16750

Szczegóły
Tytuł 16750
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16750 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16750 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16750 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Monika Warneńska Ścieżką na Ararat Kłaniam się nisko górze srebrnej, Czterdziestokrotnie cześć oddaję Araratowi, co osiwiał Na widok nieszczęść tego kraju. Kłaniam się nisko wodzie żywej, Czterdziestokrotnie ukłon składam Sewańskiej głębi niezmierzonej I prężnym łukom wodospadów. Kłaniam się każdej kropli deszczu, Czterdziestokrotnie głowę zginam Za to, że dzięki niej na nowo Serce zieleni bić zaczyna. I wam się kłaniam, ludzie prości, Po tysiąckroć do ziemi nisko, Za to, że w dłoniach macie siłę, Która z kamieni sok wyciska. Igor Sikirycki: „Powitanie Armenii" Monika Warneńska Ścieżką na Ararat Książka i Wiedza Warszawa 1977 Konsultant naukowy: dr Maciej Popko Redaktor: Wiesława Staśkiewiez Okładkę projektował: Zdzisław Długosz Redaktor techniczny: Ewa Leśniak Korektorzy: II. Leś-Cichal, M. Włodarczyk Copyright by „Książka i Wiedza", 1977 Warszawa, Poland I. Armenia — dawna miłość 1. Gdy pytam sama siebie: -— Armenia, jak to się zaczęło, od kiedy zafascynowała mnie przeszłość tego narodu, jego tragiczne dzieje — widzę przed sobą książkę ze stemplem bibliotecznym, z nazwiskiem znanej i sławnej autorki, z dziwnym, niezrozumiałym tytułem na pierwszej stronie. Tytuł książki Z. Nałkowskiej brzmi: „Choucas". Mam lat trzynaście lub czternaście, i. jeszcze bardzo mało wiem o świecie. Co znaczy ten tytuł? Książka mówi o pięknej Szwajcarii, o ptakach zwanych choucas, ufnie przylatujących po okruszyny na balkon budynku, zawieszony pośród gór — i o ludziach z innego krańca kuli ziemskiej. „...Panna Hovsephian jest taka malutka i chuda, że to jest aż niewiarygodne. Nosi żałobę, ubrana jest czarno od stóp do głowy. Ma czarne włosy i wielkie czarne oczy w chudych powiekach, i czarną sukienkę, i czarny sweter, i czarne pończochy, i czarne pantofelki. Białe ma tylko ręce i drobną, chudą twarz. ...Panna Hovsephian wygląda na starszą, niż jest, jak zwykle kobiety Wschodu. Jej oczy są wystraszone i tragiczne, 0 każdej chwili gotowe do płaczu, oczy, które widziały. Ale gdy się do niej odezwać, uśmiecha się mile i dziecinnie. I ten uśmiech cieniutkich warg na drobnych, białych zębach jest jej jedyną młodością. ...Pokazała nam dziwny, długi młynek, w którym była kawa, zmielona przez nią samą na proszek, subtelny jak pył. Oglądaliśmy różne drobne przedmioty, mające wartość relikwii, stare pieniądze, stare książki, których klasyczny język nazywa się grabar, a druk wygląda jak jakiś napis runiczny na przedhistorycznym wykopalisku. Odczytywała nam, również dla nas nieczytelne, tytuły książek współczesnych, nazwiska poetów i artystów. O wszystkich mówiła «byli», bo żaden już nie żył. Wszyscy najlepsi, cały kwiat inteligencji armeńskiej był wymordowany. Panna Hovsephian urodziła się w Trebizondzie, ale nie miała tam już nikogo z rodziny. Nie miała nigdzie nikogo. Była sama. Wszyscy zginęli. 1 jak zginęli! 6 Dzieckiem słyszała opowieści o straszliwych rzeziach Abdulhamida w Vanie, Mouch, Bitlisie, Diarbekirze i Trebizondzie, o trzystu tysiącach wymordowanych Armeńczyków. A po rewolucji młodo tureckiej, od której czekali wyzwolenia, wybuchły nowe masakry w Cylicji. Piliśmy z cieniutkich, granatowych ze złotem filiżaneczek ową kawę turecką, uczuwając aromatyczny, słodki miał w ustach. A ona mówiła: — Kiedy rozpoczęła się wojna, nastały nowe prześladowania i wtedy zginęło milion dwieście pięćdziesiąt tysięcy Armeńczyków. Turcy mordowali ich w mieszkaniach, na ulicach, po więzieniach. Małych chłopców spędzali na rynki miast i zarzynali siekierami i nożami, a za kordonem policji wyły z męki i szalały ich matki. Całe miasta armeńskie, całe wojska widm, całe zastępy mających umrzeć gnano przez bagna i pustynie szlakami, wzdłuż których gniły trupy tych, którzy poszli dawniej. Idąc, umierali z głodu i zarazy — mężczyźni, kobiety i małe dzieci. Zatrzymywali się na odpoczynki na cmentarzach, w truciźnie zaledwie przysypanych ziemią ciał. I znowu szli dalej, a w trawie między grobami zostawiali umierających na tyfus i cholerę, do i szwajcarskim sanitariuszom. W pobliżu miast nawet widziało się często na ziemi to jakąś rękę, to ogryzione kości, to kawałki gnijącego mięsa ludzkiego, z płytkich, zbiorowych grobów wywleczone przez psy. Wody Eufratu były zatrute, cuchnące od trupów... Gdy tak mówiła, jej oczy tragiczne, przechowujące w sobie grozę widzianego, pełne zawsze płomiennych łez, były jednak zupełnie suche. Tylko cieniutkie wargi drżały i krzywiły się lekko, gdy je domknęła. ...Cylicja to jest dawne Królestwo Małej Armenii. W wieku XI papież i cesarz niemiecki obdarzyli nią Armeńczyków w nagrodę za pomoc, którą ci, jedyni wówczas chrześcijanie Azji, dawali wyprawom krzyżowym. Bo od samego początku IV wieku, gdy na wschodzie panował maz-deizm, a na zachodzie bóstwa greckie, państwową religią Armenii był chrześcijanizm. Mówiła tak swoim cichym, nieśmiałym głosem o wielkich dziejach Haiastanu, o jego starej kulturze i języku, o jego piękności, o bohaterskim wytrwaniu przez osiem wieków niewoli. Mówiła o wspaniałej bazylice w Ereruk, o dawnej stolicy, cy zdobyli i zburzyli wraz z cudowną "świątynią" Świętego Grzegorza z VII wieku. O wielkich wojnach, które lud jej toczył z Asyrią, Persami i Rzymianami. Tak — była córką antycznego narodu ta mała, czarna, nikła panna Hovsephian, potomkinią Hitytów, o których mówi Biblia. I kochała tę swoją dwa i pół tysiąca lat istniejącą ojczyznę..." Po wielu latach podobny obraz miałam odnaleźć w strofach wierszy armeńskiego poety Ge-worga Emina Pieśń o żurawiu: Na skrzydłach swoich pogorzeliska, Zgliszcza Armenii Uniosłeś. Ból twój w latach ucisku W łzy się zamienił. I klekotałeś: — Czy ujrzę