16760
Szczegóły |
Tytuł |
16760 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16760 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16760 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16760 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Judy Waite
Uzdrawiacz koni SZAFIR
DAR CZYTELNIKA
Z angielskiego prze�o�y� Krzysztof Kurek
�WIAT KSI��KI
Grupa Wydawnicza Bertelsmann Media
Tytu� orygina�u HORSE HEALER. SAPPHIRE
Projekt ok�adki Ma�gorzata Szyszkowska
Redakcja Urszula Przasnek
Redakcja techniczna Alicja Jab�o�ska-Chodze�
Korekta
Teresa Pasznik
Bo�enna Burzy�ska
li i' i' i..u.,.il.i .1 ? ????
MIEJSKA ??'????? PUBikiZNA v> i abrzu IVp
4
iiM. KLAS.
??-<&
NR INW.
1-? ok
owctJd
^Copyright � Judy Waite, 1999 � Copyright for the Polish translation by
Krzysztof Kurek, Warszawa 2001
Bertelsmann Media Sp. z o.o.
Klub �wiat Ksi��ki
Warszawa 2001
Sk�ad i �amanie GABO s.c., Milan�wek
Druk i oprawa Wroc�awska Drukarnia Naukowa PAN Sp�ka z o
ISBN 83-7227-982-9 Nr 3062
Dedykowane: Dave 'owi
Nota autora
Pisz�c jak�kolwiek ksi��k�, odkrywam, �e wielu ludzi wp�ywa na kszta�t opowie�ci
- niekt�rzy w wyniku swojej pracy badawczej, inni spotkani przypadkowo, poprzez
jaki� niezamierzony komentarz lub gest powoduj� narodzenie si� nowego pomys�u,
kt�ry zmienia rys opowie�ci lub od�wie�a i wzbogaca fabu��.
Chcia�abym podzi�kowa� niekt�rym z tych os�b:
Mik�'owi Wardowi i jego kolegom z nale��cego do RSPCA schroniska �Animal Ark" w
Stubbington, za ich czas, pomoc i rady.
Steve'owi Gerrardowi za to, �e zechcia� si� ze mn� spotka�, a nawet zrobi� dla
mnie nagranie wideo o �tajemniczych zdarzeniach".
Johnowi Rushtonowi za wszystkie jego cenne uwagi.
Pani zajmuj�cej si� ratowaniem zwierz�t z aukcji koni przy Beaulieu Road, kt�ra
sp�dzi�a ze mn� poranek i opowiedzia�a wszystko o rze�nikach.
A. Podhajsky'emu, ekspertowi w dziedzinie koni i jazdy konnej, kt�rego ksi��ki
by�y dla mnie nieocenionym �r�d�em informacji.
Brianowi Farrowowi, kt�ry pom�g� mi wykona� drewnianego konika.
Rozdzia� 1
By� per�owobia�y i prawie pi�kny, ale ko�ci stercz�ce na �opatkach i grzbiecie
oraz sko�tuniona grzywa i ogon wyra�nie �wiadczy�y, �e ko� mia� za sob� ci�kie
chwile.
Mimo �e wygl�da� n�dznie i by� zaniedbany, nie sprawia� wra�enia wycie�czonego.
Wr�cz przeciwnie. Przepe�nia�a go energia. Nicky pragn�� zbli�y� si� do niego
nie tylko dlatego, �e ko� by� wyj�tkowo nerwowy. Zaciekawi�y go tak�e jego oczy.
Nawet w porannej mgle Nicky dostrzeg�, �e by�y inne ni� wszystkie, kt�re
kiedykolwiek widzia�. By�y niebieskie. Nie bladoniebieskie czy mleczno-
niebieskie, nie m�ci�a ich te� �adna mgie�ka - mia�y g��bok� niebiesk� barw� i
nadawa�y zwierz�ciu wygl�d nieco dziwny i jednocze�nie magiczny.
Nicky zagwizda� na Sky. Suka zbli�y�a si� w podskokach i bieg�a truchtem obok
niego, gdy szed� w kierunku konia.
Nicky spojrza� na ��k�. W g�rnej cz�ci pola, po drugiej stronie bramy pojawi�a
si� grupa woz�w kempingowych, stary autobus i furgon do przewozu koni. Wyra�nie
by�o wida�, �e wozy nale�� do Podr�nik�w, a nie prawdziwych Cygan�w. Poniewa�
Nicky ju� od tygodnia przyprowadza� tu Sky ka�dego ranka, wiedzia� wi�c, �e
dopiero co przyjechali.
Okr��y� niewielki zagajnik i cicho zawo�a� na konia. Zwierz� po�o�y�o uszy po
sobie, po czym gwa�townie szarpn�o si� w przeciwn� stron�, m��c�c powietrze
przed-
9
nimi kopytami. Nicky zachowa� spok�j. Odwr�ci� si� od konia i skupi� uwag� na
drzewie rosn�cym nieopodal bramy. Doskonale wiedzia�, �e nie mo�e bardziej si�
zbli�y� do zwierz�cia, musi poczeka�, a� b�dzie gotowe. Ko� sam wska�e ten
moment. To by� spos�b na zyskanie jego zaufania.
Rumak opu�ci� kopyta na ziemi� i sta� bez ruchu, zn�w wpatruj�c si� w Nicky'ego.
Ch�opiec widzia� kolory skrz�ce si� wok� niego niczym brylant. Od
najwcze�niejszego dzieci�stwa potrafi� dostrzega� kolory wok� koni, cho� nigdy
nikomu o tym nie opowiada�. W�a�nie dzi�ki tym barwom wiedzia�, �e zwierz� si�
boi. Gotowe by�o uciec od niego, je�li zasz�aby taka konieczno��.
Wszystko zamar�o. Paj�k zadr�a� na jedwabistej trampolinie. Mi�kka, br�zowa
g�sienica zwin�a si� w k��bek na szmaragdowym li�ciu. Sroka zerka�a milcz�co z
g�stwiny krzew�w.
K�tem oka Nicky dostrzeg�, �e ko� zbli�y� si� o krok.
- Uwa�aj. Idzie do ciebie.
Nicky obr�ci� si� w miejscu, zaskoczony widokiem dziewczyny obserwuj�cej go
spomi�dzy ga��zi drzewa.
- Ja... przepraszam... jest tw�j?
Dziewczyna zeskoczy�a i podbieg�a, staj�c w wyzywaj�cej pozie pomi�dzy Nickym i
koniem.
- Nie.
Nicky pos�a� jej u�miech.
- Jest wspania�y.
Oczy konia nadal zdradza�y zaniepokojenie, ale jego uszy drgn�y, gdy dziewczyna
pog�aska�a go po karku. Wyraz jej twarzy z�agodnia�.
- Widzia� lepsze dni.
Nicky zauwa�y�, �e ko� �agodnie dmuchn�� na ni�. Za�mia�a si�, lekko marszcz�c
nos.
- To �askocze.
Mia�a na sobie niebiesk� koszulk� bez r�kaw�w i Nicky dostrzeg� na jej lewym
ramieniu rysunek, ma�y tatua� -
10
srebrn� gwiazdk�. Pog�aska�a grzyw� konia, kt�ry odwr�ci� si� i musn�� nosem jej
d�ugie, czarne w�osy, ozdobione mn�stwem drobnych plecionek i koralik�w. Ko�
czu� si� dobrze w jej towarzystwie. Najwidoczniej to nie ona wyrz�dzi�a mu
krzywd�.
- Od dawna go masz?
Dziewczyna �ypn�a na Nicky'ego bystrymi zielonymi oczami osadzonymi w �niadej
twarzy. Wygl�dem bardziej przypomina�a Cygank� ni� sam Nicky.
- Od tygodnia. Uratowa�am go na aukcji, na kt�r� posz�am z tat�. Inaczej
dosta�by go rze�nik.
- Sk�d wiesz?
- To przez jego oczy. Nikt nie lubi koni z niebieskimi oczami. Jako� dziwnie
wygl�daj�.
Nicky skin�� g�ow�. Za dawnych czas�w, kiedy jego rodzina podr�owa�a po �wiecie,
pomaga� dziadkowi kupowa� i sprzedawa� konie. Dziadek nawet nie spojrza�by na
niebieskookiego konia, bo ludzie nie wzi�liby takiego nawet za darmo. Dla niego
i jego dziadka nie mia�o to znaczenia, ko� m�g�by mie� ��te oczy w r�owe paski,
ale gad�e - nie-Cyganie - zawsze si� krzywili na ich widok. A dziadek musia�
zarabia� na �ycie. Nicky widzia� wi�c mn�stwo zdrowych, pe�nych wigoru, m�odych
koni, kt�re sprzedano na mi�so tylko dlatego, �e mia�y pecha i urodzi�y si� z
niew�a�ciwym pigmentem w oczach.
- Jak go nazwa�a�?
- Szafir. Chyba pasuje do niego. Pomy�la�am, �e to oddaje jego wyj�tkowy
charakter. - Owin�a r�ce wok� szyi konia, uspokajaj�c go.
- To prawda. On ma co� w sobie... co�, co czyni go niezwyk�ym. Nie tylko oczy...
