16973

Szczegóły
Tytuł 16973
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16973 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16973 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16973 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Leslie Davis Guccione Podw�jne �ycie Lindsey T�umaczy�a Urszula Szczepa�ska ROZDZIA� PIERWSZY - To niemo�liwe! A� tak fatalnie...? Nie, oczywi�cie, �e nie, wracaj do ��ka. Naprawd�, poradz� sobie... Wymy�l� co�. Przecie� mnie znasz. Zawsze spadam na cztery �apy. - Lindsey Major star�a bia�� plam� pudru ze s�uchawki i od�o�y�a j� na wide�ki. - To si� nazywa mie� fart - mrukn�a pod nosem. Poprawi�a purpurow� peruk� i wpatruj�c si� w jasno- z�ociste mankiety swojego kostiumu, zacz�a stuka� nerwowo w zamkni�te pud�o. Przez szklane drzwi biura �Trzech �ycze�" widzia�a, �e impreza z okazji uroczystego otwarcia trwa w najlepsze. Rodzice przetrz�sali ze swoimi rozgor�czkowanymi dzie�mi kolorowe rega�y, wype�nione ciasno ksi��kami, edukacyjnymi grami planszowymi i mn�stwem wymy�lnych zabawek. Sklep zajmowa� po�ow� dawnej stacji kolejowej w Dorset Mills, w stanie Delaware - malowniczego budynku z mansardowym dachem, kt�ry mie�ci� r�wnie� poczt�. Na t� poczt� przychodzi�y do Lindsey pierwsze listy po jej zam��-p�j�ciu. Dorset Mills le�y na rozstaju dr�g po�r�d wzg�rz oddzielaj�cych Wilmington od urodzajnej doliny Brandywi-ne. Nale��ce do rodziny Dorset zbo�owe m�yny usadowione na obu brzegach rzeki Brandy wine niegdy�, jak setki innych, me��y ziarno na m�k�. Na terenach nadrzecznych Dorset Court kamienne bu- 6 PODW�JNE �YCIE LINDSEY dynki dawnych m�yn�w zamieniono w latach czterdziestych na ekskluzywne apartamenty i kondominia. Ch�tni do zamieszkania w nich zapisywali si� na list� oczekuj�cych. I niezwykle rzadko nieruchomo�ci te trafia�y na wolny rynek. Zazwyczaj sprzedawano je kana�ami prywatnymi lub przechodzi�y jako spadek z rodzic�w na dzieci. Kiedy Lindsey po�lubi�a Jonathana Russella, jego nazwisko figurowa�o na li�cie od dw�ch lat. Gdy rozstawali si� na wiosn� przed dwoma laty, dzi�ki tym samym uk�adom zamieszka� w mniejszym, lecz r�wnie presti�owym domu z widokiem na rezerwat �owiecki. Mieszka� tam a� do �mierci. Do dzi� nie potrafi�a pozby� si� bolesnych wspomnie�, cho� teraz przy�mi�y je k�opoty zawodowe. - Wiedzia�am od pocz�tku, �e to z�y omen - powiedzia�a do siebie, wygl�daj�c przez okno. Na p�nocy l�ni�y dach�wki ekskluzywnych posiad�o�ci. Odwr�ci�a wzrok, �eby uciec od nieprzyjemnych my�li. - Przedstawienie musi trwa�... - B�bni�a palcami po udzie, g�owi�c si� nad zast�pczym scenariuszem. Jej �ycie tak�e musia�o toczy� si� dalej, wi�c i to przedstawienie si� odb�dzie. Na pewno co� wymy�li. Front budynku udekorowano na t� okazj� flagami, a na wyst�p Lindsey przygotowano du�� drewnian� scen�. �wirowy parking sta� si� centrum pikniku. Ca�e rodziny spragnione dobrej zabawy kr��y�y mi�dzy stolikami i bufetami pe�nymi przek�sek oraz napoj�w orze�wiaj�cych. Lindsey dostrzeg�a Ann� Beckford, w�a�cicielk� �Trzech �ycze�", u�miechaj�c� si� do fotografa i ukradkiem zerkaj�c� na zegarek. Potem Ann� zacz�a gaw�dzi� do�� nerwowo z m�czyzn� w kwiecistej koszuli, kt�ry zdawa� si� zasypywa� j� pytaniami. Prasa! Lindsey a� PODW�JNE �YCIE UNDSEY 7 j�kn�a. Amanda Mendenhall, w�a�cicielka firmy, kt�ra wynaj�a j� na ten wyst�p, rzeczywi�cie wspomnia�a, �e �ci�gnie kogo� z gazety z Wilmington. Reporter by�, jak by to okre�li�y jej przyjaci�ki z col-lege'u, wart drugiego spojrzenia. Przystojny, ubrany w nieco ekscentrycznym stylu, pewny siebie. Z tego, co mog�a dostrzec przez okienn� szyb�, nie podchodzi� do swojej pracy zbyt entuzjastycznie. Pewna, �e nikt jej nie obserwuje, Lindsey pozwoli�a sobie na luksus kilku ukradkowych spojrze�. Temu m�czy�nie naprawd� warto by�o si� przyjrze�. Ciemne w�osy, ciemne oczy i ta krzykliwa koszula przy tradycyjnych spodniach khaki i zwyk�ych mokasynach. Je�eli ubi�r �wiadczy o cz�owieku, to akurat w jego przypadku nie �wiadczy� o niczym. W ko�cu nieznajomy znikn�� jej z oczu i mog�a powr�ci� do rzeczywisto�ci. Zastanowi�a si� nad sytuacj�. Ogromne, bladozielone buciska nie pozwala�y jej na przechadzk� po pokoju, wystukiwa�a wi�c niespokojny rytm pomalowanymi w groszki paznokciami. Przerwa�a tylko na chwil�, �eby na�o�y� bulwiasty, bladoniebieski lateksowy nos, przez ca�y czas trudz�c si� nad wymy�leniem jakiego� planu B. - Lindsey Major? Odwr�ci�a si�. Reporter sta� teraz w progu, u�miechaj�c si�, z r�koma w kieszeniach i przekrzywion� g�ow�. Jego ciemne w�osy by�y g�ste i niesfornie zmierzwione, a wygi�te w �uk brwi zdradza�y wi�cej ni� zaciekawienie. Mierzy� j� wzrokiem od st�p do g�owy, jakby dobrze wiedzia�, �e przed chwil� i ona robi�a to samo. Zacz�a skuba� nerwowo ko�nierz. Nieznajomy znienacka szeroko si� u�miechn��, co tak o�ywi�o rysy jego twarzy, �e Lind- 8 PODW�JNE �YCIE UNDSEY sey poczu�a si� kompletnie onie�mielona. Sekund� p�niej roze�mia� si� na g�os. - Prosz� mi wybaczy� - mrukn��. - Musia�abym panu wybaczy�, gdyby si� pan nie roze�mia�. By� przystojny, ale Lindsey skupi�a uwag� przede wszystkim na jego koszuli. Z bliska kwiecisty hawajski wz�r okaza� si� dzik� pl�tanin� tropikalnych paproci i innych egzotycznych ro�lin. Mieni�a si� na jego piersi dziesi�tkami kolor�w, od czerwonego przez cynober do lawendowego, idealnie pasuj�c do barw jej kostiumu klowna, lateksowego nosa, peruki i paznokci. Oceni�a go na jakie� metr siedemdziesi�t pi��, metr siedemdziesi�t osiem wzrostu. Dziennikarz z szerokimi plecami i wyczuciem stylu. W duchu modli�a si�, �eby mia� te� poczucie humoru. Rozwi�zanie jej problemu by�o na wyci�gni�cie r�ki. - Marko D'Abruzzi - wykrztusi�, chichocz�c. - Ca�kiem udane przebranie. - Dzieciaki lubi� niespodzianki. Ten klown ob�dzie si� bez czerwonego nosa. - Lindsey nacisn�a schowany w mankiecie guzik i roze�mian� twarz, wymalowan� na wypchanym ty�ku jej spodni, o�ywi�o szale�cze migotanie �wiate�ek. Marko