1829

Szczegóły
Tytuł 1829
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1829 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1829 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1829 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Rachel Billington Okazja do grzechu Tom Ca�o�� w 5 tomach Polski Zwi�zek Niewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1991 Prze�o�y�a Anna Mys�owska T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9, pap. kart. 140 g kl. III_B�1, Przedruk z Wydawnictwa "Pax", Warszawa 1989 Pisa� R. Sitarczuk Korekty dokona�y K. Markiewicz i K. Kopi�ska "- Mi�o��... - powt�rzy�a powoli z g��bi serca i nagle, w tej w�a�nie chwili, kiedy wreszcie odczepi�a koronk�, doda�a: - Dlatego nie lubi� tego s�owa, �e dla mnie znaczy zbyt wiele, znacznie wi�cej, ni� pan mo�e sobie wyobrazi�! I popatrzy�a na niego badawczo. - Do widzenia!" (Lew To�stoj, "Anna Karenina") Kevinowi z wyrazem mi�o�ci I Laura wiedzia�a, �e chwila nie by�a stosowna na tak radosny nastr�j. Ale s�o�ce �wieci�o, jak gdyby to by� maj, nie marzec, a za oknem mkn�cego poci�gu ci�gn�� si� kobierzec dzikich krokus�w. C� mog�a poradzi�, �e czu�a si� szcz�liwa? Jecha�a przecie� na wie�. Chocia� by�a to podr� na spotkanie z cierpieniem i pora�k�. Usiad�a wygodnie w rogu przedzia�u i zacz�a powa�nie zastanawia� si� nad sytuacj�. Jecha�a na pro�b� brata, kt�ry chcia�, �eby odwiod�a od opuszczenia domu jego �on�, od dawna udr�czon� ich ma��e�stwem. Poczu�a na twarzy ciep�o promieni s�onecznych. Przymkn�a powieki. Natychmiast przed oczyma pojawi�a jej si� weso�a buzia wychodz�cego do szko�y synka, w chwili gdy na po�egnanie macha�a mu r�k�. Z czu�o�ci� pomy�la�a o jego ciemnych oczach i niesfornej g�stej czuprynie. Nie mo�na powstrzyma� u�miechu, kiedy si� my�li o Nicku. Musi go zaprowadzi� do fryzjera. Poczu�a wyrzuty sumienia. Czy�by by�a ca�kiem pozbawiona serca? Podnios�a powieki i usiad�a prosto z surowym wyrazem twarzy. Biedna Katie. Po sze�ciu latach ma��e�stwa czworo dzieci i m��, kt�ry nie rozumie, co oznacza s�owo wierno��. To zadziwiaj�ce, �eby brat i siostra mieli tak odmienne postawy �yciowe. Dla niej wierno�� ma��e�ska nie stanowi�a najmniejszego problemu. Przeciwnie, dawa�a przyjemne poczucie bezpiecze�stwa. Mo�liwe nawet, �e poczytywa�a j� sobie za zas�ug�. Zmarszczy�a brwi. Ogarn�o j� nieprzyjemne uczucie niezadowolenia z siebie. Chwilami zdawa�a sobie spraw�, �e ma sk�onno�� do megalomanii. Nagle s�o�ce znik�o. Poci�g wjecha� w tunel i Laura zacz�a si� przygl�da� odbiciu swojej twarzy w szybie. Nie by�a brzydka. Odk�d pami�ta, by�a zadowolona ze swego wygl�du, nawet kiedy by�a ma�� pulchn� dziewczynk�. Teraz m�wiono o niej, �e jest pi�kna. Mo�e to nie jest takie istotne. Mo�liwe, �e cz�owiek potrafi z czasem polubi� w�asn� brzydot�. Wpatrywa�a si� w swoje odbicie. W�osy ciemne, wij�ce si�, takie jak Nicka. Nos w�ski, d�ugi. Oczy niebieskie, cho� tego oczywi�cie nie by�o wida� w szybie. Cera jasna, cho� tego tak�e nie mo�na by�o zobaczy� w oknie. Twarz okr�g�a, zadziwiaj�co okr�g�a jak na kobiet� w jej wieku. Smuk�a, d�uga podobnie jak nos szyja i pe�ny jak policzki biust. C� za d�ugi tunel. Odsun�a si� od okna. Postarza�a si�, przybra�a na wadze. Naprawd� nie mia�a by� z czego dumna. Usiad�a wygodniej i zacz�a si� przygl�da� paznokciom. W �wietle jarzeniowych lamp przedzia�u wydawa�y si� zielonkawe. Nicki r�s� i tylko patrze�, jak zacznie �y� w�asnym �yciem. Pracowa�a zawodowo, bo by�o jej z tym dobrze. Podobnie traktowa�a ma��e�stwo. Stukot k� zmieni� si� i poci�g wypad� z tunelu na roziskrzone s�o�ce. W jednej chwili ogarn�� j� poprzedni nastr�j beztroskiego szcz�cia. By�o jej dobrze. Nie mia�a sobie nic do zarzucenia. Dom zostawi�a zadbany i zorganizowany. W bawialni sta�y anemony. Na kuchni spokojnie dogotowywa�a si� kolacja Milesa, Maria, gosposia, gotowa by�a dogadza� Nickowi od chwili powrotu ze szko�y �redniej. Wreszcie jej w�asna praca starannie uporz�dkowana, wszystko pospinane spinaczami b�d� u�o�one w kartotekach. Wsz�dzie porz�dek, wsz�dzie spinacze i kartoteki. Poci�g zacz�� zwalnia�. Stoki wzg�rz i pola zast�pi�y pastwiska i ogrody. Z rzadka rozrzucone domy stopniowo sta�y si� tarasowato zabudowanym prowincjonalnym miasteczkiem. W jego centrum, na niewielkim wzniesieniu g�rowa� nad domami i ulicami okaza�y ko�ci�. L�ni� i z�oci� si� w s�o�cu. Harmonia ca�o�ci robi�a na Laurze ogromnie przyjemne wra�enie. U�miechn�a si� porozumiewawczo do pi�knego widoku. Poci�g wtoczy� si� na