2079
Szczegóły |
Tytuł |
2079 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2079 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2079 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2079 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
William Wharton
STADO
T�umaczy� Janusz Ruszkowski
DOM WYDAWNICZY REBIS POZNA� 1994
Tytu� orygina�u
PRIDE
Copyright (c) by Wilton Inc., 1985. Ali Rights Reserved Copyright (c) for the Polish translation by REBIS Publishing House Ltd.,
Pozna� 1993
Opracowanie graficzne serii i projekt ok�adki Lucyna Talejko-Kwiatkowska
Fotografia na ok�adce Piotr Chojnacki
Redaktor serii Tadeusz Zysk
Redaktor Hanna Ko�mi�ska
Wydanie I ISBN 83-85696-74-1
Dom Wydawniczy REBIS
ul. Marceli�ska 18, 60-801 Pozna�
tel. 65-66-07, tel./fax 65-65-91
Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca w Krakowie zam. 9160/93
Moim Rodzicom Sarze Amelii 1905-1980 Albertowi Henry'emu 1902-1975
Czym jeste�my, je�li nie rodzin�?
PROLOG
Sz�stego pa�dziernika 1938 roku w Wildwood, w stanie New Jersey, lew, kt�ry wyst�powa� w rewii motocyklowej. �ciana �mierci", uciek� z klatki i po�ar� cz�owieka.
Tego samego dnia, w Monachium, Neville Chamberlain podarowa� Adolfowi Hitlerowi spory kawa�ek Czechos�owacji, zwany ziemiami sudeckimi. Sta�o si� to w Yom Kippur, �ydowski Dzie� Pokuty. Jak ka�e tradycja, tamtego dnia �ydzi na ca�ym �wiecie modlili si�, po�cili i czynili pokut�. Ma�o kto wtedy przypuszcza�, �e siedem nast�pnych lat b�dzie dla nich czasem straszliwej i nieustaj�cej pokuty.
Ann Sheridan wytoczy�a spraw� rozwodow� Davidowi Rose'owi. Martha Raye czyni�a ostatnie przygotowania do �lubu z Davidem Rose'em.
�wiatem pracy wstrz�sa�y liczne niepokoje. Skutki Wielkiego Kryzysu powoli ust�powa�y, ale robotnicy, chocia� zadowoleni, �e znowu maj� prac�, domagali si� sprawiedliwszego podzia�u zysku oraz gwarancji zatrudnienia. Ameryka�ska federacja Pracy planowa�a likwidacj� fabryk samochod�w. W Johnstown, w Pensylwanii, cz�onkowie Kongresu Przemys�owych Zwi�zk�w Zawodowych toczyli regularne bitwy ze stra�� fabryczn� miejscowych stalowni. W Filadelfii zastrajkowali �mieciarze; dosz�o do interwencji policji i akt�w przemocy po obu stronach barykady.
W dniu, w kt�rym lew uciek� z klatki, brakowa�o zaledwie miesi�ca do moich dwunastych urodzin. "�cian� �mierci" widzia�em jeszcze w lecie. By�o to lato pami�tne r�wnie� z tego
7
powodu �e w�a�nie wtedy po raz pierwszy do�wiadczy�em Seksualnego - por�wnywalnego z religijnym - uniesienia: | mia�em pierwszy wytrysk.
Pewne wydarzenia naszego �ycia s� jak kamienie, po kt�rych toczy si� lawina. Dla mnie takim wydarzeniem by�a f owa ucieczka lwa. Sta�a si� bowiem symbolem wszelkiego gwa�tu i przemocy, z kt�rymi tak cz�sto spotykamy si� w rzeczywisto�ci.
Wtedy w�a�nie zacz�� mi si� �ni� ten koszmarny sen. Prze�ladowa� mnie przez sze�� kolejnych lat i trwa�o to dop�ty, dop�ki podczas drugiej wojny �wiatowej nie zebra�em wystarczaj�cej ilo�ci materia��w nie do jednego, ale do kilku, i to znacznie gorszych, pe�nometra�owych koszmar�w.
W moim "lwim �nie" mieszkam przy ulicy, kt�ra przypomina ulic� Dickiego z mojej ksi��ki. Stoj� za przeszklonymi drzwiami naszego domu i wygl�dam przez szyb� na zewn�trz. Widz� nasz� werand�, frontowe schody i stado lw�w. Lwy wa��saj� si� po ulicach i trawnikach, czaj� si� przy werandach okolicznych dom�w.
Moja matka i ojciec, moja siostra, moi dziadkowie, ciotki, wujkowie, kuzyni, przyjaciele i s�siedzi spaceruj� sobie jak gdyby nigdy nic i nie zwracaj� uwagi na lwy. Chocia� trz�s� si� jak osika, wypadam na zewn�trz, �eby ostrzec przed niebezpiecze�stwem, kt�re im zagra�a. Oni jednak nie chc� mnie s�ucha�, ze �miechem przekonuj� mnie, �e te lwy to nie lwy, tylko ma�e kotki.
Trac� nadziej�, �e cokolwiek im wyt�umacz�, wi�c p�dz� ile si� w nogach z powrotem i chroni� si� w bezpiecznej twierdzy mojego domu. Potem patrz� przez szyb� w drzwiach, jak te dzikie bestie bez po�piechu rozrywaj� na strz�py i po kolei po�eraj� wszystkich, kt�rych na tym �wiecie kocha�em.
Za ka�dym razem budzi�em si� z takiego snu rozpaczliwie szlochaj�c, przej�ty do g��bi poczuciem straszliwej i niepowetowanej straty.
Chocia� tragedia w Wildwood wydarzy�a si� naprawd�, bohaterowie mojej opowie�ci i opisane tu wypadki s� wy��cznie tworem mojej wyobra�ni. Jakiekolwiek podobie�stwo do autentycznych postaci i wydarze� jest czysto przypadkowe.
Czasami my�l�, �e napisanie tej ksi��ki by�o rodzajem prywatnych egzorcyzm�w; by� mo�e t� drog� stara�em si� wyp�dzi� lwy z moich nocnych koszmar�w i pozby� si� dr�cz�cych mnie demon�w. Albo mo�e na kartach tej powie�ci, tak
8
jak zza zamkni�tych drzwi swojego domu, wci�� pr�buj� przestrzec ludzi przed niebezpiecze�stwem, kt�re czai si� tu� za progiem. Sam nie wiem. Teraz to nie ma znaczenia.
Oddajmy raczej g�os Dickiemu Kettlesonowi, kt�ry opowie nam o swoim stadzie i swoim terytorium.
William Wharton
Rozdzia� 1
Tam, gdzie mieszkam, w Stonehurst Hills, na przedmie�ciach Filadelfii, rz�dy dom�w s� rozdzielone szerokimi ulicami. W niczym nie przypominaj� one w�ziutkich uliczek w samej Filadelfii, gdzie mieszka m�j dziadek. Tamte s� o wiele starsze; zbudowano je w czasach, kiedy tylko niewiele ludzi mia�o w�asny samoch�d.
Osiedle, na kt�rym mieszkamy, zbudowano po pierwszej wojnie �wiatowej, kiedy ludzie zacz�li potrzebowa� gara�y, poniewa� ju� mieli w�asne samochody.
Tam, gdzie mieszka dziadek, uliczki za domami to tylko w�skie deptaki, nie szersze od normalnego chodnika, z metalowymi barierkami po obu stronach. Na ty�ach ka�dego domu jest ma�y ogr�d, taki kawa�ek trawnika, kt�ry w lecie robi si� kolorowy od kwiat�w; mn�stwo tam s�onecznik�w i malw. Poza tym w ogrodzie dziadka jest wej�cie do piwnicy: �eby tam si� dosta�, trzeba otworzy� drzwi umieszczone nisko nad ziemi� i potem zej�� po stromych stopniach, a wszystko dlatego, �e tamte domy zbudowano na p�askim terenie, a nie na wzg�rzach.
W Stonehurst Hills ulice specjalnie zaprojektowano w ten spos�b, �eby auta z �atwo�ci� mog�y wje�d�a� do gara��w pod domami. Chocia� nasze ulice s� znacznie szersze ni� w Filadelfii, czasami nawet tutaj jest za ciasno dla dw�ch samochod�w, szczeg�lnie, kiedy pr�buj� si� wymin�� ko�o domu ze staro�wieck� werand�, ze schodkami wystaj�cymi na zewn�trz. Ulica na ty�ach naszego domu ma tak pokiereszowan� nawierzchni�, �e w�a�ciwie to ju� tylko �wir i kawa�ki asfaltu, a nie �adna porz�dna nawierzchnia. Poza tym �mieci i odpadki wystawia si� tu przed domy, a poniewa� zamiatarka nigdy t�dy nie je�dzi, wi�c wsz�dzie jest strasznie brudno i ca�a ulica �mierdzi.
