2144
Szczegóły |
Tytuł |
2144 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2144 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2144 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2144 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Helena Bechlerowa
Zima z bia�ym nied�wiedziem
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1989
T�oczono w nak�adzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. III-B�1
Ca�o�� nak�adu 100 egz.
Przedruk z wydawnictwa
"Nasza Ksi�garnia"
Warszawa 1975.
O zwyczajnym ba�wanie ze �niegu
Przez ca�� noc pada� �nieg. Nie taki zwyczajny. A jaki - to
si� oka�e dopiero p�niej. Rano Grze� wyjrza� oknem; na parapecie
le�a�a d�uga, mi�kka poduszka. A �nieg wci�� sypa�, sypa� przez
ca�y dzie�, a� wszystko w ogrodzie zrobi�o si� bia�e, puszyste i
okr�g�e: �wierki, szopa, stara �awka i beczka na deszczow� wod�.
- Prawdziwe ba�wany spad�y z nieba! - roze�mia� si� tatu�. -
Prawda, Grzesiu?
- Nie, wcale nie - powiedzia� Grze�. - Prawdziwego jeszcze nie
ma, dopiero b�dzie, zobaczysz.
Ale tatu� ju� nie s�ysza�, bo bardzo si� spieszy� do pracy.
Prawdziwy ba�wan zacz�� si� od niedu�ej kuli �nie�nej - tak
jak wszystkie ba�wany. Grze� turla� j�, turla�, �eby by�a coraz
wi�ksza. Wreszcie ustawi� j� i zacz�� rozmawia� z kim�, kogo
jeszcze nie by�o.
- Brzuch ju� masz, i to du�y. Teraz st�j spokojnie, a
zobaczysz, co b�dzie dalej.
Zbiera� jeszcze gar�cie �niegu i dolepia� do okr�g�ego brzucha
ze wszystkich stron, a gdy sko�czy�, zacz�� toczy� drug� kul�.
- To b�dzie twoja kamizelka, a na kamizelce postawi� ci g�ow�.
Tylko nie ruszaj si�, bo ci g�owa spadnie.
I g�owa spad�a. Wi�c Grze� przyni�s� z domu sto�eczek, wszed�
na niego i dopiero teraz uda�o mu si� osadzi� mocno g�ow�, nawet
zgrabn�, tyle �e bez twarzy.
- Nie widzisz mnie jeszcze, ale zaraz zobaczysz. I mnie, i
wszystko dooko�a.
Wyj�� z kieszeni dwie czarne nakr�tki od buteleczek i ba�wan
ju� m�g� zobaczy� Grzesia -
jednym okiem wi�kszym, drugim
mniejszym, bo dw�ch jednakowych nakr�tek nie uda�o si� znale��.
- A z twoim nosem to nie wiem, co b�dzie - przyzna� si� Grze�.
- Marchwi w domu nie ma, bo nikt jej nie lubi. Chyba �e mama
dzisiaj kupi�a, ale nie wiem po co. Poczekaj, dowiem si�.
Mama wr�ci�a w�a�nie ze sklepu z p�kat� torb� i wyk�ada�a z
niej wszystko na st�. R�ne rzeczy tu by�y, tylko nie marchew.
Grze� uwa�nie obejrza� jeszcze raz to, co le�a�o na stole.
- Mamo, jak my�lisz, czy ba�wan mo�e mie� zakrzywiony nos?
Taki bardzo zakrzywiony?
- O, na pewno - odpowiedzia�a mama. - Wszystkim ba�wanom dawno
znudzi�y si� nosy z marchwi albo z patyk�w - takie proste i
jednakowe. Ka�dy ba�wan marzy, �eby mu kto� wynalaz� inny nos.
- No, w�a�nie. Ja te� tak my�l� - Grze� wsun�� do kieszeni
najbardziej rumiany rogal. Potem policzy� fajki w szufladzie
biurka tatusia. Pi��. Tej najwi�kszej tatu� nigdy nie pali.
A je�eli dzi� przyjdzie mu ochota na du�� fajk�?
"Mo�e by� �le - pomy�la� Grze� i po�o�y� fajk� z powrotem. - Ale
przecie� nie zabior� jej na zawsze, tylko na jeden dzie�, potem
oddam, a tatu� mnie zrozumie". I Grze� schowa� fajk� do kieszeni.
Ba�wan sta� troch� krzywo, patrzy� przed siebie, mru��c jedno
oko - to mniejsze - i czeka�. Grze� wszed� na sto�eczek i
t�umaczy�:
- Tylko si� nie przewr��, bo b�d� musia� ci� zaczyna� od nowa.
A nos b�dziesz mia� troch� zadarty. Ale to nic nie szkodzi.
Wujek Gustek te� ma nos zadarty i dlatego jest zawsze weso�y. Sam
to powiedzia�. Za to fajk� dostaniesz prawdziw�. I czapk� z
pi�rem.
Czapka to by�a doniczka, troch� za ciasna na wielk� g�ow�, ale
ba�wan nie grymasi�. Zw�aszcza �e w dziurk� doniczki Grze�
wetkn�� dwa pi�ra ze swojego india�skiego pi�ropusza.
Zlaz� ze sto�ka i z daleka popatrzy�, czy wszystko jest w
porz�dku. By� zadowolony, ba�wan te�. Mru�y� to mniejsze oko
jakby od dymu fajki.
- Wujek Gustek te� mru�y oko przed dymem albo wtedy, gdy
obmy�la co� nadzwyczajnego. Mo�e i ty co� wymy�lisz? Na razie
cze��! Do jutra!
Grze� zabra� sto�ek i poszed� do domu, bo ko�czy� si� kr�tki
zimowy dzie�. Przy kolacji przypomnia� sobie jedn� wa�n� rzecz;
on nie ma guzik�w.
Wyjrza� jeszcze oknem. Na ogr�d schodzi� wczesny wiecz�r, ale
ba�wana wida� by�o wyra�nie, sta� przechylony w jedn� stron� z
zadartym nosem. O�nie�one drzewa nabiera�y ju� b��kitnego koloru.
"On pali fajk� i puszcza k��by dymu i dlatego w ogrodzie jest
niebiesko" - pomy�la� Grze� i jeszcze na dobranoc stukn�� lekko w
szyb�.
- Do rana!
O nied�wiedziu ze �niegu
Rano Grze� wyjrza� oknem, by popatrze�, czy ba�wan jeszcze
stoi, czy nie przydarzy�o mu si� w nocy co z�ego. Sta�, ale
niezupe�nie sam; doko�a niego fruwa�y wr�ble, a jeden siedzia� na
fajce i dzioba� go w nos.
- Oj, niedobrze! - Grze� stukn�� w szyb�, �eby przegoni�
wr�ble, ale to nic nie pomog�o. Dopiero gdy wyszed�, uciek�y z
furkotem. Ten, co siedzia� na fajce, odfrun�� ostatni.
- One nie dadz� ci spokoju, kiedy ci� zostawi� samego. A nie
mog� przecie� sta� przy tobie i pilnowa� twojego nosa.
Musz� co� wymy�li�.
Wszed� do domu, uchyli� okna, odgarn�� �nieg z parapetu star�
rakietk� pingpongow� i pokruszy� kromk� chleba. Wr�ble szybko
zrozumia�y, �e to w�a�nie dla nich.
Grze� wr�ci� do ba�wana.
- Teraz nic ci nie grozi. Po �niadaniu przynios� ci guziki i
wtedy b�dziesz ju� zupe�nie prawdziwy.
Ale na szukanie guzik�w Grze� nie mia� czasu, bo mama
przypomnia�a mu o jednej wa�nej sprawie.
- Mieli�my dzi� kupi� ci zimowe buty. Musimy i��, i to zaraz.
