16499
Szczegóły |
Tytuł |
16499 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16499 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16499 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16499 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Irena Matuszkiewicz
kochaj mnie
Na podstawie tekstu
Atheny Sawidis i Grzegorza Siedleckiego
W serii �Fakt" ukaza�y si�:
To nie m�j pies, ale moje ��ko Reporta�e roku 1997
Scott MacLeod, Thomas Sancton
�mier� Lady Di
Krzysztof �ukaszewicz
Sto dni Hoffmana
Irena Morawska
Byto piek�o, teraz b�dzie niebo
Aleksandra Zi�kowska-Boehm
Na tropach Wa�kowicza
Nietykalni Reporta�e roku 1999
Z�y dotyk Reporta�e roku 2000
Jacek Hugo-Bader
W rajskiej dolinie w�r�d zielska
Micha� Matys
Towarzystwo. Biznesmeni i politycy
Maciej Siembieda
Podwieczorek oprawc�w
KOCHAJ mnie!
Na podstawie scenariusza Atheny Sawidis i Grzegorza Siedleckiego napisa�a Irena
Matuszkiewicz
P^sayAski i S-ka
Tekst � Irena Matuszkiewicz 2003
Scenariusz serialu � Athena Sawidis i Grzegorz Siedlecki 2003
Dzi�kujemy Telewizji Polskiej S.A.
za u�yczenie tytu�u oraz zdj�� bohater�w
Projekt ok�adki: Zbigniew Karaszewski
Redakcja: Ewa Witan
Redakcja techniczna: El�bieta Urba�ska
�amanie: Ma�gorzata Wnuk
Korekta:
Bronis�awa Dziedzic-Weso�owska
ISBN 83-7337-513-9
Warszawa 2003 FAKT
Wydawca:
Pr�szy�ski i S-ka SA
02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7
Druk i oprawa:
WZDZ - Drukarnia �LEGA"
45-301 Opole, ul. Ma�opolska 18
??/o�
205?5
Sami jeste�my rodzicami. Dlatego te�, gdy p�tora roku temu telewizyjna Dw�jka
zaproponowa�a nam realizacj� serialu o losach porzuconych i niechcianych dzieci,
z ochot� przyst�pili�my do pracy.
Wtedy jeszcze nie zdawali�my sobie sprawy z tego, jak trudnego podj�li�my si�
zadania.
Zacz�li�my odwiedza� domy dziecka. To, co w nich zastali�my, nie spos�b opisa�.
To trzeba zobaczy�. Znale�li�my si� w�r�d dzieci, kt�re dotkn�o najgorsze z
nieszcz�� - samotno��. Oczy ka�dego z nich krzycza�y: �kochaj mnie!".
Zacz�li�my si� zastanawia�, czy nie jest to ponad nasze si�y, czy podo�amy.
Podj�li�my jednak to wyzwanie i nie �a�ujemy.
Chocia� planowano pocz�tkowo tylko osiem odcink�w, powsta�o ich ju� ponad
pi��dziesi�t. Realizujemy wci�� kolejne. To dzi�ki Pa�stwu - naszym widzom i
czytelnikom - serial �yje, wyszed� poza ramy ekranu, a my otrzymujemy od Was
ogromn� si�� i widzimy sens naszej pracy.
Jeste�my bardzo szcz�liwi, �e dzi�ki serialowi wielu naszych bohater�w dosta�o
szans� na nowe, lepsze �ycie, �e odmieni� si� ich smutny los, bo kto� us�ysza� i
zareagowa� na wo�anie �kochaj mnie!".
Nasza opowie�� jest te� o tych, kt�rzy zawinili najbardziej - o rodzicach.
Czasem bezradnych i chorych, najcz�ciej jednak nieodpowiedzialnych i
pogr��onych w na�ogach. Na szcz�cie �wiat nie sk�ada si� z samych z�ych ludzi.
Gdy jedni doro�li krzywdz� i odrzucaj� w�asne dzieci, inni otwieraj� tym
dzieciom swoje serca i domy. I tym w�a�nie ludziom dedykujemy t� ksi��k�.
Athena Sawidis i Grzegorz Siedlecki
1. EDYTA I JEJ DZIECI
czyli
WO�ANIE O MI�O��
Edyta ma dopiero dwadzie�cia siedem lat. To najpi�kniejszy wiek na mi�o��, na
planowanie przysz�o�ci, na pierwsze dziecko. Najpi�kniejszy dla innych kobiet,
tych szcz�liwych i kochanych, nie dla niej. Ona nie ma g�owy do my�lenia o tym,
co b�dzie. Urodzi�a sze�cioro dzieci, jest w ci��y z si�dmym i wie, �e to
najm�odsze, jeszcze nienarodzone, r�wnie� odda do domu dziecka, tak jak
pozosta�e. Nie jest wyrodn� matk�, po swojemu bardzo kocha dzieci, tylko nie ma
warunk�w ani umiej�tno�ci, by je wychowa�. Wszystko, co mo�e im da�, to �ycie i
�adne imi�. Dla najm�odszej c�reczki, tej, kt�ra dopiero przyjdzie na �wiat,
wybra�a imi� Ewelina. Zdrobniale m�wi o niej �Ewunia".
Edyta nie jest szcz�liwa. Lekarstwa zapisane przez psychiatr� pozwalaj� jako�
prze�y� dzie�. Je�eli najdzie j� wielka t�sknota - pop�acze w k�cie, je�eli
chwyci j� rozpacz - krzyczy:
- Mi�o�ci trzeba mnie by�o nauczy�, kurwa, mi�o�ci!!!
W tym krzyku wyra�a si� wielki, gromadzony latami �al do rodzonej matki. Za brak
uczu�, za ci�k� r�k�, za zmarnowane dzieci�stwo. Do swojego m�a nie ma �alu,
chocia� jest niezaradny. Ona te� jest niezaradna, wi�c �yj� sobie razem, jak
potrafi�. Najwa�niejsze, �e m�� nie bije i stara si� jak umie co� tam zarobi�.
Wiadomo, �e z kawa�ka ziemi i dorywczej pracy u gospodarzy wielkich pieni�dzy
nie ma, tote� dom, w kt�rym mieszkaj�, powoli si� rozpada. Na remont ich nie
sta�, m�wi� tylko, �e warto by po�ata� dach, naprawi� okna i na m�wieniu si�
ko�czy. A grzyb jak w�azi� na �ciany, tak w�azi. Wszystko, czego si� dorobili,
to ��ko, kredens, st�, pordze-
8 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
wia�a frania i niebieska emaliowana miska. W takich warunkach nie mo�na
wychowywa� i piel�gnowa� dzieci. Pr�bowali i wiedz�, �e nie mo�na.
Dzieci przychodzi�y na �wiat jedno po drugim. Edyta nie radzi�a sobie z
nat�okiem obowi�zk�w, z praniem i sprz�taniem, a ju� z dzie�mi nie radzi�a sobie
w og�le. Nikt jej nigdy nie uczy�, jak trzeba prowadzi� dom i piel�gnowa�
niemowl�ta, a podpatrzy� nie mia�a gdzie. By�a ca�kiem bezradna, kiedy jedno z
male�stw ci�ko si� poparzy�o i trzeba je by�o zawie�� do szpitala. Kr�tko potem
drugiemu wyskoczy� ropie� na g��wce. Do lekarza daleko, pr�bowa�a wi�c zaradzi�
sama. Nie wiedzia�a przecie�, �e dla niemowlaka ropie� na g��wce jest bardzo
niebezpieczny. W ko�cu to male�stwo te� trafi�o do szpitala. Zrobi� si� szum, �e
dzieci niedopilnowane, �e zaniedbane. Ta dw�jka na polecenie s�du zosta�a
przeniesiona do plac�wki opieku�czej. Z czasem odebrano Edycie tak�e pozosta�e.
Najstarszy syn jest w jednym domu dziecka, czw�rka dzieci w innym, prowadzonym
przez siostry zakonne, a najm�odszy Micha� w domu dziecka w K�tach Wroc�awskich.
Edyta zrzek�a si� praw rodzicielskich do synka, dzi�ki czemu malec ma szans� na
adopcj�. Micha� jest weso�y, jasnow�osy, mo�e chocia� on b�dzie mia� odrobin�
szcz�cia w �yciu, o ile nowych rodzic�w nie przerazi lekkie upo�ledzenie
umys�owe ch�opca.
Starsze dzieci ju� na adopcj� liczy� nie mog�. Edyta czasem je odwiedza, pisuje
do nich i dostaje odpowiedzi. Przysy�aj� jej swoje rysunki, laurki z okazji Dnia
Matki, a tak�e wzruszaj�ce listy: �Kocham ci� i lubi� mamo. Jeste� �adna. Kocham
i lubi� ciebie i tat�. Dzi�kuj� ci, �e dajesz mi �ycie".
