODCINEK SERIALU : “ROSAMUNDA”
Co? Jak? Kto?
Och, Juan Fernadnez! Kocham cię! - wyszeptała mi w ucho Mary. a może Rosamunda?