2

Szczegóły
Tytuł 2
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ignacy Krasicki Antymonachomachia PIE�� PIERWSZA Cz�sto pozory �udz� s�abe oczy, Zw�aszcza gdy stan� na widok gromadnie, Cz�sto i malarz w dziele zbyt ochoczy Zmyli si�, obraz chc�c wyda� dok�adnie, I w kunszcie nieraz rzemie�lnik wykroczy, Kiedy si� w z�oto szych (1) pod�y zakradnie. Nie traci przeto kruszec swej korzy�ci: Szych pe�znie w ogniu, a z�oto si� czy�ci. J�dzo Niezgody, twoje to s� sztuki! Ty, co si� w dzie�ach zjadliwych objawiasz, Mieszasz si� w kunszta, mieszasz i w nauki, S�odycze ��ci� mieszasz i zaprawiasz, Wk�adasz obmierz�e jarzmo twej przynuki, A gdy si� tylko niesnaski zabawiasz, Nie do�� dla ciebie pa�stw, narod�w kl�ski, W cienia zakonne rzucasz grot zwyci�ski. Tw�j kunszt zdradny, �e� zacisze �wi�te Nowym podej�ciem miesza� zamy�la�a, Ju�e� pocz�a dzie�o przedsi�wzi�te, Ju�e� na po�y z twych sztuk korzysta�a. Niebo s�ug swoich niewinno�ci� tkni�te Nie dopu�ci�o, by� triumfowa�a. Opowiem, jake� pad�a z piek��w �ona, Opowiem, jake� by�a zwyci�ona. Nie pod�a gnu�no�� rz�dzi�a klasztorem, (2) Gdzie si� te sceny wyda�y tragiczne. Klasztor by� cnoty zawo�any wzorem, Klasztor obfity w dzie�a heroiczne, Klasztor od wiek�w ws�awiony wyborem, Budowa� wszystkie miejsca okoliczne. Dzielny przyk�adzie, ach, kt� ci� wychwali! Ty� tarcz� twoich, co ciebie dawali. �wi�te wi�zienia mi�o�� cnoty wznios�a, Niewinno�� twierdz� otoczy�a wieczn�, �arliwo�� z �wieckiej marno�ci unios�a, Pokora skryciem czyni�a bezpieczn�, Przyk�adno�� dzielna w ich cieniu uros�a, Wiara obron� znalaz�a waleczn�. Ukryte �wiat�o stan�o na korcu (3) W nauczycielu, �wi�tym cudotworcu. W takim schronieniu, lepszy ni� wiek z�oty, Trawi�y prawe dla Boga ofiary, W stra�y ub�stwa, pos�usze�stwa, cnoty, W zaszczycie pewnej nadziei i wiary, W czu�ych zap�dach �arliwej ochoty; A niebieskimi obdarzona dary Mi�o��, r�kojmia cnoty i za�oga, S�odzi�a prace dla bli�nich i Boga. Te J�dza przerwa� zabawy gdy chcia�a, Zbli�a si�, k�dy w g��bokim ukryciu Ksi�ga "Zakonnej wojny" (4) zostawa�a P��d �artobliwy... Chc�c j� mie� w u�yciu, Tyle przewrotnych kunszt�w u�ywa�a, �e wpad� w jej r�ce; a w klasztornym �yciu Chc�c wznieci� po�ar, raduje si�, zjad�a, �e dzie�o przysz�ej niezgody wykrad�a. Wzbi�a si� w g�r�, a jak jab�ko owe, Co por�ni�o i ludzie, i bogi, Niesie p��d �art�w. Gmachy klasztorowe Skoro zoczy�a, wyda�a krzyk srogi, Cieszy si� widz�c kl�sk przysz�ych osnow�. Forty warownej ju� przeby�a progi, A my�l�c w�ciek� o przysz�ym po�arze, Przebiega szybkim krokiem kurytarze. Staje przed drzwiami mieszkania doktora Pewna, �e starzec rozkosznie spoczywa. Omyli�a si�; najpierwszy z klasztora Do s�u�by bo�ej spieszy i przybywa. W ch�rze p�nocna trzyma�a go pora, W ch�rze wraz z braci� chwa�y bo�e �piewa. Wielka rzecz z zas�ug by� od prawa wolnym, Wi�ksza - z zas�ug� by� prawu powolnym. Wesz�a, a widz�c i sprz�ty, i �o�e, J�kn�a z z�o�ci, czuj�c ba�nie p�onne: Zamiast kotary - wytarte rogo�e, Wsz�dzie ub�stwo zasta�a zakonne. Ksi�g mn�stwo, kt�rych zrachowa� nie mo�e, Ledwo obj�y pokoje przestronne; Sprz�t godny m�drca, godny zakonnika, Jadem j� nowym �arzy i przenika. Rzuci�a pismo, a zawywszy w�ciek�a, Powr�ci�a si� do swego �o�yska; Z ni� Zazdro�� zjad�a i Zemsta przewlek�a, Fanatyzm straszny z daleka i z bliska. Wpad�y, sk�d wysz�y, j�dze w otch�a� piek�a, Wpad�y w zwyczajne sobie stanowiska; Tam z �r�d�a jady na nowo czerpa�y, Aby tym dzielniej tru�y, zara�a�y. Wr�ci� si� doktor, a gdy pismo czyta, Roz�mia� si�: taka zemsta wielkiej duszy. Trwoga wyst�pnym tylko przyzwoita: Kto si� z�ym czuje, tego zarzut wzruszy. Cienia si� swego boi hipokryta, Gdy go wewn�trzne prze�wiadczenie g�uszy. Ubezpieczona w niewinno�ci swojej, Prawdziwa cnota krytyk si� nie boi. Tak brze�na ska�a, gdy niebo si� chmurzy I gro�ne coraz zbli�aj� ob�oki, Wzrusz si� morze, grzmi chmura w�r�d burzy, A cho� uderza ba�wan w brzeg wysoki, Chocia� si� w fluktach (5) zapienionych nurzy, Chocia� szturm srogi rwie twarde opoki, Trwa niewzruszona; pe�zn� wiatry chy�e, A ba�wan hardy piasek pod ni� li�e. Wchodzi Honorat, a pismo podane Z r�k od doktora kiedy czyta� bierze, Na pierwsz� strof� zna� po nim odmian�: Miesza si�, p�oni, blednieje w cholerze; Karty nie sko�czy�, ju� rzuca o �cian�, Chce drze�, lecz doktor hamuje w tej mierze. Sro�y si� starzec dziki i surowy, Tymi