Czyta, p�acze ze szcz�cia i koniecznie chce si� z kim� podzieli� swoj� rado�ci�.
Nie ma przyjaci�, pakuje wi�c listy do torby z my�l�, �e przy okazji poka�e je
pani ginekolog. Do przychodni chodzi w miar� regularnie, zawsze do tej samej
lekarki, kt�ra w jej �yciu jest kim� bardzo wa�nym. Nie tylko zbada, ale
porozmawia jak z cz�owiekiem, wypyta o dzieci, obejrzy rysunki. Gdyby by�o
inaczej, pewnie nie chcia�oby si� Edycie drepta� siedem kilometr�w - i to w
ci��y. Prawie zawsze jest w ci��y, u niej to stan chroniczny.
- Wola�abym, �eby dzieci by�y w domu - powtarza przy ka�dej wizycie. - Ale nic
im nie zapewni�. Chcia�abym je przytuli�, pokocha�, da� mi�o��.
Edyta i jej dzieci, czyli wo�anie o mi�o�� 9
G�az by si� wzruszy�, a co dopiero lekarz. Niestety, obie kobiety m�wi� bardzo
r�nymi j�zykami: Edyta o mi�o�ci do dzieci, lekarka o antykoncepcji. W
przerwach mi�dzy ci��ami zapisuje pacjentce pastylki, t�umaczy, jak je stosowa�,
a efekt za ka�dym razem jest ten sam: nowa ci��a. Edyta nie umie zapami�ta�
najprostszych wskaz�wek. Wystarczy, �e jako� sobie radzi z dawkowaniem lek�w od
psychiatry, na nic wi�cej nie ma g�owy. Potulnie godzi si� z losem i szykuje do
porodu si�dmego dziecka. Wie ju�, �e czekaj� cesarskie ci�cie. Je�eli nawet si�
boi, nie m�wi o tym. Strach w jej �yciu nie jest niczym nowym.
Edyta wraca ze szpitala bez c�reczki. Piel�gniarka oddzia�owa zawioz�a ma��
Ewelin� do K�t�w Wroc�awskich, do tego samego domu dziecka, w kt�rym
p�toraroczny Micha� czeka na adopcj�. Dla piel�gniarki nie by�a to pierwsza
wyprawa tego typu, ale z ka�dej wraca�a ze �ci�ni�tym gard�em. Dwudziestoletni
sta� pracy w szpitalu nie potrafi uchroni� jej przed emocjami.
- Jedno wyci�ga r�k�, drugie pokazuje jak�� zabaweczk�, ka�de chce si� przytuli�.
W ich oczach jest tylko jedna pro�ba: �Zabierz mnie st�d!"-m�wi.
Dla Edyty ostatni por�d okaza� si� najtrudniejszy i to wcale nie ze wzgl�d�w
fizjologicznych. Urodzi�a zdrowe dziecko, szybko stan�a na nogi, co� jednak si�
porobi�o z jej psychik� i wci�� tylko p�acze. Napisa�a list do starszych dzieci:
�Urodzi�am c�rk�, Ewelin�, chcia�abym, �eby�cie zobaczyli siostr�. Ewa jest
�adnym dzieckiem. Nie mog� znie�� tej my�li, �e odda�am j� do K�t�w Wroc�awskich.
Innego wyj�cia nie mia�am. My�licie sobie, �e ja was nie kocham. Ja was bardzo
kocham. T�skni� bardzo za wami. Bym chcia�a, �eby�cie byli ze mn�, ale jest to
niemo�liwe. My�l� o rzeczach strasznych, ale wol� pomy�le� o was. Kochaj�ca
mama".
Nigdy wcze�niej nie my�la�a tyle, co po ostatnim powrocie ze szpitala. Po nocach
budzi si� z t�sknoty za dzie�mi, p�acze i coraz bardziej �a�uje, �e nie
zostawi�a w domu przynajmniej Eweliny. Urodzi�a siedmioro dzieci i jest sama.
Dlaczego? Dlaczego nikt jej nie nauczy� mi�o�ci ani tego, jak �y�? Od tych pyta�
ju� tylko jeden krok do najbole�niejszych wspomnie�.
10 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
- W domu by�am traktowana jak zwierz� - m�wi. - Wci�� s�ysza�am od rodzic�w, �e
zamkn� mnie w domu wariat�w i b�d� siedzia�a tam do ko�ca �ycia. Zn�cali si�
nade mn�, bili mnie kablem, ga�k� od kabla, a� traci�am przytomno��. Ja tak
swoich dzieci nie traktowa�am, nie bi�am �adnego. Bardzo jest moje �ycie smutne,
bardzo. Chcia�abym chocia� na godzin� przytuli� moje dzieci... chocia� na
godzin�. - Zamy�la si� i po chwili dodaje ju� innym tonem: - Ciesz� si�, �e one
s� w domu dziecka. Nie potrafi�abym ich wychowa�.
Czas mija, ale nie przynosi ukojenia. Edyta wci�� t�skni za dzie�mi, zw�aszcza
za Ewelin�. Wreszcie jedzie do K�t�w Wroc�awskich, by si� przekona�, �e jej
c�reczka zaczyna ju� gaworzy�. Podobno male�stwo zdradza objawy op�nienia w
rozwoju, cho� na oko tego nie wida�. To znaczy na razie nie wida�. Wielkim,
bodaj najwi�kszym prze�yciem dla Edyty jest spotkanie z Michasiem. Nie widzia�a
go od czasu, gdy trafi� do domu dziecka.
- Micha�ku, p�jdziesz do mnie na r�czki? - pyta nie�mia�o. Ch�opczyk na jej
widok wybucha p�aczem i uspokaja si� dopiero
w ramionach opiekunki. Oswaja si� powoli i sporo czasu up�ynie, zanim pozwoli
si� wzi�� na r�ce tej zupe�nie obcej kobiecie. Matka tuli go nieporadnie i
zapewnia:
- B�d� ci� odwiedza�, przyjd� do ciebie na piechot�. Kocham ci�! Wielka mi�o�� w
rozumieniu Edyty sprowadza si� do m�wienia
o mi�o�ci. Pojecha�a do starszych dzieci, zawioz�a im paczuszk� ze s�odyczami i
zapewnienie, �e je bardzo kocha. Wci�� pyta�a, czy j� pami�taj�, czy te� kochaj�.
Rozmawiali wi�c g��wnie o mi�o�ci. Kiedy jednak zapad� wyrok w sprawie Micha�a i
ch�opczyk trafi� do rodziny zast�pczej, bardzo szybko pogodzi�a si� z losem. Ju�
nie m�wi: �Micha� jest", tylko �Micha� by�...". Ale za Ewelin� wci�� t�skni.
Ostatnie miesi�ce, bardzo bogate w wydarzenia, zmieni�y Edyt�. Pomy�la�a, �e
dobrze by�oby komu� opowiedzie� o najm�odszej c�rce, o nowej rodzinie Michasia i
o starszych dzieciach, kt�re wci�� j� kochaj�. Nie bardzo mia�a komu, wi�c
wybra�a si� do swojej matki.
- Wyjd� st�d, �mieciu! - us�ysza�a ju� w progu.
- C�rce trzeba pom�c, a ty nawet do mnie do szpitala nie przysz�a�! - krzykn�a
roz�alona Edyta.
Edyta i jej dzieci, czyli wo�anie o mito�� 11
Matka zatrzasn�a jej drzwi przed nosem. Nie porozmawia�y o niczym - ani o
dzieciach, ani o mi�o�ci.
Wrzesie� 2003:
Edyta na razie nie spodziewa si� nast�pnego dziecka.
Micha� jest w rodzinie zast�pczej.
Malutka Ewelina trafi�a do adopcji.
Pozosta�e dzieci Edyty wci�� przebywaj� w domach dziecka.
2. PATRYK
czyli
D�UGA DROGA DO DOMU
Patryk bardzo powa�nie traktuje �ycie. Ma�o prawdopodobne, by odziedziczy� t�
cech� po rodzicach, ju� raczej otrzyma� j� w darze od si� wy�szych. Z wielk�
powag� m�wi o nauce i o domu swoich marze�. Powa�nieje, kiedy pr�buje broni�
w�asnych pogl�d�w, nieraz po dzieci�cemu naiwnych. Do naiwno�ci ma prawo, cho�by
wynikaj�ce z metryki. Patryk jest powa�ny, ale nie ponury. Kiedy wozi swoich
przyjaci� na starym rowerze, kiedy gra na gitarze i przygotowuje z grup�
piosenk� na powitanie Micha�a Wi�niewskiego, zachowuje si� jak beztroski
dzieciak. Tylko te oczy ukryte za okularami s� jakby wci�� smutne.