Kuchnie po naszej stronie ulicy wychodz� na werandy z ty�u
10
dom�w. Te werandy wisz� ponad trzy metry nad ziemi�. Gdyby ich nie by�o, kto� m�g�by wyj�� przez kuchenne drzwi, spa�� z ceglanego podmurowania i skr�ci� sobie kark. Zawsze, kiedy rozbierali�my kt�r�� z tych staro�wieckich konstrukcji, Tato przybija� na drzwiach kuchennych kilka desek, tak na wszelki wypadek, �eby kto� si� nie zapomnia� i nie wywin�� or�a. Potem nie by�oby co zbiera�.
Domy po naszej stronie ulicy stoj� wy�ej, ni� te naprzeciwko, poniewa� zbudowano je na zboczu niewielkiego wzg�rza. Chyba w�a�nie dlatego nazwano to miejsce Stonehurst Hills. Uwa�am, �e to bardzo �adna nazwa dla takiego zwyczajnego osiedla. Wszystkie domy po naszej stronie ulicy to bli�niaki. Te staro�wieckie tylne werandy zosta�y zbudowane w ten spos�b, �e ka�da taka para ma wsp�lne schody. Tak naprawd�, to nie wiem, po co w og�le budowano te schody. O wiele �atwiej i praktyczniej jest chodzi� przez kuchni�, schodkami do piwnicy i stamt�d od razu na zewn�trz; w ka�dym razie tutaj wszyscy tak robi�.
Z tylnej werandy korzysta si� chyba tylko wtedy, kiedy trzeba rozwiesi� pranie. W�a�nie na werandzie zamocowany jest na specjalnych bloczkach sznur do suszenia, biegn�cy na ty�y domu przy r�wnoleg�ej ulicy. Nasz sznur si�ga do domu McCloskych przy Greenwood Avenue. Ich sznur oczywi�cie przeci�gni�ty jest do naszego domu. Na naszej ulicy wszyscy maj� takie bloczki i sznury do suszenia prania.
Poza McCloskymi nawet nie znamy nazwisk ludzi, kt�rzy mieszkaj� na Greenwood Avenue. Tutaj nikt nie utrzymuje kontakt�w z nikim, kto mieszka na innej ulicy. Prawd� m�wi�c, nigdy nawet nie by�em na Greenwood Avenue. Boj� si� tam chodzi�, bo mieszka tam paru �obuz�w, szczeg�lnie przy ko�cu ulicy. W dodatku prawie �aden ch�opak stamt�d nie chodzi do szko�y �wi�tego Cyryla, czyli do tej, co ja. Wi�kszo�� chodzi do szko�y publicznej w Stonehurst.
Nie mam poj�cia, kiedy mieszka�cy Stonehurst doszli do porozumienia w sprawie tych sznur�w na bloczkach, ale dzi�ki temu wszyscy maj� teraz gdzie suszy� bielizn�. Tylko w zimie albo kiedy pada deszcz, rozwieszamy pranie w piwnicy. Za to w ka�dy poniedzia�ek, o ile jest �adna pogoda, wi�kszo�� kobiet w naszej okolicy robi wielkie pranie i ca�y widok wzd�u� naszej ulicy zas�aniaj� mokre ubrania. Kiedy w poniedzia�ek wracam ze szko�y na obiad, na sznurach wisi tyle ociekaj�cej bielizny, �e przypomina to oberwanie chmury. W inne dni te� wiesza si�
11
pranie, wi�c w�a�ciwie zawsze id�c ulic� ma si� wra�enie, �e spaceruje si� pod ogromnym namiotem.
Po naszej stronie ulicy stoi pi��dziesi�t dom�w; wszystkie maj� numery powy�ej 7000 i adres: Clover Lane. Tylko jeden w�ski pasa� ��czy Clover Lane i s�siednie ulice: przechodzi mi�dzy domami o numerach 7046 i 7048. Nasz dom ma numer 7066.
Domy po drugiej stronie ulicy, te po�o�one wy�ej na zboczu, oznaczone s� numerami nieparzystymi. Na domach stoj�cych ni�ej, ty�em do nas, nie wida� �adnych numer�w, ale i tak wiem, �e dom McCloskych przy Greenwood Avenue ma numer 7067. Nigdy tego nie sprawdza�em, ale po prostu nie mo�e by� inaczej.
Tak jak m�wi�em, mieszkamy na wzg�rzu. Trudno uwierzy�, �e to wzg�rze, kiedy spaceruje si� tylko po takich ulicach, jak Clover Lane albo Radbourne Road, albo Greenwood Ave-nue, bo wszystkie biegn� w poprzek zbocza. Ale je�eli p�j�� inn� drog�, to zaraz wida�, �e to wzg�rze. Radbourne Road biegnie wy�ej ni� Clover Lane, a nawet jedna strona Clover Lane jest po�o�ona wy�ej ni� druga. Trawnik przed naszym domem jest zupe�nie p�aski, ale przed domami po drugiej stronie ulicy teren jest ju� mocno spadzisty. Oczywi�cie, je�eli kto� chce mie� ogr�d, to lepszy jest p�aski trawnik, ale do zabawy w kr�la g�r i kopania tunel�w lepiej mie� przed domem pag�rek.
Pewnego dnia odwiedzi�em Jimmy'ego Malony, kt�ry mieszka naprzeciwko. Kiedy byli�my we frontowej sypialni, przypadkiem wyjrza�em przez okno i w dole zobaczy�em prawie ca�e nasze wzg�rze, a� po Baltimore Pik�. Tego si� zupe�nie nie spodziewa�em. Potem Jimmy zaprowadzi� mnie do pokoju swoich rodzic�w, bo chcia� mi pokaza� bielizn� matki, ale tamten widok z okna zrobi� na mnie o wiele wi�ksze wra�enie.
Z okien naszych "tylnych" sypialni nic nie wida�, bo wszystko zas�aniaj� domy na Greenwood Avenue. Stoj� odrobin� ni�ej ni� domy na naszej ulicy i dlatego, �eby wjecha� do gara�u, my musimy podjecha� troch� w g�r�, a oni zjecha� troch� w d�. Tak czy owak, nie jeste�my dostatecznie wysoko, �eby zobaczy� wzg�rze ponad ich dachami. Mo�emy wi�c tylko wyobra�a� sobie, jakie widoki rozci�gaj� si� z okien dom�w na Greenwood Avenue.
Chc�c dosta� si� na frontow� werand� dom�w po wysokiej stronie Clover Lane, trzeba pokona� ca�e dwana�cie stopni.
12
Stoj�c na werandzie Jimmy'ego Malony, mo�na by zajrze� w okna naszych sypialni, ale w�tpi�, �eby stamt�d uda�o si� co� zobaczy�, nawet przez lornetk�, bo okna przedziela ulica i jeszcze dwa trawniki.
Rozwoziciel lodu zaje�d�a zawsze od ty�u. Wnosi l�d po schodach na werand�, o ile w og�le s� schody, to znaczy, o ile Tato i ja nie zbudowali�my nowej werandy bez schod�w. Je�li zbudowali�my, to roznosiciel lodu przechodzi przez piwnic�, a potem po schodkach wchodzi prosto do kuchni.
Kiedy kto� potrzebuje lodu, w oknie od kuchni wystawia ��t� kartk�; tylko niekt�rzy u�ywaj� do tego okna od piwnicy. W rogach kartki wydrukowane s� liczby: 25,50,75 i 100. Kartk� obraca si� w taki spos�b, �e bez pytania wiadomo, ile lodu kto potrzebuje. W przypadku, gdy kto� nie chce lodu, odwraca kartk� na drug� stron�. Dopiero kilka os�b na naszej ulicy ma lod�wki; oni, rzecz jasna, nie musz� wystawia� w oknach �adnych kartek.
Je�eli akurat jestem na ulicy, kiedy przyje�d�a ci�ar�wka z lodem, to zawsze mog� liczy�, �e rozwoziciel od�upie kawa�ek specjalnie dla mnie; zreszt� cz�sto kawa�ki lodu walaj� si� na ziemi tam, gdzie przed chwil� rozbija� swoj� wielk� lodow� bry��. Platforma ci�ar�wki zrobiona jest z desek, zawsze nasi�kni�tych wod� jak g�bka, oraz dw�ch srebrzystych, metalowych prowadnic do przesuwania ci�kich blok�w. Rozwoziciel lodu potrafi wyci�� z takiego bloku idealny sze�cian i nie potrzebuje do tego �adnych innych narz�dzi poza swoim kilofem. Ma jeszcze tylko par� wielkich szczypc�w do lodu, kt�rymi na koniec wrzuca odr�bany kawa�ek do jutowego worka. Nasz rozwoziciel lodu nie jest olbrzymem, ale prawdziwy z niego si�acz. Nie wiem, gdzie mieszka, za to zauwa�y�em, �e s�abo m�wi po angielsku.
