Jordan Penny - Magiczna moc perfum

Szczegóły
Tytuł Jordan Penny - Magiczna moc perfum
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Jordan Penny - Magiczna moc perfum PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Jordan Penny - Magiczna moc perfum PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Jordan Penny - Magiczna moc perfum - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Penny Jordan Magiczna moc perfum Strona 2 PROLOG – Przepraszam! – Sadie Roberts z niezadowolona˛ mina˛ stwierdziła, z˙ e nikt z grupy bieznesmeno´ w, tło- cza˛cych sie˛ w korytarzu, nie zwraca na nia˛ uwagi. Byli nazbyt pochłonie˛ci słowami me˛z˙ czyzny, kto´ ry perorował, otoczony ciasnym kre˛giem słuchaczy. I to jakiego me˛z˙ czyzny! Sadie, choc´ mocno poirytowana, nie mogła nie zauwaz˙ yc´ , jak bardzo jest atrakcyjny. Tak bardzo, z˙ e jej kobiece receptory natychmiast wła˛- czyły alarm zmysłowej gotowos´ ci. Nieznajomy go´ rował wzrostem nad innymi, a tembr jego niskiego, dz´ wie˛cznego głosu obudził w niej takie emocje, jak gdyby naga˛ sko´ re˛ pies´ ciła dłon´ w mie˛ciut- kiej zamszowej re˛kawiczce. Postanowiła przepchac´ sie˛ na siłe˛ przez tłum po- pleczniko´ w, kto´ ry całkowicie zablokował pasaz˙ , ła˛cza˛- cy dwie sale wystawowe. Sadie energicznie posta˛piła krok w przo´ d, chwieja˛c sie˛ na wysokich obcasach, do kto´ rych nie przywykła. Pantofle, podobnie jak wyzy- waja˛cy makijaz˙ , były pomysłem jej kuzyna Raula. Niespodziewanie uniosła ja˛ i popchne˛ła do przodu ludzka fala, kto´ ra napłyne˛ła ku nim korytarzem. Sadie wbrew własnej woli zatoczyła sie˛ ku przystoj- nemu nieznajomemu i niespodziewanie znalazła sie˛ przy nim blisko, dosłownie na wycia˛gnie˛cie re˛ki. Strona 3 Oczywis´ cie nie miała zamiaru go dotykac´ , cho- ciaz˙ ... czyz˙ pods´ wiadomie nie pomys´ lała o tym? Z wy- siłkiem odsune˛ła od siebie niepokoja˛ce, bezwstydnie erotyczne mys´ li. Nieznajomy unio´ sł re˛ke˛, aby spojrzec´ na zegarek. Zobaczyła, z˙ e ma długie, szczupłe palce o smagłej sko´ rze i starannie wypiele˛gnowanych paznokciach. Mimo to nie miały w sobie nic kobiecego – przeciwnie, widac´ było, z˙ e nalez˙ a˛ do człowieka, kto´ ry umie wyko- nac´ niejedna˛, konkretna˛ prace˛, choc´ drogi garnitur s´ wiadczył, z˙ e na co dzien´ posługuje sie˛ umysłem, a jego re˛ka trudzi sie˛ co najwyz˙ ej składaniem pod- piso´ w na dokumentach. Tak, z pewnos´ cia˛najlepiej wychodzi mu wypisywa- nie czeko´ w, uznała Sadie. Korporacyjny snob, pewny siebie i arogancki, jak kaz˙ dy, kto zarabia fortune˛ – oceniła. – Poczuła na sobie jego wzrok – wyniosły, taksuja˛cy i jednoczes´ nie niepokoja˛co zmysłowy. Zno´ w ktos´ ja˛ popchna˛ł, usiłuja˛c utorowac´ sobie droge˛. Zatoczyła sie˛ w strone˛ nieznajomego i niewiele brakowało, aby ich ciała dotkne˛ły sie˛. Puls Sadie przyspieszył. Boz˙ e, co sie˛ z nia˛ dzieje? Czemu jest tak pod- niecona? Czemu nagle, uwie˛ziona w tłumie, rozmarza sie˛, wyobraz˙ aja˛c sobie dotyk me˛skiego ciała, ukrytego pod kosztowna˛ garderoba˛? Zacisne˛ła usta w twardym postanowieniu, z˙ e na- tychmiast wyrzuci z głowy głupie mys´ li i wro´ ci do normalnos´ ci. Tłumek przerzedził sie˛ nieco, wie˛c skorzystała z okazji i wreszcie przepchała sie˛ przez korytarz. Strona 4 Znalazłszy sie˛ na wolnej przestrzeni, odetchne˛ła z ulga˛ i wygładziła z˙ akiet, po czym ruszyła na po- szukiwania swojego kuzyna Raula. – Podejdz´ , Sadie, niech panowie zapoznaja˛sie˛ z na- sza˛ najnowsza˛ oferta˛. Sadie z kamienna˛ twarza˛ odwro´ ciła sie˛ w strone˛ kuzyna i jego zaste˛pcy. Cia˛gle była ws´ ciekła na Raula za to, z˙ e rano wpus´ cił ja˛ w maliny, namawiaja˛c, aby uperfumowała sie˛ słyn- nym produktem Francine. Ten zapach powstał jeszcze w czasach jego ojca, kiedy ten kro´ tko zarza˛dzał mała˛, rodzinna˛ firma˛. Nie mogła sobie darowac´ , z˙ e dała sie˛ namo´ wic´ na taka˛ bzdure˛. Powinna zawierzyc´ włas- nemu wyczuciu i odmo´ wic´ udziału w chybionym przedsie˛wzie˛ciu kuzyna juz˙ w chwili, kiedy jej subtel- ny zmysł powonienia został zaatakowany przez nie- znos´ na˛ nute˛ zapachowa˛, a włas´ ciwie okropny dyso- nans. Teraz miała do siebie z˙ al, z˙ e nie zaprotestowała, daja˛c sie˛ zwies´ c´ niepotrzebnym sentymentom. Co´ z˙ , za bardzo pragne˛ła naprawic´ rozłam w rodzinie! Zapowiadało sie˛ niewinnie – po prostu zgodziła sie˛ towarzyszyc´ Raulowi w czasie targo´ w kosmetycznych. Tymczasem kuzyn przewidział dla niej inna˛ role˛. At- rakcyjne ciuchy, mocny makijaz˙ i najmodniejsze ucze- sanie były zupełnie nie w jej stylu. Czuła sie˛ idiotycz- nie, ale zno´ w, dla dobra sprawy, postanowiła wytrwac´ w roli hostessy. I gorzko poz˙ ałowała swojej decyzji. Przez naste˛pne kilka godzin musiała trwac´ pod bezustannym ostrzałem poz˙ a˛dliwych spojrzen´ , wysłu- chiwac´ dwuznacznych propozycji i robic´ uniki, gdy Strona 5 klienci, zache˛cani przez Raula, aby spro´ bowali wyczuc´ nowa˛, rewelacyjna˛ nute˛ zapachowa˛, pragne˛li uz˙ yc´ nie tylko zmysłu powonienia. Ale najtrudniejszy do zniesienia był sam zapach. Miał bukiet typowy dla nowoczesnych perfum, bazuja˛- cych na syntetycznych składnikach – całkowicie po- zbawionych jakiejkolwiek subtelnos´ ci i charakteru, ulotnych i zimnych. Tymczasem prawdziwe perfumy powinny byc´ bogate, gora˛ce i długo pozostaja˛ce w za- sie˛gu zmysło´ w jak dobra czekolada czy pocałunek kochanka. Na dodatek to przereklamowane pachnidło było jawnie, wre˛cz obcesowo erotyczne, co dodatkowo przyprawiało Sadie o bo´ l głowy. Najche˛tniej zmyłaby je natychmiast ze sko´ ry! – Mam dosyc´ – oznajmiła po kolejnej godzinie. – Wracam do hotelu i nie pro´ buj mnie zatrzymac´ ! – warkne˛ła, umykaja˛c przed tłustym klientem o czer- wonym obliczu, kto´ ry koniecznie chciał musna˛c´ usta- mi jej szyje˛. – Co sie˛ stało? – zadziwił sie˛ Raul. – Jak to co? – Omal nie krzykne˛ła z oburzenia. Osiemnas´ cie miesie˛cy temu, kiedy zmarła jej uko- chana babcia, Sadie odziedziczyła trzydzies´ ci procent udziało´ w we francuskiej firmie Francine – małej, lecz maja˛cej ugruntowana˛pozycje˛ na rynku. Oraz recepture˛ najsłynniejszego zapachu Myrrh, stanowia˛ca˛ rodzinna˛ tajemnice˛, przechowywana˛ przez pokolenia. Wiadomos´ c´ o spadku lekko zmroziła Sadie, gdyz˙ wiedziała o rozdz´ wie˛ku, jaki skło´ cił babcie˛ oraz jej brata, a dziadka Raula – i sprawił, z˙ e wycofała sie˛ z intereso´ w. Jednak Raul, kto´ ry odziedziczył pozostałe Strona 6 udziały, namawiał ja˛ do posunie˛c´ , kto´ re miały do- prowadzic´ do załagodzenia dawnych was´ ni dwo´ ch gałe˛zi rodziny. I czynił to tak skutecznie, z˙ e zgodziła sie˛ zostac´ członkiem zarza˛du. W tamtym momencie nie miała jeszcze poje˛cia, jak dalece ro´ z˙ niły sie˛ czysto pragmatyczne plany Raula od jej własnych wyobraz˙ en´ , jak sie˛ okazało, bardzo ideali- stycznych. Kuzyn był typowym, rzutkim menedz˙ erem, pozba- wionym sentymento´ w i nie przebieraja˛cym w s´ rod- kach, z typu tych, dla kto´ rych liczyły sie˛ jedynie wskaz´ niki sprzedaz˙ y. Zamiast wypracowywac´ długo- trwałe strategie marketingowe, uwypuklaja˛ce historie˛ i tradycje˛ firmy, co w tej branz˙ y było akurat waz˙ ne, skupił sie˛ wyła˛cznie na błyskawicznych kampaniach przynosza˛cych efektowne, lecz kro´ tkotrwałe zyski. – Co sie˛ stało? Dobre pytanie! – ws´ ciekała sie˛ Sadie, a w jej oczach, kto´ re przypominały dwa wielkie topazy, migotały gniewne błyski. – Jeszcze mnie py- tasz! Nie widzisz, z˙ e ta cała twoja tandetna promocja psuje wizerunek naszej marki? Czy naprawde˛ mys´ lisz, z˙ e zache˛ce˛ kobiety do kupowania naszego zapachu, jes´ li be˛da˛ miały do wyboru taki kicz jak... – ze złos´ ci zabrakło jej tchu. – Produkt wielkich sieci, promowany przez ko- sztowna˛ kampanie˛ reklamowa˛, kto´ ry wchodzi na sze- roki rynek, tak? – podchwycił. Zawodowy us´ miech znikł z jego twarzy. – Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia, Raul – wypaliła. – Wracam do hotelu! Powiedziawszy to, odwro´ ciła sie˛ na pie˛cie i ener- Strona 7 gicznym krokiem ruszyła do wyjs´ cia, uprzedzaja˛c jego protesty. Kiedy Raul zaprosił ja˛ na targi, z pocza˛tku była zachwycona, zwłaszcza z˙ e miały sie˛ odbyc´ w Cannes, a wie˛c niedaleko od Grasse, gdzie ich pradziadek zapocza˛tkował perfumeryjny interes. Teraz marzyła juz˙ tylko, aby znalez´ c´ sie˛ w swoim domku w Pemb- rokeshire, kto´ rego okna patrzyły na ocean. Pragne˛ła wro´ cic´ do swoich spraw, do swojej firmy, jedno- osobowej, lecz s´ wietnie prosperuja˛cej. Sadie ofero- wała oryginalne perfumy elitarnej grupie kliento´ w o wyrobionych gustach, niejednokrotnie komponuja˛c zapachy na indywidualne zamo´ wienia. Obywała sie˛ bez kosztownej promocji, gdyz˙ wiadomos´ ci o jej produktach rozchodziły sie˛ poczta˛ pantoflowa˛. Nie, wybitnie nie odpowiadał jej s´ wiat wielkiego biznesu – a przynajmniej nie taki, do kto´ rego akces propono- wał Raul. Promocyjna sztampa! – utyskiwała w mys´ li, spie- sza˛c do wyjs´ cia. Chciała jak najszybciej zmyc´ z siebie ten nachalny zapach i wskoczyc´ w ukochane ciuchy. Była tak zaabsorbowana własnymi problemami, z˙ e nie zauwaz˙ yła grupki biznesmeno´ w w garniturach, stoja˛- cej przy drzwiach. Dopiero kiedy jeden z nich zasta˛pił jej droge˛, wro´ ciła do rzeczywistos´ ci. – Podejdz´ cie, panowie, zapoznajmy sie˛ z najnow- sza˛ oferta˛ Raula – zache˛cił pozostałych. Sadie zatrzymała sie˛ w po´ ł kroku, ws´ ciekła i zdegu- stowana. W topazowych oczach migne˛ły groz´ ne bły- ski, oznajmiaja˛ce potencjalnemu klientowi, z˙ e jest bardzo niemile widziany. Po rodzinie ojca Sadie odzie- Strona 8 dziczyła słuszny wzrost, wie˛c nie musiała zadzierac´ głowy, aby spojrzec´ w oblicze natre˛ta. Pozostali me˛z˙ czyz´ ni natychmiast otoczyli ja˛ cias- nym kre˛giem niczym banda szakali. Jeden z nich rzucił lekko tylko zawoalowana˛, nieprzystojna˛ propozycje˛. Powiedział to po francusku, lecz przeliczył sie˛, gdyz˙ Sadie dobrze znała je˛zyk dzie˛ki babci ze strony matki. Bezczelny dran´ , potraktował ja˛ jak pierwsza˛ lepsza˛ hostesse˛! Nie zamierzała sie˛ jednak poniz˙ ac´ do repliki w je˛zyku paryskiej ulicy, choc´ miała na to ochote˛. Zamiast tego odsune˛ła sie˛ i, wynios´ le unosza˛c gło- we˛, przecisne˛ła mie˛dzy me˛z˙ czyznami, przysie˛gaja˛c sobie, z˙ e Raul dostanie za swoje, kiedy tylko spotkaja˛ sie˛ w hotelu. Mijała ostatniego me˛z˙ czyzne˛, kiedy nagle wycia˛g- na˛ł