2307
Szczegóły |
Tytuł |
2307 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2307 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2307 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2307 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J. R. R. TOLKIEN
Niedoko�czone opowie�ci
Tom I
(Przek�ad: Rados�aw Kot)
OD T�UMACZA
Uznaj�c funkcjonowanie rzeczy (wed�ug puryst�w) niedoskona�ej jako faktu kulturowego, niniejszy przek�ad odwo�uje si� do stworzonego przez pani� Mari� Skibniewsk� kanonu t�umaczenia prac J. R. R. Tolkiena. Wykorzystane w tek�cie cytaty pochodz� z nast�puj�cych wyda�:
Hobbit, czyli tam i z powrotem - Iskry, Warszawa 1985; W�adca Pier�cieni (Wyprawa, Dwie wie�e, Powr�t Kr�la) - Czytelnik, Warszawa 1981; Si�marillion - Czytelnik, Warszawa 1985.
R.K.
WST�P
Trudno jest rozwi�za� problemy zwi�zane z odpowiedzialno�ci� za pisma nie�yj�cego ju� autora komu�, kogo pieczy dzie�a owe powierzono. Bywa, �e niekt�rzy w takiej sytuacji powstrzymuj� si� przed drukowaniem najmniejszego nawet fragmentu, wyj�wszy co najwy�ej te urywki, kt�re do czasu �mierci autora zosta�y praktycznie uko�czone. W przypadku tw�rczo�ci J. R. R. Tolkiena takie w�a�nie podej�cie mog�oby si� na pierwszy rzut oka wydawa� najw�a�ciwsze, szczeg�lnie �e on sam, nader wymagaj�cy i wobec w�asnych p�od�w krytyczny, w �adnym razie nie pozwoli�by na publikacj� nawet najbardziej dopracowanych fragment�w niniejszej ksi��ki, bez daleko id�cych poprawek.
Z drugiej jednak strony, istota i rozmach jego wyobra�ni ka�� spojrze� na te odrzucone wcze�niej opowie�ci nieco inaczej. Kwestia, czy Silmarillion w og�le powinien zosta� opublikowany, nie posta�a mi nawet w g�owie, i to niezale�nie od faktu, �e dzie�o by�o nie uporz�dkowane i ojciec zamierza� dopiero je przeredagowa�, czego jednak dokona� ju� nie zd��y�. Po d�ugim wahaniu zdecydowa�em si� zatem w tamtym przypadku przedstawi� prac� jako kompletn� i sp�jn� ca�o��, miast nada� jej posta� studium historycznego, zbioru po��czonych komentarzem tekst�w. W przypadku tej ksi��ki rzecz ma si� jednak inaczej, zebrane tu bowiem pisma nie tworz� �adnej ca�o�ci, pozostaj�c po prostu szeregiem r�ni�cych si� form�, zamys�em, stopniem uko�czenia jak i czasem powstania (jak i sposobem, w jaki ja je potraktowa�em) utwor�w tycz�cych Numenoru i �r�dziemia. Jednak pow�d przemawiaj�cy za ich og�oszeniem drukiem nie r�ni si� zasadniczo od tego, kt�ry przy�wieca� mi przy publikacji Silmarilliona1, chocia� cichszy mo�e jest nieco tym razem �w g�os. Ci, kt�rym nie dane jest zapomnie� obrazu Melkora i Ugolianty spogl�daj�cych ze szczytu Hyarmentiru na "pola i pastwiska Yavanny, oz�ocone �anami wysokiej pszenicy"; cieni rzucanych przez lud Fingolfina przy pierwszym wzej�ciu ksi�yca w krainach Zachodu; Berena skradaj�cego si� w wilczej postaci ku tronowi Morgotha czy te� blasku Silmarila, kt�ry zap�on�� nagle w mroku Lasu Neldoreth, uznaj� zapewne, �e niedoskona�o�� formy owych opowie�ci blednie wobec g�osu Gandalfa (odzywaj�cego si� tutaj po raz ostatni) szydz�cego z dumnego Sarumana podczas spotkania Bia�ej Rady w roku 2851, czy te� relacjonuj�cego w Minath Tirith, ju� po zako�czeniu Wojny o Pier�cie�, jak dosz�o do tego, �e wys�a� krasnolud�w na s�ynne przyj�cie w Bag End. C� niedoskona�o�� znaczy wobec obrazu Ulma, Pana W�d wynurzaj�cego si� z morza w Vinyamarze, wobec Mablunga z Doriathu ukrywaj�cego si� jak kret pod ruinami mostu w Nargothrondzie, czy te� wobec sceny �mierci Isildura u mulistych brzeg�w Anduiny.
Wiele fragment�w tej ksi��ki stanowi rozwini�cie w�tk�w wspomnianych pokr�tce lub zasygnalizowanych ju� gdzie indziej. Jedno trzeba jednak powiedzie� wyra�nie, a to mianowicie, �e spora cz�� tego dzie�a nie oka�e si� szczeg�lnie interesuj�ca dla tych mi�o�nik�w W�adcy Pier�cieni, kt�rzy przemykali podczas lektury nad historycznymi dygresjami, maj�c je za element wzbogacaj�cy opowie�� jedynie, a nie za cel sam w sobie i nie po��daj� wcale dalszych szczeg��w, oboj�tnymi pozostaj�c wobec kwestii tycz�cych zorganizowania je�d�c�w Marchii Rohanu, Dzikich Ludzi z lasu Druadan zostawiaj�c w�asnemu losowi... M�j ojciec z pewno�ci� nie mia�by im tego za z�e. W li�cie z marca 1955 roku, a zatem jeszcze przed ukazaniem si� trzeciego tomu W�adcy Pier�cieni, pisa�:
�a�uj� teraz obietnicy zamieszczenia dodatk�w! Mam wra�enie, �e ich pojawienie si� w formie okrojonej i skondensowanej nie zadowoli nikogo, z pewno�ci� za� nie zadowoli mnie ani te� tych, kt�rzy mnogo�ci� list�w daj� mi do zrozumienia, �e szczeg�y takie lubi�. Jest ich zaskakuj�co wielu. Natomiast czytelnicy raduj�cy si� t� ksi��k� jedynie jako "heroicznym romansem" i uznaj�cy owe wtr�ty za spos�b wzbogacania prozy, ca�kiem s�usznie zignoruj� dodatki.
Mocno obecnie pow�tpiewam, czy pomys� potraktowania ca�ej sprawy jako rozwini�tej gry by� spo�r�d tych najlepszych, szczeg�lnie �e nazbyt mnie snucie takich w�tk�w wci�ga. Jest to, jak podejrzewam, cena do zap�acenia za wzbogacenie opowie�ci o liczne szczeg�y dotycz�ce geografii, chronologii i j�zyka, przez co wielu domaga� si� potem mo�e obszerniejszych "informacji" czy wprost "wiedzy".
W li�cie z nast�pnego roku czytamy:
...podczas, gdy wielu tobie podobnych ��da map, inni jeszcze upominaj� si� o szczeg�y geologiczne; kto� pragnie pozna� zasady gramatyki j�zyka elf�w, detale fonetyki i stosowne przyk�ady; pojawiaj� si� pro�by o miary metryczne i prozodie... Muzycy chc� tonacji i zapis�w nutowych, archeolodzy ceramiki i danych o metalurgii, botanicy domagaj� si� bardziej szczeg�owych opis�w mallorn�w oraz elanor, niphredil, alfirin, mailos i symbelmyne, historycy oczekuj� informacji o spo�ecznej i politycznej strukturze Gondoru, a wszelka ciekawska gawied� dopytuje si� o Wo�nic�w, Harad, pochodzenie krasnolud�w, Umar�ych z Dunharrow, Plemi� Beorna, jak o dw�ch brakuj�cych (spo�r�d pi�ciu) czarodziej�w.
Jakkolwiek jednak spojrze� na spraw�, dla niekt�rych, w tym i dla mnie, wi�cej ni� zaspokajanie zwyk�ej ciekawo�ci kryje si� w poznaniu, �e Veantur Numenoryjczyk przyprowadzi� sw�j gnany wiosennymi wiatrami statek "Entulesse", czyli "Powr�t" do Szarej Przystani w roku sze��setnym drugiej ery, �e grobowiec Elendila Smuk�ego wzniesiony zosta� przez jego syna, Isildura, na szczycie wzg�rza sygna�owego Halifirien, �e Czarnym Je�d�cem, kt�rego hobbici dojrzeli na zamglonym drugim brzegu rzeki przy promie Buckleburry, by� Khamul, przyw�dca Upior�w Pier�cienia z Dol Guldur, a nawet �e bezdzietno�� dwunastego kr�la Gondoru, Tarannona (fakt odnotowany w Dodatku do W�adcy Pier�cieni) wi�za�a si� z nadal jeszcze tajemniczymi kotami kr�lowej Beruthiel.
