14697

Szczegóły
Tytuł 14697
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14697 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14697 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14697 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert Sheckley PROTOTYP L�dowanie wypad�o prawie katastrofalnie. Bentley zdawa� sobie spraw�, �e to wielki ci�ar na jego plecach mia� wp�yw na koordynacj� ruch�w, ale do ostatniego momentu, kiedy nacisn�� nieodpowiedni guzik, nie przypuszcza�, �e b�dzie a� tak �le. Statek zacz�� spada� jak kamie�. Bentley wyr�wna� dos�ownie w ostatniej chwili, wypalaj�c czarn� dziur� w miejscu, nad kt�rym l�dowa�. W chwili zetkni�cia z ziemi� statkiem zako�ysa�o jakby wstrz�sn�y nim dreszcze i dopiero po jakim� czasie zatrzyma� si�. Bentley dokona� pierwszego l�dowania na Tels IV. Gdy to si� ju� sta�o, natychmiast nala� sobie dobr� porcj� szkockiej w celach zdrowotnych. Potem w��czy� radio. S�uchawk� mia� w uchu, co powodowa�o ci�g�e sw�dzenie, a mikrofon by� chirurgicznie zamocowany w jego krtani. Przeno�ny kosmiczny odbiornik nastawia� si� automatycznie. Na szcz�cie, bo Bentley nie mia� zielonego poj�cia, jak go precyzyjnie dostroi� przy tak ogromnej odleg�o�ci. � Wszystko w porz�dku � powiedzia� do profesora Sliggerta przez radio. � To planeta ziemiopodobna, jak wykazywa�y wcze�niejsze badania. Statek jest nie uszkodzony. A ja szcz�liwie donosz�, �e nie z�ama�em karku w czasie l�dowania. � Oczywi�cie, �e nie z�ama�e� � odpar� Sliggert cichym, pozbawionym emocji g�osem. � A jak Protec? Co z nim? Czy ju� si� do niego przyzwyczai�e�? � Nie � powiedzia� Bentley � nadal czuj�, jakby mi na plecach siedzia�a wielka ma�pa. � C�, nied�ugo przestanie ci przeszkadza� � zapewni� go Sliggert. � Instytut przekazuje swoje gratulacje, a rz�d chyba szykuje dla ciebie jaki� medal. Pami�taj, �e najwa�niejsz� obecnie spraw� jest zaprzyja�nienie si� z tubylcami i, je�li to mo�liwe, zawarcie jakiegokolwiek porozumienia handlowego. Jakiegokolwiek. To ma by� precedens. Ta planeta jest nam potrzebna, Bentley. � Wiem. � Powodzenia. Informuj w miar� mo�liwo�ci. � Dobrze � obieca� Bentley i wy��czy� si�. Spr�bowa� wsta�, ale za pierwszym razem nie uda�o mu si�. Na szcz�cie, dzi�ki uchwytom nad desk� kontroln�, jako� przeszed� do pionu. Przy tej okazji zda� sobie spraw� z ceny, jak� p�aci si� za sflacza�e mi�nie. �a�owa�, �e w czasie d�ugiej podr�y nie przyk�ada� si� uczciwiej do �wicze�. Bentley by� wysokim, postawnym cz�owiekiem, dobrze i solidnie zbudowanym. Na Ziemi wa�y� oko�o stu kilogram�w i porusza� si� z gracj� atlety. Ale od chwili startu mia� na sobie dodatkowy ci�ar. Prawie czterdzie�ci kilogram�w na sta�e przymocowane do plec�w. W tych warunkach jego ruchy przypomina�y starego s�onia w zbyt ciasnych pantoflach. Teraz poruszy� ramionami pod szerokimi plastykowymi szelkami, skrzywi� si� i ruszy� do wyj�cia. W oddali, jakie� p� mili od statku, widzia� wie� � niewielkie, br�zowe plamy na horyzoncie. Na r�wninie rozr�nia� jakie� poruszaj�ce si� kropki. Najwidoczniej wie�niacy zdecydowali si� sprawdzi�, co za dziwny obiekt, ziej�cy ogniem i wydaj�cy tajemnicze d�wi�ki, spad� z nieba. � Niez�e przedstawienie � powiedzia� Bentley