2
Szczegóły |
Tytuł |
2 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ignacy Krasicki
Antymonachomachia
PIE�� PIERWSZA
Cz�sto pozory �udz� s�abe oczy,
Zw�aszcza gdy stan� na widok gromadnie,
Cz�sto i malarz w dziele zbyt ochoczy
Zmyli si�, obraz chc�c wyda� dok�adnie,
I w kunszcie nieraz rzemie�lnik wykroczy,
Kiedy si� w z�oto szych (1) pod�y zakradnie.
Nie traci przeto kruszec swej korzy�ci:
Szych pe�znie w ogniu, a z�oto si� czy�ci.
J�dzo Niezgody, twoje to s� sztuki!
Ty, co si� w dzie�ach zjadliwych objawiasz,
Mieszasz si� w kunszta, mieszasz i w nauki,
S�odycze ��ci� mieszasz i zaprawiasz,
Wk�adasz obmierz�e jarzmo twej przynuki,
A gdy si� tylko niesnaski zabawiasz,
Nie do�� dla ciebie pa�stw, narod�w kl�ski,
W cienia zakonne rzucasz grot zwyci�ski.
Tw�j kunszt zdradny, �e� zacisze �wi�te
Nowym podej�ciem miesza� zamy�la�a,
Ju�e� pocz�a dzie�o przedsi�wzi�te,
Ju�e� na po�y z twych sztuk korzysta�a.
Niebo s�ug swoich niewinno�ci� tkni�te
Nie dopu�ci�o, by� triumfowa�a.
Opowiem, jake� pad�a z piek��w �ona,
Opowiem, jake� by�a zwyci�ona.
Nie pod�a gnu�no�� rz�dzi�a klasztorem, (2)
Gdzie si� te sceny wyda�y tragiczne.
Klasztor by� cnoty zawo�any wzorem,
Klasztor obfity w dzie�a heroiczne,
Klasztor od wiek�w ws�awiony wyborem,
Budowa� wszystkie miejsca okoliczne.
Dzielny przyk�adzie, ach, kt� ci� wychwali!
Ty� tarcz� twoich, co ciebie dawali.
�wi�te wi�zienia mi�o�� cnoty wznios�a,
Niewinno�� twierdz� otoczy�a wieczn�,
�arliwo�� z �wieckiej marno�ci unios�a,
Pokora skryciem czyni�a bezpieczn�,
Przyk�adno�� dzielna w ich cieniu uros�a,
Wiara obron� znalaz�a waleczn�.
Ukryte �wiat�o stan�o na korcu (3)
W nauczycielu, �wi�tym cudotworcu.
W takim schronieniu, lepszy ni� wiek z�oty,
Trawi�y prawe dla Boga ofiary,
W stra�y ub�stwa, pos�usze�stwa, cnoty,
W zaszczycie pewnej nadziei i wiary,
W czu�ych zap�dach �arliwej ochoty;
A niebieskimi obdarzona dary
Mi�o��, r�kojmia cnoty i za�oga,
S�odzi�a prace dla bli�nich i Boga.
Te J�dza przerwa� zabawy gdy chcia�a,
Zbli�a si�, k�dy w g��bokim ukryciu
Ksi�ga "Zakonnej wojny" (4) zostawa�a
P��d �artobliwy... Chc�c j� mie� w u�yciu,
Tyle przewrotnych kunszt�w u�ywa�a,
�e wpad� w jej r�ce; a w klasztornym �yciu
Chc�c wznieci� po�ar, raduje si�, zjad�a,
�e dzie�o przysz�ej niezgody wykrad�a.
Wzbi�a si� w g�r�, a jak jab�ko owe,
Co por�ni�o i ludzie, i bogi,
Niesie p��d �art�w. Gmachy klasztorowe
Skoro zoczy�a, wyda�a krzyk srogi,
Cieszy si� widz�c kl�sk przysz�ych osnow�.
Forty warownej ju� przeby�a progi,
A my�l�c w�ciek� o przysz�ym po�arze,
Przebiega szybkim krokiem kurytarze.
Staje przed drzwiami mieszkania doktora
Pewna, �e starzec rozkosznie spoczywa.
Omyli�a si�; najpierwszy z klasztora
Do s�u�by bo�ej spieszy i przybywa.
W ch�rze p�nocna trzyma�a go pora,
W ch�rze wraz z braci� chwa�y bo�e �piewa.
Wielka rzecz z zas�ug by� od prawa wolnym,
Wi�ksza - z zas�ug� by� prawu powolnym.
Wesz�a, a widz�c i sprz�ty, i �o�e,
J�kn�a z z�o�ci, czuj�c ba�nie p�onne:
Zamiast kotary - wytarte rogo�e,
Wsz�dzie ub�stwo zasta�a zakonne.
Ksi�g mn�stwo, kt�rych zrachowa� nie mo�e,
Ledwo obj�y pokoje przestronne;
Sprz�t godny m�drca, godny zakonnika,
Jadem j� nowym �arzy i przenika.
Rzuci�a pismo, a zawywszy w�ciek�a,
Powr�ci�a si� do swego �o�yska;
Z ni� Zazdro�� zjad�a i Zemsta przewlek�a,
Fanatyzm straszny z daleka i z bliska.
Wpad�y, sk�d wysz�y, j�dze w otch�a� piek�a,
Wpad�y w zwyczajne sobie stanowiska;
Tam z �r�d�a jady na nowo czerpa�y,
Aby tym dzielniej tru�y, zara�a�y.
Wr�ci� si� doktor, a gdy pismo czyta,
Roz�mia� si�: taka zemsta wielkiej duszy.
Trwoga wyst�pnym tylko przyzwoita:
Kto si� z�ym czuje, tego zarzut wzruszy.
Cienia si� swego boi hipokryta,
Gdy go wewn�trzne prze�wiadczenie g�uszy.
Ubezpieczona w niewinno�ci swojej,
Prawdziwa cnota krytyk si� nie boi.
Tak brze�na ska�a, gdy niebo si� chmurzy
I gro�ne coraz zbli�aj� ob�oki,
Wzrusz si� morze, grzmi chmura w�r�d burzy,
A cho� uderza ba�wan w brzeg wysoki,
Chocia� si� w fluktach (5) zapienionych nurzy,
Chocia� szturm srogi rwie twarde opoki,
Trwa niewzruszona; pe�zn� wiatry chy�e,
A ba�wan hardy piasek pod ni� li�e.
Wchodzi Honorat, a pismo podane
Z r�k od doktora kiedy czyta� bierze,
Na pierwsz� strof� zna� po nim odmian�:
Miesza si�, p�oni, blednieje w cholerze;
Karty nie sko�czy�, ju� rzuca o �cian�,
Chce drze�, lecz doktor hamuje w tej mierze.