- Nicky waha� si�. - Jakby jakie� �wiat�o, widoczne pomimo wszystkich wad i skaz.
Jecha�a� ju� na nim?
Skin�a g�ow�.
- Jest dziki, pr�buje mnie zrzuci�. Ma pewne narowy, ale ja go u�o��.
11
Niespodziewanie spomi�dzy woz�w stoj�cych w g�rnej cz�ci ��ki wyskoczy�y dwa
psy. By�y to miesza�ce charta z owczarkiem szkockim-jeden c�tkowany, piaskowo-
br�-zowy, drugi ciemnoszary. Nicky przygl�da� si�, jak biegn�, rzucaj� si� na
boki i podskakuj� niczym rozp�dzone strumienie wody. Sky zaszczeka�a na nie,
machaj�c ogonem, gotowa przy��czy� si� do zabawy, ale one przemkn�y obok, jakby
w og�le nie zauwa�y�y jej obecno�ci. Kiedy dotar�y do skraju ��ki, rozleg� si�
niski gwizd. Psy zawr�ci�y gwa�townie i nie przerywaj�c biegu, pogna�y z
powrotem tam, sk�d przybieg�y.
- Ej! Fern! Jeste� mi potrzebna! - zawo�a� nagle jaki� m�czyzna.
Twarz dziewczyny spochmurnia�a. Poca�owa�a Szafira w nos i zwr�ci�a si� do
Nicky'ego.
- To m�j tata. Musz� i��.
Nicky odsun�� si� na bok, �eby j� przepu�ci�, ale dziewczyna nagle okr�ci�a si�
na pi�cie, chwyci�a grzyw� Szafira i lekko wskoczy�a na jego grzbiet. Szafir
natychmiast stan�� d�ba, wywracaj�c oczy, kt�re nabra�y teraz dzikiego wyrazu.
- Wszystko w porz�dku? - Nicky wyci�gn�� r�k�, jakby chcia� uspokoi� konia, i
w�wczas zobaczy� twarz Fern. �mia�a si�, wr�cz iskrzy�a rado�ci�, jak podczas
szale�czej przeja�d�ki kolejk� g�rsk� w weso�ym miasteczku.
- No to na razie - rzuci�a mu u�miech. Szarpn�o ni�, gdy Szafir dwukrotnie
nerwowo wierzgn��. Bez wi�kszego wysi�ku jednak utrzyma�a si� na jego grzbiecie,
po czym pokierowa�a go nogami tak, by si� odwr�ci�, i pogalopowa�a.
Nicky, trzymaj�c Sky za obro�� obserwowa�, jak dziewczyna odje�d�a. Poczu� si�
dziwnie. By� prawie podekscytowany. Nigdy dot�d nie spotka� kogo�, kto radzi�by
sobie z ko�mi r�wnie dobrze jak on. Dziewczyna nie traktowa�a Szafira tak, jak
on by to robi�, nie by�a jednak okrutna. By�a po prostu �mia�a. Widz�c te�
wcze�niejsze zachowanie
12
zwierz�cia wiedzia�, �e kiedy przestanie galopowa�, ko� zn�w b�dzie jad� jej z
r�ki.
Robi�o si� gor�co, s�o�ce sta�o ju� wysoko na niebie i grza�o bardzo mocno.
- Wracajmy - Nicky poczochra� d�oni� uszy Sky - bo tata potraktuje mnie r�wnie
surowo. Dzi� rano mia�em pracowa� razem z nim i Jimem.
Sky pogna�a przodem, �cigaj�c samotn� srok�, kt�ra znienacka zapikowa�a tu�
przed ni�. Nicky przystan��, rozgl�daj�c si� woko�o, �eby odszuka� drugiego
ptaka. Dziadek mawia�: �jedna sroka to smutek, dwie to rado��". Nicky
przypatrywa� si�, jak sroka znika za ��k�. �adna inna nie do��czy�a do niej.
Wzruszy� ramionami i podbieg�, �eby dogoni� Sky. To by� wspania�y dzie�.
Powietrze wok� wype�nione by�o letnim �arem, za� jego g�ow� wype�nia�y my�li o
ciemnow�osej dziewczynie i jej b��kitnookim koniu.
Rozdzia� 2
- Ten typ zn�w si� tu kr�ci�. Boxneed, czy jak tam na niego wo�aj�.
Nicky u�miechn�� si�, przywi�zuj�c z powrotem sznur
Sky.
- Bogsweed. W ka�dym razie ja go tak nazywam. Naprawd� nazywa si� chyba Alec
Boxwood. - Wyprostowa� si� i spojrza� na ojca, kt�ry zdejmowa� ostatnie pniaki z
pi-kapa. - Wi�c wr�ci�? My�la�em, �e si� gdzie� wyni�s�.
- Podobno je�dzi tu i tam, w�sz�c po okolicy i szukaj�c ciekawych historii.
- A gdy nie mo�e znale�� niczego ciekawego, na pewno zmy�la. Ale przecie� tym
razem nie znalaz� niczego, co pozwoli�oby mu si� do nas przyczepi�. Nawet nie
by�o tutaj Sky.
- Na pewno ju� co� wymy�li. Facet taki jak on potrafi znale�� problem w ga��zce
lawendy. Tacy ju� s� fotoreporterzy prasowi.
Nicky nala� do miski Sky �wie�ej wody i patrzy�, jak suczka �apczywie pije. Nie
odpowiedzia�, ale zdawa� sobie spraw� z tego, �e tata ma racj�. Zawsze
podejrzewa�, �e petycja, kt�ra zosta�a rozes�ana w�r�d lokalnych mieszka�c�w,
kiedy po raz pierwszy zjawili si� w tym miejscu, to by�a sprawa Bogsweeda.
Chodzi�o o Sky - o to, �e trzymaj� j� na uwi�zi. Ale gad�e nie rozumieli ps�w
takich jak Sky. To nie jest rozpieszczony piesek, kt�rego mo�na trzyma� w domu.
To pies str�uj�cy, kt�ry ma pewne zadanie
14
do wykonania. Fakt, �e jest tak�e pupilem i wiernym przyjacielem ca�ej rodziny,
nie oznacza�, �e mogli trzyma� j� w wozie. Pomijaj�c wszystko inne, pies
trzymany w domu brudzi�by, a mama i tak mia�a ju� do�� prania i sprz�tania.
- Czy Bogsweed co� m�wi�? Tata pokr�ci� g�ow�.
- Nie musia�. Po prostu sta� i spogl�da� na mnie z ukosa. Wiesz, w jaki spos�b.
W pami�ci Nicky'ego od�y� obraz reportera. By� przystojny, mia� poci�g�� twarz o
ciemnej karnacji. Tata pod�miewa� s�, �e wygl�da jak kobieta z czarnymi w�osami
zwi�zanymi w kucyk, ale Nicky rozumia�, �e to jako� wzbogaca�o jego wizerunek
cz�owieka odmiennego. M�wi� du�o i du�o si� �mia�, ale nie zawsze �miech odbija�
si� w jego oczach. Wed�ug Nicky'ego to w�a�nie oczy go zdradza�y. By�y g��boko
osadzone, ma�e i wyraziste -jak dwie bry�ki zielonego kamienia.
A przecie� gdy zjawi� si� po raz pierwszy, spodoba� si� mamie. Naprawd� j�
oczarowa�. Powiedzia�, �e chce napisa� o �yciu w drodze, �eby gad�e si�
przekonali, jak ci�ki mo�e by� los. I mama da�a si� nabra�. Pozwoli�a mu robi�
zdj�cia i wszystko, cokolwiek tylko chcia�. W�a�nie dlatego m�g� pokaza� tyle
materia��w na temat Sky.
Nicky wzruszy� ramionami, nie pozwalaj�c, by zaw�adn�y nim wspomnienia.
- Nie przypuszczam, �eby co� nowego dzia�o si� w okolicy Maybridge o tej porze
roku. Prawdopodobnie usi�uje co� namiesza�.
- C�, nie mamy powodu si� go obawia�. Nie�le nam si� teraz powodzi. Dostali�my
t� robot� przy czyszczeniu m�yna, a szykuje si� te� jaka� na farmie Gibsona - w
zesz�ym miesi�cu odszed� jego le�nik, dlatego powiedzia� Jimowi, �e ch�tnie
zatrudni�by nas do naprawy zagrody dla ba�ant�w w jego lesie. W�a�nie zacz��
wpuszcza� tam ptaki. Nie mo�emy ryzykowa�, �eby kto� taki jak Bogsweed oczernia�
nasze imi�. - Tata skin�� na Jima, swojego star-
15
szego kuzyna, kt�ry mieszka� razem z nimi i kt�ry szed� teraz w ich stron�,
poprawiaj�c sobie szelki. Po chwili zwr�ci� si� zn�w do Nicky'ego. - Pami�taj,
�eby� przez ca�e wakacje codziennie wyprowadza� psa. I upewnij si�, �e Bogsweed
b�dzie to widzia�. Nicky u�miechn�� si�.