b�yskawicznie cofn�� d�o�, kt�r� wyci�gn�� na powitanie. - Czy ma pani w d�oni jaki� brz�czyk? - Niczego nigdy nie mo�na by� pewnym. Po prostu musi mi pan zaufa�. - Lindsey zatrzepota�a mu przed oczami paznokciami w groszki. - Bezgranicznie. - Oszo�omiony Marko zrobi� krok do przodu i powt�rnie wyci�gn�� r�k�. Lindsey poda�a mu swoj�, pochwyci�a jego zdziwione spojrzenie i czeka�a. PODW�JNE �YCIE LINDSEY 9 Spojrza� na swoj� d�o� i zobaczy� w niej kawa�ek gumy. - �wietnie! Ma pani w repertuarze wi�cej takich sztuczek? - Nie jestem iluzjonistk�. Pracuj� z pacynkami i opowiadam r�ne historie. - Tam ju� wszyscy czekaj�. Pewnie szykowa�a si� pani do wyj�cia na scen�. - Niezupe�nie. - B�yskawicznie oceniwszy sytuacj�, postanowi�a zda� si� na sw�j instynkt. - Zastanawiam si�, w jaki spos�b nam�wi� pana na... ma�e szale�stwo. - Czy�by klown sk�ada� mi nieprzyzwoit� propozycj�? - Owszem, mo�na to tak nazwa�. Znalaz�am si� w podbramkowej sytuacji. - To zaczyna do mnie przemawia�. Lindsey przysun�a si� bli�ej. Stara�a si� opanowa�, maj�c nadziej�, �e w tonie jej g�osu jest do�� zdecydowania i pewno�ci siebie. - Mam powa�ny k�opot. W�a�nie zadzwoni�a moja partnerka. Jest chora, zatru�a si�. Potrzebowa�am jej tylko jako statystki, do niczego wi�cej. - Wskaza�a palcem koszul� reportera, ledwie powstrzymuj�c si�, �eby jej nie dotkn��. - Pewnie pan zauwa�y�, �e m�j kostium i pana koszula, te purpury i czerwienie, znakomicie do siebie pasuj�. - Nie, chyba nie chce pani... - Cofn�� si� o krok. Bez skr�powania zwichrzy�a mu w�osy. - Wystarczy odrobina wody, �eby zrobi� z tego cudowne loki. Wola�abym, �eby by�y lawendowe, ale ciemnobr�zowe te� ujd�. Mo�e pan w�o�y� moje buciory. Czubki s� wypchane gazetami. - Tym razem wbi�a mu palec prosto w pier�. Marko by� przera�ony. 10 PODW�JNE �YCIE UNDSEY - Nie. Nic z tego. Przykro mi, �e pani partnerka zachorowa�a, ale nie b�d� klownem. Jestem pewien, �e wymy�li pan co�... albo znajdzie kogo� innego. - Nie ma na to czasu. - Desperacja, a tak�e anonimowo��, kt�r� zapewnia� jej pe�ny makija� i kostium, pomog�y Lindsey wykrzesa� z siebie �mia�o��, o jak� nigdy by si� nie podejrzewa�a. Chwyci�a Marka za rami� i pr�bowa�a sobie przypomnie� jego nazwisko. - Panie... Marko, jestem lalkark�, ale zwykle korzystam z drugiego klowna jako statysty. Potrafi� zaimprowizowa� wi�kszo�� z tego, co mia�a robi� Betsy. Potrzebuj� tylko pa�skiego cia�a. - Mojego cia�a. - Pa�skiego cia�a. To ja b�d� m�wi�a i wykonywa�a wszystkie ruchy. - Co do tego zgoda. - Niech mnie pan nie przyprawia o rumie�ce, bo sp�ynie mi z twarzy ca�y makija�. - Po tym przedstawieniu jako� trudno mi sobie wyobrazi�, �e potrafi si� pani rumieni�. Naprawd� chcia�bym pom�c, ale o czwartej mam nast�pne spotkanie. Poza tym nie bardzo znam si� na dzieciach. Nie mam bladego poj�cia, czym je mo�na rozbawi�. - Spojrza� przez okno. -A tam na zewn�trz widz� t�um niezno�nych ma�ych �obuziak�w. Lindsey spu�ci�a wzrok i zrzuci�a buty. - I za chwil�, je�li z�y klown nie wyst�pi, ich ufne, niewinne serca zostan� z�amane. Marko wybuchn�� �miechem. - Najpierw pani flirtuje, a teraz bierze mnie na lito��. - Ja nie flirtuj�! - A ta pro�ba o moje cia�o? - Potrzebuj� statysty, to wszystko. PODW�JNE �YCIE LINDSEY 11 - Prosz� zaprosi� do wsp�pracy jakie� dziecko. - To zepsuje ca�y efekt. - Ma pani zadziwiaj�cy dar przekonywania. - Jak wida� niedostateczny. Znowu si� roze�mia�. - �amie mi pani serce, ale naprawd� nie mog� pani pom�c. To spotkanie... - Sko�czymy przed czwart�, obiecuj�. - Lindsey zatrzepota�a swoimi trzycentymetrowymi sztucznymi rz�sami i spojrza�a mu prosto w oczy. - Naprawd� chc�, �eby to dobrze wypad�o. - Nie jestem aktorem. - Ani ja. - Lindsey stara�a si� m�wi� powa�nie, zdaj�c sobie spraw�, jak �miesznie wygl�da. - Przede wszystkim jestem redaktork�, wolnym strzelcem - reklamy, broszury, public relations. Ten wyst�p zam�wi�a u mnie firma Men-denhall i Lipton. Od kilku miesi�cy stara�am si� dotrze� do jej w�a�cicielki. Trudno u niej dosta� prac�, ale to jedna z najlepszych agencji reklamowych i dobrze p�aci. Od czasu do czasu wyst�puj� z pacynkami, ale na chleb z mas�em zarabiam pisaniem. Je�eli to zawal�, mog� si� przesta� modli� o prawdziw� prac�. - Wyrobi sobie pani reputacj� albo zamkn� si� przed pani� wszystkie drzwi? - Los wolnych strzelc�w zale�y s� od zdobytych referencji i znajomo�ci. Powiedzmy sobie wprost: Amanda Mendenhall mo�e ogromnie powi�kszy� moje dochody. W przysz�ym tygodniu mia�am z ni� um�wione spotkanie, ale wyjecha�a na miesi�c w biznesowo-po�lubn� podr�. Nagle co� jej odbi�o i wysz�a po raz drugi za swojego by�ego m�a. - Wiem. 12 PODW�JNE �YCIE LINDSEY - W ka�dym razie wyjecha�a. Nie zd��y�am dosta� od niej zlecenia, na nieszcz�cie, nie obejrzy te� mojego wyst�pu. Tylko pan mo�e mnie uratowa�. Ann� Beckford powie jej, �e warto we mnie inwestowa�. Zdaj� sobie spraw�, �e to brzmi �miesznie, ale, niech mi pan wierzy, po raz pierwszy b�agam ca�kiem obcego cz�owieka, �eby wyst�pi� ze mn� w roli klowna. To dlatego, �e jestem w sytuacji bez wyj�cia. - Wykona�a nieokre�lony gest d�oni�, zak�opotana nut� paniki w swoim g�osie. - Nie ma pani chyba zamiaru wyp�akiwa� si� na moim ramieniu? - Wyp�akiwa�? Oczywi�cie, �e nie. - Je�li rumieniec m�g�by rozpu�ci� ten makija�, boj� si� nawet pomy�le�, co by zrobi�y z nim �zy. Podejrzewam, �e najpierw odklei�yby si� te rz�sy. - Nie jestem p�aczliwa, panie DeLuca. - D'Abruzzi. - Wszystko jedno. - Marko D'Abruzzi. Bior�c pod uwag� okoliczno�ci, mog�aby pani zapami�ta� to nazwisko. ROZDZIA� DRUGI - A teraz popisowa poza prawdziwego m�czyzny -wyszepta�a Lindsey do ucha Marka, chrypi�c z po�udniowym zaspiewem. Tym razem by�o to prawe ucho i znowu ten szept wprawi� w dygot jego nerwy. Publiczno�� �mia�a si� i klaska�a, a Marko wci�ga� powietrze, nadyma� klatk� piersiow� i opiera� d�onie na biodrach. Udzia� w przedstawieniu kukie�kowym redaktorki-lal-karki by� ostatni� rzecz�, kt�r� zaplanowa�by