James Frey - Milion małych kawałków
Szczegóły |
Tytuł |
James Frey - Milion małych kawałków |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
James Frey - Milion małych kawałków PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie James Frey - Milion małych kawałków PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
James Frey - Milion małych kawałków - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
James Frey
Milion małych kawałków
A Million Little Pieces
Przełożył Patryk Gołębiowski
Strona 3
OD AUTORA
Milion małych kawałków wiąże się ze
wspomnieniami z mojego pobytu w ośrodku leczenia
alkoholizmu i narkomanii. Tak jak zostało to
ujawnione przez dwóch dziennikarzy ze strony
internetowej, i później potwierdzone przeze mnie, w
trakcie pisania książki ubarwiłem wiele szczegółów
swoich doświadczeń i zmieniłem inne, aby, jak mi się
wydawało, zrealizować nadrzędne przesłanie książki.
Najmocniej przepraszam tych czytelników, którzy
poczuli się rozczarowani moimi poczynaniami.
Po raz pierwszy usiadłem do pisania tej książki
wiosną 1997 roku. Napisałem wtedy to, co obecnie
stanowi jej pierwszych czterdzieści stron. Przestałem
pisać, ponieważ nie czułem się gotów, aby
kontynuować, nie czułem się gotów, żeby wyrazić
część traumatycznych przeżyć, których
doświadczyłem. Zacząłem ponownie jesienią 2000
roku. Pracowałem wtedy w branży filmowej i byłem
bardzo niezadowolony z tego, co robiłem. Chciałem
pisać książki, pisałem scenariusze. Odłożyłem tyle,
żeby móc poświęcić osiemnaście miesięcy na
napisanie tej książki.
Początkowo nie traktowałem tego, co pisałem,
jako literaturę faktu ani beletrystykę, pamiętnik ani
autobiografię. Chciałem wykorzystać swoje
Strona 4
doświadczenia, żeby opowiedzieć historię o
narkomanii i alkoholizmie, o powrocie do zdrowia, o
rodzinie i przyjaciołach, wierze i miłości, o
odkupieniu i nadziei. Chciałem napisać książkę, która
w najlepszym wypadku odmieni czyjeś życie,
pomoże ludziom w trudnej sytuacji, w jakiś sposób
ich zainspiruje. Chciałem napisać książkę, która
będzie relacją z walki, jaka rozgrywa się w umysłach
i ciałach narkomanów i alkoholików, i będzie
opowieścią o tym, dlaczego tak trudno tę walkę
wygrać. Chciałem napisać książkę, która pomoże
przyjaciołom i rodzinom narkomanów i alkoholików
tę walkę zrozumieć.
W trakcie pracy nad książką pisałem głównie z
pamięci. Korzystałem też z materiałów
pomocniczych, takich jak dokumenty medyczne,
notatki terapeutów i dzienniki, kiedy miałem do nich
dostęp i kiedy ich treść była istotna. Chciałem, żeby
fabuła książki wznosiła się i opadała, żeby miała
strukturę dramatyczną, żeby miała napięcie
charakterystyczne dla wszystkich wielkich
opowieści. W całej książce zmieniałem wydarzenia i
szczegóły. Niektóre z nich dotyczą mojego udziału w
wypadku na przejeździe kolejowym, w którym
zginęła moja koleżanka ze szkoły. Choć w
rzeczywistości nie byłem bezpośrednio uwikłany w
ten wypadek, wywarł on na mnie ogromne wrażenie.
Inne zmiany dotyczyły czasu spędzonego w areszcie,
Strona 5
który w książce wynosi trzy miesiące, podczas gdy
faktycznie było to tylko kilka godzin, i niektórych
wydarzeń natury kryminalnej, w tym aresztowania w
Ohio, którego przebieg został podkoloryzowany.
Przedmiotem dyskusji i debaty była też scena
opisująca przebieg leczenia kanałowego, które
odbywa się bez znieczulenia. Pisałem ten fragment z
pamięci i mam dokumenty medyczne, które zdają się
potwierdzać moją wersję wydarzeń. Moja relacja
została jednak zakwestionowana przez władze
ośrodka odwykowego, które utrzymują, że pamięć
mogła mnie zawieść.