Wybieranie i przymierzanie but�w w domu towarowym trwa�o dosy�
d�ugo, wreszcie sko�czy�o si�. Buty mia�y futerko w �rodku tak,
jak chcia�a mama, a z wierzchu by�y czerwone tak, jak chcia�
Grze�.
- A teraz mo�emy i�� na ciastka. Pami�tasz, mamo, obieca�a�.
Tu blisko jest kawiarnia, czujesz, jak pachnie?
- Czuj�. Pachnie jak s�odki domek baby Jagi - mama otworzy�a
drzwi i wyszuka�a wygodny stolik w k�ciku.
Przy rurce z kremem Grze� pomy�la�, jak przyjemnie jest
chodzi� z mam� po sprawunki.
"Jutro powiem mamie, �e powinni�my kupi� czapk� dla mnie,
najlepiej czerwon� jak buty. Albo nam�wi� mam�, �eby�my kupili
dla niej co� nowego. I znowu tu przyjdziemy".
Przy ptysiu Grze� chcia� koniecznie zobaczy� jeszcze raz buty.
Paczka by�a mocno zwi�zana sznurkiem, wi�c Grze� zrobi� tylko
niedu�� dziurk� w papierze. Ten czerwony kolor! Teraz jest
jeszcze �adniejszy ni� w sklepie.
- Uda� nam si� sprawunek - powiedzia�a mama, gdy wyszli na
ulic�. - Nie musieli�my d�ugo
biega� po sklepach. Buty od razu
nam si� podoba�y, a po tych
pysznych ciastkach wydaj� si�
jeszcze �adniejsze, prawda?
- Zawsze tak jest - zgodzi� si� Grze�. - Wszystko po ciastkach
jest �adniejsze.
Tak wydawa�o si� Grzesiowi ca�� drog� a� do samej furtki. Za
furtk� zobaczy�, �e ba�wana nie ma.
- Zm�czy�o go d�ugie stanie i po�o�y� si� spa� - �mia�a si�
mama.
Rzeczywi�cie - le�a� z nosem w �niegu, a troch� dalej -
doniczka, pi�ra i fajka.
- No i musia�e� si� przewr�ci�! - powiedzia� Grze� z wyrzutem,
obejrza� ba�wana z jednej strony.
Czy uda si� go podnie�� i ustawi�?
Podszed� z drugiej strony i zauwa�y�, �e ba�wan wygl�da troch�
inaczej: jak zwierz - ci�ki i niezgrabny.
- Wiedzia�em, �e co� wymy�lisz! - ucieszy� si� Grze�. - Ju�
nie jeste� ba�wanem, tylko nied�wiedziem. Bia�ym nied�wiedziem!
Ale g�ow� masz za bardzo okr�g�� i w og�le trzeba ci� troch�
przerobi�.
Po tej robocie r�kawiczki by�y zupe�nie mokre, za to nied�wie�
mia� pysk, uszy i ogon. Grze�
nie zapomnia� o nosie - o czarnym
nosie, takie w�a�nie nosy maj� bia�e nied�wiedzie. Teraz ju� nic
mu nie brakowa�o. Le�a� ci�ki, gruby, patrzy� przed siebie i
czeka�, co b�dzie dalej. Grze� po�o�y� mu r�k� na �bie. Wiedzia�
ju� wszystko o nied�wiedziu.
"Przyszed� do mnie stamt�d, gdzie zawsze mieszka zima, gdzie
p�ywaj� lodowe g�ry i foki, i morsy. I zostanie ze mn�. I musi
mie� imi�, tylko jeszcze nie wiem jakie. Jutro mu powiem".
Ale imi� nie�atwo wymy�li�. Grzesiowi przypomina�y si� r�ne
imiona, ale �adne mu si� nie podoba�o. Powiedzia� o tym podczas
kolacji.
Tatu� namy�la� si� chwil� patrz�c w sw�j kubek z mlekiem.
- Takie imi� powinno by� bia�e jak bia�y nied�wied�. Na
przyk�ad mi� Mleczko, albo mi� Kremik, albo mi� Pty�.
- O, co to, to nie! - oburzy�a si� mama. - Takie malutkie,
s�odziutkie imiona dla nied�wiedzia! Pami�tasz w ubieg�ym roku w
g�rach tego wielkiego psa owczarka? Ogromny jak ciel�.
- Bar�aj! - zawo�a� Grze�. - On si� nazywa� Bar�aj. To jest
dobre imi� dla bia�ego nied�wiedzia.
Mieszkanie bia�ego nied�wiedzia
W nocy zdawa�o si� Grzesiowi przez sen, �e w rynnie dzwoni
deszcz, �e pada na nied�wiedzia i zamienia go w mokry pag�rek
niepodobny do niczego.
Na szcz�cie przyszed� ranek, a rano wiele rzeczy wygl�da
zupe�nie inaczej ni� w nocy. Wystarczy�o usi��� na ��ku, �eby
zobaczy� za oknem bia�y, puszysty ogr�d i wolno padaj�cy �nieg.
"Deszcz mi si� tylko przy�ni� - pomy�la� Grze�. - A nied�wied�
�pi jeszcze, a mo�e si� obudzi� i czeka na mnie. Tylko z ��ka go
nie wida�".
Wsta� i wyjrza� oknem.
Nied�wied� znik�.
Mo�e go �nieg przysypa�? Niemo�liwe, bo w tym miejscu, gdzie
go Grze� wczoraj zostawi�, by�o r�wno, g�adko, jakby tam nigdy
nie le�a� taki gruby zwierz.
Grze� ubra� si� i chcia� zaraz wyj�� do ogrodu, ale mama
kaza�a mu zje�� �niadanie. Wi�c powiedzia� jej o tym, co si�
sta�o.
- My�lisz, �e uciek�? - mama przesta�a smarowa� chleb mas�em i
popatrzy�a w okno. - Widzisz, jaki �nieg pada? Jak z bajki, jak
zaczarowany, nie jaki� tam drobniutki zwyczajny �nieg. A kiedy
tak pada, w ka�dej chwili mo�e si� zdarzy� to i owo, o czym si�
wcale nie my�li. Bo pewnie nie wiesz, jak to jest.
Kiedy pada taki �nieg,@ z bajki �nieg, zza siedmiu rzek,@ po
ogrodzie wtedy chodzi@ mi�kki, bia�y i puszysty@ �niegowy
czarodziej.@
Grze� patrzy�, czy mi�dzy drzewami nie zobaczy kogo� w
ogromnej czapie, w bia�ym p�aszczu z szerokimi r�kawami, a z tych
r�kaw�w wyfrun� nagle ca�� chmar� bia�e p�atki.
Wyszed� do ogrodu i szuka� �lad�w; mo�e p�aszcz wl�k� si� po
ziemi, mo�e buty si� odcisn�y. Znalaz�, ale zupe�nie inne.
Troch� �nieg je przysypa�, ale i tak wida� by�o ci�kie,
g��bokie �lady czterech �ap. Zaprowadzi�y go a� pod star� jab�o�,
kt�ra do samej ziemi opuszcza�a ga��zie.
Tu by� nied�wied�!
Pod tymi ga��ziami kr�ci� si� w k�ko i wydeptywa� sobie w
�niegu wygodny do�ek. Ju� nie by� tym wczorajszym nied�wiedziem,
kt�ry le�a� ci�ko i nie rusza� si�. Grze� dotkn�� jego futra -
by�o mi�kkie i puszyste.
Nied�wied� sko�czy� sw�j dziwny taniec i czarnym nosem tr�ci�
Grzesia w brod� jak pies.
