1779

Szczegóły
Tytuł 1779
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1779 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1779 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1779 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gabriel Garcia Marquez Sto lat samotno�ci W iele lat p�niej, stoj�c naprzeciw plutonu egzekucyjnego, pu�kownik Aureliano Buendia mia� przypomnie� sobie to dalekie popo�udnie, kiedy ojciec zabra� go z sob� do obozu Cygan�w, �eby mu pokaza� l�d. Macondo by�o w�wczas niewielk� osad� - dwadzie�cia chat z trzciny oblepionej glin�, zbudowanych na brzegu rzeki, kt�rej przezroczyste wody bystro toczy�y si� po g�adkich bia�ych kamieniach koryta, wielkich jak jaja przedhistorycznych ptak�w. �wiat by� jeszcze tak m�ody, �e wiele rzeczy nie mia�o nazwy i m�wi�c o nich trzeba by�o wskazywa� palcem. Co roku w marcu rodzina Cygan�w rozbija�a namiot niedaleko wioski i po�r�d zgie�ku piszcza�ek i b�bn�w prezentowa�a mieszka�com nowe wynalazki. Najpierw przywie�li magnes. Kr�py Cygan imieniem Melquiades, z krzaczast� brod� i r�kami jak �apki wr�bla, da� imponuj�cy pokaz czego�, co sam nazwa� �smym cudem �wiata wymy�lonym przez uczonych alchemik�w z Macedonii. Chodzi� od domu do domu ci�gn�c za sob� dwie metalowe sztaby i wszystkich ogarnia�o przera�enie na widok spadaj�cych ze swego miejsca rondli, kot��w, obc�g�w i fajerek; drewno trzeszcza�o, bo gwo�dzie i �ruby rozpaczliwie usi�owa�y si� wyrwa�, a zagubione od dawna przedmioty ukazywa�y si� gdzie�, gdzie ju� tysi�ce razy bezskutecznie ich szukano, wlok�c si� ha�a�liwie za magicznym �elazem Melquiadesa. "Przedmioty maj� w�asne �ycie - wo�a� Cygan swoim twardym akcentem - trzeba tylko obudzi� w nich dusz�". Jose Arcadio Buendia, kt�rego nieokie�znana wyobra�nia daleko wybiega�a poza dzia�anie i prawa natury, a czasami nawet tak�e poza dziedzin� cud�w i magii, pomy�la�, �e mo�na by pos�u�y� si� tym bezu�ytecznym wynalazkiem do wydobywania z�ota z ziemi. Melquiades, kt�ry by� cz�owiekiem uczciwym, uprzedzi� go: "Do tego si� nie nadaje". Ale Jose Arcadio Buendia me wierzy� w owym czasie w uczciwo�� Cygan�w, tote� wymieni� swego mu�a i stadko k�z na tamte dwie namagnetyzowane sztabki. Nie zdo�a�a go od tego odwie�� jego �ona, Urszula Iguaran, kt�ra liczy�a na te zwierz�ta, by pomno�y� uszczuplony inwentarz domowy. "Wkr�tce b�dziemy mie� dosy� z�ota na wybrukowanie ca�ego domu" - odpowiedzia� jej m��. Przez wiele miesi�cy zawzi�cie stara� si� udowodni� s�uszno�� swoich przypuszcze�. Pi�d� po pi�dzi przeszuka� ca�� okolic�, a nawet dno rzeki, ci�gn�c za sob� dwie �elazne sztabki i recytuj�c na g�os zakl�cie Melquiadesa. Jedyn� rzecz�, jak� uda�o mu si� wykopa�, by�a zardzewia�a zbroja z XV wieku, kt�rej wszystkie cz�ci zlutowa�a rdza i kt�ra za potrz��ni�ciem wydawa�a g�uchy grzechot, niby olbrzymia wydr��ona dynia pe�na kamieni. Kiedy Jose Arcadio Buendia i czterej jego ludzie nale��cy do wyprawy zdo�ali rozebra� zbroj�, znale�li wewn�trz zwapnia�y szkielet z zawieszonym na szyi miedzianym relikwiarzem zawieraj�cym pasmo w�os�w kobiecych. W marcu powr�cili Cyganie. Tym razem przywie�li teleskop i lup� wielko�ci b�bna. Pokazywali to jako ostatnie odkrycie �yd�w z Amsterdamu. Posadzili jedn� z Cyganek na ko�cu wsi i zainstalowali teleskop u wej�cia do swego namiotu. Za op�at� pi�ciu real�w ludzie patrz�cy przez teleskop widzieli Cygank� tak blisko, �e wydawa�a si� niemal w zasi�gu r�ki. "Nauka wyeliminowa�a odleg�o�� - g�osi� Melquiades. Wkr�tce cz�owiek nie wychodz�c z domu b�dzie m�g� zobaczy�, co si� dzieje w ka�dym zak�tku �wiata". Kt�rego� dnia, w samo po�udnie. Cyganie urz�dzili zadziwiaj�c� demonstracj� olbrzymiej lupy: u�o�yli stert� siana na �rodku ulicy i zapalili j� za pomoc� zogniskowanych promieni s�onecznych. Jose Arcadio Buendia, wci�� jeszcze niepocieszony po kl�sce z magnesem, wpad� na pomys� wykorzystania nowego wynalazku jako broni wojennej. Melquiades znowu usi�owa� wybi� mu to z g�owy, w ko�cu jednak przyj�� z powrotem dwie namagnetyzowane sztabki i trzy kolonialne monety w zamian za lup�. Urszula szlocha�a w bezsilnej rozpaczy. Te pieni�dze pochodzi�y z kuferka ze z�otymi monetami, kt�re jej ojciec zbiera� przez ca�e swoje pe�ne wyrzecze� �ycie i kt�re ona zakopa�a pod ��kiem w oczekiwaniu jakiej� dobrej okazji, aby je zainwestowa�. Jose Arcadio Buendia nie pr�bowa� nawet jej pociesza� oddany bez reszty swoim eksperymentom taktycznym z po�wi�ceniem prawdziwego cz�owieka nauki, a cz�sto nawet z nara�eniem �ycia. Aby wykaza� skuteczno�� lupy przeciwko wojsku nieprzyjaciela, wypr�bowa� koncentracj� promieni s�onecznych na sobie, przy czym poparzy� si� tak, �e b�ble zmieni�y si� w ropiej�ce rany i d�ugo nie chcia�y si� goi�. Wobec protest�w �ony, przera�onej tak niebezpiecznymi pr�bami, ma�o brakowa�o, by podpali� w�asny dom. D�ugie godziny sp�dza� zamkni�ty w swoim pokoju, pogr��ony w kalkulacjach na temat mo�liwo�ci strategicznych nowej broni, a� wreszcie uda�o mu si� opracowa� podr�cznik zadziwiaj�cy jasno�ci� dydaktyczn� i darem nieodpartej argumentacji. Pos�a� go w�adzom wojskowym za��czaj�c liczne opisy w�asnych do�wiadcze� i kilka arkuszy rysunk�w obja�niaj�cych. Pos�aniec, kt�ry wi�z� to cenne dzie�o, przeby� g�ry, b��dzi� po bezkresnych bagnach, przeprawia� si� przez burzliwe rzeki i omal nie zgin�� w z�bach drapie�nik�w, dr�czony rozpacz� i chorob�, zanim trafi� na trakt mu��w pocztowych. Mimo �e podr� do stolicy by�a w owym czasie imprez� prawie niemo�liw�, Jose Arcadio Buendia przyrzeka� sobie podj�� j� natychmiast po otrzymaniu rozkazu rz�du, aby zademonstrowa� praktyczne zastosowanie swego wynalazku dygnitarzom wojskowym i osobi�cie ich wprowadzi� w tajniki skomplikowanej sztuki wojny s�onecznej. Przez kilka lat czeka� na odpowied�. Wreszcie, znu�ony oczekiwaniem, poskar�y� si� Melquiadesowi ubolewaj�c nad niepowodzeniem swej inicjatywy. I wtedy Cygan da� niezbity dow�d swojej uczciwo�ci: zwr�ci� mu z�ote dublony i zabra� lup� dok�adaj�c kilka portugalskich map i par� instrument�w �eglarskich. Osobi�cie i w�asnor�cznie napisa� zwi�z�� syntez� studi�w mnicha Hermana, �eby mu u�atwi� pos�ugiwanie si� astrolabium, kompasem i sekstansem. Jose Arcadio Buendia sp�dzi� wiele deszczowych miesi�cy zamkni�ty w izdebce, kt�r� specjalnie