12276

Szczegóły
Tytuł 12276
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12276 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12276 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12276 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Pilipiuk A IMIĘ JEGO CZTERDZIESCI I CZTERY Przed przeszło stu pięćdziesięciu laty Adam Mickiewicz napisał w natchnieniu tajemniczy dwuwiersz: Krew jego - dawne bohatery A imię jego będzie czterdzieści i cztery. Od ponad stu lat nad fragmentem tym łamią sobie głowy najwięksi znawcy literatury. Sens jego sprowadza się ogólnie rzecz biorąc do tego że w przyszłości nadejdzie "mąż opatrznościowy", który poprowadzi naród do zwycięstwa i odzyskania niepodległości. Od mniej więcej lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku przypuszcza się, że Mickiewicz pisząc te słowa miał na myśli kogoś konkretnego, być może nawet samego siebie (liczba liter we wszystkich imionach i nazwisku wieszcza daje właśnie 44). Inni doszukują się symboliki kabalistycznej. Badacze złośliwie ignorują fakt, że Mąż Opatrznościowy Czterdzieści Cztery, Wskrzesiciel Narodu sam ujawnił się pod koniec ubiegłego wieku i publicznie wyraził gotowość wypełnienia swojej dziejowej misji. A było to tak. Rok 1847 zaczął się od tajemniczych znaków. W styczniu pojawił się na niebie ognisty krzyż, marzec i kwiecień oświetlała ognista miotła - kometa. Współcześni upatrywali w tym zapowiedzi klęsk i wielkiego przewrotu. Nie pomylili się. Rok później Wiosna Ludów wstrząsnęła podwalinami Europy. Komety od dawien dawna uważano za zwiastuny wojen, zaraz, a także narodzin wielkich ludzi. 4 kwietnia 1847 roku w Leżajsku przyszedł na świat Kazimierz Stanisław Jabłoński. Nikt z jego współczesnych nie postarał się zgromadzić o nim bardziej szczegółowych informacji. Życiorys tego interesującego indywiduum udało mi się zrekonstruować częściowo z drobnych strzępów informacji rozsianych po jego "dziełach". Uczęszczał prawdopodobnie do gimnazjum w Rzeszowie. W wieku 16 lat wziął udział w Powstaniu Styczniowym. Walczył w oddziałach Czachowskiego, wsławił się w bitwie pod Stefankowem. Wzięty do niewoli zdołał zbiedz z konwoju na Sybir. Okoliczności zmusiły go do opuszczenia Królestwa. Od tamtego czasu żył w Galicji. Pracował przez większą część życia w Towarzystwie Wzajemnych Ubezpieczeń, w Krakowie. Posiadał dwie siostry, sam jednak nie doczekał się potomstwa. W 1885 roku przeżył objawienie. Opisze je dziesięć lat później następująco: "Pierwotne Salem, jest to imię późniejszej i teraźniejszej Jerozolimy. Grecy bowiem pierwotnie Salem nazywali Hierosalem tj. święty pokój. /.../ Pierwotne Salem odpowiada polskiej miejscowości Mirów nad Wisłą blisko miasteczka Alwermi położonego, gdzie na skale w roku 1885 w wielkim tygodniu miałem jasnowidzenia mojego posłannictwa. /.../ Skałę tą jasnowidzenia przykazał mi Duch Boży nazwać nową Moyrą i nowym Syonem, które to słowo tłumaczy się widzenie, a Syon - wieża straży". Następnie Duch przekazał mu dalsze instrukcje: Narodziłeś się w roku 1847, to jest w 1000 letni jubileusz, kiedy naród Polski wybrał na króla kołodzieja Piasta ażebyś i ty piastował władzę jemu podobną i czem jest piasta dla koła, tem masz się stać