2492

Szczegóły
Tytuł 2492
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2492 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2492 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2492 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Raymond E. Feist SREBRZYSTY CIER� (T�umaczy�: Mariusz Terlak) Ethanowi Aaronowi Feistowi, Alicii Jeanne Lareau, wszystkim ma�ym magom PODZI�KOWANIA Ponownie zaci�gn��em d�ug wdzi�czno�ci wobec wielu os�b, kt�rym ksi��ka ta zawdzi�cza swoje istnienie. Chcia�bym gor�co podzi�kowa�: Pi�tkowym Nocnym Markom, w�r�d kt�rych s�: April i Stephen Abrams, Steve Barret, Anita i Jon Everson, Dave Guinasso, Conan LaMotte, Tim LaSelle, Ethan Munson, Bob Potter, Rich Spahl, Alan Springer oraz Lori i Jeff Velten, z powod�w, kt�rych by�o zbyt wiele, aby mo�na by�o je tu wyliczy�. Wdzi�czny jestem Susan Avery, Davidowi Brinowi, Karnie Buford oraz Janny Wurst za to, �e zechcieli dzieli� si� swoimi przemy�leniami podczas powstawania ksi��ki. Podzi�kowania nale�� si� r�wnie� mym przyjacio�om w Doubleday. Ciesz� si�, �e ich lista wyd�u�y�a si� o nazwiska Pat LoBrutto i Petera Schneidera. Al Sarantonio dzi�kuj� za wrzucanie grosik�w do graj�cej szafy w Chicago. Jeszcze raz podzi�kowanie dla mego agenta, Harolda Matsona. I, jak zawsze, Barbarze A. Feist, mojej matce. Raymond E. Feist San Diego, Kalifornia kwiecie�, 1984 NASZA OPOWIE�� DO TEJ PORY... Pug i Tomas, dwaj ch�opcy pracuj�cy w kuchni zamku Crydee wpadaj� w wir wydarze� towarzysz�cych inwazji na ich rodzinn� ziemi�, Kr�lestwo Wysp w �wiecie zwanym Midkemi�. Pug, pochwycony przez �o�nierzy Imperium Tsuranuanni, dostaje si� do niewoli. Mijaj� cztery lata niewolniczej pracy w obozie na bagnach w �wiecie Tsuranich, Kelewanie. Pug pracuje razem z przyby�ym p�niej towarzyszem niedoli, Laurie z Tyr-Sog, trubadurem. Po konflikcie z nadzorc� obozowym obaj m�odzie�cy zostaj� zabrani przez Hokanu, najm�odszego syna Shinzawai, do maj�tku ojca. Dostaj� tam polecenie zapoznania Kasumiego, drugiego syna gospodarza, ze wszystkimi aspektami kultury Kr�lestwa, oraz nauczenia go j�zyka. Pug spotyka tam r�wnie� niewolnic� o imieniu Kala�a i zakochuje si� w niej. Brat pana Shinzawai, Kamatsu, by� jednym z Wielkich, mag�w o pot�nej mocy, kt�rzy byli prawem sami dla siebie. Pewnego wieczoru mag Fumita odkrywa, �e Pug terminowa� jako mag na Midkemii. Fumita w imieniu Zgromadzenia, bractwa wszystkich mag�w Kelewanu, ��da wydania Puga, po czym obaj znikaj� z maj�tku Shinzawai. W tym czasie na Midkemii Tomas wyrasta na posta� o zadziwiaj�cej mocy. Czerpie j� ze starodawnej zbroi noszonej niegdy� przez W�adc� Smok�w, jednego z rasy Valheru, legendarnego ludu, kt�ry pojawi� si� pierwszy na Midkemii i w�ada� jej wszystkimi mieszka�cami. O Valheru nie wiedziano wiele, tylko tyle, �e byli bardzo pot�ni i okrutni oraz �e Elfy i moredhele by�y ich niewolnikami. Aglaranna, jej syn Calin oraz Tamar, wy�szy doradca kr�lowej Elf�w, obawiali si�, �e Tomasem zaw�adn�a moc Ashen-Shugara, staro�ytnego W�adcy Smok�w, kt�rego zbroj� Tomas teraz nosi�. Obawiali si�, �e Valheru usi�uje odzyska� utracon� kiedy� niepodzieln� w�adz�. Aglaranna by�a szarpana podw�jnym niepokojem i rozterk�, bo chocia� z jednej strony obawia�a si� Tomasa, to jednak zakocha�a si� w nim. Tsurani dokonuj� inwazji na Elvandar. Zostaj� odparci przez po��czone si�y Tomasa i Dolgana przy pomocy tajemniczego Czarnego Macrosa. Po bitwie Aglaranna wyznaje Tomasowi swoj� mi�o��, zostaje jego kochank�, trac�c przez to mo�liwo�� wp�ywu na niego. Pami�� Puga zostaje uwolniona od przesz�o�ci przez nauczycieli ze Zgromadzenia. Po czterech latach studi�w Pug zostaje magiem. Dowiaduje si�, �e jest obdarzony wielk� moc� i talentem, wyznawc� Wy�szej Drogi, magii nie istniej�cej na Midkemii. Kulgan by� przedstawicielem Drogi Ni�szej, nie m�g� zatem odpowiednio wykszta�ci� Puga. Zostaj�c magiem, Pug otrzyma� nowe imi� Milamber. Shimone, jego nauczyciel, obserwowa� Milambera, kiedy ten zdawa� ostami egzamin, stoj�c na szczycie strzelistej wie�ycy w samym oku przera�aj�cej burzy. W czasie pr�by zostaje mu objawiona ca�a historia Imperium. Tam te� zostaje mu wpojony pierwszy i podstawowy obowi�zek Wielkiego - s�u�ba Imperium. W Zgromadzeniu Pug poznaje nowego przyjaciela, Hochopep�, przebieg�ego i do�wiadczonego maga, kt�ry zaznajamia Puga z pu�apkami polityki Tsuranich. W dziewi�tym roku walk Arutha zacz�� si� obawia�, �e powoli przegrywaj� wojn�. Od schwytanego je�ca dowiedzia� si�, �e z Kelewanu nap�ywaj� nowe oddzia�y przeciwnika. Razem z Martinem D�ugim �ukiem, Wielkim �owczym swego ojca, oraz Amosem Traskiem wyrusza w podr� do Krondoru, aby uzyska� dodatkow� pomoc od ksi�cia Erlanda. W czasie wyprawy Amos odkrywa tajemnic� Martina. Okazuje si�, �e jest on nie�lubnym synem ksi�cia Borrica. Martin ��da od Amosa z�o�enia przysi�gi, �e ten nigdy nie wyjawi sekretu bez zgody Martina. W Krondorze Arutha odkrywa, �e miasto jest pod kontrol� Guya, ksi�cia Bas-Tyry, zaprzysi�g�ego wroga ksi�cia Borrica. Arutha popada w konflikt z "Ma�p�" Radburnem, s�ugusem Guya i jednocze�nie szefem tajnej policji. Radburn �ciga Aruth�, Martina i Amosa, lecz ci wpadaj� w r�ce Prze�miewc�w, z�odziei z Krondoru. Spotykaj� u nich Jimmy'ego R�czk� - m�odocianego z�odziejaszka, Trevora Hulla - by�ego pirata, kt�ry zosta� przemytnikiem, oraz jego pierwszego oficera Aarona Kucharza. Prze�miewcy ukrywaj� u siebie ksi�niczk� Anit�, kt�rej uda�o si� uciec z pa�acu. "Ma�pa" Radburn szaleje po ca�ym mie�cie, staraj�c si� za wszelk� cen� schwyta� Anit�, zanim Guy Bas-Tyra powr�ci do Krondoru z przygranicznej potyczki z s�siaduj�cym z Kr�lestwem Wielkim Keshem. Przy pomocy Prze�miewc�w Arutha, jego towarzysze i Anita uciekaj� z miasta. W czasie morskiego po�cigu Amosowi udaje si� zwabi� okr�t Radburna na podwodne ska�y i szef tajnej policji idzie na dno. Po powrocie do Crydee dowiaduj� si�, �e m�ody panicz Roland poleg� w potyczce z wrogiem. W tym czasie Arutha zakocha� si� ju� w Anicie, chocia� sam przed sob� nie przyznaje si� do tego uwa�aj�c, �e dziewczyna jest zbyt m�oda dla niego. Pug, znany teraz jako Milamber, wraca do maj�tku Shinzawai, by odzyska� Katal�. Dowiaduje si�, �e zosta� ojcem. Syn, William, urodzi� si� w czasie jego nieobecno�ci. Dowiaduje