15407

Szczegóły
Tytuł 15407
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15407 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15407 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15407 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dawid Zieli�ski Pot�pie�cy Silnik dwudziestoletniego chevroleta zazgrzyta� g�o�no, kiedy pojazd wtoczy� si� na w�sk�, s�abo o�wietlon� uliczk�. M�czyzna za jego kierownic� zakl��, kiedy w ostrym skr�cie samoch�d podskoczy�, zaczepiaj�c przednim ko�em o kraw�nik. Z uporem jednak chevrolet potoczy� si� dalej, rozcinaj�c ciemno�� przed sob� wi�zk� �wiat�a z jednego tylko sprawnego reflektora. Spod maski co chwil� dolatywa�y dra�ni�ce nerwy zgrzyty i piski. Zdaniem kierowcy tylko cud trzyma� ten samoch�d w jednej ca�o�ci. Kiedy� jednak nadejdzie ten moment, kiedy to pojazd zako�czy sw�j i tak ju� za d�ugi �ywot, z przeci�g�ym j�kiem rozpadaj�c si� na setki drobnych kawa�k�w, tym samym rozpoczynaj�c swoj� drug� egzystencj� w postaci bezu�ytecznego z�omu. "Pi�kne �ycie", pomy�la� m�czyzna. "Nie ma co, wspania�e cudowne �ycie". Samoch�d przejecha� jeszcze kilkana�cie metr�w, po czym kierowca zwolni� i niepewnie, wykazuj�c si� swoj� nieumiej�tno�ci� jazdy, zatrzyma� pojazd przy kraw�niku, parkuj�c go pod zbyt ostrym k�tem. Tym samym zablokowa� spor� cz�� i tak ju� ma�o przejezdnej ulicy. "Pieprzy� to!" Wy��czy� silnik i przetar� r�kawem p�aszcza spocone czo�o. Dochodzi�a pierwsza w nocy. Zamykaj�c za sob� drzwi samochodu rozejrza� si� po ulicy. By�a pusta, spokojna i cicha, taka jak� bywa�a zawsze o tej porze. Podobnie jak du�a, czerwona kamienica, w kt�rej to na czwartym pi�trze znajdowa�o si� jego ciasne mieszkanie. Tylko w niekt�rych oknach �wieci�o si� jeszcze, ale on wiedzia�, �e jego ukochana �ona czeka wci�� na niego w kuchni i nie po�o�y si� dop�ki on nie wr�ci. Dw�jka dzieci na pewno ju� spa�a w swoich ��eczkach. Pierwsza w nocy to zbyt p�no dla pi�cioletniej dziewczynki i czteroletniego ch�opca. Odetchn��, po czym chowaj�c kluczyki do kieszeni p�aszcza ruszy� w kierunku wej�cia do domu. Powodowany niewiadomym impulsem przystan�� i zawaha� si� przed otworzeniem drzwi. Jaki� wewn�trzny g�os, rozbrzmiewaj�cy echem w jego pod�wiadomo�ci zakaza� mu wchodzenia do �rodka. Wszystkimi zako�czeniami nerw�w czu�, �e wewn�trz co� czeka na niego, co� mrocznego, okropnego i niesko�czenie z�ego, co� przepe�nione ��dz� wyrwania jego bij�cego serca. Dotykaj�c lekko opuszkami palc�w metalowej klamki poczu�, jak jaka� ogrom-na energia przep�ywa przez jego cia�o, pr�buj�c odepchn�� go jak najdalej. Otrz�sn�� si� w celu odrzucenia tajemniczego uczucia i prawie uda�o mu si� to. Waha� si� jeszcze przez chwil�, po czym szarpni�ciem otworzy� drzwi i wszed� do �rodka. Wn�trze klatki schodowej by�o ciemne, zimne i wilgotne. Wisz�ca u sufitu nieos�oni�ta �ar�wka od dawna by�a przepalona, a �wiat�o wpada�o tu tylko z ulicy, otworzonymi przez niego drzwiami. Dziwne wra�enie, jakie go przed chwil� nawiedzi�o, znikn�o bez �ladu, wi�c sta� niepewny co robi� dalej. Powietrze wok� niego by�o wilgotne i ci�kie. M�g�by przysi�c, �e s�yszy odleg�y j�k wiatru, wichury szalej�cej gdzie� w dole, pod jego stopami. D�wi�k ten nie przypomina� �adnego jaki dot�d s�ysza�, a bywa� ju� w wielu miejscach na �wiecie. Przypomina� raczej przeci�g�y syk wypuszczanego powoli z p�uc powietrza. Rozr�nia� w nim r�wnie� inne odg�osy; pe�ne b�lu, strachu i niewyobra�alnego cierpienia g�osy m�czyzn; rozpaczliwie piskliwe krzyki przera�onych kobiet, podra�niaj�ce nerwy wskutek wysoko�ci swego brzmienia. A tak�e dziwny, przyprawiaj�cy o dreszcze d�wi�k skapuj�cej g�stej cieczy. Co pewien czas kt�ry� z g�os�w cich�, aby zaraz potem zosta� zast�pionym przez nowy. Odnosi� wra�enie, i� d�wi�ki te dochodz� jakby z samej czelu�ci piekie�, jakby sam ksi��� ciemno�ci otworzy� wrota do swego kr�lestwa, ukazuj�c jego atrakcje i rozrywki, jakby setki ludzi krzycza�o do niego poprzez swoje rozkopane groby, jakby tysi�ce ofiar, um�czonych, zagubionych dusz b�aga�o go o skr�cenie ich cierpie�, jakby... Drzwi zatrzasn�y si� za nim z g�o�nym trzaskiem. Podskoczy� i odwr�ci� si�, lecz ciemno�� opad�a na niego, gdy� jedyne �r�d�o �wiat�a zosta�o odci�te i na klatce schodowej jego w�asnej kamienicy panowa� absolutny i ca�kowity mrok, tak, �e nie widzia� nawet czubka w�asnego nosa, nie m�wi�c ju� o schodach na pi�tro. Postawi� kilka niepewnych krok�w przed siebie i nagle pod�oga wysun�a mu si� spod n�g. Run�� g�ow� w prz�d i spadaj�c gdzie� w d� czu� tylko kamienne schody piwnicy, o kt�re bole�nie obija� sobie ramiona i barki. Wydawa�o mu si�, �e leci tak w niesko�czono��, gdy w ko�cu zderzy� si� z betonow� pod�og�, trac�c na chwil� przytomno��. Gdy powoli otworzy� oczy, przez kr�tk� chwil� nie pami�ta� gdzie jest, ani co si� wydarzy�o. Stopniowo jednak pami�� wraca�a na swoje miejsce i po kilkunastu sekundach wiedzia� ju�, �e le�y na piwnicznej pod�odze. Tak� w ka�dym razie mia� nadziej�, poniewa� dziwne d�wi�ki by�y tutaj wyra�niej s�yszalne i wystarczy�o p�j�� w g��b piwnicy, by odnale�� ich �r�d�o. W �adnym wypadku nie zamierza� tego robi�. Bo co ludzkiego mog�o by wydawa� takie odg�osy? Powoli podni�s� si� i otrzepa� si� z kurzu. W momencie, gdy zamierza� wspi�� si� schodami do g�ry, daleko w g��bi otaczaj�cych go ciemno�ci ujrza� jasnoniebiesk� po�wiat�, emanuj�c� jakby z jednego z pomieszcze� piwnicy. Czu�, �e parali�uje go i ca�kowicie otacza jego umys� szczelnym ca�unem. Nie potrafi� oderwa� od niej oczu, zrobi� nawet najmniejszego ruchu. Nie potrafi� si� jej oprze�, przeciwstawi� si�. Jasno-niebieski kolor wpe�z� przez otwarte szeroko oczy, nape�niaj�c go swym blaskiem, wype�niaj�c go ca�ego, ka�d� cz�stk� jego fizycznego i duchowego istnienia, a� w ko�cu dotar� do uk�adu nerwowego i poruszy� nim. M�czyzna drgn�� i ju� wiedzia�, �e nie mo�e zrobi� nic innego, tylko p�j�� w kierunku blasku, popychany jego jasno�ci�. Ruszy� do przodu, a w miar� jak zbli�a� si� d�wi�ki przybiera�y na sile. Chcia� jak najszybciej dotrze� do po�wiaty lecz czu�, �e nie mo�e przyspieszy� swojego kroku. Czeka� wi�c, czeka� z niecierpliwo�ci� momentu, gdy znajdzie si� blisko blasku, b�dzie m�g� go dotkn�� i ca�kowicie