15819
Szczegóły |
Tytuł |
15819 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15819 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15819 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15819 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Janet Tanner
Wszystko Albo Nic
Prze�o�y�a Ma�gorzata Stefaniuk
ISBN 83-86611-35-9
Printed in Germany by ELSNERDRUCK - BERLIN.
***
Opis z ok�adki.
Kiedy Ros Newman - pi�kna i ambitna asystentka projektantki mody, Dinah Marshall - nagle znika, nikogo to zbytnio nie niepokoi; nikogo poza jej narzeczonym i siostr�, kt�rzy postanawiaj� j� odnale��.
W tym celu musz� si� przedrze� przez niespodziewanie grube pok�ady k�amstw, intryg, nie tyle zwi�zane z sam� Ros, co z tajemnicz� histori� s�awnej Dinah.
"Wszystko albo nic" jest dziewi�t� powie�ci� Janet Tanner, znanej angielskiej autorki powie�ci dla kobiet.
Intryguj�ca akcja po��czona z wnikliw� i trafn� obserwacj� psychologiczn� i obyczajow� i zaprawiona smakiem wielkiego �wiata mody - bo w tych w�a�nie kr�gach rozgrywa si� akcja wi�kszo�ci powie�ci tej autorki - zapewnia doskona�� lektur�.
Nak�adem Wydawnictwa Da Capo ukaza�o si� "W jej cieniu" Janet Tanner.
Ju� wkr�tce kolejna powie�� tej autorki.
***
Rzeczy i czyny s�, czym s�, a ich konsekwencje b�d� takie, jakie b�d�; dlaczego wi�c pragniemy, by nas oszukiwano?
biskup Butler, 1692-1752.
Prolog.
Zdarzenie opisano na pierwszych stronach wszystkich gazet.
W�a�ciciel Vandiny Ginie w Wypadku Samolotowym, krzycza�y wielkimi literami nag��wki.
Dinah Marshall Zosta�a Wdow�.
M�ody m�czyzna zobaczy� je, kiedy poszed� odebra� poczt�.
Pras� na platform� wiertnicz� na wybrze�u Aberdeen dostarczano helikopterem, kt�ry dwa razy dziennie l�dowa� tu po trzydziestominutowym locie.
M�czy�ni pracuj�cy na platformie z ut�sknieniem go oczekiwali.
�yli w tym miejscu w samotno�ci i izolacji od ca�ego �wiata, a kole�e�stwo i przyja�nie, jakie nawi�zywa�y si� mi�dzy nimi, nie rekompensowa�y ci�g�ego niebezpiecze�stwa oraz nudy i wyczerpania po prawdziwie ci�kiej pracy.
Czekali na wiadomo�ci z zewn�trz, a ich pragnienia wiedzy nie zaspokaja�o nawet ogl�danie telewizji.
Ale m�ody m�czyzna nie widzia� dziennika telewizyjnego poprzedniego wieczoru - w tym czasie znajdowa� si� w kabinie dekompresyjnej - i teraz tytu�y z pierwszych stron przyku�y jego uwag�.
Wstrz�sn�� nim dreszcz podniecenia; poczu�, �e jego puls przyspiesza, zupe�nie jak wtedy, gdy szykuje si� do zej�cia pod wod�.
Zap�aci� za gazet�, po czym wzi�� j� z lady i wepchn�� do kieszeni wiatr�wki.
Cho� z�era�a go ciekawo��, nie chcia� czyta� w tym miejscu, w obecno�ci innych.
Poczeka, a� zostanie sam.
Wr�ci� do kabiny, pospiesznie wyci�gn�� gazet� z kieszeni, po czym roz�o�y� j� na stole i pochyli� si� nad ni�, nie trac�c czasu na zdj�cie kurtki.
W gruncie rzeczy wcale nie chcia� jej zdejmowa�; na platformie zawsze panowa�o przejmuj�ce zimno, tak �e z trudem przypomina� sobie, jak to jest, kiedy cz�owiek nie marznie.
Nag��wek znowu rzuci� mu si� w oczy.
Automatycznie przelecia� go wzrokiem, nast�pnie szybko przeczyta� zamieszczony pod nim tekst.
Van Kendrick, w�a�ciciel firmy produkuj�cej luksusowe dodatki odzie�owe, zgin�� wczoraj w wypadku samolotowym, rozbijaj�c si� o wzg�rze w Gloucestershire.
Van Kendrick, 54 lata, sam pilotowa� samolot, w kt�rym znajdowa� si� tylko on.
Nie wiadomo, z jakich przyczyn dosz�o do wypadku.
�wiadkowie m�wi�, �e samolot, kt�ry niedawno przeszed� gruntowny przegl�d, nagle zanurkowa�, uderzy� o zbocze wzg�rza, po czym stan�� w p�omieniach.
Zobaczy�em go, kiedy pracowa�em w polu - powiedzia� dwudziestopi�cioletni rolnik, Melvin Tucker.
- Pobieg�em tam, ale nic nie mog�em ju� pom�c.
By�o tak gor�co, �e ba�em si� podej�� bli�ej.
Eksperci, po zbadaniu szcz�tk�w samolotu orzekli, �e Kendrick prawdopodobnie zgin�� natychmiast, ale nawet gdyby prze�y� uderzenie, nie prze�y�by piekielnych ogni po�aru.
Warunki pogodowe podczas lotu by�y pomy�lne, niebo jasne, a pr�dko�� wiatru utrzymywa�a si� w normie.
Przyjaciele rodziny twierdz�, i� przedsi�biorca uskar�a� si� na b�le w klatce piersiowej, i podejrzewa si�, �e w czasie lotu dosta� ataku serca.
Imperium Vandina, stworzone przez Vana Kendricka i jego �on�, Dinah Marshall, narodzi�o si� przed dwudziestu pi�ciu laty w ma�ym zak�adzie w Somerset.
Talent Dinah Marshall do przewidywania zmian w trendach mody oraz do projektowania wysokiej klasy wyrob�w, zaspokajaj�cych gusta najbogatszych tego �wiata, w po��czeniu z �y�k� Kendricka do robienia interes�w, doprowadzi�y do powstania fabryki przerastaj�cej tysi�ckrotnie jej skromne pocz�tki, kt�rej wytwory znale�� mo�na w najlepszych domach mody.
To Van Kendrick by� tw�rc� sloganu, kt�ry streszcza ca�� filozofi� Vandiny - "Bli�ej natury" - synonimu jako�ci, stylu i elegancji.
Pytanie, kt�re dzisiaj ci�nie si� na usta - wraz z pytaniem, z jakich przyczyn dosz�o do wypadku - brzmi: Czy Vandina przetrwa bez swego za�o�yciela?
Naturalnie jest to przedsi�biorstwo jak inne - powiedzia� naszemu dziennikarzowi rzecznik firmy.
- Dinah zawsze wnosi�a do niego wyobra�ni� i jej pomys�y przy�wieca�y ka�demu produktowi.
W tej chwili, oczywi�cie, pogr��ona jest w g��bokim smutku, ale nie zamierza pozwoli� Vandinie zgin��.
Jednak pozostaje faktem, �e firma utraci�a na zawsze dynamicznego i pomys�owego szefa.
A Dinah, od dwudziestu pi�ciu lat �ona Kendricka, ma przed sob� ci�k� batali� do stoczenia.
Pa�stwo Kendrick nie maj� dzieci i znani byli z tego, �e nigdy si� nie rozstawali.
Znakomicie si� uzupe�niali.
Byli doskona�ymi partnerami.
Obecnie, Dinah, posta� wspania�a, ale do tej pory pozostaj�ca w cieniu m�a, straci�a swego idealnego partnera.
Musi sama unie�� flag� Vandiny.
M�ody m�czyzna wyprostowa� si�, drapi�c si� nieco roztrz�sionymi palcami po tygodniowym zaro�cie.
Jego organizm zwi�kszy� produkcj� adrenaliny; dociera�a do najodleglejszego zakamarka jego cia�a.
A wi�c zgin�� m�czyzna stoj�cy do tej pory u boku jednej z najbardziej tw�rczych i oryginalnych projektantek w Anglii.
Dinah Marshall straci�a m�a, tak cz�sto opisywanego jako jej Svengali, i zosta�a kompletnie sama.
Albo tak jej i ca�emu �wiatu si� wydawa�o.
Tylko on wiedzia�, �e jest inaczej.
Z trudem hamuj�c podniecenie, podszed� do niewielkiej p�eczki z szufladami, w kt�rej trzyma� swoje rzeczy.
Wyci�gn�� kopert�, a z niej wyj�� jaki� oficjalny dokument.
Akt urodzenia.
Ka�dy taki ma, jednak ten by� specjalny; nie orygina�, lecz kopia, wystawiona przez Sant Catherines House dzi�ki ustawie parlamentu, kt�ra umo�liwia�a adoptowanym dzieciom uzyskanie dokument�w, m�wi�cych o ich pochodzeniu.
