2736
Szczegóły |
Tytuł |
2736 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2736 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2736 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2736 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
GALAKTYCZNI
ROZBITKOWIE
TOM II CYKLU ROSS MURDOCK
(T�umacz: Wies�awa i Pawe� Czajczy�scy)
www.scan-dal.prv.pl
l
Gor�co -zapowiada� si� upalny dzie�. Lepiej sprawdzi� �r�d�o w zaro�lach, zanim jeszcze s�o�ce rozpali ziemi�. To jedyna woda na niezmierzonej przestrzeni nagich ska�... Czy aby na pewno?
Travis Fox pochyli� si� do przodu w siodle, aby przyjrze� si� r�owawo ��temu pasowi pustyni, jaki oddziela� go od odleg�ej linii zielonych ja�owc�w kontrastuj�cych z p�owo��t� bylic�, kt�ra wyznacza�a granic� zaro�li. To by�a ziemia ja�owa, odpychaj�ca surowo�ci� ka�dego, opr�cz rdzennych mieszka�c�w.
W innych zak�tkach �wiata pustynie dawno ju� nawodniono. Tam, gdzie niegdy� wznosi�y si� piaszczyste wydmy, teraz by�y pola uprawne. Ludzko�� coraz szybciej uniezale�nia�a si� od kaprys�w pogody i warunk�w klimatycznych. Jednak ta pustynia nie zmieni�a si�, poniewa� kraj, na kt�rego obszarze le�a�a, by� na tyle bogaty, �e nie trzeba by�o pozyskiwa� kolejnych teren�w pod, uprawy.
Pewnego dnia ta pustynia r�wnie� zniknie, a wraz z ni� zginie kultura tutejszych mieszka�c�w. Od pi�ciuset, a mo�e nawet od tysi�ca lat-nikt nie wiedzia�, kiedy pierwszy szczep Apacz�w przyby� na to terytorium-w kanionach, na piaszczystych pustkowiach a i w dolinach mieszkali twardzi pustynni wojownicy, kt�rzy nauczyli si� �y� w bardzo ci�kich warunkach, w jakich nikt inny nie zdo�a�by przetrwa� bez sta�ych dostaw zapas�w. Przez wiele stuleci walczyli o utrzymanie swej ziemi, a ich przodkowie pozostali tu i �yli w r�wnie surowych, trudnych warunkach.
�r�d�o w zaro�lach... Travis bezwiednie stuka� br�zowymi palcami w ��k siod�a, odliczaj�c kolejne lata. Dziewi�tna�cie... dwadzie�cia... Dwudziesty rok od ostatniej wielkiej suszy. Je�li Chato si� nie myli�, oznacza�o to, �e okresowo zabraknie wody, kt�ra powinna tu by�. Starzec mia� s�uszno��, przewiduj�c niezwykle suche lato tego roku.
Gdyby Travis pojecha� do �r�d�a, a to okaza�oby si� wyschni�te, straci�by wi�kszo�� dnia, a ka�da chwila by�a droga. Musz� przeprowadzi� zwierz�ta do wodopoju. Z drugiej strony, gdyby zawr�ci� do kanionu Hohokam i pomyli� si�, w�wczas Whelan mia�by prawo zarzuci� mu g�upot�. Jego brat uparcie ignorowa� rady Starszyzny. I to w�a�nie on by� g�upcem.
Travis za�mia� si� cicho. Bia�e Oczy - �wiadomie u�y� s��w, jakimi stary wojownik okre�la� tradycyjnego wroga jego ludu. .
- Pinda-lick-o-yi- powiedzia� g�o�no. Bia�e Oczy nie wiedzia�y wszystkiego. A niekt�rzy z nich od czasu do czasu nawet si� do tego przyznawali.
Roze�mia� si� raz jeszcze, tym razem z siebie i z w�asnych my�li. Podrap farmera, a znajdziesz Apacza tu� pod jego wysuszon� s�o�cem sk�r�. Travis zmusi� �aciatego konia do galopu, wk�adaj�c w to wi�cej si�y, ni� by�o konieczne. Pojedzie do Hohokam i dzisiaj b�dzie Apaczem. Tym razem mu si� uda.
Whelan uwa�a�, �e gdyby Apacze �yli tak jak Bia�e Oczy i zrezygnowali ze starych przyzwyczaje�, zyskaliby wszystko co najlepsze od swoich odwiecznych wrog�w. Nie widzia� niczego dobrego w przesz�o�ci i nawet same rozwa�ania na temat Starszyzny, tego, co zrobili i dlaczego, uznawa� za niepotrzebn� strat� czasu. Travis zagryz� wargi, czuj�c gorycz rozczarowania, r�wnie siln� jak przed rokiem.
Srokacz zwinnie kluczy� mi�dzy g�azami le��cymi wzd�u� koryta wyschni�tego potoku. To dziwne, �e na tak suchej ziemi wci�� widoczne by�y �lady wody. Ci�gn�ce si� milami rowy irygacyjne wykorzystywane przez Starszyzn� rozcina�y sk�pane s�o�cem po�acie nieos�oni�tej ziemi, kt�ra od wiek�w nie zazna�a koj�cego dotyku wilgoci. Travis pop�dzi� konia pod ostre zbocze i skr�ci� na zach�d. Czul, jak s�o�ce przypieka mu plecy, przenikaj�c przez cienki materia� wyblak�ej koszuli.
W�tpi�, �eby Whelan wiedzia� o kanionie Hohokam. Wzmianki o tym miejscu pojawia�y si� jedynie w opowie�ciach o dawnych czasach, kt�re przechowywali w pami�ci ludzie tacy jak Chato.A Whelan nie zna� opowie�ci Chato. Cho� by� Apaczem, odrzuca� tradycj� swego ludu i �y� tak, jakby przynale�a� do �wiata Bia�ych. Chato prezentowa� Odmienn� postaw�. Ignorowa� istnienie Bia�ych Oczu i ca�kowicie odizolowa� si� od ich �wiata.
Kiedy� Travisowi wydawa�o si�, �e mo�liwa jest trzecia droga: po��czenie nauki bia�ego cz�owieka z wiedz� Apacz�w. S�dzi�, �e znalaz� ludzi, kt�rzy si� z nim zgadzali. Ale wszystko to min�o r�wnie szybko, jak wyparowa�aby kropla wody spuszczona na jeden z le��cych tu kamieni. Teraz sk�ania� si� ku opinii Chato, kt�ry przekaza� mu wiedz�, jakiej nie posiada� Whelan, wiedz� o ich ziemi.
Ojciec Chato. Travis zn�w zacz�� odlicza�. Taft, ojciec Chato mia�by teraz sto dwadzie�cia �at. Urodzi� si� w dolinie Hohokam, w czasie gdy jego rodzina ukrywa�a si� przed �o�nierzami w niebieskich mundurach.
Chato zna� zaginiony kanion. Zaprowadzi� tam Travisa, kt�ry wtedy by� jeszcze na tyle ma�y, �e ledwo m�g� opasa� kr�tkimi n�kami brzuch konia. Potem Travis wci�� powraca� do tego miejsca. Intrygowa�y go domy Hohokam, a znajduj�ce si� tam �r�d�o wody jeszcze nigdy nie zawiod�o. W sezonie zielone orzechowce dostarcza�y mn�stwa owoc�w, a niekt�re gatunki drzew owocowych wci�� rodzi�y. Kiedy� by� to ogr�d - teraz ukryta oaza.
Travis zag��bia� si� w labirynt kanion�w, odtwarzaj�c w my�lach zapomniany szlak, gdy nagle us�ysza� buczenie. Instynktownie �ci�gn�� wodze. Wiedzia�, �e cie� klifu stanowi wystarczaj�c� kryj�wk�. Spojrza� w g�r�.
- Helikopter! - krzykn��. Widok nowoczesnego �mig�owca na prastarej pustyni wprawi� go w zdumienie.
Czy�by to Whelan �ledzi� poczynania brata? Kiedy o wschodzie s�o�ca Travis wyje�d�a� z rancza. Bili Redhorse, wnuk Chato, w�a�nie naprawia� silnik. Nie. to niemo�liwe, �eby Whelan traci� paliwo na podr�e po pustyni. Teraz, kiedy wojna wisia�a na w�osku, zmniejszono dostawy i z helikopter�w korzystano tylko w nag�ych wypadkach. Do codziennych prac u�ywano koni.
Gro�ba wojny... Travis my�la� o tym, patrz�c Jak dziwna maszyna znika za za�omem ska�y. Jak daleko si�ga� pami�ci�, gazety, radio i telewizja nieodmiennie donosi�y o rozmaitych konfliktach. Raz po raz dochodzi�o do lokalnych walk, potem zawierano rozejmy i prowadzono nie ko�cz�ce si� negocjacje. Przed kilkoma miesi�cami w Europie wydarzy�o si� co� dziwnego-wielki wybuch na p�nocy. Czerwoni nie wyja�nili, co si� sta�o, lecz kr��y�a pog�oska, �e jaka� nowa bomba wymkn�a si� spod kontroli i eksplodowa�a. Te epizody mog�y stanowi� wst�p do powa�nego roz�amu mi�dzy Wschodem a Zachodem.