na koniec obwieszcza gniew s�owy: "Ta� to nam korzy�� za tyle podj�tych Prac, trud�w! Takie wdzi�czno�ci zadatki! Targa si� �mia�o�� na m�drych i �wi�tych, Wyszydza, zjad�a, i ojce, i matki! A niekontenta z blu�nierstw przedsi�wzi�tych Ha�bi r�aniec. Je�eli ostatki W nas jeszcze cnoty �arliwej zosta�y, Niechaj jej dozna blu�nierca zuchwa�y. Heretyk spro�ny, Turczyn, jansenita (6), Ateusz, piek�a zara�ony jadem, Oszczerca, z cudzych defekt�w korzysta, Godzien najwi�kszej by� kary przyk�adem. Niechaj go ha�ba ogarnie wieczysta I wszystkich, kt�rzy tym b�d� i�� �ladem, Niech go..." - Dech usta� ojcu �arliwemu; Wtem tak si� doktor odezwa� ku niemu: "Z�orzeczy�, nie wiem, je�eli przystoi Tym, kt�rzy tylko winni b�ogos�awi�. Jad bardziej ran� rozj�trza, ni� goi. Na c� si� pr�nym narzekaniem bawi�. Nie z zemsty pozna B�g, kt�rzy s� swoi; Je�li nale�y, jemu j� zostawi�. A cho� nas bole�� najsro�ej dotyka, Cierpie� a milcze� - podzia� zakonnika. Ten, kt�ry swoim na�ladowcom wiernym Za z�e stokrotnie dobrem kaza� p�aci�, Potrafi ul�y� troskom, cho� niezmiernym, Potrafi odda�, co mo�em utraci�. Zyskiem si� zemsty nie zmo�em mizernym, Cierpliwo�� lepiej nas zdo�a zbogaci�. Darujmy!" - Uciek� Honorat i mrucza�, A doktor westchn��, kt�ry go naucza�. M�g� by� ukara�, ile prze�o�ony, Ale �e starszy, nie spieszy� si� z kar�. Starzec by� laty i prac� zw�tlony, A zwyk�� wieku swemu tchn�c przywar�, Nadto by� w zdaniu swoim uprzedzony, Gdy k�ad� zakonno�� w r�wnej szali z wiar�. Cho� zdro�no�� widzia�, ale �e przy cnocie, Przebaczy� doktor �arliwej prostocie. PIE�� DRUGA Jak chmura, co grom po polach roznosi, Obieg� Honorat wszystkie kurytarze, Wsz�dzie wiadomo�� nieszcz�liw� g�osi, Wsz�dzie o wszcz�tym zna� daje po�arze, O zemst� wszystkich nalega i prosi, Niechaj to dzie�o i autora skarze. "Kupcie si� - wo�a - ku wsp�lnej odsieczy! Kupcie si� broni� pospolitej rzeczy!" Na taki odg�os, jak piorunem tkni�te, T�umy si� braci ze wszystkich stron spiesz�. Rzucaj� prace i zabawy �wi�te, A coraz wi�ksz� gromadz�c si� rzesz�, Tam id�, k�dy �ale rozpocz�te Wynurza� starzec: wzmagaj� i ciesz�. Pr�ne starania. Honorat si� trwo�y, Im bardziej mi�kcz�, tym zjadlej si� sro�y. Tak �a� po puszczach dzikich ob��kana Z p�odem, kt�rego pilnie dot�d strzeg�a, Nag�ym �oskotem my�liwc�w zmieszana, Z miejsc si� porywa, na kt�rych obleg�a. Pr�no ucieka; wko�o opasana, Unosz�c �ycie, cho� p�odu odbieg�a, Chocia� r�k usz�a i buja po lesie, Tkwi grot �miertelny, kt�ry z sob� niesie. Wrzask, krzyk, ha�asy. I pro�b�, i wsporem Nie da si� starzec ub�aga� rozjad�y, Niezbytym punktu uj�ty honorem. Gdzie� si� zdro�no�ci nasze nie zakrad�y? P�dzi. - Ksi�garni drzwi zasta� otworem, Tam wpad�, strwo�one bracia wraz z nim wpad�y. Jednym zamachem starzec nieu�yty Wywr�ci� cztery ksi�g pe�ne pulpity. O ty, wszechrzeczy p�odnej rodzicielki. Dzielny t�umaczu i w lew�, i w praw�, Kt�rego wielbi� musi cz�owiek wszelki! Ty, co� jest �wiata nauk�, zabaw�, Per�o pisarz�w, o Albercie Wielki (1), Co� tajemnice objawia� tak �wawo, Uczczenia godny! Nieustraszony, Spad�e� pod szaf� z twoimi kompany. Wielki Tostacie! (2) ty, co� znamienicie Pisa� o wszystkim, o czym pisa� mo�na, Nie osiedzia�e� si� na twym pulpicie, Z�o�� ci� zrzuci�a, ale z�o�� pobo�na. Pozna� ci� starzec, zap�aka� obficie, Twym spadkiem my�l si� powi�kszy�a trwo�na, A gdy si� coraz wzmaga i roz�arza, Tak z p�aczem m�wi� do bibliotekarza: "Nie tylko ludziom i ksi�gom uw�acza Bezbo�nik, co si� uwzi�� na zakony. Co winien Tostat, �e mu nie przebacza? Co winien Alfons, �w kr�l uwielbiony? Zuchwalec �mia�o grzeszy i wykracza, "Kroniki" nawet dotkn�� za�lepiony. Niegodzien czyta� pi�kno�ci dobranych: "Wojska afekt�w zarekrutowanych". Wiem, sk�d te z�o�ci i jady pochodz�: Ju� si� �wiat zepsu�, a p�ody odrodne Polorem niby jady swoje s�odz�, Nazwiska nawet uczonych niegodne. Ich to koncepty prawdzie nie zagrodz�. Znajdziem my na nich sposoby dowodne. Umilkn� zdrajcy, damy si� we znaki, Spe�znie z konceptem pisarz ladajaki. Bogdaj to dawni! w ksi�gach nie szperali, By�o te� lepiej, ka�dy cicho siedzia�. I c� nowego teraz wybadali? Bogdajby lepiej o nich �wiat nie wiedzia�! Nie tak to nasi ojcowie dzia�ali, A je�li kt�ry co pisa�, powiedzia�, Nie d�� si� z swojej m�dro�ci mniemanej Ani zaczepia� ksi��ki drukowanej". "Niejeden g�upi by� wydrukowany - Biblijotekarz rzek� do Honorata - Druk nie jest pi�tnem chwa�y lub nagany. Dawniejszych, �wie�szych czas�w alternata (3) G�upstwo i rozum stawia na przemiany, Jednym je w�z�em wi��e i przeplata; Z powszechnej wady my si� nie odkupim, Mo�na i u nas by� m�drym i g�upim. �e si� z prostoty �mia� pisarz swywolny, I my si� �miejmy, zagadniem go snadnie, Pozna po �miechu, w wyrazach zbyt wolny, �e fa�sz napisa�; odwo�a dok�adnie. B�dziem si� d�sa�? Nie b�dzie powolny, Gorszy jad mo�e w pi�ro mu si� wkradnie. A kto wie wreszcie, czyli nie chcia� u�y� Tego sposobu, aby si� przys�u�y�?" "Pi�kna przys�uga! Paszkwilem, potwarz�?" "Pos�uchaj tylko, ojcze Honoracie, R�ne si� my�li wierszopisom marz�, Jeszcze ich trybu zupe�nie nie znacie. Bywa cz�stokro�, gdy si� zbyt roz�arz�, �e mniej pami�tni o s�awy utracie, Zbyt letko cudz� dotkliwo�� t�umacz�!" "Z�y to �miech, ojcze, gdy na niego p�acz�!" "Targa si� paszkwil na niewinno�� trwo�n�, Zara�a jadem, na z�e zbyt ochoczy; Satyra, cierpie� nie mog�c rzecz zdro�n�, Karze bez wzgl�du, wyrzuca na oczy; Krytyk �arliwo�� ma, ale ostro�n�, �miechem poprawia, jadem nie uw�oczy, A kunsztu jego te prawe sposoby: Wyst�pek kara�, oszcz�dza� osoby". "Ale mnie wytkn��!" "Przypadkiem si� sta�o". "Jak to przypadkiem? Szydzi� moje lata!" "W my�li to jego mo�e nie posta�o, Os�awia�, szydzi� z ojca Honorata. Co tam wyrazi�, u nas si� nie dzia�o, Jaka� st�d s�awy by� mo�e utrata? Nigdy si�, ojcze, taki nie frasuje, Kt�ry zarzutu przyczyny nie czuje. Hazard nadarzy� twe imi� w pisaniu, Ale opisa� nie tym, czym ci� znaj�. Albo� upartym jeste� w twoim zdaniu? Albo� ci� o z�o�� bracia pos�dzaj�? Albo� nie trawisz dni, nocy w czytaniu? Albo� ci� flaszki przyjacielem maj�? Dobrzy�cie, m�drzy, na ksi��kach si� znacie; To nie o tobie, ojcze Honoracie". "Pi�kne to s�owa, ale nic nie znacz�, - Krzykn�� Honorat - �mia� si� z nas do woli! S� uprzedzeni, co dobrze t�umacz� To, co jest skutkiem nieprawej swawoli. Niech mi m�drkowie dzisiejsi wybacz�, Jak to nie sarkn��, kiedy kogo boli! Po�al si� Bo�e, widz�, naszej pracy! I wasze� zmodnia�, ojcze Bonifacy". PIE�� TRZECIA Bogdaj to zasn��! Byle sen by� smaczny, Mniejsza, na mi�kkim �o�u czy na �awie. Bogdaj to zasn��! Chocia� sen dziwaczny, S�odsze te ba�nie ni� troski na jawie. Niechaj mnie �udzi, niech b�dzie opaczny, Stawia cz�stokro� w szcz�liwej postawie. P�yn� w �nie mi�ym rozkoszne momenty, Nie �pi� kr�lowie, spa� ojciec Gaudenty. My�li swobodna! twoje to s� dzie�a, Ty prace wie�czysz rozkosznym u�pieniem, A co zbyt skrz�tnym staraniem uj�a, Najpo��da�szym wracasz zasileniem. Gnu�no��, co twardym letargiem zasn�a, Nie zna sn�w smacznych, m�y za przebudzeniem. Usn�� Gaudenty w spokojnej zaciszy, Powszechnej trwogi nie czuje, nie s�yszy. Postrzeg�a J�dza, co si� wrzaw� cieszy, �e na ustroniu rozkosznie spoczywa Jeden Gaudenty z tak gromadnej rzeszy; Jadem si� nowym sro�y, zapalczywa: Do jego celi szybkim krokiem spieszy. Now� si�, zdradna, postaci� okrywa I �eby wsparcia dzielniejszego dosta�, Bierze na siebie �arliwo�ci posta�. �wi�tym pozorem tai my�li zjad�e, Pokornym s�odzi jad sw�j u�o�eniem: Spuszczone na d�, zmru�one, zapad�e, Pa�aj� oczy jaskrawym p�omieniem, Usta zsinia�e i lica wyblad�e, G�os dr��cy, coraz przerwany westchnieniem. W tak� si� posta� J�dza przemieni�a, Do Gaudentego kiedy przyst�pi�a. "�pisz - rzecze - wtenczas, kiedy drudzy czuj�, Za�ywasz wczasu, kiedy bracia p�acz�; Gnu�ne umys�y nieprawie pr�nuj�, Zbyt wolnie kiedy powinno�� t�umacz�. Nie tak si� dzieci matce wys�uguj�, Nie tak jej wdzi�czno�� oddaj� i znacz�. Je�li masz serce, porwij si� i wzmagaj, Je�li� syn jeszcze, wsta�, ratuj, wspomagaj!" Gdyby si� by�a J�dza nie umkn�a, By�by jej dosta� za pierwszym zamachem, Tak si� w Gaudentym z�o�� sroga zaj�a. Z�o��, rozpacz, zjad�o�� powi�kszona strachem, Wzmaga si� ra�no na wspania�e dzie�a. J�dza tymczasem ju� buja nad dachem. Zaj�wszy ��dz� zemsty niewygas��, Ju� strasznej wojny da�a srogie has�o. Jak syn Alkmeny (1), gdy na wielkie sprawy, Bitwy z olbrzymy i smoki wychodzi�, Pa�aj�c ch�ci� wiekopomnej s�awy, Nadziej� bitwy ��dze zjad�e ch�odzi�, Zdobycz nemejsk�, zysk s�awnej wyprawy, Przywdziewa�, gdy na nie�miertelno�� godzi� - Tak i Gaudenty w tej walnej potrzebie Porwa� za kaptur i wdzia� go na siebie. Wypad� rozjad�y, sam nie wie, gdzie leci, Wo�a na bitw�, cho� bez przeciwnika: "Do mnie, kto �mia�y, do mnie, moje