Jordan Penny - Dobrana para
Szczegóły |
Tytuł |
Jordan Penny - Dobrana para |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Jordan Penny - Dobrana para PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Jordan Penny - Dobrana para PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Jordan Penny - Dobrana para - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Penny Jordan
Dobrana para
Strona 2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Hej, spo´ jrz tam! Jego Ksia˛z˙ e˛ca Wysokos´ c´
i ten przemysłowiec. Mo´ wia˛, z˙ e nie zalez˙ y mu na
tytule szlacheckim. Dobrze prezentuja˛ sie˛ razem,
nie? A podobno sa˛ s´ miertelnymi wrogami.
Woko´ ł panował spory gwar i Suzy musiała wyte˛-
z˙ ac´ słuch, z˙ eby usłyszec´ , co mo´ wi do niej Jeff
Walker, fotograf z pisma, w kto´ rym pracowała.
– Musze˛ miec´ takie zdje˛cie! Chodz´ ! – Podeks-
cytowany, pocia˛gna˛ł ja˛ za łokiec´ .
To był jej pierwszy miesia˛c w redakcji i czuła
sie˛ jeszcze niepewnie. Posłusznie ruszyła za Jef-
fem. Zda˛z˙ yli ujs´ c´ zaledwie kilka kroko´ w, gdy
s´ cisna˛ł ja˛ znacza˛co za łokiec´ i powiedział sce-
nicznym szeptem:
– A niech to! Jest przy nim pułkownik Lucas
James Soames, ekskomandos z jednostki specjal-
nej, prawdziwy bohater – dodał wyjas´ niaja˛cym
tonem, widza˛c, z˙ e Suzy nie bardzo wie, o kim
mowa. – Facet nienawidzi dziennikarzy. W czasie
jego ostatniej misji brytyjska reporterka omal nie
oszalała z rados´ ci, gdy udzielił jej wywiadu.
Suzy pro´ bowała nada˛z˙ yc´ za potokiem sło´ w
Strona 3
Jeffa. Było jej głupio, z˙ e nie miała poje˛cia o ist-
nieniu pułkownika Soamesa. Dyskretnie rozejrzała
sie˛, szukaja˛c kogos´ w mundurze. Daremnie.
Prace˛ w modnym ,,Z ˙ yciu od Kulis’’ dostała
dzie˛ki rekomendacjom swojego promotora z uni-
wersytetu. Z takim entuzjazmem tłumaczył, jak
wielka˛ szansa˛ dla niej jest ta posada, az˙ miała
wraz˙ enie, z˙ e zawiodłaby go, odmawiaja˛c. Na ra-
zie znajdowała sie˛ w okresie pro´ bnym. Ale juz˙
teraz, po niecałym miesia˛cu zajmowania sie˛ ku-
lisami ro´ z˙ nych afer, zacze˛ła obawiac´ sie˛, z˙ e po-
pełniła bła˛d. W tej redakcji zupełnie nie prze-
jmowano sie˛ czyms´ takim, jak etyka dziennikar-
ska. Aby zdobyc´ materiał, ludzie gotowi byli
na wszystko. Tego Suzy nie potrafiła zaakcep-
towac´ .
Byc´ moz˙ e dlatego, z˙ e przez dwa lata pozostawa-
ła niemalz˙ e w izolacji od s´ wiata, piele˛gnuja˛c cie˛z˙ -
ko chora˛matke˛, kto´ ra w kon´ cu zmarła. Gdy wro´ ciła
na uczelnie˛, aby dokon´ czyc´ studia, czuła sie˛ o wiele
starsza i dojrzalsza od swoich ro´ wies´ niko´ w.
– Wybacz... – odezwała sie˛ niepewnym tonem
– ...ale nie widze˛ tu nikogo w mundurze.
Jedyna˛ osoba˛, kto´ ra˛ w tym momencie widziała,
był me˛z˙ czyzna znajduja˛cy sie˛ kilka metro´ w przed
nia˛. Stał sam, nieco na uboczu, a jego imponuja˛ca
postac´ przycia˛gała wzrok, go´ ruja˛c nad innymi.
Suzy poczuła, jak jej ciało rozpala ciekawos´ c´ ,
Strona 4
a serce zaczyna bic´ niespokojnie. Nie była w stanie
drgna˛c´ ani nawet odwro´ cic´ oczu.
Gdy obro´ cił głowe˛ w jej strone˛, serce rozpocze˛ło
szalony galop. Była dziwnie oszołomiona, a jedno-
czes´nie czuła narastaja˛ce podniecenie. Poz˙ a˛da me˛z˙ -
czyzny, kto´ rego dopiero co zobaczyła! Chryste, co
sie˛ z nia˛ dzieje?