sobie na weekend. Na czwart� um�wi� si� na mecz tenisowy, a potem czeka�o na niego mn�stwo zaleg�ej pracy. Nagle po jego prawym ramieniu zacz�� ta�czy� zrobiony ze skarpetki baranek. Potem skarpetkowe jagni� zabra�o si� do lizania mu �eber, czekaj�c na bee-bee-bee, kt�re Lindsey cichutko wybekiwa�a mu prosto do ucha. Czu� na policzku jej oddech. Jego sk�ra nie mog�a zdecydowa� si�, co lepsze - g�sia sk�rka czy gor�cy rumieniec. Znieruchomia� z wra�enia. Kiedy opowiada�a swoje nieziemskie historie, baranek ta�czy� po jego naturalnie kr�conych w�osach. A niech to! Rano, jak zwykle, po�wi�ci� mn�stwo czasu na ich prosto- wanie, a teraz wystarczy�o kilka kropli wody i kr�ciutki masa� szczup�ych palc�w Lindsey, �eby skr�ci�y si� na nowo. - Nie umywaj� si� do mojej peruki, ale mog� by� 14 PODW�JNE �YCIE LINDSEY - stwierdzi�a po tym zabiegu, kiedy czu� jeszcze na g�owie g�si� sk�rk�. Gdy sko�czy�a nak�ada� mu na twarz makija� klowna, czu�, �e nie wydob�dzie z siebie ani s�owa. Pali�a go sk�ra od czubka g�owy po szyj�. Teraz, kiedy dzieciarni� rozbawia�o hasaj�ce po jego piersi jagni�, zupe�nie nie w por� i ca�kiem nie na miejscu seria b�ogich dreszczy przenika�a ca�e jego cia�o. Dotyk klowna Lindsey w jednej chwili by� wsz�dzie, a zaraz potem nigdzie, pozostawiaj�c po sobie wra�enie, kt�re w r�wnym stopniu koi�o go i denerwowa�o. Trzydzie�ci rodzin ogl�da�o jej popisy, a on dzi�kowa� niebiosom, gdy silna wiosenna bryza wdar�a si� pod r�kawy jego koszuli, przynosz�c chwilow� ulg�. - Uk�o� si� teraz nisko - us�ysza�. Pochyli� si�, a baranek i jagni� staraniem lalkarki pow�drowa�y w g�r�, po jego kr�gos�upie, docieraj�c a� do w�os�w. Sta� tak, pochylony w niskim uk�onie, dop�ki Lindsey nie zabra�a swoich pacynek i nie uk�oni�a si� tak�e. Jej bose stopy wyziera�y spod poszarpanej koronki pantalon�w. Przed oczami mign�� mu czerwony lakier na paznokciach. Odruchowo chwyci� jej d�o� i u�miechn�� si� do publiczno�ci, �wiadomy, �e ona odwraca si� do niego. Niesamowicie b��kitne oczy klowna Lindsey zaokr�gli�y si� pod fr�dzlami sztucznych rz�s. Z ka�dym wybuchem aplauzu publiczno�ci k�aniali si� razem. I za ka�dym razem palce Lindsey zaciska�y si� mocniej na jego palcach. - Spodobali�my si� - wyszepta�, a ona znowu obrzuci�a go zdziwionym spojrzeniem. Kiedy publiczno�� zacz�a si� rozchodzi�, Marko, w ogromnych buciskach klowna, g�o�no tupi�c, pow�drowa� za Lindsey. Mia� ochot� wzi�� j� za r�k�, jak chwil� PODW�JNE �YCIE LINDSEY 15 wcze�niej na scenie, i i�� za ni� dalej, na parking sk�pany w promieniach zachodz�cego s�o�ca, gdziekolwiek, gdzie byliby sami i gdzie m�g�by podda� si� jej czarom. Powiedzia�a, �e nie jest czarodziejk�, ale ta kobieta w przebraniu klowna, kimkolwiek by�a, nada�a nowe znaczenie s�owu �fantazja". Marko D'Abruzzi nie mia� nic przeciwko temu, �eby by� obiektem jej czar�w. - Masz wrodzony talent - powiedzia�a, gdy wchodzili do biura. - Pos�ugujesz si� pacynkami w taki spos�b, �e trzeba to zobaczy�, �eby uwierzy�... albo poczu�, jak w moim przypadku. - Dzieciaki uwielbiaj� po�cigi. - Znam doros�ych, kt�rzy te� w tym gustuj�. - Marko usiad� na kraw�dzi biurka. - Mam nadziej�, �e uwolnisz mnie od tej tapety na twarzy. - B�dzie przy tym troch� roboty. - Lindsey wr�czy�a mu paczk� papierowych chusteczek i wetkn�a r�cznik za ko�nierz rozpi�tej koszuli. Zamkn�� oczy. Przytrzymuj�c jedn� r�k� jego w�osy, drug� zacz�a �ciera� z twarzy bia�y puder. Cudowne uczucie powr�ci�o i Marko znowu m�g�by przysi�c, �e jej d�o� dr�y. - Szkoda, �e nie widzia�a nas Amanda Mendenhall. S�dz�, �e pozytywnie oceni�aby ten wyst�p. Jest strasznie wymagaj�ca. - Potrafisz rozgrzewa� ludzi. Zapad�o niezr�czne milczenie. Lindsey naprawd� dr�a�a r�ka. Wpatrywa�a si� nieruchomo w chusteczk�, a potem wyczy�ci�a sobie ni� d�onie. - Marko, s�dz�, �e sam powiniene� sobie z tym poradzi�. 16 PODW�JNE �YCIE LINDSEY Spojrzeli na siebie. Kontrast mi�dzy bia�ym pudrem a g�stymi ciemnymi rz�sami sprawia�, �e oczy Lindsey wyda�y si� niemal granatowe, przepa�ciste jak g��bia g�rskiego stawu. Wr�czy�a mu s�oiczek nafty kosmetycznej w �elu. - Reszt� makija�u zmyjesz tym, a potem myd�em z wod�. Tam jest �azienka. Je�eli Lindsey Major prowadzi jak�� pokerow� zagrywk�, to nie jest to odpowiednia pora, �eby j� sprawdza�. Marko odczeka� chwil� i odstawi� s�oiczek na biurko. Nagle Lindsey znowu dotkn�a jego ramienia. - Marko, przepraszam. Co si� dzieje z moj� g�ow�? Nie powinnam by�a m�wi� czego� takiego. - Czego� takiego? - powt�rzy� bezwiednie, usi�uj�c przypomnie� sobie jakie� zdanie, kt�rego ta dziewczyna mog�aby �a�owa�. - To, co powiedzia�am o Amandzie Mendenhall, powinno pozosta� mi�dzy nami. - Interesy? - Z trudem wr�ci� do rzeczywisto�ci. - Rozumiem. Nie ma sprawy. - Jakie spotkanie masz o czwartej? - Tenis. - Piszesz o sportowcach? - Nie... sk�d�e. Sam gram co tydzie�. Lindsey Major zdumiewa�a go. By�a przecie� tylko klownem. Nie widzia� jej twarzy ani figury, nie rozpozna�by jej bez kostiumu, nawet gdyby pojawi�a si� na wyci�gni�cie r�ki. Mimo to ka�dy jej dotyk sprawia� mu erotyczn� przyjemno��. Nie m�g� tego nazwa� inaczej. I by� �wi�cie przekonany, �e ona o tym wiedzia�a. - Masz przy sobie wizyt�wk�? - zapyta�, �eby podtrzyma� rozmow�. PODW�JNE �YCIE LINDSEY 17 - Chodzi o interesy? - A przysz�o ci co� innego do g�owy? - Oczywi�cie, �e nie. Nagle �wiadomo��, �e nie mo�e zobaczy� wyrazu jej twarzy, zbi�a go z tropu. Czu� si� przez to dziwnie przejrzysty, m�odzie�czo otwarty. Zerkn�� na jej palce w poszukiwaniu obr�czki, pomimo �e jej brak �atwo m�g� wyt�umaczy� rol� klowna, a nie wolnym stanem cywilnym, ale tak czy inaczej... Ta kobieta mia�a styl, kt�ry os�abia� w nim poczucie dystansu. Jej bezceremonialna �mia�o�� prowokowa�a go, jej determinacja nies�ychanie mu imponowa�a. - Powodzenia w pracy - powiedzia� niepewnie, gdy poda�a mu wizyt�wk�. - Dzi�ki. Oboje na chwil� zamilkli. - Lindsey, dosz�o tu do pewnego nieporozumienia. - Mam nadziej�, �e nie zrozumia�e� mnie... opacznie. Znalaz�am si� w niezr�cznej sytuacji... - To akurat mo�e poczeka�. Najpierw ja powinienem ci co� wyja�ni�. Us�yszeli pukanie do drzwi i odwr�cili si� jednocze�nie. - Pani Major? Jestem Sarah Brant z �Morning News". Zrobili�my tu par� niez�ych zdj��. Czy znalaz�aby pani czas na kr�tki wywiad? Marko wstrzyma� oddech. Mia� poczucie winy i przeklina� pechowy zbieg okoliczno�ci. Kiedy klown zawaha� si� i odwr�ci� z powrotem do niego, zmarszczy� twarz w bezradnym grymasie. - Nie rozumiem, przecie� rozmawia�am ju� z dziennikarzem - powiedzia�a Lindsey. 