si� w nim zanurzy�. W ko�cu zatrzyma� si�. Chwila nadesz�a. �wiat�o ja�nia�o przed jego twarz�, o�wietlaj�c j� swym bladoniebieskim kolorem, migota�o i m�czyzna odnosi� wra�enie, �e po�wiata rusza si�, zmienia kszta�ty, przybieraj�c co chwil� inn� posta�. Wyci�gn�� r�k� by jej dotkn�� i poczu� jak prze�lizguje mu si� po sk�rze. Tak jak podejrzewa�, blask emanowa� z du�ego pomieszczenia, kt�re do tej pory s�u�y�o za spi�arni�. Wyj�te z zawias�w drzwi umo�liwia�y w pewnym stopniu ujrzenie wn�trza, lecz st�d, gdzie sta�, m�g� tylko stwierdzi�, �e jasno�� wype�nia je ca�kowicie. Odg�osy rozbrzmiewa�y tu z og�uszaj�c� si��. Wzi�� kilka g��bokich oddech�w, po czym zajrza� do �rodka. Przera�enie, kt�rego dozna� wskutek scen, kt�re ujrza� zmrozi�o go zupe�nie i sparali�owa�o. Wydawa�o mu si�, i� krew przesta�a kr��y� w jego �y�ach, a serce jakby wyrywa�o si� z piersi, niczym uwi�ziony w klatce ptak. Jego ot�pia�y umys� opiera� si� okropnym wizjom, dyktuj�c mu, �e to co widzi jest tylko z�udzeniem, halucynacj�, koszmarnym snem na jawie. Przygnieciony nap�ywem niecodziennych obraz�w, odkszta�ca� si� i wygina� na wszystkie mo�liwe sposoby, jednak ju� nigdy nie mia� powr�ci� na swoje miejsce. Ju� nigdy nie mia� by� taki jak poprzednio. M�czyzna m�g� tylko sta� w niemym strachu i rozszerzonymi oczyma wpatrywa� si� w widok, kt�ry mia� przed sob�. Pomieszczenie by�o du�e, wi�ksze ni� si� spodziewa� i mia�o prostok�tny kszta�t. Pomi�dzy jego �cianami, sufitem i pod�og�, zataczaj�c obszerne p�kola, z niespotykan� pr�dko�ci� wia� huragan, pozostawiaj�cy po sobie szerokie niebieskie pasma. Nie by�a to jednak wichura taka, z jak� zetkn�� si� dotychczas. W jej rozszala�ych, sprawiaj�cych wra�enie gniewnych odm�tach dostrzega� i rozr�nia� b��kitne p�przezroczyste twarze. Krzycz�ce w niewyobra�alnych m�kach i nieludzkich cierpieniach oblicza m�czyzn. Wykrzywione i groteskowe twarze kobiet; setki ludzi, wyj�cych niczym zarzynane �ywcem zwierz�ta. Irracjonalne obrazy przemyka�y z rozdzieraj�cym m�zg piekielnym jazgotem wewn�trz jasnoniebieskiej �uny penetruj�c zakamarki i wszystkie dost�pne im miejsca oraz pojawiaj�c si� wsz�dzie tam, gdzie diabelski huragan zago�ci� na kilka chwil, gdzie omi�t� lodowato zimnym podmuchem puste dot�d przestrzenie pomieszczenia. Zjawy, um�czone dusze, cia�a astralne � wszystkie te wizje odkszta�ca�y si�, przeobra�aj�c bezpo�rednio w inne, bardziej koszmarne i odzwierciedlaj�ce okrucie�stwo, kt�rego w �aden spos�b nie mo�na by�o wyartyku�owa�. Im d�u�ej przypatrywa� si� temu, z czym niespodziewanie przysz�o mu si� zmierzy�, tym dok�adniej rozr�nia� surrealistyczne postaci. Mo�na by�o u nich dostrzec torsy, ramiona i barki, a nawet ca�e cia�a, nagie cia�a, poznaczone setkami otwartych, obna�aj�cych wn�trzno�ci ran. Ich krzyki i puste oczy, kt�rych spojrzenia wielokrotnie natrafia�y na niego, wyra�a�y jedynie cierpienie, niesko�czenie wieczny b�l oraz m�k� przybieraj�c� r�ne formy: fizyczn�, moraln�, duchow� i psychiczn�. Mog�o wydawa� si�, �e nast�puj�ce tu zjawiska s� po�miertnym kszta�tem ludzkiej egzystencji; ludzi, kt�rzy odeszli i uwi�zieni zostali na zawsze, zawieszeni gdzie� pomi�dzy nieznanymi i mrocznymi �wiatami, zamieszkiwanymi przez istoty, o kt�rych istnieniu nikt nie �mia�by przypuszcza�. Obserwuj�c wszystkie te formy duch�w m�czyzna odni�s� wra�enie, �e tworz� jakby swoj� w�asn�, odmienn� od innych populacj�, �e s� cz�ci� olbrzymiego spo�ecze�stwa astralnego, og�em nie�yj�cych ludzi, kt�rzy wci�� jednak istniej�, zamieszkuj�c tylko krainy, do kt�rych nie maj� dost�pu �ywi ludzie. Pomimo i� cierpieli stanowili jedno��, ca�o��, co� co mo�na by przyr�wna� do uk�adanki z puzzli; bez jakiegokolwiek elementu, nawet najmniejszego i pozornie ma�o wa�nego u�o�enie obrazka stawa�o si� bezcelowe i niepotrzebne. Obserwuj�cy to wszystko cz�owiek odni�s� wra�enie, �e kierunek, ruchy i zakola zataczane przez ten wicher pot�pionych dusz nie s� przypadkowe lecz dok�adnie i skrupulatnie przygotowane. Jakby wcze�niej ustalone uk�ada�y si� w pewien kszta�t. M�czy�nie wystarczy� jeden rzut oka, by go rozpozna�. Pentagram. Wielki, odwr�cony pentagram. Bladoniebieski, gigantyczny symbol z�a. G�rowa� nad nim, t�tni�c �yciem i pulsuj�c cz�stkami ponadrealnego istnienia. Wznosi� si� niczym roz�o�yste miasto, metropolia zaludniona przez zjawy, przez tych, kt�rzy opu�cili swoje doczesne, rzeczywiste formy, i wkraczaj�c w pozamaterialn� nieznan� sfer� dostali si� we w�adanie czego�, co przekracza�o ludzkie wyobra�enie. Wszystko, co wchodzi�o w zakres diabelskiego emblematu, pomimo i� by�o martwe, to jednak �y�o. Ka�da jego cz�stka przesycona by�a krzykiem i okrucie�stwem, ka�de pasmo cierpieniem i b�lem. By� po prostu odzwierciedleniem tego, co czeka po �mieci ludzko��, kt�ra w rzeczywisto�ci sama utworzy�a go z w�asnych pragnie� i po��da�, z w�asnych l�k�w, utajonych obaw i antypatii, z za�lepienia, kt�re by�o powodem nieszcz�� i rozpaczy. By� czym� nieuniknionym. W gruncie rzeczy by� kar� za grzechy. Jednak okropie�stwa i nierzeczywisto�ci ca�ej sceny nie by�y w pe�ni tym, co tak przerazi�o m�czyzn�. W pomieszczeniu znajdowa�o si� jeszcze co�; co�, co przyczyni�o si� do zachwiania r�wnowagi umys�u w wi�kszym stopniu ni� obrazy i zjawy. Na tylniej �cianie, naprzeciwko niego, widnia�o co� du�ego, na pierwszy rzut oka wygl�daj�cego jak olbrzymia kula. Ale po dok�adniejszym przyjrzeniu si� m�czyzna odkry�, czym by�o naprawd�. Z ceglanej �ciany wystawa�a kilkumetrowa twarz czego�, co w �adnym wypadku nie mo�na by�o okre�li� mianem cz�owieka. Nieregularne kszta�ty g�owy, sko�ne zw�one oczy oraz wykrzywione w z�o�liwym grymasie u�miechu wargi, ods�aniaj�ce zaci�ni�te zakrzywione z�by, sprawia�y wra�enie jakby pochodzi�y z g��bi piekie�. Oblicze utworzone by�o z ��toczerwonych p�omieni, pot�guj�c tym samym efekt. J�zyki ognia pe�za�y po drgaj�cych rysach twarzy, po wysokim czole. Wygl�da�o to tak, jakby to p�omienie uk�ada�y si� w twarz, formuj�c oczodo�y, zarysowuj�c ko�ci policzkowe, a tak�e tworz�c orli nos. Na betonowej pod�odze, nie dalej ni� kilka metr�w od ognistego oblicza, ciemnoczerwon� substancj� narysowany by� du�y okr�g o �rednicy przekraczaj�cej wzrost doros�ego cz�owieka, wype�niony