Nie mogła oderwac´ od niego wzroku i chciwie
chłone˛ła kaz˙ dy szczego´ ł. On zas´ , choc´ spogla˛dał ku
niej, zdawał sie˛ jej nie dostrzegac´ . Dzie˛ki temu
mogła mu sie˛ swobodnie przygla˛dac´ . Był wysoki,
o s´ niadej karnacji i włosach tak ciemnych, z˙ e
wydawały sie˛ niemal czarne. Ale miał tez˙ w sobie
cos´ wie˛cej – cos´ , czego nie potrafiłaby oddac´
słowami, a na co bezbłe˛dnie reagowało jej ciało.
Był z pewnos´ cia˛ najatrakcyjniejszym me˛z˙ czyzna˛,
jakiego widziała w z˙ yciu!
Zno´ w obro´ cił głowe˛, jakby wyczuł, z˙ e ktos´ mu
sie˛ przygla˛da. Patrzył teraz wprost na nia˛ i miała
wraz˙ enie, jakby przes´ wietlał ja˛ spojrzeniem. Jakby
nie było juz˙ niczego, czego by o niej nie wiedział.
Przypominał jej greckiego boga – pote˛z˙ nego,
muskularnego, z ciemnymi, wija˛cymi sie˛ włosami
i klasycznymi rysami. Tylko oczy były intensywnie
niebieskie. Musiała przyznac´ , z˙ e miał w sobie to
cos´ , co czyni me˛z˙ czyzne˛ atrakcyjnym dla płci
pie˛knej.
Opanowała sie˛ w sama˛ pore˛, by usłyszec´ Jeffa.
Strona 5
– Zajmij czyms´ pułkownika, z˙ ebym mo´ gł zro-
bic´ zdje˛cia – sykna˛ł.
– Co? – Przestraszona rozejrzała sie˛ woko´ ł.
– Ale... ale gdzie on jest?
– No tam, gapo! Stoi troche˛ z boku, w pobliz˙ u
ksie˛cia i sekretarza stanu – powiedział, dyskretnie
wskazuja˛c kierunek broda˛.
Z niepokojem spojrzała w tamta˛ strone˛. Boz˙ e, to
był on! Jej me˛z˙ czyzna... to znaczy, ten me˛z˙ czyzna!
– Ale... – zaja˛kne˛ła sie˛ – mo´ wiłes´ , z˙ e jest puł-
kownikiem. A przeciez˙ ... nie nosi munduru – duka-
ła jak idiotka. Zdawało sie˛ jej, z˙ e traci zmysły,
jakby w jednym momencie zakochała sie˛ ciele˛co,
na zabo´ j.
– Jasne, z˙ e nie nosi! Przeciez˙ nie jest juz˙ w ar-
mii! Dziewczyno, gdzies´ ty sie˛ uchowała?! – wy-
krzykna˛ł Jeff, zniecierpliwiony jej ignorancja˛.
– Jest teraz wolnym strzelcem – wyjas´ nił spokoj-
niej. – Przychodza˛ do niego ro´ z˙ ne waz˙ ne osoby,
prosza˛c, aby zapewnił im ochrone˛. Choc´ tak na-
prawde˛ nie musiałby pracowac´ . Jest bogaty, ma
znajomos´ ci, zna układy. Jego ojciec posiada tytuł
hrabiowski. Matka pochodzi ze Stano´ w. On sam
skon´ czył Eton. Dos´ wiadczenie wojskowe zdoby-
wał w Irlandii Po´ łnocnej. Tam awansował na majo-
ra. Potem trafił do Bos´ ni i zno´ w awansował. Obec-
nie nie jest juz˙ w czynnej słuz˙ bie. Ale cia˛gle
nadstawia głowe˛, zapewniaja˛c ochrone˛ politykom,
Strona 6
głowom pan´ stwa i innym waz˙ nym szychom. Jego
usługi sa˛ niezwykle cenione w tych kre˛gach. Teraz
juz˙ wiesz, na kogo patrzysz? – zakon´ czył z us´ mie-
chem politowania.
Nagle drgna˛ł i mocniej s´ cisna˛ł w gars´ ci aparat.
– Patrz! Jes´ li uda mi sie˛ strzelic´ taka˛ fotke˛, nie
be˛de˛ musiał wie˛cej pracowac´ ! Tak, sto´ j tak, skarbie
– mrukna˛ł pod nosem i zwro´ cił sie˛ zno´ w do Suzy.
– Ruszaj! Musisz go czyms´ zaja˛c´ , z˙ ebym mo´ gł
spokojnie pstrykac´ zdje˛cia.
