Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2009 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
STEPHEN KING
MROCZNA WIE�A II
POWO�ANIE TR�JKI
Z angielskiego prze�o�y�
ZBIGNIEW A. KR�LICKI
Tytu� orygina�u:
THE DARK TOWER II: THE DRAWING OF THE THREE
Copyright (c) Stephen King 1987
All rights reserved
Ilustracja na ok�adce: Larry Rostant/Artist Partners Ltd.
Projekt graficzny ok�adki: Andrzej Kury�owicz
ISBN 83-88087-86-K
Zam�wienia hurtowe:
Firma Ksi�garska Jacek Olesiejuk
Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa
tel./fax (22)-631-4832, (22)-632-9155
e-mail:
[email protected]
www.olesiejuk.pl
Wydawnictwo L & L/Dzia� Handlowy
Ko�ciuszki 38/3, 80-445 Gda�sk
tel. (58)-520-3557, fax (58)-344-1338
WYDAWNICTWO ALBATROS
ANDRZEJ KURY�OWICZ
adres dla korespondencji:
skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78
Warszawa 2002. Wydanie I
Sk�ad: Laguna; Monta� ok�adki: Plus 2
Druk: OpolGraf S.A.
Donowi Grantowi,
kt�ry zaryzykowa� wydanie tych powie�ci,
jedn� po drugiej
SPIS TRE�CI
STRESZCZENIE 9
PROLOG: �EGLARZ 13
WI�ZIE� 23
1. Drzwi 25
2. Eddie Dean 41
3. Kontakt i l�dowanie 61
4. Wie�a 93
5. Rozgrywka i strzelanina 136
TASOWANIE 177
W�ADCZYNI MROKU 205
1. Detta i Odetta 207
2. Czas zmian 235
3. Odetta po drugiej stronie 250
4. Detta po drugiej stronie 274
POWT�RNE TASOWANIE 309
POPYCHACZ 347
1. Gorzkie lekarstwo 349
2. S�oik miodu 363
3. Roland zdobywa lek 376
4. Wyb�r 413
OSTATNIE TASOWANIE 437
POS�OWIE 447
STRESZCZENIE
Powo�anie Tr�jki jest drugim tomem d�ugiej opowie�ci zaty-
tu�owanej Mroczna wie�a, a zainspirowanej i w pewnym stopniu
opartej na narracyjnym poemacie Roberta Browninga Childe
Roland przyby� do Mrocznej Wie�y (kt�ry z kolei zawdzi�cza
swe powstanie Kr�lowi Learowi).
Pierwszy tom, Roland, opowiada o tym, jak tytu�owy bohater,
ostatni rewolwerowiec �wiata, kt�ry poszed� naprz�d, w ko�cu
odnajduje cz�owieka w czerni - czarownika, kt�rego �ciga� od
bardzo dawna - od jak dawna, jeszcze nie wiemy. Cz�owie-
kiem w czerni okazuje si� niejaki Walter, podaj�cy si� za
przyjaciela ojca Rolanda z czas�w, zanim �wiat poszed� na-
prz�d.
Celem d��e� Rolanda nie jest cz�owiek w czerni, lecz Mrocz-
na Wie�a. Cz�owiek w czerni, a �ci�le m�wi�c, posiadana przez
niego wiedza, to pierwszy krok na drodze do tego tajemniczego
miejsca.
Kim w�a�ciwie jest Roland? Jak wygl�da� jego �wiat, zanim
poszed� naprz�d? Czym jest Wie�a i dlaczego do niej d��y?
Mamy tylko cz�ciowe odpowiedzi. Roland to gunslinger,
swego rodzaju rycerz, krzy�owiec, jeden z tych, na kt�rych
spoczywa obowi�zek zachowania �wiata, kt�ry by� "wype�niony
mi�o�ci� i �wiat�em", zanim poszed� naprz�d.
9
Wiemy, �e uczucia Rolanda wcze�nie wystawiono na ci�k�
pr�b� po odkryciu, �e jego matka zosta�a kochank� Martena,
znacznie pot�niejszego czarownika ni� Walter (kt�ry jest
sprzymierze�cem Martena, co ukrywa przed ojcem Rolanda).
Wiemy, �e Marten celowo ujawni� to Rolandowi, spodziewaj�c
si�, �e m�odzieniec nie poradzi sobie z trudno�ciami i sko�czy
na wygnaniu. Wiemy tak�e, �e Roland pomy�lnie przeszed� t�
pr�b�.
Co jeszcze wiemy? Na pewno to, �e �wiat rewolwerowca nie
r�ni si� tak bardzo od naszego. Przetrwa�y takie symbole, jak
dystrybutory paliwa czy niekt�re piosenki (na przyk�ad Hey
Jude albo ten prymitywny wierszyk, zaczynaj�cy si� s�owami:
"Fasola, fasola, to czysta muzyka..."), jak r�wnie� zwyczaje
i rytua�y dziwnie podobne do tych, jakie napotykamy w naszych
romantycznych wizjach Dzikiego Zachodu.
Przedziwna p�powina ��czy nasz �wiat ze �wiatem rewol-
werowca. W zaje�dzie przy dawno nieucz�szczanym szlaku
dyli�ans�w, na rozleg�ej i ja�owej pustyni, Roland spotyka
ch�opca imieniem Jake, ch�opca, kt�ry umar� na naszym �wiecie;
zosta� zepchni�ty z chodnika przez wszechobecnego (i niego-
dziwego) cz�owieka w czerni. Ostatnim wspomnieniem Jake'a,
kt�ry w swoim - naszym - �wiecie szed� do szko�y z teczk�
w r�ku, zawieraj�c� drugie �niadanie, jest upadek pod ko�a
nadje�d�aj�cego cadillaca... i �mier�.
Zanim dopadnie cz�owieka w czerni, Jake umiera ponownie...
tym razem dlatego, �e rewolwerowiec, stan�wszy przed drug�
bolesn� decyzj� w swoim �yciu, postanawia po�wi�ci� przy-
branego syna. Maj�c wyb�r mi�dzy Wie�� a dzieckiem, by�
mo�e mi�dzy pot�pieniem a zbawieniem, Roland wybiera
Wie��.
"Wi�c id�,- m�wi mu Jake, zanim runie w otch�a�. - S�
�wiaty inne ni� ten".
Do ostatecznej rozgrywki mi�dzy Rolandem a Walterem
dochodzi w zakurzonej golgocie, miejscu czaszek. Cz�owiek
w czerni za pomoc� talii kart tarota przepowiada Rolandowi
10
przysz�o��. Te karty, przedstawiaj�ce cz�owieka zwanego Wi�-
niem, kobiet� zwan� W�adczyni� Mroku oraz jeszcze mrocz-
niejsz� posta�, kt�r� jest po prostu �mier� ("lecz jeszcze nie
dla ciebie" - m�wi mu cz�owiek w czerni), sk�adaj� si� na
przepowiedni�, kt�ra zi�ci si� w tym tomie... na drugi krok
Rolanda podczas d�ugiej i trudnej w�dr�wki do Mrocznej
Wie�y.
W pierwszym tomie pozostawili�my Rolanda siedz�cego na
brzegu oceanu i ogl�daj�cego zach�d s�o�ca. Cz�owiek w czerni
jest martwy, a przysz�o�� rewolwerowca niewiadoma. Powo�a-
nie Tr�jki zaczyna si� na tej samej pla�y, nieca�e siedem godzin
p�niej.
PROLOG:
�EGLARZ
PROLOG
Rewolwerowiec zbudzi� si� z dziwnego snu, kt�ry zdawa� si�
sk�ada� z jednego obrazu: �eglarza z talii tarota, za pomoc�
kt�rej m�czyzna w czerni przepowiedzia� mu (a przynajmniej
tak twierdzi�) nieweso�� przysz�o��.
On tonie, rewolwerowcze - m�wi� cz�owiek w czerni -
i nikt nie rzuca mu liny. To ch�opiec, Jake.
A jednak to nie by� koszmar, ale dobry sen. Dobry, gdy� to
rewolwerowiec ton��, co oznacza�o, �e wcale nie by� Rolandem,
lecz Jake'em, i przyj�� to z ulg�, bo by�oby o wiele lepiej
uton�� jako Jake, ni� �y� dalej jako cz�owiek, kt�ry na zimno
zdradzi� ufaj�cego mu dzieciaka.
Dobrze, w porz�dku, uton� - pomy�la�, s�uchaj�c szumu
morza. Dajcie mi uton��. Ale nie by� to odg�os otwartych w�d,
lecz charkot wody d�awi�cej si� na kamieniach. Czy�by by�
�eglarzem? Je�li tak, to czemu l�d by� tak blisko? A w�a�ciwie,
czy nie by� na l�dzie? Czu�, �e...
Lodowato zimna woda wla�a mu si� do but�w i wpe�z�a po
udach do krocza. Szeroko otworzy� oczy, gwa�townie wyrwany
ze snu... nie z powodu przemarzni�tych j�der, kt�re nagle
skurczy�y si� do wielko�ci orzech�w laskowych, ani przez t�
szkarad� po jego prawej r�ce, lecz na my�l o swoich rewol-
werach... Rewolwerach i - co jeszcze wa�niejsze - nabojach.
