15331
Szczegóły |
Tytuł |
15331 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15331 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15331 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15331 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Frank 0'Connor -
�wi�te Wrota
Franie 0'Connor to pseudonim
znanego irlandzkiego pisarza
Michaela 0'Donova-na (1903�
1966).
Urodzony w niezamo�nej rodzinie
w mie�cie Cork, ucz�szcza� do
miejscowej szko�y, po czym zacz��
pracowa� jako bibliotekarz, 'zrazu
w Cork, a nast�pnie w Dublinie. W
okresie p�niejszym przez czas
pewien by� dyrektorem s�ynnego
teatru Abbey Theatre. Pisa� zacz��
bardzo wcze�nie, bo ju� jako
dwunastoletni ch�opiec, i to w
j�zyku celtyckim, kt�rego nauczy�a
go babka. Po pierwszych pr�bach w
dziedzinie poezji i eseju
historycznego zacz�� pisa�
opowiadania, kt�re zamieszcza� w
czasopi�mie �Irish Statesman". W
roku 1931 ukaza� si� pierwszy
zbi�r jego opowiada� pt. Guests of
the Nation.
Opr�cz wielu tom�w opowiada�
0'Connor wyda� kilka zbior�w
wierszy, rozpraw� po�wi�con�
Turgieniewowi oraz studium o Mi-
chaelu Collinsie i irlandzkiej
rewolucji. Jak powiedzia� o nim
kiedy� inny wielki Irlandczyk,
Yeats: ,,0'Connor robi dla Irlandii
to, co Czech�w zrobi� dla Rosji."
Prze�o�y�a Maria Boduszy�ska-
Borowikowa
1971 Pa�stwowy Instytut
Wydawniczy
Wyboru dokonano z tom�w:
COLLECTION THREE THE STORIES OF
FRANK 0'CONNOR
Obwolut�, ok�adk� i stron� tytu�ow�
projektowa�
JERZY JAWOROWSKI
(Q Harriet 0'Donovan 1957, 1960, 1965, 1966, 1967
M�J KOMPLEKS EDYPA
Printed in Poland
Pa�stwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971.
Wydanie pierwsze
Nak�ad 20 000 + 290. Ark. wyd. 17,1. Ark. druk. 21.
Papier druk. sat. kl. IV. 65 gr. 75X100/32
z Fabryki Papieru w Kluczach.
Oddano do sk�adania 21.XII. 1970 r.
Podpisano do druku w kwietniu 1971 r.
Druk uko�czono w sierpniu 1971 r.
Drukarnia Wydawnicza w Krakowie.
�arn. nr 1941/70. M-010-622.
Cena z� 28.�
Przez ca�� wojn� � mam na my�li pierwsz� wojn� �wiatow� � ojciec
by� w wojsku, wi�c do pi�tego roku �ycia bardzo ma�o go widywa�em, a
je�li widywa�em, to mi nie przeszkadza�. Czasem budzi�em si� i w blasku
�wiecy spogl�da� na mnie z g�ry wielki m�czyzna w mundurze koloru
khaki. Niekiedy wczesnym rankiem s�ysza�em trza�niecie drzwi
wej�ciowych i stukot podbitych gwo�dziami but�w na kocich �bach naszej
uliczki. W taki to spos�b ojciec zjawia� si� i znika�. Przychodzi� i odchodzi�
tajemniczo, jak �wi�ty Miko�aj.
W�a�ciwie dosy� lubi�em jego odwiedziny, chocia� by�o mi ciasno i
niewygodnie mi�dzy mam� a nim, kiedy raniut-ko w�azi�em do szerokiego
��ka. Pali� papierosy, dzi�ki czemu pachnia� przyjemnie, troch� jakby
ple�ni�, no i goli� si�, co by�o zdumiewaj�co ciekawe. Za ka�dym razem po-
zostawia� ca�e mn�stwo pami�tek � modele czo�g�w, no�e Gurk�w z
r�koje�ciami z �usek od pocisk�w, niemieckie he�my, odznaki z czapek i
przyrz�dy do czyszczenia mundurowych guzik�w, najrozmaitsze cz�ci
wojskowego ekwipunku � wszystko starannie u�o�one w d�ugim pudle na
'szafie, na wypadek gdyby kiedy� do czego� mia�o si� przyda�. Ojciec mia�
w sobie co� ze sroki; by� zdania, �e ka�da
rzecz mo�e si� kiedy� do czego� przyda�. Gdy tylko wychodzi� z domu,
mama pozwala�a mi w�azi� na krzes�o i grzeba� w tych jego skarbach. Nie
wygl�da�o na to, �eby uwa�a�a je za niezwykle cenne.
Wojna by�a najspokojniejszym okresem w moim �yciu. Okno mego
pokoiku na poddaszu wychodzi�o na po�udniowy wsch�d. Mama zawiesi�a
zas�ony, ale niewiele to pomaga�o. Budzi�em si� zawsze z pierwszym
brzaskiem, poniewa� za� do tej pory wszystkie troski dnia poprzedniego
stopnia�y ju� bez �ladu, czu�em si� troch� jak s�o�ce, got�w �wieci� i
darzy� naoko�o rado�ci�. Nigdy �ycie nie wydawa�o mi si� takie proste,
jasne i pe�ne mo�liwo�ci jak wtedy. Wysuwa�em obie nogi spod koca �
nazywa�em je Pani Lewa i Pani Prawa � i wymy�la�em dla nich
dramatyczne sytuacje, w kt�rych rozprawia�y z sob� o aktualnych
problemach. W ka�dym b�d� razie rozprawia�a Pani Prawa; by�a bardzo
wymowna, ale nad Pani� Lew� nie mia�em takiej w�adzy, wi�c najcz�ciej
zadowala�a si� kiwaniem na znak, �e si� zgadza.
Rozprawia�y ze sob� o tym, co mama i ja powinni�my tego dnia robi�,
co �wi�ty Miko�aj powinien przynie�� na Gwiazdk� i jakie kroki
nale�a�oby podj��, �eby w domu by�o weselej. Na przyk�ad dyskutowa�y o
tym drobnym problemie dziecka. Nigdy nie mog�em z mam� doj�� do
porozumienia w tej sprawie. Na ca�ej naszej ulicy tylko u nas nie by�o
nowego dziecka, ale mama powiada�a, �e dop�ki tata nie wr�ci z wojny,
nie b�dziemy mogli sobie na to pozwoli�, bo nowe dziecko kosztuje
siedemna�cie szyling�w i sze�� pens�w. To dowodzi, jak bardzo by�a
naiwna. Troch� dalej w g�r� ulicy, na tym samym tarasie co my,
Geneyowie mieli nowiutkie dziecko, a wszyscy przecie� wiedzieli, �e
Geney�w nie sta� na zap�acenie siedemnastu szyling�w i sze�ciu pens�w.
Prawdopodobnie ich dziecko by�o tanie, a mama chcia�a mie� co�
naprawd� w dobrym gatunku, ale uwa�a�em, �e jest zanadto wybredna.
Takie dziecko jak Geney�w by�oby dla nas ca�kiem wystarczaj�ce.
U�o�ywszy plan dnia wstawa�em z ��ka, przysuwa�em
krzese�ko do mansardowego okna i podnosi�em szyb� tak wysoko, �eby
m�c wystawi� g�ow� na zewn�trz. Okno wychodzi�o na frontowe ogr�dki
tarasu poni�ej naszego, a dalej � po drugiej stronie g��bokiej doliny �
wida� by�o wysokie domy z czerwonej ceg�y, wznosz�ce si� tarasami na
przeciwleg�ym zboczu i pogr��one jeszcze w cieniu, podczas gdy domy po
naszej stronie doliny by�y ca�e w s�o�cu, chocia� rzuca�y d�ugie, dziwaczne
cienie, nadaj�ce im obcy, sztywny wygl�d, jakby by�y namalowane.
Potem wchodzi�em do pokoju mamy i pakowa�em si� do du�ego ��ka.
Mama budzi�a si�, a ja zaczyna�em jej opowiada� o swoich planach. Chyba
nawet nie zauwa�a�em, �e przychodzi�em do niej skostnia�y z zimna w
samej nocnej koszuli i opowiadaj�c stopniowo taja�em, a gdy ju� wyszed�
ze mnie ostatni zamr�z, usypia�em przy mamie i budzi�em si� znowu
dopiero wtedy, gdy zaczyna�a si� krz�ta� w kuchni na dole, przygotowuj�c
�niadanie.
Po �niadaniu szli�my razem do miasta; s�uchali�my mszy �wi�tej u �w.
