1829
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 1829 |
Rozszerzenie: |
1829 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 1829 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 1829 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
1829 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Rachel Billington
Okazja do grzechu
Tom
Ca�o�� w 5 tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1991
Prze�o�y�a Anna Mys�owska
T�oczono w nak�adzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9,
pap. kart. 140 g kl. III_B�1,
Przedruk z Wydawnictwa
"Pax",
Warszawa 1989
Pisa� R. Sitarczuk
Korekty dokona�y
K. Markiewicz
i K. Kopi�ska
"- Mi�o��... - powt�rzy�a
powoli z g��bi serca i nagle, w
tej w�a�nie chwili, kiedy
wreszcie odczepi�a koronk�,
doda�a: - Dlatego nie lubi� tego
s�owa, �e dla mnie znaczy zbyt
wiele, znacznie wi�cej, ni� pan
mo�e sobie wyobrazi�! I
popatrzy�a na niego badawczo. -
Do widzenia!"
(Lew To�stoj,
"Anna Karenina")
Kevinowi z wyrazem mi�o�ci
I
Laura wiedzia�a, �e chwila nie
by�a stosowna na tak radosny
nastr�j. Ale s�o�ce �wieci�o,
jak gdyby to by� maj, nie
marzec, a za oknem mkn�cego
poci�gu ci�gn�� si� kobierzec
dzikich krokus�w. C� mog�a
poradzi�, �e czu�a si�
szcz�liwa? Jecha�a przecie� na
wie�. Chocia� by�a to podr� na
spotkanie z cierpieniem i
pora�k�.
Usiad�a wygodnie w rogu
przedzia�u i zacz�a powa�nie
zastanawia� si� nad sytuacj�.
Jecha�a na pro�b� brata, kt�ry
chcia�, �eby odwiod�a od
opuszczenia domu jego �on�, od
dawna udr�czon� ich ma��e�stwem.
Poczu�a na twarzy ciep�o
promieni s�onecznych. Przymkn�a
powieki. Natychmiast przed
oczyma pojawi�a jej si� weso�a
buzia wychodz�cego do szko�y
synka, w chwili gdy na
po�egnanie macha�a mu r�k�. Z
czu�o�ci� pomy�la�a o jego
ciemnych oczach i niesfornej
g�stej czuprynie. Nie mo�na
powstrzyma� u�miechu, kiedy si�
my�li o Nicku. Musi go
zaprowadzi� do fryzjera.
Poczu�a wyrzuty sumienia.
Czy�by by�a ca�kiem pozbawiona
serca?
Podnios�a powieki i usiad�a
prosto z surowym wyrazem twarzy.
Biedna Katie. Po sze�ciu latach
ma��e�stwa czworo dzieci i m��,
kt�ry nie rozumie, co oznacza
s�owo wierno��. To zadziwiaj�ce,
�eby brat i siostra mieli tak
odmienne postawy �yciowe. Dla
niej wierno�� ma��e�ska nie
stanowi�a najmniejszego
problemu. Przeciwnie, dawa�a
przyjemne poczucie
bezpiecze�stwa. Mo�liwe nawet,
�e poczytywa�a j� sobie za
zas�ug�.
Zmarszczy�a brwi. Ogarn�o j�
nieprzyjemne uczucie
niezadowolenia z siebie.
Chwilami zdawa�a sobie spraw�,
�e ma sk�onno�� do megalomanii.
Nagle s�o�ce znik�o. Poci�g
wjecha� w tunel i Laura zacz�a
si� przygl�da� odbiciu swojej
twarzy w szybie. Nie by�a
brzydka. Odk�d pami�ta, by�a
zadowolona ze swego wygl�du,
nawet kiedy by�a ma�� pulchn�
dziewczynk�. Teraz m�wiono o
niej, �e jest pi�kna. Mo�e to
nie jest takie istotne. Mo�liwe,
�e cz�owiek potrafi z czasem
polubi� w�asn� brzydot�.
Wpatrywa�a si� w swoje
odbicie. W�osy ciemne, wij�ce
si�, takie jak Nicka. Nos
w�ski, d�ugi. Oczy niebieskie,
cho� tego oczywi�cie nie by�o
wida� w szybie. Cera jasna, cho�
tego tak�e nie mo�na by�o
zobaczy� w oknie. Twarz okr�g�a,
zadziwiaj�co okr�g�a jak na
kobiet� w jej wieku. Smuk�a,
d�uga podobnie jak nos szyja i
pe�ny jak policzki biust.
C� za d�ugi tunel. Odsun�a
si� od okna. Postarza�a si�,
przybra�a na wadze. Naprawd� nie
mia�a by� z czego dumna.
Usiad�a wygodniej i zacz�a
si� przygl�da� paznokciom. W
�wietle jarzeniowych lamp
przedzia�u wydawa�y si�
zielonkawe. Nicki r�s� i tylko
patrze�, jak zacznie �y� w�asnym
�yciem. Pracowa�a zawodowo, bo
by�o jej z tym dobrze. Podobnie
traktowa�a ma��e�stwo. Stukot
k� zmieni� si� i poci�g wypad�
z tunelu na roziskrzone s�o�ce.
W jednej chwili ogarn�� j�
poprzedni nastr�j beztroskiego
szcz�cia. By�o jej dobrze. Nie
mia�a sobie nic do zarzucenia.
Dom zostawi�a zadbany i
zorganizowany. W bawialni sta�y
anemony. Na kuchni spokojnie
dogotowywa�a si� kolacja Milesa,
Maria, gosposia, gotowa by�a
dogadza� Nickowi od chwili
powrotu ze szko�y �redniej.
Wreszcie jej w�asna praca
starannie uporz�dkowana,
wszystko pospinane spinaczami
b�d� u�o�one w kartotekach.
Wsz�dzie porz�dek, wsz�dzie
spinacze i kartoteki.
Poci�g zacz�� zwalnia�. Stoki
wzg�rz i pola zast�pi�y
pastwiska i ogrody. Z rzadka
rozrzucone domy stopniowo sta�y
si� tarasowato zabudowanym
prowincjonalnym miasteczkiem. W
jego centrum, na niewielkim
wzniesieniu g�rowa� nad domami
i ulicami okaza�y ko�ci�. L�ni�
i z�oci� si� w s�o�cu. Harmonia
ca�o�ci robi�a na Laurze
ogromnie przyjemne wra�enie.
U�miechn�a si� porozumiewawczo
do pi�knego widoku.
Poci�g wtoczy� si� na stacj�.
Znowu by� os�oni�ty od s�o�ca,
cho� tym razem tylko cz�ciowo
znajdowa� si� w cieniu. Nad
torem przerzucony by� pomost.