M�czyzna uwa�nie czyta� pismo.
Zna� je ju� na pami��, ale ci�gle mia� ochot� je ogl�da�.
Data urodzenia: 2 wrze�nia 1961.
P�e�: m�ska.
Imiona: Stephen, John.
Miejsce urodzenia: Watchet, Somerset.
W miejscu, gdzie powinny znale�� si� dane o ojcu, widnia�a kreska, a po niej s�owo "nieznany".
Ale by�o tam drugie nazwisko, osoby, kt�ra zg�osi�a dziecko do rejestracji - matki.
Dinah Elizabeth Marshall.
M�ody m�czyzna ponownie si� wyprostowa�, lekko si� u�miechaj�c.
Gazety nie wiedzia�y o tym, �e Dinah ma syna.
On to wiedzia� ju� od dw�ch lat, ale nie powiedzia� nikomu.
Czeka� na odpowiedni moment.
Teraz uzna�, �e wreszcie nadszed�.
Rozdzia� pierwszy.
Mike Thompson przeciska� si� srebrnym Citroenem ZX przez centrum Bristolu.
Jak zwykle po po�udniu jezdni� sun�� nieprzerwany sznur wolno poruszaj�cych si� pojazd�w.
Mike wypatrywa� miejsca do zaparkowania.
Przeje�d�aj�c uliczk� przy komisariacie policji, zauwa�y� samoch�d, kt�ry w�a�nie zwalnia� miejsce przy taksometrze.
Szybko wykorzysta� okazj�.
Poszcz�ci�o mu si� - po raz pierwszy tego dnia.
Zaparkowa� ty�em, wyskoczy� z samochodu, zatrzasn�� drzwi, po czym przetrz�sn�� kieszenie w poszukiwaniu drobnych do taksometru.
Pospiesznym krokiem ruszy� w stron� komisariatu.
Z pochmurnego nieba la� deszcz, zaskakuj�co o tej porze roku rz�sisty i zimny.
Gor�cy czerwiec, pomy�la�, zastanawiaj�c si� przy okazji, co sta�o si� z latami, kt�re pami�ta� z dzieci�stwa.
Wtedy s�o�ce zdawa�o si� nieprzerwanie �wieci� z b��kitnego nieba na boisko, na kt�rym co wiecz�r, po odrobieniu lekcji, on i jego koledzy grali w krykieta a� do chwili, gdy robi�o si� zbyt ciemno, by zobaczy� pi�k�.
Tego roku nie gra�o si� du�o w krykieta.
Wszystkie mecze zaplanowane dla jedenastych klas liceum, w kt�rym pracowa� jako nauczyciel gimnastyki, zosta�y odwo�ane z powodu deszczu.
Podobnie treningi.
Prawie codziennie zmuszony by� przesiadywa� z uczniami w sali gimnastycznej i organizowa� im mecze siatk�wki i koszyk�wki, z nik�� nadziej�, �e jako� uda mu si� wyczerpa� ich niezmordowan� i niszczycielsk� energi�.
Ten dzie� nie stanowi� wyj�tku.
Sze�� klas, jedna horda za drug�, rozbuchane, rozwrzeszczane.
Uczniowie bili si� i potr�cali - wi�kszo�� ch�opc�w, ucz�szczaj�cych do jego szko�y, wiedzia�a, jaki u�ytek mo�na zrobi� z w�asnych pi�ci - a Mike my�la�, �e zwariuje.
Czy zachowywali si� gorzej ni� zazwyczaj?
Prawdopodobnie nie.
Tylko �e dzisiaj nie mia� ochoty si� nimi zajmowa�.
Co� innego chodzi�o mu po g�owie.
Mo�liwe, �e wyczuwali jego dekoncentracj� tym swoim niezawodnym instynktem, z jakim wynajdywali najmniejsz� szczelin� w zbroi nauczyciela.
W takich wypadkach ch�opcom si� wydawa�o, �e ujdzie im zachowanie, kt�re normalnie sprowadzi�oby gromy na ich g�owy.
Oczywi�cie mylili si�.
Mimo osobistych k�opot�w Mike nie pozwoli� si� przechytrzy�.
Post�pi� dok�adnie tak samo jak zawsze - ostra reprymenda za z�e zachowanie i poci�gni�cie za ucho najbardziej niepos�usznych.
Kt�ry� z rodzic�w m�g�by go zaci�gn�� do s�du i oskar�y� o zn�canie si�.
Zdawa� sobie z tego spraw�, ale stara� si� tym nie przejmowa�, i o dziwo, te dzieciaki z najbardziej zdeprawowanej dzielnicy szanowa�y go za to.
Ich �wiatem rz�dzi�y prawa d�ungli.
Rozumia�y to i ze swojego nauczyciela gimnastyki, silnego i pot�nie zbudowanego by�ego gracza rugby, robi�y bohatera.
By� kiedy� skrzyd�owym w znanym klubie, a na dodatek dwa razy zdoby� dla Anglii puchar, dop�ki nie dozna� powa�nej kontuzji kolana, co zako�czy�o jego �wietlan� karier�.
Przeszed� ulic�, omijaj�c jad�ce wolno samochody, i wbieg� po stopniach do poczekalni komisariatu.
Zaskoczy� go t�um interesant�w.
Przy biurku sta�a kobieta w �rednim wieku, w chustce na g�owie i p�aszczu przeciwdeszczowym.
Zg�asza�a zagini�cie torebki.
Jej pulchna, wydatna twarz czerwienia�a i wykrzywia�a si� ze zdenerwowania; za ni� czeka� m�ody m�czyzna w mundurze stra�nika miejskiego i jeszcze dwie dziewczyny, wygl�daj�ce na studentki.
Mike ustawi� si� w kolejce i rozsun�� nieco zamek nieprzemakalnej kurtki na�o�onej na ciemnoniebieski dres.
Jedna z dziewcz�t odwr�ci�a si� i popatrzy�a na niego.
W jej oczach b�ysn�o zainteresowanie, gdy stwierdzi�a, �e patrzy na wyrazist� i przystojn� twarz pod kr�tko obci�tymi w�osami, kt�re na skroniach wyra�nie ju� siwia�y, cho� stanowczo przedwcze�nie.
Te pierwsze jasne pasma pojawi�y si�, kiedy Mike mia� tylko dwadzie�cia dwa lata.
Bardzo go przerazi�y.
Mimo �e nie by� pr�ny, dostawa� skr�t�w �o��dka, bo siwizna przypomina�a o przemijaj�cym czasie i ko�cz�cej si� m�odo�ci.
- Nie przejmuj si� - radzi�a Judy, jego by�a �ona.
- M�czy�ni, kt�rzy siwiej�, nie �ysiej�.
- Cho� raz mia�a racj�.
Nie - nie raz.
Judy zawsze i bezdyskusyjnie mia�a racj�.
To go w niej irytowa�o najbardziej, nawet rozw�ciecza�o, ale te� podziwia� j� za ten dar, cho� niech�tnie si� do tego przyznawa�.
W tej chwili jednak�e cieszy� si�, �e, jak do tej pory, proroctwo �ony nie okaza�o si� tylko czcz� gadanin�.
Mia� teraz trzydzie�ci trzy lata i w przeciwie�stwie do wielu graczy rugby m�g� poszczyci� si� bujn� czupryn�.
Dziewczyna wodzi�a wzrokiem po jego twarzy: po nieregularnej linii podbr�dka, po krzywi�nie nosa, sponiewieranego w niezliczonych bijatykach, piwnych oczach z zielonymi plamkami, po ustach z wyra�nie zarysowan� doln� warg�.
Czuj�c na sobie taksuj�ce spojrzenie, Mike odwzajemni� si� takim samym, na co dziewczyna pospiesznie odwr�ci�a wzrok, zawstydzona w�asnymi my�lami.
Mike zd��y� zobaczy� r�owy rumieniec wyp�ywaj�cy na jej policzki, zanim zakry�a si� zas�on� w�os�w, i natychmiast o niej zapomnia�.
Pracuj�c w gimnazjum przywyk� ju� do zalotnych spojrze� dojrzewaj�cych Lolit i ich uwodzicielskich starszych si�str, dziewcz�t, kt�re ��czy�y w sobie �wie�o�� m�odo�ci i niepokoj�c� dojrza�o�� wsp�czesnych nastolatek.
Ich umizgi tak d�ugo stanowi�y cz�� jego �ycia, �e przyjmowa� je bez wi�kszego zastanowienia - ale czuwa�, by nie wpa�� w pu�apk�, czyhaj�c� na ka�dego niedo�wiadczonego nauczyciela.
Zreszt� dzisiaj jego umys� zaprz�tni�ty by� wa�niejszymi sprawami.