Z najwcze�niejszych lat ch�opiec pami�ta wyprawy do zoo i weso�ego miasteczka.
To by�y jedyne barwne wydarzenia, jakie warto wspomina�, jedyne kolorowe plamki
na tle smutnych dni. Po rozwodzie rodzic�w nie by�o ju� nawet tego. Mia�
zaledwie siedem lat, kiedy sam zdecydowa�, �e zamieszka w domu dziecka. Chcia�
mie� spok�j, chcia� si� uczy�, a mama alkoholiczka nie gwarantowa�a ani jednego,
ani drugiego. Teraz Patryk ma lat pi�tna�cie, jest bardzo dobrym uczniem i ca�y
dom dziecka szczyci si� jego osi�gni�ciami.
- Dla ciebie nauka jest przepustk� do wielkiego �wiata - t�umaczy mu opiekunka.
- Inne dzieci, je�eli im si� nie powiedzie w szkole, znajd� oparcie i pomoc w
rodzinie. Ty musisz sobie radzi� sam i radzisz sobie tak wspaniale, �e jestem z
ciebie bardzo dumna. Musisz sko�czy� studia, po prostu musisz.
Patryk my�li o studiach, cho� jednocze�nie wie, �e w por�wnaniu z dzie�mi, kt�re
maj� oparcie w rodzinie, jego szanse s� o wiele mniejsze. Nauka kosztuje, dom
dziecka nie ma pieni�dzy, a rodzice...
14 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
- Chcia�bym - m�wi ch�opiec - mie� prawdziw� mam�, prawdziwego tat� i prawdziwy
dom. I chcia�bym poczu� prawdziw� mi�o��. Nigdy tego wszystkiego nie mia�em.
Matka mnie nie kocha�a, po�ow� �ycia sp�dzi�em w domu dziecka. To bardzo trudno
wyrazi� s�owami, naprawd� trudno. Kocham tylko babci�, bo jest bardzo dobra.
Babcia, zanim przesz�a na emerytur�, pracowa�a w kuchni domu dziecka, tego
samego domu w K�tach Wroc�awskich, w kt�rym teraz mieszka Patryk. Kocha wnuka i
interesuje si� jego losem, niewiele jednak mo�e pom�c, bo wzi�a ju� na
wychowanie Zosi�, m�odsz� siostr� Patryka. Dla ma�ej Zosi jest nie tylko babci�,
ale tak�e, w rozumieniu prawa, rodzin� zast�pcz�.
Matka Patryka urodzi�a sze�cioro dzieci. Najstarszy, Micha�, trafi� do rodziny
zast�pczej, Zuzia z Magd� do innej rodziny, Zosia jest u babci, Patryk w domu
dziecka w K�tach Wroc�awskich, najm�odszy natomiast, Piotrek, na razie mieszka z
matk�. Babcia cieszy si�, �e przynajmniej troje wnuk�w �yje w normalnych
rodzinach. Patryk te� si� cieszy, a jednocze�nie bardzo �a�uje, �e nigdy nie
pozna� Micha�a, Zuzi i Magdy. Chcia�by si� dowiedzie�, jak wygl�daj�, czy s�
szcz�liwi i czy znale�li mi�o�� w nowych rodzinach. Tylko tyle, nic wi�cej. Sam,
na w�asn� r�k�, postanowi� ich odszuka�. Napisa� list do Centralnego Biura
Adresowego w Warszawie: �Je�eli mog� prosi�, prosz�, o ile to mo�liwe, o
odszukanie mojego rodze�stwa. Dowiedzia�em si�, �e gdzie� w Polsce albo za
granic� mam dwie siostry
i brata...".
Matka nie odwiedza Patryka. Ojciec przyje�d�a rzadko, raz na kilka miesi�cy, raz
na rok, jak mu tam pasuje. Ch�opiec najcz�ciej widuje babci�. To dzi�ki niej
nie czuje si� zupe�nie osamotniony. Ma jeszcze przyjaci� w domu dziecka: Ma�ka
i Piotrka. S� nieco m�odsi, ale to nie ma znaczenia.
- Jeste�my w tym domu najd�u�ej - m�wi Patryk. - Wszyscy odchodz�, my zostajemy.
- Zostaj� ci najlepsi - dorzuca z dumn� przekor� Maciek.
- Nie wiem, co wy tu jeszcze robicie? - u�miecha si� Patryk. - Jeste�cie
wspania�ymi ch�opakami, wspania�ymi przyjaci�mi... Gdybym by� doros�y, tobym
was zaadoptowa�.
Na razie jednak ca�a tr�jka czeka na u�miech losu i nie traci nadziei.
Patryk, czyli d�uga droga do domu 15
- Na pewno chcia�bym - m�wi Patryk - �eby mnie kto� przytuli�, powiedzia�, �e
co� dobrze zrobi�em. Czuj� si� gorszy od koleg�w w szkole. Oni maj� rodzic�w,
maj� na kim polega�, a moj� jedyn� pomoc� jest ten dom dziecka. Nie wiem, jak
b�dzie wygl�da�o moje �ycie za trzy, cztery lata. Nie chc� nawet o tym my�le�.
Kiedy Patryk m�wi o sprawach szczeg�lnie smutnych, splata i rozplata w�skie
d�onie o bardzo d�ugich palcach. Ma pi�kne r�ce, my�l�ce oczy i rz�sy, jakich
niejedna dziewczyna mog�aby mu pozazdro�ci�. Ostatnio bardzo wyr�s�. Po roku
niewidzenia spotka� si� z ojcem i okaza�o si�, �e jest od niego sporo wy�szy.
Wy�szy wzrostem, co mo�na uzna� za naturalne, ale te� chyba doro�lejszy, co ju�
takie naturalne nie jest. Ojciec przy ka�dym spotkaniu obiecuje, �e kupi synowi
prawdziwy g�rski rower.
- Ju� lepiej nic nie obiecuj - odpowiada Patryk. - Dawno ci m�wi�em, tato, �e
mia�by� wszystko, gdyby nie alkohol. We Wroc�awiu jest du�o poradni
przeciwalkoholowych, mam telefony, mog� ci da�. Leczenie jest bezp�atne.
Ojciec z wiekiem robi si� sentymentalny. Przywi�z� synowi obrazek z anio�kiem,
kt�ry ma ch�opcu przypomina� dzieci�stwo. Patryk wcale nie chce pami�ta� o swoim
dzieci�stwie. Karuzela i zoo to troch� za ma�o, �eby m�wi� o szcz�ciu. Gdyby
chocia� matka nie pi�a, to wiadomo, zosta�by z ni�.
- Czy mia�by�, tato, co� przeciwko temu, gdybym chcia� i�� do innej rodziny? -
pyta.
- Chcesz o mnie zapomnie�?
- To chyba nie tak, to chyba ty o mnie zapomnia�e�.
- Nie wiem, jak to prze�yj� - m�wi ojciec i oczy mu wilgotniej�.
Szcz�cie spada na Patryka wraz z przyjazdem pani Krystyny i pana Jerzego.
Zobaczyli ch�opca w telenoweli �Kochaj mnie" i postanowili przyj�� go pod sw�j
dach. Pani Krystyna ma �zy w oczach, kiedy m�wi:
- Oboje z m�em chcemy ci pom�c, chcemy, �eby� zamieszka� z nami. Widzisz...
mieli�my syna, kt�ry zgin��, teraz zostali�my sami. Jeste� wspania�ym ch�opcem,
nasz syn te� by� taki... Nie w�tpi�, �e ci� pokochamy i �e ty nas pokochasz.
16 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
�zy �alu mieszaj� si� ze �zami rado�ci. Kandydatka na now� mam� obiecuje, �e
pozwoli Patrykowi widywa� biologicznych rodzic�w.
- Ale ja jestem zazdrosna - m�wi. - Nie chcia�abym, �eby� mnie kiedy� porzuci�.
To zdanie najbardziej zapada Patrykowi w serce. Wie, czuje, �e nie porzuci
przybranych rodzic�w i zrobi wszystko, by nigdy nie �a�owali swojej decyzji.
Ca�y dom dziecka �yje szcz�ciem Patryka. Chyba najbardziej ciesz� si� opiekunki.
Ich ulubiony wychowanek wreszcie b�dzie mia� zapewnion� przysz�o�� i dalsz�
nauk�, a o to chodzi�o im najbardziej. Cieszy si� r�wnie� babcia. Niezadowolony
jest tylko ojciec.
- Chcesz do nich i��? - pyta, kompletnie zbity z tropu. - Ju� nie chcesz by� ze
mn�? Do mamy te� nie chcesz i��?
A jednak to on, jedyny z ca�ej rodziny, towarzyszy ch�opcu w s�dzie. Nie
przeszkadza, niczego nie utrudnia, po prostu stoi obok i to we w�a�ciwym czasie.
