16973
Szczegóły |
Tytuł |
16973 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16973 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16973 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16973 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Leslie Davis Guccione
Podw�jne �ycie Lindsey
T�umaczy�a Urszula Szczepa�ska
ROZDZIA� PIERWSZY
- To niemo�liwe! A� tak fatalnie...? Nie, oczywi�cie, �e nie, wracaj do ��ka. Naprawd�,
poradz� sobie... Wymy�l� co�. Przecie� mnie znasz. Zawsze spadam na cztery �apy. - Lindsey
Major star�a bia�� plam� pudru ze s�uchawki i od�o�y�a j� na wide�ki.
- To si� nazywa mie� fart - mrukn�a pod nosem. Poprawi�a purpurow� peruk� i
wpatruj�c si� w jasno-
z�ociste mankiety swojego kostiumu, zacz�a stuka� nerwowo w zamkni�te pud�o. Przez
szklane drzwi biura �Trzech �ycze�" widzia�a, �e impreza z okazji uroczystego otwarcia trwa
w najlepsze. Rodzice przetrz�sali ze swoimi rozgor�czkowanymi dzie�mi kolorowe rega�y,
wype�nione ciasno ksi��kami, edukacyjnymi grami planszowymi i mn�stwem wymy�lnych
zabawek. Sklep zajmowa� po�ow� dawnej stacji kolejowej w Dorset Mills, w stanie Delaware
- malowniczego budynku z mansardowym dachem, kt�ry mie�ci� r�wnie� poczt�. Na t�
poczt� przychodzi�y do Lindsey pierwsze listy po jej zam��-p�j�ciu.
Dorset Mills le�y na rozstaju dr�g po�r�d wzg�rz oddzielaj�cych Wilmington od
urodzajnej doliny Brandywi-ne. Nale��ce do rodziny Dorset zbo�owe m�yny usadowione na
obu brzegach rzeki Brandy wine niegdy�, jak setki innych, me��y ziarno na m�k�.
Na terenach nadrzecznych Dorset Court kamienne bu-
6
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
dynki dawnych m�yn�w zamieniono w latach czterdziestych na ekskluzywne apartamenty
i kondominia. Ch�tni do zamieszkania w nich zapisywali si� na list� oczekuj�cych. I
niezwykle rzadko nieruchomo�ci te trafia�y na wolny rynek. Zazwyczaj sprzedawano je
kana�ami prywatnymi lub przechodzi�y jako spadek z rodzic�w na dzieci. Kiedy Lindsey
po�lubi�a Jonathana Russella, jego nazwisko figurowa�o na li�cie od dw�ch lat. Gdy
rozstawali si� na wiosn� przed dwoma laty, dzi�ki tym samym uk�adom zamieszka� w
mniejszym, lecz r�wnie presti�owym domu z widokiem na rezerwat �owiecki. Mieszka� tam
a� do �mierci.
Do dzi� nie potrafi�a pozby� si� bolesnych wspomnie�, cho� teraz przy�mi�y je k�opoty
zawodowe.
- Wiedzia�am od pocz�tku, �e to z�y omen - powiedzia�a do siebie, wygl�daj�c przez
okno. Na p�nocy l�ni�y dach�wki ekskluzywnych posiad�o�ci. Odwr�ci�a wzrok, �eby uciec
od nieprzyjemnych my�li. - Przedstawienie musi trwa�... - B�bni�a palcami po udzie, g�owi�c
si� nad zast�pczym scenariuszem. Jej �ycie tak�e musia�o toczy� si� dalej, wi�c i to
przedstawienie si� odb�dzie. Na pewno co� wymy�li.
Front budynku udekorowano na t� okazj� flagami, a na wyst�p Lindsey przygotowano
du�� drewnian� scen�. �wirowy parking sta� si� centrum pikniku. Ca�e rodziny spragnione
dobrej zabawy kr��y�y mi�dzy stolikami i bufetami pe�nymi przek�sek oraz napoj�w
orze�wiaj�cych.
Lindsey dostrzeg�a Ann� Beckford, w�a�cicielk� �Trzech �ycze�", u�miechaj�c� si� do
fotografa i ukradkiem zerkaj�c� na zegarek. Potem Ann� zacz�a gaw�dzi� do�� nerwowo z
m�czyzn� w kwiecistej koszuli, kt�ry zdawa� si� zasypywa� j� pytaniami. Prasa! Lindsey a�
PODW�JNE �YCIE UNDSEY
7
j�kn�a. Amanda Mendenhall, w�a�cicielka firmy, kt�ra wynaj�a j� na ten wyst�p,
rzeczywi�cie wspomnia�a, �e �ci�gnie kogo� z gazety z Wilmington.
Reporter by�, jak by to okre�li�y jej przyjaci�ki z col-lege'u, wart drugiego spojrzenia.
Przystojny, ubrany w nieco ekscentrycznym stylu, pewny siebie. Z tego, co mog�a dostrzec
przez okienn� szyb�, nie podchodzi� do swojej pracy zbyt entuzjastycznie.
Pewna, �e nikt jej nie obserwuje, Lindsey pozwoli�a sobie na luksus kilku ukradkowych
spojrze�. Temu m�czy�nie naprawd� warto by�o si� przyjrze�. Ciemne w�osy, ciemne oczy i
ta krzykliwa koszula przy tradycyjnych spodniach khaki i zwyk�ych mokasynach. Je�eli ubi�r
�wiadczy o cz�owieku, to akurat w jego przypadku nie �wiadczy� o niczym.
W ko�cu nieznajomy znikn�� jej z oczu i mog�a powr�ci� do rzeczywisto�ci. Zastanowi�a
si� nad sytuacj�. Ogromne, bladozielone buciska nie pozwala�y jej na przechadzk� po pokoju,
wystukiwa�a wi�c niespokojny rytm pomalowanymi w groszki paznokciami. Przerwa�a tylko
na chwil�, �eby na�o�y� bulwiasty, bladoniebieski lateksowy nos, przez ca�y czas trudz�c si�
nad wymy�leniem jakiego� planu B.
- Lindsey Major?
Odwr�ci�a si�. Reporter sta� teraz w progu, u�miechaj�c si�, z r�koma w kieszeniach i
przekrzywion� g�ow�. Jego ciemne w�osy by�y g�ste i niesfornie zmierzwione, a wygi�te w
�uk brwi zdradza�y wi�cej ni� zaciekawienie. Mierzy� j� wzrokiem od st�p do g�owy, jakby
dobrze wiedzia�, �e przed chwil� i ona robi�a to samo. Zacz�a skuba� nerwowo ko�nierz.
Nieznajomy znienacka szeroko si� u�miechn��, co tak o�ywi�o rysy jego twarzy, �e Lind-
8
PODW�JNE �YCIE UNDSEY
sey poczu�a si� kompletnie onie�mielona. Sekund� p�niej roze�mia� si� na g�os.
- Prosz� mi wybaczy� - mrukn��.
- Musia�abym panu wybaczy�, gdyby si� pan nie roze�mia�.
By� przystojny, ale Lindsey skupi�a uwag� przede wszystkim na jego koszuli. Z bliska
kwiecisty hawajski wz�r okaza� si� dzik� pl�tanin� tropikalnych paproci i innych
egzotycznych ro�lin. Mieni�a si� na jego piersi dziesi�tkami kolor�w, od czerwonego przez
cynober do lawendowego, idealnie pasuj�c do barw jej kostiumu klowna, lateksowego nosa,
peruki i paznokci. Oceni�a go na jakie� metr siedemdziesi�t pi��, metr siedemdziesi�t osiem
wzrostu. Dziennikarz z szerokimi plecami i wyczuciem stylu. W duchu modli�a si�, �eby mia�
te� poczucie humoru. Rozwi�zanie jej problemu by�o na wyci�gni�cie r�ki.
- Marko D'Abruzzi - wykrztusi�, chichocz�c. - Ca�kiem udane przebranie.
- Dzieciaki lubi� niespodzianki. Ten klown ob�dzie si� bez czerwonego nosa. - Lindsey
nacisn�a schowany w mankiecie guzik i roze�mian� twarz, wymalowan� na wypchanym
ty�ku jej spodni, o�ywi�o szale�cze migotanie �wiate�ek. Marko b�yskawicznie cofn�� d�o�,
kt�r� wyci�gn�� na powitanie.
- Czy ma pani w d�oni jaki� brz�czyk?
- Niczego nigdy nie mo�na by� pewnym. Po prostu musi mi pan zaufa�. - Lindsey
zatrzepota�a mu przed oczami paznokciami w groszki.
