1913
Szczegóły |
Tytuł |
1913 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1913 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1913 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1913 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Hanna Krall
Okna
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Polski Zwi�zek Niewidomych
Warszawa 1990
.pa
T�oczono w nak�adzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN, Warszawa,
ul. Konwiktorka 9.
Pap. kart. 140 g. kl. III_B�1
Ca�o�� nak�adu 100 egz.
Przedruk z wydawnictwa "Alfa",
Warszawa 1990.
Pisa�a Katarzyna Jurczyk.
Korekty dokona�y
U. Maksimowicz
K. Kopi�ska
.st
"Hej, jeste� tam? Jeste�, to
dobrze. A ja? No - ja. Czy
jeszcze jestem? Bardzo mi�o na
skarpie, tu, u nas. Lato si�
zacz�o, a powietrze ju� mi�kkie
i szczelnie przylega do sk�ry
ciep�ym wieczorem..."
To ona. Ma zwyczaj zapisywa�
r�ne rzeczy, na przyk�ad:
powietrze jest mi�kkie, rano
wisia�y na skarpie p�aty mg�y,
teraz siedzi na ganku i nie
czeka.
Ona notuje dla kogo� za
dwadzie�cia albo za trzydzie�ci
lat. Nie wie dok�adnie, jaki to
czas, mo�e wszystkie, jakie
b�d�. Na wszelki wypadek co
kilka stron sprawdza swoj�
obecno�� ("a ja? czy jeszcze
jestem?"). Ona s�dzi, �e kto�,
kto wtedy to przeczyta, b�dzie
ciekaw jej nieczekania.
Ma mani� dzi�kowania za
wszystko. Budzi si� wcze�nie i
widzi niebo. Wtedy dzi�kuj� za
niebo, za to, �e jest wczesny
ranek i �e si� obudzi�a. Potem,
je�li si� obudzi�a na wsi i
zobaczy�a na zboczu p�aty mg�y,
zaczepione o ga��zie ja�owc�w,
nab�yszczone s�o�cem - dzi�kuje
za skarp�.
Kto� (Vonnegut, oczywi�cie), w
jakiej� ksi��ce, posy�a� do
Stw�rcy komunikaty zewsz�d,
gdziekolwiek si� znajdowa�.
Zawiadamia� na przyk�ad, �e
toaleta m�ska jest czysta jak
�za, a dywan w holu granatowy.
Czy wiesz, co to znaczy
granatowy? - pyta� St�wrc�. Ot�
ona nie zawiadamia o skarpie,
natomiast dzi�kuje, a ma zwyczaj
robi� to skrupulatnie i pe�nymi
zdaniami. S�uchaj, m�wi.
Dzi�kuj� Ci za skarp�. Po czym
dodaje: gdyby� uzna� za
stosowne, zachowaj j� jeszcze
przez chwil�. Po czym si�
mityguje - bo to ju� wygl�da na
pro�b�, a przyrzek�a sobie nie
mie� pr�b. Ludzie s�
bezwstydni. Bez przerwy czego�
chc�, bez przerwy zawracaj� Mu
g�ow� jakimi� sprawami, w
najlepszym razie proponuj�c co�
w zamian. Jej znajoma, Irena
Szyma�ska, powiedzia�a podczas
wojny - Ja Ci policz� do
miliona, a ty mi sko�cz wojn�,
chcesz? (Mog�a to obieca� z
�atwo�ci�, bo nic, poza
liczeniem do miliona, od niej
nie zale�a�o). I zacz�a liczy�.
I On przysta� na umow� i wojn�
zako�czy�. Irena dopiero
zbli�a�a si� do o�miuset
tysi�cy, ale post�pi�a uczciwie.
Wojna by�a sko�czona, a ona
liczy�a nadal. Mia�a wyrzuty
sumienia, �e obieca�a za ma�o i
zamierza�a liczy� do miliarda,
ale wyperswadowano jej.
Wracaj�c do bohaterki.
W przeciwie�stwie do
prosz�cych bez wstydu ma
poczucie przyzwoito�ci, nie chce
za wiele i ogranicza si� do
podzi�kowa�. Niestety, jest w
tym spora ob�uda. M�wi�c
"S�uchaj, gdyby� uzna� za
stosowne..." ma nadziej�, �e jej
skromno�� zostanie zauwa�ona.
Mo�na by j� wi�c czym�
nagrodzi�... Powiedzmy talentem.
Maj�c talent potrafi�aby zapisa�
skarp�. Nie jest to w ko�cu jej
prywatna sprawa, m�wi tonem
perswazji. S�uchaj, m�wi, po co
innego jestem. A je�li zgodzisz
si�, �e to wa�ne, nie b�dzie Ci
chyba wszystko jedno jak
zapisz�, dobrze czy �le. No, to
ju� wiesz, czym ewentualnie
m�g�by� mnie nagrodzi�.
Siedzi na ganku. Ganek ma ode
mnie, w prezencie. W�asny ganek
da�am jej, niedu�y, cztery i p�
na metr, w domku typu Krokus,
ale mo�e ca�kiem wygodnie
przysi���. W�asne "s�uchaj,
dzi�kuj� Ci za skarp�..." da�am
jej i dorzuci�am bak�a�any,
kt�re trzeba by podlewa�
systematycznie. I to wszystko co
dostanie ode mnie.
Reszt� trzeba wymy�le�.
Wymy�l� jej w�osy, oczy, sny,
ludzi i troch� przedmiot�w.
(Ach, jak ju� zale�y ode mnie.
Zechc�, to schudnie, zechc�, to
przy�ni jej si� strach. Ode mnie
zale�y, czy otrzyma talent i czy
naprawd� b�dzie lubi�a to, co
robi si� w ��ku. Tak, ja te�
si� uzale�ni� od niej, ale to ja
jednak zamkn� j� w ksi��ce, jak
za szaf�, a przez ok�adk�
przecie� mi si� nie wymknie).
Je�li chodzi o przedmioty,
przydziel� jej - szaf�, wykonan�
przez pana Stacha, m�a pani
Stachowej, dozorczyni w ich
przedwojennym domu;
tkaniny wykonane przez ni�,
w�asnor�cznie;
czerwone talerze;
aparat fotograficzny marki
Nikon.
Je�li o ludzi chodzi, b�d� to
- Ojciec Pauli
(ur. 1905 r. w Dzia�oszycach;
syn studniarza z Czapel; w
1930 r. o�eni� si� z c�rk�
w�a�ciciela tartaku; komunista,
uczestnik wojny domowej w
Hiszpanii i francuskiego Ruchu
Oporu; deportowany do Polski w
1946 r. pracowa� w organach
administracji pa�stwowej; w
1956 r. przeszed� na emerytur�;
w 1958 r. zda� matur�
eksternistyczn�; obecnie w
Warszawie).