kiedyś Pola zielone? Tam tylko pełno śmieci i biedy, Domy spalone. — Ach, gdzie się skryjesz przed tym, wędrując W świecie bezpańsko? Na morzu, lądzie widzisz i czujesz Rozpacz ormiańską... (przekład Włodzimierza Boruńskiego) sprawdzenia, jaki jest ten kraj. Co w nim się działo? Jak z nim było naprawdę? Historia i legenda, poezja i pieśń, literatura i film (niezapomniane Ameryka! Ameryka)... Wszędzie słowa: Armenia, Ormianie kojarzą się we wspomnieniach z rzeziami, okrucieństwem, wygnaniem, sieroctwem, rozpaczą. Może dlatego, wyruszając pierwszy raz do Erewanu, miałam nieodparte wrażenie, że jadę na spotkanie z posępnym miastem, pełnym smutku i żałoby; że zobaczę ludzi, na których twarzach niezatarte piętno pozostawiły tragedie poprzednich pokoleń. Lot do Erewanu z Tbilisi: godzina w powietrzu. Samolot pełen niewysokich pasażerów — czarnowłosych, czarnookich i orlonosych. Posługują się gardłowym, dziwnym językiem, niepodobnym do żadnego z europejskich. Litery w książce czytanej przez pasażera — sąsiada, któremu niedy-skretnie zaglądam przez ramię, przypominają pismo klinowe. Inne są niż alfabet łaciński, niż rosyjska cyrylica. Inne niż pismo gruzińskie, 10 Kilkutygodniowej wędrówki po sąsiedniej krainie, przez jej mieszkańców zwanej „Sakartwelo". Armenia w języku ormiańskim zwie się Haja-stan. Słowo „Polska" po ormiańsku brzmi: Le-chastan. Podróż pociągiem z Erewanu do Tbilisi: cała noc jazdy. Na korytarzu wagonu sypialnego słychać nie tylko język rosyjski i ormiański, lecz również angielski i francuski. Pociągiem jadą ludzie, których wygląd i sposób bycia świadczy, że przywędrowali z innych krańców świata. Pytam o to. Odpowiedź pierwsza: Francja. Odpowiedź druga: Stany Zjednoczone. Na stałe do Erewanu? Nie. W odwiedziny do krewnych. Nie można dłużej przeszkadzać przybyszom w kontemplacji urzekającego zjawiska. Fascynuje ono całkowicie również mnie. Oglądane z powietrza czy z lądu, zza szyby wagonu czy z okna samolotu, z nieodpartą siłą przykuwa wzrok. To zjawisko zwie się A r a r a t. Biały potężny szczyt otulony śniegowym kap- 11 wym blaskiem przesłania horyzont, zdaje się być tuż. Dominuje nad pejzażem przesuwającym się z wolna za szybą wagonu, wydźwignięty ponad pięć tysięcy metrów nad poziom morza. W dniach bujnego, gwałtownego rozkwitu armeńskiej wiosny, podczas lata rozprażonego upałem, w porze jesieni, niosącej obfity plon płodów rolnych i wspaniałych owoców — na horyzoncie trwa w majestatycznej obojętności góra osłonięta białym cieniem śniegu. Trwa milczący świadek przemian, burz i wstrząsów, które przeorywały ziemię, rozpościerającą się u jego podnóża. M a s i s — mówi stara kobieta o włosach gęsto przesianych siwizną. Nie odrywa spojrzenia od „świętej góry", której nazwa w języku ormiańskim brzmi M a s i s. Ma łzy w oczach. Ararat, choć bliski, lecz zarazem daleki, leży poza terenem Armenii radzieckiej — w Turcji. Linia kolejowa przebiega miejscami w odległości zaledwie siedmiu kilometrów od granicy. Ale święta góra Masis zespoliła się nieodłącznie z legendą, historią i tradycją Hajastanu. Ararat w encyklopedii: wygasły wulkan na 12 CJl, wysuiiusu jiuu xii. yicuiug uMaj. >~g\j .i.v.t>tum<~*i tu zatrzymała się na nim arka Noego. Ararat w poezji armeńskiej: Tam na Ararat posiwiały Mgnieniem spadało stulecie I mijało. Miecz złych błyskawic bił o skały, Na diamentowym pękał grzbiecie I mijał. Oczy śmiertelnych pokoleń Spozierały na śnieżne szczyty I mijały. Dzisiaj nadeszła twoja kolej ku szczytom świata spójrz i ty I mijaj... (Awetik Isaakian, przekład) Ararat w anegdocie, trochę jak gdyby zaczerpniętej ze skarbnicy dowcipów „radia Erewan": Turcja, na której terytorium leży góra Ararat, zwróciła się z pretensjami do władz Armeńskiej SRR. Jakim prawem wydano po drugiej stronie granicy serię znaczków, na których figuruje Ararat? — Odpowiedź brzmiała: księżyc nie należy do Turcji i nigdy do niej nie należał. A jednak 13 nych pfzez Kepublikę Turcji... " —-••¦------ --•——- -,,-r-- Ararat we wspomnieniach polskich podróżników... Jeden z wybitnych polskich badaczy Kaukazu Bolesław Hryniewiecki pisał: „Wielkie szczyty gór najczęściej występują wśród większego łańcucha, wśród szeregu gór niższych na przedgórzu i w otoczeniu zastępu nieco niższych szczytów, przez to nie wywierają takiego wrażenia potęgi jak Ararat, który nie ma obok siebie rywali. Z równiny gładkiej jak stół, jaką jest dolina Araksu (dno dawnego jeziora) wyniesiona na 800 m nad poziomem morza, wznosi się pokryty czapą wiecznego śniegu potężny, stożkowaty kolos (wysokości 5205 m), a więc bezpośrednio o 4400 m ponad podstawą. Jest on 0 400 m wyższy od Mont Blanc; z gór głównego łańcucha Kaukazu ustępuje Elbrusowi (5629 m) 1 znacznie przewyższa Kazbek (5043 m). Jego dość łagodne stoki przypominają nieco Etnę (3279 m). Naprzeciw niego na północ wznosi się w odległości 100 m inny stożek wulkaniczny Alaghóz (po ormiańsku Aragac — przyp. M. W.), lecz znacznie niższy (4085 m). Związany z wielkim 14 Ararat Araratem siodłem górskim (2705 m) stożek Małego Araratu wznosi się do 3914 m. Razem ze swą potężną podstawą pokrywa on przestrzeń 960 km kwadratowych. ...Ta potężna góra, owiana urokiem legendy biblijnej, która tu umieściła arkę Noego po po- 15 świecie ocaione zwierzęia i rozsiaiy się poczytywana jest u Ormian za górę świętą, której szczyt jest niedostępny dla człowieka. Ma ona za sobą tradycję na pozór starszą niż Olimp Hellenów. Tymczasem związanie tej właśnie góry z legendą biblijną jest wytworem średniowiecza. Nazwa Ararat jest armeńskiego pochodzenia i stanowi synonim wielkości. W języku Ormian góra nosi nazwę Masis, w języku Turków nazywa się Aghry-dag (trudna góra) lub Daghir-dag (góra gór). Rzecz charakterystyczna, że stary kronikarz ormiański Mojżesz Choreński z pierwszych wieków chrześcijaństwa, opisując Armenię, wspomina o największej górze Masis, ani słówkiem nie wiążąc tej