- P�jd� i sprawdz�, gdzie si� zatrzyma�, dobrze? Zapyta� go, czy podoba�a mu
si� poranna przechadzka?
- Nie ma potrzeby - burkn�� tata. - Pewnie siedzi teraz na jednym z tamtych
drzew i wszystko fotografuje.
Nicky roze�mia� si�. Podszed� do pikapa i wzi�� puszk� smaru, �eby nasmarowa�
�a�cuch w rowerze.
- Nicky... - Drzwi wozu si� otworzy�y i ukaza�a si� g�owa Sabriny,
dziesi�cioletniej siostry Nicky'ego. - Mama zrobi�a ci kanapk� z bekonem.
Wejdziesz?
Tata zerkn�� na s�o�ce.
- Ju� p�no - stwierdzi�. - Mamy dzi� mn�stwo roboty. Przynie� mu t� kanapk�.
Zje j� po drodze.
Nicky wrzuci� puszk� smaru z powrotem do torby; b�dzie musia� naprawi� sw�j
rower p�niej.
Po chwili siedzia� �ci�ni�ty w pikapie obok taty i Jima; �wie�y, dymny zapach
aromatycznego, gor�cego bekonu nastraja� go rado�nie na ca�y dzie�, kt�ry mia�
sp�dzi� na pi�owaniu drzew, podczas oczyszczania terenu wok� starego m�yna
wodnego.
Rozdzia� 3
Nazajutrz rano Nicky zn�w wsta� wcze�nie. Wzi�� prysznic i ubra� si�, po czym
wyszed� z wozu, w kt�rym mieszka� z Jimem. Przeszed� kawa�ek po zroszonej trawie
do drugiego, w kt�rym spa�a reszta rodziny.
Mama by�a ju� na nogach, szykowa�a bu�ki z kurczakiem i musztard�, ale tata i
Sabrina nadal smacznie chrapali.
- Chcesz ju� �niadanie?
- Najpierw wyprowadz� Sky. To mi troch� rozja�ni w g�owie. - Nicky poci�gn��
kilka �yk�w herbaty, kt�r� nala�a mu mama, reszt� wyla� do zlewu. - Wezm� ze
sob� col� - oznajmi�, otwieraj�c drzwi lod�wki. - Jest ju� za ciep�o na
cokolwiek innego.
- Chod�my, malutka - Nicky odpi�� sznur Sky, kt�ra sennie pomacha�a ogonem i
przeci�gaj�c si�, wygramoli�a spod wozu. - Zaczerpniemy troch� �wie�ego
powietrza.
Ruszyli przez obozowisko, min�li rz�d opuszczonych gara�y i wyszli na drog�.
Przy stacji benzynowej, gdzie nabierali wod� w wielkie plastikowe kanistry,
Nicky skr�ci� i poszed� wzd�u� drogi w stron� sklep�w. By�o bardzo spokojnie.
Kawa�ek dalej min�� ich mleczarz, ci�gn�cy sw�j skrzypi�cy w�zek, potem
listonoszka skin�a g�ow� do Nicky'ego, kt�ry j� pozdrowi�. Ze sklepu z gazetami
wysz�a Maddy Proctor - kobieta, kt�ra narobi�a najwi�cej szumu o to, �e Sky
trzymana jest na uwi�zi - i spojrza�a ostro na niego. Ze swoimi zmierzwionymi
rudymi w�osami i ognistymi, br�zowymi oczami sprawia�a wra�enie
17
osoby, kt�ra przed chwil� stoczy�a walk�. Tata twierdzi�, �e brakuje jej pi�tej
klepki, ale Nicky nie by� tego pewien. Potrafi�a by� bardzo przekonuj�ca, kiedy
chcia�a, �eby podpisano jej petycj�. Nicky wola�by nie mie� z ni� nic wi�cej do
czynienia. Zmusi� si� do u�miechu i pomacha� do niej. Uda�a, �e tego nie
dostrzeg�a, ale cmokn�a na Sky, kt�ra podskoczy�a i poliza�a jej r�k�. Potem
kobieta wgramoli�a si� do swojego przedpotopowego samochodu. Natychmiast z
siedze� zerwa�a si� sfora kundli, kt�re wprost rzuci�y si� na ni� rado�nie.
Nicky potrz�sn�� g�ow�, patrz�c jak jej samoch�d wzbija chmur� kurzu i oddala
si� z turkotem. Jeden z ps�w chyba wlaz� jej na kolana.
Sky pobieg�a przodem, wyczuwaj�c zapach walaj�cych si� resztek chi�szczyzny,
nast�pnie przytkn�a nos do ogrodowego p�otu, gdzie zesz�ej nocy koty zostawi�y
swoje niewidoczne �lady. Nicky zabra� ze sob� smycz, ale pozwala� psu biega�
swobodnie. Nigdy nie oddala�a si� zbytnio i wiedzia�, �e zawsze wr�ci na jego
wo�anie.
- Nicky! Zaczekaj!
Odwr�ci� si� i ujrza� Brett�, swoj� najlepsz� przyjaci�k�, biegn�c� w jego
kierunku. Chodzili do tej samej klasy, ale spotykali si� cz�sto r�wnie� poza
szko��, ��czy�a ich bowiem mi�o�� do koni. Bretta opiekowa�a si� czarn� klacz�
arabsk� Eclipse, na kt�rej Nicky czasami je�dzi�.
- Co si� sta�o?
Jej twarz zar�owi�a si� od biegu, ale malowa�o si� na niej jeszcze co� wi�cej.
Jej oczy b�yszcza�y. P�on�y. L�ni�y od ekscytacji.
- Zgadnij, co si� sta�o.
- Wygra�a� na loterii.
- Lepiej. Milion razy lepiej.
- Dwukrotnie wygra�a� na loterii?
- Nie powiem ci. Lepiej ci poka��. Idziesz do Gibsona?
- Tak. Chcia�em przespacerowa� si� ze Sky na szczyt pola. - Nicky ??? wspomnia�
o Fern i Szafirze oraz o nadziei, �e nie wynios� si� oni tej nocy.
18
Id� tam inn� drog�. Poln� �cie�k� pn�c� si� na per�. Stamt�d wida� to najlepiej.
Nicky zr�wna� z ni� krok.
_ Mo�esz mi co� podpowiedzie�?
Bretta zacisn�a usta, wygl�da�a naprawd� bardzo tajemniczo.
_ Nie. To mog�oby wszystko zepsu�. Chc�, �eby� zobaczy� to tak, jak ja to
ujrza�am.
Na skrzy�owaniu dr�g skr�cili w prawo; po lewej stronie ci�gn�� si� szlak
prowadz�cy w g�r� przez pola. Znale�li si� teraz na nieutwardzonej drodze, kt�ra
stopniowo przechodzi�a w poln� �cie�k�, biegn�c� w g�r� wzniesienia wzd�u�
kraw�dzi farmy Gibsona. �cie�ka by�a stroma, ale przynajmniej ocieniona, dzi�ki
wybuja�ym ga��ziom drzew prywatnego lasu.
Sky pop�dzi�a przed siebie, przedzieraj�c si� przez krzaki w pogoni za kr�likami.
Nagle zamar�a w bezruchu, wpatruj�c si� w co�.
Bretta cicho zagwizda�a.
- To dziwne. Naprawd� dziwne.
- Pewnie lis.
- Nie. To nie to. To nie co�, co ona widzi, ale co�, co wyczuwa. Eclipse
zachowywa�a si� identycznie.
Nicky spojrza� na ni�. Rumie�ce z jej policzk�w znik�y, a dziewczyna przybra�a
srog� min�. Nawiedzi�o go dziwne uczucie - mrowienie przesuwaj�ce si� wzd�u�
kr�gos�upa.
- Nie powiesz mi, o co chodzi?
Sky zrobi�a kilka krok�w do ty�u, po czym si� odwr�ci�a i podbieg�a z powrotem
do Nicky'ego. Przytuli�a si� do jego n�g i zaskowycza�a. Nicky czu�, �e suka
dr�y.
- Rano wybra�am si� na przeja�d�k� z Eclipse. Taki spacer o �wicie. - Bretta
m�wi�a szybko, ale spokojnym g�osem. - Dotar�y�my tutaj, prawie dok�adnie tutaj
i wtedy zacz�a si� zachowywa� bardzo dziwnie. Nie chcia�a i�� dalej i usi�owa�a
si� obr�ci� i p�j�� inn� drog�. Wyda-
19 I
�o mi si� to nienormalne - przecie� cz�sto tu przychodzi�y�my, ale jej nie
ponagla�am. Zsiad�am i przywi�za�am j�. Nicky pog�aska� uszy Sky, kt�ra
zaskowycza�a ponownie. Rozejrza� si� woko�o, ale nie dostrzeg� niczego
niezwyk�ego.
- Wi�c co to by�o? Co to jest?
- Chod�. - Bretta przesz�a obok niego do miejsca, w kt�rym �cie�ka si� zw�a�a,
nast�pnie skr�ca�a, prowadz�c do najwy�szego punktu na perci. Tam dziewczynka
si� zatrzyma�a. - Sp�jrz.