Matka Pauli
(ur. 1910 r. w Rembertowie;
mimo sprzeciwu ojca po�lubi�a
dzia�acza komunistycznego;
uko�czy�a szko�� kosmetyczn�
firmy "Cedibe", po wyje�dzie
m�a do Hiszpanii samotnie
wychowywa�a c�rk�; w lipcu
1942 r. uciek�a wraz z c�rk�,
siostr� i jej dzieckiem z
kolumny prowadzonej z Rembertowa
do getta w Falenicy; ukrywa�y
si� w Mi�dzylesiu; po wydaniu
przez w�a�cicielk� willi siostry
i jej dziecka, mieszka�a u matki
bohaterki ksi��ki, dawnej
klientki gabinetu kosmetycznego;
popad�a w ob��d; zgin�a w
sierpniu 1944 r. w szpitalu
im. Jana Bo�ego w Warszawie.
Paula
(ur. 1934 r. w Rembertowie
ko�o Warszawy; od 1942 r. do
ko�ca wojny przebywa�a w
mieszkaniu bohaterki ksi��ki;
studiowa�a polonistyk�; od
trzeciego roku studi�w do
wyjazdu z Polski zwi�zana z
przyjacielem bohaterki ksi��ki,
Januszem; wyjecha�a w 1958 r.;
obecnie w Johannesburgu, RPA).
Janusz
(ur. 1933 r. w Warszawie; syn
urz�dnika bankowego,
zaprzyja�nionego z rodzicami
bohaterki ksi��ki - st�d i ich
przyja�� od najwcze�niejszego
dzieci�stwa; w latach
studenckich zwi�zany z Paul�; w
rok po jej wyje�dzie z Polski, w
1959 r., o�eni� si� z bohaterk�
ksi��ki; pracowa� w czasopismach
"Las Polski", "�owiec Polski" i
"Ko�"; instruktor Polskiego
Zwi�zku Narciarskiego; w 1981 r.
za�o�y� prywatn� farbiarni�
sk�r; hodowca bullterier�w i
dzia�acz Zwi�zku Kynologicznego;
zam. w Warszawie).
Julia
(c�rka bohaterki ksi��ki i
Janusza, ur. 1960 r. w
Warszawie; studiowa�a mechanik�
precyzyjn�; w 1982 r. pozna�a
Paw�a, dzia�acza "Solidarno�ci",
ukrywaj�cego si� u jej matki;
��czniczka; Paw�a; w 1983 r.
urodzi�a syna Jakuba; obecnie w
Arezzo, W�ochy).
Piotr
(m�ody krytyk sztuki,
ur. 1951 r. w Warszawie; syn
farmaceuty; studia na historii
sztuki i socjologii przerwa�
skutek choroby serca; w latach
1978_#79 zaprzyja�niony z
bohaterk� ksi��ki; przeszed� w
Szwecji operacj� aorty g��wnej,
sfinansowan� przez malark�
Teres� P., ur. 1935 r. w
Krakowie, z kt�r� si� nast�pnie
o�eni�; t�umaczy� Martina
Bubera; zafascynowany przez
wiele lat judaizmem, a p�niej
buddyzmem, powr�ci� do Ko�cio�a
po rekolekcjach w klasztorze
benedyktyn�w w Ty�cu; autor
mi�dzy innymi szkic�w "Metanoja"
i "Kamienie nieba", publikuje w
"Znaku" i "Krytyce"; zam. w
Zalesiu G�rnym).
A.
(ur. 1930 r. w Wilnie; syn
profesora uniwersytetu im. Jana
Kazimierza, znanego geografa i
podr�nika; autor licznych,
cenionych prac z zakresu
medycyny s�dowej - identyfikacja
ofiary, z antropologii -
przystosowanie radzieckiej
metody rekonstruowania twarzy z
czaszek do warunk�w polskich; w
1982 r. pozna� bohaterk�
ksi��ki; professor" Akademii
Medycznej, konsultant Zak�adu
Antropologii UW; "visiting
profesor" zagranicznych uczelni,
wsp�pracownik "Yearbook of
Physicial Antropology", zam. w
Warszawie).
Pawe�
(ur. 1955 r. w Koniecmostach;
syn ch�oporobotnika; uko�czy�
zasadnicz� szko�� zawodow� i
pracuj�c w Zak�adzie
Remontowo_Budowlanym w Radomiu,
technikum wieczorowe; od 1976 r.
zbiera� pieni�dze na fundusz
Kor_u i kolportowa�
"Robotnika"; w sierpniu 1980 r.
kierowa� strajkiem i
wsp�organizowa� Mkz Ziemi
Radomskiej; od 13 grudnia
1981 r. w podziemiu; w 1982 r.
ukrywa� si� w mieszkaniu
bohaterki ksi��ki; obecnie
przypuszczalnie w prowincji
Quebeck, Kanada).
Witold K.
(ur. 1935 r. na Pomorzu; wnuk
krzewiciela polsko�ci w zaborze
pruskim, syn dzia�acza PSL,
skazanego po wojnie na dwana�cie
lat wi�zienia; ok. 1950 r.
pozna� ojca Pauli (?);
pozbawiony praw ucznia liceum za
naruszenie �a�oby po �mierci
Stalina, zda� matur� jako
eksternista; nauczyciel
historii; dzia�acz
"Solidarno�ci", od 13 grudnia
1981 r. w podziemiu;
wsp�pracuj�c z Paw�em pozna�
bohaterk� ksi��ki: zam. w
Mi�dzylesiu).
Dziennikarka
(ur. 1937 r. w poci�gu relacji
Nowogr�dek_Bia�ystok; c�rka
nauczyciela; przed wojn�
posiadaczka biletu wolnej jazdy
PKP; obni�ony stopie� ze
sprawowania za pr�b�
zorganizowania ko�a ZMP w szkole
przyklasztornej; profesor�w
wydzia�u dziennikarskiego UW
zainteresowa�a jej praca
seminaryjna pod tytu�em "Bilet
wolnej jazdy", w kt�rej opisa�a
pr�b� odzyskania od PKP w PRL
biletu przyznanego jej przez PKP
sanacyjn�; by�a to pr�ba
bezowocna, ale otrzyma�a dzi�ki
niej przydzia� pracy do "�ycia",
a tak�e pozna�a urz�dniczk� PKP
i mog�a bez kolejki kupowa�
miesi�czne bilety z Otr�bus,
gdzie wynajmowa�a pok�j bez
kanalizacji; specjalizowa�a si�
w reporta�ach o zwyk�ych
ludziach, zachwyconych �yciem,
bo uda�o im si� od�o�y� 80 z� na
ksi��eczk� albo zdoby� nogi
wieprzowe; w roku 1971 na
przystanku przy ulicy
Che�mskiej, gdzie mia�a swoje
M_2, nios�c rolki papieru
toaletowego spotka�a �ysawego
faceta z identycznym wie�cem
rolek na szyi; wszcz�a z nim
rozmow� o szcz�ciu, a kiedy
umie�ci�a j� w "�yciu", facet
zadzwoni� z pretensj�, �e
wyprzedzi�a go, bo zamierza�
zamie�ci� wywiadzik z ni� w
"Polityce": by� tam felietonist�
i zast�pc� redaktora naczelnego;
pracuj�c w "Polityce" pozna�a
bohaterk� ksi��ki; w roku 1981,
po odej�ciu z "Polityki",
wszcz�a starania o zmian� w
dowodzie miejsca urodzenia z
"ZSRR" na "Bia�ystok", dowodzi�a
bowiem, �e urodzi�a si� z ca��
pewno�ci� na lewo od miejsca,
gdzie dzi� przebiega granica
pa�stwa; reporta�u nie chcia�y
umie�ci� nawet gazety
opozycyjne, zarzucaj�c mu
nacjonalizm; na pierwszej w
stanie wojennym wycieczce
Sport_turistu nie wr�ci�a, wraz
z c�rk�, na autobus w Londynie;
po roku wr�ci�a, mimo �e
autobusy w zajezdni na
Che�mskiej nie s� wy��czane w
zimie i spalona ropa �mierdzi w
jej M_2 od grudnia do po�owy
kwietnia; zam. w Warszawie).
