15331

Szczegóły
Tytuł 15331
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15331 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15331 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15331 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Frank 0'Connor - �wi�te Wrota Franie 0'Connor to pseudonim znanego irlandzkiego pisarza Michaela 0'Donova-na (1903� 1966). Urodzony w niezamo�nej rodzinie w mie�cie Cork, ucz�szcza� do miejscowej szko�y, po czym zacz�� pracowa� jako bibliotekarz, 'zrazu w Cork, a nast�pnie w Dublinie. W okresie p�niejszym przez czas pewien by� dyrektorem s�ynnego teatru Abbey Theatre. Pisa� zacz�� bardzo wcze�nie, bo ju� jako dwunastoletni ch�opiec, i to w j�zyku celtyckim, kt�rego nauczy�a go babka. Po pierwszych pr�bach w dziedzinie poezji i eseju historycznego zacz�� pisa� opowiadania, kt�re zamieszcza� w czasopi�mie �Irish Statesman". W roku 1931 ukaza� si� pierwszy zbi�r jego opowiada� pt. Guests of the Nation. Opr�cz wielu tom�w opowiada� 0'Connor wyda� kilka zbior�w wierszy, rozpraw� po�wi�con� Turgieniewowi oraz studium o Mi- chaelu Collinsie i irlandzkiej rewolucji. Jak powiedzia� o nim kiedy� inny wielki Irlandczyk, Yeats: ,,0'Connor robi dla Irlandii to, co Czech�w zrobi� dla Rosji." Prze�o�y�a Maria Boduszy�ska- Borowikowa 1971 Pa�stwowy Instytut Wydawniczy Wyboru dokonano z tom�w: COLLECTION THREE THE STORIES OF FRANK 0'CONNOR Obwolut�, ok�adk� i stron� tytu�ow� projektowa� JERZY JAWOROWSKI (Q Harriet 0'Donovan 1957, 1960, 1965, 1966, 1967 M�J KOMPLEKS EDYPA Printed in Poland Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971. Wydanie pierwsze Nak�ad 20 000 + 290. Ark. wyd. 17,1. Ark. druk. 21. Papier druk. sat. kl. IV. 65 gr. 75X100/32 z Fabryki Papieru w Kluczach. Oddano do sk�adania 21.XII. 1970 r. Podpisano do druku w kwietniu 1971 r. Druk uko�czono w sierpniu 1971 r. Drukarnia Wydawnicza w Krakowie. �arn. nr 1941/70. M-010-622. Cena z� 28.� Przez ca�� wojn� � mam na my�li pierwsz� wojn� �wiatow� � ojciec by� w wojsku, wi�c do pi�tego roku �ycia bardzo ma�o go widywa�em, a je�li widywa�em, to mi nie przeszkadza�. Czasem budzi�em si� i w blasku �wiecy spogl�da� na mnie z g�ry wielki m�czyzna w mundurze koloru khaki. Niekiedy wczesnym rankiem s�ysza�em trza�niecie drzwi wej�ciowych i stukot podbitych gwo�dziami but�w na kocich �bach naszej uliczki. W taki to spos�b ojciec zjawia� si� i znika�. Przychodzi� i odchodzi� tajemniczo, jak �wi�ty Miko�aj. W�a�ciwie dosy� lubi�em jego odwiedziny, chocia� by�o mi ciasno i niewygodnie mi�dzy mam� a nim, kiedy raniut-ko w�azi�em do szerokiego ��ka. Pali� papierosy, dzi�ki czemu pachnia� przyjemnie, troch� jakby ple�ni�, no i goli� si�, co by�o zdumiewaj�co ciekawe. Za ka�dym razem po- zostawia� ca�e mn�stwo pami�tek � modele czo�g�w, no�e Gurk�w z r�koje�ciami z �usek od pocisk�w, niemieckie he�my, odznaki z czapek i przyrz�dy do czyszczenia mundurowych guzik�w, najrozmaitsze cz�ci wojskowego ekwipunku � wszystko starannie u�o�one w d�ugim pudle na 'szafie, na wypadek gdyby kiedy� do czego� mia�o si� przyda�. Ojciec mia� w sobie co� ze sroki; by� zdania, �e ka�da rzecz mo�e si� kiedy� do czego� przyda�. Gdy tylko wychodzi� z domu, mama pozwala�a mi w�azi� na krzes�o i grzeba� w tych jego skarbach. Nie wygl�da�o na to, �eby uwa�a�a je za niezwykle cenne. Wojna by�a najspokojniejszym okresem w moim �yciu. Okno mego pokoiku na poddaszu wychodzi�o na po�udniowy wsch�d. Mama zawiesi�a zas�ony, ale niewiele to pomaga�o. Budzi�em si� zawsze z pierwszym brzaskiem, poniewa� za� do tej pory wszystkie troski dnia poprzedniego stopnia�y ju� bez �ladu, czu�em si� troch� jak s�o�ce, got�w �wieci� i darzy� naoko�o rado�ci�. Nigdy �ycie nie wydawa�o mi si� takie proste, jasne i pe�ne mo�liwo�ci jak wtedy. Wysuwa�em obie nogi spod koca � nazywa�em je Pani Lewa i Pani Prawa � i wymy�la�em dla nich dramatyczne sytuacje, w kt�rych rozprawia�y z sob� o aktualnych problemach. W ka�dym b�d� razie rozprawia�a Pani Prawa; by�a bardzo wymowna, ale nad Pani� Lew� nie mia�em takiej w�adzy, wi�c najcz�ciej zadowala�a si� kiwaniem na znak, �e si� zgadza. Rozprawia�y ze sob� o tym, co mama i ja powinni�my tego dnia robi�, co �wi�ty Miko�aj powinien przynie�� na Gwiazdk� i jakie kroki nale�a�oby podj��, �eby w domu by�o weselej. Na przyk�ad dyskutowa�y o tym drobnym problemie dziecka. Nigdy nie mog�em z mam� doj�� do porozumienia w tej sprawie. Na ca�ej naszej ulicy tylko u nas nie by�o nowego dziecka, ale mama powiada�a, �e dop�ki tata nie wr�ci z wojny, nie b�dziemy mogli sobie na to pozwoli�, bo nowe dziecko kosztuje siedemna�cie szyling�w i sze�� pens�w. To dowodzi, jak bardzo by�a naiwna. Troch� dalej w g�r� ulicy, na tym samym tarasie co my, Geneyowie mieli nowiutkie dziecko, a wszyscy przecie� wiedzieli, �e Geney�w nie sta� na zap�acenie siedemnastu szyling�w i sze�ciu pens�w. Prawdopodobnie ich dziecko by�o tanie, a mama chcia�a mie� co� naprawd� w dobrym gatunku, ale uwa�a�em, �e jest zanadto wybredna. Takie dziecko jak Geney�w by�oby dla nas ca�kiem wystarczaj�ce. U�o�ywszy plan dnia wstawa�em z ��ka, przysuwa�em krzese�ko do mansardowego okna i podnosi�em szyb� tak wysoko, �eby m�c wystawi� g�ow� na zewn�trz. Okno wychodzi�o na frontowe ogr�dki tarasu poni�ej naszego, a dalej � po drugiej stronie g��bokiej doliny � wida� by�o wysokie domy z czerwonej ceg�y, wznosz�ce si� tarasami na przeciwleg�ym zboczu i pogr��one jeszcze w cieniu, podczas gdy domy po naszej stronie doliny by�y ca�e w s�o�cu, chocia� rzuca�y d�ugie, dziwaczne cienie, nadaj�ce im obcy, sztywny wygl�d, jakby by�y namalowane. Potem wchodzi�em do pokoju mamy i pakowa�em si� do du�ego ��ka. Mama budzi�a si�, a ja zaczyna�em jej opowiada� o swoich planach. Chyba nawet nie zauwa�a�em, �e przychodzi�em do niej skostnia�y z zimna w samej nocnej koszuli i opowiadaj�c stopniowo taja�em, a gdy ju� wyszed� ze mnie ostatni zamr�z, usypia�em przy mamie i budzi�em si� znowu dopiero wtedy, gdy zaczyna�a si� krz�ta� w kuchni na dole, przygotowuj�c �niadanie. Po �niadaniu szli�my razem