stacj�. Znowu by� os�oni�ty od s�o�ca, cho� tym razem tylko cz�ciowo znajdowa� si� w cieniu. Nad torem przerzucony by� pomost. Wagon Laury stan�� naprzeciw tego wiaduktu. Po stopniach schodzi�a starsza pani i m�odszy od niej m�czyzna. W jednej r�ce ni�s� walizk�, drug� podtrzymywa� za rami� swoj� towarzyszk�. W przeciwie�stwie do wi�kszo�ci os�b, kt�re na widok czekaj�cego poci�gu przyspiesza�y kroku, oni szli spokojnie. Byli par� zwracaj�c� na siebie uwag�, oboje s�usznego wzrost, postawni i pewni siebie. Matka i syn. Byli teraz bli�ej, na peronie, �wiat�o przes�czaj�ce si� przez szpary wiaty k�ad�o si� pr��kowanym deseniem na twarzy m�czyzny. Cer� mia� ogorza��, szeroko rozstawione ko�ci policzkowe, wydatny nos, du�e oczy, niskie czo�o i szczeciniaste, kr�tko przyci�te jasne w�osy. By� to ten typ bardzo m�skiej twarzy, kt�ry nigdy Laury nie poci�ga�. Otworzywszy drzwi wagonu o kilka metr�w od przedzia�u Laury wstawi� walizk� do �rodka. Rozleg� si� gwizdek i zawiadowca machn�� chor�giewk�. Powinni si� szybko �egna�. Matka nadstawi�a twarz do poca�unku. Syn pochyliwszy si� uj�� j� za ramiona i zdecydowanym ruchem poca�owa� w jeden policzek, a potem w drugi. Laura potrafi�a sobie wyobrazi�, jakim u�miechem zareagowa�a matka na ten objaw synowskiej serdeczno�ci. Drzwi zamkn�y si� z trzaskiem. Jak ona sobie poradzi z walizk�? Mo�e syn nie by� jednak nazbyt czu�y. Mo�e to przez niego przysz�a na poci�g tak p�no, a teraz zosta�a w k�opotliwej sytuacji. Poci�g powoli zaczyna� si� oddala�. Wyprostowana sylwetka m�odego m�czyzny na peronie zmniejsza�a si� coraz bardziej. Mia� na sobie kr�tk� narciarsk� kurtk�. Zapewne opali� si� je�d��c w s�o�cu na nartach. Kobieta wesz�a g��biej do wagonu, a Laura si�gn�a po ksi��k�. - Czy to miejsce jest zaj�te? - Bardzo przepraszam. - Laura zabra�a sw�j p�aszcz i kobieta usiad�a naprzeciw niej. Ubrana by�a w p�aszcz z tweedu, g�sto przeplatanego r�ow� i bladofioletow� nici�. Taki sam lekko fioletowy odcie� mia�y jej siwe w�osy. Granatowe pantofle, w r�ku identycznego koloru torebka. Laura uzna�a, �e by� to str�j zbyt elegancki jak na podr� z jednego prowincjonalnego miasteczka do drugiego. - Kaza�am sobie uszy� ten p�aszcz w Irlandii. - Przepraszam. By�am zbyt bezceremonialna? - Laura czu�a, �e oblewa si� rumie�cem. - Wybieram zwykle skromniejszy p�aszcz na takie ma�e okazje, ale dzia�a to na mnie ogromnie przygn�biaj�co. - Ja te� mam jedn� sukni�, w kt�rej zawsze czuj� si� szcz�liwa - powiedzia�a Laura z entuzjazmem, kt�ry mia� by� poniek�d zado��uczynieniem za jej krytyczne my�li. - Stroje s� �r�d�em wielkiej rado�ci - o�wiadczy�a kobieta z ca�� powag�. - M�j m�� twierdzi, �e szukam tylko tego, co mi sprawia przyjemno��. - M�owie zawsze wyg�aszaj� tego rodzaju uwagi - u�miechn�a si� kobieta. - Co prawda nie powinnam sobie ro�ci� pretensji do zbytniej wiedzy na ten temat. Od dwudziestu lat jestem wdow�. Laura pomy�la�a o m�odym m�czy�nie. O poca�unku. - M�czyzna, kt�ry mnie odprowadza�, to m�j syn. M�j jedyny syn. Zdolno�� nieznajomej do czytania w jej my�lach wprawi�a Laur� w zak�opotanie. Mia�a ponadto uczucie, �e jest co� dziwnego w otwarto�ci, z jak� obie z sob� rozmawiaj�. Mimo to wyzna�a: - Ja tak�e mam tylko jednego syna. - OO. - Ma siedem lat. Jest, jest... niezwykle udany! - Czu�a przebiegaj�cy po jej twarzy u�miech szcz�liwej w�a�cicielki, wiedzia�a, �e mo�e si� wyda� �mieszna. Nie pr�bowa�a go jednak powstrzyma�, wyczuwaj�c, �e matka jedynaka musi j� rozumie�. Na twarzy nieznajomej nie by�o u�miechu. - Jestem bardzo dumna z Martina, ale daleko mu do doskona�o�ci. Nie jest dobrze by� w za bliskich stosunkach z synem. Wytwarza si� wtedy nastr�j zbyt poufa�y, odarty z szacunku. Laurze zrobi�o si� gor�co z za�enowania. Zda�a sobie spraw�, jak zimna i osch�a by�a ta kobieta. Jej g�os mia� jak�� odpychaj�c� ostro��, kt�rej poprzednio nie zauwa�y�a. Zmyli�a j� ta rozmowa o p�aszczu. Si�gn�a po ksi��k� zdobywaj�c si� jednocze�nie na uprzejmy u�miech. - Tak, s�dz�, �e tak jest, w istocie. Pani ma wi�cej do�wiadczenia. Nieznajoma odwzajemni�a u�miech, bior�c ze stolika "Daili Telegraph", kt�ry tam uprzednio po�o�y�a. Obie panie zacz�y czyta�. S�o�ce �wieci�o nadal, cho� jasne chmury zaczyna�y ju� zasnuwa� b��kit nieba. Ale radosny nastr�j Laury ulotni� si� bezpowrotnie. Oczy utkwione w ksi��ce nic nie widzia�y. My�la�a o chaosie i histerii, jakie j� czekaj� lada chwila. Chcia�aby przekona� Johna, �e powinien przyrzec zmian� w swym post�powaniu, a Katie, �e nie powinna