tysi�cem symboli i znak�w, kt�rych znaczenia m�czyzna nie zna� i nie rozumia�. Wewn�trz, zwr�cony plecami do niego kl�cza� kto�, kto wyda� mu si� znajomy. Rozebrany od pasa w g�r�, o czarnych si�gaj�cych do po�owy plec�w w�osach, teraz rozwiewanych przez wiatr, wznosi� ku g�rze oba ramiona, jakby w chwale ku mrocznej postaci. Wsz�dzie wok� niego b�yszcza�y i trzaska�y p�omienie; szybko rozprzestrzeniaj�c si�, ogarnia�y pod�og� pomieszczenia pomara�czowym ca�unem. Nie o�miela�y si� jednak przekroczy� kraw�dzi wyznaczanych przez diabelskie ko�o, zupe�nie jakby stanowi�y granic� ich terytorium. Nie odwa�y�y si� tak�e wpe�zn�� do szerokiej szczeliny w pod�o�u, biegn�cej od �ciany do �ciany pomi�dzy okr�giem a koszmarnym obliczem z ognia. To w�a�nie w jej otch�a� wpatrzone by�y upiorne, p�omienne oczy. Wkr�tce zrozumia� r�wnie�, czego wypatrywa�y. Na kraw�dzi szczeliny ostro�nie posuwaj�c si� do przodu pojawi�a si� odra�aj�ca, szponiasta d�o�, jakby �ywcem wyj�ta ze z�ych sn�w. Nie�piesznie badaj�ce powierzchni� d�ugie, smuk�e palce, zwie�czone ostrymi szponami, pokryte by�y, jak z reszt� i ca�a r�ka, pomarszczon�, poznaczon� licznymi p�cherzami czarn� sk�r�, kt�ra drga�a i porusza�a si�, jakby pod ni� ukryte by�o co� �ywego. Zewn�trzn� cz�� d�oni znaczy�y szerokie, g��bokie rany i otwory, z kt�rych wydobywa�y si� ciemne stru�ki dymu. R�ka powolnymi ruchami, sprawiaj�c wra�enie niepewno�ci wysun�a si� ca�kowicie z wyrwy, a tu� za ni� ukaza�o si� poparzone i nadpalone przedrami�. Kiedy m�czyzna obserwowa� to wszystko ze strachem �ciskaj�cym mu gard�o i utrudniaj�cym oddychanie, co� nagle niespodziewanie w nim p�k�o. P�k�o ostatecznie, umys� niemal zupe�nie przesta� rozumowa� racjonalnie. W cz�owieku b�ysn�� jakich� impuls, kt�ry zdominowa� go ca�ego. W nast�pnej chwili nierozwa�nie da� krok do przodu i ods�aniaj�c si� jednocze�nie wyda� z siebie krzyk, kt�ry dot�d wydawa� mu si� jedynie j�kiem um�czonego Nieeeee! Jego g�os odbi� si� echem od �cian pomieszczenia, co spot�gowa�o jego brzmienie. Wydawa�o si�, i� na ten d�wi�k wszystko zatrzyma�o si� w miejscu; huragan przesta� zawodzi� i jakby zamar� w bezruchu wyczekuj�c dalszego rozwoju wypadk�w. Upiorne rami� zatrzyma�o si� nagle i sp�oszone, cofn�o si� w g��b rozpadliny, znikaj�c z pola widzenia. R�wnocze�nie ognista twarz podnios�a wzrok i utkwi�a w nim swoje spojrzenie, a kl�cz�cy cz�owiek odwr�ci� si� i r�wnie� spojrza� w stron� niespodziewanego d�wi�ku. Na jego widok m�czyzna wyda� z siebie cichy j�k, w kt�rym przera�enie i strach miesza�o si� ze zdumieniem i zaskoczeniem. Nie m�g� uwierzy� w�asnym oczom, wci�� jednak gapi� si� os�upia�y na tamtego cz�owieka, kt�ry teraz podni�s� si� i stan�� z nim twarz� w twarz, lecz nie post�puj�c �adnego kroku do przodu. By�a to m�oda kobieta o szczup�ej sylwetce i pe�nych piersiach, kt�re obna�one l�ni�y w blasku p�omieni. D�ugie, hebanowe w�osy opada�y szerok� kaskad� po obu stronach twarzy na bia�e ramiona, twarzy o rysach delikatnych i �agodnych; twarzy, w kt�rej zakocha� si� od pierwszego wejrzenia, zakocha� si� tak bardzo, �e o�eni� si� z osob�, do kt�rej nale�a�a, doczeka� si� dw�jki wspania�ych dzieci i �y� a� do chwili obecnej. Spogl�da� na twarz swojej ukochanej �ony. To by�a ona. Co do tego nie mia� �adnych w�tpliwo�ci. Wiedzia� to, pomimo �e oczy stoj�cej przed nim osoby �arzy�y si� czerwieni�, a ona nie zdradza�a �adnych oznak, i� rozpoznaje w nim swojego m�a. Uporczywie wpatrywa�a si� w niego ze spokojem maluj�cym si� na twarzy. � Ty... tutaj? � wyduka�, niezdolny posk�ada� w jakikolwiek sens s�owa, kt�re cisn�y mu si� do g�owy. � Co... kiedy... � Kim si� uwa�asz n�dzny �miertelniku, o�mielaj�c si� przeszkodzi� jemu w akcie rezurekcji? Jej g�os wbija� si� w m�zg niczym roz�arzone ig�y. Z trudem rozumia� j�zyk w jakim do niego m�wi�a. Umys� wci�� odrzuca� otaczaj�c� go rzeczywisto��. � Jeste� niezwykle odwa�ny cz�owieku � ci�gn�a. � Ale dla niego twoja odwaga r�wna si� z g�upot�. Jeste� tylko n�dznym robakiem, kt�rego nale�y zdepta�, by nie czyni� wi�cej niepotrzebnych szk�d. � Kim jest... tam...- j�ka� i zacina� si� m�czyzna; jego umys� wariowa� i tylko niewiele brakowa�o, by nie zacz�� bezwolnie krzycze�. � Rozgniewa�e� go. Nie pozwoli�e� na doko�czenie narodzin. Twoja krew musi zosta� przelana. Rozmawiaj�c z tob� kalam sw� godno��. W jej r�ce nagle pojawi� si� n� o d�ugim, b�yszcz�cym ostrzu. Na g�adkiej lustrzanej powierzchni wyryte by�y tajemne i mistyczne znaki. � Teraz surowo ukarz� tw� bezkarno��. Ta stal zada ci b�l, jakiego nie doznawa�e� nigdy dot�d. B�dziesz wy� bym przesta�a. Unios�a w g�r� d�o�, w kt�rej zaci�ni�ty n� zacz�� l�ni� b��kitno-��t� po�wiat�. � Twa krew ozdobi me w�osy. B�dziesz umiera� d�ugo, ku jego przyjemno�ci... � Nie! � rozleg�o si� nagle w pomieszczeniu, kiedy dziewczyna skierowa�a ja�niej�ce ostrze w kierunku m�czyzny. G�os, kt�ry wypowiedzia� te s�owa by� niski i gard�owy; dochodzi� jakby z otaczaj�cych ich �cian. Szeleszcz�cy spos�b wymawiania g�osek stanowi� b�l dla uszu, a dudnienie towarzysz�ce m�wieniu powodowa�o dr�enie pod�ogi. By� to g�os czego�, co �y�o ju� od tysi�cy lat, g�os stworzenia mrocznego i okrutne-go, kt�rego �r�d�o z pewno�ci� nie zaczyna�o si� u Boga. Kobieta o hebanowych w�osach odwr�ci�a si� i spojrza�a na ognist� twarz. � On musi ponie�� kar� � rzek�a. � Zniewa�y� ci�. Przerwa� twoje odrodzenie. Zadam mu �mier� dla twego imienia. � B�dzie m�j na wieki � przem�wi�o ponownie oblicze g�osem niezsynchronizowanym z ruchem ust. � Jego cia�o i dusza do��cz� do mojej armii pot�pionych. Sam wyrw� oddech z jego p�uc. Jego serce zawiesz� sobie na szyi. Dziewczyna schyli�a g�ow� w g��bokiej pokorze. N� g�adko schowa� si� w jej bladej d�oni. � Twe �yczenie zostanie spe�nione � odrzek�a i odwr�ci�a si� ponownie w stron� cz�owieka. � Spotka ci� co� o wiele okrutniejszego ni� to, co zamierza�am uczyni�. Biedny g�upcze! Zostaniesz wch�oni�ty przez g��bi� ciemno�ci, by przez wieczno�� sprawia� mu rozkosz swoim b�lem. M�wi�c to wykona�a skomplikowany, niemo�liwy do uczynienia przez zwyk�ego cz�owieka ruch g�ow�. W tym samym momencie cz�owiek poczu� szarpni�cie jakby co� niezwykle silnego poci�gn�o go do ty�u. By�o to tak ogromne, �e