18 PODW�JNE �YCIE LINDSEY - W�a�nie zamierza�em ci to wyja�ni� - potulnie wtr�ci� Marko. - Jestem dyrektorem artystycznym firmy Men-denhall i Lipton. Mam nadziej�, �e pozwolisz mi wyt�umaczy� to nieporozumienie podczas kolacji, po moim meczu tenisowym. - Dyrektor artystyczny firmy Amandy Mendenhall? - Tak. - I pozwoli�e� mi tak gada� i gada�... Nic nie powiedzia�e�. - Stara�em si�. Wi�c co z dzisiejszym wieczorem? - Oczywi�cie, �e nic! Zerkn�a na zegarek. - Zatem najlepsze, co mog� zrobi�, to prosi� ci� o wybaczenie jutro rano. Wpadnij do biura po czek. Wtedy wszystko ci wyja�ni�. ROZDZIA� TRZECI - Nie zapomnisz? O wp� do czwartej mam trening baseballu. - Lexie, kiedy wr�cisz ze szko�y, b�d� ju� w domu. - Lindsey uca�owa�a swoj� o�mioletni� pociech�. - Mam teraz na imi� Alex, mamusiu, m�wi�am ci przecie�. - Dla mnie jeste� Aleksandr� Major Russell, kochanie, bez wzgl�du na to, jakie sobie wymy�li�a� przezwisko. - Wybra�am Alex, bo gram w baseball, tak jak ty w pracy u�ywasz nazwiska Major. - Dosy� tego. Postaram si� zapami�ta� twoje nowe imi�. �wiadomie postanowi�a u�ywa� w pracy panie�skiego nazwiska. Lindsey Major, redaktorka, pisarka - to imi� i nazwisko drukowano w ksi��ce telefonicznej i w gazetach na stronach z og�oszeniami. Za� Lindsey Russell, samotna matka tr�jki dzieci, prowadzi ciche, spokojne �ycie. Na d�wi�k warkotu silnika szkolnego autobusu Lindsey przypomnia�a sobie o swoich sze�cioletnich bli�ni�tach. - Hej, dzieciaki, zbierajcie si�! Wasz rydwan nadjecha�. - Co mi przygotowa�a� na lunch? - spyta�a Brooke, ca�uj�c matk� w policzek. - Piernik z makiem i sa�atk� z pasternakiem. - Pewnie - zakpi� jej braciszek. - To znaczy, �e kanap- 20 PODW�JNE �YCIE UNDSEY k� z kie�kami i z szynk� albo z czym� jeszcze gorszym. Dlaczego musimy je�� takie rzeczy? Matka Andy'ego Sterna daje mu na lunch prawdziwe lody i taaki wielki kawa� ciasta. - Justinie, ja nie jestem mam� Andy'ego. - Lindsey poca�owa�a syna na po�egnanie. - Mo�e by�cie w ko�cu wyszli - pop�dza�a bli�niaki Lexie. - Gdyby�cie mieli wykupiony lunch w szkole, jak wszystkie normalne dzieci, nie musieliby�cie wcina� zdrowych kanapek mamy. Pisk hamulc�w autobusu i �wist otwieranych drzwi przerwa�y im rozmow�. Lindsey sta�a na podje�dzie, dop�ki ca�a tr�jka nie wesz�a do �rodka, a potem zamkn�a za sob� frontowe drzwi domu i znowu zacz�a my�le� o Marku. Od wczorajszego popo�udnia robi�a to bez przerwy. W czasie jazdy do Wilmington zgrzyta�a z�bami, rozpami�tuj�c ich nieszcz�sn�, idiotyczn� rozmow� po wyst�pie. Pozwoli� jej m�wi� o Amandzie, pozwoli� ple�� o tym, jak bardzo potrzebuje pracy i jak bardzo zale�y jej na zrobieniu dobrego wra�enia na w�a�cicielce agencji reklamowej. Przypomnia�a sobie ostatnie pi�� minut ich spotkania i wpad�a w furi�. Furi� podszyt� upokorzeniem. Z drugiej strony, ten sam Marko pojawi� si� jako zupe�nie obcy cz�owiek w jej zaimprowizowanej garderobie, przysta� na jej szalony plan, pozwoli� si� ubra� w kostium klowna, na�o�y� sobie makija� i zrobi� z siebie przedstawienie przed t�umem dzieci i ich rodzic�w. Za to nale�a�o mu si� uznanie. Gdyby tylko jej nie podrywa� i nie udawa� reportera. Oczywi�cie musia�a przyzna�, �e nie by� natarczywy i nie przekroczy� granic niewinnego flirtu, ale te� nie mia�a najmniejszych w�tpliwo�ci, �e sprawy posun�- PODW�JNE �YCIE UNDSEY 21 �yby si� o wiele dalej, gdyby mu na to pozwoli�a. I gdyby sobie na to pozwoli�a... Marko zrobi� na niej piorunuj�ce wra�enie. Przypomnia�a sobie, jak �omota�o jej serce, kiedy przygl�da�a mu si� przez okno biura �Trzech �ycze�". Ale ona z nim nie flirtowa�a. W�tpi�a nawet, czy pami�ta, jak to si� robi. Na tym etapie �ycia to w og�le nie wchodzi�o w gr�. Do diab�a, jak niewiele brakowa�o, �eby wda�a si� w romans. A przecie� los trojga dzieci zale�y od jej rozs�dku i umiej�tno�ci dbania o w�asne interesy. Nie, pan Marko jaki� tam, asystent klowna w hawajskiej koszuli, nie sprowadzi jej na z�� drog�. Cho�by dlatego, �e jest facetem, kt�ry ma jej wr�czy� czek z wyp�at�. Przedzieraj�c si� przez uliczne korki, wci�� rozmy�la�a o wczorajszym przedstawieniu, cho� najch�tniej wyrzuci�aby je z pami�ci. Co j� podkusi�o? Obmacywa� faceta, jakby by� manekinem... Wodzi� r�kami po jego torsie, po tych szerokich ramionach, po �ebrach... Co ona sobie wtedy my�la�a? Nie my�la�a w og�le. I na tym polega� problem. Tak jej zale�a�o jej na tym przedstawieniu, �e zapomnia�a o rozs�dku. Powinna by�a skorzysta� z rady Marka i improwi- zowa� z jakim� dzieckiem. Prowokowa�a go, wichrz�c mu w�osy, nak�adaj�c na twarz puder, a potem wycieraj�c mu policzki, jak gdyby by� jednym z jej dzieci. Czy mo�e wini� go za to, �e �le zrozumia� jej intencje? Podjecha�a na prywatny parking agencji Mendenhall i Lipton. Swoj� drog�, w tym Marku by�o co� uwodzicielskiego - w tym niepokoj�cym b�ysku w jego oczach, w braku skr�powania... Wszelkiej ma�ci podrywacze i uwodziciele zawsze si� ko�o niej kr�cili, by�a do tego 22 PODW�JNE �YCIE LINDSEY przyzwyczajona. Tylko �e tym razem sprawi�o jej to przyjemno��... - Opami�taj si� - mrukn�a do siebie, parkuj�c samoch�d. Zatrzasn�a drzwi i spojrza�a na zegarek. Mia�a do�� czasu, �eby odebra� czek, a potem skoczy� na drug� stron� ulicy do The First Trust, gdzie musi zostawi� maszynopis dla �Bravo", miesi�cznego biuletynu, kt�ry opracowywa�a dla Towarzystwa Operowego