- Bezgranicznie. - Oszo�omiony Marko zrobi� krok do przodu i powt�rnie wyci�gn��
r�k�. Lindsey poda�a mu swoj�, pochwyci�a jego zdziwione spojrzenie i czeka�a.
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
9
Spojrza� na swoj� d�o� i zobaczy� w niej kawa�ek gumy.
- �wietnie! Ma pani w repertuarze wi�cej takich sztuczek?
- Nie jestem iluzjonistk�. Pracuj� z pacynkami i opowiadam r�ne historie.
- Tam ju� wszyscy czekaj�. Pewnie szykowa�a si� pani do wyj�cia na scen�.
- Niezupe�nie. - B�yskawicznie oceniwszy sytuacj�, postanowi�a zda� si� na sw�j
instynkt. - Zastanawiam si�, w jaki spos�b nam�wi� pana na... ma�e szale�stwo.
- Czy�by klown sk�ada� mi nieprzyzwoit� propozycj�?
- Owszem, mo�na to tak nazwa�. Znalaz�am si� w podbramkowej sytuacji.
- To zaczyna do mnie przemawia�.
Lindsey przysun�a si� bli�ej. Stara�a si� opanowa�, maj�c nadziej�, �e w tonie jej g�osu
jest do�� zdecydowania i pewno�ci siebie.
- Mam powa�ny k�opot. W�a�nie zadzwoni�a moja partnerka. Jest chora, zatru�a si�.
Potrzebowa�am jej tylko jako statystki, do niczego wi�cej. - Wskaza�a palcem koszul�
reportera, ledwie powstrzymuj�c si�, �eby jej nie dotkn��. - Pewnie pan zauwa�y�, �e m�j
kostium i pana koszula, te purpury i czerwienie, znakomicie do siebie pasuj�.
- Nie, chyba nie chce pani... - Cofn�� si� o krok. Bez skr�powania zwichrzy�a mu w�osy.
- Wystarczy odrobina wody, �eby zrobi� z tego cudowne loki. Wola�abym, �eby by�y
lawendowe, ale ciemnobr�zowe te� ujd�. Mo�e pan w�o�y� moje buciory. Czubki s�
wypchane gazetami. - Tym razem wbi�a mu palec prosto w pier�. Marko by� przera�ony.
10
PODW�JNE �YCIE UNDSEY
- Nie. Nic z tego. Przykro mi, �e pani partnerka zachorowa�a, ale nie b�d� klownem.
Jestem pewien, �e wymy�li pan co�... albo znajdzie kogo� innego.
- Nie ma na to czasu. - Desperacja, a tak�e anonimowo��, kt�r� zapewnia� jej pe�ny
makija� i kostium, pomog�y Lindsey wykrzesa� z siebie �mia�o��, o jak� nigdy by si� nie
podejrzewa�a. Chwyci�a Marka za rami� i pr�bowa�a sobie przypomnie� jego nazwisko. -
Panie... Marko, jestem lalkark�, ale zwykle korzystam z drugiego klowna jako statysty.
Potrafi� zaimprowizowa� wi�kszo�� z tego, co mia�a robi� Betsy. Potrzebuj� tylko pa�skiego
cia�a.
- Mojego cia�a.
- Pa�skiego cia�a. To ja b�d� m�wi�a i wykonywa�a wszystkie ruchy.
- Co do tego zgoda.
- Niech mnie pan nie przyprawia o rumie�ce, bo sp�ynie mi z twarzy ca�y makija�.
- Po tym przedstawieniu jako� trudno mi sobie wyobrazi�, �e potrafi si� pani rumieni�.
Naprawd� chcia�bym pom�c, ale o czwartej mam nast�pne spotkanie. Poza tym nie bardzo
znam si� na dzieciach. Nie mam bladego poj�cia, czym je mo�na rozbawi�. - Spojrza� przez
okno. -A tam na zewn�trz widz� t�um niezno�nych ma�ych �obuziak�w.
Lindsey spu�ci�a wzrok i zrzuci�a buty.
- I za chwil�, je�li z�y klown nie wyst�pi, ich ufne, niewinne serca zostan� z�amane.
Marko wybuchn�� �miechem.
- Najpierw pani flirtuje, a teraz bierze mnie na lito��.
- Ja nie flirtuj�!
- A ta pro�ba o moje cia�o?
- Potrzebuj� statysty, to wszystko.
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
11
- Prosz� zaprosi� do wsp�pracy jakie� dziecko.
- To zepsuje ca�y efekt.
- Ma pani zadziwiaj�cy dar przekonywania.
- Jak wida� niedostateczny. Znowu si� roze�mia�.
- �amie mi pani serce, ale naprawd� nie mog� pani pom�c. To spotkanie...
- Sko�czymy przed czwart�, obiecuj�. - Lindsey zatrzepota�a swoimi
trzycentymetrowymi sztucznymi rz�sami i spojrza�a mu prosto w oczy. - Naprawd� chc�,
�eby to dobrze wypad�o.
- Nie jestem aktorem.
- Ani ja. - Lindsey stara�a si� m�wi� powa�nie, zdaj�c sobie spraw�, jak �miesznie
wygl�da. - Przede wszystkim jestem redaktork�, wolnym strzelcem - reklamy, broszury,
public relations. Ten wyst�p zam�wi�a u mnie firma Men-denhall i Lipton. Od kilku miesi�cy
stara�am si� dotrze� do jej w�a�cicielki. Trudno u niej dosta� prac�, ale to jedna z najlepszych
agencji reklamowych i dobrze p�aci. Od czasu do czasu wyst�puj� z pacynkami, ale na chleb z
mas�em zarabiam pisaniem. Je�eli to zawal�, mog� si� przesta� modli� o prawdziw� prac�.
- Wyrobi sobie pani reputacj� albo zamkn� si� przed pani� wszystkie drzwi?
- Los wolnych strzelc�w zale�y s� od zdobytych referencji i znajomo�ci. Powiedzmy
sobie wprost: Amanda Mendenhall mo�e ogromnie powi�kszy� moje dochody. W przysz�ym
tygodniu mia�am z ni� um�wione spotkanie, ale wyjecha�a na miesi�c w biznesowo-po�lubn�
podr�. Nagle co� jej odbi�o i wysz�a po raz drugi za swojego by�ego m�a.
- Wiem.
12 PODW�JNE �YCIE LINDSEY
- W ka�dym razie wyjecha�a. Nie zd��y�am dosta� od niej zlecenia, na nieszcz�cie, nie
obejrzy te� mojego wyst�pu. Tylko pan mo�e mnie uratowa�. Ann� Beckford powie jej, �e
warto we mnie inwestowa�. Zdaj� sobie spraw�, �e to brzmi �miesznie, ale, niech mi pan
wierzy, po raz pierwszy b�agam ca�kiem obcego cz�owieka, �eby wyst�pi� ze mn� w roli
klowna. To dlatego, �e jestem w sytuacji bez wyj�cia. - Wykona�a nieokre�lony gest d�oni�,
zak�opotana nut� paniki w swoim g�osie.
- Nie ma pani chyba zamiaru wyp�akiwa� si� na moim ramieniu?
- Wyp�akiwa�? Oczywi�cie, �e nie.
- Je�li rumieniec m�g�by rozpu�ci� ten makija�, boj� si� nawet pomy�le�, co by zrobi�y z
nim �zy. Podejrzewam, �e najpierw odklei�yby si� te rz�sy.
- Nie jestem p�aczliwa, panie DeLuca.
- D'Abruzzi.
- Wszystko jedno.
- Marko D'Abruzzi. Bior�c pod uwag� okoliczno�ci, mog�aby pani zapami�ta� to
nazwisko.
ROZDZIA� DRUGI
- A teraz popisowa poza prawdziwego m�czyzny -wyszepta�a Lindsey do ucha Marka,
chrypi�c z po�udniowym zaspiewem. Tym razem by�o to prawe ucho i znowu ten szept
wprawi� w dygot jego nerwy. Publiczno�� �mia�a si� i klaska�a, a Marko wci�ga� powietrze,
nadyma� klatk� piersiow� i opiera� d�onie na biodrach.
Udzia� w przedstawieniu kukie�kowym redaktorki-lal-karki by� ostatni� rzecz�, kt�r�
zaplanowa�by sobie na weekend. Na czwart� um�wi� si� na mecz tenisowy, a potem czeka�o
na niego mn�stwo zaleg�ej pracy. Nagle po jego prawym ramieniu zacz�� ta�czy� zrobiony ze
skarpetki baranek. Potem skarpetkowe jagni� zabra�o si� do lizania mu �eber, czekaj�c na
bee-bee-bee, kt�re Lindsey cichutko wybekiwa�a mu prosto do ucha. Czu� na policzku jej
oddech. Jego sk�ra nie mog�a zdecydowa� si�, co lepsze - g�sia sk�rka czy gor�cy rumieniec.