góry* z legendą biblijną o Araracie, a był przecież pisarzem chrześcijańskim obeznanym z Biblią. Dopiero podróżnik wenecki Marco Polo w wieku XIII, wracając z Chin, gdy ujrzał tę wspaniałą górę, wznoszącą się niedaleko źród-liska dwóch rzek, Tygrysu i Eufratu, żywiących Mezopotamię, zdecydował, że to właśnie jest góra Ararat wspomniana w Biblii. Świadectwo to przemówiło do patriotyzmu Ormian i odtąd już nazwa 16 lUWUltŁ góry od czasów Noego. Pod urokiem tej legendy pozostawał również podróżnik francuski Jean Chardin, który w drugiej połowie XVII wieku odwiedził Persję i przebywał w niej czas dłuższy. W sprawozdaniu ze swej podróży umieścił rysunek z sylwetką Araratu, na którego szczycie stoi arka Noego. Legendzie tej hołdował także znakomity botanik francuski J. P. de Tournefort, który w listach swych, pisanych z podróży po Kraju Zakaukaskim, oczarowany bogactwem tamtejszej flory, obiecywał sobie, że ujrzy jeszcze bogatszą florę u stóp Araratu, skąd miały się rozsiać wszystkie rośliny z nasion, jakie Noe w arce zgromadził. Wiara w niedostępność tej góry dla człowieka utkwiła głęboko w umysłach Ormian, jak świadczy następująca legenda. Niejaki Jakub, biskup z Nisbis, postanowił odszukać ślad arki Noego na Araracie, starał się wspiąć jak najwyżej, zmęczony jednak odpoczął i zasnął; we śnie zjawił się anioł i zniósł go z powrotem. Świątobliwy człowiek nie dał za wygraną i spróbował wchodzić na górę po raz wtóry, z tym samym wyni- 2 — Ścieżką na Ararat 17 noża. Gdy ta próba"pówtórzyia się po faz trzeci, anioł zjawił się przed nim i rzekł: Pan Bóg wysłuchał twoich modłów i daje ci jako pamiątkę kawałek drzewa z arki Noego, nie próbuj jednak więcej wchodzenia na szczyt tej góry. Ten kawałek skamieniałego drzewa przechowuje się podobno jako relikwię w Eczmiadzynie". Czy ta relikwia istnieje rzeczywiście — nie wiem, gdyż jej nie widziałam. Prawdą jest natomiast bardzo długo utrzymujące się przekonanie o niedostępności Araratu. Kiedy profesor uniwersytetu w Dorpacie Fryderyk Parrot po dwóch próbach jako pierwszy w roku 1829 wszedł na szczyt Araratu, gazety w ówczesnym Tyflisie, dzisiejszym mieście Tbilisi, pisały o tym z powątpiewaniem. Następnym zdobywcą Araratu był geolog, znawca Kaukazu, W. H. Abich (1844 r.). Parrot wyruszył na podbój Araratu od strony północnej, gdzie rozciąga się ogromna wyrwa zwana doliną Świętego Jakuba. Ta droga okazała się najlepsza dla wszystkich następnych wypraw, atakujących szczyt Araratu. Słynna i obfitująca w zdobycze cenne dla nauki była wyprawa Józefa Chodźki, filomaty i wychowanka uniwersytetu 18 Drogi w górach wileńskiego, w latach późniejszych pułkownika--topografa w służbie carskiej, znanego badacza Kaukazu. Wyprawa ta dotarła na szczyt Araratu w roku 1850. Jej zdobywca wraz z kompanią żołnierzy spędził przeszło cztery doby na szczycie góry, przeprowadzając pomiary triangulacyjne. Wśród wypraw przedsięwziętych w latach późniejszych, warto wymienić próbę wejścia na Ara- 19 ir i i Kaukazie Polaka, znawcę tutejszej przyrody, Ludwika Młokosiewicza. Wśród osób, które mu towarzyszyły, brała udział w wyprawie córka Młokosiewicza, Julia. Była ona pierwszą kobietą, która dotarła aż na sam szczyt Wielkiego Araratu. W pierwszych dniach września 1903 roku zdobył Ararat polski uczony, Bolesław Hryniewiecki. Pisał on po wielu latach wspominając tę wyprawę: „Ararat jest wystygłym wulkanem. Kiedy w poprzedniej epoce geologicznej ział ogniem, wypływały z niego potoki lawy, zastygające później na zboczach. Można wśród nich spotkać szkło wulkaniczne, tak zwany obsydian. W nowszych stosunkowo czasach Ararat ożył i przemówił po swojemu, z siłą niszczycielską i złowrogą. U wylotu wspomnianej poprzednio doliny Świętego Jakuba, wokół jedynego źródła, rozłożyła się wioska Ahuri, pełna sadów i winnic. Legendy ormiańskie twierdzą, że tę wioskę założył sam Noe. Ararat, przez długie lata spokojny, pewnego dnia w tym tragicznym roku 1844 zatrząsł się w posadach, wyrzucając obłoki pary, kamieni i duszących gazów siarkowych. Domy padały od pod- 20 lyiKo zaoiaio ujsu z, odbiło się również na sąsiednich miastach, takich, jak Erewan, Nachiczewan, Bajazet. W cztery dni po pierwszej katastrofie przyszło nowe trzęsienie ziemi. Potoki wody zmieszane z mułem runęły ze zboczy Araratu, zmiatając z powierzchni nieszczęsnej doliny domy, sady i winnice. Nie pozostało z nich ani śladu, zginęło zaś wówczas około dwieście ofiar"... Bolesław Hryniewiecki pisał jeszcze o świętej górze Ormian: „Położony blisko terytorium prastarych kultur, Ararat widział niejedno. Widział rojowisko ludzkie u swych stóp, wędrówki ludów, ciągłe wojny, wzrost, potęgę i upadek różnych państw i kultur. Pomijając przeszłość odległą kultur sume-ryjsko-akadyjskich, o których mówi prehistoria, wygrzebując w piaskach pustyni coraz to nowe świadectwa ich zmienności, widział Ararat powstanie nad brzegami Tygrysu i Eufratu potężnych państw, jak Asyria i Chaldeja. Siady walk Asyrii z położonym na północ od Araratu państwem Urartu widać z klinowych napisów umieszczonych ku wiecznej pamiątce na skałach nad 21 niwy i Daouonu, powstanie państwa uyrusa, Które rozszerzając na zachód swe dzierżawy zagrażało wolności Grecji. Widział wzrost i upadek tego państwa, gdy wojska genialnego wodza Aleksandra Macedońskiego odbywały swój zwycięski pochód na wschód aż do Indii. Widział roz-padnięcie się tej potężnej monarchii. Widział, jak daleki Rzym sięgnął tutaj po swe panowanie, jak szły tędy legiony Lukullusa, wielkiego wodza i polityka, który przed Cezarem rozpoczął politykę imperialistyczną Rzymu, lecz w bogactwach, jakie przywiózł w triumfie do wiecznego miasta, największą zdobyczą cywilizacyjną był nie złoty posąg Mitrydata ani tarcza nabita kameami, lecz wiśnia, którą on pierwszy sprowadził do Europy, i ta zdobycz jedynie się ostała. Widział później Ararat nad Tygrysem w Bagdadzie, na ruinach dawnych