Brandywine Valley. Perspektywa drugiego spotkania z�agodzi�a jej obawy. Zostanie z Markiem nie d�u�ej, ni� b�dzie to konieczne. Agencja Mendenhall i Lip ton dzia�a�a od niedawna, a wie�� nios�a, �e nie ma w niej nad�tych, zarozumia�ych typ�w, z kt�rych s�yn�a bran�a reklamowa. Co prawda Lindsey by�a tam tylko raz, �eby om�wi� przedstawienie kukie�kowe i ewentualn� przysz�� wsp�prac�, ale to wystarczy�o, �eby doceni� ich przyjazne nastawienie. Jako wolny strzelec cz�sto musia�a znosi� zachcianki chimerycznych szef�w, �eby otrzyma� dobrze p�atne zlecenie. I nie raz przyjmowa�a prac�, kt�ra niewiele j� obchodzi�a, od ludzi, kt�rzy robili na niej jej jeszcze gorsze wra�enie. Wiedzia�a, �e agencja Amandy Mendenhall uwa�ana jest w bran�y za firm� z perspektywami rozwoju. W�a�cicielka tu i �wdzie dawa�a do zrozumienia, �e agencja dostaje wi�cej zlece�, ni� jest w stanie wykona� samodzielnie. Lindsey postanowi�a przekona� tward�, ale sprawiedliw� szefow�, �e to w�a�nie ona mo�e rozwi�za� jej problemy. Ale nie bardzo jej odpowiada�o, �e pod nieobecno�� Amandy zmuszona b�dzie przekonywa� o tym Marka. Recepcjonistka, Karen Winters, siedzia�a przy biurku w holu, z kt�rego prowadzi�y drzwi do kilku ma�ych prze- PODW�JNE �YCIE LINDSEY 23 szklonych boks�w biurowych. Z jej miny wynika�o, �e zapami�ta�a Lindsey. - Mia�am spotka� si� z Markiem i odebra� czek. - Tak, uroczyste otwarcie �Trzech �ycze�". S�ysza�am, �e oczarowa�a pani te dzieciaki. - Naprawd�? Dzi�ki. - Oczywi�cie pani utalentowany asystent przypisuje sobie ten sukces. - Karen roze�mia�a si�. - Nie mam poj�cia, jak go pani do tego nam�wi�a, ale �a�uj�, �e nie widzia�am Marka w akcji. Te jego straszne hawajskie koszule nadaj� si� wy��cznie na str�j klowna. - Jakie on, do diab�a, nosi nazwisko? - Lindsey �ciszy�a g�os. - D'Abruzzi, przez dwa z - poinformowa�a j� Karen. - Nie musi pani szepta�. Wyskoczy� po �niadanie do sklepiku za rogiem. Zaraz wr�ci. Mo�e pani poczeka� w jego pokoju. Marko wszed� do holu z kwa�n� min� i z torb� �wie�ych, pachn�cych bu�eczek. Z�o�� go bra�a na my�l o kolejnym pospiesznym posi�ku przy desce kre�larskiej. - Przepracowany i �le op�acany - mrukn�� pod nosem, podchodz�c do biurka Karen. - Zostaw te �ale dla kogo� bardziej wsp�czuj�cego. Masz go�cia. - Klient? Chyba nie Patrowski! M�wi�em mu przecie�, �e projekt tej broszury b�dzie gotowy po trzeciej. - To nie jest Jack Patrowski. - Wi�c kto? Karen unios�a brwi. - Je�li to mia� by� komentarz do mojego prywatnego �ycia, to trafi�a� jak kul� w p�ot. Od wyjazdu Amandy 24 PODW�JNE ZYCIE LINDSEY zajmuj� si� wszystkim, z wyj�tkiem po�ow�w do mojego �piwora. Odwr�ci� si� i zerkn�� przez szyb� do swojego pokoju. Przy desce kre�larskiej sta�a jaka� blondynka. Przygl�da�a si� szkicom przypi�tym do wisz�cej na �cianie tablicy. Mia�a modnie przyci�te, kr�tkie w�osy. R�owa bawe�niana bluzka otula�a kszta�ty, na kt�rych ch�tnie zatrzyma�by wzrok troch� d�u�ej, gdyby nie gapi�a si� na niego Karen. Nieznajoma by�a w prostej sp�dnicy, rozci�tej z ty�u do kolan, i w pantoflach na p�askich obcasach. - Nie jeste� w galerii sztuki - upomnia�a go Karen. - Pr�buj� j� jako� umiejscowi� w pami�ci. - Marko u�miechn�� si�. - Jestem sterany prac�, ale zapami�ta�bym, gdyby kto� taki pojawi� si� w moim prywatnym �yciu. - Zapominasz si�, D'Abruzzi. - To chyba nie jest Lindsey Major? - wyszepta�, zerkaj�c na zegarek. - Lalkarka we w�asnej osobie. Mo�e ofiarowa�by� jej t� hawajsk� koszul� do kolekcji kostium�w. - Moje ubrania �wiadcz� o mnie - odpowiedzia� Marko, poklepuj�c zielono-��ty pulower, o jaskrawym wzorze w kszta�cie bananowc�w. Ruszy� w kierunku pokoju, a gdy stan�� w progu, jego go�� si� odwr�ci�. Lindsey by�aby jeszcze pon�tniejsza, gdyby si� u�miecha�a. Podni�s� do g�ry papierow� torb�. - O, cze��. Z jagodami czy z otr�bami? Usi�d�. - Nie, dzi�kuj�. Jestem um�wiona. - A czek? - O czek poprosz�. I o kilka s��w wyja�nienia. �ledzi� wyraz jej twarzy. Teraz, bez b�aze�skiego makija�u i przebrania, zwyczajnie go onie�miela�a. Widz�c PODW�JNE �YCIE UNDSEY 25 jej zaci�ni�te usta i pami�taj�c, w jaki spos�b po�egnali si� poprzedniego dnia, doszed� do wniosku, �e rumieniec na policzkach Lindsey jest naturalny. - Wczoraj chyba wszystko posz�o jak nale�y? - Gdybym wiedzia�a, kim jeste�, nigdy bym ci� nie poprosi�a o pomoc. - Dlaczego? - I na pewno bym ci si� nie zwierza�a. - Nie oczekiwa�em zwierze�. - To moja wina, ale ty powiniene� si� przedstawi�. Postawi�e� mnie w bardzo niezr�cznej sytuacji. Marko, zaj�ty por�wnywaniem stoj�cej przed nim kobiety z g�osem i d�o�mi klowna, z trudem koncentrowa� si� na jej s�owach. - Pr�bowa�em. Zanim zd��y�em si� po�apa�, zacz�a� mi opowiada� o Amandzie. Chcia�em to przerwa�, ale by�o ju� za p�no. Strasznie by� si� zdenerwowa�a, gdybym si� wtedy przedstawi�, a w ko�cu mia�a� przed sob� wyst�p. Pewnie na moim miejscu post�pi�aby� tak samo. - S�dzisz, �e udawa�abym kogo�, kim nie jestem? W�tpi�. - Nie mia�em zamiaru nikogo udawa�. Od momentu, w kt�rym wszed�em do tego biura, nie dawa�a� mi doj�� do s�owa. Par�a� na o�lep do celu. - By�am zdesperowana. - I bardzo przekonuj�ca. - A ty czujesz si� absolutnie niewinny. - Lindsey powoli zaczyna�a traci� panowanie nad sob�. - Pozwoli�e�, �ebym ci� wzi�a za... - Wzi�a� mnie, za kogo chcia�a�. I nic z�ego si� nie sta�o. Znalaz�a� statyst�, a przedstawienie wypad�o rew�- 26 PODW�JNE �YCIE LINDSEY lacyjnie. Uratowa�em sytuacj�. Okaza�em si� bohaterem, a ty odnios�a� sukces. - Wybacz, ale nie zaliczy�abym ci� do kategorii bohater�w. Poza tym by�o w tym co� wi�cej i dobrze o tym wiesz. - No tak, rodzaj flirtu. - Chwileczk�! - Nie r�b sobie wyrzut�w. Potrzebowa�a� na gwa�t pomocy i sk�oni�a� mnie do wsp�pracy. To mi bardzo pochlebia�o. Jeste� naprawd� dobra. Oczy Lindsey p�on�y, ale zdoby�a si� na u�miech. - Nie pr�buj odwraca� kota ogonem. - A mo�e by� wzi�a na siebie cz�� winy? - Czy mog�abym po prostu wzi�� sw�j czek i zrezygnowa� z dalszej cz�ci