Przygotowywanie tej ksi��ki by�o zadaniem trudnym, a efekt owej pracy i tak pozostaje nie�atwy do oceny. Wszystkie opowie�ci s� w mniejszym lub wi�kszym stopniu "nie doko�czone", przy czym r�nie nale�y owo "niedoko�czenie" rozumie�, ka�da bowiem wymaga�a innego podej�cia. Wspomn� jeszcze pokr�tce o kolejnych utworach, najpierw jednak chcia�bym zwr�ci� uwag� na pewne ich wsp�lne cechy.
Najistotniejszym aspektem jest problem "konsekwencji" widoczny �wietnie na przyk�adzie rozdzia�u zatytu�owanego Historia Galadrieli i Keleboma, gdzie mamy do czynienia z "niedoko�czeniem" w szerokim rozumieniu tego s�owa (a nie z nag�ym i niespodziewanym urwaniem toku opowie�ci, jak to ma miejsce w przypadku epizodu "Tuor i jego przybycie do Gondolinu", czy te� z oderwanymi fragmentami sk�adaj�cymi si� na tekst "Cirion i Eorl"), chocia� jest to bowiem jeden z najwa�niejszych w�tk�w w historii �r�dziemia, to jednak nigdy nie zosta� on dopracowany do ostatecznej postaci, o spisaniu ca�o�ci nawet nie wspominaj�c. W��czenie do tego rozdzia�u nie znanych dot�d opowie�ci i szkic�w wymusza zmian� w rozumieniu historii: nie jest ju� ona niezale�nie od tw�rcy istniej�c�, obiektywn� "rzeczywisto�ci�", staje si� materi� plastyczn� i zmienn�, widomie tkwi�c� w umy�le autora (skrywaj�cego si� pod postaci� redaguj�cego teksty t�umacza). Skoro sam autor zaniecha� publikowania swych dalszych prac, poddawszy je uprzednio szczeg�owej krytyce i analizie por�wnawczej, kryj�ca si� w nie wydanych manuskryptach wiedza o �r�dziemiu sprzeczna musi by� cz�sto z tym, co og�oszone zosta�o wcze�niej, a wprowadzaj�c nowe elementy do istniej�cej ju� ca�o�ci, pozwala dowiedzie� si� niejednego nie tyle o historii wykreowanego �wiata, co o dziejach samego aktu kreacji. W przypadku tej ksi��ki przyj��em po prostu, �e tak by� musi, tak zatem poza drobnymi korektami tycz�cymi nazewnictwa (tam, gdzie wierno�� r�kopisowi spowodowa�aby zbytnie zamieszanie i wymusi�aby konieczno�� wdawania si� w przyd�ugie wyja�nienia), nie zmienia�em niczego w imi� konsekwencji, zwracaj�c raczej uwag� na pojawiaj�ce si� sprzeczno�ci i wariacje tematu. Pod tym wzgl�dem Niedoko�czone opowie�ci r�ni� si� zasadniczo od Silmarilliona, kt�ry z za�o�enia (cho� to nie jedyne za�o�enie przy�wiecaj�ce jego publikacji) mia� by� sp�jny, zar�wno wewn�trznie, jak i w odniesieniu do innych ksi�g. Tak zatem traktowa�em Silmarilliona jak punkt odniesie� na r�wni z dzie�ami opublikowanymi osobi�cie przez mego ojca, nie bior�c pod uwag� licznych "nie autoryzowanych" wybor�w, kt�re czyni� musia�em w�wczas pomi�dzy r�nymi wariantami tych samych epizod�w.
Ksi��ka niniejsza w ca�o�ci sk�ada si� z opowie�ci (b�d� opis�w), wy��czy�em z niej wszystkie te pisma o �r�dziemiu i Amanie, kt�re mia�y spekulatywny charakter rozpraw filozoficznych, a je�li nawet takie formy wypowiedzi pojawiaj� si� od czasu do czasu, nie staram si� tych w�tk�w rozwija�. Przyj��em najprostszy z mo�liwych uk�ad�w, dziel�c teksty na trzy tomy, odpowiadaj�ce trzem pierwszym erom �wiata, co musia�o w nieunikniony spos�b powodowa� czasem ich nak�adanie si�, jak w przypadku legendy o Amrocie i jej om�wienia w "Historii Galadrieli i Keleborna". Czwarta cz�� jest dodatkiem, kt�rego obecno�� w ksi��ce zatytu�owanej Niedoko�czone opowie�ci wymaga pewnego pokajania si�, owa ostatnia bowiem cz�� prawie wcale nie zawiera "opowie�ci", lecz g��wnie eseje na tematy og�lne. Tekst o Druedainie, kt�ry znalaz� si� w ca�o�ci edycji dzi�ki stanowi�cej jego fragment opowie�ci "Wierny kamie�", nasun�� mi pomys�, aby w��czy� r�wnie� eseje tycz�ce Istarich i Palantir�w, skoro s� to sprawy (a szczeg�lnie ta pierwsza) �ywo intryguj�ce wielu czytelnik�w, a ksi��ka ta wyda�a mi si� stosownym miejscem dla przekazania tego, co na owe tematy wiadomo.
Zapiski te mog� wyda� si� czasami nieco zagmatwane, jednak�e nie�ad �w powsta� za spraw� nie tyle wydawcy, co autora (wida� to szczeg�lnie w tekstach takich, jak "Kl�ska na Polach Gladden"), kt�ry w p�niejszych pracach zwyk� co rusz odbiega� od zasadniczego tematu, sporz�dzaj�c tycz�ce r�nych kwestii notatki. Stara�em si� wyra�nie odr�nia� komentarze od w�a�ciwych tekst�w, ale ze wzgl�du na obfito�� materia��w pojawiaj�cych si� w przypisach i dodatkach, uzna�em, �e dobrze b�dzie nie ogranicza� podanych w indeksie odniesie� tylko do samych tekst�w, ale rozci�gn�� je na ca�� ksi��k� z wy��czeniem wst�pu.
Przyj��em, �e czytelnicy niniejszej ksi�gi znaj� dobrze tw�rczo�� mego ojca (a szczeg�lnie W�adc� Pier�cieni) w przeciwnym bowiem razie musia�bym poszerzy� znacznie, i tak ju� obszerne, komentarze redakcyjne. Zdecydowa�em si� niemniej umie�ci� przy wi�kszo�ci hase� indeksu kr�tkie uwagi, mog�ce oszcz�dzi� czytelnikowi wertowania innych �r�de�. Gdyby kt�re� z tych wyja�nie� okaza�o si� niewystarczaj�ce lub nie do�� jasne, poleci� mog� dzie�o, kt�re i dla mnie by�o przy mej pracy wielk� pomoc�, czyli Complete Guide to Middle-earth2 pana Roberta Fostera.
[Noty opisuj�ce powstanie poszczeg�lnych utwor�w zosta�y rodzielone w ten spos�b, aby otwiera� ka�dy z trzech tom�w komentarzami do jego zawarto�ci, a nie znajdowa�y si� jedynie w pierwszym tomie. Tak i tutaj s� dwie, pozosta�e umieszczono odpowiednio w T.2 i T.3].
I. O TUORZE I JEGO PRZYBYCIU DO GONDOLINU
M�j ojciec nie raz powtarza�, �e "Upadek Gondolinu" zosta� napisany jako pierwsza opowie�� tycz�ca Pierwszej Ery i nic nie �wiadczy, aby by�o inaczej. W li�cie z roku 1964 stwierdza, �e spisa� j� "prosto z g�owy" podczas urlopu zdrowotnego z wojska w roku 1917, chocia� przy innych okazjach wspomina� r�wnie� o roku 1916 lub prze�omie lat 1916-1917. W li�cie, kt�ry dosta�em w 1944 roku, znalaz�em zdanie: "Pisa� go [Silmarillion] zacz��em w barakach wojskowych, po�r�d t�oku i jazgotu gramofonowej muzyki". W rzeczy samej, akapity dotycz�ce Siedmiu Imion Gondolinu zosta�y spisane na odwrocie druku reguluj�cego "drabin� zale�no�ci s�u�bowej w batalionie". Wci�� istniej�ce najwcze�niejsze manuskrypty to dwa zwyk�e szkolne zeszyty zapisane o��wkiem. Potem o��wkowe pismo poci�gni�to jeszcze atramentem, wprowadzaj�c przy tym liczne poprawki. Ten w�a�nie tekst, najpewniej w 1917 roku, moja matka przepisa�a na czysto. P�niej, chocia� trudno powiedzie� dok�adnie kiedy, zosta� on poddany kolejnym przer�bkom. Mo�liwe, �e mia�o to miejsce w latach 1919-1920, kiedy to m�j ojciec by� cz�onkiem zespo�u redaguj�cego daleki jeszcze od uko�czenia S�ownik. Wiosn� roku 1920 zosta� zaproszony do klubu dyskusyjnego w swoim college'u w Exeter i w�wczas to odczyta� "Upadek Gondolinu". W zachowanych do dzisiaj notatkach poczynionych do wyst�pienia znajdujemy s�owo przeproszenia, �e nie przygotowa� eseju, "I tak zatem, poniewa� odczyta� winienem rzecz ju� gotow�, w desperacji si�gn��em do tego tekstu. Rzecz jasna, nigdy dot�d nie ujrza� on �wiat�a dziennego... Ci�g zdarze� tycz�cych elfiej historii krystalizowa� si� (czy raczej uk�ada�) z dawna w mej wyobra�ni. Niekt�re epizody ju� spisa�em... Ta opowie�� nie jest akurat najciekawsz� spo�r�d nich, ale jedyn�, kt�ra zosta�a przejrzana, i dlatego, chocia� mo�e trudno jeszcze uzna� j� za w pe�ni dopracowan�, o�miel� si� histori� ow� przeczyta�".