Kolejka zmniejsza�a si� powoli i Mike spojrza� na zegarek, maj�c nadziej�, �e odpowiednio ustawi� taksometr.
W okolicy komisariatu kr�ci si� z pewno�ci� mn�stwo st�jkowych, powracaj�cych do bazy po zako�czeniu s�u�by, a on nie mia� ochoty na przykro�ci - ani wydatki - za przekroczenie czasu postoju.
Nauczycielska pensja nie by�a na tyle wysoka, �eby bez �alu p�aci� mandaty.
Ale w tej chwili najmniej go to martwi�o, nie mia�o najmniejszego znaczenia w por�wnaniu ze spraw�, z kt�r� tutaj przyszed�.
Pojawi� si� drugi funkcjonariusz i zaj�� si� dziewcz�tami.
Mike stan�� przy blacie, policjant wyj�� formularz, zapisa� co� na nim i spojrza� wyczekuj�co.
- S�ucham?
Mike odchrz�kn��, czuj�c si� nieco dziwnie.
- Chcia�bym zg�osi� zagini�cie osoby.
Wyraz twarzy policjanta nie zmieni� si�.
- Ach tak.
A o kogo chodzi?
- O moj� dziewczyn�.
- To tak�e zabrzmia�o g�upio.
Jakby by� jakim� szesnastolatkiem, opowiadaj�cym o kole�ance, z kt�r� um�wi� si� na randk�.
Ale z drugiej strony jak inaczej przedstawi� Ros i ich zwi�zek?
Byli ze sob� ju� d�u�szy czas, ale bez �lubu.
Ros nie by�a jego �on� ani narzeczon�, nawet z nim nie mieszka�a.
Nie chcia�a zrezygnowa� z niezale�no�ci.
Tak jak on mia�a za sob� nieudane ma��e�stwo i oboje obawiali si� ponownego zaanga�owania.
��czy� ich dojrza�y zwi�zek dwojga niezale�nych ludzi i zupe�nie dobrze im si� wiod�o.
Do tej pory...
- Pana dziewczyn�?
- Na nieodgadnionej twarzy policjanta pojawi�a si� kpina, jakby on te� wyczu� niestosowno�� tego okre�lenia.
- W jakim jest wieku?
- W jakim?
- Mike da� si� zaskoczy� tym pytaniem.
- Dwadzie�cia siedem.
Nie, dwadzie�cia osiem.
W zesz�ym miesi�cu mia�a urodziny.
- Rozumiem.
A kiedy ostatnio j� pan widzia�?
- Ponad tydzie� temu.
Przed wyjazdem na ob�z.
- Przesun�� r�k� po mokrych w�osach, czuj�c, �e za chwil� krople wody spadn� mu na oczy.
- Mo�e wyja�ni�.
Jestem nauczycielem w gimnazjum St Clemenfs.
Co roku w lecie organizujemy obozy i zazwyczaj daj� si� nam�wi� na wyjazd w charakterze opiekuna.
Wyjechali�my w zesz�y pi�tek.
- Nieciekawa pogoda na wypoczynek - zauwa�y� posterunkowy.
- Dok�d pojechali�cie?
- Na wysp� Wight.
Pada�o niemal�e bez przerwy.
Tak czy inaczej widzia�em Ros w �rod� przed wyjazdem...
- by�em zbyt zaj�ty pakowaniem, �eby spotka� si� z ni� w czwartek.
Pr�bowa�em do niej dzwoni� ju� po wyje�dzie raz czy dwa, ale ��czy�em si� tylko z jej automatyczn� sekretark�.
Nie martwi�em si� zbytnio, to zapracowana osoba i cz�sto nie ma jej w domu.
Ale po moim powrocie, kiedy nadal nie mog�em si� z ni� skontaktowa�, zacz��em si� zastanawia�, �e co� nie jest w porz�dku.
W sobot� pojecha�em do jej mieszkania, ale jej nie zasta�em.
Wygl�da�o na to, �e nie by�a w domu ju� od tygodnia.
- Co pan przez to rozumie?
- No, po czym normalnie poznajemy, �e kto� od d�u�szego czasu nie pojawi� si� w mieszkaniu?
Na wycieraczce le�a�y gazety i poczta, mleko w lod�wce skwa�nia�o, zwi�d�y kwiaty w wazonie...
wie pan, tego rodzaju rzeczy.
Mam klucz...
Kiedy nie otwiera�a, wszed�em do �rodka.
- A wi�c mieszkanie by�o zamkni�te?
- Tak, naturalnie.
Powiedzia�em panu: - jej tam nie by�o.
- Mo�liwe, �e wyjecha�a tak jak pan na wakacje.
- Bez poinformowania mnie albo kogokolwiek?
- Dlaczego by nie?
Ma dwadzie�cia osiem lat, jak s�ysza�em.
W tym wieku nie trzeba si� nikomu spowiada�.
- No tak, oczywi�cie!
- potwierdzi� Mike, zirytowany protekcjonalnym tonem policjanta.
- Ale to zupe�nie do niej niepodobne, �eby tak po prostu sobie wyjecha�.
Ros jest bardzo zorganizowana.
Gdyby planowa�a wakacje, odwo�a�aby prenumerat� prasy, wyla�aby mleko, �eby nie skis�o, i w og�le zadba�aby, �eby zostawi� wszystko w jak najwi�kszym porz�dku.
Nienawidzi wraca� do domu, w kt�rym rozk�ada si� jedzenie, a jogurt strzela z pojemnik�w.
Poza tym jest jeszcze jej praca.
Ros jest osobist� asystentk� Dinah Marshall.
To bardzo odpowiedzialna posada.
- Dinah Marshall.
- Policjant popatrzy� przez zmru�one powieki.
- Chce pan powiedzie�...?
- Tak, tej Dinah Marshall.
Vandina, zna pan?
Posterunkowy pokiwa� g�ow�.
Po raz pierwszy wygl�da� na zainteresowanego i Mike przez chwil� poczu� przyp�yw przygn�biaj�cej satysfakcji.
Nawet ten policjant s�ysza� o Vandinie.
- Ros dosta�a prac� w Vandinie zaraz po sko�czeniu studi�w i swoje obowi�zki asystentki Dinah traktuje bardzo powa�nie - wyja�ni� Mike.
- Skontaktowa�em si� z firm� w poniedzia�ek po moim powrocie i otrzyma�em wiadomo��, �e Ros jest nieobecna.
Nie wiedzieli, gdzie jest.
W zesz�ym tygodniu, we wtorek, zadzwoni�a i poinformowa�a, �e nie przyjdzie do pracy.
Powiedzia�a, �e musi nagle wyjecha�.
Od tamtej pory nie da�a znaku �ycia.
Na twarzy policjanta znowu pojawi� si� kpi�cy u�mieszek, ale nie z powodu rozweselenia, raczej znu�enia.
- No, sam pan widzi.
Uzna�a, �e przyda jej si� przerwa, i wyjecha�a.
Nikt jej tego nie mo�e zabroni�.
Mike czu�, jak ro�nie jego rozdra�nienie.
- W og�le mnie pan nie s�ucha, prawda?
To nie jest w stylu Ros.
Ona �yje dla tej swojej pracy, wydaje jej si�, �e jest niezast�piona, a poniewa� wiem, jak si� po�wi�ca, prawdopodobnie tak jest.
Dwa razy do roku bierze urlop, ale przedtem musi zadba�, �eby wszystko toczy�o si� g�adko w czasie jej nieobecno�ci, mimo to dalej si� zamartwia.
Nigdy nie zostawia firmy ot tak sobie, chyba �eby zdarzy�a si� jaka� straszliwa katastrofa.
Jednak nie poda�a powod�w swojego wyjazdu, nic nie wyja�ni�a, nie powiedzia�a, dok�d si� wybiera.
Nic.
Jak m�wi�em wcze�niej, zadzwoni�a do biura we wtorek rano.
Od tego czasu nie odezwa�a si�.
Szczerze m�wi�c, bardzo si� o ni� martwi�.
Co� mi tu nie gra, i dlatego przyszed�em do was.
Policjant westchn��.
Nadal nie wydawa� si� przekonany, ale kiwn�� g�ow� z rezygnacj� i podni�s� blat.
- W porz�dku.
P�jdziemy do pokoju przes�ucha� i spisz� dane.
Mike poszed� za posterunkowym d�ugim korytarzem do niewielkiego pokoiku, w kt�rym sta�o tylko proste biurko i kilka krzese�.
Zegar wisz�cy na �cianie pokazywa� dziesi�� po pi�tej, jednak s�dz�c po poszarza�ych promieniach wpadaj�cych przez niedu�e okienko w suficie, wydawa�o si�, �e jest o wiele p�niej.
Policjant przycisn�� w��cznik na �cianie i pok�j zala�o ostre, jasne �wiat�o.