opuszcza� domu. B�dzie to jednak wyczerpuj�ce i przykre. Poci�g zwalnia� przed kolejn� stacj�. Ostatni� przed t�, na kt�rej wysiada. Sta� tylko przez chwil�, po czym znowu ruszy� dalej, tym razem dok�adnie na zach�d, prosto w �un� pozostawion� przez zachodz�ce s�o�ce. Laura nie zauwa�y�a, kiedy zasz�o, po�ykane stopniowo przez pasmo wzg�rz. Wkr�tce zapadnie mrok. Ju� teraz w wagonie by�o na tyle ciemno, �e �wiat�o lamp ja�nia�o pe�nym blaskiem. Laura wsun�a ksi��k� do torby i wsta�a, �eby w�o�y� p�aszcz. Poci�g stopniowo pustosza�, by�a w nim teraz mo�e czwarta cz�� pierwotnej liczby podr�nych. Przesz�a na drug� stron� wagonu i wyjrza�a przez okno. Wje�d�ali na stacj� Newton Abbot, gdzie sta� ju� John ze zn�kanym wyrazem twarzy i kr���c� w�k� niego dw�jk� starszych dzieci. - Jest, przyjecha�a! Tam! Tam! Nie tam! Och, tatusiu! - Johnny! - zawo�a�a Laura ze swego okna. Biedny Johnny. Nie by�o dzi� �ladu jego zwyk�ej witalno�ci. Nawet w�osy jak gdyby przerzedzi�y mu si� na czubku g�owy. - Och! - Maddy, najstarsza c�reczka, staraj�c si� si�gn�� do drzwi Laury, upad�a na peron. - Uradowali si� pani widokiem. - Starsza pani podesz�a, staj�c za jej plecami. - Powinny by� w ��ku. - Laura rzuci�a okiem za siebie, po czym znowu obserwowa�a, jak jej ma�a bratanica podnosi si� z p�aczem, wyra�nie zm�czona. W tej chwili kobieta za plecami by�a znowu tylko nieznajom�. Poci�g zatrzyma� si�. Wyskoczy�a tak samo zadowolona, �e go opuszcza, jak przed godzin�, �e do niego wsiada. John obj�� j� ramionami. - Chwa�a Bogu, jeste�! Maddy, ju� uspokojona, i jej m�odsza siostrzyczka Honour podskakiwa�y uwieszone u jej r�ki, Laura oswobodzi�a si� z tych u�cisk�w. - Czy nie zechcia�by� wzi�� walizki tej...? - Waliza nieznajomej by�a ci�ka. - Bardzo panu dzi�kuj�. Kiedy starsza pani znalaz�a si� na peronie, dziewczynki zd��y�y si� ju� troch� uspokoi�. - O, widz� baga�owego, nie chc� pani d�u�ej przeszkadza�. - Nieznajoma u�miechn�a si� i wyci�gn�a r�k�. - Mo�e si� jeszcze kiedy� spotkamy. - Mo�e. - Laura szybko wymieni�a u�cisk d�oni. Za ich plecami poci�g ju� ruszy�. - Czy mog� ci� trzyma� za r�k�, ciociu Lauro? John, jedn� r�k� obj�wszy Laur� za ramiona, w drugiej ni�s� jej podr�n� torb�. Dziewczynki walczy�y o dost�p do jej d�oni. Wolnym krokiem posuwali si� wzd�u� peronu. Laurze przysz�o na my�l, �e jakkolwiek �le post�pi�by John, nie mo�e to mie� wp�ywu na jej uczucia dla niego. Na pr�by usprawiedliwiania go. Bli�sza cia�u koszula ni� sukmana. Czy Katie musia�a mie� a� tyle dzieci? I to w tak kr�tkim czasie. Z pewno�ci� niezbyt zabawne by� m�odym m�czyzn� i mie� �on�, kt�ra jest wiecznie zaj�ta i nie mo�na si� z ni� nigdzie ruszy�. Odk�d pami�tam, Katie zawsze by�a w ci��y, od po�lubnej nocy, ci�gle albo karmi�a piersi�, albo by�a w ci��y. Biedny John! U�miechn�a si� do niego. Patrzy�a w twarz podobn� do jej w�asnej, na ciemne wij�ce si� w�osy, rumian� cer�, niebieskie oczy, pe�ne policzki. Mi�a, pogodna twarz - naturalnie w zwyk�ych warunkach. - Najlepiej b�dzie, jak ci od razu powiem najgorsze. - Za�enowany odwr�ci� wzrok od jej uwa�nych, przyjaznych oczu. - Nie mo�e by� a� tak �le. Tak czy inaczej ci�gle jeszcze jeste� w domu. - Tylko dlatego, �e beze mnie nie da�aby sobie rady. Zast�puj� nia�k�. - A tamta idiotka ju� odesz�a? - To w�a�nie przez ni� ten ca�y k�opot. - Co masz na my�li? - Paskudne podejrzenie kaza�o Laurze znowu spojrze� mu prosto w oczy. Dostrzeg�a na niej jeszcze wi�ksze poczucie winy. - Och, nie, Johnny! Tylko nie ona! Nie mo�esz by� taki... taki g�upi! Kiedy podchodzili do domu, wsz�dzie panowa�y ciemno�ci. Zgaszone �wiat�a nad drzwiami wej�ciowymi, to samo w kuchni, gdzie nawet firanki nie by�y zaci�gni�te. Normalnie o tej porze Katie krz�ta�aby si� tutaj, z niemowl�ciem na biodrze podgrzewa�aby mleko dla jednego dziecka, nalewa�a kaszk� dla drugiego, przygotowywa�a kolacj� czy sortowa�a czyst� bielizn�. Gdzie� w g��bi domu �lamazarnie robi�aby co� ostatnio przyj�ta do pomocy dziewczyna. Laura przypomnia�a sobie Hild�, kr�low� tych apatycznych pomocnic. - Jakie� to pospolite! Z dziewczyn� do pomocy! Maddy i Honour mrugaj�c sta�y o�lepione nagle zapalonym �wiat�em. - Widz�, �e Katie schodzi�a na d�. - John przygn�bionym wzrokiem lustrowa� elektryczn� kuchni� "Aga" i rondelek z odrobin� mleka. - Wzi�a mleko dla Tobiego. Nie zawraca�a sobie nawet g�owy umyciem garnuszka. - Ju� nie karmi go piersi�? - Twierdzi, �e po tych wiadomo�ciach straci�a pokarm. Nie znaczy to, �e si� do mnie odzywa. Ale z wyrazu jej oczu doskonale