dzieci! - Wo�a, a coraz �wawiej si� pomyka - Kogo trwo�liwo�� podl�ca nie szpeci Kogo zaszczyca imi� zakonnika, Kupcie si� ze mn�, nacierajcie �wawo Tak si� najlepiej utrzymuje prawo". Noc by�a jeszcze, a s�abe promienie Najpierwsze zorze puszcza� zaczyna�y. S�ysz� krzyk bracia i nag�e wzruszenie, S�ysz� jak echo gmachy powtarza�y; Nowy strach nasta�, nowe zatrwo�enie. Stan�� z swoimi Honorat struchla�y, A gdy si� ku nim Gaudenty przybli�a, Uciek�a rzesza trwo�liwa i chy�a. Zosta� Honorat laty oci�a�y, Strach nogi zemdli�, przera�a i mroczy; Postrzeg� go z dala bohatyr zuchwa�y, Niezwyk�ym p�dem ku niemu przyskoczy. Pad� z strachu starzec na po�y zmartwia�y, Ju� ciosu czeka, nie �mie podnie�� oczy. Ju� si� na niego Gaudenty zamierzy�, Wtem pozna� starca i gniew sw�j u�mierzy�. "Ty�e� to, ojcze?" - zdziwiony zawo�a�. "Jam jest - rzek� starzec - co was wszystkich broni�. Na to los srogi staro�� moj� chowa�, Tegom si�, n�dzny, doczeka� przy zgonie, �e lada bajarz b�dzie nas strofowa� I w ca�ym szuka� zdro�no�ci zakonie. Z��cz, bracie, pomoc, zwo�aj m�odzie�, starce, Zgi�my z honorem lub zgn�bmy potwarc�! Niechaj nas pozna, co si� targa� wa�y, Niech pozna smutnym do�wiadczeniem swoim, Niech wie, w jakowej jest nasz honor stra�y, Niech wie, jak pr�nych d�sa� si� nie boim, Niech si� i drugi, i trzeci odwa�y, Cho� i najwi�ksz� liczb�, uspokoim. Gniew, co ma honor zgromadzenia w pieczy, Zgub� przeciwnych rany swoje leczy. Do argument�w!" "A ksi��ki tu po co? - Krzykn�� Gaudenty, nowym zdj�ty jadem. - Niech si� m�drkowie nad ksi�gami poc� I pyszni� dumnym maksym swoich sk�adem! R�ka, nie pi�ro, b�dzie nam pomoc�, Id�my powszechnym i ubitym �ladem: Kiedy potrzeba znie�� z siebie zel�ywo��, Gdzie moc lub sztuka (2), tam jest sprawiedliwo��. Dawne to bajki o cnocie, nauce, �wiat polerowny te czcze �wiat�a zgasi�, Podej�ciu szcz�cie przypisa� i sztuce, Zbrodni� szcz�liw� uczci� i okrasi�, A niepodleg�y sumnienia przynuce, Zdradnie si� sro�y�, zdradnie si� i �asi�. Kt� teraz w cnocie wsparcia b�dzie szuka�? Ten wielki, m�dry, kto zdar�, kto oszuka�. I my tak czy�my, gdy nas losy musz�, A radzi� sobie inaczej nie mo�na. Kiedy moc, podst�p �wiata teraz dusz� I wszystko chytro�� posiad�a ostro�na, Kiedy szcz�liwi, co si� o z�e kusz�, A w niewinno�ci ju� nadzieja pro�na, Trudno si� teraz odwo�a� na cuda: B�d�my jak drudzy, a wszystko si� uda". Tak duch zajad�ej J�dzy pop�dliwy Wskro� umys� z�o�ci� zdj�ty opanowa�. Struchla� Honorat na takowe dziwy, Nag�ej odmiany kiedy nie pojmowa�, Nie �cierpia� blu�nierstw, lubo zemsty chciwy, Przecie�, a�eby w z�o�ci uhamowa�, Mi�kczy� zawzi�to��, zbytek jadu s�odzi�. Ju� te� dzie� jasny po zorzach nadchodzi�. PIE�� CZWARTA Rzadko si� kradzie� nada kradn�cemu, Cho� j� i pi�knym nazwiskiem przywdziejem, Cho�by s�u�y�a dobru publicznemu, Nie oczy�ci si� i tym przywilejem. M�wmy wi�c szczerze, m�wmy po dawnemu: Ktokolwiek kradnie, ten zaw�dy z�odziejem. Pi�knie czy szpetnie, pomaga czy szkodzi, Niech b�dzie, jak chce, a kra�� si� nie godzi. O "Wojno mnich�w!" take� w r�ce wpad�a, Take� si� najprz�d zjawi�a na �wiecie: P�ocho�� ci� z twoich kryj�wek wykrad�a, Ciekawo�� fraszki stawi�a w zalecie, Z�o�� ci� roznios�a �lepa i zajad�a, A s�awa, kt�ra rada bajki plecie, Za rzecz szacown�, gdy uda�a ba�nie, Prys�a� jak iskra, co parzy i ga�nie. Byli, kt�rzy ci� s�usznie zwali fraszk�, A powa�niejsz� zatrudnieni prac�, Gardz�c wspaniale nikczemn� igraszk�, Nie czytaj�c ci� rzekli, �e� ladaco. Drudzy, nie wzd�ci tak powa�n� maszk�, Nad zgraj� wiersz�w gdy czasu nie trac�, Rzekli: "D�wi�k pr�ny, co pozory kry�li, Niewart uczonych czytania i my�li". Rodzaj poet�w, co si� z s�owy pie�ci, Niegodzien u nich wzgl�du i szacunku, M�drzec, wa��c istoty i tre�ci, M�drzec, maj�cy wyroki w szafunku, W gminnych umys��w t�umie takich mie�ci I w najpodlejszym osadza gatunku, Co kunsztem s�owa uk�adaj�c zr�cznie, �agodnym d�wi�kiem omamiaj� wdzi�cznie. I sprawiedliwe by�y takich zdania, Co im o dobro kraju tylko chodzi: "C� wiersz pomo�e do praw uk�adania? Albo� si� zbo�e po wierszach urodzi? Pr�ne s�, p�oche, niewarte s�uchania, Wi�c si� ich pisa� i czyta� nie godzi. Nic nie probuj�, a po c� je chwali�? Najlepiej bajk� i bajarza spali�. Spali� do szcz�tu". Ale nim go spal�, Wr��my tymczasem do naszej powie�ci. Bajk� czy prawd� ci gani�, ci chwal�, Tym jest przyczyn� �miechu, tym