Nicky popatrzy� w kierunku, w kt�rym pokazywa�a palcem - w d�, na pole
kukurydzy. - O rany!
Poni�ej le�a�a ziemia George'a Gibsona. Widok by� znajomy. Na lewo rozci�ga�y
si� lasy, kt�re wype�nia�y przestrze� pomi�dzy polami uprawnymi i pastwiskami,
na kt�rych Nicky spotka� Fern. Dom mieszkalny sta� w przytulnym miejscu za k�p�
drzew. Dalej, na prawo, widnia� stary m�yn wodny, w kt�rym Nicky mia� dzi�
pracowa� razem z tat� i Jimem.
O tej porze roku kukurydza mia�a barw� z�otobr�zow�. Mi�kkie poranne �wiat�o
dotyka�o czubk�w ro�lin, kt�re pob�yskiwa�y srebrzy�cie, gdy lekki powiew wiatru
z szeptem przemyka� po�r�d nich. Za kilka tygodni kukurydza: by�aby gotowa do
zebrania i zmagazynowania. Ale nie ta. Ju� nie. Na ca�ym polu rozci�ga�y si�
olbrzymie kr�gi. I to nie zwyczajne ko�a - z zewn�trznych kraw�dzi rozchodzi�y
si� sk��bione linie, tworz�ce wizerunki diament�w i gwiazd oraz osobliwe
kszta�ty i symbole ��cz�ce si�
w jedn� ca�o��.
- Co to jest u licha? - odezwa� si� Nicky do Bretty.
- Kr�gi w zbo�u. Widzia�am kiedy� podobne w gazecie, pokazywano te� takie w
wiadomo�ciach, ale nie mia�am poj�cia, �e tak wygl�daj�. S� olbrzymie. I
niezwykle skomplikowane. Bardzo wymy�lne.
- Sk�d si� tu wzi�y?
20
Bretta pos�a�a mu znacz�cy u�miech, po czym z rozmy�lnym dr�eniem w g�osie
odrzek�a powoli: _ O-B-C-Y.
- Ogl�dasz za du�o telewizji. - Nicky usi�owa� si� roze�mia�, ale pomimo
ciep�ego ranka poczu� nag�y zimny dreszcz.
- A twoim zdaniem? Nie by�o ich tu zesz�ej nocy, poniewa� przeje�d�a�am t�dy. I
przyjrzyj si� im - wykonanie ich zabra�oby wieki.
- Co zrobimy?
Tr�ci�a go �okciem, na jej twarzy zn�w pojawi� si� entuzjazm.
- Zejdziemy tam.
- Ale... one s� takie niezwyk�e. Mo�e s� w jaki� spos�b szkodliwe. Przypomnij
sobie Eclipse i Sky - zwierz�ta potrafi� wyczu� niebezpiecze�stwo lepiej ni� my.
- Przesta�. I kto tu ogl�da za du�o telewizji? - Bretta spogl�da�a w d� na
k��bowisko wzor�w, jej g�os nagle sta� si� powa�ny. - Je�li nie p�jdziesz,
zawsze b�dziesz tego �a�owa�. By� mo�e nigdy ju� nie zobaczysz czego� podobnego.
A Gibson, gdy tylko si� zorientuje co tu jest, z pewno�ci� b�dzie pilnowa� pola
ze strzelb� w gar�ci. Wiesz, jakim �a�osnym zrz�d� potrafi by�. Nie b�dzie
chcia�, �eby ludzie zdeptali mu resztki kukurydzy. To nasza jedyna szansa.
Nicky pod��y� za ni� ze �ci�ni�tym �o��dkiem, biegn�c i ze�lizguj�c si� po
pokrytym ros� wzniesieniu.
Nie spojrza� nawet, co robi Sky. W tej niezwyk�ej chwili nie my�la� jasno. Nie
zdawa� sobie sprawy, �e suka wcale za nim nie biegnie.
Rozdzia� 4
Okr��yli kraw�d� pola, a� doszli do wysokiej bramy przy drodze. Przele�li przez
ni� i pobiegli wzd�u� bruzd, kt�re George Gibson zrobi� wcze�niej swoim
traktorem. Jaka� dziwna si�a zgniot�a kukurydz�, robi�c te kr�gi, ale zar�wno
Nicky jak i Bretta na tyle dobrze znali farmer�w, �e nie chcieli ryzykowa�
wyrz�dzenia jeszcze wi�kszych szk�d.
- Musimy teraz przej�� przez kukurydz�. - Bretta zwr�ci�a si� do Nicky'ego, gdy
zbli�yli si� tak bardzo, jak tylko mogli. - Nie ma �adnej �cie�ki.
Nicky skin�� g�ow�.
- Nie mog� tego poj��. To znaczy - je�li zrobili to ludzie, by�aby jaka�
�cie�ka prowadz�ca do kr�g�w.
Waha� si�, ale Bretta chwyci�a go za �okie�.
- Chod�. Nie mo�emy tak tutaj sta� i duma�. Musimy
si� tam dosta�.
Wilgotna wiosna i gor�ce lato sprawi�y, �e plantacja wygl�da�a naprawd� pi�knie.
Kukurydza wyros�a wysoko - wy�ej ni� kiedykolwiek. Stoj�c na skraju pierwszego
kr�gu i patrz�c na niezwyk�e �cie�ki, Nicky pomy�la� o labiryncie.
- A je�li si� zgubimy? - Ch�opiec stara� si� nie okazywa� niepokoju. - Je�li
nie uda si� nam znale�� drogi powrotnej?
- Nie b�d� g�upi. To tylko kukurydziane pole. - Brettc ruszy�a przodem. -
Sp�jrz, wszystko skr�ca w jedn� stron�. - Nachyli�a si�, �eby dotkn�� kr�gu.
22
Nie _ rzuci� kr�tko Nicky. - Niczego nie dotykaj.
Bretta wyprostowa�a si�, spogl�daj�c na niego zdziwiona.
_ Chcia�am tylko...
Nicky pokr�ci� g�ow�.
_ Po prostu mam przeczucie... �e nie powinni�my. Nie wiemy, co si� mo�e zdarzy�.
Bretta przesun�a d�oni� po swojej kr�ciutkiej br�zowej grzywce i spojrza�a na
niego z ukosa.
- Przesta�, Nicky. Przez ciebie czuj� si� dziwnie. Nicky wzruszy� ramionami,
staraj�c si� nie zdradza�
strachu.
- To wydaje si�... takie pot�ne. I przyjrzyj si�... - Zacz�� spacerowa� po
spiralnej �cie�ce, bardzo ostro�nie, jak kto� przebywaj�cy w ko�ciele.
Przystan�� nagle i rozejrza� si� wok� siebie, m�wi�c po cichu, prawie szeptem.
- Zobacz jak mocno ro�liny s� sp�aszczone. Przylegaj� do samej ziemi, ale nie s�
po�amane. Nie s� zniszczone. Jak gdyby co� przygniot�o je jakim� podmuchem
powietrza, �agodnie, ale bardzo szybko.
Bretta przysun�a si� bli�ej niego.
- Masz racj�. Kukurydza jest bardzo sucha i �amliwa. Powinna p�ka� przy
najmniejszym zgi�ciu.
Nicky przeszed� zn�w kilka krok�w. Niewa�ne, kto to zrobi�, i tak by�o to
zdumiewaj�ce zjawisko. Wszystkie kraw�dzie by�y doskona�e: proste i ostre. Tak
jakby przyci�ni�to do zbo�a gigantyczn� form� do ciasta. Sp�aszczona kukurydza
le�a�a w splotach, bez wyj�tku skr�caj�cych si� zgodnie z kierunkiem ruchu
wskaz�wek zegara, nawet na prostych odcinkach, kt�re ze szczytu perci
przypomina�y gwiazdy.
Skr�cona kukurydza chrz�ci�a pod ich stopami. W pewnej chwili przemkn�a tu�
przed nimi mysz, a nad ich g�owami g�o�no rykn�� silnik helikoptera, kt�ry
pojawi� si� jak gdyby znik�d, rzucaj�c ciemny cie� na z�ot� ��k�.
23
Nagle rozleg� si� jeszcze jeden d�wi�k: co� z �omotem p�dzi�o w ich kierunku.
Nicky chwyci� rami� Bretty i odci�gn�� j� na bok - w sam� por�.
To by� ko�, bia�y i wychudzony, galopuj�cy z dzikim b�yskiem w niebieskich
oczach. Zwierz� dostrzeg�o ich wcze�niej ni� je�dziec i uskoczy�o w bok. Gdy
Szafir da� susa i wierzgn�� zadem, Fern z trudem utrzyma�a si� na jego grzbiecie.
�ypn�a w bok na Nicky'ego i Brett�, nie dostrzegaj�c ich, jakby byli powietrzem.
Nast�pnie pop�dzi�a Szafira, przemkn�a obok nich, skupiaj�c wzrok na jakim�
punkcie w oddali.
- Dobry Bo�e... - Bretta pierwsza odzyska�a g�os. Nicky pokr�ci� g�ow�.
- Znam j�. Spotkali�my si�...