Opowie�� o "Tuorze i wygna�cach z Gondolinu" (bo taki tytu� nosi� pierwotnie manuskrypt) przele�a�a nie tkni�ta przez wiele lat, chocia� zapewne mi�dzy rokiem 1926 a 1930 ojciec napisa� jej skr�con� wersj�, kt�ra sta�a si� cz�ci� Silmarilliona (tytu� ten pojawi� si� po raz pierwszy, marginalnie wspomniany, w li�cie do The Observer 20 lutego 1938 roku), zmieniona przy tym zgodnie z wymaganiami kompozycyjnymi ksi��ki. Znacznie p�niej ojciec rozpocz�� prac� nad nowsz� relacj�, zatytu�owan� "O Tuorze i upadku Gondolinu". Bardzo mo�liwe, �e mia�o to miejsce w roku 1951, kiedy to W�adca Pier�cieni by� ju� gotowy, chocia� losy jego publikacji wci�� si� wa�y�y. I styl, i konteksty uleg�y w�wczas znacznym zmianom, sporo jednak zosta�o z owej historii, kt�r� spisa� w m�odo�ci. Tekst �w mia� uzupe�ni� o liczne szczeg�y legend� tworz�c� kr�tki, dwudziesty trzeci rozdzia� opublikowany w Silmarillionie. Niestety, urywa si� w chwili, gdy Tuor i Voronwe docieraj� do ostatniej bramy Gondolinu i nie potrafi� jednoznacznie orzec, czemu ojciec nie doko�czy� dzie�a.
Te w�a�nie zapiski znalaz�y si� w niniejszej ksi��ce. Aby unikn�� nieporozumie�, zmieni�em ich tytu� na "O Tuorze i jego przybyciu do Gondolinu", jako �e o upadku miasta nie ma tam ani s�owa. Jak to zwykle z pismami mego ojca, konieczna by�a tu i �wdzie ingerencja redaktorska, manuskrypt bowiem zawiera� sugestie co do alternatywnych wersji, a jeden z epizod�w (przeprawa przez Sirion) zosta� nawet uko�czony w kilku wariantach.
Zwraca uwag� fakt, �e jedyna pe�na relacja tycz�ca kluczowych wydarze� Pierwszej Ery (wyprawy Tuora do Gondolinu, zwi�zku z Odril Kelebrindal, narodzin Earendila, zdrady Maeglina, obl�enia miasta i ucieczki ocala�ych) powsta�a w latach m�odo�ci mego ojca. Niestety, bez najmniejszych w�tpliwo�ci mo�na stwierdzi�, �e tekst �w (cho� tak istotny) nie nadaje si�, by w��czy� go do niniejszej ksi��ki. Napisany zosta� w stylu skrajnie archaizowanym, uwielbianym pod�wczas przez ojca, i praktycznie nie ma nic wsp�lnego z p�niejszymi �wiatami W�adcy Pier�cieni i Silmarilliona. Wraz z najwcze�niejszymi zapiskami tycz�cymi mitologii, nale�y on do Ksi�gi zaginionych opowie�ci, nader interesuj�cych dla kogo� pragn�cego zg��bi� najdawniejsze dzieje �r�dziemia, wymagaj�cych jednak jeszcze d�ugiego i �mudnego opracowania, o ile maj� zosta� kiedykolwiek wydane drukiem.
II. OPOWIE�� O DZIECIACH HURINA
Legenda o Turinie Turambarze rozrasta�a si� z latami w spos�b najbardziej z�o�ony spo�r�d wszystkich historii tycz�cych Pierwszej Ery. Podobnie jak opowie�� "O Tuorze i upadku Gondolinu", si�ga korzeniami a� do samych pocz�tk�w. Owe pocz�tki to wczesny utw�r proz� (jedna z zaginionych opowie�ci) oraz d�ugi, nie doko�czony poemat pisany wierszem aliteracyjnym. O ile jednak praca nad "d�ug� wersj�" Tuora nigdy nie posun�a si� zbyt daleko, to p�niejsza "d�uga wersja" Turina zosta�a niemal uko�czona. Zwie si� ona "Narn i Hin Hurin" i pod tym tytu�em zosta�a zamieszczona w niniejszej ksi��ce.
Niemniej poszczeg�lne fragmenty d�ugiej "Narn" wymaga�y r�nego wk�adu pracy redakcyjnej. Epizody ko�cowe (od "Powrotu Turina do Dorlominu" do "�mierci Turina") zosta�y jedynie przejrzane i poprawki by�y marginalne, podczas gdy ca�y pocz�tek (do "Turina w krainie Doriathu" w��cznie) trzeba by�o przeredagowa�, miejscami nawet skracaj�c, jako �e trafia�y si� partie oderwane od kontekstu. Zasadnicza jednak cze�� opowie�ci ("Turin w�r�d banit�w", "Krasnolud Mim", opis Dor-Kuartholu, �mier� Belega z r�ki Turina i �ycie Turina w Nargothrondzie) przedstawia�a sob� problem powa�niejszy. S� to fragmenty najmniej dopracowane, niekiedy trafia si� szkic jedynie opisuj�cy planowany przebieg akcji. Ojciec wci�� rozbudowywa� t� cz�� i gdy przerwa� nad ni� prac�, kr�tsza wersja pomieszczona w Silmarillionie nie doczeka�a si� pe�nego rozwini�cia w "Narn". Przygotowuj�c do druku Silmarilliona, musia�em z konieczno�ci si�gn�� w�a�nie do owych materia��w, zawik�anych i nie dopracowanych, wyrywaj�c z nich fragment tycz�cy Turina.
Pocz�tkowe partie �rodkowej cz�ci (a� do zamieszkania Turina w siedzibie krasnoluda Mima na Amon Rudh), z�o�y�em z istniej�cych materia��w w sp�jne narracyjnie opowiadanie pozostaj�ce w stosownych proporcjach do reszty tekstu (z jedn� luk�, patrz przypis 12), jednak od wspomnianego powy�ej miejsca, a� do przybycia Turina nad Ivrin po zniszczeniu Nargothrondu, zmuszony by�em zmieni� taktyk�. Luki w tek�cie okaza�y si� nazbyt du�e i konieczne by�oby powt�rzenie tu rozdzia�u pomieszczonego w Silmarillionie. Niemniej zawar�em w Dodatku kilka oderwanych fragment�w tej zamierzonej, d�u�szej wersji.
Por�wnanie trzeciej cz�ci (od "Powrotu Turina do Dorlominu") z odpowiednimi stronami w Silmarillionie (s. 262-277), pozwoli odnale�� wiele podobie�stw, a nawet identycznych sformu�owa�, podczas gdy w pierwszej cz�ci by�y tylko dwa takie wypadki, kt�re usun��em z prezentowanego tekstu (patrz przypisy l i 2), skoro nie r�ni� si� specjalnie od tych, kt�re zosta�y ju� opublikowane i zamieszczone w Silmarillionie. Na wiele sposob�w mo�na pr�bowa� wyja�nia� fakt takiego nak�adania si� r�nych wersji. M�j ojciec uwielbia� opowiada� czasem rzecz na nowo, zmieniaj�c optyk� i sytuuj�c histori� w szerszym kontek�cie, jednak�e nie wszystkie spo�r�d wspominanych fragment�w zosta�y tak w�a�nie przekszta�cone, nie ka�dy te� potraktowania takiego wymaga�. Mo�na r�wnie� uzna�, �e na wczesnym etapie prac nad tekstem ojciec m�g� na pr�b� umie�ci� w dziele ust�p pochodz�cy z innej wersji. Pozostaje jednak jedno jeszcze wyja�nienie, dotycz�ce nieco innego poziomu. Legendy podobne tej o Turinie Turambarze zosta�y ju� we wczesnych latach �r�dziemia uj�te w form� poetyck� (w tym przypadku by� to poemat Narn i Hin Hurin Dirhavela), przekazywane za� z latami fragmenty (szczeg�lnie te o silnym �adunku emocjonalnym, jak przemowa Turina do miecza na chwil� przed �mierci�) by�yby zachowywane przez kolejne pokolenia w formie nie zmienionej jako �wiadectwo pochodz�ce wprost z Dawnych Dni (kt�rych histori� opowiada� ma w�a�nie Silmarillion).