bole�ci. Jedni si� chlubi�, a drudzy si� �al�, Zgo�a zwyczajnym trybem wszystkich wie�ci Mia�o los dzie�o, co po r�kach chodzi: Z�e, gdy przymawia, dobre, gdy godzi. Po niejednego zak�tkach klasztora Posz�o na ogie�; w drugich zachowane. Ci b�ogos�awi�, a ci kln� autora; Zgo�a umys�y by�y rozerwane. Pan wicesgerent �le instygatora (1) I w przysz�ych s�dach rokuje przegran�. A jejmo�� (2) r�nie: krzykliwa lub cicha, Gniewa si�, mi�kczy, p�acze i u�miecha. Szcz�ciem, i wielkim, dla dzie�a autora Nigdy Hijacynt w jej domu nie go�ci�; Nikt tam nie bywa� pr�cz ojca przeora, Lecz ojciec przeor ustawicznie po�ci�, A je�li biera� ojca promotora, Hijacynt takich wizyt nie zazdro�ci�: Pogardzaj�cy marnymi igraszki, Pilnowa� wiernie ksi��ek, a nie flaszki. Prawda, �e pi�kny, udatny i ho�y, Prawda, �e patrze� na niego a� mi�o. Albo� by� pi�knym nie ma s�uga bo�y? Albo� to grzecznym by� si� nie godzi�o? Wdzi�czna jest skromno��, gdy posta� u�o�y, Zda si�, i� nowych z ni� wdzi�k�w przyby�o. Niechaj wyst�pek wydaje si� spro�nie. Cnocie wdzi�k nowy niechaj coraz ro�nie. Mo�na j� �miele z grzeczno�ci� skojarzy�. I owszem, taka lepiej przyk�ad wdra�a; Nie jej to przymiot sro�y� si� i swarzy�, Dzikim wspoj�rzeniem nigdy nie odra�a, Nie umie pr�nie dziwaczy� i marzy� Ani si� p�ochym podej�rzeniem zra�a. Przyk�adny mile, dziwacznie niesprzeczny, Ojciec Hijacynt by� �wi�ty i grzeczny. Ani on wiedzia� co drukiem podano, Po�yteczniejsze bawi�y go dzie�a; Gdy ju� wie�� dosz�a, co wydrukowano, Ani go wtenczas ciekawo�� uj�a; Przeczyta� wreszcie, co o nim pisano, Lecz si� my�l m�ciwa w sercu nie zawzi�a. Ani si� roz�mia�, ani si� zasmuci�, Lecz dwakro� ziewn�� i pismo porzuci�. Tak orze�, g�rnym wybuja�y lotem, Ledwo pogl�da� na niziny raczy, A piorunowym nie przel�k�y grzmotem, Kiedy ptasz�ta pod sob� obaczy, Skrzyde� wspania�ych straszy je �oskotem I gdy w ostatniej postrze�e rozpaczy, Rzuca plon pod�y, a lotnymi pi�ry Ponad ob�oki wzbija si� i chmury. Nie z or��w rodu by�, cho� przewielebny, Ojciec Gerwazy od Zielonych �wi�tek. Lubo Hijacynt da� przyk�ad chwalebny. I do dzia�ania szacowny pocz�tek. Wzgardzi� nim ojciec, rady mniej potrzebny, Wzgardzi�, a rzeczy nowy snuj�c w�tek Bra� je do serca; a gdy zemst� knowa�, Z rzesz� si� braci ukonfederowa�. Wi�c chc�c, by jeszcze wi�ksze znale�� wsparcie, Wzywa� na pomoc inne zgromadzenia. Zasta� u forty, jakoby na warcie, Pann� Dorot�, co chwa�� imienia Strzeg�c, na zemst� czuwa�a otwarcie: Od najpierwszego za czym pozdrowienia Zamiast potocznych dyskurs�w zabawy O srogiej burzy wszcz�� si� dyskurs �wawy. Tam si� dowiedzia� w zapalczywej mowie, W srogim wej�rzeniu, udatnym ge�cie O ca�ej rzeczy dok�adnie osnowie, Co powiedano i na wsi, i w mie�cie, Zgo�a, co tylko nowin� si� zowie, Co usta wywrze� zdo�a�y niewie�cie. Wszystko to by�o powiedziane r�nie: �wawo, dok�adnie, zwi�le i pobo�nie. Us�ysza�, jako autor z�ego dzie�a Od bezbo�nik�w na to nam�wiony, Jako go zysk�w nadzieja uj�a, I nawet o tym zosta� upewniony, Jakie bezbo�no�� ukaranie wzi�a: Jak w �wi�tej ziemi nie by� pogrzebiony; Jak panna Anna na rozstajnej drodze Widzia�a w ogniu j�cz�cego srodze. Szcz�ciem kur zapia�. "Niech�e sobie pieje! - Krzykn�� Gerwazy - a ja nie mam czasu!" Wi�c wszed� za fort�, wzmagaj�c nadzieje. Wszed�, a w�r�d zgie�ku, wrzawy i ha�asu Gdy s�yszy, jako Honorat boleje, A�eby z�emu zabie�e� zawczasu, Aby obwie�ci�, sk�d z�ego przyczyna, Wprz�d odkaszln�wszy, tak m�wi� zaczyna: "O bracia! cho� wy bieli, my kafowi, Nic to jedno�ci serdecznej nie szkodzi: Ka�dy z nas wdzi�czno�� winien zakonowi, Bo z tego �r�d�a szcz�liwo�� pochodzi. ��czmy si� przeciw nieprzyjacielowi, Z ma�ych z��czonych rzecz wielka si� rodzi". "Prawda - Honorat rzek� - i ja wiem o tym, To napisano na czerwonym z�otym". (3) Wi�c go zaprasza w izb� zgromadzenia, Gdzie si� �arliwi na odsiecz kupili. Pospolitego tam centrum ruszenia, Tam �r�d�o rady, jak b�d� walczyli. Na powszechnego odg�os zaproszenia Hurmem si� zewsz�d radni gromadzili. Szed�, tkni�ty zemst� i punktu honorem, Pan wicesgerent, ksi�dz proboszcz z doktorem. PIE�� PI�TA Na wielkie dzie�o trzeba si� zdobywa�. Fraszka pod Troj� i bitwy, i rady! Kogo� na pomoc w tej potrzebie wzywa�? Do Muz si� uda� czyli do Pallady? Czy na pegazich skrzyd�ach podlatywa�, A dawnych bajek wskrzeszaj�c przyk�ady, Kiedy si� powie�� heroiczna wszczyna, Do snu zach�ca� w