Ograniczano coraz to nowe prawa i szeptano o nadchodz�cych k�opotach. Zn�w na�o�ono embargo na dostawy paliwa. Wyczuwa�o si� napi�cie...
Tutaj, na pustyni, �atwo by�o o tym nie my�le�. Skalne �ciany sta�y tu, zanim Apacze przybyli z p�nocy, i prawdopodobnie b�d� sta� nadal - cho� mo�e radioaktywne - kiedy Bia�e Oczy ponownie wykurz� st�d prawowitych mieszka�c�w.
Helikopter polecia� w stron� kanionu. Travis zastanawia� si�, jaka misja przywiod�a w te strony stalowego ptaka. By� pewien, �e nie jest to �mig�owiec kt�rego� z miejscowych farmer�w. Gdyby pilot szuka� pojedynczych sztuk byd�a, kt�re oddali�y si� od stada, zatacza�by ko�a. Czy�by poszukiwacze? Obecnie nie s�ysza�o si� o �adnych ekspedycjach rz�dowych, a w ci�gu ostatnich pi�ciu lat drobiazgowo kontrolowano wszelkie wyprawy poszukiwawcze.
Travis znalaz� ukryty zakr�t prowadz�cy do kanionu. Srokacz st�pa� ostro�nie, a je�dziec badawczo przygl�da� si� ziemi. Nie dostrzeg� �adnego �ladu, co �wiadczy�o, �e od d�ugiego czasu nikt t�dy nie przeje�d�a�. Cmokn�� j�zykiem i ko� przyspieszy�. Gdy ujechali mo�e dwie mile wij�c� si� �cie�k�, Travis raptownie zatrzyma� wierzchowca.
Ostrze�enie przyni�s� powiew lekkiego wiatru. Nie by� to pustynny wiatr, brzemienny gor�cem i py�em; ni�s� zapach ja�owca. Srokacz te� rozpozna� znajom� wo�. Woda! Na ziemi doko�a widnia�y jednak �lady ludzkiej bytno�ci.
Travis wyci�gn�� z olstr�w strzelb� i zeskoczy� z siod�a. Je�eli od ubieg�ego roku nie zasz�y tu �adne zmiany, u wej�cia do ukrytego kanionu znajdowa�a si� dobra kryj�wka. M�g�by rozejrze� si� niepostrze�enie. Teraz dotar�y do niego zapachy �wiadcz�ce niezbicie o istnieniu jakiego� obozowiska: wo� drzewnego dymu, kawy, sma�onego bekonu.
Bez trudu wspi�� si� do upatrzonego miejsca. W dole pachnia�y sosny - teraz znacznie silniej sk�pane w s�onecznym �arze - �wiergota�y ptaki, rozpowiadaj�c o swoich troskach i niepokojach. By�a tam r�wnie� zielona plama, zasilany �r�d�em stawek, w kt�rym odbija� si� gor�cy b��kit nieba. Mi�dzy wod� a szerok� p�ytk� jaskini�, kryj�c� kamienne miasto Starszyzny, sta� helikopter. Jaki� m�czyzna krz�ta� si� przy ognisku, drugi poszed� do stawu po wod�.
Travis by� pewien, �e to nie farmerzy. Zachowywali si�, jakby rozbijali ob�z. W cieniu rzucanym przez niewielk� k�p� drzew dostrzeg� zrolowane koce. Nie zauwa�y� jednak narz�dzi do kopania, �adnych wskaz�wek �wiadcz�cych o tym, �e ma przed sob� poszukiwaczy.
M�czyzna wr�ci� znad stawu, postawi� nape�nione wiadro przy ogniska i usiad� po turecku przed du�� paczk�. Wyj�� z niej co�, co mog�o by� nowoczesn� przeno�n� radiostacj�.
Kiedy zacz�� wysuwa� anten�, srokacz za plecami Travisa zar�a� ostrzegawczo. Wiedziony odwiecznym instynktem, Indianin odwr�ci� si� na kolanach z broni� w pogotowiu. Ale strzelba napotka�a inn� luf�, skierowan� prosto w jego pier�.
Szare oczy ponad nieruchom� luf� patrzy�y na niego z ch�odnym dystansem, gorszym ni� wypowiedziana gro�ba. Travis Fox mia� si� za godnego potomka najtwardszych wojownik�w, teraz jednak zda� sobie spraw�, �e ani on, ani �aden z jego ziomk�w nie stan�� nigdy oko w oko z takim cz�owiekiem. M�czyzna by� m�ody, ale na jego szczup�ej ch�opi�cej twarzy matowa�o si� zdecydowanie.
- Rzu� to! - rozkaza� tonem nie znosz�cym sprzeciwu. Travis wypu�ci� strzelb� z r�k; zsun�a mu si� po nodze i upad�a na piaszczyste zbocze,
- Wstawaj. Nie oci�gaj si�. I schod� tam. - Kolejne polecenia zosta�y wypowiedziane r�wnie kategorycznym tonem.
Travis wsta� i ruszy� w d� zbocza. Nie wiedzia�, w co wdepn��, ale nie w�tpi�, �e to co� paskudnego.
M�czyzna przy ognisku i ten z radiostacj� obserwowali spokojnie, jak nadchodzi. Niewiele si� r�nili od okolicznych bia�ych farmer�w. Travis spojrza� na nich ponownie i nagle zda� sobie spraw�, �e twarz m�czyzny przy ognisku jest mu znajoma. Tak, na pewno widzia� ju� kiedy� tego cz�owieka.
- Sk�d go wytrzasn��e�, Ross? - zapyta� m�czyzna z radiostacj�.
- Le�a� na grani, podgl�da� - odpar� zapytany. M�czyzna, kt�ry krz�ta� si� przy ognisku, wsta�, wytar� r�ce w jak�� szmat� i ruszy� w ich kierunku. By� najstarszy z tr�jki nieznajomych, mia� zaskakuj�co jasne b��kitne oczy, kontrastuj�ce z ciemn� karnacj�. Travis wyczu�, �e to on jest przyw�dc� grupy. I zn�w pojawi�o si� niewyra�ne wspomnienie twarzy tego cz�owieka. Ale dlaczego t� twarz otacza�a czarna obw�dka?
Nieznajomy nie spieszy� si� z zadawaniem pyta�. Travis patrzy� mu prosto w oczy, staraj�c si� zachowa� spok�j.
- Apacz-rzek� m�czyzna.
By�o to bardziej stwierdzenie ni� pytanie. Pomog�o jednak Travisowi lepiej oceni� nieznajomego. Niewielu ludzi potrafi�o na pierwszy rzut oka odr�ni� Apacza od Hopi, Nawaja czy Ute.
- Farmer? - Tym razem by�o to pytanie i Travis udzieli� prawdziwej odpowiedzi. Coraz mocniej utwierdza� si� w przekonaniu, �e w przypadku tego Bia�ego Oka milczenie nie przyniesie niczego dobrego.
- Z farmy Double A - odpar�.
Par� minut wcze�niej m�czyzna obs�uguj�cy radiostacj� roz�o�y� map�. Teraz przejecha� po niej palcem wskazuj�cym i pokiwa� g�ow�.
- Najbli�sze pasmo na wsch�d - rzek�. - Ale niemo�liwe, �eby tak daleko na pustyni szuka� sztuk byd�a, kt�re oddali�y si� od stada.
- Woda. - Przyw�dca wskaza� na staw. - Z tego �r�d�a wody korzysta�a Starszyzna.
Po�rednio by�o to kolejne pytanie i Travis zda� sobie spraw�, �e odpowiada automatycznie.
- Przodkowie je znali. - Brod� wskaza� na ruiny w wielkiej, p�ytkiej jaskini. - Nigdy nie wysycha�o, nawet w z�ych latach.
- A mamy z�y rok. - M�czyzna potar� d�oni� podbr�dek, nie spuszczaj�c niebieskich oczu z je�ca. - Komplikacja, jakiej nie przewidzieli�my. A wi�c p�dzicie tu byd�o w suchych latach, synu?
- Nie - odpar� Travis. - Niewielu Apacz�w wie o tym miejscu. Niewielu chce s�ucha� opowie�ci starc�w. - Wci�� intrygowa�o go dokuczliwe wspomnienie szczup�ej twarzy. I ta czarna otoczka doko�a niej. Rama! Tak, rama obrazu! Portret nieznajomego wisia� nad biurkiem doktora Morgana, na uniwersytecie.
- Ale ty chcesz s�ucha� - powiedzia� m�czyzna, obrzucaj�c Indianina badawczym spojrzeniem, zupe�nie jakby chcia� czyta� w jego my�lach.