Sro�y si� starzec dziki i surowy,
Tymi na koniec obwieszcza gniew s�owy:
"Ta� to nam korzy�� za tyle podj�tych
Prac, trud�w! Takie wdzi�czno�ci zadatki!
Targa si� �mia�o�� na m�drych i �wi�tych,
Wyszydza, zjad�a, i ojce, i matki!
A niekontenta z blu�nierstw przedsi�wzi�tych
Ha�bi r�aniec. Je�eli ostatki
W nas jeszcze cnoty �arliwej zosta�y,
Niechaj jej dozna blu�nierca zuchwa�y.
Heretyk spro�ny, Turczyn, jansenita (6),
Ateusz, piek�a zara�ony jadem,
Oszczerca, z cudzych defekt�w korzysta,
Godzien najwi�kszej by� kary przyk�adem.
Niechaj go ha�ba ogarnie wieczysta
I wszystkich, kt�rzy tym b�d� i�� �ladem,
Niech go..." - Dech usta� ojcu �arliwemu;
Wtem tak si� doktor odezwa� ku niemu:
"Z�orzeczy�, nie wiem, je�eli przystoi
Tym, kt�rzy tylko winni b�ogos�awi�.
Jad bardziej ran� rozj�trza, ni� goi.
Na c� si� pr�nym narzekaniem bawi�.
Nie z zemsty pozna B�g, kt�rzy s� swoi;
Je�li nale�y, jemu j� zostawi�.
A cho� nas bole�� najsro�ej dotyka,
Cierpie� a milcze� - podzia� zakonnika.
Ten, kt�ry swoim na�ladowcom wiernym
Za z�e stokrotnie dobrem kaza� p�aci�,
Potrafi ul�y� troskom, cho� niezmiernym,
Potrafi odda�, co mo�em utraci�.
Zyskiem si� zemsty nie zmo�em mizernym,
Cierpliwo�� lepiej nas zdo�a zbogaci�.
Darujmy!" - Uciek� Honorat i mrucza�,
A doktor westchn��, kt�ry go naucza�.
M�g� by� ukara�, ile prze�o�ony,
Ale �e starszy, nie spieszy� si� z kar�.
Starzec by� laty i prac� zw�tlony,
A zwyk�� wieku swemu tchn�c przywar�,
Nadto by� w zdaniu swoim uprzedzony,
Gdy k�ad� zakonno�� w r�wnej szali z wiar�.
Cho� zdro�no�� widzia�, ale �e przy cnocie,
Przebaczy� doktor �arliwej prostocie.
PIE�� DRUGA
Jak chmura, co grom po polach roznosi,
Obieg� Honorat wszystkie kurytarze,
Wsz�dzie wiadomo�� nieszcz�liw� g�osi,
Wsz�dzie o wszcz�tym zna� daje po�arze,
O zemst� wszystkich nalega i prosi,
Niechaj to dzie�o i autora skarze.
"Kupcie si� - wo�a - ku wsp�lnej odsieczy!
Kupcie si� broni� pospolitej rzeczy!"
Na taki odg�os, jak piorunem tkni�te,
T�umy si� braci ze wszystkich stron spiesz�.
Rzucaj� prace i zabawy �wi�te,
A coraz wi�ksz� gromadz�c si� rzesz�,
Tam id�, k�dy �ale rozpocz�te
Wynurza� starzec: wzmagaj� i ciesz�.
Pr�ne starania. Honorat si� trwo�y,
Im bardziej mi�kcz�, tym zjadlej si� sro�y.
Tak �a� po puszczach dzikich ob��kana
Z p�odem, kt�rego pilnie dot�d strzeg�a,
Nag�ym �oskotem my�liwc�w zmieszana,
Z miejsc si� porywa, na kt�rych obleg�a.
Pr�no ucieka; wko�o opasana,
Unosz�c �ycie, cho� p�odu odbieg�a,
Chocia� r�k usz�a i buja po lesie,
Tkwi grot �miertelny, kt�ry z sob� niesie.
Wrzask, krzyk, ha�asy. I pro�b�, i wsporem
Nie da si� starzec ub�aga� rozjad�y,
Niezbytym punktu uj�ty honorem.
Gdzie� si� zdro�no�ci nasze nie zakrad�y?
P�dzi. - Ksi�garni drzwi zasta� otworem,
Tam wpad�, strwo�one bracia wraz z nim wpad�y.
Jednym zamachem starzec nieu�yty
Wywr�ci� cztery ksi�g pe�ne pulpity.
O ty, wszechrzeczy p�odnej rodzicielki.
Dzielny t�umaczu i w lew�, i w praw�,
Kt�rego wielbi� musi cz�owiek wszelki!
Ty, co� jest �wiata nauk�, zabaw�,
Per�o pisarz�w, o Albercie Wielki (1),
Co� tajemnice objawia� tak �wawo,
Uczczenia godny! Nieustraszony,
Spad�e� pod szaf� z twoimi kompany.
Wielki Tostacie! (2) ty, co� znamienicie
Pisa� o wszystkim, o czym pisa� mo�na,
Nie osiedzia�e� si� na twym pulpicie,
Z�o�� ci� zrzuci�a, ale z�o�� pobo�na.
Pozna� ci� starzec, zap�aka� obficie,
Twym spadkiem my�l si� powi�kszy�a trwo�na,
A gdy si� coraz wzmaga i roz�arza,
Tak z p�aczem m�wi� do bibliotekarza:
"Nie tylko ludziom i ksi�gom uw�acza
Bezbo�nik, co si� uwzi�� na zakony.
Co winien Tostat, �e mu nie przebacza?
Co winien Alfons, �w kr�l uwielbiony?
Zuchwalec �mia�o grzeszy i wykracza,
"Kroniki" nawet dotkn�� za�lepiony.
Niegodzien czyta� pi�kno�ci dobranych:
"Wojska afekt�w zarekrutowanych".
Wiem, sk�d te z�o�ci i jady pochodz�:
Ju� si� �wiat zepsu�, a p�ody odrodne
Polorem niby jady swoje s�odz�,
Nazwiska nawet uczonych niegodne.
Ich to koncepty prawdzie nie zagrodz�.
Znajdziem my na nich sposoby dowodne.
Umilkn� zdrajcy, damy si� we znaki,
Spe�znie z konceptem pisarz ladajaki.
Bogdaj to dawni! w ksi�gach nie szperali,
By�o te� lepiej, ka�dy cicho siedzia�.
I c� nowego teraz wybadali?
Bogdajby lepiej o nich �wiat nie wiedzia�!
Nie tak to nasi ojcowie dzia�ali,
A je�li kt�ry co pisa�, powiedzia�,
Nie d�� si� z swojej m�dro�ci mniemanej
Ani zaczepia� ksi��ki drukowanej".