Znieruchomia� z wra�enia.
Kiedy opowiada�a swoje nieziemskie historie, baranek ta�czy� po jego naturalnie
kr�conych w�osach. A niech to! Rano, jak zwykle, po�wi�ci� mn�stwo czasu na ich prosto-
wanie, a teraz wystarczy�o kilka kropli wody i kr�ciutki masa� szczup�ych palc�w Lindsey,
�eby skr�ci�y si� na nowo.
- Nie umywaj� si� do mojej peruki, ale mog� by�
14
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
- stwierdzi�a po tym zabiegu, kiedy czu� jeszcze na g�owie g�si� sk�rk�.
Gdy sko�czy�a nak�ada� mu na twarz makija� klowna, czu�, �e nie wydob�dzie z siebie
ani s�owa. Pali�a go sk�ra od czubka g�owy po szyj�. Teraz, kiedy dzieciarni� rozbawia�o
hasaj�ce po jego piersi jagni�, zupe�nie nie w por� i ca�kiem nie na miejscu seria b�ogich
dreszczy przenika�a ca�e jego cia�o. Dotyk klowna Lindsey w jednej chwili by� wsz�dzie, a
zaraz potem nigdzie, pozostawiaj�c po sobie wra�enie, kt�re w r�wnym stopniu koi�o go i
denerwowa�o. Trzydzie�ci rodzin ogl�da�o jej popisy, a on dzi�kowa� niebiosom, gdy silna
wiosenna bryza wdar�a si� pod r�kawy jego koszuli, przynosz�c chwilow� ulg�.
- Uk�o� si� teraz nisko - us�ysza�.
Pochyli� si�, a baranek i jagni� staraniem lalkarki pow�drowa�y w g�r�, po jego
kr�gos�upie, docieraj�c a� do w�os�w. Sta� tak, pochylony w niskim uk�onie, dop�ki Lindsey
nie zabra�a swoich pacynek i nie uk�oni�a si� tak�e. Jej bose stopy wyziera�y spod poszarpanej
koronki pantalon�w. Przed oczami mign�� mu czerwony lakier na paznokciach. Odruchowo
chwyci� jej d�o� i u�miechn�� si� do publiczno�ci, �wiadomy, �e ona odwraca si� do niego.
Niesamowicie b��kitne oczy klowna Lindsey zaokr�gli�y si� pod fr�dzlami sztucznych rz�s.
Z ka�dym wybuchem aplauzu publiczno�ci k�aniali si� razem. I za ka�dym razem palce
Lindsey zaciska�y si� mocniej na jego palcach.
- Spodobali�my si� - wyszepta�, a ona znowu obrzuci�a go zdziwionym spojrzeniem.
Kiedy publiczno�� zacz�a si� rozchodzi�, Marko, w ogromnych buciskach klowna,
g�o�no tupi�c, pow�drowa� za Lindsey. Mia� ochot� wzi�� j� za r�k�, jak chwil�
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
15
wcze�niej na scenie, i i�� za ni� dalej, na parking sk�pany w promieniach zachodz�cego
s�o�ca, gdziekolwiek, gdzie byliby sami i gdzie m�g�by podda� si� jej czarom. Powiedzia�a,
�e nie jest czarodziejk�, ale ta kobieta w przebraniu klowna, kimkolwiek by�a, nada�a nowe
znaczenie s�owu �fantazja". Marko D'Abruzzi nie mia� nic przeciwko temu, �eby by�
obiektem jej czar�w.
- Masz wrodzony talent - powiedzia�a, gdy wchodzili do biura.
- Pos�ugujesz si� pacynkami w taki spos�b, �e trzeba to zobaczy�, �eby uwierzy�... albo
poczu�, jak w moim przypadku.
- Dzieciaki uwielbiaj� po�cigi.
- Znam doros�ych, kt�rzy te� w tym gustuj�. - Marko usiad� na kraw�dzi biurka. - Mam
nadziej�, �e uwolnisz mnie od tej tapety na twarzy.
- B�dzie przy tym troch� roboty. - Lindsey wr�czy�a mu paczk� papierowych chusteczek
i wetkn�a r�cznik za ko�nierz rozpi�tej koszuli.
Zamkn�� oczy. Przytrzymuj�c jedn� r�k� jego w�osy, drug� zacz�a �ciera� z twarzy bia�y
puder. Cudowne uczucie powr�ci�o i Marko znowu m�g�by przysi�c, �e jej d�o� dr�y.
- Szkoda, �e nie widzia�a nas Amanda Mendenhall. S�dz�, �e pozytywnie oceni�aby ten
wyst�p. Jest strasznie wymagaj�ca.
- Potrafisz rozgrzewa� ludzi.
Zapad�o niezr�czne milczenie. Lindsey naprawd� dr�a�a r�ka. Wpatrywa�a si�
nieruchomo w chusteczk�, a potem wyczy�ci�a sobie ni� d�onie.
- Marko, s�dz�, �e sam powiniene� sobie z tym poradzi�.
16
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
Spojrzeli na siebie. Kontrast mi�dzy bia�ym pudrem a g�stymi ciemnymi rz�sami
sprawia�, �e oczy Lindsey wyda�y si� niemal granatowe, przepa�ciste jak g��bia g�rskiego
stawu. Wr�czy�a mu s�oiczek nafty kosmetycznej w �elu.
- Reszt� makija�u zmyjesz tym, a potem myd�em z wod�. Tam jest �azienka.
Je�eli Lindsey Major prowadzi jak�� pokerow� zagrywk�, to nie jest to odpowiednia
pora, �eby j� sprawdza�. Marko odczeka� chwil� i odstawi� s�oiczek na biurko.
Nagle Lindsey znowu dotkn�a jego ramienia.
- Marko, przepraszam. Co si� dzieje z moj� g�ow�? Nie powinnam by�a m�wi� czego�
takiego.
- Czego� takiego? - powt�rzy� bezwiednie, usi�uj�c przypomnie� sobie jakie� zdanie,
kt�rego ta dziewczyna mog�aby �a�owa�.
- To, co powiedzia�am o Amandzie Mendenhall, powinno pozosta� mi�dzy nami.
- Interesy? - Z trudem wr�ci� do rzeczywisto�ci. - Rozumiem. Nie ma sprawy.
- Jakie spotkanie masz o czwartej?
- Tenis.
- Piszesz o sportowcach?
- Nie... sk�d�e. Sam gram co tydzie�.
Lindsey Major zdumiewa�a go. By�a przecie� tylko klownem. Nie widzia� jej twarzy ani
figury, nie rozpozna�by jej bez kostiumu, nawet gdyby pojawi�a si� na wyci�gni�cie r�ki.
Mimo to ka�dy jej dotyk sprawia� mu erotyczn� przyjemno��. Nie m�g� tego nazwa� inaczej.
I by� �wi�cie przekonany, �e ona o tym wiedzia�a.
- Masz przy sobie wizyt�wk�? - zapyta�, �eby podtrzyma� rozmow�.
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
17
- Chodzi o interesy?
- A przysz�o ci co� innego do g�owy?
- Oczywi�cie, �e nie.
Nagle �wiadomo��, �e nie mo�e zobaczy� wyrazu jej twarzy, zbi�a go z tropu. Czu� si�
przez to dziwnie przejrzysty, m�odzie�czo otwarty. Zerkn�� na jej palce w poszukiwaniu
obr�czki, pomimo �e jej brak �atwo m�g� wyt�umaczy� rol� klowna, a nie wolnym stanem
cywilnym, ale tak czy inaczej... Ta kobieta mia�a styl, kt�ry os�abia� w nim poczucie
dystansu. Jej bezceremonialna �mia�o�� prowokowa�a go, jej determinacja nies�ychanie mu
imponowa�a.
- Powodzenia w pracy - powiedzia� niepewnie, gdy poda�a mu wizyt�wk�.
- Dzi�ki.
Oboje na chwil� zamilkli.
- Lindsey, dosz�o tu do pewnego nieporozumienia.
- Mam nadziej�, �e nie zrozumia�e� mnie... opacznie. Znalaz�am si� w niezr�cznej
sytuacji...
- To akurat mo�e poczeka�. Najpierw ja powinienem ci co� wyja�ni�.
Us�yszeli pukanie do drzwi i odwr�cili si� jednocze�nie.