CZʌ� PIERWSZA
PIERWSZA ERA
I. O TUORZE I JEGO PRZYBYCIU DO GONDOLINU
Riana, �ona Huora, przebywa�a ze swymi z rodu Hadora, ale gdy dotar�y do Dorlominu pog�oski o Nirnaeth Arnoediad, w�wczas to, niespokojna o los m�a (o nim nie dotar�y �adne wie�ci), zdecydowa�a si� wyruszy� na pustkowia. Zgin�aby, gdyby nie pomoc Szarych Elf�w zamieszkuj�cych w g�rach na zach�d od jeziora Mithrim. Zaprowadzona do ich siedziby, jeszcze przed ko�cem Roku Lamentu powi�a syna.
Powiedzia�a w�wczas elfom:
- Niech zwie si� Tuor, bo takie imi� wybra� dla� ojciec, zanim wojna nas rozdzieli�a. I b�agam, wychowajcie go w ukryciu po�r�d was, przepowiadam bowiem, �e wielkie dobro wyniknie za jego spraw� dla elf�w i ludzi. Ja za� musz� wyruszy� na poszukiwanie Huora, mego m�a.
Na takie s�owa elfy odpowiedzie� mog�y co najwy�ej wsp�czuciem. Jeden tylko Annael, kt�ry samotnie powr�ci� z Nirnaeth, rzek�:
- Wiadomo, moja pani, �e Huor pad� u boku brata swego, Hurina, i mniemam, �e spoczywa, w wielkim stosie poleg�ych, usypanym przez Ork�w na bitewnym polu.
Us�yszawszy te s�owa, Riana zebra�a si� i opu�ci�a siedzib� elf�w, wyruszaj�c poprzez Mithrim i pustkowie Anfauglith a� do Haudh-en-Ndengin, gdzie zleg�a i umar�a. Elfy jednak zadba�y o jej nowo narodzonego syna. Z czasem Tuor wyr�s� na wysokiego, pi�knego m�odzie�ca o z�ocistych w�osach, charakterystycznych dla rodu ojca. By� przy tym silny i odwa�ny. Umiej�tno�ciami i wiedz� nie ust�powa� ksi���tom Edain�w z czas�w, nim zag�ada dosi�g�a P�nocy.
Jednak wraz z mijaj�cymi latami coraz gorzej i mniej spokojnie �y�o si� w Hithlumie tym elfom i ludziom, kt�rzy nie opu�cili swych siedzib. Jak opisane to zosta�o gdzie indziej, Morgoth z�ama� w�wczas s�owo dane s�u��cym mu Easterlingom i odm�wi� im praw do �yznego i upragnionego Beleriandu. Miast tego skierowa� �w z�em przesi�kni�ty lud do Hithlumu i tam nakaza� mu zamieszka�. Chocia� Easterlingowie nie kochali ju� Morgotha, to jednak s�u�yli mu wci�� ze strachu, nienawi�ci� darz�c przy tym ca�y r�d elf�w. Maj�c w pogardzie pozosta�ych z rodu Hadora (g��wnie starc�w, kobiety i dzieci), dokuczali im bez skrupu��w, si�� bior�c ich kobiety za �ony, przyw�aszczaj�c sobie ziemie i dobra, czyni�c z dzieci niewolnik�w. Potem pojawili si� te� i Orkowie, wedle upodobania w�druj�cy po ca�ym kraju i zmuszaj�cy pozosta�ych jeszcze elf�w do wycofania si� ku g�rskim warowniom. Cz�sto brali ich w niewol�, aby pracowali w kopalniach Angbadu.
W takich to okoliczno�ciach Annael poprowadzi� swych nielicznych poddanych do jaski� Androth, gdzie czeka� ich �ywot ci�ki, bez chwili wytchnienia w czujno�ci. Tam te� Tuor osi�gn�� wiek szesnastu lat. Potrafi� w�ada� or�em, toporem i �ukiem Szarych Elf�w, a w sercu wzbiera� mu �al wywo�any opowie�ciami o niedolach jego ludu. Nade wszystko pragn�� wzi�� pomst� na Orkach i Easterlingach. Tego jednak uczyni� Annael mu nie dozwoli�.
- Twe przeznaczenie, jak s�dz�, le�y o wiele dalej, Tuorze, synu Huora - powiedzia�. - Ta kraina nie zostanie uwolniona od cienia Morgotha, dop�ki nie runie Thangorodrim. Tote� pozostaje nam jeno uj�� ku Po�udniu, ty pod��ysz z nami.
- Ale jak zdo�amy przemkn�� si� mi�dzy nieprzyjacio�y? - spyta� Tuor. - Przemarsz takiej rzeszy z pewno�ci� zostanie zauwa�ony.
- Wyruszymy po kryjomu - wyja�ni� Annael. - A je�li szcz�cie b�dzie nam sprzyja�o, trafimy na sekretn� drog�, kt�r� my zwiemy Annon-in-Gelydh, czyli Bram� Noldor�w, gdy� zbudowali j� nasi mistrzowie dawno temu, jeszcze za dni Turgona.
Imi� to poruszy�o m�odzie�ca, chocia� nie wiedzia�, czemu. Zacz�� zatem wypytywa� o Turgona.
- Jest synem Fingolfina - odpar� Annael. - Od upadku Fingona uwa�a si� go za Kr�la Noldor�w, �ywy bowiem umkn�� z kl�ski Nirnaeth, kiedy to Hurin z Dorlominu oraz Huor, tw�j ojciec, utrzymali brody na Sirionie. Najbardziej zawzi�ty to z wrog�w Morgotha.
- P�jd� zatem i poszukam Turgona - rzek� Tuor. - Pomo�e mi przecie� przez wzgl�d na pami�� mego ojca?
- Tego uczyni� nie mo�esz - powiedzia� Annael. - Jego warownia skryta jest przed oczami elf�w i ludzi. Nie wiemy, gdzie si� wznosi. Mo�e niekt�rzy Noldorowie znaj� do niej drog�, ale nikomu jej nie wyjawi�. Gdyby� jednak chcia� z nimi porozmawia�, ruszaj ze mn�. W ustroniach na Po�udniu spotyka si� czasem w�drowc�w z Ukrytego Kr�lestwa.
Nadszed� czas, �e elfy porzuci�y jaskinie Androth a wraz z nimi pow�drowa� Tuor. Wrogowie jednak czuwali, wi�c przemarsz nied�ugo pozostawa� tajemnic�. Nim w�drowcy zdo�ali oddali� si� od wzg�rz i wydosta� na r�wnin�, napad� na nich liczny oddzia� Ork�w i Easterling�w. Rozproszy� on gromad�, �cigaj�c niedobitk�w a� do nocy. Serce Tuora rozgorza�o gor�czk� bitwy, ch�opak nie uciek� zatem, tylko tak jak niegdy� ojciec, z toporem w d�oni stan�� do walki. Wielu nieprzyjaci� pad�o z jego r�ki, w ko�cu zosta� jednak obezw�adniony. Pojmany, znalaz� si� rych�o przed obliczem Easterlinga imieniem Lorgan, kt�ry by� wodzem Easterling�w i uzurpowa� sobie, jako lennik Morgotha, w�adz� nad ca�ym Dorlominem. Tuor, zostawszy jego niewolnikiem, wi�d� �ycie ci�kie i pe�ne goryczy. Wiedz�c, �e oto ma w swej mocy potomka niegdysiejszych w�adc�w, Lorgan tym okrutniej traktowa� je�ca, maj�c nadziej�, ku swe uciesze, z�ama� wreszcie dum� domu Hadora. Tuor jednak, kt�ry zaczerpn�� ju� ze �r�d�a m�dro�ci, znosi� wszelkie cierpienia oraz zniewagi niewzruszenie i z cierpliwo�ci�, z czasem zatem jego los nieco si� poprawi�, a w ka�dym razie uda�o si� m�odzie�cowi nie umrze� z g�odu, co spotka�o niejednego z nieszcz�snych niewolnik�w Lorgana. Tuor by� mocny i zr�czny, a Lorgan zwyk� dobrze karmi� swoje konie robocze, przynajmniej jak d�ugo pozostawa�y m�ode i mog�y pracowa�.