na ten cel dobudowa� w g��bi domu, tak by nikt mu nie przeszkadza� w do�wiadczeniach. Porzuciwszy ca�kowicie obowi�zki domowe, przesiadywa� ca�ymi nocami na podw�rku �ledz�c bieg gwiazd i omal nie dosta� pora�enia s�onecznego usi�uj�c wynale�� dok�adn� metod� okre�lania po�udnia. Kiedy wy�wiczy� si� ju� w u�ywaniu i manewrowaniu swymi instrumentami, poczu� si� tak bardzo panem przestrzeni, �e nie opuszczaj�c swego gabinetu m�g� �eglowa� po nieznanych morzach, w�drowa� przez bezludne ziemie i nawi�zywa� znajomo�ci z cudownymi istotami. W tym okresie przyzwyczai� si� rozmawia� sam z sob� i kr��y� po ca�ym domu nie dostrzegaj�c nikogo, podczas gdy Urszula z dzie�mi mozoli�a si� w ogrodzie przy uprawie banan�w, manioku, malangi, ignamu i bak�a�an�w. Nagle, zupe�nie nie wiadomo dlaczego, jego gor�czkowa aktywno�� urwa�a si� i nast�pi�o co� w rodzaju fascynacji. Kilka dni chodzi� jak urzeczony, powtarzaj�c sobie cichym g�osem �a�cuszek zadziwiaj�cych przypuszcze�, jakby nie wierzy� w�asnemu rozumowi. W ko�cu pewnego grudniowego dnia, we wtorek podczas obiadu, za jednym zamachem zrzuci� z siebie ca�y ci�ar swych udr�cze�. Dzieci do ko�ca �ycia mia�y zapami�ta� uroczyst� powag�, z jak� ich ojciec zasiad� na g��wnym miejscu przy stole, dygoc�c jak w gor�czce, wycie�czony bezsenno�ci� i wysi�kiem imaginacji, i wyjawi� im swoje odkrycie: "Ziemia jest okr�g�a jak pomara�cza". Urszula straci�a cierpliwo��. "Je�eli masz zwariowa�, wariuj sam! - wykrzykn�a - ale nie pr�buj uczy� dzieci swoich cyga�skich pomys��w". Jose Arcadio Buendia, niewzruszony, nie da� si� zmi�kczy� desperacj� ma��onki, kt�ra w napadzie z�o�ci zrzuci�a na ziemi� astrolabium rozbijaj�c je na kawa�ki. Skonstruowa� przyrz�d na nowo i zebrawszy w swoim pokoiku ludzi ze wsi wykaza� im, z pomoc� teoretycznych obja�nie�, kt�rych nikt nie rozumia�, �e mo�na powr�ci� do punktu, z jakiego si� wyruszy�o, kieruj�c si� stale na wsch�d. Ca�a wie� by�a przekonana, �e Jose Arcadio Buendia postrada� zmys�y, ale w tym momencie zjawi� si� Melquiades, aby doprowadzi� sytuacj� do porz�dku. Publicznie pochwali� inteligencj� cz�owieka, kt�ry dzi�ki czystej spekulacji astronomicznej wymy�li� teori� ju� sprawdzon� w praktyce, chocia� dotychczas nie znan� w Macondo. W dow�d uznania ofiarowa� mu dar, kt�ry mia� p�niej wp�yn�� decyduj�co na przysz�o�� wioski - laboratorium alchemiczne. W tym czasie Melquiades zacz�� si� starze� ze zdumiewaj�c� szybko�ci�. Z pocz�tku gdy tu przyje�d�a�, wydawa�o si�, �e jest w tym samym wieku co J o�� Arcadio Buendia. Ale podczas gdy ten ostatni zachowywa� wci�� swoj� niepospolit� si��, kt�ra pozwala�a mu obali� konia chwytem za uszy, Cygana jakby toczy�a jaka� uporczywa choroba. W rzeczywisto�ci by� to rezultat wielu osobliwych chor�b nabytych w niezliczonych podr�ach dooko�a �wiata. Tak jak to sam opowiada� Josemu Arcadiowi Buendii pomagaj�c mu urz�dzi� laboratorium, �mier� sz�a za nim zawsze jak pies, obw�chiwa�a mu spodnie, ale nie decydowa�a si� skoczy� do gard�a. Wymkn�� si� wszystkim plagom i kataklizmom, jakie nawiedza�y rodzaj ludzki. Prze�y� pelagr� w Persji, szkorbut na P�wyspie Malajskim, tr�d w Aleksandrii, beri-beri w Japonii, d�um� na Madagaskarze, trz�sienie ziemi na Sycylii i olbrzymi� katastrof� okr�tow� w Cie�ninie Magellana. Ten niezwyk�y cz�owiek, kt�ry twierdzi�, �e posiada wiedz� tajemn� Nostradamusa, by� ponury i smutny, a spojrzenie jego azjatyckich oczu zdawa�o si� dostrzega� odwrotn� stron� rzeczy. Nosi� czarny du�y kapelusz, niczym rozpostarte skrzyd�a kruka, i aksamitn� kamizelk�, kt�r� przypr�szy�a patyna wiek�w. Ale pomimo swojej ogromnej' wiedzy i posiadania tajemnic by� na wskro� ludzki, zwi�zany z ziemi�, nieobcy najdrobniejszym problemom �ycia codziennego. Uskar�a� si� na starcze dolegliwo�ci, wra�liwy na najmniejsze niepowodzenia finansowe, od dawna ju� przesta� si� �mia�, gdy� szkorbut pozbawi� go z�b�w. Tego upalnego popo�udnia, kiedy wyjawi� swoje najtajniejsze sekrety, Jose Arcadio Buendia by� pewien, �e jest to pocz�tek wielkiej przyja�ni. Dzieci by�y oszo�omione fantastycznymi opowiadaniami. Aureliano, kt�ry w�wczas liczy� nie wi�cej ni� pi�� lat, mia� go potem pami�ta� przez reszt� swego �ycia takim, jakim go widzia� tego popo�udnia, gdy starzec siedzia� przy stole na tle metalicznego, roz�arzonego do bia�o�ci blasku, i swoim g��bokim g�osem o brzmieniu organ�w roz�wietla� najciemniejsze zak�tki wyobra�ni, a z czo�a i skroni sp�ywa� mu t�usty pot. Jose Arcadio, starszy brat Aureliana, mia� przekaza� ten wspania�y obraz jak dziedziczn� pami�tk� wszystkim swoim potomkom. Urszula natomiast zachowa�a niezbyt dobre wspomnienie z tej popo�udniowej wizyty, bo wesz�a do pokoju akurat w momencie, kiedy Melquiades przez nieuwag� st�uk� flakonik z dwuchlorkiem rt�ci. - Pachnie diab�em - powiedzia�a. - Nic podobnego - sprostowa� Melquiades. - Dowiedziono, �e diabe� posiada w�asno�ci siarkowe, a to jest tylko odrobina sublimatu. Jak zawsze sk�onny do dialektyki, wyg�osi� uczony wyk�ad na temat diabolicznych w�a�ciwo�ci cynobru, ale Urszula nie zwraca�a na niego uwagi, tylko zabra�a dzieci na modlitw�. Ten gryz�cy zapach mia� pozosta� na zawsze w jej pami�ci skojarzony ze wspomnieniem Melquiadesa. Prymitywne laboratorium - poza obfito�ci� miseczek, lejk�w, prob�wek, filtr�w i sitek - sk�ada�o si� ze zwyk�ego tygla, ze szklanej retorty z d�ug� w�sk� szyjk� (imitacja jaja filozoficznego) oraz aparatu do destylacji, skonstruowanego przez samych Cygan�w wed�ug wsp�czesnych opis�w trzy-ramiennego alembiku Marii �yd�wki. Pr�cz tych rzeczy Melquiades pozostawi� pr�bki siedmiu metali odpowiadaj�cych siedmiu planetom, formu�y Moj�esza i Zosimusa do wyrobu z�ota, a tak�e seri� notatek i rysunk�w dotycz�cych proces�w Wielkiego Wtajemniczenia, kt�re temu, kto umia�? by je odczyta�, pozwala�y uzyska� kamie� filozoficzny. Zach�cony prostot� formu� alchemicznych Jose Arcadio Buendia przez wiele tygodni przekonywa� Urszul�, �eby mu pozwoli�a odkopa� swoje monety kolonialne i pomno�y� je tyle razy, na ile mo�na rozdzieli� rt��. Urszula jak zawsze St�pi�a przed niez�omnym uporem m�a. Wtedy Jose Arcadio Buendia wrzuci� trzydzie�ci z�otych dublon�w do rondla i roztopi� je z opi�kami miedzi, orypimentem, siark�, o�owiem. Wszystko to podgrzewa� na wielkim