"Niejeden g�upi by� wydrukowany -
Biblijotekarz rzek� do Honorata -
Druk nie jest pi�tnem chwa�y lub nagany.
Dawniejszych, �wie�szych czas�w alternata (3)
G�upstwo i rozum stawia na przemiany,
Jednym je w�z�em wi��e i przeplata;
Z powszechnej wady my si� nie odkupim,
Mo�na i u nas by� m�drym i g�upim.
�e si� z prostoty �mia� pisarz swywolny,
I my si� �miejmy, zagadniem go snadnie,
Pozna po �miechu, w wyrazach zbyt wolny,
�e fa�sz napisa�; odwo�a dok�adnie.
B�dziem si� d�sa�? Nie b�dzie powolny,
Gorszy jad mo�e w pi�ro mu si� wkradnie.
A kto wie wreszcie, czyli nie chcia� u�y�
Tego sposobu, aby si� przys�u�y�?"
"Pi�kna przys�uga! Paszkwilem, potwarz�?"
"Pos�uchaj tylko, ojcze Honoracie,
R�ne si� my�li wierszopisom marz�,
Jeszcze ich trybu zupe�nie nie znacie.
Bywa cz�stokro�, gdy si� zbyt roz�arz�,
�e mniej pami�tni o s�awy utracie,
Zbyt letko cudz� dotkliwo�� t�umacz�!"
"Z�y to �miech, ojcze, gdy na niego p�acz�!"
"Targa si� paszkwil na niewinno�� trwo�n�,
Zara�a jadem, na z�e zbyt ochoczy;
Satyra, cierpie� nie mog�c rzecz zdro�n�,
Karze bez wzgl�du, wyrzuca na oczy;
Krytyk �arliwo�� ma, ale ostro�n�,
�miechem poprawia, jadem nie uw�oczy,
A kunsztu jego te prawe sposoby:
Wyst�pek kara�, oszcz�dza� osoby".
"Ale mnie wytkn��!" "Przypadkiem si� sta�o".
"Jak to przypadkiem? Szydzi� moje lata!"
"W my�li to jego mo�e nie posta�o,
Os�awia�, szydzi� z ojca Honorata.
Co tam wyrazi�, u nas si� nie dzia�o,
Jaka� st�d s�awy by� mo�e utrata?
Nigdy si�, ojcze, taki nie frasuje,
Kt�ry zarzutu przyczyny nie czuje.
Hazard nadarzy� twe imi� w pisaniu,
Ale opisa� nie tym, czym ci� znaj�.
Albo� upartym jeste� w twoim zdaniu?
Albo� ci� o z�o�� bracia pos�dzaj�?
Albo� nie trawisz dni, nocy w czytaniu?
Albo� ci� flaszki przyjacielem maj�?
Dobrzy�cie, m�drzy, na ksi��kach si� znacie;
To nie o tobie, ojcze Honoracie".
"Pi�kne to s�owa, ale nic nie znacz�,
- Krzykn�� Honorat - �mia� si� z nas do woli!
S� uprzedzeni, co dobrze t�umacz�
To, co jest skutkiem nieprawej swawoli.
Niech mi m�drkowie dzisiejsi wybacz�,
Jak to nie sarkn��, kiedy kogo boli!
Po�al si� Bo�e, widz�, naszej pracy!
I wasze� zmodnia�, ojcze Bonifacy".
PIE�� TRZECIA
Bogdaj to zasn��! Byle sen by� smaczny,
Mniejsza, na mi�kkim �o�u czy na �awie.
Bogdaj to zasn��! Chocia� sen dziwaczny,
S�odsze te ba�nie ni� troski na jawie.
Niechaj mnie �udzi, niech b�dzie opaczny,
Stawia cz�stokro� w szcz�liwej postawie.
P�yn� w �nie mi�ym rozkoszne momenty,
Nie �pi� kr�lowie, spa� ojciec Gaudenty.
My�li swobodna! twoje to s� dzie�a,
Ty prace wie�czysz rozkosznym u�pieniem,
A co zbyt skrz�tnym staraniem uj�a,
Najpo��da�szym wracasz zasileniem.
Gnu�no��, co twardym letargiem zasn�a,
Nie zna sn�w smacznych, m�y za przebudzeniem.
Usn�� Gaudenty w spokojnej zaciszy,
Powszechnej trwogi nie czuje, nie s�yszy.
Postrzeg�a J�dza, co si� wrzaw� cieszy,
�e na ustroniu rozkosznie spoczywa
Jeden Gaudenty z tak gromadnej rzeszy;
Jadem si� nowym sro�y, zapalczywa:
Do jego celi szybkim krokiem spieszy.
Now� si�, zdradna, postaci� okrywa
I �eby wsparcia dzielniejszego dosta�,
Bierze na siebie �arliwo�ci posta�.
�wi�tym pozorem tai my�li zjad�e,
Pokornym s�odzi jad sw�j u�o�eniem:
Spuszczone na d�, zmru�one, zapad�e,
Pa�aj� oczy jaskrawym p�omieniem,
Usta zsinia�e i lica wyblad�e,
G�os dr��cy, coraz przerwany westchnieniem.
W tak� si� posta� J�dza przemieni�a,
Do Gaudentego kiedy przyst�pi�a.
"�pisz - rzecze - wtenczas, kiedy drudzy czuj�,
Za�ywasz wczasu, kiedy bracia p�acz�;
Gnu�ne umys�y nieprawie pr�nuj�,
Zbyt wolnie kiedy powinno�� t�umacz�.
Nie tak si� dzieci matce wys�uguj�,
Nie tak jej wdzi�czno�� oddaj� i znacz�.
Je�li masz serce, porwij si� i wzmagaj,
Je�li� syn jeszcze, wsta�, ratuj, wspomagaj!"
Gdyby si� by�a J�dza nie umkn�a,
By�by jej dosta� za pierwszym zamachem,
Tak si� w Gaudentym z�o�� sroga zaj�a.
Z�o��, rozpacz, zjad�o�� powi�kszona strachem,
Wzmaga si� ra�no na wspania�e dzie�a.
J�dza tymczasem ju� buja nad dachem.
Zaj�wszy ��dz� zemsty niewygas��,
Ju� strasznej wojny da�a srogie has�o.
Jak syn Alkmeny (1), gdy na wielkie sprawy,
Bitwy z olbrzymy i smoki wychodzi�,
Pa�aj�c ch�ci� wiekopomnej s�awy,
Nadziej� bitwy ��dze zjad�e ch�odzi�,
Zdobycz nemejsk�, zysk s�awnej wyprawy,
Przywdziewa�, gdy na nie�miertelno�� godzi� -
Tak i Gaudenty w tej walnej potrzebie
Porwa� za kaptur i wdzia� go na siebie.