Augustyna, odmawiali�my pacierze za tat� i robili�my zakupy. Je�eli po
po�udniu by�a �adna pogoda, to wychodzili�my albo na spacer za miasto,
albo z wizyt� do klasztoru, do wielkiej przyjaci�ki mamy, matki Domi-
niki. Mama kaza�a wszystkim zakonnicom, �eby si� modli�y za tat�, a ja co
wiecz�r, k�ad�c si� spa�, prosi�em Pana Boga, aby pozwoli� mu zdrowo
powr�ci� do nas z wojny. Oj, nie wiedzia�em, wcale nie wiedzia�em, o co
si� modl�!
Kt�rego� ranka wlaz�em jak zawsze do du�ego ��ka, a tam ju�
oczywi�cie by� tata; swoim zwyczajem zjawi� si� jak �wi�ty Miko�aj, tylko
�e p�niej ubra� si� � zamiast w mundur � w niedzielny granatowy
garnitur i mama okropnie si� cieszy�a. Nie rozumia�em, z czego si� tu cie-
szy�, bo tata bez munduru by� o wiele mniej interesuj�cy, ale mama ci�gle
si� tylko u�miecha�a i t�umaczy�a, �e nasze modlitwy zosta�y wys�uchane,
wi�c zaraz poszli�my na msz�, �eby podzi�kowa� Panu Bogu za to, �e
pozwoli� tacie wr�ci� ca�o do domu.
Ach, c� za ironia! Jeszcze tego samego dnia, ledwie przyszed� na
obiad, �ci�gn�� buty, wsun�� stopy w ranne pan-
tofle, na�o�y� star�, wybrudzon� czapk�, kt�r� nosi� po domu, �eby go nie
zawia�o, za�o�y� nog� na nog� i zacz�� powa�nie o czym� m�wi� do mamy,
kt�ra wygl�da�a na zatroskan�. Nie podoba�o mi si�, naturalnie, kiedy
bywa�a zatroskana, bo przestawa�a by� w�wczas taka �adna, tote�
przerwa�em mu w po�owie zdania.
� Chwileczk�, Larry! � powiedzia�a mama �agodnie. W ten spos�b
strofowa�a mnie tylko wtedy, gdy mieli�my
nudnych go�ci, wi�c nie przywi�zywa�em do tego �adnej
wagi i m�wi�em dalej.
� Larry, b�d��e cicho! � powt�rzy�a zniecierpliwiona. � Czy nie
s�yszysz, �e rozmawiam z tatusiom?
W�wczas po raz pierwszy us�ysza�em te z�owieszcze s�owa:
�rozmawiam z tatusiom". Nie mog�em si� oprze� my�li, �e je�eli Pan B�g
tak wys�uchiwa� modlitw, to na pewno s�ucha� ich nie bardzo uwa�nie.
� A dlaczego rozmawiasz z tatusiom? � zapyta�em naj-
oboj�tniejszym tonem, na jaki potrafi�em si� zdoby�.
� Bo mamy z tatusiom wa�ne sprawy do om�wienia. Pami�taj, �eby�
nam wi�cej nie przeszkadza�!
Po po�udniu, na �yczenie mamy, tata wzi�� mnie na spacer. Poszli�my
tym razem do" miasta, zamiast na pola, i z w�a�ciwym sobie optymizmem
pomy�la�em z pocz�tku, �e mo�e tak b�dzie przyjemniej. Okaza�o si�, �e
nic podobnego. Tata i ja mieli�my ca�kiem odmienne wyobra�enia o tym,
czym powinien by� spacer po mie�cie. Nie interesowa�y go w og�le
tramwaje, statki ani konie i chyba jedyne, co go bawi�o, to rozmowy z
takimi starymi panami jak on sam. Ile razy chcia�em przystan��, szed� po
prostu dalej, ci�gn�c mnie za r�k�; ale jak on chcia� przystan��, nie mia�em
�adnego wyboru, musia�em si� tak�e zatrzyma�. Zauwa�y�em, �e je�li si�
opar� o �cian� domu, znaczy�o to, �e ma zamiar posta� d�ugo w tym
miejscu. Za drugim razem, jakem to zobaczy�, ogarn�� mnie sza�. Zdawa�o
mi si�, �e tata utkn�� na zawsze. Ci�gn��em go za spodnie i za marynark�,
ale � w przeciwie�stwie do mamy, kt�ra wpada�a w z�o��, gdy cz�owiek
zanadto si� napiera�, i m�wi�a:
�Larry, jak nie b�dziesz grzeczny, to ci przylepi� porz�dne
go klapsa" � tata mia� nadzwyczajny dar uprzejmego nie-zwracania
uwagi. Przyjrza�em mu si� bacznie i pomy�la�em, czyby nie zacz�� p�aka�,
ale wyda� mi si� zanadto oddalony, aby m�g� mu dokuczy� nawet m�j
p�acz. By�o to naprawd� tak, jakbym wyszed� na spacer w towarzystwie
g�ry! Albo w og�le nie zauwa�a� szarpania i bicia pi�ciami, albo te�
spogl�da� na mnie z wysoka z rozbawionym u�miechem. Nigdy jeszcze nie
widzia�em kogo� tak zatopionego w sobie jak on.
Przy podwieczorku zacz�a si� znowu �rozmowa z tatu-siem",
dodatkowo skomplikowana przez fakt, �e tata trzyma� przed sob�
wieczorn� gazet� i co par� minut odk�ada� j� na kolana, aby powiedzie�
mamie, co nowego wyczyta�. Uwa�a�em, �e to niehonorowo. Got�w by�em
walczy� z nim ka�dej chwili, jak m�czyzna z m�czyzn�, o wzgl�dy ma-
my, ale je�eli za niego wszystko ju� zrobi� kto� inny, to ja nie mia�em
szansy. Kilka razy pr�bowa�em zmieni� temat rozmowy, ale bez
powodzenia.
� Larry, musisz by� cicho, kiedy tatu� czyta � powiedzia�a mama
rozdra�nionym tonem.
By�o jasne, �e albo rzeczywi�cie woli rozmawia� z tat� ni� ze mn�, albo
te� on ma nad ni� jak�� straszn� w�adz� � dlatego mama boi si� wyzna�
prawd�.
� Mamusiu � zapyta�em wieczorem, gdy otula�a mnie do snu � jak
my�lisz, gdybym si� tak mocno pomodli�, czy Pan B�g odes�a�by tatusia z
powrotem na wojn�?
Wyda�o mi si�, �e si� przez chwil� zastanawia.
� Nie, kochanie � powiedzia�a z u�miechem � my�l�, �e Pan B�g by
tego nie zrobi�.
� Dlaczego?
� Bo wojna ju� si� sko�czy�a, syneczku.
� Ale, mamusiu, jakby Pan B�g zechcia�, czy nie m�g�by zrobi� nowej
wojny?
� Nie zechcia�by, kochanie. To nie Pan B�g robi wojny, tylko �li
ludzie.
� Aha! � mrukn��em.
By�em rozczarowany. Zaczyna�em przypuszcza�, �e Pan B�g nie jest
zupe�nie taki, za jakiego go uwa�aj�.
Nazajutrz rano obudzi�em si� o swojej zwyk�ej porze;
czu�em si� jak butelka szampana. Wysun��em nogi spod koca i
zainscenizowa�em d�ugi dialog, w kt�rym Pani Prawa opowiada�a o
k�opotach, jakie mia�a ze swoim ojcem, zanim go umie�ci�a w przytu�ku.
Nie wiedzia�em dok�adnie, co to takiego ten przytu�ek, ale zdawa�o mi si�,
�e to miejsce odpowiednie dla taty. Potem przysun��em krzes�o do okna i
wystawi�em g�ow� na zewn�trz. Akurat wstawa� �wit, z tak� zmieszan�
min�, jakbym go z�apa� na gor�cym uczynku. A� mi szumia�o w g�owie od
r�nych projekt�w i opowie�ci, wi�c potykaj�c si� o d�ug� nocn� koszul�
wpad�em do s�siedniego pokoju i wgramoli�em si� w p�mroku do du�ego
��ka. Obok mamy nie by�o miejsca, tote� musia�em si� wpakowa�
pomi�dzy mam� i tat�. Chwilowo ca�kiem zapomnia�em o tacie i teraz
siedzia�em przez kilka minut pro�eiute�ko, g�owi�c si�, w jaki spos�b m�g�-
bym z nim sobie poradzi�. Zajmowa� w ��ku wi�cej miejsca, ni�
sprawiedliwie mu si� nale�a�o, tak �e nie mog�em wygodnie si� usadowi�.
Kopn��em go par� razy; zamrucza�, przeci�gn�� si�, ale jednak zrobi� mi
miejsce. Mama si� obudzi�a i przytuli�a mnie do siebie. U�o�y�em si� wy-
godnie w nagrzanym ��ku i wsadzi�em kciuk w usta.
� Mamusiu! � wymamrota�em g�o�no i z wielkim zadowoleniem.