- Pani Major? Jestem Sarah Brant z �Morning News". Zrobili�my tu par� niez�ych zdj��.
Czy znalaz�aby pani czas na kr�tki wywiad?
Marko wstrzyma� oddech. Mia� poczucie winy i przeklina� pechowy zbieg okoliczno�ci.
Kiedy klown zawaha� si� i odwr�ci� z powrotem do niego, zmarszczy� twarz w bezradnym
grymasie.
- Nie rozumiem, przecie� rozmawia�am ju� z dziennikarzem - powiedzia�a Lindsey.
18
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
- W�a�nie zamierza�em ci to wyja�ni� - potulnie wtr�ci� Marko. - Jestem dyrektorem
artystycznym firmy Men-denhall i Lipton. Mam nadziej�, �e pozwolisz mi wyt�umaczy� to
nieporozumienie podczas kolacji, po moim meczu tenisowym.
- Dyrektor artystyczny firmy Amandy Mendenhall?
- Tak.
- I pozwoli�e� mi tak gada� i gada�... Nic nie powiedzia�e�.
- Stara�em si�. Wi�c co z dzisiejszym wieczorem?
- Oczywi�cie, �e nic! Zerkn�a na zegarek.
- Zatem najlepsze, co mog� zrobi�, to prosi� ci� o wybaczenie jutro rano. Wpadnij do
biura po czek. Wtedy wszystko ci wyja�ni�.
ROZDZIA� TRZECI
- Nie zapomnisz? O wp� do czwartej mam trening baseballu.
- Lexie, kiedy wr�cisz ze szko�y, b�d� ju� w domu. - Lindsey uca�owa�a swoj�
o�mioletni� pociech�.
- Mam teraz na imi� Alex, mamusiu, m�wi�am ci przecie�.
- Dla mnie jeste� Aleksandr� Major Russell, kochanie, bez wzgl�du na to, jakie sobie
wymy�li�a� przezwisko.
- Wybra�am Alex, bo gram w baseball, tak jak ty w pracy u�ywasz nazwiska Major.
- Dosy� tego. Postaram si� zapami�ta� twoje nowe imi�.
�wiadomie postanowi�a u�ywa� w pracy panie�skiego nazwiska. Lindsey Major,
redaktorka, pisarka - to imi� i nazwisko drukowano w ksi��ce telefonicznej i w gazetach na
stronach z og�oszeniami. Za� Lindsey Russell, samotna matka tr�jki dzieci, prowadzi ciche,
spokojne �ycie.
Na d�wi�k warkotu silnika szkolnego autobusu Lindsey przypomnia�a sobie o swoich
sze�cioletnich bli�ni�tach.
- Hej, dzieciaki, zbierajcie si�! Wasz rydwan nadjecha�.
- Co mi przygotowa�a� na lunch? - spyta�a Brooke, ca�uj�c matk� w policzek.
- Piernik z makiem i sa�atk� z pasternakiem.
- Pewnie - zakpi� jej braciszek. - To znaczy, �e kanap-
20
PODW�JNE �YCIE UNDSEY
k� z kie�kami i z szynk� albo z czym� jeszcze gorszym. Dlaczego musimy je�� takie
rzeczy? Matka Andy'ego Sterna daje mu na lunch prawdziwe lody i taaki wielki kawa� ciasta.
- Justinie, ja nie jestem mam� Andy'ego. - Lindsey poca�owa�a syna na po�egnanie.
- Mo�e by�cie w ko�cu wyszli - pop�dza�a bli�niaki Lexie. - Gdyby�cie mieli wykupiony
lunch w szkole, jak wszystkie normalne dzieci, nie musieliby�cie wcina� zdrowych kanapek
mamy.
Pisk hamulc�w autobusu i �wist otwieranych drzwi przerwa�y im rozmow�. Lindsey sta�a
na podje�dzie, dop�ki ca�a tr�jka nie wesz�a do �rodka, a potem zamkn�a za sob� frontowe
drzwi domu i znowu zacz�a my�le� o Marku. Od wczorajszego popo�udnia robi�a to bez
przerwy.
W czasie jazdy do Wilmington zgrzyta�a z�bami, rozpami�tuj�c ich nieszcz�sn�,
idiotyczn� rozmow� po wyst�pie. Pozwoli� jej m�wi� o Amandzie, pozwoli� ple�� o tym, jak
bardzo potrzebuje pracy i jak bardzo zale�y jej na zrobieniu dobrego wra�enia na w�a�cicielce
agencji reklamowej. Przypomnia�a sobie ostatnie pi�� minut ich spotkania i wpad�a w furi�.
Furi� podszyt� upokorzeniem.
Z drugiej strony, ten sam Marko pojawi� si� jako zupe�nie obcy cz�owiek w jej
zaimprowizowanej garderobie, przysta� na jej szalony plan, pozwoli� si� ubra� w kostium
klowna, na�o�y� sobie makija� i zrobi� z siebie przedstawienie przed t�umem dzieci i ich
rodzic�w. Za to nale�a�o mu si� uznanie. Gdyby tylko jej nie podrywa� i nie udawa� reportera.
Oczywi�cie musia�a przyzna�, �e nie by� natarczywy i nie przekroczy� granic niewinnego
flirtu, ale te� nie mia�a najmniejszych w�tpliwo�ci, �e sprawy posun�-
PODW�JNE �YCIE UNDSEY
21
�yby si� o wiele dalej, gdyby mu na to pozwoli�a. I gdyby sobie na to pozwoli�a...
Marko zrobi� na niej piorunuj�ce wra�enie. Przypomnia�a sobie, jak �omota�o jej serce,
kiedy przygl�da�a mu si� przez okno biura �Trzech �ycze�". Ale ona z nim nie flirtowa�a.
W�tpi�a nawet, czy pami�ta, jak to si� robi. Na tym etapie �ycia to w og�le nie wchodzi�o w
gr�.
Do diab�a, jak niewiele brakowa�o, �eby wda�a si� w romans. A przecie� los trojga dzieci
zale�y od jej rozs�dku i umiej�tno�ci dbania o w�asne interesy. Nie, pan Marko jaki� tam,
asystent klowna w hawajskiej koszuli, nie sprowadzi jej na z�� drog�. Cho�by dlatego, �e jest
facetem, kt�ry ma jej wr�czy� czek z wyp�at�.
Przedzieraj�c si� przez uliczne korki, wci�� rozmy�la�a o wczorajszym przedstawieniu,
cho� najch�tniej wyrzuci�aby je z pami�ci. Co j� podkusi�o? Obmacywa� faceta, jakby by�
manekinem... Wodzi� r�kami po jego torsie, po tych szerokich ramionach, po �ebrach... Co
ona sobie wtedy my�la�a?
Nie my�la�a w og�le. I na tym polega� problem. Tak jej zale�a�o jej na tym
przedstawieniu, �e zapomnia�a o rozs�dku. Powinna by�a skorzysta� z rady Marka i improwi-
zowa� z jakim� dzieckiem. Prowokowa�a go, wichrz�c mu w�osy, nak�adaj�c na twarz puder,
a potem wycieraj�c mu policzki, jak gdyby by� jednym z jej dzieci. Czy mo�e wini� go za to,
�e �le zrozumia� jej intencje?
Podjecha�a na prywatny parking agencji Mendenhall i Lipton. Swoj� drog�, w tym Marku
by�o co� uwodzicielskiego - w tym niepokoj�cym b�ysku w jego oczach, w braku
skr�powania... Wszelkiej ma�ci podrywacze i uwodziciele zawsze si� ko�o niej kr�cili, by�a
do tego
22 PODW�JNE �YCIE LINDSEY
przyzwyczajona. Tylko �e tym razem sprawi�o jej to przyjemno��...
- Opami�taj si� - mrukn�a do siebie, parkuj�c samoch�d.
Zatrzasn�a drzwi i spojrza�a na zegarek. Mia�a do�� czasu, �eby odebra� czek, a potem
skoczy� na drug� stron� ulicy do The First Trust, gdzie musi zostawi� maszynopis dla
�Bravo", miesi�cznego biuletynu, kt�ry opracowywa�a dla Towarzystwa Operowego
Brandywine Valley. Perspektywa drugiego spotkania z�agodzi�a jej obawy. Zostanie z
Markiem nie d�u�ej, ni� b�dzie to konieczne.