cywilizacji Asyrii i Chaldei, których stolice Niniwę i Babilon dawno zasypał piasek pustyni, rozkwit kultury arabskiej pod panowaniem Sasanidów i Omajjadów. Widział i najście Turków z głębi Turanii i hordy Tamerlana, jak zniszczyły stolicę wolnej Armenii, miasto Ani, które rozkwitało pod panowaniem 22 ' budzi zainteresowanie arcneoiogow. w wreszcie zbliżanie się północnego państwa, Rosji carskiej, która po ujarzmieniu ludów kaukaskich tu na przełęczach Araratu wbiła swe najdalej wysunięte na południe słupy graniczne. Widział również i rzezie nieszczęsnych Ormian, dokonywane od czasu do czasu rękami Kurdów, wobec czego dyplomacja zachodnioeuropejska umywała ręce, podobnie jak to widzieliśmy, gdy pod znakiem swastyki hordy o ideologii Dżyngis-Chana czy Tamerlana, uzbrojone w broń nowoczesną, runęły na nas z zachodu, by tępić narody stojące na drodze ich panowania. A on, nad gwar i gorączkę życia ludzkiego przed milionami lat siłami górotwórczymi wywyższony, urąga temu wszystkiemu, co się dzieje w dole. Jemu zaś urągają żywioły. Urąga mu woda w śnieg zamieniona, ciężkim, srebrnym turbanem wieńcząc tę głowę, co niegdyś płonęła ogniem, a topniejąc od dołu, huczy wśród szczelin spękanej lawy i, krusząc trachity, znosi czarny piasek w dół i układa go u stóp olbrzyma. Urąga mu mróz, co powoduje spękanie i kruszenie się odłamów dawnej lawy, krystalizuje śnieg 23 boki i znoszą w dół kamienie. Urąga mu Wicher, co wygryza w nim zęby skalne i wyoruje żleby. Lecz olbrzym pozostał olbrzymem, choć miliony lat głębokimi bruzdami rozorały jego oblicze". Podczas podróży samolotem wyraźnie widoczny jest „sąsiad", czy też „młodszy brat" Araratu — szczyt Aragac, znajdujący się już na terytorium Armenii radzieckiej (4094 m wysokości). Aragac, to również wygasły wulkan, od dawna nieczynny, przez wiele miesięcy w roku spowity śniegiem. Tylko latem topnieje na krótko biała powłoka — i wtedy widoczne są cztery wierzchołki Aragacu z wulkaniczną kotliną pośrodku. O Araracie można nieskończenie... Wrócimy jeszcze do niego. Na razie jednak samolot zniża się nad stolicą Armeńskiej SRR. Przed nami Erewan. Zdumienie i zaskoczenie. Erewan posępny, żałobny?... Nic z tych rzeczy. Miasto zgoła nie przypomina moich o nim wyobrażeń. Jest pogodne i piękne. Tętni ruchem, kipi życiem. Stolica, pełna z rozmachem zaplanowanych bulwarów, placów i szerokich alei, wychodzi naprzeciw przy- Droga w górach nych kolorach. Różne odcienie fioletu i rożówości, blada czerwień, barwy liliowe, płowe i żółte. To nie tynki, lecz naturalne kolory wulkanicznego tufu i bazaltu — najpospolitszych materiałów budowlanych, w które obfituje Armenia. Chwilami ten widok wydaje się dziwnie znajomy, choć początkowo trudno stwierdzić skąd. Z nagła przychodzi zrozumienie: przecież piękne tufy i bazalty armeńskie o tak oryginalnych kolorach i deseniach można widzieć w okładzinach zdobiących stacje metra moskiewskiego. Upał. Południe w sensie podwójnym. Pora dnia, w której od wiosny do jesieni zazwyczaj w Erewanie jest_gorąco. Słońce, zieleń parków, barwny tłum. Ruch zamiera w najgorętszych godzinach dnia, aby ożyć ponownie o zachodzie. Miasto ma w sobie coś z południowej atmosfery znajomej każdemu, kto zawadził o Włochy, Jugosławię, Grecję. A zarazem jest inne, odmienne, przykuwające. Dwaj wiekowi mieszkańcy Erewanu kroczą bez pośpiechu ulicą, pogrążeni w rozmowie. Każdy z nich ma sznur paciorków, podobny do różańca. 26 diomacń SiisKicn, owamycn iud poamznycn Kamyków łagodzi napięcie, uspokaja nerwy. Tak twierdzą mieszkańcy Bliskiego Wschodu. W Armenii jesteśmy na przedprożu Orientu. Przypomina o tym wiele drobnych szczegółów powszedniego życia. Skwery z basenami i fontannami. Wodotryski. Metalowe słupki, z których tryska woda zimna i smaczna. Kawiarenki uliczne. Kawa znakomita. Mielona na proszek „subtelny jak pył", który mieszała w podłużnym młynku panna Hovsep-hian z powieści Zofii Nałkowskiej. Obsługa błyskawiczna i uprzejma. Znakomitą kawę, przyrządzoną na sposób zachodni lub wschodni, pokrewny tureckiemu, można było dostać w Erewanie jeszcze wtedy, gdy ten napój w innych miastach radzieckich dopiero zdobywał sobie prawo obywatelstwa. Powietrze i woda. Światło słoneczne i kolory domów. Nowoczesna architektura, pasjonująca jak wiele spraw w Armenii. Erewan — jedno z najbardziej sędziwych miast na świecie — starszy jest aniżeli Rzym. W roku 1968 obchodził 2750-lecie istnienia. 27 Jak wyglądał Erewan „wczoraj" i „przedwczoraj"? Czyli przed pół wiekiem, przed stu laty, jeszcze dawniej. Muzea erewańskie na to pytanie dadzą nam niejedną odpowiedź. Dostojnie sędziwe miasto posiada barwną przeszłość. Początki jej toną w po-mroce dziejów i obrastają legendami. Skąd pochodzi nazwa „Erewan"? Istnieją dwa jej źródło-słowy, nawiązujące do podania o Noem i o jego arce. Kiedy Noe żeglował po wodach wzburzonych potopem, uradował go wielce widok Arara-tu. Góra ta bowiem wznosiła się wysoko nad poziom groźnie spienionych fal. Na widok Araratu Noe miał wykrzyknąć: „pojawiła się!" Po ormiań-sku słowo „pojawić się" znaczy „erewan". Inna odmiana tej legendy głosi, że praojciec Noe, zakotwiczywszy arkę u zbocza Araratu, rozejrzał się za miejscem dogodnym dla ludzi. Ujrzawszy skrawek lądu zawołał: „erebunie!", co oznaczać miało: „tu sucho!" Mieszkańcy Erewanu twierdzą, że biblijna arka musiała płynąć ku wschodniej części Armenii. Dlaczego? Odpowiedź poważna i rzeczowa: 28 strome niż zachodnie. Mogło więc óńo bardziej sprzyjać zakotwiczeniu biblijnego statku. Odpowiedź żartobliwa, z przymrużeniem oka: takiego koniaku, jak po wschodniej stronie zbocza Araratu, nigdzie na świecie nie wyrabiają. Za czasów Noego koniak wprawdzie jeszcze nie istniał, ale jak mówią legendy, wierzenia i pieśni ludowe, nasz praszczur wino pijał dzbanem — więc... Anegdota anegdotą. Warto jednak sięgnąć do bardziej prawdopodobnego rodowodu nazwy „Erewan". Uczynimy