imi� Apollina? Wielkie przyk�ady do na�ladowania I drog� widz� przed sob� nieciasn�; Chluba nie wabi pi�ra do pisania, Zabaw� kry�l� i cudz�, i w�asn�. Czytelnikowi nie broni� ziewania: Chc� spa� czytaj�c, niechaj�e i zasn�. Ja, rzecz stosuj�c do miary i wzrostu, Co wiem, co nie wiem, opowiem po prostu. Zesz�y si� czapki, birety, kaptury, A, co najwi�ksza, i g�owy nie lada. Pan wicesgerent, burzliwej natury, Plant� (1) zemszczenia najpierwszy uk�ada; Wi�c si� nad�wszy rzek�: "Z�e koniunktury, Mo�ci panowie! Za czym moja rada: J�� si� sposob�w dobrych. To, co my�l�, Opowiem kr�tko i jawnie okry�l�. Najprz�d ten zdrajca, co z nas si� na�miewa�, Niech pozna, �e�my dobrzy w odpowiedzi. Tym grzeszy�, �e si� zemsty nie spodziewa�, Swoja pod�o�ci� zas�oniony siedzi, Niewart, �eby si� cz�ek zacny na� gniewa�. Z tym wszystkim niech go karanie uprzedzi: Je�li plebeius (2), zbi� go bez lito�ci, Je�li szlachcic, pozwa� jegomo�ci! R�ne mog� by� sprawy, aktoraty, A ja na wszystkich nie�le dopilnuj�: Niech no si� tylko odezw� zza kraty, Niech wezm� na cel, tak go odmaluj�, Takie wynajd� na� prejudykaty (3), Zgo�a, co umiem, co mog�, poczuje. Wprz�d za to, �e si� �mia� z blu�nierstwy ozwa�, Z Aryjanismi regestru go pozwa�. M�g�by i crimen status (4) by� na stole Za to, �e z kr�lem chcia� wadzi� W�grzyny, (5) Lecz ja to wy�szej w�adzy odda� wol�. Mnogie s� dalej oskar�e� przyczyny: Ojcy lektory niech my�l� o szkole, Duchowni niechaj broni� dziesi�ciny, A nasz ksi�dz pra�at przez sw�j wielki rozum We�mie w opiek� vitrum gloriosum (6). Co si� mnie tycze, wiem ja, co si� stanie: Pozna jegomo��..." Wtem machn�� obuchem. Krzykn�� Gaudenty: "Dobrze tak, mospanie! To mi to spos�b, co �wista nad uchem! Na nic si� nie zda pozew i gadanie, Po co to straszy� widzeniem i s�uchem! Kto chcia� by� naszej przyczyn� niedoli, Kto nas zaczepi�, niech czuje, co boli!" Jak za powstaniem mi�ego wietrzyka W rozleg�ej puszczy li�� wdzi�cznie szele�ci, Coraz si� echo szerzy i pomyka, Coraz s�uch szeptem rozkosznym si� pie�ci, Tak w gromadnego liczbie zakonnika Krzyk Gaudentego has�em dobrych wie�ci. Nieukojone maj�ce urazy Wzmogli si� Rafa�, Marek i Gerwazy. Trzy to filary swego zgromadzenia, Trzy to pociechy braci rozrzewnionych. Pierwszy z nich, zwyk�e dawszy pozdrowienia, W s�owach dobranych, zwi�z�ych i uczonych Od g�r liba�skich wszcz�� asumpt m�wienia; Spu�ci� si� potem, a wszystkich, zdziwionych, I duchownego, i �wieckiego stanu, Ci�gle prowadzi� do rzeki Jordanu. Dopiero� stamt�d jak si� wzbi� do g�ry, Jak zacz�� lata�, z oczu wszystkich znikn��; G�os tylko s�ycha�, wzrok widzie� ponury, Gest gro�ny, jakim zadziwia� przywykn��. Wtem, kiedy wspomnia� heliko�skie c�ry (7), Wskro� poruszony wicesgerent krzykn��: "To mi to m�wca, co si� a� cz�ek zl�knie, Kiedy to raz wraz i g�rno, i pi�knie!" Sz�a dalsza kolej, a ojcy wielebne, Ra�niej m�odzie�y otoczone gronem, Zdobywa�y si� na rady potrzebne, Ka�dy za swoim obstawa� zakonem, Pe�z�y, nikn�y zamachy haniebne. Wtem seraficznym (8) akcentem i tonem, Okryty laurem kaznodziejskiej pracy, Podni�s� grzmotliwy g�os ojciec Pankracy: "A p�ki� - krzykn�� - barbarzyniec w b��dzie, Zoil (9) przebrzyd�y, co si� na nas miota, A p�ki� szarpa� nasz� s�aw� b�dzie? I blu�ni�, zdrajca, subtelnego Szkota? A p�ki� w r�wnym szeregu i rz�dzie Z nim stawa� b�d� ci, kt�rych robota Do tego zmierza ustawnie, koniecznie, Aby nas zgn�bi� i os�awi� wiecznie? A p�ki�..." Nadto rozpocz�� by� �wawie, Przeto go kompan strwo�ony, mniej bacznie, Chc�c ci�gn�� za p�aszcz, g�asn�� po r�kawie; I chocia� mniema�, �e by�o nieznacznie, Tak zmiesza� m�wc�, i� oniemia� prawie. Chce m�wi�, ale s�owa sz�y opacznie, Wi�c, co tak �wawo ju� mia� si� ku wojnie, Skry� g�ow� w kaptur i usiad� spokojnie. Zamilkli wszyscy. Wtem z miejsca si� ruszy� Doktor i zacz�� namienia� o zgodzie. Pr�no namienia� - przytomnych obruszy�, Nawet tych, kt�rzy byli na odwodzie. Wrzask zjad�ej t�uszczy m�wi�cego zg�uszy�; Wi�c, upewniony o pewnej przeszkodzie, Umilk�. Natychmiast �wawe wojowniki Coraz gro�niejsze wznawia�y okrzyki. Jak wichry, nagle kiedy wypadaj�, Wspienione wody i m�c�, i burz�, Pr�no si� trwo�ne majtki wysilaj�, Razem z okr�tem w dnie morskim si� nurz�; Powstaje Neptun, wiatry ucichaj�, Spokojne wody, nieba si� nie chmurz� - Tak proboszcz skoro w st� pi�ci� uderzy�, Ucich�a wrzawa i krzyk si� u�mierzy�. "A