dla wszystkich narodów ziemi, to jest środkiem ich religijnej i politycznej równowagi. Zaiste niezwykły zaszczyt i wielka odpowiedzialność spadła na barki skromnego urzędnika od ubezpieczeń. Ale przecież nie ugiął się, nie odrzucił zaszczytu. Na zakończenie duch udzielił mu pierwszych wskazówek: I kościół nowy nazwiesz imieniem Rzeszów to jest powszechna rzesza narodów. Tu w Rzeszowie do szkół chodziłeś przeto masz się stać nauczycielem rzeszy powszechnej. Dalsze wskazówki "mąż opatrznościowy" otrzymać miał w starożytnym grodzie króla Kraka - Krakowie. Wyruszył nie zwlekając w podróż. W Bibliotece Jagielońskiej wertując księgi przez wiele dni oczekiwał na dalsze wskazówki. Wreszcie nadeszły. Otworzywszy Biblię natrafił przypadkowo na psalm 45 w którym wspomniany jest śpiewak Sosannim. Bohater nasz natychmiast skojarzył uderzające podobieństwo między tym imieniem a panieńskim nazwiskiem swojej matki (z domu Sozańska). Większą część dzieł które po sobie zostawił wypełniają mniej i bardziej udane próby dopasowania tego nazwiska oraz własnych imion do różnych antycznych i słowiańskich źródłosłowów. Np. Kazimierz to Kazi - mir - czyli nakazujący pokój. Tamtego dnia w Bibliotece Jagielońskiej ogarnęło go uniesienie. Dla rozładowania napięcia udał się piechotą na Wawel i wszedł do katedry. Na pulpicie koło ołtarza leżała otwarta siedemnastowieczna księga. Jabłoński zbliżył się i przeczytał w niej podkreślony wers: Umiłowałeś sprawiedliwość a nienawidziłeś nieprawość, przetoż pomazał cię. Potraktował to jako potwierdzenie swojej misji. W 1890 roku opublikował nakładem własnym broszurę z opisem swojego jasnowidzenia. (Prawdopodobnie wszystkie jej egzemplarze przepadły w zawierusze dziejów). Dzieło to jednak przeszło zupełnie bez echa. Zniechęcony Kazimierz postanowił zebrać więcej dowodów swojego wywyższenia. Poszukiwania korzeni zawiodły go niedaleko. Wydedukował że nazwisko Jabłoński pochodzi od rajskiej jabłoni, czyli drzewa poznania dobra i zła. Odkrył także że jego rodzinny Leżajsk jest dobrym miejscem na narodziny przyszłego zbawcy narodu. Skoro nazwa miasta Gniezna wywodzi się od słowa gniazdo, to prawdopodobnie Leżajsk oznaczał pierwotnie leże - siedzibę władców. Ciekawsze były poszukiwania wśród proroctw i zapowiedzi. Literatura porozbiorowa usiana jest fragmentami opisującymi przyszłego zbawcę - wskrzesiciela narodu. W 1846 roku Leon Chrzanowski ogłosił w Paryżu drukiem broszurę "Chwila teraźniejsza i Posłannictwo Polski". Prorokuje w niej wielki przełom, przejście z jednej epoki do drugiej: Chwila płynąca teraz nad ziemią, jest tak ważna jakiej nie było od czasów Chrystusa. Wskrzesiciel narodu miał nadejść wkrótce. Inny znany mistyk Kornel Ujejski miał widzenie męża opatrznościowego podczas powstania w 1863 roku. Opisze go tak: Patrz...Ha! To dziecię uszło... rośnie... to obrońca!. Jabłoński z właściwą sobie przenikliwością wydedukował ze chodziło właśnie o niego. W 1891 roku, mając 44 lata doznał tajemniczej metamorfozy umysłu. Atak nastąpił w obecności przyjaciół 20 kwietnia o godzinie dwudziestej. Trwał kilkanaście minut. Bohater nasz gdy tylko przyszedł do siebie stwierdził że od tej pory musi zająć się fizyką i astronomią, jako że jego poprzednicy