Na ulic� za domem przyje�d�a tak�e cz�owiek, kt�ry sprzedaje owoce i warzywa. Jego stara ci�ar�wka jest pomalowana na ciemnozielono. Kiedy sprzedawca zatrzymuje sw�j
rozklekotany pojazd, zaczyna wykrzykiwa�: "�wie�e owoce, �wie�e warzywa". Trudno zrozumie� to jego pokrzykiwanie, gdy� s�owa zlewaj� si� w ca�o��, i to w dodatku w �piewn� ca�o��. Nasz sprzedawca zieleniny jest W�ochem, kt�rego trudno zrozumie� nawet wtedy, gdy m�wi normalnie.
Kiedy Mama wysy�a mnie, �ebym co� u niego kupi�, zawsze ka�e mi patrze� na wag� i sprawdza�, czy dosta�em ca�� reszt�; uwa�a, �e inaczej sprzedawca na pewno mnie oszuka. Jak na
13
razie, to nie widzia�em, �eby kogo� oszuka�, chyba tylko samego siebie. Kiedy odwa�y ��dan� ilo�� towaru, dorzuca jeszcze jedn� sztuk� tego, co kupuj�, ale liczy sobie tylko tyle, ile si� nale�y za kilogram, czy ile tam chcia�em. Poza tym zawsze cz�stuje mnie owocami, i to te� za darmo. Zreszt� cz�stuje nie tylko mnie, ale wszystkich, kt�rzy u niego kupuj�.
Od ty�u przychodzi r�wnie� cz�owiek, kt�ry ostrzy no�e i no�yczki, i jeszcze taki, kt�ry robi chrzan. Chodzi si� do niego z w�asnym s�oikiem i mo�na si� przygl�da�, jak skrobie i trze du�e, niezgrabne korzenie. M�j tato przepada za chrzanem, ja zaraz zaczynam p�aka�. My�l�, �e nawet ko� by si� pop�aka�, gdyby si� najad� chrzanu. Opr�cz tych ludzi, po ulicy za naszym domem chodz� tak�e �mieciarze, kt�rzy zbieraj� odpadki, butelki i popi�.
Mleczarz i jego bia�y ko� w szare ciapki przyje�d�aj� zawsze od frontu. Tras�, po kt�rej jest rozwo�one mleko, ko� zapami�ta� tak dobrze, �e sam w�druje od domu do domu i mleczarz wcale nie musi go pogania�. Mleczarz przychodzi wcze�nie rano, wi�c bardzo rzadko udaje mi si� go zobaczy�. Czasami tylko budzi mnie dzwonienie butelek w metalowych pojemnikach albo stukot ko�skich kopyt; wyskakuj� wtedy z ��ka i biegn� na werand�, �eby przypatrzy� si� jego pracy. Ale tak jest tylko w lecie, kiedy wcze�nie robi si� jasno.
W zimie mleczarz przychodzi po ciemku. Kiedy zrobi si� bardzo zimno, �mietana zamarza w butelkach i wypycha tekturowe wieczka. Taka lodowa �mietanka to prawie �mietankowe lody. Z p�atkami kukurydzianymi te mieni�ce si� lodowe gwiazdeczki s� naprawd� przepyszne.
W�giel wrzuca si� do skrzyni na w�giel przez frontowe okienko. Ka�dego roku kupujemy pi�� ton. Ci�ar�wka, kt�ra przywozi nam w�giel, to ta sama ci�ar�wka, kt�ra rozwozi l�d, tylko �e wtedy je�dzi ni� dw�ch ludzi i �aden z nich nie jest naszym dostawc� lodu.
Ci�ar�wka przywozi w�giel zapakowany w wielkie jutowe worki. W�glarze maj� ze sob� metalow� rynn�, kt�r� wsuwaj� przez okienko do piwnicy i wtedy jeden z nich zaczyna zrzuca� worki z platformy na rynn�, a drugi wielk� �opat� spycha je w d�. W�giel zawsze jest troch� mokry, wi�c kiedy szoruje po rynnie do piwnicy, robi mn�stwo ha�asu; poza tym jest ta�szy, je�eli kupuje si� go w lecie, wi�c kupujemy go w�a�nie wtedy, chocia� z g�ry wiadomo, �e w�glarze zniszcz� Mamie grz�dki lwich paszczy i ca�kiem zadepcz� traw�.
W�a�nie do mnie nale�y zbieranie w�gla, kt�ry rozsypa� si� na trawnik. Uzbiera si� tego zwykle p� wiadra i wtedy ju� nie
14
ma obawy, �e jaki� kawa�ek dostanie si� do kosiarki. Strzy�enie trawnika to tak�e m�j obowi�zek, poza tym do mnie nale�y jeszcze przycinanie krzak�w. To najci�sza robota, szczeg�lnie przy samym p�ocie. Tato powiedzia�, �e postawi� ten p�ot, bo nie chce, �eby obce psy w��czy�y si� po naszym obej�ciu; my�l�, �e chodzi�o mu tak�e o obce dzieciaki.
Od frontu przychodz� jeszcze sprzedawcy chleba, ale to dopiero po po�udniu. Jest dw�ch sprzedawc�w chleba, Frei-hofer i Bond. Moja matka kupuje tylko u Bonda,
podobnie jak kiedy kupuje gazet�, bierze tylko "Bulletin", a nie "Ledger" albo "Inauirer". Zupe�nie nie wiem dlaczego. Jest zreszt� mn�stwo rzeczy, o kt�rych zdaniem doros�ych dzieci nie musz� wiedzie�. A ja wiem na przyk�ad, �e kupujemy mleko Abbotta, chleb Bonda i "Bulletin". Wiem te�, �e od trzech lat nie kupujemy �adnych produkt�w oznaczonych P.J., nawet �ar�wek, i w i e m dlaczego.
Teraz Tato znowu u nich pracuje, ale nie wiem, czy b�dziemy ponownie kupowa� produkty ze znakiem P.J., czy nie. Skr�t P.J. znaczy tyle, co Przedsi�biorstwa Jersey. Tato powiedzia�, �e s�owo "Jersey" nie pochodzi od rasy krowy, tylko od nazwy stanu. Chocia� mieszkamy w Filadelfii, Tato pracuje dla P. J. Tam w�a�nie jest ich g��wna fabryka, w stanie New Jersey. To wszystko ju� wiem. Nie rozumiem tylko, dlaczego Tato znowu zacz�� u nich pracowa�.
Poza tym, latem, na ulicy od frontu zjawia si� jeszcze lodziarz w kolorowej ci�ar�wce i cz�owiek z karuzel� dla �maluch�w.
Jedno, czego nie brakuje w naszej okolicy, to dzieciaki. Jest tu chyba nawet wi�cej
dzieciak�w ni� ps�w i kot�w. Psy i koty w wi�kszo�ci s� niczyje, ale dzieci przewa�nie s� czyje�.
Ulic� za domem lubi� o wiele bardziej ni� t� od frontu. Jest w tym co� tajemniczego, ale od ty�u wszystko wydaje si� takie bardziej naprawd�. Nie ma tu sztucznych sadzawek bez wody, ani kwietnik�w. Jest tu po prostu tak jak jest i to mi si� w�a�nie podoba. Frontowe werandy cz�sto s� zamalowane, a niekt�rzy w og�le je pozamykali. Ko�o naszego domu stoi jedno z nielicznych drzew na ca�ej ulicy. W�a�ciwie to stoi ono na �rodku trawnika, kt�ry dzielimy z Robinsami. Reynoldso-wie po drugiej stronie te� maj� drzewo, kt�re nale�y r�wnie� do
15
ich s�siad�w, pa�stwa Fennimore, ale nie jest ono tak wysokie jak nasze. Oba drzewa to taki gatunek, kt�ry ro�nie tylko do g�ry, i przez to s� wy�sze ni� wszystko inne w naszej okolicy, "Wy�sze nawet ni� anteny telewizyjne. Drzewa innego gatunku, | na przyk�ad takie, kt�re rozrastaj� si� na boki, nie mia�yby
tutaj dosy� miejsca. W og�le wszystko jest strasznie st�oczone w tym naszym Stonehurst.
Najwy�sza cz�� wzg�rza, czyli w�a�nie ta, gdzie mieszkamy, zaczyna si� od Clifton Road, kt�ra biegnie powy�ej Radbourne Road. Poni�ej Radbourne Road jest nasza Clover Lane, a potem ju� tylko Greenwood Avenue. Po ni�szej stronie Greenwood Avenue znajduje si� du�a, pusta dzia�ka: tam cz�sto polujemy na w�e, t�uczemy butelki, a po �wi�tach Bo�ego Narodzenia palimy choinki.