Si�gn�� po formularz i usiad�, wskazuj�c Mikeowi krzes�o.
- Nazwisko?
- Rosalie Newman.
Rosalie Patricia Newman.
- Adres zamieszkania?
- Woodbine Cottage, Stoke-sub-Mendip.
Posterunkowy przerwa� notowanie.
- Stoke-sub-Mendip to nie nasz rejon.
- Nie rozumiem?
- To rejon nale��cy do innego posterunku.
Nasz zajmuje si� centrum miasta.
Powinien pan zwr�ci� si� do swojego rejonowego posterunku.
- W�a�nie to robi�, do cholery!
Ja nie mieszkam w Stoke-sub-Mendip.
A zreszt�, jaka to r�nica?
- Nie musi si� pan denerwowa�.
Stwierdzi�em tylko, �e je�li ta pani zamieszkuje w rejonie Stoke-sub-Mendip, powinien pan zawiadomi� o jej zagini�ciu tamtejszy posterunek.
- No, ale jestem ju� tutaj...
- Poniewa� przyszed� pan do nas, spisz� dane i prze�l� je.
Ma pan przy sobie zdj�cie przyjaci�ki?
Mike si�gn�� do kieszeni kurtki i wyci�gn�� portfel.
Przynajmniej to uda�o mu si� przewidzie�.
Fotografia, kt�r� przyni�s�, by�a najlepsza, jak� m�g� znale��.
Zdj�cie zrobi� profesjonalista na zesz�orocznym przyj�ciu w Vandinie w czasie �wi�t Bo�ego Narodzenia.
Popatrzy� przez chwil� na odbitk�, na szerokie, niebieskozielone oczy Ros, na �liczn�, wyrazist� twarz otoczon� obci�tymi na pazia, ciemnokasztanowymi w�osami, na delikatn� lini� ods�oni�tych ramion nad szmaragdow� sukni� wieczorow� bez rami�czek.
Twarz dziewczyny rozja�nia� lekki u�miech, tajemniczy i bardzo dla niej charakterystyczny.
Patrzy�a prosto w obiektyw, troch� wyzywaj�co.
Mikeowi wyda�o si�, �e Ros ze zdj�cia przekomarza si� z nim.
Nag�ym ruchem popchn�� fotografi� przez biurko i zobaczy�, jak twarz policjanta wykrzywia si� z podziwu i zaskoczenia.
- To ona?
- Tak.
To zdj�cie zrobiono jakie� p� roku temu.
Jest do�� wierne.
- Hm.
- Policjant obrzuci� wzrokiem petenta, lustruj�c jego wiatr�wk� i dres, i Mike wiedzia�, jakie my�li przebieg�y przez umys� posterunkowego: Co taka dziewczyna robi z tym facetem?
Nic dziwnego, �e zagin�a!
Z trudem opanowywa� irytacj�, kiedy policjant zadawa� mu nast�pne, nie ko�cz�ce si� pytania.
Jakim samochodem je�dzi�a?
Jak� mia� rejestracj� i czy tak�e zagin��?
Mike potwierdzi�, po czym nast�pi�y nowe pytania.
Co z rodzin� Ros?
Czy mia�a znajomych?
Nazwiska?
Adresy?
Dok�d mog�a pojecha�?
Czy ju� kiedy� znikn�a?
Czy mia�a jakie� k�opoty?
D�ugi?
Konflikty rodzinne?
Nieporozumienia, a mo�e co� powa�niejszego?
Mo�liwe, �e pomi�dzy tymi informacjami ukryta jest ta istotna, pomy�la� Mike.
Zreszt�, czego si� spodziewa�?
Najpierw w�cieka� si�, �e nie traktuj� go powa�nie, teraz znowu denerwuje go, �e policjant stosuje zwyk�� w takich sprawach procedur�.
Co go napad�o?
Wreszcie przes�uchanie dobieg�o ko�ca.
Posterunkowy od�o�y� d�ugopis.
- W porz�dku.
Oddam t� spraw� do �ledztwa.
Ale musz� pana uprzedzi�, �e je�li odnajdziemy pann� Newman, nie zagwarantuj� panu, �e podamy panu miejsce jej pobytu.
- Co pan przez to, do cholery, rozumie?
- wybuchn�� Mike.
- Mo�liwe, �e panna Newman nie b�dzie chcia�a, �eby wiedzia� pan, gdzie jest - pos�pnie wyja�ni� policjant.
- Zdarza si� cz�sto, �e ludzie znikaj�, poniewa� chc� zerwa� z kim� kontakt.
I, oczywi�cie, maj� do tego pe�ne prawo.
W przypadku os�b doros�ych musimy respektowa� ich wol�.
Nagle Mike poczu�, �e ma tego wszystkiego dosy�.
Domy�la� si�, w jaki spos�b rozumowa� policjant, i w pewnym sensie mu si� nie dziwi�.
Niezale�na, m�oda kobieta, rozw�dka, kt�ra niespodziewanie stwierdzi�a, �e nie wytrzymuje ju� nat�oku pracy, kt�r� prawdopodobnie znu�y� przyjaciel, postanowi�a si� urwa�, przynajmniej na jaki� czas.
Bardzo mo�liwe.
A nawet pewnie nic niezwyk�ego.
Nic takiego, co mog�oby wzbudzi� wi�ksze zainteresowanie policjanta.
Wygl�da� na zm�czonego, a mia� przed sob� rutynow� spraw� - wype�nienie formularza, poszukiwanie zaginionej, ustalenie jej prawa do prywatno�ci i wreszcie zamkni�cie sprawy.
Tylko �e oni nie znali Ros tak jak on.
Nie rozumieli, �e nie mog�aby wyjecha� z w�asnej nieprzymuszonej woli, bez powodu, bez powiadomienia kogokolwiek.
Mike odsun�� krzes�o i wsta�.
- Dzi�kuj� i przepraszam, �e zaj��em panu tyle czasu.
Mam nadziej�, �e komu� innemu ta sprawa wyda si� powa�niejsza ni� panu.
Poza tym uprzedzam, �e sam tak�e b�d� szuka� Ros.
Przeszed� przez d�ugi korytarz.
W poczekalni nadal sta�a spora grupka interesant�w; ka�dy z nich by� przekonany, �e jego k�opot jest w tej chwili najwa�niejszy.
Policjanci starali si� uspokoi� petent�w.
Mike przedar� si� przez t�um i wyszed� na ulic�.
Ci�gle pada�o.
Za wycieraczk� znalaz� mandat w plastikowym opakowaniu.
Zakl�� i wyci�gn�� go.
Tylko tego brakowa�o.
Bez czytania wcisn�� mandat do kieszeni, po czym wsiad� do samochodu.
Opar� si� o sk�rzany podg��wek i g��boko odetchn��.
Poczucie frustracji, kt�re ow�adn�o nim na posterunku, nadal mu dokucza�o, wi�c zamkn�� oczy i jeszcze raz wr�ci� w my�lach do przes�uchania, zastanawiaj�c si�, jak bardzo policja b�dzie si� stara�a odnale�� Ros.
Prawdopodobnie skontaktuj� si� z jej matk�, kt�ra mieszka w Wiltshire, ale Mike wiedzia�, �e spotka ich zaw�d - rozmawia� ju� z Dulcie przez telefon, pr�buj�c wypyta� j� okr�n� drog�, �eby jej nie niepokoi�, czy nie wie przypadkiem, gdzie podziewa si� c�rka.
Nie mia�a poj�cia i nawet nie by�a zaskoczona tym pytaniem.
Ros nie utrzymywa�a bliskich kontakt�w z matk�, kt�ra wysz�a powt�rnie za m��, kiedy c�rka by�a nastolatk�.
Wed�ug Ros ojczym nienawidzi� zar�wno jej, jak i jej siostry, Maggie, i ��da� od ich matki ca�kowitego oddania.
Maggie wysz�a za Greka i mieszka�a na Korfu, wi�c w�tpliwe, �eby wiedzia�a co� o nieobecno�ci Ros, a ta znowu nie pojecha�aby do siostry bez powiadomienia o tym Mikea.
Nie wierzy� r�wnie�, �eby wyjecha�a w odwiedziny do jakich� przyjaci�, ale na wszelki wypadek poda� policjantowi kilka nazwisk i adres�w - starych londy�skich znajomych ze studi�w oraz najlepszej przyjaci�ki, Annie, mieszkaj�cej w Scarborough.
Policja odwiedzi te� Vandin� z nadziej�, �e Ros powiedzia�a co�, co mog�oby naprowadzi� na jej �lad.
Ale Mike w�tpi�, �e us�ysz� co� istotnego.
Ros by�a bardzo samodzielna i rzadko rozmawia�a o swoich sprawach.