do siebie. Gdyby obcy nie wykazali �adnego zainteresowania, kontakt by�by utrudniony. Instytut Eksploracji Mi�dzygwiezdnych rozpatrywa� r�wnie� tak� sytuacj�, ale nie znaleziono �adnego rozwi�zania. Dlatego te� skre�lono j� z listy mo�liwo�ci. Wie�niacy byli coraz bli�ej. Bentley uzna�, �e czas, by si� przygotowa� na ich spotkanie. Otworzy� szafk� i wyj�� automatycznego t�umacza, kt�rego z pewnym trudem przymocowa� na piersi. Do jednego z ud przytroczy� kanister z wod�, na drugim umie�ci� kontenerek ze skoncentrowan� �ywno�ci�. Do brzucha przymocowa� potrzebne narz�dzia. Radio znalaz�o swe miejsce na jednej z �ydek, za� apteczka pierwszej pomocy na drugiej. Tak wyekwipowany Bentley mia� na sobie ponad siedemdziesi�t kilogram�w sprz�tu, z czego ka�dy gram uznano za niezb�dny do prze�ycia w kosmosie. Fakt, �e zamiast chodzi� praktycznie, s�ania� si� na nogach, uznano za nieistotny. W tym czasie tubylcy zd��yli podej�� do statku. Zebrali si� wok� wymieniaj�c z lekcewa�eniem jakie� uwagi. By�y to istoty dwuno�ne, o kr�tkich, grubych ogonach i rysach przypominaj�cych zjawy ze straszliwych koszmar�w sennych. Ich cia�a by�y koloru jaskrawopomara�czowego. Bentley zd��y� r�wnie� zauwa�y�, �e s� uzbrojeni. Dostrzeg� no�e, w��cznie, lance, kamienne m�oty i siekiery. Na widok broni u�miech zadowolenia przemkn�� mu po twarzy. Usprawiedliwia�a ona czterdzie�ci dodatkowych kilogram�w, kt�re nosi� na swych barkach od chwili opuszczenia Ziemi. Niewa�ny by� zreszt� rodzaj uzbrojenia tubylc�w, mogli dysponowa� nawet bomb� atomow� � i tak nie byli w stanie mu zagrozi�. To w�a�nie u�wiadomi� mu jeszcze na Ziemi profesor Sliggert, szef Instytutu i wynalazca Proteca. Bentley otworzy� w�az. Telianom wyrwa�y si� okrzyki zdumienia. Automatyczny t�umacz po paru sekundach niepewno�ci prze�o�y� je: � Och! Ach! Jakie to dziwne! Niewiarygodne! �mieszne! Nadzwyczaj niew�a�ciwe! Bentley zszed� po drabince, usi�uj�c ostro�nie balansowa� swymi dodatkowymi kilogramami. Tubylcy otoczyli go p�kolem, bro� trzymali w pogotowiu. Zbli�y� si� do nich. Odsun�li si�. Z mi�ym u�miechem zacz��: � Przyby�em jako przyjaciel. Aparat wyszczeka� kilka chrapliwych d�wi�k�w w j�zyku Telian. Chyba mu nie uwierzyli. W��cznie nadal by�y gotowe do ataku, a jeden z Telian, najpot�niejszy i nosz�cy wielobarwne przybranie na g�owie, trzyma� top�r przygotowany do walki. Bentley poczu�, �e oblatuje go strach. Nie byli w stanie go zrani�. To jasne. P�ki mia� na sobie Proteca, nic nie mogli mu zrobi�. Nic! Profesor Sliggert by� tego wi�cej ni� pewien. Przed startem profesor Sliggert za�o�y� mu Proteca na plecy, zamocowa� rzemienie i odszed� par� krok�w, by podziwia� swe dzie�o: � Doskonale � oznajmi� z dum�. Bentley ugi�� si� pod ci�arem. � Troszk� przyci�kie. � No c� � odrzek� Sliggert � to dopiero prototyp. Zrobi�em wszystko, by zmniejszy� jego wag�, wykorzysta�em tranzystory, lekkie stopy, drukowane obwody, miniaturowe komponenty o pe�nej mocy. Niestety, wszystkie prototypy s� z regu�y du�e. � Chyba m�g� pan to nieco usprawni� � zaprotestowa� Bentley, pr�buj�c odwr�ci� si�. � Usprawnienia zostawmy na p�niej. Teraz najwa�niejsza jest maksymalna wielofunkcyjno��, a dopiero potem � wygoda. Tak