Agencja Mendenhall i Lip ton dzia�a�a od niedawna, a wie�� nios�a, �e nie ma w niej
nad�tych, zarozumia�ych typ�w, z kt�rych s�yn�a bran�a reklamowa. Co prawda Lindsey
by�a tam tylko raz, �eby om�wi� przedstawienie kukie�kowe i ewentualn� przysz��
wsp�prac�, ale to wystarczy�o, �eby doceni� ich przyjazne nastawienie. Jako wolny strzelec
cz�sto musia�a znosi� zachcianki chimerycznych szef�w, �eby otrzyma� dobrze p�atne
zlecenie. I nie raz przyjmowa�a prac�, kt�ra niewiele j� obchodzi�a, od ludzi, kt�rzy robili na
niej jej jeszcze gorsze wra�enie.
Wiedzia�a, �e agencja Amandy Mendenhall uwa�ana jest w bran�y za firm� z
perspektywami rozwoju. W�a�cicielka tu i �wdzie dawa�a do zrozumienia, �e agencja dostaje
wi�cej zlece�, ni� jest w stanie wykona� samodzielnie. Lindsey postanowi�a przekona�
tward�, ale sprawiedliw� szefow�, �e to w�a�nie ona mo�e rozwi�za� jej problemy. Ale nie
bardzo jej odpowiada�o, �e pod nieobecno�� Amandy zmuszona b�dzie przekonywa� o tym
Marka.
Recepcjonistka, Karen Winters, siedzia�a przy biurku w holu, z kt�rego prowadzi�y drzwi
do kilku ma�ych prze-
PODW�JNE �YCIE LINDSEY 23
szklonych boks�w biurowych. Z jej miny wynika�o, �e zapami�ta�a Lindsey.
- Mia�am spotka� si� z Markiem i odebra� czek.
- Tak, uroczyste otwarcie �Trzech �ycze�". S�ysza�am, �e oczarowa�a pani te dzieciaki.
- Naprawd�? Dzi�ki.
- Oczywi�cie pani utalentowany asystent przypisuje sobie ten sukces. - Karen roze�mia�a
si�. - Nie mam poj�cia, jak go pani do tego nam�wi�a, ale �a�uj�, �e nie widzia�am Marka w
akcji. Te jego straszne hawajskie koszule nadaj� si� wy��cznie na str�j klowna.
- Jakie on, do diab�a, nosi nazwisko? - Lindsey �ciszy�a g�os.
- D'Abruzzi, przez dwa z - poinformowa�a j� Karen. - Nie musi pani szepta�. Wyskoczy�
po �niadanie do sklepiku za rogiem. Zaraz wr�ci. Mo�e pani poczeka� w jego pokoju.
Marko wszed� do holu z kwa�n� min� i z torb� �wie�ych, pachn�cych bu�eczek. Z�o�� go
bra�a na my�l o kolejnym pospiesznym posi�ku przy desce kre�larskiej.
- Przepracowany i �le op�acany - mrukn�� pod nosem, podchodz�c do biurka Karen.
- Zostaw te �ale dla kogo� bardziej wsp�czuj�cego. Masz go�cia.
- Klient? Chyba nie Patrowski! M�wi�em mu przecie�, �e projekt tej broszury b�dzie
gotowy po trzeciej.
- To nie jest Jack Patrowski.
- Wi�c kto? Karen unios�a brwi.
- Je�li to mia� by� komentarz do mojego prywatnego �ycia, to trafi�a� jak kul� w p�ot. Od
wyjazdu Amandy
24
PODW�JNE ZYCIE LINDSEY
zajmuj� si� wszystkim, z wyj�tkiem po�ow�w do mojego �piwora.
Odwr�ci� si� i zerkn�� przez szyb� do swojego pokoju. Przy desce kre�larskiej sta�a jaka�
blondynka. Przygl�da�a si� szkicom przypi�tym do wisz�cej na �cianie tablicy. Mia�a modnie
przyci�te, kr�tkie w�osy. R�owa bawe�niana bluzka otula�a kszta�ty, na kt�rych ch�tnie
zatrzyma�by wzrok troch� d�u�ej, gdyby nie gapi�a si� na niego Karen. Nieznajoma by�a w
prostej sp�dnicy, rozci�tej z ty�u do kolan, i w pantoflach na p�askich obcasach.
- Nie jeste� w galerii sztuki - upomnia�a go Karen.
- Pr�buj� j� jako� umiejscowi� w pami�ci. - Marko u�miechn�� si�. - Jestem sterany
prac�, ale zapami�ta�bym, gdyby kto� taki pojawi� si� w moim prywatnym �yciu.
- Zapominasz si�, D'Abruzzi.
- To chyba nie jest Lindsey Major? - wyszepta�, zerkaj�c na zegarek.
- Lalkarka we w�asnej osobie. Mo�e ofiarowa�by� jej t� hawajsk� koszul� do kolekcji
kostium�w.
- Moje ubrania �wiadcz� o mnie - odpowiedzia� Marko, poklepuj�c zielono-��ty
pulower, o jaskrawym wzorze w kszta�cie bananowc�w. Ruszy� w kierunku pokoju, a gdy
stan�� w progu, jego go�� si� odwr�ci�. Lindsey by�aby jeszcze pon�tniejsza, gdyby si�
u�miecha�a. Podni�s� do g�ry papierow� torb�.
- O, cze��. Z jagodami czy z otr�bami? Usi�d�.
- Nie, dzi�kuj�. Jestem um�wiona.
- A czek?
- O czek poprosz�. I o kilka s��w wyja�nienia. �ledzi� wyraz jej twarzy. Teraz, bez
b�aze�skiego makija�u i przebrania, zwyczajnie go onie�miela�a. Widz�c
PODW�JNE �YCIE UNDSEY
25
jej zaci�ni�te usta i pami�taj�c, w jaki spos�b po�egnali si� poprzedniego dnia, doszed�
do wniosku, �e rumieniec na policzkach Lindsey jest naturalny.
- Wczoraj chyba wszystko posz�o jak nale�y?
- Gdybym wiedzia�a, kim jeste�, nigdy bym ci� nie poprosi�a o pomoc.
- Dlaczego?
- I na pewno bym ci si� nie zwierza�a.
- Nie oczekiwa�em zwierze�.
- To moja wina, ale ty powiniene� si� przedstawi�. Postawi�e� mnie w bardzo niezr�cznej
sytuacji.
Marko, zaj�ty por�wnywaniem stoj�cej przed nim kobiety z g�osem i d�o�mi klowna, z
trudem koncentrowa� si� na jej s�owach.
- Pr�bowa�em. Zanim zd��y�em si� po�apa�, zacz�a� mi opowiada� o Amandzie.
Chcia�em to przerwa�, ale by�o ju� za p�no. Strasznie by� si� zdenerwowa�a, gdybym si�
wtedy przedstawi�, a w ko�cu mia�a� przed sob� wyst�p. Pewnie na moim miejscu
post�pi�aby� tak samo.
- S�dzisz, �e udawa�abym kogo�, kim nie jestem? W�tpi�.
- Nie mia�em zamiaru nikogo udawa�. Od momentu, w kt�rym wszed�em do tego biura,
nie dawa�a� mi doj�� do s�owa. Par�a� na o�lep do celu.
- By�am zdesperowana.
- I bardzo przekonuj�ca.
- A ty czujesz si� absolutnie niewinny. - Lindsey powoli zaczyna�a traci� panowanie nad
sob�. - Pozwoli�e�, �ebym ci� wzi�a za...
- Wzi�a� mnie, za kogo chcia�a�. I nic z�ego si� nie sta�o. Znalaz�a� statyst�, a
przedstawienie wypad�o rew�-
26 PODW�JNE �YCIE LINDSEY
lacyjnie. Uratowa�em sytuacj�. Okaza�em si� bohaterem, a ty odnios�a� sukces.
- Wybacz, ale nie zaliczy�abym ci� do kategorii bohater�w. Poza tym by�o w tym co�
wi�cej i dobrze o tym wiesz.
- No tak, rodzaj flirtu.
- Chwileczk�!
- Nie r�b sobie wyrzut�w. Potrzebowa�a� na gwa�t pomocy i sk�oni�a� mnie do
wsp�pracy. To mi bardzo pochlebia�o. Jeste� naprawd� dobra.
Oczy Lindsey p�on�y, ale zdoby�a si� na u�miech.
- Nie pr�buj odwraca� kota ogonem.
- A mo�e by� wzi�a na siebie cz�� winy?
- Czy mog�abym po prostu wzi�� sw�j czek i zrezygnowa� z dalszej cz�ci tego seansu
psychoanalitycznego?
- Poprzestan� na odrobinie staromodnej uczciwo�ci. Nic nie szkodzi, �e wiem, jak bardzo
ci zale�y, �eby dla nas pracowa�. Wiem te�, �e je�li chcesz czego� naprawd�, to staniesz na
g�owie, �eby to osi�gn��. Wi�c nie r�bmy z tego problemu.