- Dlaczego tu przyszed�e�? - zapyta� Grze�. - Nie mog�e�
zosta� tam, blisko domu, �ebym ci� zawsze widzia� z okna? Co tu
b�dziesz robi�?
- To jest dobre miejsce dla bia�ego nied�wiedzia. - Tak
odpowiedzia� nied�wied�, a Grze� nie dziwi� si� ju� niczemu, bo
przecie� sypa� i sypa� ten �nieg jak z bajki, jak zza siedmiu
rzek.
- Tak, to jest miejsce najlepsze w �wiecie - po�o�y� r�k� na
�bie nied�wiedzia. - B�dziesz ukryty za ga��ziami i nikt tu nie
trafi i nie zobaczy ci�, tylko ja.
Bia�y nied�wied� podni�s� �eb do g�ry i sapn�� g�o�no,
dmuchn��, a p�atki �niegu zata�czy�y jeszcze szybciej i zrobi�o
si� zupe�nie cicho, w tej ciszy zadzwoni�o co� gdzie� daleko za
ogrodem, za zas�on� padaj�cego �niegu.
- S�yszysz? - szepn�� Grze�. - To Zima przeje�d�a, to jej
sanki tak dzwoni�. A ty - wiem, kto ty jeste�; �niegowy
czarodziej. I b�dziesz si� nazywa� Bar�aj, to bardzo �adne imi�
dla ciebie.
- Bar�aj, Bar�aj - powtarza� bia�y nied�wied�, jakby si� uczy�
na pami�� swego imienia, potem zwali� si� ci�ko w do�ek jak
prawdziwy nied�wied�.
Zza ogrodu wyskoczy� ostry, zimny wiatr i Grze� musia� wr�ci�
do domu.
Potem przyszli go�cie, wi�c dopiero nad wieczorem, gdy w
ogrodzie zrobi�o si� ju� niebiesko od zmierzchu, zajrza� pod
jab�onk�. Ba� si� rozchyli� nisko opuszczone ga��zie, nie
wiedzia�, czy to, co si� zdarzy�o rano w padaj�cym �niegu, by�o
naprawd�, czy mo�e mu si� �ni�o.
"On tam na pewno jest - my�la�. - I m�g�bym go dotkn��, ale
nie zrobi� tego. Bo je�eli tam nie ma nic, nawet do�ka, to nie
zasn� w nocy".
Ale i tak nie m�g� zasn��. Wsta� i wyci�gn�� z k�ta Pluszaka,
bia�ego pluszowego misia, kt�ry ju� dawno nie by� bia�y, tylko
brudny, a pod brod� mia� r�ow� plam� od wi�niowego d�emu.
Przytuli� go i wyszepta� mu do ucha wierszyk, kt�ry si� nazywa�
"�pi�cym wierszykiem":
Czeka sen za oknem.@ Misiu, nosem pokr��!@ Pokr�� nosem,
strzepnij uszkiem,@ sen si� wsunie pod poduszk�.@
Mi� zrobi� tak, jak mu kaza� Grze�. Poduszka zamieni�a si� w
mi�kki, puszysty ob�oczek. Na tym ob�oczku Grze� z Pluszakiem
pofrun�li jak na lataj�cym dywanie tam, gdzie czekaj�
naj�adniejsze sny.
Dom �pi�cych r�
Grze� poczu�, �e zaraz kichnie, wi�c schowa� si� pod ko�dr�, bo
je�li mama us�yszy, za nic nie pozwoli mu wyj�� na dw�r.
Ale mama us�ysza�a i Grze� ju� wiedzia�, co powie.
- Zaczyna si� katar, a mo�e co� gorszego. A kto winien? Ten
tw�j du�y nied�wied�. Za d�ugo ci� trzyma� wczoraj w ogrodzie.
- Nie du�y nied�wied� winien, tylko ma�y - t�umaczy� Grze�. -
Bo ja z nim spa�em, a jemu k�aczki wy�a�� i wpadaj� mi do nosa.
On si� dzi� kr�ci� ca�� noc. Wieczorem le�a� na poduszce, a teraz
go nie ma.
Mama podnios�a Pluszaka z pod�ogi.
- To ty si� kr�ci�e� i zrzuci�e� biedaka i jeszcze go
pos�dzasz, �e ci katar wp�dzi� do nosa. A to na pewno nieprawda.
I je�li kichniesz jeszcze raz albo dwa...
Ale to si� ju� nie zdarzy�o. Wi�c mama tylko mocniej zapi�a
Grzesiowi czapk� pod brod� i da�a mu cieplejszy szalik.
- I pewnie nie chcesz, �ebym �piewa� na dworze? - zapyta�
Grze�, chocia� i tym razem wiedzia�, co mama powie.
- Oczywi�cie, �e nie chc� i ty te� nie chcesz. Na zimnie
trzeba zamyka� usta.
- No to daj mi "s�odki kluczyk" - poprosi� Grze� i mama
w�o�y�a mu do ust cukierek. Taka by�a mi�dzy nimi zimowa umowa.
Grze� pobieg�, jak m�g� najszybciej, przez g��boki �nieg pod
jab�onk�.
I zobaczy� pusty do�ek.
- Nic nie m�wi� wczoraj, �e sobie p�jdzie - powiedzia�
roz�alony do jab�onki. Rozgl�da� si� schylony nisko, jakby szuka�
zgubionego guzika, a nie wielkiego zwierza. I nawet �lad�w �ap
nie ma, bo je �nieg w nocy przysypa�.
Nagle us�ysza� g�o�ne chrupanie ko�o szopy, jakby kto� gryz�
cukier. To nied�wied� sta� na dw�ch �apach i ogryza� sople
wisz�ce u dachu.
- Nie uciek�e�, bia�y nied�wiedziu - ucieszy� si� Grze� i
po�o�y� mu r�k� na karku. - Chod� ze mn�, obejdziemy ca�y ogr�d.
Jeszcze go nie widzia�e�. Chod�!
Brn�li przez g��boki �nieg i Grze� spostrzeg�, �e to
nied�wied� jego prowadzi - tam gdzie sta�y krzaki r� owini�te
s�om�.
Grze� nie zd��y� zapyta�, po co tu przyszli i co b�d� robi�,
bo nied�wied� podni�s� �eb, dmuchn�� i zaraz zacz�� pada� �nieg.
Potem przystan�� przed najwi�kszym chocho�em, zapuka� �ap� w s�om�
i wymrucza� grubym g�osem:
Pukam, pukam razy trzy.@ Niech si� zbudzi ten, kto �pi,@ niech
otworzy z�ote drzwi!@
I ledwie to wymrucza�, nie by�o ju� s�omianego chocho�a, tylko
dom ze z�otymi drzwiami, kt�re kto� cicho otworzy�.
Grze� i nied�wied� weszli do �rodka.
Ciep�o tu by�o, przytulnie i cicho, tylko na �cianie tyka�
zegar. Na pod�odze le�a� dywan haftowany w r�e, na dywanie sta�y
fotele haftowane w r�e, a na ka�dym fotelu spa�a r�a -
kr�lewna.
- Same �pi�ce kr�lewny! - zawo�a� Grze�. - W bajce jest tylko
jedna, a tu ich tak du�o!
- Cicho! - rozgniewa� si� bia�y nied�wied�. - Nie wolno ich
budzi�.