wiem, co my�li. Zawsze uwa�a�em, �e ma pi�kne oczy. Chyba w�a�nie dla tych oczu si� z ni� o�eni�em. A teraz s� dla mnie tortur�. Smutne, wielkie czarne oczy! Laura westchn�a. - B�dzie lepiej, jak po�o�� dzieciaki do ��ka, zanim si� ca�kiem rozbudz�. - I tak ci o tym opowie. Nic jej nie powstrzyma. Us�yszysz ca�� litani� moich nowych grzech�w, poczynaj�c od sposobu, w jaki jem przy stole. - A ko�cz�c na tym, jak uwodzisz s�u��ce. Id�c na g�r� tylnymi schodami i co chwila popychaj�c usypiaj�ce na stoj�co dziewczynki, Laura us�ysza�a na dole otwieranie kredensu. John naleje sobie teraz du�� whisky. Sama nie mia�aby nic przeciwko szklaneczce czego� mocniejszego. Ale nie pora na to. �azienka, ubikacja, ��ko. Rozbieraj�c r�owe, g�adkie cia�ka i wci�gaj�c pi�amy na r�czki i n�ki, Laura zn�w pomy�la�a o Nicku. Wszystkie dzieci s� pi�kne, kiedy le�� w ��eczkach. Odgarn�a z cz�ek d�ugie w�osy bratanic i pomy�la�a, �e nale�y im si� mycie. Zapewne my�a je ostatnio Hilda, zanim jeszcze ujawni�a szcz�liw� nowin�. Prawdopodobnie sama wygada�a si� z t� wiadomo�ci�. A mo�e Katie si� domy�li�a? Sypialnia Katie znajdowa�a si� w drugim ko�cu domu. Laura nie dosz�a jeszcze do drzwi, kiedy us�ysza�a p�acz dziecka. Zapuka�a. - Kto tam? - g�os Katie by� ochryp�y od �ez. - To ja, Laura. - Ach, Laura! - Drzwi si� otworzy�y i Laura poczu�a si� ze wszystkich stron osaczona przez krzyk niemowl�cia w ramionach szlochaj�cej matki. - Tak bardzo chcia�am, �eby� przyjecha�a. Nie potrafi� ci opowiedzie�, jakie to wszystko okropne. Johnny jest potworem, bydlakiem. W tym domu - mia� j� tutaj! Przekrada� si� chy�kiem tym korytarzem. Tu� obok drzwi pokoiku Maddy i Honour. Ka�dej chwili kt�ra� z dziewczynek mog�a si� obudzi� i natkn�� na nich. Przera�aj�ce, kiedy sobie cz�owiek to wyobrazi. Teraz ju� koniec. Koniec. Do tej pory mu wybacza�am. Wiesz, �e przebacza�am. Sama mnie do tego namawia�a�. Kiedy by�am w zaawansowanej ci��y. Ale tu, w tym domu... Przy dzieciach! W ko�cu w�asne �zy i p�acz dziecka nie pozwoli�y jej dalej m�wi�. Laura obj�a j� wp� i zaprowadzi�a do ��ka. - Kochanie, usi�d� tutaj. Usi�d�, a Tobiego daj mnie. Ju� nakarmiony? Laura czu�a, �e przede wszystkim trzeba uspokoi� dziecko, ale jej pytanie wo�a�o w Katie nowy atak p�aczu. - Nie chce tkn�� butelki. Pr�buj� bez przerwy. Po prostu nie chce. Wypluwa smoczek. P�acze, bo jest g�odny. Nie ssie od wczoraj. To wszystko jest takie okropne! Cii... kochanie, uspok�j si�. - Gdzie jest butelka? - Nie wiem. Pod ��kiem. Mo�e gdzie indziej. Nie znosz� samego widoku tej butelki. Mia�am zamiar karmi� go sama do czasu, kiedy zacznie pi� z kubeczka, tak jak to robi�am ze wszystkimi dzie�mi, ale po tym, co si� sta�o, straci�am pokarm. Och... och... - Jeste� pewna? - Czego pewna? - Katie spojrza�a na Laur�. Po jej mokrej od �ez twarzy przemkn�� leciutki b�ysk nadziei. - Wygl�dasz, jakby� t� bluzk� mia�a rozsadzi�. - S� prawdziw� tortur�. Jak kamienie. Nie mog� zasn��, kiedy s� takie twarde. - Wi�c dlaczego nie pr�bujesz go karmi�? Spr�buj jeszcze raz. Po�� si� do ��ka, a ja ci go podam. - S�dzisz, �e mog� mie� pokarm? - Twarz Katie rozja�ni�a si�. - Jestem tego pewna. - C�, w�a�ciwie mog� spr�bowa�. Katie obr�ci�a si�, �eby wej�� do ��ka, i dopiero wtedy Laura spostrzeg�a w nim trzeci� dziewczynk�, Harriet, pogr��on� w g��bokim �nie. - Dotrzymuje mi towarzystwa. Katie u�o�y�a si� wygodnie i rozpi�a bluzk�. Wyci�gn�a r�ce po dziecko. I buzi�, i r�czkami Toby gwa�townie szuka� piesi, wreszcie przywar� do niej mocno. W jednej chwili rozkrzyczana kruszynka istnego nieszcz�cia przemieni�a si� w mi�kki k��buszek zadowolenia. Katie westchn�a g��boko. - Jak ja uwielbiam niemowl�ta. Laura przynios�a krzes�o, �eby usi��� przy ��ku. Cisza by�a teraz tak samo dojmuj�ca, jak przedtem ha�as. Katie znowu zacz�a �adnie wygl�da�, d�ugie kasztanowate w�osy wi�y si� sp�ywaj�c po nagich ramionach, z br�zowych oczu, dla kt�rych Johnny j� po�lubi�, bi�o ciep�o i mi�o��. Oby tylko stosunki w ich ma��e�stwie uda�o si� doprowadzi� do �adu r�wnie �atwo, jak to posz�o z Tobym. Laura znowu zacz�a my�le� serdeczniej o Johnie. Trudno sobie wyobrazi� osob� bardziej wyobcowan� z kr�gu bliskich ni� m�oda matka. Powinna sk�oni� Katie, by spojrza�a na Johna jak na jeszcze jedno dziecko, tak�e domagaj�ce si� od niej mi�o�ci. Ale c�, Katie sama by�a taka m�oda, widzia�a w Johnie m�czyzn� dojrza�ego i �yciowo wyrobionego. Powa�a�a go. Chcia�a patrze� na niego jak na m�a - a nie matkowa� mu. - Gdyby ci� Johnny m�g� widzie� w tej