re˛ke˛ i połoz˙ ył jej dłon´ na ramieniu. Miała na sobie czarna˛ sukienke˛ na ramia˛czkach i niespodzie- wane dotknie˛cie nagiej sko´ ry wywołało w niej dreszcz odrazy. Uwolniła sie˛ nerwowym szarpnie˛ciem i szła dalej, coraz bliz˙ sza zbawczych drzwi i lekko zanie- pokojona rozwojem sytuacji. Tak sie˛ spieszyła, z˙ e nie zauwaz˙ yła innego me˛z˙ - czyzny, kto´ ry nagle wyro´ sł u jej boku. Zanim go zobaczyła, zda˛z˙ yła poczuc´ jego intensywna˛ obecnos´ c´ . I nagle us´ wiadomiła sobie, z kim ma do czynienia. Wbrew swojej woli, jakby zmuszała ja˛ do tego jakas´ siła, zatrzymała sie˛ – bo nieznajomy wyro´ sł przy niej jak go´ ra. Przez moment balansowała na swoich niebotycz- nych obcasach, po chwili opanowała sie˛ z trudem i ruszyła do przodu. Na pro´ z˙ no. Silne palce leciutko Strona 9 s´ cisne˛ły jej ramie˛ i to wystarczyło, aby zno´ w zamarła w miejscu. Nie miała wyjs´ cia, musiała spojrzec´ mu w oczy. Alez˙ był wysoki! Musiał miec´ chyba ponad metr dziewie˛c´ dziesia˛t. Z oliwkowa˛ cera˛ i czarnymi włosami wygla˛dał jak Grek. A dokładniej jak grecki arystokrata o klasycznych, wyrazistych rysach. W tej twarzy moz˙ - na było oczekiwac´ ciemnych, z˙ ywych oczu o ognistym wyrazie – a tymczasem spocze˛ło na niej spojrzenie chłodne jak zielony lo´ d. Ponadto, w przeciwien´ stwie do wie˛kszos´ ci swoich rodako´ w, nie miał w sobie ani grama zbe˛dnego tłuszczu. Popatrzył na nia˛ i lekko zmarszczył brwi, po czym przysuna˛ł sie˛ bliz˙ ej i demonstracyjnie wcia˛gna˛ł w noz- drza jej zapach. Sadie miała wraz˙ enie, z˙ e płonie całe jej ciało. – Ma pani niezwykłe perfumy – ocenił. – Czy moz˙ na juz˙ kupic´ ten zestaw? Jak me˛ski głos moz˙ e miec´ tak zmysłowa˛ mie˛kkos´ c´ ? – pomys´ lała z drz˙ eniem, odnotowuja˛c jednoczes´ nie, z˙ e nieznajomy mo´ wi z australijskim akcentem. Ale miała juz˙ dosyc´ , stanowczo dosyc´ tego wszyst- kiego. Szarpne˛ła sie˛ w tył i sykne˛ła zjadliwie: – Zestaw? Jak s´ mie pan twierdzic´ , z˙ e jestem do kupienia razem z perfumami? Czy tak mys´ la˛ me˛z˙ - czyz´ ni pana pokroju? – Me˛z˙ czyz´ ni mojego pokroju? – Zielonkawe oczy popatrzyły na nia˛ chłodno. – Moge˛ najwyz˙ ej powie- dziec´ , z˙ e w przypadku kobiet pani pokroju me˛z˙ czyz´ ni tacy jak ja staja˛sie˛ nieco nerwowi. Poza tym lubie˛, jes´ li moja kobieta lubi moje perfumy. Wyła˛cznie moje! Strona 10 W tym momencie starszy me˛z˙ czyzna dotkna˛ł jego ramienia i powiedział mu cos´ na ucho, zerkaja˛c przy tym na Sadie z jawna˛ dezaprobata˛. Grek odwro´ cił sie˛ ku niemu, wie˛c szybko skorzys- tała z okazji i znalazła sie˛ po drugiej stronie drzwi. Strona 11 ROZDZIAŁ PIERWSZY – Och, jaki pie˛kny zapach! – wykrzykne˛ła Mary, wchodza˛c do laboratorium przyjacio´ łki. Sadie komponowała włas´ nie wioda˛ca˛ nute˛ nowych perfum. – Mam specjalne zamo´ wienie – powiedziała, pros- tuja˛c sie˛ znad probo´ wek. – Ktos´ znany? Zdradzisz mi? – dopytywała sie˛ Mary. Sadie ze s´ miechem pokre˛ciła głowa˛. – Przeciez˙ wiesz, z˙ e nie moge˛. To kwestia zaufania kliento´ w. – Uhm... odka˛d prasa zwe˛szyła nowine˛, z˙ e pewna bardzo, ale to bardzo słynna piosenkarka zamo´ wiła u ciebie indywidualny zapach, moge˛ przypuszczac´ , z˙ e... – Nie zadawaj mi wie˛cej pytan´ – ucie˛ła Sadie, powaz˙ nieja˛c. Inni na jej miejscu byliby zachwyceni taka˛ darmo- wa˛ reklama˛, lecz ona nade wszystko ceniła swoja˛ prywatnos´ c´ i najche˛tniej pozostałaby na zawsze anoni- mowa˛ postacia˛. – Nadal