Ale ju� by�o za p�no. Jedna r�a si� obudzi�a, zamruga�a
oczami, wsta�a, uj�a palcami swoj� szerok� sukienk� i zacz�a
ta�czy� i �piewa�:
Ju� nas budzi, ju� nas wo�a@ ciep�y promie�, motyl, pszczo�a.@
Ju� wiosenny czas,@ wiatr szele�ci, wita nas.@
I naprawd� co� zaszele�ci�o, ale nie by� to wiosenny wiatr,
kt�ry budzi r�e. To z cichym szmerem otworzy�y si� drzwiczki w
zegarze. Grzesiowi wydawa�o si�, �e wyleci z niego kuku�ka i
zakuka weso�o. Ale zamiast kuku�ki wolno wysun�a si� sowa. A
sowa nie cierpi przecie� �adnych weso�ych kuka�, �piewu i
rozmowy, lubi cisz�.
Popatrzy�a surowo okr�g�ymi oczami na Grzesia i nied�wiedzia.
Kto tu wkrad� si�@ kto tu przyszed�?@ Kto zimow�@ m�ci cisz�?@
Niech nie szepcze, niech nie wo�a,@ bo zamieni� go w chocho�a!@
- Ojej! - j�kn�� Grze� i schowa� si� za nied�wiedzia. A
ta�cz�ca r�a jakby nic nie s�ysza�a. Kr��y�a lekko jak motyl, a�
furkota�y falbanki u jej sukienki.
I �piewa�a:
Pos�uchajmy, co nam powie@ deszcz majowy, �uk i s�owik.@ Zegar
dzwoni, dzwoni ju�,@ por� s�o�ca, por� r�.@
Sowa nie mog�a znie�� tego �piewu. Nastroszy�a gro�nie brwi i
przypomnia�a, �e jeszcze nie czas na takie ha�asy.
Jeszcze si� nie zbudzi� motyl,@ �pi biedronka i �uk z�oty.@
Jeszcze sypie bujny �nieg,@ ostry wiatr zacina,@ na zegarze tyka
wci��@ zimowa godzina.@
Zatrzepota�a skrzyd�ami bez szumu, bez szelestu, schowa�a
si� i zatrzasn�a drzwiczki. A z zegara posypa�y si� sowie pi�ra
- lekkie i mi�kkie. A komu takie pi�ra spadn� na oczy, od razu
chce mu si� spa�.
Musn�y oczy ta�cz�cej r�y, a ona ucich�a, osun�a si� na
fotel i zasn�a. Musn�y powieki Grzesia, chcia� je zdmuchn��,
ale poczu�, �e oczy mu si� zamykaj�. Ach, po�o�y� si� na tym
puszystym dywanie... Chocia� na chwil�.
Bia�y nied�wied� tr�ci� go nosem.
- Je�eli po�o�ysz si� tu i u�niesz, obudzisz si� dopiero
wiosn�. I wcale nie jestem pewien, czy we �nie nie zamienisz si�
w r��. Albo w chocho�a.
Grze� ze strachem przetar� oczy. Nie, nie chcia� by� r�,
nawet naj�adniejsz�. Bo jak by to by�o? Obudzi si� wiosn�,
p�jdzie do domu, mama go nie pozna, dotknie i pok�uje si�
kolcami. Zreszt� na pewno mu nie uwierzy, kim jest naprawd�, i
wstawi do wazonu.
Poci�gn�� nied�wiedzia za kud�y na karku.
- Chod�my, chod�my st�d.
Wyszli w g�sty padaj�cy �nieg, a kto� niewidzialny zamkn�� za
nimi drzwi. P�atki �niegu
sfrun�y Grzesiowi na oczy
lekkie, mi�kkie i ch�odne - inne
ni� sowie pi�ra i wyp�oszy�y ten
ciep�y, sowi sen. Zrobi�o mu si�
bardzo weso�o. Ulepi� kul� ze
�niegu i cisn�� w Bar�aja, a ten
odbi� j� nosem.
Dom �pi�cych r� by� znowu zwyk�ym s�omianym chocho�em. Grze�
przy�o�y� do niego ucho. Mo�e us�yszy, jak r�e wzdychaj� przez
sen, jak tyka zegar wskazuj�cy zimow� godzin�?
Ale nie us�ysza� nic. Sowa dobrze pilnowa�a ciszy w domu
�pi�cych r�.
Zamek zimowych sn�w
Za ogrodem le�a� stos cegie�. Latem to by�a forteca, kt�rej
Grze� broni� przed Zielonym Rozb�jnikiem schowanym w zielonych
pokrzywach. Teraz forteca spa�a pod �niegiem i wa�niejsza by�a
niedaleka �lizgawka. Po po�udniu Grze� przyszed� tu z �y�wami, a
Bar�aj ju� na niego czeka�. Siedzia� i patrzy�, jak Grze�
przypina �y�wy, jak mknie po
g�adkim lodzie, jakby zapomnia�, �e
mo�e by� co� wa�niejszego ni� to je�d�enie w k�ko. I nie widzi,
�e Bar�aj wreszcie odchodzi jak kto� niepotrzbny. Ale Grze� go
dogoni�.
- Bar�aju, dlaczego odchodzisz? Chc�, �eby� zobaczy�, jak
je�d�� na lodzie.
Bar�aj odwr�ci� �eb.
- A ja chcia�em ci pokaza� zamek na lodzie.
- Zamek na lodzie! - Grze� szybko odpi�� �y�wy. - Ach,
Bar�aju, dlaczego od razu nie powiedzia�e�?
Bia�y nied�wied� zawr�ci� tam, gdzie sta�a forteca przysypana
�niegiem. Ale fortecy ju� nie by�o. Na tym miejscu srebrzy� si�
zamek ca�y z lodu, b�yszcz�cy i pi�kny. Wie�e mia� wysokie i
okna, i bram� otwart� szeroko. Mo�na wej�� w ni� i i�� dalej, i
spotka� tego, kto tu mieszka.
- Tylko Zima mo�e tu mieszka� - powiedzia� Grze�.
- Wiem, �e ona ma taki zamek, ale nie wiedzia�em, �e tak
blisko.
Bia�y nied�wied� nawet nie kiwn�� �bem, �e tak jest naprawd�.
Weszli do wielkiej sali, w kt�rej powinien sta� tron wykuty w
lodzie, a na nim - kr�lowa Zima.
Nigdzie nie by�o ani tronu, ani Zimy. Tylko bia�e skrzydlate
konie, skrzydlate lwy i sarenki. W k�cie drzema� osio�ek. I on
te� mia� skrzyd�a. A pod sufitem przefruwa�y z miejsca na miejsce
kolorowe ptaki.
"Ptaki to nic dziwnego - my�la� Grze�. - Fruwanie to dla nich
zwyk�a rzecz, ale osio�ki, konie? Na co im skrzyd�a?"
- To s� sny, kt�re w zimowe noce przylatuj� do dzieci -
powiedzia� Bar�aj. - Poczekaj, zaraz nadejdzie noc.
Noc w�a�nie nadchodzi�a. Zgasi�a s�o�ce, popatrzy�a ciemnymi
oczami na ogr�d, a� sta� si� niebieski, i stan�a za oknami. A
wtedy na szyjach skrzydlatych zwierz�t zapali�y si� ma�e kolorowe
latarenki.
- �eby mog�y trafi� w ciemno�ci - domy�li� si� Grze�.
Otworzy�y si� wszystkie okna, i wyfrun�y w ciemno�� konie,
sarenki, lwy, osio�ki, kozio�ki i ptaki. Tylko jeden lew nie
spieszy� si�, rozgl�da� si� woko�o, a Grzesiowi wyda�o si�, �e
czeka na niego. Wi�c podszed� i po�o�y� r�k� na jego grzywie, a
lew zrozumia�, o co chodzi Grzesiowi, kiwn�� �bem i za chwil� ju�
znik� za oknem.
- Teraz zostali�my tylko my dwaj - powiedzia� Grze� do
Bar�aja, patrz�c w ciemne niebo, na kt�rym migota�y coraz
mniejsze, coraz dalsze latarenki, jak gwiazdki.