- C�, jest szalona. �eby galopowa� tutaj w ten spos�b. Prawie nas stratowa�a.
- Przypuszczam, �e nie spodziewa�a si� tu nikogo... -G�os Nicky'ego urwa� si�.
Pr�bowa� broni� Fern, w�a�ciwie nie wiedz�c nawet dlaczego.
- Tak czy inaczej, to by�o g�upie. To tyle, je�li chodzi o tw�j pomys�, �eby
nie dotyka� kukurydzy. Teraz jest po prostu stratowana.
Nicky spojrza� na miejsce, sk�d wyskoczy� Szafir. Kukurydza by�a tam poruszona i
podeptana, a doskona�a, ostra kraw�d� wewn�trzna g��wnego kr�gu zgnieciona
i zatarta.
Na polu odezwa� si� silnik traktora. George Gibson zaczyna� prac�. Nicky sta�
przez chwil� bez ruchu, palcami muskaj�c czubki ro�lin, kt�re nadal sta�y
pionowo. Zn�w �cisn�o go w �o��dku, tym razem jednak nie by�o to przeczucie
zagro�enia czy strach. Je�eli George przy�apie ich tutaj, b�d� mieli mn�stwo
k�opot�w.
- Chyba powinni�my ju� i��. Bretta skin�a g�ow�.
- I tak musz� wraca� do Eclipse. Nie wyczy�ci�am jej
jeszcze.
24
Wycofali si�, id�c po wzorach na ziemi, a� znale�li rozst�p, gdzie przedzierali
si� przez kukurydz�. Dotar�szy do bruzd po traktorze zacz�li biec, przychylaj�c
si� nieco i trzymaj�c g�owy nisko - z nag�ym poczuciem winy, jak przest�pcy
opuszczaj�cy miejsce zbrodni.
Dopiero kiedy przele�li przez bram�, zatrzymali si� i z�apali oddech.
Nicky star� pot z czo�a.
- Lepiej ju� p�jd�. Mama na pewno przygotowa�a ju� �niadanie.
Dotarli na per�. Nicky zerkn�� jeszcze raz na pole le��ce poni�ej. Sun�� po nim
traktor. Bretta przes�oni�a oczy d�oni�.
- George Gibson jeszcze ich nie widzia�.
Nicky bacznie obserwowa� srebrne, szykowne volvo, kt�re podjecha�o w�a�nie do
bramy. Na widok ciemnow�osego m�czyzny z w�osami spi�tymi w kucyk, kt�ry
wysiad� z auta i zacz�� wyjmowa� z baga�nika sprz�t fotograficzny, a� gwizdn��.
- Wygl�da na to, �e kto� mu powiedzia�. To ten Bog-sweed. Ten wstr�tny reporter.
- Chcesz si� tu pokr�ci�? Zobaczy�, co si� stanie?
- Lepiej nie. Tata b�dzie na mnie czeka�. Pracuj� dzisiaj razem z nim. A Sky
musi... O, rany... Sky... zapomnia�em o Sky...
Rzucili si� biegiem i p�dzili z powrotem poln� �cie�k�, przywo�uj�c psa.
Nicky przeklina� si� w duchu. Jak m�g� j� tak po prostu zostawi�? O czym my�la�?
Przed ka�dym zakr�tem zn�w od�ywa�a w nim nadzieja i ca�y czas si� modli�, by
nagle, gdzie� z krzak�w wyskoczy�a suka. A potem, gdy Sky si� nie pojawia�a,
czu� zimny dreszcz.
Stan�li przy skrzy�owaniu obok stacji benzynowej. Bretta uj�a rami� Nicky'ego.
- Chcesz, �ebym wr�ci�a z tob�? Do twojego taty? �eby mu powiedzie�, co si�
sta�o?
25
Nicky, blady mimo opalenizny, pokr�ci� g�ow�.
- Lepiej nie. Na pewno si� zez�o�ci...
- Wszystko b�dzie dobrze. - Bretta u�miechn�a si� do niego. - Sky wr�ci do
domu, mo�e troch� tylko og�upia�a, i po�o�y si� pod wozem, tak jak zawsze. Tw�j
tata powie par� niemi�ych s��w. A potem ca�a sprawa p�jdzie w niepami��.
Nicky nie odpowiedzia�. Nie zna�a jego taty. Ale tak naprawd� nie o to chodzi�o.
Z tat� m�g� sobie jako� poradzi�. Tyle �e Bretta nie zna�a r�wnie� Sky. By�a u
nich od bardzo dawna, od czasu, gdy on zaczyna� chodzi�. Mama m�wi�a, �e jednym
z jego pierwszych s��w by�o �hau". Sky stanowi�a cz�� jego �ycia, by�a
cz�onkiem rodziny. I nigdy, przenigdy nie uciek�a, kiedy on by� z ni� na dworze.
- Zajrz� do ciebie wieczorem. - Bretta �cisn�a jego rami�, odwr�ci�a si� i
skierowa�a w stron� stajni Declana Cartera, gdzie znajdowa�a si� Eclipse.
Nicky skr�ci� w prawo i pogna� do domu.
Rozdzia� 5
- Gdzie ty do diab�a by�e�? Ju� mieli�my wyjecha� bez ciebie.
Nicky cofn�� si�, gdy pikap z turkotem przejecha� przez obozowisko i gwa�townie
zahamowa� obok niego.
- By�em na spacerze... z Bretta. Zobaczyli�my co� dziwnego i zapomnia�em si�.
Nicky unika� chmurnego spojrzenia taty i odwr�ci� g�ow�, staraj�c si� zobaczy�,
czy Sky le�y pod wozem. Nie le�a�a.
- Zobaczysz co� jeszcze bardziej dziwnego, je�li jeszcze raz ka�esz nam czeka�.
To b�dzie moja r�ka. Wskakuj.
Jim otworzy� drzwi od swojej strony i przesun�� si� na �rodkowe siedzenie,
robi�c miejsce Nicky'emu. Nicky nie ruszy� si�. Zasch�o mu w ustach.
- Widzieli�cie Sky?
- S�dzi�em, �e jest z tob�?
- Uciek�a. Nie mog�em jej odnale��.
- Wspaniale! - Rzuci� przez z�by tata, b�bni�c palcami w karoseri�. - Tego nam
brakowa�o. Bogsweed b�dzie mia� prawdziwe �wi�to, je�li si� dowie, �e nie
potrafimy jej dopilnowa�. Lepiej id� i powiedz to matce, a potem biegnij jej
szuka�. - Potrz�sn�� g�ow�, uruchomi� silnik i odjecha� ze zgrzytem.
Mama wysz�a w�a�nie z wozu, nios�c kosz z upran� bielizn�.
- Zgubi�em Sky.
27
- Co takiego?
Zacz�a rozwiesza� ubrania na sznurze, rozci�gni�tym pomi�dzy dwoma drzewami.
Nicky waha� si�. Mama potrafi�a s�ucha� i nie �mia�aby si� z niego, ale z jaki�
powod�w nie chcia� jej m�wi� o kr�gach w zbo�u. Jak gdyby by�o to co�
szczeg�lnego, co� osobistego - co�, co nie nale�y do rzeczywistego �wiata
�niada�, prania i rozgniewanych ojc�w.
- Na pewno zobaczy�a kr�lika - rzuci� nieprzekonuj�co. - Po prostu zagada�em
si� z Brett�.
- Wr�ci. To rozs�dna suka. Ale lepiej id� jej poszuka�. - Mama zerkn�a na
niego. - W lod�wce jest zimny bekon. Zr�b sobie kanapk� przed wyj�ciem. Mo�e ci
to zaj�� troch� czasu. Sabrina posz�a gdzie� z Jad�, ale kiedy wr�ci, wy�l� j�
za tob�. Im wi�cej os�b b�dzie jej szuka�o, tym wi�ksze s� nasze szanse.
Rozdzia� 6
Zrobi�o si� gor�co. Koszulka przyklei�a si� Nicky'emu do plec�w. W ko�cu zdj��
j�, obwi�zuj�c wok� pasa. S�o�ce strasznie pali�o, ale ledwie zdawa� sobie z
tego spraw�.
Szed� zygzakiem w g�r� i w d� kraw�dzi zbocza obok pola kukurydzy. Kr�gi i
wzory pozostawa�y niezmienione, dostrzeg� te� w�sk� �cie�k�, kt�r� zrobili
wcze�niej z Brett� oraz d�u�szy, nier�wny szlak z drugiej strony. Mru��c powieki,
m�g� dojrze� ma�� przerw� na ramieniu jednej gwiazdy. To by�o miejsce, w kt�rym
wyskoczy� na nich Szafir.
Znajdowa�y si� tam teraz dwie osoby. By�y ledwo widoczne w�r�d kukurydzy, ale
Nicky uzna�, �e najprawdopodobniej s� to Gibson i Bogsweed. Mo�na sobie
wyobrazi�, �e George Gibson nie tryska rado�ci�. Bogsweed z pewno�ci� b�dzie
mia� trudno�ci z przekonaniem George^ Gibsona, �eby ten pozwoli� mu zamie�ci�
zdj�cia kr�g�w w gazecie. Przyci�gn�oby to mn�stwo ludzi, a ostatni� rzecz�,
jakiej pragnie ka�dy farmer, to t�umy gapi�w depcz�cych jego ziemi�. Trudno
jednak by�oby utrzyma� kr�gi w tajemnicy. By�y niczym niemy krzyk w jasnym
�wietle dnia.