zawsze by�o i tak b�dzie. We�my na przyk�ad maszyn� do pisania. Obecnie jest to jedynie klawiatura p�aska jak deska. A prototyp� Albo taki aparat s�uchowy, kt�ry traci� zb�dny ci�ar dopiero w kolejnych fazach rozwoju. No i automatyczny t�umacz. Pocz�tkowo by� to masywny, skomplikowany kalkulator elektroniczny wa��cy kilka ton. � W porz�dku � przerwa� mu Bentley. � Je�li nic lepszego nie mo�e pan wymy�li�, to w porz�dku. A jak mo�na si� tego pozby�? Profesor Sliggert u�miechn�� si�. Bentley si�gn�� r�k� do ty�u, ale nie potrafi� znale�� klamry. Poci�gn�� za szelki, ale nie uda�o mu si� ich rozpi��. Poczu�, jakby si� znalaz� w nowym i cholernie skutecznym kaftanie bezpiecze�stwa. � Profesorze, jak si� z tego wydosta�? � Nie zamierzam ci powiedzie�. � Co? � Protec jest niewygodny, prawda? � zapyta� Sliggert. � Wola�by� go nie nosi�? � Ma pan cholern� racj�. � Oczywi�cie. Czy wiesz, �e w czasie wojny, na polu bitwy �o�nierze porzucaj� ekwipunek, poniewa� jest ci�ki lub niewygodny? Ale my nie mo�emy pozwoli� sobie na ryzyko w twoim przypadku. Wyruszasz na obc� planet�, Bentley. B�dziesz wystawiony na zupe�nie nieznane niebezpiecze�stwa. Przez ca�y czas musisz by� chroniony. � Zgadzam si� � odrzek� Bentley � ale mam dosy� rozumu, by wiedzie�, kiedy to na�o�y�. � Czy�by? Wybrali�my ci� dla takich zalet jak zaradno��, wytrzyma�o��, si�a fizyczna � no i oczywi�cie pewien procent inteligencji, ale� � Dzi�ki. � Ale te zalety nie zabezpieczaj� ci� w pe�ni. Przypu��my, �e uznasz tubylc�w za przyjaznych i zdecydujesz si� zrzuci� ten ci�ki i niewygodny sprz�t� A je�li si� pomylisz? �atwo pope�ni� b��d na Ziemi. Pomy�l, o ile �atwiej mo�na si� pomyli� na obcej planecie. � Potrafi� troszczy� si� o siebie � odpar� Bentley. Sliggert ponuro przytakn��. � Tak w�a�nie m�wi� Atwood, udaj�c si� na Durabell� II i s�uch o nim zagin��. Nie wr�cili te� Blake, Smythe ani Korishell. Czy potrafisz obroni� si� przed ciosem w plecy? Czy masz oczy z ty�u g�owy? Nie, nie masz � ale Protec ma! � Prosz� zrozumie� � odparowa� Bentley � ja naprawd� jestem cz�owiekiem odpowiedzialnym. B�d� nosi� Proteca udaj�c si� na powierzchni� obcej planety. Ale teraz niech mi pan powie, jak to zdj��. � Zdaje si�, �e czego� nie rozumiesz, Bentley. Gdyby chodzi�o jedynie o twoje �ycie, pozwoliliby�my ci na ryzyko. Ale tu idzie o sprz�t i statek warto�ci kilku miliard�w dolar�w. I o praktyczne wypr�bowanie Proteca. Jedynym sposobem upewnienia si� co do jego przydatno�ci jest noszenie go przez ciebie na okr�g�o. A jedynym sposobem zapewnienia, by� go nosi�, jest niepowiedzenie ci, jak go zdj��. Nam zale�y na wynikach. Pozostaniesz �ywy, czy tego chcesz, czy nie. Bentley przemy�la� spraw� i zgodzi� si�, acz niech�tnie. � S�dz�, �e mog�oby mnie podkusi�, by to zdj��. Gdyby tubylcy okazali si� autentycznie przyja�ni. � Ta pokusa zostanie ci zaoszcz�dzona. Czy rozumiesz ju�, jak to dzia�a? � Oczywi�cie � powiedzia� Bentley � ale czy faktycznie robi wszystko, o czym pan wspomnia�? � Test laboratoryjny przeszed� doskonale. � Nie chcia�bym, �eby zawi�d� jaki� drobiazg. Przypu��my, �e nawali faza lub pu�ci lut. � To w�a�nie jest jedn� z przyczyn ci�aru tego urz�dzenia � wyja�ni� Sliggert cierpliwie. � Potr�jne