Oprócz tego imiona i cechy charakterystyczne
wszystkich pacjentów i pracowników ośrodka
występujących w książce, włączając w to zawody,
wiek, miejsce zamieszkania, miejsce i okoliczności
śmierci, zostały zmienione w celu ochrony
anonimowości osób, z którymi dzieliłem tamten
okres swojego życia. Uczyniłem to w duchu
poszanowania prawa jednostki do prywatności, do
czego byliśmy zachęcani podczas pobytu w ośrodku,
jak również po jego opuszczeniu.
Dokonałem także innych zmian w opisie samego
siebie, z których większość miała mnie przedstawić
jako twardszego i odważniejszego, i
agresywniejszego, niż byłem bądź jestem w
rzeczywistości.
Ludzie radzą sobie z przeciwnościami na wiele
Strona 6
różnych sposobów, sposobów, które są bardzo
osobiste. Wydaje mi się, że jednym z nich jest
wykreowanie fałszywego obrazu samych siebie,
który pozwala im odnosić sukcesy i podejmować się
rzeczy, których inaczej nie odważyliby się
spróbować. Moim błędem – i jest to błąd, którego z
całego serca żałuję – było opisywanie persony, którą
wykreowałem, żeby dać sobie radę, a nie osoby,
która doświadczyła tej historii. Ostatnio sporo
dyskutuje się o naturze pamiętników, literatury faktu
i beletrystyki. Debata ta nie wydaje się zmierzać ku
końcowi. Wierzę i zdaję sobie sprawę, że niektórzy
stanowczo się nie zgodzą z tym, iż formuła
pamiętnika pozwala pisarzowi opierać się na pamięci,
a nie na rygorystycznych dziennikarskich bądź
historycznych standardach. Bazuje ona na wrażeniach
i uczuciach, na indywidualnych wspomnieniach. Ten
pamiętnik stanowi mieszankę faktów z mojego życia
i pewnych ubarwień. To prawda subiektywna,
przefiltrowana przez umysł wracającego do zdrowia
narkomana i alkoholika. To w końcu opowieść, i to
opowieść, jakiej nie byłbym w stanie napisać, nie
prowadząc takiego życia, jakie prowadziłem. Nigdy
nie spodziewałem się, że książka ta może stać się tak
popularna, jak się stała, ani że sprzeda się w tylu
egzemplarzach, w ilu się sprzedała. To
doświadczenie było dla mnie szokiem, nauczyło mnie
pokory, niekiedy mnie przerażało. Przez cały ten czas
Strona 7
spotkałem się z tysiącami czytelników i czytałem
listy wielu tysięcy innych, których książka ta głęboko
poruszyła i których życie odmieniła. Najmocnej
przepraszam tych wszystkich czytelników, których
rozczarowałem, i mam nadzieję, że te rewelacje nie
naruszą ich wiary w nadrzędny przekaz książki – że
narkomanię i alkoholizm da się pokonać i że zawsze
istnieje droga do odkupienia, jeżeli człowiek jest
gotów o nie walczyć. Trzynaście lat po wyjściu z
ośrodka w dalszym ciągu kroczę tą drogą w nadziei,
że kiedyś tam w końcu dotrę.
James Frey
Nowy Jork
styczeń 2006
Strona 8
Młodzieniec przyszedł do Starca po radę.
Starcze, rozbiłem coś.
Jak bardzo to rozbiłeś?
Na milion małych kawałków.
Obawiam się, że nie mogę ci pomóc. Dlaczego?
Nic się nie da zrobić.
Dlaczego?
Nie można tego naprawić.
Dlaczego?
Jest za bardzo rozbite. Na milion małych
kawałków.