� Cii..., kochanie � szepn�a. � Nie obud� tatusia! By�o to co�
nowego, co�, co mog�o si� okaza� nawet jeszcze gro�niejsze ni� ,,rozmowa
z tatusiom". �ycie bez wczesnych porannych konferencji by�o dla mnie nie
do pomy�lenia.
� Dlaczego? � zapyta�em surowo.
� Bo biedny tatu� jest zm�czony.
Pow�d ten wyda� mi si� absolutnie niewystarczaj�cy, a od
sentymentalno�ci tego jej �biednego tatusia" a� mnie zemdli�o. Nigdy nie
lubi�em tego rodzaju wylewno�ci, sprawia�a na mnie zawsze wra�enie
nieszczerej.
� Och! � mrukn��em lekcewa��co. A po chwili, jak tylko umia�em
najprzymilniej: � Mamu�ku, wiesz, dok�d chc� z tob� p�j�� dzisiaj?
� Nie wiem, dziecino � odpowiedzia�a z westchnieniem.
� P�jdziemy w dolin� i b�d� �owi� cierniki t� now� siatk�, a potem
p�jdziemy na Lisa i ogary, a potem...
� Obudzisz tatusia! � sykn�a gniewnie i szybko przykry�a mi d�oni�
usta.
Ale ju� by�o za p�no. Obudzi� si� albo prawie. Wymamrota� co�
niewyra�nie i si�gn�� po zapa�ki. Popatrzy� z niedowierzaniem na zegarek.
� Mo�e chcesz fili�ank� herbaty, m�j kochany? � spyta�a mama
potulnym, przyciszonym g�osem, kt�rego przedtem nigdy u niej nie
s�ysza�em. Brzmia� prawie tak, jakby si� ba�a.
� Herbaty? � wykrzykn�� tata z oburzeniem. � Wiesz, kt�ra to
godzina?
� A potem p�jdziemy w g�r� Rathcooney Road � podj��em dono�nie,
bo si� ba�em, �e przy tym ci�g�ym przerywaniu mog� o czym� zapomnie�.
� Larry, spa� mi w tej chwili! � rzek�a mama ostro.
Zacz��em chlipa� i poci�ga� nosem. Nie mog�em skupi� my�li, bo tamci
dwoje tak si� dziwnie zachowywali, a po st�amszeniu moich rannych
projekt�w by�o mi na sercu tak, jakbym pochowa� pi�cioro male�kich dzieci
prosto z kolebki.
Tata nic nie m�wi�, tylko zapali� fajk� i ssa� j� wpatrzony w mroczn�
przestrze�, nie zwracaj�c uwagi ani na mam�, ani na mnie. Wiedzia�em, �e
jest w�ciek�y. Ile razy co� chcia�em powiedzie�, mama ucisza�a mnie z
irytacj�. Czu�em si� tym dotkni�ty do �ywego. Uwa�a�em, �e to nie-
uczciwie, �e jest w tym nawet co� zbrodniczego. Przedtem nieraz zwraca�em
jej uwag�, �e to czysta strata za�ciela� dwa ��ka, kiedy mo�emy spa� w
jednym we dwoje, ale zawsze odpowiada�a mi, �e tak jest zdrowiej, no a
teraz ten m�czyzna, ten jaki� obcy, �pi z ni� razem i ani troch� nie troszczy
si� o jej zdrowie!
Wsta� wcze�nie i zagotowa� wod�, ale cho� mamie przyni�s� fili�ank�
herbaty, mnie nie przyni�s�.
� Mamusiu � zawo�a�em � ja tak�e chc� herbaty.
� Dobrze, kochanie � odpar�a cierpliwie. � Mo�esz si� napi� ze
spodeczka mamusi.
To zadecydowa�o. Albo tata, albo ja, jeden z nas b�dzie musia� wynie��
si� z tego domu. Nie chcia�em pi� ze spodeczka mamy; w moim w�asnym
domu chcia�em by� traktowany na r�wnych prawach, wi�c na z�o�� mamie
wypi�em wszystk� herbat�, nic dla niej nie zostawi�em. Przyj�a i to ze
spokojem.
Ale wieczorem, gdy uk�ada�a mnie do snu, powiedzia�a �agodnie:
� Larry, chcia�abym, �eby� mi co� przyrzek�.
� A co? � spyta�em.
� Jutro rano nie przyjdziesz i nie b�dziesz budzi� biednego tatusia.
Przyrzekasz?
Zn�w ten �biedny tatu�"! Zaczyna�em odnosi� si� podejrzliwie do
wszystkiego, co mia�o jakikolwiek zwi�zek z tym absolutnie niezno�nym
cz�owiekiem.
� Dlaczego? � zapyta�em.
� Bo biedny tatu� ma k�opoty, zm�czony jest i niedobrze sypia.
� Dlaczego niedobrze sypia?
� No, wiesz przecie, �e kiedy by� na wojnie, to mamusia dostawa�a
pieni��ki na poczcie?
� Od panny MacCarthy?
� W�a�nie. Ale teraz, rozumiesz, panna MacCarthy ju� nie ma wi�cej
pieni��k�w, wi�c tatu� musi wychodzi� z domu i szuka� ich dla nas. Wiesz,
co by si� sta�o, jakby nie znalaz� pieni��k�w?
� Nie, powiedz.
� Chyba musieliby�my wyj�� na ulic� i �ebra�, jak ta uboga staruszka w
ka�dy pi�tek. Nie by�oby nam przyjemnie, co?
� Nie � zgodzi�em si� � nie by�oby nam przyjemnie.
�Wi�c przyrzekasz, �e nie przyjdziesz i nie b�dziesz go budzi�?
� Przyrzekam.
Trzeba wiedzie�, �e przyrzeka�em na serio. Rozumia�em, �e pieni��ki to
sprawa powa�na, i by�em zdecydowanie
przeciwny temu, aby by� zmuszonym �ebra� na ulicy jak ta staruszka w
pi�tki. Mama poustawia�a wszystkie zabawki nieprzerwanym kr�giem
doko�a mego ��ka, tak �e z kt�rejkolwiek strony bym wyszed�, musia�em
si� natkn�� na jedn� z nich.
Obudziwszy si� rano pami�ta�em jak najlepiej o danej obietnicy.
Wsta�em z ��ka, usiad�em na pod�odze i bawi�em si� � godzinami, jak mi
si� zdawa�o. Potem przystawi�em krzes�o do okna i znowu godzinami
wygl�da�em przez nie. T�skni�em, �eby to ju� by�a ta pora, kiedy tata si�
zbudzi;
pragn��em, -aby kto� mi da� fili�ank� gor�cej herbaty. Nie czu�em si� ani
troch� jak s�o�ce; nie, nudzi�em si� i by�o mi okropnie zimno! Po prostu
umiera�em z t�sknoty za ciep�ym, mi�kkim piernatem w du�ym ��ku.
W ko�cu nie mog�em ju� d�u�ej wytrzyma�. Wszed�em do przyleg�ego
pokoju. Poniewa� i tym razem obok mamy nie by�o miejsca, przelaz�em
przez ni�, a ona obudzi�a si� wystraszona.
� Larry � szepn�a chwytaj�c mnie bardzo mocno za rami� � co� mi
przyrzek�?
� Ale ja dotrzyma�em, mamusiu � pisn��em �a�o�nie, schwytany na
gor�cym uczynku. � Tak strasznie d�ugo siedzia�em po cichutku.
� Och, m�j male�ki, jaki� ty zmarzni�ty � wyszepta�a ze smutkiem,
przesuwaj�c po mnie d�o�mi od st�p do g��w. � S�uchaj, przyrzekasz, �e
nie b�dziesz nic m�wi�, jak pozwol� ci zosta�?
� Ale ja chc� m�wi� � zapiszcza�em znowu.
� Czy chcesz, czy nie chcesz, to niewa�ne � odpar�a ze stanowczo�ci�,
kt�ra by�a dla mnie czym� nowym. � Tatu� chce spa�. Rozumiesz?
Rozumia�em a� nadto dobrze. Ja chc� m�wi�, a on chce spa� � ale, b�d�
co b�d�, czyj to jest dom?
� Mamusiu � powiedzia�em r�wnie stanowczym tonem � uwa�am, �e
by�oby zdrowiej, gdyby tatu� spa� w osobnym ��ku.
Musia�o j� to zaskoczy�, bo przez chwil� nie odpowiada�a.
� S�uchaj, ostatni raz ci m�wi� � podj�a na nowo � albo b�dziesz
zupe�nie cicho, albo wracasz do swego ��ka. Wi�c jak?
Taka niesprawiedliwo�� wyprowadzi�a mnie z r�wnowagi. Jej w�asnymi
s�owami dowiod�em jej niekonsekwencji i niedorzeczno�ci, a ona nawet
nie raczy�a mi odpowiedzie�. P�kaj�c wprost ze z�o�ci da�em tacie kopa,
czego mama nie zauwa�y�a, ale on zamrucza� i z przera�eniem otworzy�
oczy.