15
Zamoczon� bro� mo�na szybko roz�o�y�, wytrze� do sucha,]
naoliwi�, ponownie wytrze�, zn�w naoliwi� i powt�rnie z�o�y�,
natomiast naboje, tak samo jak zapa�ki, mog�y po zamoczeniu*
nadawa� si� do u�ytku lub nie.
Szkarada by�a jakim� pe�zaj�cym stworzeniem, kt�re naj-
widoczniej zosta�o wyrzucone na brzeg przez poprzedni� fal�.
Z trudem wlok�a swe mokre, b�yszcz�ce cia�o po piasku. Mia�a
prawie trzy stopy d�ugo�ci i znajdowa�a si� mniej wi�cej jard
na prawo. Spogl�da�a na Rolanda pustymi �lepiami na rucho-
mych s�upkach. Otworzy�a d�ugi, z�bkowany dzi�b i zacz�a
wydawa� d�wi�ki upiornie podobne do ludzkiej mowy: To-to-
-tak? Tu-tu-tum? Ta-ta-tam? Ty-ty-tyk?
Rewolwerowiec widywa� homary. Nie by� to homar, chocia�
spo�r�d wszystkich stworze�, kt�re Roland kiedykolwiek wi-
dzia�, jedynie do homara by� troch� podobny ten stw�r. Naj-
wyra�niej wcale si� nie ba�. Roland nie wiedzia�, czy to stwo-
rzenie jest niebezpieczne, czy nie. Nie przejmowa� si� swoim
obecnym stanem - to znaczy tym, �e chwilowo nie mo�e
sobie przypomnie�, gdzie w�a�ciwie jest, jak si� tu znalaz� i czy
naprawd� dopad� cz�owieka w czerni, czy te� by� to tylko sen.
Wiedzia� jedynie, �e musi wydosta� si� st�d, zanim utonie.
Us�ysza� przeci�g�y, wzbieraj�cy ryk wody i oderwa� wzrok
od stworzenia (przystan�o i wystawi�o szczypce, za pomoc�
kt�rych si� porusza�o, w wyniku czego w absurdalny spos�b
upodobni�o si� do boksera przyjmuj�cego pozycj� do walki
z p�dystansu, jakiej uczy� ich Cort). Spojrza� na nadci�gaj�c�
fal�, zwie�czon� grzyw� piany.
Ono s�yszy t� fal� - pomy�la� rewolwerowiec. Cokolwiek to
jest, ma uszy.
Spr�bowa� wsta�, lecz zbyt �cierpni�te nogi ugi�y si�
pod nim.
Wci�� �ni� - przemkn�o mu przez g�ow�, lecz nawet w jego
obecnym stanie ta mo�liwo�� by�a zbyt kusz�ca, aby w ni�
uwierzy�. Znowu spr�bowa� wsta�, co mu si� prawie uda�o,
i ponownie upad�. Fala za�amywa�a si�. Nie by�o czasu. Musia�
16
poprzesta� na poruszaniu si� w taki sam spos�b, jak to stworze-
nie po jego prawej: na r�kach przeci�ga� sw�j ty�ek po drobnych
kamieniach, odsuwaj�c si� od wody.
Nie zdo�a� ca�kowicie uciec przed fal�, ale nie zmoczy�a
niczego poza jego butami. Si�gn�a mu prawie do kolan i cof-
n�a si�.
Mo�e ta pierwsza nie dotar�a tak daleko, jak my�la�em.
Mo�e...
Na niebie wisia� p�ksi�yc. By� zas�oni�ty ca�unem mg�y,
a mimo to rzuca� do�� �wiat�a, by rewolwerowiec m�g� dostrzec,
�e olstra s� zbyt ciemne. A wi�c jednak bro� si� zamoczy�a.
Nie m�g� oceni� jak bardzo ani sprawdzi�, czy spotka�o to
r�wnie� naboje. Zanim to sprawdzi, musi wydosta� si� z wody.
Musi...
Ty-ty-tu? Tym razem znacznie bli�ej. Obawiaj�c si� wody,
zapomnia� o stworzeniu wyrzuconym przez ni� na brzeg. Obej-
rza� si� i zobaczy�, �e znajdowa�o si� ju� mniej ni� jard od
niego. Wbija�o kleszcze w usiany kamykami i muszlami piach
pla�y, przemieszczaj�c si�. Podnios�o swoje p�kate, okryte
pancerzem cia�o, przez chwil� przypominaj�c skorpiona, lecz
Roland nie dostrzeg� ��d�a na ko�cu odw�oka.
Kolejny przeci�g�y ryk, tym razem o wiele g�o�niejszy. Stw�r
natychmiast znieruchomia� i podni�s� szczypce, przybieraj�c
pozycj� do walki z p�dystansu.
Ta fala by�a wi�ksza. Roland zn�w zacz�� czo�ga� si� w g�r�
po piachu i kiedy podpar� si� r�kami, stw�r zaatakowa� z szyb-
ko�ci�, jakiej nie zapowiada�y jego dotychczasowe ruchy.
Rewolwerowiec poczu� przeszywaj�cy b�l w prawej d�oni,
ale teraz nie mia� czasu o tym my�le�. Odepchn�� si� obcasami
przemoczonych but�w, podpar� r�koma i zdo�a� umkn��
przed fal�.
To-to-tak? - docieka� stw�r swym �a�osnym g�osem. Nie
pomo�esz mi? Nie widzisz, �e jestem zrozpaczony? Roland
dostrzeg� kawa�ki swego pierwszego i drugiego palca, znikaj�ce
w z�bkowanym dziobie stwora. Ten ponownie skoczy� i Roland
17
zdo�a� podnie�� brocz�c� krwi� r�k�, w ostatniej chwili ratuj�c
pozosta�e trzy palce.
Tu-tu-tum? Ta-ta-tam?
Chwiejnie stan�� na nogi. Stw�r rozdar� mu mokre d�insy,
przeci�� but z mi�kkiej, lecz mocnej jak �elazo sk�ry i wy-
szarpn�� kawa�ek cia�a z �ydki. Roland praw� r�k� wyj�� bro�
z kabury i dopiero kiedy rewolwer z �oskotem upad� na piach,
u�wiadomi� sobie, �e brakuje mu dw�ch palc�w potrzebnych
do poci�gni�cia za spust i zastrzelenia potwora.
Szkarada �apczywie pochwyci�a bro� szczypcami.
- Nie, draniu! - warkn�� Roland i kopn�� stwora.
Mia� wra�enie, �e kopn�� w kamie�... kt�ry gryzie. Stw�r
odci�� mu czubek prawego buta, wi�kszo�� palucha i �ci�gn��
but z nogi.
Rewolwerowiec pochyli� si�, chwyci� rewolwer, upu�ci� go,
zakl�� i w ko�cu zdo�a� go podnie��. To, co przedtem by�o tak
�atwe, �e nie wymaga�o zastanawiania si�, teraz nagle sta�o si�
sztuk� podobn� do �onglerki.
Stw�r zaj�� si� butem, szarpi�c go i zadaj�c be�kotliwe
pytania. Fala toczy�a si� ku pla�y, a wie�cz�ca jej grzbiet piana
wygl�da�a blado i martwo w rozproszonym �wietle ksi�yca.
Homarokoszmar zostawi� w spokoju but i ponownie ustawi�
szczypce do walki z p�dystansu.
Roland lew� r�k� wyci�gn�� rewolwer z olstra i trzykrotnie
nacisn�� spust. Klik, klik, klik.
Teraz przynajmniej ju� wiedzia�, co si� sta�o z nabojami
w komorach.
Wsun�� bro� do kabury. Aby umie�ci� rewolwer u prawego
boku, musia� lew� r�k� odwr�ci� go luf� w d� i dopiero wtedy
wepchn�� na miejsce. Krew pokry�a wytart� ok�adzin� z twar-
dego drewna, poplami�a kabur� i stare d�insy na udzie, do
kt�rego by�o przywi�zane rzemieniem olstro. P�yn�a z kikut�w
obci�tych palc�w.
Skaleczona prawa stopa by�a jeszcze zbyt �cierpni�ta, by
bole�, lecz prawa r�ka pali�a go �ywym ogniem. Duchy uzdol-
18
nionych i d�ugo szkolonych palc�w, kt�re ju� rozk�ada�y si�
w sokach trawiennych tego stwora, wrzaskliwie twierdzi�y, �e
wci�� s� na swoim miejscu i p�on�.
Widz�, �e b�d� powa�ne k�opoty - pomy�la� oboj�tnie
rewolwerowiec.
Fala cofn�a si�. Potw�r opu�ci� kleszcze, wyrwa� now�
dziur� w bucie rewolwerowca, a potem doszed� do wniosku, �e
w�a�ciciel obuwia jest znacznie smaczniejszym k�skiem od
kawa�ka sk�ry, kt�ry z niego zdar�.