- Tak istotnie jest. - Travis bezwiednie u�y� innego narzecza, pr�buj�c przypomnie� sobie co� wi�cej.
- Co my teraz z tob� zrobimy? - odezwa� si� m�czyzna z radiostacj�, wstaj�c leniwie. - Jak my�lisz, Ashe? P�jdzie do ch�odni? - Mo�e tam na g�r�? - Wskaza� kciukiem na ruiny.
Ashe! Doktor Gordon Ashe! Travis wreszcie dopasowa� nazwisko do osoby. I zrozumia�, dlaczego ten cz�owiek znalaz� si� w tym miejscu. Ashe by� archeologiem. Ale Travis nie musia� widzie� radiostacji czy obozowiska, aby si� domy�li�, �e nie jest to ekspedycja poszukuj�ca staro�ytnych relikt�w. Co zatem doktor Ashe i jego ludzie robi� w Kanionie Umar�ych?
- Opu�� r�ce, synu - powiedzia� Ashe. - Wszystko b�dzie w porz�dku, je�li dobrowolnie zostaniesz tu przez jaki� czas.
- Jak d�ugo? - spyta� Travis.
- To zale�y - odpar� archeolog.
- Zostawi�em tam mojego konia. Musi si� napi� wody.
- Ross, przyprowad� tego konia.
M�odzieniec zarzuci� na rami� bro� osobliwych kszta�t�w i wspi�� si� po zboczu. Niebawem wr�ci�, prowadz�c srokacza. Travis zdj�� siod�o z wierzchowca, napoi� go i powr�ci� do obozowiska, gdzie czeka� na niego Ashe.
- A wi�c powiadasz, �e niewielu ludzi wie o tym miejscu? -rzek� archeolog.
Travis wzruszy� ramionami.
- Jeszcze jeden cz�owiek z Double A. Jest bardzo stary. Jego ojciec urodzi� si� tutaj dawno temu, kiedy Apacze walczyli z wojskiem. Nikogo innego to miejsce nie interesuje.
- A zatem w tych ruinach nigdy nie prowadzono poszukiwa�?
- Raz.
- Kto?
Travis odsun�� z czo�a kapelusz.
- Ja - odpowiedzia� kr�tko.
- Ach tak? - Ashe wyj�� paczk� papieros�w i pocz�stowa� wszystkich. Travis bezwiednie si�gn�� po papierosa.
- Przyjechali�cie tu, �eby kopa�? - zapyta�.
- W pewnym sensie - odpar� Ashe, ale kiedy zerkn�� na pueblo nad urwiskiem, Travisowi przysz�o do g�owy, �e archeolog widzi co� o wiele ciekawszego ni� pokruszone bloki wysuszonej s�o�cem ceg�y.
- S�dzi�em, �e interesuje pana g��wnie okres przed Majami, doktorze Ashe. - Kucn�� i wyj�� z ogniska tl�c� si� ga��zk�, �eby przypali� papierosa. Czu� satysfakcj� na widok zaskoczenia maluj�cego si� na twarzy archeologa.
- Znasz mnie! - S�owa Ashe'a zabrzmia�y jak wyzwanie. Travis pokr�ci� g�ow�.
- Znam doktora Prentissa Morgana - wyja�ni�.
- Teraz rozumiem! Jeste� jednym z jego b�yskotliwych ch�opc�w!
- Nie - pad�a szybka odpowied�, kt�ra zabrzmia�a niczym ostrze�enie, by nie dr��y� dalej.
Archeolog w�a�ciwie odczyta� intencje Travisa i nie zada� kolejnego pytania.
- �arcie gotowe, Ashe? - spyta� cz�owiek przy radiostacji.
Ross podszed� do ogniska i si�gn�� po patelni�. Travis spojrza� na jego r�k�. Sk�ra poorana by�a bliznami. Apacz ju� kiedy� widzia� podobne szramy - pozosta�o�� po g��bokich, bolesnych oparzeniach. Odwr�ci� pospiesznie wzrok, kiedy m�odzieniec rozk�ada� jedzenie na talerze, i wyj�� w�asny prowiant z sakw przytroczonych do siod�a.
Jedli w milczeniu, ale by�o to dziwnie towarzyskie milczenie. Napi�cie spowodowane nieoczekiwanym spotkaniem opad�o. Travis nie czu� ju� wzburzenia na my�l o tym, �e da� si� podej�� w tak prosty spos�b. Zast�pi�a je ciekawo��. Pragn�� dowiedzie� si� czego� wi�cej o tych ludziach, pozna� przyczyn� ich obecno�ci w tym kanionie. Ten m�ody Ross by� doskona�ym tropicielem. Musia� mie� sporo do�wiadczenia, skoro z tak� �atwo�ci� go podszed�. Apacz chcia� bli�ej przyjrze� si� broni Rossa. To nie by� konwencjonalny rewolwer. M�czyzna nosi� go zawsze w pogotowiu, tak jakby w ka�dej chwili spodziewa� si� nag�ego ataku.
Travis bacznie obserwowa� trzech m�czyzn. Dostrzeg�, �e Ashe i Ross znacznie si� r�ni� od swego towarzysza. On mia� jasn� karnacj� i sprawia� wra�enie nieco flegmatycznego. Oni za� byli �niadzi, poruszali si� zwinnie i bezszelestnie, ca�y czas zachowuj�c czujno��. Im d�u�ej przygl�da� si� ca�ej tr�jce, tym bardziej by� pewien, �e nie przybyli tu, aby bada� ruiny na urwisku. Podejrzewa�, �e wykonywali o wiele powa�niejsz�, mo�e nawet �miertelnie niebezpieczn� misj�.
Nie zadawa� pyta�, zadowolony, �e do nich nale�y pierwszy krok. Buczenie nadajnika przerwa�o spok�j panuj�cy w ma�ym obozowisku. Radiowiec b�yskawicznie za�o�y� s�uchawki na uszy i po chwili przekaza� wiadomo��.
- Trzeba wznowi� procedur�. Dzisiaj w nocy zaczn� sprowadza� sprz�t!
2
No i co? - Spojrzenie Rossa prze�lizgn�o si� po Travisie i spocz�o na Ashe'u.
- Czy ktokolwiek wie, �e tu jecha�e�? - spyta� archeolog.
- Chcia�em sprawdzi� wszystkie �r�d�a wody. Je�eli nie wr�c� na ranczo w rozs�dnym czasie, zaczn� mnie szuka�. - Travis nie widzia� powodu, by dodawa�, �e Whelan nie przej��by si�, gdyby brat nie wr�ci� w ci�gu dwudziestu czterech godzin, spodziewa� si� bowiem, i� poszukiwanie wody mo�e potrwa� nawet par� dni.
- M�wisz, �e znasz Prentissa Morgana. Jak dobrze?
- Przez jaki� czas na uniwersytecie by�em w jednej z jego grup.
- Jak si� nazywasz?
- Fox. Travis Fox.
Operator zerkn�� na map� i powiedzia�:
- Double A nale�y do Foxa...
- To m�j brat. Pracuj� dla niego.
- Grant - Ashe zwr�ci� si� do operatora - oznacz to jako pilne i prze�lij do Kelgarriesa. Popro�, �eby sprawdzili Foxa.
- Mo�emy go odes�a�, gdy tylko przyjdzie pierwszy transport, szefie. Przechowaj� go w bazie, ile b�dziesz chcia� - zaproponowa� Ross, jakby Travis przesta� by� osob� z krwi i ko�ci i stanowi� tylko zb�dny balast.
Ashe potrz�sn�� g�ow�.
- Pos�uchaj, Fox, nie chcemy ci robi� k�opot�w. Mia�e� po prostu pecha, �e akurat dzisiaj tu zaszed�e�. Szczerze m�wi�c, nie mo�emy �ci�ga� na siebie uwagi. Ale je�li dasz mi s�owo, �e nie przekroczysz tego wzg�rza, p�ki co zostawimy sprawy tak, jak stoj�.
Opuszczenie tego miejsca by�o ostatni� rzecz�, jakiej Travis pragn��. Rozbudzili ju� jego ciekawo�� i nie mia� zamiaru si� st�d rusza�, chyba �eby usun�li go si��. A to, jak sobie w duchu obieca�, b�dzie wymaga�o od nich sporego wysi�ku.
- Umowa stoi - powiedzia�.
Ashe my�la� ju� o czym� innym.
- M�wisz, �e tu troch� kopa�e�. Co znalaz�e�?
- Zwyk�e rzeczy: troch� ceramiki, kilka grot�w strza�. Prawdopodobnie pochodz� z okresu przedkolumbijskiego. W tych g�rach mn�stwo takich ruin.
- Czego si� pan spodziewa�, szefie? - zapyta� Ross.