W g�rze ponownie przelecia� helikopter, powoli zataczaj�c ko�a nad polem. Nicky
przes�oni� oczy d�oni�, zastanawiaj�c si�, dlaczego on tu lata. Przypomina� Nic-
ky'emu olbrzymiego insekta, wypatruj�cego �upu na polu.
29
Przygl�da� si�, jak �mig�owiec zawis� na moment nieruchomo, po czym pospiesznie
oddali� si� z cichn�cym warkotem, a� sta� si� tylko drobnym punktem na
�wietli�cie niebieskim niebie.
Nicky poczu� co� dziwnego. Nie strach, ale co�, co m�wi�o mu, �e wszystko jest
troch� nie takie, jak by� powinno. �e jest w jaki� spos�b zniekszta�cone.
Helikopter i kr�gi w zbo�u, i dw�ch ludzi na polu stanowili fragmenty obrazu,
kt�ry widzia�, ale nie do ko�ca rozumia�. Nie chcia� d�u�ej by� w ich pobli�u.
Poza tym wszystko ju� tutaj przeszuka�. Trzeba by�o spr�bowa� gdzie indziej.
Zdecydowa� si� i�� w przeciwnym kierunku - tam, gdzie zwykle chodzi� na spacery
ze Sky, tam, gdzie poszed�by, gdyby nie pod��y� na Brett�.
Szafir zauwa�y� nadchodz�cego Nicky'ego. Przekr�ci� �eb, jego niebieskie oczy
zdradza�y czujno��. Fern sta�a ty�em, wygl�da�o na to, �e przeszukuje ko�sk�
grzyw�.
Nicky trzyma� si� z daleka, zastanawiaj�c si�, czy jego obecno�� nie b�dzie jej
przeszkadza�.
- Sp�jrz tylko - Odwr�ci�a si� gwa�townie, spogl�daj�c na Nicky'ego, jakby to
by� ci�g dalszy ich rozmowy. Jej twarz spochmurnia�a, w zielonych oczach skrzy�y
si� jasne ogniki. Cofn�a si� o krok, ko�cami palc�w unosz�c grzyw� Szafira.
Nicky spodziewa� si�, �e ujrzy naci�cie lub blizn�, ale dziewczyna pokazywa�a mu
warkoczyk, ma��, zabrudzon� plecionk� skryt� pod g�stwin� d�ugiej ko�skiej
grzywy. Spojrza� na Fern niepewnym wzrokiem, nie wiedz�c, co powiedzie�.
- Widzisz, jak kto� go kiedy� kocha�? Widzisz, kim on kiedy� by�? Widzisz, jak
wszystko zawsze przybiera z�y obr�t? - Jej oczy dos�ownie p�on�y. Wsun�a d�o�
do kieszeni d�ins�w i wydoby�a z niej ma�y n�. - To musi tu by� od lat. Jest
spl�tane i zbite w k�ak, tak �e nie mog�am
30
tego wyczesa�. - Przeci�a spl�tany k��b, a� warkoczyk opad� na ziemi�. Fern
nagle wzruszy�a ramionami i przetar�a czo�o d�oni�, jak gdyby odp�dza�a jak��
my�l. Potem u�miechn�a si�, a jej g�os z�agodnia�. - Chc� zmieni� jego �ycie.
Postaram si� zn�w uczyni� go wyj�tkowym.
- A co ci si� w nim nie podoba?
- Wszystko. Jest p�ochliwy. Gryzie. Cia�o ma pokryte bliznami. Ale najgorsze
jest to, �e koszmarnie si� na nim je�dzi.
- Mog� go dotkn��? - Nicky pragn�� zbli�y� si� zn�w do Szafira, ale wydawa�o
si�, �e Fern stara si� go powstrzyma�. Tak jakby pragn�a chroni� konia przed
ca�ym �wiatem.
Przechyli�a g�ow� na bok, zerkaj�c z ukosa na Nicky'ego.
- M�g�by ci� zrani�. Nie s�dz�, �eby tego chcia�, a �atwo wpada w panik� i
cz�sto staje d�ba. Boi si� nieznajomych.
- Potrafi� by� szybki, kiedy musz�. Fern u�miechn�a si� niespodziewanie.
- Wi�c dobrze. Je�li tylko obiecasz, �e nie zawiadomisz policji, gdy kopniakiem
po�le ci� w powietrze.
- Nie zawiadamia�bym szyngely, tak po cyga�sku m�wimy na policj�, nawet gdyby
kopniakiem pos�a� mnie w kosmos. - Nicky podszed� bli�ej i uni�s� r�k�, �eby
pog�aska� czo�o Szafira. Ko� po�o�y� uszy po sobie, ale ch�opiec przemawia� do
niego �agodnie, delikatnie zataczaj�c palcami k�ko na plamce pomi�dzy jego
oczami. Po chwili Szafir nastawi� uszy, lekko nachylaj�c je do przodu, uspokoi�
si�.
Fern gwizdn�a.
- Nie�le sobie radzisz z ko�mi. My�la�am, �e ci nie pozwoli.
- Du�o z nimi pracowa�em. Kiedy� je�dzi�em z dziadkiem, kupuj�c, sprzedaj�c i
lecz�c konie.
- Ju� nie podr�ujesz?
31
- Osiedlili�my si� w jednym miejscu. M�j tata nie chcia�, �eby�my ci�gle byli w
drodze.
- Nie znios�abym tego. Ja musz� czu� si� wolna. Lubi�, jak wszystko si� zmienia.
- To nie by� m�j wyb�r. W�a�ciwie tak�e nie taty. Pok��cili�my si� z rodzin� i
wyruszyli�my na w�asn� r�k�. Podr�owali�my przez jaki� czas, ale by�o nas zbyt
ma�o i nie by�o bezpiecznie. I tak znale�li�my si� tutaj. - Nicky nieznacznie
wzruszy� ramionami, staraj�c si� da� do zrozumienia, �e si� tym nie przejmuje.
Fern pog�adzi�a nos Szafira.
- A nas jest sporo. Obecnie oko�o dziesi�ciu os�b. Niekt�rych z nich nawet nie
znam. Wszyscy przychodz� i odchodz�, ale ja to nawet lubi�. Nie lubi� si�
przywi�zywa� do niczego. Ani do nikogo.
Nicky poczu� �al pomieszany z zazdro�ci�. Odsun�� od siebie to uczucie i
przymkn�� oczy, przesuwaj�c d�o�mi wzd�u� szyi Szafira, masuj�c jego spl�tane
k��by. Wyczuwa� napi�cie w ciele konia, w�z�y uwi�zionej energii, zablokowanej
gdzie� g��boko. Po chwili Szafir wyda� z siebie osobliwe, jakby wymuszone r�enie
zadowolenia - chyba niecz�sto tak reagowa�. Wyci�gn�� szyj�, wywijaj�c przedni�
warg� i obna�aj�c z�by.
Fern u�miechn�a si�.
- Nigdy nie widzia�am, �eby tak robi�. Wygl�da, jakby si� �mia�.
Nicky pracowa� dalej. Szafir pokryty by� bliznami -znamionami - tak, jak
powiedzia�a Fern. Nicky przebieg� palcami po jednej z nich, tej na lewym zadzie.
Mia�a dziwny kszta�t - przypomina�a koron�. Spojrza� na Fern.
- To jest pi�tno marki - orzek�. - By� mo�e p�ynie w nim kr�lewska krew.
Fern skrzywi�a si�.
- Kto wie. Mo�e wyrzucono go z kr�lewskiego pado-ku, kiedy jaka� ksi�niczka z
puszystymi lokami uzna�a, �e kolor jego oczu nie pasuje do jej jedwabnej sukni.
32
Nicky nie odpowiedzia�. Dos�ysza� dziwny ton w jej g�osie, a nie chcia�
rozj�trza� starych ran. Wpl�t� palce w grzyw� Szafira, szepc�c mu co� do ucha.
Skubn�� go leciutko palcami, tak jak skubi� si� konie na wolno�ci, gdy si�
nawzajem czyszcz�. Szafir odwr�ci� �eb i pow�cha� rami� Nicky'ego. Ch�opiec
spojrza� w g�r� i delikatnie, lekko jak pi�rkiem, jeszcze raz dotkn�� ko�skiego
czo�a.
Nicky zerkn�� na Fern.
- Jest taki szczup�y. Nie chc� naciska� go zbyt mocno. Wygl�da tak, jakby mo�na
go by�o z�ama�.
- Wiem, co masz na my�li. Kiedy jad� na nim, boj� si�, �e si� rozsypie w mi�kki,
bia�y py�. Sprawia wra�enie, jakby m�g� w ka�dej chwili znikn��.