– Co? A jak mam to zrobic´ ? – zapytała, nie-
spokojnie zerkaja˛c w strone˛ pułkownika. Stał teraz
przed ksie˛ciem i jego towarzyszem, jakby celowo
ich zasłaniał.
Jeff spiorunował ja˛ wzrokiem.
– Jezu, kto mi tu ciebie podesłał? Nie mogli dac´
kogos´ , kto zna sie˛ na robocie? Zdaje sie˛, z˙ e Roy
zatrudnił cie˛ wyła˛cznie z uprzejmos´ ci. No i moz˙ e
dlatego, z˙ e masz niezłe nogi – dodał fotograf,
taksuja˛c postac´ Suzy znacza˛cym spojrzeniem.
– Pewnie wyobraz˙ ał sobie, jak by to było, gdybys´
go nimi oplotła. Stary s´ wintuch!
Suzy usiłowała nie pokazac´ po sobie, jak bardzo
dotykały ja˛tego typu obles´ ne uwagi. Włas´ nie cia˛głe
komentarze szefa, pełne ostentacyjnie seksualnych
podteksto´ w, były jedna˛ z przyczyn, dla kto´ rych
z coraz wie˛ksza˛ nieche˛cia˛ przychodziła do pracy.
– Jestes´ kobieta˛, czyz˙ nie? Wie˛c idz´ tam i za-
Strona 7
chowuj sie˛ jak kobieta! – nakazał z irytacja˛ Jeff,
ruszaja˛c w tłum.
Suzy poda˛z˙ yła za nim. Jak kobieta! Hm...
w przypadku pułkownika Soamesa kobiecos´ c´ uru-
chamiała sie˛ niejako automatycznie.
Gdy podeszła na tyle blisko, z˙ eby spojrzec´ mu
w twarz, przeszył ja˛ dreszcz emocji. Ka˛tem oka
dostrzegła, z˙ e Jeff patrzy na nia˛ spode łba. Zmie-
szana Suzy wzie˛ła głe˛boki oddech i posta˛piła jesz-
cze krok w przo´ d. W jej głowie zarysował sie˛
mglisty plan działania. Rozkoszny us´ miech, jak na
powitanie dobrego znajomego, a potem kro´ tkie
przepraszam i wytłumaczenie, z˙ e chyba go z kims´
pomyliła. Kilka sekund, ale powinno wystarczyc´
na zrobienie zdje˛cia.
Problem w tym, z˙ e podobnie udawane zachowa-
nia były zupełnie nie w jej stylu. Zaciskaja˛c ze˛by ze
złos´ ci, usiłowała zignorowac´ skurcze z˙ oła˛dka i me˛z˙-
nie posta˛piła jeszcze krok w przo´ d.
W mgnieniu oka odległos´ c´ , dziela˛ca ja˛ od Soa-
mesa, zmalała do kilkunastu centymetro´ w. Jakim
cudem znalazła sie˛ tuz˙ przy nim, niemal dotykaja˛c
nosem nieskazitelnie białej koszuli? Czy to moz˙ -
liwe, z˙ e przesuna˛ł sie˛, a ja tego nie zauwaz˙ yłam?
– zastanawiała sie˛ gora˛czkowo.
W tym samym momencie wycia˛gna˛ł re˛ke˛ i chwy-
cił ja˛ za ramie˛. Krew zacze˛ła szybciej kra˛z˙ yc´ w z˙y-
łach Suzy, a ciało przenikna˛ł dreszcz.
Strona 8
Oszołomiona niezwykła˛, dota˛d nie dos´ wiadcza-
na˛, zmysłowa˛ fascynacja˛, powe˛drowała spojrze-
niem do ust me˛z˙ czyzny. Pod wpływem jego gora˛-
cego spojrzenia czuła, jakby zaraz miała sie˛ roz-
płyna˛c´ niczym lo´ d w słon´ cu. Głos´ no wcia˛gne˛ła
powietrze i niemal bezwiednie uniosła re˛ke˛, mus-
kaja˛c palcami wyraziste wargi. Chciała sprawdzic´ ,
czy ich dotyk jest tak samo podniecaja˛cy. W tym
samym momencie zamarła, gdyz˙ rozpalona wyob-
raz´ nia podsune˛ła jej kolejny, absolutnie szalony
pomysł. Co gorsza, postanowiła od razu wprowa-
dzic´ go w czyn.
Wspie˛ła sie˛ na palce. Na szcze˛s´ cie Soames nie
zwolnił chwytu, wie˛c nie traca˛c ro´ wnowagi, mog-
ła dosie˛gna˛c´ jego warg. I oto nagle szum rozmo´ w
ucichł, a przed nia˛ otworzyły sie˛ drzwi do innego
s´ wiata.
S´ lepa i głucha na wszystko, co działo sie˛ woko´ ł,
wydała z siebie cichy, gardłowy je˛k rozkoszy.
