1913

Szczegóły
Tytuł 1913
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1913 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1913 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1913 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Hanna Krall Okna Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Polski Zwi�zek Niewidomych Warszawa 1990 .pa T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorka 9. Pap. kart. 140 g. kl. III_B�1 Ca�o�� nak�adu 100 egz. Przedruk z wydawnictwa "Alfa", Warszawa 1990. Pisa�a Katarzyna Jurczyk. Korekty dokona�y U. Maksimowicz K. Kopi�ska .st "Hej, jeste� tam? Jeste�, to dobrze. A ja? No - ja. Czy jeszcze jestem? Bardzo mi�o na skarpie, tu, u nas. Lato si� zacz�o, a powietrze ju� mi�kkie i szczelnie przylega do sk�ry ciep�ym wieczorem..." To ona. Ma zwyczaj zapisywa� r�ne rzeczy, na przyk�ad: powietrze jest mi�kkie, rano wisia�y na skarpie p�aty mg�y, teraz siedzi na ganku i nie czeka. Ona notuje dla kogo� za dwadzie�cia albo za trzydzie�ci lat. Nie wie dok�adnie, jaki to czas, mo�e wszystkie, jakie b�d�. Na wszelki wypadek co kilka stron sprawdza swoj� obecno�� ("a ja? czy jeszcze jestem?"). Ona s�dzi, �e kto�, kto wtedy to przeczyta, b�dzie ciekaw jej nieczekania. Ma mani� dzi�kowania za wszystko. Budzi si� wcze�nie i widzi niebo. Wtedy dzi�kuj� za niebo, za to, �e jest wczesny ranek i �e si� obudzi�a. Potem, je�li si� obudzi�a na wsi i zobaczy�a na zboczu p�aty mg�y, zaczepione o ga��zie ja�owc�w, nab�yszczone s�o�cem - dzi�kuje za skarp�. Kto� (Vonnegut, oczywi�cie), w jakiej� ksi��ce, posy�a� do Stw�rcy komunikaty zewsz�d, gdziekolwiek si� znajdowa�. Zawiadamia� na przyk�ad, �e toaleta m�ska jest czysta jak �za, a dywan w holu granatowy. Czy wiesz, co to znaczy granatowy? - pyta� St�wrc�. Ot� ona nie zawiadamia o skarpie, natomiast dzi�kuje, a ma zwyczaj robi� to skrupulatnie i pe�nymi zdaniami. S�uchaj, m�wi. Dzi�kuj� Ci za skarp�. Po czym dodaje: gdyby� uzna� za stosowne, zachowaj j� jeszcze przez chwil�. Po czym si� mityguje - bo to ju� wygl�da na pro�b�, a przyrzek�a sobie nie mie� pr�b. Ludzie s� bezwstydni. Bez przerwy czego� chc�, bez przerwy zawracaj� Mu g�ow� jakimi� sprawami, w najlepszym razie proponuj�c co� w zamian. Jej znajoma, Irena Szyma�ska, powiedzia�a podczas wojny - Ja Ci policz� do miliona, a ty mi sko�cz wojn�, chcesz? (Mog�a to obieca� z �atwo�ci�, bo nic, poza liczeniem do miliona, od niej nie zale�a�o). I zacz�a liczy�. I On przysta� na umow� i wojn� zako�czy�. Irena dopiero zbli�a�a si� do o�miuset tysi�cy, ale post�pi�a uczciwie. Wojna by�a sko�czona, a ona liczy�a nadal. Mia�a wyrzuty sumienia, �e obieca�a za ma�o i zamierza�a liczy� do miliarda, ale wyperswadowano jej. Wracaj�c do bohaterki. W przeciwie�stwie do prosz�cych bez wstydu ma poczucie przyzwoito�ci, nie chce za wiele i ogranicza si� do podzi�kowa�. Niestety, jest w tym spora ob�uda. M�wi�c "S�uchaj, gdyby� uzna� za stosowne..." ma nadziej�, �e jej skromno�� zostanie zauwa�ona. Mo�na by j� wi�c czym� nagrodzi�... Powiedzmy talentem. Maj�c talent potrafi�aby zapisa� skarp�. Nie jest to w ko�cu jej prywatna sprawa, m�wi tonem perswazji. S�uchaj, m�wi, po co innego jestem. A je�li zgodzisz si�, �e to wa�ne, nie b�dzie Ci chyba wszystko jedno jak zapisz�, dobrze czy �le. No, to ju� wiesz, czym ewentualnie m�g�by� mnie nagrodzi�. Siedzi na ganku. Ganek ma ode mnie, w prezencie. W�asny ganek da�am jej, niedu�y, cztery i p� na metr, w domku typu Krokus, ale mo�e ca�kiem wygodnie przysi���. W�asne "s�uchaj, dzi�kuj� Ci za skarp�..." da�am jej i dorzuci�am bak�a�any, kt�re trzeba by podlewa� systematycznie. I to wszystko co dostanie ode mnie. Reszt� trzeba wymy�le�. Wymy�l� jej w�osy, oczy, sny, ludzi i troch� przedmiot�w. (Ach, jak ju� zale�y ode mnie. Zechc�, to schudnie, zechc�, to przy�ni jej si� strach. Ode mnie zale�y, czy otrzyma talent i czy naprawd� b�dzie lubi�a to, co robi si� w ��ku. Tak, ja te� si� uzale�ni� od niej, ale to ja jednak zamkn� j� w ksi��ce, jak za szaf�, a przez ok�adk� przecie� mi si� nie wymknie). Je�li chodzi o przedmioty, przydziel� jej - szaf�, wykonan� przez pana Stacha, m�a pani Stachowej, dozorczyni w ich przedwojennym domu; tkaniny wykonane przez ni�, w�asnor�cznie; czerwone talerze; aparat fotograficzny marki Nikon. Je�li o ludzi chodzi, b�d� to - Ojciec Pauli (ur. 1905 r. w Dzia�oszycach; syn studniarza z Czapel; w 1930 r. o�eni� si� z c�rk� w�a�ciciela tartaku; komunista, uczestnik wojny domowej w Hiszpanii i francuskiego Ruchu Oporu; deportowany do Polski w 1946 r. pracowa� w organach administracji pa�stwowej; w 1956 r. przeszed� na emerytur�; w 1958 r. zda� matur� eksternistyczn�; obecnie w Warszawie). Matka