Strona 9
Budzi mnie warkot silnika samolotu i czuję, jak
coś ciepłego cieknie mi po brodzie. Podnoszę dłoń i
dotykam twarzy. Nie mam czterech przednich zębów,
mam dziurę w policzku, złamany nos i zapuchnięte
na amen oczy. Otwieram je i rozglądam się i jestem z
tyłu kabiny i nikogo koło mnie nie ma. Patrzę na
ubranie i ubranie jest całe w kolorowej mieszance
śliny, flegmy, moczu, wymiocin i krwi. Sięgam do
przycisku i znajduję go i naciskam i czekam i
trzydzieści sekund później pojawia się Stewardesa.
W czym mogę panu pomóc?
Dokąd lecimy?
Nie wie pan?
Nie.
Lecimy do Chicago.
Skąd się tu wziąłem?
Przyprowadził pana Lekarz i dwóch mężczyzn.
Coś mówili?
Rozmawiali z Kapitanem. Mieliśmy pana nie
budzić.
Za ile lądujemy?
Mniej więcej za dwadzieścia minut.
Dziękuję.
Chociaż nie podnoszę wzroku, wiem, że się
uśmiecha, i jest jej mnie żal. Niepotrzebnie.
Niedługo potem lądujemy. Rozglądam się,
szukając rzeczy, ale nic nie mam. Nie mam biletu,
Strona 10
bagaży, ubrań, portfela. Siedzę i czekam i próbuję
zrozumieć, co się stało. Nic z tego.
Po wyjściu wszystkich Pasażerów wstaję i
zaczynam iść w stronę drzwi. Po przejściu pięciu
kroków znowu siadam. Nie utrzymam się na nogach.
Zauważam moją przyjaciółkę Stewardesę i podnoszę
dłoń.
Wszystko w porządku?
Nie.
Co się stało?
Nie mogę chodzić.
Jeżeli dojdzie pan do drzwi, to dam panu wózek.
Jak daleko są drzwi?
Niedaleko.
Wstaję. Zataczam się. Znowu siadam. Patrzę w
podłogę i robię głęboki wdech.
Nic panu nie będzie.
Podnoszę wzrok, a ona się uśmiecha.
Proszę.
Wyciąga dłoń, a ja ją chwytam. Wstaję i
wspieram się i pomaga mi przejść Korytarzem.
Docieramy do drzwi.
Zaraz wracam.
Puszczam jej dłoń i siadam na stalowym mostku
Rękawa, który łączy Samolot z Wyjściem.
Nigdzie się nie wybieram.
Śmieje się i patrzę, jak odchodzi, i zamykam
oczy. Głowa mnie boli, usta mnie bolą, oczy mnie
Strona 11
bolą, dłonie mnie bolą. Bolą mnie różne nienazwane.
Pocieram brzuch. Czuję, jak nadchodzi. Szybkie
i silne i palące. Nie da się zatrzymać, można tylko
zamknąć oczy i się poddać.
Nadchodzi i wzdrygam się od smrodu i bólu. Nie
mogę nic zrobić.
O mój Boże.
Otwieram oczy.
Nic mi nie jest.
Muszę wezwać Lekarza.
Nic mi nie jest. Proszę mnie tylko stąd zabrać.
Może pan wstać?
Tak, mogę wstać.
Wstaję i otrzepuję się i wycieram dłonie o
podłogę i siadam na wózku, który dla mnie
przyprowadziła. Przechodzi do tyłu i zaczyna mnie
pchać.
Ktoś pana odbierze?
Mam nadzieję.
Nie wie pan.
Nie.
A co jeśli nikogo nie będzie?
Nie pierwszy raz, dam sobie radę.
Wychodzimy z Rękawa prosto do Wyjścia. Ani
się obejrzę, jak stają przede mną Matka i Ojciec.
Jezu.
Mamo, proszę.
Mój Boże, co się stało?
Strona 12
Mamo, nie chcę o tym rozmawiać.
Jezu Chryste, Jimmy. Co się do Diabła stało?
Nachyla się i próbuje mnie objąć. Odpycham ją.
Mamo, po prostu chodźmy stąd.