ogniu, dolewaj�c oleju rycynowego, a� otrzyma� g�sty, cuchn�cy syrop, kt�ry bardziej przypomina� pospolity karmel ni� wspania�e z�oto. W kolejnych ryzykownych i rozpaczliwych procesach destylacyjnych, w alia�u z siedmiu metali planetarnych, prze�arte rt�ci� i cypryjskim witriolem, pra�one na nowo w wieprzowym smalcu, z braku oleju rzepakowego, cenne dziedzictwo Urszuli zosta�o doprowadzone do postaci zw�glonej skwarki, kt�rej nie spos�b by�o oderwa� od dna rondla. Kiedy powr�cili Cyganie, Urszula podburzy�a przeciwko nim ca�� wie�. Ciekawo�� jednak by�a silniejsza od strachu, bo tym razem Cyganie przemaszerowali przez wie� z og�uszaj�cym ha�asem wszelkiego rodzaju instrument�w muzycznych, podczas gdy ich herold zapowiada� pokaz najwi�kszego wynalazku sprzed epoki Ink�w. Tak wi�c wszyscy udali si� do namiotu cyga�skiego i za op�at� jednego centavo zobaczyli Melquiadesa, odm�odzonego, wypocz�tego, bez zmarszczek, z nowym ol�niewaj�co bia�ym uz�bieniem. Ci wszyscy, kt�rzy pami�tali jego dzi�s�a z�arte przez szkorbut, zapad�e chude policzki i zwi�d�e usta, struchleli z przera�enia wobec tego oczywistego dowodu nadprzyrodzonej mocy Cygana. Strach ur�s� do rozmiar�w paniki, gdy Melquiades wyj�� nietkni�te z�by, pokaza� je publiczno�ci na chwil� - przelotn� chwil�, w czasie kt�rej sta� si� tym samym zgrzybia�ym starcem z dawnych lat - i za�o�y� je z powrotem, u�miechaj�c si� zn�w w pe�nym blasku swej przywr�conej m�odo�ci. Nawet sam Jose Arcadio Buendia uzna�, �e wiedza Melquiadesa przekroczy�a granice dozwolone dla umys�u cz�owieka, lecz do�wiadczy� prawdziwie uzdrawiaj�cej uciechy, kiedy Cygan na osobno�ci wyt�umaczy� mu mechanizm sztucznej szcz�ki. Wydawa�o mu si� to tak proste i tak przemy�lne zarazem, �e nagle straci� ca�e zainteresowanie dla bada� alchemicznych. Wpad� w z�y humor, przesta� jada� regularnie i ca�ymi dniami spacerowa� po domu: "Niewiarygodne rzeczy dziej� si� na �wiecie - m�wi� do Urszuli. - Tu� ko�o nas, po drugiej stronie rzeki, istniej� r�ne aparaty magiczne, a my w dalszym ci�gu �yjemy w ciemnocie". Ci kt�rzy go znali z czas�w za�o�enia Macondo, nie mogli wyj�� z podziwu, jak bardzo si� zmieni� pod wp�ywem Melquiadesa. Z pocz�tku Jose Arcadio Buendia by� czym� w rodzaju m�odego patriarchy, kt�ry dawa� wskaz�wki, jak obsiewa� pole, udziela� rad w sprawach wychowywania dzieci czy hodowli zwierz�t i pracowa� razem ze wszystkimi, nawet fizycznie, dla dobra ca�ej gminy. Poniewa� jego dom od. pocz�tku by� najlepszy we wsi, inne domy urz�dzono na jego obraz i podobie�stwo. By� tam przestronny i dobrze o�wietlony salon, jadalnia, kt�ra wygl�da�a jak terasa z kwiatami w jaskrawych barwach, dwie sypialnie, patio z olbrzymim kasztanem po�rodku, dobrze utrzymany ogr�d warzywny i zagroda, gdzie w pokojowej koegzystencji �y�y kozy, �winie i kury. Jedynymi zwierz�tami, kt�rych hodowla by�a zabroniona w domu i w ca�ej wsi, by�y koguty trenowane do walki. Urszula wiod�a �ywot r�wnie pracowity jak jej m��. Ta drobna, powa�na i niezwykle ruchliwa kobiecinka o �elaznych nerwach, kt�rej nigdy nie s�yszano �piewaj�cej, wydawa�a si� wszechobecna i krz�ta�a si� od �witu do p�nej nocy z lekkim szelestem batystowych halek. Dzi�ki niej pod�ogi z ubitej gliny, niepobielane mury, proste drewniane meble, sporz�dzone przez nich samych, by�y zawsze czyste, a stare kufry, w kt�rych przechowywano bielizn�, wydziela�y przyjemny zapach bazylii. Jose Arcadio Buendia, kt�ry by� najbardziej przedsi�biorczym cz�owiekiem, jakiego kiedykolwiek widziano we wsi, zarz�dzi� rozmieszczenie dom�w tak, �eby wszystkie mia�y dost�p do rzeki i mog�y �atwo zaopatrywa� si� w wod�. Wytyczy� ulice tak rozumnie, �e �aden z dom�w nie bardziej ni� inne cierpia� od s�o�ca w godzinach najwi�kszego upa�u. W ci�gu paru lat Macondo sta�o si� najlepiej u�adzon� i najpracowitsz� wsi� ze wszystkich znanych jej trzystu mieszka�com. By�a to rzeczywi�cie szcz�liwa wie�, w kt�rej nikt nie przekroczy� trzydziestu lat i nikt jeszcze nie umar�. Od chwili jej za�o�enia Jose Arcadio Buendia budowa� pu�apki i klatki. W kr�tkim czasie kanarki, drozdy i szpaki wype�ni�y nie tylko jego dom, ale wszystkie inne. Ptasie koncerty by�y tak og�uszaj�ce, �e Urszula zatyka�a sobie uszy pszczelim woskiem, aby nie straci� poczucia rzeczywisto�ci. Kiedy po raz pierwszy przyby�o do Macondo plemi� Melquiadesa sprzedaj�c szklane kulki przeciw b�lom g�owy, wszyscy dziwili si�, jak mo�na by�o trafi� do tej osady zagubionej w�r�d sennych moczar�w. Cyganie wyznali, �e kierowali si� �piewem ptak�w. Ten duch inicjatywy spo�ecznej zanik� wkr�tce, porwany gor�czk� magnes�w, obliczeniami astronomicznymi, marzeniami o transmutacji z�ota i ch�ci� poznania cud�w �wiata. Dawniej przedsi�biorczy i schludny Jose Arcadio Buendia zrobi� si� teraz niedba�y, chodzi� nieporz�dnie ubrany, z dzik� brod�, kt�r� z wielkim wysi�kiem Urszuli udawa�o si� strzyc czasem za pomoc� kuchennego no�a. Wiele os�b 'uwa�a�o go za ofiar� jakiego� dziwnego czaru czy zakl�cia. Ale nawet ci najmocniej przekonani o jego ob��dzie porzucili prac� i rodziny, aby i�� za nim, kiedy zarzuciwszy na rami� narz�dzia zwo�a� wszystkich, �eby utorowa� przez las drog�, otwieraj�c� wsi dost�p do wielkich wynalazk�w. Jose Arcadio Buendia nie zna� zupe�nie geografii swojego rejonu. Wiedzia�, �e na wschodzie rozci�ga si� �a�cuch nieprzebytych g�r, a za g�rami stare miasto Riohacha, gdzie w minionej epoce - jak opowiada� jego dziadek, pierwszy Aurehano Buendia - Sir Francis Drake polowa� z armat na kajmany, kt�re potem kaza� wypycha� s�om� i posy�a� w podarunku kr�lowej El�biecie. W m�odo�ci on i jego ludzie, wraz z �onami, dzie�mi, zwierz�tami i ca�ym dobytkiem, przeszli przez g�ry szukaj�c doj�cia do morza, lecz po dwudziestu sze�ciu miesi�cach zaniechali dalszej w�dr�wki i za�o�yli Macondo, aby unikn�� trud�w powrotu. Tote� droga na wsch�d nie interesowa�a ich, bo mog�a prowadzi� tylko w przesz�o��. Na po�udniu by�y bagna pokryte wiekow� warstw� ro�linno�ci i olbrzymi �wiat moczar�w, kt�ry, jak zapewniali Cyganie, nie mia� granic. Wielkie moczary na zachodzie ��czy�y si� z bezkresnym rozlewiskiem wody, zamieszkanym przez ssaki o mi�kkiej sk�rze, z g�ow� i torsem kobiety. To one doprowadza�y �eglarzy do zguby wabi�c ich urokiem swoich olbrzymich sutek. Cyganie p�yn�li