� Kt�ra godzina? � zapyta� wystraszony, nie patrz�c na mam�, tylko
na drzwi, jakby tam kogo� zobaczy�.
� Jeszcze wcze�nie � odrzek�a uspokajaj�co. � To tylko dziecko.
�pij, �pij... No, Larry � oznajmi�a wychodz�c z ��ka � obudzi�e�
tatusia, wi�c musisz wraca� do siebie.
Pomimo spokojnego wyrazu jej twarzy wiedzia�em, �e tym razem jest
zdecydowana, i wiedzia�em tak�e, i� moje podstawowe prawa i przywileje
s� stracone, chyba �e natychmiast zaczn� ich broni�. Kiedy wi�c podnosi�a
mnie z ��ka, pisn��em tak przera�liwie, �e nieboszczyk by si� obudzi�, a
c� dopiero tata. Siekn�� g�o�no.
� Przekl�ty dzieciak! Czy on w og�le nigdy nie �pi?
� Ach, to tylko takie przyzwyczajenie, m�j drogi � odpar�a mama
spokojnie, cho� widzia�em, �e jest wzburzona.
� No, to pora, �eby si� odzwyczai� � hukn�� tata i zacz�� si�
przewraca� na ��ku. �ci�gn�� koce do siebie i otuliwszy si� nimi obr�ci�
si� do �ciany, po czym obejrza� si� jeszcze przez rami�, tak �e zobaczy�em
tylko dwoje ma�ych, ciemnych, z�ych oczu. Wygl�da� na niegodziwego
cz�owieka.
Chc�c otworzy� drzwi do mego pokoju, mama musia�a postawi� mnie
na pod�odze; w tym samym momencie wyrwa�em si�, skoczy�em w drugi
k�t sypialni i zacz��em si� drze�. Tata zerwa� si� i usiad� na ��ku.
� Stul pysk, ty szczeniaku! � wykrztusi� zd�awionym g�osem.
By�em tak zaskoczony, �e przesta�em wrzeszcze�. Nikt, nikt jeszcze nie
m�wi� do mnie tym tonem. Wpatrywa�em si� w niego z niedowierzaniem,
widzia�em, �e twarz ma
wykrzywion� z w�ciek�o�ci. Dopiero wtedy zda�em sobie w pe�ni spraw�,
jak Pan B�g ze mnie zadrwi� wys�uchuj�c modlitw o szcz�liwy powr�t
tego potwora.
� Ty sam stul pysk! � wrzasn��em nagle, nieprzytomny ze z�o�ci.
� Co� ty powiedzia�? � krzykn�� tata, dzikim susem wyskakuj�c z
��ka.
� Mick, Mick! � wo�a�a mama. � Nie widzisz, �e dziecko jeszcze nie
przywyk�o do cielbie?
� Widz�, �e jest lepiej odkarmiony ni� wychowany � warkn�� tata'
wymachuj�c r�kami jak wariat. � Przyda�oby si� porz�dnie spra� mu
ty�ek.
Wszystkie jego poprzednie krzyki by�y niczym w por�wnaniu z tymi
nieprzyzwoitymi s�owami pod moim adresem. Dopiero od tych s��w krew
naprawd� zawrza�a we mnie.
� Mo�esz sobie spra� w�asny ty�efc! � wrzasn��em histerycznie. �
Tak, tak, w�asny ty�ek! Stul pysk! Stul pysk!
Wtedy straci� cierpliwo�� i rzuci� si� na mnie, ale zrobi� to wida� bez
przekonania � wobec przera�onych oczu mamusi nie mo�na by�o
oczekiwa� od m�czyzny niczego innego � bo sko�czy�o si� na
zwyczajnym klapsie. Jednakowo� sama 'zniewaga, to, �e uderzy� mnie
obcy cz�owiek, zupe�nie obcy, kt�ry dzi�ki mojemu naiwnemu wstawien-
nictwu wr�ci� z wojny i wkr�ci� si� przypochlebnie do naszego du�ego
��ka, odebra�o mi rozum do reszty. Dar�em si� i dar�em, podskakiwa�em
na bosaka z w�ciek�o�ci, a tata, dziwaczny i w�ochaty w kr�tkiej szarej
koszuli wojskowej, z wlepionym we mnie roziskrzonym wzrokiem,
podobny by� do g�ry, kt�ra ruszy�a si� z miejsca, �eby dokona� mordu.
Prawdopodobnie wtedy musia�em uprzytomni� sobie, �e i on tak�e jest
zazdrosny. Mama sta�a w nocnej koszuli i wygl�da�a tak, jakby serce jej
by�o rozdarte mi�dzy nas obu. Mia�em nadziej�, �e czu�a si� tak naprawd�.
Uwa�a�em, �e zas�u�y�a na to.
Od tamtego ranka moje �ycie by�o jednym piek�em. Tata i ja byli�my
wrogami, nie ukrywaj�cymi wzajemnej wro-
go�ci, otwartymi wrogami. Prowadzili�my jeden przeciw drugiemu ca�y
szereg akcji, on stara� si� kra�� m�j czas z mam�, a ja jego. Kiedy mama
siedzia�a na moim ��ku i opowiada�a mi bajk�, zaczyna� szuka� jakich�
starych but�w, kt�re rzekomo zostawi� w domu na pocz�tku wojny. Kiedy
on rozmawia� z mamusi�, umy�lnie bawi�em si� g�o�no r�nymi
zabawkami, �eby okaza� ca�kowity brak zainteresowania z mojej strony.
Jednego wieczoru, gdy wr�ciwszy z pracy zasta� mnie nad swoim pud�em
bawi�cego si� w najlepsze odznakami pu�kowymi, no�ami Gurk�w i
guzikami wojskowymi, urz�dzi� okropn� scen�. Mama wsta�a i odebra�a
mi pud�o.
� Larry, nie b�dziesz si� wi�cej bawi� zabawkami tatusia, chyba �e
tatu� sam ci pozwoli � powiedzia�a surowo. � Tatu� nie bawi si� twoimi
zabawkami.
Nie wiadomo dlaczego, tata spojrza� na mam� tak, jakby go uderzy�a, i
odwr�ci� si� z kwa�n� min�.
� To nie �adne zabawki � burkn��, znowu zdejmuj�c z szafy pud�o,
aby sprawdzi�, czy czego� nie buchn��em. � Niekt�re okazy s� bardzo
rzadkie i cenne.
Z biegiem czasu widzia�em jednak coraz wyra�niej, �e udaje mu si�
odci�ga� mam� ode mnie. Na domiar z�ego nie potrafi�em odkry� jego
metody ani zrozumie�, co w nim mog�o si� mamie podoba�. Absolutnie
pod ka�dym wzgl�dem by� mniej poci�gaj�cy ode mnie. Mia� pospolit�
wymow� i siorba� pij�c herbat�. Przez jaki� czas my�la�em, �e to mo�e
gazety tak j� interesuj�, wi�c uk�ada�em sam r�ne wiadomo�ci i czyta�em
jej. Potem my�la�em, �e to mo�e palenie, kt�re mnie osobi�cie wydawa�o
si� rzecz� interesuj�c�, wi�c bra�em fajk� taty i chodzi�em doko�a domu
napuszczaj�c w ni� �liny, a� mnie kiedy� przy�apa�. Nawet siorba�em przy
herbacie, ale mama powiedzia�a mi tylko, �e jestem obrzydliwy. Wszystko
to musia�o mie� jaki� zwi�zek z tym niezdrowym zwyczajem sypiania w
jednym ��ku, tote� naumy�lnie wpada�em do sypialni i w�szy�em na
wszystkie strony, gadaj�c sam do siebie, �eby nie wiedzieli, �e ich
podpatruj�, ale nie mog�em nigdy nic wypatrzy�. Wreszcie musia�em da�
za wygran�. By�o to
chyba zwi�zane z doros�o�ci� i z zamienianiem obr�czek, wi�c
zrozumia�em, �e trzeba b�dzie zaczeka�.
Ale chcia�em mu jednocze�nie pokaza�, �e tylko czekam, �e nie
rezygnuj� z walki. Kt�rego� wieczora zachowywa� si� szczeg�lnie
nieprzyjemnie, bez przerwy trajkota� ponad moj� g�ow�, wi�c zapu�ci�em
mu szpil�.
� Mamusiu � powiedzia�em � wiesz, co zrobi�, jak ju� urosn�?
� Nie, kochanie. Co takiego zrobisz?