si� r�wnie�, �e r�d Shinzawai zaanga�owany jest w spisek i razem z Cesarzem d��� do tego, aby wymusi� na Wysokiej Radzie, zdominowanej przez Wodza Wojny, zawarcie pokoju. Kasumi opanowa� ju� j�zyk i zwyczaje Kr�lestwa. Pug i Laurie mieli mu s�u�y� za przewodnik�w w wyprawie do kr�la z pos�aniem pokoju od Cesarza. Pug �yczy im powodzenia, zabiera Katal� z dzieckiem i wracaj� razem do domu. Tomas uleg� wielkiej przemianie, doprowadzaj�c w sobie moce Valheru i ludzk� natur� m�odzie�ca do stanu r�wnowagi. Nie przychodzi to jednak �atwo, Martin D�ugi �uk nieomal traci przy tym �ycie. W czasie gigantycznych wewn�trznych zmaga� ch�opiec zostaje prawie pokonany. Udaje mu si� jednak w ko�cu zapanowa� nad d�awi�cym go szale�stwem, kt�re egzystowa�o niegdy� pod postaci� W�adcy Smok�w, i odnajduje wewn�trzny pok�j i harmoni�. Kasumi i Laurie przechodz� przez przej�cie mi�dzy dwoma �wiatami i docieraj� do Rillanonu, gdzie dowiaduj� si�, �e kr�l Rodne oszala�. Oskar�a ich o szpiegostwo. Przy pomocy ksi�cia Caldrica udaje im si� zbiec. Ksi��� poradzi� im, by skontaktowali si� z ksi�ciem Borrikiem, poniewa� wszystko wskazywa�o na to, �e wkr�tce wybuchnie wojna domowa. Po dotarciu do obozu Borrica dowiaduj� si� od Lyama, �e stary Ksi��� w wyniku odniesionej rany jest bliski �mierci. Milamber-Pug przygl�da si� Cesarskim Igrzyskom zorganizowanym przez Wodza Wojny dla uczczenia osza�amiaj�cego zwyci�stwa nad wojskami Borrica. Milamber, obserwuj�c bezmy�lne okrucie�stwo, a szczeg�lnie traktowanie je�c�w z Midkemii, wpada we w�ciek�o��. W napadzie sza�u obraca w gruzy ca�� aren�, okrywaj�c ha�b� Wodza Wojny, co wprowadza kompletny chaos w polityce Imperium. Milamber musi ucieka� z Katal� i Williamem na Midkemi�. Ju� nie jest Wielkim Tsuranich, a znowu Pugiem z Crydee. Pug powr�ci� akurat na czas, by stan�� przy �o�u �mierci ksi�cia Borrica. Ostatnim czynem Borrica by�o publiczne uznanie Martina jako swego syna. Kr�l Rodric rozgniewany tym, �e jego dow�dcy nie potrafi� zako�czy� d�ugotrwa�ej wojny, przybywa do obozu. Na czele szale�czej szar�y rusza na Tsuranich i wbrew wszelkim oczekiwaniom i przewadze wroga prze�amuje ich lini� frontu, spychaj�c z powrotem do doliny, gdzie znajduje si� machina podtrzymuj�ca przej�cie pomi�dzy dwoma �wiatami. Kr�l zostaje jednak �miertelnie ranny. Tu� przed �mierci� odzyskuje �wiadomo�� oraz pe�ni� w�adz umys�owych i wyznacza Lyama na nast�pc� tronu. Lyam wysy�a do Tsuranich wiadomo��, �e chce przyj�� ofert� zawarcia pokoju, kt�r� Rodric odrzuci�. Zostaje wyznaczony termin rozpocz�cia rokowa�. Macros odwiedza wtedy Elvandar, ostrzegaj�c Tomasa, �e w czasie trwania rozm�w pokojowych mo�na si� spodziewa� zdrady. Tomas, podobnie jak i Krasnoludy, zgadza si� sprowadzi� swoich wojownik�w. W czasie trwania rokowa� Macros stwarza wobec obu stron magiczn� iluzj�, w rezultacie kt�rej na miejscu rokowa� pokojowych wybucha chaos i krwawa bitwa. Obecno�� Macrosa jest niezb�dna i czarnoksi�nik przybywa. Pug i Macros wsp�lnymi si�ami zamykaj� przej�cie mi�dzy dwoma �wiatami, odcinaj�c drog� odwrotu z Midkemii czterem tysi�com �o�nierzy Tsuranich pod dow�dztwem Kasumiego. Pug poddaje ich przed Lyamem, kt�ry obiecuje obdarzy� ich wolno�ci� pod warunkiem z�o�enia przysi�gi na wierno�� Kr�lestwu. Wszyscy wracaj� do Rillanonu na koronacj� Lyama. Arutha za� z Pugiem, Kulganem i Martinem udaj� si� na wysp� Macrosa. Spotykaj� tam Gathisa, podobnego do goblina s�ug� czarnoksi�nika. Przekazuje im on pos�anie od Macrosa. Wszystko wskazuje na to, �e sam Macros zgin�� w czasie niszczenia przej�cia. Swoj� ogromn� bibliotek� zostawi� Pugowi i Kulganowi. Obaj postanawiaj� stworzy� akademi� dla mag�w. Macros wyja�nia r�wnie� przyczyny swej zdrady, przekazuj�c im, �e byt znany jedynie jako Przeciwnik lub Nieprzyjaciel, przeogromna i przera�aj�ca moc znana Tsuranim w zamierzch�ych czasach, m�g� odnale�� Midkemi�, pos�uguj�c si� otwartym przej�ciem mi�dzy oboma �wiatami. Dlatego w�a�nie sprowokowa� sytuacj�, w kt�rej przej�cie musia�o by� zniszczone. Nast�pnie wszyscy powracaj� do Rillanonu, gdzie Arutha odkrywa tajemnic� Martina. Prawda o pochodzeniu Martina i uznanie go za najstarszego spo�r�d trzech braci stawiaj� pod znakiem zapytania prawo Lyama do dziedziczenia tronu. Jednak by�y Wielki �owczy zrzeka si� wszelkich praw do korony i Lyam zostaje kr�lem. Poniewa� ojciec Anity zmar�, ksi�ciem Krondoru zostaje Arutha. Guy du Bas-Tyra ukrywa si�. W czasie uroczysto�ci koronacyjnych zostaje skazany na banicj� za swoj� zdrad�. Laurie poznaje ksi�niczk� Carline, kt�ra wydaje si� odwzajemnia� jego zainteresowanie. Lyam, Martin, kt�ry zosta� ksi�ciem Crydee, oraz Arutha ruszaj� w objazd Wschodnich Prowincji Kr�lestwa. Pug wraz z rodzin� i Kulganem udaj� si� na wysp� Stardock, by rozpocz�� wznoszenie Akademii. Przez rok w Kr�lestwie panowa� pok�j... ARUTHA I JIMMY Z takim si� rada ca�a ruszy�a �oskotem, Jakim piorun daleki zwyk� przera�a� grzmotem. John Milton, Raj utracony. Ksi�ga II, wiersz 483 (t�um. Franciszek Ksawery Dmochowski) BRZASK S�o�ce schowa�o si� za g�rami. Ostatnie ciep�e promienie musn�y ziemi� i po chwili tylko r�owa po�wiata na niebie �wiadczy�a, �e jeszcze niedawno by� tu dzie�. Od wschodu nadci�ga� szybko fioletowogranatowy zmrok. Ostre jak brzytwa podmuchy lodowatego wiatru buszowa�y po�r�d wzg�rz, jakby wiosna by�a tylko wspomnieniem z zamierzch�ej przesz�o�ci. W zacienionych rozpadlinach le�a�y kurczowo wczepione sp�achcie zimowego lodu, kt�ry teraz trzeszcza� g�o�no pod obcasami ci�kich but�w. Z ciemno�ci wy�oni�y si� trzy postacie i po chwili znalaz�y si� w kr�gu �wiat�a rzucanego przez p�on�ce ognisko. Stara wied�ma podnios�a g�ow�, a jej ciemne oczy rozszerzy�y si� lekko na widok tr�jki przybysz�w. Zna�a posta� po lewej - ros�y wojownik-niemowa, z ogolon� do go�ej sk�ry g�ow�, z kt�rej wisia� tylko pojedynczy kosmyk skalpowy. Przyszed� do niej kiedy�, poszukuj�c magicznych znak�w dla dziwnych i nie znanych jej obrz�d�w. Mimo �e by� pot�nym wata�k�, odes�a�a go z niczym, poniewa� jego natura by�a przepojona z�em, z�em w najczystszej postaci, i chocia� zagadnienia dobra czy z�a rzadko mia�y dla czarownicy jakiekolwiek znaczenie, nawet dla niej istnia�y granice, kt�rych nie chcia�a przekracza�. Poza tym nie darzy�a moredheli