To był on! Jej rycerz ze sno´ w, obron´ ca, kocha-
nek, o kto´ rym marzyła w chwilach słabos´ ci. Boha-
ter, o kto´ rym s´ niła przez całe z˙ ycie. Jej druga
poło´ wka, jej bratnia dusza.
Chciała powiedziec´ mu, co czuła. Podzielic´ sie˛
swoja˛ rados´ cia˛. Podzie˛kowac´ , z˙ e tu był.
Tego sie˛ nie spodziewała! Została nagle ode-
pchnie˛ta, tak brutalnie, z˙ e przez chwile˛ z wraz˙ enia
nie mogła złapac´ oddechu. Zaskoczona i zmieszana,
Strona 9
jeszcze szukała w jego wzroku oznak akceptacji.
Ale w niebieskich oczach dostrzegła jedynie ws´ciek-
łos´ c´ i pogarde˛.
Rados´ c´ Suzy w jednej chwili zmieniła sie˛ w bo´ l
i rozpacz. Co jej przyszło do głowy? Zrobiła z sie-
bie kompletna˛ idiotke˛! Po co uparcie i głupio
piele˛gnowała w sobie dziecinne marzenie o brat-
niej duszy? Sa˛dziła, iz˙ jest na tyle rozsa˛dna, by
wiedziec´ , z˙ e takie rzeczy nie zdarzaja˛ sie˛ w rzeczy-
wistos´ ci. Chciała tylko pomarzyc´ , jak małe dziec-
ko, kto´ re kurczowo trzyma sie˛ starego, pluszowego
misia, bronia˛c sie˛ przed wyrzuceniem go.
– Dziennikarka ,,Z ˙ ycia od Kulis’’ – przeczytał
na jej identyfikatorze. – Powinienem sie˛ domys´ lic´
– prychna˛ł z pogarda˛. – Wasze metody pracy sa˛
ro´ wnie obrzydliwe, jak wasze artykuły.
Poczuła sie˛ upokorzona i zdradzona. Zdradzona,
gdyz˙ nie zadał sobie trudu, z˙ eby zauwaz˙ yc´ , z˙ e nie
jest taka, za jaka˛ ja˛ uwaz˙ ał. Nie poznał sie˛ na niej,
niesprawiedliwie ocenił, nie dostrzegł, jakie prze-
z˙ ywa katusze. Zawio´ dł na całej linii.
– Two´ j przyjaciel czeka na ciebie. – Te kro´ tkie
słowa zabrzmiały mało przyjaz´ nie, jes´ li nie wrogo.
– Mo´ wił ostrym tonem, a spojrzenie miał zimne
i odpychaja˛ce.
Tymczasem Suzy wcia˛z˙ czuła dotyk jego gora˛-
cych ust na swoich wargach.
Cia˛gle jeszcze rozdygotana, odwro´ ciła sie˛ i ru-
Strona 10
szyła w strone˛ drzwi, do Jeffa. Obok stał jeden
z ochroniarzy. Jedna˛ re˛ka˛ blokował fotoreportera,
a w drugiej trzymał jego aparat.
– Co ty sobie, do cholery, wyobraz˙ asz? – wark-
na˛ł, kiedy podeszła. Twarz miał zaczerwieniona˛
z ws´ ciekłos´ ci. – Kazałem ci zaja˛c´ na chwile˛ faceta,
a nie poz˙ erac´ go jak modliszka na oczach wszyst-
kich!
Suzy, czerwona ze wstydu, nie była w stanie
wymys´ lic´ nic na swoja˛ obrone˛.
– Udało ci sie˛ zrobic´ zdje˛cie? – zapytała i na-
tychmiast zdała sobie sprawe˛, z˙ e palne˛ła kolejne
głupstwo.
– Rany boskie, jasne, z˙ e zrobiłem, ale nie wi-
dzisz, z˙ e zabrano mi aparat? Kompletnie zgłupiałas´
przez to całowanie! – wybuchna˛ł Jeff. – Dobry
z niego zawodnik, co? Tylko nie zaprzeczaj! Ma
podobno bogate dos´ wiadczenia z kobietami. Mo´ -
wiłem ci, z˙ e w czasie ostatniej misji jedna reporter-
ka miała na niego wielka˛ ochote˛. Pewnie jego
zabo´ jczy instynkt objawia sie˛ w ło´ z˙ ku.
Suzy z obrzydzeniem słuchała tego potoku sło´ w.