Pauli (ur. 1910 r. w Rembertowie; mimo sprzeciwu ojca po�lubi�a dzia�acza komunistycznego; uko�czy�a szko�� kosmetyczn� firmy "Cedibe", po wyje�dzie m�a do Hiszpanii samotnie wychowywa�a c�rk�; w lipcu 1942 r. uciek�a wraz z c�rk�, siostr� i jej dzieckiem z kolumny prowadzonej z Rembertowa do getta w Falenicy; ukrywa�y si� w Mi�dzylesiu; po wydaniu przez w�a�cicielk� willi siostry i jej dziecka, mieszka�a u matki bohaterki ksi��ki, dawnej klientki gabinetu kosmetycznego; popad�a w ob��d; zgin�a w sierpniu 1944 r. w szpitalu im. Jana Bo�ego w Warszawie. Paula (ur. 1934 r. w Rembertowie ko�o Warszawy; od 1942 r. do ko�ca wojny przebywa�a w mieszkaniu bohaterki ksi��ki; studiowa�a polonistyk�; od trzeciego roku studi�w do wyjazdu z Polski zwi�zana z przyjacielem bohaterki ksi��ki, Januszem; wyjecha�a w 1958 r.; obecnie w Johannesburgu, RPA). Janusz (ur. 1933 r. w Warszawie; syn urz�dnika bankowego, zaprzyja�nionego z rodzicami bohaterki ksi��ki - st�d i ich przyja�� od najwcze�niejszego dzieci�stwa; w latach studenckich zwi�zany z Paul�; w rok po jej wyje�dzie z Polski, w 1959 r., o�eni� si� z bohaterk� ksi��ki; pracowa� w czasopismach "Las Polski", "�owiec Polski" i "Ko�"; instruktor Polskiego Zwi�zku Narciarskiego; w 1981 r. za�o�y� prywatn� farbiarni� sk�r; hodowca bullterier�w i dzia�acz Zwi�zku Kynologicznego; zam. w Warszawie). Julia (c�rka bohaterki ksi��ki i Janusza, ur. 1960 r. w Warszawie; studiowa�a mechanik� precyzyjn�; w 1982 r. pozna�a Paw�a, dzia�acza "Solidarno�ci", ukrywaj�cego si� u jej matki; ��czniczka; Paw�a; w 1983 r. urodzi�a syna Jakuba; obecnie w Arezzo, W�ochy). Piotr (m�ody krytyk sztuki, ur. 1951 r. w Warszawie; syn farmaceuty; studia na historii sztuki i socjologii przerwa� skutek choroby serca; w latach 1978_#79 zaprzyja�niony z bohaterk� ksi��ki; przeszed� w Szwecji operacj� aorty g��wnej, sfinansowan� przez malark� Teres� P., ur. 1935 r. w Krakowie, z kt�r� si� nast�pnie o�eni�; t�umaczy� Martina Bubera; zafascynowany przez wiele lat judaizmem, a p�niej buddyzmem, powr�ci� do Ko�cio�a po rekolekcjach w klasztorze benedyktyn�w w Ty�cu; autor mi�dzy innymi szkic�w "Metanoja" i "Kamienie nieba", publikuje w "Znaku" i "Krytyce"; zam. w Zalesiu G�rnym). A. (ur. 1930 r. w Wilnie; syn profesora uniwersytetu im. Jana Kazimierza, znanego geografa i podr�nika; autor licznych, cenionych prac z zakresu medycyny s�dowej - identyfikacja ofiary, z antropologii - przystosowanie radzieckiej metody rekonstruowania twarzy z czaszek do warunk�w polskich; w 1982 r. pozna� bohaterk� ksi��ki; professor" Akademii Medycznej, konsultant Zak�adu Antropologii UW; "visiting profesor" zagranicznych uczelni, wsp�pracownik "Yearbook of Physicial Antropology", zam. w Warszawie). Pawe� (ur. 1955 r. w Koniecmostach; syn ch�oporobotnika; uko�czy� zasadnicz� szko�� zawodow� i pracuj�c w Zak�adzie Remontowo_Budowlanym w Radomiu, technikum wieczorowe; od 1976 r. zbiera� pieni�dze na fundusz Kor_u i kolportowa� "Robotnika"; w sierpniu 1980 r. kierowa� strajkiem i wsp�organizowa� Mkz Ziemi Radomskiej; od 13 grudnia 1981 r. w podziemiu; w 1982 r. ukrywa� si� w mieszkaniu bohaterki ksi��ki; obecnie przypuszczalnie w prowincji Quebeck, Kanada). Witold K. (ur. 1935 r. na Pomorzu; wnuk krzewiciela polsko�ci w zaborze pruskim, syn dzia�acza PSL, skazanego po wojnie na dwana�cie lat wi�zienia; ok. 1950 r. pozna� ojca Pauli (?); pozbawiony praw ucznia liceum za naruszenie �a�oby po �mierci Stalina, zda� matur� jako eksternista; nauczyciel historii; dzia�acz "Solidarno�ci", od 13 grudnia 1981 r. w podziemiu; wsp�pracuj�c z Paw�em pozna� bohaterk� ksi��ki: zam. w Mi�dzylesiu). Dziennikarka (ur. 1937 r. w poci�gu relacji Nowogr�dek_Bia�ystok; c�rka nauczyciela; przed wojn� posiadaczka biletu wolnej jazdy PKP; obni�ony stopie� ze sprawowania za pr�b� zorganizowania ko�a ZMP w szkole przyklasztornej; profesor�w wydzia�u dziennikarskiego UW zainteresowa�a jej praca seminaryjna pod tytu�em "Bilet wolnej jazdy", w kt�rej opisa�a pr�b� odzyskania od PKP w PRL biletu przyznanego jej przez PKP sanacyjn�; by�a to pr�ba bezowocna, ale otrzyma�a dzi�ki niej przydzia� pracy do "�ycia", a tak�e pozna�a urz�dniczk� PKP i mog�a bez kolejki kupowa� miesi�czne bilety z Otr�bus, gdzie wynajmowa�a pok�j bez kanalizacji; specjalizowa�a si� w reporta�ach o zwyk�ych ludziach, zachwyconych �yciem, bo uda�o im si� od�o�y� 80 z� na ksi��eczk� albo zdoby� nogi wieprzowe; w roku 1971 na przystanku przy ulicy Che�mskiej, gdzie mia�a swoje M_2, nios�c rolki papieru toaletowego spotka�a �ysawego faceta z identycznym wie�cem rolek na szyi; wszcz�a z nim rozmow� o szcz�ciu, a kiedy umie�ci�a j� w "�yciu", facet zadzwoni� z pretensj�, �e wyprzedzi�a