specjaln� mi�o�ci�, a szczeg�lnie tego, kt�ry na znak ca�kowitego oddania mrocznym mocom odci�� sobie j�zyk. Wojownik-niemowa spogl�da� na ni� niezwyk�ymi dla swojej rasy, niebieskimi oczami. Nawet jak na przedstawiciela g�rskich klan�w, kt�rych ludno�� by�a przewa�nie bardziej ros�a i silniejsza ni� ich pobratymcy zamieszkuj�cy lasy, by� wyj�tkowo barczysty i pot�ny. W du�ych, spiczastych uszach l�ni�y z�ote pier�cienie. U moredheli, kt�re nie mia�y p�atk�w usznych, ich za�o�enie by�o szczeg�lnie bolesne. Na obu policzkach wida� by�o trzy blizny, mistyczne symbole, kt�rych znaczenie nie umkn�o uwadze wied�my. Niemy wojownik da� znak swym towarzyszom. Czarownicy wyda�o si�, �e ten z prawej strony skin�� lekko g�ow�. Nie by�a jednak do ko�ca pewna, poniewa� obcy mia� na sobie skrywaj�c� szczeg�y sylwetki obszern� szat�, a na g�owie ogromny, nasuni�ty na twarz kaptur. Obie, z�o�one razem d�onie trzyma� w g��bokich fa�dach d�ugich r�kaw�w. Z czelu�ci kaptura dobieg�, jakby dochodz�cy z ogromnej odleg�o�ci, g�os. - Chcemy odczyta� znaki - powiedzia� obcy lekko sepleni�cym, prawie sycz�cym g�osem. W jego mowie da� si� s�ysze� obcy akcent. Niespodziewanie spo�r�d fa�d wysun�a si� d�o�. Czarownica cofn�a si� gwa�townie, poniewa� d�o� by�a zniekszta�cona i pokryta �uskami, jakby jej w�a�ciciel zamiast palc�w mia� szpony pokryte u podstawy w�ow� sk�r�. Natychmiast rozpozna�a stwora: mia�a przed sob� kap�ana Pantathian, ludzi-w�y. W por�wnaniu z nimi nawet moredhele cieszyli si� jej wysok� estym�. Skierowa�a wzrok na posta� stoj�c� po�rodku. Obcy by� wy�szy o g�ow� od wysokiego moredhela i bardziej ni� on pot�ny. M�czyzna zsun�� powoli z ramion futro nied�wiedzia, zdj�� z g�owy jego czaszk� s�u��c� mu za he�m i cisn�� na ziemi�. Stara wied�ma krzykn�a zduszonym g�osem. W swoim d�ugim �yciu jeszcze nie widzia�a moredhela o r�wnie uderzaj�cym wygl�dzie. Obcy mia� na sobie grube spodnie, kamizelk� i buty si�gaj�ce kolan, noszone przez g�rskie klany. Pod rozchylon� kamizelk� wida� by�o nag� pier�. Pot�nie umi�niony tors zal�ni� w blasku ognia, kiedy moredhel nachyli� si� ku czarownicy i zacz�� si� jej uwa�nie przygl�da�. Jego nieskazitelnie pi�kna twarz budzi�a groz�. Tym jednak, co sprawi�o, �e wied�ma krzykn�a zduszonym g�osem, nie by� budz�cy l�k wygl�d, lecz znak, jaki ujrza�a na jego piersi. - Czy mnie znasz? - spyta� czarownicy. Skin�a g�ow�. - Wiem, kim jeste�. Pochyli� si� jeszcze bardziej do przodu, a� twarz o�wietli� mu od do�u p�on�cy mi�dzy nimi ogie�, ukazuj�c jednocze�nie niewidoczne do tej pory zakamarki jego przera�aj�cej istoty. - Tak, jestem tym, kim jestem - szepn�� z u�miechem na ustach. Poczu�a strach. Zza przystojnych rys�w, spoza maski dobrotliwego u�miechu wyjrza�o nagle oblicze z�a, z�a w najczystszej formie, z�a tak wielkiego, �e nikt nie by� w stanie spojrze� mu prosto w oczy. - Chcemy odczyta� znaki - powt�rzy�, a w jego g�osie zabrzmia�o szale�stwo tak czyste, jak bry�a przezroczystego lodu. - C� to? - Zachichota�a pod nosem. - Nawet kto� tak pot�ny jak ty podlega ograniczeniom? Z twarzy przystojnego moredhela znik� powoli u�miech. - Nie mo�na przepowiada� swej w�asnej przysz�o�ci. Starucha nie chcia�a przeci�ga� struny. - Potrzebne jest srebro. Moredhel kiwn�� g�ow�. Niemy wojownik si�gn�� do sakiewki przy pasie, wysup�a� monet� i cisn�� na ziemi� przed czarownic�. Nie dotykaj�c jej, wied�ma zmiesza�a w kamiennej miseczce kilka sk�adnik�w i kiedy mikstura by�a gotowa, wyla�a j� na srebrn� monet�. Rozleg� si� podw�jny syk: z monety i od strony cz�owieka-w�a. Pokryta zielonkawymi �uskami szponiasta r�ka zacz�a kre�li� w powietrzu znaki. Wied�ma zareagowa�a ostro. - Tylko bez tych twoich bzdur, w�u. Te czary z gor�cej ziemi mog� jedynie zak��ci� moje odczytanie znak�w. Delikatne dotkni�cie i cichy �miech postaci stoj�cej w �rodku powstrzyma�o kap�ana-w�a. Moredhel skin�� g�ow� w jej stron�. Gard�o wysch�o jej z przera�enia na wi�r. - Odpowiedz wi�c szczerze: Co chcesz wiedzie�? - wykrztusi�a ochryp�ym g�osem, nie odrywaj�c wzroku od sycz�cej monety, pokrytej teraz bulgocz�c�, o�lizg�� zielonkaw� ciecz�. - Czy ju� czas? Czy teraz mam wykona� to, co jest mi pisane? Z monety trysn�� jasny, zielony p�omie� i zata�czy� nad srebrnym kr��kiem. Czarownica �ledzi�a uwa�nie jego ruch, a jej oczy widzia�y we wn�trzu ognia co�, co jedynie ona by�a w stanie dostrzec i zrozumie�. Po chwili us�yszeli skrzekliwy g�os staruchy. - Krwawe Kamienie z Krzy�a Ognia. Jeste� tym, kim jeste�. To, ku czemu zosta�e� zrodzony, uczy�... uczy� teraz! - Ostatnie s�owa wykrzykn�a zduszonym g�osem. Na jej twarzy pojawi� si� niespodziewanie jaki� nieoczekiwany grymas. - Co jeszcze, starucho! - przynagli� moredhel. - Masz jednak przeciwnika, jest tam bowiem ten, kt�ry stanie ci na drodze. Nie jeste� sam, poniewa� za tob�... nie rozumiem... - Jej g�osy by� s�aby i coraz cichszy. - Co? - Tym razem na twarzy moredhela nie by�o nawet cienia u�miechu. - Co�... co� przeogromnego... odleg�ego... jakie� z�o. Moredhel rozwa�a� co� w ciszy, po czym odwr�ci� si� do cz�owieka-w�a. - Id� zatem, Cathos - powiedzia� cichym, lecz rozkazuj�cym g�osem. - Zaprz�gnij do pracy tw� wielk� sztuk� i odkryj dla mnie, gdzie le�y ta siedziba s�abo�ci. Nadaj naszemu wrogowi imi�. Znajd� go. Cz�owiek-w�� sk�oni� si� niezdarnie i pow��cz�c nogami, wycofa� si� mi�kkim ruchem z jaskini. Moredhel zwr�ci� si� teraz do swego niemego towarzysza. - Wznie� sztandary, m�j generale. Zbierz lojalne wobec nas klany na r�wninach Isbandia, pod wie�ami Sar-Sargoth. Niech ten sztandar, kt�ry wybra�em jako w�asny, za�opoce najwy�ej. Niech wszyscy si� dowiedz�, �e rozpoczynamy to, co by�o nam pisane. Murad, ty b�dziesz mym najwy�szym dow�dc� i wszyscy si� dowiedz�, �e po�r�d mych s�ug stoisz najwy�ej. Czeka nas teraz chwa�a i wielko��. A potem, kiedy ten szalony w�� odkryje nasz� ofiar�, poprowadzisz Czarnych Zab�jc�w. Niech ci, kt�rych dusze nale�� do mnie, s�u�� nam, szukaj�c naszego wsp�lnego wroga. Znajd� go! Zniszcz! Id�! Niemowa skin�� g�ow� i opu�ci� jaskini�. Moredhel ze znakiem na piersi zwr�ci� si� w stron� czarownicy. - Zatem, ludzki �mieciu, czy wiesz ju�, jakie to ciemne moce drgn�y w posadach? - O tak, pos�a�cu �mierci i zniszczenia, wiem. Och, kln� si� na Ciemn� Pani�, �e