- C�, by�a niewielka szansa - odpar� dwuznacznie Ashe. - Ten klimat �wietnie konserwuje. Znale�li�my kosze, tkaniny, ko�ci, kt�re przetrwa�y...
- Wezm� te ko�ci i kosze w zamian za inne rzeczy. - Ross przy�o�y� okaleczon� r�k� do piersi i potar� blizny drug� d�oni�, jakby koi�, b�l w ci�gle dokuczaj�cej ranie. - Lepiej zapali� �wiat�a, skoro ch�opcy wpadn� dzisiaj w nocy.
Ross i Ashe zacz�li ustawia� na ��ce ma�e plastikowe kanistry w r�wnych odst�pach, w dw�ch rz�dach. Travis domy�li� si�, �e , oznaczaj� l�dowisko. Jego rozmiary wskazywa�y, �e oczekuj� helikopter�w znacznie wi�kszych ni� ten, kt�ry ju� wyl�dowa� w kanionie. Gdy sko�czyli, Ashe usiad�, opieraj�c si� plecami o drzewo i zacz�� przegl�da� gruby notes, a Ross przyni�s� rolk� papy i rozwin�� j�.
Wyj�� pi�� kamiennych grot�w. Mia�y charakterystyczny kszta�t , i by�y zbyt d�ugie jak na groty do strza�. Travis rozpozna� szczeg�lny kszta�t i wz�r p�atkowych ostrzy! By�o to r�kodzie�o o wiele lepsze od p�niejszych wyrob�w jego ludu, chocia� du�o starsze. Ju� wcze�niej mia� okazj� podziwia� kunszt zapomnianego producenta broni. Groty ludzi Folsom! Wie�czy�y w��cznie my�liwych, kt�rzy polowali na mamuty, gigantyczne bizony, nied�wiedzie i lwy alaska�skie.
- Cz�owiek Folsom tutaj? - Travis zauwa�y�, �e Ross rzuci� mu zaciekawione spojrzenie, a Ashe oderwa� wzrok od notesu.
M�odszy m�czyzna wzi�� ostatni grot z rz�du i poda� Apaczowi. Ten delikatnie uj�� go w d�onie. Grot by� idealny, wspania�y. Obr�ci� go w palcach.
- Imitacja - powiedzia�.
Czy aby na pewno? Ju� wcze�niej trzyma� w r�ku groty Folsom i niekt�re, mimo i� bardzo stare, zachowa�y si� w r�wnie idealnym stanie jak ten. Tyle �e z tym... by�o co� nie tak. Nie potrafi� sprecyzowa�, co.
- Dlaczego tak s�dzisz? - zapyta� Ashe.
- O jego autentyczno�ci za�wiadczy� Stefferds - wtr�ci� Ross, si�gaj�c po nast�pny grot.
Jednak Travis by� pewny swej oceny, mimo odmiennej opinii Jednego z najwi�kszych autorytet�w w dziedzinie archeologii.
- Czuj�, �e co� z nim nie tak.
Ashe skin�� na Rossa, kt�ry podni�s� trzeci kamienny grot. Na pierwszy rzut oka ten r�wnie� stanowi� kopi� pierwszego. Travis przemin�� palcem wzd�u� wy��obie� �uszcz�cej si� kraw�dzi i zrozumia�, �e to w�a�nie jest pierwowz�r. Podzieli� si� tym spostrze�eniem.
- No, no. - Ross przygl�da� si� grotom. - Dowiedzieli�my si� czego� nowego - wymamrota� na wp� do siebie.
- Nie pierwszy raz - stwierdzi� Ashe. - Poka� mu swoj� bro�.
Ross zmarszczy� brwi. Przez chwil� zdawa�o si�, �e odm�wi, lecz w ko�cu spe�ni� polecenie. Apacz od�o�y� ostro�nie pradawny grot, wzi�� bro� i przyjrza� jej si� uwa�nie. Mimo i� kszta�tem przypomina�a rewolwer, znacznie si� od niego r�ni�a. Gdy wycelowa� w pie� drzewa, zauwa�y�, �e kolba wcale nie jest wygodna, jakby d�o�, dla kt�rej zosta�a wykonana, nie by�a podobna do jego r�ki.
Im d�u�ej trzyma� bro�, tym wi�cej zauwa�a� szczeg��w r�ni�cych j� od klasycznego rewolweru czy pistoletu. Nie podoba�o mu si� to dziwne wra�enie...
Po�o�y� rewolwer ko�o krzemowego grotu i spojrza� na oba przedmioty. Wyczuwa� w nich wsp�lne dziedzictwo wieku. W przypadku grotu to odczucie wydawa�o si� jak najbardziej na miejscu. Ale dlaczego rewolwer oddzia�ywa� na niego podobnie? Przyzwyczai� si� ju� polega� na tym osobliwym sz�stym zmy�le, jaki posiada�. Fakt, te w tej chwili zawi�d�, wytr�ca� go z r�wnowagi.
- Ile lat ma ta bro�? - zapyta� Ashe.
- Niemo�liwe, �eby... - Travis zaprotestowa� wbrew wewn�trznemu przekonaniu. - Nie uwierz�, �e jest r�wnie stara jak ten grot w��czni!
- Bracie - Ross przyjrza� mu si� z dziwnym wyrazem twarzy - tak w�a�nie jest! - Wsun�� dziwny rewolwer do kabury. - Mamy tu zgadywacza czasu, szefie.
- Taki dar wcale nie nale�y do rzadko�ci - skomentowa� Ashe. -Widzia�em ju� podobne przypadki.
- Ale pistolet nie mo�e by� a� tak stary! - upiera� si� Travis.
Lewa brew Rossa unios�a si� sardonicznie, a usta u�o�y�y si� w kpi�cy p�u�mieszek.
- Nic o nim nie wiesz, bracie - zauwa�y�. - Nowy rekrut? - To pytanie skierowa� do Ashe'a, kt�ry zmarszczy� brwi, lecz w ko�cu u�miechn�� si� tak ciep�o, �e przez moment Travis poczu� si� nieswojo. Ten u�miech jednoznacznie wskazywa�, i� Ashe i Ross od dawna tworz� zgrany zesp�, i zarazem odgradza� ich od nowo poznanego.
- Nie spiesz si�, ch�opcze. - Archeolog wsta� i podszed� do nadajnika. - Jakie� wie�ci z frontu?
- Trzask-trzask, prask-prask - �achn�� si� operator. - Gdy tylko poradz� sobie z jednym zak��ceniem na pa�mie, trafiam na inne. Mo�e kiedy� skonstruuj� takie walkie-talkie, �e cz�owiekowi nie b�d� p�ka� b�benki w uszach. Nie, p�ki co, nic nowego.
Travisowi nasuwa�o si� mn�stwo pyta�. By� jednak pewny, �e na wi�kszo�� z nich uzyska�by wymijaj�ce odpowiedzi. Pr�bowa� dopasowa� ten pistolet do uk�adanki wskaz�wek i domys��w, i przekona� si�, �e mu si� to nie udaje. Zapomnia� o wszystkim, kiedy Ashe usiad� ponownie i zacz�� m�wi� jak archeolog. Z pocz�tku Travis tylko s�ucha�, potem zda� sobie spraw�, �e coraz cz�ciej odpowiada, wyra�a w�asne opinie, a raz czy dwa o�mieli� si� nawet sprzeciwi� rozm�wcy. Wiedza Apacza, ruiny po�r�d ska�, cz�owiek Folsom - pytania Ashe'a mia�y szeroki zasi�g. Travis dopiero wtedy zrozumia�, �e archeolog sprawdza jego wiedz�, gdy zacz�� m�wi� swobodnie, z zapa�em cz�owieka, kt�remu od dawna odmawiano mo�liwo�ci ekspresji.
- Wygl�da, �e ci�ko im si� kiedy� �y�o - stwierdzi� Ross, gdy Indianin zako�czy� opowie�� o tym, jak w dawnych czasach Apacze wykorzystywali to obozowisko.
Wtem nadajnik o�y� i Grant za�o�y� s�uchawki na uszy. U�o�y� sobie notes na kolanach i zacz�� bardzo szybko pisa�.
Travis spojrza� na cienie k�ad�ce si� na klifach. Zbli�a� si� zach�d s�o�ca, a on zaczyna� si� niecierpliwi�. Czu� si�, jakby siedzia� w teatrze i oczekiwa� na podniesienie kurtyny, albo ze spluw� w r�ku oczekiwa� nadci�gaj�cych k�opot�w.
Ashe wzi�� od Granta zagryzmolon� kartk� i por�wna� j� z innymi zapiskami w notesie. Ross leniwie �u� d�ugie �d�b�o trawy. Sprawia� wra�enie ospa�ego, ale Travis podejrzewa�, �e gdyby tylko zrobi� jaki� niew�a�ciwy ruch, m�czyzna natychmiast by si� rozbudzi�.