go, bo zamierza� zamie�ci� wywiadzik z ni� w "Polityce": by� tam felietonist� i zast�pc� redaktora naczelnego; pracuj�c w "Polityce" pozna�a bohaterk� ksi��ki; w roku 1981, po odej�ciu z "Polityki", wszcz�a starania o zmian� w dowodzie miejsca urodzenia z "ZSRR" na "Bia�ystok", dowodzi�a bowiem, �e urodzi�a si� z ca�� pewno�ci� na lewo od miejsca, gdzie dzi� przebiega granica pa�stwa; reporta�u nie chcia�y umie�ci� nawet gazety opozycyjne, zarzucaj�c mu nacjonalizm; na pierwszej w stanie wojennym wycieczce Sport_turistu nie wr�ci�a, wraz z c�rk�, na autobus w Londynie; po roku wr�ci�a, mimo �e autobusy w zajezdni na Che�mskiej nie s� wy��czane w zimie i spalona ropa �mierdzi w jej M_2 od grudnia do po�owy kwietnia; zam. w Warszawie). I tyle, je�li chodzi o osoby. Je�li chodzi o powierzchowno�� - jest typem subnordycznym - "Po��czenie nordyka z laponoidem", wyja�ni� kompetentnie profesor A. podczas ich pierwszego spotkania. Zaraz po pytaniu, gdzie zd��y�a si� tak opali� tego lata. W�osy jasne, oczy ciemne - "Dosy� cz�sta u subnordyk�w dysharmonia pigmentacyjna" (profesor A., jak wy�ej). Wzrost - 158 cm, za kr�tkie nogi i za szeroki ty�ek. Niech si� odchudza. Niech stosuje wyszukane diety, najpierw punktow�, p�niej kosmiczn�, by wreszcie przej�� na twardy grunt psychotroniki i po paru g��bokich wdechach na przepon�, bacznie obserwuj�c powietrze utleniaj�ce pi�ty i m�zg, powt�rzy� trzykrotnie: "Przez cudown� moc mojej nad�wiadomo�ci i g��bok� m�dro�� mojego wy�szego Ja rozkazuj�, by moje cia�o ju� w tym momencie zacz�o traci� wag�..." (Ach, jak ona zale�y ode mnie...) Je�li chodzi o zapiski. "Hej, jeste� tam? Jeste�, to dobrze. A ja? no, ja. Czy jeszcze jestem? Pisz�c Tutaj albo Tam, mam czas na my�li, nie miejsce. Czy w twoim czasie, u ciebie, jeszcze jestem. Basia Sadowska m�wi wprawdzie, �e mi�dzy tutaj i tam nie ma nic, nie ma nawet szybki, ale ona o czym innym... A Narew? Jest jeszcze tam, u ciebie? A skarpa? Bardzo mi�o na skarpie tu, u nas. Lato si� zacz�o, a powietrze ju� mi�kkie i szczelnie przylega do sk�ry ciep�ym wieczorem. Barchatnoje, m�wi� o takim powietrzu na Kaukazie; jak aksamit. Ten, kt�ry nie zd��y� si�gn�� po proch, zrozumia�by bez s�ownika. Niedawno kto� wykopa� jego testament: p�askie, tekturowe kr��ki z prochem, z instrukcj� - "wskrywat' nieposriedstwienno pieried strielboj". Obok le�a�a spora cz�� rewolweru, co by znaczy�o, �e powinna jeszcze le�e� i r�ka, kt�ra go trzyma�a, ewentualnie ko�� biodrowa, gdyby rewolwer spoczywa� w kaburze. Rewolwer, w przeciwie�stwie do kr��k�w, by� niemiecki, wi�c ko�� biodrowa te� by�aby niemiecka. Nawet szukali�my. Nie spos�b by�o po wojnie pozbiera� wszystkiego i r�ne resztki obu armii znajdujemy do dzisiaj. P�niej wyci�gamy ze studni sch�odzone bia�e wino, patrzymy na Narew i zastanawiamy si�, czy oni zd��yli to zobaczy�. Nie widzieli, nie, m�wimy ze wsp�czuciem, zim� nic nie by�o zielone, ani skarpa, ani li�cie �opianu w dole, ani zakole po drugiej stronie rzeki - nic. Opuszczamy nast�pn� butelk�, a m�wi�c "czy oni..." my�limy o obu, o tym, co nie otworzy� paczki pieried strielboj i co nie wystrzeli� z niemieckiego rewolweru. Nie niepokoj� nas, nie �ni� nam si�, lubimy my�le�, �e s� nam przychylni. Hej! Czy tam, u ciebie, jest jeszcze nasza skarpa?" Dra�ni mnie jej wojenna obsesja. Jak gdyby wszystko wa�ne zdarza�o si� tylko wtedy. Nawet kiedy przyznaje, �e w zwyk�ych czasach te� si� rzeczy istotne trafiaj�, m�wi to z poczuciem wy�szo�ci. Ja - przeciwnie. Zamierzam napisa� ksi��k�, w kt�rej nie b�dzie o wojnie, najlepiej, gdyby to s�owo w og�le w niej nie pad�o. Oraz par� innych s��w, na przyk�ad "�yd". Napisa� ksi��k� bez s��w "Polak", "Niemiec", "�yd" i "wojna", to by�oby nie najgorsze. ("Polak", jako odr�nienie od "�yda"? Nie jest to trafne, tylko co w takim razie? S�owianin? Aryjczyk? Kto� zaproponowa� mi tuziemca. Tuziemcy... Mo�e i niez�e). Barbara Sadowska postanowi�a spisa� s�owa, kt�rych nie wolno u�ywa� w jej obecno�ci. "Dziecko", "trzynasty", "matura", "maj"... - Nie m�wcie przy mnie o dzieciach - m�wi Barbara Sadowska, a kt�rego� dnia okaza�o si�, �e i o wnukach nie wolno przy niej m�wi� i to ju� zacz�o by� k�opotliwe. - Przysz�a� mi powiedzie�, �e nie b�d� mia�a wnuka? - u�miechn�a si� na po�egnanie do mojej bohaterki. ("Nie m�wcie przy mnie o maju o dzieciach o maturach o bohaterstwie o przysz�o�ci nie m�wcie przy mnie o obumar�ym ziarnie, kt�re wyda owoc..."). "W twoim czasie, u ciebie, masz wi�cej lat ni� moja c�rka dzisiaj, moja c�rka jest starsza od dzisiejszej mnie, a ja mam - ile? - niech b�dzie, �e siedemdziesi�t. (Ja przecie� nie wiem, jaki to czas, mo�liwe, �e wszystkie czasy, kt�re b�d�, tylko trudno to