Wagon Laury stan�� naprzeciw
tego wiaduktu. Po stopniach
schodzi�a starsza pani i m�odszy
od niej m�czyzna. W jednej r�ce
ni�s� walizk�, drug�
podtrzymywa� za rami� swoj�
towarzyszk�. W przeciwie�stwie
do wi�kszo�ci os�b, kt�re na
widok czekaj�cego poci�gu
przyspiesza�y kroku, oni szli
spokojnie. Byli par� zwracaj�c�
na siebie uwag�, oboje s�usznego
wzrost, postawni i pewni siebie.
Matka i syn.
Byli teraz bli�ej, na peronie,
�wiat�o przes�czaj�ce si� przez
szpary wiaty k�ad�o si�
pr��kowanym deseniem na twarzy
m�czyzny. Cer� mia� ogorza��,
szeroko rozstawione ko�ci
policzkowe, wydatny nos, du�e
oczy, niskie czo�o i
szczeciniaste, kr�tko przyci�te
jasne w�osy. By� to ten typ
bardzo m�skiej twarzy, kt�ry
nigdy Laury nie poci�ga�.
Otworzywszy drzwi wagonu o
kilka metr�w od przedzia�u Laury
wstawi� walizk� do �rodka.
Rozleg� si� gwizdek i zawiadowca
machn�� chor�giewk�. Powinni si�
szybko �egna�. Matka nadstawi�a
twarz do poca�unku.
Syn pochyliwszy si� uj�� j� za
ramiona i zdecydowanym ruchem
poca�owa� w jeden policzek, a
potem w drugi. Laura potrafi�a
sobie wyobrazi�, jakim u�miechem
zareagowa�a matka na ten objaw
synowskiej serdeczno�ci.
Drzwi zamkn�y si� z
trzaskiem. Jak ona sobie poradzi
z walizk�? Mo�e syn nie by�
jednak nazbyt czu�y. Mo�e to
przez niego przysz�a na poci�g
tak p�no, a teraz zosta�a w
k�opotliwej sytuacji. Poci�g
powoli zaczyna� si� oddala�.
Wyprostowana sylwetka m�odego
m�czyzny na peronie zmniejsza�a
si� coraz bardziej. Mia� na
sobie kr�tk� narciarsk� kurtk�.
Zapewne opali� si� je�d��c w
s�o�cu na nartach.
Kobieta wesz�a g��biej do
wagonu, a Laura si�gn�a po
ksi��k�.
- Czy to miejsce jest zaj�te?
- Bardzo przepraszam. - Laura
zabra�a sw�j p�aszcz i kobieta
usiad�a naprzeciw niej. Ubrana
by�a w p�aszcz z tweedu, g�sto
przeplatanego r�ow� i
bladofioletow� nici�. Taki sam
lekko fioletowy odcie� mia�y jej
siwe w�osy. Granatowe pantofle,
w r�ku identycznego koloru
torebka. Laura uzna�a, �e by� to
str�j zbyt elegancki jak na
podr� z jednego
prowincjonalnego miasteczka do
drugiego.
- Kaza�am sobie uszy� ten
p�aszcz w Irlandii.
- Przepraszam. By�am zbyt
bezceremonialna? - Laura czu�a,
�e oblewa si� rumie�cem.
- Wybieram zwykle skromniejszy
p�aszcz na takie ma�e okazje,
ale dzia�a to na mnie ogromnie
przygn�biaj�co.
- Ja te� mam jedn� sukni�, w
kt�rej zawsze czuj� si�
szcz�liwa - powiedzia�a Laura z
entuzjazmem, kt�ry mia� by�
poniek�d zado��uczynieniem za
jej krytyczne my�li.
- Stroje s� �r�d�em wielkiej
rado�ci - o�wiadczy�a kobieta z
ca�� powag�.
- M�j m�� twierdzi, �e szukam
tylko tego, co mi sprawia
przyjemno��.
- M�owie zawsze wyg�aszaj�
tego rodzaju uwagi - u�miechn�a
si� kobieta. - Co prawda nie
powinnam sobie ro�ci� pretensji
do zbytniej wiedzy na ten temat.
Od dwudziestu lat jestem wdow�.
Laura pomy�la�a o m�odym
m�czy�nie. O poca�unku.
- M�czyzna, kt�ry mnie
odprowadza�, to m�j syn. M�j
jedyny syn.
Zdolno�� nieznajomej do
czytania w jej my�lach wprawi�a
Laur� w zak�opotanie. Mia�a
ponadto uczucie, �e jest co�
dziwnego w otwarto�ci, z jak�
obie z sob� rozmawiaj�.
Mimo to wyzna�a: - Ja tak�e
mam tylko jednego syna.
- OO.
- Ma siedem lat. Jest, jest...
niezwykle udany! - Czu�a
przebiegaj�cy po jej twarzy
u�miech szcz�liwej
w�a�cicielki, wiedzia�a, �e mo�e
si� wyda� �mieszna. Nie
pr�bowa�a go jednak powstrzyma�,
wyczuwaj�c, �e matka jedynaka
musi j� rozumie�.
Na twarzy nieznajomej nie by�o
u�miechu.
- Jestem bardzo dumna z
Martina, ale daleko mu do
doskona�o�ci. Nie jest dobrze
by� w za bliskich stosunkach z
synem. Wytwarza si� wtedy
nastr�j zbyt poufa�y, odarty z
szacunku.
Laurze zrobi�o si� gor�co z
za�enowania. Zda�a sobie
spraw�, jak zimna i osch�a by�a
ta kobieta. Jej g�os mia� jak��
odpychaj�c� ostro��, kt�rej
poprzednio nie zauwa�y�a.
Zmyli�a j� ta rozmowa o
p�aszczu. Si�gn�a po ksi��k�
zdobywaj�c si� jednocze�nie na
uprzejmy u�miech. - Tak, s�dz�,
�e tak jest, w istocie. Pani ma
wi�cej do�wiadczenia.
Nieznajoma odwzajemni�a
u�miech, bior�c ze stolika
"Daili Telegraph", kt�ry tam
uprzednio po�o�y�a. Obie panie
zacz�y czyta�.
S�o�ce �wieci�o nadal, cho�
jasne chmury zaczyna�y ju�
zasnuwa� b��kit nieba. Ale
radosny nastr�j Laury
ulotni� si� bezpowrotnie.
Oczy utkwione w ksi��ce nic nie
widzia�y. My�la�a o chaosie i
histerii, jakie j� czekaj� lada
chwila. Chcia�aby przekona�
Johna, �e powinien przyrzec
zmian� w swym post�powaniu, a
Katie, �e nie powinna opuszcza�
domu. B�dzie to jednak
wyczerpuj�ce i przykre.
Poci�g zwalnia� przed kolejn�
stacj�. Ostatni� przed t�, na
kt�rej wysiada. Sta� tylko przez
chwil�, po czym znowu ruszy�
dalej, tym razem dok�adnie na
zach�d, prosto w �un�
pozostawion� przez zachodz�ce
s�o�ce. Laura nie zauwa�y�a,
kiedy zasz�o, po�ykane stopniowo
przez pasmo wzg�rz. Wkr�tce
zapadnie mrok. Ju� teraz w
wagonie by�o na tyle ciemno, �e
�wiat�o lamp ja�nia�o pe�nym
blaskiem.