wiem. Parskn�� zimnym, pozbawionym weso�o�ci �miechem. - Nosz� znak - powiedzia�, wskazuj�c na purpurowe znami� na piersi, kt�re w blasku ognia zdawa�o si� p�on�� szalonym �wiat�em. Oczywiste, �e nie by�a to zwyk�a skaza, z kt�r� przyszed� na �wiat, lecz jaki� magiczny talizman, poniewa� jego zarys uk�ada� si� w idealn� sylwetk� smoka w locie. Wzni�s� palec i wskaza� ku g�rze. - Moc jest we mnie. - Zakre�li� palcem kr�g w powietrzu. - To ja zosta�em wyznaczony. Jestem przeznaczeniem. Wied�ma skin�a g�ow�, zdaj�c sobie spraw�, �e �mier� p�dzi ju� ku niej, by wzi�� j� w obj�cia. Niespodziewanie wyrzuci�a z siebie po�piesznie skomplikowane zakl�cie, machaj�c przy tym gwa�townie r�kami. W jaskini da�o si� wyczu� narastaj�c� z ka�d� chwil� moc, a nocne powietrze wype�ni� dziwny, zawodz�cy d�wi�k. Stoj�cy przed ni� wojownik pokr�ci� po prostu g�ow�. Rzuci�a w jego kierunku zakl�cie tak pot�ne, �e w okamgnieniu powinno go obr�ci� w proch, on za� sta� nadal, tam gdzie sta�, nietkni�ty i u�miecha� si� ponuro. - C� to, chcesz mnie wypr�bowa� za pomoc� swych n�dznych sztuczek, jasnowidzu? Widz�c, �e jej dzia�ania nie przynosz� najmniejszego rezultatu, wied�ma zamkn�a oczy i siedzia�a wyprostowana, czekaj�c na swe przeznaczenie. Moredhel wyci�gn�� w jej stron� wskazuj�cy palec. Z jego ko�ca wystrzeli� srebrzysty promie� �wiat�a i uderzy� w czarownic�. Wrzasn�a przera�liwie w agonii, po czym zap�on�a rozjarzonym do bia�o�ci ogniem. Przez kilka sekund jej ciemna sylwetka zwija�a si� w morzu ognia, a potem p�omienie znikn�y r�wnie nagle, jak si� pojawi�y. Moredhel obrzuci� szybkim spojrzeniem spopiela�y stos w kszta�cie cia�a. Rykn�� dono�nym, g��bokim �miechem, podni�s� z ziemi futro i wyszed� z jaskini. Jego towarzysze czekali na zewn�trz, przytrzymuj�c konia. Popatrzy� w d�, gdzie w oddali wida� by�o ob�z jego oddzia�u, jeszcze niewielki i nieliczny, kt�rego przeznaczeniem jednak - jak wiedzia� - by� wzrost i si�a. Dosiad� konia. - Do Sar-Sargoth! �ci�gn�� wodze, obr�ci� konia i ruszy� w d� stoku, prowadz�c za sob� wojownika-niemow� i kap�ana-w�a. ZNOWU RAZEM Statek p�dzi� w stron� domu. Wiatr zmieni� kierunek i nad pok�adem rozleg� si� dono�ny g�os kapitana. W g�rze, na rejach i w olinowaniu, za�oga po�piesznie wykonywa�a komendy, by jak najlepiej sprosta� ostrym podmuchom bryzy i ��daniom kapitana, kt�ry za wszelk� cen� pragn�� bezpiecznie doprowadzi� statek do portu. Kapitan by� do�wiadczonym �eglarzem. Prawie trzydzie�ci lat p�ywa� w marynarce kr�lewskiej, a od siedemnastu dowodzi� swym w�asnym okr�tem. I chocia� Kr�lewski Orze� by� niew�tpliwie najlepszym statkiem we flocie kr�la, jego kapitan ci�gle marzy� o odrobin� mocniejszym wietrze i troch� wi�kszej szybko�ci, poniewa� wiedzia�, �e nie spocznie ani na chwil�, dop�ki pasa�erowie nie znajd� si� bezpiecznie na brzegu. Na przednim pok�adzie znajdowa�o si� trzech wysokich m�czyzn, kt�rzy sp�dzali kapitanowi sen z powiek. Dwaj z nich, blondyn i ciemnow�osy, stali przy relingu. Opowiadali sobie kawa�y i co chwila wybuchali �miechem. Obaj mieli ponad metr dziewi��dziesi�t wzrostu, obaj te� chodzili pewnym, mocnym krokiem wojownika i my�liwego. Lyam, w�adca Kr�lestwa Wysp, i Martin, jego starszy brat, oraz ksi��� Crydee rozmawiali o wielu rzeczach, o polowaniach i ucztach, podr�ach i polityce, o wojnie i niezgodzie, a czasem te� o ich ojcu, ksi�ciu Borricu. Trzeci m�czyzna, nie tak wysoki i barczysty jak tamci dwaj, sta� niedaleko oparty o reling, pogr��ony w my�lach. Arutha, ksi��� Krondoru, najm�odszy z trzech braci, r�wnie� b��dzi� my�lami w przesz�o�ci, lecz nie przypomina� sobie ojca zabitego w czasie wojny z Tsuranimi, wojny, kt�r� pocz�to nazywa� Wojn� �wiat�w. Zamiast tego zapatrzy� si� w pi�trz�c� si� przed dziobem statku fal� i w zieleni morskich w�d dostrzega� dwoje b�yszcz�cych, zielonych oczu. Kapitan spojrza� w g�r� i rozkaza� zrefowa� �agiel. Po chwili znowu zerkn�� w stron� trzech m�czyzn stoj�cych na przednim pok�adzie i wzni�s� cich� modlitw� do Kilian, Bogini �eglarzy, marz�c w duchu, aby na horyzoncie ukaza�y si� wreszcie strzeliste wie�e Rillanonu. Trzej m�czy�ni, kt�rych co chwila obrzuca� niespokojnym wzrokiem, stanowili trzy najpot�niejsze i najwa�niejsze filary Kr�lestwa. Kapitan nawet nie dopuszcza� do siebie my�li o tym, jaki chaos zapanowa�by w Kr�lestwie, gdyby co� z�ego si� przytrafi�o statkowi. Komendy kapitana oraz okrzyki za�ogi i oficer�w dociera�y do Aruthy jak przez mg��. By� bardzo znu�ony wydarzeniami ostatniego roku i nie zwraca� szczeg�lnej uwagi na to, co si� dzia�o dooko�a. Nie m�g� si� skoncentrowa� na niczym innym poza jednym: wraca� oto do Rillanonu i do Anity. U�miechn�� si� do w�asnych my�li. Przez pierwszych osiemna�cie lat jego �ycie wydawa�o si� jakby pozbawione wyrazu i g��bszego sensu. Potem nast�pi�a inwazja Tsuranich i �wiat odmieni� si� na zawsze. Uwa�ano go powszechnie za jednego z najzdolniejszych dow�dc�w armii Kr�lestwa, w osobie Martina odkry� nagle i nieoczekiwanie swego najstarszego brata, na w�asne oczy widzia� tysi�ce potworno�ci i cud�w. Najcudowniejsz� rzecz�, j�ka si� mu przytrafi�a, by�a jednak Anita. Po koronacji Lyama zostali rozdzieleni. Lyam prawie przez rok podr�owa� pod kr�lewskim sztandarem, wizytuj�c zar�wno pan�w na wschodzie, jak i w�adc�w s�siednich kr�lestw. Teraz wracali wreszcie do domu. Z rozmarzenia wyrwa� go g�os Lyama. - I co tam widzisz w tych roziskrzonych falach, braciszku? Arutha podni�s� raptownie g�ow� i Martin, by�y Wielki �owczy Crydee, zwany niegdy� Martinem D�ugi �uk, u�miechn�� si� i skin�� g�ow� w stron� najm�odszego brata. - Za�o�� si� o ca�oroczne podatki, �e widzi tam par� zielonych oczu i zuchwa�y u�mieszek skacz�cy po falach. - Nie ma mowy, nie zak�adam si�, Martin. Od chwili opuszczenia Rillanonu mia�em od Anity ze trzy wiadomo�ci dotycz�ce spraw pa�stwowych, kt�re zmuszaj� j� do pozostawania ca�y czas w Rillanonie, podczas gdy jej matka ju� w miesi�c po koronacji powr�ci�a do ich maj�tku. Wed�ug bardzo pobie�nych szacunk�w przez ca�y czas podr�y Arutha dostaje �rednio ponad dwa listy tygodniowo. Mo�na by z tego wyci�gn�� jeden czy dwa wnioski. - I ja bym bardziej pali� si� do powrotu, gdyby czeka� na mnie kto� o jej temperamencie - zgodzi� si� Martin. Arutha by� z natury