sobie wyobrazi� i trzeba si� um�wi� na jakikolwiek). Siedemdziesi�t? No to powinnam rozpocz�� przygotowania rzeczowe i spokojne. Niezb�dne porz�dki, wyja�nienie - komu pianino, a komu szaf� i lamp�. Jak moja matka, kt�ra zawsze wiedzia�a, �e jest przejazdem i nie rozgo�ci�a si� na dobre. Mam zamiar zachowa� jej rzeczowo��, tak niek�opotliw� dla otoczenia. No, dobrze, siedemdziesi�t lat. Czy nie przypominam buriackiej bogini, tak grubej, �e podbr�dek opada� jej na piersi, piersi opada�y na brzuch, a brzuch opada� na kolana...? �adna historia. Dooko�a szaleje wolno�� - bo u ciebie jest ju� wolno��, nieprawda�? - a ja z brzuchem na kolanach. Czyta�am gdzie�, �e trzeba zawczasu prze�y� to, czego boimy si� najbardziej. Ju� dzi� trzeba �wiczy� siedemdziesi�cioletnie r�ce i siedemdziesi�cioletnie nieczekanie. Siedz� na ganku. Nie podnosz� g�owy, kiedy nagle przycichnie samoch�d na drodze. Nie czekam na poniedzia�ek ani na sobot�. Moim wzorcem osobowym staje si� moja oty�a s�siadka, kt�rej stary dres zaczyna wydziela� podejrzany zapaszek, a �ycie wype�nione jest prac�. Bak�a�anom przyda�aby si� woda, samoch�d pojecha� dalej. Hej, s�yszysz mnie? Czy tam, u ciebie..." "Jedni �yj�, drudzy opisuj�, przeczyta�am gdzie�. Przy czym �yj�cy dziel� �wiat - buduj�, niszcz�, walcz�, rz�dz�, a opisuj�cy ��cz� go. Poj�am to w Mykenach, tym okropnym zamczysku, po kt�rym snuj� si� duchy morderc�w i mordowanych, wchodz� we w�osy ludziom, w og�le daj� zna� o sobie z nieprzyzwoit� natarczywo�ci�, byle tylko poby� jeszcze z nami. W�r�d duch�w i kamieni, kt�re, niedotkni�te, staczaj� si� z g�o�nym echem w d�, kr��� murzy�skie wielodzietne rodziny, maszeruj� w nog� angielscy skauci i chichocz� kolorowe Japonki. Agamemnon? - wo�aj�, bo drogi do grobowc�w nie s� oznaczone. Kto� pokazuje drog� do Agamemnona i pyta - Ejgistos? Po czym k�aniaj� si� sobie grzecznie i spiesznie oddalaj�, ka�dy w stron� swojego mordercy albo ofiary. A kto zawiadomi� ich o owych imionach? Kto zjednoczy� w solidarnym szukaniu? Opisuj�cy. Ci, na kt�rych si� czeka, dziel� �wiat, na czekaj�cych i oczekiwanych. Ci, co opisuj� - ��cz� go. Je�li potrafi� opowiedzie� nies�uchanie samochod�w cichn�cych na drodze, to zrozumiej� mnie wszyscy nie czekaj�cy na gankach, czy gdziekolwiek s�, i po��cz� si� ze mn� we wsp�lnej, s�usznej dumie nieczekania. Tak, my opisuj�cy, jeste�my pod ka�dym wzgl�dem w porz�dku. Hej! S�uchasz? Tam, u ciebie... Czy s� jeszcze Mykeny?" Czas tera�niejszy tej ksi��ki rozpoczyna si� w czwartek, trzydziestego pierwszego maja 1984 roku, po �smej par� minut. Ona idzie podw�rkami Muranowa w stron� Leszna, on, imieniem A., idzie obok. Jest prawie pewny, �e o tak wczesnej porze �aden z przechodni�w, spiesz�cych podw�rkami Muranowa, nie jest pracownikiem naukowym Akademii Medycznej, czuje si� anonimowy i bezpieczny i za Karmelick�, na wysoko�ci ko�cio�a, decyduje si� j� poca�owa�. Wypada to do�� niezr�cznie, poza tym A. ma zimne usta. Ma zimne usta - my�li ona przelotnie i z roztargnieniem, bo w prze�wicie mi�dzy blokami zauwa�a na �wierczewskiego radiow�z. Widok dalszych radiowoz�w z okna baru Paragraf (si�ga do kieszeni �akietu; nie wyjmuj�c aparatu przesuwa d�wigienk� odleg�o�ci; przys�aniaj�c Olympusa d�oni�, szybko podnosi go na wysoko�� oczu) ponownie nape�nia j� niepokojem. - Przyrzek�a mi, �e ci dadz� - powtarza A. - Musz� wpu�ci� troch� normalnej publiczno�ci. Nie jest pewna, czy dobrze skadrowa�a patrol milicyjny, spaceruj�cy przed s�dem, ale nie ryzykuje dalszych zdj�� i chowa Olympusa do kieszeni. Istotnie, w sekretariacie daj� jej seledynowy kartonik z nadrukiem "S�d Wojew�dzki w Warszawie, Karta wst�pu, Sala nr 252 Sprawa M. Wysockiego i innych Nr IV 122884". W rubryce "Imi� i nazwisko osoby uprawnionej..." urz�dniczka, kt�r� A. zna od lat (- Nie, nie, to tylko s�u�bowa znajomo��) przepisuje z dowodu jej personalia. Jak ma na imi�? Trzeba by wiedzie�, kiedy si� urodzi�a, bo imiona zale�� od czas�w. Data jest wa�na nie tylko dlatego. Wyj�tkowo jest wa�ne dzisiaj, kiedy si� cz�owiek urodzi�, a chodzi o to, by nie urodzi� si� za wcze�nie. Nale�y by� tak urodzonym, �eby nijak nie zd��y� na par� rzeczy. Na �zy podczas pogrzebu Stalina (na naruszenie �a�oby po jego �mierci - tak, ale na �zy w �adnym razie), na s�uchanie referatu Chruszczowa, odczytanego na zwo�anym pospiesznie zebraniu partyjnym (zw�aszcza nie nale�y by� cz�owiekiem, kt�ry �w referat g�o�no czyta�!), na wype�nienie deklaracji partyjnej podczas euforii Pa�dziernika 56 dobrze jest nie zd��y� - i tak dalej. Konserwatywny intelektualista Marcin Kr�l, podczas przyj�cia w ambasadzie brytyjskiej zwr�ci� si� do obecnych tam Polak�w: Kto z pa�stwa uko�czy� pi��dziesi�t