Po trzech latach niewoli Tuor dojrza� wreszcie szans� ucieczki. Prawie w pe�ni ju� wyr�s�szy, by� postawniejszy i szybszy ni� kt�rykolwiek z Easterling�w. Wys�any wraz z innymi niewolnikami do pracy w lesie, zwr�ci� si� nagle przeciwko stra�nikom, zabi� ich toporem i zbieg� na wzg�rza. Easterlingowie ruszyli za nim z psami, ale bez powodzenia, jako �e Tuor przyja�ni� si� niemal z wszystkimi ogarami Lorgana; gotowe �asi� si� do� przy ka�dym spotkaniu, bez wahania us�ucha�y polecenia, gdy kaza� im wraca� do domu. W ko�cu m�odzieniec dotar� do jaski� Androth i zamieszka� tam samotnie. Przez cztery lata uchodzi� za wyj�tego spod prawa na ziemiach swego ojca, a imi� jego budzi�o strach, cz�sto bowiem, milcz�cy i samotny, wyrusza� na w�dr�wki, zabijaj�c przy tym wszystkich napotkanych Easterling�w. Wyznaczono nawet wysok� cen� za jego g�ow�, ale nikt nie o�mieli� si� tropi� go w kryj�wce, kt�ra niegdy� by�a siedliskiem wci�� budz�cych w Easterlingach groz� elf�w. Powiada si� jednak, �e to nie pragnienie zemsty sk�ania�o Tuora do podejmowania owych wycieczek, szuka� raczej wspomnianej niegdy� przez Annaela Bramy Noldor�w. Nie wiedz�c jednak, gdzie patrze�, nie znalaz� jej; r�wnie� nieliczne elfy, nadal przemieszkuj�ce w g�rach, nic o owym przej�ciu nie s�ysza�y.
Mimo i� szcz�cie wci�� sprzyja�o Tuorowi, wiedzia� on, �e jego dni wygna�ca s� policzone, czas kurczy si�, a nadzieja blednie. Nie pragn�� zreszt� sp�dzi� reszty �ycia jako b��dz�cy po kamienistych pustkowiach dzikus. Serce rwa�o si� ku wielkim czynom. Wtedy to, jak powiadaj�, objawi�a si� moc panuj�cego nad wodami Ulma, kt�remu ka�dy strumie� sp�ywaj�cy ze �r�dziemia do Wielkiego Morza by� pos�a�cem przenosz�cym nowiny w obie strony; ponad to W�adc� Morza ��czy�a wieloletnia przyja�� z Kirdanem i Budowniczym Okr�t�w u uj�cia Sirionu3. W owym czasie Ulmo zwraca� piln� uwag� na losy rodu Hadora, kt�remu w najskrytszych planach powierza� znacz�c� rol� we wspomo�eniu wygna�c�w. Wiedzia� te� dobrze o poniewierce Tuora, Annaelowi bowiem i wielu jego pobratymcom uda�o si� uciec z Dorlominu i ostatecznie dotrze� do Kirdana na dalekim Po�udniu.
I sta�o si� tak, �e pewnego dnia na pocz�tku roku (dwudziestego i trzeciego od kl�ski Nirnaeth) Tuor usiad� przy �r�dle bij�cym nie opodal wylotu jaskini, w kt�rej zamieszka�, i spojrza� ku zachodowi, gdzie s�o�ce zapada�o za mglisty horyzont. Poczu� nagle, �e czas oczekiwania dobieg� ko�ca i poruszony nakazem serca zdecydowa� si� powsta� i ruszy� w drog�.
- Opuszcz� szare ziemie mych pobratymc�w, kt�rych ju� tu nie sta�o! - krzykn��. - P�jd� na spotkanie przeznaczeniu! Ale gdzie si� skierowa�? Tak d�ugo ju� bez powodzenia szuka�em Bramy.
Uj�� w�wczas harf�, z kt�r� nigdy si� nie rozstawa�, biegle dobywaj�c d�wi�ki z jej strun, i nie zwa�aj�c na niebezpiecze�stwo, za�piewa� pie�� elf�w z P�nocy g�osem czystym, daleko nios�cym si� po pustkowiach. Gdy tak �piewa�, zdr�j u jego st�p zakipia� nagle, a� woda zacz�a wyst�powa� z brzeg�w, sp�ywaj�c z dono�nym pluskiem po kamienistym zboczu wzg�rza. Tuor uzna�, �e oto otrzyma� znak, pod��y� zatem za biegiem strugi, kt�ra poprowadzi�a go spomi�dzy wynios�ych wzg�rz Mithrimu ku p�nocy, na r�wnin� Dorlominu. Id�c brzegiem strumienia tocz�cego coraz wi�cej wody, skr�ci� na zach�d, a� trzeciego dnia zarysowa�y si� przed nim szare granie Ered Lomin. Pasmo rozci�ga�o si� w z p�nocy na po�udnie, przegradzaj�c drog� do Zachodnich Wybrze�y. Do tego miejsca we wszystkich swoich podr�ach Tuor nigdy przedtem nie dotar�.
Teren stawa� si� coraz bardziej nier�wny i skalisty. Grunt przed Tuorem zacz�� si� wznosi�, a strumie� zag��bi� si� w skalnej szczelinie. Wraz z nadej�ciem zmierzchu, trzeciego dnia w�dr�wki, Tuor stan�� przed urwiskiem. Strumie� nikn�� w otworze przypominaj�cym wielki �uk bramy. Zrozpaczony Tuor powiedzia�:
- Zatem nadzieja okaza�a si� z�udna! Ujrzany na wzg�rzach znak przywi�d� mnie jedynie do ponurego ko�ca po�rodku krain nieprzyjaciela. - Ze smutkiem w sercu przysiad� pomi�dzy ska�ami na stromym brzegu strumienia. Trwa� tak, przepe�niony gorycz�, przez ca�� noc, dotkliwie odczuwaj�c brak ognia, by� to bowiem dopiero miesi�c Sulime i nawet najmniejszy powiew wiosny nie dotar� jeszcze na p�noc, za to ze wschodu d�� mro�ny wiatr.
Gdy jednak pierwsze promienie wschodz�cego s�o�ca rozja�ni�y mg�y Mithrimu, Tuor us�ysza� g�osy, a spojrzawszy w d�, dostrzeg� dwa elfy brodz�ce w p�ytkiej wodzie i zmierzaj�ce ku wykutym w brzegu stopniom. Gdy wspinali si� na g�r�, Tuor wsta� i zawo�a� ich. Elfy doby�y natychmiast mieczy i skoczy�y ku intruzowi. Ujrza� w�wczas, �e pod szarymi p�aszczami mieli kolczugi i zdumia� si�, przybysze bowiem byli pi�kniejsi od wszystkich innych, poznanych dot�d przez Tuora elf�w. Osobliwie te� przyci�gali spojrzenie, a to za spraw� dziwnego blasku jarz�cego si� w ich oczach. Stan�� tedy prosto, oczekuj�c ich, a gdy zauwa�yli, �e zamiast si�ga� po bro�, �le im serdeczne pozdrowienia w j�zyku elf�w, schowali miecze, podejmuj�c uprzejmie rozmow�.
- Jeste�my Gelmir i Arminas, z ludu Finarfina - powiedzia� jeden z nich. - Czy nale�ysz do ludu Edain�w, zamieszkuj�cego te krainy po Ninareth? S�dz�c po z�otych w�osach, pochodzisz najpewniej z rodu Hadora i Hurina.
- Tak, jestem Tuor, syn Galdora, kt�ry by� synem Hadora, ale obecnie pragn� opu�ci� ten kraj, w kt�rym sam zosta�em jako banita.
- A zatem - odpar� Gelmir - je�li chcesz uciec i znale�� schronienie na Po�udniu, twoje stopy zawiod�y ci� ju� na w�a�ciw� drog�.
- Tak w�a�nie s�dzi�em, w�drowa�em bowiem w �lad za strug�, kt�ra wytrysn�a nagle na wzg�rzach. Nie wiem teraz, gdzie si� zwr�ci�, woda bowiem ginie w ciemno�ci.
- Poprzez ciemno�� dochodzi si� czasem do �wiat�a - powiedzia� Gelmir.
- Lepiej jednak, je�li tylko mo�na, w�drowa� w pe�nym blasku s�o�ca - odpar� Tuor. - Ale skoro jeste�cie z rodu elf�w, to prosz�, powiedzcie mi, gdzie znajduje si� Brama Noldoru. Szukam jej bowiem, odk�d Annael, m�j przybrany ojciec z plemienia Elf�w Szarych, wspomnia� o istnieniu tej drogi.
Elfy roze�mia�y si�, a� w ko�cu rzek�y:
- Poszukiwania twe dobieg�y kresu, my sami bowiem dopiero co przeszli�my przez Bram�. Masz j� przed sob�!- Wskazali na skalny �uk, pod kt�rym nikn�a woda. - Ruszaj! Poprzez mrok dotrzesz do �wiat�a. Skierujemy ci� na w�a�ciwy szlak, ale nie poprowadzimy zbyt daleko, wys�ano nas bowiem do krainy, kt�r� kiedy� w nag�ej potrzebie opu�cili�my pospiesznie.