- Ty-ty-tu ? - zapyta� i z niesamowit� szybko�ci� pomkn��
w kierunku ofiary.
Rewolwerowiec zrejterowa�, prawie nie czuj�c n�g. U�wia-
domi� sobie, �e napastnik jest inteligentnym stworzeniem:
ostro�nie podszed� do swej ofiary, by� mo�e ze sporej odleg�o-
�ci, nie wiedz�c, czego mo�na si� po niej spodziewa�. Gdyby
fala nie obudzi�a rewolwerowca, stw�r r�wnie dobrze m�g�
odci�� mu g�ow�. Teraz krab doszed� do wniosku, �e ofiara jest
nie tylko smaczna, ale r�wnie� bezbronna - �atwy �up.
Ju� prawie go dopada�, ten stw�r d�ugi na trzy stopy i wysoki
niemal�e na stop�, mog�cy wa�y� nawet siedemdziesi�t funt�w
i zdecydowanie drapie�ny tak samo jak David, sok�, kt�rego
rewolwerowiec hodowa� jako dzieciak... niestety, niewykazu-
j�cy ani cienia lojalno�ci tego ptaka.
Uciekaj�c, rewolwerowiec zahaczy� obcasem lewego buta
o wystaj�cy z piasku kamie� i o ma�o nie upad�.
- To-to-tak? - wychrypia� stw�r, niespokojnie zerkaj�c
na rewolwerowca swymi bystrymi �lepiami na ruchomych
s�upkach i wyci�gaj�c szczypce.
Wtedy nadci�gn�a kolejna fala i krab zn�w uni�s� je jak
bokser pi�ci. Tym razem jednak szczypce lekko dr�a�y i rewol-
werowiec zrozumia�, �e reagowa�y na odg�os fal, odg�os, kt�ry
teraz - przynajmniej dla tego stworzenia - troch� przycich�.
Rewolwerowiec ty�em przeszed� nad kamieniem, a potem
pochyli� si�, gdy fala ze swym przeci�g�ym szurgotem za�ama�a
si� na pla�y. Jego twarz znalaz�a si� bardzo blisko kraba, kt�ry
19
z �atwo�ci� m�g�by wyk�u� mu oczy, lecz w tym momencie
dr��ce szczypce, tak podobne do pi�ci, trzyma� uniesione po
obu stronach papuziego dzioba.
Roland chwyci� kamie�, o kt�ry prawie si� przewr�ci�. G�az
by� spory, do po�owy zakopany w piasku. Okaleczona r�ka
protestowa�a, gdy piach i ostre kamyki wbi�y si� w otwart�
i krwawi�c� ran�, ale rewolwerowiec zdo�a� podnie�� kamie�,
szczerz�c z�by z wysi�ku.
- To-to... - zacz�a szkarada, opuszczaj�c i rozwieraj�c
szczypce, gdy fala opad�a i ucich�a.
Rewolwerowiec z ca�ej si�y cisn�� g�azem. Segmentowany
odw�ok stwora p�k� z g�o�nym chrupni�ciem. Przygnieciony
krab miota� si� w�ciekle, unosz�c i z �oskotem opuszczaj�c na
piach tyln� cz�� cia�a... unosz�c i opuszczaj�c. Pytaj�ce od-
g�osy przesz�y w klekocz�ce okrzyki b�lu. Otwiera� i zaciska�
szczypce, �api�c powietrze. Twardym dziobem chwyta� piach
i kamyki.
Mimo to z nadej�ciem nast�pnej fali zn�w usi�owa� unie��
szczypce, rewolwerowiec jednak nadepn�� mu na �eb t� stop�,
na kt�rej wci�� mia� but. Rozleg� si� d�wi�k przypominaj�cy
trzask suchej ga��zi. Spod obcasa Rolanda trysn�� p�yn, roz-
bryzguj�c si� w dwie strony. Mia� czarn� barw�. Stw�r wygi��
odw�ok, wij�c si� jak szalony. Rewolwerowiec nadepn�� moc-
niej.
Nadesz�a fala.
Kleszcze szkarady unios�y si� nieznacznie... zadr�a�y i opad-
�y, rozwieraj�c si� i zaciskaj�c.
Rewolwerowiec zdj�� obut� stop�. Z�bkowaty dzi�b, kt�ry
odci�� mu dwa palce prawej r�ki oraz paluch nogi, powoli
otworzy� si� i zamkn��. Jeden w�s le�a� od�amany na piasku.
Drugi bezsilnie si� trz�s�.
Roland ponownie nadepn��. I jeszcze raz.
Siekn�wszy z wysi�ku, zsun�� kamie� i zacz�� przesuwa� si�
wzd�u� prawego boku paskudy, metodycznie rozdeptuj�c j�
butem, rozbijaj�c pancerz i wyduszaj�c blade flaki na ciemno-
20
szary piach. Stw�r ju� nie �y�, a mimo to Roland nie przestawa�
go zabija�. Jeszcze nigdy, przez ca�y ten d�ugi i dziwny czas,
nie zosta� tak powa�nie zraniony, a w dodatku tak niespodzie-
wanie.
Depta�, a� w rozduszonych na papk� wn�trzno�ciach stwora
ujrza� koniec jednego ze swoich palc�w i bia�y py� pod paznok-
ciem, pozosta�o�� z golgoty, gdzie toczy� d�ug� rozmow�
z cz�owiekiem w czerni. Odwr�ci� g�ow� i zwymiotowa�.
Potem poszed� z powrotem w kierunku wody, zataczaj�c si�
jak pijany, przyciskaj�c okaleczon� d�o� do koszuli i od czasu
do czasu spogl�daj�c przez rami�, �eby si� upewni�, �e stw�r
naprawd� nie od�yje niczym natr�tna osa, kt�ra - uderzana
raz po raz - wci�� si� rusza... og�uszona, lecz nie zabita.
Sprawdza�, czy krab nie pod��a za nim, zadaj�c dziwne pytania
swym okropnie zrozpaczonym g�osem.
W po�owie drogi do wody zatrzyma� si�, spogl�daj�c na
to miejsce, gdzie by� w chwili przebudzenia. Najwidoczniej
zasn�� w�a�nie tutaj, nad sam� wod�. Podni�s� swoj� torb�
i rozdarty but.
W m�tnym �wietle ksi�yca dostrzeg� inne takie stwory,
a w odst�pach mi�dzy jedn� a drug� fal� m�g� s�ysze� ich
pytaj�ce g�osy.
Rewolwerowiec cofa� si� krok za krokiem, a� dotar� do
trawiastego skraju pla�y. Tam usiad� i zrobi� to, co w tej sytuacji
m�g� zrobi�: posypa� kikuty palc�w resztk� swego tytoniu, by
powstrzyma� krwawienie; pokry� je grub� warstewk� bez
wzgl�du na ich gwa�towne protesty (utracony paluch przy��czy�
si� do ch�ru). A potem tylko siedzia�, poc�c si� mimo ch�odu,
rozmy�laj�c o zaka�eniu, martwi�c si�, jak sobie teraz poradzi
bez dw�ch palc�w prawej r�ki (strzela� jednakowo dobrze z obu
r�k, ale wi�kszo�� innych czynno�ci wykonywa� praw� r�k�),
nie wiedz�c, czy ten stw�r nie wpu�ci� mu jakiej� wolno
dzia�aj�cej trucizny, zastanawiaj�c si�, czy kiedykolwiek na-
dejdzie ranek.
WI�ZIE�
Rozdzia� 1
DRZWI
1
Trzy - To liczba twojego przeznaczenia.
Tr�jka?
Tak, tr�jka jest mistyczna. Tr�jka stoi w sercu mantry.
Jaka tr�jka?
Pierwszy jest m�ody, ciemnow�osy. Stoi na kraw�dzi rozboju
i morderstwa. Op�ta� go demon. A imi� tego demona brzmi
HEROINA.
Jaki to demon? Nie znam go, nawet z dziecinnych opowie�ci.
Pr�bowa� m�wi�, ale oba g�osy zamilk�y, g�os wyroczni
i gwiezdnej dziwki, kurwy wiatr�w. Zahaczy� kart�, kt�ra,
kozio�kuj�c, spada�a znik�d donik�d, obracaj�c si� bez ko�ca
w leniwym mroku. Na niej pawian szczerzy� k�y nad ramieniem
ciemnow�osego m�odzie�ca. Niepokoj�co ludzkie palce tak
mocno zacisn�� na karku m�odego cz�owieka, �e ich czubki
pogr��y�y si� w ciele. Przyjrzawszy si� dok�adniej, rewolwero-
wiec dojrza� bicz w jednej z tych morderczo zaci�ni�tych �ap.
Twarz ciemi�onego m�odzie�ca zdawa�a si� kurczy� w bez-
g�o�nym przera�eniu.
Wi�zie�, szepta� przyja�nie cz�owiek w czerni (niegdy� b�-
d�cy m�czyzn� nosz�cym imi� Walter, m�czyzn�, kt�remu
rewolwerowiec ufa�). Troch� denerwuj�ce, prawda? Troch�
denerwuj�ce... troch� denerwuj�ce... troch�...