lat i nigdy nie nale�a� do partii? Ot� w �adnym razie nie nale�y mie� pi��dziesi�ciu lat na przyj�ciu w ambasadzie brytyjskiej. Nie mog� zrobi� �wi�stwa w�asnej bohaterce. Ma czterdzie�ci siedem lat. Powinna mie� wobec tego przedwojenne imi� - Maria, Zofia, Barbara... nudno i solennie. Lata pi��dziesi�te przynios�y, jak pami�tamy, Violett� i Mariol�, elegancj� ch�oporobotnik�w, awansowanych do miasta, co by�o jednak lepsze od znanego mi imienia Ninel, na cze�� wodza rewolucji, czytanego wspak. Lata sze��dziesi�te, Agata, Dorota, Magda, to styl cepeliowsko_rustykalny. Z otwarciem na �wiat lat siedemdziesi�tych pojawi�a si� na moment Patrycja, ale w osiemdziesi�tych wracaj� dziewi�tnastowieczne, narodowe Zofie i Marie - mo�e i nudne troch�, ale jak si� w�a�nie okaza�o, pewne i trwa�e... Czy istniej� imiona prawdziwe, nie naznaczone epok�? Mo�e te tylko, kt�rych sam d�wi�k, dawno od��czony od osoby, wyzwala niepok�j, ju� niedokuczliwy, jak b�l przyt�piony lekarstwem. Takim imieniem prawdziwym by� kiedy� dla Pauli Janusz, mimo �e ch�opca, kt�ry je nosi�, nie wolno jej by�o widzie�. A dla Celiny mojej bohaterki, takim imieniem sta�o si� Paula (Paula, Ditta, Marcel, lata trzydzieste, Komintern, imiona walcz�cego internacjonalizmu...). Moja bohaterka jest Celin� zatem. Jej matce, kt�ra uwielbia�a "Dziewcz�ta z Nowolipek", przypomina�o to Cechn�, kiedy za� Paula pojawi�a si� w ich mieszkaniu i by�o jasne, �e nie mo�e Paul� pozosta�, matka zdecydowa�a szybko, �e b�dzie Pol�, te� na cze�� Gojawiczy�skiej. By�a jeszcze Pol�, kiedy ze �wiata wr�ci� wreszcie po wojnie jej ojciec. - Pola? - powtarza� z dezaprobat�, a matka Celiny pr�bowa�a t�umaczy� mu, �e by�o to wtedy imi� stosowniejsze. - Rozumie pan - m�wi�a temu niskiemu, czarnemu, ruchliwemu m�czy�nie, kt�remu ci�gle trzeba by�o co� t�umaczy�, na przyk�ad dlaczego matki Pauli nie da�o si� d�u�ej trzyma� schowanej za szaf�. - Najgorsze, �e ona przesta�a rozumie�, co si� dzieje dooko�a nas - ci�gn�a matka Celiny. - Czy wie pan, �e kt�rego� dnia zacz�a �piewa�? Normalnie, na g�os, w bia�y dzie�, za t� szaf�... - �adny mia�a g�os, prawda? - o�ywi� si� nagle ojciec Pauli i matka Celiny na chwil� zamilk�a. - W szpitalu by�o jej zupe�nie dobrze... - zacz�a znowu. - Gdyby nie walki na Star�wce... - pomy�la�a, �e skoro ojca Pauli nie by�o tu podczas powstania, powinna i to wyt�umaczy�. - Na terenie szpitala Jana Bo�ego... Znowu przerwa�a, bo ojciec Pauli zacz�� nuci�. - Hej ja - o hej - ja - z g�rskich krain dzieckiem jee_stem ja_a... Nie to �piewa�a? To lubi�a najbardziej, "Ksi�niczk� Czardasza". W g�rach by�a ta kole_ebka ma_a... Nie to? - przerwa� i u�miechn�� si� do matki Celiny. - Chyba rzeczywi�cie - odwzajemni�a u�miech matka Celiny i ju� nie pr�bowa�a ojcu Pauli t�umaczy� niczego wi�cej. W czasie tera�niejszym tej ksi��ki Celina wchodzi na drugie pi�tro budynku s�d�w. W po�owie korytarza, przed sal� 252, stoi t�um, korytarz przegrodzony jest �awami, stra�nicy sprawdzaj� dokumenty i zagl�daj� do toreb. Celina pokazuje seledynowy kartonik i torb� (malutkiego Olympusa, model Ma 2, ma w kieszeni) i siada na �awce od strony drzwi; od okien siedz� m�odzi, dobrze zbudowani m�czy�ni. Togi, kamery, �wiat�a, publiczno��. Teatr. Z g��bi sali idzie do sto�u s�dzi�w Barbara Sadowska. Mija �awk� Celiny - z jasnymi, nieruchomymi oczami, z czarnym krzy�em na piersiach, w d�insowej kurtce. Jej pojawienie si� jest pierwsz� rzecz� naprawd� w tym teatrze. Zw�aszcza kurtka, d�insowa, zbyt obszerna. - Pani Sadowska zrezygnowa�a z wyst�powania jako oskar�yciel posi�kowy - m�wi s�dzia. Celina postanawia patrze� na pani� Sadowsk�, jakby j� zobaczy�a pierwszy raz. Szczup�a kobieta z kr�tkimi w�osami... Za�o�y�a kurtk� Grzesia - my�li Celina i postanawia skupi� si� na sprawie, skoro jest po to, by zapisywa�. ...Jedenastego maja tysi�c dziewi��set osiemdziesi�t trzy Grzegorz Przemyk, ucze� liceum imienia Frycza Modrzewskiego, przyst�pi� do matury. Dwunastego maja odwiedzili go koledzy, wypili wino i poszli na spacer po Starym Mie�cie. ...w drodze powrotnej Grzegorz Przemyk obj�� r�koma za szyj� Cezarego Filozofa (gruba kobieta z tlenionymi w�osami trzyma w upier�cienionych r�kach akt oskar�enia; poci si�; jest upa�, spod togi wida� letni� sukienk� w kwiaty) ...zawisn�� na jego plecach i obaj upadli na chodnik, zdarzenie to dostrzegli pe�ni�cy s�u�b� patrolow� funkcjonariusze ZOMO... w tej sytuacji przewie�li Przemyka do komisariatu ...inny funkcjonariusz zbli�y� si� z pa�k� ...pojawi� si� Denkiewicz, kt�ry zwr�ci� si� do bij�cych - bijcie tak, �eby nie by�o �lad�w ...za�oga karetki pogotowia ratunkowego przewioz�a Grzegorza Przemyka do pogotowia na Ho��. W holu sanitariusz