Ulica, kt�ra biegnie w d� wzg�rza, tylko pi�� dom�w od nas, w kierunku Long Lane, to Copely Road. Jest to w najbli�szej okolicy najlepsze miejsce do zje�d�ania na sankach, natomiast �eby naprawd� si� naje�dzi�, trzeba p�j�� o wiele dalej, na pola golfowe ko�o szko�y w Upper Darby. Jest tam kilka ca�kiem niez�ych pag�rk�w. Jednak na takie zwyk�e zje�d�anie Copely Road zupe�nie wystarczy. Kiedy napada du�o �niegu, mo�na zjecha� z Clifton Road a� za pust� dzia�k�, w�a�ciwie prawie do miejsca, gdzie Copely Road zakr�ca w g�r�, w kierunku Guilford Road, a potem zaraz w bok, w kierunku Long Lane. Long Lane to ulica, na kt�rej ulokowa�a si� wi�kszo�� sklep�w w Stonehurst; to znaczy wszystkie poza Sklepikiem.
Na naszej ulicy nie wszyscy jeszcze maj� w�asny samoch�d, wi�c wiele gara�y stoi pustych. Cz�� s�u�y jako graciarnie, w kilku powsta�y warsztaty. Hershaftowie w swoim gara�u otworzyli Sklepik. Jest to jedno z kilku miejsc, w kt�rych mo�na kupi� jedzenie i mleko bez pieni�dzy, tylko bazgrz�c swoje nazwisko na kawa�ku papieru. Ale pani Hershaft pozwala na to tylko tym, kt�rzy mieszkaj� gdzie� w pobli�u.
Moja matka twierdzi, �e w Sklepiku wszystko jest dro�sze, ale kupujemy tam bardzo cz�sto, szczeg�lnie takie rzeczy, jak mleko, myd�o, zupy w puszkach i cukier. Kiedy czego� potrzeba, a nie mamy pieni�dzy, Mama posy�a mnie albo Laurel do Sklepiku i nie musi si� martwi�.
Moja mama ci�gle czym� si� martwi, taka ju� jest i nic si� na to nie poradzi.
Du�e zakupy robimy na Long Lane w A & P, albo w American Stor�, a co sobot�, o ile Tato podrzuci nas samochodem, je�dzimy do Giant Tiger na Baltimore Pik�.
16
M�j ojciec ma samoch�d. Kupi� go za pi�� dolar�w od pana Carlsona. Samoch�d by� po wypadku i w og�le nie je�dzi�, ale Tato pomajstrowa� przy nim w naszym gara�u i sprawi�, �e znowu je�dzi. Wyci�� ca�y zgnieciony ty�, przerobi� auto na co� w rodzaju ma�ej ci�ar�wki, a potem wszystko pomalowa� szar� farb�, kt�ra zosta�a po malowaniu werandy. Chocia� to ford, zupe�nie nie przypomina �adnego znanego modelu tej marki. Przewozimy nim drewno i narz�dzia, kiedy budujemy werandy.
W weekendy budujemy z ojcem drewniane werandy, �eby sp�aci� zaleg�y czynsz za mieszkanie. Przez d�ugi czas Tato nie mia� �adnej pracy, poniewa� by� Wielki Kryzys. Kiedy Kryzys si� zacz��, P.J. zwolni�y wszystkich pracownik�w, w tym mojego ojca. Nic nie m�g� na to poradzi�. W tym czasie prawie wszyscy na naszej ulicy stracili sta�� prac�. Wi�kszo�� by�a na zasi�ku, albo pracowa�a dorywczo przy robotach publicznych.
W czasie Kryzysu przez trzy lata w og�le nie p�acili�my czynszu, ale pan Marsden, kt�ry zbiera� pieni�dze, pozwoli� nam zosta� w mieszkaniu, poniewa� i tak nie mia� nikogo na nasze miejsce, kto m�g�by zap�aci�. Wiedzia� zreszt�, �e je�eli w tej okolicy dom stoi pusty, to w ci�gu kilku dni nieznani sprawcy nie tylko wybijaj� wszystkie szyby, ale potrafi� nawet rozebra� werand� na opa�. Poza tym jak kto� musia�, to wyprowadza� si� w nocy, wcale nie p�ac�c zaleg�ych czynsz�w.
Kiedy kto� taki si� wyprowadza�, wszyscy mu pomagali. Zawsze udawa�o si� skombinowa� ci�ar�wk� albo chocia� kilka zwyk�ych samochod�w i w nocy wywo�ono wszystkie meble, co do sztuki. Wielu ludziom odci�to pr�d i gaz, bo nawet na to nie mieli pieni�dzy, wi�c musieli si� wyprowadzi�.
M�j tato te� pomaga� w wyprowadzkach, na przyk�ad rodzinie O'Hara z naprzeciwka i Sullivanom. Nawet je�eli kto� wiedzia�, gdzie ci ludzie si� przeprowadzili, to by ich nie wyda�, wi�c pan Marsden nie m�g� si� tego dowiedzie�. Nie wiem, co policja zrobi�aby z tymi lud�mi, gdyby ich z�apano. Poza bogaczami nikt nie ma dosy� pieni�dzy, a przecie� nie mo�na wszystkich zapakowa� do wi�zienia.
Par� lat temu Tato postanowi� zbudowa� dla nas now� werand�. Mama ju� si� ba�a chodzi� po tamtych starych, zbutwia�ych deskach, kiedy musia�a wywiesi� pranie. Tato przekona� naszych s�siad�w Reynolds�w, �e je�eli tylko zap�ac� za drewno,
17
to on reszt� we�mie na siebie. Pan Reynolds pracuje w drogerii. My go nazywamy farmaceut�, bo to w ko�cu fajnie my�le�, �e ma si� za s�siada prawdziwego farmaceut�, ale tak naprawd� to on pracuje w sklepie w Media i sprzedaje tylko pomadki do ust, plastry na odciski i takie rzeczy. No, ale ma prac�.
Tato zbudowa� jedn� werand� dla naszych dw�ch rodzin, tyle �e bez schod�w. Wyszed� z tego zwyk�y, prosty pomost, troch� jak mostek na statku. Tato wkopa� kilka nowych podp�rek, wi�c weranda si�ga�a teraz dalej ni� poprzednio, ale i tak nie podchodzi�a tak blisko ulicy jak wtedy, kiedy by�y schody. W ten spos�b nasza nowa weranda jest pewnie dziesi�� razy wi�ksza od starej. Jest prawie taka du�a jak nasza weranda od frontu, a do tego rano mamy tu s�o�ce. Na frontowych werandach po naszej stronie ulicy nigdy nie ma s�o�ca, nawet w lecie.
Teraz Mama ju� si� nie boi wywiesza� prania, a my wychodzimy na dw�r przez piwnic�.
Mama i pani Reynolds nam�wi�y Tat� do przeci�gni�cia drutu ponad balustrad� nowej werandy, �eby nikt nie wypad�. Taki Jimmy Reynolds ma dopiero trzy latka, ale dzi�ki Tacie pani Reynolds mo�e wypu�ci� go na werand�. Kiedy Jimmy bawi si� na �wie�ym powietrzu, pani Reynolds mo�e zaj�� si� gotowaniem obiadu i zmywaniem naczy�.
Oczywi�cie, �eby zbudowa� now� werand�, Tato musia� dosta� pozwolenie od pana Marsdena, ale stara weranda i tak ju� si� rozpada�a, wi�c pan Marsden �atwo si� zgodzi�. Kiedy potem zobaczy� gotow� werand�, zapyta� Tat�, ile kosztowa�oby zbudowanie takiej samej w innych domach na naszej ulicy. By�em przy tym. Nigdy przedtem nie widzia�em pana Marsdena. Przyjecha� nowiutkim dodgem i mia� na sobie garnitur i krawat. Pierwszy raz widzia�em kogo�, kto nosi garnitur i krawat w dzie�, przedtem takie rzeczy widzia�em tylko w kinie.
Tato spojrza� na werand�, a potem na mnie.
- Mog� zbudowa� co� takiego, wliczaj�c koszty materia��w, za szesna�cie dolar�w.
Pan Marsden jeszcze raz obejrza� werand�.
- Co� panu powiem, panie Kettleson. Za ka�d� werand�, kt�r� pan dla mnie zbuduje, odpisz� panu dwadzie�cia dolar�w od zaleg�ego czynszu.