napisali na ten temat masę bzdur. Aby się nie sugerować nie czytał ich dzieł ale sam usiłował posiłkując się mocami nadprzyrodzonymi, nabytymi podczas olśnienia, przeniknąć naturę wszechświata. W 1895 roku był gotów objawić ludzkości nową naukę. Wydał znowu własnym sumptem broszurę "Angielina - urocze widmo prawdy". Zacytujmy tu kawałek tego wiekopomnego dzieła: Ciało naszej ziemi w normalnych periodach czasu rozszerza się i ściąga. Objaw ten będący w stosunku do wielkości ziemi absolutnem dla niej zerem, według naszych jednak pojęć [jest] objawem bardzo znacznym, jest wbrew dziecinnym zapatrywaniom nauki jedyną przyczyną nie tylko podnoszenia się i opadania morza lecz i wielu innych zjawisk, które nauka nasza przypisuje wpływom postronnym. /.../ Objaw ten normalny może w danych razach przybrać rozmiary większe i spowodować straszną dla nas katastrofę wodną i powietrzną, co według przekonania autora ma właśnie mieć miejsce jeszcze za jego życia. Kolejne dzieło znowu przeszło bez echa. Mąż Opatrznościowy 44 był tym srodze zawiedziony. W międzyczasie dokonuje kolejnych odkryć. Spisawszy je znajduje po raz pierwszy (i ostatni) wydawcę. W 1896 roku nakładem Anszyca z Krakowa ukazuje się dziełko: "A ona jednak się nie obraca - studyum astronomiczne na nowej podstawie" - ten obecnie biały kruk zachował się w jednym egzemplarzu i dzięki uprzejmości Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego miałem przyjemność się z nim zapoznać. Lotność umysłu i śmiałość myśli autora budzą grozę. Na wstępie Jabłoński pisze, że doskonale znany mu jest los Galileusza, Kolumba(?) i innych wielkich myślicieli, ufa jednak że społeczeństwo oświeconego dziewiętnastego wieku przyjmie jego posłannictwo z życzliwością i uwagą. W pierwszej części dzieła wysuwa teorię Gai - żywej planety: Każde ciało żyjące przedstawia kulę, bądź spłaszczoną, bądź wydłużoną, a każda taka kula ma dwa bieguny: pokarmowy i płciowy, które we wszystkich funkcjach życia ściśle zależne są jeden od drugiego. Oddechając kula rozdyma się i ściąga zarówno w kierunku biegunów jak i kierunku prostopadłym do osi biegunowej. /.../ Jesteś produktem cienkiej warstwy pleśni na skórze ciała ziemi, a wszystko co cię otacza jest także temsamem. Największe rzeki na powierzchni ziemi są tylko miniaturowem odbiciem olbrzymich strumieni wewnątrz jej ciała. /.../ Są tam zbiorniki ciepła, wobec którego żar naszego słońca jest zaledwie mętnym płomykiem świecy łojowej a w ten cieple żyją olbrzymy nie mniejsze niż w wodzie. Zwiększenie ciepła jestto przemiana części śmierci na część życia. Im większy żar tem więcej życia. Jabłoński w swojej teorii o żywej planecie i biegunowości wszystkiego, posunął się jeszcze krok dalej. Nansen dopiero planował osiągnięcie północnego bieguna planety. "Mąż 44" już wiedział co można tam znaleźć: Na biegunie ziemi pokarmowym (północnym), znajduje się otwór, a raczej wielka ilość otworów skombinowanych w jeden, w jedno zagłębienie. Biegun płciowy (południowy) ma także coś podobnego. Raz na kilka milionów naszych lat spotyka się ziemia ze swym lubym; wtedy dzieją się na niej okropne spustoszenia: wylewy morza, trzęsienia, zapadanie się gór, krzyk, pisk, wycie, lament - a potem straszna