to podczas wędrówki po mieście, rozpoczętej pod znakiem archeologii. — Erebuni — powiada towarzyszący mi historyk, wskazując łagodne wzniesienie ze śladami prac archąologicznych —¦ to słynne obecnie wzgórze Arin Berd. Znaczną część wykopalisk zagospodarowano i udostępniono zwiedzającym. W upalnym blasku słońca jaskrawo biały kolor stopni aż oślepia. Na podłużnej, pionowo ustawionej rdzawej płycie stylizowane płaskorzeźby — postacie wojowników i wodzów. Inny relief wyryty w czerwonym tufie: groźne, a zarazem majestatyczne oblicze władcy zdaje się surowym okiem Akt założenia Erebuni (Erewanu) spisany pismem klinowym w 782 r. p.n.e. mierzyć przybysza. To Argiszti, król Urartu, królestwa istniejącego niegdyś na terenach, gdzie obecnie leży Armenia. Jak było z arką Noego i z jego triumfalnym okrzykiem na widok suchego lądu, nikt naprawdę nie wie. Archeologo- 30 czytań napis wyryty na Kamieniu pismem klinowym. Kopia tego napisu ozdabia jeden z placów w centrum Erewanu. To swoista metryka dzisiejszego miasta. Inskrypcja owa głosi bowiem, że wypełniając rolę boga Haldi władca Argiszti, syn Menua, dźwignął twierdzę celem umocnienia potęgi królestwa Urartu i dla obrony jego przed wrogami. Twierdza ta nazwana została Erebuni. Przyjmuje się, że starożytna, iirartyjska nazwa Erebuni przetrwała dotąd w nieco zmienionej postaci, jako Erewan. Ustalono też datę budowy Erebuni, prakolebki Erewanu. Był to rok 872 przed naszą erą. Rok ten uważany jest za początek narodzin miasta, które w tym miejscu wyrosło. Jak świadczą zapisy kronikarzy, 6600 robotników zapędzonych do przymusowej pracy budowało twierdzę. W jej obrębie powstał również pałac dla władcy, budynki gospodarskie, spichlerze, koszary dla wojska. Całość twierdzy Erebuni zajęła — obliczając po dzisiejszemu — przestrzeń dwóch hektarów. Wzgórze, które wznosi się blisko dzisiejszego parku imienia Komsomołu, przez długie lata u- 31 Roboty archeologiczne na wielką skalę rozpoczęto w roku 1950. Od tego czasu wzniesienie Arin Berd „przemawia", odsłaniając tajemnice Ere-buni. Już w pierwszym etapie pracy archeologowie znaleźli resztki murów twierdzy i wspomniany wyżej napis, a także statuetki wotywne z wyrytą na nich dedykacją dla boga Haldi i z imieniem króla Argiszti, fundatora1 miasta. Znaczną część fortyfikacji dokoła twierdzy odsłonięto w roku 1968, kiedy zbliżała się uroczystość 2750--lecia narodzin Erewanu. Sąsiednie okrągłe pagórki ukrywały resztki prastarej świątyni urartyjskiej, zwanej susi. Ruiny Erebuni wystawiają chlubne świadectwo mistrzostwu architektów królestwa Urartu. Budowle wznoszono z naturalnego, nieco obrobionego kamienia i z czerwonej cegły. Fundamenty były z kamienia, wiązania dachowe — z drewna, pokrywanego grubą warstwą gliny. Geometryczne formy budynku oraz ścienne malowidła w ich wnętrzach przypominają niejednym szczegółem architekturę asyryjską. Staję jak wryta, w niemym zachwycie, na widok fresków zdobiących budowle Erebuni. Freski te są co prawda rekon- 32 i barwy pierwotne. Wspaniała harmonia kolorów: rdzaworudy fryz z akcentem czerni, niebieskie i żółtawe postacie ludzkie, jako rytmiczne przerywniki — rozety. Pięknie wyglądają płaskie, żółte, stylizowane lwy. Szczególnie bogato ozdobiono sale, w których odbywały się uroczystości dworskie: mnóstwo fresków z realistycznie potraktowanymi postaciami bogów, lwów, leopar-dów, byków, psów. Skala barw jest żywa i bogata: przeważa wśród nich czerwień i niebieskość, której głębię nadaje białe tło. Ornamenty bardzo różnorodne: stylizowane wzory kwiatowe, girlandy, geometryczne koła, liście palmowe i owoce granatu. Karmir Biur, czyli Czerwone Wzgórze na brzegu rzeki Razdan, było miejscem, gdzie istniała druga, jeszcze słynniejsza twierdza urartyjska Tejszebaini. Nazwa jej pochodziła od imienia Tej-szeba — boga, który wedle wierzeń urartyjskich rządził burzami i piorunami. Twierdza, zbudowana w VII wieku przed naszą erą, była jednym z ważnych punktów w systemie umocnień ochraniających granicę królestwa Urartu. Wzgórze Karmir Biur stanowiło dogodny punkt obserwa- 34 teren czterohektarowy. Widać z wykopalisk, że budowle wznoszono starannie, według celowo obmyślanego planu. W obrębie twierdzy istniały koszary dla oddziałów wojskowych. Głównym punktem był zamek. Tejszebaini, twierdza otoczona murami, wśród których tkwiły wieże strażnicze, była przede wszystkim ośrodkiem zarządzania północnymi prowincjami królestwa Urartu. Trzydzieści lat pracy poświęcił leningradzki uczony, dyrektor Ermitażu, profesor Borys Pio-trowski, na badanie tajemnic Czerwonego Wzgórza. Wykopaliska na terenie Karmir Biur rozpoczęto w roku 1939. Długo i mozolnie oczyszczano wyłaniające się na światło dzienne ruiny Tejszebaini spod zwałów ziemi i gruzu, nawarstwionych w ciągu wieków. Odsłonięto sto pięćdziesiąt komnat zamkowych, oprócz warsztatów i magazynów. Wszystkie te pomieszczenia były niezbyt obszerne, z wyjątkiem „wielkiej sali", nazwanej tak przez archeologów, istotnie ogromnej i przestronnej. Prawdopodobnie spełniała ona rolę piwnicy lub magazynu wina. Dach tej sali wspierały trzy potężne kolumny z cegieł. Wewnątrz znaleziono kilkaset amfor, każda o pojemności około tysiąca 35 chowywano w nich prawdopodobnie wino i oliwę. W tejże sali i obok niej znaleziono ponad tysiąc dzbanów z czerwonej gliny oraz kilkaset czarek do picia — wszystkie opatrzone imieniem urartyj-skiego władcy. Rozkwit królestwa Urartu przypadł na IX—VII wiek przed naszą erą. Archeologowie znaleźli pochodzące z tego czasu okazy broni, tarcze, pięknie przyozdobione płaskorzeźbami wyobrażającymi lwy i byki, z wyrytymi napisami hołdowniczymi dla władcy. Znaleźli kołczany do strzał z misternymi rysunkami przedstawiającymi bogów, jeźdźców, uskrzydlone demony i sceny wojenne. Odrestaurowane freski o motywach zwierzęcych zachwycają ekspresją i pięknem. Ówcześni artyści najchętniej przedstawiali lwy i byki