ROZDZIA� CZWARTY
Marko zdj�� ze sto�ka stos papier�w. Kiedy w ko�cu Lindsey zdecydowa�a si� usi���,
chwyci� jej d�o� i u�miechn�� si�.
- Nie ma ju� purpurowych paznokci w groszki.
- Wielu rzeczy ju� nie ma.
- Czy dobrze rozpoznaj� lekki po�udniowy akcent?
- Zmieniasz temat i pozwalasz sobie na osobiste wycieczki.
- To ty rozczochra�a� mi wczoraj w�osy i w�drowa�a� palcami po moim ciele. To
uprawnia mnie do takiego zachowania. - Czeka�, a� rumieniec na twarzy Lindsey bardziej si�
zaogni.
- W taki spos�b zarabiam na �ycie.
- To by�o rutynowe pytanie. Wszystkich klown�w pytam o ich akcent. A wi�c Wirginia?
P�nocna Karolina?
- Pochodz� z Raleigh, z P�nocnej Karoliny. Wyjecha�am stamt�d zaraz po szkole.
- To by� college dla klown�w?
- Anglistyka. - Lindsey zachichota�a mimowolnie. -Duke University.
Marko zagwizda�.
- Opowiedz mi o pacynkach. Mo�e si� kiedy� i mnie przydadz�.
- Zacz�o si� w college'u. Pracowa�am jako wolonta-riuszka w uniwersyteckim szpitalu i
przedstawieniami ku-
28 PODW�JNE �YCIE LINDSEY
kie�kowymi zabawia�am chore dzieci. A teraz lalkarstwo powi�ksza moje dochody.
- Kt�rych g��wna cz�� pochodzi z pisania.
- Tak. Liczy�am, �e wspomnisz o tym w swoim artykule, bo my�la�am, �e jeste�
reporterem.
- Wspomnia�a o tobie Sarah Brant. Jej artyku� znajdziesz w porannej gazecie, w dziale
biznesowym. Uroczyste otwarcia, lokalni rzemie�lnicy, edukacyjne zabawki, to co zwykle.
Opowiedzia�a te� o naszym przedstawieniu, dodaj�c, �e twoim g��wnym zaj�ciem jest
pisanie, redagowanie i public relations. Notatk� t� znajdziesz pod zdj�ciem rozanielonego
dzieciaka przy piknikowym stoliku
- Marko u�miechn�� si�. - Mo�liwe, �e to ja go tak oczarowa�em.
- Chcia�by�.
- Przyznasz chyba, �e stanowili�my wspania�y zesp�. Nic nie szkodzi, �e musia�em
wci�� s�ucha� o twoich planach i ambicjach. I �e wiem, jak bardzo ci zale�y na wsp�pracy z
nasz� agencj�. - Nachyli� si� nad biurkiem.
- Amanda jest wymagaj�cym szefem. To jej spos�b wyzwalania w ludziach tego, co w
nich najlepsze.
- Wola�abym, �eby� nie powtarza� jej tego, co powiedzia�am, kiedy wr�ci. Poza tym masz
woln� r�k� i mo�esz ten artyku� po�o�y� na jej biurku.
- Dobrze. - Marko roze�mia� si�.
- Za chwil� mam nast�pne spotkanie. Mog� prosi� o czek?
- Jest u Karen na biurku.
- Dobrze, ju� ci schodz� z oczu.
- W�tpi�, �eby agencja Mendenhall i Lipton nie doceni�a takiej osoby jak ty. - Kiedy
Marko u�miechn�� si� do rozpromienionej Lindsey, zadzwoni� telefon.
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
29
- Zapami�taj to i zaczekaj sekundk�.
Dzwoni� miejscowy drukarz z pytaniem o kr�j czcionki do wydawanej w�a�nie broszury.
Marko wstrzymywa� Lindsey gestem d�oni, ale ona postuka�a palcem w zegarek i wysz�a.
O drugiej zdenerwowana Lindsey wybieg�a z banku przy Rodney S�uare i ruszy�a z
powrotem do Stowman Place. Wiosenny wiatr siek� ch�odnym deszczem. Przypomnia�a sobie,
�e musi przygotowa� dla Alex kurtk� na trening baseballu. Chwil� p�niej Karen po raz drugi
tego dnia skierowa�a j� do pokoju Marka.
Siedzia� na wysokim sto�ku przy desce kre�larskiej, odwr�cony plecami do drzwi i
ca�kowicie poch�oni�ty prac�. Kiedy chrz�kn�a i nie doczeka�a si� odpowiedzi, wesz�a do
�rodka i po�o�y�a mu d�o� na ramieniu. Je�li nawet go zaskoczy�a, nie da� tego po sobie
pozna�.
Najdziwniejsze, �e ona sama by�a zaskoczona. Tego rodzaju poufa�o�� zupe�nie do niej
nie pasowa�a. Nie zwyk�a analizowa� motyw�w swojego zachowania, ale cho�by nie wiem
jak si� przed tym faktem broni�a, istnia�a mi�dzy nimi jaka� intymna wi�, kt�ra wydawa�a
si� ca�kiem naturalna.
Marko odwr�ci� si� z u�miechem. Jego rozbrajaj�ca mina wyra�a�a zdziwienie i rado��.
Podobne twarze widywa�a niezliczon� ilo�� razy podczas swoich kukie�kowych przedstawie�.
- Lindsey, spodziewa�em si� ciebie. Pewnie chcesz, �ebym podpisa� ten czek.
- Wiedzia�e�? Zauwa�y�am brak podpisu w banku. Marko, je�li to by� podst�p...
- Podst�p?
30 PODW�JNE �YCIE LINDSEY
- �eby mnie tu �ci�gn�� z powrotem.
- Jedyne, co musz� zrobi�, �eby ci� tu �ci�gn��, to zaproponowa� ci kolejne zlecenie.
Zak�opotana bezmy�lno�ci� swojej uwagi, tym razem naprawd� si� zarumieni�a.
- Po wczorajszym dniu naprawd� nie wiem, czego si� po tobie spodziewa�. Przepraszam.
- Pr�bowa�em ci� uprzedzi�. To znaczy, poprosi�, �eby� wzi�a czek od Karen i wr�ci�a z
nim. My�la�em, �e wychodzisz na chwil�, a kiedy zorientowa�em si�, co si� sta�o, ju� ci� nie
by�o. A swoj� drog�, dok�d posz�a�?
- Na Jedenast� Ulic�, do innego klienta.
- Do konkurencji.
- Trzeba co� je��.
- Dobrze. Nareszcie si� zgadzamy. Co by� powiedzia�a na wczesny obiad?
- Nie, dzi�kuj�. Musz� wraca� do domu. Spotkanie w towarzystwie operowym troch� si�
przeci�gn�o.
- Towarzystwo operowe! Ogl�dasz ich przedstawienia?
- Czasami daj� mi wej�ci�wki. Lubisz oper�?
- Oczywi�cie. W klanie D'Abruzzich mi�o�� do opery wysysa si� z mlekiem matki.
- Postaram si� zapami�ta�. - Lindsey wr�czy�a mu czek.
- Co robisz dla towarzystwa operowego?
- Opracowuj� biuletyn, broszury okoliczno�ciowe, dwa razy w roku zbieram dla nich
fundusze. Zajmuje si� wszystkim, co trzeba. Dzi� chodzi�o o nag�e poprawki, korekt�, tematy
do nast�pnego numeru. Nuda.
- Szanuj to, dzi�ki czemu masz chleb - to dewiza za�o�ycielki naszej agencji. S�uszna,
dzi�ki niej si� rozkr�-
PODW�JNE �YCIE LINDSEY
31
camy. Nie ma b�yskotliwych sukces�w, tw�rczej satysfakcji, oklask�w bez ci�kiej
solidnej pracy.
- Jestem dobra w jednym i drugim.
- Nie w�tpi�. - Roze�mia� si�, wr�czaj�c jej czek. -Nie zmienisz zdania w kwestii obiadu?
- Nie, naprawd� nie mog� przyj�� twojego zaproszenia.
- A p�ny lunch? Odm�wi�a, kr�c�c g�ow�.
- M�� czeka?
Lindsey wstrzyma�a oddech. Mia�a nadziej�, �e Marko nie s�yszy, jak �omocze jej serce.
- Nie mam m�a.
- A wi�c kto� wa�ny?
- Nie mieszam �ycia towarzyskiego z zawodowym.