Laura wsun�a ksi��k� do torby
i wsta�a, �eby w�o�y� p�aszcz.
Poci�g stopniowo pustosza�, by�a
w nim teraz mo�e czwarta cz��
pierwotnej liczby podr�nych.
Przesz�a na drug� stron� wagonu
i wyjrza�a przez okno.
Wje�d�ali na stacj� Newton
Abbot, gdzie sta� ju� John ze
zn�kanym wyrazem twarzy i kr���c�
w�k� niego dw�jk� starszych
dzieci.
- Jest, przyjecha�a! Tam! Tam!
Nie tam! Och, tatusiu!
- Johnny! - zawo�a�a Laura ze
swego okna. Biedny Johnny. Nie
by�o dzi� �ladu jego zwyk�ej
witalno�ci. Nawet w�osy jak
gdyby przerzedzi�y mu si� na
czubku g�owy.
- Och! - Maddy, najstarsza
c�reczka, staraj�c si� si�gn��
do drzwi Laury, upad�a na peron.
- Uradowali si� pani widokiem.
- Starsza pani podesz�a, staj�c
za jej plecami.
- Powinny by� w ��ku. - Laura
rzuci�a okiem za siebie, po czym
znowu obserwowa�a, jak jej ma�a
bratanica podnosi si� z p�aczem,
wyra�nie zm�czona. W tej chwili
kobieta za plecami by�a znowu
tylko nieznajom�.
Poci�g zatrzyma� si�.
Wyskoczy�a tak samo
zadowolona, �e go opuszcza, jak
przed godzin�, �e do niego
wsiada.
John obj�� j� ramionami. -
Chwa�a Bogu, jeste�!
Maddy, ju� uspokojona, i jej
m�odsza siostrzyczka Honour
podskakiwa�y uwieszone u jej
r�ki, Laura oswobodzi�a si� z
tych u�cisk�w.
- Czy nie zechcia�by� wzi��
walizki tej...? - Waliza
nieznajomej by�a ci�ka.
- Bardzo panu dzi�kuj�.
Kiedy starsza pani znalaz�a
si� na peronie, dziewczynki
zd��y�y si� ju� troch� uspokoi�.
- O, widz� baga�owego, nie
chc� pani d�u�ej przeszkadza�. -
Nieznajoma u�miechn�a si� i
wyci�gn�a r�k�. - Mo�e si�
jeszcze kiedy� spotkamy.
- Mo�e. - Laura szybko
wymieni�a u�cisk d�oni. Za ich
plecami poci�g ju� ruszy�.
- Czy mog� ci� trzyma� za
r�k�, ciociu Lauro?
John, jedn� r�k� obj�wszy
Laur� za ramiona, w drugiej
ni�s� jej podr�n� torb�.
Dziewczynki walczy�y o dost�p do
jej d�oni. Wolnym krokiem
posuwali si� wzd�u� peronu.
Laurze przysz�o na my�l, �e
jakkolwiek �le post�pi�by John,
nie mo�e to mie� wp�ywu na jej
uczucia dla niego. Na pr�by
usprawiedliwiania go. Bli�sza
cia�u koszula ni� sukmana. Czy
Katie musia�a mie� a� tyle
dzieci? I to w tak kr�tkim
czasie. Z pewno�ci� niezbyt
zabawne by� m�odym m�czyzn� i
mie� �on�, kt�ra jest wiecznie
zaj�ta i nie mo�na si� z ni�
nigdzie ruszy�. Odk�d pami�tam,
Katie zawsze by�a w ci��y, od
po�lubnej nocy, ci�gle albo
karmi�a piersi�, albo by�a w
ci��y.
Biedny John! U�miechn�a si�
do niego. Patrzy�a w twarz
podobn� do jej w�asnej, na
ciemne wij�ce si� w�osy, rumian�
cer�, niebieskie oczy, pe�ne
policzki. Mi�a, pogodna twarz -
naturalnie w zwyk�ych warunkach.
- Najlepiej b�dzie, jak ci od
razu powiem najgorsze. -
Za�enowany odwr�ci� wzrok od
jej uwa�nych, przyjaznych oczu.
- Nie mo�e by� a� tak �le. Tak
czy inaczej ci�gle jeszcze
jeste� w domu.
- Tylko dlatego, �e beze mnie
nie da�aby sobie rady. Zast�puj�
nia�k�.
- A tamta idiotka ju� odesz�a?
- To w�a�nie przez ni� ten
ca�y k�opot.
- Co masz na my�li? - Paskudne
podejrzenie kaza�o Laurze znowu
spojrze� mu prosto w oczy.
Dostrzeg�a na niej jeszcze
wi�ksze poczucie winy.
- Och, nie, Johnny! Tylko nie
ona! Nie mo�esz by� taki... taki
g�upi!
Kiedy podchodzili do domu,
wsz�dzie panowa�y ciemno�ci.
Zgaszone �wiat�a nad drzwiami
wej�ciowymi, to samo w kuchni,
gdzie nawet firanki nie by�y
zaci�gni�te. Normalnie o tej
porze Katie krz�ta�aby si�
tutaj, z niemowl�ciem na biodrze
podgrzewa�aby mleko dla jednego
dziecka, nalewa�a kaszk� dla
drugiego, przygotowywa�a
kolacj� czy sortowa�a czyst�
bielizn�. Gdzie� w g��bi domu
�lamazarnie robi�aby co�
ostatnio przyj�ta do pomocy
dziewczyna.
Laura przypomnia�a sobie
Hild�, kr�low� tych apatycznych
pomocnic.
- Jakie� to pospolite! Z
dziewczyn� do pomocy!
Maddy i Honour mrugaj�c sta�y
o�lepione nagle zapalonym
�wiat�em.
- Widz�, �e Katie schodzi�a na
d�. - John przygn�bionym
wzrokiem lustrowa� elektryczn�
kuchni� "Aga" i rondelek z
odrobin� mleka. - Wzi�a mleko
dla Tobiego. Nie zawraca�a sobie
nawet g�owy umyciem garnuszka.
- Ju� nie karmi go piersi�?
- Twierdzi, �e po tych
wiadomo�ciach straci�a pokarm.
Nie znaczy to, �e si� do mnie
odzywa. Ale z wyrazu jej oczu
doskonale wiem, co my�li. Zawsze
uwa�a�em, �e ma pi�kne oczy.
Chyba w�a�nie dla tych oczu si�
z ni� o�eni�em. A teraz s� dla
mnie tortur�. Smutne, wielkie
czarne oczy!