- Nie b�j si� jednak - doda� Gelmir. - Widz� po twym czole, �e masz do wykonania wielkie zadania, kt�re zawiod� ci� daleko od tych krain, a najpewniej nawet poza �r�dziemie.
Zszed� wi�c Tuor w �lad za nimi do strumienia i brodz�c w wodzie, pod��y� pod kamiennym �ukiem. W�wczas Gelmir wydoby� jedn� ze s�awnych lamp Noldor�w, kt�re niegdy� zrobiono w Valinorze. Ani wiatr, ani woda nie mog�y ich zgasi�, a je�li zdj�o si� os�on�, w�wczas l�ni�y �wiat�em mocnym i b��kitnym, dobywaj�cym si� z uwi�zionego w bia�ym krysztale p�omienia4. Gdy Gelmir uni�s� lamp� ponad g�ow�, Tuor ujrza�, jak podziemna, sp�ywaj�ca po stromi�nie rzeka znika w wielkim tunelu. Obok zas�anego g�azami koryta d�ugie schody wiod�y w d�, ku mrokom, kt�rych blask lampy nie rozprasza�.
Skoro doszli do kra�ca bystrzyny, przystan�li pod ogromnym skalnym nawisem. Opodal rzeka spada�a z hukiem a� echo nios�o przez pr�g wodospadu, by znikn�� w dali pod sklepieniem kolejnego tunelu. Tutaj Noldor zatrzyma� si� i po�egna� Tuora.
- Pora nam wraca� i rusza� czym pr�dzej swoimi drogami - powiedzia� Gelmir. - Wielkiej wagi wydarzenia szykuj� si� w Beleriandzie.
- Czy�by nadesz�a godzina Turgona? - spyta� Tuor. Elfy spojrza�y na� zdumione.
- To rzecz raczej Noldor�w ni� syn�w cz�owieczych - powiedzia� Arminas. - Co ci wiadomo o Turgonie?
- Niewiele - odpar� Tuor. - Tyle tylko, �e m�j ojciec os�ania� jego ucieczk� z Nirnaeth i �e teraz przemieszkuje w ukrytej warowni, z kt�r� Noldorowie wi��� wszelkie swe nadzieje. Sam nie wiem, czemu imi� jego porusza me serce i samo wykwita na ustach. Gdybym mia� jaki� wyb�r, wola�bym wyruszy� i odszuka� go, ni� pod��a� t� mroczn� drog� strachu. Chyba �e to tajny szlak wiod�cy do jego kryj�wki?
- Kto wie? - odpar� elf. - Po�o�enie warowni Turgona otoczone jest tajemnic�, wi�c i tajne s� drogi do niej wiod�ce. Nie znam ich, chocia� d�ugo takowych szuka�em. Gdybym jednak je zna�, i tak bym ich nie wyjawi�. Ani tobie, ani nikomu spo�r�d ludzi.
- S�ysza�em wszak�e - wtr�ci� si� Gelmir - �e tw�j dom cieszy si� �askami Pana W�d. Je�li to on podsuwa ci my�l o w�dr�wce do Turgona, to najpewniej zostaniesz doprowadzony do celu. Ruszaj szlakiem wody, za kt�r� przyszed�e� tu ze wzg�rz, i niczego si� nie l�kaj! Nie powiniene� d�ugo maszerowa� w ciemno�ci. �egnaj! I nie wydaje mi si�, �eby to przypadek zrz�dzi� nasze spotkanie, Mieszkaj�cy w G��bi bowiem kieruje niezmiennie wieloma sprawami tego �wiata. Anar kaluva tielyanna!5
Z tymi s�owami Noldor obr�ci� si� i pod��y� z powrotem d�ugimi schodami, Tuor jednak sta� nieruchomo, a� ca�kowicie znikn�o migotanie lampy i po�r�d huku wodospadu mrok zapad� g��bszy ni� noc. Zebrawszy wszystk� odwag�, Tuor przycisn�� lew� d�o� do skalnej �ciany i po omacku ruszy� naprz�d, z pocz�tku id�c wolno, potem coraz szybciej, kiedy wzrok przywyk� do mroku. Nie napotka� �adnej przeszkody i wydawa�o mu si�, �e w�druje ju� d�u�sz� chwil�; zm�czony, ale niech�tny, by przysiada� na odpoczynek w ciemnym tunelu, ujrza� przed sob� �wiate�ko. Przyspieszaj�c kroku, dotar� do szczeliny, kt�r� bystry strumie� wyp�ywa� na z�ocisty blask wieczoru.
Znalaz� si� w g��bokim parowie o wysokich �cianach, biegn�cym na zach�d. Na wprost zachodzi�o s�o�ce, niebo by�o czyste i pogodne, �ciany w�wozu l�ni�y ogni�cie, a rzeka z�oci�a si�, tocz�c pian� po kamienistym dnie.
Tuor ruszy� rozpadlin� z sercem lekkim i pe�nym nadziei, bez trudu znajduj�c �cie�k� wzd�u� brzegu strumienia, u st�p po�udniowej �ciany. Z nadej�ciem nocy rzeka sta�a si� niewidoczna, tylko gwiazdy odbija�y si� od ciemnych w�d. Tuor u�o�y� si� na spoczynek, nie l�ka� si� bowiem, b�d�c w pobli�u wody nios�cej moc Ulma.
Rankiem bezzw�ocznie ruszy� dalej. S�o�ce grza�o go w plecy, potem �wieci�o w twarz, a tam, gdzie potok burzy� si� na g�azach lub kot�owa� w wodospadach, wykwita�y ponad strumieniem barwne t�cze, tote� nazwa� Tuor �w rzeczny w�w�z Kirith Ninniach.
Tak podr�owa� niespiesznie przez trzy dni, jedynie popijaj�c zimn� wod�, cho� rzeka pe�na by�a z�ocistych i srebrzystych ryb migoc�cych wszystkimi kolorami. Nie odczuwa� jednak g�odu. Czwartego dnia dotar� do miejsca, w kt�rym w�w�z rozszerza� si�, �ciany obni�a�y si�, a ich stromizna �agodnia�a. Nurt rzeki za to przybra� na sile, po obu stronach bowiem rozci�ga�y si� wysokie wzg�rza, sk�d sp�ywa�y l�ni�cymi wodospadami do Kirith Ninniach kolejne strumienie. Tuor posiedzia� tu d�u�sz� chwil�, zas�uchany w nie milkn�ce d�wi�ki i wpatrzony w bystre wiry. Trwa� tak, a� noc zapad�a i zimne gwiazdy zapali�y si� na niebie. W�wczas doby� g�osu i potr�ci� struny swej harfy, a pie�� pop�yn�a nad wodami, odbijaj�c si� echem od �cian, b��dz�c ponad wzg�rza, a� ca�a mrokiem otulona okolica wype�ni�a si� t� muzyk� zrodzon� pod gwiazdami. Nic o tym nie wiedz�c, Tuor dotar� do G�r Echa w Lammoth. To tutaj w�a�nie, w Fiordzie Drengist, wyl�dowa� niegdy� po swej morskiej podr�y Feanor i nim ksi�yc wzeszed�, zgie�k jego armii ogarn�� ca�e wybrze�e P�nocy 6.
Zachwytem przepe�niony Tuor urwa� pie�� i muzyka zamiera�a z wolna po�r�d wzg�rz, a� nasta�a kompletna cisza, w kt�rej us�ysza� ponad sob� dziwny krzyk, nie wiedzia� jednak, jakie stworzenie wyda�o �w odg�os.
- To sprawka czar�w - orzek� najpierw. - Nie, raczej ma�e zwierz� skowyczy na pustkowiach - stwierdzi� po chwili, a gdy zn�w us�ysza� krzyk, uzna�: - To z pewno�ci� mowa nieznanego mi nocnego ptaka. - Wyda�o mu si�, �e ten pe�en �a�o�ci g�os przyzywa� go, by� przeznaczeniem. Chcia� pod��y� za wo�aniem, chocia� nie wiedzia�, jaki by�by kres w�dr�wki.
Rankiem us�ysza� ten�e g�os tu� nad sob�, a podni�s�szy g�ow�, ujrza� trzy wielkie, bia�e ptaki lec�ce nad w�wozem. Ich mocne, walcz�ce z zachodnim wiatrem skrzyd�a l�ni�y w blasku wschodz�cego s�o�ca. Ptaki krzycza�y dono�nie, przelatuj�c nad Tuorem. Tak oto po raz pierwszy ujrza� ukochane przez Telerich wielkie mewy. Powsta� zatem i ruszy� za nimi, a �eby lepiej �ledzi� ich lot, wspi�� si� na lewe zbocze w�wozu. Stan�wszy na szczycie, poczu� na twarzy silny, rozwiewaj�cy mu w�osy podmuch z zachodu. Wci�gn�� g��boko to nowe dla� powietrze.