do miasta; s�uchali�my mszy �wi�tej u �w. Augustyna, odmawiali�my pacierze za tat� i robili�my zakupy. Je�eli po po�udniu by�a �adna pogoda, to wychodzili�my albo na spacer za miasto, albo z wizyt� do klasztoru, do wielkiej przyjaci�ki mamy, matki Domi- niki. Mama kaza�a wszystkim zakonnicom, �eby si� modli�y za tat�, a ja co wiecz�r, k�ad�c si� spa�, prosi�em Pana Boga, aby pozwoli� mu zdrowo powr�ci� do nas z wojny. Oj, nie wiedzia�em, wcale nie wiedzia�em, o co si� modl�! Kt�rego� ranka wlaz�em jak zawsze do du�ego ��ka, a tam ju� oczywi�cie by� tata; swoim zwyczajem zjawi� si� jak �wi�ty Miko�aj, tylko �e p�niej ubra� si� � zamiast w mundur � w niedzielny granatowy garnitur i mama okropnie si� cieszy�a. Nie rozumia�em, z czego si� tu cie- szy�, bo tata bez munduru by� o wiele mniej interesuj�cy, ale mama ci�gle si� tylko u�miecha�a i t�umaczy�a, �e nasze modlitwy zosta�y wys�uchane, wi�c zaraz poszli�my na msz�, �eby podzi�kowa� Panu Bogu za to, �e pozwoli� tacie wr�ci� ca�o do domu. Ach, c� za ironia! Jeszcze tego samego dnia, ledwie przyszed� na obiad, �ci�gn�� buty, wsun�� stopy w ranne pan- tofle, na�o�y� star�, wybrudzon� czapk�, kt�r� nosi� po domu, �eby go nie zawia�o, za�o�y� nog� na nog� i zacz�� powa�nie o czym� m�wi� do mamy, kt�ra wygl�da�a na zatroskan�. Nie podoba�o mi si�, naturalnie, kiedy bywa�a zatroskana, bo przestawa�a by� w�wczas taka �adna, tote� przerwa�em mu w po�owie zdania. � Chwileczk�, Larry! � powiedzia�a mama �agodnie. W ten spos�b strofowa�a mnie tylko wtedy, gdy mieli�my nudnych go�ci, wi�c nie przywi�zywa�em do tego �adnej wagi i m�wi�em dalej. � Larry, b�d��e cicho! � powt�rzy�a zniecierpliwiona. � Czy nie s�yszysz, �e rozmawiam z tatusiom? W�wczas po raz pierwszy us�ysza�em te z�owieszcze s�owa: �rozmawiam z tatusiom". Nie mog�em si� oprze� my�li, �e je�eli Pan B�g tak wys�uchiwa� modlitw, to na pewno s�ucha� ich nie bardzo uwa�nie. � A dlaczego rozmawiasz z tatusiom? � zapyta�em naj- oboj�tniejszym tonem, na jaki potrafi�em si� zdoby�. � Bo mamy z tatusiom wa�ne sprawy do om�wienia. Pami�taj, �eby� nam wi�cej nie przeszkadza�! Po po�udniu, na �yczenie mamy, tata wzi�� mnie na spacer. Poszli�my tym razem do" miasta, zamiast na pola, i z w�a�ciwym sobie optymizmem pomy�la�em z pocz�tku, �e mo�e tak b�dzie przyjemniej. Okaza�o si�, �e nic podobnego. Tata i ja mieli�my ca�kiem odmienne wyobra�enia o tym, czym powinien by� spacer po mie�cie. Nie interesowa�y go w og�le tramwaje, statki ani konie i chyba jedyne, co go bawi�o, to rozmowy z takimi starymi panami jak on sam. Ile razy chcia�em przystan��, szed� po prostu dalej, ci�gn�c mnie za r�k�; ale jak on chcia� przystan��, nie mia�em �adnego wyboru, musia�em si� tak�e zatrzyma�. Zauwa�y�em, �e je�li si� opar� o �cian� domu, znaczy�o to, �e ma zamiar posta� d�ugo w tym miejscu. Za drugim razem, jakem to zobaczy�, ogarn�� mnie sza�. Zdawa�o mi si�, �e tata utkn�� na zawsze. Ci�gn��em go za spodnie i za marynark�, ale � w przeciwie�stwie do mamy, kt�ra wpada�a w z�o��, gdy cz�owiek zanadto si� napiera�, i m�wi�a: �Larry, jak nie b�dziesz grzeczny, to ci przylepi� porz�dne go klapsa" � tata mia� nadzwyczajny dar uprzejmego nie-zwracania uwagi. Przyjrza�em mu si� bacznie i pomy�la�em, czyby nie zacz�� p�aka�, ale wyda� mi si� zanadto oddalony, aby m�g� mu dokuczy� nawet m�j p�acz. By�o to naprawd� tak, jakbym wyszed� na spacer w towarzystwie g�ry! Albo w og�le nie zauwa�a� szarpania i bicia pi�ciami, albo te� spogl�da� na mnie z wysoka z rozbawionym u�miechem. Nigdy jeszcze nie widzia�em kogo� tak zatopionego w sobie jak on. Przy podwieczorku zacz�a si� znowu �rozmowa z tatu-siem", dodatkowo skomplikowana przez fakt, �e tata trzyma� przed sob� wieczorn� gazet� i co par� minut odk�ada� j� na kolana, aby powiedzie� mamie, co nowego wyczyta�. Uwa�a�em, �e to niehonorowo. Got�w by�em walczy� z nim ka�dej chwili, jak m�czyzna z m�czyzn�, o wzgl�dy ma- my, ale je�eli za niego wszystko ju� zrobi� kto� inny, to ja nie mia�em szansy. Kilka razy pr�bowa�em zmieni� temat rozmowy, ale bez powodzenia. � Larry, musisz by� cicho, kiedy tatu� czyta � powiedzia�a mama rozdra�nionym tonem. By�o jasne, �e albo rzeczywi�cie woli rozmawia� z tat� ni� ze mn�, albo te� on ma nad ni� jak�� straszn� w�adz� � dlatego mama boi si� wyzna� prawd�. � Mamusiu � zapyta�em wieczorem, gdy otula�a mnie do snu � jak my�lisz, gdybym si� tak mocno pomodli�, czy Pan B�g odes�a�by tatusia z powrotem na wojn�? Wyda�o mi si�, �e si� przez chwil� zastanawia. � Nie, kochanie � powiedzia�a z u�miechem � my�l�, �e Pan B�g by tego nie zrobi�. � Dlaczego? � Bo wojna ju� si� sko�czy�a, syneczku. � Ale, mamusiu, jakby Pan B�g zechcia�, czy nie m�g�by zrobi� nowej wojny? � Nie zechcia�by, kochanie. To nie Pan B�g robi wojny, tylko �li ludzie. � Aha! � mrukn��em. By�em rozczarowany. Zaczyna�em przypuszcza�, �e Pan B�g nie jest zupe�nie taki, za jakiego go uwa�aj�. Nazajutrz rano obudzi�em si� o swojej zwyk�ej porze; czu�em si� jak butelka szampana. Wysun��em nogi spod koca i zainscenizowa�em d�ugi dialog, w kt�rym Pani Prawa opowiada�a o k�opotach, jakie mia�a ze swoim ojcem, zanim go umie�ci�a w przytu�ku. Nie wiedzia�em dok�adnie, co to takiego ten przytu�ek, ale zdawa�o mi si�, �e to miejsce odpowiednie dla taty. Potem przysun��em krzes�o do okna i wystawi�em g�ow� na zewn�trz. Akurat wstawa� �wit, z tak� zmieszan� min�, jakbym go z�apa� na gor�cym uczynku. A� mi szumia�o w g�owie od r�nych projekt�w i opowie�ci, wi�c potykaj�c si� o d�ug� nocn� koszul� wpad�em do s�siedniego pokoju i wgramoli�em si� w p�mroku do du�ego ��ka. Obok mamy nie by�o miejsca, tote� musia�em si� wpakowa� pomi�dzy mam� i tat�. Chwilowo ca�kiem zapomnia�em o tacie i teraz siedzia�em przez kilka minut pro�eiute�ko, g�owi�c si�, w jaki spos�b m�g�- bym z nim sobie poradzi�. Zajmowa� w ��ku wi�cej miejsca, ni� sprawiedliwie mu si� nale�a�o, tak �e nie mog�em wygodnie si� usadowi�. Kopn��em go par� razy; zamrucza�, przeci�gn�� si�, ale jednak zrobi� mi miejsce. Mama si� obudzi�a i przytuli�a mnie do