Laura westchn�a. - B�dzie
lepiej, jak po�o�� dzieciaki do
��ka, zanim si� ca�kiem
rozbudz�.
- I tak ci o tym opowie. Nic
jej nie powstrzyma. Us�yszysz
ca�� litani� moich nowych
grzech�w, poczynaj�c od sposobu,
w jaki jem przy stole.
- A ko�cz�c na tym, jak
uwodzisz s�u��ce.
Id�c na g�r� tylnymi schodami
i co chwila popychaj�c
usypiaj�ce na stoj�co
dziewczynki, Laura us�ysza�a na
dole otwieranie kredensu. John
naleje sobie teraz du�� whisky.
Sama nie mia�aby nic przeciwko
szklaneczce czego� mocniejszego.
Ale nie pora na to.
�azienka, ubikacja, ��ko.
Rozbieraj�c r�owe, g�adkie
cia�ka i wci�gaj�c pi�amy na
r�czki i n�ki, Laura zn�w
pomy�la�a o Nicku. Wszystkie
dzieci s� pi�kne, kiedy le�� w
��eczkach. Odgarn�a z cz�ek
d�ugie w�osy bratanic i
pomy�la�a, �e nale�y im si�
mycie. Zapewne my�a je ostatnio
Hilda, zanim jeszcze ujawni�a
szcz�liw� nowin�.
Prawdopodobnie sama wygada�a si�
z t� wiadomo�ci�. A mo�e Katie
si� domy�li�a?
Sypialnia Katie znajdowa�a si�
w drugim ko�cu domu. Laura nie
dosz�a jeszcze do drzwi, kiedy
us�ysza�a p�acz dziecka.
Zapuka�a.
- Kto tam? - g�os Katie by�
ochryp�y od �ez.
- To ja, Laura.
- Ach, Laura! - Drzwi si�
otworzy�y i Laura poczu�a si� ze
wszystkich stron osaczona przez
krzyk niemowl�cia w ramionach
szlochaj�cej matki. - Tak bardzo
chcia�am, �eby� przyjecha�a. Nie
potrafi� ci opowiedzie�, jakie
to wszystko okropne. Johnny jest
potworem, bydlakiem. W tym domu
- mia� j� tutaj! Przekrada� si�
chy�kiem tym korytarzem. Tu�
obok drzwi pokoiku Maddy i
Honour. Ka�dej chwili kt�ra� z
dziewczynek mog�a si� obudzi� i
natkn�� na nich. Przera�aj�ce,
kiedy sobie cz�owiek to
wyobrazi. Teraz ju� koniec.
Koniec. Do tej pory mu
wybacza�am. Wiesz, �e
przebacza�am. Sama mnie do tego
namawia�a�. Kiedy by�am w
zaawansowanej ci��y. Ale tu, w
tym domu... Przy dzieciach!
W ko�cu w�asne �zy i p�acz
dziecka nie pozwoli�y jej dalej
m�wi�. Laura obj�a j� wp� i
zaprowadzi�a do ��ka.
- Kochanie, usi�d� tutaj.
Usi�d�, a Tobiego daj mnie. Ju�
nakarmiony?
Laura czu�a, �e przede
wszystkim trzeba uspokoi�
dziecko, ale jej pytanie wo�a�o
w Katie nowy atak p�aczu.
- Nie chce tkn�� butelki.
Pr�buj� bez przerwy. Po prostu
nie chce. Wypluwa smoczek.
P�acze, bo jest g�odny. Nie ssie
od wczoraj. To wszystko jest
takie okropne! Cii... kochanie,
uspok�j si�.
- Gdzie jest butelka?
- Nie wiem. Pod ��kiem. Mo�e
gdzie indziej. Nie znosz� samego
widoku tej butelki. Mia�am
zamiar karmi� go sama do czasu,
kiedy zacznie pi� z kubeczka,
tak jak to robi�am ze wszystkimi
dzie�mi, ale po tym, co si�
sta�o, straci�am pokarm. Och...
och...
- Jeste� pewna?
- Czego pewna? - Katie
spojrza�a na Laur�. Po jej
mokrej od �ez twarzy przemkn��
leciutki b�ysk nadziei.
- Wygl�dasz, jakby� t� bluzk�
mia�a rozsadzi�.
- S� prawdziw� tortur�. Jak
kamienie. Nie mog� zasn��, kiedy
s� takie twarde.
- Wi�c dlaczego nie pr�bujesz
go karmi�? Spr�buj jeszcze raz.
Po�� si� do ��ka, a ja ci go
podam.
- S�dzisz, �e mog� mie�
pokarm? - Twarz Katie rozja�ni�a
si�.
- Jestem tego pewna.
- C�, w�a�ciwie mog�
spr�bowa�.
Katie obr�ci�a si�, �eby wej��
do ��ka, i dopiero wtedy Laura
spostrzeg�a w nim trzeci�
dziewczynk�, Harriet, pogr��on�
w g��bokim �nie.
- Dotrzymuje mi towarzystwa.
Katie u�o�y�a si� wygodnie i
rozpi�a bluzk�. Wyci�gn�a r�ce
po dziecko. I buzi�, i r�czkami
Toby gwa�townie szuka� piesi,
wreszcie przywar� do niej mocno.
W jednej chwili rozkrzyczana
kruszynka istnego nieszcz�cia
przemieni�a si� w mi�kki
k��buszek zadowolenia. Katie
westchn�a g��boko.
- Jak ja uwielbiam niemowl�ta.
Laura przynios�a krzes�o, �eby
usi��� przy ��ku. Cisza by�a
teraz tak samo dojmuj�ca, jak
przedtem ha�as. Katie znowu
zacz�a �adnie wygl�da�, d�ugie
kasztanowate w�osy wi�y si�
sp�ywaj�c po nagich ramionach, z
br�zowych oczu, dla kt�rych
Johnny j� po�lubi�, bi�o ciep�o
i mi�o��.
Oby tylko stosunki w ich
ma��e�stwie uda�o si�
doprowadzi� do �adu r�wnie
�atwo, jak to posz�o z Tobym.
Laura znowu zacz�a my�le�
serdeczniej o Johnie. Trudno
sobie wyobrazi� osob� bardziej
wyobcowan� z kr�gu bliskich ni�
m�oda matka. Powinna sk�oni�
Katie, by spojrza�a na Johna jak
na jeszcze jedno dziecko, tak�e
domagaj�ce si� od niej mi�o�ci.
Ale c�, Katie sama by�a taka
m�oda, widzia�a w Johnie
m�czyzn� dojrza�ego i �yciowo
wyrobionego. Powa�a�a go.
Chcia�a patrze� na niego jak na
m�a - a nie matkowa� mu.
- Gdyby ci� Johnny m�g�
widzie� w tej chwili, jeszcze
raz zakocha�by si� w tobie bez
pami�ci.
- Nic nie m�w o tym �ajdaku!