Odwr�ci� si� od okna i szeroko otworzy� oczy.
Bia�y nied�wied� mia� skrzyd�a! Tak jak osio�ki, konie, kt�re
przed chwil� frun�y w noc.
Grze� sta�, jakby wr�s� w ziemi�, nie m�g� podej�� do bia�ego
nied�wiedzia blisko. Wcale mu si� nie podoba�y te skrzyd�a.
- Bar�aju, po co ci to? Ja nie chc�!
- Nie chcesz, �ebym przy�ni� si� komu�? - zapyta� bia�y
nied�wied�, ale nie patrzy� na Grzesia, tylko wolno podszed� do
okna. Grze� przestraszy� si�, �e zostanie sam w pustym lodowym
pa�acu, a wtedy nie wiadomo, co mo�e si� zdarzy�. Chcia� wyj��
st�d razem z Bar�ajem, wyj�� drzwiami tak, jak tu obaj przyszli.
Bia�y nied�wied� odwr�ci� �eb i wskaza� na sw�j grzbiet. A
Grze� domy�li� si�, co to znaczy. Wsiad� na nied�wiedzia, ale
przymkn�� oczy i pomy�la� ze strachem:
"On tak ci�ko cz�apie po �niegu. Czy potrafi frun��, chocia�
ma skrzyd�a?"
A Bar�aj frun��. Frun�� lekko jak balonik, jak latawiec.
Lecieli tak nisko, �e potr�cali wierzcho�ki drzew, z kt�rych
sypa� si� �nieg.
- Bar�aju, dok�d lecimy? Czy daleko? - zapyta� Grze�. Ju� si�
nie ba�, �e stanie si� co� z�ego.
- Blisko - mrukn�� Bar�aj. I za chwil� Grze� zobaczy� dom i
ganek, i �wiat�a w oknach. Bia�y nied�wied� lekko stan�� na
swoich ci�kich �apach, a Grze� zsiad�.
Chcia� powiedzie� Bar�ajowi, �eby zosta�, �eby zgubi� gdzie�
te swoje skrzyd�a, ale nie zd��y�. Bar�aj spieszy� si�, dotkn��
nosem jego brody:
- �egnaj. �ycz� ci, �eby co noc lwy przychodzi�y do twoich
sn�w.
I ju� go nie by�o. Odfrun�� jak bia�y balonikowy mi�, kt�ry
si� urwa� ze sznurka. Grze� patrzy�, jak leci - najpierw jak
puszysty ob�ok, potem jak ob�oczek, a potem zakry�a go ciemno��.
"Nie powiedzia�, kiedy wr�ci. Ani s��wka" - pomy�la� Grze� i
wcale nie by�o mu przyjemnie. Zapomnia� zupe�nie o lodowym zamku,
cho� to by� naprawd� niezwyk�y zamek.
Bardzo wolno jad� kolacj�. Ugniata� do�ek w ry�u ze �mietan� -
to by� bia�y pusty do�ek pod jab�onk�. Mama domy�li�a si�, �e co�
si� Grzesiowi nie powiod�o, ale nie pyta�a o nic, tylko postawi�a
przed nim kubek ciep�ego mleka.
- Jak wypijesz, nie b�dziesz ju� my�la� o tym, co ci si�
zdarzy�o nieprzyjemnego. Bo to jest mleko zapomnienia.
Grze� d�ugo trzyma� kubek przy ustach, pi� wolno. Mama mia�a
racj�: im mniej by�o mleka w kubku, tym bardziej kurczy�o si�
jego zmartwienie.
A w samym �rodku nocy brz�kn�a szyba i zab�ys�o fioletowe
�wiate�ko. To przylecia� skrzydlaty lew z latark� na szyi i ca��
noc �ni� si� Grzesiowi.
Dom, w kt�rym mieszka Zimowiec
Bia�ego nied�wiedzia nie by�o przez ca�y nast�pny dzie�,
wieczorem te� nie wr�ci� do swojego do�ka pod jab�oni�.
Codziennie Grze� zrywa� kartk� z kalendarza i my�la�:
"Jutro b�dzie nowy dzie�. Mo�e Bar�aj przyjdzie?"
I ju� nie pami�ta�, ile tych kartek zerwa�, a Bar�aj nie
wraca�.
- Zapomnia� o mnie - m�wi� Grze� do Pluszaka. - A mo�e znalaz�
sobie inny ogr�d i innego ch�opca, i nic go nie obchodzi, �e na
niego czekam. I co teraz b�dzie?
Ale ma�y, brudny mi� nie wiedzia�, co b�dzie. I nawet mrukn��
nie m�g�, bo dawno ju� co� mu si� popsu�o w pluszowym brzuchu.
Grze� szed� pod jab�onk�, zamyka� oczy i odchyla� ga��zie.
Chcia�, �eby by�a niespodzianka, otworzy szybko oczy, a Bar�aj podniesie
�eb.
Ale to nie zda�o si� na nic - do�ek by� pusty.
Jednego dnia mama wr�ci�a z zakupami i wyj�a z torby pude�ko
kolorowych bombek.
- Gwiazdka idzie - powiedzia�a weso�o. - Cieszysz si�?
Nie, Grze� wcale si� nie cieszy�. Mo�e kiedy indziej tak, ale
teraz, gdy nie by�o bia�ego nied�wiedzia, nie m�g� si� cieszy�.
Wola�by nawet, �eby mama nie kupowa�a tych bombek.
- Jak to? - zdziwi�a si� mama. - Nie podobaj� ci si�?
- Bardzo s� �adne - t�umaczy� Grze�. - Ale gdyby ich nie by�o,
to mo�e Gwiazdka nie przysz�aby tak pr�dko i bia�y nied�wied�
zd��y�by wr�ci�.
Mama zrozumia�a.
- Dobrze. Schowam je, nie b�dziesz wiedzia� gdzie. Jakby ich
wcale nie by�o. A wiesz, kto przyjedzie na �wi�ta? Tonia.
Grze� nie widzia� jeszcze Toni. Wiedzia� tylko, �e mieszka w
innym mie�cie razem ze swoj� mam�, kt�ra jest dla niego cioci�.
Grze� czu�, �e ten przyjazd nic go nie obchodzi. Wszystko przez
to, �e nie ma Bar�aja.
Mama wykre�li�a z karteczki to, co ju� kupi�a. Tych kupionych
rzeczy by�o du�o, ale nie kupionych jeszcze wi�cej.
- A tu jak na z�o�� zaczyna pada� �nieg - powiedzia�a mama,
wzi�a jeszcze drug� torb� i parasolk�.
Grze� si� ucieszy� i podbieg� do okna.
- Taki �nieg nigdy nie pada na z�o��. Zobacz tylko.
Ale mama nie mia�a ju� czasu i wysz�a. Grze� postawi� Pluszaka
na oknie - niech i on zobaczy, jak kr�c� si� �nie�ynki, jak
siadaj� na szybach, a te najbardziej weso�e podfruwaj� do g�ry. I
coraz ich wi�cej, ju� zakry�y ca�y ogr�d.
A za ogrodem odezwa�y si� weso�e dzwoneczki.
- To Zima przeje�d�a saniami, s�yszysz? - Grze� podni�s�
Pluszakowi oklap�e uszy. - To jej sanie tak dzwoni�. A kto wie,
mo�e dzi� przejad� przez nasz ogr�d?
Dzwoni�ce sanie nie wjecha�y do ogrodu, za to zdarzy�o si� co�
innego, przez padaj�cy �nieg wolno cz�apa� bia�y nied�wied�.
Podszed� blisko, opar� �apy o parapet i przez szyb� dotkn�� nosem
Grzesiowego nosa.