Wypad� rozjad�y, sam nie wie, gdzie leci,
Wo�a na bitw�, cho� bez przeciwnika:
"Do mnie, kto �mia�y, do mnie, moje dzieci! -
Wo�a, a coraz �wawiej si� pomyka -
Kogo trwo�liwo�� podl�ca nie szpeci
Kogo zaszczyca imi� zakonnika,
Kupcie si� ze mn�, nacierajcie �wawo
Tak si� najlepiej utrzymuje prawo".
Noc by�a jeszcze, a s�abe promienie
Najpierwsze zorze puszcza� zaczyna�y.
S�ysz� krzyk bracia i nag�e wzruszenie,
S�ysz� jak echo gmachy powtarza�y;
Nowy strach nasta�, nowe zatrwo�enie.
Stan�� z swoimi Honorat struchla�y,
A gdy si� ku nim Gaudenty przybli�a,
Uciek�a rzesza trwo�liwa i chy�a.
Zosta� Honorat laty oci�a�y,
Strach nogi zemdli�, przera�a i mroczy;
Postrzeg� go z dala bohatyr zuchwa�y,
Niezwyk�ym p�dem ku niemu przyskoczy.
Pad� z strachu starzec na po�y zmartwia�y,
Ju� ciosu czeka, nie �mie podnie�� oczy.
Ju� si� na niego Gaudenty zamierzy�,
Wtem pozna� starca i gniew sw�j u�mierzy�.
"Ty�e� to, ojcze?" - zdziwiony zawo�a�.
"Jam jest - rzek� starzec - co was wszystkich broni�.
Na to los srogi staro�� moj� chowa�,
Tegom si�, n�dzny, doczeka� przy zgonie,
�e lada bajarz b�dzie nas strofowa�
I w ca�ym szuka� zdro�no�ci zakonie.
Z��cz, bracie, pomoc, zwo�aj m�odzie�, starce,
Zgi�my z honorem lub zgn�bmy potwarc�!
Niechaj nas pozna, co si� targa� wa�y,
Niech pozna smutnym do�wiadczeniem swoim,
Niech wie, w jakowej jest nasz honor stra�y,
Niech wie, jak pr�nych d�sa� si� nie boim,
Niech si� i drugi, i trzeci odwa�y,
Cho� i najwi�ksz� liczb�, uspokoim.
Gniew, co ma honor zgromadzenia w pieczy,
Zgub� przeciwnych rany swoje leczy.
Do argument�w!" "A ksi��ki tu po co? -
Krzykn�� Gaudenty, nowym zdj�ty jadem. -
Niech si� m�drkowie nad ksi�gami poc�
I pyszni� dumnym maksym swoich sk�adem!
R�ka, nie pi�ro, b�dzie nam pomoc�,
Id�my powszechnym i ubitym �ladem:
Kiedy potrzeba znie�� z siebie zel�ywo��,
Gdzie moc lub sztuka (2), tam jest sprawiedliwo��.
Dawne to bajki o cnocie, nauce,
�wiat polerowny te czcze �wiat�a zgasi�,
Podej�ciu szcz�cie przypisa� i sztuce,
Zbrodni� szcz�liw� uczci� i okrasi�,
A niepodleg�y sumnienia przynuce,
Zdradnie si� sro�y�, zdradnie si� i �asi�.
Kt� teraz w cnocie wsparcia b�dzie szuka�?
Ten wielki, m�dry, kto zdar�, kto oszuka�.
I my tak czy�my, gdy nas losy musz�,
A radzi� sobie inaczej nie mo�na.
Kiedy moc, podst�p �wiata teraz dusz�
I wszystko chytro�� posiad�a ostro�na,
Kiedy szcz�liwi, co si� o z�e kusz�,
A w niewinno�ci ju� nadzieja pro�na,
Trudno si� teraz odwo�a� na cuda:
B�d�my jak drudzy, a wszystko si� uda".
Tak duch zajad�ej J�dzy pop�dliwy
Wskro� umys� z�o�ci� zdj�ty opanowa�.
Struchla� Honorat na takowe dziwy,
Nag�ej odmiany kiedy nie pojmowa�,
Nie �cierpia� blu�nierstw, lubo zemsty chciwy,
Przecie�, a�eby w z�o�ci uhamowa�,
Mi�kczy� zawzi�to��, zbytek jadu s�odzi�.
Ju� te� dzie� jasny po zorzach nadchodzi�.
PIE�� CZWARTA
Rzadko si� kradzie� nada kradn�cemu,
Cho� j� i pi�knym nazwiskiem przywdziejem,
Cho�by s�u�y�a dobru publicznemu,
Nie oczy�ci si� i tym przywilejem.
M�wmy wi�c szczerze, m�wmy po dawnemu:
Ktokolwiek kradnie, ten zaw�dy z�odziejem.
Pi�knie czy szpetnie, pomaga czy szkodzi,
Niech b�dzie, jak chce, a kra�� si� nie godzi.
O "Wojno mnich�w!" take� w r�ce wpad�a,
Take� si� najprz�d zjawi�a na �wiecie:
P�ocho�� ci� z twoich kryj�wek wykrad�a,
Ciekawo�� fraszki stawi�a w zalecie,
Z�o�� ci� roznios�a �lepa i zajad�a,
A s�awa, kt�ra rada bajki plecie,
Za rzecz szacown�, gdy uda�a ba�nie,
Prys�a� jak iskra, co parzy i ga�nie.
Byli, kt�rzy ci� s�usznie zwali fraszk�,
A powa�niejsz� zatrudnieni prac�,
Gardz�c wspaniale nikczemn� igraszk�,
Nie czytaj�c ci� rzekli, �e� ladaco.
Drudzy, nie wzd�ci tak powa�n� maszk�,
Nad zgraj� wiersz�w gdy czasu nie trac�,
Rzekli: "D�wi�k pr�ny, co pozory kry�li,
Niewart uczonych czytania i my�li".
Rodzaj poet�w, co si� z s�owy pie�ci,
Niegodzien u nich wzgl�du i szacunku,
M�drzec, wa��c istoty i tre�ci,
M�drzec, maj�cy wyroki w szafunku,
W gminnych umys��w t�umie takich mie�ci
I w najpodlejszym osadza gatunku,
Co kunsztem s�owa uk�adaj�c zr�cznie,
�agodnym d�wi�kiem omamiaj� wdzi�cznie.
I sprawiedliwe by�y takich zdania,
Co im o dobro kraju tylko chodzi:
"C� wiersz pomo�e do praw uk�adania?
Albo� si� zbo�e po wierszach urodzi?
Pr�ne s�, p�oche, niewarte s�uchania,
Wi�c si� ich pisa� i czyta� nie godzi.
Nic nie probuj�, a po c� je chwali�?
Najlepiej bajk� i bajarza spali�.