poszybowa� z nogami machaj�cymi kilkadziesi�t centymetr�w nad pod�og� i uderzy� w �cian� za swoimi plecami. Ogarn�a go fala dotkliwego b�lu, rozchodz�c si� po ca�ym ciele niczym gaz wewn�trz pustego naczynia. M�czyzna przygotowa� si� na zderzenie z twardym betonowym pod�o�em, zderzenie, kt�re jednak nie nast�pi�o. Poprzez mg�� otaczaj�c� jego umys� dotar�o do niego, �e tkwi w powietrzu, zawieszony ponad rozszala�ymi p�omieniami; co wi�cej, przylega plecami do kamiennej, pokrytej siatk� nier�wno�ci �ciany, przylepiony do niej niczym gigantyczny owad. Czu� niezwyk�� si�� przyciskaj�c� go do pionowej powierzchni, naciskaj�c� na jego klatk� piersiow�, lecz w �aden spos�b nie m�g� zrozumie� sk�d bierze si� jej �r�d�o. Zreszt� nie rozumia� tak�e, co tak w�a�ciwie dzia�o si� wok� niego; czym by�a ta ogromna twarz, dlaczego p�omienie rozprzestrzenia�y si� po betonie w takim tempie oraz wielu innych rzeczy, kt�rych nieprawdopodobie�stwo podsuwa� mu jego ob��kany umys�. Ale najbardziej ze wszystkiego dziwi�a go obecno�� swojej �ony, dot�d tak delikatnej i subtelnej. Teraz b�d�c niezdolnym si� poruszy� m�g� jedynie wpatrywa� si� w sceny, kt�re rozgrywa�y si� przed nim i oczekiwa� swojego losu, kt�ry, jak podejrzewa�, nie b�dzie dla niego zbyt �askawy w tej reszcie �ycia, kt�ra mu pozosta�a. Kobieta uporczywie �widrowa�a go wzrokiem. W dalszym ci�gu nie przekroczy�a kraw�dzi kr�gu. � Jeste� jednym z bardzo nielicznych, kt�rzy byli �wiadkami jego narodzin � jej g�os by� niczym syk jadowitej kobry przygotowuj�cej si� do ataku na obiekt potencjalnego zagro�enia. Nie oczekuj�c jego odpowiedzi, odwr�ci�a si� i kl�kaj�c z twarz� zwr�con� ku upiornemu obliczu, wznios�a oba ramiona. Do uszu m�czyzny dolecia� d�wi�k, kt�ry m�g� by� �piewem, jednak bardziej przypomina� zawodzenie wiatru za oknem. � Yepheus asmroseud as arkanan. Askalon hasteu nephleis kalraus � s�ysza� g�os swojej �ony. W miar� jak wypowiada�a dalsze s�owa, pomieszczenie ponownie wype�ni�y j�ki i krzyki, kt�re nasila�y si� z ka�d� mijaj�c� chwil�. Niespodziewanie uderzy�a w nich fala rozgrzanego powietrza, rozwiewaj�c w�osy dziewczynie. Pocz�tkowo ledwo s�yszalne, p�niej jednak narastaj�ce w szybkim tempie, z bli�ej nieokre�lonego miejsca dochodzi�y ich wysokie, zawodz�ce ch�ralne �piewy. � Alkronuu dereos fasth parrao! Destrio sereis spyrium! � krzycza�a w ekstazie kobieta. Tajemniczy �piew wzmaga� si�, staj�c si� prawie nie do zniesienia; wiatr hucza� tak g�o�no, �e m�czyzna prawie nie s�ysza� s��w dziewczyny. � Syphoniaere! Askalon vasteu nephleis kalraus! Cz�owiek poczu� wstrz�s, jakby co� ukryte g��boko pod ziemi� poruszy�o si�. Pomieszczenie dr�a�o i dudni�o, a zza jego �cian da�y si� s�ysze� niepokoj�ce d�wi�ki drapania, trzaskania i skrobania. Zjawy i uwi�zione dusze zawodzi�y przera�liwie. � Lest reyo! Lest reyo! Ostherh vanditte hesto! Przez sal� niczym niepohamowany stutonowy walec przetoczy� si� grzmi�cy basowy pomruk. Z sufitu posypa� si� tynk. Z wn�trza rozpadliny ponownie wysun�a si� d�o�. Poci�gaj�c za sob� po-parzone rami�, z zaci�to�ci� i w�ciek�o�ci� uderzy�a w pod�og�, a zakrzywione szpony wbi�y si� w beton po palce, wykrzesuj�c przy tym kilka ��tych iskier. Unieruchomiony m�czyzna nerwowo spojrza� w kierunku twarzy z ognia. Malowa� si� na niej wyraz bezgranicznego tryumfu. � Asteez, armitrez, bestriumoax! Draconicus! Krzyki um�czonych rozlega�y si� wsz�dzie wok�. S�ysza� �miertelne j�ki i wrzaski niepoj�tego strachu. Ka�dy z nich eksplodowa� wewn�trz jego czaszki bia�� plam� b�lu. Piekielny ch�r teraz ju� niemal wy�. Cz�owiek niemal widzia� jak dr�� �ciany pomieszczenia. Zza warstwy cegie� dochodzi�y odg�osy ci�kich, nie-zwykle silnych uderze�. Grudy tynku co chwil� opada�y na pod�og�. M�czyzna dojrza� tak�e co� jeszcze; powierzchnie otaczaj�cych ich �cian wype�nia�y si� na przemian to pojawiaj�cymi si�, to znikaj�cymi wybrzuszeniami i deformacjami. Pocz�tkowo nie m�g� dostrzec ich wyra�nie, jednak po chwili ujrza� je w pe�nej okaza�o�ci. Wok� niego ze �cian wysuwa�y si� ludzkie g�owy i twarze; widzia� usta rozwarte w niemym krzyku, �ci�gni�te rysy, rozszerzone do granic wytrzyma�o�ci oczy. Pomimo �e wszystko to by�o tylko betonem, zauwa�a� ka�dy ich szczeg�, ka�dy drgaj�cy mi�sie�, ka�d� �y�k�. W sta�ym, jakby diabelskim rytmie, na zmian� wynurza�y si� i na powr�t chowa�y w litej �cianie. Setki, tysi�ce g��w zajmowa�y ka�d� najmniejsz� cz�stk� powierzchni, pojawiaj�c si� tak�e tu� obok niego, bole�nie, do krwi zacieraj�c i zdrapuj�c mu sk�r� na d�oniach, policzkach i skroniach. On jednak nie m�g� si� poruszy�, nie m�g� si� obroni�, m�g� tylko obserwowa�, co dzia�o si� wok�. Przez pomieszczenie przeszed� kolejny niski d�wi�k, znacznie bardziej pot�niejszy ni� poprzednie. Zdawa�o si�, �e porusza moleku�y tworz�ce materi� tego �wiata. M�czyzna odwr�ci� g�ow� i spojrza� w kierunku szczeliny w pod�odze. Ze strachem przekraczaj�cym wszelkie granice dostrzeg�, i� do poprzedniej r�ki do��czy�a druga, z pazurami r�wnie� wbitymi w pod�o�e, tak samo potwornie poparzona, poraniona i pokryta p�cherzami. Zauwa�y� tak�e napinaj�ce si� mi�nie obu ramion, przygotowuj�ce si� do wydostania na zewn�trz czego� ogromnego, pot�nego i niezwykle ci�kiego. � Sophis, asgathoth, abbadon er eyeh kuys seelfre! � krzycza�a bezustannie dziewczyna, nie zwracaj�c najmniejszej uwagi na dziej�ce si� wok� rzeczy. Pomimo wszechogarniaj�cego m�czyzn� strachu, wpatrywa� si� uporczywie w rozpadlin�, nie mog�c oderwa� od niej oczu. Wiedzia�, �e musi to zobaczy�, niezale�nie od tego wszystkiego i nawet gdyby bardzo chcia�, to nie by�by w stanie odwr�ci� g�owy. Powoli, stopniowo z wn�trza wysun�a si� koszmarna g�owa, bli�niaczo podobna do tej zawieszonej w powietrzu. Jednak po jej obliczu nie pe�za�y p�omienie. Pokrywaj�ca j� sk�ra o brudnym, ciemnym odcieniu poznaczona by�a setkami blizn, otwartych blizn, przez kt�re ulatywa� czarny niczym smo�a dym. Im d�u�ej m�czyzna przypatrywa� si� jej, tym bardziej utwierdza� si� w przekonaniu, �e dok�adnie odpowiada ognistemu obliczu. Na jego oczach rodzi�a si� ponownie odra�aj�ca bestia. W momencie gdy z wn�trza otch�ani wydosta� si� olbrzymi tors z grubymi w�z�ami mi�ni drgaj�cymi pod sczernia�� sk�r�, krzyki, ch�ry