25
2
Rewolwerowiec gwa�townie si� ockn��, machaj�c okaleczon�
r�k�, przekonany, �e za chwil� rzuci si� na niego jeden z tych
monstrualnych skorupiak�w z Morza Zachodniego, rozpacz-
liwie dopytuj�c si� o co� w obcym j�zyku i odcinaj�c mu g�ow�.
Zamiast kraba jaki� morski ptak, zwabiony l�ni�cymi w po-
rannym s�o�cu guzikami koszuli, odlecia� z krzykiem prze-
ra�enia.
Roland usiad�.
R�ka pulsowa�a bole�nie, miarowo. Prawa stopa r�wnie�.
Oba palce i paluch wci�� uparcie twierdzi�y, �e s� na swoich
miejscach. Dolna po�owa jego koszuli znikn�a, a to, co pozo-
sta�o, przypomina�o obszarpan� kamizelk�. Cz�� materia�u
zu�y� do zabanda�owania d�oni, a reszt� owi�za� stop�.
Id�cie sobie - powiedzia� do utraconych cz�ci cia�a. Jes-
te�cie tylko duchami. Odejd�cie.
Troch� pomog�o. Niewiele, ale troch�. By�y duchami, ow-
szem, lecz bardzo �ywotnymi.
Zjad� suszone mi�so. Jego podniebieniu niezbyt si� to podo-
ba�o, a �o��dkowi jeszcze mniej, rewolwerowiec jednak upar�
si�. Kiedy nape�ni� brzuch, poczu� si� troch� lepiej. Zosta�o mu
jednak�e niewiele mi�sa. Z tym te� b�d� trudno�ci.
A przecie� mia� sprawy do za�atwienia.
Chwiejnie stan�� na nogi i rozejrza� si� wok�. Ptaki kr��y�y
i nurkowa�y, lecz �wiat zdawa� si� nale�e� tylko do niego i do
nich. Szkaradzie�stwa znikn�y. Mo�e polowa�y noc�, a mo�e
podczas przyp�ywu. W tym momencie nie stanowi�o to �adnej
r�nicy.
Morze by�o ogromne i spotyka�o si� z horyzontem w za-
snutym b��kitn� mgie�k� punkcie, kt�rego nie da�o si� okre�li�.
Na d�u�sz� chWil� rewolwerowiec zapomnia� o b�lu, kontemp-
luj�c ten widok. Nigdy nie widzia� tyle wody. Oczywi�cie
czyta� bajki o morzu, a nauczyciele - przynajmniej niekt�-
rzy - zapewniali go, �e ono istnieje. Mimo to widok tak
26
rozleg�ej, tak zdumiewaj�cej powierzchni wody po latach prze-
bywania na pustynnym l�dzie by� trudny do zaakceptowania...
a nawet trudny do ogarni�cia.
Spogl�da� przez d�ugi czas w zachwycie, nakazuj�c sobie
patrze�, z podziwu zapominaj�c o b�lu.
By� jednak ranek i musia� jeszcze za�atwi� kilka spraw.
Wymaca� �uchw� w tylnej kieszeni spodni, ostro�nie prze-
suwaj�c po niej nasad� prawej d�oni, nie chc�c dotkn�� jej
kikutami palc�w, aby nieustanny szloch d�oni nie zmieni� si�
w krzyk.
By�a tam.
W porz�dku.
Nast�pna sprawa.
Niezdarnie odpi�� pasy z rewolwerami i po�o�y� je na roz-
grzanej s�o�cem skale. Wzi�� do r�k rewolwery, odchyli� b�-
benki i wyj�� bezu�yteczne naboje. Wyrzuci� je. Zwabiony
b�yskiem ptak rzuci� si� na jeden z nich, chwyci� go dziobem,
po czym upu�ci� i odlecia�.
Teraz powinien zaj�� si� samymi rewolwerami, powinien
zrobi� to wcze�niej, poniewa� jednak na tym czy jakimkolwiek
innym �wiecie wszelka bro� palna bez amunicji nadaje si�
najwy�ej na pa�k�, rewolwerowiec po�o�y� pasy z nabojami na
podo�ku i powoli przesun�� lew� d�oni� po sk�rze.
Od klamry i sprz�czki a� do miejsca, gdzie skrzy�owane
pasy schodzi�y na biodra, wszystkie naboje by�y wilgotne.
Ostro�nie wyj�� te z suchej cz�ci pas�w. Jego prawa d�o�
uparcie pr�bowa�a si� tym zaj��, wci�� zapominaj�c o swoim
kalectwie... mimo b�lu. Raz po raz musia� z powrotem opusz-
cza� j� na kolano, jakby by�a psem zbyt g�upim lub krn�brnym,
by s�ucha� pana. Oszo�omiony rewolwerowiec raz czy dwa
o ma�o jej nie uderzy�.
Widz�, �e b�d� powa�ne k�opoty - kolejny raz przemkn�o
mu przez my�l.
Usypa� z tych naboi, by� mo�e jeszcze dobrych, przygn�bia-
j�co ma�y stosik. Dwadzie�cia. Niemal na pewno cz�� z nich
27
nie wypali. Nie m�g� polega� na �adnym. Wyj�� pozosta�e
i u�o�y� z nich drugi stosik. Trzydzie�ci siedem.
C�, i tak nie mia�e� ich za wiele - pomy�la�, chocia�
zdawa� sobie spraw� z r�nicy mi�dzy pi��dziesi�cioma sied-
mioma dobrymi pociskami a dwudziestoma. Lub dziesi�cioma.
Czy pi�cioma. Albo jednym. A mo�e �adnym.
Z tych niepewnych naboi u�o�y� drugi stos.
Wci�� mia� swoj� torb�. To dobrze. Po�o�y� j� sobie na
kolanach, a potem przyst�pi� do rozk�adania rewolwer�w i roz-
pocz�� rytua� czyszczenia. Zanim sko�czy�, min�y dwie go-
dziny i b�l sta� si� tak okropny, �e kr�ci�o mu si� w g�owie
i z trudem zbiera� my�li. Chcia� spa�. Nigdy w �yciu niczego
bardziej nie pragn��. Na s�u�bie jednak �aden pow�d nie uspra-
wiedliwia zaniedbania obowi�zk�w.
- Cort - powiedzia� g�osem, kt�rego sam nie rozpozna�,
i u�miechn�� si� ponuro.
Powoli, powolutku, z�o�y� rewolwery i za�adowa� je naboja-
mi, kt�re uzna� za suche. Kiedy sko�czy�, wzi�� ten prze-
znaczony dla lewej r�ki, odci�gn�� kurek... a potem stopniowo
przywr�ci� go do pierwotnej pozycji. Chcia� wiedzie�, owszem.
Chcia�by si� przekona�, czy po naci�ni�ciu spustu us�yszy
zadowalaj�cy huk, czy te� tylko rozczarowuj�cy suchy trzask.
Trzask jednak�e niczego by nie zmieni�, a huk wystrza�u tylko
zmniejszy�by liczb� z dwudziestu do dziewi�tnastu... lub dzie-
wi�ciu... albo do trzech... lub nie pozosta�oby nic.
Oddar� kolejny kawa�ek koszuli, po�o�y� na nim pozosta�e
naboje - te, kt�re zamok�y - po czym lew� r�k� zawi�za�
w�ze�ek, pomagaj�c sobie z�bami. Schowa� zawini�tko do
torby.
�pij - domaga�o si� cia�o. �pij, musisz teraz spa�, jeszcze
przed zmrokiem, nic innego ci nie pozosta�o, jeste� wyko�-
czony...
Z trudem wsta� i rozejrza� si� po pustej pla�y. Mia�a kolor
d�ugo niepranej bielizny i by�a us�ana bezbarwnymi muszel-
kami. Tu i �wdzie z gruboziarnistego piasku wystawa�y wielkie
28
g�azy pokryte solidn� skorup� guana, kt�rego starsze warstwy
by�y ��te jak niemyte z�by, a �wie�sze bia�e niczym kreda.
Lini� przyp�ywu znaczy� wysychaj�cy morszczyn. Roland
dostrzeg� le��ce tu� za ni� resztki swojego buta i buk�aki na
wod�. Pomy�la�, �e to prawie cud, i� wysokie fale nie wci�gn�y
ich do morza. Id�c powoli, bardzo utykaj�c, rewolwerowiec
podszed� do nich. Wzi�� jeden, podni�s� na wysoko�� ucha
i potrz�sn��. Drugi by� pusty. W tym pozosta�a jeszcze odrobina
wody. Ma�o kto potrafi�by je rozr�ni�, lecz rewolwerowiec
zna� je tak dobrze, jak matka swoje dzieci-bli�ni�ta. Podr�owa�
z tymi buk�akami przez d�ugi, d�ugi czas. W �rodku plusn�a
woda. To dobrze - dar losu. Zar�wno ten stw�r, kt�ry go
zaatakowa�, jak i ka�dy z jego pobratymc�w m�g� przeci��
buk�ak jednym k�apni�ciem dzioba lub ci�ciem szczypiec,
tymczasem kraby i przyp�yw oszcz�dzi�y oba. Napastnika
nigdzie nie by�o wida�, mimo �e zako�czyli pojedynek spory
kawa�ek od wody. By� mo�e szcz�tki porwali inni drapie�cy,
a mo�e jego pobratymcy wyprawili mu morski pogrzeb, tak jak
podobno chowa�y swoich zmar�ych olbrzymie stworzenia, o kt�-
rych opowiadano bajki.