� O�eni� s\� z tob� � wypali�em z ca�ym spokojem. Tata rykn��
�miechem, ale mnie na to nie nabra�. Wiedzia�em, �e to musi by� zwyk�e
udawanie. A mama, pomimo wszystko, by�a zadowolona. Wyobra�a�em
sobie, �e odczu�a ulg� dowiaduj�c si�, i� pewnego pi�knego dnia w�adza,
jak� ma nad ni� tata, zostanie prze�amana.
� Ale� to b�dzie mi�o, co? � powiedzia�a z u�miechem.
� Bardzo mi�o � potwierdzi�em pewnym siebie g�osem. � Bo
b�dziemy mieli du�o, du�o dzidziusi�w.
� Masz racj�, 'synku � powiedzia�a spokojnie. � My�l�, �e ju�
nied�ugo b�dziemy mie� dzidziusia, a wtedy nie zabraknie ci towarzystwa.
Czu�em si� nadzwyczajnie zadowolony, gdy� to dowodzi�o, �e nrimo
ust�powania tacie, mama liczy si� przecie� z moimi �yczeniami. Poza tym
taka rzecz ustawi�aby na w�a�ciwym miejscu tych Geney�w.
Wysz�o jednak inaczej, ni� si� spodziewa�em. Z pocz�tku mama by�a
czym� bardzo zatroskana � przypuszcza�em, �e martwi si�, sk�d wzi��
siedemna�cie szyling�w i sze�� pens�w � i cho� tata zacz�� wraca� do
domu p�nym wieczorem, nie mia�em z tego specjalnej korzy�ci. Mama
nie zabiera�a mnie ju� na spacery, o byle co z�o�ci�a si� jak diabli i
przylepia�a mi klapsy w og�le za nic. Czasami �a�owa�em, �em wspomnia�
o tym przekl�tym dzidziusiu � mia�em widocznie wyj�tkowy talent do
�ci�gania kl�sk na w�asn� g�ow�.
Rzeczywi�cie by�a to kl�ska! Sonny przyby� w�r�d nieopisanego
harmideru � nawet takiei g�upiej sprawy nie
potrafi� za�atwi� b.ez zamieszania � i nie spodoba� mi si� od pierwszej
chwili. By�a to trudne dziecko � w stosunku do mnie Sonny zawsze by�
trudny � i wymaga�o o wiele za du�o zachodu. Mama po prostu zg�upia�a
na jego punkcie i nie umia�a rozpozna�, kiedy on tylko si� zgrywa�. Je�li
chodzi o towarzystwo, to dla mnie Sonny by� gorzej ni� do niczego.
Calutki dzie� spa� i musia�em chodzi� na palcach, �eby go, bro� Bo�e, nie
zbudzi�. Teraz ju� mamie nie zale�a�o, �ebym nie budzi� taty. Teraz
has�em dnia by�e:
�Nie obud� Sonny'ego!" Nie mog�em zrozumie�, dlaczego to dziecko nie
chce spa� o w�a�ciwej porze, tote� jak tylko mama nie patrzy�a, zaraz go
budzi�em. Czasem na dodatek szczypa�em, �eby znowu nie zasn��.
Kt�rego� dnia mama przy�apa�a mnie na tym i sprawi�a niemi�osierne
lanie.
Jednego wieczoru, w�a�nie gdy tata wraca� z pracy, bawi�em si� w
poci�g w ogr�dku przed domem. Uda�em, �e go wcale nie widz�, i
gadaj�c niby to sam do siebie, powiedzia�em g�o�no: �Jak si� w tym domu
poka�e jeszcze jeden cholerny dzidziu�, to ja si� wynosz�."
Tata stan�� jak wryty i obejrza� si� na mnie przez rami�.
� Co� ty powiedzia�? � zapyta� surowo.
� E, nic, ja tylko tak m�wi�em, do siebie � odrzek�em staraj�c si�
ukry� panfczny przestrach. � To osobiste sprawy.
Odwr�ci� si� bez s�owa i wszed� do domu. Trzeba wiedzie�, �e moim
zamiarem by�o ostrzec go uroczy�cie, ale skutek okaza� si� ca�kiem inny.
Tata zacz�� by� dla mnie zupe�nie mi�y. Naturalnie dobrze to rozumia�em.
Mama z tym swoim Sonnym mog�a naprawd� doprowadzi� cz�owieka do
md�o�ci. Wstawa�a nawet od sto�u, podchodzi�a do ko�yski i gapi�a si� na
niego z idiotycznym u�miechem;
kaza�a tacie, �eby tak�e patrzy�. Tata w tych sprawach by� zawsze
uprzejmy, ale mia� strasznie g�upi� min� i wida� by�o, �e nie wie, o czym
mama m�wi. Skar�y� si�, �e Senny krzyczy po nocach, ale mama z�o�ci�a
si� tylko i powiada�a, �e Sonny nigdy nie krzyczy, je�eli mu nic nie dolega.
By�o to, oczywi�cie, wierutne k�amstwo, bo Sonny'emu nigdy nic nie
dolega�o, a krzycza� tylko po to, �eby zwr�ci�
na siebie uwag�. Naprawd�, przykro by�o patrze� na t� naiwno�� mamy.
Tata nie by� poci�gaj�cy, ale mia� bystry umys�. Sonny'ego przejrza� na
wylot, a teraz ju� wiedzia�, �e i ja go przejrza�em.
Pewnej nocy gwa�townie si� obudzi�em. Obok mnie kto� le�a� na ��ku.
Przez jedn� szalon� chwil� by�em przekonany, �e to mama, �e nareszcie
rozum jej wr�ci� i rzuci�a tat� na dobre, ale w nast�pnym momencie
us�ysza�em z s�siedniego pokoju konwulsyjne wrzaski Sonny'ego i uspoka-
jaj�cy g�os mamy: �No, no, no, no!"; zrozumia�em, �e to nie ona. By� to
tata. Le�a� obok mnie ca�kiem rozbudzony i g�o�no sapa�, najwidoczniej
w�ciek�y jak wszyscy diabli.
Po chwili za�wita�o mi w g�owie, dlaczego jest taki w�ciek�y. Teraz na
niego przysz�a kolej. Najpierw on mnie przep�dzi� z du�ego ��ka, a teraz
przep�dzili jego. Mama nie mia�a ju� �adnych wzgl�d�w dla nikogo, tylko
dla tej zarazy, dla tego szczeniaka Sonny'ego. Nie mog�em nie wsp�czu�
tacie. Wszystko to sam prze�y�em, a wielkoduszny by-iem nawet w tym
wieku. Zacz��em go g�aska� i uspokaja�:
�No, no, no, no!" Zareagowa� niezupe�nie tak, jak by nale�a�o.
� Ty tak�e nie �pisz? � burkn�� pod nosem.
� Przysu� si� bli�ej i obejmij mnie, dobrze? � powiedzia�em �agodnie.
Zrobi� mniej wi�cej tak, jak kaza�em. Zrobi� to ostro�nie � my�l�, �e
mo�na to tak okre�li�. By� strasznie twardy i ko�cisty, ale zawsze to lepsze
ni� nic.
IDEALISTA
Nie wiem, jak to w�a�ciwie jest z tym wykszta�ceniem, ale je�eli chodzi
o mnie, to chyba nie przynios�o mi ono nigdy nic dobrego, tylko same
zmartwienia.
Powie�ci przygodowe nie by�y z�e, ale jako ma�y smyk mia�em bardzo
powa�ne usposobienie i wola�em realizm od romantyzmu. Najbardziej
podoba�y mi si� powie�ci z �ycia szkolnego i, wed�ug naszej miary, by�y
one wystarczaj�co romantyczne dla ka�dego. W powie�ciach tych pisano o
szko�ach angielskich, my�l� wi�c, �e trudno by�o spodziewa� si� czego�
innego. Zawsze okre�lano te szko�y jako �czcigodny masyw wynios�ych
budowli" i normalnie zamieszkiwa� w nich jaki� duch; zabudowania
szkolne tworzy�y zamkni�ty czworobok i, jak mo�na by�o obejrze� na
obrazkach, sk�ada�y si� wy��cznie z wie� zegarowych, ostrych wie�yczek i
he�m�w, zupe�nie jak szpital wariat�w w naszym mie�cie. Wszyscy
ch�opcy w tych powie�ciach byli �wietnymi wspinaczami: w nocy
dostawali si� i wydostawali ze szko�y po linach zrobionych z prze�cierade�
zwi�zanych z sob� ko�cami. Ubierali si� bardzo dziwacznie: nosili d�ugie
spodnie, kr�ciutkie czarne kurtki i cylindry. Jak tylko kto� co� zmalowa�,
zadawano mu i.^wki" 7, �aciny. Je�eli trafi�a si� powa�niejsza sprawa,
to dostawali baty, ale �aden nie dawa� nigdy po sobie po-aia�, �e go boli;
chyba jaki� mi�czak, taki zawsze krzycza�:
�Au! Au!"