piekielnych g�os�w, j�ki um�czonych oraz wszystkie inne d�wi�ki i odg�osy, kt�re rozlega�y si� w pomieszczeniu osi�gn�y swoje oszala�e, kulminacyjne crescendo, a sal� po raz kolejny przygni�t� pot�ny pomruk. Wszystko wok� dr�a�o i trz�s�o si�, na pod�og� opada�y grudy tynku i betonu, duchy zawodzi�y przera�liwie, a po�rodku z g��bin piekie� odradza�o si� co� rodem z najgorszych i najmroczniej-szych koszmar�w. W chwil� p�niej istota postawi�a pierwszy krok na ludzkim �wiecie. Poparzona i poraniona sk�ra pokrywa�a ca�e jego cia�o; z dymi�cymi, szerokimi otworami falowa�a na ca�ej powierzchni, niczym obraz ogl�dany przez p�omienie. Pomi�dzy pot�nymi nogami, zwie�czonymi demonicznymi, zdeformowanymi stopami, znajdowa�o si� co�, co w �aden spos�b nie przypomina�o m�skich genitali�w; poskr�cane i pokrzywione grube pasma, wygl�dem przywodz�ce na my�l olbrzymie w�e, pl�ta�y si� ze sob�, to chowaj�c, to na powr�t wysuwaj�c z wn�trza cia�a. Demon by� olbrzymich rozmiar�w; znacznie g�rowa� nad kl�cz�c� dziewczyn� i z pewno�ci� nie znalaz�by si� tak�e na �wiecie cz�owiek, kt�ry dor�wna�by mu wzrostem i wag�. Ten mierz�cy dobrze ponad kilka metr�w stw�r wzbudza� w m�czy�nie strach, jakiego nie dozna� nigdy w �yciu; l�k tak wielki, i� rzuca� si� w desperackiej walce o uwolnienie. Jednak nieznana si�a trzyma�a go i przyciska�a tak mocno, i� ka�da kolejna pr�ba spe�za�a na niczym. Cz�owiek nie pr�bowa� zastanawia� si� czym jest ta gigantyczna kreatura i w jaki spos�b mo�e istnie� co� tak potwornego i okrutnego; w pa�aj�cych czerwieni� oczach swojej �ony, wpatruj�cych si� w t� istot�, dojrza� po��danie i pragnienie tak wielkie, jak nigdy dot�d nie widzia� w oczach jakiejkolwiek kobiety. W udr�czonym umy�le m�czyzny ko�ata�a jedna my�l, jeden impuls, kt�ry zwykle uaktywnia� si� w sytuacjach bezgranicznego strachu. Ucieczka... W �aden jednak spos�b nie m�g� zerwa� kr�puj�cych go niewidzialnych wi�z�w, nawet je�li by wyt�a� ca�y zas�b posiadanych si�. Ucieczka. Stw�r post�pi� krok do przodu w jego kierunku i pod wp�ywem tego st�pni�cia pod�oga i pomieszczenie zadr�a�y. W tej samej chwili otaczaj�ce ich d�wi�ki ucich�y, wrzaski i ch�ry zamilk�y, usta�o zawodzenie zjaw; wok� zaleg�a cisza, m�cona tylko odleg�ym wyciem wiatru. Demon ruszy� w stron� przylepionego do �ciany cz�owieka, pewnie stawiaj�c ju� kolejne kroki. W jego krwistych oczach malowa�a si� nienawi�� i przekraczaj�ce wszelkie granice z�o. M�czyzna rozszerzonymi oczyma obserwowa� jak p�omienie ogarniaj�ce betonow� pod�og� rozst�powa�y si� przed stopami bestii, rozchodz�c si� na boki i ponownie sklepia�y si� za nim, gdy przeszed�. Ucieczka!!! Stw�r zatrzyma� si� przed m�czyzn� i wbi� w niego �widruj�ce spojrzenie demonicznych oczu, spojrzenie tak lodowate, mroczne i pe�ne okrucie�stwa, �e cz�owiek zrozumia� w tym momencie, i� szansa na uwolnienie czy jak�kolwiek form� lito�ci dla niego jest tylko odleg�ym z�udzeniem. Jego los by� ju� absolutnie przes�dzony. Teraz nie istnia� dla niego ratunek. �mier� pragn�a go pochwyci�, a demon wyst�powa� w jej imieniu. W g��bi jego nieludzkich oczu m�czyzna ujrza� zamierzch�e, staro�ytne czasy, w kt�rych po ziemi st�pa�y istoty z najodleglejszych �wiat�w, zanim rozwin�y si� jakiekolwiek cywilizacje. Pomimo wszelkiego z�a, jakie dostrzec mo�na by�o w tym spojrzeniu krwistoczerwonych oczu, w kt�rych odbija�y si� zar�wno przesz�o�� jak i przysz�o��, bi�a z niego tak�e niezwyk�a m�dro��, kt�rej korzenie si�ga�y tysi�cy lat wstecz. Demon ten istnia� od niepami�tnych lat, b�d�c nie�miertelnym trwa� przez lata, wieki, tysi�clecia; nic na ziemi nie by�o w stanie wyeliminowa� go ostatecznie, przez co przysz�o�� nie stanowi�a dla niego �adnej granicy. Ka�dy rok by� zaledwie py�em w egzystencji, marnym chwilowym b�yskiem na siatk�wce oka. A teraz ta koszmarna kreatura sta�a przed nim i nie by�o �adnych w�tpliwo�ci co do jego zamiar�w. Powietrze z chrapliwym sykiem wype�nia�o i opuszcza�o jego p�uca, a gdy przem�wi� jego niski, basowy g�os brzmia� jak gwizd rozp�dzonego poci�gu: � Bardzo mnie rozgniewa�e�, cz�owieku. Jak na ironi�, r�wnie� bardzo rozbawi�e�. Swoj� g�upot� oczywi�cie. Rad jestem niezmiernie, �e istniej� jeszcze ofiary twego pokroju, kt�rych opanowanie jest rzecz� niezwykle �atw�. Twa dusza i cia�o nale�� ju� do mnie w�a�nie dlatego, �e tak bardzo brak ci zdrowego rozs�dku. Stw�r zamilk� na chwil�, by cz�owiek m�g� rozwa�y� jego s�owa. Umys� m�czyzny jednak niewiele z tego rozumia�, uparcie pr�buj�c odci�� si� od okropie�stw tego pomieszczenia. � Rasa ludzka niegodna jest by st�pa� po ziemiach tego �wiata � podj�� na nowo. � Zas�ugujecie na zag�ad� i tylko na to, gdy� brak wam rozumu i prawdziwej m�dro�ci p�yn�cej z niego. W swoich ma�ych ciasnych pow�okach, kt�re nazywacie cia�ami, jeste�cie tylko parodi�. Plag� uporczywego robactwa, kt�re nale�y wyt�pi�. M�czyzna usi�owa� wykrzesa� kilka s��w ze swojego �ci�ni�tego gard�a. � Kim...ty... Oddech istoty przypomina� od�r rozk�adaj�cych si� zw�ok, pomieszany z czym� obcym i odra�aj�cym. � Twe s�owa nic dla mnie nie znacz�. Mowa jest zb�dna. Jestem istot� przewy�szaj�c� ci� tysi�ckrotnie. S�ysz� twoje my�li, widz� obrazy w twym umy�le, wyczuwam twoje obawy i l�ki. Nie istnieje nic, co uniemo�liwi�oby mi dotarcie do dna twojej duszy. Jeste� jak otwarta ksi�ga, wystawiony na pokaz. �a�osna, przykra istoto ludzka. Nie zdajesz sobie sprawy z pot�gi i mo�liwo�ci w�asnego umys�u. Nie potrafi�c go wykorzysta�, jeste� niczym. W pomieszczeniu �wietliste postacie unosi�y si� w powietrzu; pozostaj�c nieruchomymi, wyczekiwa�y rozwoju wydarze�. Dziewczyna o hebanowych w�osach wpatrywa�a si� w m�czyzn�, a na jej twarzy malowa� si� wyraz, kt�ry trudno by�o jednoznacznie odczyta�. Co� na kszta�t rado�ci, pomieszanej z rozkosz� i przyjemno�ci� p�yn�c� z napawania si� cierpieniem. � Ukarz go � rzek�a. � Oka� sw� moc i si��. Stw�r zignorowa� j�. � Pytasz kim jestem? Sam nazywam to kwintesencj� cierpienia i z�a. Najwy�sz� form� b�lu. Mym or�em jest przera�enie. Przychodz� z otch�ani tak odleg�ych, �e nie by�by� w stanie tego poj�� sw� ograniczon� wyobra�ni�. "Szatan?" przebieg�o m�czy�nie przez g�ow�. � Nie, nie zgad�e�. Z�o, kt�re z sob� przynosz� jest czym� zupe�nie