Spali� do szcz�tu". Ale nim go spal�,
Wr��my tymczasem do naszej powie�ci.
Bajk� czy prawd� ci gani�, ci chwal�,
Tym jest przyczyn� �miechu, tym bole�ci.
Jedni si� chlubi�, a drudzy si� �al�,
Zgo�a zwyczajnym trybem wszystkich wie�ci
Mia�o los dzie�o, co po r�kach chodzi:
Z�e, gdy przymawia, dobre, gdy godzi.
Po niejednego zak�tkach klasztora
Posz�o na ogie�; w drugich zachowane.
Ci b�ogos�awi�, a ci kln� autora;
Zgo�a umys�y by�y rozerwane.
Pan wicesgerent �le instygatora (1)
I w przysz�ych s�dach rokuje przegran�.
A jejmo�� (2) r�nie: krzykliwa lub cicha,
Gniewa si�, mi�kczy, p�acze i u�miecha.
Szcz�ciem, i wielkim, dla dzie�a autora
Nigdy Hijacynt w jej domu nie go�ci�;
Nikt tam nie bywa� pr�cz ojca przeora,
Lecz ojciec przeor ustawicznie po�ci�,
A je�li biera� ojca promotora,
Hijacynt takich wizyt nie zazdro�ci�:
Pogardzaj�cy marnymi igraszki,
Pilnowa� wiernie ksi��ek, a nie flaszki.
Prawda, �e pi�kny, udatny i ho�y,
Prawda, �e patrze� na niego a� mi�o.
Albo� by� pi�knym nie ma s�uga bo�y?
Albo� to grzecznym by� si� nie godzi�o?
Wdzi�czna jest skromno��, gdy posta� u�o�y,
Zda si�, i� nowych z ni� wdzi�k�w przyby�o.
Niechaj wyst�pek wydaje si� spro�nie.
Cnocie wdzi�k nowy niechaj coraz ro�nie.
Mo�na j� �miele z grzeczno�ci� skojarzy�.
I owszem, taka lepiej przyk�ad wdra�a;
Nie jej to przymiot sro�y� si� i swarzy�,
Dzikim wspoj�rzeniem nigdy nie odra�a,
Nie umie pr�nie dziwaczy� i marzy�
Ani si� p�ochym podej�rzeniem zra�a.
Przyk�adny mile, dziwacznie niesprzeczny,
Ojciec Hijacynt by� �wi�ty i grzeczny.
Ani on wiedzia� co drukiem podano,
Po�yteczniejsze bawi�y go dzie�a;
Gdy ju� wie�� dosz�a, co wydrukowano,
Ani go wtenczas ciekawo�� uj�a;
Przeczyta� wreszcie, co o nim pisano,
Lecz si� my�l m�ciwa w sercu nie zawzi�a.
Ani si� roz�mia�, ani si� zasmuci�,
Lecz dwakro� ziewn�� i pismo porzuci�.
Tak orze�, g�rnym wybuja�y lotem,
Ledwo pogl�da� na niziny raczy,
A piorunowym nie przel�k�y grzmotem,
Kiedy ptasz�ta pod sob� obaczy,
Skrzyde� wspania�ych straszy je �oskotem
I gdy w ostatniej postrze�e rozpaczy,
Rzuca plon pod�y, a lotnymi pi�ry
Ponad ob�oki wzbija si� i chmury.
Nie z or��w rodu by�, cho� przewielebny,
Ojciec Gerwazy od Zielonych �wi�tek.
Lubo Hijacynt da� przyk�ad chwalebny.
I do dzia�ania szacowny pocz�tek.
Wzgardzi� nim ojciec, rady mniej potrzebny,
Wzgardzi�, a rzeczy nowy snuj�c w�tek
Bra� je do serca; a gdy zemst� knowa�,
Z rzesz� si� braci ukonfederowa�.
Wi�c chc�c, by jeszcze wi�ksze znale�� wsparcie,
Wzywa� na pomoc inne zgromadzenia.
Zasta� u forty, jakoby na warcie,
Pann� Dorot�, co chwa�� imienia
Strzeg�c, na zemst� czuwa�a otwarcie:
Od najpierwszego za czym pozdrowienia
Zamiast potocznych dyskurs�w zabawy
O srogiej burzy wszcz�� si� dyskurs �wawy.
Tam si� dowiedzia� w zapalczywej mowie,
W srogim wej�rzeniu, udatnym ge�cie
O ca�ej rzeczy dok�adnie osnowie,
Co powiedano i na wsi, i w mie�cie,
Zgo�a, co tylko nowin� si� zowie,
Co usta wywrze� zdo�a�y niewie�cie.
Wszystko to by�o powiedziane r�nie:
�wawo, dok�adnie, zwi�le i pobo�nie.
Us�ysza�, jako autor z�ego dzie�a
Od bezbo�nik�w na to nam�wiony,
Jako go zysk�w nadzieja uj�a,
I nawet o tym zosta� upewniony,
Jakie bezbo�no�� ukaranie wzi�a:
Jak w �wi�tej ziemi nie by� pogrzebiony;
Jak panna Anna na rozstajnej drodze
Widzia�a w ogniu j�cz�cego srodze.
Szcz�ciem kur zapia�. "Niech�e sobie pieje!
- Krzykn�� Gerwazy - a ja nie mam czasu!"
Wi�c wszed� za fort�, wzmagaj�c nadzieje.
Wszed�, a w�r�d zgie�ku, wrzawy i ha�asu
Gdy s�yszy, jako Honorat boleje,
A�eby z�emu zabie�e� zawczasu,
Aby obwie�ci�, sk�d z�ego przyczyna,
Wprz�d odkaszln�wszy, tak m�wi� zaczyna:
"O bracia! cho� wy bieli, my kafowi,
Nic to jedno�ci serdecznej nie szkodzi:
Ka�dy z nas wdzi�czno�� winien zakonowi,
Bo z tego �r�d�a szcz�liwo�� pochodzi.
��czmy si� przeciw nieprzyjacielowi,
Z ma�ych z��czonych rzecz wielka si� rodzi".
"Prawda - Honorat rzek� - i ja wiem o tym,
To napisano na czerwonym z�otym". (3)
Wi�c go zaprasza w izb� zgromadzenia,
Gdzie si� �arliwi na odsiecz kupili.
Pospolitego tam centrum ruszenia,
Tam �r�d�o rady, jak b�d� walczyli.
Na powszechnego odg�os zaproszenia
Hurmem si� zewsz�d radni gromadzili.
Szed�, tkni�ty zemst� i punktu honorem,
Pan wicesgerent, ksi�dz proboszcz z doktorem.
PIE�� PI�TA
Na wielkie dzie�o trzeba si� zdobywa�.
Fraszka pod Troj� i bitwy, i rady!