- Bar�aj! - Grze� stukn�� w szyb�, a� zabrz�cza�a
niebezpiecznie, wybieg� do przedpokoju, na�o�y� byle jak p�aszcz
i czapk� i ju� by� na ganku i �ciska� nied�wiedzi� �ap�.
- Nie zapomnia�e� o mnie, a ja
tak si� ba�em, �e ju� nigdy nie
wr�cisz, �e zapomnia�e� o mnie.
Wiem, �e wlatywa�e� do sn�w
r�nych dzieci, ale teraz ju�
zostaniesz, powiedz.
- Teraz ju� zostan� - Bar�aj kiwn�� �bem. - Sam widzisz, nie
m�g�bym ju� pofrun��.
Dopiero teraz Grze� zauwa�y�, �e bia�y nied�wied� nie ma
skrzyde�.
Jak to dobrze! B�dzie ju� tu w ogrodzie i znowu zaprowadzi go
w jakie� nieznane, zaczarowane
miejsce. A mo�e ju� zaraz?
Tak. Bia�y nied�wied� pocz�apa� przodem, a Grze� za nim. Szli
i szli, a �nieg pada� i pada�, usypywa� czapy na �wierkach,
zbudowa� na szopie wie�� wysok�, okr�g�� i puchat� i ca�� szop�
zamieni� w �niegowy pa�ac.
- Kto tu �pi? - zapyta� Grze�, bo przypomnia� sobie dom
�pi�cych r�.
- Nikt nie �pi - powiedzia� Bar�aj. - Pos�uchaj.
Grze� przy�o�y� ucho do drzwi i us�ysza� weso�y ha�as:
�wierkanie, trzepotanie i furkoty. Bar�aj �ap� otworzy� drzwi, a
gdy weszli, Grze� zobaczy� najpierw jarz�binowe drzewko ca�e w
koralach. Pod drzewkiem spa� kto� w�ochaty, brodaty i
nastroszony. Wygl�da� troch� jak �wi�ty Miko�aj, kt�remu znudzi�
si� czerwony p�aszcz, wi�c zmieni� go na inny - przystrojony w
ptasie pi�rka, a zamiast czapki w�o�y� na g�ow� wieniec z
jemio�y.
- Bar�aju, ty go znasz? - zapyta� Grze�.
- To Zimowiec, do niego nale�� zimowe ptaki. Kiedy odlec�
jask�ki, skowronki, bociany, on przywo�uje gile i jemio�uszki.
Chce, �eby im by�o weso�o, wi�c nawet Stracha tu przyprowadzi�.
Nie m�g� �cierpie�, �e wr�ble maj� swojego stracha, a na przyk�ad
gile nie. Spotka� go, gdy sta� w polu zapomniany, przysypany
�niegiem i zaprosi�. Zaraz przyjdzie.
I Strach przyszed�. W kapocie z wielkimi kieszeniami i z gilem
na kapeluszu.
Zimowiec pykn�� z fajeczki, fajeczka zagwizda�a g�o�no, a na
ten gwizd zlecia�y si� gile, jemio�uszki, szczyg�y. Fruwa�y i
�wierka�y weso�o. Zimowiec �mia� si�, kiedy jemio�uszki
oskubywa�y mu jemio�owy wieniec, Strach pozwala� gilom w�azi� do
kieszeni.
A gdy zimowy zmierzch zajrza� w okna, ptaki ucich�y, usn�y
zwini�te w pierzaste kulki tam, gdzie im by�o najwygodniej: na
ga��zkach, na ramionach i kapeluszu Stracha.
Zrobi�o si� cicho i sennie.
- Zimowiec �pi - szepn�� Grze�.
Z du�ej fajki snu� si� wolno dymek, ale nie rozwiewa� si� w
g�rze. Uk�ada�y si� z niego skrzyd�a, ogony, dziobki.
- Jask�ki!
- To Zimowiec o nich �ni - odrzek� Bar�aj. - To s� jask�ki z
jego snu.
- Rozumiem. On ma w dzie� gile, jemio�uszki, szczyg�y, ale
jask�ek nigdy nie widzia�, bo one nale�� do wiosny. I tylko we
�nie do niego przylatuj�.
Przyjazd Toni
W domu dzia�y si� same przyjemne rzeczy; mama w kuchni piek�a
ciasto, tato wierci� dziur� w stojaku pod choink�, Grze�
przywi�zywa� nitki do bombek. A najprzyjemniejsze by�o to, �e
Bar�aj spa� sobie spokojnie w do�ku i nie wybiera� si� ju� na
�adne fruwanie nie wiadomo dok�d.
Gwiazdka mog�a ju� przyj��.
- Przyjdzie na pewno. Ale zanim przyjdzie, zawsze przewraca
dom do g�ry nogami - westchn�� tatu� i wskaza� na tapczan i st�.
A tam do g�ry nogami sta�y krzes�a i czeka�y, a� wyschnie
�wie�o zapastowana pod�oga. Kiedy wyschnie, wr�c� na swoje
miejsca i b�dzie wiadomo, �e sko�czy�o si� wielkie sprz�tanie,
�e do pokoju mo�e wej�� choinka.
Choinka czeka�a jeszcze na ganku. Wiatr ni� szarpa�, kolorowa
sikorka przylecia�a w odwiedziny, poskaka�a, poszuka�a czego�,
ale nie znalaz�a i uciek�a.
Grze� poszed� do kuchni, wzi�� z talerza par� plasterk�w
kie�basy, obwi�za� sznurkiem i powiesi� na ga��zkach.
- �eby ci si� nie nudzi�o - powiedzia� do choinki. Nied�ugo
ju� nie jedna, ale trzy sikorki uwija�y si� po ga��zkach, a Grze�
wiedzia�, �e teraz nie odlec� tak pr�dko, �e mo�na patrze� na nie
i nigdy si� nie znudzi�, jak na ciekawym przedstawieniu.
Ale mama przerwa�a przedstawienie i kaza�a mu pouk�ada�
zabawki na p�ce. I wtedy okaza�o si�, �e nie ma ma�ego misia
Pluszaka.
- Gdzie go zostawi�e� ostatnim razem? - zapyta�a mama.
Grze� pami�ta�, �e na oknie.
- O, tu za firank�. Wtedy za oknem sta� bia�y nied�wied�,
dobrze pami�tam.
- Szkoda - powiedzia�a mama. - To by� mi�, kt�ry przyprowadza�
ci sen do poduszki, kiedy nie mog�e� zasn��.
- No tak, ale sama wola�a�, �ebym go nie bra� do ��ka, bo
brudny - t�umaczy� Grze�.
- W�a�nie chcia�am Pluszaka wyczy�ci�, �eby na �wi�ta nie by�o
w domu brudas�w. Ty nie pami�ta�e� o tym, a on pewnie ze wstydu
schowa� si� teraz tak, �e nie�atwo go znajdziesz.
Ale Grzesiowi nie chcia�o si� szuka� Pluszaka. Niewa�ny jest
taki ma�y mi� teraz, kiedy wr�ci� bia�y nied�wied�. Na wszelki
wypadek Grze� zajrza� jeszcze pod kaloryfer i do szafy, ale nie
znalaz� swojej zguby.
A na dalsze szukanie nie by�o ju� czasu, bo tego samego dnia
po po�udniu przyjecha�a Tonia. Przywi�z� j� s�siad i zaraz
odjecha�. Mama pomaga�a jej zdj�� p�aszcz, tato zimowe buty, a
Grze� zani�s� do pokoju jej du�� torb� podr�n�.
- Grzesiu, nie przywita�e� si� jeszcze - przypomnia�a mama. -
I wyjmij zaraz z kredensu fili�anki, zrobi� wam podwieczorek,
potem p�jdziecie do ogrodu. Zanim si� �ciemni, zd��ycie jeszcze
poje�dzi� na sankach.