On nie ma poj�cia, co to jest
mi�o��. Nigdy nie mia�. I nigdy
nie b�dzie mia�. Mi�o�� to dla
niego tylko seks. Je�eli chodzi
o mnie, to mo�e mie� tego seksu,
ile mu si� podoba i z kim mu si�
podoba, byle nie zbli�a� si� do
mnie i do moich dzieci.
Laura uzna�a, �e Katie czuje
si� znacznie lepiej. Jej
oskar�ycielska tyrada nie
przeszkodzi�a male�stwu w
miarowym ssaniu. Gdyby nabra�a
prze�wiadczenia o swojej
przewadze w ma��e�stwie, szanse
na przebaczenie Johnowi znacznie
by si� zwi�kszy�y.
- Nie chcia�aby� mi
opowiedzie�, co si� sta�o?
- To bardzo proste. Hilda
mia�a dzie� wolny, wi�c
pojecha�a do Londynu, a kiedy
wr�ci�a, zapyta�am j�, czy mi�o
sp�dzi�a czas. Na co ona
wybuchn�a p�aczem i wyzna�a mi,
�e czuje si� bardzo
nieszcz�liwa, gdy� mi�dzy ni� a
panem Bowles wydarzy�o si� co�
okropnego. A przecie� ona go nie
kocha, mnie i dzieci kocha
znacznie bardziej od niego, w
og�le nie rozumie, jak to si�
sta�o, no i jest bardzo
nieszcz�liwa.
W tym momencie Katie zacz�a
znowu traci� panowanie nad sob�.
Nie chc�c si� z tym zdradzi�,
prze�o�y�a dziecko do drugiej
piersi. Czynno�� ta uspokoi�a j�
na tyle, �e mog�a ci�gn�� swoj�
opowie��.
- Z pocz�tku nie zrozumia�am,
o co chodzi. My�la�am, �e
urz�dzi� jej awantur� i teraz
ona chce odej��. Ostatecznie
przepracowa�a cztery miesi�ce,
jak na mnie, to rekord. Wtedy
ona powiedzia�a ja�niej, co si�
sta�o - nie b�d� ci tego
powtarza�a, bo nie mog� znie��
nawet samej my�li o tym - jednak
wci�� jej nie wierzy�am.
Powiedzia�am, �eby w��czy�a
pralk� czy co� w tym rodzaju, a
swoje chore urojenia zachowa�a
dla siebie. Ale potem oczywi�cie
nie mog�am wytrzyma�, �eby nie
zadzwoni� do Johna.
Opowiedzia�am o tym w formie
�artobliwej. Ju� w pierwszej
chwili, kiedy si� odezwa�,
wiedzia�am. Wiedzia�am, �e to
jest prawda. Wtedy zesz�am na
d� i nad tymi brudnymi
pieluchami skl�am i zwymy�la�am
j� od ostatnich. Przynajmniej
mia�a do�� wstydu, �eby si�
natychmiast spakowa� i
ulotni�... Wiedzia�am, �e Johnny
przyjedzie najszybciej, jak
b�dzie m�g�. Zostawi�am mu wi�c
w kuchni na stole karteczk�, �e
ma odebra� ze szko�y i zaj�� si�
dziewczynkami. Poza tym, �e
dwoje m�odszych dzieci
zatrzymuj� przy sobie i nie chc�
go wi�cej widzie� ani z nim
rozmawia�, �e zadzwoni� do
mojego adwokata, niech rano
wnosi pozew rozwodowy. Wszystko
to si� dzia�o wczoraj, w sobot�,
wi�c adwokata nie by�o w domu,
dzisiaj jest niedziela, ale jutro
b�dzie to pierwsza rzecz, jak�
zrobi�. No i widzisz, koniec
ma��e�stwa, po sze�ciu latach
bez dw�ch dni - we wtorek jest
rocznica naszego �lubu, dzieci
przygotowywa�y pi�kn� laurk� -
czw�rka dzieci. M�czy�ni to
zwierz�ta. Samolubne, bezmy�lne,
zepsute zwierz�ta!
Sko�czy�a z nut� tryumfu w
g�osie. Laura zastanowi�a si�,
czy odpowiada jej pogl�d, �e
m�czy�ni to bestie. Odsun�a od
siebie te my�li, uznaj�c je za
ja�owe.
- Ale jak sobie dasz rad�
sama?
- Co?
Zaskoczona mina Katie
u�wiadomi�a Laurze, �e
wyobra�nia jej bratowej nie
wysz�a poza sam gest zerwania
ma��e�stwa. B�dzie lepiej nie
porusza� dalej tego tematu.
Zmieni�a taktyk�.
- A jak si� t�umaczy� John?
- Wiem, co zasz�o. Przespa�
si� z moj� s�u��c�. To chyba
wystarczy? Nie chc� o tym nic
wi�cej s�ysze�. Nie musz�
wiedzie� wi�cej.
- M�wi�a� przedtem, �e kochali
si� ze sob� tutaj, w tym domu.
Tu� obok dziewczynek. Sk�d o tym
wiesz?
- Mog� to sobie chyba �atwo
wyobrazi�. - Energicznym ruchem
wyprostowa�a si� na ��ku,
jednocze�nie bardzo delikatnie
odejmuj�c dziecko od piersi. -
Dlaczego mnie urz�dzasz takie
przes�uchanie? Nie jestem tu
stron� winn�.
- Przepraszam ci�. - Laura
wyci�gn�a r�ce do rozkosznie
przeci�gaj�cego si�, sytego
malucha. - Czy mam go potrzyma�,
�eby� si� mog�a doprowadzi� do
porz�dku?
- Tak, dzi�kuj�. Jeszcze mu
si� nie odbi�o.
Po�o�ywszy dziecko pe�nym
brzuszkiem na swojej d�oni,
Laura zaryzykowa�a jeszcze jedn�
pr�b�:
- Pytam ci�, bo chcia�am
zwr�ci� ci uwag� na fakt, czy
rozwa�y�a� mo�liwo��, �e by� to
przypadek odosobniony? Wtedy w
Londynie, kiedy Johnny by� sam w
tamtym mieszkaniu. - Naprawd�
my�la�a jednak o tym, �eby
ustali�, czy by�a to wersja
Johna, czy istotnie tak si�
zdarzy�o.
- Odosobniony przypadek! A czy
to nie wystarczy? - Ale chocia�
w g�osie Katie brzmia�a
zawzi�to��, nie usz�o uwagi
Laury, �e opad�a na poduszk� jak
gdyby zrezygnowana lub co
najmniej bardzo wyczerpana.
Ostatecznie zdarza�o si� to ju�
przedtem. Wtedy si� z tym
godzi�a.
Laura podnios�a si�.
- Mo�e troch� pole�ysz? Umyj
si�, w�� nocn� koszul�, a ja
przynios� ci do ��ka kolacj�.