Nicky skin�� g�ow�, ale po raz kolejny nie odpowiedzia�. Fern nie powinna na nim
je�dzi�, nie chcia� jednak psu� atmosfery, m�wi�c jej o tym.
- Widzia�em ci� rano. W kr�gu, w zbo�u.
Fern spojrza�a na niego szeroko otwartymi, zdziwionymi oczami.
- To by�o takie niezwyk�e. Nie do wiary.
- Ale czemu tam by�a�? Jecha�a� tak szybko.
Fern zbli�y�a si� do Nicky'ego. Rozejrza�a si� woko�o, zni�aj�c g�os, jakby ba�a
si�, �e kto� m�g�by us�ysze� to, co chcia�a powiedzie�.
- Widzia�am co�.
- W kr�gu? Pokr�ci�a g�ow�.
- Wcze�niej. Kiedy jeszcze by�am w wozie. To sta�o si� o �wicie, tu� przed
wschodem s�o�ca. - Odwr�ci�a si� gwa�townie, podesz�a do sterty starych pniak�w
i usiad�a. Szafir i Nicky poszli za ni�, ko� opu�ci� nos i dotkn�� jej ramienia.
Nicky opar� si� o pie� drzewa.
Fern przechyli�a g�ow� na bok, opieraj�c j� o przedni� nog� konia; przypomina�a
dziecko spoczywaj�ce w ramionach matki. Kiedy m�wi�a, gestykulowa�a, ozdabiaj�c
s�owa mn�stwem niewidocznych kszta�t�w i wzor�w.
' W ?
oo
- Obudzi�am si� rano - zawsze wstaj� wcze�nie -i wyjrza�am przez okno mojego
wozu. Zobaczy�am co�... daleko, na drugim ko�cu pola. - Zerkn�a w g�r� na Nic-
ky'ego, ca�e jej cia�o nagle si� uspokoi�o. - To by�o �wiat�o. Wysoko na niebie.
I by�o naprawd� dziwne, jakby zawis�o w powietrzu. Nigdy wcze�niej nie widzia�am
czego�
takiego.
Nicky oderwa� kawa�ek kory z drzewa i zacz�� �ama� go j na drobne cz�ci. Czu�
si� nieswojo. Zn�w poczu� dziwne mrowienie. Takie samo niezwyk�e uczucie
nawiedzi�o go, gdy Bretta opowiada�a mu o tym, �e Eclipse nie chcia�a i�� dalej
poln� �cie�k�.
- I co zrobi�a�?
Fern za�o�y�a r�ce na piersi.
- Z pocz�tku ba�am si�, a potem pomy�la�am o Szafirze. Je�li ja to widzia�am,
on te� musia� to zobaczy�. A on jest taki nerwowy. Przysz�o mi do g�owy, �e
je�li we mnie wywo�a�o to dreszcz niepokoju, to on b�dzie wariowa�. Wiedzia�am,
�e musz� wyj�� i by� przy nim.
Nicky skin�� g�ow� na znak, �e rozumie dziewczyn�.
- Tak czy inaczej - potrz�sn�a g�ow�, spogl�daj�c w dal - wysz�am, wo�aj�c go
i w og�le. Nadal by�o ciemno, wi�c niewiele widzia�am, ale zazwyczaj to nie jest
problem. Zawsze przychodzi prosto do mnie. Kt�rej� nocy nawet jecha�am na nim;
wskoczy�am na niego i... - Jej g�os zabrzmia� tak, jakby spodziewa�a si� krytyki
Nicky'ego.
- Ja te� robi�em ju� takie rzeczy - szybko odrzek� Nicky. - Konie dobrze widz�
w ciemno�ci. Musz�. W naturze noc to niebezpieczna pora, zw�aszcza w krajach, w
kt�rych �yj� zwierz�ta takie jak lwy, poluj�ce na jaki� k�sek na kolacj�.
Fern spojrza�a na niego z wdzi�czno�ci�.
- Nigdy tak o tym nie my�la�am. Ale tak czy inaczej, tym razem Szafir nie
przyszed�. Szuka�am go i krzycza�am, ale nie by�o go w pobli�u.
Nicky zn�w poczu� mrowienie.
- I co dalej?
34
_ Czu�am, �e bardzo si� przestraszy� i uciek� gdzie�. Isfie wiedzia�am, gdzie
zacz�� poszukiwania, wi�c po prostu sz�am i sz�am. To dziwne, poniewa� nie
chcia�am tego. To znaczy nie zamierza�am tam i��, ale wci�� sz�am w kierunku
tego �wiat�a.
_ Czy kiedy wysz�a� na dw�r, �wiat�o rozja�ni�o si� troch�?
Zmarszczy�a czo�o, jakby usi�owa�a sobie przypomnie�.
- Nie. Chyba raczej wydawa�o si� bledsze. Tak samo jak wtedy, gdy zanika t�cza.
I wtedy spanikowa�am. Ale natychmiast zrozumia�am, �e musz� pokona� strach, bo
inaczej nigdy ju� nie zobacz� Szafira. - Wsta�a, wyrwa�a z ziemi gar�� d�ugich
�d�be� trawy i zacz�a owija� je wok� palc�w. M�wi�a pospiesznie, nie �api�c
oddechu, jakby wci�� prze�ywa�a ten moment. - Pobieg�am. Naprawd� szybko. Jak
kto� �cigany. Bardzo si� ba�am, wi�c nie pobieg�am najkr�tsz� drog�, bo nie
chcia�am chodzi� po ciemku w lesie. Dziwne �wiat�o znik�o, ale z grubsza
orientowa�am si�, gdzie by�o. Przebieg�am ca�� drog� wzd�u� szlaku, skr�ci�am,
p�dz�c w g�r�, wzd�u� perci, a� do p�l kukurydzy. S�o�ce ju� wstawa�o, ale nad
ziemi� wisia�a mg�a, wi�c wci�� si� przewraca�am... - Wyci�gn�a r�k� do
Nicky'ego. - Widzisz... ca�a jestem w siniakach.
- Czy bramy by�y otwarte? To znaczy, czy wiesz, w jaki spos�b Szafir m�g� si�
wydosta�?
Fern odwr�ci�a si� do Nicky'ego, zastanawiaj�c si� przez kr�tk� chwil�.
- Wiesz, nie pami�tam. Chyba by�am w takim stanie, �e straci�am orientacj�.
Chcia�am go tylko znale��...
- Musia�a� bardzo si� ba�...
- By�am przera�ona. Trz�s�am si� i w og�le. Ale musia�am i��. - Potrz�sn�a
g�ow�, jakby pr�bowa�a w my�lach z�o�y� w ca�o�� fragmenty obraz�w.
- I co si� potem sta�o? - Nicky'ego tak wci�gn�a jej opowie��, �e mia�
wra�enie, jakby by� tam razem z ni�.
35
- Potem go zobaczy�am... na samym skraju pola kukurydzy, opartego o p�ot. -
Przerwa�a, spojrza�a na Szafira i przytuli�a si� do niego. - By� w strasznym
stanie. Spocony. Z oszala�ym wzrokiem. Z pocz�tku chyba nie wiedzia�, �e to ja.
Ca�e wieki zaj�o mi, �eby si� do niego zbli�y�, a kiedy mi si� to uda�o, po
prostu wskoczy�am na niego. Wydawa�o mi si�, �e to najsensowniejsza rzecz, jak�
mog� zrobi�. Przynajmniej nie m�g� ode mnie uciec, kiedy na nim siedzia�am.
- I wtedy zauwa�y�a� kr�g?
- Co� w tym rodzaju. Nie widzia�am wyra�nych kszta�t�w, bo przecie� by�am w ich
wn�trzu, ale szybko spostrzeg�am, �e kukurydza wygl�da jako� dziwacznie.
Sp�aszczona i poskr�cana. Chcia�am objecha� to miejsce powoli, �eby uspokoi�
Szafira i jednocze�nie lepiej si� temu przyjrze�.
Nicky za�mia� si�, przypominaj�c sobie szale�czy, dziki galop Fern. U�wiadomi�
sobie, �e bol� go ramiona; chyba si� garbi�, kiedy s�ucha� jej opowie�ci. Zmiana
nastroju przynios�a ulg�.
- Z tego, co widzia�em, nie uda�o si�. Fern r�wnie� si� roze�mia�a.
- Na pocz�tku tak. Po prostu mijali�my kolejne wzory. By�o nawet zabawnie,
kiedy Szafir troch� si� rozlu�ni�. Ale wtedy pojawi� si� ten helikopter, bardzo
nisko...
- Wiem. Widzia�em go.
- I to wszystko. Szafir kompletnie zwariowa�. Poni�s�. Wtedy musieli�cie mnie
zobaczy�. Przepraszam -u�miechn�a si�. - Nie wiedzia�am, �e to wy. Nie zdawa�am
sobie sprawy, �e w og�le kto� tam jest. My�la�am tylko o tym, jak nas stamt�d
wydosta� w jednym kawa�ku. Mam nadziej�, �e was nie przestraszy�am.
Nicky ponownie wybuchn�� �miechem.