Wi�kszo�� z nich to by�y wspania�e ch�opy, zawsze trzymali z sob�
sztam�, grali na medal w pi�k� no�n� i kry-kieta. Nigdy nie k�amali i nie
chcieli nawet rozmawia� z �adnym k�amczuchem. Je�eli kt�rego�
przy�apano na gor�cym uczynku i zapytano wprost, zawsze odpowiada�
prawd�, chyba �e w spraw� wmieszany by� kto� inny; wtedy nie chcia�
zdradzi� nazwiska tamtego, cho�by mu za to grozi�o wyrzucenie ze
szko�y, nawet je�li ten kto� by� z�odziejem, co si� zreszt� zdarza�o cz�sto.
Zadziwiaj�ca rzecz, ilu z�odziei by�o w takich dobrych szko�ach, gdzie
ch�opcy nigdy nie dostawali od swoich ojc�w mniej ni� pi�taka w z�ocie.
W naszej szkole prawie si� nie zdarza�o, �eby faceci kradli, cho�
dostawali tylko pensa tygodniowo, a czasem nawet i to nie, je�eli ojciec
akurat chodzi� na ba�ce, a matka musia�a i�� do lombardu.
Twardo trenowa�em futbol i krykieta, cho� naturalnie nigdy nie
mieli�my porz�dnej pi�ki, a w krykieta grali�my kijem hokejowym,
celuj�c do bramki wyrysowanej kred� na murze. W koszarach oficerowie
grali w prawdziwego krykieta, tote� w letnie wieczory chodzi�em tam
popatrze�, niczym czy��cowa dusza podgl�daj�ca rozkosze raju.
Mimo wszystko musia�em czu� obrzydzenie do sposobu, w jaki
prowadzono nasz� szko��. �Czcigodny masyw wynios�ych budowli" mia�
u nas posta� budynku z czerwonej ceg�y, bez �adnej wie�y ani he�mu, na
kt�ry cz�owiek m�g�by si� wdrapywa�, no i bez �adnego ducha. Nie
mieli�my w�asnej dru�yny sportowej, wi�c cho�by cz�owiek nie wiem Jak
trenowa�, nigdy nie m�g� gra� w reprezentacji szko�y. Zamiast zadawa�
nam ,,linijki" z �aciny czy z jakiego� innego przedmiotu, Moloney
Morderca podnosi� nas w g�r� za uszy albo t�uk� trzcin�. Jak mu si�
znudzi�o bi� po r�kach, to trzaska� po nogach.
Ale to tylko sprawy powierzchowne. Prawdziwe z�o tkwi�o w nas
samych. Faceci podlizywali si� nauczycielom i donosili o wszystkim, co
si� dzia�o w klasie. Gdy nauczy-
ciel przy�apa� na czym� kt�rego z nic.h, starali si� zwali� win� na innego,
nawet je�eli trzeba by�o w tym celu k�ama�. Gdy dostawali trzcin� po
�apach, beczeli i skar�yli si�, �e to niesprawiedliwie; cofali r�ce niby to z
przera�enia, tak �e trzcinka trafia�a tylko w ko�ce palc�w, a potem
krzyczeli przest�puj�c z nogi na nog� i otrz�saj�c palce w nadziei, �e ten
raz b�d� ju� mieli zaliczony. W ko�cu lamentowali, �e p�k�a im ko�� w
przegubie, i wlekli si� z powrotem 'do �awki, wciskaj�c r�ce pod pachy i
g�o�no rycz�c. Moim zdaniem, nie mo�na si� by�o nie wstydzi�, gdy
cz�owiek sobie wyobra�a�, co by pomy�leli faceci z przyzwoitej szko�y,
gdyby widzieli co� takiego.
Po drodze do szko�y mija�em bram� koszar. W tamtych spokojnych
czasach wartownicy nie mieli nic przeciwko temu, abym, przechodz�c
obok wartowni, pogapi� si� troch� na �o�nierzy �wicz�cych na
koszarowym dziedzi�cu, a je�eli szed�em tamt�dy w porze obiadowej, to
zapraszali mnie nawet do �rodka i cz�stowali plackiem ze �liwkami, no i
herbat�. Jasne, �e wobec takich pokus cz�sto sp�nia�em si� na lekcje. W
braku listu od mamy mo�na si� by�o usprawiedliwi� jedynie m�wi�c, �e
si� by�o na wczesnej mszy �wi�tej. Morderca nie mia� sposobu sprawdzi�,
czy kto by� na mszy, czy nie by�, a gdyby mimo to zechcia� ukara�, mo�na
by�o z �atwo�ci� napu�ci� na niego proboszcza. Ju� jako smyki dobrze
wiedzieli�my, kto jest w szkole prawdziw� w�adz�.
Ale odk�d zacz��em czyta� te przekl�te powie�ci z �ycia szkolnego,
nigdy nie czu�em si� dobrze m�wi�c, �e by�em na mszy. By�o to
k�amstwo, a przecie� wiedzia�em, �e faceci z powie�ci woleliby raczej
umrze� ni� powiedzie� nieprawd�. Otacza�y mnie ich niewidzialne osoby
i strasznie nie lubi�em robi� czego� takiego, co by si�, wed�ug mego
wyczucia, mog�o im nie spodoba�.
Jednego razu przyszed�em do szko�y mocno sp�niony i troch�
wystraszony.
� Delaney, c� takiego robi�e� a� do tej pory? � zapyta� Moloney
Morderca spogl�daj�c na zegar.
Chcia�em odpowiedzie�, �e by�em na mszy, ale nie mo
g�em. Wszystkie niewidzialne osoby otacza�y mnie kr�giem.
� Zosta�em zatrzymany przed koszarami, psze pana � odpar�em w
panicznym strachu.
W klasie tu i �wdzie rozleg� si� st�umiony chichot, a Moloney uni�s�
brwi z �agodnym zdziwieniem. By� to ros�y, mocno zbudowany
m�czyzna o jasnych w�osach i niebieskich oczach, niekiedy zwodniczo
�agodny w sposobie bycia.
� Ach, tak � powiedzia� dosy� uprzejmie. � A c� ci� tam
zatrzyma�o?
� Przygl�da�em si�, psze pana, �o�nierzom, jak �wiczyli.
Klasa znowu zachichota�a. Dla nich to by�o co� ca�kiem nowego.
� Oo, nie wiedzia�em, �e z ciebie taki wojak � zauwa�y� Moloney
jakby nigdy nic. � Wyci�gnij �ap�!
Uderzenia trzcin� by�y niczym w por�wnaniu z tym �miechem, zreszt�
podtrzymywa� mnie przyk�ad niewidzialnych os�b. Nie drgn��em nawet.
Wraca�em na swoje miejsce powoli i 'spokojnie, bez �adnego
pop�akiwania, bez �ciskania r�k; Morderca odprowadza� mnie wzrokiem,
znowu unosz�c wysoko brwi, jakby dla niego tak�e by�o to co� nowego.
Ale tamci szeptali mi�dzy sob� i gapili si� na mnie jak na nieznanego
zwierzaka. W czasie przerwy wszyscy mnie otoczyli, strasznie
zaciekawieni i podnieceni.
� Delaney, czemu�e� powiedzia� o tych koszarach?
� Bo to jest prawda � odpar�em nieugi�ty. � Nie zamierza�em
opowiada� mu k�amstw.
� Jakich k�amstw?
� �e by�em na mszy.
� No, a nie mog�e� powiedzie�, �e matka ci� po co� pos�a�a?
� To tak�e by�oby k�amstwo.
� Rany Jula, Delaney � ostrzeg� mnie kt�ry� � lepiej uwa�aj na
siebie. Morderca jest w�ciek�y. Zmasakruje ci�.
Wiedzia�em o tym. Wiedzia�em doskonale, �e zrani�em "'��boko dum�
zawodow� Mordercy, tote� do ko�ca dnia zachowywa�em si�, j?.k
mo."�em najlepiej. Ale nawet naj-
lepsze moje zachowanie nie by�o wystarczaj�co dobre, nie docenia�em
bowiem przebieg�o�ci Mordercy. Udawa� wprawdzie, �e czyta, ale bez
przerwy mnie obserwowa�.
� Delaney � zapyta� w pewnej chwili nie podnosz�c g�owy znad
ksi��ki � czy to ty rozmawia�e�?
� Ja, psze pana � odrzek�em przera�ony. Ca�a klasa buchn�a
�miechem. Nie umieli pomy�le� nic innego, jak tylko to, �e umy�lnie
zachowuj� si� wyzywaj�co, a �miech klasy musia� naturalnie przekona�
Morderc�, �e tak jest w istocie. Przypuszczam, �e je�li komu� k�ami� co
dzie� od rana do wieczora, to w kr�tkim czasie staje si� to swego rodzaju
dodatkiem funkcyjnym i ten kto� czuje si� ura�ony, gdy 'mu go odbieraj�.