Nie wyobra�a� sobie jej pogr��onej w ploteczkach z kole�ankami, a nawet z sam� Dinah, dla kt�rej pracowa�a ju� sze�� lat i by�a jej bardzo oddana.
To oddanie cz�sto napawa�o go strachem.
Wydawa�o mu si�, �e zagra�a ich zwi�zkowi; chocia� nie by� zazdrosny, podejrzewa�, �e nie on by� dla Ros najwa�niejszy.
Oczywi�cie, od pocz�tku rozumia�, �e praca jest dla niej ogromnie istotna.
Jednak�e w przypadku Dinah by�a to ju� obsesja.
Zacz�o si� po �mierci m�a Dinah, Van Kendricka, kt�ry by� tak�e g�ow� firmy.
Zgin�� przed rokiem w katastrofie lotniczej.
Od tego momentu Ros poczu�a si� odpowiedzialna za Dinah i w�a�nie to jej bezbrze�ne po�wi�cenie najbardziej niepokoi�o Mikea, kiedy stwierdzi�, �e Ros zagin�a.
Chocia� nie chcia� si� do tego przyzna�, nie wyklucza�, �e Ros po prostu go zostawi�a, tak jak sugerowa� policjant.
�ycie nauczy�o go, �e kobietom nie zawsze nale�y ufa�, a ostatnio ich kontakty troch� si� popsu�y.
Zdarza�o si�, �e Ros irytowa�a si� i niecierpliwi�a, przek�ada�a spotkania, u�ywaj�c banalnych wym�wek.
Co� wisia�o w powietrzu, i Mike rzeczywi�cie obawia� si�, �e Ros po prostu odesz�a.
Ale nie post�pi�aby w ten spos�b w stosunku do Dinah.
Chyba �e...
Mike wyprostowa� si� gwa�townie, b�bni�c palcami po kierownicy, poniewa� nagle przysz�o mu do g�owy, �e mo�e to ostatnie zmiany, jakie zasz�y w Vandinie, mia�y wp�yw na raptown� decyzj� Ros.
Przypomnia� sobie histori�, kt�r� mu opowiedzia�a.
Okaza�o si�, �e Dinah mia�a nie�lubne dziecko, syna, kt�rego odda�a do adopcji.
P� roku temu pojawi� si� u Dinah, po tym, jak odnalaz� sw�j akt urodzenia i odkry�, �e Dinah jest jego naturaln� matk�.
Ta przywita�a go z otwartymi ramionami, a fakt, �e odzyska�a syna, pom�g� jej znie�� utrat� ukochanego i uwielbianego m�a.
Czy mo�liwe, �e syn Dinah sta� si� w oczach Ros konkurentem?
Jednak, nawet bior�c pod uwag� jej �lepe oddanie, Mike nie wyobra�a� sobie, �eby taka profesjonalistka jak Ros odesz�a bez walki.
Westchn�� udr�czony.
Mimo wyra�nego sceptycyzmu policjanta wizyta na posterunku nie rozwia�a jego obaw.
W gruncie rzeczy powi�kszy�a tylko jego niepok�j.
By� stuprocentowo pewny, �e policjant myli� si�, zak�adaj�c lekkodusznie, i� Ros po prostu opu�ci�a przyjaciela.
Przeczuwa�, �e tak naprawd� za jej nieobecno�ci� kry�o si� co� z�owieszczego, ale ba� si� ubra� te podejrzenia w s�owa.
Dziwny niepok�j, dr�cz�cy go mniej lub bardziej od przyjazdu z obozu, kiedy stwierdzi�, �e Ros nie ma, teraz przerodzi� si� w prawdziwy l�k.
Nie by� cz�owiekiem obdarzonym wielk� wyobra�ni�, ale nie by� te� g�upi.
Zgoda, kto� z bardziej chwiejnym charakterem ni� Ros m�g� opu�ci� dom, przyjaci� i prac�, przyt�oczony stresami i k�opotami �ycia.
Fakt, w ci�gu ostatnich tygodni Ros by�a bardzo zaj�ta.
Gdyby jednak postanowi�a zerwa� ich zwi�zek, nie wybra�aby takiego sposobu, zostawiaj�c za sob� tyle nie doko�czonych spraw.
To nie by�o w jej stylu.
Rzeczywi�cie zadzwoni�a do Vandiny, ale nie potrafi� oprze� si� wra�eniu, �e zrobi�a to pod przymusem i �e kto� przetrzymuje j� wbrew jej woli - a mo�e jest nawet gorzej.
Przednia szyba zaparowa�a od �rodka.
Mike przetar� j� d�oni� - zauwa�y� st�jkowego skr�caj�cego za r�g.
Irytacja natychmiast przerodzi�a si� w strach.
Czy nie mog� zostawi� go w spokoju przynajmniej na kilka minut?
Jednak nie mia� ju� dzisiaj ochoty na jeszcze jedn� rozmow� z przedstawicielem prawa.
W��czy� silnik i szybko odjecha�.
Z�e przeczucie pod��y�o za nim.
W po�owie drogi do domu znowu pomy�la� o Maggie.
Ciekawe, czy policjanci skontaktuj� si� z ni�?
Mo�e do tego doj��, wi�c powinien j� uprzedzi�.
Nie wyobra�a� sobie, �e Dulcie zada sobie trud poinformowania drugiej c�rki o sytuacji, a nie ma nic przyjemnego w dowiadywaniu si� od policjanta o zagini�ciu w�asnej siostry.
Mike pozna� Maggie podczas jednej z jej rzadkich wizyt w kraju, w czasie kt�rych zazwyczaj mieszka�a u matki w Wiltshire.
Pami�ta�, �e Ros zapisa�a w jego notatniku numer siostry, kiedy dzwoni�a do niej z jego mieszkania.
- Na wszelki wypadek, gdybym zgubi�a sw�j portfel - wyja�ni�a, rysuj�c obok numeru male�ki wizerunek Greka w stroju narodowym; takie rysuneczki by�y jej na�ogiem, nawyki ze szko�y plastycznej.
- Wydaje mi si�, �e gdyby� zgubi�a portfel, mia�aby� wi�ksze zmartwienia ni� numer telefonu siostry - przekomarza� si� z ni�.
Ros nosi�a w nim mn�stwo rzeczy, od kart kredytowych, paszportu, po spis adres�w przyjaci� i klient�w firmy oraz notes z terminami spotka�.
No tak, teraz zgubi� si� nie tylko jej portfel, smutno pomy�la� Mike.
Razem z nim znikn�a jego w�a�cicielka.
Mocno nacisn�� peda� gazu, zr�cznie manewruj�c w coraz mniej intensywnym ruchu ulicznym i w deszczu.
Kiedy tylko dojedzie do domu, natychmiast zadzwoni do Maggie.
Rozdzia� drugi.
Maggie Veritos popija�a zimn� kaw�, siedz�c na patio w domu w Kassiopi na Korfu.
Us�ysza�a dzwonek telefonu.
Wsun�a stopy w klapki, podnios�a si� z bia�ego plastikowego krzes�a i wesz�a do pogr��onego w ciemno�ci domu, mru��c oczy po o�lepiaj�cym �wietle wieczoru.
Aparat telefoniczny wisia� na przeciwleg�ej �cianie pokoju.
Podnios�a s�uchawk� i odgarn�a pukiel jasnych w�os�w.
- Halo.
Tu Maggie Veritos.
Dosz�y j� tylko jakie� zgrzyty.
- Halo?
- powt�rzy�a.
Nadal cisza.
Westchn�a.
Nic nowego.
Sie� telefoniczna na Korfu by�a kiepska.
�eby nie powiedzie� gorzej.
Najcz�ciej w og�le nie da�o si� uzyska� po��czenia, a je�li nawet, to rozmowa by�a zag�uszana dziwnymi trzaskami, g�os zanika�, a� w ko�cu telefon g�uch� ca�kowicie.
Teraz jednak dzia�a�, oczywi�cie teoretycznie.
Rok po za�o�eniu sta� w k�cie nie pod��czony.
Stanowi� jedynie ozdob�.
Maggie przyj�a ten fakt ze spokojem - nauczy�a si�, �e nie nale�y pop�dza� m�czyzn z Korfu.
Mariana mo�e i jest s�owem pochodzenia hiszpa�skiego, ale dobrze charakteryzowa�o postaw� mieszka�c�w wyspy.
Prawie ju� straci�a nadziej�, kiedy pewnego dnia pojawili si� monterzy, i, ku jej zaskoczeniu, zostali tak d�ugo, a� pod��czyli urz�dzenie.
Obecnie nale�a�o tylko znale�� kogo�, kto poprawi�by kable.
- Halo!
- powiedzia�a znowu bez wi�kszych nadziei, a kiedy trzaski nie usta�y, od�o�y�a s�uchawk� i wzruszy�a ramionami.
Je�li kto� chce si� z ni� skontaktowa�, b�dzie pr�bowa� jeszcze raz.