chwili, jeszcze raz zakocha�by si� w tobie bez pami�ci. - Nic nie m�w o tym �ajdaku! On nie ma poj�cia, co to jest mi�o��. Nigdy nie mia�. I nigdy nie b�dzie mia�. Mi�o�� to dla niego tylko seks. Je�eli chodzi o mnie, to mo�e mie� tego seksu, ile mu si� podoba i z kim mu si� podoba, byle nie zbli�a� si� do mnie i do moich dzieci. Laura uzna�a, �e Katie czuje si� znacznie lepiej. Jej oskar�ycielska tyrada nie przeszkodzi�a male�stwu w miarowym ssaniu. Gdyby nabra�a prze�wiadczenia o swojej przewadze w ma��e�stwie, szanse na przebaczenie Johnowi znacznie by si� zwi�kszy�y. - Nie chcia�aby� mi opowiedzie�, co si� sta�o? - To bardzo proste. Hilda mia�a dzie� wolny, wi�c pojecha�a do Londynu, a kiedy wr�ci�a, zapyta�am j�, czy mi�o sp�dzi�a czas. Na co ona wybuchn�a p�aczem i wyzna�a mi, �e czuje si� bardzo nieszcz�liwa, gdy� mi�dzy ni� a panem Bowles wydarzy�o si� co� okropnego. A przecie� ona go nie kocha, mnie i dzieci kocha znacznie bardziej od niego, w og�le nie rozumie, jak to si� sta�o, no i jest bardzo nieszcz�liwa. W tym momencie Katie zacz�a znowu traci� panowanie nad sob�. Nie chc�c si� z tym zdradzi�, prze�o�y�a dziecko do drugiej piersi. Czynno�� ta uspokoi�a j� na tyle, �e mog�a ci�gn�� swoj� opowie��. - Z pocz�tku nie zrozumia�am, o co chodzi. My�la�am, �e urz�dzi� jej awantur� i teraz ona chce odej��. Ostatecznie przepracowa�a cztery miesi�ce, jak na mnie, to rekord. Wtedy ona powiedzia�a ja�niej, co si� sta�o - nie b�d� ci tego powtarza�a, bo nie mog� znie�� nawet samej my�li o tym - jednak wci�� jej nie wierzy�am. Powiedzia�am, �eby w��czy�a pralk� czy co� w tym rodzaju, a swoje chore urojenia zachowa�a dla siebie. Ale potem oczywi�cie nie mog�am wytrzyma�, �eby nie zadzwoni� do Johna. Opowiedzia�am o tym w formie �artobliwej. Ju� w pierwszej chwili, kiedy si� odezwa�, wiedzia�am. Wiedzia�am, �e to jest prawda. Wtedy zesz�am na d� i nad tymi brudnymi pieluchami skl�am i zwymy�la�am j� od ostatnich. Przynajmniej mia�a do�� wstydu, �eby si� natychmiast spakowa� i ulotni�... Wiedzia�am, �e Johnny przyjedzie najszybciej, jak b�dzie m�g�. Zostawi�am mu wi�c w kuchni na stole karteczk�, �e ma odebra� ze szko�y i zaj�� si� dziewczynkami. Poza tym, �e dwoje m�odszych dzieci zatrzymuj� przy sobie i nie chc� go wi�cej widzie� ani z nim rozmawia�, �e zadzwoni� do mojego adwokata, niech rano wnosi pozew rozwodowy. Wszystko to si� dzia�o wczoraj, w sobot�, wi�c adwokata nie by�o w domu, dzisiaj jest niedziela, ale jutro b�dzie to pierwsza rzecz, jak� zrobi�. No i widzisz, koniec ma��e�stwa, po sze�ciu latach bez dw�ch dni - we wtorek jest rocznica naszego �lubu, dzieci przygotowywa�y pi�kn� laurk� - czw�rka dzieci. M�czy�ni to zwierz�ta. Samolubne, bezmy�lne, zepsute zwierz�ta! Sko�czy�a z nut� tryumfu w g�osie. Laura zastanowi�a si�, czy odpowiada jej pogl�d, �e m�czy�ni to bestie. Odsun�a od siebie te my�li, uznaj�c je za ja�owe. - Ale jak sobie dasz rad� sama? - Co? Zaskoczona mina Katie u�wiadomi�a Laurze, �e wyobra�nia jej bratowej nie wysz�a poza sam gest zerwania ma��e�stwa. B�dzie lepiej nie porusza� dalej tego tematu. Zmieni�a taktyk�. - A jak si� t�umaczy� John? - Wiem, co zasz�o. Przespa� si� z moj� s�u��c�. To chyba wystarczy? Nie chc� o tym nic wi�cej s�ysze�. Nie musz� wiedzie� wi�cej. - M�wi�a� przedtem, �e kochali si� ze sob� tutaj, w tym domu. Tu� obok dziewczynek. Sk�d o tym wiesz? - Mog� to sobie chyba �atwo wyobrazi�. - Energicznym ruchem wyprostowa�a si� na ��ku, jednocze�nie bardzo delikatnie odejmuj�c dziecko od piersi. - Dlaczego mnie urz�dzasz takie przes�uchanie? Nie jestem tu stron� winn�. - Przepraszam ci�. - Laura wyci�gn�a r�ce do rozkosznie przeci�gaj�cego si�, sytego malucha. - Czy mam go potrzyma�, �eby� si� mog�a doprowadzi� do porz�dku? - Tak, dzi�kuj�. Jeszcze mu si� nie odbi�o. Po�o�ywszy dziecko pe�nym brzuszkiem na swojej d�oni, Laura zaryzykowa�a jeszcze jedn� pr�b�: - Pytam ci�, bo chcia�am zwr�ci� ci uwag� na fakt, czy rozwa�y�a� mo�liwo��, �e by� to przypadek odosobniony? Wtedy w Londynie, kiedy Johnny by� sam w tamtym mieszkaniu. - Naprawd� my�la�a jednak o tym, �eby ustali�, czy by�a to wersja Johna, czy istotnie tak si� zdarzy�o. - Odosobniony przypadek! A czy to nie wystarczy? - Ale chocia� w g�osie Katie brzmia�a zawzi�to��, nie usz�o uwagi Laury, �e opad�a na poduszk� jak gdyby zrezygnowana lub co najmniej bardzo wyczerpana. Ostatecznie zdarza�o si� to ju� przedtem. Wtedy si� z tym godzi�a. Laura podnios�a si�. - Mo�e troch� pole�ysz? Umyj si�, w�� nocn� koszul�, a