Kogo� na pomoc w tej potrzebie wzywa�?
Do Muz si� uda� czyli do Pallady?
Czy na pegazich skrzyd�ach podlatywa�,
A dawnych bajek wskrzeszaj�c przyk�ady,
Kiedy si� powie�� heroiczna wszczyna,
Do snu zach�ca� w imi� Apollina?
Wielkie przyk�ady do na�ladowania
I drog� widz� przed sob� nieciasn�;
Chluba nie wabi pi�ra do pisania,
Zabaw� kry�l� i cudz�, i w�asn�.
Czytelnikowi nie broni� ziewania:
Chc� spa� czytaj�c, niechaj�e i zasn�.
Ja, rzecz stosuj�c do miary i wzrostu,
Co wiem, co nie wiem, opowiem po prostu.
Zesz�y si� czapki, birety, kaptury,
A, co najwi�ksza, i g�owy nie lada.
Pan wicesgerent, burzliwej natury,
Plant� (1) zemszczenia najpierwszy uk�ada;
Wi�c si� nad�wszy rzek�: "Z�e koniunktury,
Mo�ci panowie! Za czym moja rada:
J�� si� sposob�w dobrych. To, co my�l�,
Opowiem kr�tko i jawnie okry�l�.
Najprz�d ten zdrajca, co z nas si� na�miewa�,
Niech pozna, �e�my dobrzy w odpowiedzi.
Tym grzeszy�, �e si� zemsty nie spodziewa�,
Swoja pod�o�ci� zas�oniony siedzi,
Niewart, �eby si� cz�ek zacny na� gniewa�.
Z tym wszystkim niech go karanie uprzedzi:
Je�li plebeius (2), zbi� go bez lito�ci,
Je�li szlachcic, pozwa� jegomo�ci!
R�ne mog� by� sprawy, aktoraty,
A ja na wszystkich nie�le dopilnuj�:
Niech no si� tylko odezw� zza kraty,
Niech wezm� na cel, tak go odmaluj�,
Takie wynajd� na� prejudykaty (3),
Zgo�a, co umiem, co mog�, poczuje.
Wprz�d za to, �e si� �mia� z blu�nierstwy ozwa�,
Z Aryjanismi regestru go pozwa�.
M�g�by i crimen status (4) by� na stole
Za to, �e z kr�lem chcia� wadzi� W�grzyny, (5)
Lecz ja to wy�szej w�adzy odda� wol�.
Mnogie s� dalej oskar�e� przyczyny:
Ojcy lektory niech my�l� o szkole,
Duchowni niechaj broni� dziesi�ciny,
A nasz ksi�dz pra�at przez sw�j wielki rozum
We�mie w opiek� vitrum gloriosum (6).
Co si� mnie tycze, wiem ja, co si� stanie:
Pozna jegomo��..." Wtem machn�� obuchem.
Krzykn�� Gaudenty: "Dobrze tak, mospanie!
To mi to spos�b, co �wista nad uchem!
Na nic si� nie zda pozew i gadanie,
Po co to straszy� widzeniem i s�uchem!
Kto chcia� by� naszej przyczyn� niedoli,
Kto nas zaczepi�, niech czuje, co boli!"
Jak za powstaniem mi�ego wietrzyka
W rozleg�ej puszczy li�� wdzi�cznie szele�ci,
Coraz si� echo szerzy i pomyka,
Coraz s�uch szeptem rozkosznym si� pie�ci,
Tak w gromadnego liczbie zakonnika
Krzyk Gaudentego has�em dobrych wie�ci.
Nieukojone maj�ce urazy
Wzmogli si� Rafa�, Marek i Gerwazy.
Trzy to filary swego zgromadzenia,
Trzy to pociechy braci rozrzewnionych.
Pierwszy z nich, zwyk�e dawszy pozdrowienia,
W s�owach dobranych, zwi�z�ych i uczonych
Od g�r liba�skich wszcz�� asumpt m�wienia;
Spu�ci� si� potem, a wszystkich, zdziwionych,
I duchownego, i �wieckiego stanu,
Ci�gle prowadzi� do rzeki Jordanu.
Dopiero� stamt�d jak si� wzbi� do g�ry,
Jak zacz�� lata�, z oczu wszystkich znikn��;
G�os tylko s�ycha�, wzrok widzie� ponury,
Gest gro�ny, jakim zadziwia� przywykn��.
Wtem, kiedy wspomnia� heliko�skie c�ry (7),
Wskro� poruszony wicesgerent krzykn��:
"To mi to m�wca, co si� a� cz�ek zl�knie,
Kiedy to raz wraz i g�rno, i pi�knie!"
Sz�a dalsza kolej, a ojcy wielebne,
Ra�niej m�odzie�y otoczone gronem,
Zdobywa�y si� na rady potrzebne,
Ka�dy za swoim obstawa� zakonem,
Pe�z�y, nikn�y zamachy haniebne.
Wtem seraficznym (8) akcentem i tonem,
Okryty laurem kaznodziejskiej pracy,
Podni�s� grzmotliwy g�os ojciec Pankracy:
"A p�ki� - krzykn�� - barbarzyniec w b��dzie,
Zoil (9) przebrzyd�y, co si� na nas miota,
A p�ki� szarpa� nasz� s�aw� b�dzie?
I blu�ni�, zdrajca, subtelnego Szkota?
A p�ki� w r�wnym szeregu i rz�dzie
Z nim stawa� b�d� ci, kt�rych robota
Do tego zmierza ustawnie, koniecznie,
Aby nas zgn�bi� i os�awi� wiecznie?
A p�ki�..." Nadto rozpocz�� by� �wawie,
Przeto go kompan strwo�ony, mniej bacznie,
Chc�c ci�gn�� za p�aszcz, g�asn�� po r�kawie;
I chocia� mniema�, �e by�o nieznacznie,
Tak zmiesza� m�wc�, i� oniemia� prawie.
Chce m�wi�, ale s�owa sz�y opacznie,
Wi�c, co tak �wawo ju� mia� si� ku wojnie,
Skry� g�ow� w kaptur i usiad� spokojnie.
Zamilkli wszyscy. Wtem z miejsca si� ruszy�
Doktor i zacz�� namienia� o zgodzie.
Pr�no namienia� - przytomnych obruszy�,
Nawet tych, kt�rzy byli na odwodzie.
Wrzask zjad�ej t�uszczy m�wi�cego zg�uszy�;
Wi�c, upewniony o pewnej przeszkodzie,
Umilk�. Natychmiast �wawe wojowniki
Coraz gro�niejsze wznawia�y okrzyki.