Tata obchodzi wózek i staje za nim. Szukam
Stewardesy, ale zniknęła. Wielkie dzięki.
Dobrze się czujesz, James?
Patrzę przed siebie.
Nie, Tato, nie czuję się dobrze.
Zaczyna pchać wózek.
Masz jakiś bagaż?
Matka w dalszym ciągu płacze.
Nie.
Ludzie się gapią.
Chcesz, żeby coś ci podać?
Chcę, żebyś mnie stąd zabrał, Tato. Po prostu
mnie stąd kurwa zabierz.
Dojeżdżamy do samochodu. Wsiadam do tyłu i
zdejmuję koszulę i kładę się. Tata prowadzi, Mama
płacze, zasypiam.
Budzę się jakieś cztery godziny później. Mój
umysł jest jasny, ale wszystko pulsuje. Podnoszę się i
wyglądam przez okno. Zaparkowaliśmy na Stacji
Benzynowej gdzieś w Wisconsin. Na ziemi nie ma
śniegu, ale czuję chłód. Tata otwiera drzwi od strony
Kierowcy i wsiada i zamyka drzwi.
Mam dreszcze.
Nie śpisz.
Strona 13
No.
Jak się czujesz?
Chujowo.
Mama poszła się ogarnąć i zrobić zakupy. Kupić
ci coś?
Butelkę wody i parę butelek wina i paczkę
papierosów.
Serio?
No.
Niedobrze, James.
Potrzebuję tego.
Nie możesz zaczekać.
Nie.
Matka się zmartwi.
Trudno. Potrzebuję tego.
Otwiera drzwi i idzie na Stację Benzynową.
Kładę się z powrotem i patrzę w sufit. Czuję, jak
tętno mi przyspiesza, i wyciągam dłoń i próbuję
utrzymać ją prosto. Mam nadzieję, że się pospieszą.
Dwadzieścia minut później butelek już nie ma.
Siadam i zapalam fajkę i wypijam łyk wody. Mama
się odwraca.
Lepiej?
Jeżeli chcesz tak to ująć.
Jedziemy do Domku.
Domyśliłem się.
Kiedy dojedziemy, postanowimy, co dalej.
Dobra.
Strona 14
Co o tym myślisz?
Nie chce mi się w tej chwili myśleć.
Kiedyś będziesz musiał.
No to poczekam na kiedyś.
Jedziemy na północ do Domku. Po drodze
dowiaduję się, że moi Rodzice, którzy mieszkają w
Tokio, są od dwóch tygodni w Stanach w interesach.
O czwartej rano zadzwonił do nich mój przyjaciel,
który był ze mną w Szpitalu, namierzył ich w hotelu
w Michigan. Powiedział, że spadłem na twarz z
Drabiny Przeciwpożarowej i że powinni się mną
zająć. Nie wiedział, co wziąłem, ale wiedział, że było
tego sporo, i wiedział, że nie jest dobrze. W nocy
przyjechali do Chicago.
Więc co to było?
Co co było?
Co brałeś?
Nie bardzo wiem.
Jak możesz nie wiedzieć?
Nie pamiętam.
A co pamiętasz?
To i tamto.
Czyli co?
Nie pamiętam.
Jedziemy dalej i po kilku minutach nieznośnej
ciszy dojeżdżamy. Wysiadamy z samochodu i
wchodzimy do Domu i biorę prysznic, bo muszę.
Kiedy wychodzę, na łóżku leży czyste ubranie.
Strona 15
Wkładam je i idę do Pokoju Rodziców. Piją kawę i
rozmawiają, ale przestają, kiedy wchodzę.
Cześć.
Mama znowu zaczyna płakać i odwraca wzrok.
Tata patrzy na mnie. Czujesz się lepiej?
Nie.
Powinieneś się przespać.
Mam zamiar.
To dobrze.
Patrzę na Mamę. Nie potrafi spojrzeć mi w oczy.
Oddycham.
Ja tylko.
Odwracam wzrok.
Ja tylko, wiecie.
Odwracam wzrok. Nie potrafię na nich spojrzeć.