Opar� buk�ak na lewym �okciu, napi� si� i poczu�, �e wracaj�
mu si�y. Oczywi�cie prawy but by� zniszczony... cho� b�ysn�a
mu iskierka nadziei. Sama podeszwa okaza�a si� ca�a - troch�
zadrapana, ale ca�a, wi�c mo�e uda�oby si� wyci�� z niej sanda�,
kt�ry wytrzyma�by przynajmniej do czasu, a�...
Nagle ogarn�a go s�abo��. Walczy� z ni�, lecz kolana si�
pod nim ugi�y i ci�ko usiad� na ziemi, przygryzaj�c sobie
j�zyk.
Nie zemdlejesz - pomy�la� ponuro. Nie tutaj, gdzie nast�pny
stw�r mo�e pojawi� si� wieczorem i doko�czy� robot�.
Tak wi�c wsta� i przymocowa� sobie pusty buk�ak do pasa,
ale przeszed� zaledwie dwadzie�cia krok�w w kierunku miejsca,
gdzie zostawi� bro� oraz torb�, gdy znowu upad�, prawie trac�c
przytomno��. Le�a� tak przez chwil�, z policzkiem przyci�-
ni�tym do piasku, a ostra kraw�d� muszli wbi�a mu si� w szcz�-
29
k� tak mocno, �e prawie kaleczy�a go do krwi. Zdo�a� napi�
si� wody z buk�aka, po czym doczo�ga� si� do miejsca, gdzie
si� poprzednio ockn��. Dwadzie�cia jard�w w g�r� zbocza
ros�o drzewo Jozuego - kar�owate, ale rzucaj�ce troch�
cienia.
Rolandowi ta odleg�o�� wydawa�a si� dwudziestoma milami.
Mozolnie zataszczy� resztki swojego dobytku w t� niewielk�
ka�u�� cienia. Po�o�y� si� tam z g�ow� w trawie, powoli po-
gr��aj�c si� w tym, co mog�o by� snem, omdleniem lub �mier-
ci�. Spojrza� w niebo i spr�bowa� okre�li� czas. Po�udnie jeszcze
nie min�o, ale by�o tu�-tu�, o czym �wiadczy�y plamy cienia,
w kt�rym spoczywa�. Le�a� jeszcze chwil�, zgi�wszy praw�
r�k� i przygl�daj�c si� jej z bliska, szukaj�c symptomu �wiad-
cz�cego o zaka�eniu lub powolnym dzia�aniu jakiej� silnej
trucizny.
D�o� wci�� by�a ciemnoczerwona. Z�y znak.
B�d� bi� konia lew� r�k� - pomy�la�. Zawsze to co�.
Potem zapad� w ciemno�� i spa� przez nast�pne szesna�cie
godzin, a szum Morza Zachodniego nieustannie wdziera� mu
si� do uszu.
3
Kiedy si� obudzi�, morze kry�o si� w mroku, lecz niebo na
wschodzie leciutko ja�nia�o. Nadchodzi� ranek. Rewolwerowiec
usiad� i o ma�o nie podda� si� falom md�o�ci.
Pochyli� g�ow� i czeka�.
Nudno�ci min�y, a on spojrza� na swoj� d�o�. Oczywi�cie
rana by�a zaka�ona - �wiadczy�o o tym zaczerwienienie
i opuchlizna obejmuj�ca ca�� d�o� a� do nadgarstka. Tam si�
ko�czy�a, ale ju� dostrzeg� niewyra�ne zarysy czerwonych linii,
kt�re w ko�cu dotr� do serca i zabij� go. By� spocony z gor�czki.
Potrzebne mi lekarstwo - pomy�la�. Tyle �e tu nie ma
�adnych lekarstw.
30
Czy�by dotar� tak daleko tylko po to, �eby umrze�? Na
pewno nie. A gdyby nawet mimo swej determinacji mia� zgin��,
to zginie w drodze do Wie�y.
Jak�e jeste� niezwyk�y, rewolwerowcze! - zachichota� w jego
g�owie cz�owiek w czerni. Jaki niepokonany! Jak�e romantyczny
z t� swoj� idiotyczn� obsesj�!
- Pieprz� ci� - wyrz�zi� i napi� si�. Wody te� nie zo-
sta�o mu du�o. Mia� przed sob� ca�e morze i co mu z tego;
woda, wsz�dzie woda, ale ani kropelki do picia. Nic nie
szkodzi.
Za�o�y� pasy z amunicj� i zapi�� je - ta czynno�� trwa�a tak
d�ugo, �e zanim sko�czy�, pierwsze s�abe promienie �witu
rozja�ni�y niebo, zapowiadaj�c dzie� - a potem spr�bowa�
wsta�. Wcale nie by� pewien, czy mu si� uda.
Lew� r�k� przytrzymuj�c si� drzewa Jozuego, praw� podni�s�
prawie pusty buk�ak i przerzuci� go przez rami�. Potem torb�.
Kiedy si� wyprostowa�, zn�w poczu� si� s�abo i pochyli� g�ow�,
cierpliwie czekaj�c.
Doszed� do siebie.
Id�c chwiejnym, niepewnym krokiem cz�owieka w ostatnim
stadium upojenia alkoholowego, rewolwerowiec z powrotem
zszed� na pla��. Stan��, spogl�daj�c na ciemny jak wino z je�yn
ocean, a potem wyj�� z torby reszt� suszonego mi�sa. Zjad�
po�ow� i tym razem zar�wno podniebienie, jak i �o��dek
znacznie ch�tniej przyj�y posi�ek. Odwr�ci� si� i zjad� reszt�,
obserwuj�c s�o�ce wychodz�ce zza g�r, w kt�rych zgin�� Jake.
W pierwszej chwili wydawa�o si�, �e utkn�o mi�dzy k�ami
nagich szczyt�w, ale zaraz unios�o si� ponad nie.
Roland wystawi� twarz ku s�o�cu, zamkn�� oczy i u�miechn��
si�. Sko�czy� mu si� zapas suszonego mi�sa.
Pomy�la�: Bardzo dobrze. Jestem teraz cz�owiekiem bez
�ywno�ci, bez dw�ch palc�w u r�ki i jednego palucha u nogi.
Jestem rewolwerowcem maj�cym naboje, kt�re mog� nie wy-
pali�, i zaka�on� ran� po ugryzieniu potwora, natomiast nie
mam �adnych lekarstw. Wody wystarczy mi w najlepszym razie
31
na jeden dzie�, a je�li zbior� wszystkie si�y, mo�e uda mi si�
przej�� kilkana�cie mil. Kr�tko m�wi�c, jestem na kraw�dzi.
W kt�r� stron� powinien p�j��? Przyszed� ze wschodu, a na
zach�d nie m�g� ruszy�, nie maj�c si� �wi�tego lub zbawcy.
Tak wi�c pozostawa�a p�noc i po�udnie.
P�noc.
Tak� odpowied� podsuwa�o mu serce. Nie pozostawia�o
�adnej w�tpliwo�ci.
Na p�noc.
Rewolwerowiec ruszy�.
4
Szed� przez trzy godziny. Dwa razy upad� i za drugim razem
nie wierzy�, �e jeszcze zdo�a si� podnie��. Wtedy nadci�gn�a
fala, dostatecznie blisko, by przypomnia� sobie o broni i stan��
na dr��cych jak galareta nogach, zanim zda� sobie z tego
spraw�.
S�dzi�, �e przez te trzy godziny uda�o mu si� przej�� mniej
wi�cej cztery mile. Teraz s�o�ce zaczyna�o grza�, ale nie tak
mocno, �eby spowodowa� �upanie w g�owie i sprawi�, �e po
twarzy sp�ywa� mu pot, tak samo jak wiej�cy znad morza
wietrzyk nie by� dostatecznie silny, aby wywo�a� nag�e ataki
dreszczy, pod wp�ywem kt�rych dostawa� g�siej sk�rki i szcz�-
ka� z�bami.
Gor�czka, rewolwerowcze - zachichota� cz�owiek w czerni.
To, co zosta�o w ranie, roznieci�o po�ar.
Czerwone linie infekcji by�y teraz lepiej widoczne: przesu-
n�y si� od prawego przegubu do po�owy przedramienia.
Przeszed� jeszcze ponad mil� i wypi� reszt� wody. Przywi�za�
buk�ak do pasa, obok pierwszego. Krajobraz by� monotonny
i ponury. Morze po prawej, g�ry po lewej, a szary i usiany
muszelkami piach pod podeszwami sfatygowanych but�w.