I tyle, je�li chodzi o osoby.
Je�li chodzi o powierzchowno��
- jest typem subnordycznym -
"Po��czenie nordyka z
laponoidem", wyja�ni�
kompetentnie profesor A. podczas
ich pierwszego spotkania. Zaraz
po pytaniu, gdzie zd��y�a si�
tak opali� tego lata. W�osy
jasne, oczy ciemne - "Dosy�
cz�sta u subnordyk�w dysharmonia
pigmentacyjna" (profesor A., jak
wy�ej). Wzrost - 158 cm, za
kr�tkie nogi i za szeroki ty�ek.
Niech si� odchudza. Niech
stosuje wyszukane diety,
najpierw punktow�, p�niej
kosmiczn�, by wreszcie przej��
na twardy grunt psychotroniki i
po paru g��bokich wdechach na
przepon�, bacznie obserwuj�c
powietrze utleniaj�ce pi�ty i
m�zg, powt�rzy� trzykrotnie:
"Przez cudown� moc mojej
nad�wiadomo�ci i g��bok� m�dro��
mojego wy�szego Ja rozkazuj�, by
moje cia�o ju� w tym momencie
zacz�o traci� wag�..."
(Ach, jak ona zale�y ode
mnie...)
Je�li chodzi o zapiski.
"Hej, jeste� tam? Jeste�, to
dobrze. A ja? no, ja. Czy
jeszcze jestem? Pisz�c Tutaj
albo Tam, mam czas na my�li, nie
miejsce. Czy w twoim czasie, u
ciebie, jeszcze jestem. Basia
Sadowska m�wi wprawdzie, �e
mi�dzy tutaj i tam nie ma nic,
nie ma nawet szybki, ale ona o
czym innym...
A Narew? Jest jeszcze tam, u
ciebie?
A skarpa?
Bardzo mi�o na skarpie tu, u
nas. Lato si� zacz�o, a
powietrze ju� mi�kkie i
szczelnie przylega do sk�ry
ciep�ym wieczorem. Barchatnoje,
m�wi� o takim powietrzu na
Kaukazie; jak aksamit. Ten,
kt�ry nie zd��y� si�gn�� po
proch, zrozumia�by bez s�ownika.
Niedawno kto� wykopa� jego
testament: p�askie, tekturowe
kr��ki z prochem, z instrukcj� -
"wskrywat' nieposriedstwienno
pieried strielboj". Obok le�a�a
spora cz�� rewolweru, co by
znaczy�o, �e powinna jeszcze
le�e� i r�ka, kt�ra go trzyma�a,
ewentualnie ko�� biodrowa, gdyby
rewolwer spoczywa� w kaburze.
Rewolwer, w przeciwie�stwie do
kr��k�w, by� niemiecki, wi�c
ko�� biodrowa te� by�aby
niemiecka. Nawet szukali�my. Nie
spos�b by�o po wojnie pozbiera�
wszystkiego i r�ne resztki obu
armii znajdujemy do dzisiaj.
P�niej wyci�gamy ze studni
sch�odzone bia�e wino, patrzymy
na Narew i zastanawiamy si�, czy
oni zd��yli to zobaczy�. Nie
widzieli, nie, m�wimy ze
wsp�czuciem, zim� nic nie by�o
zielone, ani skarpa, ani li�cie
�opianu w dole, ani zakole po
drugiej stronie rzeki - nic.
Opuszczamy nast�pn� butelk�, a
m�wi�c "czy oni..." my�limy o
obu, o tym, co nie otworzy�
paczki pieried strielboj i co
nie wystrzeli� z niemieckiego
rewolweru. Nie niepokoj� nas,
nie �ni� nam si�, lubimy my�le�,
�e s� nam przychylni.
Hej!
Czy tam, u ciebie, jest
jeszcze nasza skarpa?"
Dra�ni mnie jej wojenna
obsesja. Jak gdyby wszystko
wa�ne zdarza�o si� tylko wtedy.
Nawet kiedy przyznaje, �e w
zwyk�ych czasach te� si� rzeczy
istotne trafiaj�, m�wi to z
poczuciem wy�szo�ci.
Ja - przeciwnie. Zamierzam
napisa� ksi��k�, w kt�rej nie
b�dzie o wojnie, najlepiej,
gdyby to s�owo w og�le w niej
nie pad�o. Oraz par� innych
s��w, na przyk�ad "�yd". Napisa�
ksi��k� bez s��w "Polak",
"Niemiec", "�yd" i "wojna", to
by�oby nie najgorsze. ("Polak",
jako odr�nienie od "�yda"? Nie
jest to trafne, tylko co w takim
razie? S�owianin? Aryjczyk? Kto�
zaproponowa� mi tuziemca.
Tuziemcy... Mo�e i niez�e).
Barbara Sadowska postanowi�a
spisa� s�owa, kt�rych nie wolno
u�ywa� w jej obecno�ci.
"Dziecko", "trzynasty",
"matura", "maj"... - Nie m�wcie
przy mnie o dzieciach - m�wi
Barbara Sadowska, a kt�rego�
dnia okaza�o si�, �e i o wnukach
nie wolno przy niej m�wi� i to
ju� zacz�o by� k�opotliwe. -
Przysz�a� mi powiedzie�, �e nie
b�d� mia�a wnuka? - u�miechn�a
si� na po�egnanie do mojej
bohaterki. ("Nie m�wcie przy
mnie o maju o dzieciach o
maturach o bohaterstwie o
przysz�o�ci nie m�wcie przy mnie
o obumar�ym ziarnie, kt�re wyda
owoc...").
"W twoim czasie, u ciebie,
masz wi�cej lat ni� moja c�rka
dzisiaj, moja c�rka jest starsza
od dzisiejszej mnie, a ja mam -
ile? - niech b�dzie, �e
siedemdziesi�t. (Ja przecie� nie
wiem, jaki to czas, mo�liwe, �e
wszystkie czasy, kt�re b�d�,
tylko trudno to sobie wyobrazi�
i trzeba si� um�wi� na
jakikolwiek). Siedemdziesi�t? No
to powinnam rozpocz��
przygotowania rzeczowe i
spokojne. Niezb�dne porz�dki,
wyja�nienie - komu pianino, a
komu szaf� i lamp�. Jak moja
matka, kt�ra zawsze wiedzia�a,
�e jest przejazdem i nie
rozgo�ci�a si� na dobre. Mam
zamiar zachowa� jej rzeczowo��,
tak niek�opotliw� dla otoczenia.