Ja chciałem wam tylko podziękować. Ze po mnie
wyszliście.
Tata się uśmiecha. Bierze Mamę za rękę i wstają
i podchodzą do mnie i obejmują mnie. Ich dotyk nie
podoba mi się, więc się odsuwam.
Dobranoc.
Dobranoc, James. Kochamy cię.
Odwracam się i wychodzę z Pokoju i zamykam
drzwi i idę do Kuchni. Przeglądam szafki i znajduję
nieotwieraną dwulitrową butelkę whisky. Pierwszy
lyk wywołuje mdłości, ale potem jest już w
porządku. Idę do swojego Pokoju i piję i palę
papierosy i myślę o niej. Piję i palę i myślę o niej i w
Strona 16
pewnym momencie ogarnia mnie ciemność i pamięć
mnie zawodzi.
Z powrotem w samochodzie z bólem głowy i
nieświeżym oddechem. Jedziemy na północny
zachód do Minnesoty. Ojciec zadzwonił do paru osób
i załatwił mi miejsce w Klinice i nie mam innego
wyjścia, więc zgadzam się zostać tam na trochę, i na
razie mi to odpowiada. Robi się zimno.
Twarz jest w gorszym stanie i upiornie spuchła.
Z trudem mówię, jem, piję, palę. Jeszcze nie
spojrzałem w lustro.
Zatrzymujemy się w Minneapolis, żeby spotkać
się z moim starszym Bratem. Przeprowadził się tam
po rozwodzie i zna drogę do Kliniki. Siada koło mnie
z tyłu i trzyma mnie za rękę i to mi pomaga, bo się
boję.
Wjeżdżamy na parking i parkujemy i kończę
butelkę i wysiadamy i zaczynamy iść w stronę
Wejścia do Kliniki. Ja i Brat i Matka i Ojciec. Cała
Rodzina. Idziemy do Kliniki. Zatrzymuję się i
zatrzymują się ze mną. Przyglądam się Budynkom.
Niskie i długie i połączone. Funkcjonalne.
Zwyczajne. Niepokojące.
Chcę uciec albo umrzeć albo się rozjebać. Chcę
być ślepy i niemy i nie mieć serca. Chcę się wczołgać
do dziury i nigdy nie wyjść. Chcę zmieść swoje
istnienie z powierzchni ziemi. Z powierzchni jebanej
ziemi. Biorę głęboki oddech.
Strona 17
Trzeba iść.
Wchodzimy do małej Poczekalni. Za biurkiem
siedzi kobieta i czyta czasopismo o modzie. Podnosi
wzrok.
Mogę w czymś pomóc?
Ojciec podchodzi i z nią rozmawia, a Matka i
Brat i ja znajdujemy krzesła i na nich siadamy.
Trzęsę się. Dłonie i stopy i usta i tors. Trzęsę się.
Z wielu różnych powodów.
Matka i Brat siadają koło mnie i biorą mnie za
ręce i trzymają je i czują, co się ze mną dzieje.
Patrzymy w podłogę i nic nie mówimy. Czekamy i
trzymamy się za ręce i oddychamy i myślimy.
Ojciec kończy rozmawiać z kobietą i odwraca się
i staje przed nami. Wygląda na zadowolonego, a
kobieta rozmawia przez telefon. Ojciec klęka.
Zaraz zostaniesz przyjęty.
Dobra.
Wszystko będzie w porządku. To dobre miejsce.
Najlepsze miejsce. Słyszałem.
Gotów?
Chyba tak.
Wstajemy i idziemy do małego Pokoju, gdzie za
biurkiem z komputerem siedzi mężczyzna. Wschodzi
nam na spotkanie i staje w drzwiach.
Przepraszam, ale musicie go tu zostawić.
Ojciec przytakuje.
Teraz go przyjmiemy, a potem będziecie mogli
Strona 18
zadzwonić, żeby sprawdzić, czy wszystko w
porządku.
Matka się rozkleja.
Jest w dobrym miejscu. Proszę się nie martwić.