cisza, wśród której straszne panują zimna. Przedstawiwszy swoją wizję kopulujących planet autor ze swadą rozprawia się z atomistyczną teorią budowy materii: Teoria atomów i eteru jest po prostu niedorzecznością!, po czym zabiera się za teorię Darwina. Twierdzenie jakoby ludzie pochodzili od małp jest oczywistą bzdurą. To małpy są zdegenerowaną odnogą ludzkości. Stało się to przed trzystu tysiącami lat, gdy ludzie polowali jeszcze na dinozaury. Co więcej małpy są ewolucyjnie dalej niż my(!). Wyjaśnia to kolejny fragment dzieła: Człowiek będąc niegdyś rośliną, zatem biegunem pokarmowym czyli głową wrytym w ziemię, przechodząc następnie różne fazy rozwoju świata zwierzęcego o poziomej osi biegunów, doszedłwszy kołem do tego że dziś biegun jego pokarmowy, czyli głowa zwrócony jest ku niebu, z czasem tę samą drogą dojść musi do początkowej choć odmiennej formy swojego istnienia. Innymi słowy za parę milionów lat zamienimy się w marchewkę, o ile nie zetrze nas na pył kopulacja naszej planety. Całe szczęście że Karol Darwin nie dożył ogłoszenia drukiem tych rewelacji. Na deser nieco astronomii. Kazimierz Jabłoński z właściwym sobie wdziękiem rozprawił się także z teorią niejakiego Mikołaja Kopernika. Twierdzenie że ziemia kręci się dookoła własnej osi jest oczywiście bzdurą. Jabłoński udowadnia to za pomocą bardzo prostego doświadczenia, które każdy może przeprowadzić w warunkach domowych. Gdyby ziemia obracała się rzeczywiście wokół własnej osi i to w warunkach podanych przez astronomię tj. gdyby każdy punkt powierzchni ziemi posuwał się o 460 metrów na sekundę to kamień upuszczony z wysokości takiej, by w ciągu jednej sekundy dobiedz ziemi, musiałby bezwarunkowo spaść o 460 metrów na zachód poza upatrzony punkt pionowy. Czytelnikom wierzącym jeszcze w ruch obrotowy ziemi sugeruję naoczne zbadanie tego zjawiska. Oczywiście brak ruchu naszej planety wokół jej osi da się stosunkowo łatwo wytłumaczyć: W otaczającej nas naturze nie ma siły któraby żywem ciałem wbrew jego woli i warunkom siły fizycznej obracała, względnie obracać potrafiła, jak maszyną z całą precyzją, przez czas dłuższy, albo też niema tu na ziemi żywego ciała któreby samo z potrzeby lub dla przyjemności chciało lub mogło urządzać sobie tak wściekłą zabawę /.../ Co nie dzieje się na ziemi nie może dziać się i nad ziemią, prawa bowiem natury jak i granice ich wyjątków są i być muszą zawsze stosunkowo jednolite. Skoro ziemia nie obraca się dookoła własnej osi to może chociaż obraca się dookoła słońca? Nie, nie obraca się, z bardzo prostej przyczyny. Słońce takie o jakim uczymy się w szkole na lekcjach geografii po prostu nie istnieje! Ziemia wydziela znaczne ilości cieplika. Promienie układają się w stożek. Skoncentrowaniem się tego olbrzymiego ciepła w jednym miejscu wytwarza się żar dla naszych zmysłów niepojęcie silny i z odległości przedstawia się naszym oczom w kształcie żarzącego się jasnym światłem krążka średniej wielkości który nazywany słońcem. Krążek ten obiega ziemię siłą falowego drgania oddechowego spiralnie 365 razy w ciągu naszego roku. Odległość od ziemi tego krążka /.../ wynosi najprawdopodobniej nie więcej nad dwie do trzech średnic ziemi czyli 3600 o 5400 mil. Pojawia się oczywiście