wam nie znanym. Nie potraficie si� przed nim broni�. Boicie si� szatana, ale dopiero ja spowoduj�, �e zadr�ycie naprawd�. Mo�esz mnie traktowa� jako nauczyciela, poniewa� zamierzam pokaza� wam prawdziwy sens s�owa "cierpienie". Przez tysi�clecia b�d� waszym panem. Zamilk� i przez d�u�sz� chwil� obserwowa� m�czyzn� z za�o�onymi na pot�nej piersi ramionami. Dziewczyna wytrwale tkwi�a wewn�trz tajemnego okr�gu. � Teraz musisz umrze�, gdy� o�mieli�e� si� wej�� mi w drog�. Za chwil� jednak s�owo �mier� b�dzie mia�o dla ciebie zupe�nie inne znaczenie, sam za� b�dziesz wy� i krzycza� po��czony razem z milionami dusz, kt�re trzymam w swej d�oni. Przez wieczno�� pozostaniesz razem ze mn�. Istota podnios�a okrutnie poparzon� d�o� na wysoko�� twarzy, nie spuszczaj�c wzroku z m�czyzny. � Za moment posmakuj� twego b�lu. B�dziesz cierpia� dla mej przyjemno�ci. Z wn�trza palc�w wysun�y si� niezwykle d�ugie cztery metalowe ostrza, kt�re zgrzyta�y pocierane jedne o drugie. Odbija�y si� w nich zalegaj�ce na pod�odze p�omienie ognia. � Przygotowa�em dla ciebie co� wyj�tkowego. Trafisz w miejsce, w kt�rym nauczysz si� pokory wobec mojej osoby. Dziewczyna roze�mia�a si� dzikim, demonicznym �miechem, kt�ry odbi� si� echem od betonowych �cian Stw�r wycedzi� przez zaci�ni�te z�by: � Do��cz do innych, pot�pie�cu. On na ciebie czeka... W nast�pnej chwili istota gwa�townym i p�ynnym ruchem wbi�a b�yszcz�ce ostrza g��boko w pachwin� m�czyzny, zanurzaj�c je g�adko i mi�kko a� po same ko�ce. Z gard�a cz�owieka dolecia� g�o�ny i rozpaczliwy krzyk, gdy stal bez najmniejszego oporu przebi�a si� przez jego wn�trzno�ci. Krzyk ten by� prawdziwym wrzaskiem konaj�cego cz�owieka. B�l by� straszliwy; najwi�kszy jaki czu� w ca�ym swoim dotychczasowym �yciu. Nigdy nie wyobra�a� sobie, �e mo�e istnie� a� do tego stopnia olbrzymi. Maj�c swe �r�d�o w jamie brzusznej, rozchodzi� si�, niczym fale po spienionym morzu, wewn�trz jego cia�a, docieraj�c do najdalszych jego zakamark�w, podra�niaj�c ka�dy nerw, ka�d� cz�stk�. Wydawa�o mu si�, �e eksploduje tak�e w jego g�owie, parali�uj�c nawet umys�. By� to b�l uderzaj�cy nie tylko w jego fizyczn� form�, lecz zadaj�cy r�wnie� cierpienie jego psychice. Krzyk trwa� i zdawa� si� nie mie� ko�ca. Oblicze demona wyra�a�o jedynie tryumf i zadowolenie, a dochodz�cy z jego krtani �miech odbija� si� echem od �cian pomieszczenia. W chwil� p�niej mocnym szarpni�ciem pot�nej d�oni ca�kowicie swobodnie oderwa� cz�owieka od ceglanej �ciany. M�czyzna szarpa� si� i rzuca� w szale�czej pr�bie uwolnienia si�. Miota� si� niczym ryba nabita na haczyk, lecz wszelkie podejmowane przez niego pr�by nie dawa�y absolutnie �adnego efektu. Poza kolejnymi nap�ywami obezw�adniaj�cego b�lu. Przez jaki� czas stw�r tkwi� nieruchomo, pozwalaj�c cz�owiekowi na w�ciek�e ruchy desperackiej walki, trzymaj�c go w powietrzu i delektuj�c si� tym samym jego cierpieniem. Potem odwr�ci� si� gwa�townie, wykonuj�c jednocze�nie obszerny, zamaszysty ruch ramieniem, wskutek czego m�czyzna wysun�� si� z ohydnym, lepkim odg�osem z metalowych szpon�w demona i po-szybowa� przez kilka sekund w powietrzu. Cz�owiek dostrzega� jedynie szybko przemykaj�ce obrazy wok� swojej g�owy; betonowe �ciany, bielony sufit, pomara�czowe p�omienie pod sob� oraz twarz swojej �ony, wykrzywion� grymasem u�miechu. Potem opanowa�a go ca�kowicie ciemno��, jakby kto� przykry� mu g�ow� ci�kim czarnym p��tnem, gdy opadaj�c znikn�� w odm�tach szczeliny w pod�o�u, tej samej, kt�ra sta�a si� bram� pomi�dzy �wiatem ludzi, a �wiatem nieznanego. W piwnicznym pomieszczeniu bestia w ciszy obserwowa�a rozpadlin�, ws�uchuj�c si� w cichn�cy stopniowo krzyk, po czym przeni�s� spojrzenie na nadal stoj�c� w kr�gu dziewczyn� i napotka� jej wzrok. Wpatrywa�a si� w niego z prawdziwie nieludzkim po��daniem. Przez oblicze demona przemkn�� ledwo dostrzegalny u�miech, niczym odleg�y b�ysk pioruna. Zbli�y� si� do niej, zmuszaj�c j� tym samym do zadarcia g�owy. Czarne w�osy targane wiatrem co jaki� czas przes�ania�y jej twarz, lecz nie zwraca�a na to uwagi. Jej my�li nieustannie kr��y�y wok� jednego... Ciemno�� ogarnia�a wszystko wok� niego; nieprzenikniona poch�ania�a ka�d� najmniejsz� cz�stk� przestrzeni. Gdziekolwiek by nie spojrza�, dostrzega� jedynie mrok, absolutny i ca�kowity mrok; czer�, niczym skrzyd�a gigantycznego kruka. Wiedzia�, �e spada � czu� ch�odny powiew powietrza mkn�cy po sk�rze, rozwiewaj�cy w�osy. Pomimo �e nie by� w stanie dojrze� czegokolwiek, wydawa�o mu si�, �e zbli�a si� do ostatecznego ko�ca tej wszechpanuj�cej pustki, do samego jej dna. Nie wiedzia� dlaczego; po prostu czu� to ca�� powierzchni� cia�a, czu� to wewn�trz swojej czaszki. Co� przemkn�o tu� obok jego skroni; co� jasnego i �wietlistego, jednak nie zd��y� przyjrze� si� temu uwa�nie. Jedyne co ujrza� to b�ysk, bardzo zbli�ony do b�ysku lampy w aparacie fotograficznym. Towarzyszy� temu �wist, jaki wydaje przecinaj�ce powietrze metalowe ostrze. Po kilku chwilach zjawisko powt�rzy�o si�. I tym razem zareagowa� zbyt p�no, by zorientowa� si� czym jest. Dozna� jednak dok�adnie takiego samego wra�enia � jasno�� i d�wi�k trwaj�ce u�amki sekund. Wok� niego w miar� up�ywaj�cego czasu pojawia�o si� coraz wi�cej mkn�cych �wiate�; w dalszym ci�gu nie by� w stanie dostrzec �adnych szczeg��w. Cz�stotliwo��, z jak� przemyka�y wok� niego wzrasta�a w zastraszaj�cym tempie, a� w ko�cu jasno�� i d�wi�k zla�y si� w jedno. W nast�pnym momencie do uszu m�czyzny dolecia� g�uchy, st�umiony odg�os niezwykle pot�nego uderzenia, zupe�nie tak jakby tu� obok niego eksplodowa� granat, a spadaj�cy cz�owiek niespodziewanie zatrzyma� si� z silnym szarpni�ciem, od kt�rego zawirowa�o mu przed oczyma i... ...usiad� wyprostowany, nerwowo rozgl�daj�c si� wok�. Znajdowa� si� w obszernym pomieszczeniu, o �ukowatym sklepieniu, pomieszczeniu, kt�re w ca�o�ci wykute by�o z kamienia. Wsz�dzie wok� pe�za�y p�omienie, wsz�dzie poza wyj�tkiem kamiennych dr�g, rozgraniczaj�cych je i tworz�cych w ten spos�b ogniste jeziora. Drogi te w rzeczywisto�ci by�y pasmami ociosanymi w kamieniu; bieg�y wzd�u� i w poprzek pomieszczenia, rozga��ziaj�c si� na kilka nast�pnych, odchodz�cych w r�nych kierunkach i zataczaj�c szerokie kr�gi ��czy�y