oraz konie. Urartyjczycy, wedle świadectwa kronikarzy asyryjskich, słynęli daleko i szeroko jako znakomici jeźdźcy i doświadczeni hodowcy koni. Z upodobaniem przedstawiali więc na swoich malowidłach rumaki oraz wozy bojowe. Liczne rysunki świadczą także o rozwiniętej w królestwie Urartu hodowli bydła. Z epoki rozkwitu królestwa pochodzą również 36 niczo uśmiechnięty Tejszeba — bóg burzy, Hal-di — bóg nieba, najważniejsza postać urartyj-skiego panteonu, oraz Sziwini — bóg słońca. Kronikarze asyryjscy przekazali również wiadomości o posągach odlewanych z brązu przez mistrzów Urartu. Rzadko natomiast spotykane są urartyj-skie rzeźby w kamieniu. Posągi i sprzęty przywiezione z urartyjskiego miasta Musasir, odkryte w ruinach Chorsabad (Asyria), ozdobione były płytkami ze złota, ułożonymi w motywy figuralne. Rozkopując wzgórza ukrywające twierdze Erebuni i Tejszebaini uczeni znaleźli również piękną biżuterię oraz misterne wyroby z brązu, złota i srebra. Wielkim skarbem okazały się znaleziska w postaci glinianych tabliczek, gęsto pokrytych pismem klinowym. Są one zbiorem dokumentów mówiących o życiu codziennym, o gospodarce przodków dzisiejszych mieszkańców Erewanu. Rozszyfrowanie tych napisów przez badaczy pozwoliło stwierdzić, że twierdza Tejszebaini dotkliwie ucierpiała od pożaru, przy czym ustalono nie tylko rok, lecz nawet miesiąc tej klęski. Pożar wybuchł bowiem, jak informują napisy, w 37 no jeszcze owoców wlńógfadu", czyli pod" koniec " lipca lub na początku sierpnia. Świadectwem tego są liczne wykopaliskowe przedmioty osmalone ogniem lub na wpół spalone. Twierdza Tejsze-baini dźwignęła się jednak ze zniszczeń spowodowanych pożogą i egzystowała nadal jeszcze po upadku Erebuni. Dopiero w początkach V wieku przed naszą erą padła ofiarą najazdów koczowniczych plemion scytyjskich. Archeologowie mają pełne ręce roboty w Armenii, która słusznie nazywana jest „wielkim muzeum pod gołym niebem". Erewan zaś uchodzi jak gdyby za przedsionek tego muzeum. Uczeni w granicach miasta prowadzą badania i prace wykopaliskowe. Z działalnością archeologów sprzymierza się wysiłek paleontologów, geologów, historyków. Stwierdzono w toku długoletnich badań, że nad rzeką Razdan, na miejscu dzisiejszego miasta Erewan, od bardzo dawna powstawały osiedla ludzkie. Zakładano je tam, gdzie istniały dogodne warunki uprawy roli, budowy systemów nawadniających i obrony przed najazdami wroga. Paleontologowie znaleźli ślady człowieka żyjącego przed 25 tysiącami lat w okolicach dzi- 38 się laiejscuwusu leząca na południowy zachód od Erewanu, odkopano świadectwa istnienia i działalności ludzi żyjących w czasie od IV tysiąclecia przed naszą erą do początków II tysiąclecia. Człowiek ówczesnej epoki, zwanej przez naukowców eneolitem, żyjący na terytorium dzisiejszego Erewanu, znał uprawę ziemi, trudnił się myślistwem i rybołówstwem. Wykopaliska z II tysiąclecia przed naszą erą znaleziono niedaleko erewańskiego dworca kolejowego i w pobliżu dworca miniaturowej kolejki pionierskiej. Barwna, burzliwa historia Armenii fascynuje i wciąga. Jeszcze do niej powrócę. Na razie jednak warto zawrzeć bliższą znajomość ze współczesnym miastem. W licznych dziełach poświęconych Erewanowi podkreślany jest wiek stolicy Armenii. To miasto — niemal rówieśnik Babilonu i Niniwy — datą narodzin o prawie trzydzieści lat wyprzedza Rzym! Z tą wszakże różn;cą, że prastare nrasto europejskie, dzisiejsza stolica Italii, odgrywało przez cały czas swego istnienia aż do naszych dni ważną rolę polityczną, ekonomiczną, kulturalną. 39 żył pafowiekowy 'okres upadku. Dzielił on bowiem los całej Armenii, która była przez długie stulecia kością niezgody i powodem wojen między potężnymi sąsiadami. Wielokrotnie stawała się ona polem zajadłych bitew. Prowadziły przez nią szlaki przemarszu wielu walczących ze sobą armii. Kraj często był niszczony. Wielokrotnie plądrowano i grabiono sędziwe miasto, które wyrosło na terenie dawnego królestwa Urartu. Szczególnie dotkliwe ciosy zadały Erewanowi niszczycielskie najazdy hord Tamerlana. Złupie-nie przez nie miasta w roku 1387 przyczyniło się do jego stopniowego upadku gospodarczego. Dalszy, szczególnie niełaskawy okres dla miasta przypadł na wieki XVI—XVII, kiedy toczyły się zajadłe wojny między Persją a Turcją. Do zniszczeń wojennych przyłączyły się klęski spowodowane przez naturę: katastrofalne trzęsienie ziemi w roku 1679 zniszczyło wiele cennych budowli. Niektóre ocalałe pomniki architektury z wczesnych lat wieku XVII, a nawet starsze zachowały się jednak prawie cudem aż do naszych dni i zobaczyć je można podczas przechadzki po mieście. Najważniejsze z tych zabytków to kościoły Zoa- 40 "piasKorzeżDy i rysunKi roooiy aawnycn mistrzów, po dziś zachwycające każdego przybysza. Miasto nie zdołało po licznych klęskach i spustoszeniach wrócić w ubiegłych wiekach do dawnej świetności. Około połowy zeszłego stulecia, już pod panowaniem carskiej Rosji, Erewan był raczej osadą, zaludnioną zaledwie przez piętnaście tysięcy mieszkańców. „...pełne kurzu, zapuszczone miasteczko guber-nialne, o nielicznych, zbudowanych według «urzę-dowych» wzorów dużych gmachach, takich, jakie wznoszono dla instytucji państwowych we wszystkich zakątkach Rosji niezależnie od charakteru, historii i warunków geograficznych danej okolicy. Za główną ulicą tłoczyły się w nieopisanym za-. gęszczeniu boczne uliczki i zaułki, a przy nich całe zbiorowisko jednakowych domków o płaskich dachach, zbudowanych najczęściej z niewypalo-nej cegły i grożących rozsypaniem się w ciągu najbliższych dziesięciu, dwudziestu lat. Uliczki były ciasne i brudne. Nikt ich nigdy nie zamiatał. Co dzień od czwartej po południu zaczynał dąć wiatr z dolin górskich — bryza; wiał od gołych, piaszczystych stoków gór Kanaker. Zaczy- 41 Fragment starej dzielnicy Erewanu nało się to, co mieszkańcy Erewanu nazywali kurzawą. Wiatr od gór nawiewał