siebie. U�o�y�em si� wy- godnie w nagrzanym ��ku i wsadzi�em kciuk w usta. � Mamusiu! � wymamrota�em g�o�no i z wielkim zadowoleniem. � Cii..., kochanie � szepn�a. � Nie obud� tatusia! By�o to co� nowego, co�, co mog�o si� okaza� nawet jeszcze gro�niejsze ni� ,,rozmowa z tatusiom". �ycie bez wczesnych porannych konferencji by�o dla mnie nie do pomy�lenia. � Dlaczego? � zapyta�em surowo. � Bo biedny tatu� jest zm�czony. Pow�d ten wyda� mi si� absolutnie niewystarczaj�cy, a od sentymentalno�ci tego jej �biednego tatusia" a� mnie zemdli�o. Nigdy nie lubi�em tego rodzaju wylewno�ci, sprawia�a na mnie zawsze wra�enie nieszczerej. � Och! � mrukn��em lekcewa��co. A po chwili, jak tylko umia�em najprzymilniej: � Mamu�ku, wiesz, dok�d chc� z tob� p�j�� dzisiaj? � Nie wiem, dziecino � odpowiedzia�a z westchnieniem. � P�jdziemy w dolin� i b�d� �owi� cierniki t� now� siatk�, a potem p�jdziemy na Lisa i ogary, a potem... � Obudzisz tatusia! � sykn�a gniewnie i szybko przykry�a mi d�oni� usta. Ale ju� by�o za p�no. Obudzi� si� albo prawie. Wymamrota� co� niewyra�nie i si�gn�� po zapa�ki. Popatrzy� z niedowierzaniem na zegarek. � Mo�e chcesz fili�ank� herbaty, m�j kochany? � spyta�a mama potulnym, przyciszonym g�osem, kt�rego przedtem nigdy u niej nie s�ysza�em. Brzmia� prawie tak, jakby si� ba�a. � Herbaty? � wykrzykn�� tata z oburzeniem. � Wiesz, kt�ra to godzina? � A potem p�jdziemy w g�r� Rathcooney Road � podj��em dono�nie, bo si� ba�em, �e przy tym ci�g�ym przerywaniu mog� o czym� zapomnie�. � Larry, spa� mi w tej chwili! � rzek�a mama ostro. Zacz��em chlipa� i poci�ga� nosem. Nie mog�em skupi� my�li, bo tamci dwoje tak si� dziwnie zachowywali, a po st�amszeniu moich rannych projekt�w by�o mi na sercu tak, jakbym pochowa� pi�cioro male�kich dzieci prosto z kolebki. Tata nic nie m�wi�, tylko zapali� fajk� i ssa� j� wpatrzony w mroczn� przestrze�, nie zwracaj�c uwagi ani na mam�, ani na mnie. Wiedzia�em, �e jest w�ciek�y. Ile razy co� chcia�em powiedzie�, mama ucisza�a mnie z irytacj�. Czu�em si� tym dotkni�ty do �ywego. Uwa�a�em, �e to nie- uczciwie, �e jest w tym nawet co� zbrodniczego. Przedtem nieraz zwraca�em jej uwag�, �e to czysta strata za�ciela� dwa ��ka, kiedy mo�emy spa� w jednym we dwoje, ale zawsze odpowiada�a mi, �e tak jest zdrowiej, no a teraz ten m�czyzna, ten jaki� obcy, �pi z ni� razem i ani troch� nie troszczy si� o jej zdrowie! Wsta� wcze�nie i zagotowa� wod�, ale cho� mamie przyni�s� fili�ank� herbaty, mnie nie przyni�s�. � Mamusiu � zawo�a�em � ja tak�e chc� herbaty. � Dobrze, kochanie � odpar�a cierpliwie. � Mo�esz si� napi� ze spodeczka mamusi. To zadecydowa�o. Albo tata, albo ja, jeden z nas b�dzie musia� wynie�� si� z tego domu. Nie chcia�em pi� ze spodeczka mamy; w moim w�asnym domu chcia�em by� traktowany na r�wnych prawach, wi�c na z�o�� mamie wypi�em wszystk� herbat�, nic dla niej nie zostawi�em. Przyj�a i to ze spokojem. Ale wieczorem, gdy uk�ada�a mnie do snu, powiedzia�a �agodnie: � Larry, chcia�abym, �eby� mi co� przyrzek�. � A co? � spyta�em. � Jutro rano nie przyjdziesz i nie b�dziesz budzi� biednego tatusia. Przyrzekasz? Zn�w ten �biedny tatu�"! Zaczyna�em odnosi� si� podejrzliwie do wszystkiego, co mia�o jakikolwiek zwi�zek z tym absolutnie niezno�nym cz�owiekiem. � Dlaczego? � zapyta�em. � Bo biedny tatu� ma k�opoty, zm�czony jest i niedobrze sypia. � Dlaczego niedobrze sypia? � No, wiesz przecie, �e kiedy by� na wojnie, to mamusia dostawa�a pieni��ki na poczcie? � Od panny MacCarthy? � W�a�nie. Ale teraz, rozumiesz, panna MacCarthy ju� nie ma wi�cej pieni��k�w, wi�c tatu� musi wychodzi� z domu i szuka� ich dla nas. Wiesz, co by si� sta�o, jakby nie znalaz� pieni��k�w? � Nie, powiedz. � Chyba musieliby�my wyj�� na ulic� i �ebra�, jak ta uboga staruszka w ka�dy pi�tek. Nie by�oby nam przyjemnie, co? � Nie � zgodzi�em si� � nie by�oby nam przyjemnie. �Wi�c przyrzekasz, �e nie przyjdziesz i nie b�dziesz go budzi�? � Przyrzekam. Trzeba wiedzie�, �e przyrzeka�em na serio. Rozumia�em, �e pieni��ki to sprawa powa�na, i by�em zdecydowanie przeciwny temu, aby by� zmuszonym �ebra� na ulicy jak ta staruszka w pi�tki. Mama poustawia�a wszystkie zabawki nieprzerwanym kr�giem doko�a mego ��ka, tak �e z kt�rejkolwiek strony bym wyszed�, musia�em si� natkn�� na jedn� z nich. Obudziwszy si� rano pami�ta�em jak najlepiej o danej obietnicy. Wsta�em z ��ka, usiad�em na pod�odze i bawi�em si� � godzinami, jak mi si� zdawa�o. Potem przystawi�em krzes�o do okna i znowu godzinami wygl�da�em przez nie. T�skni�em, �eby to ju� by�a ta pora, kiedy tata si� zbudzi; pragn��em, -aby kto� mi da� fili�ank� gor�cej herbaty. Nie czu�em si� ani troch� jak s�o�ce; nie, nudzi�em si� i by�o mi okropnie zimno! Po prostu umiera�em z t�sknoty za ciep�ym, mi�kkim piernatem w du�ym ��ku. W ko�cu nie mog�em ju� d�u�ej wytrzyma�. Wszed�em do przyleg�ego pokoju. Poniewa� i tym razem obok mamy nie by�o miejsca, przelaz�em przez ni�, a ona obudzi�a si� wystraszona. � Larry � szepn�a chwytaj�c mnie bardzo mocno za rami� � co� mi przyrzek�? � Ale ja dotrzyma�em, mamusiu � pisn��em �a�o�nie, schwytany na gor�cym uczynku. � Tak strasznie d�ugo siedzia�em po cichutku. � Och, m�j male�ki, jaki� ty zmarzni�ty � wyszepta�a ze smutkiem, przesuwaj�c po mnie d�o�mi od st�p do g��w. � S�uchaj, przyrzekasz, �e nie b�dziesz nic m�wi�, jak pozwol� ci zosta�? � Ale ja chc� m�wi� � zapiszcza�em znowu. � Czy chcesz, czy nie chcesz, to niewa�ne � odpar�a ze stanowczo�ci�, kt�ra by�a dla mnie czym� nowym. � Tatu� chce spa�. Rozumiesz? Rozumia�em a� nadto dobrze. Ja chc� m�wi�, a on chce spa� � ale, b�d� co b�d�, czyj to jest dom? � Mamusiu � powiedzia�em r�wnie stanowczym tonem � uwa�am, �e by�oby zdrowiej, gdyby tatu� spa� w osobnym ��ku. Musia�o j� to zaskoczy�, bo przez chwil� nie odpowiada�a. � S�uchaj, ostatni raz ci m�wi� � podj�a na nowo � albo b�dziesz zupe�nie cicho, albo wracasz do swego ��ka. Wi�c jak? Taka niesprawiedliwo�� wyprowadzi�a mnie z r�wnowagi. Jej w�asnymi s�owami dowiod�em jej niekonsekwencji i niedorzeczno�ci, a ona nawet nie