- Ten kraj musia� by� kiedy� g�sto zaludniony - odezwa� si� Ross. - To wygl�da na zwyczajny blok mieszkalny. Na sto albo dwie�cie os�b. Tak czy siak, jak oni tu �yli? Przecie� to ma�a dolina.
- Na p�nocny zach�d jest jeszcze jedna dolina z wyra�nie zaznaczonymi rowami irygacyjnymi - wyja�ni� Travis, - Poza tym polowali: na indyki, jelenie, antylopy, nawet na bizony - je�li tylko dopisa�o szcz�cie.
- Gdyby cz�owiek zna� jaki� spos�b na zerkni�cie w przesz�o��, m�g�by si� wiele nauczy�...
- Chodzi ci o u�ycie Vis-Texu na podczerwie�? - zapyta� Travis oboj�tnym tonem. Z satysfakcj� patrzy�, jak pryska spok�j jego rozm�wcy. - My, Indianie, nie ubieramy si� w koce i nie nosimy ju� pi�r we w�osach. Niekt�rzy z nas czytaj� ksi��ki, ogl�daj� telewizj� i chodz� do szko�y. Ale Vis-Tex, kt�rego dzia�anie widzia�em, nie by� zbyt skuteczny. - Zdecydowa� si� na zgadywank�. - Zamierzacie tu przetestowa� nowy model?
- W pewnym sensie tak.
Travis nie oczekiwa� odpowiedzi. Ashe udzieli� jej jednak, ku wyra�nemu zdumieniu Rossa.
Fotografowanie przesz�o�ci przy u�yciu fal podczerwieni zako�czy�o si� sukcesem w eksperymentach prowadzonych dwie dekady wcze�niej - pod koniec lat pi��dziesi�tych. W�wczas rejestrowano stan (przed kilku godzin. P�niej proces ten udoskonalono i przedmioty pojawia�y si� na filmach nagrywanych tydzie� po ich znikni�ciu z danego punktu. Travis uczestniczy� kiedy� w prowadzonym przez doktora Morgana pokazie eksperymentalnego Vis-Texu. Je�li rzeczywi�cie maj� nowy model, kt�rym mo�na si�gn�� w g��b historii! Wzi�� g��boki oddech i utkwi� wzrok w ruinach puebla. Zwizualizowanie przesz�o�ci mia�oby kolosalne znaczenie! U�miechn�� si� na my�l o tym.
- Je�eli rzeczywi�cie macie taki model, i je�li zadzia�a, wiele rozdzia��w historii trzeba b�dzie napisa� na nowo - rzek�.
- Nie tej historii, kt�r� znamy. - Ashe wyci�gn�� papierosy i pocz�stowa� ich. - Synu, teraz jeste� cz�ci� tego przedsi�wzi�cia, czy ci si� to podoba czy nie. Nie mo�emy ci� pu�ci� wolno. Rozumiesz, sytuacja jest krytyczna. A wi�c... otrzymasz szans� na werbunek.
- Do czego? - zainteresowa� si� Travis.
- Do projektu Folsom Jeden. - Ashe zapali� papierosa. - W kwaterze g��wnej sprawdzono ci� dok�adnie. Sk�aniam si� do stwierdzenia, �e opatrzno�� macza�a palce w twoim pojawieniu si� tu akurat dzisiaj. Wszystko pasuje idealnie.
- A� za bardzo? - Czo�o Rossa przeci�a g��boka bruzda.
- Nie - odpar� Ashe. - Jest tym, za kogo si� podaje. Nasz cz�owiek sprawdzi� Double A i rozmawia� z Morganem. On nie jest szpiclem.
Jakim szpiclem? - zastanawia� si� Travis. Najwyra�niej zwerbowali go w swoje szeregi, ale chcia� si� dowiedzie�, dlaczego i po co. Uwa�a�, �e najlepiej b�dzie, je�li zapyta wprost.
- Jeste�my tu, aby zobaczy� �wiat �owc�w Folsom - wyja�ni� mu Ashe.
- Wysoko pan mierzy, doktorze. Musi pan dysponowa� wspania�ym Vis-Texem, skoro mo�e pan zajrze� dziesi�� tysi�cy lat wstecz.
- Bardziej prawdopodobne, �e jeszcze dalej - poprawi� go Ashe. - P�ki co, nie jeste�my pewni.
- Po co to ca�e "cicho-sza"? Obserwacja jakiego� w�drownego, prymitywnego plemienia powinna si� odbywa� przy udziale telewizji, ekip wiadomo�ci...
- Prymitywni tubylcy nie interesuj� nas tak bardzo jak inne rzeczy.
- Na przyk�ad, sk�d pochodzi ta bro� - wtr�ci� Ross. Zn�w pociera� naznaczon� bliznami r�k�, a Travis rozpozna� w jego oczach ten sam cie�, kt�ry ujrza� podczas pierwszego spotkania u wej�cia do kanionu. By�o to spojrzenie wojownika szykuj�cego si� do bitwy.
- Przez jaki� czas b�dziesz musia� wierzy� nam na s�owo - rzek� Ashe. - To dziwna robota i z konieczno�ci �ci�le tajna - u�ywaj�c okre�lenia naszych czas�w.
Zjedli kolacj� i Travis przeprowadzi� srokacza na w�ski, po�o�ony ni�ej skraj kanionu, dostatecznie daleko od zaimprowizowanego l�dowiska. Tu� po zmierzchu wyl�dowa� pierwszy z transportowych �mig�owc�w. Wkr�tce Apacz sta� w jednej linii z pozosta�ymi m�czyznami, przekazuj�c paczki i pud�a z maszyny do schronu w niewielkim gaiku. Pracowali, nie trac�c energii na zbyteczne ruchy, z pr�dko�ci�, kt�ra sugerowa�a, �e czas jest drogi. Travis zauwa�y�, i� zarazi� si� od innych potrzeb� po�piechu. Pierwsza maszyna, opr�niona z �adunku, unios�a si� w powietrze i znik�a w ciemno�ciach. Zaledwie po kilku minutach kolejny �mig�owiec zaj�� jej miejsce. Ponownie uformowali �a�cuch do roz�adunku, tym razem przekazuj�c sobie ci�sze skrzynie, kt�rych podniesienie wymaga�o si�y dw�ch m�czyzn.
Zanim odlecia� czwarty helikopter, Travisa bola� ju� kr�gos�up i ramiona. Do pomocy przysz�o kolejnych czterech m�czyzn. Prawie nie rozmawiali, koncentruj�c si� na roz�adunku i uk�adaniu towaru. Gdy tylko czwarty �mig�owiec odlecia�, Ashe podszed� do Travisa w towarzystwie jakiego� m�czyzny.
- Oto on. - Po�o�y� d�o� na ramieniu Indianina i obr�ci� go twarz� w stron� nowo przyby�ego.
M�czyzna by� wy�szy od doktora i emanowa� pewno�ci� siebie. Obrzuci� Travisa bacznym spojrzeniem, a potem u�miechn�� si�.
- Jeste� dla nas sporym k�opotem, Fox - powiedzia�.
- Albo brakuj�cym ogniwem - poprawi� Ashe. - Fox, to major Kelgarries, nasz dow�dca.
- Porozmawiamy p�niej - obieca� Kelgarries. - Zanosi si� na pracowit� noc.
- Zej�� z l�dowiska! -zawo�a� kto� z linii flar. - L�duje nast�pny. Odbiegli na bok, robi�c miejsce dla pi�tego helikoptera, i praca ruszy�a na nowo. Major sta� w rz�dzie i razem z innymi przerzuca� pud�a i skrzynie. Rzeczywi�cie nie by�o czasu na rozmow�.
Kt�ry to roz�adunek, si�dmy czy �smy? Travis pr�bowa� policzy�, rozprostowuj�c zesztywnia�e palce. Wci�� by�a noc, ale pogaszono ju� flary. Wszyscy usiedli wok� ogniska. Pili kaw� i jedli kanapki, kt�re przylecia�y z ostatnim �adunkiem. M�wili niewiele. Travis widzia�, �e pozostali m�czy�ni s� zm�czeni nie mniej ni� on.
- Czas spa�, bratku. Nareszcie mo�na odpocz��! - powiedzia� Ross pomi�dzy ziewni�ciami. - Potrzebujesz czego�? Koca, czegokolwiek?
Travis, ot�pia�y z wyczerpania, pokr�ci� przecz�co g�ow�.
- Mam koc przy siodle - odpar�. Zasn��, zanim zd��y� si� dobrze u�o�y�.
W �wietle poranka obozowisko wygl�da�o na niezorganizowane. Ludzie jednak sprawnie radzili sobie z sortowaniem sprz�tu. Pracowali tak, jakby cz�sto robili co� podobnego. W pewnej chwili Travis, kt�ry w�a�nie pomaga� przenie�� w inne miejsce wielki kosz, podni�s� wzrok i napotka� spojrzenie majora.