Nadci�gaj�ce i cofaj�ce si� fale. Wypatrywa� koszmarnych
32
homar�w, ale nie dostrzeg� �adnego. Maszerowa� znik�d doni-
k�d, cz�owiek z innego czasu, kt�ry najwidoczniej dotar� do
kresu nico�ci.
Tu� przed po�udniem znowu upad� i wiedzia�, �e nie uda mu
si� wsta�. A wi�c to tutaj. To ju� koniec... po tym wszystkim.
Zdo�a� utrzyma� si� na czworakach i uni�s� g�ow�... jak
zamroczony bokser. Nieco dalej, mo�e o mil� lub trzy (trudno
mu by�o oceni� odleg�o�� na tym bezkresnym pasie piachu
i w gor�czce, od kt�rej oczy wychodzi�y mu z orbit), zobaczy�
co� nowego. Co� sta�o na pla�y.
Co to takiego?
(trzy)
Niewa�ne.
(to liczba twojego przeznaczenia)
Rewolwerowiec jeszcze raz zdo�a� podnie�� si� z ziemi.
Wyrz�zi� co�, jakie� b�aganie, kt�re us�ysza�y tylko kr���ce na
niebie morskie ptaki (z jak� przyjemno�ci� wydzioba�yby mi
oczy - pomy�la� - z jak� przyjemno�ci� po�kn�yby takie
smakowite k�ski!), i poszed� dalej, zataczaj�c si� jeszcze bar-
dziej i zostawiaj�c za sob� przedziwnie kr�ty, a czasem zap�t-
lony �lad.
Nie odrywa� wzroku od tego, co sta�o na pla�y. Kiedy w�osy
opad�y mu na oczy, odgarn�� kosmyk na bok. Wydawa�o si�, �e
wcale nie zbli�a si� do tego czego�. S�o�ce osi�gn�o sw�j
najwy�szy punkt na niebosk�onie i pozostawa�o w nim o wiele
za d�ugo. Roland wyobrazi� sobie, �e zn�w jest na pustyni,
gdzie� w pobli�u chaty ostatniego osadnika,
(fasola, fasola, muzyczny przysmak, im wi�cej �resz, tym
cz�ciej prykasz)
i ujrza� zajazd, gdzie ch�opak
(tw�j Izaak)
oczekiwa� na jego przybycie.
Kolana ugi�y si� pod nim, wyprostowa�y, ugi�y i zn�w
wyprostowa�y. Gdy w�osy ponownie opad�y mu na oczy, nie
fatygowa� si� ich odgarnianiem - ju� nie mia� na to si�y.
33
Patrz�c na ten obiekt, kt�ry teraz stanowi� w�ski cie� na tle
g�r, rewolwerowiec szed� dalej.
Rozpozna� go mimo gor�czki.
By�y to drzwi.
Nieca�e czterysta jard�w od nich kolana znowu ugi�y si�
pod Rolandem i tym razem nie zdo�a� ich wyprostowa�. Upad�,
uderzaj�c praw� r�k� o ziarnisty piach i muszle, a kikuty palc�w
zawy�y, gdy p�k�y �wie�e strupy. Znowu zacz�y krwawi�.
Zacz�� si� czo�ga�. Pe�zn��, maj�c w uszach nieustanny szum
nadci�gaj�cych i wycofuj�cych si� fal Morza Zachodniego.
Podpiera� si� �okciami i kolanami, pozostawiaj�c wg��bienia
w piasku, tu� za lini� przyp�ywu, zaznaczon� przez schn�ce
pasma brudnozielonego morszczynu. Podejrzewa�, �e wiatr
wci�� wieje - na pewno, gdy� dreszcze wstrz�sa�y ca�ym jego
cia�em - lecz jedyne podmuchy, jakie s�ysza�, dobywa�y si�
z jego udr�czonych p�uc.
Drzwi by�y ju� bli�ej.
Bli�ej.
W ko�cu, oko�o trzeciej po po�udniu tego okropnego dnia,
gdy cie� po lewej zacz�� si� wyd�u�a�, rewolwerowiec dotar�
do nich. Przykucn�� i spojrza� na nie znu�onym wzrokiem.
Mia�y ponad sze�� st�p wysoko�ci i wygl�da�y na zrobione
z twardego tekowego drewna, chocia� najbli�sze z takich drzew
ros�o co najmniej siedemset mil st�d. Klamka wydawa�a si�
z�ota i ozdobiona filigranowym wzorem, kt�ry rozpozna� do-
piero po chwili: u�miechni�ty pysk pawiana.
W ga�ce, nad ni� i pod ni� nie by�o dziurki od klucza.
Drzwi mia�y zawiasy, lecz nieprzymocowane do niczego -
a przynajmniej tak mi si� zdaje, pomy�la� rewolwerowiec. To
zagadka, naprawd� cudowna zagadka, tylko jakie to ma zna-
czenie? Umierasz. Zbli�asz si� do rozwi�zania swojej w�asnej
tajemnicy - jedynej, jaka naprawd� ma znaczenie dla ka�dego
m�czyzny i ka�dej kobiety.
Mimo wszystko wydawa�o si�, �e ma to jakie� znaczenie.
Te drzwi. Znajduj�ce si� w miejscu, gdzie nie powinno ich
34
by�. Po prostu sta�y sobie na szarym piasku, dwadzie�cia st�p
nad lini� wody, sprawiaj�c wra�enie odwiecznych jak morze
i rzucaj�c sko�ny, skierowany na wsch�d cie� w chyl�cym si�
ju� ku zachodowi s�o�cu.
Mniej wi�cej na dw�ch trzecich ich wysoko�ci widnia�o
s�owo napisane czarnymi literami w j�zyku Wysokiej Mowy:
WI�ZIE�
Op�ta� go demon. A imi� tego demona brzmi HEROINA.
Rewolwerowiec us�ysza� g�uchy, przeci�g�y d�wi�k. Z po-
cz�tku pomy�la�, �e to wiatr lub odg�os zrodzony w jego
rozgor�czkowanej g�owie, lecz z ka�d� chwil� nabiera� pewno-
�ci, �e to d�wi�k silnik�w... dochodz�cy zza tych drzwi.
Otw�rz je. Nie s� zamkni�te. Wiesz, �e nie s� zamkni�te.
Zamiast tego niezdarnie podni�s� si� z ziemi, podszed� do
drzwi i zajrza� za nie.
Za nimi nie by�o niczego. Tylko ciemnoszary piach, ci�gn�cy
si� jak okiem si�gn��. Tylko fale, muszle, linia przyp�ywu oraz
jego w�asne �lady - wg��bienia pozostawione przez buty
i �okcie. Spojrza� jeszcze raz i szerzej otworzy� oczy. Tutaj nie
by�o drzwi, a jedynie ich cie�.
Zacz�� wyci�ga� praw� r�k� - och, ona tak wolno przy-
zwyczaja�a si� do nowej roli, jak� mia�a teraz odgrywa� w jego
�yciu - po czym opu�ci� j� i podni�s� lew�. Pomaca� na o�lep,
szukaj�c twardej powierzchni.
Je�li j� wymacam, zastukam w powietrze - pomy�la�. To
b�dzie interesuj�ce zaj�cie przed �mierci�!
Jego d�o� napotka�a tylko powietrze, chocia� wyci�gn�� j�
daleko poza miejsce, gdzie powinny by� te drzwi - nawet
niewidzialne.
Nie by�o w co puka�.
I warkot silnik�w - je�li naprawd� by� to ten d�wi�k - te�
ucich�. Teraz Roland s�ysza� jedynie wiatr, fale i cichy szum
w swojej g�owie. Powoli przeszed� z powrotem na drug� stron�
35
nieistniej�cych drzwi, my�l�c, �e od pocz�tku by�y halucy-
nacj� i...
Stan�� jak wryty.
Zaledwie przed chwil� patrzy� na zach�d, na nieciekawy
widok szarego, pofalowanego morza, gdy nagle w polu widzenia
pojawi�y si� drzwi. Zobaczy� ich zamek, wygl�daj�cy r�wnie�
na z�oty, ze stercz�c� zasuw�, przypominaj�c� krzepki metalo-
wy j�zor. Roland odrobin� odwr�ci� g�ow� na p�noc i drzwi
znik�y. Odwr�ci� j� z powrotem i zn�w tam by�y. Nie pojawi�y
si� - po prostu tam by�y.
Obszed� je i stan�� twarz� do nich, chwiej�c si�.
M�g�by obej�� je i stan�� od strony morza, ale by� przekona-
ny, �e wszystko si� powt�rzy, tyle �e tym razem on upadnie
i nie wstanie.
Ciekawe, czy m�g�bym przej�� przez nie od strony nico�ci?
Och, mia� wiele powod�w do rozmy�la�, lecz prawda by�a
prosta: oto na bezludnej pla�y znajdowa�y si� drzwi i mia�
tylko dwie mo�liwo�ci: otworzy� je lub pozostawi� zamkni�te.
Rewolwerowiec z wisielczym humorem pomy�la�, �e mo�e
nie umrze tak szybko, jak si� spodziewa�. Czy w przeciwnym
razie ba�by si� a� tak bardzo?