- A Toby? Trzeba go przebra�,
przedtem umy�... - Katie
poderwa�a si� zaniepokojona.
- Dobrze. Dobrze. Nie ukradn�
ci go.
Katie u�miechn�a si�. Po raz
pierwszy szczerze si�
u�miechn�a, po czym z powrotem
opad�a na poduszki. - Lauro!
Jeste� wspania�a.
Trzymaj�c w ramionach niemowl�,
Laura ruszy�a w kierunku drzwi.
- Pomimo �e masz okropnego
brata! - Katie u�miechn�a si�
znowu. Laura tak�e mia�a u�miech
na twarzy. Zamkn�a za sob�
drzwi zm�czona, ale z uczuciem
dobrze spe�nionego obowi�zku.
Teraz do Johna, aplikuj�c mu
wywa�on� dawk� perswazji, �eby
okaza� skruch� i umocni� swoje
zasady. Mo�e da si� z�apa� w
pu�apk� na widok swego syna i
dziedzica. Toby jest taki
s�odki. Laura dotkn�a ma�ego
noska dostaj�c w nagrod� szeroki
u�miech bezz�bnych usteczek.
Raz jeszcze pobieg�a my�lami
do w�asnego synka, otulonego i
spokojnie �pi�cego w swoim
��eczku. Pomy�la�a, �e nie ma
dla niej nic dro�szego na
�wiecie nad szcz�cie jej syna.
II
Laura zamierza�a zatrzyma� si�
u Katie dzie� czy dwa. Lubi�a
by� u siebie, we w�asnym domu.
Ale we �rod� ci�gle jeszcze
by�a na wsi. John odjecha� do
Londynu jak zwykle w
poniedzia�ek wczesnym rankiem.
Dystans mi�dzy ma��onkami
zacznie si� teraz zmniejsza�.
Wyjazd Laury uzale�niony by�
od zorganizowania jakiej� pomocy
w domu. Lizzie, m�odsza siostra
Katie, w�a�nie sko�czy�a szko��
i czeka�a na rozpocz�cie studi�w
na uniwersytecie. Lada dzie�
mia�a przyjecha�.
Tak wi�c Laura utkn�a u
Katie. �roda rano: starsze
dziewczynki w szkole, Laura na
przechadzce po zalanym s�o�cem
ogrodzie. W domu - Harriet
jeszcze �pi, a Katie k�pie
niemowl�. W ogrodzie wsz�dzie
doko�a ciep�e s�o�ce wczesnej
wiosny k�ad�o si� na g�sty dywan
�onkili i blade k�pki
pierwiosnk�w. Trawa bucha�a
witalno�ci� �wie�ej zieleni.
Powoli nastr�j Katie poprawi�
si�, zacz�a nawet jak dawniej
krz�ta� si� po domu, zostawiaj�c
Laurze wi�cej czasu dla siebie.
dziwne by�o znale�� si� nagle
samej, bez �adnych plan�w.
Niczego nie trzeba organizowa�.
Nikogo si� nie widuje.
U�wiadomi�a sobie, �e nie
zdarzy�o si� jej to od bardzo
dawna. Chyba od czas�w
przedma��e�skich. A w ka�dym
razie nie po urodzeniu Nicka. W
przeciwie�stwie do brata
che�pi�a si� tym, �e potrafi si�
cieszy� samotno�ci�.
Zastanawia�a si�, dlaczego
straci�a t� umiej�tno��.
Przesz�a przez ogr�d i boczn�
furtk� na �cie�k� prowadz�c� do
pobliskiej wioski. Po drodze
mija�a ko�ci�. Kto� gra� na
organach i �wicz�c hymny uderza�
na pr�b� w klawisze.
Przystan�wszy s�ucha�a,
przygl�daj�c si� wysokim
kamiennym murom ko�cio�a i jego
w�skim gotyckim oknom.
Zdaje si�, �e potrzebna jej
by�a nie tyle samotno��, co
raczej pobyt na wsi. Szybkim
krokiem wr�ci�a do domu
podchodz�c wprost do telefonu.
Cz�sto zdarza�a si� jej jaka�
blokada w m�zgu i zupe�nie nie
mog�a sobie przypomnie� numeru
telefonu do biura swego m�a,
dzi� jednak pami�ta�a go
doskonale.
- Kochanie, tu Laura.
- Za chwil� mam zebranie. Masz
co� pilnego?
- Nie. To znaczy tak. Chc� tu
zosta� troch� d�u�ej.
- Przecie� spodziewamy si�
ciebie dzisiaj. Nicki ju� si�
nie mo�e doczeka�.
- Pomy�la�am, �e m�g�by
przyjecha� tutaj.
- Dlaczego powiedzia�a�, �e
chcesz zosta�? Jaki� nowy
kryzys?
- Po prostu wydaje mi si�, �e
dobrze by nam to obojgu zrobi�o.
I Nickowi, i mnie. Na wsi jest
tak pi�knie.
- Wzywaj� mnie. Oczywi�cie
zrobisz, jak zechcesz, wiesz
jednak, �e nie pochwalam
opuszczania szko�y. Chodzi o
wdra�anie pewnych nawyk�w. Je�li
zrobi to raz, b�dzie uwa�a�, �e
mo�e tak post�powa� zawsze. O co
chodzi? Jeste� chora?
- Nie, nie. - Laur� ogarn�o
wzburzenie, czu�a si� starta na
proch. Jedynie ci�gle �ywe
wspomnienie wzruszenia, jakiego
dozna�a stoj�c pod ko�cio�em
zas�uchana w organy, wzruszenia,
kt�re umocni�o w niej uczucia
�ony, pozwoli�o jej powstrzyma�
gniew. - Maria mog�aby go
przywie�� jutro wieczorem.
Opu�ci�by tylko jeden dzie�.
- Widz�, �e ju� zdecydowa�a�
sama. Co prawda musz� pojecha�
na kilka dni do Manchesteru.
M�g�bym to zrobi� w pi�tek.
- Dzi�kuj� ci.
- Nie masz mi za co dzi�kowa�.
Powiedzia�em ci przecie�, �e
jad�, bo musz�. Do widzenia,
kochanie.
Odk�adaj�c s�uchawk� Laura
czu�a si� dziwnie zmieszana, jak
gdyby pope�ni�a co�
niew�a�ciwego. Policzki j�
pali�y, serce wali�o jak m�otem.
Nie by�a przyzwyczajona do tego,
�eby krzy�owa� plany Milesa.
Nawet je�eli chodzi�o o takie
g�upstwa, cieszy�y j� mi�e
stosunki z lud�mi, nie znosi�a
sprzeczek i nieporozumie�. Teraz
czu�a si� jak dziecko, kt�remu
si� szcz�liwie uda�o podej��
nauczyciela. Miles nienawidzi�
k��tni jeszcze bardziej ni� ona.