Jak wichry, nagle kiedy wypadaj�,
Wspienione wody i m�c�, i burz�,
Pr�no si� trwo�ne majtki wysilaj�,
Razem z okr�tem w dnie morskim si� nurz�;
Powstaje Neptun, wiatry ucichaj�,
Spokojne wody, nieba si� nie chmurz� -
Tak proboszcz skoro w st� pi�ci� uderzy�,
Ucich�a wrzawa i krzyk si� u�mierzy�.
"A moje zdanie - rzek� - mo�ci panowie,
Duchowni, �wieccy, wielebni, wielmo�ni,
Po co si� gniewa�? W tej ksi�gi osnowie
C� jest, �eby�cie mieli by� tak trwo�ni?
Czy� to w poeciej marzy�o si� g�owie,
Ma tych obra�a�, co m�drzy, pobo�ni?
Na co si� zemsty z�ych sposob�w chwyta�?
Je�li z�e pismo, to go i nie czyta�.
Je�eli kszta�tne, dobrze napisane,
Czytajmy, �artu nie bior�c do siebie.
By�o podobne niegdy� udzia�ane
I na pra�aty. W takowej potrzebie
Ci si� roz�mieli, ci dali nagan�,
A czas, zazwyczaj co urazy grzebie,
To zdzia�a�, co si� pospolicie dzieje:
Nikt si� nie gniewa, a ka�dy si� �mieje.
I ja tak radz�, a �em w tych dniach prawie
Przypadkiem pismo o tej wojnie czyta�,
�e pos�u�y�o ku mojej zabawie,
�mia�em si� i ja, o reszt� nie pyta�.
Poetom �ni si� czasem i na jawie,
Kt� by wi�c bajki za prawd� poczyta�?
Puchar opisa�! I c� w tym jest z�ego?
Niech przyjdzie do nas, wypijem do niego".
Tak m�wi� pra�at, a wyraz �agodny
Mi�e uczucie w s�uchaj�cych sprawi�:
Wzrok niegdy� dziki stawa� si� pogodny,
A co si� nader zapalczywym stawi�,
Pan wicesgerent mniej do boj�w zgodny,
Honorat srogi ju� si� u�askawi�,
Gaudenty nawet ju� nie tak ochoczy.
Wtem nowy widok �ci�gn�� wszystkich oczy.
PIE�� SZ�STA
Jaki� to widok, kt�ry by odmiany
I now� rzeczy osnow� przywodzi�?
C� to za widok tak niespodziewany,
I� naradzeniu wielkiemu przeszkodzi�?
Jaki� to koniec: z�y czy po��dany,
Po tylu wielkich przygodach nadchodzi�?
I jak przemy�lnym wzniecon wynalazkiem?
Opowiem. Drzwi si� otworzy�y z trzaskiem.
W�a�nie na�wczas wieszczym zdj�ty duchem
Ojciec Regalat pa�a� �arliwo�ci�,
Srogim niezbo�no�� kr�powa� �a�cuchem,
A zwyk�� gn�bi�c z�o�� zapalczywo�ci�,
Niespodziewanym przel�k�y rozruchem,
Porwa� si� z miejsca. Za nim z skwapliwo�ci�
Wszyscy s�uchacze spieszno ku drzwiom biegli.
Wszyscy stan�li, jak tylko postrzegli.
Mam�e powiedzie�, co postrzegli oni?
Powiem: postrzegli dzban czworogarcowy.
Krzykn�� Gaudenty: "Do broni! do broni!"
Gerwazy ra�ny, Pankracy gotowy,
Doktor si� wstydem niezwyczajnym p�oni,
Pan wicesgerent wzrok mieni surowy,
Pra�at, a�eby dobrze dzie�o sprawi�,
Na pierwszym miejscu kaza� go postawi�.
Stan��. Jednak�e nie by� on takowy,
Jakim go powie�� bajeczna uda�a;
Z�ocisty, prawda, i marcepanowy,
Ale go rze�ba wzwierzch nie otacza�a.
W tym zaszczyt wielki, i� czworogarcowy (1);
Jako� i posta� tak okazowa�a:
Powa�ny z kszta�tu, wspania�y i stary,
Szklni� si� nako�o twardymi talary.
Na nich pami�tki kr�l�w naszych dawnych
Ku pocieszeniu zgromadzonych braci,
Kr�l�w uprzejmych, szcz�liwych i sprawnych
Wyryte by�y twarze i postaci.
Owych Zygmunt�w, W�adys�aw�w s�awnych,
Kt�rych si� nigdy pami�� nie zatraci.
Ni�s� dzban pami�tki szacownych wyraz�w,
Ni�s� pi�tna Piast�w, Jagie���w i Waz�w.
Takimi nasi ojcowie pijali,
Smutek stroskanych my�li nie zajmowa�;
Takimi uczty swoje odprawiali,
Uczty, na kt�rych zbytek nie panowa�.
Szed� dzban na kolej, w nim rado�� czerpali,
A przemys� chytry (2) ochoty nie psowa�.
Rozweseleni uprzejmym obchodem,
Napawali si� i piwem, i miodem.
O dobre czasy, gdy trwa�a prostota!
Wprawdzie� nie by�o tak kszta�tnie i grzecznie,
Nie szklni�a w kunsztach wytworna robota
Ani si� przemys� sili� ostatecznie.
Uprzejmo�� wszystko kszta�ci�a i cnota.
�yli weso�o, �yli i bezpiecznie.
S�odkie wspomnienie, szacowne przyk�ady,
Bogdaj si� nasze �wi�ci�y pradziady!
Lecz nazbyt d�ugo ju� ten dzban na stole,
Czas si� go ima�: Ze czci� winn� wzi�ty,
Aby naprawi� uprzykrzone dole.
Ojciec Zefiryn �arliwy i �wi�ty,
Na z�o�� �wiatow� p�acz�c i swawole,
Pierwszy go uj��; za czym nadpocz�ty,
Gdy si� do niego ka�dy z ojc�w bierze,
Suszy� si� likwor w skromno�ci i mierze.
Ju� kolej wielu by�a przemin�a:
I wicesgerent nie�le pokosztowa�,
I pra�at, sprawca przyk�adnego dzie�a,
Smacznego trunku sobie nie �a�owa�.
W Gaudentym wi�ksza �arliwo�� si� zawzi�a;
Honorat niby z niechcenia sprobowa�.
Ka�dy si� z swoja odezwa� pochwa��,
Tymczasem wina coraz ubywa�o.
Bo te� to nadto ci filozofowie
Rozprawowali o wstrzemi�liwo�ci.
I w dobrym zbytek cnot� si� nie zowie.
Jak to nie lubi�, sk�d p�yn�� rado�ci?
Dobrze to znali wielebni ojcowie,
Wi�c zasilaj�c ducha w troskliwo�ci,
Pod dobrym has�em: "Niech poczciwi �yj�!"
Wielebne ojce jak pij�, tak pij�.
W kacie ukryty doktor cicho siedzia�;
Widz�c, �e mierna, uczcie nie przygania�.