Tonia na razie m�wi�a bardzo ma�o. Patrzy�a na Grzesia, a on
na ni� i my�la�, czy ona jest taka, �e mo�na jej powiedzie�
wszystko o Bar�aju. Bo tak naprawd�, to chcia� by� w �wi�ta sam z
nied�wiedziem, a tu nagle tyle ha�asu i kto� taki, o kim si� nic
nie wie. A Bar�aj? Co zrobi, jak j� zobaczy? Mo�e odej�� i ju�
nie wr�ci�. Do niego wszystko podobne.
W ogrodzie Grze� ci�gn�� sanki, na kt�rych siedzia�a Tonia,
rozgl�da� si� ostro�nie, czy gdzie� blisko nie uka�e si� bia�y
nied�wied�. Co wtedy b�dzie?
Ale wszystko u�o�y�o si� zupe�nie inaczej. Bo kiedy ju� si�
zm�czyli oboje i odpoczywali na sankach jak na �aweczce, zacz�y
fruwa� p�atki �niegu - wolno i nie�mia�o.
Tonia przyjrza�a si� �niegowej gwiazdce na r�kawie swojego
p�aszcza i zapyta�a:
- Wiesz, sk�d si� bierze �nieg?
Grze� wiedzia�.
- Tak naprawd� to s� kropelki wody, kt�re zamarzaj� wysoko,
gdzie jest zimno i uk�adaj� si� w pi�kne gwiazdki, i spadaj� na
ziemi�. I ka�da gwiazdka jest inna.
- Tak jest naprawd� - zgodzi�a si� Tonia. - Ale ka�dy wie, �e
mo�e by� zupe�nie inaczej. Zaraz ci powiem, jak tam wysoko,
wysoko za chmurami ro�nie
wielkie, okropnie wielkie drzewo, a na
nim pe�no bia�ych kwiat�w. A w tym drzewie jest dziupla, a w
dziupli bia�e pszczo�y. I przychodzi wielki bia�y nied�wied�, a z
nim bia�e nied�wiadki, opieraj� �apy o drzewo i trz�s� nim,
trz�s�, a z drzewa sypi� si� bia�e kwiaty i wylatuj� bia�e
pszczo�y i lec� na ziemi�. A mo�e ich by� tak du�o, �e �wiata nie
wida�. O, w�a�nie jak w tej chwili.
Bo w tej chwili sypn�� obfity �nieg - prawdziwa kurzawa, a
wtedy przyszed� bia�y nied�wied�.
Tonia ani si� nie zdziwi�a, ani przestraszy�a.
- O, wielki, bia�y nied�wied�! Ten od padaj�cego �niegu! I nie
sam. Przyprowadzi� ma�ego. Zobacz, jaki �liczny B�czek!
Dopiero teraz Grze� zauwa�y�, �e za Bar�ajem drepcze ma�y
nied�wiadek, bia�y, puszysty jak kulka.
- B�czek! - ucieszy� si� Grze�. - Bar�aju, sk�d go masz?
Ale Bar�aj nie spieszy� si�, �eby odpowiedzie�, potrz�sa�
�bem, bo mu �nieg zalepia� uszy, a mo�e tylko tak udawa� i wola�,
�eby go o nic nie pyta�.
Podszed� do Toni i tr�ci� j� nosem w brod�, jakby si� dawno
znali.
Grze� chcia� o co� zapyta� Toni�, ale ona po�o�y�a palec na
ustach, bo daleko gdzie� odezwa�y si� dzwoneczki Zimy, dzwoni�ce
zimow� piosenk�:
Pada �nieg, ta�cz�cy �nieg,@ z bajki �nieg, zza siedmiu rzek.@
Po ogrodzie cicho chodzi@ mi�kki, bia�y i puszysty@ �niegowy
czarodziej.@
Dzwonki ucich�y, st�umi� je padaj�cy �nieg.
- Zaraz b�dzie ciemno - powiedzia�a Tonia.
Bar�aj pozwoli� odprowadzi� si� do jab�onki i cz�apa� wolno
mi�dzy Toni� i Grzesiem. A B�czek toczy� si� za nimi i co chwila
a� po brzuch zapada� si� w g��boki �nieg.
Do pokoju przyszed� las
Choinka ju� sta�a w k�cie przy oknie. Nie by�a jeszcze choink�
wigilijn�, tylko le�n� - bez lampek, bez kolorowych �a�cuch�w i
bombek.
Tonia i Grze� zostali w domu sami. Tato kupowa� na mie�cie
jaki� ostatni, zapomniany prezent, mama posz�a do chorej
s�siadki.
Tonia rozpl�tywa�a zesz�oroczne anielskie w�osy, Grze�
przykleja� ogon ostatniemu pawiowi z wydmuszki. Wycina�,
przymierza� i klei�, a ca�y czas my�la� o nied�wiedziu. Tonia
popatrzy�a na t� robot� i zacz�a si� �mia�.
- Nawet nie wiesz, komu przyklei�e� pawi ogon.
- Ojej! - j�kn�� Grze�. - Zaj�c z pawim ogonem! Takiego
jeszcze nie by�o. Cudak!
I chcia� ca�� robot� zacz�� od nowa, ale Tonia zabra�a zaj�ca.
- Nie szkodzi, �e cudak. On mo�e by� z bajki. A zreszt� dzi�
jest wigilia i zaj�czek dosta� ogon w podarunku.
Za oknami zacz�� pada� �nieg du�ymi p�atkami. Taki �nieg
powinien zawsze pada� w noc wigilijn�, �eby by�o pi�kniej.
- Teraz jest pora, kiedy powinien przyj�� bia�y nied�wied� -
powiedzia�a Tonia zamy�lona. - On lubi, kiedy ca�y ogr�d si�
kr�ci i �wiata nie wida�.
Grze� przypomnia�, �e mo�e by� te� inaczej.
- Jak Bar�aj chce, to mo�e zrobi� tak, �eby pada� �nieg.
Podniesie �eb do g�ry, sapnie, dmuchnie i ju� lec� �nie�ynki, bo
on im da� znak.
- Cicho! Nam te� daje znak, widzisz?
Bia�a �apa stukn�a w szyb�, bia�y nied�wied� sta� za oknem.
- Wo�a nas! - Grze� chcia� wybiec po p�aszcz, ale nie zd��y�,
bo nagle okno otworzy�o si� na ca�� szeroko��. Bar�aj wskoczy�
lekko, jakby mia� skrzyd�a, i obejrza� si� na ma�ego, kt�ry
zrobi� to samo. Bar�aj usiad� na dywanie i dmuchn�� w �yrandol,
jakby chcia� zgasi� �wiat�o.
Nie zgasi�, za to sta�o si� co�, co jeszcze nie zdarzy�o si�
nigdy; z �yrandola, z sufitu zacz�� pada� �nieg. Zakry� pod�og� i
st�, na krzes�ach usypa� mi�kkie poduszki. Kanapa wygl�da�a jak
�awka w parku, stoj�ca lampa w k�cie pali�a si� pod �niegowym
kapturem jak latarnia na ulicy. Choinka zwiesi�a ci�kie
ga��zie.
- Zima przysz�a do pokoju - szepn�� Grze� zachwycony.
Tonia chwyta�a r�kami fruwaj�ce p�atki.
- Dziwna zima, bo wcale nie jest zimno i niepotrzebne s�
p�aszcze ani czapki. Pos�uchaj, jak cicho.
- Tylko budzik tyka.
- A teraz zadzwoni�y sanki Zimy. Co by by�o, gdyby przejecha�y
przez pok�j?