Materia�y kosztowa�y nieca�e siedem dolar�w, czyli od ka�dej zbudowanej werandy Tato mia�by ponad trzyna�cie
18
dolar�w czystego zysku. Za czynsz p�acili�my dwadzie�cia osiem dolar�w, wi�c gdyby Tato nawet tylko w soboty budowa� te werandy, ca�kiem szybko sp�aci�by wszystkie zaleg�o�ci. Pozostawa� tylko jeden k�opot: musieli�my wymy�li� spos�b, �eby zaoszcz�dzi� te siedem dolar�w na materia�y.
Po odje�dzie pana Marsdena Tato wyja�ni� mi to wszystko, bo chcia�, �ebym mu pomaga�. Patrzy�em, jak buduje pierwsz� werand� i stara�em si� wszystko zapami�ta�, ale nie potrafi�em mu pom�c.
Robimy to tak. Najpierw kupujemy materia�y w sk�adzie drewna na Marshall Road. Tato zawsze kupuje drewno od razu na trzy werandy. Mamie to si� nie bardzo podoba, bo do tej pory zaoszcz�dzone pieni�dze wydawa�a tylko na rachunki za lekarza, ale Tato chce jak najszybciej sp�aci� zaleg�e czynsze; bardzo nie lubi d�ug�w.
Potem schodzimy do piwnicy. Tato ma gotowe przymiary do wszystkich cz�ci werandy, nawet do por�czy. Ja za pomoc� tych przymiar�w robi� kreski na belkach, a potem mocno trzymam za jeden koniec, kiedy Tato przycina je do odpowiedniej d�ugo�ci. Ca�e to przycinanie za�atwiamy zwykle w pi�tkowy wiecz�r. Na pocz�tku obawia�em si�, �e co� �le zaznacz� i zmarnuj� drogie drewno, ale szybko nabra�em wprawy i teraz ju� si� nie boj�.
Tato dowiedzia� si�, �e w stoczni Marynarki Wojennej mo�na kupi� na wyprzeda�y szar� farb� do malowania kad�ub�w. Zaraz tam pojecha� i kupi� od razu cztery wielkie puszki. By�y prawie tak du�e, jak pojemnik na popi�, wi�c wstawili�my je do piwnicy, naprzeciwko piec�w centralnego ogrzewania, tu� ko�o schod�w, tam, gdzie wisi tarcza do gry w lotki. Wszystkie werandy, kt�re zbudowali�my, pomalowali�my t� szar� farb�.
W sobotni ranek wstajemy bardzo wcze�nie i, je�eli nie pada i nie jest zbyt zimno, wychodzimy do pracy. Wpierw trzeba rozebra� star� werand�. Do tego mamy �omy. Tato pokaza� mi, gdzie nale�y zaczyna�, �eby potem nic nie spada�o nam na g�owy. Na samym ko�cu zabieramy si� za rozklekotane, stare schodki; wszystkie maj� szesna�cie stopni. Potem schody i stare podpory pi�ujemy na kawa�ki i zanosimy do samochodu, kt�rym przywie�li�my drewno na now� werand�. Nowe belki uk�adamy na ziemi w specjalny spos�b: chodzi o to, �ebym zawsze m�g� poda� Tacie to, czego akurat potrzebuje. Tato dobrze to wszystko obmy�li�.
19
Narz�dzia ma pouk�adane w skrzynce, ka�de w osobnej przegr�dce. Wszystkie te narz�dzia Tato ma z czas�w, kiedy pracowa� jako stolarz razem ze swoim tat�. Ma dwie pi�y, wzd�u�n� i krzy�ow�; dwa m�otki, ciesielski i kamieniarski, oba firmy Stanley; poza tym poziomic�, d�uta i wszystko, co jest potrzebne do budowania. W innej skrzynce trzyma gwo�dzie. Jest tam osiem przegr�dek i w ka�dej jeden rodzaj gwo�dzi: od czw�rek do szesnastek, z �ebkami i bez �ebk�w.
Pod koniec dnia drewno ze starej werandy zabieramy do domu i sk�adamy w piwnicy. W zimie palimy nim w piecach, �eby zaoszcz�dzi� na w�glu.
Potem Tato przykr�ca do �ciany belk�, kt�ra si� nazywa namurnica. On wchodzi na drabin�, a ja podtrzymuj� t� namurnic� od spodu i podaj� �ruby. Nast�pnie wkopujemy bloczki fundamentowe. Bloczki maj� kszta�t �ci�tej piramidy i takie specjalne sworznie, na kt�rych trzymaj� si� podpory nowej werandy. Ustawiamy wi�c te podpory, a wtedy Tato wchodzi wy�ej na drabin� - ja tylko pilnuj�, �eby drabina si� nie chwia�a - i przybija szkielet werandy.
Kiedy sko�czy, obaj wchodzimy do g�ry i zaczynamy przybija� deski na pod�og� werandy. Potem mocujemy balustrad�. Wreszcie ja zabieram si� do malowania, a Tato przybija ostatnie gwo�dzie. Ko�czymy prawie r�wnocze�nie. Ca�� werand� stawiamy w niespe�na pi�� godzin.
Z pocz�tku strasznie mi si� nie podoba�o, �e musz� pracowa� w soboty, szczeg�lnie, kiedy przez reszt� tygodnia chodzi�em do szko�y. Budowanie werandy zajmowa�o mi tyle samo czasu, ile sp�dza�em na lekcjach, wi�c tak naprawd� dla siebie mia�em ju� tylko niedziele. W niedziel� ca�y ranek jest i tak stracony: trzeba si� porz�dnie ubra�, i�� do ko�cio�a, a potem siedzie� ze wszystkimi przy �wi�tecznym �niadaniu. Kiedy mog� si� wreszcie przebra� w normalne rzeczy i i�� si� bawi�, jest ju� prawie po�udnie.
Ale nie protestowa�em. Potem nawet zacz��em lubi� t� wsp�ln� prac�. W ko�cu niewiele dzieci mo�e sp�dza� tyle czasu ze swoimi tatusiami.
Tato pr�bowa� nauczy� mnie podstawowych rzeczy o budowaniu: jak trzyma� m�otek i jak uderza�, poruszaj�c tylko nadgarstkiem. Pozw�l m�otkowi zrobi� ca�� robot�, powtarza�. Pokaza� mi, jak si� pi�uje: �e przyciska si� pi�� przy suwie w d�, a potem ju� tylko lekko podci�ga, pozwalaj�c ostrzu �lizga� si� po drewnie. Nauczy� mnie nabiera� farb� na p�dzel,
20
trzyma� p�dzel tak, �eby nie by�o zaciek�w i malowa� wzd�u� s�oj�w.
W czasie pracy rozmawiamy o r�nych rzeczach. Tato zawsze pyta o szko��, czy mi si� podoba i czego si� nauczy�em. Ja go nie ok�amuj� i m�wi�, �e szko�y nie cierpi�, �e na razie to chyba niewiele si� nauczy�em i �e na lekcjach strasznie si� nudz�.
Tato sko�czy� tylko osiem klas i dlatego ci�gle powtarza, �e bez studi�w cz�owiek nic w �yciu nie zdzia�a. Je�eli o mnie chodzi, to my�l�, �e osiem klas to ca�kiem przyzwoita liczba, czyli �e zosta�y mi ju� tylko cztery, nie licz�c tej, do kt�rej teraz chodz�. Potem b�d� m�g� sam na siebie zarabia�, cho�by buduj�c werandy.
Tato powiesi� w piwnicy co� w rodzaju wykresu, na kt�rym kwadracikami zaznaczy� wszystkie nasze zaleg�e czynsze. Kiedy zaczynali�my budowa� werandy, by�o trzydzie�ci pi�� kwadracik�w. Teraz po powrocie z pracy Tato po kolei je skre�la. Tylko raz w miesi�cu tego nie robi, bo musimy zap�aci� tak�e za bie��cy miesi�c.
Werandy budowali�my tylko tam, gdzie chcia� pan Mars-den. Zawsze by�y to domy ludzi, kt�rzy regularnie p�acili czynsze. To nie by�o w porz�dku, bo najgorsze werandy nale�a�y do tych, kt�rzy w og�le nie mieli pieni�dzy. Kiedy widzieli�my, �e taka weranda zaczyna si� przekrzywia�, to po drodze do pracy albo z pracy zatrzymywali�my si� i Tato tu za�o�y� klamr�, tam wbi� par� dodatkowych gwo�dzi, byle tylko ca�kiem si� nie zawali�a. Robi� to za darmo. Nieraz ludzie nawet nie wiedzieli, kto uratowa� ich star� werand�.
Po jakim� czasie wystarczy�o przej�� si� ulic� i zobaczy�, kto ma now�, szar� werand�, to jest nasz� werand�, �eby m�c powiedzie�, kto w okolicy ma prac�. Gdyby sprzedawcy, kt�rzy chodz� z towarem od drzwi do drzwi, byli naprawd� sprytni, przeszliby si� najpierw ulic� za domami i zaraz by wiedzieli, gdzie warto pr�bowa� szcz�cia.