sze�� miesi�cy tym szlakiem, zanim trafili na w�ski pas sta�ego l�du, kt�r�dy wiod�a droga mu��w pocztowych. Wed�ug oblicze� Josego Arcadia Buendii, jedyn� mo�liwo�� nawi�zania kontaktu z cywilizacj� dawa� szlak wiod�cy na p�noc. Wyposa�y� wi�c w narz�dzia do budowy dr�g i bro� my�liwsk� tych samych ludzi, kt�rzy towarzyszyli mu przy za�o�eniu Macondo, wrzuci� do sakwy kompasy i mapy i ruszy� na spotkanie wielkiej przygody. W pierwszych dniach nie napotkali �adnej wi�kszej przeszkody. Zeszli kamiennym brzegiem rzeki do miejsca, gdzie przed wielu laty znale�li zbroj� rycersk�, i wkroczyli do lasu �cie�k� mi�dzy drzewkami dzikich pomara�cz. Pod koniec pierwszego tygodnia zabili i upiekli jelenia, ale ograniczyli si� do zjedzenia tylko po�owy, a reszt� zasolili na nast�pne dni. T� przezorno�ci� chcieli odwlec konieczno�� Zjadania papug, kt�rych niebieskie mi�so mia�o gorzki posmak pi�ma. P�niej przez dziesi�� dni z g�r� nie widzieli s�o�ca. Ziemia sta�a si� mi�kka i wilgotna jak popi� wulkaniczny, a ro�linno�� coraz bardziej zdradliwa, coraz ba-rdziej oddala� si� wrzask ptak�w i harmider ma�p. �wiat zrobi� si� beznadziejnie smutny. Uczestnicy wyprawy czuli si� przyt�oczeni w�asnymi najdawniejszymi wspomnieniami w tym wilgotnym, milcz�cym raju sprzed grzechu pierworodnego, w g�stwinie, gdzie ich buty grz�z�y w dymi�cej oleistej mazi, a maczety niszczy�y krwawe lilie i z�ote salamandry. Ca�y tydzie�, prawie z sob� nie rozmawiaj�c, z p�ucami um�czonymi d�awi�c� woni� krwi, szli jak lunatycy przez �wiat przygn�biaj�cego smutku, o�wietlony tylko s�abym blaskiem fosforyzuj�cych owad�w. Nie mogli zawr�ci�, gdy� drog�, kt�r� sobie otwierali, od razu zamyka�a nowa �ciana ro�linno�ci wyrastaj�ca niemal w oczach. "Nie szkodzi - m�wi� Jose Arcadio Buendia. - Najwa�niejsze to nie straci� orientacji". Nie spuszczaj�c oka z kompasu dalej prowadzi� swoich ludzi ku niewidocznej p�nocy, a� wreszcie wyszli z zaczarowanej krainy. Noc by�a chmurna, bez gwiazd, ale ciemno�� przesyca�o ju� nowe czyste powietrze. Wyczerpani d�ugim marszem rozwiesili hamaki i pierwszy raz od dw�ch tygodni mocno usn�li. Obudzili si�, kiedy s�o�ce by�o ju� wysoko na niebie, i zaniem�wili z zachwytu. Naprzeciwko, w otoczeniu paproci i palm, bia�y i zakurzony, w cichym �wietle poranka sta� olbrzymi galeon hiszpa�ski. Przechyli� si� lekko na; praw� burt�, z nietkni�tego omasztowania zwisa�y strz�py �agli po�r�d lin obros�ych w orchidee. Kad�ub, pokryty pancerzem skamienia�ych ma��y i mi�kkiego mchu, zary� si� mocno w kamienistym gruncie. Ca�a struktura zdawa�a si� zajmowa� sw�j w�asny zastrze�ony teren, przestrze� samotno�ci i zapomnienia niedost�pn� niszczycielskiemu dzia�aniu czasu i obyczajom ptak�w. We wn�trzu, kt�re podr�nicy przeszukali w milcz�cym napi�ciu, znale�li tylko g�sty las kwiat�w. Odkrycie galeonu, wskazuj�ce blisko�� morza, pohamowa�o impet Josego Arcadia Buendii. Uwa�a� to za z�o�liwy figiel swego przewrotnego losu. Przedtem, za cen� po�wi�ce� i cierpie� bez liku, szuka� morza nie znajduj�c, a znalaz� je teraz nie szukaj�c, zagradzaj�ce jego drog� jak przeszkoda nie do przezwyci�enia. Wiele lat p�niej pu�kownik Aureliano Buendia przew�drowa� znowu ten obszar, kiedy istnia� ju� regularny trakt pocztowy, i jedyn� pozosta�o�ci� statku, jak� odnalaz�, by� zw�glony szkielet po�rodku pola mak�w. Przekonany dopiero wtedy, �e historia ta nie by�a wy��cznie tworem wyobra�ni jego ojca, zastanawia� si�, w jaki spos�b galeon m�g� dotrze� a� do tego miejsca na l�dzie. Ale Jose Arcadio Buendia nie stawia� sobie tego pytania, kiedy zobaczy� morze po dalszych czterech dniach podr�y, o dwana�cie kilometr�w od galeonu. Jego marzenia znalaz�y kres na brzegu tego morza barwy popio�u, spienionego i brudnego, niegodnego trud�w i po�wi�ce� i jego przygody. - Do stu diab��w! - wykrzykn��. - Macondo jest otoczone wod� ze wszystkich stron. Przekonanie, �e Macondo jest wysp�, utrzyma�o si� przez d�ugi czas, oparte na nie budz�cej w�tpliwo�ci mapie, kt�r� wyrysowa� Jose Arcadio Buendia po powrocie z ekspedycji. Wykre�li� j� w pasji, m�ciwie wyolbrzymiaj�c trudno�ci komunikacji, jakby chcia� ukara� samego siebie za absolutny brak sensu w wyborze miejsca osady. "Nigdy nigdzie nie dojdziemy - skar�y� si� przed Urszul�. - Zgnijemy tutaj za �ycia, nie korzystaj�c z dobrodziejstw nauki". Ta pewno�� prze�uwana przez wiele miesi�cy w pokoiku przy laboratorium sk�oni�a go do projektu przeniesienia Macondo w jakie� bardziej dogodne miejsce, ale tym razem Urszula wyprzedzi�a jego gor�czkowe pomys�y. Dzia�aj�c skrycie i bez wytchnienia jak mr�wka, zbuntowa�a wszystkie kobiety ze wsi przeciw zachciance m��w, kt�rzy ju� przygotowywali si� do przeprowadzki. Jose Arcadio Buendia nie dowiedzia� si� nigdy, w jakim momencie i pod wp�ywem jakich wrogich si� jego plany zacz�y si� wik�a� w g�szczu wym�wek, pretekst�w i rzekomych przeszk�d, a� sta�y si� czystym z�udzeniem. Urszula niewinnie obserwowa�a go spod oka i nawet odczu�a troch� lito�ci dla m�a, kiedy kt�rego� ranka zasta�a go w pokoiku w g��bi domu, be�koc�cego co� na temat przeprowadzki i pakuj�cego wyposa�enie laboratorium. Pozwoli�a mu doko�czy� robot�, zabi� gwo�dziami skrzynie i wypisa� na wierzchu swoje inicja�y za pomoc� p�dzelka i atramentu, nie robi�c mu wym�wek i wiedz�c, �e on tak�e wie, bo s�ysza�a, jak mamrota� to w swoich g�uchych monologach, �e m�czy�ni ze wsi nie popr� jego zamierze�. Dopiero kiedy zacz�� wyjmowa� z zawias�w drzwi, odwa�y�a si� zapyta� go, po co to robi, on za� odpowiedzia� z gorycz�: "Skoro nikt nie chce i�� - p�jdziemy sami". Urszula ani drgn�a. - Nie p�jdziemy - powiedzia�a. - Zostaniemy tutaj, bo tu si� urodzi� nasz syn. - Ale nikt nam tu jeszcze nie umar� - odpar�. - Cz�owiek nie nale�y do �adnej ziemi, p�ki nie ma w niej nikogo ze swych zmar�ych. Na co Urszula odpowiedzia�a z �agodn� stanowczo�ci�: - Je�eli trzeba, �ebym umar�a po to, �eby�cie tu pozostali, to umr�. Jose Arcadio Buendia nie spodziewa� si�, by wola jego �ony by�a a� tak nieugi�ta. Usi�owa� zwie�� j� blaskiem swoich fantazji i obietnic� wspania�ego �wiata, gdzie wystarczy skropi� ziemi� magicznym p�ynem, aby ro�liny da�y owoce, jakie tylko cz�owiek zechce, i gdzie sprzedaj� za bezcen wszelkie �rodki przeciwko b�lom. Ale Urszula pozosta�a niewra�liwa na