No, dobrze, siedemdziesi�t
lat. Czy nie przypominam
buriackiej bogini, tak grubej,
�e podbr�dek opada� jej na
piersi, piersi opada�y na
brzuch, a brzuch opada� na
kolana...?
�adna historia. Dooko�a
szaleje wolno�� - bo u ciebie
jest ju� wolno��, nieprawda�? -
a ja z brzuchem na kolanach.
Czyta�am gdzie�, �e trzeba
zawczasu prze�y� to, czego boimy
si� najbardziej. Ju� dzi� trzeba
�wiczy� siedemdziesi�cioletnie
r�ce i siedemdziesi�cioletnie
nieczekanie.
Siedz� na ganku.
Nie podnosz� g�owy, kiedy
nagle przycichnie samoch�d na
drodze. Nie czekam na
poniedzia�ek ani na sobot�. Moim
wzorcem osobowym staje si� moja
oty�a s�siadka, kt�rej stary
dres zaczyna wydziela�
podejrzany zapaszek, a �ycie
wype�nione jest prac�.
Bak�a�anom przyda�aby si�
woda, samoch�d pojecha� dalej.
Hej, s�yszysz mnie? Czy tam, u
ciebie..."
"Jedni �yj�, drudzy opisuj�,
przeczyta�am gdzie�. Przy czym
�yj�cy dziel� �wiat - buduj�,
niszcz�, walcz�, rz�dz�, a
opisuj�cy ��cz� go. Poj�am to w
Mykenach, tym okropnym
zamczysku, po kt�rym snuj� si�
duchy morderc�w i mordowanych,
wchodz� we w�osy ludziom, w
og�le daj� zna� o sobie z
nieprzyzwoit� natarczywo�ci�,
byle tylko poby� jeszcze z nami.
W�r�d duch�w i kamieni, kt�re,
niedotkni�te, staczaj� si� z
g�o�nym echem w d�, kr���
murzy�skie wielodzietne rodziny,
maszeruj� w nog� angielscy
skauci i chichocz� kolorowe
Japonki. Agamemnon? - wo�aj�, bo
drogi do grobowc�w nie s�
oznaczone. Kto� pokazuje drog�
do Agamemnona i pyta - Ejgistos?
Po czym k�aniaj� si� sobie
grzecznie i spiesznie oddalaj�,
ka�dy w stron� swojego mordercy
albo ofiary. A kto zawiadomi�
ich o owych imionach? Kto
zjednoczy� w solidarnym
szukaniu? Opisuj�cy.
Ci, na kt�rych si� czeka,
dziel� �wiat, na czekaj�cych i
oczekiwanych. Ci, co opisuj� -
��cz� go. Je�li potrafi�
opowiedzie� nies�uchanie
samochod�w cichn�cych na drodze,
to zrozumiej� mnie wszyscy nie
czekaj�cy na gankach, czy
gdziekolwiek s�, i po��cz� si�
ze mn� we wsp�lnej, s�usznej
dumie nieczekania.
Tak, my opisuj�cy, jeste�my
pod ka�dym wzgl�dem w porz�dku.
Hej!
S�uchasz?
Tam, u ciebie... Czy s�
jeszcze Mykeny?"
Czas tera�niejszy tej ksi��ki
rozpoczyna si� w czwartek,
trzydziestego pierwszego maja
1984 roku, po �smej par� minut.
Ona idzie podw�rkami Muranowa w
stron� Leszna, on, imieniem A.,
idzie obok. Jest prawie pewny,
�e o tak wczesnej porze �aden z
przechodni�w, spiesz�cych
podw�rkami Muranowa, nie jest
pracownikiem naukowym Akademii
Medycznej, czuje si� anonimowy i
bezpieczny i za Karmelick�, na
wysoko�ci ko�cio�a, decyduje si�
j� poca�owa�. Wypada to do��
niezr�cznie, poza tym A. ma
zimne usta. Ma zimne usta -
my�li ona przelotnie i z
roztargnieniem, bo w prze�wicie
mi�dzy blokami zauwa�a na
�wierczewskiego radiow�z. Widok
dalszych radiowoz�w z okna baru
Paragraf (si�ga do kieszeni
�akietu; nie wyjmuj�c aparatu
przesuwa d�wigienk� odleg�o�ci;
przys�aniaj�c Olympusa d�oni�,
szybko podnosi go na wysoko��
oczu) ponownie nape�nia j�
niepokojem. - Przyrzek�a mi, �e
ci dadz� - powtarza A. - Musz�
wpu�ci� troch� normalnej
publiczno�ci. Nie jest pewna,
czy dobrze skadrowa�a patrol
milicyjny, spaceruj�cy przed
s�dem, ale nie ryzykuje dalszych
zdj�� i chowa Olympusa do
kieszeni.
Istotnie, w sekretariacie daj�
jej seledynowy kartonik z
nadrukiem "S�d Wojew�dzki w
Warszawie, Karta wst�pu, Sala
nr 252 Sprawa M. Wysockiego i
innych Nr IV 122884". W rubryce
"Imi� i nazwisko osoby
uprawnionej..." urz�dniczka,
kt�r� A. zna od lat (- Nie, nie,
to tylko s�u�bowa znajomo��)
przepisuje z dowodu jej
personalia.
Jak ma na imi�? Trzeba by
wiedzie�, kiedy si� urodzi�a, bo
imiona zale�� od czas�w. Data
jest wa�na nie tylko dlatego.
Wyj�tkowo jest wa�ne dzisiaj,
kiedy si� cz�owiek urodzi�, a
chodzi o to, by nie urodzi� si�
za wcze�nie. Nale�y by� tak
urodzonym, �eby nijak nie zd��y�
na par� rzeczy. Na �zy podczas
pogrzebu Stalina (na naruszenie
�a�oby po jego �mierci - tak,
ale na �zy w �adnym razie), na
s�uchanie referatu Chruszczowa,
odczytanego na zwo�anym
pospiesznie zebraniu partyjnym
(zw�aszcza nie nale�y by�
cz�owiekiem, kt�ry �w referat
g�o�no czyta�!), na wype�nienie
deklaracji partyjnej podczas
euforii Pa�dziernika 56 dobrze
jest nie zd��y� - i tak dalej.
Konserwatywny intelektualista
Marcin Kr�l, podczas przyj�cia w
ambasadzie brytyjskiej zwr�ci�
si� do obecnych tam Polak�w: Kto
z pa�stwa uko�czy� pi��dziesi�t
lat i nigdy nie nale�a� do
partii? Ot� w �adnym razie nie
nale�y mie� pi��dziesi�ciu lat
na przyj�ciu w ambasadzie
brytyjskiej.