raczy�a mi odpowiedzie�. P�kaj�c wprost ze z�o�ci da�em tacie kopa, czego mama nie zauwa�y�a, ale on zamrucza� i z przera�eniem otworzy� oczy. � Kt�ra godzina? � zapyta� wystraszony, nie patrz�c na mam�, tylko na drzwi, jakby tam kogo� zobaczy�. � Jeszcze wcze�nie � odrzek�a uspokajaj�co. � To tylko dziecko. �pij, �pij... No, Larry � oznajmi�a wychodz�c z ��ka � obudzi�e� tatusia, wi�c musisz wraca� do siebie. Pomimo spokojnego wyrazu jej twarzy wiedzia�em, �e tym razem jest zdecydowana, i wiedzia�em tak�e, i� moje podstawowe prawa i przywileje s� stracone, chyba �e natychmiast zaczn� ich broni�. Kiedy wi�c podnosi�a mnie z ��ka, pisn��em tak przera�liwie, �e nieboszczyk by si� obudzi�, a c� dopiero tata. Siekn�� g�o�no. � Przekl�ty dzieciak! Czy on w og�le nigdy nie �pi? � Ach, to tylko takie przyzwyczajenie, m�j drogi � odpar�a mama spokojnie, cho� widzia�em, �e jest wzburzona. � No, to pora, �eby si� odzwyczai� � hukn�� tata i zacz�� si� przewraca� na ��ku. �ci�gn�� koce do siebie i otuliwszy si� nimi obr�ci� si� do �ciany, po czym obejrza� si� jeszcze przez rami�, tak �e zobaczy�em tylko dwoje ma�ych, ciemnych, z�ych oczu. Wygl�da� na niegodziwego cz�owieka. Chc�c otworzy� drzwi do mego pokoju, mama musia�a postawi� mnie na pod�odze; w tym samym momencie wyrwa�em si�, skoczy�em w drugi k�t sypialni i zacz��em si� drze�. Tata zerwa� si� i usiad� na ��ku. � Stul pysk, ty szczeniaku! � wykrztusi� zd�awionym g�osem. By�em tak zaskoczony, �e przesta�em wrzeszcze�. Nikt, nikt jeszcze nie m�wi� do mnie tym tonem. Wpatrywa�em si� w niego z niedowierzaniem, widzia�em, �e twarz ma wykrzywion� z w�ciek�o�ci. Dopiero wtedy zda�em sobie w pe�ni spraw�, jak Pan B�g ze mnie zadrwi� wys�uchuj�c modlitw o szcz�liwy powr�t tego potwora. � Ty sam stul pysk! � wrzasn��em nagle, nieprzytomny ze z�o�ci. � Co� ty powiedzia�? � krzykn�� tata, dzikim susem wyskakuj�c z ��ka. � Mick, Mick! � wo�a�a mama. � Nie widzisz, �e dziecko jeszcze nie przywyk�o do cielbie? � Widz�, �e jest lepiej odkarmiony ni� wychowany � warkn�� tata' wymachuj�c r�kami jak wariat. � Przyda�oby si� porz�dnie spra� mu ty�ek. Wszystkie jego poprzednie krzyki by�y niczym w por�wnaniu z tymi nieprzyzwoitymi s�owami pod moim adresem. Dopiero od tych s��w krew naprawd� zawrza�a we mnie. � Mo�esz sobie spra� w�asny ty�efc! � wrzasn��em histerycznie. � Tak, tak, w�asny ty�ek! Stul pysk! Stul pysk! Wtedy straci� cierpliwo�� i rzuci� si� na mnie, ale zrobi� to wida� bez przekonania � wobec przera�onych oczu mamusi nie mo�na by�o oczekiwa� od m�czyzny niczego innego � bo sko�czy�o si� na zwyczajnym klapsie. Jednakowo� sama 'zniewaga, to, �e uderzy� mnie obcy cz�owiek, zupe�nie obcy, kt�ry dzi�ki mojemu naiwnemu wstawien- nictwu wr�ci� z wojny i wkr�ci� si� przypochlebnie do naszego du�ego ��ka, odebra�o mi rozum do reszty. Dar�em si� i dar�em, podskakiwa�em na bosaka z w�ciek�o�ci, a tata, dziwaczny i w�ochaty w kr�tkiej szarej koszuli wojskowej, z wlepionym we mnie roziskrzonym wzrokiem, podobny by� do g�ry, kt�ra ruszy�a si� z miejsca, �eby dokona� mordu. Prawdopodobnie wtedy musia�em uprzytomni� sobie, �e i on tak�e jest zazdrosny. Mama sta�a w nocnej koszuli i wygl�da�a tak, jakby serce jej by�o rozdarte mi�dzy nas obu. Mia�em nadziej�, �e czu�a si� tak naprawd�. Uwa�a�em, �e zas�u�y�a na to. Od tamtego ranka moje �ycie by�o jednym piek�em. Tata i ja byli�my wrogami, nie ukrywaj�cymi wzajemnej wro- go�ci, otwartymi wrogami. Prowadzili�my jeden przeciw drugiemu ca�y szereg akcji, on stara� si� kra�� m�j czas z mam�, a ja jego. Kiedy mama siedzia�a na moim ��ku i opowiada�a mi bajk�, zaczyna� szuka� jakich� starych but�w, kt�re rzekomo zostawi� w domu na pocz�tku wojny. Kiedy on rozmawia� z mamusi�, umy�lnie bawi�em si� g�o�no r�nymi zabawkami, �eby okaza� ca�kowity brak zainteresowania z mojej strony. Jednego wieczoru, gdy wr�ciwszy z pracy zasta� mnie nad swoim pud�em bawi�cego si� w najlepsze odznakami pu�kowymi, no�ami Gurk�w i guzikami wojskowymi, urz�dzi� okropn� scen�. Mama wsta�a i odebra�a mi pud�o. � Larry, nie b�dziesz si� wi�cej bawi� zabawkami tatusia, chyba �e tatu� sam ci pozwoli � powiedzia�a surowo. � Tatu� nie bawi si� twoimi zabawkami. Nie wiadomo dlaczego, tata spojrza� na mam� tak, jakby go uderzy�a, i odwr�ci� si� z kwa�n� min�. � To nie �adne zabawki � burkn��, znowu zdejmuj�c z szafy pud�o, aby sprawdzi�, czy czego� nie buchn��em. � Niekt�re okazy s� bardzo rzadkie i cenne. Z biegiem czasu widzia�em jednak coraz wyra�niej, �e udaje mu si� odci�ga� mam� ode mnie. Na domiar z�ego nie potrafi�em odkry� jego metody ani zrozumie�, co w nim mog�o si� mamie podoba�. Absolutnie pod ka�dym wzgl�dem by� mniej poci�gaj�cy ode mnie. Mia� pospolit� wymow� i siorba� pij�c herbat�. Przez jaki� czas my�la�em, �e to mo�e gazety tak j� interesuj�, wi�c uk�ada�em sam r�ne wiadomo�ci i czyta�em jej. Potem my�la�em, �e to mo�e palenie, kt�re mnie osobi�cie wydawa�o si� rzecz� interesuj�c�, wi�c bra�em fajk� taty i chodzi�em doko�a domu napuszczaj�c w ni� �liny, a� mnie kiedy� przy�apa�. Nawet siorba�em przy herbacie, ale mama powiedzia�a mi tylko, �e jestem obrzydliwy. Wszystko to musia�o mie� jaki� zwi�zek z tym niezdrowym zwyczajem sypiania w jednym ��ku, tote� naumy�lnie wpada�em do sypialni i w�szy�em na wszystkie strony, gadaj�c sam do siebie, �eby nie wiedzieli, �e ich podpatruj�, ale nie mog�em nigdy nic wypatrzy�. Wreszcie musia�em da� za wygran�. By�o to chyba zwi�zane z doros�o�ci� i z zamienianiem obr�czek, wi�c zrozumia�em, �e trzeba b�dzie zaczeka�. Ale chcia�em mu jednocze�nie pokaza�, �e tylko czekam, �e nie rezygnuj� z walki. Kt�rego� wieczora zachowywa� si� szczeg�lnie nieprzyjemnie, bez przerwy trajkota� ponad moj� g�ow�, wi�c zapu�ci�em mu szpil�. � Mamusiu � powiedzia�em � wiesz, co zrobi�, jak ju� urosn�? � Nie, kochanie. Co takiego zrobisz? � O�eni� s\� z tob� � wypali�em z ca�ym spokojem. Tata rykn�� �miechem, ale mnie na to nie nabra�. Wiedzia�em, �e to musi by� zwyk�e udawanie. A mama, pomimo wszystko, by�a zadowolona. Wyobra�a�em sobie, �e