jego wspania�e wizje. - Zamiast si� upiera� przy twoich wariackich pomys�ach, zatroszczy�by� si� lepiej o w�asnych syn�w - odpowiedzia�a. - Sp�jrz tylko na nich, zdani na �ask� bosk�, zaniedbani i g�upi jak os�y. Jose Arcadio Buendia przyj�� dos�ownie to, co powiedzia�a �ona. Spojrza� przez okno, zobaczy� dw�ch bosych ch�opc�w w s�onecznym ogrodzie i dozna� wra�enia, �e dopiero od tego momentu zacz�li istnie�, stworzeni zakl�ciem Urszuli. Wtedy co� si� sta�o w g��bi jego istoty, co� tajemniczego i nieodwo�alnego, co�, co go oderwa�o od czasu, w kt�rym tkwi� obecnie, i ponios�o na o�lep w niezbadan� stref� wspomnie�. Podczas gdy Urszula dalej zamiata�a dom, kt�rego - teraz ju� by�a tego pewna - nie mia�a opu�ci� do ko�ca �ycia, on sta� wpatrzony w dzieci niewidz�cym wzrokiem, a� zwilgotnia�y mu oczy i wytar� je wierzchem d�oni z g��bokim westchnieniem rezygnacji. - Dobrze - powiedzia�. - Powiedz im, �eby przyszli pom�c mi powyjmowa� rzeczy ze skrzyni. Starszy z syn�w, Jose Arcadio, sko�czy� czterna�cie lat. Mia� kwadratow� czaszk�, k�dzierzawe w�osy i samowolny charakter swego ojca. Cho� zapowiada�o si�, �e odziedziczy po nim wzrost i t�yzn� fizyczn�, ju� wtedy by�o oczywiste, �e brakuje mu ojcowskiej wyobra�ni. Zosta� pocz�ty i urodzony podczas uci��liwej przeprawy przez g�ry, przed za�o�eniem Macondo, i rodzice dzi�kowali niebiosom przekonawszy si�, �e nie ma �adnego organu zwierz�cego. Aureliano, pierwsza istota ludzka urodzona w Macondo, mia� sko�czy� sze�� lat w marcu. By� cichy i zamkni�ty w sobie. P�aka� w �onie swojej matki i urodzi� si� z otwartymi oczami. Podczas przecinania p�powiny kr�ci� g�ow� na wszystkie strony, rozpoznaj�c przedmioty w pokoju i przypatruj�c si� twarzom ludzi z ciekawo�ci�, ale bez zdziwienia. P�niej - oboj�tny na tych, kt�rzy zbli�yli si�, �eby go pozna� - ca�� uwag� skupi� na palmowym dachu, kt�ry zdawa� si� bliski zawalenia pod straszliwym naporem deszczu. Urszula przypomnia�a sobie intensywno�� tego spojrzenia w dniu, kiedy trzyletni Aureliano wszed� do kuchni w chwili, gdy ona wyj�a z pieca i postawi�a na stole garnek z wrz�cym roso�em. Ch�opiec stoj�c bezradnie w drzwiach powiedzia�: "Zaraz zleci". Garnek sta� mocno na �rodku sto�u, ale ledwie ch�opak zd��y� wym�wi� te s�owa, zacz�� nieuchronnie posuwa� si� w kierunku brzegu, jakby pod impulsem dynamiki wewn�trznej, i roztrzaska� si� na ziemi. Urszula przera�ona opowiedzia�a ten epizod m�owi, ten jednak potraktowa� to jako zjawisko naturalne. Taki by� zawsze, obcy �yciu swoich syn�w, po cz�ci dlatego, �e uwa�a� dzieci�stwo za okres niedorozwoju umys�owego, a poza tym za bardzo poch�ania�y go chimeryczne spekulacje. Ale od tego popo�udnia, kiedy przywo�a� syn�w, aby mu pomogli rozpakowa� przyrz�dy laboratoryjne, zacz�� po�wi�ca� im wi�kszo�� swego czasu. W ustronnej izdebce, kt�rej �ciany pokrywa�y si� z wolna nieprawdopodobnymi mapami i bajecznymi rysunkami, nauczy� ich czyta�, pisa� i rachowa�. Opowiada� o cudach tego �wiata nie tylko w granicach swoich wiadomo�ci, ale wysila� swoj� wyobra�ni�, posuwaj�c j� do kra�c�w niewiarygodnych. W taki to spos�b ch�opcy dowiedzieli si�, i� na samym po�udniu Afryki �yj� ludzie tak inteligentni i spokojni, �e ich jedynym zaj�ciem jest siedzenie i rozmy�lanie, i �e mo�na przej�� such� stop� przez Morze Egejskie, przeskakuj�c z wyspy na wysp� a� do portu Saloniki. Te fascynuj�ce opowie�ci pozostawi�y tak trwa�y �lad w pami�ci ch�opc�w, �e wiele lat p�niej, na sekund� przed rozkazem "ognia", kt�ry oficer wojsk regularnych rzuci� plutonowi egzekucyjnemu, pu�kownik Aureliano Buendia prze�y� na nowo �w ciep�y wiecz�r marcowy, w kt�rym jego ojciec przerwa� lekcj� fizyki i znieruchomia� z r�k� w powietrzu i utkwionymi w jeden punkt oczyma, s�ysz�c z daleka piszcza�ki, b�bny i grzechotki Cygan�w, kt�rzy znowu przybywali do wsi, aby zaprezentowa� ostatni zadziwiaj�cy wynalazek uczonych z Memfis. Byli to nowi Cyganie. M�odzi m�czy�ni i kobiety, kt�rzy znali tylko sw�j w�asny j�zyk, dorodni, z oliwkow� sk�r� i zr�cznymi r�kami. Ich ta�ce i muzyka wywo�ywa�y na ulicach rozgardiasz pe�en nieokie�znanej weso�o�ci, bo przywie�li z sob� r�nobarwne papugi recytuj�ce w�oskie romance, kur�, kt�ra znosi�a setk� z�otych jajek na d�wi�k tamburynu, tresowan� ma�p�, kt�ra odgadywa�a my�li, skomplikowan� maszyn� s�u��c� jednocze�nie do przyszywania guzik�w i obni�ania temperatury, aparat do wyp�aszania z�ych wspomnie�, plaster do zabijania czasu i tysi�c innych jeszcze wynalazk�w tak przemy�lnych i osobliwych, �e Jose Arcadio Buendia zapragn�� wynale�� specjaln� maszyn�, kt�ra u�atwi�aby mu spami�tanie ich wszystkich. W mgnieniu oka przewr�cili do g�ry nogami ca�� wie�. Mieszka�cy Macondo zgubili si� nagle na w�asnych ulicach, oszo�omieni tym jarmarkiem cud�w. Id�c mi�dzy dwoma ch�opcami, kt�rych trzyma� za r�ce, �eby nie zgubili si� w t�umie, mijaj�c linoskoczk�w o z�otych z�bach i kuglarzy o sze�ciu ramionach, dusz�c si� pomieszanym zapachem nawozu i drzewa sanda�owego, Jose Arcadio Buendia gor�czkowo poszukiwa� Melquiadesa, �eby ten wyjawi� mu sekrety tego ba�niowego mira�u. Spyta� o niego Cygan�w, ale nie rozumieli jego j�zyka. Doszed� w ko�cu do miejsca, gdzie Melquiades zazwyczaj rozbija� sw�j namiot, i spotka� tam ma�om�wnego Ormianina, kt�ry zachwala� po hiszpa�sku syrop zapewniaj�cy cz�owiekowi niewidzialno��. Wypi� przed chwil� jednym haustem szklank� bursztynowego p�ynu, kiedy Jose Arcadio Buendia przepchn�� si� przez t�um gapi�w ogl�daj�cych widowisko i zd��y� zada� pytanie. Cygan ogarn�� go zdziwionym spojrzeniem, zanim przeobrazi� si� w ka�u�� cuchn�cej i paruj�cej smo�y, nad kt�r� unosi�o si� echo jego odpowiedzi: "Melquiades umar�". Oszo�omiony t� wiadomo�ci� Jose Arcadio Buendia sta� bez ruchu usi�uj�c opanowa� wzruszenie, p�ki nie rozproszy� si� t�um ��dny nowych rozrywek i ka�u�a po ma�om�wnym Ormianinie nie wyparowa�a doszcz�tnie. P�niej inni Cyganie potwierdzili, �e Melquiadesa istotnie zmog�a ��ta febra na bagnach Singapuru i cia�o jego wrzucono w najg��bsze miejsce Morza Jawajskiego. Na ch�opcach ta wiadomo�� nie wywar�a wra�enia. Chcieli koniecznie obejrze� wspania�� nowo�� wynalezion� przez uczonych z Memfis i zapowiadan� u wej�cia do namiotu, kt�ry, jak m�wiono, nale�a� do kr�la Salomona. Napierali si� tak, �e