samotnikiem i gdy przychodzi�o do wyjawiania g��bokich uczu�, czu� si� nieswojo i �le, a na wszelkie pytania dotycz�ce Anity reagowa� ze szczeg�ln� wra�liwo�ci�. By� zakochany po uszy w wysmuk�ej, m�odej kobiecie, oczarowany bez reszty sposobem, w jaki porusza�a si�, m�wi�a i patrzy�a na niego. Chocia� jego bracia byli prawdopodobnie jedynymi lud�mi na ca�ej Midkemii, z kt�rymi czu� si� na tyle blisko zwi�zany, �e m�g� si� podzieli� swymi uczuciami, nigdy jednak, nawet jako ch�opiec, nie potrafi� zachowa� zimnej krwi i spokoju, kiedy czu�, �e jest obiektem �art�w. Twarz Aruthy spochmurnia�a. - Przesta� si� d�sa�, chmurko burzowa - powiedzia� Lyam. - Nie zapominaj, �e nie tylko jestem twoim kr�lem, lecz tak�e starszym bratem. I je�li zajdzie potrzeba, mog� ci� wytarga� za uszy. U�ycie pieszczotliwego imienia, kt�re nada�a mu matka, i nieprawdopodobna wizja Kr�la targaj�cego za uszy ksi�cia Krondoru sprawi�y, �e Arutha u�miechn�� si� lekko. - Obawiam si�, �e chyba �le j� zrozumia�em. Jej listy, chocia� pe�ne ciep�a, s� raczej oficjalne, a czasem wyczuwam jaki� dystans. No i po twoim pa�acu kr�ci si� pe�no przystojnych, m�odych dworzan. - Arutha - odezwa� si� Martin. - Od momentu ucieczki z Krondoru tw�j los by� przypiecz�towany. Od pierwszej chwili, jak my�liwy sk�adaj�cy si� do wypuszczenia strza�y w stron� jelenia, dziewczyna wymierzy�a sw�j �uk w twoj� stron�. Zanim dotarli�my do Crydee, kiedy ukrywali�my si� jeszcze, ju� wtedy patrzy�a na ciebie w ten charakterystyczny spos�b. Nie obawiaj si�, czeka tylko na ciebie, mo�esz by� pewien. - A poza tym - doda� Lyam - przecie� wyjawi�e� jej, co do niej czujesz, prawda? - No tak. Chocia� mo�e nie w takich s�owach... ale zapewni�em j� o mym najg��bszym przywi�zaniu i... Lyam i Martin wymienili spojrzenia. - Arutha, piszesz z takim uczuciem i zapa�em jak skryba podliczaj�cy podatki na koniec roku. Wszyscy trzej wybuchn�li �miechem. D�ugie miesi�ce wsp�lnej podr�y pozwoli�y braciom zbli�y� si� do siebie i na nowo okre�li� wzajemne stosunki. W przesz�o�ci Martin by� dla pozosta�ych dw�ch nauczycielem i przyjacielem. Wprowadza� ich w arkana �owiectwa, uczy� znajomo�ci lasu. Z drugiej za� strony by� przecie� niskiego urodzenia, chocia� jako Wielki �owczy mia� wysok� pozycj� na dworze ksi�cia Borrica. Gdy prawda o tym, �e by� nie�lubnym synem ich ojca i starszym przyrodnim bratem, wysz�a na jaw, wszyscy trzej przystosowywali si� przez jaki� czas do nowej sytuacji. Od tego czasu musieli nie raz i nie dwa znosi� towarzystwo fa�szywych kumpli szukaj�cych osobistych korzy�ci; wys�uchiwa� pustych obietnic przyja�ni i dozgonnej lojalno�ci. W tym okresie odkryli co� jeszcze: ka�dy z nich w pozosta�ej dw�jce odnalaz� osoby, kt�rym m�g� bezgranicznie ufa�; przed kt�rymi m�g� ujawni� to, co mu le�a�o na sercu; kt�re rozumia�y, co oznacza nag�e i niespodziewane wyniesienie w hierarchii spo�ecznej; i kt�re, podobnie jak i on sam, odczuwa�y dotkliwie presj� spoczywaj�cej na ich barkach nowej odpowiedzialno�ci. Kr�tko m�wi�c, w pozosta�ej dw�jce ka�dy z nich odnalaz� prawdziwych przyjaci�. Arutha pokr�ci� g�ow�, �miej�c si� sam do siebie. - No c�, prawd� m�wi�c, ja chyba te� wiedzia�em od samego pocz�tku, chocia� mia�em w�tpliwo�ci. Anita jest jeszcze taka m�oda... - Mniej wi�cej w wieku naszej mamy, kiedy po�lubi�a ojca, chcia�e� powiedzie�? - podpowiedzia� Lyam. Arutha obrzuci� brata sceptycznym spojrzeniem. - Czy ty zawsze masz odpowied� na wszystko? Martin klepn�� Lyama w plecy. - Oczywi�cie. - Po chwili doda� po cichu: - I dlatego jest kr�lem. - Lyam spojrza� na niego z udawanym oburzeniem, a najstarszy brat ci�gn�� dalej: - Zatem gdy ju� wr�cimy, popro� j� o r�k�, drogi bracie. A potem b�dziemy mogli zbudzi� drzemi�cego przy kominku ojca Tully'ego i ruszy� razem do Krondoru na wspania�e wesele. Ja za� b�d� m�g� w ko�cu przerwa� t� cholern� podr� i wr�ci� do Crydee. Nad g�owami rozleg� si� dono�ny okrzyk. - Ziemia! - Kierunek? - zawo�a� kapitan. - Przed dziobem. Wszyscy wpatrzyli si� w horyzont. Do�wiadczone oko my�liwego pierwsze dostrzeg�o w oddali ledwo widoczny zarys wybrze�a. Nie m�wi�c ani s�owa, po�o�y� r�ce na ramionach braci. Po pewnym czasie ju� ca�a tr�jka spostrzeg�a strzeliste wie�yce na tle lazurowego nieba. - Rillanon - szepn�� Arutha. Tupot lekkich krok�w i szelest obszernej sukni podtrzymywanej wysoko ponad �migaj�cymi stopami towarzyszy�y wysmuk�ej postaci maszeruj�cej energicznie i z determinacj� d�ugim korytarzem. Pi�kne zazwyczaj rysy damy, kt�r� s�usznie okrzykni�to kr�low� pi�kno�ci ca�ego dworu, mia�y teraz raczej nieprzyjemny wyraz. Wartownicy na korytarzu pr�yli si� na baczno��. �aden z nich nawet nie drgn��, kiedy przechodzi�a obok, lecz oczy wszystkich �ledzi�y j� uwa�nie. Wielu z nich domy�la�o si�, kto m�g� by� obiektem dobrze znanych na dworze wybuch�w z�ego humoru, i u�miecha�o si� w duchu. Pie�niarza czeka�o raczej brutalne przebudzenie, i to w najbardziej dos�ownym sensie tego s�owa. Ksi�niczka Carline, w spos�b zupe�nie nie przystaj�cy damie a do tego siostrze Kr�la, przelecia�a p�dem obok zdumionego s�ugi, kt�ry jednocze�nie pr�bowa� uskoczy� w bok i z�o�y� nale�ny jej uk�on. Godny pochwa�y zamiar sko�czy� si� tym, �e pa� grzmotn�� siedzeniem w posadzk� patrz�c, jak Carline znika w pa�acowym skrzydle z pokojami go�cinnymi. Stan�a przed drzwiami i zatrzyma�a si� na moment. Przyg�adzi�a po�piesznymi ruchami rozwichrzone w�osy i podnios�a r�k�, by zapuka�. Powstrzyma�a si� w ostatniej chwili. Niebieskie oczy zw�zi�y si� w w�skie szparki, kiedy z irytacj� pomy�la�a o perspektywie czekania przed drzwiami, a� jej otworz�. Zamiast puka�, nacisn�a klamk�, pchn�a energicznie drzwi i wkroczy�a nie zapowiedziana do pokoju. Wewn�trz panowa� mrok, poniewa� nikt nie ods�oni� jeszcze ci�kich, grubych zas�on. Na �rodku ogromnego �o�a spoczywa� bez�adny stos przykryty kocami. Kiedy trzasn�a drzwiami, zamykaj�c je za sob�, spod tej sterty wydoby� si� ponury j�k. Carline przebrn�a przez porozrzucane na pod�odze ubranie i energicznie szarpn�a zas�ony, wpuszczaj�c do �rodka ostre �wiat�o wczesnego przedpo�udnia. Spod stosu na ��ku doby� si� nast�pny bolesny j�k, a po chwili wysun�a si� rozczochrana g�owa. Para przekrwionych oczu spojrza�a na dziewczyn�. - Carline - zaskrzecza� ochryp�y