- Raduje me serce niczym �yk ch�odnego wina! - powiedzia�, wiedz�c ju�, �e wiatr �w wieje wprost znad Wielkiego Morza.
Tuor ponownie ruszy� w drog�, wypatruj�c szybuj�cych wysoko ponad rzek� mew, a� dotar� do miejsca, gdzie brzegi w�wozu zn�w zbli�y�y si� do siebie, tworz�c w�ski kana�, w kt�rym rozlega� si� rozg�o�ny szum. Spojrza� Tuor w d� i zdumia� si�, widz�c wody wzbieraj�ce w korycie strumienia i walcz�ce z pr�dem, a� nagle rosn�ce fal� wysok� niczym �ciana. Pieniste, targane wiatrem wierzcho�ki si�ga�y niemal do szczyt�w klifu. Nareszcie znalaz� si� w g��bokim parowie o wysokich �cianach, biegn�cym na zach�d. Na wprost zachodzi�o s�o�ce, niebo by�o czyste i pogodne, �ciany w�wozu l�ni�y ogni�cie, a rzeka z�oci�a si�, tocz�c pian� po kamienistym dnie. Nareszcie rzeka ust�pi�a i masy wody zala�y kana�, z gromowym hukiem miotaj�c za�cielaj�cymi dno g�azami. W ten oto spos�b zew morskich ptak�w uratowa� Tuora od �mierci w falach przyp�ywu, kt�ry za spraw� pory roku i wiej�cego od morza wiatru by� tym razem szczeg�lnie wysoki.
Zjawisko przerazi�o Tuora na tyle, �e cofn�� si� od brzegu i skr�ci� na po�udnie. Szed� omijaj�c d�ugie wybrze�a Zatoki Drengist. Kilka dni w�drowa� przez pag�rkowat�, bezdrzewn� okolic� omiatan� nieustannie nawa�nicami od morza. Cokolwiek tu ros�o, krzew czy zielsko, smagane zachodnim wiatrem sk�ania�o si� ku wschodowi. Tak przekroczy� Tuor granic� Nevrastu, gdzie przemieszkiwa� niegdy� jego ojciec, Turgon. Wreszcie, ca�kiem tego nie�wiadom (wysokie klifowe brzegi przes�ania�y widok) dotar� nagle do kra�ca �r�dziemia i ujrza� Wielkie Morze, Bezbrze�ny Belegaer. W tej godzinie s�o�ce dotyka�o p�omiennym kr�giem kraw�dzi �wiata, a Tuor stan�� na szczycie klifu i rozpostar� szeroko ramiona, a serce jego wype�ni�a ogromna t�sknota. Powiada si�, �e by� on pierwszym cz�owiekiem, kt�ry zaw�drowa� do Wielkiego Morza i �e nikt, wyj�wszy Eldar�w, g��biej nie odczu� nigdy t�sknoty s�czonej przez owe fale.
Tuor sp�dzi� wiele dni w Nevra�cie. Kraina ta wyda�a mu si� przyjazna, jako �e otoczona od p�nocy i od wschodu g�rami, cieplejsza by�a przez to i nie tak surowa jak r�wniny Hithlumu. Z dawna przywyk� do �ycia my�liwego, w pojedynk� radz�c sobie w g�uszy, a zwierzyny nie brakowa�o, gdy� wiosna rozkwit�a i powietrze wype�nia�y odg�osy ptactwa, zar�wno siaduj�cego nad brzegami morza, jak i przybywaj�cego z mokrade� Linaewenu z g��bi l�du. W owych dniach nie przeszkodzi�a mu w samotno�ci obecno�� ani elf�w, ani ludzi.
Dotar� Tuor nad brzeg wielkiego jeziora, jednak do otwartych w�d broni�y przyst�pu pasma bagien i nie przebyte g�szcze trzcin. Zawr�ci� wiec ku wybrze�u, morze bowiem przyci�ga�o go i nie chcia� przebywa� nazbyt d�ugo w miejscu, sk�d nie by�oby s�ycha� szumu fal. W�a�nie tam, gdzie wysokie i wyrze�bione morzem brzegi na po�udnie od Grengistu obfitowa�y w szczeliny i ukryte zatoczki z pla�ami bia�ego piasku pomi�dzy l�ni�cymi, czarnymi g�azami, Tuor po raz pierwszy trafi� na �lady dawnych Noldor�w. Odnajdywa� je, schodz�c kr�conymi schodami wykutymi w �ywej skale. Nad wod� znajdowa� zrujnowane przystanie u�o�one z wielkich blok�w wydartych niegdy� ze �cian klifu. Tutaj w dawnych latach cumowa�y statki elf�w. Obserwuj�c wiecznozmienne morze, Tuor pozosta� w tych stronach, a� min�a wiosna, ko�ca dobieg�o lato i mroki zag�ci�y si� nad Beleriandem, zwiastuj�c blisko�� jesieni i zguby Nargothrondu.
By� mo�e ptaki przeczuwa�y srog� zim�7, te bowiem, kt�rych zwyczajem by�o w�drowa� na po�udnie, wcze�niej zebra�y si� do odlotu, a inne, �yj�ce na p�nocy, przylecia�y do Nevrastu. Pewnego dnia, gdy Tuor siedzia� na brzegu, us�ysza� nagle szum i �opot wielkich skrzyde�. Podni�s� g�ow� i ujrza� klucz siedmiu bia�ych �ab�dzi pod��aj�cych na po�udnie. Jednak przelatuj�c nad nim, ptaki skr�ci�y nagle i run�y w d�, z wielkim pluskiem siadaj�c na wodzie.
Tuor kocha� �ab�dzie, kt�re widywa� jeszcze na szarych stawach Mithrimu, �ab�d� by� te� god�em Annaela i jego przybranego ludu. Powsta� zatem, by powita� ptaki, i zawo�a�, urzeczony ich nigdy jeszcze dot�d nie widzian� wielko�ci� i dumn� postaw�. Te jednak za�opota�y skrzyd�ami i krzykn�y chrapliwie, jakby uzna�y go za wroga i pragn�y odp�dzi� od brzegu. Potem zn�w z rozg�o�nym szumem wznios�y si� w powietrze i przelecia�y nad Tuorem, a� poczu� na twarzy silny niczym wicher podmuch ich ogromnych skrzyde�. Zatoczy�y jeszcze szeroki kr�g, i wzlecia�y wy�ej, kieruj�c si� na po�udnie.
W�wczas Tuor krzykn�� g�o�no:
- Oto nast�pny znak, tak d�ugo wyczekiwany!
Z miejsca wspi�� si� na szczyt klifu i poszuka� na niebie sylwetek ptak�w. Potem ruszy� na po�udnie �ladem �ab�dzi, kt�re szybko znikn�y mu z oczu.
Ca�e siedem dni w�drowa� Tuor wzd�u� wybrze�a po�udnie, a �opot �ab�dzich skrzyde� budzi� go co rano i codziennie ptaki prowadzi�y go dalej, sobie tylko znanym szlakiem. Z czasem brzegi obni�y�y si�, ska�y ust�pi�y miejsca pe�nym kwiecia ��kom, na wschodzie za� pojawi�y si� ��kn�ce z wolna, jesienne lasy. Coraz bli�ej te� by�o pasmo wysokich wzg�rz odcinaj�cych drog� i ci�gn�cych si� ku wie�cz�cej �a�cuch od zachodu pot�nej g�rze, kt�rej skryty w chmurach, mroczny wierzcho�ek wznosi� si� ponad rozleg�ym, zielonym przyl�dkiem si�gaj�cym daleko w morze.
Owe szare wzg�rza by�y w istocie zachodni� odn�g Ered Wethrinu ogradzaj�cego Beleriand od p�nocy, g�ra za� zwa�a si� Taras i stanowi�a najbardziej na zach�d wysuni�te wzniesienie tej krainy, z dala widoczne dla ka�dego �eglarza, kt�ry zbli�a� si� do krain �miertelnych. Na jej to stokach zamieszka� niegdy� Turgon w komnatach Vinyamaru, najstarszej kamiennej budowli wzniesionej przez Noldor�w na ziemi ich wygnania. Zamek sta� nadal cho� opuszczony, na wysokich tarasach spogl�daj�cych w morze. Mijaj�ce lata obesz�y si� z nim mi�osiernie, nawet s�udzy Morgotha omijali budowl�, jedynie wiatr, deszcz i mr�z znaczy�y kamienie, bujna za� ziele� pokrywa�a nie tylko dachy, ale wciska�a si� nawet w szczeliny pomi�dzy kamieniami.