- Powiedz, Patryk, co czu�e�, kiedy si� dowiedzia�e�, �e mo�esz i�� do rodziny
zast�pczej? - pyta pani s�dzia.
- Poczu�em si� tak, jakby gwiazdka pokaza�a si� tylko mnie. Spe�ni�y si� moje
najwi�ksze marzenia.
Decyzj� s�du ch�opiec przyjmuje wybuchem p�aczu, �zami najwi�kszej rado�ci.
Dzie� wyjazdu Patryka jest niezwykle szcz�liwy tak�e dla jego przyjaci�, Ma�ka
i Piotrka. Oni r�wnie� opuszczaj� dom dziecka w towarzystwie nowych rodzic�w.
Kr�tko po wyje�dzie Patryk pisze list: �Szanowna Pani Dyrektor! Jestem w moim
rodzinnym domu. Jestem zaskoczony tak wspania�� atmosfer�. Zaaklimatyzowa�em si�
dzi�ki szczero�ci i otwarto�ci nowych rodzic�w. S� oni cudowni". Do listu
do��cza gor�ce podzi�kowania dla opiekunki, kt�r� nazywa cioci�.
Na Dzie� Ojca, 23 czerwca, Patryk kupuje tacie s�onika z podniesion� tr�b�.
Podniesiona tr�ba wr�y szcz�cie. Ma te� inny prezent: sko�czy� gimnazjum ze
�redni� powy�ej czterech. M�wi, �e m�g�by lepiej, ale zmiana szko�y troch� go
wytr�ci�a z rytmu. Potem id� w tr�jk� do McDonalda. Rodzice �artuj�, �e to
Patryk funduje, chocia� i tak wiadomo, �e oni za wszystko zap�ac�. Jest tak, jak
powinno by� w prawdziwej rodzinie. A jednak nie do ko�ca. W prawdziwych
Patryk, czyli d�uga droga do domu 17
rodzinach obowi�zuje szczero��, na kt�r� nie potrafi� si� zdoby� rodzice.
Tamtego popo�udnia rozmawiaj� z ch�opcem na wiele temat�w z wyj�tkiem jednego:
nie wspominaj� ani s�owem, �e ju� wcze�niej wyst�pili do s�du o rozwi�zanie
rodziny zast�pczej.
Trzy dni p�niej zapada wyrok. O decyzji s�du Patryk dowiaduje si� od pani
kurator. Jest w tym czasie nie w swoim domu, lecz u siostry mamy, u takiej
przyszywanej cioci. To z domu cioci kurator zawozi go do pogotowia opieku�czego
w Warszawie. Patryk jest w szoku. Nic nie rozumie, nic do niego nie dociera poza
jednym: zosta� odepchni�ty i znowu jest niczyj.
Rodzice, kt�rzy nie chc� ju� by� jego rodzicami, odwiedzaj� go wieczorem w
pogotowiu, przywo�� mu spakowane rzeczy i odbieraj� resztki nadziei. Jeszcze si�
�udzi�, jeszcze my�la�, �e potrafi ich przekona�, nak�oni� do zmiany decyzji. S�
niewzruszeni. Po o�miu miesi�cach wsp�lnego �ycia zrozumieli, �e Patryk tylko
wszed� na miejsce ich syna, ale nigdy nie zdo�a tamtego zast�pi�.
Po kilku dniach wychowawca odwozi Patryka do Wroc�awia, do tamtejszego pogotowia
opieku�czego. Ch�opiec wraca z poczuciem wielkiej, niezas�u�onej pora�ki. Broda
mu si� trz�sie, kiedy opowiada, jak bardzo si� stara� pozyska� mi�o�� nowych
rodzic�w. Jemu te� nie by�o �atwo. Inaczej si� �yje w domu dziecka, inaczej w
rodzinie. Mo�e za bardzo absorbowa� mam� swoimi sprawami? Mama jest dyrektorem
szko�y, wraca�a do domu zm�czona, nie odzywa�a si�, nie mia�a si�y na rozmowy.
On to rozumia�, ale chcia� czu� jej blisko��. To ona jeszcze tak niedawno
martwi�a si�, �eby jej nie porzuci�, m�wi�a, �e jest zazdrosna.
- Czy powiedzieli ci, dlaczego si� rozstajecie? - pyta wychowawca.
- Tak. Pokazali mi pozew, w kt�rym napisali, �e nie chc� chodzi� do ko�cio�a,
my� samochodu i niew�a�ciwie si� odzywam. Ale to nie by�o przekle�stwo! Raz tato
odezwa� si� do mnie ostro i ja te� odpowiedzia�em ostro... ale na pewno nie
przeklina�em.
- Nie za�amuj si�, jeszcze nic straconego - m�wi wychowawca. Patryk siedzi ze
zwieszon� g�ow�. Nie przypuszcza�, �e jego droga
do wymarzonego domu b�dzie tak d�uga i wyboista.
Kr�tko potem chfopca odwiedza pani dyrektor Miejskiego O�rodka Pomoc\
Li
2. Kochaj mnie!
18 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
- G�owa do g�ry! - m�wi. - Nie jeste� sam, zrobimy wszystko, �eby ci pom�c.
Pani dyrektor dotrzymuje s�owa.
Wrzesie� 2003:
Tu� przed rozpocz�ciem roku szkolnego Patryk przenosi si� do rodzinnego domu
dziecka. Jest to jeden z najstarszych tego typu dom�w we Wroc�awiu, prowadz� go
ludzie wielkiego serca. Opr�cz Patryka w domu jest jeszcze czw�rka innych dzieci.
Wszystko wskazuje na to, �e tym razem ch�opiec trafi� pod w�a�ciwy adres.
3. KAROL I MARIUSZ
czyli KR�TKIE DZIEJE
JEDNEJ PRZYJA�NI
Przyja�nie zawierane w pogotowiu opieku�czym maj� w sobie co� z tymczasowo�ci.
Trudno przewidzie�, czy za tydzie�, za dwa b�dzie si� jeszcze razem, czy ju�
oddzielnie. Bez przyjaci� trudno �y�. Musi by� kto�, kto otrze �zy, pocieszy,
powie:
�Nie martw si�, wszystko b�dzie dobrze".
Dziesi�cioletni Karol w por�wnaniu z kilkuletnim Mariuszem jest szcz�ciarzem,
bo ma ojca, kt�ry o nim pami�ta. Mariusz nie ma ju� nikogo. Przed paru dniami
zosta� porzucony - i to po raz drugi w swoim kr�tkim �yciu. Ten pierwszy raz
prawie si� nie liczy, ch�opiec by� niemowlakiem i nie mo�e pami�ta� rodzonej
matki. Co innego druga mama, u kt�rej by� przez ostatnie trzy lata. Tej mamy nie
umie zapomnie�. Kocha� nie tylko j�, ale tak�e tat� i tr�jk� rodze�stwa. Kiedy
ju� si� na dobre zadomowi� i przyzwyczai�, rodzice doszli do wniosku, �e nie s�
w stanie d�u�ej wychowywa� ch�opca z pora�eniem m�zgowym. Podobno przeliczyli
si� z si�ami. Maj� tr�jk� zdrowych dzieci, a ma�y Mariusz wymaga szczeg�lnej
troski i piel�gnacji. Oddali go wi�c do pogotowia opieku�czego i zerwali
wszelkie wi�zi.
Ch�opiec jest ma�y, na tyle du�y jednak, by zrozumie�, �e zosta� odtr�cony.
Prze�ywa rozstanie i bardzo t�skni. Oczy mu b�yszcz� zza okular�w, zacina si� z
wra�enia, kiedy pr�buje opowiedzie� Karolowi, co si� sta�o.
- Nikt mnie jeszcze nie odwiedzi� - m�wi. - Chcia�bym z rodzica mi pogada�, ale
nie przyje�d�aj�. Wiesz co, Karol, oni ju� chyba nigdy do mnie nie przyjad�.
Karol i Mariusz, czyli kr�tkie dzieje jednej przyja�ni 21
Karol te� nosi okulary, kt�re s� troch� za du�e i zje�d�aj� mu na nos. Patrzy,
s�ucha uwa�nie i nie wie, co powiedzie�, wi�c zaczyna m�wi� o swoim ojcu.
- Tato mnie zabierze, jak wszystko poza�atwia.
- T�sknisz za tat�? - pyta Mariusz. -Tak.
- A za mam�?
- Nie. Ona mnie nie cierpi. Kiedy� mnie lubi�a, teraz lubi tylko siostr�.
Wymeldowa�a mnie i wyrzuci�a razem z tat�. Jestem bezdomny, rozumiesz to?
Mariusz nie jest pewien, czy rozumie, wi�c dr��y dalej. Jest w wieku �pytona",
czyli lubi pyta� o wszystko.