g�os. - Chcesz, �ebym umar� ze strachu? Ksi�niczka podesz�a szybkim krokiem do ��ka. - Gdyby� nie hula� przez ca�� noc i pojawi� si� na �niadaniu, jak przysta�o, to mo�e by� si� dowiedzia�, �e dostrze�ono okr�t mego brata. Za dwie godziny wejd� do portu - powiedzia�a ostrym tonem. Laurie z Tyr-Sog, trubadur, podr�nik, by�y bohater Wojny �wiat�w, a ostatnio minstrel na dworze kr�lewskim i sta�y towarzysz Ksi�niczki usiad� ci�ko, przecieraj�c zm�czone oczy. - Wcale nie hula�em. Ksi��� Dolth nalega�, �e chce wys�ucha� wszystkich pie�ni z mego repertuaru. �piewa�em prawie do �witu. - Zamruga� oczami i u�miechn�� si� do dziewczyny. Podrapa� si� w kunsztownie przyci�t�, jasn� brod�. - Ten facet ma niewyczerpan� wytrzyma�o��, lecz r�wnie� doskona�y gust, je�li chodzi o muzyk�. Carline usiad�a na brzegu ��ka, pochyli�a si� i z�o�y�a szybki poca�unek. Zgrabnym ruchem wypl�ta�a si� z pr�buj�cych j� obj�� ramion i po�o�y�a mu d�o� na piersi, powstrzymuj�c zap�dy m�odzie�ca. - Pos�uchaj uwa�nie, ty m�j kochliwy s�owiku, Lyam, Martin i Arutha wkr�tce tu b�d�. Gdy tylko Lyam przebrnie przez wszystkie formalno�ci i zacznie urz�dowa�, natychmiast porozmawiam z nim o naszym ma��e�stwie. Laurie rozejrza� si� dooko�a, jakby szuka� ciemnego k�ta, w kt�ry m�g�by si� wcisn��, by znikn�� z pola widzenia. W ci�gu ostatniego roku ich zwi�zek bardzo si� rozwin��. By� teraz o wiele g��bszy i bardziej nami�tny. Laurie jednak mia� instynktown� wr�cz niech�� do ma��e�stwa, kt�rego unika� jak ognia. - Ale�, Carline... - zacz��. - "Ale�, Carline", te� mi co�! - przerwa�a mu w p� s�owa, bole�nie d�gaj�c palcem w obna�on� pier�. - Ty bufonie! Mia�am dziesi�tki ksi���t ze wschodu, po�ow� syn�w ksi���cych Kr�lestwa i nie wiadomo ilu innych �ebrz�cych wprost o mo�liwo�� starania si� o moj� r�k�. Nigdy nie zwraca�am na nich najmniejszej uwagi. I po co mi to by�o? Z�by jaki� pozbawiony m�zgu grajek m�g� igra� z moimi uczuciami? Koniec z tym! Nadszed� czas wyr�wnania rachunk�w. Laurie u�miechn�� si� od ucha do ucha. Odgarn�� w ty� potargane, jasne w�osy. Usiad� prosto i zanim zd��y�a zareagowa�, ca�owa� j� d�ugo i nami�tnie. Odsun�� si� po chwili. - Carline, mi�o�ci mego �ycia, prosz�... ju� o tym m�wili�my. Jej oczy, p�przymkni�te w czasie poca�unku, otworzy�y si� gwa�townie. - Och! Czy�by? "Ju� o tym m�wili�my"? - m�wi�a rozw�cieczonym g�osem. - O�enisz si� ze mn�. Postanowione i kropka! - Wsta�a szybko, by umkn�� przed jego ramionami. - To przerodzi�o si� ju� w skandal dworski - ksi�niczka i jej kochanek - trubadur. Nawet nie jest oryginalne. �miej� si� ju� ze mnie za plecami. Laurie! Do jasnej cholery! Mam ju� prawie dwadzie�cia sze�� lat! Wi�kszo�� kobiet w tym wieku jest ju� osiem czy dziewi�� lat po �lubie. Chcesz, bym umar�a jako stara panna? - Co to, to nie! Nigdy! Niech bogowie nas przed tym strzeg� - krzykn�� ci�gle rozbawiony. Poza bezdyskusyjnym faktem jej urody i niewielk� szans�, aby ktokolwiek o�mieli� si� nazwa� j� kiedy� star� pann�, by�a od niego dziesi�� lat m�odsza i Laurie uwa�a� j� za dzieciaka. Powtarzaj�ce si� raz po raz dziecinne wybuchy z�ego humoru jedynie utwierdza�y go w tym przekonaniu. Spowa�nia� w ko�cu, usiad� prosto i roz�o�y� bezradnie r�ce. - Kochana, jestem tym, kim jestem. Ani mniej, ani wi�cej. Przebywam tu d�u�ej ni� w jakimkolwiek innym miejscu, kiedy by�em wolnym cz�owiekiem. Chocia� musz� przyzna�, �e obecna niewola jest o wiele przyjemniejsza ni� ostatnia - powiedzia�, wspominaj�c lata niewolnictwa na Kelewanie, w �wiecie Tsuranich. - Carline, ani ja, ani ty nie mo�emy przewidzie�, kiedy znowu najdzie mnie ch�tka, by ruszy� na w��cz�g�. - W miar� jak m�wi�, widzia�, jak coraz bardziej narasta w niej z�o��, i w duchu musia� przyzna� sam przed sob�, �e cz�sto to on w�a�nie wyzwala� w niej najgorsze cechy jej charakteru. Raptownie zmieni� taktyk�. - A poza tym nie wiem, czy jestem dobrym materia�em na, no jak tam... jakkolwiek nazywa si� m�� siostry kr�la. - Najwy�szy czas, aby� si� zacz�� do tego przyzwyczaja�. A teraz wstawaj i ubieraj si�. Jazda z wyra! Laurie chwyci� ci�ni�te przez Carline spodnie i szybko za�o�y�. Kiedy sko�czy� si� ubiera�, stan�� przed ni� i obj�� ramionami kibi� dziewczyny. - Carline, od chwili pierwszego spotkania masz we mnie uwielbiaj�cego ci� poddanego. Nigdy nie kocha�em... nigdy nie b�d� kocha� nikogo r�wnie mocno, jak kocham ciebie, lecz... - Wiem, wiem. Znam to na pami��. Od miesi�cy s�ysz� te same wym�wki. - Ponownie d�gn�a go palcem w pier�. - Zawsze by�e� w�drowcem - m�wi�a, przedrze�niaj�c go. - Zawsze by�e� wolnym cz�owiekiem, nie wiesz, czy wytrzymasz, b�d�c przywi�zanym do jednego miejsca, chocia� zauwa�y�am, �e jako� znosisz trudy mieszkania w kr�lewskim pa�acu. Laurie wzni�s� oczy ku niebu. - No c�, musz� przyzna�, �e to prawda. - M�j kochasiu, te wykr�ty mog�yby podzia�a� w przypadku jakiej� biednej c�rki karczmarza, ale w moim wypadku na nic si� nie przydadz�. Zobaczymy, jakie b�dzie zdanie Lyama na ten temat. Jestem pewna, �e w starych ksi�gach musi by� jakie� starodawne prawo czy co� w tym rodzaju, kt�re m�wi o zwi�zkach posp�lstwa ze szlachetnie urodzonymi. - Rzeczywi�cie jest. - Laurie zachichota�. - M�j ojciec za to, �e zosta�em przez ciebie wykorzystany, ma prawo do z�otego talara, pary mu��w i ziemi ornej wraz z zabudowaniami. Carline przez moment usi�owa�a si� powstrzyma�, lecz po chwili wybuchn�a g�o�nym �miechem. - Ty potworze. - Obj�a go mocno, opar�a g�ow� na jego ramieniu i westchn�a. - Nigdy nie potrafi� d�ugo gniewa� si� na ciebie. Przytuli� j� delikatnie. - Chocia� daj� ci czasem pow�d - powiedzia� mi�kko. - Tak, to prawda. - Ale z drugiej strony... nie tak znowu cz�sto. - Dobrze, dobrze... My tu sobie ucinamy pogaduszki, przekomarzamy si�, a bracia s� coraz bli�ej portu. Ze mn� mo�esz sobie pozwala� na wiele, lecz zapatrywania kr�la na nasz� sytuacj� mog� nie by� takie radosne. - Tego si� w�a�nie obawiam - powiedzia� Laurie, a w jego g�osie s�ycha� by�o prawdziw� trosk�. Carline z�agodnia�a nagle. Spojrza�a mu prosto w oczy, staraj�c si� doda� otuchy. - Lyam zrobi wszystko, o co poprosz�. Odk�d pami�tam, kiedy jeszcze by�am male�ka nigdy nie potrafi� powiedzie� "nie", je�li tylko czego� bardzo pragn�am. To nie Crydee. Dobrze wie, �e tutaj sprawy