� No � powiedzia� Morderca rzucaj�c ksi��k� na st� � pr�dko
zrobimy z tym koniec.
Tym razem mia�em ci�sz� przepraw�, bo naprawd� zawzi�� si� na
mnie. Ale ja tak�e si� zawzi��em. Wiedzia�em, �e jest to chwila pr�by i,
bylebym tylko zdo�a� zachowa� spok�j, stan� si� wzorem dla ca�ej klasy.
Wytrzyma�em t� m�k� do ko�ca, nie mrugn�wszy okiem, a gdy z normal-
nie opuszczonymi r�kami wraca�em do swojej �awki, niewidzialne osoby
da�y mi wielkie brawo. Ale osoby widzialne by�y niezadowolone prawie
tak samo jak Morderca.
Po lekcjach chyba z sze�ciu koleg�w posz�o za mn� przez szkolny
dziedziniec.
� Patrzcie, ludzie! � wo�ali napastliwie. � Zgrywa si� jak zawsze!
� Wcale si� nie zgrywa�em.
� Zgrywa�e� si�. Zawsze si� tylko popisujesz. Taka zatracona beksa, a
pr�buje udawa�, �e go nie bola�o.
� Nic nie pr�bowa�em udawa� � odkrzykn��em, przezwyci�aj�c
nawet w tym momencie pokus� przytulenia do piersi obola�ych r�k. � Ale
przyzwoity facet nie p�acze o byle co jak dziecko.
� Widzicie bohatera! � darli si� za mn�. � Stary idiota!
Podczas gdy szed�em alej�, przy kt�rej .stoi szko�a, staraj�c si� w
dalszym ci�gu zachowa� �hart ducha", jak to
nazywano w powie�ciach, i pocieszaj�c si� my�l�, �e to ju� koniec m�ki do
nast�pnego ranka, s�ysza�em �cigaj�ce mnie szydercze g�osy koleg�w.
� Larry wariat! Tak, tak, Larry pomylony! Zdawa�em sobie spraw�, �e
je�li chc� nadal zachowa� dobre stosunki 'z niewidzialnymi osobami, to
musz� uwa�a� na ka�dy sw�j krok w szkole.
Tak te� post�powa�em w ci�gu ca�ego roku. Ale pewnego dnia zdarzy�o
si� co� strasznego. Wraca�em w�a�nie z boiska i w szatni przy naszej klasie
zobaczy�em Gormana, jak co� wyjmuje z kieszeni p�aszcza powieszonego
na wieszaku. Tego Gormana zawsze nazywa�em w my�li �czarn� owc�
naszej szko�y". Nie lubi�em i ba�em si� faceta; przystojny, nad�sany,
zepsuty, drwi�cy cham. Nie zwr�ci�em na niego specjalnej uwagi, bo
akurat na kilka chwil umkn��em w �wiat marze�, w kt�rym ojcowie nigdy
nie dawali synom mniej ni� pi�� funt�w, a jaki� spokojny, skromny
ch�opiec podobny do mnie � �fuks na torze", jak go nazywano w
powie�ciach � zawsze ratowa� honor szko�y.
� Na kogo si� tak gapisz? � zaczepi� mnie Gorman g�osem, w kt�rym
d�wi�cza�a gro�ba.
� Na nikogo � odpowiedzia�em zaskoczony i oburzony.
� Ja tylko bra�em o��wek ze swego p�aszcza � doda� Gorman �ciskaj�c
pi�ci.
� Nikt przecie nie m�wi, �e� robi� co innego � odpar�em i jeszcze
pomy�la�em, �e to dziwaczny pow�d do wszczynania k��tni.
� Lepiej i ty nie m�w � warkn�� Gorman. � Lepiej
pilnuj w�asnego nosa.
� A ty pilnuj swojego! � odpali�em tylko w tym celu, aby zachowa� -
twarz. � W og�le si� do ciebie nie odzywa�em.
I na tym, je�li chodzi o mnie, sko�czy�a si� sprawa. Ale po rekreacji
Morderca s�an�� przed klas� z wyj�tkowo powa�n� min�, bawi�c si�
o��wkiem, kt�ry obraca� w r�kach.
� Wszyscy, kt�rzy dzi� rano wychodzili z Klasy, wy-
st�pi�! � zawo�a�. Nast�pnie zni�y� g�ow� i popatrzy� na nas spode �ba. �
Uwaga, powiedzia�em: wszyscy!
Wyst�pi�em razem z innymi, podobnie jak Gorman. Wszyscy byli�my
bardzo zaintrygowani.
� Czy zabra�e� co� dzisiaj rano z kieszeni p�aszcza w szatni? � spyta�
Morderca k�ad�c ci�kie, ow�osione �apsko na ramieniu Gormana i patrz�c
mu gro�nie w oczy.
� Ja, psze pana? � wykrzykn�� Gorman z min� niewini�tka. � Nie,
psze pana.
� A widzia�e�, jak bierze kto� inny?
� Nie, psze pana.
� Ty? � zagadn�� Morderca nast�pnego ch�opca; zanim zd��y� doj��
do .mnie, zrozumia�em, dlaczego Gorman sk�ama�, i zacz��em gor�czkowo
si� zastanawia�, jak powinienem post�pi�.
� Ty? � zapyta� Moloney przybli�aj�c du��, czerwon� twarz do mojej
'twarzy, tak �e mia�em przed sob� jego niebieskie oczy zaledwie o kilka
cali i czu�em zapach myd�a toaletowego. Paniczny strach kaza� mi
odpowiedzie�, jakbym z g�ry sobie u�o�y�, nie to, co nale�a�o.
� Ja nic nie wzi��em, psze pana � b�kn��em cicho.
� Widzia�e�, jak bierze kto� inny? � zapyta� nauczyciel unosz�c brwi i
okazuj�c ca�kiem wyra�nie, �e zauwa�y� m�j unik. � C� -to, j�zyk ci
ko�kiem stan�� w gardle? � krzykn�� nagle, a ca�a klasa, zelektryzowana,
wlepi�a we mnie oczy. � Ty? � rzuci� zwi�le 'nast�pnemu ch�opcu,
jakby ju� przesta� si� mn� interesowa�.
� Nie, psze pana.
� Wraca� na miejsca, wszyscy � rozkaza� Morderca. � Ty, Delaney,
zostaniesz tutaj. Zaczeka�, a� usi�d� z powrotem w swoich �awkach.
� Wyjmij wszystko 'z kieszeni.
Zacz��em wyjmowa�. Przez klas� przebieg� chichot, zduszony jednym
piorunuj�cym spojrzeniem Mordercy. Mimo i� by�em ma�ym ch�opcem,
ka�da z moich kieszeni stanowi�a osobne muzeum; sam nie umia�bym
wyt�umaczy� przeznaczenia po�owy przedmiot�w, kt�re wyci�ga�em na
�wiat�o dzienne. By�y to zabytki prehistoryczne, nie zaopatrzone
w kartki z obja�nieniami. W�r�d nich znajdowa�a si� powie�� z �ycia
szkolnego; po�yczy�em j� poprzedniego wieczora od jednego cudacznego
faceta, kt�ry �u� papier zamiast gumy. Morderca si�gn�� po ksi��k� i
trzymaj�c j� na odleg�o�� wyci�gni�tego ramienia zacz�� wytrz�sa� kartki
z wyrazem obrzydzenia, kt�re pog��bia�o si�, w miar� jak zauwa�a�
wyskubane ro�ki i brzegi.
� Aha � rzek� pogardliwie � wi�c to w taki spos�b marnotrawisz
czas! C� ty wyprawiasz z tym �mieciem, ogryzasz czy -co?
� To nie moje, psze pana � odpowiedzia�em w�r�d �miechu klasy. �
Ja tylko po�yczy�em t� ksi��k�.
� Pieni�dze te� tylko po�yczy�e�? � spyta� znienacka, przechylaj�c
t�ust� twarz na bok.
� Pieni�dze? � powt�rzy�em skonsternowany. � Jakie pieni�dze?
� No, tego szylinga, kt�rego ukradziono dzi� rano z p�aszcza
Flanagana.
(Flanagan by� ma�ym garbuskiem, rozpieszczanym przez swoj� rodzin�;
w naszej szkole nikt poza nim nie mia�by tyle pieni�dzy.)
� Ja nie wzi��em Flanaganowi szylinga � odrzek�em na to i
rozp�aka�em'si�. � Nie ma pan prawa m�wi�, �e wzi��em.