Jose Arcadio Buendia zap�aci� trzydzie�ci real�w i zaprowadzi� ich do �rodka namiotu, gdzie olbrzym z obro�ni�tym torsem i ogolon� g�ow�, z miedzian� obr�cz� w nosie i ci�kim �elaznym �a�cuchem wok� kostki u nogi strzeg� skrzyni pirat�w. Gdy olbrzym uni�s� wieko, ze skrzyni powia� lodowaty podmuch. W �rodku znajdowa� si� tylko ogromny przezroczysty blok, jakby zlepiony z niezliczonego mn�stwa igie�ek, w kt�rych �wiat�o zmierzchu rozszczepia�o si� na r�nokolorowe gwiazdki. Oszo�omiony, wiedz�c, �e ch�opcy oczekuj� natychmiastowych wyja�nie�, Jose Arcadio Buendia odwa�y� si� szepn��: - To chyba najwi�kszy diament �wiata... - Nie - powiedzia� Cygan. - To jest l�d. Jose Arcadio Buendia, nie rozumiej�c, wyci�gn�� r�k� w kierunku lodu, ale olbrzym odsun�� go. "Pi�� real�w za dotkni�cie" - powiedzia�. Jose Arcadio Buendia zap�aci�, dotkn�� r�k� lodu i trzyma� j� tak przez par� minut, podczas gdy jego serce bi�o mocno ze strachu a zarazem rado�ci zetkni�cia si� z tajemnic�. Nie wiedz�c, co powiedzie�, zap�aci� jeszcze dziesi�� real�w, �eby jego synowie tak�e mogli prze�y� to cudowne do�wiadczenie. Ma�y Jose Arcadio odm�wi� dotkni�cia lodu. Aureliano, przeciwnie, zbli�y� si� o krok, po�o�y� r�k� i natychmiast j� cofn��. "Gotuje si�!" - krzykn�� przera�ony. Ale ojciec nie zwr�ci� na niego uwagi. Odurzony oczywisto�ci� cudu, zapomnia� w okamgnieniu o kl�skach swych szale�czych pomys��w i o zw�okach Melquiadesa rzuconych na �er m�twom. Zap�aci� nast�pne pi�� real�w i z r�k� na bloku lodowym, jak gdyby sk�ada� przysi�g� na Pismo �wi�te, wykrzykn��: - Oto najwi�kszy wynalazek naszych czas�w! K iedy korsarz Francis Drak� napad� w XVI wieku na miasteczko Riohacha, prababka Urszuli Iguaran tak bardzo zl�k�a si� huku dzia� i bicia dzwon�w na trwog�, �e nie panuj�c nad nerwami usiad�a na rozpalonej p�ycie kuchennej. Oparzenia uczyni�y j� do ko�ca �ycia bezu�yteczn� ma��onk�. Siada� mog�a tylko po�ow� przeznaczonej do tego cz�ci cia�a i wsparta na poduszkach, musia�o jej te� pozosta� co� dziwnego w sposobie poruszania si�, bo nigdy nie chcia�a chodzi� przy ludziach nawet po domu. Wyrzek�a si� wszelkiego �ycia towarzyskiego dr�czona obsesj�, �e jej cia�o czu� spalenizn�. �wit zastawa� j� na podw�rzu: ba�a si� zasn��, bo �ni�o si� jej, �e Anglicy ze swymi psami go�czymi w�a�� przez okno do jej sypialni i haniebnie torturuj� rozpalonym do czerwono�ci �elazem. Jej m��, kupiec arago�ski, z kt�rym mia�a dwoje dzieci, po�ow� dochod�w ze sklepu wydawa� na lekarstwa i rozrywki, pr�buj�c ul�y� jej l�kom. W ko�cu zwin�� interes i z ca�� rodzin� pow�drowa�, by osiedli� si� daleko od morza, w wiosce spokojnych Indian, po�o�onej u podn�a g�r. Tam zbudowa� dla �ony sypialni� bez okien, aby nie mieli kt�r�dy w�azi� piraci z jej koszmarnych sn�w. W tej to zapad�ej wsi mieszka� od bardzo dawna, zajmuj�c si� upraw� tytoniu, Jose Arcadio Buendia, Kreol, z kt�rym pradziad Urszuli wszed� w sp�k� tak owocn�, �e w ci�gu kilku lat obaj dorobili si� fortuny. Kilka wiek�w p�niej praprawnuk Kreola o�eni� si� z praprawnuczk� Arago�czyka. Dlatego te� w chwilach, gdy Urszul� wyprowadza�y z r�wnowagi ob��ka�cze pomys�y m�a, przeskakiwa�a trzysta lat przypadk�w i zrz�dze� losu, przeklinaj�c godzin�, w kt�rej Francis Drak� napad� na Riohacha. By� to po prostu spos�b wy�adowania gniewu, w rzeczywisto�ci bowiem czuli si� zwi�zani a� do grobu w�z�em mocniejszym ni� mi�o�� - wsp�lnym wyrzutem sumienia. Byli kuzynami. Razem wychowali si� w dawnej wsi, kt�r� z czasem przodkowie obojga, dzi�ki swej pracowito�ci i dobrym obyczajom, uczynili jednym z pierwszych miasteczek w prowincji. Chocia� ma��e�stwo mi�dzy nimi by�o do przewidzenia od momentu ich przyj�cia na �wiat, kiedy wyrazili ch�� pobrania si�, krewni pr�bowali temu przeszkodzi�. Obawiali si�, �e t� dorodn� par� potomk�w dw�ch od wiek�w ze sob� spokrewnionych rod�w mo�e spotka� ha�ba wydania na �wiat potwork�w i �e ze zwi�zku tego narodz� si� iguany. Istnia� bowiem straszliwy precedens. Pewna ciotka Urszuli wysz�a za wuja Josego Arcadia Buendii i urodzi�a syna, kt�ry przez ca�e �ycie nosi� niezwykle lu�ne spodnie i umar� z up�ywu krwi, prze�ywszy czterdzie�ci dwa lata w stanie absolutnego dziewictwa, bo przyszed� na �wiat i chodzi� do ko�ca swych dni z ogonkiem chrz�stkowym w kszta�cie korkoci�gu, zako�czonym k�pk� w�os�w. By� to �wi�ski ogon, kt�rego nigdy nie widzia�a �adna kobieta i kt�rego utrat� nieszcz�nik przyp�aci� �yciem, gdy pewien zaprzyja�niony rze�nik odr�ba� mu go tasakiem. Jose Arcadio Buendia z beztrosk� swych dziewi�tnastu lat rozstrzygn�� problem jednym zdaniem: "Nic mi nie przeszkadza, je�li b�d� mia� prosi�ta, byle umia�y m�wi�". Tak wi�c pobrali si�, a wesele z orkiestr� i fajerwerkami trwa�o trzy dni. Byliby szcz�liwi ju� od tej chwili, gdyby matka Urszuli nie nastraszy�a jej z�owrogimi prognostykami co do potomstwa i nie wymog�a na niej odmowy dope�nienia powinno�ci ma��e�skiej. W obawie, �e krewki i porywczy m�� we�mie j� gwa�tem w czasie snu, Urszula k�ad�c si� do ��ka wci�ga�a na siebie rodzaj zgrzebnych spodni, kt�re matka uszy�a jej z �aglowego p��tna, umocnionych systemem krzy�uj�cych si� rzemieni i zamykanych z przodu na grub� �elazn� klamr�. Trwa�o to przez kilka miesi�cy. W ci�gu dnia m�� zajmowa� si� trenowaniem kogut�w do walki, ona za� haftowa�a z matk� na krosnach. W nocy mocowali si� przez kilka godzin z napi�ciem i gwa�towno�ci�, kt�ra zaczyna�a ju� niemal zast�powa� im zbli�enie mi�osne, a� w ko�cu mieszka�cy miasteczka wyw�szyli, �e co� tu nie jest w porz�dku, i rozpu�cili pog�osk�, �e Urszula w rok po �lubie pozosta�a dziewic�, poniewa� ma m�a impotenta. Jose Arcadio dowiedzia� si� o tej plotce ostatni. - Widzisz Urszulo, co gadaj� ludzie - powiedzia� z wielkim spokojem do �ony. - A niech sobie gadaj� - odpar�a. - My wiemy, �e to nieprawda. Sytuacja pozosta�a wi�c bez zmian przez dalszych sze�� miesi�cy, a� do tej tragicznej niedzieli, kiedy Jose Arcadio Buendia wygra� w walce kogut�w z Prudenciem Aguilarem. W�ciek�y i wzburzony widokiem krwi swego koguta Prudencio odsun�� si� od przeciwnika na tak� odleg�o��, aby wszyscy obecni mogli us�ysze� to, co chcia� mu powiedzie�. - Winszuj� ci! - krzykn��. - Mo�e wreszcie ten kogut odda przys�ug� twojej �onie! Jose Arcadio spokojnie zabra� swojego