- Wyrzuci�a ci�, bo ci� nie chcia�a, czy dlatego, �e dokucza�e� jej i siostrze?
- Nie! Nie dokucza�em. Ty jednak nic nie rozumiesz. M�wi� ci, �e nas wyrzuci�a.
- Jak was wyrzuci�a, to wy jeste�cie smutni!
- Czasami - przytakuje Karol. - U nas by�a taka jedna zakonnica. I tato spyta�,
czy jest jaki� o�rodek, w kt�rym mogliby�my by� razem. Ona powiedzia�a, �e nie
ma i �e trzeba mnie odda� do domu dziecka. A ja nie chc�! Ja chc� by� z tat�...
T�skni� za nim.
Policzki ch�opca wilgotniej�.
- Karolek, nie martw si�, wszystko b�dzie dobrze - m�wi wtedy przyjaciel i
pomaga otrze� �zy. - No, Karolek... b�dzie dobrze.
Mariusz przytula swoj� ciemn� g��wk� do jasnej �epetynki Karola.
Karol te� wierzy, �e wszystko b�dzie dobrze. W jego poj�ciu �dobrze" znaczy
tylko jedno: razem z ojcem. Nigdy si� nie rozstawali na tak d�ugo i ch�opiec
bardzo t�skni. Przy ka�dym spotkaniu ma tylko jedn� pro�b�: �Zabierz mnie st�d".
I jedno pytanie: �Kiedy mnie zabierzesz?".
- Tatu� wynajmie jaki� pok�j i we�mie ci� - uspokaja go ojciec. -Nie wiem kiedy?
Mo�e ju� za tydzie�. Dzisiaj nie mamy gdzie i��.
Za pieni�dze z opieki spo�ecznej kupi� synowi soczki w kartonikach i nowe
okulary, kt�re nie powinny ju� spada�. Karol tuli si� do ojca i nie schodzi mu z
kolan. Przy rozstaniu gorzko p�acze i ojciec nie mo�e go utuli�.
- Nie p�acz, synku, nie p�acz, bo i tata zacznie p�aka�.
22 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
Uk�ada syna w ��ku, przykrywa. Karol wci�� jest chory i nie mo�e doj�� do
siebie. W�a�ciwie nie opuszcza ��ka.
Ojciec Karola jest podw�jnym tu�aczem; takim, co to brnie od jednego zakr�tu
�yciowego do drugiego, i takim, kt�ry od niedawna nocuje po dworcach, piwnicach,
parkach. W pierwszy niebezpieczny zakr�t wszed� osiem lat temu, kiedy �ona
wyst�pi�a o rozw�d. Prawd� m�wi�c, �ona rozwiod�a si� z nim i synkiem
jednocze�nie, wyrzucaj�c ich ze swojego �ycia i z domu. Karol mia� wtedy
zaledwie dwa lata. Matka twierdzi, �e syn zosta� pocz�ty z gwa�tu. Tym
usprawiedliwia sw�j g��boki uraz do m�a i dziecka. Do tej pory nie chce s�ysze�
o powrocie Karola.
Pocz�tkowo jako� sobie radzili. Jako�, nie znaczy jednak dobrze. Karol nigdy nie
mia� prawdziwego domu, ale za to mia� ojca. Lata mija�y, zakr�t�w �yciowych
przybywa�o, wreszcie ojciec straci� prac� i dach nad g�ow�. Dop�ki m�g�, nie
rozstawa� si� z synem. Nie zamieszka� w schronisku dla bezdomnych m�czyzn, bo
tam nie przyjmowali dzieci. Szuka� czego� dla samotnych ojc�w. Niestety, takich
schronisk nie ma. Wsz�dzie, gdzie si� zwraca�, s�ysza� jedn� rad�: dziecko
trzeba odda� do pogotowia opieku�czego. To mo�e by�o m�dre wyj�cie dla
urz�dnik�w, nie dla niego. I nie dla Karola, kt�ry kurczowo trzyma� si� ojca.
Ch�opiec �le znosi tu�aczk�. Jest bardzo ma�y i drobny jak na sw�j wiek, choruje
na alergi� i anemi�, �atwo si� przezi�bi�. Kiedy przypl�ta�o si� zapalenie p�uc,
ojciec skapitulowa� i sam przyprowadzi� dziecko do plac�wki opieku�czej. W
przesz�o�ci robi� ju� tak: oddawa� chorego syna do pogotowia i zabiera�
natychmiast po wyleczeniu. M�g� zabra�, bo zachowa� wszelkie prawa do dziecka.
W o�rodku pomocy spo�ecznej, gdzie ojciec Karola cz�sto zachodzi, s�yszy, �e
powinien wzi�� si� do pracy. Ma przecie� zaw�d, jest hydraulikiem i spawaczem.
- Ale roboty nie ma - odpowiada. - I co, mam si� powiesi�? Na razie nikt mi
niczego nie odmawia, mam bony na jedzenie i jakie� pieni�dze.
- Tylko do czasu - uprzedza go pracownik socjalny.
M�czyzna wzrusza ramionami. Jest bezdomny, bezrobotny i bezsilny. I chyba
troch� bezwolny. Kiedy pojawi� si� razem z synkiem w telenoweli �Kochaj mnie",
poruszy� serca wielu ludzi. Posypa�y si� propozycje pomocy z ca�ego kraju i z
zagranicy. Obcy ludzie dawali
Karol i Mariusz, czyli kr�tkie dzieje jednej przyja�ni 23
im dach nad g�ow�, a ojcu prac�. Odrzuci� wszystkie propozycje. Nie m�wi� wprost,
�e nie chce czy nie ma ochoty, lecz zawsze znalaz� jakie� przeszkody, kt�re nie
pozwala�y mu opu�ci� Wroc�awia.
Karol wymaga� leczenia szpitalnego. Kiedy ju� wydobrza� i wr�ci� do pogotowia,
okaza�o si�, �e jedyny jego przyjaciel, ma�y Mariusz, zosta� przeniesiony do
innej plac�wki. Karolowi brakuje Mariusza, ale nie wie, bo sk�d mo�e wiedzie�,
�e tamten t�skni za nim jeszcze bardziej. Malec bole�nie prze�ywa wszelkie
zmiany otoczenia, wci�� powtarza, �e bardzo lubi Karola. Opiekunowie zdecydowali,
�e ch�opcy powinni si� spotka�.
Mariusz przyje�d�a w odwiedziny w nowej puchatej kurtce, Karol pomaga mu si�
rozebra�. Przez chwil� patrz� na siebie rozradowani. Mariusz nic a nic si� nie
zmieni�, u niego pytania zawsze s� na ko�cu j�zyka.
- I jak jest u ciebie? Kto� by� w odwiedzinach? Tato? I co m�wi�? �e ci�
zabierze? Kiedy?
- U mnie �le! - odpowiada cichutko Karol.
- Dlaczego u ciebie jest �le?
- Nie wiem, gdzie jest tato. Nie przychodzi do mnie, a ja nie wiem dlaczego. Ja
chc� do taty - m�wi. Buzia mu si� wykrzywia, przez �zy powtarza jeszcze raz, �e
chce do taty, i wybucha g�o�nym p�aczem.
I znowu Mariusz musi go pociesza�.
Karol nie widzia� ojca od kilku tygodni i jego niepok�j jest jak najbardziej
uzasadniony.
A jednak ojciec wr�ci�. Zjawi� si� kt�rego� dnia w pogotowiu, by powiedzie�, �e
zabiera syna. Nie pochwali� si� Karolowi, �e w�a�nie ucieka przed ostatni�
ofert�, kt�ra zapewnia�a mu mieszkanie i prac� we Wroc�awiu. Nie mia� ju�
argument�w, wi�c wola� znikn��. Oczywi�cie z synem.
Wrzesie� 2003:
Karol wci�� jest z ojcem. Od czasu do czasu pojawiaj� si� w du�ych centrach
handlowych, gdzie ch�opiec zarabia �ebraniem.
Mariusz mia� wi�cej szcz�cia. W ostatnich dniach sierpnia trafi� do rodziny
adopcyjnej, w kt�rej czuje si� bardzo dobrze.
4. OLIWIA
czyli
PREZENT OD LOSU
Kiedy trzyletnia Oliwia je buraczki, ca�a buzia jest w buraczkach, kiedy maluje
farbkami, buzia i sukienka s� w kolorach t�czy, kiedy dziewczynka si� u�miecha,
ja�nieje ca�a. Jest jak ma�y, z�otow�osy promyczek, ufny, pogodny, nastawiony na
dobro. Takie dziecko �atwo zrani�, ale j� otaczaj� bardzo �yczliwi ludzie. Tuli
si� do opiekunek, nie boi si� obcych i z wielkim zaciekawieniem odkrywa sw�j
ma�y �wiat. Matka porzuci�a Oliwi� zaraz po urodzeniu. Nie wiadomo, czy
przerazi�a si� ci�aru wychowywania dziecka z zespo�em Downa, czy te� mia�a inne
plany �yciowe, w kt�rych dziecko, zdrowe czy chore, by�oby przeszkod�. W ka�dym
razie nie odwiedza c�rki i nie interesuje si� jej losem.