Chcia� jednak, aby nikt o tym nie wiedzia�,
Wiec, jak m�g� tylko, kry� si� i zas�ania�.
Postrzeg� go pra�at i wzr�cz mu powiedzia�:
"Po c� si� b�dziesz od ochoty wzbrania�?
Albo� w mych r�ku naczynie zabojcze?
Wino weseli, pij, wielebny ojcze!"
Kolej tak dobrze ju� by�a chodzi�a,
I�ju� ku reszcie likwor si� nachyla�,
Poznali wszyscy, i� zabawa mi�a,
Wi�c gdy si� ka�dy wdzi�czy� i przymila�,
Wsta� doktor - zgraja placu ust�pi�a -
Wzi�� dzban i westchn��, przecie� si� zasila�;
A gdy ju� reszt� dopija� przyk�adnie,
Cud nad cudami! - postrzeg� Prawd� na dnie.
Bajka to by�a, co o niej pisali,
Jakby w dnie studni siedzia�a, nieboga.
Zna� filozofy wina nie pijali,
A za� poeci, w �r�dle swego boga
Gdy tylko wod� kastalsk� (3) czerpali,
W ni� Prawd� k�adli; nie ta jej za�oga (4).
Lepiej cz�stokro� pijak j� wy�ledzi
I st�d przys�owie: "Prawda w winie siedzi!"
Przel�k� si� doktor na takowe dziwy
I dzban na miejscu, sk�d wzi�ty, postawi�.
Ruszy� si� nie �mia�, chocia� boju chciwy,
Gaudenty, skoro cud doktor objawi�.
Czy obraz skryty, czy widok prawdziwy?
Ka�dy go pyta, wszystkim jeno prawi�:
"Kto si� dowiedzie� o tym chce dok�adnie,
Niechaj w dzban wsp�j�rzy, znajdzie Prawd� na dnie".
Rzek�; wi�c wspaniale Zefiryn si� toczy
Prosto ku dzbanu, chc�c wzg��bsz rzecz docieka�.
Blask niezwyczajny zrazi� wszystkie oczy,
Stan�li zl�kli, nie �mi� ucieka�.
Jasno�� przytomnych przera�a i mroczy.
Z dr�eniem widoku ko�ca musz� czeka�.
W tym, ob�ok �wi�tny gdy si� rzedzi� pocznie,
Prawda przed nimi stan�a widocznie.
"Niecz�sto - rzek�a - tak mnie ludzie widz�,
Chocia� si� zaw�dy ch�tna ku nim spiesz�,
Zamiast wdzi�czno�ci wszyscy ze mnie szydz�
I bylem tylko wesz�a w kt�r� rzesz�,
Rzadki mnie uczci, a wielu si� wstydz�,
Bo z�ych zasmucam, a niewinnych ciesz�.
Dzi� z wami jestem; bo chocia� w rozruchu,
Godni�cie mego widzenia i s�uchu.
Sk�d wasza rozpacz? sk�d ch�ci zemszczenia?
Za lada pismo, kt�re bajki plecie?
Mnie wierzcie, wszystkie przenikam wzruszenia,
Znam tego, co go dzi� prze�ladujecie,
Wie on, jak �wi�te wasze zgromadzenia;
Lecz chc�c osoby postawi� w zalecie
Przychylno�� jego, kt�ra nie jest p�ocha,
Tym si� obwieszcza, i� was szczerze kocha.
�art bro� jest cz�sto zdradna i szkodliwa.
Ale te� czasem i jej trzeba za�y�:
W �miechu przestroga zdatna si� ukrywa,
A ten, kt�ry si� �mia� na ni� odwa�y�,
Nie zas�uguje, aby zemsta m�ciwa
Mia�a go gn�bi�, mia�a go zniewa�y�.
Porzu�cie zjad�o��, u�mierzajcie �ale:
Wszak i wy ludzie, i on nie bez ale.
Sam si� o�wiadczy�, i� ch�tnie odwo�a,
I�, je�li szkodzi, got�w pismo spali�.
Jeden wam wszystkim nigdy nie wydo�a;
Na c� go gn�bi�, lepiej si� u�ali�.
My�l mo�e by�a zbytecznie weso�a;
Spos�b - os�d�cie, czy gani�, czy chwali�?
Je�eli potwarz, sama pe�zn�� zwyk�a;
Je�eli prawda, poprawcie si�!" - Znik�a.
KONIEC
Przypisy
PIE�� PIERWSZA:
1. szych - tania poz��tka
2. chodzi o klasztor dominikan�w
3. stan�o na korcu - wyp�yn�o na wierzch
4. chodzi o "Monachomachi�"
5. �ac. fluktus - ruch wody, pr�d
6. jansenizm - ruch religijny i spo�eczny w ko�ciele katolickim, pot�piony przez papiestwo, Francja XVII w.
PIE�N DRUGA:
1. Albert Wielki a. Albert v. Bollst�dt, �y� ok. 1193-1280, �wi�ty, filozof, teolog, przyrodnik pochodzenia niemieckiego, dominikanin
2. Tostat, Alonso Tostado - teolog hiszpa�ski, VI w.
3. alternata - odmiana (od �ac. alternare - odmienia�, przeplata�)
PIE�N TRZECIA:
1. syn Alkmeny - Herakles
2. sztuka - tu: podst�p
PIE�N CZWARTA:
1. instygator (�ac. instigator - pod�egacz), tu: oskar�yciel publiczny
2. jejmo�� - �ona wicesgerenta
3. w tym przypadku chodzi o dukat holenderski z napisem zaczerpni�tym z Sallustiusza: Concordia res parvae crescunt, discordia et maximae dilabuntur - dos�ownie: Zgod� rzeczy ma�e si� ��cz�, niezgod�, i najwi�ksze, na cz�ci s� rozbite
PIE�� PI�TA:
1. planta - plan
2. plebeius (�ac. cz�owiek z nizin spo�ecznych), tu: ch�op lub mieszczanin
3. prejudykat - orzeczenie s�dowe stanowi�ce precedens prawny (od �ac. praeiudicatus - przes�dzony)
4. crimen status - �ac. zbrodnia stanu
5. chodzi o przerwanie handlu z W�grami - g��wnym dostawc� win
6. vitrum gloriosum - olbrzymi puchar
7. heliko�skie c�ry - Muzy
8. seraficznym - franciszka�skim
9. Zoil - grecki retor i filolog z IV w. p.n.e., ostro krytykowa� Homera, tu: z�o�liwy krytyk
PIE�� SZ�STA:
1. mie�ci� ok. 16 litr�w
2. przemys� chytry - przemy�lna sztuka
3. woda kastalska - ze �r�d�a Kastalii, u�ycza�a ducha poetyckiego
4. za�oga - siedziba