moje zdanie - rzek� - mo�ci panowie, Duchowni, �wieccy, wielebni, wielmo�ni, Po co si� gniewa�? W tej ksi�gi osnowie C� jest, �eby�cie mieli by� tak trwo�ni? Czy� to w poeciej marzy�o si� g�owie, Ma tych obra�a�, co m�drzy, pobo�ni? Na co si� zemsty z�ych sposob�w chwyta�? Je�li z�e pismo, to go i nie czyta�. Je�eli kszta�tne, dobrze napisane, Czytajmy, �artu nie bior�c do siebie. By�o podobne niegdy� udzia�ane I na pra�aty. W takowej potrzebie Ci si� roz�mieli, ci dali nagan�, A czas, zazwyczaj co urazy grzebie, To zdzia�a�, co si� pospolicie dzieje: Nikt si� nie gniewa, a ka�dy si� �mieje. I ja tak radz�, a �em w tych dniach prawie Przypadkiem pismo o tej wojnie czyta�, �e pos�u�y�o ku mojej zabawie, �mia�em si� i ja, o reszt� nie pyta�. Poetom �ni si� czasem i na jawie, Kt� by wi�c bajki za prawd� poczyta�? Puchar opisa�! I c� w tym jest z�ego? Niech przyjdzie do nas, wypijem do niego". Tak m�wi� pra�at, a wyraz �agodny Mi�e uczucie w s�uchaj�cych sprawi�: Wzrok niegdy� dziki stawa� si� pogodny, A co si� nader zapalczywym stawi�, Pan wicesgerent mniej do boj�w zgodny, Honorat srogi ju� si� u�askawi�, Gaudenty nawet ju� nie tak ochoczy. Wtem nowy widok �ci�gn�� wszystkich oczy. PIE�� SZ�STA Jaki� to widok, kt�ry by odmiany I now� rzeczy osnow� przywodzi�? C� to za widok tak niespodziewany, I� naradzeniu wielkiemu przeszkodzi�? Jaki� to koniec: z�y czy po��dany, Po tylu wielkich przygodach nadchodzi�? I jak przemy�lnym wzniecon wynalazkiem? Opowiem. Drzwi si� otworzy�y z trzaskiem. W�a�nie na�wczas wieszczym zdj�ty duchem Ojciec Regalat pa�a� �arliwo�ci�, Srogim niezbo�no�� kr�powa� �a�cuchem, A zwyk�� gn�bi�c z�o�� zapalczywo�ci�, Niespodziewanym przel�k�y rozruchem, Porwa� si� z miejsca. Za nim z skwapliwo�ci� Wszyscy s�uchacze spieszno ku drzwiom biegli. Wszyscy stan�li, jak tylko postrzegli. Mam�e powiedzie�, co postrzegli oni? Powiem: postrzegli dzban czworogarcowy. Krzykn�� Gaudenty: "Do broni! do broni!" Gerwazy ra�ny, Pankracy gotowy, Doktor si� wstydem niezwyczajnym p�oni, Pan wicesgerent wzrok mieni surowy, Pra�at, a�eby dobrze dzie�o sprawi�, Na pierwszym miejscu kaza� go postawi�. Stan��. Jednak�e nie by� on takowy, Jakim go powie�� bajeczna uda�a; Z�ocisty, prawda, i marcepanowy, Ale go rze�ba wzwierzch nie otacza�a. W tym zaszczyt wielki, i� czworogarcowy (1); Jako� i posta� tak okazowa�a: Powa�ny z kszta�tu, wspania�y i stary, Szklni� si� nako�o twardymi talary. Na nich pami�tki kr�l�w naszych dawnych Ku pocieszeniu zgromadzonych braci, Kr�l�w uprzejmych, szcz�liwych i sprawnych Wyryte by�y twarze i postaci. Owych Zygmunt�w, W�adys�aw�w s�awnych, Kt�rych si� nigdy pami�� nie zatraci. Ni�s� dzban pami�tki szacownych wyraz�w, Ni�s� pi�tna Piast�w, Jagie���w i Waz�w. Takimi nasi ojcowie pijali, Smutek stroskanych my�li nie zajmowa�; Takimi uczty swoje odprawiali, Uczty, na kt�rych zbytek nie panowa�. Szed� dzban na kolej, w nim rado�� czerpali, A przemys� chytry (2) ochoty nie psowa�. Rozweseleni uprzejmym obchodem, Napawali si� i piwem, i miodem. O dobre czasy, gdy trwa�a prostota! Wprawdzie� nie by�o tak kszta�tnie i grzecznie, Nie szklni�a w kunsztach wytworna robota Ani si� przemys� sili� ostatecznie. Uprzejmo�� wszystko kszta�ci�a i cnota. �yli weso�o, �yli i bezpiecznie. S�odkie wspomnienie, szacowne przyk�ady, Bogdaj si� nasze �wi�ci�y pradziady! Lecz nazbyt d�ugo ju� ten dzban na stole, Czas si� go ima�: Ze czci� winn� wzi�ty, Aby naprawi� uprzykrzone dole. Ojciec Zefiryn �arliwy i �wi�ty, Na z�o�� �wiatow� p�acz�c i swawole, Pierwszy go uj��; za czym nadpocz�ty, Gdy si� do niego ka�dy z ojc�w bierze, Suszy� si� likwor w skromno�ci i mierze. Ju� kolej wielu by�a przemin�a: I wicesgerent nie�le pokosztowa�, I pra�at, sprawca przyk�adnego dzie�a, Smacznego trunku sobie nie �a�owa�. W Gaudentym wi�ksza �arliwo�� si� zawzi�a; Honorat niby z niechcenia sprobowa�. Ka�dy si� z swoja odezwa� pochwa��, Tymczasem wina coraz ubywa�o. Bo te� to nadto ci filozofowie Rozprawowali o wstrzemi�liwo�ci. I w dobrym zbytek cnot� si� nie zowie. Jak to nie lubi�, sk�d p�yn�� rado�ci? Dobrze to znali wielebni ojcowie, Wi�c zasilaj�c ducha w troskliwo�ci, Pod dobrym has�em: "Niech poczciwi �yj�!" Wielebne ojce jak pij�, tak pij�. W kacie ukryty doktor cicho siedzia�; Widz�c, �e mierna, uczcie nie przygania�. Chcia� jednak, aby nikt o tym nie wiedzia�, Wiec, jak m�g� tylko, kry� si� i