- Po�wi�� mi chwil�, Fox - rzek� Kelgarries. Odeszli na bok.
- Pogmatwa�e� �ycie i sobie, i nam, m�ody cz�owieku - podj�� major. - Szczerze m�wi�c, nie mo�emy ci� wypu�ci� - dla twojego i naszego dobra. Musimy trzyma� ten projekt w tajemnicy, a kilku twardzieli a� si� pali, �eby wydusi� z ciebie to, co o nas wiesz. Tak wi�c albo ci� wtajemniczymy, albo p�jdziesz do ch�odni. Wybieraj. Doktor Morgan za ciebie por�czy�.,
Travis pocz�� narastaj�ce napi�cie. Co oni znowu wymy�lili? Wspomnienia zawirowa�y mu w g�owie. Ale skoro rozmawiali z Prentissem Morganem, pewnie wiedza, co zdarzy�o si� w zesz�ym roku... i dlaczego. Najwyra�niej wiedzieli, poniewa� Kelgarries kontynuowa�:
- Fox, czasy uprzedze� rasowych ju� min�y. Wiem o ofercie Hewitta z�o�onej w�adzom uniwersytetu. Wiem te�, co si� sta�o, kiedy zacz�� wywiera� naciski, �eby ci� skre�lono z listy cz�onk�w ekspedycji. Ale uprzedzenia mog� si� rozci�ga� w dw�ch kierunkach - niezbyt d�ugo mu si� opiera�e�, prawda?
Travis wzruszy� ramionami.
- Mo�e pan s�ysza� okre�lenie "obywatel drogiej kategorii", majorze. Czy zdaje pan sobie spraw�, jak traktuje si� Indian w tym kraju? Dla t�umu jeste�my i zawsze b�dziemy brudnymi, ignoranckimi dzikusami. Nie mo�na walczy�, kiedy przeciwnik dysponuje ca�ym arsena�em. Hewitt udzieli� dotacji uniwersytetowi, aby zrobiono co� wa�nego. Za��da�, �ebym odpad� z tego programu. Gdybym si� zgodzi�, by doktor Morgan walczy� o mnie, Hewitt sprz�tn��by mu czek sprzed nosa tak szybko, �e od samego tarcia papierek zaj��by si� ogniem. Znam Hewitta i wiem, co nim powoduje. Poza tym, praca doktora Morgana by�a wa�niejsza... - Travis umilk� raptownie. Czemu, u diab�a, powiedzia� Kelgarriesowi tak du�o? Po co t�umaczy�, dlaczego odszed� z uniwersytetu i wr�ci� na ranczo? Majorowi nic do tego.
- Na szcz�cie, nie zosta�o ju� wielu ludzi pokroju Hewitta. I zapewniam ci�, �e my nie pos�ugujemy si� jego metodami. Je�eli si� do nas przy��czysz, gdy ju� Ashe wprowadzi ci� pokr�tce w nasze sprawy, staniesz si� jednym z nas. Bo�e, cz�owieku-major uderzy� r�k� w zakurzone bryczesy - nie obchodzi mnie, czy kto� jest niebieskim Marsjaninem o dw�ch g�owach i czterech otworach g�bowych - je�li tylko trzyma j�zyk za z�bami i robi swoje! Tutaj liczy si� tylko, co si� robi, a s�dz�c ze s��w Morgana, m�g�by� si� przyda�. Zastan�w si� i daj mi zna�, co postanowi�e�. Je�eli zdecydujesz nie wchodzi� do gry, dzi� wieczorem ci� odtransportujemy. Powiesz bratu, �e wykonujesz jakie� zlecenie rz�dowe, a my po prostu przez jaki� czas b�dziemy pilnowali, �eby� siedzia� cicho. Przykro mi, ale w�a�nie w taki spos�b trzeba b�dzie to za�atwi�.
Travis u�miechn�� si� na t� obietnic�. Uwa�a�, �e sam mo�e si� st�d bezpiecznie ulotni� je�li tylko zechce. Postanowi� troch� przycisn�� majora.
- Wyprawa w przesz�o��, by schwyta� cz�owieka Folsom... -Ale Kelgarries we s�ysza�, poniewa� zd��y� si� ju� odwr�ci� i w�a�nie odchodzi�. Travis, pod��aj�c za nim, natkn�� si� na Ashe'a.
Archeolog sk�ada� tr�jn�g ze smuk�ych pr�t�w z uwag� i delikatno�ci�, z jak� traktuje si� kruche i drogocenne przedmioty. Zerkn�� w g�r�, kiedy cie� Travisa przes�oni� jego dzie�o.
- Postanowi�e� do nas do��czy�, aby zerkn�� w przesz�o��?
- Naprawd� uwa�asz, �e potraficie tego dokona�? .
- Nieograniczamy si� tylko do obserwowania tych ludzi. - Ashe w�o�y� delikatnie �rub�.-My tam byli�my.
Travis otworzy� szeroko oczy. M�g� przyj�� do wiadomo�ci, ze nowy, udoskonalony Vis-Tex umo�liwia spojrzenie w histori� czy nawet prehistori�. Jednak podr�owanie w czasie by�o czym� zupe�nie innym.
- To najprawdziwsza prawda.- Ashe upora� si� ze �rub�. Przeni�s� uwag� z tr�jnogu na rozm�wc�. Na jego twarzy malowa�a si� stanowczo�� i determinacja.- I zamierzamy tam wr�ci�.
- Po cz�owieka Folsom? - zapyta� Apacz z niedowierzaniem.
- Po statek kosmiczny.
3
To nie by� sen, nawet jeden z tych najbardziej realistycznych. Widzia� Ashe'a przebieraj�cego palcami, jego br�zow� twarz rysuj�c� si� na de czerwono-��tych �cian klifu i sypi�cych si� ruin. To, co m�wi� archeolog, wydawa�o si� Travisowi najdziksz� fantazj�.
- ... wi�c odkryli�my, �e Czerwoni poznali tajemnic� podro�y w czasie i wielokrotnie przenosili si� do przesz�o�ci. Co dawa�y im te podr�e? Tego bardzo d�ugo nie potrafili�my ustali�. Dopiero niedawno odkryli�my, �e oni znale�li szcz�tki - bardzo �le zachowane -statku kosmicznego. Le�a� w lodach Syberii razem z zamro�onymi cia�ami mamut�w i kilkoma trafnymi wskaz�wkami, kt�re sugerowa�y w�a�ciw� er�, jak� mieli bada�. Zatarli �lady najlepiej, jak potrafili, ustawiaj�c stacje przeka�nikowe w innych epokach. Zaryzykowali�my i przez przypadek trafili�my na jedn� z nich. Czerwoni, przechwytuj�c naszych agent�w czasu, pokazali wrak statku, kt�ry pl�drowali kilka tysi�cy lat wcze�niej.
Ta historia mia�a sens. Travis mechanicznie poda� Ashe'owi ma�y klucz, kt�rego archeolog szuka�, macaj�c w k�pach trawy.
- Ale jak ten statek si� tam znalaz�?- zapyta�.- Czy na Ziemi istnia�a jaka� wczesna cywilizacja, kt�ra zna�a podr�e w czasie?
- Tak w�a�nie s�dzili�my - a� do chwili, gdy znale�li�my ten statek. Frachtowiec z �adunkiem zszed� z kursu i zgubi� si� w trakcie jakiej� galaktycznej ucieczki. Ten �wiat m�g� by� dla nich tak samo niebezpieczny jak rafa na morzu, ale z jakiej� przyczyny musieli tu l�dowa�. Znale�li�my w bazie Czerwonych film, na kt�rym zarejestrowano oko�o tuzina takich wrak�w. Niekt�re znajdowa�y si� po tej stronie Atlantyku.
- Zamierza pan tu kopa�, w poszukiwaniu jednego z nich? Ashe roze�mia� si�.
- A jak s�dzisz, co by�my znale�li po oko�o pi�tnastu tysi�cach lat i pi�trzeniach si� l�du, czy nawet lokalnej dzia�alno�ci wulkanicznej? Chcemy, �eby nasz statek by� w jak najlepszym stanie.
- Do bada�?
- Ostro�nie. Gdyby� spyta� Rossa Murdocka, poda�by ci dobry pow�d do zachowania ostro�no�ci. Jako jeden z naszych agent�w, wszed� na pok�ad statku, kt�ry pl�drowali Czerwoni. Kiedy osaczyli go w kabinie nawigacyjnej, przypadkowo w��czy� system komunikacyjny, wzywaj�c tym samym prawdziwych w�a�cicieli. Nie uradowali ss� na widok Czerwonych.- pojawili si� nagle i zniszczyli ich baz� czasu na tym poziomie, a potem �cigali ich, niszcz�c kolejne stacje. Pami�tasz ten wybuch na Ba�tyku na pocz�tku tego roku, o kt�rym tak szybko ucich�o? To kosmiczny patrol, czy jak tam oni siebie nazywaj�, po�o�y� kres projektowi Czerwonych. Z tego, co wiemy, jeszcze nie odkryli, �e my interesowali�my si� i w dalszym ci�ga interesujemy t� sam� rzecz�, A zatem, je�li znajdziemy tu statek, dok�adnie go sobie obejrzymy.