- Mnie nie tak �atwo przestraszy�. Ze mn� by�o chyba dok�adnie tak jak z tob� -
nie spodziewa�em si� spotka� tam kogokolwiek.
36
Skin�a g�ow�.
- C�, to by�o co� naprawd� szalonego. Chyba nikt z nas nie my�la� wtedy jasno.
- Wi�c - Nicky zawaha� si�, nie chc�c wyj�� na g�upka - s�dzisz, �e to �wiat�o,
kt�re widzia�a�... pr�bowa�o ci pom�c czy pr�bowa�o ci... zaszkodzi�?
- My�l�, �e pom�c. W ko�cu doprowadzi�o mnie do Szafira. A czemu pytasz?
- Mnie te� co� si� przytrafi�o, kiedy tam by�em. Co� podobnego... - Tym razem
poczu� si� naprawd� g�upio, co� �cisn�o go w gardle. Odwr�ci� g�ow�. - Kiedy
tam by�em, co� si� sta�o ze Sky. Moj� suczk�. Zgin�a.
- Przykro mi. Gada�am tyle o sobie, a ty musisz by� naprawd� zrozpaczony. My
te� mamy psy. M�j tata... -Nagle Fern przygryz�a warg�, ale po chwili m�wi�a
dalej. -Widzia�e� wczoraj dwa z nich. Buffy i Bliss. Bliss to moja ulubienica -
to ten mniejszy, szary. Zwariowa�abym, gdyby co� si� jej przytrafi�o. - Fern
zrobi�a krok przed siebie i niespodziewanie, zanim Nicky si� zorientowa�, obj�a
go i przytuli�a. Zachwia� si� do ty�u i prawie przewr�ci� w je�yny. Przytula�
czasem Sabrin�, kiedy by�a zdenerwowana, ale nie przywyk�, �eby kto� przytula�
jego.
Pu�ci�a go szybko, zupe�nie jakby nic si� nie wydarzy�o.
- Znajdziemy j�. Pomog� ci. Na pewno nic jej si� nie sta�o. S�dz�, �e to co�,
co zrobi�o te kr�gi w zbo�u i inne rzeczy, nie by�o niczym z�ym. Znam si� na
tym... Potrafi� przeczu�, co si� dzieje.
Nicky rumieni� si�, maj�c nadziej�, �e dziewczyna nie wyczuje, jaki zam�t panuje
teraz w jego g�owie.
- Lepiej ju� p�jd�. Musz� przeszuka� jeszcze kilka miejsc, a po�udnie prawie
min�o. Dostanie mi si�, je�li wr�c� za p�no.
- Przyjd� tu znowu, nawet jak j� znajdziesz.
Nicky odwr�ci� si�. Czu� si� g�upio szcz�liwy, �e dziewczyna chce go zn�w
zobaczy�.
- Jasne. Co by si� nie sta�o, dam ci zna�.
37
Rozdzia� 7
- Nie mia�e� szcz�cia?
Kiedy wr�ci� do obozowiska, Bretta czeka�a na Nic-ky'ego przy wozie.
- By�em wsz�dzie. Jestem zmordowany. - Nicky podszed� do przywi�zanej obok
Eclipse i opar� o ni� swoj� g�ow�. Zar�a�a cicho i wtuli�a w niego pysk.
- Ja te� szuka�am. I pyta�am. To dziwne, �e ona tak po prostu... znikn�a.
- To szale�stwo. My�l o tym nie daje mi spokoju. To znaczy - nie by�o tam
nikogo wi�cej - nikogo, z kim mog�aby p�j��.
Ich oczy spotka�y si� na moment, ale �adne z nich nie chcia�o powiedzie�, o czym
my�la�o. Nicky przerwa� milczenie.
- Wkr�tce zaczyna si� pora posi�k�w Sky. Jest szansa, �e wr�ci sama... - G�os
zn�w mu si� za�ama�. Nawet on wiedzia�, �e by�o to beznadziejne marzenie, co�,
co zdarza si� tylko na filmach. Nagle ujrza� w my�lach swoj� rodzin�, siedz�c�
wok� jednego z ognisk Jima. B�d� opowiada� ckliwe historyjki o tym, jak Sky
by�a szczeniakiem, i nagle w ciemno�ciach rozlegnie si� szczekanie, a suczka
rado�nie wyskoczy, jak gdyby znik�d. Wszyscy poderw� si� i b�d� j� tuli�.
Wszystko b�dzie w porz�dku.
- No to do jutra. - Bretta m�wi�a przyciszonym g�osem, przerywaj�c jego
zamy�lenie. - Je�li do tego czasu
38
nie wr�ci, wybierzemy si� razem na poszukiwania. Mog� zajrze� do ciebie, tak jak
dzi�.
- Dobrze. Zgoda- - Nicky wr�ci� do rzeczywisto�ci; patrzy�, jak Bretta odwi�zuje
Eclipse, macha mu i odje�d�a.
Sta� w miejscu jeszcze przez jaki� czas, gapi� si� w dal, obserwuj�c, jak zapada
wiecz�r, i staraj�c si� nie nas�uchiwa� szczekania.
Rozdzia� 8
Sabrina przybieg�a przez obozowisko.
- Razem z Jad� zrobi�y�my u niej w domu plakat na szyb� sklepu z gazetami.
Ka�dy tam zagl�da - nie tylko po gazety - wi�c pomy�la�am, �e zobaczy go wiele
os�b. Chcesz zobaczy�?
Nicky wzi�� arkusz papieru i roz�o�y� go. Siostra nachyli�a si�, czytaj�c razem
z nimi. Czytanie nie by�o ich mocn� stron�, ale Sabrina wci�� mia�a s�owa �wie�o
w pami�ci.
Zagin�a
Nasza �liczna suczka przepad�a. Nie wiemy gdzie ani dlaczego. Jest czarno-
br�zowa. S�odka jak owieczka. Nasz kochany wilczur - Sky. B�dziemy wdzi�czni za
wszelkie informacje. Dla znalazcy nagroda.
Prosz� dzwoni� pod numer 0836 471471 lub zg�osi� si� do wozu Ghisellich. (Na
ty�ach gara�u przy Hill Road, po drugiej stronie wysypiska).
- Sama to u�o�y�am. Jad� pomog�a mi tylko poprawnie napisa�.
Nicky u�cisn�� jej rami�.
- Plakat jest wspania�y. Naprawd� wyj�tkowy. - Wiedzia�, jaki wysi�ek w to
w�o�y�a. �adne z nich nigdy nie pisa�o ot tak, bez powodu.
40
plakat wykonano flamastrem. W jednym rogu widnia� wizerunek g�owy Sky, z jej oka
skapywa�a wielka �za. Czerwona, zapuchni�ta twarzyczka Sabriny �wiadczy�a, �e
dziewczynka r�wnie� bardzo to prze�ywa.
- Czy tata wie, �e poda�a� numer jego telefonu kom�rkowego?
Sabrina pokr�ci�a g�ow�.
- Ale na pewno nie b�dzie mia� mi tego za z�e. Ludzie mog� nie chcie�... no,
mog� nie chcie� przyj�� do nas osobi�cie.
Nicky rozejrza� si� po obozowisku. By�o tu teraz schludniej, ni� kiedy si�
osiedlali, usun�li mn�stwo �mieci i chwast�w, ale dobrze wiedzia�, co siostra ma
na my�li. Zdobyli przyjaci�, a tata chodzi� po domach, szukaj�c pracy, a nie
�ebrz�c, ale nadal wielu ludziom Cyganie kojarzyli si� z r�nymi szachrajstwami.
Nicky nigdy nie by� pewien, co wed�ug tych gad�e mieliby robi� Cyganie. Mo�e
wyobra�ali sobie, �e jego rodzina uzbrojona w no�e czai si� przy supermarkecie
za starymi, zardzewia�ymi w�zkami na zakupy, gotowa skoczy� na nich i wyrywa� im
portfele. Przypuszcza�, �e niekt�rzy Cyganie zachowywali si� w ten spos�b, ale
niekt�rzy gad�e tak�e. Sam od czasu do czasu spotyka� takich.
Trzyma� plakat w wyci�gni�tej r�ce i jeszcze raz go ogl�da�.
- Jaka jest nagroda?
- Jeszcze nie wiem. My�l�, �e je�li znajdzie j� kto� doros�y, mama pozwoli mi
zrobi� jakie� ciastka czy co� takiego. Mam te� troch� starych zabawek, je�li to
b�dzie kto� m�odszy.
Nicky opu�ci� r�ce, pragn�c nie czu� si� jak najgorszy cz�owiek na �wiecie.
- To wspania�e - rzek� cicho.
- Ona wr�ci, prawda? - Sabrina podnios�a g�ow�, do jej oczu nap�yn�y �zy. -
Tak mi smutno wraca� do domu z my�l�, �e jej tu nie ma.
41
Nicky nie odpowiedzia�. Chcia� zapewni� j�, �e wszystko b�dzie dobrze, ale nie
m�g� sk�ada� obietnic, kt�rych dotrzymanie zupe�nie nie zale�a�o od niego.
Nagle rozleg� si� warkot silnika i na teren obozowiska wtoczy� s