� Mam prawo powiedzie� ci, �e jeste� najzuchwalszym i najbardziej
impertynenckim szczeniakiem w ca�ej szkole � r�ba� ochryp�ym z
w�ciek�o�ci g�osem � i �e to ca�kiem do ciebie podobne. Czeg� innego
mo�na si� po tobie spodziewa�, skoro czytasz te pod�e, plugawe, zgni�e
�mie-ri7 � Przedar� na dwoje moj� szkoln� powie�� i cisn�� obie po�owy
w najdalszy k�t klasy. � Pod�e, plugawe angielskie �mieci! No, a teraz
wyci�gaj �ap�.
Tym razem niewidzialne osoby opu�ci�y mnie. Uciek�y s�ysz�c
pogardliwe s�owa, jakimi wyra�ano si� o nich. Morderca wpad� we
w�ciek�o��, jak to zwykle bywa, gdy cz�owiek si� zetrze z czym�, czego
nie rozumie. Nawet klasa by�a oburzona, cho� B�g �wiadkiem, �e za
bardzo mi nie wsp�czuli.
� Powiniene� zaskar�y� go na policji � radzili mi p�niej na boisku.
� Podnosi� trzcin� wy�ej ramienia. Za to mogliby go wsadzi� do ciupy.
� Ale dlaczego nie powiedzia�e�, �e� nikogo nie widzia�? � zapyta�
Spillane, najstarszy ze wszystkich ch�opc�w.
� Bo widzia�em � odpar�em na to i na wspomnienie doznanych
krzywd znowu zacz��em szlocha�. � Widzia�em Gormana.
� Gormana? � powt�rzy� Spillane z niedowierzaniem. � To Gorman
zabra� pieni�dze Flanaganowi? Wi�c czemu�e� nie powiedzia�?
� Bo to by nie by�o jak nale�y.
� Dlaczego nie by�oby jak nale�y?
� Bo Gorman sam powinien by� powiedzie�. I jakby nasza szko�a by�a
porz�dn� szko��, to nikt nie poda�by mu r�ki.
� Ale z jakiej racji Gorman mia�by powiedzie� prawd�, je�eli to on
wzi�� pieni�dze? � zapyta� Spillane, jakby przemawia� do ma�ego
dziecka. � Ach, Delaney, ty g�upku � doda� z politowaniem � coraz
mocniej jeste� tr�cony. Popatrz, bracie, jakiego piwa sobie nawarzy�e�
samochc�c!
Nagle zbli�y� si� Gorman i zagrodzi� nam drog�, czerwony i z�y.
� Delaney � krzykn�� gro�nie � czy m�wi�e�, �e to ja wzi��em
Flanaganowi pieni�dze?
Gorman, cho� naturalnie nie zdawa�em sobie pod�wczas z tego
sprawy, nic a nic nie rozumia�, tak samo jak Moloney i ca�a reszta.
Widz�c, �e � zamiast go wyda� � bior� ca�� kar� na siebie, wysnu� st�d
wniosek, �e musz� wi�cej si� ba� jego ni� Moloneya i �e nale�y jeszcze
wzm�c we mnie ten strach. Nie m�g�by jednak zjawi� si� w chwili, kiedy
mniej sobie z niego robi�em. Nie zada�em sobie nawet tyle trudu, aby mu
odpowiedzie�, tylko trzasn��em go z ca�ej si�y w t� brutaln� mord�. By�a
to ostatnia rzecz, jakiej si� spodziewa�. Krzykn��, a gdy odj�� r�k� od
twarzy, by�a ca�a we krwi. Cisn�� teczk� i rzuci� si� na mnie, ale w tym
momencie drzwi za naszymi plecami otworzy�y si� i wy
szed� kulawy nauczyciel Murphy. Prysn�li�my wszyscy, zapominaj�c o
b�jce i wiej�c ile si� w nogach.
Incydent ten jednak nie poszed� w zapomnienie. Nazajutrz rano, zaraz
po modlitwie, Morderca popatrzy� na mnie spode �ba.
� Delaney, to ty wczoraj po szkole bi�e� si� na dziedzi�cu:
Pr^ez par� sekund nie odpowiada�em. Nie mog�em oprze� si� uczuciu,
�e nie warto. Zanim jednak niewidzialne osoby uciek�y ode mnie na
zawsze, zdoby�em si� na jeszcze jeden wysi�ek.
� Tak, psze pana � odpowiedzia�em i tym razem nikt nawet nie
zachichota�. Straci�em zdrowy rozs�dek. Ca�a klasa zdawa�a sobie z tego
spraw� i by�a przej�ta groz�.
� Z kim si� bi�e�?
� Tego wola�bym nie m�wi�, psze pana � odrzek�em czuj�c, �e
wzbiera we mnie histeryczny wybuch. Wszystko to pi�knie, ale
niewidzialne osoby nie musia�y mie� do czynienia z Morderc�.
� Z kim on si� bi�? � Moloney od niechcenia rzuci� pytanie w
przestrze�, opieraj�c si� r�kami o st� i uwa�nie wpatruj�c si� w sufit.
� Z Germanem, psze pana � odpowiedzia�o kilka g�os�w. Jak to im
�atwo posz�o!
� Czy Gorman uderzy� go pierwszy?
� Nie, psze pana. On pierwszy uderzy� Gormana.
� Wyst�p � rozkaza� Moloney si�gaj�c po trzcin�. � A ty � doda�
podchodz�c do Gormana � we� to i bij. Ale pami�taj, �eby� bi� mocno.
� I zach�caj�co �cisn�� Gormana za rami�. � On sobie wyobra�a, �e jest
bohaterem. Zaraz mu poka�esz, co o nim my�limy.
Gorman zbli�a� si� do mnie szczerz�c weso�o z�by. Uwa�a�, �e to
�wietny kawa�. Klasa ju� rycza�a ze �miechu. Nawet Morderca pozwoli�
sobie na skromny u�miech uznania dla w�asnej pomys�owo�ci.
� Wyci�gnij r�k� � zwr�ci� si� w moj� stron�. Nie wyci�gn��em r�ki.
Czu�em si� jak mysz w pu�apce i zaczyna�o mnie ogarnia� szale�stwo.
� Powiedzia�em, wyci�gnij r�k� � hukn�� ze z�o�ci�.
� Nie wyci�gn�! � krzykn��em w odpowiedzi, trac�c zupe�nie
panowanie nad sob�.
� Co takiego? � zawo�a� z niedowierzaniem i z drugiego ko�ca klasy
rzuci� si� ku mnie z r�k� podniesion� jakby do uderzenia. � Co� ty
powiedzia�, pod�y z�odziejaszku?
� Nie jestem �aden z�odziej! Nie jestem z�odziej! � wrzeszcza�em
nieprzytomnie. � Je�eli on do mnie podejdzie, to b�d� kopa� i po�ami�
mu giry. Nie ma pan prawa dawa� mu trzciny, nie ma pan prawa nazywa�
mnie z�odziejaszkiem. Jak jeszcze raz pan mnie tak nazwie, to p�jd� na
policj� i zobaczymy, kto tu jest z�odziejem.
� Nie chcia�e� odpowiada� na moje pytania � rykn�� Moloney.
Gdybym by� zachowa� cho� odrobin� przytomno�ci umys�u, pozna�bym,
�e strach go nagle oblecia�; przypuszczalnie nastraszy�o go s�owo
,,policja".
� Nie chcia�em � potwierdzi�em szlochaj�c � i teraz te� nie
odpowiem. Nie jestem szpiclem.
� Aa � parskn�� ironicznie � wi�c pan Delaney nazywa to
szpiclowaniem?
� Tak, i wszyscy ci ch�opcy to szpicle, pod�e szpicle! Ale ja nie b�d�
dla pana szpielowa�. Niech pan szpicluje sobie sam!
� Dosy� ju�, dosy�! � krzykn�� podnosz�c t�ust� �ap� niemal
b�agalnym gestem. � Nie ma �adnego powodu, �eby� traci� panowanie
nad sob�, m�j drogi ch�opcze, i nie ma �adnego powodu do takich
wrzask�w. To ca�kiem nie po m�sku. A teraz wracaj na miejsce, pom�wi�
z tob� innym razem.
Us�ucha�em, ale nie mog�em si� zabra� do lekcji. Zreszt� inni te�
niewiele robili. Klas� ogarn�a atmosfera histerii. Na przemian wpada�em
to w radosne uniesienie z powodu zwyci�skiego przeciwstawienia si�
Mordercy, to zn�w w panik� na my�l o jego zem�cie; z ka�d� zmian�
nastroju chowa�em twarz w d�oniach i zaczyna�em na nowo szlocha�.
Morderca nawet nie kaza� mi by� cicho. Ani razu nie spojrza� na mnie.
Po tym zaj�ciu przez ca�e popo�udnie by�em bohaterem
szko�y. Gorman wprawdzie chcia� znowu ze mn� walczy�, ale Spillane
odp�dzi� go z pogard�; facet, kt�ry przyj�� z r�k nauczyciela trzcin�
przeciw swemu koledze, straci� w