Wyci�gn�� lew� r�k� i dotkn�� klamki. Nie zaskoczy� go ani
�miertelny ch��d metalu, ani ognisty �ar cienkich, wyrytych tam
run�w. Obr�ci� klamk�. Kiedy poci�gn�� za ni�, drzwi si� otwo-
rzy�y. By�a to ostatnia rzecz, jakiej m�g� si� spodziewa�. Spojrza�,
zamar�, wyda� pierwszy krzyk przera�enia w swoim doros�ym
�yciu i zatrzasn�� drzwi. Nie by�o niczego, o co mog�yby trzasn��,
a mimo to zatrzasn�y si� z hukiem, a� morskie ptaki z wrzaskiem
zerwa�y si� z g�az�w, na kt�rych przysiad�y, aby go obserwowa�.
5
Zobaczy� ziemi� widzian� z jakiej� niewiarygodnej wysoko-
�ci - chyba bardzo wielu mil. Ujrza� przesuwaj�ce si� po niej
36
cienie chmur przep�ywaj�cych niczym sny. Widzia� to, co
m�g�by widzie� orze�, gdyby zdo�a� wzbi� si� trzykrotnie wy�ej
ni� najsilniejszy przedstawiciel jego gatunku.
Przej�cie przez te drzwi oznacza�o d�ugi, wielominutowy
upadek, zako�czony uderzeniem, kt�re wbije cia�o g��boko
w ziemi�.
Nie, widzia�e� co� wi�cej.
Zastanawia� si� nad tym, siedz�c og�upia�y na piasku przed
zamkni�tymi drzwiami i trzymaj�c na podo�ku zranion� r�k�.
Zaka�enie wkr�tce dotrze do serca, nie by�o co do tego w�tp-
liwo�ci.
W my�lach us�ysza� g�os Corta.
Pos�uchajcie mnie, robaki. S�uchajcie, jakby od tego zale�a�o
wasze �ycie, gdy� tak kiedy� mo�e by�. Nigdy nie widzi si�
wszystkiego, co mo�na dostrzec. Jednym z powod�w, dla kt�rych
przys�ali was do mnie, jest to, �ebym pokaza� wam wszystko,
czego nie zauwa�acie - czego nie dostrzegacie, kiedy si� boicie,
walczycie, uciekacie lub pieprzycie si�. �aden cz�owiek nie
widzi wszystkiego, na co patrzy, lecz zanim zostaniecie rewol-
werowcami - a przynajmniej ci, kt�rzy nie zgin�- zobaczycie
jednym rzutem oka wi�cej ni� niekt�rzy ludzie przez ca�e �ycie.
A cz�� tego, czego nie zauwa�ycie od razu, dostrze�ecie p�niej
oczami pami�ci - je�li po�yjecie dostatecznie d�ugo, �eby sobie
przypomnie�. Bo r�nica mi�dzy dostrzeganiem a przeoczeniem
mo�e by� r�nic� mi�dzy �yciem a �mierci�.
Widzia� ziemi� z tej ogromnej wysoko�ci (w jaki� spos�b
bardziej niepokoj�c� i zniekszta�con� ni� wizja m�odo�ci, kt�r�
ujrza� tu� przed zako�czeniem swego starcia z cz�owiekiem
w czerni, gdy� to, co zobaczy� przez te drzwi, wcale nie by�o
wizj�). Z trudem zdo�a� si� skupi� na tyle, by zauwa�y�, �e
ziemia, na kt�r� patrzy�, nie by�a pustyni� ani morzem, lecz
jakim� niewiarygodnie zielonym miejscem, usianym taflami
wody, kt�re nasuwa�y my�l o bagnach, ale...
Z trudem zdo�a�e� si� skupi�, przedrze�nia� go jadowity g�os
Corta. Widzia�e� wi�cej!
37
Tak.
Zobaczy� biel.
Bia�e kraw�dzie.
Brawo, Rolandzie! - wykrzykn�� Cort w jego my�lach
i Roland prawie poczu� klepni�cie twardej, pokrytej odciskami
d�oni. Skrzywi� si�.
Spogl�da� przez okno.
Rewolwerowiec z trudem wsta�, wyci�gn�� r�k�, poczu�
w d�oni ch��d i gor�ce linie cienkich ryt�w. Ponownie otworzy�
drzwi.
6
Widok, kt�rego oczekiwa� - ten obraz ziemi widzianej
z jakiej� potwornej, niewyobra�alnej wysoko�ci - znik�. Ro-
land spogl�da� na s�owa, kt�rych nie rozumia�. A przecie� by�
tego bliski. Wygl�da�y jak powykr�cane Wielkie Znaki...
Nad s�owami znajdowa� si� obrazek jakiego� pojazdu, nie
konnego, lecz poruszanego si�� silnika; podobno by�o ich
mn�stwo, zanim ten �wiat poszed� naprz�d. Nagle rewolwero-
wiec przypomnia� sobie to, co m�wi� mu zahipnotyzowany
Jake w zaje�dzie.
Ten pojazd ze stoj�c� obok roze�mian� kobiet� w futrzanej
etoli m�g� by� w�a�nie tym, kt�ry przejecha� Jake'a w tamtym
obcym �wiecie.
To jest tamten �wiat - pomy�la� rewolwerowiec.
Nagle widok...
Nie zmieni� si�, lecz przesun��. Rewolwerowiec zachwia�
si�, walcz�c z zawrotem g�owy i md�o�ciami. S�owa i obraz
opad�y ni�ej i ujrza� przej�cie z dwoma rz�dami foteli po obu
stronach. Niekt�re by�y puste, lecz na wi�kszo�ci siedzieli ludzie
ubrani w dziwne stroje. Zapewne by�y to garnitury, ale jeszcze
nigdy takich nie widzia�. Ozdoby, jakie nosili na szyjach, mog�y
by� szarfami lub krawatami, lecz takich te� nigdy przedtem nie
38
widzia�. A ponadto, o ile m�g� stwierdzi�, �aden z nich nie by�
uzbrojony. Rewolwerowiec nie dostrzeg� ani jednego sztyletu,
ani miecza, nie m�wi�c o rewolwerze. C� to za ufne stado
owiec? Niekt�rzy czytali z arkuszy papieru, pokrytych drobnymi
literami - przerywanymi tu i �wdzie przez obrazki - podczas
gdy inni pisali co� po nich pi�rami, kt�re widzia� po raz
pierwszy w �yciu. Te pi�ra jednak nie mia�y dla niego znacze-
nia. W przeciwie�stwie do papieru. �y� w �wiecie, w kt�rym
papier by� r�wnie cenny jak z�oto. Jeszcze nigdy nie widzia�
tyle papieru. Od czasu do czasu jeden z siedz�cych tam m�-
czyzn wydziera� kartk� z ��tego notatnika, kt�ry trzyma� na
kolanach, i mi�� j� w kul�, chocia� zapisa� zaledwie po�ow�
jednej strony, a druga pozosta�a pusta. Nawet w swoim kiepskim
stanie rewolwerowiec poczu� dreszcz zgrozy i oburzenia na
widok tak potwornego marnotrawstwa.
Dalej znajdowa�a si� uko�na bia�a �ciana z rz�dem okien.
Niekt�re z nich by�y zas�oni�te dziwnymi zas�onkami, przez
inne by�o wida� b��kitne niebo. Nagle w drzwiach pojawi�a si�
kobieta ubrana w str�j wygl�daj�cy jak uniform, kt�ry wzbudzi�
jeszcze wi�ksze zdumienie Rolanda. Ten mundurek by� jasno-
czerwony i w jego sk�ad wchodzi�y spodnie. Rewolwerowiec
dostrzeg� miejsce, w kt�rym nogi kobiety przechodzi�y w kro-
cze. Czego� takiego r�wnie� jeszcze nigdy nie widzia� u nieroze-
branej kobiety.
Podesz�a tak blisko drzwi, �e wydawa�o mu si�, �e zaraz
przez nie przejdzie. Gwa�townie si� cofn��, ale na szcz�cie nie
upad�. Spojrza�a na niego z wystudiowan� trosk� osoby, kt�ra
ma s�u�y�, a jednocze�nie jest pani� swego losu. To nie inte-
resowa�o rewolwerowca. Natomiast zaciekawi�o go, �e wyraz
jej twarzy wcale si� nie zmieni�. Nie tego nale�a�o oczekiwa�
po kobiecie - a w�a�ciwie po ka�dym, kto ujrza� brudnego,
chwiej�cego si�, wyczerpanego m�czyzn� z rewolwerami na
biodrach, z praw� d�oni� owini�t� zakrwawion� szmat�, w d�in-
sach wygl�daj�cych tak, jakby kto� skr�ci� je pi��.
- Chcia�by pan...? - spyta�a kobieta w czerwieni.
39
Powiedzia�a co� wi�cej, ale rewolwerowiec tego nie zro-
zumia�. Jedzenie lub picie, pomy�la�. Ten czerwony materia�
nie by� bawe�n�. Jedwab? Troch� podobny do jedwabiu, ale...
- D�in - us�ysza� g�os i zrozumia� go.