ja przynios� ci do ��ka kolacj�. - A Toby? Trzeba go przebra�, przedtem umy�... - Katie poderwa�a si� zaniepokojona. - Dobrze. Dobrze. Nie ukradn� ci go. Katie u�miechn�a si�. Po raz pierwszy szczerze si� u�miechn�a, po czym z powrotem opad�a na poduszki. - Lauro! Jeste� wspania�a. Trzymaj�c w ramionach niemowl�, Laura ruszy�a w kierunku drzwi. - Pomimo �e masz okropnego brata! - Katie u�miechn�a si� znowu. Laura tak�e mia�a u�miech na twarzy. Zamkn�a za sob� drzwi zm�czona, ale z uczuciem dobrze spe�nionego obowi�zku. Teraz do Johna, aplikuj�c mu wywa�on� dawk� perswazji, �eby okaza� skruch� i umocni� swoje zasady. Mo�e da si� z�apa� w pu�apk� na widok swego syna i dziedzica. Toby jest taki s�odki. Laura dotkn�a ma�ego noska dostaj�c w nagrod� szeroki u�miech bezz�bnych usteczek. Raz jeszcze pobieg�a my�lami do w�asnego synka, otulonego i spokojnie �pi�cego w swoim ��eczku. Pomy�la�a, �e nie ma dla niej nic dro�szego na �wiecie nad szcz�cie jej syna. II Laura zamierza�a zatrzyma� si� u Katie dzie� czy dwa. Lubi�a by� u siebie, we w�asnym domu. Ale we �rod� ci�gle jeszcze by�a na wsi. John odjecha� do Londynu jak zwykle w poniedzia�ek wczesnym rankiem. Dystans mi�dzy ma��onkami zacznie si� teraz zmniejsza�. Wyjazd Laury uzale�niony by� od zorganizowania jakiej� pomocy w domu. Lizzie, m�odsza siostra Katie, w�a�nie sko�czy�a szko�� i czeka�a na rozpocz�cie studi�w na uniwersytecie. Lada dzie� mia�a przyjecha�. Tak wi�c Laura utkn�a u Katie. �roda rano: starsze dziewczynki w szkole, Laura na przechadzce po zalanym s�o�cem ogrodzie. W domu - Harriet jeszcze �pi, a Katie k�pie niemowl�. W ogrodzie wsz�dzie doko�a ciep�e s�o�ce wczesnej wiosny k�ad�o si� na g�sty dywan �onkili i blade k�pki pierwiosnk�w. Trawa bucha�a witalno�ci� �wie�ej zieleni. Powoli nastr�j Katie poprawi� si�, zacz�a nawet jak dawniej krz�ta� si� po domu, zostawiaj�c Laurze wi�cej czasu dla siebie. dziwne by�o znale�� si� nagle samej, bez �adnych plan�w. Niczego nie trzeba organizowa�. Nikogo si� nie widuje. U�wiadomi�a sobie, �e nie zdarzy�o si� jej to od bardzo dawna. Chyba od czas�w przedma��e�skich. A w ka�dym razie nie po urodzeniu Nicka. W przeciwie�stwie do brata che�pi�a si� tym, �e potrafi si� cieszy� samotno�ci�. Zastanawia�a si�, dlaczego straci�a t� umiej�tno��. Przesz�a przez ogr�d i boczn� furtk� na �cie�k� prowadz�c� do pobliskiej wioski. Po drodze mija�a ko�ci�. Kto� gra� na organach i �wicz�c hymny uderza� na pr�b� w klawisze. Przystan�wszy s�ucha�a, przygl�daj�c si� wysokim kamiennym murom ko�cio�a i jego w�skim gotyckim oknom. Zdaje si�, �e potrzebna jej by�a nie tyle samotno��, co raczej pobyt na wsi. Szybkim krokiem wr�ci�a do domu podchodz�c wprost do telefonu. Cz�sto zdarza�a si� jej jaka� blokada w m�zgu i zupe�nie nie mog�a sobie przypomnie� numeru telefonu do biura swego m�a, dzi� jednak pami�ta�a go doskonale. - Kochanie, tu Laura. - Za chwil� mam zebranie. Masz co� pilnego? - Nie. To znaczy tak. Chc� tu zosta� troch� d�u�ej. - Przecie� spodziewamy si� ciebie dzisiaj. Nicki ju� si� nie mo�e doczeka�. - Pomy�la�am, �e m�g�by przyjecha� tutaj. - Dlaczego powiedzia�a�, �e chcesz zosta�? Jaki� nowy kryzys? - Po prostu wydaje mi si�, �e dobrze by nam to obojgu zrobi�o. I Nickowi, i mnie. Na wsi jest tak pi�knie. - Wzywaj� mnie. Oczywi�cie zrobisz, jak zechcesz, wiesz jednak, �e nie pochwalam opuszczania szko�y. Chodzi o wdra�anie pewnych nawyk�w. Je�li zrobi to raz, b�dzie uwa�a�, �e mo�e tak post�powa� zawsze. O co chodzi? Jeste� chora? - Nie, nie. - Laur� ogarn�o wzburzenie, czu�a si� starta na proch. Jedynie ci�gle �ywe wspomnienie wzruszenia, jakiego dozna�a stoj�c pod ko�cio�em zas�uchana w organy, wzruszenia, kt�re umocni�o w niej uczucia �ony, pozwoli�o jej powstrzyma� gniew. - Maria mog�aby go przywie�� jutro wieczorem. Opu�ci�by tylko jeden dzie�. - Widz�, �e ju� zdecydowa�a� sama. Co prawda musz� pojecha� na kilka dni do Manchesteru. M�g�bym to zrobi� w pi�tek. - Dzi�kuj� ci. - Nie masz mi za co dzi�kowa�. Powiedzia�em ci przecie�, �e jad�, bo musz�. Do widzenia, kochanie. Odk�adaj�c s�uchawk� Laura czu�a si� dziwnie zmieszana, jak gdyby pope�ni�a co� niew�a�ciwego. Policzki j� pali�y, serce wali�o jak m�otem. Nie by�a przyzwyczajona do tego, �eby krzy�owa� plany Milesa. Nawet je�eli chodzi�o o takie g�upstwa, cieszy�y j� mi�e stosunki z lud�mi, nie znosi�a sprzeczek i nieporozumie�. Teraz czu�a si� jak dziecko, kt�remu si� szcz�liwie uda�o podej�� nauczyciela. Miles nienawidzi� k��tni jeszcze bardziej