koguta. - Zaraz wracam - oznajmi� wszystkim. Potem za� zwr�ci� si� do Prudencia Aguilara: - A ty id� do domu po bro�, bo przyjd� ci� zabi�. Po dziesi�ciu minutach wr�ci� ze straszliw� �mierciono�n� w��czni� swego dziada. Prudencio Aguilar czeka� na niego u wej�cia na koguci� aren�, gdzie zebra�o si� ju� p� miasteczka. Nie mia� czasu si� broni�. W��cznia Josego Arcadio Buendii, rzucona z niewiarygodn� si�� i z tak� sam� celno�ci�, z jak� ciska� j� pierwszy Aureliano Buendia, gdy t�pi� grasuj�ce w okolicy jaguary, przebi�a mu gard�o na wylot. Tej nocy, gdy czuwano przy zw�okach Prudencia na arenie walk kogucich, Jose Arcadio Buendia wszed� do sypialni w chwili, gdy jego �ona wk�ada�a sw�j pas cnoty. Potrz�saj�c jej w��czni� przed nosem rozkaza�: "Zdejmij to". Urszula uczu�a si� bezsilna wobec zdecydowanej postawy m�a. "Ty b�dziesz odpowiedzialny za to, co si� stanie" - szepn�a. Jose Arcadio Buendia wbi� w��czni� w klepisko. - Je�eli urodzisz iguany, b�dziemy wychowywa� iguany - powiedzia�. - Ale nie b�dzie ju� wi�cej ofiar w tym miasteczku z twojej winy. By�a to przyjemna noc czerwcowa, ch�odna i jasna od ksi�ycowego blasku. Nie spali a� do rana, baraszkuj�c w ��ku, oboj�tni na przynoszone przez wiatr do sypialni dalekie echa p�aczu krewnych Prudencia Aguilara. Spraw� potraktowano jako pojedynek honorowy; pewien niepok�j pozosta� jednak w sumieniu ma��onk�w. Kt�rej� nocy, gdy Urszula nie mog�c zasn�� wysz�a na podw�rze napi� si� wody, ujrza�a stoj�cego przy wielkim dzbanie Prudencia Aguilara. By� siny, z twarz� pe�n� smutku, i p�czkiem trawy usi�owa� zatka� ziej�c� w gardle dziur�. Nie budzi� w niej strachu, tylko lito��. Wr�ci�a do pokoju i opowiedzia�a m�owi, co zobaczy�a, ale on nie uwierzy�. �Umarli nie wychodz� z grobu - powiedzia�. - Rzecz w tym, �e nie mo�emy ud�wign�� tego ci�aru na sumieniu". W dwie noce p�niej Urszula zn�w ujrza�a Prudencia w �azience, gdy zmywa� sobie p�czkiem trawy zakrzep�� na szyi krew. Kiedy indziej zobaczy�a go spaceruj�cego w strugach deszczu. Jose Arcadio Buendia rozgniewany nocnymi przywidzeniami �ony wyszed� na podw�rko uzbrojony w dziadkow� w��czni�. Przed nim sta� smutny jak zawsze nieboszczyk. - Wyno� si� do diab�a! - krzykn�� Jose Arcadio Buendia. - Cho�by� wraca� sto razy, zawsze ci� zabij�. Prudencio Aguilar nie odszed�, a Jose Arcadio Buendia nie o�mieli� si� rzuci� w��czni�. Od tego czasu nie m�g� spa� spokojnie. Dr�czy� go ten bezbrze�ny �al, z jakim spogl�da� na niego zmar�y stoj�cy na deszczu, jego g��boka t�sknota za �ywymi, niepok�j, z jakim kr��y� po domu szukaj�c wody, aby zmoczy� sw�j p�czek trawy. "Pewnie bardzo cierpi - powiedzia� do Urszuli. - Wida�, �e jest bardzo samotny". Tak si� tym przej�a, �e kiedy nast�pnym razem zobaczy�a nieboszczyka zagl�daj�cego do garnk�w w kuchni, zrozumia�a, czego szuka, i odt�d wsz�dzie zostawia�a dla niego kubki z wod�. Kt�rej� nocy, gdy Jose Arcadio Buendia ujrza� w swoim w�asnym pokoju zabitego obmywaj�cego ran�, nie m�g� ju� d�u�ej wytrzyma�. - Dobrze, Prudencio - powiedzia�. - P�jdziemy sobie z tego miasteczka jak najdalej i nigdy tu nie wr�cimy. Mo�esz odej�� spokojnie. Tak oto podj�li przepraw� przez g�ry. Kilku przyjaci� Josego Arcadia Buendii, r�wnie jak on m�odych, da�o si� porwa� przygodzie. Pozbierali domowe graty i wraz z �onami i dzie�mi wyruszyli na poszukiwanie ziemi, kt�rej nikt im nie obiecywa�. Przed opuszczeniem domu Jose Arcadio Buendia zakopa� w��czni� na podw�rzu i pozarzyna� jednego po drugim wszystkie swoje wspania�e koguty w nadziei, �e tym sposobem zapewni Prudenciowi Aguilarowi nieco spokoju. Urszula zabra�a tylko kufer z wypraw� �lubn�, kilka domowych sprz�t�w i odziedziczon� po ojcu szkatu�k� ze z�otymi monetami. Nie wyznaczyli sobie z g�ry �adnej okre�lonej marszruty. Starali si� tylko w�drowa� w kierunku przeciwnym do Riohacha, aby nie zostawi� �adnego �ladu i nie spotka� znajomych. By� to zupe�ny absurd. Po czternastu miesi�cach w�dr�wki, z �o��dkiem zepsutym przez ma�pie mi�so i zup� z w�y, Urszula urodzi�a syna, kt�rego przynale�no�� do rasy ludzkiej nie budzi�a �adnych w�tpliwo�ci. Po�ow� drogi przeby�a w hamaku zawieszonym na dr�gu, kt�ry nios�o dw�ch m�czyzn, bo nogi spuch�y jej tak, �e nie mog�a i��, a �ylaki p�ka�y jak b�ble. Dzieci, cho� wygl�da�y �a�o�nie, z wyd�tymi brzuszkami i oczyma bez blasku, znios�y wypraw� lepiej od rodzic�w, traktuj�c j� przez wi�kszo�� czasu jak dobr� zabaw�. Pewnego ranka po dw�ch niemal latach w�dr�wki przez g�ry - pierwsi spo�r�d �miertelnych - ujrzeli zachodnie zbocza �a�cucha. Z zasnutego chmurami szczytu patrzyli na ogromn� wodnist� r�wnin� wielkich mokrade�, ci�gn�c� si� a� po kra�ce �wiata. Ale nigdy nie zobaczyli morza. Kt�rej� nocy, po kilku miesi�cach b��dzenia po�r�d bagnisk, daleko od ostatnich napotkanych po drodze Indian, rozbili ob�z na brzegu kamienistej rzeki, kt�rej wody wygl�da�y jak potok lodowatego szk�a. W wiele lat p�niej, podczas drugiej wojny domowej, pu�kownik Aureliano Buendia pr�bowa� przeby� t� sam� tras�, �eby zdoby� Riohacha przez zaskoczenie, i ju� po sze�ciu dniach drogi zrozumia�, �e to szale�stwo. Niemniej przeto, je�li tej nocy na brzegu rzeki dru�yna jego ojca wygl�da�a jak gar�� rozbitk�w w sytuacji bez wyj�cia, to liczebnie zwi�kszy�a si� podczas w�dr�wki przez g�ry i wszyscy byli zdecydowani umrze� dopiero ze staro�ci (co im si� zreszt� uda�o). Josemu Arcadiowi Buendii przy�ni�o si� tej nocy, �e na miejscu obozu wznosi si� gwarne miasto, w kt�rym domy maj� �ciany z luster. Zapyta�, co to za miasto, i w odpowiedzi wymieniono nazw�, kt�rej nigdy przedtem nie s�ysza�, i kt�ra nic nie oznacza�a, a jednak tej nocy we �nie przybra�a d�wi�k magicznego zakl�cia: Macon-do. Nazajutrz przekona� swoich ludzi, �e nigdy nie znajd� morza. Kaza� im wyci�� drzewa, �eby w ch�odniejszym miejscu nad rzek� utworzy� polan�, i tu za�o�yli osad�. Jose Arcadio Buendia nie potrafi� rozszyfrowa� snu o domach z lustrzanymi �cianami a� do dnia, gdy zobaczy� l�d. Wtedy wyda�o mu si�, �e rozumie jego g��boki sens. Pomy�la�, �e w niedalekiej przysz�o�ci b�dzie mo�na produkowa� bloki lodu na wielk� skal�, z tak prostego surowca jak woda, i budowa� z nich nowe domy. Macondo przesta�oby w�wczas by� roz�arzonym piecem, gdzie zawiasy i ko�atki u drzwi mi�kn� i wypaczaj� si� od