W ci�gu dw�ch lat, kt�re min�y od moich �smych urodzin, postawili�my ponad siedemdziesi�t werand. W lecie czasami budujemy dwie werandy podczas jednej soboty i wtedy ko�czymy prac� tu� przed zmrokiem. W taki dzie� bierzemy obiad ze sob� i do domu wracamy dopiero na kolacj�. Mama nie lubi, jak tyle pracujemy, ale my jeste�my z siebie bardzo dumni.
21
Sp�acili�my ca�y zaleg�y czynsz. Pami�tam ten dzie�, kiedy wr�cili�my do domu i Tato przekre�li� ostatni kwadracik. Potem zdj�� wykres ze �ciany i wr�czy� mi go. Papier by� ju� zbr�zowia�y i ca�y poplamiony szar� farb�. U g�ry wida� by�o setki ma�ych dziurek, bo jedna z pluskiewek ci�gle wypada�a. To by� taki papier, w kt�ry zawija si� mi�so u rze�nika. Tato wyj�� go z kosza na �mieci, a na odwrotnej stronie wida� by�o jeszcze �lady po mi�sie.
- Masz, Dickie, wrzu� to do pieca - powiedzia�. - To koniec. Od teraz w tej zabawie b�dziemy ju� zawsze do przodu.
Sta� obok, �cieraj�c farb� z r�k szmatk� umoczon� w terpentynie, podczas gdy ja otworzy�em drzwiczki do pieca i rzuci�em papier na palenisko. Spali� si� w szybkim, kr�tkim p�omieniu. To by�o na pocz�tku tego lata.
Budowali�my werandy przez ca�e lato, a� odpracowali�my czynsz za ca�y nast�pny rok. Sko�czyli�my tu� przed pocz�tkiem roku szkolnego. Tamtego ostatniego wieczora, po powrocie, Tato schowa� narz�dzia pod �awk�, zamiast jak zwykle pieczo�owicie u�o�y� je na samej g�rze.
- Ca�y ten rok, to jak pieni�dze z�o�one w banku, Dickie. W pewien spos�b, przez rok ten dom b�dzie naprawd� nasz. Nie b�dziemy ju� wi�cej pracowa� w czasie szko�y. Soboty masz teraz tylko dla siebie. Jak b�dzie trzeba, do pracy wr�cimy w lecie.
Przerwa�, u�miechn�� si� i zacz�� �ci�ga� z siebie roboczy kombinezon, pod kt�rym mia� normalne ubranie. By�o lato, ale dzie� by� wyj�tkowo zimny. Wprawdzie nie pada�o, ale w powietrzu by�o tyle wilgoci, �e farba kiepsko kry�a. Tato mia� na sobie stary sweter z dziurami na �okciach i postrz�pionymi r�kawami.
- Pami�taj, Dickie. Cho�by� nie wiem ile zarobi�, nie zarobi�e� ani centa, je�eli nic z tego nie od�o�y�e�. Je�li od razu wydajesz wszystko, co zarobi�e�, to jeste� tylko maszyn�, kt�ra pracuje dla kogo� innego. Twoje oszcz�dno�ci to jest w�a�nie to, co zrobi�e� dla samego siebie, bo jedyna rzecz, kt�r� tak naprawd� warto kupi�, to tw�j w�asny czas. Pami�taj o tym.
Wtedy w�a�nie Tato dosta� list od P.J. z wiadomo�ci�, �e fabryki znowu rozpoczynaj� produkcj� i �e jest dla niego praca. Mieli mu p�aci� trzydzie�ci siedem i p� dolara tygodniowo. To by�o prawie dwa razy wi�cej, ni� zarabia� przy robotach publicznych. Woskuj�c po nocach pod�ogi w bankach, dostawa� maksymalnie dwadzie�cia dwa dolary.
22
By�em przy nim, kiedy otworzy� ten list. List przyszed� rano, ale Tato akurat odsypia� czyszczenie pod��g. Wstawa�, kiedy my przychodzili�my ze szko�y na obiad, i wraca� do pracy po kolacji.
Na obiad prawie zawsze jemy to samo: zup� pomidorow�, gulasz albo ros� z baraniny i kanapki, ale cieszyli�my si�, �e jest z nami Tato. Zawsze mia� w zanadrzu jakie� �mieszne historyjki o swojej pracy w bankach. Jego ulubiona by�a o tym, jak pcha t� swoj� maszyn� do woskowania pod��g i wytrzeszcza oczy, �eby nie przegapi� pieni�dzy, kt�re w ci�gu dnia komu� przypadkiem wypad�y. Opowiada� t� historyjk� tak, jakby naprawd� znalaz� jakie� pieni�dze, ale zawsze w ostatniej chwili okazywa�o si�, �e to papierek od gumy do �ucia, czyja� chusteczka do nosa, albo, kt�rego� razu, puste pude�ko po o��wkach. Gdyby Tato faktycznie znalaz� jakie� pieni�dze, to odda�by je na pewno w banku, ale i tak zabawnie by�o s�ucha� tych jego historyjek; lubi�em spos�b, w jaki je opowiada�.
Kilka opowiastek by�o o zepsutych maszynach do woskowania. Te maszyny by�y ju� bardzo stare i chyba tylko m�j ojciec potrafi� je naprawi�. Pracowali tam w czw�rk�, ale nikt, poza Tat�, nie mia� zielonego poj�cia, jak si� do tego zabra�, nawet ich szef, Roy Kerlin.
No, ale tamtego dnia przy obiedzie Mama przynios�a Tacie ten list. By�a okropnie zdenerwowana. Tato usiad� przy stole i jak zwykle zacz�� kruszy� chleb do zupy pomidorowej. List po�o�y� obok i, wci�� krusz�c chleb do swojego talerza, zaledwie rzuci� okiem na kopert�. Mama nie potrafi�a spokojnie usiedzie� na miejscu, wi�c stan�a za nim, opieraj�c si� na jego ramieniu. Koperta mia�a takie celofanowe okienko, przez kt�re wida� by�o nazwisko ojca i nasz adres: 7066 Clover Lane, Upper Darby. Ani s�owa o Stonehurst Hills.
- No dalej, Dick. Otw�rz go. Siedzisz tylko i si� gapisz, a ja ju� od rana kr�c� si� jak na szpilkach i czekam tylko, kiedy wstaniesz. No, otw�rz�e.
Tato spojrza� na Mam� i przykry� d�oni� jej d�o� na swoim ramieniu.
- Chyba nie ma nic takiego, co ci z P.J. mogli napisa�, a ja mia�bym ochot� przeczyta�. Nawet je�eli napisali, �e jest im przykro, �e musieli zamkn�� fabryk�, bo nie przynosi�a zysku, i wszystkich zwolni�, r�wnie� kogo� takiego jak ja, z dziewi�cioletnim sta�em. Nie, nie, nawet na to nie mam ochoty.
Wzi�� jednak sw�j n�, ca�y upaprany w margarynie, i rozci�� kopert�. Potem zacz�� czyta�. Rozsiad� si� wygodnie i czyta� g�o�no i powoli, tak jak ksi�dz Ewangeli�. Czyta� o tym,
23
�e jest praca i �e mo�e by� zatrudniony na tym samym stanowisku, co przedtem, i �e zarobi trzydzie�ci siedem i p� dolara tygodniowo. By�o tam jeszcze sporo innych rzeczy, na przyk�ad, kiedy i gdzie ma si� zg�osi� do tej pracy, ale to pierwsze by�o najwa�niejsze.
Mama rzuci�a si� Tacie na szyj�, ale on siedzia� nieporuszony i wpatrywa� si� w kawa�ek papieru, kt�ry trzyma� w r�ce. Kruszyny chleba powoli ton�y w jego zupie. Spojrza�em na Laurel; nie zwraca�a specjalnej uwagi na to, co si� dzieje przy stole. Czu�em, �e nie potrafi� teraz spojrze� w oczy Mamie i Tacie, by� mo�e Laurel tak�e nie potrafi�a.
- Trzydzie�ci siedem dolar�w tygodniowo! Ach, Dick, to cudownie. M�g�by� rzuci� t� prac� w nocy, a i soboty mia�by� wolne, bo teraz ju� by� nie musia� budowa� tych swoich werand. Czy to nie wspania�e?
Tato wci�� patrzy� na list. Podni�s� na chwil� g�ow�, spojrza� na mnie, a potem z powrotem na list.
- Ja tam lubi� budowa� werandy, Lauro. Nawet si� przy tym nie�le bawili�my, co Dickie?
Kiwn��em g�ow�, ale nie mog�em zmusi� si� do u�miechu. Mia�em nadziej�, �e nie we�mie tej pracy. Je�eli wr�ci teraz do P.J., to b�dzie tak, jakby �ebra� o �ask�.