Nie mog� zrobi� �wi�stwa
w�asnej bohaterce. Ma
czterdzie�ci siedem lat. Powinna
mie� wobec tego przedwojenne
imi� - Maria, Zofia, Barbara...
nudno i solennie. Lata
pi��dziesi�te przynios�y, jak
pami�tamy, Violett� i Mariol�,
elegancj� ch�oporobotnik�w,
awansowanych do miasta, co by�o
jednak lepsze od znanego mi
imienia Ninel, na cze�� wodza
rewolucji, czytanego wspak. Lata
sze��dziesi�te, Agata, Dorota,
Magda, to styl
cepeliowsko_rustykalny. Z
otwarciem na �wiat lat
siedemdziesi�tych pojawi�a si�
na moment Patrycja, ale w
osiemdziesi�tych wracaj�
dziewi�tnastowieczne, narodowe
Zofie i Marie - mo�e i nudne
troch�, ale jak si� w�a�nie
okaza�o, pewne i trwa�e...
Czy istniej� imiona prawdziwe,
nie naznaczone epok�? Mo�e te
tylko, kt�rych sam d�wi�k, dawno
od��czony od osoby, wyzwala
niepok�j, ju� niedokuczliwy, jak
b�l przyt�piony lekarstwem.
Takim imieniem prawdziwym by�
kiedy� dla Pauli Janusz, mimo �e
ch�opca, kt�ry je nosi�, nie
wolno jej by�o widzie�. A dla
Celiny mojej bohaterki, takim
imieniem sta�o si� Paula (Paula,
Ditta, Marcel, lata trzydzieste,
Komintern, imiona walcz�cego
internacjonalizmu...).
Moja bohaterka jest Celin�
zatem. Jej matce, kt�ra
uwielbia�a "Dziewcz�ta z
Nowolipek", przypomina�o to
Cechn�, kiedy za� Paula pojawi�a
si� w ich mieszkaniu i by�o
jasne, �e nie mo�e Paul�
pozosta�, matka zdecydowa�a
szybko, �e b�dzie Pol�, te� na
cze�� Gojawiczy�skiej.
By�a jeszcze Pol�, kiedy ze
�wiata wr�ci� wreszcie po wojnie
jej ojciec.
- Pola? - powtarza� z
dezaprobat�, a matka Celiny
pr�bowa�a t�umaczy� mu, �e by�o
to wtedy imi� stosowniejsze.
- Rozumie pan - m�wi�a temu
niskiemu, czarnemu, ruchliwemu
m�czy�nie, kt�remu ci�gle
trzeba by�o co� t�umaczy�, na
przyk�ad dlaczego matki Pauli
nie da�o si� d�u�ej trzyma�
schowanej za szaf�. - Najgorsze,
�e ona przesta�a rozumie�, co
si� dzieje dooko�a nas -
ci�gn�a matka Celiny. - Czy wie
pan, �e kt�rego� dnia zacz�a
�piewa�? Normalnie, na g�os, w
bia�y dzie�, za t� szaf�...
- �adny mia�a g�os, prawda? -
o�ywi� si� nagle ojciec Pauli i
matka Celiny na chwil� zamilk�a.
- W szpitalu by�o jej zupe�nie
dobrze... - zacz�a znowu. -
Gdyby nie walki na Star�wce... -
pomy�la�a, �e skoro ojca Pauli
nie by�o tu podczas powstania,
powinna i to wyt�umaczy�. - Na
terenie szpitala Jana Bo�ego...
Znowu przerwa�a, bo ojciec
Pauli zacz�� nuci�. - Hej ja - o
hej - ja - z g�rskich krain
dzieckiem jee_stem ja_a... Nie
to �piewa�a? To lubi�a
najbardziej, "Ksi�niczk�
Czardasza". W g�rach by�a ta
kole_ebka ma_a... Nie to? -
przerwa� i u�miechn�� si� do
matki Celiny.
- Chyba rzeczywi�cie -
odwzajemni�a u�miech matka
Celiny i ju� nie pr�bowa�a ojcu
Pauli t�umaczy� niczego wi�cej.
W czasie tera�niejszym tej
ksi��ki Celina wchodzi na drugie
pi�tro budynku s�d�w. W po�owie
korytarza, przed sal� 252, stoi
t�um, korytarz przegrodzony jest
�awami, stra�nicy sprawdzaj�
dokumenty i zagl�daj� do toreb.
Celina pokazuje seledynowy
kartonik i torb� (malutkiego
Olympusa, model Ma 2, ma w
kieszeni) i siada na �awce od
strony drzwi; od okien siedz�
m�odzi, dobrze zbudowani
m�czy�ni. Togi, kamery,
�wiat�a, publiczno��. Teatr. Z
g��bi sali idzie do sto�u
s�dzi�w Barbara Sadowska. Mija
�awk� Celiny - z jasnymi,
nieruchomymi oczami, z czarnym
krzy�em na piersiach, w
d�insowej kurtce. Jej pojawienie
si� jest pierwsz� rzecz�
naprawd� w tym teatrze.
Zw�aszcza kurtka, d�insowa, zbyt
obszerna. - Pani Sadowska
zrezygnowa�a z wyst�powania jako
oskar�yciel posi�kowy - m�wi
s�dzia. Celina postanawia
patrze� na pani� Sadowsk�, jakby
j� zobaczy�a pierwszy raz.
Szczup�a kobieta z kr�tkimi
w�osami... Za�o�y�a kurtk�
Grzesia - my�li Celina i
postanawia skupi� si� na
sprawie, skoro jest po to, by
zapisywa�.
...Jedenastego maja tysi�c
dziewi��set osiemdziesi�t trzy
Grzegorz Przemyk, ucze� liceum
imienia Frycza Modrzewskiego,
przyst�pi� do matury. Dwunastego
maja odwiedzili go koledzy,
wypili wino i poszli na spacer
po Starym Mie�cie.
...w drodze powrotnej Grzegorz
Przemyk obj�� r�koma za szyj�
Cezarego Filozofa
(gruba kobieta z tlenionymi
w�osami trzyma w
upier�cienionych r�kach akt
oskar�enia; poci si�; jest upa�,
spod togi wida� letni� sukienk�
w kwiaty)
...zawisn�� na jego plecach i
obaj upadli na chodnik,
zdarzenie to dostrzegli pe�ni�cy
s�u�b� patrolow� funkcjonariusze
ZOMO... w tej sytuacji
przewie�li Przemyka do
komisariatu
...inny funkcjonariusz zbli�y�
si� z pa�k�
...pojawi� si� Denkiewicz,
kt�ry zwr�ci� si� do bij�cych -
bijcie tak, �eby nie by�o �lad�w
...za�oga karetki pogotowia
ratunkowego przewioz�a Grzegorza
Przemyka do pogotowia na Ho��. W
holu sanitariusz Wysocki
nadepn�� przypadkowo palcami
stopy obutej w adidasy na brzuch
le��cego. W przekonaniu
podejrzanego nadepni�cie to
spowodowa�o obra�enia skutkuj�ce
zgon
...o godzinie zero pi�tna�cie
czternastego maja przyst�piono
do operacji, podczas kt�rej
stwierdzono og�lne pot�uczenia
brzucha, rozlane ka�owo_ropne
zapalenie otrzewnej,
przedziurawienie wst�pnicy...