wygl�daj� inaczej i �e ja nie jestem ju� dzieckiem. - Hm... zauwa�y�em. - �obuz. Laurie, pos�uchaj. Nie jeste� przecie� prostym ch�opem czy kamieniarzem. Opanowa�e� o wiele wi�cej j�zyk�w ni� jakikolwiek "wykszta�cony" panicz, kt�rego znam. Podr�owa�e� wiele. By�e� nawet w �wiecie Tsuranich. Masz inteligencj� i wielki talent. Jeste� predestynowany do tego, aby rz�dzi�, bardziej ni� wielu innych, kt�rzy si� do tego narodzili. A poza tym, je�li mog� mie� starszego brata, kt�ry zanim zosta� Ksi�ciem, by� my�liwym, dlaczego nie mog� mie� m�a pie�niarza? - Twojej logice nic nie mo�na zarzuci�. Po prostu brak mi s��w. Carline, kocham ci� ca�ym sercem, wiem to, ale ta reszta... - Tw�j problem polega na tym, �e potrafi�by� rz�dzi�, lecz nie chcesz ponosi� �adnej odpowiedzialno�ci. Jeste� leniwy. Roze�mia� si�. - To dlatego ojciec wyrzuci� mnie z domu, kiedy mia�em trzyna�cie lat. Powiedzia�, �e nigdy nie b�d� porz�dnym rolnikiem. Odsun�a si� delikatnie. G�os jej spowa�nia�. - Wszystko si� zmienia, Laurie. Zastanawia�am si� nad tym ostatnio bardzo powa�nie. Dwa razy w przesz�o�ci wydawa�o mi si�, �e by�am prawdziwie zakochana, lecz ty jeste� jedynym m�czyzn�, kt�ry jest w stanie sprawi�, �e zapominam, kim jestem, �e mog� si� zapomnie� i nie wstydz� si� tego. Kiedy jestem z tob�, wszystko inne traci sens, ale to dobrze, poniewa� nawet przez chwil� nie zastanawiam si�, nie dbam, czy to, co czuj�, ma jaki� sens, czy go nie ma. Teraz jednak musz� o to zadba�. Laurie, musisz dokona� wyboru, i to wkr�tce. Za�o�� si� o wszystkie swoje klejnoty, �e nie minie nawet dzie� od powrotu braci, a Arutha i Anita og�osz� swoje zar�czyny. To za� oznacza, �e wszyscy wyruszymy do Krondoru na ich �lub. Po �lubie wr�c� tutaj z Lyamem. Tylko od ciebie b�dzie zale�a�o, czy wr�cisz razem z nami. - Spojrza�a mu prosto w oczy. - By�o mi z tob� bardzo dobrze. Odkry�am w sobie uczucia, o kt�rych nie wiedzia�am, �e s� w og�le mo�liwe, kiedy snu�am dziewcz�ce marzenia o Pugu, a potem Rolandzie. Musisz dokona� wyboru. Jeste� mym pierwszym kochankiem i zawsze b�dziesz najwi�ksz� mi�o�ci�, lecz kiedy tu wr�c�, albo zostaniesz moim m�em, albo tylko wspomnieniem. Zanim zd��y� cokolwiek odpowiedzie�, by�a ju� przy drzwiach. - Kocham ci�, �obuzie, najmocniej jak tylko mo�na kocha�. Mamy jednak ma�o czasu. - Zamilk�a na chwil�. - A teraz chod� i pom� mi powita� kr�la. Podszed� do niej i otworzy� drzwi. Po�piesznym krokiem udali si� na dziedziniec, gdzie czeka�y powozy, kt�re mia�y zabra� witaj�cych do portu. Laurie z Tyr-Sog, trubadur, podr�nik i bohater Wojny �wiat�w, mia� bolesn� �wiadomo�� obecno�ci tej kobiety przy swoim boku i przez ca�y czas zastanawia� si�, co by czu�, gdyby pozbawiono go tego na zawsze. My�l�c o takiej perspektywie, czu� si� zdecydowanie nieszcz�liwy. Rillanon, stolica Kr�lestwa Wysp, czeka�a, by powita� swego Kr�la. Domy przybra�y od�wi�tny wygl�d, pyszni�c si� p�kami cieplarnianych kwiat�w. Na szczytach dach�w powiewa�y ogromne sztandary, a ponad ulicami, kt�rymi mia� przeje�d�a� monarcha, rozpi�to wst�gi we wszystkich kolorach t�czy. Rillanon, nazywane Klejnotem Kr�lestwa, by�o po�o�one na �agodnych stokach licznych pag�rk�w. Cudowne miasto pe�nych wdzi�ku strzelistych wie�, �wietlistych �uk�w i delikatnych, harmonijnych w kszta�cie most�w. Zmar�y Kr�l rozpocz�� dzie�o odbudowy miasta od pokrycia wi�kszo�ci s�siaduj�cych z pa�acem dom�w p�ytami z marmuru i kwarcu. W popo�udniowym �wietle ulice skrzy�y si� jak w mie�cie z bajki. Kr�lewski Orze� zbli�a� si� do kr�lewskiego nabrze�a, gdzie czeka� komitet powitalny. W oddali, na dachach dom�w i stromych, schodz�cych do portu ulicach, sk�d wida� by�o nabrze�e, zgromadzi�y si� nieprzeliczone t�umy mieszka�c�w wiwatuj�cych na cze�� m�odego w�adcy. Rillanon przez wiele d�ugich lat �y�o pod ci�arem czarnej chmury szale�stwa kr�la Rodrica. Dla wi�kszo�ci jego mieszka�c�w Lyam by� ci�gle obcy. Poniewa� jednak by� m�ody i przystojny, jego bohaterstwo w czasie niedawno zako�czonej wojny powszechnie znane, a szczodro��, z jak� sypn�� groszem, obni�aj�c podatki, wielka - uwielbiali go wszyscy. Pilot portowy z mistrzostwem wprowadzi� statek Kr�la na w�a�ciwe miejsce przy nabrze�u. Szybko rzucono cumy, a po chwili spuszczono trap. Arutha patrzy�, jak Lyam pierwszy schodzi na l�d. Jak kaza�a tradycja, pad� na kolana i uca�owa� rodzinn� ziemi�. Wzrok Aruthy w�drowa� po zgromadzonych, szukaj�c Anity, lecz w t�umie pan�w napieraj�cych, by powita� Kr�la, nie dostrzeg� jej. Przez chwil� poczu�, jak przeszywa go lodowaty sztylet zw�tpienia. Martin popchn�� lekko Aruth�, kt�ry zgodnie z protoko�em powinien zej�� ze statku jako drugi. Arutha po�piesznym krokiem zszed� na nabrze�e, a Martin pod��y� o kilka krok�w za nim. Uwag� m�odszego brata zwr�ci� nagle widok siostry, kt�ra oderwa�a si� od boku pie�niarza Lauriego i podbieg�a do Lyama. Obj�a go z ca�ej si�y. Chocia� inni witaj�cy monarch� nie traktowali rytua�u tak lekko jak Carline, jednak i z szereg�w stra�y i dworzan wznios�y si� radosne, spontaniczne okrzyki. Po chwili ramiona Carline owin�y si� wok� szyi Aruthy. Poca�owa�a go gor�co i obj�a czule. - Och, tak bardzo t�skni�am za tw� skwaszon� min� - powiedzia�a szcz�liwym g�osem. Arutha - jak zwykle, kiedy by� pogr��ony w my�lach - mia� ponury wyraz twarzy. - Jak� skwaszon� min�? Carline spojrza�a bratu prosto w oczy. - Wygl�dasz, jakby� co� po�kn�� i to co� poruszy�o si� przed chwil� w �o��dku - powiedzia�a z u�miechem. Martin rykn�� �miechem i po chwili znalaz� si� w obj�ciach Carline. W pierwszej chwili zesztywnia�. W obecno�ci siostry nie czu� si� jeszcze tak swobodnie jak z bra�mi. Po chwili odpr�y� si� i odwzajemni� u�cisk. - Nudzi�am si� bez waszej tr�jki. Martin zerkn�� w bok, gdzie w oddali sta� Laurie, i pokr�ci� z pow�tpiewaniem g�ow�. - Chyba jednak nie za bardzo, jak mi si� wydaje. - Nie ma �adnego prawa, kt�re by m�wi�o, �e tylko m�czy�ni mog� sobie folgowa� - za�artowa�a. - A poza tym to najwspanialszy m�czyzna, jakiego spotka�am w �yciu... kt�ry nie jest moim bratem. Martin m�g� si� jedynie u�miechn��, a Arutha nadal wypatrywa� w t�umie Anity. Lord Caldric, ksi��� Rillanonu i Pierwszy Doradca Kr�la, a tak�e stryjeczny dziadek Lyama, rozpromieni� si�, kiedy ogromna d�o� Kr�la uj�a jego w�asn� i