masz zamiar leciec´ do Francji? – Mary szybko zmieniła temat. Sadie zmarszczyła brwi. Strona 12 – Praktycznie nie mam wyboru – przyznała z wes- tchnieniem. – Raul chce sprzedac´ interes greckiemu miliarderowi, kto´ ry planuje dodac´ nasze perfumy do kolekcji innych luksusowych do´ br, jakie wytwarza jego konsorcjum. – Leoneadisowi Stapinopolousowi? – Tak, jemu, niestety – skrzywiła sie˛ Sadie. – Pry- watnie nazywam go Greckim Walcem Drogowym. – O, rany, ty chyba go nie lubisz – zachichotała Mary. – Jak moge˛ go lubic´ po tym, co zaplanował dla Francine! – z˙ achne˛ła sie˛ Sadie. – Co´ z˙ , takie rynkowe rekiny jak on nie miewaja˛ sentymento´ w – przyznała Mary. – Jego konsorcjum jest warte miliardy, a od czasu, kiedy zatrudnił nowego designera, kto´ ry zmienił styl jego produkto´ w z branz˙ y mody damskiej, nie ma takiej kobiety, kto´ ra nie marzy- łaby, aby ponosic´ cos´ z jego metka˛. – Nie ma takiej? – Sadie rzuciła jej poirytowane spojrzenie. – Zapomniałas´ o mnie. Mary, zrozum – do- dała szybko, nie czuja˛c spodziewanego zrozumienia dla swoich problemo´ w. – Tak naprawde˛ nie chodzi mu o nasza˛ firme˛, kto´ ra jest s´ miesznie mała w skali jego przedsie˛wzie˛c´ , tylko o nabycie praw do perfum mojej babci, kto´ re po jej s´ mierci przeszły na mnie. Raul usilnie nalega, abym zgodziła sie˛ je sprzedac´ , ale nie zrobie˛ tego w z˙ adnym wypadku. Te perfumy pradzia- dek stworzył dla prababki i produkował je tylko dla garstki wybranych klientek. Moja babcia przekazała recepture˛ mnie, gdyz˙ wiedziała, z˙ e be˛de˛ chronic´ mar- ke˛! Przeciez˙ poro´ z˙ niła sie˛ ze swoim bratem włas´ nie Strona 13 dlatego, z˙ e chciał zrobic´ dokładnie to samo, co teraz Raul. – Wie˛c nie jedz´ do Francji! – powiedziała z przeje˛- ciem Mary. – Musze˛, kochana. Mam trzydzies´ ci procent udzia- ło´ w w firmie i nie pozwole˛ Raulowi sfinalizowac´ transakcji. A ten Grek... – Ten grecki bo´ g seksu – poddała Mary z błyskiem w oku. – Bo´ g seksu? – Sadie spojrzała na nia˛ ze zdziwie- niem. – Nie widziałas´ jego zdje˛cia w prasie finansowej? Sadie przecza˛co pokre˛ciła głowa˛. Przyjacio´ łka z po- błaz˙ aniem poklepała ja˛ po ramieniu. – W takim razie najpierw zobacz, a potem pogada- my. Co ciekawe, miał greckich dziadko´ w, kto´ rzy jako młoda para wyemigrowali do Australii. – Widze˛, z˙ e sporo o nim wiesz – powiedziała z przeka˛sem Sadie. – Bo facet jest nieziemsko sexy, a ja jestem nieziem- sko napalona na takich dekoracyjnych amanto´ w! – wy- znała Mary, puszczaja˛c do niej oko. – A skoro juz˙ o tym mowa, nie rozumiem, dlaczego zabarykadowa- łas´ sie˛ w Pembroke, skoro mogłabys´ z powodzeniem prowadzic´ s´ wiatowe z˙ ycie w Paryz˙ u czy w Cannes, a jes´ li nie, to przynajmniej cia˛gle tam latac´ , zyskuja˛c nowych kliento´ w ws´ ro´ d znanych sław. Notabene, jak Raul patrzy na two´ j biznes? – Francine produkuje kro´ tkie, ekskluzywne serie, wie˛c nie ma tu konfliktu intereso´ w. Ale... – Ale co? – dociekała Mary. Strona 14 Sadie westchne˛ła. – Raul naciska, z˙ eby wyprodukowac´ nowe perfu- my. Te, w kto´ re wrobił mnie na targach, były jednym z nieudanych produkto´ w jego s´ wie˛tej pamie˛ci tatusia. Babcia zawsze mo´ wiła, z˙ e jej brat nie ma ,,nosa’’ i jak widac´ bratanek odziedziczył ten feler. Dlatego mnie obarczył zadaniem stworzenia nowej linii zapachowej Francine. Cwaniak! – Jak rozumiem, odmo´ wisz. Sadie westchne˛ła z rezygnacja˛. – Chciałabym odmo´ wic´ . Z drugiej strony zawsze marzyłam o takim wyzwaniu. Ale... – Wymownym gestem rozłoz˙ yła re˛ce. – Jak wiesz, moje perfumy powstaja˛ na bazie naturalnych surowco´ w i sa˛ wy- twarzane tradycyjnymi metodami. Moz˙ na powiedziec´ , z˙ e to re˛czna robota. Natomiast Raul stawia na nowo- czesne technologie i komponenty chemiczne. A to juz˙ nie to samo! Mam nadzieje˛, z˙ e uda mi sie˛ go odwies´ c´ od sprzedaz˙ y firmy temu cholernemu Grekowi. Wiem, z˙ e posiada wie˛kszos´ ciowy pakiet udziało´ w, ale Fran- cine jest jedna˛ z ostatnich tradycyjnych firm per- fumeryjnych, a to naprawde˛ duz˙ y atut i szkoda by było... – ...sprzedac´ taka˛marke˛ za miske˛ soczewicy – szyb- ko uzupełniła Mary. – No włas´ nie, wie˛c nie zgodze˛ sie˛, aby przeja˛ł nas ten grecki magnat. Mo´ wiłam to Raulowi. – Rozumiem. Wiesz, ta cała gadka o miksturach i tyglach przypomniała mi, z˙ e chciałam cie˛ prosic´ o odrobine˛ magicznego zapachu, kto´ ry zwabiłby do mnie ksie˛cia z bajki. Strona 15 – Ja robie˛ perfumy, a nie magiczne mikstury – po- wiedziała z powaga˛ Sadie. Mary popatrzyła na nia˛ z uraza˛. – Mys´ le˛, z˙ e perfumy maja˛ w sobie magiczna˛ moc i dziwie˛ sie˛, z˙ e akurat ty temu przeczysz. – Złagod- niała, kiedy dostrzegła cien´ troski na twarzy przyjacio´ ł- ki. – Co jeszcze cie˛ martwi, powiedz, staruszko? – za- pytała mie˛kko. Sadie zmarszczyła brwi. – To wszystko jest o wiele bardziej skomplikowa- ne, niz˙ sie˛ wydaje, Mary. Obecnie Francine jest nie- wiele warta. Interes nie rozwija sie˛, ludzi jest mało i pracuja˛ tylko na zlecenia. Tak naprawde˛ jedyna˛ wartos´ c´ przedstawia sama nazwa firmy i zwia˛zana z nia˛ tradycja. I włas´ nie te˛ nazwe˛ chce przeja˛c´ nasz Grecki Walec Drogowy. A kiedy to zrobi, nic z niej nie zostanie. – Tylko nazwe˛? – Raul zadzwonił do mnie wczoraj i powiedział, z˙ e poinformował Greka, z˙ e pracuje˛ nad nowym zapa- chem, a nowa marka i moja wiedza maja˛ byc´ wpisa- ne w kontrakt. Ws´ ciekłam sie˛ i wykrzyczałam mu, z˙ e nie ma prawa mo´ wic´ takich rzeczy. Jestem mniejszos´ - ciowym udziałowcem Francine i nikim wie˛cej! Nie pracuje˛ dla firmy Raula i nie moz˙ e mna˛ rozporza˛dzac´ ! – Sadie zacze˛ła nerwowo chodzic´ po pokoju. – Wo´ w- czas oskarz˙ ył mnie, z˙ e programowo stawiam opo´ r i blokuje˛ mu atrakcyjny kontrakt – cia˛gne˛ła wzburzo- na. – Rzecz w tym, z˙ e ja wcale nie uwaz˙ am tego ukła- du za atrakcyjny. Owszem, przynio´ słby nam obojgu spora˛sume˛ pienie˛dzy, a zwłaszcza Raulowi. Lecz duch Strona 16 Francine zostałby bezpowrotnie zniszczony, rozu- miesz? Na to nie moge˛ w z˙ adnym razie pozwolic´ . Zreszta˛ gdybym nawet stworzyła nowy superzapach, i tak wywierałby na mnie presje˛, z˙ a˛daja˛c jeszcze wie˛cej. Us´ miechne˛ła sie˛ gorzko do przyjacio´ łki. – Jes´ li zgodze˛ sie˛ na z˙ a˛dania Raula, sprzedam swoje dziedzictwo i artystyczna˛ dusze˛! Ten potwo´ r tak długo powtarzał wczoraj, z˙ e miałam wielkie szcze˛s´ cie, dziedzicza˛c po babci sekret produkcji najsłynniejszych perfum firmy, az˙ niemalz˙ e poczułam sie˛ winna. – Winna? Czego? – Mary nie posiadała sie˛ z obu- rzenia. – Powinnas´ byc´ dumna, z˙ e babcia uznała cie˛ za godna˛ dziedziczke˛. Nie chce˛ sie˛ wtra˛cac´ do twoich spraw rodzinnych, kochana, ale uwaz˙ am, z˙ e musisz bardzo uwaz˙ ac´ na swojego kuzyna. Sadie weszła do hotelu, rozgla˛daja˛c sie˛ z zadowole- niem. Polecił go jej pewien klient, twierdza˛c, z˙ e z pew- nos´ cia˛ be˛dzie