Nagle zrozumia� znacznie wi�cej.
Nie widzia� drzwi.
To by�y oczy.
Chocia� wydawa�o si� to szale�stwem, dostrzega� cz�ci
powozu, kt�ry sun�� po niebie. Spogl�da� czyimi� oczami.
Czyimi?
Przecie� dobrze wiedzia�. Patrzy� oczami wi�nia.
Rozdzia� 2
EDDIE DEAN
1
Jak gdyby potwierdzaj�c t� my�l, jakkolwiek szalon�, wszyst-
ko, co rewolwerowiec widzia� przez te niby-drzwi, nagle si�
unios�o i przechyli�o na bok. Widok si� zmieni� (zn�w ten
zawr�t g�owy, jakby sta� nieruchomo na ruchomej platformie,
kt�r� niewidzialne r�ce poruszaj� na wszystkie strony) i przej�-
cie zacz�o przep�ywa� poza kraw�dzie drzwi. Ujrza� miejsce,
w kt�rym sta�o kilka kobiet odzianych w takie same czerwone
uniformy. By�o tam mn�stwo stalowych rzeczy, i mimo b�lu
oraz zm�czenia zapragn��, by obraz znieruchomia�, pozwalaj�c
mu przyjrze� si� tym przedmiotom - najwyra�niej jakim�
urz�dzeniom. Jedno z nich wygl�da�o jak piekarnik. Pierwsza
umundurowana kobieta w�a�nie nape�nia�a szklaneczk� d�inem,
kt�rego za��da� g�os. Nalewa�a go z bardzo ma�ej buteleczki.
Szklanej. Naczynie, do kt�rego go wlewa�a, wygl�da�o r�wnie�
jak szklane, ale rewolwerowiec zauwa�y�, �e nie by�o ze szk�a.
Widok za drzwiami przesun�� si�, zanim Roland zd��y�
zobaczy� co� wi�cej. Po kolejnym z tych op�ta�czych prze-
chy��w ujrza� metalowe drzwi. Mia�y owalny kszta�t i pod-
�wietlony znak na �rodku. WOLNA - g�osi� napis.
Obraz przesun�� si� nieco w d�. D�o� pojawi�a si� z prawej
strony drzwi, przez kt�re spogl�da� rewolwerowiec, i chwyci�a
klamk� tych, na kt�re patrzy�. Zobaczy� mankiet niebieskiej
41
koszuli, lekko podci�gni�ty i ods�aniaj�cy czarne w�oski. D�ugie
palce. Na jednym z nich pier�cie� ozdobiony kamieniem, kt�ry
m�g� by� rubinem, krwawnikiem albo bezwarto�ciowym szkie�-
kiem. Rewolwerowiec podejrzewa�, �e w gr� wchodzi ta ostatnia
mo�liwo��: klejnot by� zbyt du�y i zbyt wulgarny, aby m�g�
by� prawdziwy.
Metalowe drzwi otworzy�y si� i zobaczy� najdziwniejsz�
wyg�dk�, jak� kiedykolwiek widzia�. By�a ca�a z metalu.
Kraw�dzie metalowych drzwi znalaz�y si� poza kraw�dziami
drzwi na pla�y. Rewolwerowiec us�ysza�, jak si� otwieraj�
i zamykaj�. Oszcz�dzono mu nast�pnego chwiejnego obrotu,
wi�c doszed� do wniosku, �e cz�owiek, kt�rego oczami patrzy�,
si�gn�� za siebie, �eby zamkn�� zatrzask.
Potem widok zn�w si� obr�ci� - nieca�kowicie, ale o p�
obrotu - i zobaczy� lustro, a w nim twarz, kt�r� ju� kiedy�
widzia�... na karcie tarota. Te same czarne oczy i strzecha
ciemnych w�os�w. Twarz spokojna, lecz blada, a w oczach -
kt�rymi teraz widzia� ich odbicie - Roland ujrza� przera�enie
gn�bionej przez pawiana istoty z karty tarota.
M�czyzna dygota�.
On te� jest chory.
Potem przypomnia� sobie Norta, trawo�era z Tuli.
Pomy�la� o Wyroczni.
Op�ta� go demon.
Rewolwerowiec nagle pomy�la�, �e mo�e jednak wie, czym
jest HEROINA: czym� w rodzaju diabelskiego ziela.
Troch� denerwuj�ce, prawda?
Bez namys�u, ze zdecydowaniem, kt�re czyni�o go ostatnim
z nich, a przynajmniej pozwoli�o maszerowa� dalej i dalej
d�ugo po tym, jak Cuthbert i inni zgin�li albo zrezygnowali,
pope�nili samob�jstwo, zostali zdradzeni lub po prostu odrzucili
ide� Wie�y, rewolwerowiec przeszed� przez drzwi z tym samym
prostodusznym i oboj�tnym zdecydowaniem, kt�re przeprowa-
dzi�o go przez pustyni� oraz wiod�o przez wszystkie poprzednie
lata, �ladem cz�owieka w czerni.
42
2
Eddie zam�wi� d�in z tonikiem. Przej�cie przez nowojorsk�
odpraw� celn�, b�d�c na cyku, mog�o nie by� najlepszym
pomys�em, wiedzia� przecie�, �e je�li zacznie, to nie potrafi
przesta�, ale musia� co� �ykn��.
Je�eli trzeba zjecha�, a nie mo�esz znale�� windy - powie-
dzia� mu kiedy� Henry - musisz to zrobi� w jaki� inny spos�b.
Nawet na miotle.
Kiedy ju� zam�wi� i stewardesa odesz�a, poczu�, �e zbiera
mu si� na wymioty. Nie czu� si� tak, �eby na pewno mia�
zwymiotowa�, ale lepiej by� przezornym. Przej�cie przez ko-
mor� celn� z jednofuntow� paczk� kokainy pod ka�d� pach�
i oddechem cuchn�cym d�inem to ryzyko, lecz przej�cie przez
komor� celn� z wymiocinami zasychaj�cymi na spodniach to
katastrofa. Lepiej si� zabezpieczy�. Te nudno�ci pewnie min�,
jak zwykle, lepiej jednak dmucha� na zimne.
Problem polega� na tym, �e pr�bowa� odstawi�. Pr�bowa�,
ale nie odstawi�. Kolejne prorocze s�owa wielkiego m�drca
i wybitnego �puna... Henry'ego Deana.
Siedzieli na balkonie apartamentu w Regency Tower, jeszcze
nie podrzemuj�c, ale powoli zapadaj�c w drzemk�, grzej�c
twarze w s�o�cu i przyjemnie odlatuj�c... W tamtych dobrych
czasach, kiedy Eddie dopiero zaczyna� w�cha�, a Henry jeszcze
nie dawa� sobie w �y��.
Wszyscy m�wi�, �e odstawi� - stwierdzi� Henry - ale
zanim to zrobisz, najpierw musisz spr�bowa� odstawi�.
Eddie, za�pany po uszy, zarechota� jak szaleniec, poniewa�
doskonale wiedzia�, o czym m�wi� Henry. A jednak Henry
nawet si� nie u�miechn��.
Pod pewnymi wzgl�dami pr�ba odstawienia jest gorsza ni�
odstawienie - rzek�. Kiedy zupe�nie odstawisz, to przynajmniej
wiesz, �e b�dziesz rzyga�, wiesz, �e b�dziesz dygota�, wiesz, �e
b�dziesz si� poci�, a� wyda ci si�, �e toniesz we w�asnym pocie.
Natomiast pr�ba odstawienia to przekle�stwo oczekiwania.
43
Eddie pami�ta�, �e zapyta� Henry'ego o to, jak nazwa�
narkoman�w (kt�rymi oni nigdy si� nie stan�, co obaj stanowczo
twierdzili w tych gin�cych w mroku niepami�ci dniach przed
szesnastoma miesi�cami) daj�cych sobie z�oty strza�.
Ci po prostu id� w odstawk� - odpar� bez wahania Henry
i zrobi� zdziwion� min�, jak kto�, kto powiedzia� co� zabaw-
niejszego, ni� zamierza�, i spojrzeli po sobie, a potem obaj
rykn�li �miechem i u�ciskali si�. Id� w odstawk�, bardzo
�mieszne, ale teraz ju� nie.
Eddie poszed� przej�ciem na dzi�b. Mijaj�c kuchni�, spraw-
dzi� napis - WOLNA - i otworzy� drzwi.
Hej, Henry, wielki m�drcze i wybitny bracie �punie, skoro
ju� zeszli�my na ten temat, czy chcesz us�ysze� moj� definicj�
wpadki? To wtedy, kiedy celnik na lotnisku Kennedy'ego uzna,
�e wygl�dasz podejrzanie... albo trafisz akurat na dzie�, gdy
zamiast urz�dnika maj� tam te psy z nosami godnymi doktoratu,
a one wszystkie zaczn� szczeka� i sika� na pod�og� i to w�a�nie
ciebie usi�uj� dopa��, szarpi�c si� w kolczatkach, a kiedy celnicy
przetrz�sn� ci ca�y baga�, zabiera