- Dajesz mi kosza dla zasady. - Wpatrywa� si� przez moment w pod�og�, w jaki�
nieokre�lony punkt na wyk�adzinie. - Kobieta z zasadami - mrukn�� jakby do siebie.
- Z wieloma zasadami.
- Gdybym nie zajmowa� stanowiska dyrektorskiego, wsp�lny obiad by�by mo�liwy?
- Ale je zajmujesz, Marko.
- Jednym s�owem, �eby ci� znowu zobaczy�, b�d� musia� znale�� dla ciebie jakie�
zlecenie.
- Chyba tak. - Lindsey z ca�ych si� udawa�a opanowanie, ale przychodzi�o jej to coraz
trudniej.
- Zasady - za�mia� si� cicho, jakby dziwi�c si� samemu sobie.
- Wiele zasad.
Marko wzi�� od Lindsey czek i podpisa� go jako wiceprezes firmy. Kiedy go oddawa�, ich
d�onie spotka�y si�.
32 PODW�JNE �YCIE LINDSEY
- M�wi�c szczerze, nalega�em, bo wczoraj robi�a� na mnie zupe�nie inne wra�enie.
- Myli�e� si�.
- Myli�em si� - westchn��. - Tylko tyle? A gdzie �wi�te oburzenie, gdzie wybuch
w�ciek�o�ci?
- Potrzebowa�am twojej pomocy i tak d�ugo ci� namawia�am, a� si� zgodzi�e�. Przyznaj�,
by�am natarczywa, i przepraszam, je�li �le zrozumia�e� moje intencje. Jestem ci wdzi�czna za
pomoc w przedstawieniu, a twoje zaproszenie mi pochlebia.
- Ale to, czego naprawd� oczekujesz, to zlecenie?
- Oczywi�cie.
- I jestem na straconej pozycji?
- Marko, podejrzewam, �e nawet nie pami�tasz, kiedy ostatnio by�e� na straconej pozycji.
Musia�o ci tego brakowa�.
Kiedy wychodzi�a z pokoju, Marko wci�� si� �mia�.
ROZDZIA� PI�TY
Zdarza�y si� dni - a ten do nich nale�a� - w kt�re Lind-sey zastanawia�a si�, czy praca w
charakterze wolnego strzelca u�atwi�a jej �ycie, czy wprost przeciwnie, skomplikowa�a je nie
do zniesienia. O wp� do pi�tej, kiedy, kl�cz�c, wci�ga�a Justinowi przez g�ow� podkoszulek,
pomy�la�a o zaletach pe�noetatowej pracy na sta�e. Pozwoli�oby to jej skoncentrowa� si� na
karierze, a dzieci mog�aby popo�udniami zostawia� pod opiek� jakiej� godnej zaufania osoby.
Jednak nawet gdyby znalaz�a odpowiedni� �wietlic� albo prywatn� opiekunk�,
nadwer�y�oby to ju� i tak chwiejny bud�et. Bra�a te� pod uwag� prac� na p� etatu.
Wraca�aby wtedy do domu przed przyjazdem szkolnego autobusu. Ale przecie� teraz mia�a
podobn� sytuacj� i by�a ni� kompletnie wyczerpana. Czu�a si� jak w potrzasku.
Tak� dyskusj� z sam� sob� przeprowadza�a do�� cz�sto, jednak dzi� pojawi� si� w niej
nowy element. Przy Marku D'Abruzzim czu�a si� przezroczysta jak celofan, mo�e nieco
podkolorowany, z w�asn� faktur�, ale niezno�nie prze�wituj�cy. Te oczy przes�oni�te g�stymi
rz�sami przenika�y j� na wskro�, wykorzystuj�c ka�d� szczelin�, wkradaj�c si� w
najintymniejsze my�li. Odczu�a nag�� potrzeb�, �eby je chroni�.
Seksualne napi�cie - nie przychodzi�o jej do g�owy �adne lepsze okre�lenie - narasta�o w
niej od chwili, gdy
34 PODW�JNE �YCIE LINDSEY
Marko przekroczy� pr�g zaimprowizowanej garderoby w biurze �Trzech �ycze�".
Wiedzia�a, co czu�, by�a tego pewna. Wiedzia�a te�, niestety, �e on wie, i� ona czu�a to samo.
Niedobrze. Igra z losem. Sama prosi si� o k�opoty. �eby tak znowu by� tylko klownem w
bia�ej masce...
Zd��y�a na sam koniec treningu Aleksandry. Bli�ni�ta szala�y na pobliskim placu zabaw.
Postanowi�a przesta� my�le� o Marku. Popo�udnia nale�a�y do dzieci - �adnych zlece�,
spotka� ani erotycznych fantazji.
Baseball sta� si� pasj� najstarszej c�rki, a jej up�r, �eby dosta� si� do dru�yny graj�cej w
ma�ej lidze, rozczuli� Lindsey. Po pierwszym tygodniu trening�w Lexie za��da�a, by zwraca�
si� do niej Alex. W drugim zacz�a narzeka�, �e ch�opcy tylko odsuwaj� j� od gry albo
podrywaj�, i zapowiedzia�a, �eby nikt z rodziny nie przychodzi� jej ogl�da�.
Lindsey postanowi�a dowiedzie� si�, czy k�opoty Alex wynikaj� z braku umiej�tno�ci lub
pewno�ci siebie, czy te� wy�miewa si� z niej jaki� p�drak, kt�ry uwa�a, �e miejsce dziewczyn
jest w lidze softba�lowej.
O wp� do sz�stej skr�ci�a na podjazd prowadz�cy do ich ma�ego domku. Justin rozpi��
pasy i przeskoczy� na przednie siedzenie.
- Chc� kurczaka na kolacj�.
- Masz szcz�cie, Jus, na kolacj� jest w�a�nie kurczak.
- Chodzi�o mi o kurczaka na wynos, no wiesz, �czary mary kurczak z curry".
- Za cz�sto ogl�dasz telewizj�.
- Mama Andy'ego Sterna kupuje to ka�dego dnia, kiedy wraca z pracy.
- Co� takiego! To on codziennie wcina na lunch lody i ciasto, a wieczorem zajada si�
sma�onymi kurczakami
PODW�JNE �YCIE LINDSEY 35
na wynos. Musi by� najszcz�liwszym ch�opakiem w pierwszej klasie.
- M�wi�em ci.
- Nie wiesz, kiedy mama �artuje, Justinie? - Alex kr�ci�a g�ow�, wysiadaj�c z
samochodu. - Ona uwa�a, �e od takiego jedzenia spr�chnia�yby ci z�by i wysiad�o serce.
- A twoje serce wysiada przez Ryana Hammela.
- To nie twoja sprawa, w�cibski smarkaczu.
- �Siedzia�am obok niego na �awce przez p� meczu. By�o bosko". - Justin przedrze�nia�
Alex, kt�ra a� zawy�a z w�ciek�o�ci. - �Uwa�a, �e Lexie to dzieci�ce zdrobnienie, Alex
bardziej mu si� podoba, wi�c teraz jestem Alex".
- Pods�uchujesz moje rozmowy telefoniczne, ty ma�y, wstr�tny, n�dzny tch�rzu! Mamo!
Justin wyskoczy� z samochodu i zacz�� ucieka�, a rozjuszona Alex bieg�a za nim przez
podw�rko. Brooke zlekcewa�y�a ca�� t� awantur� i przesz�a przez ulic�, do��czaj�c do dzieci
z s�siedztwa.
- Spok�j! Macie natychmiast przyj�� do domu, kiedy was zawo�am! - krzykn�a
zrezygnowana Lindsey i powlok�a si� do kuchni, �eby odgrza� kurczaka w rosole, kt�rego
nikt nie chcia� je��.
Kiedy w ko�cu wszyscy zasiedli do sto�u, skarci�a Ju-stina i zrobi�a mu wyk�ad o
szacunku dla prywatnego �ycia drugiej osoby. Temat Ryana Hammela postanowi�a od�o�y�
na stosowniejsz� por�. Alex zamiast Lexie, bo jakiemu� ch�opcu to zdrobnienie bardziej si�
podoba... Przez chwil� obserwowa�a c�rk�. Za wcze�nie na k�opoty z m�czyznami, za
wcze�nie dla nich obu.
Kolacja, k�piel, praca domowa Alex, jej niech�� do rozmowy o Ryanie, bajki na
dobranoc i uparte powtarzanie, �e wszystko idzie �wietnie. Tak min�� Lindsey wie-
36 PODW�JNE �YCIE UNDSEY
cz�r. Dochodzi�a dziesi�ta, kiedy zaparzy�a herbat� zio�ow� i ruszy�a z kubkiem gor�cego
napoju do malutkiego gabinetu przylegaj�cego do saloniku, dawnej s�onecznej werandy.