tego seansu psychoanalitycznego? - Poprzestan� na odrobinie staromodnej uczciwo�ci. Nic nie szkodzi, �e wiem, jak bardzo ci zale�y, �eby dla nas pracowa�. Wiem te�, �e je�li chcesz czego� naprawd�, to staniesz na g�owie, �eby to osi�gn��. Wi�c nie r�bmy z tego problemu. ROZDZIA� CZWARTY Marko zdj�� ze sto�ka stos papier�w. Kiedy w ko�cu Lindsey zdecydowa�a si� usi���, chwyci� jej d�o� i u�miechn�� si�. - Nie ma ju� purpurowych paznokci w groszki. - Wielu rzeczy ju� nie ma. - Czy dobrze rozpoznaj� lekki po�udniowy akcent? - Zmieniasz temat i pozwalasz sobie na osobiste wycieczki. - To ty rozczochra�a� mi wczoraj w�osy i w�drowa�a� palcami po moim ciele. To uprawnia mnie do takiego zachowania. - Czeka�, a� rumieniec na twarzy Lindsey bardziej si� zaogni. - W taki spos�b zarabiam na �ycie. - To by�o rutynowe pytanie. Wszystkich klown�w pytam o ich akcent. A wi�c Wirginia? P�nocna Karolina? - Pochodz� z Raleigh, z P�nocnej Karoliny. Wyjecha�am stamt�d zaraz po szkole. - To by� college dla klown�w? - Anglistyka. - Lindsey zachichota�a mimowolnie. -Duke University. Marko zagwizda�. - Opowiedz mi o pacynkach. Mo�e si� kiedy� i mnie przydadz�. - Zacz�o si� w college'u. Pracowa�am jako wolonta-riuszka w uniwersyteckim szpitalu i przedstawieniami ku- 28 PODW�JNE �YCIE LINDSEY kie�kowymi zabawia�am chore dzieci. A teraz lalkarstwo powi�ksza moje dochody. - Kt�rych g��wna cz�� pochodzi z pisania. - Tak. Liczy�am, �e wspomnisz o tym w swoim artykule, bo my�la�am, �e jeste� reporterem. - Wspomnia�a o tobie Sarah Brant. Jej artyku� znajdziesz w porannej gazecie, w dziale biznesowym. Uroczyste otwarcia, lokalni rzemie�lnicy, edukacyjne zabawki, to co zwykle. Opowiedzia�a te� o naszym przedstawieniu, dodaj�c, �e twoim g��wnym zaj�ciem jest pisanie, redagowanie i public relations. Notatk� t� znajdziesz pod zdj�ciem rozanielonego dzieciaka przy piknikowym stoliku - Marko u�miechn�� si�. - Mo�liwe, �e to ja go tak oczarowa�em. - Chcia�by�. - Przyznasz chyba, �e stanowili�my wspania�y zesp�. Nic nie szkodzi, �e musia�em wci�� s�ucha� o twoich planach i ambicjach. I �e wiem, jak bardzo ci zale�y na wsp�pracy z nasz� agencj�. - Nachyli� si� nad biurkiem. - Amanda jest wymagaj�cym szefem. To jej spos�b wyzwalania w ludziach tego, co w nich najlepsze. - Wola�abym, �eby� nie powtarza� jej tego, co powiedzia�am, kiedy wr�ci. Poza tym masz woln� r�k� i mo�esz ten artyku� po�o�y� na jej biurku. - Dobrze. - Marko roze�mia� si�. - Za chwil� mam nast�pne spotkanie. Mog� prosi� o czek? - Jest u Karen na biurku. - Dobrze, ju� ci schodz� z oczu. - W�tpi�, �eby agencja Mendenhall i Lipton nie doceni�a takiej osoby jak ty. - Kiedy Marko u�miechn�� si� do rozpromienionej Lindsey, zadzwoni� telefon. PODW�JNE �YCIE LINDSEY 29 - Zapami�taj to i zaczekaj sekundk�. Dzwoni� miejscowy drukarz z pytaniem o kr�j czcionki do wydawanej w�a�nie broszury. Marko wstrzymywa� Lindsey gestem d�oni, ale ona postuka�a palcem w zegarek i wysz�a. O drugiej zdenerwowana Lindsey wybieg�a z banku przy Rodney S�uare i ruszy�a z powrotem do Stowman Place. Wiosenny wiatr siek� ch�odnym deszczem. Przypomnia�a sobie, �e musi przygotowa� dla Alex kurtk� na trening baseballu. Chwil� p�niej Karen po raz drugi tego dnia skierowa�a j� do pokoju Marka. Siedzia� na wysokim sto�ku przy desce kre�larskiej, odwr�cony plecami do drzwi i ca�kowicie poch�oni�ty prac�. Kiedy chrz�kn�a i nie doczeka�a si� odpowiedzi, wesz�a do �rodka i po�o�y�a mu d�o� na ramieniu. Je�li nawet go zaskoczy�a, nie da� tego po sobie pozna�. Najdziwniejsze, �e ona sama by�a zaskoczona. Tego rodzaju poufa�o�� zupe�nie do niej nie pasowa�a. Nie zwyk�a analizowa� motyw�w swojego zachowania, ale cho�by nie wiem jak si� przed tym faktem broni�a, istnia�a mi�dzy nimi jaka� intymna wi�, kt�ra wydawa�a si� ca�kiem naturalna. Marko odwr�ci� si� z u�miechem. Jego rozbrajaj�ca mina wyra�a�a zdziwienie i rado��. Podobne twarze widywa�a niezliczon� ilo�� razy podczas swoich kukie�kowych przedstawie�. - Lindsey, spodziewa�em si� ciebie. Pewnie chcesz, �ebym podpisa� ten czek. - Wiedzia�e�? Zauwa�y�am brak podpisu w banku. Marko, je�li to by� podst�p... - Podst�p? 30 PODW�JNE �YCIE LINDSEY - �eby mnie tu �ci�gn�� z powrotem. - Jedyne, co musz� zrobi�, �eby ci� tu �ci�gn��, to zaproponowa� ci kolejne zlecenie. Zak�opotana bezmy�lno�ci� swojej uwagi, tym razem naprawd� si� zarumieni�a. - Po wczorajszym dniu naprawd� nie wiem, czego si� po tobie spodziewa�. Przepraszam. - Pr�bowa�em ci� uprzedzi�. To znaczy, poprosi�, �eby� wzi�a czek od Karen i wr�ci�a z nim. My�la�em, �e wychodzisz na chwil�, a kiedy zorientowa�em si�, co si� sta�o, ju� ci� nie by�o. A swoj� drog�, dok�d posz�a�? - Na Jedenast� Ulic�, do innego klienta. - Do konkurencji. - Trzeba co� je��. - Dobrze. Nareszcie si� zgadzamy. Co by� powiedzia�a na wczesny obiad? - Nie, dzi�kuj�. Musz� wraca� do domu. Spotkanie w towarzystwie operowym troch� si� przeci�gn�o. - Towarzystwo operowe! Ogl�dasz ich przedstawienia? - Czasami daj� mi wej�ci�wki. Lubisz oper�? - Oczywi�cie. W klanie D'Abruzzich mi�o�� do opery wysysa si� z mlekiem matki. - Postaram si� zapami�ta�. - Lindsey wr�czy�a mu czek. - Co robisz dla towarzystwa operowego? - Opracowuj� biuletyn, broszury okoliczno�ciowe, dwa razy w roku zbieram dla nich fundusze. Zajmuje si� wszystkim, co trzeba. Dzi� chodzi�o o nag�e poprawki, korekt�, tematy do nast�pnego numeru. Nuda. - Szanuj to, dzi�ki czemu masz chleb - to dewiza za�o�ycielki naszej agencji. S�uszna, dzi�ki niej si� rozkr�- PODW�JNE �YCIE LINDSEY 31 camy. Nie ma b�yskotliwych sukces�w, tw�rczej satysfakcji, oklask�w bez ci�kiej solidnej pracy. - Jestem dobra w jednym i drugim. - Nie w�tpi�. - Roze�mia� si�, wr�czaj�c jej czek. -Nie zmienisz zdania w kwestii obiadu? - Nie, naprawd� nie mog� przyj�� twojego zaproszenia. - A p�ny lunch? Odm�wi�a, kr�c�c g�ow�. - M�� czeka? Lindsey wstrzyma�a oddech. Mia�a nadziej�, �e Marko nie s�yszy, jak �omocze jej serce. - Nie mam m�a. - A wi�c kto� wa�ny? - Nie mieszam �ycia towarzyskiego z zawodowym. - Dajesz mi kosza dla zasady. - Wpatrywa� si� przez moment w pod�og�, w jaki� nieokre�lony punkt na wyk�adzinie. - Kobieta z zasadami - mrukn�� jakby do siebie. - Z wieloma zasadami. - Gdybym nie zajmowa� stanowiska dyrektorskiego, wsp�lny obiad by�by mo�liwy? - Ale je zajmujesz, Marko. - Jednym s�owem, �eby ci� znowu zobaczy�, b�d� musia� znale�� dla ciebie jakie� zlecenie. - Chyba tak. - Lindsey z ca�ych si� udawa�a opanowanie, ale przychodzi�o jej to coraz trudniej. - Zasady - za�mia� si� cicho, jakby dziwi�c si� samemu sobie. - Wiele zasad. Marko wzi�� od Lindsey czek i podpisa� go jako wiceprezes firmy. Kiedy go oddawa�, ich d�onie spotka�y si�. 