drobny, żwirowaty, kłujący pył; z ulicy podnosił się słup miejskiego kurzu; pełno w nim było wszelkiego śmiecia, papierków i różnych nieczystości. Wszystko to kręciło się, wirowało w powietrzu, zatykało oczy i usta, zgrzytało w zębach. ~ O pewnych godzinach powstawał na ulicach miasta bardzo dziwny ruch. Nocą fpały tam jakieś zwierzęta podobne do góry szarych worków. syiwetKi luazKie umocowywały mi na małe drewniane domki, zwierzęta wstawały, otrząsały się. Po chwili ulicą przeciągała karawana; szła z doliny Araratu przez całe miasto w górę do Kanaker. Wielbłąd za wielbłądem posuwał się kołyszącym krokiem, znacząc płaskie ślady na pokrytej kurzem ziemi. Od jednego do drugiego przeciągnięty był sznur. Kiwając długą szyją wielbłąd wprawiał w ruch ciężkie i dziwne dzwonki zawieszone koło grdyki, rozlegała się tęskna pieśń wędrowców. To pszczoły-podróżnicz-ki przeprawiały s;ę przez główną ulicę miasta w drodze na letnisko". Tak odmalowuje Erewan lat przedrewolucyj-nych znana pisarka Armenii radzieckiej, Marietta Szaginian. Pisze dalej: „Prawie wszystkie parterowe budynki wznoszono z gliny lub surowej cegły. Nieliczne domy z czerwonego tufu były prywatną własnością bogaczy. Płaskie dachy; wąskie, ciasne i kręte ulice; gdzieniegdzie aryki, czyli odkryte kanały — tak wyglądał przedrewolucyj-ny Erewan. Duszący, dokuczliwy pył, unoszący się w powietrzu latem, jesienny brud i zimowe 42 43 Zaułek w starym.Erewanie bardziej przestronnych i zadbanycn". Już w początkach naszego stulecia Erewan posiadał doskonałą wodę do picia, doprowadzaną z okolicznych źródeł. Ale nie potrafiono wtedy należycie gospodarować wodą. Wzdłuż ulic ciągnęły się brudne i zaśmiecone kanały irygacyjne. Żelazne, prymitywne studnie otoczone były nigdy nie wysychającymi kałużami. „Taki był więc stary Erewan — stwierdza Marietta Szaginian — otwarty dla wiatru i kurzu, zamknięty na skutek bezdroży dla człowieka; obdarzony cudowną wodą, nie wyzyskaną przez złą gospodarkę miejską. Nie ukazano i nie wykorzystano kontrastów jego klimatu i warunków przyrodniczych, piękna położenia i zabytków przeszłości, ani w perspektywach ulic, ani w ogólnym rozplanowaniu miasta; uroczą rzekę Zangę (inaczej Razdan — przyp. M.W.) widzieli mieszkańcy tylko pod murami wytwórni koniaku w brudnym, stromym wąwozie, nie zabudowanym dokoła, podobnym do podmiejskiego śmietniska". A potem przyszła pierwsza wojna światowa, rewolucja i wojna domowa. Miasto nad rzeką Razdan, wielokrotnie ciężko doświadczane przez los, 45 w nim wojska tureckie, grabiąc i plądrując, jak za dawnych czasów. Erewanem wstrząsały rozruchy. Epidemie — wśród nich zwłaszcza groźna plaga tyfusu — dziesiątkowały ludność. Po mieście błąkały się osierocone dzieci. Mnóstwo ludzi koczowało na ulicach, bez dachu nad głową. Dopiero okrzepnięcie władzy radzieckiej w Armenii przyniosło istotne, głębokie i trwałe zmiany w życiu kraju oraz w życiu jego stolicy. Gdzie szukać pozostałości dawnych, bezpowrotnie minionych czasów? Próbowałam to uczynić podczas pierwszej mojej podróży do Armenii w roku 1959. Teraz owe resztki przeszłości znaleźć coraz trudniej. Rzeka Razdan wije się malowniczymi zakrętami. Nad nią długo przetrwała reszta jednej z najstarszych dzielnic. Domki i domeczki, cha-tyny i chałupki niepozorne, budowane terasowa-to jedne nad drugimi, oddzielone płotkami i przegrodami przykucnęły, zgarbiły się na stokach nadbrzeżnych, jak gdyby zawstydzone swoim ubogim wyglądem i świadome bliskiego kresu 46 dzielnic, nowych 'gmachów bardzo jasKrawy. Jeszcze kilka, najwyżej kilkanaście lat — i szczątki „przedwczorajszego" Erewanu znikną bez śladu. Pozostaną tylko na starych rycinach, ilustracjach, fotografiach. Przez skupiska parterowych, stłoczonych domków i krętych, ciasnych uliczek przebito arterie wylotowe. Dźwigi, betoniarki, inne maszyny budowlane świadczą, że chwile istnienia chałupek przylgniętych do zboczy nad Raz-danem zostały już policzone. Dzisiejszym młodym mieszkańcom miasta oraz przyjezdnym i turystom trudno wyobrazić sobie wygląd Erewanu sprzed pierwszej wojny światowej. Spis miast imperium rosyjskiego z roku 1910 wymieniał go wśród rzędu miast o liczbie trzydziestu tysięcy mieszkańców, na równi z Łomżą i Piotrkowem... W ciągu zaledwie półwiecza wyrósł nowy Erewan. Podczas pierwszej przechadzki ulicami miasta podziwiamy jego uroki. Za nami pozostał hotel „Armenia". Ze wszystkich stron przyciągają wzrok różowe, żółte, czerwonawe gmachy. Szary fiolet kanr.enia sąsiaduje z rdzawym brązem. Nadzwyczajne bogactwo kolorów. Podobno ka- 47 Plac S. Spandariana w Erewanie ruznyi:ii uarw i uuticm, nuwj liicwan wy- ¦—¦-¦ rósł ze słynnych wulkanicznych tufów — i stoi również na wulkanicznym tufie. Pierwsze spostrzeżenie: nowoczesne budynki zachowały w wielu szczegółach i detalach architektonicznych elementy swojskiej, regionalnej, niepowtarzalnej tradycji. Charakterystyczne dla miejskiego budownictwa płaskie dachy stanowią nieodzowną część wielu domów. Na tych dachach spędza się wieczory i przyjmuje się gości latem. Z roku na rok przybywa coraz więcej parków. Pierścienie skwerów i trawników, pasy zieleni, przydają miastu świeżości w dniach upałów wiosennych oraz długiego, dusznego od spiekoty, bez-deszczowego lata. W sąsiedztwie gwarnych, ruchliwych, wielkomiejskich ulic nieoczekiwanie napotkać można ciche, cieniste, zielone zakątki. W tym mieście, niegdyś suchym, brudnym, niemiłosiernie zapylonym, powstało mnóstwo zwierciadeł wodnych wkomponowanych w otoczenie. Lżej oddychać, jeśli się patrzy na oryginalne w kształcie „Łabędzie Jezioro" lub na „Erewańską Wenecję", na inne sztuczne jeziora, sadzawki i baseny. 