Wysocki nadepn�� przypadkowo palcami stopy obutej w adidasy na brzuch le��cego. W przekonaniu podejrzanego nadepni�cie to spowodowa�o obra�enia skutkuj�ce zgon ...o godzinie zero pi�tna�cie czternastego maja przyst�piono do operacji, podczas kt�rej stwierdzono og�lne pot�uczenia brzucha, rozlane ka�owo_ropne zapalenie otrzewnej, przedziurawienie wst�pnicy... ...nast�pi�o krytyczne pogorszenie stanu chorego z jednoczesnym zatrzymaniem akcji serca. Podj�ta reanimacja okaza�a si� bezskuteczna i o godzinie trzynastej pi�tna�cie Grzegorza Przemyka uznano za zmar�ego. Celina rozumie, �e by�oby dziwne, a nawet �mieszne, gdyby si� teraz rozp�aka�a, stara si� wi�c nie my�le� o brzuchu dziecka Barbary Sadowskiej. Swoim zwyczajem zaczyna dzi�kowa�. Robi to skrupulatnie i pe�nymi zdaniami - S�uchaj, dzi�kuj� Ci, �e to nie moje dziecko sz�o placem Zamkowym o siedemnastej czterdzie�ci, dzi�kuj� Ci, �e brzuch mojego dziecka jest w porz�dku... Wprost z s�du idzie do ojca Pauli. Janusz zwykle m�wi� "do ojca", ale j� to dra�ni�o i za ka�dym razem poprawia�a go - "do ojca Pauli". Poprawia�a go tak przez dwadzie�cia par� lat, od kiedy Paula wyjecha�a, a tego ranka powiedzia�a - Po s�dzie wpadn� do ojca. Zdziwi�a si�, kiedy Janusz zauwa�y� - Od jakiego� czasu ta forma ju� ci nie przeszkadza... Pomy�la�a, �e i to mo�e mie� zwi�zek z A. Jak tyle innych rzeczy, kt�re ju� nie dra�ni� jej i nie przeszkadzaj�. (- Byli�my gorsi nie maj�c siebie - mawia A.) Ojciec Pauli mieszka na Pu�awskiej, ko�o sklepu Wedla. Jest to przedwojenny dom z szerok� klatk� schodow� i przestronnymi mieszkaniami. Zna�a podobne mieszkania. W dobrym punkcie - �adne Stegny, ani nawet WSM; Lwowska, Wiejska, �niadeckich, G�rny Mokot�w w najgorszym razie - i tak wysokie, �e zawsze zastanawia�o j�, jak si� tu zbiera paj�czyn� z sufitu. Mieszkania te wydawa�y si� puste i smutne. M�odych ludzi w nich nie by�o, bo dzieci przebywa�y za granic� ju� od lat, a je�li czasem pojawia�a si� m�odzie�, niegdy� z dzie�mi zaprzyja�niona, to w sprawach, o kt�rych lepiej nie wiedzie� za du�o. W g��bi mieszkania, gdzie� w tle, snu� si� wtedy chudy, nieweso�y staruszek: gospodarz, nerwowo spogl�daj�cy przez okna w d�, albo przez judasza na klatk� schodow�. I teraz Celina czuje spojrzenie zza wizjera. - Dlaczego dzwonisz raz? - pyta zrz�dliwie ojciec Pauli. - Nie wiesz, �e dwa razy si� dzwoni? - Znowu knuj�? - dziwi si� Celina, bo ojciec Pauli uprzedza� j� zwykle o towarzyskich spotkaniach. Przychodzi�a wtedy wcze�niej, przynosi�a ciasto i parzy�a w termosach kaw�. Z pocz�tku j� to kr�powa�o - ani c�rka, ani synowa, tekst "obecna �ona dawnego zi�cia" s�abo si� do prezentacji nadawa�, stan�o wreszcie na "przyjaci�ce Pauli", co brzmia�o naturalnie dla wszystkich. - Dosta�am cytryny i curantyl - Celina wyk�ada zakupy i rozgl�da si�, jak zawsze, po pokoju, obserwuj�c uwa�nie w�asn� reakcj�. Patrzy spokojnie. Jak spokojnie patrz� - my�li. - Czy s�ysza�e�, �e curantyl nie dzia�a bez aspiryny? Nie ka�dy lekarz wie o tym. (Informacja, naturalnie, od A.) W pokoju nic si� nie zmieni�o. Te same sosnowe meble - Paula uwielbia�a styl ludowy - i broszury Ostrowitianowa, komentuj�ce "Kapita�". Tyle �e jeszcze podziemne wydawnictwa i na s�omianej macie kalendarz �cienny "Solidarno�ci", z wielkim t�umem pod parasolami. Z rzeczy solidnych przyby�a od wyjazdu Pauli tylko szafa, dziwnie jako� ustawiona przez ojca, bokiem. Na tej zewn�trznej, bocznej �ciance kto� przybi� pinezkami du�e zdj�cie Papie�a. Celina pami�ta dzie�, w kt�rym szaf� przewozili. By� to sze��dziesi�ty czwarty rok, par� lat po wyje�dzie Pauli, par� miesi�cy przed �mierci� matki Celiny. Matka, kt�ra po ostatnim powrocie ze szpitala rozpocz�a spokojne przygotowania - porz�dki w szafach, komu pianino, a komu lamp� - zaprosi�a na herbat� ojca Pauli i ojciec Pauli, kt�ry wr�ci� w�a�nie z Pary�a, opowiada� o "�ysej �piewaczce". Mieszka� na rue de la Huchette - r�g de la Huchette i de la Harpe, gdzie sklep z bagietkami - sprecyzowa� i wszyscy us�yszeli nostalgi�, �w mal de Paris, z jak� wymienia� nazwy - niedaleko teatru, i by� prawie pewny, �e kt�rego� dnia widzia� przechodz�cego autora. - A pogrzeb Thoreza widzia� ojciec? - spyta� Janusz, bo podczas pobytu ojca Pauli w Pary�u umar� Thorez, i wtedy okaza�o si�, �e ojciec Pauli w og�le nie by� na pogrzebie. Pracowa� w ma�ej fabryczce trykota�y, tej samej bodaj, co w latach trzydziestych, po przyje�dzie do Francji z wojny hiszpa�skiej, wszyscy wybierali si� na pogrzeb, nawet patron szed� i jego zach�ca� do p�j�cia, a on powiedzia� - Nie - i zosta� sam jeden w ca�ej fabryce i nie wy��czy� maszyny nawet na moment. - Ale dlaczego? - dziwi�a si� matka Celiny. - Przez tyle lat by� pan