32 PODW�JNE �YCIE LINDSEY - M�wi�c szczerze, nalega�em, bo wczoraj robi�a� na mnie zupe�nie inne wra�enie. - Myli�e� si�. - Myli�em si� - westchn��. - Tylko tyle? A gdzie �wi�te oburzenie, gdzie wybuch w�ciek�o�ci? - Potrzebowa�am twojej pomocy i tak d�ugo ci� namawia�am, a� si� zgodzi�e�. Przyznaj�, by�am natarczywa, i przepraszam, je�li �le zrozumia�e� moje intencje. Jestem ci wdzi�czna za pomoc w przedstawieniu, a twoje zaproszenie mi pochlebia. - Ale to, czego naprawd� oczekujesz, to zlecenie? - Oczywi�cie. - I jestem na straconej pozycji? - Marko, podejrzewam, �e nawet nie pami�tasz, kiedy ostatnio by�e� na straconej pozycji. Musia�o ci tego brakowa�. Kiedy wychodzi�a z pokoju, Marko wci�� si� �mia�. ROZDZIA� PI�TY Zdarza�y si� dni - a ten do nich nale�a� - w kt�re Lind-sey zastanawia�a si�, czy praca w charakterze wolnego strzelca u�atwi�a jej �ycie, czy wprost przeciwnie, skomplikowa�a je nie do zniesienia. O wp� do pi�tej, kiedy, kl�cz�c, wci�ga�a Justinowi przez g�ow� podkoszulek, pomy�la�a o zaletach pe�noetatowej pracy na sta�e. Pozwoli�oby to jej skoncentrowa� si� na karierze, a dzieci mog�aby popo�udniami zostawia� pod opiek� jakiej� godnej zaufania osoby. Jednak nawet gdyby znalaz�a odpowiedni� �wietlic� albo prywatn� opiekunk�, nadwer�y�oby to ju� i tak chwiejny bud�et. Bra�a te� pod uwag� prac� na p� etatu. Wraca�aby wtedy do domu przed przyjazdem szkolnego autobusu. Ale przecie� teraz mia�a podobn� sytuacj� i by�a ni� kompletnie wyczerpana. Czu�a si� jak w potrzasku. Tak� dyskusj� z sam� sob� przeprowadza�a do�� cz�sto, jednak dzi� pojawi� si� w niej nowy element. Przy Marku D'Abruzzim czu�a si� przezroczysta jak celofan, mo�e nieco podkolorowany, z w�asn� faktur�, ale niezno�nie prze�wituj�cy. Te oczy przes�oni�te g�stymi rz�sami przenika�y j� na wskro�, wykorzystuj�c ka�d� szczelin�, wkradaj�c si� w najintymniejsze my�li. Odczu�a nag�� potrzeb�, �eby je chroni�. Seksualne napi�cie - nie przychodzi�o jej do g�owy �adne lepsze okre�lenie - narasta�o w niej od chwili, gdy 34 PODW�JNE �YCIE LINDSEY Marko przekroczy� pr�g zaimprowizowanej garderoby w biurze �Trzech �ycze�". Wiedzia�a, co czu�, by�a tego pewna. Wiedzia�a te�, niestety, �e on wie, i� ona czu�a to samo. Niedobrze. Igra z losem. Sama prosi si� o k�opoty. �eby tak znowu by� tylko klownem w bia�ej masce... Zd��y�a na sam koniec treningu Aleksandry. Bli�ni�ta szala�y na pobliskim placu zabaw. Postanowi�a przesta� my�le� o Marku. Popo�udnia nale�a�y do dzieci - �adnych zlece�, spotka� ani erotycznych fantazji. Baseball sta� si� pasj� najstarszej c�rki, a jej up�r, �eby dosta� si� do dru�yny graj�cej w ma�ej lidze, rozczuli� Lindsey. Po pierwszym tygodniu trening�w Lexie za��da�a, by zwraca� si� do niej Alex. W drugim zacz�a narzeka�, �e ch�opcy tylko odsuwaj� j� od gry albo podrywaj�, i zapowiedzia�a, �eby nikt z rodziny nie przychodzi� jej ogl�da�. Lindsey postanowi�a dowiedzie� si�, czy k�opoty Alex wynikaj� z braku umiej�tno�ci lub pewno�ci siebie, czy te� wy�miewa si� z niej jaki� p�drak, kt�ry uwa�a, �e miejsce dziewczyn jest w lidze softba�lowej. O wp� do sz�stej skr�ci�a na podjazd prowadz�cy do ich ma�ego domku. Justin rozpi�� pasy i przeskoczy� na przednie siedzenie. - Chc� kurczaka na kolacj�. - Masz szcz�cie, Jus, na kolacj� jest w�a�nie kurczak. - Chodzi�o mi o kurczaka na wynos, no wiesz, �czary mary kurczak z curry". - Za cz�sto ogl�dasz telewizj�. - Mama Andy'ego Sterna kupuje to ka�dego dnia, kiedy wraca z pracy. - Co� takiego! To on codziennie wcina na lunch lody i ciasto, a wieczorem zajada si� sma�onymi kurczakami PODW�JNE �YCIE LINDSEY 35 na wynos. Musi by� najszcz�liwszym ch�opakiem w pierwszej klasie. - M�wi�em ci. - Nie wiesz, kiedy mama �artuje, Justinie? - Alex kr�ci�a g�ow�, wysiadaj�c z samochodu. - Ona uwa�a, �e od takiego jedzenia spr�chnia�yby ci z�by i wysiad�o serce. - A twoje serce wysiada przez Ryana Hammela. - To nie twoja sprawa, w�cibski smarkaczu. - �Siedzia�am obok niego na �awce przez p� meczu. By�o bosko". - Justin przedrze�nia� Alex, kt�ra a� zawy�a z w�ciek�o�ci. - �Uwa�a, �e Lexie to dzieci�ce zdrobnienie, Alex bardziej mu si� podoba, wi�c teraz jestem Alex". - Pods�uchujesz moje rozmowy telefoniczne, ty ma�y, wstr�tny, n�dzny tch�rzu! Mamo! Justin wyskoczy� z samochodu i zacz�� ucieka�, a rozjuszona Alex bieg�a za nim przez podw�rko. Brooke zlekcewa�y�a ca�� t� awantur� i przesz�a przez ulic�, do��czaj�c do dzieci z s�siedztwa. - Spok�j! Macie natychmiast przyj�� do domu, kiedy was zawo�am! - krzykn�a zrezygnowana Lindsey i powlok�a si� do kuchni, �eby odgrza� kurczaka w rosole, kt�rego nikt nie chcia� je��. Kiedy w ko�cu wszyscy zasiedli do sto�u, skarci�a Ju-stina i zrobi�a mu wyk�ad o szacunku dla prywatnego �ycia drugiej osoby. Temat Ryana Hammela postanowi�a od�o�y� na stosowniejsz� por�. Alex zamiast Lexie, bo jakiemu� ch�opcu to zdrobnienie bardziej si� podoba... Przez chwil� obserwowa�a c�rk�. Za wcze�nie na k�opoty z m�czyznami, za wcze�nie dla nich obu. Kolacja, k�piel, praca domowa Alex, jej niech�� do rozmowy o Ryanie, bajki na dobranoc i uparte powtarzanie, �e wszystko idzie �wietnie. Tak min�� Lindsey wie- 36 PODW�JNE �YCIE UNDSEY cz�r. Dochodzi�a