odczu�a ulg� dowiaduj�c si�, i� pewnego pi�knego dnia w�adza, jak� ma nad ni� tata, zostanie prze�amana. � Ale� to b�dzie mi�o, co? � powiedzia�a z u�miechem. � Bardzo mi�o � potwierdzi�em pewnym siebie g�osem. � Bo b�dziemy mieli du�o, du�o dzidziusi�w. � Masz racj�, 'synku � powiedzia�a spokojnie. � My�l�, �e ju� nied�ugo b�dziemy mie� dzidziusia, a wtedy nie zabraknie ci towarzystwa. Czu�em si� nadzwyczajnie zadowolony, gdy� to dowodzi�o, �e nrimo ust�powania tacie, mama liczy si� przecie� z moimi �yczeniami. Poza tym taka rzecz ustawi�aby na w�a�ciwym miejscu tych Geney�w. Wysz�o jednak inaczej, ni� si� spodziewa�em. Z pocz�tku mama by�a czym� bardzo zatroskana � przypuszcza�em, �e martwi si�, sk�d wzi�� siedemna�cie szyling�w i sze�� pens�w � i cho� tata zacz�� wraca� do domu p�nym wieczorem, nie mia�em z tego specjalnej korzy�ci. Mama nie zabiera�a mnie ju� na spacery, o byle co z�o�ci�a si� jak diabli i przylepia�a mi klapsy w og�le za nic. Czasami �a�owa�em, �em wspomnia� o tym przekl�tym dzidziusiu � mia�em widocznie wyj�tkowy talent do �ci�gania kl�sk na w�asn� g�ow�. Rzeczywi�cie by�a to kl�ska! Sonny przyby� w�r�d nieopisanego harmideru � nawet takiei g�upiej sprawy nie potrafi� za�atwi� b.ez zamieszania � i nie spodoba� mi si� od pierwszej chwili. By�a to trudne dziecko � w stosunku do mnie Sonny zawsze by� trudny � i wymaga�o o wiele za du�o zachodu. Mama po prostu zg�upia�a na jego punkcie i nie umia�a rozpozna�, kiedy on tylko si� zgrywa�. Je�li chodzi o towarzystwo, to dla mnie Sonny by� gorzej ni� do niczego. Calutki dzie� spa� i musia�em chodzi� na palcach, �eby go, bro� Bo�e, nie zbudzi�. Teraz ju� mamie nie zale�a�o, �ebym nie budzi� taty. Teraz has�em dnia by�e: �Nie obud� Sonny'ego!" Nie mog�em zrozumie�, dlaczego to dziecko nie chce spa� o w�a�ciwej porze, tote� jak tylko mama nie patrzy�a, zaraz go budzi�em. Czasem na dodatek szczypa�em, �eby znowu nie zasn��. Kt�rego� dnia mama przy�apa�a mnie na tym i sprawi�a niemi�osierne lanie. Jednego wieczoru, w�a�nie gdy tata wraca� z pracy, bawi�em si� w poci�g w ogr�dku przed domem. Uda�em, �e go wcale nie widz�, i gadaj�c niby to sam do siebie, powiedzia�em g�o�no: �Jak si� w tym domu poka�e jeszcze jeden cholerny dzidziu�, to ja si� wynosz�." Tata stan�� jak wryty i obejrza� si� na mnie przez rami�. � Co� ty powiedzia�? � zapyta� surowo. � E, nic, ja tylko tak m�wi�em, do siebie � odrzek�em staraj�c si� ukry� panfczny przestrach. � To osobiste sprawy. Odwr�ci� si� bez s�owa i wszed� do domu. Trzeba wiedzie�, �e moim zamiarem by�o ostrzec go uroczy�cie, ale skutek okaza� si� ca�kiem inny. Tata zacz�� by� dla mnie zupe�nie mi�y. Naturalnie dobrze to rozumia�em. Mama z tym swoim Sonnym mog�a naprawd� doprowadzi� cz�owieka do md�o�ci. Wstawa�a nawet od sto�u, podchodzi�a do ko�yski i gapi�a si� na niego z idiotycznym u�miechem; kaza�a tacie, �eby tak�e patrzy�. Tata w tych sprawach by� zawsze uprzejmy, ale mia� strasznie g�upi� min� i wida� by�o, �e nie wie, o czym mama m�wi. Skar�y� si�, �e Senny krzyczy po nocach, ale mama z�o�ci�a si� tylko i powiada�a, �e Sonny nigdy nie krzyczy, je�eli mu nic nie dolega. By�o to, oczywi�cie, wierutne k�amstwo, bo Sonny'emu nigdy nic nie dolega�o, a krzycza� tylko po to, �eby zwr�ci� na siebie uwag�. Naprawd�, przykro by�o patrze� na t� naiwno�� mamy. Tata nie by� poci�gaj�cy, ale mia� bystry umys�. Sonny'ego przejrza� na wylot, a teraz ju� wiedzia�, �e i ja go przejrza�em. Pewnej nocy gwa�townie si� obudzi�em. Obok mnie kto� le�a� na ��ku. Przez jedn� szalon� chwil� by�em przekonany, �e to mama, �e nareszcie rozum jej wr�ci� i rzuci�a tat� na dobre, ale w nast�pnym momencie us�ysza�em z s�siedniego pokoju konwulsyjne wrzaski Sonny'ego i uspoka- jaj�cy g�os mamy: �No, no, no, no!"; zrozumia�em, �e to nie ona. By� to tata. Le�a� obok mnie ca�kiem rozbudzony i g�o�no sapa�, najwidoczniej w�ciek�y jak wszyscy diabli. Po chwili za�wita�o mi w g�owie, dlaczego jest taki w�ciek�y. Teraz na niego przysz�a kolej. Najpierw on mnie przep�dzi� z du�ego ��ka, a teraz przep�dzili jego. Mama nie mia�a ju� �adnych wzgl�d�w dla nikogo, tylko dla tej zarazy, dla tego szczeniaka Sonny'ego. Nie mog�em nie wsp�czu� tacie. Wszystko to sam prze�y�em, a wielkoduszny by-iem nawet w tym wieku. Zacz��em go g�aska� i uspokaja�: �No, no, no, no!" Zareagowa� niezupe�nie tak, jak by nale�a�o. � Ty tak�e nie �pisz? � burkn�� pod nosem. � Przysu� si� bli�ej i obejmij mnie, dobrze? � powiedzia�em �agodnie. Zrobi� mniej wi�cej tak, jak kaza�em. Zrobi� to ostro�nie � my�l�, �e mo�na to tak okre�li�. By� strasznie twardy i ko�cisty, ale zawsze to lepsze ni� nic. IDEALISTA Nie wiem, jak to w�a�ciwie jest z tym wykszta�ceniem, ale je�eli chodzi o mnie, to chyba nie przynios�o mi ono nigdy nic dobrego, tylko same zmartwienia. Powie�ci przygodowe nie by�y z�e, ale jako ma�y smyk mia�em bardzo powa�ne usposobienie i wola�em realizm od romantyzmu. Najbardziej podoba�y mi si� powie�ci z �ycia szkolnego i, wed�ug naszej miary, by�y one wystarczaj�co romantyczne dla ka�dego. W powie�ciach tych pisano o szko�ach angielskich, my�l� wi�c, �e trudno by�o spodziewa� si� czego� innego. Zawsze okre�lano te szko�y jako �czcigodny masyw wynios�ych budowli" i normalnie zamieszkiwa� w nich jaki� duch; zabudowania szkolne tworzy�y zamkni�ty czworobok i, jak mo�na by�o obejrze� na obrazkach, sk�ada�y si� wy��cznie z wie� zegarowych, ostrych wie�yczek i he�m�w, zupe�nie jak szpital wariat�w w naszym mie�cie. Wszyscy ch�opcy w tych powie�ciach byli �wietnymi wspinaczami: w nocy dostawali si� i wydostawali ze szko�y po linach zrobionych z prze�cierade� zwi�zanych z sob� ko�cami. Ubierali si� bardzo dziwacznie: nosili d�ugie spodnie, kr�ciutkie czarne kurtki i cylindry. Jak tylko kto� co� zmalowa�, zadawano mu i.