Oczywi�cie oka�e si�, �e to pomy�ka - co cz�sto si� zdarza�o - albo kt�ry� z przyjaci� z zaproszeniem na wiecz�r.
Albo to Ari dzwoni ze swojego biura w Kerkirze z wiadomo�ci�, �e znowu przyjedzie p�niej...
Maggie zacisn�a usta.
Ostatnio Ari cz�sto dzwoni� z informacj�, �e si� sp�ni, a ona by�a prze�wiadczona, wr�cz pewna, �e co� kryje si� za tymi ci�g�ymi wykr�tami i t�umaczeniami.
Przez jaki� czas stara�a si� wybi� sobie z g�owy te podejrzenia.
Ari by� bardzo zaj�ty - jako architekt pracuj�cy na wyspie, kt�ra gwa�townie si� rozwija�a, mia� pe�ne r�ce roboty, a poza tym musia� dba� o przetrwanie swojej firmy i chwyta� si� ka�dej propozycji, jak� tylko mu sk�adano.
Zreszt�, by� przecie� typowym Grekiem.
Chocia� jego zwi�zki z rodzin� wygl�da�y na bardzo �cis�e, kobiety traktowa� z nonszalancj�.
Maggie do�� szybko odkry�a, �e Ari nie zamierza zmieni� si� w pos�usznego ma��onka.
Po m�cz�cej pracy w biurze lubi� wpa�� na drinka z "ch�opakami" - starymi przyjaci�mi lub nowo poznanymi klientami.
Maggie pr�bowa�a nie czu� si� dotkni�ta faktem, i� m�� nie spieszy si� ju� do niej, jak by�o na pocz�tku ma��e�stwa.
Przekonywa�a sam� siebie, �e nie powinna narzeka�, �e je�li zostawi mu wolno��, w ko�cu Ari do niej wr�ci.
Ale by�o to w�tpliwe pocieszenie.
Mog�a znale�� przyjaci� w�r�d Anglik�w i oczywi�cie mia�a te� do dyspozycji rodzin� Ariego - jej cz�onkowie byli sobie bardzo bliscy, a wszystkim z �elazn� konsekwencj� rz�dzi�a matka Ariego, g�owa rodziny - ale Maggie pragn�a Ariego.
W ko�cu to dla niego przenios�a si� do obcego kraju o innej kulturze.
Jego kocha�a i z nim chcia�a przebywa�.
Potem okaza�o si�, �e Ari spotyka si� nie tylko z "ch�opakami".
Widywa� si� te� z pewn� kobiet�.
Nazywa�a si� Melina.
I Maggie nie wiedzia�a, co zrobi�.
Przez jaki� czas sta�a z opuszczon� g�ow�.
�wiadomo��, �e m�� ma kochank�, ci��y�a jej; nawet je�li o tym nie my�la�a, b�l zawsze tkwi� na swoim miejscu i nie chcia� odej��.
Mo�e, zastanawia�a si� czasami, powinna zapyta� go o tamt� - wyjawi� mu, �e zna prawd�.
Gdyby to by�a Anglia, a Ari by� Anglikiem, Maggie z pewno�ci� by tak post�pi�a.
Ale mieszkali na Korfu, a Ari nie by� Brytyjczykiem; mimo �e kszta�ci� si� i praktykowa� w Anglii, pozosta� Grekiem w ka�dym calu.
Od ich pierwszego spotkania min�y ju� cztery lata, prawie trzy od �lubu i dnia, w kt�rym przywi�z� j� na wysp�, a jednak Maggie cz�sto wydawa�o si�, �e w og�le go nie zna.
Mimo �e w pokoju, nagrzanym podczas s�onecznego dnia, panowa�o przyjemne ciep�o, Maggie zadr�a�a.
Ostrzegano j� oczywi�cie.
Ka�dy, kto wiedzia� cokolwiek na temat mieszanych ma��e�stw, a nawet ci, kt�rzy nic o nich nie wiedzieli, m�wili o trudno�ciach zwi�zanych z r�nicami kulturowymi, wskazywali na statystyki, m�wi�ce o niepowodzeniach par staraj�cych si� je pokona�.
Twierdzili, �e b�dzie straszliwie t�skni�a za ojczyzn�.
Nie zniesie �ycia z liczn� rodzin� m�a, je�li nawet nie pod jednym dachem, to drzwi w drzwi.
Sami bracia, wujkowie, kuzyni, wszyscy podporz�dkowani matce, do kt�rej niezmiennie nale�y ostatnie s�owo w ka�dej dziedzinie �ycia, poczynaj�c od wychowania dzieci, a ko�cz�c na spisie tradycyjnych potraw podawanych na wsp�lnych niedzielnych obiadach.
A je�li nawet pomin�� to wszystko, m�� b�dzie si� r�ni� od wszystkich m�czyzn, z jakimi do tej pory obcowa�a, poniewa� ukszta�towa�a go zupe�nie obca jej kultura.
O tak, z ca�ych si� starali si� odwie�� j� od tego ma��e�stwa ci ponurzy prorocy.
A najczarniejsze wizje rozwija�a przed ni� matka.
Rozumiem, kochanie, �e wydaje ci si� to bardzo romantyczne.
Ari jest niesamowicie przystojny, a Korfu to prze�liczna wyspa - przynajmniej te miejsca, kt�re nie s� okupowane przez turyst�w.
Ale w ko�cu szyd�o wyjdzie z worka...
Mo�esz by� tego pewna.
Przemawia�a do c�rki tym swoim g�rnolotnym, podekscytowanym tonem, z trudem kryj�c w d�wi�cznym i melodyjnym g�osie ch�� dominacji.
By�a tak pewna swoich racji, �e nie mog�a po prostu uwierzy�, i� kto�, a ju� najmniej kt�ra� z jej c�rek, mo�e post�pi� wbrew jej przekonaniu.
Maggie czasami my�la�a, �e gdyby nie sprzeciw matki, mo�e nie spieszy�aby si� tak z po�lubieniem Ariego.
Jednak�e fakt, �e post�pi�a inaczej ni� jej radzono, stanowi� jeden z powod�w, dla kt�rych niech�tnie si� przyznawa�a do poniesionej pora�ki i unika�a wszelkich posuni��, kt�re mog�yby wywo�a� kryzys.
Wysz�a za Ariego i przyjecha�a na Korfu z postanowieniem, �e jej si� uda; zawzi�ta i dumna nie pozwala�a sobie nawet na my�l, �e ponurzy prorocy mieli racj�, a ona pope�ni�a b��d.
Znowu zadr�a�a.
Wesz�a do sypialni, prawie w ca�o�ci zaj�tej przez olbrzymie �o�e, kt�re dzieli�a z m�em.
Mia�o ciemnobr�zowy drewniany zag��wek i przykrywa�a je bawe�niana kapa.
Maggie si�gn�a po jedwabn� narzutk� i na�o�y�a j� na kostium k�pielowy, kt�ry o tej porze roku praktycznie stanowi� jej drug� sk�r�.
Popatrzy�a na swoje odbicie w lustrze du�ej staro�wieckiej szafy - wysoka, szczup�a dziewczyna, z ciep��, z�ot� opalenizn�, z w�osami mi�kko sp�ywaj�cymi w naturalnych splotach na niebiesko-szkar�atny szlafroczek.
Dosta�a go od Ariego na zesz�oroczne urodziny.
Wypatrzy�a go w jednym z niezliczonych ekskluzywnych sklep�w w Kerkirze, zaopatruj�cych g��wnie turyst�w, i zakocha�a si� w nim.
- Id� i go sobie kup - o�wiadczy� Ari, kiedy mu o tym opowiedzia�a.
- Ale jest straszliwie drogi...
- Nie martw si� tym, to nie ma znaczenia.
Ostatnio mam niez�e zyski, a poza tym rok jest bardzo pomy�lny dla oliwek.
Rodzina Ariego posiada�a kilka olbrzymich gaj�w oliwnych i tegoroczny zbi�r okaza� si� wyj�tkowo dobry.
Sprzyja�a pogoda i drzewka oliwne obrodzi�y.
Chocia� zbierano z nich owoce co roku, jednak drzewa mia�y sw�j rytm i na zmian� dawa�y obfity i s�aby plon.
Wielu w�a�cicieli gai oliwnych mia�o k�opoty ze znalezieniem ludzi do zbior�w i w ko�cu zmuszeni byli albo roz�o�y� pod drzewami siatki i w nie �apa� spadaj�ce owoce, albo pozwoli� im gni�.
Rodzina Ariego nie martwi�a si� o si�� robocz�.
Stare kobiety jak zawsze przychodzi�y na ich pola.
Zostawia�y os�y w cieniu drzew, by gryz�y traw�, a same pracowa�y, nuc�c pie�ni.