zachwycona. I miał racje˛. Jakkolwiek hotel znajdował sie˛ w Mougins, w pew- nej odległos´ ci od Grasse, gdzie znajdowała sie˛ centrala firmy i gdzie urze˛dował Raul, nie z˙ ałowała. Uwielbiała takie miejsca – azyle spokoju i staro- s´ wieckiego uroku, tak ro´ z˙ ne od snobistycznego blicht- ru cannen´ skich hoteli, wybieranych z kolei przez Rau- la. Z tego samego powodu miał pretensje˛ do przodko´ w, z˙ e zrezygnowali niegdys´ z paryskiej siedziby, pełnej mieszczan´ skiego przepychu. – Co podkusiło naszego pradziadka, z˙ eby sprzedac´ dom w Paryz˙ u i przenies´ c´ interes do tego zapyziałego Strona 17 Grasse? – utyskiwał. – Wyobraz˙ asz sobie, ile dzisiaj byłaby warta tamta paryska nieruchomos´ c´ ? Sadie wolała zmilczec´ te uwagi. Babcia mo´ wiła jej, z˙ e eleganckie apartamenty i sklep musiały zostac´ sprzedane, aby pokryc´ hazardowe długi jej brata i zatu- szowac´ skandal, kto´ ry mo´ głby zawaz˙ yc´ na dobrym imieniu firmy. Wolała nie rozdrapywac´ starych ran. Wykupiła pobyt w hotelu na cały tydzien´ , gdyz˙ opro´ cz załatwiania spraw z Raulem chciała miec´ takz˙ e czas na odwiedzenie miejscowych hodowco´ w kwia- to´ w, od kto´ rych kupowała naturalne surowce do swo- ich perfum. Wpisała sie˛ do ksie˛gi gos´ ci, us´ miechaja˛c sie˛ skrycie, gdyz˙ elegancka Francuzka z recepcji z widoczna˛ ap- robata˛ wcia˛gne˛ła w nozdrza won´ perfum swojego gos´ cia. To był ulubiony zapach Sadie, jej autorskie dzieło, stworzone wyła˛cznie na własny uz˙ ytek. Bez fałszywej skromnos´ ci mogła stwierdzic´ , z˙ e gdyby chciała je sprzedawac´ , zarobiłaby maja˛tek. Flaszeczka tych perfum nieodmiennie przypomina- ła jej babcie˛; gdy roztarła ich krople˛ na sko´ rze, stawały sie˛ cza˛stka˛ własnego ciała. Wzie˛ła klucz i ruszyła w kierunku wskazanym przez recepcjonistke˛, do niz˙ szej, bardziej kameralnej cze˛s´ ci hotelu, gdzie znajdował sie˛ basen i kompleks odnowy biologicznej. Poko´ j okazał sie˛ taki, o jakim marzyła – komfor- towy, urza˛dzony z elegancka˛ prostota˛, a jednoczes´ nie przytulny i swojski. Wystarczyło jej czasu, aby ods´ wiez˙ yc´ sie˛ po po- dro´ z˙ y i przebrac´ . Wycia˛gne˛ła z walizki ukochane dz˙ in- Strona 18 sy, wygodne i dopasowane jak własna sko´ ra. Ubierała sie˛ oficjalnie tylko wtedy, kiedy zmuszała ja˛ do tego sytuacja, a tym razem czekało ja˛ nieformalne, choc´ biznesowe spotkanie z kuzynem. Naste˛pnie wypoz˙ y- czyła samocho´ d i udała sie˛ do Grasse na spotkanie z Raulem. Mieli podyskutowac´ o jej obiekcjach, zwia˛- zanych z planami sprzedania firmy Grekowi. Odrucho- wo skrzywiła sie˛ na mys´ l o motywach, jakie musiały kierowac´ tym bezwzgle˛dnym rekinem biznesu, z˙ ar- łocznie rzucaja˛cym sie˛ na drobniejsze, co bardziej smakowite płotki. Takie jak Francine... Ale nawet ten Walec Drogowy, miaz˙ dz˙ a˛cy wszyst- ko, co napotkał na swojej drodze, musiał zauwaz˙ yc´ , z˙ e czasami wielki sukces rodzi sie˛ z subtelnos´ ci. Byc´ moz˙ e sam na to nie wpadł, ale podpatrzył u konkuren- cji, kto´ ra nauczyła sie˛ cenic´ wyrafinowane, niemal niszowe marki – zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy znane kobiety, zamiast nowoczesnych perfum, rozsławionych przez wielkie kampanie marketingowe, wolały wybierac´ ekskluzywne zapachy, wytwarzane tradycyjnymi metodami. I miec´ gwarancje˛, z˙ e dzie˛ki temu be˛da˛ pachniały inaczej niz˙ tłum innych kobiet. W czasach swego rozkwitu Francine produkowała jedne z najbardziej poszukiwanych