^wki" 7, �aciny. Je�eli trafi�a si� powa�niejsza sprawa, to dostawali baty, ale �aden nie dawa� nigdy po sobie po-aia�, �e go boli; chyba jaki� mi�czak, taki zawsze krzycza�: �Au! Au!" Wi�kszo�� z nich to by�y wspania�e ch�opy, zawsze trzymali z sob� sztam�, grali na medal w pi�k� no�n� i kry-kieta. Nigdy nie k�amali i nie chcieli nawet rozmawia� z �adnym k�amczuchem. Je�eli kt�rego� przy�apano na gor�cym uczynku i zapytano wprost, zawsze odpowiada� prawd�, chyba �e w spraw� wmieszany by� kto� inny; wtedy nie chcia� zdradzi� nazwiska tamtego, cho�by mu za to grozi�o wyrzucenie ze szko�y, nawet je�li ten kto� by� z�odziejem, co si� zreszt� zdarza�o cz�sto. Zadziwiaj�ca rzecz, ilu z�odziei by�o w takich dobrych szko�ach, gdzie ch�opcy nigdy nie dostawali od swoich ojc�w mniej ni� pi�taka w z�ocie. W naszej szkole prawie si� nie zdarza�o, �eby faceci kradli, cho� dostawali tylko pensa tygodniowo, a czasem nawet i to nie, je�eli ojciec akurat chodzi� na ba�ce, a matka musia�a i�� do lombardu. Twardo trenowa�em futbol i krykieta, cho� naturalnie nigdy nie mieli�my porz�dnej pi�ki, a w krykieta grali�my kijem hokejowym, celuj�c do bramki wyrysowanej kred� na murze. W koszarach oficerowie grali w prawdziwego krykieta, tote� w letnie wieczory chodzi�em tam popatrze�, niczym czy��cowa dusza podgl�daj�ca rozkosze raju. Mimo wszystko musia�em czu� obrzydzenie do sposobu, w jaki prowadzono nasz� szko��. �Czcigodny masyw wynios�ych budowli" mia� u nas posta� budynku z czerwonej ceg�y, bez �adnej wie�y ani he�mu, na kt�ry cz�owiek m�g�by si� wdrapywa�, no i bez �adnego ducha. Nie mieli�my w�asnej dru�yny sportowej, wi�c cho�by cz�owiek nie wiem Jak trenowa�, nigdy nie m�g� gra� w reprezentacji szko�y. Zamiast zadawa� nam ,,linijki" z �aciny czy z jakiego� innego przedmiotu, Moloney Morderca podnosi� nas w g�r� za uszy albo t�uk� trzcin�. Jak mu si� znudzi�o bi� po r�kach, to trzaska� po nogach. Ale to tylko sprawy powierzchowne. Prawdziwe z�o tkwi�o w nas samych. Faceci podlizywali si� nauczycielom i donosili o wszystkim, co si� dzia�o w klasie. Gdy nauczy- ciel przy�apa� na czym� kt�rego z nic.h, starali si� zwali� win� na innego, nawet je�eli trzeba by�o w tym celu k�ama�. Gdy dostawali trzcin� po �apach, beczeli i skar�yli si�, �e to niesprawiedliwie; cofali r�ce niby to z przera�enia, tak �e trzcinka trafia�a tylko w ko�ce palc�w, a potem krzyczeli przest�puj�c z nogi na nog� i otrz�saj�c palce w nadziei, �e ten raz b�d� ju� mieli zaliczony. W ko�cu lamentowali, �e p�k�a im ko�� w przegubie, i wlekli si� z powrotem 'do �awki, wciskaj�c r�ce pod pachy i g�o�no rycz�c. Moim zdaniem, nie mo�na si� by�o nie wstydzi�, gdy cz�owiek sobie wyobra�a�, co by pomy�leli faceci z przyzwoitej szko�y, gdyby widzieli co� takiego. Po drodze do szko�y mija�em bram� koszar. W tamtych spokojnych czasach wartownicy nie mieli nic przeciwko temu, abym, przechodz�c obok wartowni, pogapi� si� troch� na �o�nierzy �wicz�cych na koszarowym dziedzi�cu, a je�eli szed�em tamt�dy w porze obiadowej, to zapraszali mnie nawet do �rodka i cz�stowali plackiem ze �liwkami, no i herbat�. Jasne, �e wobec takich pokus cz�sto sp�nia�em si� na lekcje. W braku listu od mamy mo�na si� by�o usprawiedliwi� jedynie m�wi�c, �e si� by�o na wczesnej mszy �wi�tej. Morderca nie mia� sposobu sprawdzi�, czy kto by� na mszy, czy nie by�, a gdyby mimo to zechcia� ukara�, mo�na by�o z �atwo�ci� napu�ci� na niego proboszcza. Ju� jako smyki dobrze wiedzieli�my, kto jest w szkole prawdziw� w�adz�. Ale odk�d zacz��em czyta� te przekl�te powie�ci z �ycia szkolnego, nigdy nie czu�em si� dobrze m�wi�c, �e by�em na mszy. By�o to k�amstwo, a przecie� wiedzia�em, �e faceci z powie�ci woleliby raczej umrze� ni� powiedzie� nieprawd�. Otacza�y mnie ich niewidzialne osoby i strasznie nie lubi�em robi� czego� takiego, co by si�, wed�ug mego wyczucia, mog�o im nie spodoba�. Jednego razu przyszed�em do szko�y mocno sp�niony i troch� wystraszony. � Delaney, c� takiego robi�e� a� do tej pory? � zapyta� Moloney Morderca spogl�daj�c na zegar. Chcia�em odpowiedzie�, �e by�em na mszy, ale nie mo g�em. Wszystkie niewidzialne osoby otacza�y mnie kr�giem. � Zosta�em zatrzymany przed koszarami, psze pana � odpar�em w panicznym strachu. W klasie tu i �wdzie rozleg� si� st�umiony chichot, a Moloney uni�s� brwi z �agodnym zdziwieniem. By� to ros�y, mocno zbudowany m�czyzna o jasnych w�osach i niebieskich oczach, niekiedy zwodniczo �agodny w sposobie bycia. � Ach, tak � powiedzia� dosy� uprzejmie. � A c� ci� tam zatrzyma�o? � Przygl�da�em si�, psze pana, �o�nierzom, jak �wiczyli. Klasa znowu zachichota�a. Dla nich to by�o co� ca�kiem nowego. � Oo, nie wiedzia�em, �e z ciebie taki wojak � zauwa�y� Moloney jakby nigdy nic. � Wyci�gnij �ap�! Uderzenia trzcin� by�y niczym w por�wnaniu z tym �miechem, zreszt� podtrzymywa� mnie przyk�ad niewidzialnych os�b. Nie drgn��em nawet. Wraca�em na swoje miejsce powoli i 'spokojnie, bez �adnego pop�akiwania, bez �ciskania r�k; Morderca odprowadza� mnie wzrokiem, znowu unosz�c wysoko brwi, jakby dla niego tak�e by�o to co� nowego. Ale tamci szeptali mi�dzy sob� i gapili si� na mnie jak na nieznanego zwierzaka. W czasie przerwy wszyscy mnie otoczyli, strasznie zaciekawieni i podnieceni. � Delaney, czemu�e� powiedzia� o tych koszarach? � Bo to jest prawda � odpar�em nieugi�ty. � Nie zamierza�em opowiada� mu k�amstw. � Jakich k�amstw? � �e by�em na mszy. � No, a nie mog�e� powiedzie�, �e matka ci� po co� pos�a�a? � To tak�e by�oby k�amstwo. � Rany Jula, Delaney � ostrzeg� mnie kt�ry� � lepiej uwa�aj na siebie. Morderca jest w�ciek�y. Zmasakruje ci�. Wiedzia�em o tym. Wiedzia�em doskonale, �e zrani�em "'��boko dum� zawodow� Mordercy, tote� do ko�ca dnia zachowywa�em si�, j?.k mo."