Nie p�acono im nale�ycie, chocia� robota by�a straszliwie m�cz�ca.
Maggie czu�a si� nieswojo, �e te kobiety tak tyraj� za n�dzne wynagrodzenie, a rodzina Veritos siedzi sobie wygodnie i staje si� coraz bogatsza.
- Nie wydaje mi si�, �e powinnam tyle wydawa� na taki ciuch - zaprotestowa�a.
- Co si� z tob� dzieje?
Powiedzia�em, �eby� go sobie kupi�a, prawda?
Zreszt� nied�ugo s� twoje urodziny.
- Wyci�gn�� z portfela kilka banknot�w i po�o�y� je przed ni� na stole.
- To powinno wystarczy�.
A za reszt� kup sobie perfumy albo co� w tym stylu.
Och Ari, smutno pomy�la�a Maggie, g�adz�c jedwabny materia�.
Z pewno�ci� m�� nie by� sk�py, cokolwiek o nim m�wi�.
Jednak nie mog�a pozby� si� my�li, �e by�oby o wiele przyjemniej, gdyby sam poszed� i kupi� jej prezent.
Poza tym dr�czy�o j� podejrzenie, �e ca�a ta hojno�� bierze si� z wyrzut�w sumienia...
Maggie wyj�a papierosa z paczki le��cej na toaletce, zapali�a go, po czym wysz�a przed dom.
Zapada� zmierzch, mi�kki i ciep�y.
Dopi�a mro�on� kaw�, przesz�a na koniec patia i usiad�a na niskim murku oddzielaj�cym dom od pla�y, na kt�rej fale, ciemne i tajemniczo purpurowe, przewraca�y kamyczki.
Na horyzoncie morze ��czy�o si� z niebem, tworz�c niewyra�n�, niebieskaw� mgie�k�.
Maggie wiedzia�a, �e patrzy na brzegi Albanii.
Cisz� przerywa�o tylko szczekanie psa, gdzie� z pla�y, i pierwsze z�owieszcze pohukiwania sowy ponad dachem domu w gaju oliwnym.
W�a�nie to kocha�a w Korfu.
Poczucie braku czasu i spok�j, wra�enie, �e cywilizacja dotar�a ju� bardzo daleko i wreszcie si� zatrzyma�a, osi�gaj�c idealn� r�wnowag� przed zapadni�ciem si� w chaos.
Tutaj stare warto�ci nadal mia�y znaczenie; zbrodnia, przynajmniej na terenach wiejskich, praktycznie nie istnia�a, dzieci mog�y bez obawy chodzi� i bawi� si�, gdzie tylko chcia�y.
Dzieci.
Kiedy o nich pomy�la�a, ostry b�l przeszy� jej serce.
Jakie� pierwotne pragnienie zaw�adn�o ca�ym cia�em Maggie.
Czasami t�skni�a za dzieckiem tak bardzo, �e wydawa�o si�, i� ogarnia j� gor�czka, czasami, tak jak teraz, by� to s�odki smutek zmieszany z po��daniem spe�nienia, kt�re nie wiadomo dlaczego si� wymyka�o.
Mo�liwe, �e gdyby mieli dziecko, ich �ycie wygl�da�oby inaczej.
Mo�liwe, �e Ari wraca�by do domu, gdyby czeka� na niego syn.
Maggie niecierpliwie zaci�gn�a si� papierosem.
Na pocz�tku ma��e�stwa cz�sto rozmawiali na ten temat, le��c w olbrzymim �o�u podczas d�ugich, leniwych popo�udni, kiedy Ari wraca� z biura na lunch i na tradycyjn� sjest�.
Bardzo j� dziwi� spos�b, w jaki dzieli� sw�j dzie� pracy na dwie cz�ci, przedpo�udnia i wieczory, z godzinami popo�udniowymi zarezerwowanymi na odpoczynek.
W zimie, z nadej�ciem pory deszczowej, drogi cz�sto stawa�y si� nieprzejezdne i wtedy Ari namawia� j�, by przenie�� si� do mieszkania w mie�cie.
Jednak w czasie d�ugich letnich miesi�cy, zamiast dwa razy, jak to robili Anglicy doje�d�aj�cy do pracy, czterokrotnie pokonywa� drog� mi�dzy Kassiopi a Kerkir�, nic sobie z tego nie robi�c.
W ko�cu, b�d� co b�d�, sjesta w krajach �r�dziemnomorskich to styl �ycia.
Maggie lubi�a te godziny, kiedy le�eli obok siebie obj�ci, okryci jedynie �wiec�cymi kropelkami potu.
Ari drzemi�c po olbrzymim posi�ku sk�adaj�cym si� z ryby albo moussaki lub te� potrawki z o�miornicy, ona przytomna, poniewa� nie nawyk�a jeszcze do tych poobiednich drzemek.
Kochali si� - czy� na pocz�tku nie kochali si� nieprzerwanie?
- On spa� jaki� czas, a potem szeptem rozmawiali o nadziejach, planach i marzeniach, w parne, gor�ce popo�udnia, a ca�y �wiat za ocienionym okiennicami pokojem zdawa� si� zastyga� w bezruchu, opr�cz fal uderzaj�cych o brzeg i wiatru z jego gor�cymi podmuchami.
- Kiedy urodzi nam si� syn, nazwiemy go Iannou, po jego dziadku.
Rozumiesz to, prawda?
- marzy� Ari.
Le�a� odsuni�ty od �ony, ale jego d�o� spoczywa�a na jej brzuchu, jakby nowe �ycie ju� w nim rozkwita�o.
- Tak, rozumiem.
To taki zwyczaj?
- Od wiek�w.
Widzisz, my wierzymy.
Starzy ludzie wierz�, �e dusza zostaje przy imieniu.
Maggie nie skomentowa�a wypowiedzi m�a.
Wiedzia�a, �e nie nale�y z niego kpi�.
Mieszka�cy Korfu byli lud�mi bardzo religijnymi - w wi�kszo�ci ortodoksyjnymi.
Tak czy inaczej pomys� Ariego wydawa� jej si� wspania�y.
- A wi�c nasz pierwszy syn b�dzie nazywa� si� Iannou, ale ty b�dziesz mog�a m�wi� do niego Yanny, w skr�cie.
B�dzie bardzo zdecydowany i inteligentny i zapiszemy go do dobrej szko�y w Anglii.
Chcia�aby�, prawda?
Serce kobiety skurczy�o si� troch� zmro�one uczuciem t�sknoty.
Pomy�la�a o sobie i o swoim jeszcze nie narodzonym synu, kt�ry b�dzie musia� opu�ci� Korfu i wszystko, co jest mu znajome, po to, by uzyska� porz�dne angielskie wykszta�cenie.
- Tak - potwierdzi�a.
- Tak mi si� wydaje.
Ale dopiero wtedy, kiedy b�dzie wystarczaj�co du�y.
B�d� za nim t�skni�a.
- Ale� oczywi�cie, kochanie.
Najpierw p�jdzie do przedszkola, tutaj na miejscu, potem do podstaw�wki.
A potem...
zobaczymy.
- Ari!
- zawo�a�a, nagle wybuchaj�c �miechem.
- Rozmawiamy tak, jakby on si� ju� urodzi�!
Nawet nie jestem jeszcze w ci��y!
- W takim razie musimy to naprawi�.
I zaczniemy mo�e...
teraz!
- Przyci�gn�� �on� do siebie, owiewaj�c j� gor�cem bij�cym od swego cia�a.
W tych dniach kochanie si� z nim sprawia�o jej prawdziw� przyjemno��.
Subtelna angielska wra�liwo�� po��czona ze �r�dziemnomorsk� �arliwo�ci�.
Jednak, mimo �e robili to tak cz�sto - Maggie przekomarza�a si�, �e w ci�gu p� roku zniszcz� �o�e, kt�re przetrwa�o ca�y wiek - nie zasz�a w ci���.
I to, co pocz�tkowo nie wydawa�o si� niczym powa�nym, poniewa� i tak mia�o si� wydarzy�, z czasem zaczyna�o nabiera� coraz wi�kszego znaczenia.
Maggie nauczy�a si� �y� pod ostrza�em pytaj�cych spojrze� te�ciowej.
Przyzwyczai�a si� ju� do poczucia braku w�asnej warto�ci, a zarazem do wielkiej t�sknoty, kt�re to uczucia targa�y ni� jednocze�nie, kiedy przygl�da�a si� dzieciom siostry Ariego, bawi�cym si� na pla�y lub te� biegaj�cym po dr�ce na ty�ach czterech dom�w, tworz�cych rodzinn� enklaw�.
Siostra Ariego, Christina, wysz�a za m�� w wieku osiemnastu lat, wyposa�ona w godn� prika - posag - drzewa oliwne.