si� bezpo�rednio z innymi, lecz niew�tpliwie wszystkie wychodzi�y z jednego miejsca � okr�g�ej platformy, w �rodku kt�rej znajdowa� si� teraz on, dysz�cy ci�ko i rzucaj�cy wok� przera�one spojrzenia. Jednak okropie�stwa miejsca, w kt�rym niespodziewanie si� znalaz� dopiero mia�y do niego dotrze�. Pomimo ca�ego tego szale�stwa, gdzie� tam na g�rze, w par� sekund zorientowa� si�, co dzieje si� wok� i po tych kilku chwilach makabryczne obrazy i wizje uderzy�y w niego ze zdwojon� si��. Spomi�dzy drgaj�cych i szalej�cych p�omieni, wewn�trz ognistych jezior, stercza�y, wznosz�c si� ku sklepieniom, d�ugie kilkumetrowe pale, wystaj�ce bezpo�rednio ze �rodka ��tawych j�zyk�w ognia. Monumentalne, tkwi�y nieruchomo niczym nieznani bogowie, dzier��cy w swoich d�oniach przeznaczenia ludzko�ci. To w�a�nie one by�y elementem koszmaru, okrutnym i drapie�nym horrorem; nabite na nie nagie ludzkie cia�a zwisa�y z nich bezw�adnie jak marcepanowe �o�nierzyki z bo�onarodzeniowej choinki. M�czyzna widzia� jak wbija�y si� w pachwiny wisz�cych ofiar i przechodz�c przez ca�e ich wn�trze wychodzi�y zakrwawione g�rnymi partiami cia�a, przebijaj�c bezpo�rednio g�ow� i stercz�c pionowo z przebitej powierzchni czaszki, wystaj�c ze �rodka twarzy, zmieniaj�c j� w krwaw�, groteskow� mask�, lub te� przechodz�c na wylot przez pier� i p�uca, wyginaj�c tym samym cia�o w niemo�liwy spos�b. Widzia� bezw�adnie wisz�ce ramiona, a tak�e same postrz�pione, pokrwawione i upstrzone kawa�kami ko�ci kikuty. Widzia� otwarte klatki piersiowe ze stercz�cymi na boki po�amanymi �ebrami i zwisaj�cymi d�ugimi pasmami wn�trzno�ciami. Widzia� pozbawione oczu puste oczodo�y o krwistych obw�dkach i blade sk�ry pokrywaj�ce tylko cz�ciowo cia�a, w przewa�aj�cym jednak stopniu spadaj�ce ku do�u grubymi fa�dami, ods�aniaj�c mi�nie i ko�ci, �y�y i arterie. Niekt�re cia�a pozbawione by�y g��w, a zaostrzone zwie�czenia wychodzi�y bezpo�rednio z krwawej pozosta�o�ci szyi, dzier��c na swym ko�cu och�apy �o��dka, jelit i innych wn�trzno�ci. Gdzie indziej brakowa�o kawa�ka czaszki, �uchwy, po�owy ramienia, n�g. M�czyzna usi�uj�c odwraca� wzrok od okrutnych obraz�w, mimowolnie natrafia� spojrzeniem na kolejne, niejednokrotnie o wiele bardziej gorsze od poprzednich. Spostrzeg� kobiet�, z odchylon� do ty�u g�ow� i szyj� przebit� palem, wywlekaj�cym jednocze�nie na zewn�trz krta�, oskrzela i przew�d prze�ykowy, u kt�rej w miejscu gdzie powinny znajdowa� si� piersi widnia�y tylko dwa krwawe otwory, przez kt�re wydostawa�y si� mi�nie i organy wewn�trzne. Tu� obok niej, bezlito�nie wbity, stercza� m�czyzna pozbawiony znacznej cz�ci klatki piersiowej, a z postrz�pionych kraw�dzi du�ego otworu wystawa�y pogruchotane ko�ci oraz zwisa� ciemnobr�zowy �o��dek, ko�ysz�c si� nadal zawieszony na przewodzie pokarmowym. Dziesi�tki nagich cia�. Dziesi�tki zawieszonych i zamordowanych w okrutny spos�b ludzi. By�y wsz�dzie. Gdziekolwiek by nie spojrza�, napotka�by ich twarze, sine i upiorne, z purpurowymi j�zykami, wystaj�cymi z na wp� otwartych ust. Gdziekolwiek by nie spojrza�, napotka�by �mier�. �mier�... Przecz�c wszelkim prawom natury i nauki cia�a � y � y. Skr�ca�y si� w wielkiej, niepoj�tej, niepohamowanej m�ce, drgaj�c i szarpi�c si�. Twarze odkszta�ca�y si�, usta wykrzywia�y, a wywracaj�ce si� ga�ki oczne wykonywa�y gwa�towne ruchy. Krzyczeli. Ich wrzaski odbija�y si� echem od kamiennych �cian, wyra�aj�c tylko b�l i cierpienie. Przypomina�y krzyki szale�c�w i ob��kanych, spot�gowane w swoim przera�aj�cym i druzgoc�cym brzmieniu. Po prostu by�y to krzyki ludzi cierpi�cych i staj�cych w obliczu nieuchronnej zag�ady, ludzi zdaj�cych sobie spraw� z nadchodz�cego ko�ca, lecz ci�gle rozpaczliwie broni�cych si� przed nim. Atakowa�y jego umys� niczym stado w�ciek�ych, g�odnych ps�w, rzucaj�cych si� na kawa�ek mi�sa. Nie by�o przed nimi ratunku, nie by�o przed nimi schronienia. Stopniowo przekszta�ca�y jego m�zg w poduszk� do igie�, wbijaj�c si� we� i przebijaj�c na wylot. M�czyzna dramatycznym ruchem zas�oni� uszy d�o�mi i upad� na kolana. Z jego gard�a dobieg� j�k sprzeciwu; nie da�o to jednak �adnego rezultatu. Wzrok cz�owieka pad� na du�y, tworz�cy niemal idealne ko�o otw�r w kamiennej �cianie, tu� naprzeciwko niego. W jego kierunku wiod�o kilka dr�g, tak�e ta, na kt�rej si� znajdowa�. Otw�r pogr��ony by� w absolutnym mroku, tak, �e nie wiedzia� dok�d prowadzi, jednak dla niego by� on jednym: ucieczk� z tego przekl�tego, zapomnianego przez Boga miejsca. Podbudowany now� my�l� podni�s� si� i wyprostowa�, nie spuszczaj�c wzroku z przej�cia. W tej samej chwili poczu� czyj�� d�o�, zaciskaj�c� si� na ramieniu. Odskoczy� gwa�townie, odwracaj�c si� i... ...stan�� twarz� w twarz z kobiet� pozbawion� piersi. Wisz�c nabita na pal i cierpi�c niewyobra�alne m�ki si�ga�a w jego kierunku obdartym ze sk�ry ramieniem, a b�agalne spojrzenie jej niebieskich oczu utkwione by�o w nim. Usta kobiety rozchyli�y si�, a spomi�dzy jej poparzonych warg i wy�amanych z�b�w razem ze strumieniem lepkiej, szkar�atnej krwi dobieg� upiorny, niemal niemo�liwy do zrozumienia szept: � Pooom���...mi... M�czyzna z rozszerzonymi strachem oczyma rzuci� si� w kierunku otworu w �cianie. Biegn�c nie ogl�da� si� za siebie, nie patrzy� na boki. Jego spojrzenie wbite by�o w ciemne przej�cie, zbli�aj�ce si� z ka�d� sekund�. Obrazy po obu stronach mija�y go, rozmazuj�c si� jednocze�nie i zlewaj�c w jedno. Nie my�la� o niczym. W jego g�owie brz�cza�a tylko jedna my�l; dotrze� do otworu i wydosta� si�. P�uca pracowa�y mu jak miechy, nogi przebiera�y w szale�czej pr�dko�ci. Na moment przymkn�� oczy. Dopiero p�niej przekona� si�, �e pope�ni� niewybaczalny b��d. Jego noga zawadzi�a o co� le��cego na kamiennej drodze. Przez chwil� kozio�kowa� w powietrzu, po czym bole�nie zderzy� si� z pod�o�em, przetoczy� i leg� nieruchomo z rozrzuconymi ramionami. Kilka sekund le�a� zamroczony na twardym kamieniu. Po jakim� czasie podni�s� powoli g�ow� i potrz�sn�� ni� w celu pozbycia si� resztek mroku sprzed oczu. Powolnym ruchem uni�s� si� do pozycji siedz�cej. Przeszy�a go fala obrzydzenia. W poprzek drogi rozci�gni�te na ca�ej d�ugo�ci le�a�o ludzkie rami�. Poszarpane, poparzone i uci�te, czy te� oderwane w bicepsie, drga�o i rusza�o