I z ro´ wnym obrzydzeniem mys´ lała o własnej, kata-
strofalnej naiwnos´ ci, wre˛cz głupocie. Nie potrafiła
zrozumiec´ swoich reakcji, a juz˙ szczego´ lnie owego
jawnie erotycznego zachowania, demonstrowane-
go w towarzystwie obcych ludzi, w czasie pełnienia
– było nie było – obowia˛zko´ w zawodowych. Chyba
Strona 11
postradała zmysły! Tak zapewne powiedziałaby jej
przyjacio´ łka Kate, gdyby dowiedziała sie˛ o jej
wyczynach.
Studiowały razem i nie przerwały kontakto´ w
nawet wtedy, gdy Suzy porzuciła studia, aby za-
opiekowac´ sie˛ umieraja˛ca˛ matka˛. Kate wyszła za
ma˛z˙ i razem z me˛z˙ em prowadziła małe, ale dobrze
prosperuja˛ce biuro podro´ z˙ y. I bezustannie nama-
wiała przyjacio´ łke˛ do korzystania z z˙ ycia, lecz
Suzy wcia˛z˙ miała długi do spłacenia – poz˙ yczke˛
studencka˛ i opłaty za wynajem lokalu, w kto´ rym
mieszkała z mama˛, a potem juz˙ sama.
Złotozielone oczy Suzy pociemniały ze smutku.
Tata zgina˛ł jeszcze przed jej narodzinami w czasie
wspinaczki w go´ rach, a mama nigdy nie pogodziła
sie˛ z jego s´ miercia˛. I nigdy nie wybaczyła ukocha-
nemu me˛z˙ czyz´ nie, z˙ e opus´ cił ja˛ na zawsze.
Gdy tylko Suzy podrosła, to ona musiała zaopie-
kowac´ sie˛ matka˛. W domu sie˛ nie przelewało, wie˛c
juz˙ jako nastolatka zacze˛ła pracowac´ , aby pod-
reperowac´ finanse. Najpierw przy roznoszeniu ga-
zet, jak wiele dzieci w jej wieku. Tylko w przeci-
wien´ stwie do nich nie zarabiała na kieszonkowe.
Potem brała kaz˙ da˛prace˛, jaka˛ tylko mogła znalez´ c´ .
Kate wielokrotnie powtarzała przyjacio´ łce, z˙ e ma
przesadnie rozwinie˛te poczucie odpowiedzialnos´ ci.
I z˙ e zbytnio pozwala sie˛ wykorzystywac´ innym.
Suzy, patrza˛c na pułkownika Soamesa, nie mog-
Strona 12
ła sobie wyobrazic´ , aby taki twardy facet jak on
pozwalał sie˛ komus´ wykorzystywac´ . Była pewna,
z˙ e jes´ li ktos´ okazał sie˛ na tyle naiwny, aby zwro´ cic´
sie˛ do niego o pomoc czy wspo´ łczucie, szybko
spotykał sie˛ ze zdecydowana˛ odmowa˛. Chyba z˙ e
zaproponował odpowiednio wysoka˛ gratyfikacje˛
finansowa˛, pomys´ lała z gorycza˛.
Niezadowolona, z˙ e zno´ w dopus´ ciła obecnos´ c´ te-
go me˛z˙ czyzny w swoich najtajniejszych mys´ lach,
poczuła jednoczes´ nie le˛k. Dlaczego włas´ nie on wy-
woływał w niej az˙ tak silne emocje? Nigdy dota˛d
nie reagowała w ten sposo´ b.
Najlepiej be˛dzie, kochana, jes´ li po prostu zapo-
mnisz o tej historii, nakazała sobie w duchu, przeje˛-
ta niesmakiem. Be˛dzie udawac´ , z˙ e nic sie˛ nie
wydarzyło. Tak! Włas´ nie tak!
Luke uwaz˙ nie studiował drobiazgowy plan, do-
tycza˛cy zlecenia, kto´ re włas´ nie otrzymał. Ksia˛z˙ e˛
dawał mu do zrozumienia, z˙ e bardzo chciałby
zatrudnic´ go u siebie na stałe, lecz odmo´ wił. To nie
była praca, jakiej potrzebował. Nie znosił mono-
tonii. Juz˙ jako chłopiec uwielbiał wyzwania i pas-
jonowało go pokonywanie trudnos´ ci. Natomiast ru-
tyna wykan´ czała go. Juz˙ jako młody chłopak zali-
czył egzamin w wymagaja˛cej szkole z˙ ycia i teraz
czuł sie˛ o wiele bardziej dojrzały niz˙ jego ro´ wies´ -
nicy – co ro´ wniez˙ cenił.