Brat odwraca wzrok.
Jest w dobrym miejscu.
Odwracam się i przytulają mnie. Po kolei i
mocno. Ściskając i obejmując, okazuję im tyle, ile
potrafię. Odwracam się i bez słowa wchodzę do
Pokoju, a mężczyzna zamyka drzwi i nie ma ich.
Mężczyzna pokazuje mi krzesło i wraca do biurka.
Uśmiecha się. Cześć.
Witam.
Jak się masz?
A jak wyglądam?
Nie najlepiej.
Czuję się gorzej.
Masz na imię James. Masz dwadzieścia trzy lata.
Mieszkasz w Karolinie Północnej.
Tak.
Zostaniesz u nas na jakiś czas. W porządku?
Na razie.
Wiesz coś o Ośrodku?
Nie.
Chcesz się dowiedzieć?
Wszystko mi jedno.
Uśmiecha się, patrzy na mnie przez chwilę.
Mówi.
Strona 19
To najstarszy Zamknięty Ośrodek dla
Alkoholików i Narkomanów na Świecie. Został
założony w 1949 roku w starym domu, który mieścił
się tu, gdzie stoją teraz te Budynki, a są tu trzydzieści
dwa połączone ze sobą Budynki. Wyleczyliśmy
ponad dwadzieścia tysięcy Pacjentów Mamy
najwyższą skuteczność ze wszystkich Ośrodków na
Świecie. W każdej chwili na sześciu Oddziałach,
trzech męskich i trzech żeńskich, znajduje się od
dwustu do dwustu pięćdziesięciu Pacjentów.
Uważamy, że Pacjenci powinni przebywać tu tak
długo, jak to konieczne, a nie na przykład tylko na
czas trwania Programu dwudziestoośmiodniowego.
Mimo że pobyt jest kosztowny, wielu Pacjentów
trafiło tu dzięki finansowanym przez nas stypendiom
i dotacjom. Nasze dofinansowanie sięga kilku setek
milionów dolarów. Zajmujemy się nie tylko
leczeniem Pacjentów, jesteśmy także jedną z
lepszych Placówek Naukowo-Badawczych w
dziedzinie Badań nad Uzależnieniem. Możesz
uważać się za szczęściarza, skoro tu trafiłeś, i
powinieneś być podekscytowany możliwością
rozpoczęcia nowego rozdziału życia.
Patrzę na mężczyznę. Nie odzywam się. Patrzy
na mnie, czeka, aż coś powiem. Moment
zakłopotania. Uśmiecha się.
Jesteś gotowy zacząć?
Nie uśmiecham się.
Strona 20
Pewnie.
Wstaje i wstaję i idziemy Korytarzem. Mówi, ja
nie.
Drzwi są tu zawsze otwarte, więc jeżeli chcesz,
możesz wyjść. Nie wolno brać i jeśli zostaniesz
przyłapany na braniu bądź posiadaniu narkotyków,
zostaniesz odesłany do Domu. Do kobiet, oprócz
Lekarek, Pielęgniarek i Personelu, wolno ci
powiedzieć tylko cześć. Jeżeli złamiesz tę regułę,
zostaniesz odesłany do Domu. Są jeszcze inne
Reguły, ale na razie musisz znać tylko te.
Przechodzimy przez drzwi do Skrzydła
Medycznego. Są tu małe Sale i Lekarze i Pielęgniarki
i Apteka. Na szafkach są duże stalowe zamki.
Prowadzi mnie do Pokoju. Jest w nim łóżko i biurko i
krzesło i szafka i okno. Wszystko jest białe.
Stoi w drzwiach, a ja siadam na łóżku.
Za chwilę Pielęgniarka przyjdzie z tobą
porozmawiać.
Dobra.
Dobrze się czujesz?
Nie, czuję się chujowo.
Polepszy ci się.
Jasne.
Zaufaj mi.
Jasne.
Mężczyzna wychodzi i zamyka drzwi i jestem
sam. Bujam stopami, dotykam twarzy, dotykam