problem innych ciał niebieskich. Księżyc jestto zwyczajne odbicie się skoncentrowanych stożkowo promieni bieguna północnego rzucone na tło gazów poza jej [ziemi] atmosferą, dające nam w czasie swych odmian zawsze obraz jednej i tej samej okolicy tj. tej, z której promienie one się wytwarzają. Odmiany księżyca są skutkiem różnicy kąta pod jakim odbijają się tarcza jego i tarcza słońca. /.../ Gwiazdy to proste odbłyski pozaatmosferyczne cieplika ziemi promieniującego na szerokim pasie pomiędzybiegunowym. I jeszcze jedna myśl, tym razem bardziej dotycząca teorii grawitacji niż astronomii. Im dalej ciało oddala się od ziemi tym jest lżejsze, dlatego kamień spada najpierw wolno, potem coraz szybciej. Rewelacje te przeszły bez echa. Następną broszurę pod długim, lecz przykuwającym wzrok tytułem: "W stuletnią rocznicę trzeciego rozbioru Polski! Któż jest ten mąż? 44? Wskrzesiciel Narodu? Namiestnik wolności na ziemi widomy? Otom Ja! Otom Ja! Kazymir Stanisław Jasieńczyk Jabłoński z Leżajska!" autor opublikować musiał nakładem własnym. Niestety naród po raz kolejny całkowicie zlekceważył swojego wskrzesiciela i proroka nowych idei astronomicznych. Minęło kilka lat nim nadszedł dzień w którym Mąż Opatrznościowy na czele wielotysięcznego tłumu złożonego z przedstawicieli wszystkich stanów udał się na Wawel gdzie przy ołtarzu katedry, w miejscu koronacji wielu naszych królów, złożył ślubowanie wskrzeszenia Polski. W 1902 roku w Krakowie obchodzono uroczyście rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Zorganizowano pochód na Wawel zakończony uroczystą mszą. W pochodzie kroczyć miały delegacje 63 grup zawodowych, cechów i organizacji. Tabliczka z numerem 44 przypadła Towarzystwu Wzajemnych Ubezpieczeń. Jabłoński, pracownik tejże instytucji, widział w tym kolejny znak. Niosąc na czele pochodu wieniec z liści dębowych wszedł do katedry i złożywszy go na sarkofagu Kazimierza Jagiełły, podszedł do ołtarza gdzie wygłosił płomienną modlitwę za odrodzenie ojczyzny. Atoli trochę miał pecha. Wielotysięczny tłum który przyszedł za nim z miasta nie mógł wziąć udziału w ślubowaniu, bowiem do wnętrza kościoła wpuszczono jedynie niewielką delegację z kwiatami. Po tym wydarzeniu Mąż 44 przyczaił się na osiem długich lat. Jak można się domyślać z jego pism oczekiwał kopulacji planet, po której zamierzał stanąć na czele zdziesiątkowanej i odrodzonej ludzkości. Szczątki ofiar niewinnych w łonie ziemi to zarodki miłości i swobody. Zwolna wyrasta z nich olbrzymi orzeł biały, który końce rozpostartych skrzydeł macza w trzech (!?) morzach. W 1910 roku Jabłoński wydaje ponownie własnym sumptem ostatnie wiekopomne dzieło mistyczno literackie pod wyjątkowo obrazoburczym tytułem "Jam jest Jezus Chrystus". Broszura zawiera mocno podziurawiony życiorys Wskrzesiciela Narodu, opisy jego widzeń, złożoną część wyjaśniającą tajemnice pochodzenia jego imion i nazwiska rodowego jego matki, kilkanaście przepowiedni z różnych okresów dotyczących przyszłych losów Polski i jej męża opatrznościowego. Dalsze losy Kazimierza Jabłońskiego są niemożliwe do prześledzenia. Nie wykluczone że naród zareagował wreszcie umieszczając swojego wskrzesiciela w zakładzie dla psychicznie chorych. Początek strony