Strona 13
Rodzice zgine˛li w wypadku, kiedy miał jede-
nas´ cie lat. Przełoz˙ eni ojca z wojska spowodowali,
z˙ e trafił na wychowanie do swojej babci, na ro-
dzinna˛ wies´ , gdzie dorastał jego tata. Babcia w naj-
lepszej wierze posłała wnuka do szkoły z inter-
natem. Luke czuł sie˛ tam jak w wie˛zieniu. Wtedy
wiedział juz˙ , z˙ e po´ jdzie w s´ lady ojca i wsta˛pi
do armii. Dzien´ , w kto´ rym w kon´ cu mo´ gł spełnic´
to marzenie, był najszcze˛s´ liwszym dniem w jego
z˙ yciu.
Wojsko stało sie˛ dla niego całym s´ wiatem,
zaste˛puja˛c mu rodzine˛, kto´ rej praktycznie nie
miał. I dopiero nie tak dawno, pewnego dnia
obudził sie˛ ze s´ wiadomos´ cia˛, z˙ e ma dos´ c´ pat-
rzenia na ludzki bo´ l i cierpienie. Nie chciał dłuz˙ ej
słyszec´ krzyko´ w dzieci z pacyfikowanych wiosek.
Nie mo´ gł wie˛cej patrzec´ na szkieletowate ciała
głoduja˛cych. Zrozumiał wo´ wczas, z˙ e czas zakon´ -
czyc´ czynna˛ słuz˙ be˛. Innym z˙ ołnierzom ro´ wniez˙
przydarzały sie˛ takie kryzysy. Gdy emocje stawa-
ły na drodze do wykonywania zawodu, nalez˙ ało
odejs´ c´ .
Pro´ bowano jeszcze kusic´ go kolejnym awansem,
lecz zdecydowanie odmo´ wił. Nie chciał byc´ mario-
netka˛ w re˛kach dowo´ dztwa. Uwaz˙ ał, z˙ e nie jest juz˙
wartos´ ciowym z˙ ołnierzem. Maja˛c do wyboru zabi-
cie wroga i zaoszcze˛dzenie cierpienia dziecku, nie
był pewien, czy wybierze to pierwsze.
Strona 14
A praca dla Jego Ksia˛z˙ e˛cej Mos´ ci, po wszyst-
kich latach spe˛dzonych w wojsku, okazała sie˛
zwyczajnie nudna. Chociaz˙ ... istniały tez˙ pewne
podobien´ stwa.
Nagle skrzywił sie˛, przypomniawszy sobie in-
cydent na przyje˛ciu. Te cholerne dziennikarki!
Nie znosił ich! Były tysia˛c razy gorsze od swo-
ich kolego´ w po fachu. Nieraz miał okazje˛ prze-
konac´ sie˛, do czego potrafia˛ byc´ zdolne, aby
tylko zdobyc´ sensacyjny materiał. Były gotowe
zrobic´ wszystko, ła˛cznie z wykorzystaniem swo-
ich wdzie˛ko´ w. Oczy Luke’a pociemniały, a nie-
dawno zagojona rana poniz˙ ej biodra zacze˛ła bo-
les´ nie pulsowac´ .
Zacisna˛ł usta. Suzy Roberts i inne dziennikar-
skie hieny jej pokroju były ro´ wnie godne pogardy,
jak szmatławce, w kto´ rych pracowały. Nie zasługi-
wały nawet na miano dziennikarek!
Pro´ bował skupic´ sie˛ na przegla˛daniu papiero´ w,
kto´ re miał przed soba˛, lecz, ku swojej bezbrzez˙ nej
irytacji, nie potrafił wyrzucic´ tej kobiety z mys´ li.
Co sie˛ z nim dzieje? Dlaczego marnuje cenny czas
na rozmys´ lania o jakiejs´ bezczelnej kobiecie?
Czyz˙ by jej kasztanowe włosy i zielone oczy do
tego stopnia zawro´ ciły mu w głowie?
Ciekawe, czy wyobraz˙ ała sobie, z˙ e dał sie˛ na-
brac´ na te spojrzenia, pełne udawanego poz˙ a˛dania,
kto´ re posyłała mu tak namie˛tnie? Ciekawe, czy
Strona 15
dreszcze, przebiegaja˛ce po jej ciele, były ro´ wniez˙
udawane? Wyczuł, z˙ e drz˙ y, gdy trzymał ja˛ za
ramie˛. I wcia˛z˙ nie potrafił zapomniec´ tego delikat-
nego i zmysłowego zapachu. Nawet teraz nie po-
myliłby go z z˙ adnym innym. I smaku gora˛cych
ust...
Podnio´ sł sie˛ zza biurka, ze złos´ cia˛ podszedł do
okna i otworzył je, wpuszczaja˛c do pokoju powiew
mroz´ nego powietrza. Moz˙ e te kilka lat niezamie-
rzonego celibatu dało mu sie˛ we znaki? Ale z˙ eby az˙
do tego stopnia poz˙ a˛dał takiej kobiety jak Suzy
Roberts? Gdyz˙ musiał przyznac´ sam przed soba˛, z˙ e
naprawde˛ jej pragna˛ł.