ni� ona. Uwa�a� je za poni�aj�ce i niepowa�ne. W najgorszym wypadku okazywa� ch�odne niezadowolenie. Ale tutaj, na wsi, nie by�o ani jego ani jego ch�odu. Tanecznym krokiem Laura ponownie wybieg�a na roz�wietlone s�o�cem powietrze. Zerwie do domu kilka �onkili. Tu� nad jej g�ow� w g�rze otworzy�o si� okno. Ukaza�a si� w nim Katie. Twarz mia�a zar�owion� i b�yszcz�c�, w�osy zebrane do g�ry i spi�te na czubku g�owy. Ze zwoj�w grubego r�cznika wygl�da�a tak samo r�owa bu�ka niemowl�cia, z dwoma guziczkami b�yszcz�cych oczu. - Wygl�dasz na szesna�cie lat! - zawo�a�a Katie, na co Toby zareagowa� piskiem. - I tak samo si� czuj�! - Laura zacz�a podskakiwa� zataczaj�c ramionami szerokie ko�a. - Zostaj� do poniedzia�ku. Jutro przyje�d�a Nicky! - Cudownie! Wspaniale! - Prawda? - Laura wirowa�a po ca�ym trawniku, od ko�ca do ko�ca. Katie z u�miechem przygl�da�a si� temu z okna. - Miles jedzie do Manchesteru. - Laura przystan�a w swoim szalonym ta�cu i zadyszana pochyli�a si�, �eby zerwa� �onkila. W skupieniu przygl�da�a si� zmarszczonej jak falbanka kryzie w �rodku kwiatka. Zacz�a ich zrywa� wi�cej, starannie wybieraj�c nie te ca�kiem otwarte, ale jeszcze zwini�te w p�k. Pr�bowa�a odgadn��, kt�re b�d� najbledsze. Ogromnie lubi�a kolory nienasycone. Chcia�a znale�� �onkile najbardziej zbli�one kolorem do bieli, �eby rozja�ni� nimi ca�y dom. Przystan�a pod star� jab�oni� ze wszystkich stron otoczon� k�pkami uroczych kwiat�w. Mia�a w nim zanurzone ca�e stopy. - Laura! - Przez trawnik p�dem bieg�a m�oda dziewczyna w d�insach i kozaczkach. D�ugi szalik ci�gn�� si� za ni� po trawie jak ogon. - Lizzie! Jak szybko przyjecha�a�! - Laura ruszy�a w jej kierunku, nie zauwa�aj�c w po�piechu, �e przydeptuje ledwie co rozkwit�ego narcyza. Le�a� na ziemi, bia�y ze szkar�atnym �rodkiem. - Masz przy sobie jakie� pieni�dze? Musz� zap�aci� taks�wkarzowi. Wydaje z siebie przedziwne pomruki. I pomy�le� tylko, �e kto� trz�sie si� o pieni�dze, kiedy dzie� jest taki pi�kny! Laura zacz�a si� �mia� i razem z Lizzie skierowa�a si� ku domowi po portmonetk�. Przemkn�o jej przez my�l, jak bardzo Lizzie podobna jest do siostry. Wygl�da jak Katie przed �lubem. Ta sama naiwna zdolno�� kochania bez jakiejkolwiek kontroli wewn�trznej, kt�r� dla w�asnej ochrony ludzi zazwyczaj staraj� si� w sobie rozwin��. Podejrzewa�a, �e ta w�a�nie cecha pozwoli�a Johnowi tak �atwo uzyska� przewag� nad Katie. Laura �ywi�a nadziej�, �e Lizzie b�dzie mia�a wi�cej szcz�cia. By�a inteligentniejsza od swojej siostry. Mia�a bardziej niezale�n� natur�. Mo�e to zapobiegnie dominacji m�czyzny w jej �yciu. Westchn�a nie wiedzie� czemu i posz�a poszuka� wazonu. - No wi�c jakie s� ostatnie wiadomo�ci? Czy lwica ju� wysz�a ze swojej jaskini? - Z ma�ymi w paszczy. Ale jeszcze jej ma�o, szuka nast�pnej ofiary, b�d� ostro�na. Lizzie poda�a Laurze �onkile. Z podziwem przygl�da�a si�, jak Laura uk�ada je w fontann� spienionej bieli. - Lizzie, Przesta� si� we mnie wpatrywa� i we�my si� za obiad. - Laura dobrze wiedzia�a, co Lizzie o niej my�li, i bardziej jej to pochlebia�o, Nie by�a jednak a� tak pr�na, �eby przywi�zywa� do tego szczeg�ln� uwag�. Teraz skroba�y marchewk�, postawi�y wod� na spaghetti i sma�y�y siekane kotlety. Rozmawia�y o pracy Laury w stowarzyszeniu o nazwie Liga Ochrony Kultury Rolnej - kt�re, jak m�wi�a Lizzie, ratowa�o od ruiny stare stodo�y - i o tym, �e Lizzie ostatecznie postanowi�a studiowa� w Oxfordzie nie histori�, lecz filozofi� i filologi� klasyczn�. W trakcie tej rozmowy Laura przypomnia�a sobie o Harriet �pi�cej na g�rze, zerwa�a si�, �eby j� znie�� na dw�r. Harriet, rozdra�niona tym, �e si� j� budzi, obj�a r�czkami szyj� Laury i przywar�a do niej, jak gdyby ciocia by�a ca�� jej obron� przed gro�nym �wiatem. Laura skierowa�a si� z dzieckiem na d�. Lizzie nakry�a ju� w kuchni do sto�u. Wazon z �onkilami ustawi�a po�rodku. Widz�c schodz�c� Laur� podnios�a wzrok. - �ci�gn� tu Katie. Laura usiad�a, trzymaj�c Harriet na kolanach. Przemkn�o jej przez my�l, �e chwila ciszy w domu rozbrzmiewaj�cym zwykle okropnym harmiderem nie dawa�a si� por�wna� z niczym. Czy spok�j wart jest ceny, jak� si� za� p�aci? Laura zamy�li�a si� nad w�asnym �yciem. Zdawa�o si�, �e osi�gn�a ca�� podstaw� satyfakcji �yciowej, zbytnio o to nie zabiegaj�c. Kiedy mia�a osiemna�cie lat, czu�a si� bardzo nieszcz�liwa. Wychowywana by�a w duchu katolicyzmu, w internacie prowadzonym przez zakonne siostry. W czasie ostatniego trymestru umar�a jej matka. Zosta�a na �wiecie sama, do tego bardzo nie�mia�a. Na