Tuor dotar� do pozosta�o�ci zapomnianej drogi i mijaj�c wzg�rza i ska�y, doszed� u schy�ku dnia do starego zamku. W przestronnych salach hula� wiatr, ale nie zalega� tu �aden mrok, �adne z�o nie czyha�o w zakamarkach; mimo to Tuora ogarn�� strach, gdy pomy�la� o tych, kt�rzy mieszkali tu niegdy�, a potem odeszli, nie wiadomo dok�d. Podziwia� przyby�e zza Morza dumne plemi� nie�miertelnych, lecz skazanych na zgub�. Tak jak oni cz�sto, tak i on spojrza� na b�yszcz�ce, niespokojne wody tocz�ce fale a� po horyzont. Potem obr�ci� si� i dostrzeg� �ab�dzie, kt�re przysiad�y na najwy�szym tarasie przed zachodni� bram�. Bi�y skrzyd�ami, jakby nak�ania�y go do wej�cia. Wspi�� si� zatem Tuor po szerokich schodach, na wp� skrytych pod dywanem zawci�gu i firletek, przeszed� pod pot�nym nadpro�em i da� si� ogarn�� cieniom domu Turgona. W ko�cu dotar� do sali o sklepieniu wspartym na wysokich kolumnach. Wprawdzie ju� z zewn�trz budowla wydawa�a si� ogromna, jednak dopiero teraz doceni� m�g� w pe�ni jej wspania�o�� i przestronno��. Zal�kniony, nie wa�y� si� budzi� drzemi�cych w pustych przestrzeniach ech. Jedynym, co dostrzeg� we wn�trzu, by�o wysokie siedzisko stoj�ce na podwy�szeniu u wschodniej �ciany. Jak tylko m�g� ostro�nie, ruszy� w tym kierunku, ale i tak kamienne p�yty pod�ogi odpowiedzia�y jego stopom miarowym stukotem, jakby przeznaczenie dawa�o zna� o sobie, a echo ponios�o odg�os daleko naprz�d, gubi�c si� mi�dzy odgrodzonymi przez kolumny nawami.
Stan�� przed pogr��onym w p�mroku tronem i ujrza�, �e wyciosano go z jednego bloku kamienia i pokryto dziwnymi znakami. Zachodz�ce s�o�ce spojrza�o w tej�e chwili prostopadle w wysokie okno u zachodniego szczytu, rozja�niaj�c �cian� przed Tuorem. B�ysn�� polerowany metal, wisia�a tam bowiem tarcza i obszerna kolczuga, obok he�mu i d�ugiego miecza w pochwie. Kolczuga l�ni�a, jakby zrobiono j� z czystego srebra, a promienie s�o�ca zala�y j� barw� z�ocistej patoki. Kszta�t tarczy zdumia� jednak Tuora, by�a bowiem pod�u�na i zw�a�a si� ku do�owi. Na b��kitnym polu widnia�o bia�e skrzyd�o �ab�dzie. W�wczas Tuor przem�wi�, a g�os jego niczym wyzwanie zad�wi�cza� pod sklepieniem:
- Og�aszam, i� bior� sobie ten or� i przyjmuj� wszelki los, kt�ry za jego spraw� mnie dosi�gnie 8.
Zdj�ta ze �ciany tarcza okaza�a si� niespodziewanie lekka i por�czna. Wydawa�a si� zrobiona z drewna, jednak kowale elf�w ob�o�yli j� p�atami cienkiej jak folia, ale mocnej blachy chroni�cej dzie�o przed robactwem i zgubnym wp�ywem pogody.
Potem przywdzia� Tuor kolczug� i na�o�y� he�m, wreszcie przypasa� miecz tkwi�cy w czarnej pochwie. Czarny by� te� pas ze srebrnymi klamrami. Tak uzbrojony, wyszed� z pa�acu Turgona i spowity czerwonym blaskiem s�o�ca stan�� na najwy�szym tarasie na stoku g�ry. Nie by�o �wiadka tej chwili, gdy ca�y sk�pany w srebrze i z�ocie spojrza� na zach�d. Tuor sam nie wiedzia�, jak bardzo przypomina� w�wczas pot�nych w�adc�w Zachodu, kogo� godnego zosta� kr�lem nad kr�lami ludzkiego plemienia zza Morza. Bo i takie w�a�nie by�o jego zadanie, a wraz z przej�ciem or�a zmiana zasz�a w Tuorze, synu Huora i duch jego ur�s�. Gdy zst�powa� ze schod�w, �ab�dzie odda�y mu cze��, a ka�de wyrwawszy ze skrzyde� po jednym pi�rze, ofiarowa�y je Tuorowi, sk�adaj�c g�owy na kamieniach u jego st�p. Zatkn�� tedy siedem pi�r na he�mie, a w�wczas olbrzymie ptaki wznios�y si� i ulecia�y ku p�nocy, by znikn�� w blasku zachodz�cego s�o�ca i nigdy ju� wi�cej nie pokaza� si� oczom Tuora.
Poczu� Tuor teraz, �e co� ci�gnie go na brzeg morza, zszed� zatem d�ugimi schodami na szerok� pla�� u st�p p�nocnego zbocza Tarasness, s�o�ce tymczasem znikn�o za wielk�, czarn� chmur�, kt�ra wychyn�a sponad fal ciemniej�cego morza. Ozi�bi�o si�, powietrze zadrga�o, a odleg�e pomruki przywo�ywa�y na my�l odg�osy zwiastuj�ce nadej�cie burzy. Gdy Tuor stan�� na brzegu, s�o�ce widnia�o ju� jako skryta za dymem kula ognia, a wielka fala wydawa�a si� wzbiera� i toczy� ku brzegowi. Zdumiony i zaciekawiony Tuor nie wykona� jednak najmniejszego ruchu. Powleczona cieniem mg�y fala by�a ju� bardzo blisko, gdy za�ama�a si�, wyci�gaj�c ku niemu d�ugie ramiona piany. W miejscu jednak, gdzie grzywacz opad�, mrocznia�a po�r�d nadci�gaj�cej burzy naznaczona wielkim majestatem, wynios�a sylwetka.
Tuor sk�oni� si� z szacunkiem, zda�o mu si� bowiem, �e patrzy na pot�nego kr�la. Wysoka korona jak ze srebra, d�ugie w�osy ja�niej�ce w p�mroku niczym piana. A gdy �w kr�l odrzuci� spowijaj�cy go mgli�cie szary p�aszcz, ukaza�a si� l�ni�ca szata przylegaj�ca do cia�a tak jak �uska ogromnej ryby, a ciemnozielony kaftan pob�yskiwa� niczym morskie fale, gdy posta� brodzi�a z wolna ku brzegowi. Tak Mieszkaniec G��bin, kt�rego Noldorowie zwykli nazywa� Ulmo, pokaza� si� Tuorowi, synowi Huora z rodu Hadora9.
W�adca W�d nie wyszed� jednak na brzeg, a tylko stoj�c po kolana w wodzie, przem�wi� do Tuora, a za spraw� bij�cego z jego oczu blasku i g��bi g�osu, kt�ry dobywa� si�, jak s�dzi� by mo�na, z samych fundament�w �wiata, strach pad� na Tuora, a� ten rzuci� si� na piasek.
- Powsta�, Tuorze, synu Huora! - rzek� Ulmo. - Nie l�kaj si� mego gniewu, chocia� zaprawd� d�ugo pozostawa�e� g�uchy na moje wo�ania i oci�ga�e� si� z podr�, kt�ra tutaj mia�a ci� zawie��. Wiosn� winiene� stan�� w tym miejscu, a tymczasem zima ju� nadchodzi z kraju Nieprzyjaciela. Przyjdzie ci teraz szybko si� uczy�, mi�a za� i bezpieczna droga, kt�r� dla ciebie wytyczy�em, b�dzie musia�a ulec zmianie. Pogardzono bowiem moimi radami10 i wielkie z�o zbiera si� nad Dolin� Sirionu, i ju� teraz czereda wrog�w zaleg�a pomi�dzy tob� a celem.
- Jaki� jest m�j cel, panie? - spyta� Tuor.
- Ten, kt�ry serce ci zawsze dyktowa�o - odpar� Ulmo. - Odnale�� Turgona i spojrze� na Ukryte Miasto. Tobie bowiem w�a�nie pisana jest rola, mego wys�annika. Wszystko dla ci� z dawna przygotowa�em. Teraz jednak skryty w cieniu musisz uj�� niebezpiecze�stwu. Owi� si� w ten p�aszcz i nie odrzucaj go, a� znajdziesz si� u kresu podr�y.
Zda�o si� wtedy Tuorowi, �e Ulmo rozszczepi� sw� szar� szat�. Jedn� z fa�d pod postaci� obszernego p�aszcza cisn�� m�odzie�cowi, a ta spowi�a go ca�ego, od st�p do g��w.
- W ten spos�b w�drowa� b�dziesz skryty w moim cieniu - powiedzia� Ulmo. - Ale nie zwlekaj ju�, bo nie wytrwa owa opo�cza zbyt d�ugo w blasku Anaru albo ogni Melkora. Czy przyjmujesz za