Oliwia niewiele jeszcze m�wi, cho� rozumie bardzo du�o i udatnie na�laduje
doros�ych. Przed za�ni�ciem lubi wyrzuca� z ��eczka maskotk� przytulank�, potem
d�ugo grozi jej paluszkiem i m�wi: �no, no, no" w tak r�nych tonacjach, �e od
razu wiadomo: maskotka by�a niegrzeczna i Oliwka przywo�uje j� do porz�dku.
- To jest kura - m�wi pani logopedka. Siedz� obie przed lustrem. Jest i kura
wymalowana na kartonie. - Kura m�wi: ko, ko. A teraz Oliwka m�wi: ko, ko!
- Ko! - powtarza Oliwka i dostaje brawa.
Sama te� z zapa�em bije brawo, a ju� za moment pr�buje zrzuci� kur� na pod�og�.
Jest bardzo ruchliwa, jak to trzylatki. Jeszcze do niedawna opiekunki ba�y si�
tej ruchliwo�ci ze wzgl�du na serce ma�ej.
26 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
- Ta panna nie musi si� ju� oszcz�dza� - powiedzia� kardiolog. -Operacja
przywr�ci�a jej zdrowie, a teraz wystarczy tylko kontrolowa�, jak si� sprawuje
serce.
Opiekunki Oliwki maj� mn�stwo zaj��. Musz� pami�ta� o wizytach w poradni
kardiologicznej, genetycznej i u logopedy, musz� codziennie odprowadza� ma�� do
przedszkola terapeutycznego i regularnie �wiczy� z ni� w domu. Nagrod� za te
starania jest szybki rozw�j dziecka. Oliwia samodzielnie je, potrafi si� sama
bawi� i ch�tnie uczestniczy we wszystkich zaj�ciach.
Kiedy dziewczynka sko�czy�a trzy latka, zapad�a decyzja, �e nale�y j� ochrzci�.
W ceremonii wzi�li udzia� mieszka�cy domu ma�ego dziecka oraz maluchy z
przedszkola terapeutycznego. G��wna bohaterka uroczysto�ci, w bia�ym kapelusiku
i jasnej sukience, wygl�da�a bardzo pi�knie i zachowywa�a si� jak ma�a dama. �zy
protestu pojawi�y si� dopiero w momencie, gdy ksi�dz pola� jej g��wk� wod�.
Dzieci specjalnej troski, takie jak Oliwia, maj� mniej szans na adopcj� ni� ich
zdrowi r�wie�nicy. A jednak i do Oliwii los si� u�miechn��, i to w�a�nie w
chwili, kiedy dziewczynka u�miecha�a si� z ekranu telewizora do ludzi w ca�ej
Polsce. Tak si� szcz�liwie z�o�y�o, �e daleko w g�rach, w pi�knym przestronnym
domu, pa�stwo Ola i Marcin ogl�dali serial �Kochaj mnie".
- To jest to dziecko - powiedzieli niemal jednocze�nie.
Zdecydowali si� b�yskawicznie, chocia� wcale niepochopnie. O adopcji dziecka
specjalnej troski my�leli ju� od dawna. Postanowili, �e b�dzie to dziecko z
zespo�em Downa. Dobrze wiedzieli, na co si� decyduj�. Oboje s� nauczycielami,
prowadz� w swojej miejscowo�ci szko�� i przedszkole, a tak�e Zielon� Szko��. Do
dzisiaj wspominaj� turnus, na kt�rym by�y dzieci z zespo�em Downa. Zanim z�o�yli
podanie w o�rodku adopcyjnym, wiele czytali na temat samej choroby, poznawali
relacje rodzic�w wychowuj�cych �down�w" i bardzo starannie przygotowywali si� do
nowej roli. Uko�czyli te� kurs dla rodzin zast�pczych.
Przed wizyt� u Oliwii rozmawiali z czw�rk� w�asnych dzieci. Rodzinny sejmik
zgodnie uzna�, �e dobrze by�oby mie� t� male�k� u siebie.
Pierwsze spotkanie z Oliwi� potwierdzi�o, �e intuicja nie zawiod�a ani pani Oli,
ani jej m�a. Byli zafascynowani dziewczynk�, a ona b�y-
Oliwia, czyli prezent od losu 27
skawicznie do nich przylgn�a, jakby czuj�c, �e to kto� wi�cej ni� zwyk�y wujek
ze zwyk�� cioci�. Koniecznie chcia�a si� popisa� swoimi umiej�tno�ciami, zerka�a,
czyj� podziwiaj�, i specjalnie dla nich zrobi�a rundk� kolorowym samochodzikiem.
- Czujemy, �e Oliwia jest dla nas wielkim prezentem, z t� swoj� rado�ci� i
zaufaniem - powiedzia� tata Marcin.- Chcemy j� wzi�� najszybciej, jak to b�dzie
mo�liwe.
- Chcesz by� nasz� c�reczk�? - spyta�a mama Ola.
- Ta. - Oliwka kiwn�a g��wk� i przytuli�a si� do mamy.
A jednak up�yn�y d�ugie cztery miesi�ce, zanim dziewczynka trafi�a do nowej
rodziny. W pewnej chwili jej los skrzy�owa� si� z losami pi�ciorga innych dzieci,
i to w�a�nie ona musia�a poczeka�. Mo�e nie bardzo rozumia�a, co si� dzieje, ale
wyczuwa�a, �e co� jest nie tak. Zrobi�a si� marudna, p�aczliwa, zacz�a chorowa�.
- Kiedy kr�tko przed Wigili� odebra�em telefon z pro�b�, �eby�my przygarn�li t�
pi�tk�, pomy�la�em: nie! - wspomina pan Marcin. - Czekali�my przecie� na Oliwi�
i to by�o wystarczaj�ce wyt�umaczenie. Czu�em jednak, �e nie mog� tak powiedzie�.
Te dzieciaki te� bardzo potrzebowa�y naszej pomocy. Sytuacja przypomina�a w�ze�
gordyjski; ka�da nasza decyzja kogo� krzywdzi�a: albo Oliwk�, albo t� pi�tk�.
Powiedzia�em: dobrze, niech przyje�d�aj�. Zrobi�bym to r�wnie� po raz drugi.
Przy stole w domu Oli i Marcina trzeba by�o dostawi� pi�� krzese�, zwi�kszy�
liczb� nakry� i sztu�c�w - dla Iwony, Sylwii, Marcina, Daniela i Piotrka.
- W tej sytuacji wzi�cie jeszcze Oliwki, czyli dziesi�tego dziecka, by�oby ju�
nieodpowiedzialno�ci� - m�wi pani Ola.
Dzieci przyjecha�y do g�rskiego domu Oli i Marcina prosto z pogotowia
opieku�czego. Kilka dni wcze�niej o ma�y w�os nie zgin�y w po�arze, kt�ry po
pijanemu wznieci� ich dziadek. Prawnymi opiekunami ca�ej pi�tki byli dziadkowie.
Matka dzieci zosta�a pozbawiona praw rodzicielskich. Obie kobiety, matka i babka,
�y�y w skrajnej nienawi�ci. Dzieci by�y �wiadkami wiecznych k��tni. Ostatnia
wielka awantura wybuch�a ju� po ich wyje�dzie do pogotowia opieku�czego.
- Oddajcie mi moje dzieci! One tylko moje by�y, to ja je wychowa�am - dar�a si�
babcia.
28 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
- Po co ci one? - krzycza�a matka. - Tylko si� nad nimi zn�ca�a�. �ali�y si� w
szkole nauczycielom.
- Ty jeste� matka, ty? Tyje tylko urodzi�a�. To ja je wychowa�am.
- Wychowa�a�? Kln�, kradn�, �le si� zachowuj�! Wiecznie s� z nimi problemy. Ty
ju� nie mo�esz z nimi by�, jeste� dla nich niedobra.
W przyjaznej, serdecznej atmosferze g�rskiego domu dzieci si� uspokoi�y i
wyciszy�y. Nic jednak nie mog�o zatrze� niedawnych tragicznych prze�y�.
- By�o niedobrze - wspomina�a Iwona. - Babka nas strasznie bi�a. Marcin dosta�
sto�kiem, kiedy le�a� na ��ku. Nie chc� tam wraca�. Dziadek, jak tylko dostanie
kas�, to znaczy rent�, kupuje sobie piwo. Kiedy poprosi�am go o pieni�dze do
szko�y, uderzy� mnie butelk�. Jeszcze mam �lad. I babcia z mam� si� bi�y.