...nast�pi�o krytyczne
pogorszenie stanu chorego z
jednoczesnym zatrzymaniem akcji
serca. Podj�ta reanimacja
okaza�a si� bezskuteczna i o
godzinie trzynastej pi�tna�cie
Grzegorza Przemyka uznano za
zmar�ego.
Celina rozumie, �e by�oby
dziwne, a nawet �mieszne, gdyby
si� teraz rozp�aka�a, stara si�
wi�c nie my�le� o brzuchu
dziecka Barbary Sadowskiej.
Swoim zwyczajem zaczyna
dzi�kowa�. Robi to skrupulatnie
i pe�nymi zdaniami - S�uchaj,
dzi�kuj� Ci, �e to nie moje
dziecko sz�o placem Zamkowym o
siedemnastej czterdzie�ci,
dzi�kuj� Ci, �e brzuch mojego
dziecka jest w porz�dku...
Wprost z s�du idzie do ojca
Pauli. Janusz zwykle m�wi� "do
ojca", ale j� to dra�ni�o i za
ka�dym razem poprawia�a go - "do
ojca Pauli". Poprawia�a go tak
przez dwadzie�cia par� lat, od
kiedy Paula wyjecha�a, a tego
ranka powiedzia�a - Po s�dzie
wpadn� do ojca. Zdziwi�a si�,
kiedy Janusz zauwa�y� - Od
jakiego� czasu ta forma ju� ci
nie przeszkadza... Pomy�la�a, �e
i to mo�e mie� zwi�zek z A. Jak
tyle innych rzeczy, kt�re ju�
nie dra�ni� jej i nie
przeszkadzaj�. (- Byli�my gorsi
nie maj�c siebie - mawia A.)
Ojciec Pauli mieszka na
Pu�awskiej, ko�o sklepu Wedla.
Jest to przedwojenny dom z
szerok� klatk� schodow� i
przestronnymi mieszkaniami.
Zna�a podobne mieszkania. W
dobrym punkcie - �adne Stegny,
ani nawet WSM; Lwowska, Wiejska,
�niadeckich, G�rny Mokot�w w
najgorszym razie - i tak
wysokie, �e zawsze zastanawia�o
j�, jak si� tu zbiera paj�czyn�
z sufitu. Mieszkania te wydawa�y
si� puste i smutne. M�odych
ludzi w nich nie by�o, bo dzieci
przebywa�y za granic� ju� od
lat, a je�li czasem pojawia�a
si� m�odzie�, niegdy� z dzie�mi
zaprzyja�niona, to w sprawach, o
kt�rych lepiej nie wiedzie� za
du�o. W g��bi mieszkania, gdzie�
w tle, snu� si� wtedy chudy,
nieweso�y staruszek: gospodarz,
nerwowo spogl�daj�cy przez okna
w d�, albo przez judasza na
klatk� schodow�.
I teraz Celina czuje
spojrzenie zza wizjera.
- Dlaczego dzwonisz raz? -
pyta zrz�dliwie ojciec Pauli. -
Nie wiesz, �e dwa razy si�
dzwoni?
- Znowu knuj�? - dziwi si�
Celina, bo ojciec Pauli
uprzedza� j� zwykle o
towarzyskich spotkaniach.
Przychodzi�a wtedy wcze�niej,
przynosi�a ciasto i parzy�a w
termosach kaw�. Z pocz�tku j� to
kr�powa�o - ani c�rka, ani
synowa, tekst "obecna �ona
dawnego zi�cia" s�abo si� do
prezentacji nadawa�, stan�o
wreszcie na "przyjaci�ce
Pauli", co brzmia�o naturalnie
dla wszystkich.
- Dosta�am cytryny i curantyl
- Celina wyk�ada zakupy i
rozgl�da si�, jak zawsze, po
pokoju, obserwuj�c uwa�nie
w�asn� reakcj�. Patrzy
spokojnie. Jak spokojnie patrz�
- my�li.
- Czy s�ysza�e�, �e curantyl
nie dzia�a bez aspiryny? Nie
ka�dy lekarz wie o tym.
(Informacja, naturalnie, od A.)
W pokoju nic si� nie zmieni�o.
Te same sosnowe meble - Paula
uwielbia�a styl ludowy - i
broszury Ostrowitianowa,
komentuj�ce "Kapita�". Tyle �e
jeszcze podziemne wydawnictwa i
na s�omianej macie kalendarz
�cienny "Solidarno�ci", z
wielkim t�umem pod parasolami.
Z rzeczy solidnych przyby�a od
wyjazdu Pauli tylko szafa,
dziwnie jako� ustawiona przez
ojca, bokiem. Na tej
zewn�trznej, bocznej �ciance
kto� przybi� pinezkami du�e
zdj�cie Papie�a.
Celina pami�ta dzie�, w kt�rym
szaf� przewozili. By� to
sze��dziesi�ty czwarty rok, par�
lat po wyje�dzie Pauli, par�
miesi�cy przed �mierci� matki
Celiny. Matka, kt�ra po ostatnim
powrocie ze szpitala rozpocz�a
spokojne przygotowania -
porz�dki w szafach, komu
pianino, a komu lamp� -
zaprosi�a na herbat� ojca Pauli
i ojciec Pauli, kt�ry wr�ci�
w�a�nie z Pary�a, opowiada� o
"�ysej �piewaczce". Mieszka� na
rue de la Huchette - r�g de la
Huchette i de la Harpe, gdzie
sklep z bagietkami - sprecyzowa�
i wszyscy us�yszeli nostalgi�,
�w mal de Paris, z jak�
wymienia� nazwy - niedaleko
teatru, i by� prawie pewny, �e
kt�rego� dnia widzia�
przechodz�cego autora.
- A pogrzeb Thoreza widzia�
ojciec? - spyta� Janusz, bo
podczas pobytu ojca Pauli w
Pary�u umar� Thorez, i wtedy
okaza�o si�, �e ojciec Pauli w
og�le nie by� na pogrzebie.
Pracowa� w ma�ej fabryczce
trykota�y, tej samej bodaj, co w
latach trzydziestych, po
przyje�dzie do Francji z wojny
hiszpa�skiej, wszyscy wybierali
si� na pogrzeb, nawet patron
szed� i jego zach�ca� do
p�j�cia, a on powiedzia� - Nie -
i zosta� sam jeden w ca�ej
fabryce i nie wy��czy� maszyny
nawet na moment.
- Ale dlaczego? - dziwi�a si�
matka Celiny. - Przez tyle lat
by� pan przecie�...
- W�a�nie dlatego - wyja�ni�
ojciec Pauli i wi�cej do Thoreza
nie wracali.