horyzoncie majaczy� seks, plugawy i przera�aj�cy. Z trwog� my�la�a o przysz�o�ci. Pewnego wieczoru wypiwszy za du�o da�a si� uwie�� m�czy�nie o wiele od niej starszemu i �onatemu. P�niej wmawia�a w siebie, �e jest w nim zakochana. Przekonanie to bez w�tpienia dawa�o jej namiastk� szcz�cia, ale tak naprawd� by�o swoistym katharsis. Mia�a na sumieniu jeden z grzech�w g��wnych. Najci�sze przewinienie. Mo�na by�o my�le� wy��cznie o poprawie samopoczucia. Zdecydowa�a, �e nie b�dzie si� stara�a dosta� na uniwersytet, tylko natychmiast podejmie jak�� prac�. Istotnie od tej chwili jej nastr�j zacz�� si� poprawia�. Praca u�wiadomi�a jej, �e analizowanie swojej osobowo�ci, koncentrowanie si� na w�asnym ja mo�e pomaga innym, ale w jej przypadku przyczynia si� jedynie do pogorszenia ca�ej sytuacji. Uwolnienie si� od starszego przyjaciela trwa�o kilka lat. Przez ca�y ten czas zerwanie jego ma��e�stwa nie wchodzi�o w rachub�. Wkr�tce potem spotka�a Milesa. By� adwokatem. Tak�e starszym od niej, o dwana�cie lat, ale kawalerem, odznaczaj�cym si� rzetelno�ci�, o jakiej jej pierwszy kochanek nie mia� najmniejszego poj�cia. Wywar�o to na niej bardzo korzystne wra�enie. Mimo �e nie by� katolikiem, a do tego czasu i z jej religijno�ci niewiele zosta�o, wzi�li �lub w ko�ciele katolickim. Wysoki, o twarzy bladej, �agodnej, mia� g�ste szpakowate w�osy, z kt�rych by� dumny, i szczeg�lny spos�b trzymania st�p - w pozycji stoj�cej by�y lekko zwr�cone na zewn�trz. Do czytania u�ywa� okular�w. Je�eli z kim� rozmawia�, ca�� uwag� skupia� na osobie, do kt�rej m�wi�. Laura wiedzia�a, �e w opinii niekt�rych przypomina�o to raczej wyk�ad ani�eli rozmow�, ale jej si� podoba�o. Uwa�a�a, �e nie musi koniecznie ws�uchiwa� si� w ka�de jego s�owo, i wcale jej ten jego ton nie przeszkadza�, a on po prostu nie zdawa� sobie z tego sprawy. Pewno�� siebie, jak� okazywa�by w rozmowie, bardzo j� cieszy�a, gdy� stopniowo, z biegiem lat spostrzeg�a u niego jeszcze inny, niepokoj�cy rys. Ujawnia� si� on w tym, �e by�a Milesowi nieodzownie potrzebna, chcia� j� mie� stale przy sobie. W pewnym sensie by�a od niego silniejsza. Nie lubi�a jednak za du�o si� nad tym zastanawia�. Sama my�l, �e m�g� by� m�czyzn� s�abym, by�a jej nienawistn�. - O czym tak rozmy�lasz? Podnios�a g�ow�, g�os Katie j� zaskoczy�. - O m�ach - odpowiedzia�a sp�oszona. Harriet zsun�wszy si� z jej kolan bieg�a do matki. - Mama, mama! - Przepraszam. - Laur� zawstydzi� brak uwagi. Katie pochyli�a si�, tul�c c�reczk� w ramionach. - Wszystko dobrze - o�wiadczy�a - postanowi�am, �e ju� nigdy nie b�d� taka g�upia. Tylko si� o�mieszy�am, robi�c tyle zamieszania. Ostatecznie on od lat post�puje w ten spos�b. - Podnios�a Harriet usadowi�a j� w wysokim dziecinnym krzese�ku. - Uwa�am, �e w pewnym sensie to jest nawet w porz�dku. On ma swoje dziewczyny. Ja mam swoje dzieci. - Nie! - �adna z nich nie zauwa�y�a, kiedy wesz�a Lizzie. - To wcale nie jest w porz�dku! - Lizzie, kochanie. Moje biedactwo. Nic a nic nie rozumiesz. - Katie ju� postanowi�a. I rzeczywi�cie tak jest najlepiej. Lizzie spojrza�a na Laur�. - Ale ja nie mog� tego znie��, kiedy j� widz� tak� zrezygnowan� i wzbudzaj�c� lito��! Powinna za��da� rozwodu. Dlaczego nie mia�aby si� rozwie��? Teraz obie spotka�a niespodzianka. Katie wybuchn�a �miechem. Wysokim, srebrzystym �miechem dziecka. Harriet, kt�ra na podniesiony g�os Lizzie zareagowa�a pe�nym niepokoju ssaniem paluszka, teraz wyj�a go z buzi i zacz�a weso�o klaska�. Katie przesta�a si� �mia�. - Naturalnie, �e mog�abym si� rozwie��. Tysi�c razy. No i co potem? Potem b�dzie mi lepiej? Pieni�dzy b�d� mia�a mniej, poniewa� b�dziemy je musieli dzieli�... - Ale tu nie chodzi o pieni�dze! - Pozbawiona towarzysza �ycia... - Co przez to rozumiesz? Masz m�czyzn�, kt�ry romansuje z ka�d� dziewczyn�, jak� zobaczy na horyzoncie, a ty rozprawiasz o towarzyszu �ycia! - Lizzie, nie m�w o nim w ten spos�b. Kocham Johna. - Kochasz! - Lizzie usiad�a, kompletnie zniech�cona. - Jak mo�esz kocha� kogo�, kto...? - Laura spojrza�a na ni� ostrzegawczo, wi�c urwa�a. - Kocham go naprawd�. Nie tak jak przedtem, inaczej. Teraz znam wszystkie jego wady i nienawidz� ich. Ale nie znaczy to, �e nienawidz� jego samego. No, mo�e czasem, jak w czasie ostatniego weekendu. Poza tym lubi� ma��e�stwo. Lubi� mie� w ��ku m�czyzn�. Mie� m�a - nawet je�li nie jest z tych najlepszych. - Ale przecie� jeste� bardzo �adna. Zanim wysz�a� za m��, adoratorzy stali w kolejce. Pami�tam, jak mi to imponowa�o. Zawsze bez trudu znajdziesz sobie