Nie przejecha�y, tylko dalekie dzwoneczki odezwa�y si�
g�o�niej, gdzie� tu blisko w ogrodzie, a na ten znak co�
poruszy�o si� w k�cie.
Zza choinki wysz�a sarenka, str�caj�c �nieg. Do�em mign�o
rude futerko.
- Lis! Prawdziwy lis! - zawo�a� Grze�. - Nie tylko on. - Grze�
zajrza� do k�ta i odskoczy�, bo pod nogi wpad�y mu dwa zaj�ce i
pomkn�y przez pok�j, a jednocze�nie czubek choinki zatrz�s� si�
od skok�w wiewi�rki.
- Ojej, co to b�dzie? - szepn�a Tonia. Bo zaj�ce ju� obgryz�y
nogi u krzese�, sarna rozgrzebywa�a �nieg i skuba�a dywan. Z
�yrandola skoczy�a wiewi�rka wprost na stolik, gdzie sta�
koszyczek ze z�oconymi orzechami.
Kiedy lis str�ci� z p�ki glinianego kogutka, Grze� nie
wytrzyma�.
- Bar�aju, ratuj! - krzykn��. Ale Bar�aj le�a� spokojnie pod
sto�em i nic go nie obchodzi�o, nawet to, �e ma�y nied�wiadek
wlaz� na krzes�o i wsadzi� �ap� do akwarium z rybkami.
Nagle budzik przesta� tyka�, �nieg pada� i pada� - wolno,
sennie, cicho. Lampy przygas�y, zwierz�ta u�o�y�y si� do snu,
drzema�y po k�tach.
Grzesiowi i Toni zamyka�y si� oczy.
- Zaraz zapadn� w sen, w zimowy sen - szepn�a Tonia. - I ty
te�, i ca�y dom. Mo�e Bar�aj obudzi nas na wiosn�.
A Bar�aj pod sto�em zacz�� kiwa� �bem w obie strony i mrucza�
cicho jak do snu:
Sypie, sypie senny �nieg,@ b�dzie sypa� ca�y wiek.@ Poduszkami
dom za�ciele,@ usn� szafy i fotele,@ nie zaskrzypi� �adne drzwi,@
gasn� lampy, zegar �pi,@ nie zadzwoni �aden klucz.@ Ciemno ju�,
cicho ju�.@
Ale w�a�nie w tej chwili zadzwoni� klucz w zamku, skrzypn�y
drzwi, mama wyciera�a w przedpokoju nogi o s�omiank�.
�nieg przesta� pada�, ostatnie p�atki frun�y przez okno.
Choinka ukry�a zwierz�ta, znik�y tajemniczo bez �ladu, bez
szelestu. Tylko najni�sze ga��zie chwia�y si� lekko.
Budzik zn�w tyka� zwyczajnie, jakby nic si� nie sta�o.
Grze� i Tonia rozgl�dali si� po pokoju, us�yszeli, jak co�
ci�ko spad�o w �nieg za oknem. Podeszli blisko do szyby.
W ciemno�ci sta� Bar�aj z B�czkiem. Bar�aj weso�o mru�y� jedno
oko, a to znaczy�o:
"Uda�a si� czarodziejska zabawa!"
Cztery dziwne kominy
Nast�pnego dnia Bar�aj jakby zupe�nie zapomnia� o tym, co
dzia�o si� wczoraj, pomrukiwa�, baraszkowa� na �niegu z B�czkiem.
Wreszcie otrz�sn�� kud�y i czeka�, got�w i�� i znale��
zaczarowane miejsca, gdzie mo�na zobaczy� co�, co nie zdarza si�
tak co dzie�.
- Bar�aju, prowad�! A dok�d - ty sam wiesz najlepiej -
powiedzia� Grze�.
Bar�aj obejrza� si� za ma�ym nied�wiadkiem i wolno poszed�
przez ogr�d - a� tam, gdzie nie by�o ju� drzew ani krzak�w.
Grze� zna� to miejsce.
- To jest Bociania ��ka. Latem tu �aby mieszkaj�, bociany
chodz�, a wieczorami...
Ale bia�y nied�wied� nie by� ciekawy, co si� tu dzieje latem.
��ka spa�a zasypana �niegiem, tylko w jednym ko�cu, za star�
poln� grusz�, Grze� dostrzeg� co�, czego dot�d nie by�o.
- Cztery domki! Sk�d si� tu wzi�y? Chyba tylko Bar�aj o tym
wie.
Bar�aj wiedzia�.
Cztery domy, cztery wiatry,@ czterech wiatr�w to dolina,@ a
gdzie kt�ry mieszka wiatr,@ poznasz po kominach.@
Kominy! Takich nikt nigdy nie widzia�. Bo w ka�dym chwia� si�
bukiet. Jak w wazonie. W pierwszym kacze�ce, w drugim - k�osy i
maki, w trzecim - br�zowe i ��te li�cie, w ostatnim - papro� ze
szronu, ta, co ro�nie tylko na zamarzni�tych szybach.
- Pi�knie! - zawo�a�a Tonia zachwycona. - I �atwo zgadn��,
gdzie mieszka wiatr wiosenny, gdzie letni, jesienny i zimowy.
- Zimowego na pewno teraz nie ma w domu - powiedzia� Grze�. -
Hula po �wiecie i �wiszcze, i sypie �niegiem w oczy.
- A wiosenny jeszcze �pi, jeszcze nie czas na niego. Zreszt�
mo�e ju� si� zaczyna budzi�? - Tonia podesz�a blisko do samych
okien czarodziejskiego domku i przy�o�y�a ucho do szpary w
okiennicy. Grze� zajrza� przez drug� szpar�.
- Nic nie wida�.
- Ale s�ycha�. Co� s�ycha� - szepn�a Tonia. - Co� brz�czy.
Ale co? Kto mo�e wiedzie�?
Bia�y nied�wied� wiedzia�.
- To pierwsza muszka. Ma�a, najmniejsza. A je�eli obudzi�a si�
ju� pierwsza muszka w domu, gdzie �pi wiatr wiosenny, to jest
znak, �e sko�czy si� to, co dzia�o si� dot�d.
Zza siedmiu g�r i rzek@ przyfrunie ostatni �nieg.@ Poleci do
starej jab�oni,@ co� szepnie, co� jej przypomni.@ Po�egna w
ogrodzie drzewa:@ - Nied�ugo deszcz wam za�piewa.@ I kwiaty
zakwitn� wsz�dzie,@ lecz mnie ju� tutaj nie b�dzie.@
- Bar�aju, a ty? - zapyta� Grze�. Ale Bar�aj nie odezwa� si� i
Grze� wiedzia�, �e nie ma co pyta� go dalej.
- Czy my�lisz, �e Bar�aj m�g�by zosta�, kiedy spadnie ostatni
�nieg? - m�wi�a Tonia. - On przecie� nale�y do zimy. Co on by
robi� w zielonym ogrodzie?
Grze� pomy�la�, �e przecie� sad nie od razu jest zielony,
najpierw kwitn� drzewa.
- One s� wtedy bia�e jak �nieg i Bar�aj m�g�by chodzi� po
ogrodzie jak w zimie, mo�e nawet w�azi�by na drzewa razem z ma�ym
nied�wiadkiem. Pomy�l, jak to by by�o �miesznie. I na pewno by im
si� podoba�o.
Tonia pokr�ci�a g�ow�.
- Bar�aj nie zostanie. On jest przecie� zimowym czarodziejem.
Grze� po�o�y� r�k� na karku nied�wiedzia.
- Bar�aju, zr�b tak, �eby ostatni �nieg nie przylecia� tak
pr�dko.
Ale Bar�aj