�em najlepiej. Ale nawet naj- lepsze moje zachowanie nie by�o wystarczaj�co dobre, nie docenia�em bowiem przebieg�o�ci Mordercy. Udawa� wprawdzie, �e czyta, ale bez przerwy mnie obserwowa�. � Delaney � zapyta� w pewnej chwili nie podnosz�c g�owy znad ksi��ki � czy to ty rozmawia�e�? � Ja, psze pana � odrzek�em przera�ony. Ca�a klasa buchn�a �miechem. Nie umieli pomy�le� nic innego, jak tylko to, �e umy�lnie zachowuj� si� wyzywaj�co, a �miech klasy musia� naturalnie przekona� Morderc�, �e tak jest w istocie. Przypuszczam, �e je�li komu� k�ami� co dzie� od rana do wieczora, to w kr�tkim czasie staje si� to swego rodzaju dodatkiem funkcyjnym i ten kto� czuje si� ura�ony, gdy 'mu go odbieraj�. � No � powiedzia� Morderca rzucaj�c ksi��k� na st� � pr�dko zrobimy z tym koniec. Tym razem mia�em ci�sz� przepraw�, bo naprawd� zawzi�� si� na mnie. Ale ja tak�e si� zawzi��em. Wiedzia�em, �e jest to chwila pr�by i, bylebym tylko zdo�a� zachowa� spok�j, stan� si� wzorem dla ca�ej klasy. Wytrzyma�em t� m�k� do ko�ca, nie mrugn�wszy okiem, a gdy z normal- nie opuszczonymi r�kami wraca�em do swojej �awki, niewidzialne osoby da�y mi wielkie brawo. Ale osoby widzialne by�y niezadowolone prawie tak samo jak Morderca. Po lekcjach chyba z sze�ciu koleg�w posz�o za mn� przez szkolny dziedziniec. � Patrzcie, ludzie! � wo�ali napastliwie. � Zgrywa si� jak zawsze! � Wcale si� nie zgrywa�em. � Zgrywa�e� si�. Zawsze si� tylko popisujesz. Taka zatracona beksa, a pr�buje udawa�, �e go nie bola�o. � Nic nie pr�bowa�em udawa� � odkrzykn��em, przezwyci�aj�c nawet w tym momencie pokus� przytulenia do piersi obola�ych r�k. � Ale przyzwoity facet nie p�acze o byle co jak dziecko. � Widzicie bohatera! � darli si� za mn�. � Stary idiota! Podczas gdy szed�em alej�, przy kt�rej .stoi szko�a, staraj�c si� w dalszym ci�gu zachowa� �hart ducha", jak to nazywano w powie�ciach, i pocieszaj�c si� my�l�, �e to ju� koniec m�ki do nast�pnego ranka, s�ysza�em �cigaj�ce mnie szydercze g�osy koleg�w. � Larry wariat! Tak, tak, Larry pomylony! Zdawa�em sobie spraw�, �e je�li chc� nadal zachowa� dobre stosunki 'z niewidzialnymi osobami, to musz� uwa�a� na ka�dy sw�j krok w szkole. Tak te� post�powa�em w ci�gu ca�ego roku. Ale pewnego dnia zdarzy�o si� co� strasznego. Wraca�em w�a�nie z boiska i w szatni przy naszej klasie zobaczy�em Gormana, jak co� wyjmuje z kieszeni p�aszcza powieszonego na wieszaku. Tego Gormana zawsze nazywa�em w my�li �czarn� owc� naszej szko�y". Nie lubi�em i ba�em si� faceta; przystojny, nad�sany, zepsuty, drwi�cy cham. Nie zwr�ci�em na niego specjalnej uwagi, bo akurat na kilka chwil umkn��em w �wiat marze�, w kt�rym ojcowie nigdy nie dawali synom mniej ni� pi�� funt�w, a jaki� spokojny, skromny ch�opiec podobny do mnie � �fuks na torze", jak go nazywano w powie�ciach � zawsze ratowa� honor szko�y. � Na kogo si� tak gapisz? � zaczepi� mnie Gorman g�osem, w kt�rym d�wi�cza�a gro�ba. � Na nikogo � odpowiedzia�em zaskoczony i oburzony. � Ja tylko bra�em o��wek ze swego p�aszcza � doda� Gorman �ciskaj�c pi�ci. � Nikt przecie nie m�wi, �e� robi� co innego � odpar�em i jeszcze pomy�la�em, �e to dziwaczny pow�d do wszczynania k��tni. � Lepiej i ty nie m�w � warkn�� Gorman. � Lepiej pilnuj w�asnego nosa. � A ty pilnuj swojego! � odpali�em tylko w tym celu, aby zachowa� - twarz. � W og�le si� do ciebie nie odzywa�em. I na tym, je�li chodzi o mnie, sko�czy�a si� sprawa. Ale po rekreacji Morderca s�an�� przed klas� z wyj�tkowo powa�n� min�, bawi�c si� o��wkiem, kt�ry obraca� w r�kach. � Wszyscy, kt�rzy dzi� rano wychodzili z Klasy, wy- st�pi�! � zawo�a�. Nast�pnie zni�y� g�ow� i popatrzy� na nas spode �ba. � Uwaga, powiedzia�em: wszyscy! Wyst�pi�em razem z innymi, podobnie jak Gorman. Wszyscy byli�my bardzo zaintrygowani. � Czy zabra�e� co� dzisiaj rano z kieszeni p�aszcza w szatni? � spyta� Morderca k�ad�c ci�kie, ow�osione �apsko na ramieniu Gormana i patrz�c mu gro�nie w oczy. � Ja, psze pana? � wykrzykn�� Gorman z min� niewini�tka. � Nie, psze pana. � A widzia�e�, jak bierze kto� inny? � Nie, psze pana. � Ty? � zagadn�� Morderca nast�pnego ch�opca; zanim zd��y� doj�� do .mnie, zrozumia�em, dlaczego Gorman sk�ama�, i zacz��em gor�czkowo si� zastanawia�, jak powinienem post�pi�. � Ty? � zapyta� Moloney przybli�aj�c du��, czerwon� twarz do mojej 'twarzy, tak �e mia�em przed sob� jego niebieskie oczy zaledwie o kilka cali i czu�em zapach myd�a toaletowego. Paniczny strach kaza� mi odpowiedzie�, jakbym z g�ry sobie u�o�y�, nie to, co nale�a�o. � Ja nic nie wzi��em, psze pana � b�kn��em cicho. � Widzia�e�, jak bierze kto� inny? � zapyta� nauczyciel unosz�c brwi i okazuj�c ca�kiem wyra�nie, �e zauwa�y� m�j unik. � C� -to, j�zyk ci ko�kiem stan�� w gardle? � krzykn�� nagle, a ca�a klasa, zelektryzowana, wlepi�a we mnie oczy. � Ty? � rzuci� zwi�le 'nast�pnemu ch�opcu, jakby ju� przesta� si� mn� interesowa�. � Nie, psze pana. � Wraca� na miejsca, wszyscy � rozkaza� Morderca. � Ty, Delaney, zostaniesz tutaj. Zaczeka�, a� usi�d� z powrotem w swoich �awkach. � Wyjmij wszystko 'z kieszeni. Zacz��em wyjmowa�. Przez klas� przebieg� chichot, zduszony jednym piorunuj�cym spojrzeniem Mordercy. Mimo i� by�em ma�ym ch�opcem, ka�da z moich kieszeni stanowi�a osobne muzeum; sam nie umia�bym wyt�umaczy� przeznaczenia po�owy przedmiot�w, kt�re wyci�ga�em na �wiat�o dzienne. By�y to zabytki prehistoryczne, nie zaopatrzone w kartki z obja�nieniami. W�r�d nich znajdowa�a si� powie�� z �ycia szkolnego; po�yczy�em j� poprzedniego wieczora od jednego cudacznego faceta, kt�ry �u� papier zamiast gumy. Morderca si�gn�� po ksi��k� i trzymaj�c j� na odleg�o�� wyci�gni�tego ramienia zacz�� wytrz�sa� kartki z wyrazem obrzydzenia, kt�re pog��bia�o si�, w miar� jak zauwa�a� wyskubane ro�ki i brzegi. � Aha � rzek� pogardliwie � wi�c to w taki spos�b marnotrawisz czas! C� ty wyprawiasz z tym �mieciem, ogryzasz czy -co? � To nie moje, psze pana � odpowiedzia�em w�r�d �miechu klasy. � Ja tylko po�yczy�em t� ksi��k�. � Pieni�dze te� tylko po�yczy�e�? � spyta� znienacka, przechylaj�c t�ust� twarz na bok. � Pieni�dze? � powt�rzy�em skonsternowany. � Jakie pieni�dze? � No, tego szylinga, kt�rego ukradziono dzi� rano z p�aszcza Flanagana. (Flanagan by� ma�ym garbuskiem, rozpieszczanym przez swoj� rodzin�; w naszej szkole nikt poza nim nie mia�by tyle pieni�dzy.) � Ja nie wzi��em Flanaganowi szylinga � odrzek�em na to i rozp�aka�em'si�. � Nie ma pan prawa m�wi�, �e wzi��em. � Mam prawo powiedzie� ci, �e jeste� najzuchwalszym i najbardziej impertynenckim szczeniakiem w ca�ej szkole � r�ba� ochryp�ym z w�ciek�o�ci g�osem � i �e to ca�kiem do ciebie