- Interesuje was �adunek? .
- Tak�e. Ale przede wszystkim zale�y nam na wiedzy konstruktor�w, stanowi ona bowiem klucz do kosmosu.
Travis poczu�, jak po plecach przebieg� mu dreszcz emocji. Ludzko�� si�ga�a ku gwiazdom ju� prawie od dw�ch generacji. Odnios�a wprawdzie pewne sukcesy, ale znacznie wi�cej by�o druzgocz�cych pora�ek. A poza tym - czym jest pomy�lny lot na Ksi�yc w por�wnaniu z podr�ami do gwiazd czy nawet do innych galaktyk?
Ashe u�miechn�� si�, czytaj�c z wyrazu twarzy Travisa.
- Ty te� to czujesz, prawda?
Apacz pokiwa� bezwiednie g�ow�. Patrzy� na kanion i pr�bowa� uwierzy�, �e gdzie� tutaj, uwi�ziony w sta�ych murach czasu, czeka na nich wrak statku kosmicznego. Nie potrafi� jednak sobie wyobrazi�, jak ten kraj wygl�da� w czasach pluwialnych. Deszcze padaj�ce przez wi�ksz� cze�� roku niew�tpliwie zamieni�y w mokrad�a tereny le��ce poza ramionami kurcz�cych si� lodowc�w, niezbyt daleko na p�noc.
- Ale dlaczego groty Folsom? - Z gmatwaniny fakt�w i domys��w wybra� ten problem na pocz�tek.
- Wys�ali�my agent�w, kt�rzy wcielili si� w role staro�ytnych Celt�w i Tatar�w - a nawet ich przodk�w z epoki br�zu. Teraz prawdopodobnie b�dziemy musieli wykreowa� kilku w��cznik�w Folsom. Jedna z pierwszych i najwa�niejszych regu� tej gry m�wi, �e me wolno ingerowa� w naturalny bieg czasu. Dlatego nie mo�e by� mowy o prawdziwej to�samo�ci naszych agent�w. Nie mamy poj�cia, co mog�oby si� sta�, gdyby kto� wmiesza� si� w strumie� znane nam histerii, i ufamy, �e nigdy nie b�dziemy musieli tego do�wiadczy� na w�asnej sk�rze.
- My�liwi - powiedzia� powoli Travis, ledwo zdaj�c sobie spraw�, �e w og�le co� m�wi. - Mamuty, mastodonty, wielb��dy, wilki, tygrysy szabloz�bne...
- Dlaczego ci� interesuj�?
- Dlaczego? - Travis powt�rzy� niczym echo i umilk�, aby rozwa�y� powody. Dlaczego jego reakcj� na odmalowany przez Ashe'a obraz prehistorycznych my�liwych by�a wizja l�du zamieszkanego przez dziwne bestie, na kt�re jego wsp�plemie�cy nigdy nie polowali? A mo�e polowali? Czy�by �owcy Folsom byli jego przodkami, tak jak staro�ytni Celtowie byli praojcami Ashe'a? Czu� silne podekscytowanie. Zapragn�� zobaczy� �wiat, kt�ry jemu wsp�cze�ni znali jedynie z niewyra�nych i cz�sto sprzecznych �lad�w widocznych na ska�ach, z gar�ci krzemieni, po�amanych ko�ci, dawno wygas�ych ognisk. - Moi rodacy �yli z my�listwa jeszcze d�ugo po tym, jak twoi przystosowali si� do innego trybu �ycia- odpowiedzia� wreszcie.
- Zgadza si�.-W tonie Ashe'a pobrzmiewa�a nuta satysfakcji. -A teraz podaj mi tamten pr�t.
Powr�ci� do pracy. Travis zosta� przy nim i pomaga� archeologowi najlepiej, jak potrafi�. Wiedzia�, �e dokona� wyboru, jakiego �yczy� sobie Kelgarries: postanowi� sta� si� cz�ci� tej niewiarygodnej przygody.
Kolejne dwa dni sp�dzili bardzo pracowicie, przygotowuj�c ekwipunek do wyprawy w przesz�o��. Zastosowali odpowiednie trzonki do imitacji grot�w, potem eksperymentowali z wyrzutni�. Bro�, kt�r� w ko�cu stworzyli, skuteczno�ci� dwukrotnie przewy�sza�a oryginaln�. Za pomoc� d�ugiej na dwie stopy wyrzutni mo�na by�o ciska� oszczep na odleg�o�� dobrych stu pi��dziesi�ciu krok�w albo nawet dalej. Travis zdawa� sobie spraw� z ogromnych zalet tych w��czni. Nic dziwnego, �e tak uzbrojeni my�liwi o�mielali si� atakowa� mamuty i inne gigantyczne ssaki tego okresu.
Opr�cz w��czni mieli krzemienne no�e, odpowiedniki tych, jakie znale�li w pozosta�o�ciach po obozowiskach ludzi Folsom. Travisa prze�ladowa�o przeczucie, �e u�yje no�a i w��czni, odgrywaj�c rol� prehistorycznego �owcy. By� tego pewien. Dowiedzia� si� od Rossa, �e pozosta�y sprz�t dla agent�w czasu trafi do bazy dopiero w�wczas, gdy eksperci przejrz� filmy z przesz�o�ci.
Trzeciego dnia Kelgarries i Ashe wyruszyli na wypraw� zwiadowcz�. Za�adowali helikopter po brzegi i wylecieli z kanionu. Wr�cili po tygodniu. Filmy, kt�re przywie�li, natychmiast wys�ano do centrum dowodzenia. Jeszcze tej samej nocy Ashe do��czy� do Travisa i Rossa. Po�o�y� si� przy ognisku, wzdychaj�c ze zm�czenia i rado�ci.
- Trafili�cie? - zapyta� Ross.
Szef pokiwa� g�ow�. Ciemne smugi pod oczami nadawa�y jego twarzy wyraz zdeterminowania.
- Wrak tam jest, a na obrze�ach tego terytorium zlokalizowali�my my�liwych. My�l� jednak, �e mo�emy post�powa� zgodnie z planem numer jeden. To plemi� jest nieliczne, a w okolicy chyba nie ma innych. Nasze domys�y okaza�y si� s�uszne: ten obszar by� bardzo rzadko zaludniony. Nie ma potrzeby wysy�ania zwiadowc�w, �eby zintegrowali si� z plemieniem - wystarczy, je�li b�d� na bie��co �ledzi� ruchy koczownik�w.
- A transfer?
Ashe zerkn�� na zegarek.
- Harvey i Logwood montuj� now� stacj�. Zajmie im to oko�o czterdziestu o�miu godzin. Nie mamy czasu na omawianie szczeg��w, Ekipa technik�w wchodzi, gdy tylko zwiadowcy przeka�� nam wiadomo��, �e teren jest czysty. W kwaterze g��wnej analizuj� raporty filmowe. Dostarcz� nam reszt� sprz�tu mo�liwie jak najszybciej.
Travis poruszy� si� niespokojnie. Kto wejdzie w sk�ad grupy zwiadowc�w? Chcia� o to spyta�, maj�c nadziej�, �e on r�wnie�. Ale pomny na wydarzenia sprzed roku, kt�re zniweczy�y mn�stwo plan�w, teraz trzyma� j�zyk za z�bami. Ross przyszed� mu z pomoc�.
- Kto robi pierwszy skok, szefie?
- Ty i ja, i nasz przyjaciel - doda�, wskazuj�c na Apacza - je�li tylko zechce.
- M�wisz serio? - zapyta� Travis z niedowierzaniem.
Ashe si�gn�� po stoj�cy przy ognisku dzbanek kawy.
Fox, je�eli tylko nie zamierzasz odskoczy�, �eby na pierwszym lepszym mamucie przetestowa� t� bro� z krzemiennymi grotami. kt�r� skonstruowa�e�, mo�esz i�� z nami. G��wnie dlatego, �e jeste� sw�j ch�op, albo raczej staniesz si� sam, gdy ci� wtajemniczymy. I mo�e potrafisz si� lepiej przystosowywa� ni� my. Omawianie szczeg��w podr�y w czasie zwykle zajmowa�o wiele tygodni. Zapytaj Rossa; on ci powie, jak wygl�da w naszym fachu kurs wkuwania danych. Teraz jednak nie mamy tygodni. Mamy jedynie dni, kt�rych zreszt� robi si� coraz mniej z ka�dym wschodem s�o�ca. A zatem stawiamy na ciebie, na Rossa, na mnie. Ale musisz zrozumie� jedno: ja dowodz� sekcj�, rozkazy pochodz� ode mnie. A g��wna zasada brzmi: robota na pierwszym miejscu! Trzymamy si� z dala od tubylc�w, nie mieszamy si� w �adne wydarzenia. Przenosimy si� tam tylko po to, �eby zapewni� bezpiecze�stwo i spok�j naszym technikom podczas badania wraku. A to mo�e wcale nie by� �atwe.