Kiedy ju� wypili herbat� i
zjedli morelowe konfitury (-
Morele z naszej dzia�ki -
powiedzia�a matka Celiny. -
Jeszcze zd��y�y urosn��, a ja
zd��y�am usma�y�... Na co ojciec
Pauli zaprotestowa� gorliwie -
Ale� pani Zofio, zd��y pani nie
jeden raz...) matka Celiny
powiedzia�a - Chcia�abym co�
panu zostawi� na pami�tk�.
- Ale� - zn�w speszy� si�
ojciec Pauli. - No, jaki�
drobiazg, najwy�ej, je�eli to
konieczne...
- Dok�adnie tak pomy�la�am,
zostawi� mu drobiazg -
podchwyci�a matka Celiny z pewn�
uciech�. - Czy m�g�by go pan
zabra� jeszcze dzisiaj? Za panem
stoi... Tak, to...
Za ojcem Pauli sta�a szafa. -
W mieszkaniu c�rki si� nie
zmie�ci, wi�c pomy�la�am, �e
mo�e pan... Nie by�a to ca�a
prawda: Celina nie znosi�a tego
mebla, ca�kiem niezale�nie od
jego rozmiar�w.
Ojciec Pauli podszed� do szafy
i dotkn�� r�k� drzwi.
- Pan Stach nam j� zrobi�,
opowiada�am panu? Kanap� nam
zrobi� do salonu, jeszcze przed
wojn�, t� szaf� zrobi� w czasie
wojny, a teraz m�g�by mi zrobi�
trumn�, gdyby �y�. Ka�da rodzina
powinna mie� swojego doktora i
swojego stolarza, mawia� pan
Stach...
W tym miejscu Celina
pomy�la�a, �e nawet jej matka
sta�a si� w ko�cu gadatliw�
staruszk�. - Mo�e ojciec Pauli
wcale tej szafy nie chce,
mamo...
Ale ojciec Pauli chcia� mie�
szaf�, nawet nalega�, �eby
koniecznie, i szafa, za kt�r�
siedzia�a Paula ze swoj� matk�,
i zza kt�rej us�ysza�y pewnego
dnia ari� z "Ksi�niczki
Czardasza", znalaz�a si� w
mieszkaniu na Pu�awskiej. Celina
i Janusz pomagali j� wnie�� i
ustawi� i kiedy ju� dopijali
Beaujolais, przywiezione z
Pary�a przez ojca Pauli, ojciec
Pauli powiedzia� - Ju� wiem, co
si� dzia�o w szpitalu. Zaj�li go
powsta�cy, ale Niemcy zrobili
podkop i dostali si� do �rodka.
To by�a sobota. Zacz�o si�
pali�, bo oni pod�o�yli w
piwnicy ogie� i wariaci wybiegli
z sal. Jak zobaczyli ogie�,
zacz�li si� strasznie cieszy�.
Nie wierzycie? Zacz�li �piewa�.
Oni ta�czyli w�r�d tego ognia i
�piewali, ja wam to zaraz
przeczytam, jak nie wierzycie -
i si�gn�� na rega�. - Mo�e i
lepiej - westchn�� - �e Paula
nie wiedzia�a, jak zgin�a
matka...
- Wiedzia�a - wtr�ci� Janusz.
- Jak to? - nim jeszcze
zawo�a�a "jak to?", poczu�a
znane sobie, gwa�towne,
zazdrosne uderzenie serca -
Sk�d?
- Nie wiem sk�d, ale wiedzia�a
na pewno - powt�rzy� Janusz,
odgradzaj�c si� tymi s�owami od
niej. Odgradzaj�c siebie i Paul�
od niej. Odgradzaj�c j� od Pauli
i siebie...
- Jak wy my�licie - podj��
ojciec - czy jej matka - przej��
ich zwyczaj nazywania �ony
"matk� Pauli" - czy ona te�...
Ale Celina zacz�a co� szybko
opowiada�, zacz�a t�umaczy�,
zdaje si�, jak szafa sta�a
podczas wojny w ich mieszkaniu,
�e sta�a w takiej wn�ce i kiedy
si� wyj�o z ty�u desk�, mo�na
by�o ca�kiem swobodnie
przecisn�� si� do kryj�wki, w
ka�dym razie ona i Paula robi�y
to z �atwo�ci�...
- Po co ja to m�wi� -
sumitowa�a si� Celina, kt�ra ju�
zapanowa�a nad g�osem i
przywdzia�a mi�y, kulturalny
u�miech. - Na pewno Paula
opowiada�a ojcu o tym wiele
razy...
Wiedzia�a doskonale, �e Paula
nie chcia�a opowiada� mu o
niczym. - Trzeba by�o z nami
by�, to by� wiedzia� - m�wi�a za
ka�dym razem, nawet kiedy
pr�bowa� dowiedzie� si�
czegokolwiek o jej matce, swojej
�onie, a ojcu nie wypada�o
rozpytywa� matki Celiny. Zreszt�
co one z Celin� mog�y wiedzie�,
skoro by�y tu, po tej stronie
szafy.
- Trzeba je by�o szybko chowa�
- ci�gn�a Celina. - Zw�aszcza
kiedy przychodzi� kto� obcy. Na
przyk�ad Janusz. Bo nie wiem,
czy ojciec si� orientuje, �e
Janusz uczy� mnie czyta�.
Przychodzi� cz�sto, ale
kompletnie nie mia� poj�cia, co
si� w naszym domu dzieje. Nikt
nie mia� poj�cia.
- To wiem - pochwali� si�
ojciec Pauli. - Wy�cie si�
uczyli, a Paula s�ucha�a zza
szafy waszych lekcji. Kiedy
wychodzi�, pyta�a ci�, jak
wygl�da.
- I co m�wi�am?
- �e jest taki sobie, ale ma
�adny, kolorowy sweter. A Paula
m�wi�a, �e przecie� ten sweter
zna, bo twoja mama go robi�a z
resztek.
- Ona to wszystko opowiada�a
ojcu?
- Co za pytanie? Przecie� to
nie sekret, �e on ju� wtedy
bardzo jej si� podoba�.
- Ale ona go wtedy nie
widzia�a. Nie wie ojciec?
pierwszy raz go zobaczy�a w
dziesi�� lat p�niej. Na naszym
balu maturalnym zobaczy�a go
pierwszy raz. Wtedy ona go
jeszcze w og�le nie widzia�a!
- Nie szkodzi - wyt�umaczy�
jej ojciec Pauli, jak ju�
przesta�a krzycze�. - Dla uczu�
to nawet lepiej. Mog�a go sobie
wymy�le� jak chcia�a, on jej nie
przeszkadza�. A rano po tym balu
maturalnym je�dzili�cie za
miastem na rowerach - u�miechn��
si� nagle do Janusza, jakby co�
sobie przypomnia� - i ty
je�dzi�e� najszybciej. To
uwa�acie, �e ona tam �piewa�a? -
doko�czy� wreszcie pytanie
ojciec Pauli. - Biega�a tak, w
tym ogniu, z wariatami, i
�piewa�a, co?