zacz�a ni� energicznie potrz�sa�. Aby przebi� si� przez radosny tumult i wiwaty na swoj� cze��, Lyam musia� prawie krzycze�. - Stryju, co s�ycha� w naszym Kr�lestwie? - Teraz, kiedy powr�ci�e�. Wasza Wysoko��, wszystko dobrze. Arutha by� coraz bardziej zatroskany. - Arutha, wygl�dasz, jakby� si� mia� za chwil� rozp�aka�. Przesta� si� zamartwia�, ona jest we wschodnim ogrodzie, czeka na ciebie - powiedzia�a Carline szeptem. Arutha cmokn�� j� w policzek i natychmiast opu�ci� towarzystwo siostry i �miej�cego si� na g�os Martina. - Za pozwoleniem Waszej Wysoko�ci... - krzykn��, przebiegaj�c obok Lyama. Na twarzy Kr�la pojawi�o si� najpierw wielkie zdumienie, kt�re po sekundzie przerodzi�o si� w radosny u�miech. Caldric i reszta dworzan patrzyli na zachowanie ksi�cia Krondoru z szeroko otwartymi ze zdumienia ustami. Lyam nachyli� si� do ucha Caldrica. - Anita. Stara i pomarszczona twarz Caldrica rozpromieni�a si� s�onecznym �miechem. Zachichota� rado�nie. - Zatem wkr�tce znowu wyruszysz w podr�, co? Tym razem do Krondoru na �lub brata? - Przyznam, �e woleliby�my, aby �lub odby� si� tutaj, ale tradycja ka�e Ksi�ciu �eni� si� w swoim w�asnym mie�cie, a przed tradycj� nale�y chyli� g�ow�. Nie nast�pi to jednak tak szybko, najwcze�niej za kilka tygodni. Te sprawy zajmuj� sporo czasu, a jest jeszcze kr�lestwo, kt�rym musimy si� zaj��, chocia� wszystko wskazuje na to, �e w czasie mojej nieobecno�ci doskonale dawa�e� sobie rad�. - By� mo�e. Wasza Wysoko��, lecz teraz, gdy Kr�l jest znowu w Rillanonie, wiele spraw znajduj�cych si� w zawieszeniu od zesz�ego roku pojawi si� przed twoim majestatem, by� je, panie, rozwa�y� osobi�cie. Petycje i inne dokumenty, kt�re by�y ci przekazane w czasie podr�y, to nawet nie dziesi�ta cz�� tego, co ci� czeka tutaj. Lyam wyda� teatralny j�k rozpaczy. - Wydaje nam si�, �e ka�emy, aby kapitan natychmiast wyrusza� z powrotem w morze. - Chod�, Wasza Wysoko��. - Caldric u�miechn�� si�. - Twoje miasto pragnie ujrze� swego Kr�la. We wschodnim ogrodzie poza samotn�, kobiec� sylwetk� nie by�o nikogo. M�oda kobieta poruszy�a si� cichutko mi�dzy wspaniale utrzymanymi klombami kwiat�w, kt�re nie spieszy�y si� specjalnie, by rozwin�� stulone ciasno p�ki. Kilka bardziej odwa�nych gatunk�w zieleni�o si� jaskraw�, wiosenn� barw�; okalaj�ce ogr�d wiecznie zielone �ywop�oty przychodzi�y im z pomoc�, lecz i tak ogr�d bardziej przypomina� pozbawiony �ycia symbol zimy ni� �wie�� obietnic� nadci�gaj�cej wiosny, kt�ra mia�a wybuchn�� z ca�� moc� dopiero za kilka tygodni. Anita zapatrzy�a si� na rozci�gaj�c� si� u jej st�p panoram� Rillanonu. Pa�ac rozsiad� si� na samym szczycie wzg�rza, w miejscu starodawnej warowni, kt�ra nadal stanowi�a jego trzon. Siedem wysokich, �ukowato wypi�trzonych most�w spina�o brzegi rzeki, wij�cej si� dooko�a pa�acu wielkimi zakolami. Przedwieczorny wiatr przeszywa� ch�odem i Anita owin�a si� cia�niej szalem z delikatnego jedwabiu. U�miechn�a si� do wspomnie�. Oczy zaszkli�y si� �zami, kiedy przypomnia�a sobie zmar�ego ojca, ksi�cia Erlanda, i to wszystko, co przydarzy�o si� w ci�gu ostatniego roku i wcze�niej: jak Guy du Bas-Tyra przyby� do Krondoru i usi�owa� zmusi� j� do �lubu w imi� racji stanu, i jak to Arutha przyjecha� do miasta incognito. Przez ponad miesi�c, a� do momentu ucieczki do Crydee, ukrywali si� razem pod opiek� Prze�miewc�w, cechu z�odziei z Krondoru. Pod koniec wojny pojecha�a do Rillanonu na koronacj� Lyama. W ci�gu tych kilku miesi�cy zakocha�a si� bez pami�ci w m�odszym bracie kr�la. A teraz Arutha wraca� do Rillanonu. Us�ysza�a za sob� odg�os krok�w na kamiennych p�ytach �cie�ki ogrodu. Odwr�ci�a si� s�dz�c, �e zobaczy s�u��c� albo gwardzist� z informacj�, �e kr�l wp�yn�� ju� do portu. Zamiast tego jej oczom ukaza� si� id�cy w jej stron� zm�czony m�czyzna w drogim, lecz wygniecionym stroju podr�nym. Potargane wiatrem ciemnokasztanowe w�osy, podkr��one piwne oczy. Ascetyczna twarz �ci�gni�ta w charakterystycznym, surowym grymasie tak typowym dla niego, kiedy rozwa�a� co� powa�nego, i tak jej drogim. Patrzy�a, jak si� zbli�a�, i nie mog�a wyj�� z podziwu nad sposobem, w jaki si� porusza�: kroczy� lekko, stawiaj�c kroki z koci� zwinno�ci�, nie czyni�c najmniejszego niepotrzebnego ruchu. Zbli�y� si� i u�miechn�� troch� niepewnie, nawet nie�mia�o. Zanim zd��y�a przywo�a� na pomoc �wiczon� latami na dworze stosown� poz� i spok�j, ju� �zy nap�yn�y jej do oczu. Niespodziewanie znalaz�a si� w jego ramionach, przywieraj�c do ukochanego. - Arutha... - Tylko tyle by�a w stanie wykrztusi�. Przez d�u�szy czas stali w milczeniu obj�ci mocno. Potem odchyli� delikatnie jej g�ow� i poca�owa�. Bez s��w opowiada� o swoim przywi�zaniu, mi�o�ci i t�sknocie, a ona odpowiada�a w taki sam spos�b. Wpatrywa� si� w zielone jak morska to� oczy i nosek cudownie usiany malutkimi piegami - rozbrajaj�ca niedoskona�o�� na g�adkiej, jasnej cerze. Na twarzy Aruthy pojawi� si� zm�czony u�miech. - Wr�ci�em. Po chwili zacz�� si� g�o�no �mia� z oczywisto�ci swych s��w. Anita zawt�rowa�a. Trzymaj�c w obj�ciach szczup�� kibi�, wdychaj�c delikatny zapach ciemnokasztanowych w�os�w u�o�onych w jak�� niemo�liwie skomplikowan�, modn� w tym sezonie na dworze fryzur�, poczu�, jak kr�ci mu si� w g�owie. Nie m�g� si� wprost nacieszy�, �e znowu s� razem. Odsun�a si� troch�, lecz ani na sekund� nie wypu�ci�a jego d�oni z mocnego u�cisku. - Tak wiele czasu min�o - szepn�a. - Z pocz�tku mia� to by� tylko miesi�c, potem nast�pny... i jeszcze jeden. Nie by�o ci� przez ponad p� roku. Nie mog�am si� zmusi�, aby p�j�� dzi� do portu. Wiedzia�am, �e na tw�j widok si� rozp�acz�. - Jej policzki by�y mokre od �ez. U�miechn�a si� i otar�a je wierzchem d�oni. Arutha u�cisn�� jej d�o�. - Lyam bez przerwy przypomina� sobie o coraz to innych panach, kt�rych koniecznie trzeba by�o odwiedzi�. Sprawy Kr�lestwa... - powiedzia� z pogardliwym grymasem na ustach. Od dnia, kiedy j� pozna�, nie potrafi� wyrazi� swojej mi�o�ci do dziewczyny. Chocia� od pierwszej chwili czu� si� z ni� g��boko zwi�zany, po ucieczce z Krondoru zmaga� si� bez przerwy ze swoimi uczuciami. Z jednej strony dzia�a�a na niego nieodparcie jak pot�ny magnes, z drugiej jednak, odnosi� si� do niej jak do dziecka, kt�re dopiero za jaki� czas b�dzie mo�na traktowa� powa�nie. Nie