Było juz˙ po´ z´ no, a czekało go jeszcze spotkanie
w interesach. Luke zmusił sie˛, z˙ eby przejrzec´ pa-
piery do kon´ ca. Skon´ czywszy, przeszedł z biura do
prywatnej cze˛s´ ci swojego apartamentu. Po drodze
odruchowo lustrował otoczenie. Ten nawyk pozo-
stał mu po latach słuz˙ by, choc´ ...
Szybko stłumił niechciane mys´ li. Rozebrał sie˛
i wszedł pod prysznic. Odkre˛cił wode˛. Ls´ nia˛cymi
strugami spływała po bliznach na klatce piersiowej.
I po tej jednej, niz˙ ej, kto´ ra była duz˙ o nowsza od
tamtych.
Gdy skon´ czył sie˛ myc´ , nago przeszedł do sypial-
ni. Z komody wycia˛gna˛ł pare˛ czystych, białych
bokserek. Nawet teraz, kiedy od lat nie musiał juz˙
me˛czyc´ sie˛ na polu walki w tym samym brudnym,
Strona 16
przepoconym ubraniu, nieodmiennie cieszył go
taki luksus jak czysta woda w dowolnych ilos´ ciach
i bielizna pachna˛ca s´ wiez˙ os´ cia˛.
Strona 17
ROZDZIAŁ DRUGI
Szes´ c´ miesie˛cy po´ z´ niej
Suzy Roberts spacerowała po porcie jednej z ma-
łych, lecz popularnych nadmorskich miejscowos´ ci
wypoczynkowych we Włoszech. Szła wolno, przy-
gla˛daja˛c sie˛ okazałym jachtom przycumowanym do
brzegu. Mine˛ły ja˛ dwie elegancko ubrane kobiety
w drogich, markowych ubraniach. Sprawiały wraz˙ e-
nie oso´ b zadowolonych z z˙ ycia i pewnych siebie.
Suzy starała sie˛ dopasowac´ do tej atmosfery
duz˙ ych pienie˛dzy i snobistycznego szpanu, ale
kiepsko jej to wychodziło. W białych lnianych
spodniach, w kro´ tkim, obcisłym topie, w sandałach
i w okularach przeciwsłonecznych, kto´ re były
krzykiem mody obecnego sezonu, czuła sie˛ jednak
z´ le, jak nie w swojej bajce.
Tygodniowy pobyt we Włoszech był prezentem
od ukochanej przyjacio´ łki. Kate i jej ma˛z˙ , pracuja˛-
cy w branz˙ y turystycznej, mieli moz˙ liwos´ c´ korzys-
tania z ofert zaprzyjaz´ nionych biur podro´ z˙ y. Tym
razem nie mogli jednak wyjechac´ , wie˛c zapropono-
wali podro´ z˙ Suzy.
Strona 18
– Prosze˛ cie˛, Kate! Nie moge˛ przyja˛c´ od was tak
drogiego prezentu! – zaprotestowała, usłyszawszy
te˛ fantastyczna˛ propozycje˛.
– Daj spoko´ j! – Kate zbyła ja˛ lekcewaz˙ a˛cym
machnie˛ciem re˛ki. – Potrzebujesz odpocza˛c´ , wyje-
chac´ , troche˛ sie˛ rozerwac´ . Przez ostatnie lata nie
miałas´ ani chwili wytchnienia. Najpierw zajmowa-
łas´ sie˛ mama˛, a potem cie˛z˙ ko harowałas´ , z˙ eby
skon´ czyc´ studia. I wreszcie ta koszmarna praca.
Suzy pokiwała w zamys´ leniu głowa˛.
– Koszmarna, to fakt... Ale, wiesz, nie miałam
specjalnego wyboru. Mo´ j promotor polecił mnie
w redakcji i pewnie be˛dzie mu przykro, kiedy sie˛
dowie, z˙ e złoz˙ yłam wymo´ wienie. Czuje˛ sie˛ winna
i bardzo mi głupio.
– Winna?! – wykrzykne˛ła ze zdumieniem Kate.
– Dlaczego miałabys´ czuc´ sie˛ winna? Przeciez˙
sama opowiadałas´ o ich kompletnym braku dzien-
nikarskiej etyki i o tym, z˙ e kaz˙ da metoda jest dobra,
aby zdobyc´ materiał! Nie mo´ wia˛c juz˙ o tym, jak
potraktował cie˛ ten obles´ ny typ, two´ j szef! Dziwie˛
sie˛, z˙ e nie oskarz˙ yłas´ go o molestowanie seksualne
i pozwalasz, z˙ eby wszystko uszło mu na sucho.