upa�u, i zmieni�oby si� w miasto wiecznej zimy. Je�li nie wytrwa� w swych pr�bach stworzenia fabryki lodu, to dlatego, �e w tym czasie oddawa� si� z prawdziwym entuzjazmem wychowaniu syn�w, zw�aszcza Aureliana, kt�ry od pierwszej chwili zdradza� wyj�tkowe talenty alchemika. Laboratorium zosta�o otarte z kurzu. Przejrzawszy notatki Melquiadesa, teraz ju� s. spokojem, bez podniecenia, jakie wzbudza nowo��, d�ugo i cierpliwie pr�bowali oddzieli� z�oto Urszuli od przywartej do dna garnka skorupy. M�ody Jose Arcadio prawie nie uczestniczy� w tych zabiegach. Podczas gdy jego ojciec cia�em i dusz� tkwi� przy swym tyglu, dziarski potomek pierworodna kt�ry zawsze by� za du�y na sw�j wiek, wyr�s� na imponuj�cego m�odzie�ca. Przeszed� mutacj�. Pod nosem sypn�� mu si� pierwszy meszek. Kt�rego� wieczoru Urszula wesz�a do pokoju w chwili, gdy jej syn rozbiera� si� do snu, i dozna�a niejasnego uczucia wstydu, a zarazem podziwu ten pierwszy m�czyzna, kt�rego widzia�a nago, nie liczy m�a, tak by� znakomicie wyposa�ony przez natur�, �e a� wyda�o jej si� to nienormalne. Oczekuj�c trzeciego dziecka Urszula zacz�a prze�ywa� na nowo swoje obawy z pierwszych miesi�cy po �lubie. Przychodzi�a w�wczas do ich domu pewni kobieta, weso�a i ci�ta w j�zyku, kt�ra pomaga�a przy zaj�ciach domowych i umia�a czyta� przysz�o�� z kart. Urszula zwierzy�a si� jej ze swych niepokoj�w co do syna. My�la�a, �e �w nieproporcjonalnie du�y szczeg� jego budowy jest czym� r�wnie ur�gaj�cym naturze jak �wi�ski ogon kuzyna. Kobieta wybuchn�a dono�nym �miechem, kt�ry zad�wi�cza� w ca�ym domu jak szklany deszcz. "Przeciwnie - rzek�a. - B�dzie szcz�liwy". Dla potwierdzenia swej przepowiedni przynios�a w kilka dni p�niej karty i zamkn�a si� z Jose Arcadiem w przyleg�ej do kuchni stodole. Roz�o�y�a karty z wielkim spokojem na starym warsztacie stolarskim, m�wi�c o jakich� b�ahostkach, podczas gdy ch�opak stoj�c przy niej czeka� bardziej znudzony ni� zaciekawiony. Nagle wyci�gn�a r�k� i dotkn�a go. "Co� podobnego" - rzek�a szczerze przestraszona i nie by�a w stanie powiedzie� nic wi�cej. Jose Arcadio poczu�, �e uginaj� si� pod nim nogi, ogarn�� go dziwnie s�odki l�k i ogromna ch�� do p�aczu. Kobieta nic mu nie podszepn�a. Ale Jose Arcadio prze/ ca�� noc przywo�ywa� jej obraz wspominaj�c dymny zapach jej cia�a, kt�ry przywar� do jego w�asnej sk�ry. Chcia� by� zawsze przy niej, chcia�, �eby to ona by�a jego matk�, �eby nigdy nie wychodzili z tej stodo�y, �eby ona m�wi�a: "co� podobnego" i zn�w go dotyka�a, i powtarza�a to samo. Kt�rego� dnia nie m�g� ju� tego d�u�ej znie�� i poszed� do jej domu. Z�o�y� kurtuazyjn� wizyt�, raczej niezrozumia�� w tych okoliczno�ciach, i siedzia� w salonie nie odzywaj�c si� mi s�owem. W tym momencie nie pragn�� jej. Wyda�a mu si� inna, nie maj�ca nic wsp�lnego z tym obrazem, jaki jej zapach wywo�ywa� przed jego oczyma, jak gdyby by�a kim� innym. Wypi� kaw� i wyszed� zniech�cony. Tej nocy w udr�ce bezsenno�ci zn�w zapragn�� Jej z dzikim ut�sknieniem, ale tym razem nie takiej, jak� pami�ta� ze stodo�y, lecz takiej, jak� by�a tego popo�udnia. W kilka dni p�niej, ci st�d, ni zow�d, kobieta zaprosi�a go do swego domu, w dniu, kiedy by�a sama z matk�, i zaprowadzi�a go do sypialni pod pretekstem pokazania mu sztuczki karcianej. Wtedy dotkn�a go z tak� swobod�, �e po pierwszym wstrz�sie dozna� rozczarowania i odczu� wi�cej l�ku ni� rozkoszy. Zaproponowa�a, �eby przyszed� do niej tej nocy. Zgodzi� si�, aby jako� z tego wybrn��, wiedzia� jednak, �e nie potrafi si� na to zdoby�. Ale w nocy, gdy le�a� na swoim rozpalonym ��ku, zrozumia�, �e musi i�� do niej, cho�by nie m�g�. Ubra� si� po omacku, s�ysz�c w ciemno�ci spokojny oddech swego brata, suchy kaszel ojca w s�siednim pokoju, astmatyczne dyszenie ;kur na podw�rzu, brz�czenie moskit�w, �omotanie w�asnego serca, ca�y dot�d nie dostrzegany gwar �wiata, i wyszed� na u�pion� ulic�. Pragn�� z ca�ego serca, �eby drzwi by�y zaryglowane, a nie, jak mu przyrzek�a, tylko przymkni�te. By�y jednak otwarte. Pchn�� je czubkami palc�w; zawiasy wyda�y pos�pny i wyra�ny j�k, kt�ry odbi� si� w jego trzewiach lodowatym echem. Gdy wszed� ukradkiem, na palcach, nie robi�c najl�ejszego szmeru, poczu� od pierwszej chwili jej zapach. Znajdowa� si� jeszcze w ma�ym pokoju, gdzie trzej bracia tej kobiety rozwieszali swoje hamaki w miejscach, kt�rych nie m�g� po ciemku okre�li�, chocia� musia� przej�� t�dy po omacku, pchn�� drzwi do sypialni i trafi� do w�a�ciwego ��ka. Uda�o mu si�. Potkn�� si� o sznury hamak�w wisz�cych ni�ej, ni� przypuszcza�, a m�czyzna, kt�ry dot�d chrapa�, poruszy� si� przez sen i powiedzia� tonem jakby rozczarowania: "To by�o w �rod�". Kiedy pchn�� drzwi do sypialni, nie zdo�a� przeszkodzi�, by zaskrzypia�y. Nagle, w�r�d absolutnej ciemno�ci poj�� z uczuciem bezsilnego smutku, �e jest zupe�nie zdezorientowany. W ciasnym pokoju spa�a matka, druga jej c�rka z m�em i dwojgiem dzieci oraz ta kobieta, kt�ra mo�e wcale na niego nie czeka�a. M�g�by kierowa� si� zapachem, gdyby zapach ten nie unosi� si� w ca�ym domu, tak z�udny, a zarazem tak wyra�ny, jak gdyby zawsze tkwi� w jego sk�rze. D�ug� chwil� sta� nieruchomo i ze zdumieniem zadawa� sobie pytanie, jak si� to sta�o, �e trafi� do tej otch�ani bezradno�ci, gdy wtem jaka� r�ka wyci�gni�ta w mroku z pi�cioma rozpostartymi palcami dotkn�a jego twarzy. Nie zdziwi� si�, bo bezwiednie tego oczekiwa�. Zaufa� wi�c tej r�ce i w stanie straszliwego wyczerpania dal si� zaprowadzi� do jakiego� nieokre�lonego miejsca, gdzie zdj�to z niego ubranie i zacz�to go obraca� na wszystkie strony jak worek ziemniak�w, w nieprzeniknionej ciemno�ci, gdzie mia� za wiele ramion, gdzie nie pachnia�o ju� kobiet�, tylko amoniakiem, i gdzie usi�owa� sobie przypomnie� jej twarz, ale widzia� przez ca�y czas twarz Urszuli, na p� �wiadomy, �e robi co�, czego pragn�� od dawna, lecz nie wyobra�a� sobie, �e mo�na to zrobi� naprawd�, nie wiedz�c, jak to robi, bo nie wiedzia�, gdzie s� nogi, a gdzie g�owa, ani czyje to nogi i czyja g�owa, czuj�c, �e nie potrafi d�u�ej wytrzyma� lodowatego k�ucia w nerkach, burczenia w kiszkach, l�ku i �lepego pragnienia ucieczki, a zarazem pozostania na zawsze w tej rozpaczliwej ciszy, w tej przera�aj�cej samotno�ci. Nazywa�a si� Pilar Ternera i uczestniczy�a w przeprawie przez g�ry