W��czy�a odtwarzanie automatycznej sekretarki telefonu.
- Lindsey? Tu Marko. Zadzwo�, jak tylko znajdziesz troch� czasu. Teraz jest po sz�stej,
jestem w domu, m�j numer to 555-5512. Nigdy nie sypiam.
D'Abruzzi 555. To numer z Dorset Mills. Przewerto-wa�a ksi��k� telefoniczn�, ciekawa,
gdzie taka artystyczna dusza jak Marko D'Abruzzi mo�e mieszka�. Drst Ct. Poczu�a szarpi�cy
b�l w piersi. To przecie� dawny adres Jonathana.
Wykr�ci�a numer Marka. Po czwartym dzwonku spodziewa�a si� ju� sygna�u
automatycznej sekretarki, us�ysza�a jednak niewyra�ne �Halo?"
- Marko?
- Lindsey? - Nie zdo�a� powstrzyma� ziewni�cia.
- Obudzi�am ci�? Przecie� nigdy nie �pisz.
- Chcia�em mie� pewno��, �e zadzwonisz. Mia�em m�cz�cy dzie�. Chyba przesadzi�em
troch� z prac� w domu. Ale przejd�my do rzeczy - zacz�� m�wi� ca�kiem przytomnym
g�osem. - Poniewa� jedynym sposobem, �eby zn�w ci� zobaczy�, jest zlecenie, mam co� dla
ciebie.
- Nie s�dz�, �eby Amanda w podobny spos�b prowadzi�a agencj� - odpowiedzia�a po
chwili.
- Chcia�a� jej zaimponowa� i pojawi�a si� taka szansa.
- Marko?
- Musisz je��, potrzebujesz pieni�dzy. Dobrze zapami�ta�em?
- Co mi proponujesz?
PODW�JNE �YCIE LINDSEY 37
- Niestety tylko prac�.
- Bardzo zabawne.
- Po po�udniu dostali�my zam�wienie od Okr�gowej Komisji Energetyki. Amanda
ubiega�a si� o nie od roku - lunche, wino, te wszystkie tradycyjne metody.
- M�w dalej.
- Dwa tygodnie temu Amanda przedstawi�a im oficjaln� ofert�. To by� majstersztyk.
Zadzwoni�em do niej do Seattle i przekaza�em dobre wie�ci. Teraz to ja musz� zrobi�
wra�enie, i na nich, i na niej, i jak najszybciej zrealizowa� pierwszy projekt. Oczywi�cie
potrzebne b�d� teksty. Spad�a� mi jak z nieba.
- Nie powiniene� skonsultowa� tego z Amand�?
- Prawd� m�wi�c, to by� jej pomys�.
- Nie wierz�.
- Przysi�gam. Mo�emy porozmawia� o tym jutro, podczas lunchu?
- Nie jadam lunch�w.
- W naszej bran�y wszyscy to robi�. To b�dzie s�u�bowy lunch, Lindsey.
- Goni mnie robota. Lunch rozbije mi ca�y dzie�, a musz� jutro co� napisa�. Mog� si�
zgodzi� najwy�ej na �niadanie.
- Proponuj� ci prac�. Czy nikt ci nigdy nie m�wi�, �e je�li zale�y ci na zleceniu, a dzwoni
wiceprezes agencji, to on stawia warunki?
- Nie przypominam sobie.
- Nikt nie za�atwia interes�w przy �niadaniu.
- Nikt opr�cz mnie. - Lindsey u�miechn�a si�, s�ysz�c niezadowolenie w jego g�osie.
- O kt�rej poga�skiej godzinie?
- Zaczniesz wcze�nie sw�j dzie� pracy. Mo�e by� wp� do dziewi�tej?
38
PODW�JNE ZYCIE LINDSEY
- Rano?
- Jestem tego warta, i sko�cz ju� z narzekaniem. Marko, pos�uchaj... Zastanawia�am si�
nad tym... i dosz�am do wniosku, �e musimy zawrze� pewien uk�ad.
- Nast�pny warunek?
Lindsey zrezygnowa�a z rozmowy o flirtach i cienkich aluzjach, bo prowadzi�oby to tylko
do flirtu i cienkich aluzji, cho�by nawet przez telefon. Znowu westchn�a.
- �adnych warunk�w. Opowiedz mi o tym zleceniu.
- Rano.
- Zgoda. Ty zrobisz kaw�, ja przynios� gor�ce bu�eczki.
- Nie ma mowy - wybuchn�� �miechem. - Zrobimy to jak nale�y. Kaw� w biurze i
bu�eczki ze sklepu zostawiam na nast�pne spotkania. Czekam na ciebie w Brandywine Room
w hotelu DuPoint.
ROZDZIA� SZ�STY
Marko patrzy� w milczeniu, jak Lindsey s�czy kaw�, spogl�daj�c na wisz�cy na �cianie
obraz. Uda�o mu si� jako� powstrzyma� kolejne ziewni�cie. W sali ni�s� si� cichy, usypiaj�cy
szmer rozm�w go�ci hotelowych i biznesmen�w. Wola�by obiad w hotelowym angielskim
pubie. I bardziej prywatn� rozmow� zamiast dyskusji o terminach i kroju czcionek. Mimo to
by�o lepiej, ni� si� spodziewa�.
Chocia� przyszed� dziesi�� minut za wcze�nie, w hotelowym foyer zobaczy� czekaj�c� na
niego kobiet�, kt�ra wygl�da�a jak zab��kany promie� s�o�ca. �adnego kostiumu w pr��ki,
obowi�zkowych pantofli na wysokich obcasach, �adnej dyplomatki. By�a w rozpi�tej pod
szyj� cytrynowej bluzce i w kremowych gabardynowych spodniach. �wiat�o padaj�ce na jej
w�osy mieni�o si� wszystkimi odcieniami z�ota. Odwzajemni� jej u�miech, ale nie by� w stanie
ukry� senno�ci.
- Nikt o tej porze nie powinien wygl�da� tak rze�ko - powiedzia�, gdy kelner przyj�� od
nich zam�wienie.
- Wszystko zale�y od pierwszego wra�enia. Gdyby� ni st�d, ni zow�d zacz�� ubiera� si�
jak finansista, to i tak zawsze b�d� pami�ta� t� twoj� hawajsk� koszul�.
- Je�eli najbardziej liczy si� pierwsze wra�enie, to ja zapami�ta�em twoje fioletowe
paznokcie i zgni�ozielone tenis�wki.
40 PODW�JNE �YCIE LINDSEY
- Przepraszam, �e poruszy�am ten temat.
- Nie m�wi�c o lawendowym nosie.
- Kostium robi� wra�enie. A w�a�nie o to chodzi�o. Ch�tnie by jej opowiedzia�, jakie
wra�enie zrobi�a na
nim. Ale nie by� takim g�upcem, �eby ��czy� przyjemno�� z interesami, a Lindsey Major
stanowi�a fascynuj�c� kombinacj� jednego i drugiego.
- Przysz�o�� poka�e, jak nam si� u�o�y wsp�praca. W ka�dym razie to jest nasze
pierwsze �niadanie biznesowe
- odpowiedzia�, wyg�adzaj�c fa�dy na sportowej kurtce.
- Wygl�dasz dzi� jako� szaro. �adnych hawajskich wzor�w? �adnych bananowc�w?
- �niadanie z klientem w Brandywine Room wymaga bardziej konserwatywnego stroju. -
Pog�adzi� sw�j jedwabny krawat, na kt�rym - gdy mu si� dok�adniej przyjrza�a - dostrzeg�a
drobniutki wz�r w postaci r�nokolorowych rybek.
- Jasne. - Zanios�a si� �miechem, radosnym i o�ywczym jak pierwsza fili�anka kawy.
Zacz�li je�� angielskie gor�ce bu�eczki nadziewane marmolad� w r�nych smakach, a
potem kelner przyni�s� im pater� z owocami.
- Pyszne �niadanie - Lindsey odstawi�a swoj� kaw�
- ale nie tra�my czasu. Teraz mi wszystko opowiedz.
- Kolumbijska fasolka, arcydzie�o kucharzy z DuPon-ta. Bu�eczki w�asnego wypieku.
- Nie to mia�am na my�li.
- Jestem ch�opakiem z miasta. - Uderzy� si� w pier�.
- North End w Bostonie. O mi�o�ci mojej rodziny do opery ju� wiesz. Jej cz�onkowie s�
te� zagorza�ymi fanami Red Socks�w, s�awnej bosto�skiej dr