przecie�... - W�a�nie dlatego - wyja�ni� ojciec Pauli i wi�cej do Thoreza nie wracali. Kiedy ju� wypili herbat� i zjedli morelowe konfitury (- Morele z naszej dzia�ki - powiedzia�a matka Celiny. - Jeszcze zd��y�y urosn��, a ja zd��y�am usma�y�... Na co ojciec Pauli zaprotestowa� gorliwie - Ale� pani Zofio, zd��y pani nie jeden raz...) matka Celiny powiedzia�a - Chcia�abym co� panu zostawi� na pami�tk�. - Ale� - zn�w speszy� si� ojciec Pauli. - No, jaki� drobiazg, najwy�ej, je�eli to konieczne... - Dok�adnie tak pomy�la�am, zostawi� mu drobiazg - podchwyci�a matka Celiny z pewn� uciech�. - Czy m�g�by go pan zabra� jeszcze dzisiaj? Za panem stoi... Tak, to... Za ojcem Pauli sta�a szafa. - W mieszkaniu c�rki si� nie zmie�ci, wi�c pomy�la�am, �e mo�e pan... Nie by�a to ca�a prawda: Celina nie znosi�a tego mebla, ca�kiem niezale�nie od jego rozmiar�w. Ojciec Pauli podszed� do szafy i dotkn�� r�k� drzwi. - Pan Stach nam j� zrobi�, opowiada�am panu? Kanap� nam zrobi� do salonu, jeszcze przed wojn�, t� szaf� zrobi� w czasie wojny, a teraz m�g�by mi zrobi� trumn�, gdyby �y�. Ka�da rodzina powinna mie� swojego doktora i swojego stolarza, mawia� pan Stach... W tym miejscu Celina pomy�la�a, �e nawet jej matka sta�a si� w ko�cu gadatliw� staruszk�. - Mo�e ojciec Pauli wcale tej szafy nie chce, mamo... Ale ojciec Pauli chcia� mie� szaf�, nawet nalega�, �eby koniecznie, i szafa, za kt�r� siedzia�a Paula ze swoj� matk�, i zza kt�rej us�ysza�y pewnego dnia ari� z "Ksi�niczki Czardasza", znalaz�a si� w mieszkaniu na Pu�awskiej. Celina i Janusz pomagali j� wnie�� i ustawi� i kiedy ju� dopijali Beaujolais, przywiezione z Pary�a przez ojca Pauli, ojciec Pauli powiedzia� - Ju� wiem, co si� dzia�o w szpitalu. Zaj�li go powsta�cy, ale Niemcy zrobili podkop i dostali si� do �rodka. To by�a sobota. Zacz�o si� pali�, bo oni pod�o�yli w piwnicy ogie� i wariaci wybiegli z sal. Jak zobaczyli ogie�, zacz�li si� strasznie cieszy�. Nie wierzycie? Zacz�li �piewa�. Oni ta�czyli w�r�d tego ognia i �piewali, ja wam to zaraz przeczytam, jak nie wierzycie - i si�gn�� na rega�. - Mo�e i lepiej - westchn�� - �e Paula nie wiedzia�a, jak zgin�a matka... - Wiedzia�a - wtr�ci� Janusz. - Jak to? - nim jeszcze zawo�a�a "jak to?", poczu�a znane sobie, gwa�towne, zazdrosne uderzenie serca - Sk�d? - Nie wiem sk�d, ale wiedzia�a na pewno - powt�rzy� Janusz, odgradzaj�c si� tymi s�owami od niej. Odgradzaj�c siebie i Paul� od niej. Odgradzaj�c j� od Pauli i siebie... - Jak wy my�licie - podj�� ojciec - czy jej matka - przej�� ich zwyczaj nazywania �ony "matk� Pauli" - czy ona te�... Ale Celina zacz�a co� szybko opowiada�, zacz�a t�umaczy�, zdaje si�, jak szafa sta�a podczas wojny w ich mieszkaniu, �e sta�a w takiej wn�ce i kiedy si� wyj�o z ty�u desk�, mo�na by�o ca�kiem swobodnie przecisn�� si� do kryj�wki, w ka�dym razie ona i Paula robi�y to z �atwo�ci�... - Po co ja to m�wi� - sumitowa�a si� Celina, kt�ra ju� zapanowa�a nad g�osem i przywdzia�a mi�y, kulturalny u�miech. - Na pewno Paula opowiada�a ojcu o tym wiele razy... Wiedzia�a doskonale, �e Paula nie chcia�a opowiada� mu o niczym. - Trzeba by�o z nami by�, to by� wiedzia� - m�wi�a za ka�dym razem, nawet kiedy pr�bowa� dowiedzie� si� czegokolwiek o jej matce, swojej �onie, a ojcu nie wypada�o rozpytywa� matki Celiny. Zreszt� co one z Celin� mog�y wiedzie�, skoro by�y tu, po tej stronie szafy. - Trzeba je by�o szybko chowa� - ci�gn�a Celina. - Zw�aszcza kiedy przychodzi� kto� obcy. Na przyk�ad Janusz. Bo nie wiem, czy ojciec si� orientuje, �e Janusz uczy� mnie czyta�. Przychodzi� cz�sto, ale kompletnie nie mia� poj�cia, co si� w naszym domu dzieje. Nikt nie mia� poj�cia. - To wiem - pochwali� si� ojciec Pauli. - Wy�cie si� uczyli, a Paula s�ucha�a zza szafy waszych lekcji. Kiedy wychodzi�, pyta�a ci�, jak wygl�da. - I co m�wi�am? - �e jest taki sobie, ale ma �adny, kolorowy sweter. A Paula m�wi�a, �e przecie� ten sweter zna, bo twoja mama go robi�a z resztek. - Ona to wszystko opowiada�a ojcu? - Co za pytanie? Przecie� to nie sekret, �e on ju� wtedy bardzo jej si� podoba�. - Ale ona go wtedy nie widzia�a. Nie wie ojciec? pierwszy raz go zobaczy�a w dziesi�� lat p�niej. Na naszym balu maturalnym zobaczy�a go pierwszy raz. Wtedy ona go jeszcze w og�le nie widzia�a! - Nie szkodzi - wyt�umaczy� jej ojciec Pauli, jak ju� przesta�a krzycze�. - Dla uczu� to nawet lepiej. Mog�a go sobie wymy�le� jak chcia�a, on jej nie przeszkadza�. A rano po tym balu maturalnym je�dzili�cie za miastem na rowerach - u�miechn�� si� nagle do Janusza, jakby co� sobie przypomnia� - i ty je�dzi�e� najszybciej. To uwa�acie, �e ona tam �piewa�a? - doko�czy� wreszcie pytanie ojciec Pauli. - Biega�a tak, w tym