4 — Ścieżką na Ararat 49 Fontanny w Erewanie nia miasta — wybudowano w nim 2750 fontann i posadzono tyleż drzew. Miasto jest południowe i wschodnie zarazem. Posiada jednak własną, oryginalną, niepowtarzalną urodę. Dominantą pejzażu Erewanu jest znamienny akcent: Ararat wyraźnie widoczny z różnych punktów miasta, choć leży poza jego obrębem i... poza granicami republiki. Gdy podziwiamy dzisiejszą stolicę Armenii radzieckiej, jej rozbudowę, nowoczesne gmachy i narodowy charakter współczesnej architektury — pada nazwisko słynnego architekta, Aleksandra Tamaniana (1878—1936). On opracował w roku 1924 plan przebudowy stolicy i walnie przyczynił się do realizacji tego planu. Pierwszy zarys nowego Erewanu według jego projektu powstał w ciągu następnych lat dziesięciu. Tamaniana zaliczono do najwybitniejszych architektów przedrewolucyjnej Rosji. W roku 1917 pełnił on funkcję wiceprezesa Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Początek Rewolucji Październikowej zastał Tamaniana na obczyźnie, w Persji. W roku 1S20 znakomity architekt wraca do Armenii — i odtąd największą pasją jego ży- 51 % nowych gmachów, nowych osiedli i nowych miast. O Aleksandrze Tamanianie słyszy każdy przybysz, odwiedzający stolicę Armenii radzieckiej, każdy podróżnik zafascynowany urodą dzisiejszego miasta i jego dziejami najnowszymi. Tamanian sięgnął jako budowniczy do bogatych wzorów architektury ormiańskiej, do skarbca narodowej tradycji. On był twórcą siedziby rządu Armeńskiej SRR oraz gmachu opery i baletu. „Erewańczycy zżyli się z wysoką sylwetką Aleksandra Iwanowicza, z jego ciemnymi okularami i siwą, spiczastą bródką — pisze Marietta Szaginian. — Widywali go często, jak szedł piechotą, nie spiesząc się, po rozkopanych, zawalonych stosami gliny i kamieni ulicach Erewanu, zmienianych według jego planów. Nie mówił on nigdy o życiu osobistym, o osobistych potrzebach, ponieważ wykluczył je całkowicie z własnej* świadomości. A. I. Tamanian przyjechał do Armenii z namiętnym pragnieniem dawania i dawania, tworzenia i tworzenia, a nie brania i wygodnego urządzania sobie życia. Przez wszystkie te lata czuł się bardzo szczęśliwy. Nie miał życia osobistego. Budował domy mieszkalne i gmachy pu- 52 IlitJcJ jąc się nawzajem, kiedy można już dostrzec zasady jego planowania w miastach, wszyscy młodzi architekci ormiańscy bez zastrzeżeń opowiadają się za Tamanianem i kształcą się na jego spuściźnie". Uwagi te, zanotowane przez pisarkę w pierwszych latach po drugiej wojnie światowej, są nadal aktualne. Wiedza i talent mistrza Tamaniana, odwaga i rozmach jego myśli, umiłowanie tradycji narodowej — wszystko to jest nadal wzorem dla średniego i młodego pokolenia współczesnych architektów armeńskich. W starym Erewanie było wszędzie ciasno. Dalsza jego rozbudowa wydawała się wręcz niemożliwa. W nowym Erewanie, stolicy republikańskiej, znalazło się miejsce na nowe ulice i budowle, nowe gmachy i osiedla. Ten właśnie szeroki rozmach, przestrzenność, troska o powietrze i światło, o wodę i zieleń, harmonijne zespolenie architektury z krajobrazem, umiejętne wpisanie budownictwa w pejzaż widoczne na każdym kroku — to cechy charakterystyczne dzisiejszego Erewanu. Plany dalszej rozbudowy miasta oka- 53 ¦M Jc A uua j. lci X Clili fcił-AZj-Lt: stromizny wzniesień wyrastających pośrodku miasta utrudniają komunikację, gdzie z trudnością dojeżdżają autobusy lub samochody, najpierw zaplanowano linię trolejbusową, potem zaś kolejkę linową. Rzeka Razdan jest niewątpliwie ozdobą miasta. Płynie ona łożyskiem w kształcie wąwozu o spadzistych zboczach. Jak zagospodarować te skarpy? Znalazła się rada. Rzekę przegrodzono kamiennymi progami w odległości kilkudziesięciu metrów jeden od drugiego. Powstał w ten sposób ciąg basenów, nad którymi posadzono drzewa. Bulwary nad Razdanem stały się jednym z najpiękniejszych zakątków miasta. Kamień i woda przyczyniają się do ukształtowania nowego oblicza stolicy Armenii radzieckiej. Mozaikowo ułożone kamyki, które tworzą obramowania fontann i basenów, mają kolory pastelowe, spokojne, jak gdyby zgaszone upałem. Kiedy spadnie wreszcie deszcz lub gdy powiew wiatru rzuci na kamień kurzawkę drobnych kropel, kamienne mozaiki grają żywymi barwami. Na każdym kroku w tym mieście widoczne są świadectwa owocnej współpracy urbanistów, ar- 54 poajęn azieio meKsanara lamaniana, w iwunjz,y sposób rozwijają jego myśli i plany. Jak zwykle przy podobnych okazjach, nie brakło sporów między urbanistami, architektami a miłośnikami przeszłości: czy usunąć wszystko, co pozostało ze starego, przedwczorajszego Erewanu, czy też pozostawić resztki przedrewolu-cyjnych dzielnic, jako lekcję przeszłości?... Pozostawiono je łącząc „stare" z „nowym" mądrze i taktownie. Przechadzka po dzisiejszym Erewanie jest równocześnie lekcją jego historii. Urbaniści i architekci, realizujący budowę nowego Erewanu, musieli pokonać szczególnie skomplikowane trudności. Miasto rozłożone jest bowiem na terenie górzystym, rozczłonkowanym, nierównym. Północna jego część leży około pięciuset metrów niżej aniżeli południowa — i obydwie różnią się od siebie klimatem czy raczej mikroklimatem. Każde sto metrów różnicy poziomu daje różnicę temperatury około jednego stopnia. W górnych dzielnicach miasta powietrze jest zazwyczaj o kilka stopni chłodniejsze niż w jego częściach dolnych, bardziej podanych ku słońcu. Według obliczeń chmurnych w każdym roku. „Tworząc to miasto przyroda wezwała, zda się, na pomoc wszystkie kontrasty — pisze Marietta Szaginian. — Latem upał dochodzi do 40 stopni, zimą mrozy sięgają 20 stopni. Średnia temperatura roczna zbliżona jest do Sewastopola, Baltimore, Plymouth, Londynu, Paryża, Turynu; średnia temperatura lata — do Algieru, Barcelony, Florydy; średnia temperatura zimy — do Leningradu, Nowogrodu, Helsinek". Istotnie, zimą mieszkańcy Erewanu czują się jak w Moskwie, latem jak... w Algierze. Każda zresztą pora roku ma swoiste piękno w tym mieście klimatycznych kontrastów. Wiosna trwa krótko. Jest jednak bardzo piękna i bujna w swoim rozkwicie. Podczas paru zaledwie dni owocowe drzewa pokrywają się mgiełką kwiecia o delikatnych kolorach i odurza