Uwa�a� je za poni�aj�ce i
niepowa�ne. W najgorszym wypadku
okazywa� ch�odne niezadowolenie.
Ale tutaj, na wsi, nie by�o ani
jego ani jego ch�odu.
Tanecznym krokiem Laura
ponownie wybieg�a na
roz�wietlone s�o�cem powietrze.
Zerwie do domu kilka �onkili.
Tu� nad jej g�ow� w g�rze
otworzy�o si� okno. Ukaza�a si�
w nim Katie. Twarz mia�a
zar�owion� i b�yszcz�c�, w�osy
zebrane do g�ry i spi�te na
czubku g�owy. Ze zwoj�w grubego
r�cznika wygl�da�a tak samo
r�owa bu�ka niemowl�cia, z
dwoma guziczkami b�yszcz�cych
oczu.
- Wygl�dasz na szesna�cie lat!
- zawo�a�a Katie, na co Toby
zareagowa� piskiem.
- I tak samo si� czuj�! -
Laura zacz�a
podskakiwa� zataczaj�c ramionami
szerokie ko�a. - Zostaj� do
poniedzia�ku. Jutro przyje�d�a
Nicky!
- Cudownie! Wspaniale!
- Prawda? - Laura wirowa�a po
ca�ym trawniku, od ko�ca do
ko�ca. Katie z u�miechem
przygl�da�a si� temu z okna.
- Miles jedzie do Manchesteru.
- Laura przystan�a w swoim
szalonym ta�cu i zadyszana
pochyli�a si�, �eby zerwa�
�onkila. W skupieniu przygl�da�a
si� zmarszczonej jak falbanka
kryzie w �rodku kwiatka.
Zacz�a ich zrywa� wi�cej,
starannie wybieraj�c nie te
ca�kiem otwarte, ale jeszcze
zwini�te w p�k. Pr�bowa�a
odgadn��, kt�re b�d� najbledsze.
Ogromnie lubi�a kolory
nienasycone. Chcia�a znale��
�onkile najbardziej zbli�one
kolorem do bieli, �eby rozja�ni�
nimi ca�y dom. Przystan�a pod
star� jab�oni� ze wszystkich
stron otoczon� k�pkami uroczych
kwiat�w. Mia�a w nim zanurzone
ca�e stopy.
- Laura! - Przez trawnik p�dem
bieg�a m�oda dziewczyna w
d�insach i kozaczkach. D�ugi
szalik ci�gn�� si� za ni� po
trawie jak ogon.
- Lizzie! Jak szybko
przyjecha�a�! - Laura ruszy�a w
jej kierunku, nie zauwa�aj�c w
po�piechu, �e przydeptuje ledwie
co rozkwit�ego narcyza. Le�a� na
ziemi, bia�y ze szkar�atnym
�rodkiem.
- Masz przy sobie jakie�
pieni�dze? Musz� zap�aci�
taks�wkarzowi. Wydaje z siebie
przedziwne pomruki. I pomy�le�
tylko, �e kto� trz�sie si� o
pieni�dze, kiedy dzie� jest taki
pi�kny! Laura zacz�a si� �mia�
i razem z Lizzie skierowa�a si�
ku domowi po portmonetk�.
Przemkn�o jej przez my�l,
jak bardzo Lizzie podobna jest
do siostry. Wygl�da jak Katie
przed �lubem. Ta sama naiwna
zdolno�� kochania bez
jakiejkolwiek kontroli
wewn�trznej, kt�r� dla w�asnej
ochrony ludzi zazwyczaj staraj�
si� w sobie rozwin��.
Podejrzewa�a, �e ta w�a�nie
cecha pozwoli�a Johnowi tak
�atwo uzyska� przewag� nad
Katie.
Laura �ywi�a nadziej�, �e
Lizzie b�dzie mia�a wi�cej
szcz�cia. By�a
inteligentniejsza od swojej
siostry. Mia�a bardziej
niezale�n� natur�. Mo�e to
zapobiegnie dominacji m�czyzny
w jej �yciu.
Westchn�a nie wiedzie� czemu
i posz�a poszuka� wazonu.
- No wi�c jakie s� ostatnie
wiadomo�ci? Czy lwica ju� wysz�a
ze swojej jaskini?
- Z ma�ymi w paszczy. Ale
jeszcze jej ma�o, szuka
nast�pnej ofiary, b�d� ostro�na.
Lizzie poda�a Laurze �onkile.
Z podziwem przygl�da�a si�, jak
Laura uk�ada je w fontann�
spienionej bieli.
- Lizzie, Przesta� si� we mnie
wpatrywa� i we�my si� za obiad.
- Laura dobrze wiedzia�a, co
Lizzie o niej my�li, i bardziej
jej to pochlebia�o, Nie by�a
jednak a� tak pr�na, �eby
przywi�zywa� do tego szczeg�ln�
uwag�.
Teraz skroba�y marchewk�,
postawi�y wod� na spaghetti i
sma�y�y siekane kotlety.
Rozmawia�y o pracy Laury w
stowarzyszeniu o nazwie Liga
Ochrony Kultury Rolnej - kt�re,
jak m�wi�a Lizzie, ratowa�o od
ruiny stare stodo�y - i o tym,
�e Lizzie ostatecznie
postanowi�a studiowa� w
Oxfordzie nie histori�, lecz
filozofi� i filologi� klasyczn�.
W trakcie tej rozmowy Laura
przypomnia�a sobie o Harriet
�pi�cej na g�rze, zerwa�a si�,
�eby j� znie�� na dw�r. Harriet,
rozdra�niona tym, �e si� j�
budzi, obj�a r�czkami szyj�
Laury i przywar�a do niej, jak
gdyby ciocia by�a ca�� jej
obron� przed gro�nym �wiatem.
Laura skierowa�a si� z dzieckiem
na d�. Lizzie nakry�a ju� w
kuchni do sto�u. Wazon z
�onkilami ustawi�a po�rodku.
Widz�c schodz�c� Laur� podnios�a
wzrok.
- �ci�gn� tu Katie.
Laura usiad�a, trzymaj�c
Harriet na kolanach. Przemkn�o
jej przez my�l, �e chwila ciszy
w domu rozbrzmiewaj�cym zwykle
okropnym harmiderem nie dawa�a
si� por�wna� z niczym. Czy
spok�j wart jest ceny, jak� si�
za� p�aci?
Laura zamy�li�a si� nad
w�asnym �yciem. Zdawa�o si�, �e
osi�gn�a ca�� podstaw�
satyfakcji �yciowej, zbytnio o
to nie zabiegaj�c. Kiedy mia�a
osiemna�cie lat, czu�a si�
bardzo nieszcz�liwa.
Wychowywana by�a w duchu
katolicyzmu, w internacie
prowadzonym przez zakonne
siostry. W czasie ostatniego
trymestru umar�a jej matka.