- Dlaczego? - spyta� Ross.
- Poniewa� nasz statek nie wyl�dowa� tak dobrze jak ten, w kt�rym natkn��e� si� na Czerwonych. Z tego, co wida� na filmach, porz�dnie grzmotn�� o ziemi�. Mo�liwe, ze b�dziemy musieli z niego zrezygnowa� i odnale�� numer drugi z naszej listy. Przypuszczam jednak, �e zgod� komisji na dalsze badania uzyskamy tylko pod warunkiem, �e znajdziemy co� interesuj�cego na pok�adzie pierwszego statku.
- Mo�e przyda�oby si� wci�gn�� do sprawy kogo� z komisji? -zasugerowa� Ross.
Ashe wyszczerzy� z�by w u�miechu.
- Chcesz straci� prac�, ch�opcze? Daj im si� przyjrze� naszym znaleziskom, a szybko po�o�� na nich swoje �apska.
Trzy dni p�niej rozpocz�li ostatnie przygotowania do podr�y. Towarzyszy� im niski, schludnie ubrany m�czyzna. Obserwowa� bacznie ca�� tr�jk� przez g�rn� cz�� dwuogniskowych okular�w, wyg�aszaj�c raz po raz szorstkie krytyczne uwagi. Rozebrali si� i natarli dok�adnie kremem otrzymanym od instruktora. Wkr�tce ich opalona sk�ra nabra�a barwy matowobr�zowej, charakterystycznej dla ludzi, kt�rzy bez wzgl�du na pogod� nosz� nader sk�py przyodziewek.
Ashe i Ross w�o�yli szk�a kontaktowe, aby ich oczy by�y ciemnobr�zowe jak oczy Travisa. Kr�tko ostrzy�one w�osy ukryli pod mistrzowsko wykonanymi perukami ze sztywnych czarnych w�os�w, kt�re opada�y im na ramiona i sp�ywa�y niczym grzywa kucyka mi�dzy �opatkami.
Nast�pnie ka�dy k�ad� si� kolejno na plecach, a charakteryzator, wzoruj�c si� na kadrach z filmu, malowa� im na piersiach, ramionach, brodach i g�rnych cz�ciach ko�ci policzkowych wzory symuluj�ce tatua�e. Poddaj�c si� tym m�czarniom, Travis przygl�da� si� ca�kowicie ucharakteryzowanemu archeologowi. Gdyby nie widzia� wszystkich etap�w tej transformacji, nie domy�li�by si�, �e pod sk�ra dzikusa kryje si� doktor Gordon Ashe.
- Ciesz� si�, �e mo�emy nosi� sanda�y - skomentowa� ten�e "dzikus", zaciskaj�c rzemienie utrzymuj�ce kombinacj� przepaski biodrowej i kiltu z grubej sk�ry.
Ross w�a�nie wsun�� go�e stopy w prymitywne obuwie.
- Miejmy nadziej�, �e nie zawiod�, gdy b�dziemy musieli bra� nogi za pas, szefie - powiedzia�, lustruj�c sanda�y pow�tpiewaj�cym wzrokiem.
Wreszcie wszyscy trzej stan�li w szeregu do ostatecznego przegl�du, kt�ry przeprowadzili charakteryzator i Kelgarries. Major trzyma� na ramieniu jakie� futra i teraz rzuci� po jednym ka�demu z m�czyzn
- Lepiej si� z nimi nie rozstawajcie. Tam bywa zimno. No dobrze, helikopter czeka.
Travis przerzuci� futro przez rami� i wzi�� do r�ki trzy w��cznie, kt�re wcze�niej uzbroi� w groty. Ka�dy otrzyma� tak� sam� broni worek z zapasami.
Helikopter wylecia� z kanionu Hohokam na szerok� przestrze� pustyni i po jakim� czasie wyl�dowa� przed skrupulatnie zakamuflowana konstrukcj�. Kelgarries przekaza� Ashe'owi ostatnie instrukcje.
- Macie dzie�... w razie potrzeby dwa. Zatoczcie ko�o na jakie� pi�� mil, je�li wam si� uda. Reszta nale�y do was.
Ashe skin�� g�ow�.
- Dobrze. Odezwiemy si�, gdy tylko b�dziemy mogli przes�a� sygna�: "czysto".
Ukryta konstrukcja, obok kt�rej wala�o si� mn�stwo skrzy�, sk�ada�a si� z czterech �cian i pod�ogi. Nie mia�a dachu. Agenci weszli do �rodka i patrzyli, jak panel zamyka si� za nimi, a wok� ich cia� strzelaj� strumienie promieni. Travis poczu� mrowienie w ko�ciach i mi�niach, a potem uk�ucie paniki, kiedy dziwne szarpniecie skr�ci�o mu trzewia i wycisn�o powietrze z p�uc. Utrzyma� si� na nogach tylko dzi�ki temu, �e podpar� si� w��czniami. Na sekund� lub dwie ca�y �wiat zaton�� w mroku. W ko�cu Travis z�apa� oddech i otrz�sn�� si�, jakby wyskoczy� z rw�cej rzeki. Ross wykrzywi� usta w u�miechu i podni�s� kciuk do g�ry w wymownym ge�cie.
- Koniec podr�y. Ruszamy...
Wci�� znajdowali si� w skrzyni, kiedy jednak Ashe popchn�� panelowe drzwi, nie zobaczyli sterty skrzy�, lecz nieregularne, skaliste wzniesienia. Wspinaj�c si� na nie w �lad za swoimi kompanami, Apacz z zaciekawieniem patrzy� na zupe�nie odmienny �wiat, w jakim si� znale�li. Znik�a pustynia ze spieczonymi s�o�cem ska�ami. R�wnina, poro�ni�ta szorstk�- miejscami si�gaj�c� ud, miejscami pasa - tam�, przechodzi�a w oddali w �agodne wzg�rza. Trawiasty ocean ko�czy� si� na skraju jeziora, kt�re rozci�ga�o si� po horyzont w kierunku p�nocnym. Travis zobaczy� tam k�py krzak�w i niewielkich drzewek. Ledwo dostrzeg� poruszaj�ce si� powoli kszta�ty. Domy�li� si�, �e to pas�ce si� zwierz�ta.
�wieci�o s�o�ce, lecz zimny, porywisty wiatr ch�osta� lodowatymi biczami p�nagie cia�o Travisa. M�czyzna narzuci� futro na ramiona, pozostali zwiadowcy poszli jego �ladem. Przenikliwie ch�odne powietrze wr�cz ocieka�o wilgoci�. Ka�dy powiew wiatru ni�s� ze sob� nowe zapachy, kt�rych Apacz nie potrafi� zidentyfikowa�. �wiat, kt�ry ogl�da�, wydawa� si� r�wnie surowy i ponury jak ten, w kt�rym Travis �y� dotychczas, lecz by�a to zupe�nie inna surowo��.
Ashe pochyli� si� i przetoczy� na bok jeden z pobliskich g�az�w, odkrywaj�c ma�� skrzynk�. Z worka z zapasami wyj�� trzy miniaturowe g�o�niki i wr�czy� po jednym swym towarzyszom.
- Wetknijcie je do lewego ucha - poleci�, robi�c tak ze swoim. Nacisn�� klawisz z boku pude�ka. Natychmiast rozleg� si� niski, przenikliwy d�wi�k. - To sygna� naprowadzaj�cy. Dzia�a jak radar i w razie potrzeby sprowadzi nas tutaj.
- Co to takiego?
Na p�nocy wykwit�a smuga dymu spychana wiatrem w pod�u�ny �lad szarobia�ej pary. Z kszta�tu chmury Travis wywnioskowa�, �e nie jest to po�ar lasu, chocia� niew�tpliwie ogie� musia� by� ogromny.
Ashe spojrza� w g�r�, jakby od niechcenia.
- Wulkan - stwierdzi�. -Ta cz�� �wiata jeszcze ni� zd��y�a si� ustatkowa�. Kierujemy si� na p�nocny zach�d, wzd�u� brzeg�w jeziora. W ten spos�b powinni�my natrafi� na wrak.
Ruszy� r�wnym krokiem i Travis domy�li� si�, ze archeolog nie pierwszy raz odgrywa rol� prymitywnego �owcy.
Mokra trawa pozostawia�a krople zimnej wilgoci na nagich nogach w�drowc�w. Tu� przed ich przybyciem musia�o porz�dnie la�.