zas�ania�. Postrzeg� go pra�at i wzr�cz mu powiedzia�: "Po c� si� b�dziesz od ochoty wzbrania�? Albo� w mych r�ku naczynie zabojcze? Wino weseli, pij, wielebny ojcze!" Kolej tak dobrze ju� by�a chodzi�a, I�ju� ku reszcie likwor si� nachyla�, Poznali wszyscy, i� zabawa mi�a, Wi�c gdy si� ka�dy wdzi�czy� i przymila�, Wsta� doktor - zgraja placu ust�pi�a - Wzi�� dzban i westchn��, przecie� si� zasila�; A gdy ju� reszt� dopija� przyk�adnie, Cud nad cudami! - postrzeg� Prawd� na dnie. Bajka to by�a, co o niej pisali, Jakby w dnie studni siedzia�a, nieboga. Zna� filozofy wina nie pijali, A za� poeci, w �r�dle swego boga Gdy tylko wod� kastalsk� (3) czerpali, W ni� Prawd� k�adli; nie ta jej za�oga (4). Lepiej cz�stokro� pijak j� wy�ledzi I st�d przys�owie: "Prawda w winie siedzi!" Przel�k� si� doktor na takowe dziwy I dzban na miejscu, sk�d wzi�ty, postawi�. Ruszy� si� nie �mia�, chocia� boju chciwy, Gaudenty, skoro cud doktor objawi�. Czy obraz skryty, czy widok prawdziwy? Ka�dy go pyta, wszystkim jeno prawi�: "Kto si� dowiedzie� o tym chce dok�adnie, Niechaj w dzban wsp�j�rzy, znajdzie Prawd� na dnie". Rzek�; wi�c wspaniale Zefiryn si� toczy Prosto ku dzbanu, chc�c wzg��bsz rzecz docieka�. Blask niezwyczajny zrazi� wszystkie oczy, Stan�li zl�kli, nie �mi� ucieka�. Jasno�� przytomnych przera�a i mroczy. Z dr�eniem widoku ko�ca musz� czeka�. W tym, ob�ok �wi�tny gdy si� rzedzi� pocznie, Prawda przed nimi stan�a widocznie. "Niecz�sto - rzek�a - tak mnie ludzie widz�, Chocia� si� zaw�dy ch�tna ku nim spiesz�, Zamiast wdzi�czno�ci wszyscy ze mnie szydz� I bylem tylko wesz�a w kt�r� rzesz�, Rzadki mnie uczci, a wielu si� wstydz�, Bo z�ych zasmucam, a niewinnych ciesz�. Dzi� z wami jestem; bo chocia� w rozruchu, Godni�cie mego widzenia i s�uchu. Sk�d wasza rozpacz? sk�d ch�ci zemszczenia? Za lada pismo, kt�re bajki plecie? Mnie wierzcie, wszystkie przenikam wzruszenia, Znam tego, co go dzi� prze�ladujecie, Wie on, jak �wi�te wasze zgromadzenia; Lecz chc�c osoby postawi� w zalecie Przychylno�� jego, kt�ra nie jest p�ocha, Tym si� obwieszcza, i� was szczerze kocha. �art bro� jest cz�sto zdradna i szkodliwa. Ale te� czasem i jej trzeba za�y�: W �miechu przestroga zdatna si� ukrywa, A ten, kt�ry si� �mia� na ni� odwa�y�, Nie zas�uguje, aby zemsta m�ciwa Mia�a go gn�bi�, mia�a go zniewa�y�. Porzu�cie zjad�o��, u�mierzajcie �ale: Wszak i wy ludzie, i on nie bez ale. Sam si� o�wiadczy�, i� ch�tnie odwo�a, I�, je�li szkodzi, got�w pismo spali�. Jeden wam wszystkim nigdy nie wydo�a; Na c� go gn�bi�, lepiej si� u�ali�. My�l mo�e by�a zbytecznie weso�a; Spos�b - os�d�cie, czy gani�, czy chwali�? Je�eli potwarz, sama pe�zn�� zwyk�a; Je�eli prawda, poprawcie si�!" - Znik�a. KONIEC Przypisy PIE�� PIERWSZA: 1. szych - tania poz��tka 2. chodzi o klasztor dominikan�w 3. stan�o na korcu - wyp�yn�o na wierzch 4. chodzi o "Monachomachi�" 5. �ac. fluktus - ruch wody, pr�d 6. jansenizm - ruch religijny i spo�eczny w ko�ciele katolickim, pot�piony przez papiestwo, Francja XVII w. PIE�N DRUGA: 1. Albert Wielki a. Albert v. Bollst�dt, �y� ok. 1193-1280, �wi�ty, filozof, teolog, przyrodnik pochodzenia niemieckiego, dominikanin 2. Tostat, Alonso Tostado - teolog hiszpa�ski, VI w. 3. alternata - odmiana (od �ac. alternare - odmienia�, przeplata�) PIE�N TRZECIA: 1. syn Alkmeny - Herakles 2. sztuka - tu: podst�p PIE�N CZWARTA: 1. instygator (�ac. instigator - pod�egacz), tu: oskar�yciel publiczny 2. jejmo�� - �ona wicesgerenta 3. w tym przypadku chodzi o dukat holenderski z napisem zaczerpni�tym z Sallustiusza: Concordia res parvae crescunt, discordia et maximae dilabuntur - dos�ownie: Zgod� rzeczy ma�e si� ��cz�, niezgod�, i najwi�ksze, na cz�ci s� rozbite PIE�� PI�TA: 1. planta - plan 2. plebeius (�ac. cz�owiek z nizin spo�ecznych), tu: ch�op lub mieszczanin 3. prejudykat - orzeczenie s�dowe stanowi�ce precedens prawny (od �ac. praeiudicatus - przes�dzony) 4. crimen status - �ac. zbrodnia stanu 5. chodzi o przerwanie handlu z W�grami - g��wnym dostawc� win 6. vitrum gloriosum - olbrzymi puchar 7. heliko�skie c�ry - Muzy 8. seraficznym - franciszka�skim 9. Zoil - grecki retor i filolog z IV w. p.n.e., ostro krytykowa� Homera, tu: z�o�liwy krytyk PIE�� SZ�STA: 1. mie�ci� ok. 16 litr�w 2. przemys� chytry - przemy�lna sztuka 3. woda kastalska - ze �r�d�a Kastalii, u�ycza�a ducha poetyckiego 4. za�oga - siedziba