Maggie zdawa�a sobie spraw�, �e w oczach te�ciowej od pocz�tku by�a kim� gorszym, poniewa� nie wnios�a �adnego posagu.
A fakt, �e do tej pory nie urodzi�a dziecka, kt�re by kontynuowa�o r�d Veritos, by� czym� jeszcze bardziej haniebnym.
- Mo�e powinni�my zasi�gn�� opinii lekarzy - odwa�y�a si� zaproponowa� po p�torarocznym okresie bezowocnego oczekiwania na dziecko.
Jednak Ari tylko si� nachmurzy�, zmarszczy� ciemne brwi, tak �e niemal z��czy�y si� w jedn� lini�, i ostro popatrzy� na ni� zw�onymi oczami.
- A po jakiego diab�a?
- No c�, �eby dowiedzie� si�, dlaczego nie zachodz� w ci���.
- Czy�by� sugerowa�a, �e ze mn� jest co� nie tak?
- Ari, oczywi�cie, �e nie!
Ale to jasne, �e najrozs�dniej by�oby sprawdzi�, czy wszystko jest...
- Nie chc�, �eby jaki� doktorzyna wtr�ca� si� do moich spraw ani te� do twoich!
- przerwa� jej.
- To jest nasze �ycie.
- Ale, gdyby to pomog�o nam w pocz�ciu dziecka...
- Nie!
M�czy�ni z rodziny Veritos bez niczyjej pomocy potrafi� sp�odzi� silnych syn�w.
Nigdy wi�cej nie poruszaj ze mn� tego tematu.
Odwr�ci� si� ze z�o�ci�, a Maggie z trudem powstrzymywa�a si�, by nie wybuchn�� p�aczem.
Gwa�towna reakcja m�a przygn�bi�a j�, ale te� zaskoczy�a.
Ogarn�o j� poczucie beznadziei i zrozumia�a, �e przegra�a.
W gr� wchodzi�a gwa�towna duma Greka - Ari odebra� jej propozycj� jako napa�� na jego m�sko��, cho� z pewno�ci� nie taki by� jej zamiar.
Ani przez sekund� nie my�la�a, �e jest bezp�odny; je�li w og�le, to raczej martwi�a si� o siebie.
Zawsze mia�a bolesne i nieregularne okresy, dlatego te� zacz�a podejrzewa�, �e prawdopodobnie przyda�aby si� jej jaka� kuracja.
Jednak�e Ari by� tak nieugi�ty, tak ca�kowicie przeciwny nawet przedyskutowaniu problemu, �e zupe�nie nie wiedzia�a, w jaki spos�b przekona� go, by spojrza� na to inaczej.
Wtedy po raz pierwszy dramatycznie odczu�a r�nic� w sposobie my�lenia Grek�w i Anglik�w, i zaniepokoi�a si�.
W ilu jeszcze istotnych dziedzinach �ycia nie b�d� umieli znale�� wsp�lnego j�zyka?
Na razie jednak nic wi�cej nie mog�a zdzia�a�.
Mo�e w ko�cu Ari przyjmie jej propozycj� i przynajmniej ona poszuka pomocy lekarza.
Mia�a nadziej� i modli�a si�, �e nie b�dzie to konieczne, ale miesi�ce mija�y, a sytuacja nie ulega�a zmianie.
I chocia� Ari nie porusza� wi�cej tego tematu, Maggie czu�a, �e m�� ogromnie si� przejmuje, bo nie mo�e przedstawi� matce nast�pnego wnuka, a ojcu ch�opca nosz�cego nazwisko Veritos.
Siedz�c teraz na niskim murku, czu�a przygn�bienie ogarniaj�ce j� niczym tuman chmur nisko nadci�gaj�cych z otwartego morza.
Przyby�a na Korfu przepe�niona nadziejami, zakochana i przekonana, �e ta zaczarowana wyspa, jak j� cz�sto nazywano, stanie si� jej domem.
Stara�a si�, naprawd� pr�bowa�a, ale mimo to wszystko si� rozpada�o.
I czasami w�tpi�a, �e uda jej si� posk�ada� swe �ycie na nowo.
Westchn�a, podnios�a si� i ruszy�a w stron� domu.
Gdzie� w g��bi czu�a b�l, kt�ry m�g� bra� si� z braku �ez, bo Maggie rzadko p�aka�a.
Po co?
P�acz niczego nie rozwi�zuje.
W po�owie drogi ponownie us�ysza�a brz�czyk telefonu.
Kiedy siedzia�a na murku, nie mog�a go s�ysze�.
Wbieg�a do domu z nadziej�, �e b�dzie dzwoni� tak d�ugo, a� do niego dotrze.
Podnios�a s�uchawk�.
- Halo?
Znowu us�ysza�a zgrzyty, ale ponad nimi doszed� j� m�ski g�os.
Nie nale�a� do Ariego - to by� Anglik.
- Czy m�wi� z Maggie Veritos?
- Tak - potwierdzi�a.
- Tu Maggie Veritos.
Z kim mam przyjemno��?
- Mike Thompson.
- Mike...
- Przez chwil� w jej g�owie panowa�a pustka.
- Przyjaciel Ros?
- Tak.
Martwi�em si�, �e nie b�dziesz mnie pami�ta�a.
Pami�ta�a bardzo dobrze.
Szcz�ciara z ciebie, on jest super - stwierdzi�a, po tym jak siostra przedstawi�a ich sobie podczas jej ostatniego pobytu w Anglii.
Ros u�miechn�a si� i odpowiedzia�a troch� gorzko: - Mo�e ju� czas, �ebym i ja �ykn�a nieco szcz�cia.
Musz� wynagrodzi� sobie Brendana, mojego wiecznie zakochanego eks-m�a.
- Maggie nie skomentowa�a wypowiedzi siostry.
Wygl�da�o na to, �e obie nie mia�y szcz�cia do m��w.
Ju� wtedy jej stosunki z Arim straszliwie si� popsu�y.
- Naturalnie, �e ci� pami�tam - zapewni�a.
- Po prostu jestem bardzo zdziwiona, to wszystko.
Sk�d dzwonisz?
Przyjecha�e� na Korfu?
- Nie, jestem w Anglii.
Maggie poczu�a niepok�j.
Po jakiego diab�a Mike do niej dzwoni, i to z Anglii?
- Czy co� si� sta�o?
- zapyta�a lekko zdenerwowana.
- Chodzi o mam�?
Zachorowa�a?
- Nie, nie, nie chodzi o twoj� matk�, ale o Ros.
- Ros!
- Palce Maggie mocniej �cisn�y s�uchawk�, a ramionami wstrz�sn�� niewielki dreszcz.
- Przydarzy�o jej si� co� z�ego?
- Chcia�em sprawdzi�, czy przypadkiem nie ma jej u ciebie?
- U mnie?
Nie.
Ale dlaczego?
Nast�pi�a kr�tka przerwa, potem Mike powiedzia�: - Mia�em nadziej�, �e pojecha�a do ciebie.
Troch� si�...
no c�, martwi� si� o ni�.
Wygl�da na to, �e zagin�a.
Maggie odgarn�a w�osy z twarzy.
- Co to znaczy: zagin�a?
- Nie mam poj�cia, gdzie ona jest.
- Chcesz powiedzie�, �e ci� rzuci�a?
- Nie, raczej nie.
Wyjecha�em na tydzie� na ob�z z dzieciakami ze szko�y i kiedy wr�ci�em, nie zasta�em Ros.
Jej mieszkanie jest zamkni�te, koledzy w Vandinie nie maj� poj�cia, gdzie si� podziewa, podobnie twoja matka.
Mia�em nadziej�, �e ty co� wiesz.
- Nie, niestety - zaprzeczy�a Maggie.
- Nie kontaktowa�am si� z ni� od kilku tygodni.
Dzwoni do mnie raz na jaki� czas, ale trudno si� po��czy� z Korfu, a �adna z nas nigdy nie lubi�a pisa� list�w.
Mo�e pojecha�a w odwiedziny do jakich� znajomych?
Ma ich wielu w Londynie.
- Bardzo prawdopodobne.
Jednak to nie w jej stylu wyjecha� bez powiedzenia komukolwiek, dok�d si� udaje.
Mnie nie by�o, to prawda, ale mog�a zostawi� adres w Vandinie na wypadek, gdyby kto� jej potrzebowa�.
Sama wiesz, jaka jest, kiedy w gr� wchodzi praca.
- Tak, to jej obsesja.
Praca zawsze by�a przedmiotem �art�w obu si�str.
Nie rozumiem, jak mo�esz wysiedzie� w domu przez ca�y dzie� i w dodatku nic nie robi�?
- dziwi�a si� Ros podczas swojej ostatniej bytno�ci na Korfu.
- Ja bym zwariowa�a!
S�o�ce, morze, piasek, wszystko wspaniale, ale po tygodniu usycha�abym z t�sknoty za