si�, zupe�nie jakby w dalszym ci�gu nap�ywa�y do niego impulsy ruchu. S�ysza� stukot paznokci uderzaj�cych o kamie�. Cofn�� si� odruchowo. W tym samym momencie rami� znieruchomia�o i leg�o bez ruchu. Wpatrywa� si� w nie uporczywie, niepewny co wydarzy si� dalej. Ponad powierzchni� poparzonej sk�ry wysun�a si� p�aska g�owa, wielko�ci� i kszta�tem odpowiadaj�ca g�owie w�a. Pod�u�ny pysk pokrywa�a ��ta sk�ra, poznaczona siatk� �y�, a g��boko osadzone, sko�ne demoniczne oczy wpatrywa�y si� w niego, �arz�c si� czerwonawym blaskiem. Przez chwil� tkwili w bezruchu, obserwuj�c si� wzajemnie. Cz�owiek i w��, dwa twory natury, pozostaj�ce mimo to we wrogim sobie nastawieniu, w odwiecznym konflikcie. Istota z je��cym w�osy na karku sykiem rozwar�a pysk, ukazuj�c rz�dy d�ugich, zakrzywionych z�b�w, spomi�dzy kt�rych razem z potokiem ��tawej mazi wyp�yn�y kawa�ki ludzkiego cia�a. Stw�r drgn�� i przesuwaj�c si� po powierzchni spalonej sk�ry, a nast�pnie po kamiennym pod�o�u powoli sun�� w jego kierunku, ci�gn�c za sob� naje�ony sztywnymi kilkucentymetrowymi kolcami ogon, pozostawiaj�cy po sobie szerokie pasmo lepkiej bia�ej substancji. M�czyzna nerwowo odsun�� si� bardziej do ty�u. W oczach upiornego w�a stanowi�o to prowokacj�. Kierowany zwierz�cym instynktem oraz ��dz� rozerwania ludzkiego cia�a odbi� si� jak spr�yna od pod�o�a, poszybowa� przez chwil� w powietrzu, po czym z niezwyk�� si�� uderzy� w udo cz�owieka, wbijaj�c rz�dy d�ugich z�b�w na ca�� d�ugo�� w tkank� mi�niow�. Szybkimi ruchami p�askiej g�owy wgryz� si� g��biej w cia�o m�czyzny, przecinaj�c arterie i �y�y. Szkar�atna krew trysn�a szerokim strumieniem z otwartej rany, padaj�c na wszystko, co znalaz�o si� w jej zasi�gu. Cz�owiek chwyci� si� kurczowo za udo i wrzasn��, rozrywany nieopanowanym, przenikliwym b�lem. Instynktownym ruchem z�apa� drgaj�ce, smuk�e cia�o w�a i zaciskaj�c d�o� szarpn��, u�ywaj�c ca�ego zasobu posiadanych si�. Jednak nie spowodowa�o to zamierzonego efektu. W�� zwar� silniej szcz�ki, powoduj�c kolejne przyp�ywy pora�aj�cego b�lu, a z gard�a m�czyzny wyrwa� si� przyprawiaj�cy o g�si� sk�rk� krzyk. Z twarz� wykrzywion� b�lem ponowi� pr�b�. Tym razem mia� wi�cej szcz�cia. Istota razem z potokiem krwi, odrywaj�c olbrzymiej wielko�ci p�at sk�ry i mi�ni z uda cz�owieka, przeci�a ze �wistem powietrze i znikn�a w otch�ani strzelaj�cych ku g�rze j�zyk�w ognia. M�czyzna le��c w szybko powi�kszaj�cej si� ka�u�y krwi, z trudem �api�c oddech, mozolnie odwr�ci� si�, k�ad�c na klatk� piersiow�. Jego noga by�a sparali�owana; nie m�g� wykona� ni� �adnego umo�liwiaj�cego podniesienie si� ruchu. Ci�gn�c j� za sob�, posun�� si� powolnie do przodu w kierunku wyj�cia, b��dz�c przed sob� wyci�gni�tym ramieniem. Jednak gdy podni�s� g�ow� i spojrza� w tamtym kierunku dostrzeg� nast�pne dwa w�opodobne stwory, kt�re pod��a�y w jego stron� z szeroko otwartymi pyskami, z kt�rych dobiega� z�owieszczy syk. W niewielkiej odleg�o�ci za nimi trzy kolejne istoty wytrwale sun�y ku niemu, brodz�c w pasmach bia�ego szlamu. Wiedzia�, �e na ucieczk� by�o ju� za p�no. Jedyne co mu pozosta�o to obrona, chocia� nie mia� najmniejszego poj�cia jak broni� si� przed tymi stworami. Spomi�dzy stercz�cych ku g�rze zakrzywionych z�b�w istoty najbli�szej mu pociek� strumie� g�stej, lepkiej ��ci. W nast�pnym momencie stw�r wybi� si� w powietrze i przywar� do jego policzka, przegryzaj�c go na wylot, zanim m�czyzna zd��y� w jakikolwiek spos�b zareagowa�. Twarz cz�owieka spryska�a jego w�asna krew, padaj�c r�wnie� na kamienn� pod�og�. Wyp�yn�a tak�e z otwartych szeroko ust, znajduj�c uj�cie od wewn�trz r�wnocze�nie z krzykiem. M�czyzna zdecydowanym, sprawnym ruchem zdo�a� uwolni� twarz od demonicznej istoty, wyrzucaj�c j� w powietrze. Stw�r poci�gn�� za sob� znaczn� cz�� jego policzka, obna�aj�c dzi�s�a oraz stercz�ce z nich z�by, a tak�e drgaj�cy j�zyk i ca�� reszt� jamy ustnej. Krew sp�yn�a do jego gard�a. Zakrztusi� si� ni�, zdo�a� jednak prze�kn�� i razem z kawa�kami jego twarzy pop�yn�a w d� prze�yku do �o��dka. Stwory zaatakowa�y ponownie, tym razem uderzaj�c jednocze�nie. Rzuci�y si� na niego niczym wyg�odnia�e s�py na padlin�, wbijaj�c zakrzywione z�by g��boko w jego cia�o, przegryzaj�c wszystko, co stan�o im na drodze. Kilka istot przywar�o do jego prawego ramienia, atakuj�c je zajadle, natarczywie i brutalnie. Przebija�y mi�nie, odcina�y �y�y, przegryza�y �ci�gna, a� w ko�cu ich k�y zachrobota�y o tward�, nieust�pliw� powierzchni� ko�ci. Nie stanowi�o to dla nich jednak przeszkody nie do pokonania; w dalszym ci�gu dr��y�y tunel wewn�trz jego ramienia, przechodz�c na wylot tak�e przez ko�ci i stawy. By�y niepowstrzymane, niepohamowane, ich jedynym celem by�o gwa�towne przerwanie czyjej� egzystencji; ich cia�a rozsadza�a ��dza zadawania wiecznego cierpienia. Krzyk m�czyzny przypomina� jazgot pi�y tarczowej, przecinaj�cej prostok�tny blok drzewa � g�o�ny, rozdzieraj�cy, wprawiaj�cy w dr�enie ka�d� cz�stk� materii. Wzm�g� si� wielokrotnie, gdy pojedynczy w�� wgryz� si� g��boko w jego krocze, mia�d��c genitalia niczym w imadle naszpikowanym tysi�cem grubych igie�. Istota cierpliwie d��y�a do przekszta�cenia jego m�sko�ci w krwaw�, bezkszta�tn� mas�, gryz�c i atakuj�c organy m�czyzny z niemal wilcz� zajad�o�ci�. Cz�owiek chwyci� si� sprawn� r�k� za krocze, �ciskaj�c p�ask� g�ow� w�a, jednak nie spowodowa�o to rozlu�nienia szcz�k istoty. W dalszym ci�gu nieust�pliwie przegryza�a obiekt swojego ataku i nic nie wskazywa�o na to, aby zamierza�a poprzesta�. Diabelska grupa w�o-stwor�w, bezustannie �eruj�ca na jego ramieniu, dopi�a swego; z�by przesz�y na wylot przez cia�o, przegryzaj�c ostatnie pasemka sk�ry. Odgryzione w po�owie bicepsu rami� oderwa�o si� pod w�asnym ci�arem i z mokrym pla�ni�ciem upad�o na kamienn� drog�. Z poszarpanego, pogryzionego kikuta chlusn�a szerokim strumieniem krew, niczym woda z uszkodzonego hydrantu. W jednej chwili wszystko wok� zosta�o zamienione w gigantyczn� ka�u�� szkar�atnej substancji, nieustannie wylewaj�cej si� z pozosta�o�ci r�ki m�czyzny. B�l by� absolutnie pora�aj�cy, niemo�liwy do zniesienia. Cz�owiek czu� si� tak, jakby kto� przyciska� jego rami� do rozp�dzonego do granic mo�liwo�ci okr�g�ego ostrza pi�y. Nie m�g