Celina przestraszy�a si�, �e
ojciec Pauli zn�w zechce
zademonstrowa�, jak �adny g�os
mia�a jego �ona, ale nie, ojciec
Pauli nie opowiada� i nie pyta�
ju� o nic wi�cej. Podszed� do
szafy, zamkn�� starannie drzwi i
ucieszy� si�:
- O, nawet klucz jest.
Celina, w czasie tera�niejszym
tej ksi��ki, patrzy ze
zdziwieniem na zdj�cie, przybite
pinezkami do bocznej �cianki. -
Kto� przyni�s� mi... - ojciec
Pauli jakby si� t�umaczy�,
niepotrzebnie, doprawdy, w tylu
domach wisi teraz jego zdj�cie,
ale nie, ojciec Pauli wcale nie
t�umaczy si�, tylko si� zamy�la.
- Jeden franciszkanin mi
opowiada�, �e widzia� w
dzieci�stwie �yd�w, jak modl�
si� na ��ce. Matka powiedzia�a
mu - widzisz? oni si� nie
wstydz� Boga... Ja mu si�
przygl�dam... Ja obserwuj� tego
cz�owieka ju� od dawna. On
rozmawia z Nim. On si� nie
modli, jak inni, on z Nim
rozmawia. On si� tak modli, jak
si� modlili �ydzi, kt�rzy si�
nie wstydzili Boga.
Celina, nadal w czasie
tera�niejszym, m�wi, �e b�dzie
mia�a dziecko. - To nierozs�dne,
wiem - i u�miecha si� do
lekarki, wk�adaj�c w u�miech
ca�� m�odo��, na jak� j� sta�.
Jest jej chyba za ma�o, bo
lekarka przygl�da si� w
milczeniu. - Podj�am ju�
decyzj� - m�wi Celina i tym
razem stara si� zademonstrowa�
pogod� i si��. - Musz� tylko
jedno wiedzie�: czy dziecko
b�dzie normalne. Mam
czterdzie�ci siedem lat...
- Ile lat ma partner? - pyta
lekarka i Celina uznaje s�owo
"partner" za niedelikatne...
- Pi��dziesi�t trzy - m�wi z
uraz�.
- Du�o - m�wi lekarka. - W�r�d
rodzic�w w tym wieku wzrasta
procent dzieci mongoidalnych.
- Wiem. Ju� za�atwi�am sobie
termin bada�...
Wobec tego lekarka zaczyna
wypisywa� kart� - Kiedy by�a
ostatnia miesi�czka? - pyta
bior�c ze sto�u kalendarz, ale
nie trzeba niczego oblicza�.
Celina wie, kiedy to si� sta�o,
nie mieli w ko�cu z A. zbyt
wiele okazji. W poniedzia�ek, w
mieszkaniu ojca Pauli, kiedy
musia� wyjecha� do �odzi na
badania kontrolne. By�o im
bardzo mi�o pod kalendarzem
"Solidarno�ci" i pod tkanin�
zawieszon� na �cianie przez
Celin�. Zrobi�a j�
w�asnor�cznie, z wypuk�ego
sznurka. Mia�a dwie p�askie
postacie po�rodku i minimalny
pic: woln� osnow� na g�rze -
strasznie si� jej to podoba�o i
chcia�a zostawi� wi�cej takich
a�urk�w, ale zapanowa�a nad tym,
bo pic by�by ju� niewybaczalny.
A. zauwa�y�, �e czuje si� w tym
mieszkaniu wyj�tkowo dobrze.
Szkoda, �e cz�ciej nie mogli w
nim bywa� - niestety, odk�d
znaj� si� z A., tylko raz ojca
Pauli nie by�o w domu d�u�ej:
kiedy le�a� w szpitalu w �odzi
na zapalenie p�uc. Mieli pecha,
bo po paru dniach A. musia�
wyjecha� na kongres antropolog�w
do Tbilisi. Przywi�z� jej
pier�cionek z turkusami i m�wi�,
�e ich metody rekonstruowania
twarzy s� bardzo interesuj�ce.
By�a w�ciek�a na A., jakby to on
wymy�li� termin kongresu i
idealnie zsynchronizowa� go z
terminem choroby ojca Pauli. -
Co� w tym musi by� - m�wi�a, za�
A. t�umaczy�, �e jej gniew
wynika z czego innego. -
Naprawd� - t�umaczy� A. -
z�o�cisz si� dlatego, �e za
p�no spotkali�my si� w �yciu,
ty i ja. Ja stawa�em si� bez
ciebie, a ty beze mnie. Rozs�dne
wyja�nienie A. rozgoryczy�o j�
tak bardzo, �e zacz�a p�aka�.
P�aka�a, poniewa� on stawa� si�
bez niej i poniewa� ma kamic�
nerkow�, i rwali mu korze� w
stanie ropnym - a jak w godzin�
po rwaniu spotkali si�, to pi�
kaw� prawym k�cikiem ust, lewym
przytrzymuj�c niezr�cznie
opatrunek. P�aka�a, bo jego
ubrania s� ze sztucznego w��kna
i b�yszcz� si� na kolanach, a
palto jest w stylu naczelnika
miasta i gminy R�an, ale nawet
i to nie by�o jeszcze ca��
prawd�. Tak naprawd� p�aka�a z
goryczy - �e nie przy niej psu�
mu si� korze� i gromadzi�y si�
kamienie w nerkach i przeciera�o
si� na kolanach sztuczne w��kno.
- Ostatnia? - powtarza Celina
pytanie lekarki. - Dwudziestego
czwartego kwietnia, ale nie musi
pani dokt�r oblicza�, dok�adnie
wiem, kiedy to si� sta�o.
- To by�a taka zabawa, byli
pewni, �e zdadz� matur� i by�o
im weso�o... Na placu Zamkowym
Grzegorz po�o�y� mi si� na
ramiona, ja si� potkn��em,
upadli�my, zauwa�y�em
radiow�z... Komenda by�a
otwarta. Weszli�my. Kto�
poprosi� o dow�d. Grze�
powiedzia�, �e stan wojenny jest
zawieszony, milicjant powiedzia�
- ju� my ci� nauczymy, �e
b�dziesz nosi� dow�d i wyj��
pa�k�. Grzegorz z�apa� pa�k�,
zobaczy�em, �e dochodzi drugi
milicjant, zobaczy�em pa�k� w
powietrzu, zobaczy�em, �e
podchodzi trzeci milicjant.
Zobaczy�em, �e Grze� le�y na
ziemi...
...To by�a jedna pa�ka czy
kilka pa�ek?
...Czy by�o naraz kilka pa�ek
uniesionych w g�rze?
...Czy to by�y krzyki, czy
j�ki?
...Czy pozostawa�y w zwi�zku
czasowym z pa�kami w g�rze?
... - Podjecha� radiow�z,
koledzy zostali zatrzymani, a ja
poszed�em wyja�ni� spraw� na
komisariat. By�em troch�
przestraszony i ch