podobne. Czeg� innego mo�na si� po tobie spodziewa�, skoro czytasz te pod�e, plugawe, zgni�e �mie-ri7 � Przedar� na dwoje moj� szkoln� powie�� i cisn�� obie po�owy w najdalszy k�t klasy. � Pod�e, plugawe angielskie �mieci! No, a teraz wyci�gaj �ap�. Tym razem niewidzialne osoby opu�ci�y mnie. Uciek�y s�ysz�c pogardliwe s�owa, jakimi wyra�ano si� o nich. Morderca wpad� we w�ciek�o��, jak to zwykle bywa, gdy cz�owiek si� zetrze z czym�, czego nie rozumie. Nawet klasa by�a oburzona, cho� B�g �wiadkiem, �e za bardzo mi nie wsp�czuli. � Powiniene� zaskar�y� go na policji � radzili mi p�niej na boisku. � Podnosi� trzcin� wy�ej ramienia. Za to mogliby go wsadzi� do ciupy. � Ale dlaczego nie powiedzia�e�, �e� nikogo nie widzia�? � zapyta� Spillane, najstarszy ze wszystkich ch�opc�w. � Bo widzia�em � odpar�em na to i na wspomnienie doznanych krzywd znowu zacz��em szlocha�. � Widzia�em Gormana. � Gormana? � powt�rzy� Spillane z niedowierzaniem. � To Gorman zabra� pieni�dze Flanaganowi? Wi�c czemu�e� nie powiedzia�? � Bo to by nie by�o jak nale�y. � Dlaczego nie by�oby jak nale�y? � Bo Gorman sam powinien by� powiedzie�. I jakby nasza szko�a by�a porz�dn� szko��, to nikt nie poda�by mu r�ki. � Ale z jakiej racji Gorman mia�by powiedzie� prawd�, je�eli to on wzi�� pieni�dze? � zapyta� Spillane, jakby przemawia� do ma�ego dziecka. � Ach, Delaney, ty g�upku � doda� z politowaniem � coraz mocniej jeste� tr�cony. Popatrz, bracie, jakiego piwa sobie nawarzy�e� samochc�c! Nagle zbli�y� si� Gorman i zagrodzi� nam drog�, czerwony i z�y. � Delaney � krzykn�� gro�nie � czy m�wi�e�, �e to ja wzi��em Flanaganowi pieni�dze? Gorman, cho� naturalnie nie zdawa�em sobie pod�wczas z tego sprawy, nic a nic nie rozumia�, tak samo jak Moloney i ca�a reszta. Widz�c, �e � zamiast go wyda� � bior� ca�� kar� na siebie, wysnu� st�d wniosek, �e musz� wi�cej si� ba� jego ni� Moloneya i �e nale�y jeszcze wzm�c we mnie ten strach. Nie m�g�by jednak zjawi� si� w chwili, kiedy mniej sobie z niego robi�em. Nie zada�em sobie nawet tyle trudu, aby mu odpowiedzie�, tylko trzasn��em go z ca�ej si�y w t� brutaln� mord�. By�a to ostatnia rzecz, jakiej si� spodziewa�. Krzykn��, a gdy odj�� r�k� od twarzy, by�a ca�a we krwi. Cisn�� teczk� i rzuci� si� na mnie, ale w tym momencie drzwi za naszymi plecami otworzy�y si� i wy szed� kulawy nauczyciel Murphy. Prysn�li�my wszyscy, zapominaj�c o b�jce i wiej�c ile si� w nogach. Incydent ten jednak nie poszed� w zapomnienie. Nazajutrz rano, zaraz po modlitwie, Morderca popatrzy� na mnie spode �ba. � Delaney, to ty wczoraj po szkole bi�e� si� na dziedzi�cu: Pr^ez par� sekund nie odpowiada�em. Nie mog�em oprze� si� uczuciu, �e nie warto. Zanim jednak niewidzialne osoby uciek�y ode mnie na zawsze, zdoby�em si� na jeszcze jeden wysi�ek. � Tak, psze pana � odpowiedzia�em i tym razem nikt nawet nie zachichota�. Straci�em zdrowy rozs�dek. Ca�a klasa zdawa�a sobie z tego spraw� i by�a przej�ta groz�. � Z kim si� bi�e�? � Tego wola�bym nie m�wi�, psze pana � odrzek�em czuj�c, �e wzbiera we mnie histeryczny wybuch. Wszystko to pi�knie, ale niewidzialne osoby nie musia�y mie� do czynienia z Morderc�. � Z kim on si� bi�? � Moloney od niechcenia rzuci� pytanie w przestrze�, opieraj�c si� r�kami o st� i uwa�nie wpatruj�c si� w sufit. � Z Germanem, psze pana � odpowiedzia�o kilka g�os�w. Jak to im �atwo posz�o! � Czy Gorman uderzy� go pierwszy? � Nie, psze pana. On pierwszy uderzy� Gormana. � Wyst�p � rozkaza� Moloney si�gaj�c po trzcin�. � A ty � doda� podchodz�c do Gormana � we� to i bij. Ale pami�taj, �eby� bi� mocno. � I zach�caj�co �cisn�� Gormana za rami�. � On sobie wyobra�a, �e jest bohaterem. Zaraz mu poka�esz, co o nim my�limy. Gorman zbli�a� si� do mnie szczerz�c weso�o z�by. Uwa�a�, �e to �wietny kawa�. Klasa ju� rycza�a ze �miechu. Nawet Morderca pozwoli� sobie na skromny u�miech uznania dla w�asnej pomys�owo�ci. � Wyci�gnij r�k� � zwr�ci� si� w moj� stron�. Nie wyci�gn��em r�ki. Czu�em si� jak mysz w pu�apce i zaczyna�o mnie ogarnia� szale�stwo. � Powiedzia�em, wyci�gnij r�k� � hukn�� ze z�o�ci�. � Nie wyci�gn�! � krzykn��em w odpowiedzi, trac�c zupe�nie panowanie nad sob�. � Co takiego? � zawo�a� z niedowierzaniem i z drugiego ko�ca klasy rzuci� si� ku mnie z r�k� podniesion� jakby do uderzenia. � Co� ty powiedzia�, pod�y z�odziejaszku? � Nie jestem �aden z�odziej! Nie jestem z�odziej! � wrzeszcza�em nieprzytomnie. � Je�eli on do mnie podejdzie, to b�d� kopa� i po�ami� mu giry. Nie ma pan prawa dawa� mu trzciny, nie ma pan prawa nazywa� mnie z�odziejaszkiem. Jak jeszcze raz pan mnie tak nazwie, to p�jd� na policj� i zobaczymy, kto tu jest z�odziejem. � Nie chcia�e� odpowiada� na moje pytania � rykn�� Moloney. Gdybym by� zachowa� cho� odrobin� przytomno�ci umys�u, pozna�bym, �e strach go nagle oblecia�; przypuszczalnie nastraszy�o go s�owo ,,policja". � Nie chcia�em � potwierdzi�em szlochaj�c � i teraz te� nie odpowiem. Nie jestem szpiclem. � Aa � parskn�� ironicznie � wi�c pan Delaney nazywa to szpiclowaniem? � Tak, i wszyscy ci ch�opcy to szpicle, pod�e szpicle! Ale ja nie b�d� dla pana szpielowa�. Niech pan szpicluje sobie sam! � Dosy� ju�, dosy�! � krzykn�� podnosz�c t�ust� �ap� niemal b�agalnym gestem. � Nie ma �adnego powodu, �eby� traci� panowanie nad sob�, m�j drogi ch�opcze, i nie ma �adnego powodu do takich wrzask�w. To ca�kiem nie po m�sku. A teraz wracaj na miejsce, pom�wi� z tob� innym razem. Us�ucha�em, ale nie mog�em si� zabra� do lekcji. Zreszt� inni te� niewiele robili. Klas� ogarn�a atmosfera histerii. Na przemian wpada�em to w radosne uniesienie z powodu zwyci�skiego przeciwstawienia si� Mordercy, to zn�w w panik� na my�l o jego zem�cie; z ka�d� zmian� nastroju chowa�em twarz w d�oniach i zaczyna�em na nowo szlocha�. Morderca nawet nie kaza� mi by� cicho. Ani razu nie spojrza� na mnie. Po tym zaj�ciu przez ca�e popo�udnie by�em bohaterem szko�y. Gorman wprawdzie chcia� znowu ze mn� walczy�, ale Spillane odp�dzi� go z pogard�; facet, kt�ry przyj�� z r�k nauczyciela trzcin� przeciw swemu koledze, straci� w