Zosta�a na �wiecie sama, do tego
bardzo nie�mia�a. Na horyzoncie
majaczy� seks, plugawy i
przera�aj�cy. Z trwog� my�la�a o
przysz�o�ci. Pewnego wieczoru
wypiwszy za du�o da�a si� uwie��
m�czy�nie o wiele od niej
starszemu i �onatemu. P�niej
wmawia�a w siebie, �e jest w nim
zakochana. Przekonanie to bez
w�tpienia dawa�o jej namiastk�
szcz�cia, ale tak naprawd� by�o
swoistym katharsis. Mia�a na
sumieniu jeden z grzech�w
g��wnych. Najci�sze
przewinienie. Mo�na by�o my�le�
wy��cznie o poprawie
samopoczucia. Zdecydowa�a, �e
nie b�dzie si� stara�a dosta� na
uniwersytet, tylko natychmiast
podejmie jak�� prac�. Istotnie
od tej chwili jej nastr�j zacz��
si� poprawia�. Praca u�wiadomi�a
jej, �e analizowanie swojej
osobowo�ci, koncentrowanie si�
na w�asnym ja mo�e pomaga innym,
ale w jej przypadku przyczynia
si� jedynie do pogorszenia ca�ej
sytuacji.
Uwolnienie si� od starszego
przyjaciela trwa�o kilka lat.
Przez ca�y ten czas zerwanie
jego ma��e�stwa nie wchodzi�o w
rachub�. Wkr�tce potem spotka�a
Milesa. By� adwokatem. Tak�e
starszym od niej, o dwana�cie
lat, ale kawalerem,
odznaczaj�cym si� rzetelno�ci�,
o jakiej jej pierwszy kochanek
nie mia� najmniejszego poj�cia.
Wywar�o to na niej bardzo
korzystne wra�enie. Mimo �e nie
by� katolikiem, a do tego czasu
i z jej religijno�ci niewiele
zosta�o, wzi�li �lub w ko�ciele
katolickim.
Wysoki, o twarzy bladej,
�agodnej, mia� g�ste szpakowate
w�osy, z kt�rych by� dumny, i
szczeg�lny spos�b trzymania st�p
- w pozycji stoj�cej by�y lekko
zwr�cone na zewn�trz. Do
czytania u�ywa� okular�w. Je�eli
z kim� rozmawia�, ca�� uwag�
skupia� na osobie, do kt�rej
m�wi�. Laura wiedzia�a, �e w
opinii niekt�rych przypomina�o
to raczej wyk�ad ani�eli
rozmow�, ale jej si� podoba�o.
Uwa�a�a, �e nie musi koniecznie
ws�uchiwa� si� w ka�de jego
s�owo, i wcale jej ten jego ton
nie przeszkadza�, a on po prostu
nie zdawa� sobie z tego sprawy.
Pewno�� siebie, jak�
okazywa�by w rozmowie, bardzo j�
cieszy�a, gdy� stopniowo, z
biegiem lat spostrzeg�a u niego
jeszcze inny, niepokoj�cy rys.
Ujawnia� si� on w tym, �e by�a
Milesowi nieodzownie potrzebna,
chcia� j� mie� stale przy sobie.
W pewnym sensie by�a od niego
silniejsza. Nie lubi�a jednak za
du�o si� nad tym zastanawia�.
Sama my�l, �e m�g� by�
m�czyzn� s�abym, by�a jej
nienawistn�.
- O czym tak rozmy�lasz?
Podnios�a g�ow�, g�os Katie j�
zaskoczy�.
- O m�ach - odpowiedzia�a
sp�oszona.
Harriet zsun�wszy si� z jej
kolan bieg�a do matki. - Mama,
mama!
- Przepraszam. - Laur�
zawstydzi� brak uwagi.
Katie pochyli�a si�, tul�c
c�reczk� w ramionach. - Wszystko
dobrze - o�wiadczy�a -
postanowi�am, �e ju� nigdy nie
b�d� taka g�upia. Tylko si�
o�mieszy�am, robi�c tyle
zamieszania. Ostatecznie on od
lat post�puje w ten spos�b. -
Podnios�a Harriet usadowi�a j�
w wysokim dziecinnym krzese�ku.
- Uwa�am, �e w pewnym sensie to
jest nawet w porz�dku. On ma
swoje dziewczyny. Ja mam swoje
dzieci.
- Nie! - �adna z nich nie
zauwa�y�a, kiedy wesz�a Lizzie.
- To wcale nie jest w porz�dku!
- Lizzie, kochanie. Moje
biedactwo. Nic a nic nie
rozumiesz.
- Katie ju� postanowi�a. I
rzeczywi�cie tak jest najlepiej.
Lizzie spojrza�a na Laur�. -
Ale ja nie mog� tego znie��,
kiedy j� widz� tak� zrezygnowan�
i wzbudzaj�c� lito��! Powinna
za��da� rozwodu. Dlaczego nie
mia�aby si� rozwie��?
Teraz obie spotka�a
niespodzianka. Katie wybuchn�a
�miechem. Wysokim, srebrzystym
�miechem dziecka. Harriet, kt�ra
na podniesiony g�os Lizzie
zareagowa�a pe�nym niepokoju
ssaniem paluszka, teraz wyj�a
go z buzi i zacz�a weso�o
klaska�.
Katie przesta�a si� �mia�. -
Naturalnie, �e mog�abym si�
rozwie��. Tysi�c razy. No i co
potem? Potem b�dzie mi lepiej?
Pieni�dzy b�d� mia�a mniej,
poniewa� b�dziemy je musieli
dzieli�...
- Ale tu nie chodzi o
pieni�dze!
- Pozbawiona towarzysza
�ycia...
- Co przez to rozumiesz? Masz
m�czyzn�, kt�ry romansuje z
ka�d� dziewczyn�, jak� zobaczy
na horyzoncie, a ty rozprawiasz
o towarzyszu �ycia!
- Lizzie, nie m�w o nim w ten
spos�b. Kocham Johna.
- Kochasz! - Lizzie usiad�a,
kompletnie zniech�cona. - Jak
mo�esz kocha� kogo�, kto...? -
Laura spojrza�a na ni�
ostrzegawczo, wi�c urwa�a.
- Kocham go naprawd�. Nie tak
jak przedtem, inaczej. Teraz
znam wszystkie jego wady i
nienawidz� ich. Ale nie znaczy
to, �e nienawidz� jego samego.
No, mo�e czasem, jak w czasie
ostatniego weekendu. Poza tym
lubi� ma��e�stwo. Lubi� mie� w
��ku m�czyzn�. Mie� m�a -
nawet je�li nie jest z tych
najlepszych.
- Ale przecie� jeste� bardzo
�adna. Zanim wysz�a� za m��,
adoratorzy stali w kolejce.
Pami�tam, jak mi to imponowa�o.
Zawsze bez trudu znajdziesz
sobie