dziesi�ta, kiedy zaparzy�a herbat� zio�ow� i ruszy�a z kubkiem gor�cego napoju do malutkiego gabinetu przylegaj�cego do saloniku, dawnej s�onecznej werandy. W��czy�a odtwarzanie automatycznej sekretarki telefonu. - Lindsey? Tu Marko. Zadzwo�, jak tylko znajdziesz troch� czasu. Teraz jest po sz�stej, jestem w domu, m�j numer to 555-5512. Nigdy nie sypiam. D'Abruzzi 555. To numer z Dorset Mills. Przewerto-wa�a ksi��k� telefoniczn�, ciekawa, gdzie taka artystyczna dusza jak Marko D'Abruzzi mo�e mieszka�. Drst Ct. Poczu�a szarpi�cy b�l w piersi. To przecie� dawny adres Jonathana. Wykr�ci�a numer Marka. Po czwartym dzwonku spodziewa�a si� ju� sygna�u automatycznej sekretarki, us�ysza�a jednak niewyra�ne �Halo?" - Marko? - Lindsey? - Nie zdo�a� powstrzyma� ziewni�cia. - Obudzi�am ci�? Przecie� nigdy nie �pisz. - Chcia�em mie� pewno��, �e zadzwonisz. Mia�em m�cz�cy dzie�. Chyba przesadzi�em troch� z prac� w domu. Ale przejd�my do rzeczy - zacz�� m�wi� ca�kiem przytomnym g�osem. - Poniewa� jedynym sposobem, �eby zn�w ci� zobaczy�, jest zlecenie, mam co� dla ciebie. - Nie s�dz�, �eby Amanda w podobny spos�b prowadzi�a agencj� - odpowiedzia�a po chwili. - Chcia�a� jej zaimponowa� i pojawi�a si� taka szansa. - Marko? - Musisz je��, potrzebujesz pieni�dzy. Dobrze zapami�ta�em? - Co mi proponujesz? PODW�JNE �YCIE LINDSEY 37 - Niestety tylko prac�. - Bardzo zabawne. - Po po�udniu dostali�my zam�wienie od Okr�gowej Komisji Energetyki. Amanda ubiega�a si� o nie od roku - lunche, wino, te wszystkie tradycyjne metody. - M�w dalej. - Dwa tygodnie temu Amanda przedstawi�a im oficjaln� ofert�. To by� majstersztyk. Zadzwoni�em do niej do Seattle i przekaza�em dobre wie�ci. Teraz to ja musz� zrobi� wra�enie, i na nich, i na niej, i jak najszybciej zrealizowa� pierwszy projekt. Oczywi�cie potrzebne b�d� teksty. Spad�a� mi jak z nieba. - Nie powiniene� skonsultowa� tego z Amand�? - Prawd� m�wi�c, to by� jej pomys�. - Nie wierz�. - Przysi�gam. Mo�emy porozmawia� o tym jutro, podczas lunchu? - Nie jadam lunch�w. - W naszej bran�y wszyscy to robi�. To b�dzie s�u�bowy lunch, Lindsey. - Goni mnie robota. Lunch rozbije mi ca�y dzie�, a musz� jutro co� napisa�. Mog� si� zgodzi� najwy�ej na �niadanie. - Proponuj� ci prac�. Czy nikt ci nigdy nie m�wi�, �e je�li zale�y ci na zleceniu, a dzwoni wiceprezes agencji, to on stawia warunki? - Nie przypominam sobie. - Nikt nie za�atwia interes�w przy �niadaniu. - Nikt opr�cz mnie. - Lindsey u�miechn�a si�, s�ysz�c niezadowolenie w jego g�osie. - O kt�rej poga�skiej godzinie? - Zaczniesz wcze�nie sw�j dzie� pracy. Mo�e by� wp� do dziewi�tej? 38 PODW�JNE ZYCIE LINDSEY - Rano? - Jestem tego warta, i sko�cz ju� z narzekaniem. Marko, pos�uchaj... Zastanawia�am si� nad tym... i dosz�am do wniosku, �e musimy zawrze� pewien uk�ad. - Nast�pny warunek? Lindsey zrezygnowa�a z rozmowy o flirtach i cienkich aluzjach, bo prowadzi�oby to tylko do flirtu i cienkich aluzji, cho�by nawet przez telefon. Znowu westchn�a. - �adnych warunk�w. Opowiedz mi o tym zleceniu. - Rano. - Zgoda. Ty zrobisz kaw�, ja przynios� gor�ce bu�eczki. - Nie ma mowy - wybuchn�� �miechem. - Zrobimy to jak nale�y. Kaw� w biurze i bu�eczki ze sklepu zostawiam na nast�pne spotkania. Czekam na ciebie w Brandywine Room w hotelu DuPoint. ROZDZIA� SZ�STY Marko patrzy� w milczeniu, jak Lindsey s�czy kaw�, spogl�daj�c na wisz�cy na �cianie obraz. Uda�o mu si� jako� powstrzyma� kolejne ziewni�cie. W sali ni�s� si� cichy, usypiaj�cy szmer rozm�w go�ci hotelowych i biznesmen�w. Wola�by obiad w hotelowym angielskim pubie. I bardziej prywatn� rozmow� zamiast dyskusji o terminach i kroju czcionek. Mimo to by�o lepiej, ni� si� spodziewa�. Chocia� przyszed� dziesi�� minut za wcze�nie, w hotelowym foyer zobaczy� czekaj�c� na niego kobiet�, kt�ra wygl�da�a jak zab��kany promie� s�o�ca. �adnego kostiumu w pr��ki, obowi�zkowych pantofli na wysokich obcasach, �adnej dyplomatki. By�a w rozpi�tej pod szyj� cytrynowej bluzce i w kremowych gabardynowych spodniach. �wiat�o padaj�ce na jej w�osy mieni�o si� wszystkimi odcieniami z�ota. Odwzajemni� jej u�miech, ale nie by� w stanie ukry� senno�ci. - Nikt o tej porze nie powinien wygl�da� tak rze�ko - powiedzia�, gdy kelner przyj�� od nich zam�wienie. - Wszystko zale�y od pierwszego wra�enia. Gdyby� ni st�d, ni zow�d zacz�� ubiera� si� jak finansista, to i tak zawsze b�d� pami�ta� t� twoj� hawajsk� koszul�. - Je�eli najbardziej liczy si� pierwsze wra�enie, to ja zapami�ta�em twoje fioletowe paznokcie i zgni�ozielone tenis�wki. 40 PODW�JNE �YCIE LINDSEY - Przepraszam, �e poruszy�am ten temat. - Nie m�wi�c o lawendowym nosie. - Kostium robi� wra�enie. A w�a�nie o to chodzi�o. Ch�tnie by jej opowiedzia�, jakie wra�enie zrobi�a na nim. Ale nie by� takim g�upcem, �eby ��czy� przyjemno�� z interesami, a Lindsey Major stanowi�a fascynuj�c� kombinacj� jednego i drugiego. - Przysz�o�� poka�e, jak nam si� u�o�y wsp�praca. W ka�dym razie to jest nasze pierwsze �niadanie biznesowe - odpowiedzia�, wyg�adzaj�c fa�dy na sportowej kurtce. - Wygl�dasz dzi� jako� szaro. �adnych hawajskich wzor�w? �adnych bananowc�w? - �niadanie z klientem w Brandywine Room wymaga bardziej konserwatywnego stroju. - Pog�adzi� sw�j jedwabny krawat, na kt�rym - gdy mu si� dok�adniej przyjrza�a - dostrzeg�a drobniutki wz�r w postaci r�nokolorowych rybek. - Jasne. - Zanios�a si� �miechem, radosnym i o�ywczym jak pierwsza fili�anka kawy. Zacz�li je�� angielskie gor�ce bu�eczki nadziewane marmolad� w r�nych smakach, a potem kelner przyni�s� im pater� z owocami. - Pyszne �niadanie - Lindsey odstawi�a swoj� kaw� - ale nie tra�my czasu. Teraz mi wszystko opowiedz. - Kolumbijska fasolka, arcydzie�o kucharzy z DuPon-ta. Bu�eczki w�asnego wypieku. - Nie to mia�am na my�li. - Jestem ch�opakiem z miasta. - Uderzy� si� w pier�. - North End w Bostonie. O mi�o�ci mojej rodziny do opery ju� wiesz. Jej cz�onkowie s� te� zagorza�ymi fanami Red Socks�w, s�awnej bosto�skiej dr