Dzieci, cho� nie m�wi� tego wprost, najch�tniej zosta�yby u Oli i Marcina.
Dla pani Oli i pana Marcina najwa�niejsza by�a adopcja ma�ej Oliwii, gotowi byli
jednak poczeka�, a� znajdzie si� dom dla Iwony, Sylwii, Marcina, Daniela i
Piotrka. Sami bardzo zaanga�owali si� w poszukiwania, chocia� mieli �wiadomo��,
�e nie jest to naj�atwiejsze zadanie. Wreszcie po kilku tygodniach wszyscy mogli
odetchn��. Dla rodze�stwa znalaz�o si� miejsce w rodzinnym domu dziecka,
prowadzonym przez pani� Lucyn� i pana Krystiana. Zgodzili si� przyj�� dzieci ju�
po pierwszym spotkaniu, ale potrzebowali troch� czasu na niewielki remont i
przygotowanie pokoi.
- Dzieci od pocz�tku wiedzia�y, �e s� u nas tymczasowo, �e czekamy na Oliwi� -
m�wi tata Marcin. - Gdyby nie ona, to historia z nasz� pi�tk� nie zako�czy�aby
si� tak szybko i tak pomy�lnie. Dzia�ali�my pod presj� i w tym widz� kawa�
dobrej roboty Oliwki.
Po czterech miesi�cach oczekiwa� ma�a Oliwia zamieszka�a wreszcie w swoim nowym
domu razem z rodze�stwem: z Nel�, Mary�k�, Frankiem i Jankiem. Szczeg�ln�
mi�o�ci� zapa�a�a do swojej r�wie�nicy Neli, z kt�r� dzieli pok�j.
Pan Marcin uwa�a, �e by� to najmniej bolesny por�d ze wszystkich: wystarczy�o
pokocha� dziecko, by je mie�.
- S�dz� - m�wi - �e to Oliwia jest prezentem dla nas. Razem jeste�my bardzo
szcz�liwi.
Oliwia, czyli prezent od losu 29
- Ona du�o dobrego wnosi do naszego domu i do naszej wsi - dodaje pani Ola.
Kiedy Oliwka idzie z mam� na spacer, dzieci przerywaj� swoje zabawy i biegn� si�
przywita�. Wcze�niej widzia�y Oliwk� w telewizji i by�y bardzo przej�te jej
losem. Teraz zagaduj� do dziewczynki, roz�mieszaj� j� i �przybijaj� pi�tk�". I
pewnie pani Ola si� nie myli, kiedy m�wi, �e Oliwia ma wi�ksz� rol� do odegrania,
ni� to si� pozornie wydaje.
Wrzesie� 2003:
Oliwia zdobywa wci�� nowe umiej�tno�ci, ro�nie, zaczyna m�wi� i przybywa na
wadze. Bez w�tpienia pomaga jej w tym blisko�� rodze�stwa, a tak�e kuchnia mamy
i g�rskie powietrze. Ju� nied�ugo nowa rodzina Oliwki powi�kszy si� o malutk�
siostrzyczk� lub braciszka.
5. JAGODA
czyli
JAK USTRZELI� MARZENIA
Samo patrzenie na Jagod� jest przyjemno�ci�. Dziewczynka ma po dziecinnemu
okr�g�� buzi�, wielkie oczy i zniewalaj�cy u�miech, kt�ry rzadko kiedy znika.
Nawet zupe�nie obcy ludzie lubi� j� za ten u�miech. Niestety, kilkunastoletnia
Jagoda nie ma zbyt wielu powod�w do beztroskiej rado�ci.
W smutnych chwilach, kiedy opuszcza j� wrodzony optymizm, modli si� do matki.
Trzyma w r�kach malutkie zdj�cie, takie jak do dowodu osobistego i prosi
cichutko o wsparcie, si�� i o now� rodzin�.
- Tak bardzo mi brakuje mamy - zwierza si� opiekunce. - To by�a druga po�owa
mojego serca. Pierwsza po�owa to jestem ja, a druga to moja mama. I tej drugiej
ju� nie ma. Bardzo p�aka�am, kiedy umar�a. Niedawno znowu p�aka�am, bo wszystko
mi si� przypomnia�o.
Matka Jagody zosta�a zamordowana w do�� niejasnych okoliczno�ciach. Dziadek m�wi,
�e zrobi� to przyjaciel matki, czyli konkubent, ale dziadek m�wi du�o i
niekoniecznie prawd�. Prawd� jest tylko to, �e konkubent by� wyj�tkowym brutalem.
Zn�ca� si� nad matk�, bi� Jagod�, zmieni� ich �ycie w horror. Pi� oczywi�cie,
ale matka te� pi�a. Jagoda wiedzia�a, �e mama jest alkoholiczk�, �e miewa napady
depresji, i bardzo si� o ni� ba�a. Zamiast i�� do szko�y siedzia�a w domu i
pilnowa�a, �eby mama nic z�ego sobie nie zrobi�a. Nie wiadomo, czy ta opieka
pomog�a mamie, lecz na pewno zaszkodzi�a Jagodzie. Zacz�y si� k�opoty z nauk�.
Kiedy wreszcie trafi�a do pogotowia opieku�czego, by�a bardzo zdziwiona, �e
lekcje trzeba te�
32 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
odrabia� w domu. My�la�a, �e wystarczy zapami�ta� to, co si� us�yszy w szkole.
Po raz pierwszy trafi�a do pogotowia kilka lat temu, ci�ko pobita przez
konkubenta matki. Cztery miesi�ce up�yn�y, zanim mamie uda�o si� j� zabra� do
domu. Po nast�pnej wielkiej awanturze sama zg�osi�a si� do pogotowia. To by�
taki czas, �e mama cz�ciej by�a w szpitalu ni� w domu i Jagoda nie musia�a jej
tak bardzo pilnowa�.
Po �mierci mamy zosta�a sama. Ojciec zmar� jeszcze wcze�niej, a dziadkowie...
W�a�nie z dziadkiem Jagoda ma spory k�opot. Ojciec jej ojca wbi� sobie do g�owy,
�e dziewczynka powinna z nim zamieszka�. Wyst�pi� do s�du z wnioskiem o
ustanowienie go rodzin� zast�pcz�. S�d wniosek oddali�. Dziadek si� nie podda� i
wymy�li�, �e dla dobra wnuczki o�eni si�, �eby stworzy� pe�n� rodzin�. Po�lubi�
wi�c babci� Jagody ze strony matki, czyli matk� jej matki, nie bacz�c, �e
kobieta jest ci�ko chora i niezr�wnowa�ona psychicznie. Wszystko obmy�li� i
przygotowa�, ��cznie z miejscem dla wnuczki w swoim domu. Mieszkanie jest
zagracone do niemo�liwo�ci i przede wszystkim brudne, ale to dziadkowi nie
przeszkadza.
- Prosz�, tu si� wchodzi, tu dziecko mia�oby sw�j pok�j i spanie. -Dziadek
wskazuje na tapczan, zawalony starymi telewizorami. - Tu jest �azienka, kuchnia,
lod�wka... Mog�aby sobie bra�, co by chcia�a. A ja sobie marz�, �eby to dziecko
stan�o przy mnie do �mierci, �eby mi da�o utrzymanie, a ja jemu. Ono tak p�acze
i t�skni. A ja z babci�, kt�ra chocia� jest chora, chcemy, �eby tu by�a.
Dziadek jest za�ywny i krzepki. M�wi du�o i szybko, chocia� liczba wypowiadanych
s��w nie idzie w parze z ich sensem. Wie jedno: chce mie� dziewczynk� w domu.
Ten nag�y wybuch mi�o�ci jest cokolwiek dziwny, bo nigdy wcze�niej nie
interesowa� si� wnuczk� ani jej nie odwiedza�. Zaczyna od przekupstwa, ale
�adnie, grzecznie, po dobroci. Zale�y mu na zeznaniach Jagody w s�dzie, przynosi
wi�c w prezencie zegar �cienny i roztacza wizj� wsp�lnego rodzinnego szcz�cia.
Jagoda nie chce mieszka� z dziadkami. Wie przecie�, �e oboje pij�, a pija�stwa
boi si� najbardziej. �agodnie, lecz stanowczo m�wi: nie. Skoro zegar nie pom�g�,
dziadek przynosi w�dliny, s�odycze, owoce i zdj�cie matki Jagody.
Jagoda, czyli jak ustrzeli� marzenia 33
- Ona te� chce, �eby� by�a z nami do �mierci - m�wi ze �zami w oczach.