Tato dosta� ten list w �rod�, a w fabryce mia� si� zg�osi� w najbli�szy poniedzia�ek. Przez reszt� tygodnia rodzice nie rozmawiali o niczym innym. Pr�bowa�em pods�uchiwa�, ale rozmowy prowadzili przede wszystkim w swojej sypialni, a tam nie wolno nam by�o wchodzi�, o ile nie zostali�my specjalnie poproszeni. Mama chcia�a, �eby Tato wzi�� t� prac�, bo to by�y naprawd� niez�e pieni�dze i oczywi�cie dlatego, �e wtedy w og�le trudno by�o o sta�e zatrudnienie. Tato nie chcia� pracowa� w P.J., bo mia� im za z�e spos�b, w jaki go przedtem zwolnili. W pi�tek Tato powiedzia� do Mamy:
- Ja po prostu cholernie nie lubi� tej fabryki, Lauro. Wszystko mi si� tam nie podoba. Nie lubi� ludzi, z kt�rymi musia�bym pracowa�, i w og�le nie lubi� tej pracy; to ci�ka, brudna i niebezpieczna robota. Ca�a ta fabryka jest ciemna i zawilgocona; nawet szyby s� pomalowane na niebiesko, �eby nie mo�na by�o wyjrze� na zewn�trz. Tam jest jak w wi�zieniu. Za�o�� si�, �e brygadzist� znowu b�dzie Sanders. Nie cierpi� tego faceta.
24
W sobot� przy kolacji Tato powiedzia�, �e we�mie t� prac�. Stwierdzi�, �e jest za nas odpowiedzialny i �e dzi�ki tej pracy b�dziemy mieli dosy� pieni�dzy, i Mama nie b�dzie musia�a si� ju� wi�cej martwi�. Obieca�, �e w lecie pojedziemy do Wildwood. Ostatni raz nad morzem byli�my przed czterema laty. W�a�ciwie prawie ju� nie pami�ta�em, jak wygl�da morze.
Ja w dalszym ci�gu nie chcia�em, �eby wr�ci� do P.J., by�o mi nawet wstyd za Tat�, ale nie umia�em mu tego powiedzie�.
- Ale zapowiedzia�em to waszej matce i teraz wam to m�wi�, dzieciaki. Chc� wst�pi� w P.J. do zwi�zku zawodowego, a je�eli tam jeszcze takiego nie ma, to go za�o��. Pami�tajcie, zwi�zek to jedyna bro� cz�owieka pracy.
Laurel oczywi�cie nie rozumia�a, o co chodzi, ale Mama by�a wyra�nie przestraszona. Sam nie wiem, dlaczego Tato uwa�a�, �e musi nam o tym powiedzie�. I wtedy, i teraz mi�dzy w�a�cicielami fabryk i zwi�zkami toczy�a si� wojna. My�l�, �e Kryzys bardzo zmieni� takich ludzi jak Tato. Ale ucieszy�em si�, �e chocia� Tato wraca do P.J., to chce z nimi walczy�. Pomy�la�em, �e pewnie dlatego postanowi� nam o tym powiedzie� i �e tak naprawd� m�wi� to tylko do mnie.
Oczywi�cie najbardziej chcia�bym budowa� werandy. Mogliby�my pracowa� dla innych, nie tylko dla pana Marsdena. Potem Tato nie mia�by ju� �adnego szefa, a ja m�g�bym pracowa� dla niego; mo�e nawet m�g�bym przesta� chodzi� do szko�y.
Okaza�o si�, �e w P.J. b y � zwi�zek zawodowy: Zwi�zek Elektryk�w, w skr�cie ZE. Tato zaraz si� tam zapisa� i szybko zosta� wybrany na przewodnicz�cego ko�a. Teraz to on reprezentuje ludzi ze swojego dzia�u wobec szefostwa fabryki. Jest czym� w rodzaju szefa przeciwko szefom.
Jaki� miesi�c potem Tato wr�ci� z pracy p�niej ni� zwykle. By�o ju� po si�dmej. Kolacja sta�a w piecyku. Mama nie pozwoli�a nam usi��� do sto�u, chocia� normalnie jedli�my o wp� do sz�stej. Kiedy Tato w ko�cu przyszed�, mia� spuchni�te p� twarzy, rozci�t� warg� i podart� koszul�. Mama o ma�o nie wpad�a w histeri�.
Tato od razu poszed� do �azienki. Mama pobieg�a za nim. Kiedy zszed� na d�, twarz mia� owini�t� banda�em i wida� by�o �lady po �rodkach dezynfekuj�cych. Banda� mia� tak�e na wywichni�tym palcu. Okaza�o si�, �e zosta� pobity zaraz za bram� fabryki przez jakich� ludzi, specjalnie wynaj�tych przez P.J. do zastraszania dzia�aczy zwi�zkowych, szczeg�lnie
25
przewodnicz�cych k�. Podczas kolacji Tato nie powiedzia� ani s�owa, tylko poj�kiwa� od czasu do czasu, kiedy zaczyna� gry�� obola�� stron�; Mama siedzia�a obok i p�aka�a.
Od tego czasu Tato je�dzi do pracy i wraca do domu razem z grup� koleg�w i nigdzie nie rusza si� bez klucza francuskiego w kieszeni. O ludziach, kt�rzy go pobili, m�wi: "dyrektorskie goryle". W komiksie o Popeyach jest taka posta�, kt�ra si� nazywa goryl Alicja. Ma ma��, �ys� g�ow�, wielkie cielsko, pot�ne �apska i ogromne, ow�osione stopy. Wyobra�am sobie, �e taki "dyrektorski goryl" to kto� w rodzaju Alicji. Chocia� mo�e Mama ma racj�: pewnie jestem jeszcze za ma�y, �eby si� naprawd� przestraszy�.
Po tamtym pobiciu zawsze wychodz� po Tat� na r�g Rad-bourne Road, gdzie zatrzymuje si� samoch�d, kt�rym razem z kolegami je�dzi do i z pracy. To jest ten naro�nik Radbourne Road, przy kt�rym Hershaftowie maj� sw�j Sklepik.
Tam si� spotykamy i razem idziemy do domu. Tato cz�sto wst�puje do Sklepiku i kupuje mi cukierki, gum� do �ucia albo s�odkie bu�eczki. Zawsze wtedy powtarza:
- Podziel si� z Laurel, tylko zostawcie to sobie na po kolacji. Wiesz, �e Mama by si� gniewa�a.
Kiedy Tato wraca z pracy, to nawet je�eli nikt go nie pobi�, zawsze jest blady, brudny i okropnie zm�czony. M�wi, �e w fabryce maj� prysznice i szatni�, �eby si� przebra�, ale on woli pr�dzej wr�ci� do domu, a poza tym lubi zaczyna� prac� w �wie�o upranym kombinezonie.
Nasza stara pralka z r�czn� wy�ymaczk� stoi w piwnicy. Tato znalaz� j� na �mietniku. By�a zupe�nie do niczego, ale Tato przewin�� silnik i teraz ju� wszystko jest w porz�dku. Chyba nie ma rzeczy, kt�rej Tato nie umia�by naprawi�. W ka�d� sobot� Mama pakuje jego robocze ubrania do pralki i uwa�a, �eby ich nie pomiesza� z innymi rzeczami: ubrania Taty s� zbyt brudne, �eby pra� je razem z nasz� bielizn�.
Tato zawsze wchodzi do domu od ty�u, przez piwnic�. Zdejmuje buty, czy�ci je z czarnego smaru i potem stawia ko�o pieca, �eby przesch�y. Tak naprawd�, to nie mam poj�cia, czym si� zajmuje w pracy, ale cokolwiek to jest, to jego buty s� zawsze brudne i przemoczone. Wiem tylko, �e robi� tam bezpieczniki, ale nie wiem, co to takiego. Te bezpieczniki s� wykonywane na zam�wienie Rosjan, kt�rzy buduj� u siebie wielk� tam�. Tato mi to powiedzia�. Jest bardzo dumny, �e robi co�, co trafia a� do Rosji.
26
Potem Tato idzie na g�r� i bierze k�piel. Cz�sto widz�, jak szoruje r�ce szczotk� i takim specjalnym proszkiem, �e o ma�o nie zdziera sobie sk�ry. Kiedy schodzi na d� i siada przy stole, zawsze jest czysty, pachn�cy i ma na sobie bia�� koszul� z podwini�tymi r�kawami. R�kawy zawija, �eby ukry� postrz�pione mankiety, ale i tak, patrz�c na niego, nikt by nie powiedzia�, �e ma tak� brudn� prac�. Jedyne, po czym mo�na to pozna�, to po�amane paznokcie, plastry i czasem banda�, kiedy przetnie palec. Prawie zawsze kt�ry� palec jest ca�y czarny i schodzi z niego paznokie�.