perfum, lecz Sadie wiedziała, z˙ e brat babci, a dziadek Raula, sprzedał prawa do niemal wszystkich zapacho´ w, a uzyskane pienia˛dze utopił w nieudanych przedsie˛wzie˛ciach i przegrał w kasynach gry. Obecnie w repertuarze Francine tradycji broniła jedynie woda lawendowa oraz pomada do włoso´ w. Z˙ adnego z tych produkto´ w, mimo najlepszych che˛ci, Strona 19 nie moz˙ na było nazwac´ flagowym. Dla Sadie praca dawnymi metodami była z´ ro´ dłem inspiracji i fascyna- cji, gdyz˙ posiłkowała sie˛ naturalnymi komponentami. Ilez˙ poetyckiego uroku miało wydobywanie zapacho- wej nuty z płatko´ w ro´ z˙ y czy z piz˙ ma! Miała wielkie szcze˛s´ cie, z˙ e w okolicach Grasse znalazła rodzinne gospodarstwa, kto´ re uprawiały ro´ z˙ e i jas´ miny na potrzeby przemysłu perfumeryjnego, uzy- skuja˛c z nich esencje w tradycyjny, prawie nieopła- calny sposo´ b. Jakos´ c´ olejku ro´ z˙ anego, sprzedawanego przez rodzine˛ Lafont, była nieporo´ wnywalna z z˙ adnym syntetycznym produktem. Sadie była ich uprzywile- jowanym klientem. Pierre Lafont i jego brat, obaj juz˙ dobrze po siedemdziesia˛tce, doskonale pamie˛tali jej babcie˛ i nieraz snuli wspomnienia, jak ze swoim ojcem odwiedzała ich pola i destylarnie˛. Moz˙ e dlatego zgadzali sie˛ sprzedawac´ Sadie tak niewielkie ilos´ ci surowca. – Praktycznie wszystko, co produkujemy, jest za- kontraktowane przez stałych odbiorco´ w – tłumaczyli jej. – Ale zawsze znajdzie sie˛ troche˛ dla ciebie – doda- wali wspaniałomys´ lnie. Wiosna była w rozkwicie. Sadie z aprobata˛ wcia˛g- ne˛ła w płuca wonne, rzes´ kie powietrze. Ach, te mimo- zy, jak bosko pachna˛! Droge˛ do Grasse znała na pamie˛c´ . A gdyby nawet nie jez´ dziła tutaj, wystarczyłyby opowiadania babci, zapamie˛tane z dziecin´ stwa. Co prawda, przybyło dro´ g i pola przecie˛ły autostrady, ale topografia terenu pozo- stała ta sama. Strona 20 Babcia opisywała swoje dziecin´ stwo jako idylliczne i bezpieczne jak azyl. Rodzina z˙ yła w dostatku, ojciec rozpieszczał ja˛ – az˙ przyszła wojna i cały ten pie˛kny s´ wiat runa˛ł jak domek z kart. Dziadek Sadie zmarł, a babcia uciekła do Anglii z młodym angielskim majo- rem, w kto´ rym zakochała sie˛ na zabo´ j. Konflikt, jaki narastał mie˛dzy babka˛ a jej bratem, doprowadził do rodzinnego rozdz´ wie˛ku. Babcia upar- cie odmawiała powrotu do Grasse, choc´ jej serce zostało tam, a pamie˛c´ wcia˛z˙ podsuwała obrazy daw- nego z˙ ycia. Sadie zwolniła, wjez˙ dz˙ aja˛c na staro´ wke˛ miasta, peł- na˛historycznych domo´ w. Za nimi wyłoniły sie˛ nieuz˙ y- wane juz˙ kominy dawnej destylarni perfum. Inne stare wytwo´ rnie dawno przestawiły sie˛ na intratny przemysł turystyczny, przerabiaja˛c swoje mu- ry, lecz Francine pozostała taka, jaka była zawsze. Wysoka, wa˛ska fasada kamienicy strzegła doste˛pu na brukowany dziedziniec, zawarowany starymi, drew- nianymi bramami, cia˛gle jeszcze imponuja˛cymi solid- nym wygla˛dem. Z tyłu cia˛gne˛ły sie˛ rze˛dem zabudowa- nia fabryczki, gdzie wyrabiano perfumy. Wyrabiano! Sadie przyhamowała i skre˛ciła tuz˙ przed nosem starego, zdezelowanego citroëna, niecier- pliwym skrzywieniem kwituja˛c tra˛bienie i gesty kierow- cy. Zaparkowała na jedynym wolnym miejscu w zato- czce przed domem. Jes´ li Raul sie˛ uprze i Francine zostanie sprzedana Grekowi, manufaktura zmieni sie˛ w nowoczesny zakład, produkuja˛cy maso´ wke˛ z syntetycznych składniko´ w. Starzy pracownicy, znaja˛cy tradycyjne technologie,