- Przykro mi, dziadek, �e ci� odtr�cam, ale mnie co� podpowiada w sercu, �e
najlepiej by�oby mi w nowej rodzinie. Chc�, by znalaz� si� kto�, kto mnie
pokocha.
Wobec coraz wyra�niejszego uporu wnuczki dziadek ucieka si� do intryg i
insynuacji. Gra na najdelikatniejszych strunach, przywo�uje najbole�niejsze
wspomnienia, straszy, �e nowa rodzina we�mie j� tylko po to, by zabi� -jak
konkubent matk�. Kiedy i to nie pomaga, zaczyna nachodzi� opiekunk� dziewczynki.
- Zmy�laj�ce sprawy jej pani opowiada! - grzmi. - M�wi pani, �e do bogatych za
granic� j� sprzeda, m�wi pani: �moskwiczem b�dziesz sobie je�dzi�".
Opiekunka o moskwiczu na pewno nie m�wi�a, lecz o zagranicznej adopcji my�la�a i
rozmawia�a z Jagod�. Cudzoziemcy o wiele cz�ciej decyduj� si� przyj�� pod sw�j
dach dzieci chore, wymagaj�ce specjalnej troski. Jagoda jest chora na �uszczyc�.
Choroba nie jest zara�liwa, bywaj� okresy, �e jest niewidoczna, wystarczy jednak
drobna infekcja, by dolegliwo�� si� uaktywni�a. Wtedy dziewczynka trafia do
szpitala na oddzia� dermatologiczny.
- Zas�ugujesz w pe�ni na now� mam� i na to, �eby lepiej �y�. Jeste� wspania��,
radosn� dziewczynk� - m�wi opiekunka.
- A ty, ciociu, nie mog�aby� mnie wzi��? - pyta Jagoda. Podobne pytania zadawa�a
szkolnej piel�gniarce. Bardzo czeka na
kogo�, kto j� pokocha. Dwukrotnie ju� by�a o krok od adopcji, lecz obie rodziny
wycofa�y si� na wiadomo�� o chorobie.
Wreszcie marzenie Jagody si� spe�nia. Do domu dziecka przyje�d�a rodzina, kt�ra
widzia�a dziewczynk� w serialu �Kochaj mnie". Przyje�d�aj� w czw�rk�: rodzice i
dwaj synowie.
- Ona nas urzek�a t� swoj� serdeczno�ci�. I ma taki mi�y u�miech - m�wi kobieta.
- Jej choroba nie ma znaczenia. Jestem piel�gniark�, zajm� si� ni�.
- Zawsze chcieli�my mie� c�rk� - dodaje m��. - Teraz wszystko zale�y jedynie od
niej.
R�wnie� ch�opcy sprawiaj� wra�enie bardzo zadowolonych. Opowiadaj�, �e przez
tydzie� toczy�y si� w domu rozmowy na temat adopcji dziewczynki i oni uznali ten
pomys� za �wietny.
3. Kochaj mnie!
34 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
Wreszcie wchodzi onie�mielona Jagoda. U�miecha si�, patrzy z nadziej�. W
prezencie od nowej mamy dostaje kolorowe bransoletki. Rumieni si� z wra�enia.
- Chcemy, �eby� mia�a normaln� rodzin� i zrobimy wszystko, �eby� by�a z nami
szcz�liwa - m�wi kobieta. - Chcemy, �eby� by�a nasz� c�rk�.
- Chc� ni� by� - odpowiada cichutko Jagoda.
W nowym domu ca�a rodzina czeka na c�rk� i siostr�. Pok�j Jagody ma zielone
�ciany, na jednej z nich dziewczynka powiesi�a swoj� najcenniejsz� pami�tk�:
obrazek otrzymany na pami�tk� pierwszej komunii. Sercem jest ju� z rodzicami i
bra�mi, wci�� jednak nie mo�e opu�ci� domu dziecka. O przeniesieniu do nowej
rodziny musi zadecydowa� s�d. Zaczyna si� najtrudniejszy okres dla Jagody.
Dziewczynka czuje si� tak, jakby jednocze�nie �y�a w dw�ch miejscach. Na
szcz�cie nie jest to rozdwojenie ja�ni, tylko ogromna t�sknota do normalno�ci i
mi�o�ci.
W tym samym czasie Aneta, serdeczna kole�anka Jagody, prze�ywa bardzo podobne
rozterki. Razem z dwiema siostrami szykowana jest do adopcji zagranicznej i
je�eli wszystko si� powiedzie, ju� nied�ugo zamieszka w Stanach Zjednoczonych.
Jest szcz�liwa i przera�ona jednocze�nie. Jagoda ma o tyle lepiej od Anety, �e
zna swoich przysz�ych rodzic�w. Wpada na pomys�, �eby odwiedzi� ich razem z
kole�ank�. Id� tam obie za zgod� opiekun�w z domu dziecka. I w tym miejscu
zaczyna si� dramat.
Przyszli rodzice Jagody zakochuj� si� w Anecie od pierwszego wejrzenia. C�,
zdarza si�, i to wcale nie tak rzadko. Poza tym oni nie od-kochuj� si� w
Jagodzie, tylko chc� przyj�� do swojego domu obie dziewczynki. Kiedy si� okazuje,
�e Anety nie mo�na rozdziela� z siostrami, chc�, aby przyznano im: Anet�, jej
dwie siostry oraz Jagod�. T�umacz�, �e dziewczynkom b�dzie ra�niej w grupie, �e
�atwiej przystosuj� si� do nowych warunk�w.
S�d, po rozpatrzeniu sprawy i wys�uchaniu negatywnych opinii o�rodka adopcyjnego
i domu dziecka, oddali� wniosek. Kandydaci na rodzic�w chcieli mie� cztery c�rki,
nie dostali �adnej. S�d, o�rodek adopcyjny i dotychczasowi opiekunowie
zdecydowali, �e dla dobra Jagody najlepiej b�dzie pozostawi� j� w domu dziecka.
A co z marze-
Jagoda, czyli jak ustrzeli� marzenia 35
niami dziewczynki, z t�sknot� za domem i normalnym �yciem? Powa�ne instytucje
nie zajmuj� si� marzeniami.
Wrzesie� 2003:
Jagoda mieszka w domu dziecka i powoli traci sw�j dzieci�cy optymizm.
Aneta i jej siostry s� ju� w nowej rodzinie w Stanach Zjednoczonych.
6. KAMIL, NATALIA I WERONIKA
czyli RAZEM ZA WSZELK� CEN�
Kamil jest najstarszy z tr�jki rodze�stwa, ma prawie cztery lata. Zna tylko
jedno s�owo: nie. U�ywa go na znak protestu lub strachu. Nie m�wi, czasem wydaje
nieartyku�owane d�wi�ki. S�d zdecydowa�, �e Kamil ma by� umieszczony w plac�wce
opieku�czo-wychowawczej.
�rednia, Natalia, ma prawie dwa lata i stawia dopiero pierwsze kroki. Mieszka w
domu ma�ego dziecka, gdzie trafi�a jako trzymiesi�czne niemowl�. Jest dzieckiem
specjalnej troski.
Najm�odsza, Weronika, urodzi�a si� w sz�stym miesi�cu ci��y i wa�y�a niewiele
ponad kilogram. Lekarze stwierdzili u niej wrodzon� wad� serca i nie dawali
ma�ej wielkich szans na prze�ycie. Dziecko przesz�o skomplikowan� operacj� i po
czteromiesi�cznym pobycie na oddziale intensywnej opieki medycznej dla
noworodk�w zosta�o przewiezione do Centrum Zdrowia Matki Polki. Wymaga opieki i
rehabilitacji. Le�y na sali adopcyjnej w�r�d dzieci porzuconych.
Matka Kamila, Natalii i Weroniki sprawia wra�enie kobiety nieobecnej duchem,
jest apatyczna i porusza si� jak w transie. S�d pozbawi� j� praw rodzicielskich
do ca�ej tr�jki. Dwoje m�odszych dzieci porzuci�a w szpitalu, najstarszego,
Kamila, nie chce odda� do domu dziecka. Wci�� ma go przy sobie. �Ma" to
najlepsze okre�lenie. Ma i nic wi�cej.
Ojciec dzieci najcz�ciej przebywa poza domem, nie interesuje si� rodzin�, nie
daje pieni�dzy na utrzymanie. Ka�de jego odwiedziny ko�cz� si� pijack� libacj�.
Kamil by� �wiadkiem wielu awantur. �eby nie przeszkadza�, rodzice -
prawdopodobnie - poili go alkoholem.
38 Irena Matuszkiewicz, Athena Sawidis, Grzegorz Siedlecki
*
Kiedy opiekunka z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie przysz�a pierwszy raz po
Kamila, zobaczy�a obraz jak ze z�ego snu, jak z horroru. Dzie� by� mro�ny, a w
zaniedbanym mieszk