To by�o mniej wi�cej wtedy, kiedy znalaz�em pana Hardin-ga. Pan Harding mieszka� na Clover Lane pod numerem 7048, po tej samej stronie ulicy co my, przy pasa�u. Pan Harding kiedy� mia� bardzo dobr� prac�: by� sprzedawc� whisky. Chodzi� po barach i restauracjach i sprzedawa� whisky Cztery R�e, ale kiedy przyszed� Kryzys, nawet on straci� prac�.
Mama powiedzia�a, �e prac� straci� nie z powodu Kryzysu, ale dlatego, �e za du�o pi�. Jej zdaniem we wszystkich barach i restauracjach stawiali mu drinka, on si� upija� i potem ju� nie by� w stanie nic sprzeda�. Widocznie w�a�ciciele Czterech R� woleli, �eby raczej sprzedawa� whisky, ni� j� wypija�.
Tak czy siak, pan Harding wyl�dowa� na zasi�ku, podobnie jak po�owa ludzi w naszej okolicy. Nie szuka� ju� �adnej innej pracy, za to jego �ona zosta�a kelnerk� w barze Sail Inn na West-chester Pik�, sk�d po nied�ugim czasie uciek�a z tamtejszym barmanem. Tak przynajmniej opowiadaj� dzieciaki z s�siedztwa.
W kt�ry� sobotni ranek kr��y�em po ulicy za domem, zagl�daj�c do �mietnik�w, czy nie znajdzie si� tam co� ciekawego. Chocia� wszyscy w okolicy s� raczej biedni, w �mieciach zawsze co� mo�na znale��. Gdyby czeka�, a� wszystko znajdzie si� na wysypisku, wi�kszo�� fajnych rzeczy trafia�aby do r�k facet�w ze �mieciarki, wi�c trzeba po prostu wcze�nie wsta� i zrobi� przegl�d okolicznych �mietnik�w, jeszcze zanim przyjad�, czyli zwykle przed si�dm�.
To by� pocz�tek tego lata, kiedy budowali�my nasze ostatnie werandy, ale w soboty wyj�tkowo zaczynali�my prac� p�niej, bo to by� jedyny dzie�, kiedy Mama i Tata mogli si� wyspa�.
Kt�rego� ranka znalaz�em w �mieciach toster. By� w prawie idealnym stanie, w sklepie taki sam kosztuje dwana�cie dolar�w. Tato naprawi� go w nieca�� godzin�. To taki toster, kt�ry cyka jak zegarek podczas opiekania chleba, a potem sam wyrzuca grzanki na zewn�trz, kiedy s� ju� gotowe.
27
Kiedy indziej znalaz�em stary, przeno�ny gramofon w czarnym, sk�rzanym futerale, z tak� specjaln� korbk� do nakr�cania. Tato go naprawi� i teraz trzymam go w piwnicy. Wieczorem, po odrobieniu lekcji, albo w lecie, kiedy na dworze jest za gor�co, s�ucham p�yt, kt�re dosta�em od cioci Sophii. Te p�yty maj� fantastyczne tytu�y, w rodzaju Jafc Waszyngton przekroczy� Delaware, tak genera� Pershing przekroczy Ren, albo Oto japo�ski piaskowy ludek.
Tak wi�c id� sobie ulic�, szperaj�c w kub�ach na �mieci i czasami zapuszczaj�c �urawia do gara�y. Zagl�dam te� do gara�u pana Hardinga i widz� samego pana Hardinga, kt�ry siedzi w swoim samochodzie i w og�le si� nie rusza. Jest siny i spuchni�ty, ale my�l�, �e pewnie jest po prostu pijany; zdo�a� wr�ci� do domu, ale ju� nie mia� si�, �eby wysi���, wi�c przespa� noc w samochodzie.
Id� do ko�ca ulicy, a potem wracam drug� stron�. Kiedy dochodz� do gara�u pana Hardinga, zerkam do �rodka i widz�, �e pan Harding ci�gle siedzi w samochodzie. Wchodz�c do gara�u nadal my�l�, �e jest tylko pijany, ale nagle spostrzegam jego wyba�uszone oczy i wystaj�cy fioletowy, opuchni�ty j�zyk. Jego t�uste d�onie s� kurczowo zaci�ni�te na kierownicy.
Jestem pewny, �e nie �yje, kiedy spostrzegam w�� od odkurzacza na�o�ony na rur� wydechow� i biegn�cy do tylnego okna samochodu pana Hardinga. Przedtem nie widzia�em nie�ywego cz�owieka poza moj� babk�, czyli matk� mojej matki, i ciotk� Emmaline, ale one wygl�da�y zupe�nie inaczej, bo ka�da le�a�a w bia�ej trumnie, a dooko�a by�o mn�stwo kwiat�w.
Rzucam ksi��ki, kt�re znalaz�em przy wylocie ulicy, po stronie Greenwood Avenue, i wybiegam z gara�u. P�dz� do domu, powstrzymuj�c �zy, i z trudem �api�c oddech. Jeszcze nigdy nie zemdla�em, ale teraz czuj�, �e to si� zaraz stanie.
Kiedy wpadam do piwnicy, zaczynam gor�czkowo zastanawia� si�, w jaki spos�b powiedzie� to Mamie, i to tak, �eby nie us�ysza�a Laurel. Zatrzymuj� si� na chwilk� i my�l�, czy nie warto poczeka� a� Tato wr�ci z pracy i jemu powiedzie�. Zastanawiam si� tak�e, czy nie pobiec na drug� stron� ulicy i nie powiedzie� o wszystkim panu Fitzgeraldowi, kt�ry jest policjantem. Zaraz jednak przychodzi mi do g�owy, �e je�eli to by�o morderstwo, to mog� pomy�le�, �e to ja jestem morderc�. Tak wi�c, po g��bokim namy�le, do kuchni wbiegam z p�aczem, rozpaczliwie wo�aj�c Mam� na pomoc.
Mama akurat zmywa naczynia. Jest jeszcze w szlafroku. Podbiega do mnie przekonana, �e si� skaleczy�em, czy co� w tym rodzaju. Przykl�ka przy mnie jak zawsze, kiedy chce
28
sprawdzi�, czy mi si� co� sta�o, chocia� na kolanach jest ju� ode mnie znacznie ni�sza.
- Pan Harding jest w samochodzie w swoim gara�u. On nie �yje.
- Co to znaczy, nie �yje?
Mama mi nie wierzy i wcale nie wygl�da na przestraszon�.
- Siedzi w swoim samochodzie, jest siny i ma otwarte oczy. Ale on nie jest pijany. Przez uchylon� tyln� szyb� prze�o�ony jest w�� od odkurzacza, drugi koniec jest pod��czony do rury wydechowej, tam, gdzie wylatuj� truj�ce gazy. Mamo, on chyba nie �yje.
Teraz ju� trz�s� si� jak osika i ledwo mog� m�wi�. Zmarli wygl�daj� jak �ywi, a r�wnocze�nie tak martwo. Mama podnosi si� z kolan. Patrzy gdzie� ponad moj� g�ow�. Potem podnosi obie r�ce, chwyta si� za ciemnorude w�osy i zaczyna wpatrywa� si� we mnie tymi swoimi szarozielonymi oczami. Czasami jej oczy maj� kolor zielska, kt�re ro�nie w lecie nad strumieniem, takie s� zielone. Teraz s� raczej bladozielone.
- O m�j Bo�e! Jeste� tego pewny?
Wie, �e jestem pewny. Obejmuje mnie i tuli przez chwil�, a potem wypada z kuchni i przez pok�j sto�owy, salonik i frontowe drzwi wybiega na dw�r. Biegnie do Guinans�w,
�eby zadzwoni� po policj�.
Okaza�o si�, �e pan Harding to ju� zimny trup. Przyjecha�a policja i karetka pogotowia. Moja mama kaza�a mi siedzie� w domu, ale wszystko widzia� Doug Zigenfus. Opowiada� potem, �e pan Harding tak zesztywnia�, �e nie mo�na go by�o u�o�y� na noszach, bo
kiedy le�a� na plecach, to jego nogi i r�ce stercza�y do g�ry tak, jakby wci�� siedzia� w
samochodzie i jecha� po stromej g�rze albo po �cianie; jecha�, ale chyba prosto do nieba.
Przyszli policjanci i zadawali mi mn�stwo pyta�. Chcieli wiedzie�, o kt�rej godzinie znalaz�em pana Hardinga, ale ja nie potrafi�em tego powiedzie�, bo nie mam zegarka. Wtedy zapytali, jak mi si� wydaje, kt�ra mog�a by� godzina, wi�c powiedzia�em, �e ko�o