ogniu, z wariatami, i �piewa�a, co? Celina przestraszy�a si�, �e ojciec Pauli zn�w zechce zademonstrowa�, jak �adny g�os mia�a jego �ona, ale nie, ojciec Pauli nie opowiada� i nie pyta� ju� o nic wi�cej. Podszed� do szafy, zamkn�� starannie drzwi i ucieszy� si�: - O, nawet klucz jest. Celina, w czasie tera�niejszym tej ksi��ki, patrzy ze zdziwieniem na zdj�cie, przybite pinezkami do bocznej �cianki. - Kto� przyni�s� mi... - ojciec Pauli jakby si� t�umaczy�, niepotrzebnie, doprawdy, w tylu domach wisi teraz jego zdj�cie, ale nie, ojciec Pauli wcale nie t�umaczy si�, tylko si� zamy�la. - Jeden franciszkanin mi opowiada�, �e widzia� w dzieci�stwie �yd�w, jak modl� si� na ��ce. Matka powiedzia�a mu - widzisz? oni si� nie wstydz� Boga... Ja mu si� przygl�dam... Ja obserwuj� tego cz�owieka ju� od dawna. On rozmawia z Nim. On si� nie modli, jak inni, on z Nim rozmawia. On si� tak modli, jak si� modlili �ydzi, kt�rzy si� nie wstydzili Boga. Celina, nadal w czasie tera�niejszym, m�wi, �e b�dzie mia�a dziecko. - To nierozs�dne, wiem - i u�miecha si� do lekarki, wk�adaj�c w u�miech ca�� m�odo��, na jak� j� sta�. Jest jej chyba za ma�o, bo lekarka przygl�da si� w milczeniu. - Podj�am ju� decyzj� - m�wi Celina i tym razem stara si� zademonstrowa� pogod� i si��. - Musz� tylko jedno wiedzie�: czy dziecko b�dzie normalne. Mam czterdzie�ci siedem lat... - Ile lat ma partner? - pyta lekarka i Celina uznaje s�owo "partner" za niedelikatne... - Pi��dziesi�t trzy - m�wi z uraz�. - Du�o - m�wi lekarka. - W�r�d rodzic�w w tym wieku wzrasta procent dzieci mongoidalnych. - Wiem. Ju� za�atwi�am sobie termin bada�... Wobec tego lekarka zaczyna wypisywa� kart� - Kiedy by�a ostatnia miesi�czka? - pyta bior�c ze sto�u kalendarz, ale nie trzeba niczego oblicza�. Celina wie, kiedy to si� sta�o, nie mieli w ko�cu z A. zbyt wiele okazji. W poniedzia�ek, w mieszkaniu ojca Pauli, kiedy musia� wyjecha� do �odzi na badania kontrolne. By�o im bardzo mi�o pod kalendarzem "Solidarno�ci" i pod tkanin� zawieszon� na �cianie przez Celin�. Zrobi�a j� w�asnor�cznie, z wypuk�ego sznurka. Mia�a dwie p�askie postacie po�rodku i minimalny pic: woln� osnow� na g�rze - strasznie si� jej to podoba�o i chcia�a zostawi� wi�cej takich a�urk�w, ale zapanowa�a nad tym, bo pic by�by ju� niewybaczalny. A. zauwa�y�, �e czuje si� w tym mieszkaniu wyj�tkowo dobrze. Szkoda, �e cz�ciej nie mogli w nim bywa� - niestety, odk�d znaj� si� z A., tylko raz ojca Pauli nie by�o w domu d�u�ej: kiedy le�a� w szpitalu w �odzi na zapalenie p�uc. Mieli pecha, bo po paru dniach A. musia� wyjecha� na kongres antropolog�w do Tbilisi. Przywi�z� jej pier�cionek z turkusami i m�wi�, �e ich metody rekonstruowania twarzy s� bardzo interesuj�ce. By�a w�ciek�a na A., jakby to on wymy�li� termin kongresu i idealnie zsynchronizowa� go z terminem choroby ojca Pauli. - Co� w tym musi by� - m�wi�a, za� A. t�umaczy�, �e jej gniew wynika z czego innego. - Naprawd� - t�umaczy� A. - z�o�cisz si� dlatego, �e za p�no spotkali�my si� w �yciu, ty i ja. Ja stawa�em si� bez ciebie, a ty beze mnie. Rozs�dne wyja�nienie A. rozgoryczy�o j� tak bardzo, �e zacz�a p�aka�. P�aka�a, poniewa� on stawa� si� bez niej i poniewa� ma kamic� nerkow�, i rwali mu korze� w stanie ropnym - a jak w godzin� po rwaniu spotkali si�, to pi� kaw� prawym k�cikiem ust, lewym przytrzymuj�c niezr�cznie opatrunek. P�aka�a, bo jego ubrania s� ze sztucznego w��kna i b�yszcz� si� na kolanach, a palto jest w stylu naczelnika miasta i gminy R�an, ale nawet i to nie by�o jeszcze ca�� prawd�. Tak naprawd� p�aka�a z goryczy - �e nie przy niej psu� mu si� korze� i gromadzi�y si� kamienie w nerkach i przeciera�o si� na kolanach sztuczne w��kno. - Ostatnia? - powtarza Celina pytanie lekarki. - Dwudziestego czwartego kwietnia, ale nie musi pani dokt�r oblicza�, dok�adnie wiem, kiedy to si� sta�o. - To by�a taka zabawa, byli pewni, �e zdadz� matur� i by�o im weso�o... Na placu Zamkowym Grzegorz po�o�y� mi si� na ramiona, ja si� potkn��em, upadli�my, zauwa�y�em radiow�z... Komenda by�a otwarta. Weszli�my. Kto� poprosi� o dow�d. Grze� powiedzia�, �e stan wojenny jest zawieszony, milicjant powiedzia� - ju� my ci� nauczymy, �e b�dziesz nosi� dow�d i wyj�� pa�k�. Grzegorz z�apa� pa�k�, zobaczy�em, �e dochodzi drugi milicjant, zobaczy�em pa�k� w powietrzu, zobaczy�em, �e podchodzi trzeci milicjant. Zobaczy�em, �e Grze� le�y na ziemi... ...To by�a jedna pa�ka czy kilka pa�ek? ...Czy by�o naraz kilka pa�ek uniesionych w g�rze? ...Czy to by�y krzyki, czy j�ki? ...Czy pozostawa�y w zwi�zku czasowym z pa�kami w g�rze? ... - Podjecha� radiow�z, koledzy zostali zatrzymani, a ja poszed�em wyja�ni� spraw� na komisariat. By�em troch� przestraszony i ch