Jes´ li ktos´ powinien miec´ wyrzuty sumienia, to na
pewno nie ty!
Suzy wzdrygne˛ła sie˛ na samo wspomnienie wy-
darzen´ , kto´ re rozegrały sie˛ w redakcji w cia˛gu kilku
ostatnich miesie˛cy.
Strona 19
– Zgoda, masz racje˛. Wiem, co mys´ lisz, ale
pamie˛taj, z˙ e byłam jedyna˛zatrudniona˛tam kobieta˛.
Nikt z tej bandy wrednych faceto´ w nie stana˛łby po
mojej stronie. Nie miałam szans z nimi wygrac´
– powiedziała zrezygnowana.
Kate zatroskanym wzrokiem popatrzyła na przy-
jacio´ łke˛. Domys´ lała sie˛, z˙ e Suzy cia˛gle przez˙ ywa
bo´ l i upokorzenie tamtych chwil. Łagodnie pod-
je˛ła:
– Zawsze starasz sie˛ byc´ silna i niezalez˙ na. Ale
prosze˛ cie˛, choc´ raz pomys´ l o sobie. Potrzebujesz
odpre˛z˙ yc´ sie˛, wyciszyc´ , zapomniec´ o wszystkim,
co cie˛ spotkało. Dopiero wtedy be˛dziesz w stanie
przemys´ lec´ trudne sprawy od nowa i zastanowic´
sie˛, jak ułoz˙ yc´ sobie z˙ ycie. Chce˛ ci w tym pomo´ c
i be˛dzie mi bardzo przykro, jes´ li odmo´ wisz.
W kon´ cu Suzy uznała, z˙ e nie wypada dłuz˙ ej
sie˛ opierac´ . Rzeczywis´ cie, potrzebowała odmiany,
a zapał Kate był szczery. Us´ ciskała wie˛c serdecz-
nie przyjacio´ łke˛ i przyje˛ła jej propozycje˛. W du-
chu przyznała tez˙ , z˙ e w słowach Kate było spo-
ro prawdy.
Cia˛gle nie mogła sie˛ pozbierac´ po tym, co za-
szło, gdy os´ wiadczyła swojemu szefowi, z˙ e rezyg-
nuje z pracy w gazecie. Krew napłyne˛ła jej do
twarzy, gdy przypomniała sobie te˛ scene˛.
– Nie musisz składac´ wymo´ wienia! To ja cie˛
wyrzucam! – Roy Jarvis az˙ sie˛ trza˛sł z ws´ ciekłos´ ci.
Strona 20
– Takie zero, kto´ re jeszcze nic nie umie, be˛dzie mi
tu podskakiwac´ !
Potem publicznie os´ wiadczył, z˙ e Suzy Roberts
została zwolniona, bo chca˛c za wszelka˛ cene˛ awan-
sowac´ , nachalnie proponowała, z˙ e sie˛ z nim prze-
s´ pi. A w cztery oczy powiedział jej, z˙ e odwoła
zarzuty, jes´ li Suzy naprawde˛ po´ jdzie z nim do
ło´ z˙ ka. Na sama˛ mys´ l o tym nawet teraz ogarniało ja˛
obrzydzenie.
Roy Jarvis, redaktor naczelny ,,Z˙ ycia od Kulis’’
był najbardziej podłym i skorumpowanym czło-
wiekiem, jakiego w z˙ yciu spotkała. Amoralny dran´ ,
dla kto´ rego liczyły sie˛ tylko pienia˛dze i wpływy,
goto´ w sprzedac´ własna˛ matke˛, jes´ li widziałby
w tym korzys´ c´ . Potraktował ja˛ tak, jak wszystkich
pracowniko´ w, kto´ rzy os´ mielili sie˛ przeciwstawic´
jego naczelnej zasadzie – nieprzestrzegania z˙ ad-
nych zasad. Sam nie dbał nawet o pozory przy-
zwoitos´ ci i to samo nakazywał podwładnym.
Suzy z rezygnacja˛ musiała przyznac´ racje˛ Kate.
Naprawde˛ potrzebowała czasu, z˙ eby sie˛ po tym
wszystkim otrza˛sna˛c´ .
W udre˛czonej głowie dziewczyny tłoczyły sie˛
niewesołe mys´ li. Ostatnie kilka lat jej z˙ ycia zdawa-
ły sie˛ niekon´ cza˛cym ponurym pasmem cierpien´
i niepowodzen´ . Najpierw długa choroba i s´ mierc´
matki, potem powro´ t na studia, kto´ ry po dwuletniej
przerwie nie był wcale łatwy. Kielich goryczy