zabezpieczenie. Nie mo�emy sobie pozwoli� na �adn� usterk� techniczn�. � A zasilanie? � Przy pe�nym do�adowaniu wystarczy na sto lat lub d�u�ej. Protec jest doskona�y, Bentley! Po przeprowadzonym przez ciebie te�cie terenowym nie mam w�tpliwo�ci, �e stanie si� standardowym wyposa�eniem wszystkich badaczy w kosmosie. Profesor Sliggert pozwoli� sobie na ma�y u�miech dumy. � W porz�dku � zgodzi� si� Bentley, poruszaj�c ramionami uwi�zionymi w szerokich plastykowych szelkach � przyzwyczaj� si�. Ale nie przyzwyczai� si�. Cz�owiek nie przyzwyczaja si� tak �atwo do czterdziestokilogramowej ma�py na swych plecach. Telianie nie bardzo wiedzieli, jak go rozgry��. Dyskutowali przez kilka minut, podczas gdy z twarzy Bentleya nie schodzi� wymuszony u�miech. Potem jeden z nich wyst�pi� do przodu. By� wy�szy od pozosta�ych i nosi� charakterystyczne przybranie g�owy ze szk�a, ko�ci i kawa�k�w jaskrawo pomalowanego drewna. � Przyjaciele � powiedzia� � jest tu Z�o, kt�re ja, Rinek, wyczuwam. Inny z Telian, z g�ow� przystrojon� podobnie jak tamten wyst�pi� i rzek�: � Niedobrze, gdy szaman m�wi o takich rzeczach. � Oczywi�cie, �e nie � przyzna� Rinek. � Niedobrze jest m�wi� o Z�ym w jego obecno�ci, bo ro�nie wtedy w si��. Ale zadaniem szamana jest wykrycie i unikanie z�a. I szaman musi wykona� to, co do niego nale�y, niezale�nie od stopnia ryzyka. Kilku innych m�czyzn, z podobnie przybranymi g�owami, wyst�pi�o naprz�d. Bentley uzna�, �e musz� to by� odpowiednicy telia�skich kap�an�w, posiadaj�cy prawdopodobnie tak�e w�adz� polityczn�. � Nie s�dz�, �eby by� Z�ym � powiedzia� m�ody, u�miechni�ty kap�an imieniem Huascl. � Ale� oczywi�cie, �e jest. Sp�jrz tylko na niego. � Wygl�d o niczym nie �wiadczy, o czym dobrze wiemy, od czasu, gdy dobry duch Ahut M�Kandi ukaza� si� w postaci� � Bez kaza�, Huascl. Wszyscy znamy przypowie�ci Lellanda. Chodzi jedynie o to, czy mo�emy pozwoli� sobie na ryzyko? Huascl zwr�ci� si� do Bentleya. � Czy jeste� Z�ym? � zapyta� powa�nie. � Nie � odrzek� Bentley. W pierwszej chwili zdziwi� go g��boki niepok�j Telian w tej w�a�nie materii. Nawet nie zapytali, sk�d przyby�, w jaki spos�b i po co. Ale w�a�ciwie nie by�o to takie dziwne. Gdyby jaki� obcy wyl�dowa� na Ziemi w jednym z okres�w religijnej euforii, pierwsze pytanie te� mog�oby brzmie�: czy jeste� istot� bosk� czy szatanem? � M�wi, �e nie jest diab�em? � Sk�d mo�e wiedzie�? � Je�li on nie wie, to kto ma wiedzie�? � Pewnego razu wielki duch G�Tal pokaza� m�drcowi trzy kdale i powiedzia�� I tak to trwa�o w niesko�czono��. Bentleyowi nogi zacz�y dr�e� pod ci�arem Proteca. Automatyczny t�umacz nie by� ju� w stanie wyja�nia� zawi�o�ci dyskusji teologicznej, kt�ra rozgorza�a wok�. Ocena Bentleya zdawa�a si� zale�e� od dw�ch czy te� trzech dyskutowanych punkt�w, o kt�rych �aden z kap�an�w nie chcia� m�wi�, bo m�wienie na temat Z�ego samo w sobie by�o niebezpieczne. Sprawy sta�y si� bardziej skomplikowane, gdy dosz�o do schizmy na temat poj�cia przenikalno�ci Z�ego. M�odzi stawali po jednej, starsi � po drugiej stronie. Frakcje oskar�a�y si� wzajemnie o bezwstydn� herezj�, ale Bentley nie potrafi� domy�le� si�, kto w co wierzy, lub te� czyja interpretacja pomaga mu. Sp�r toczy� si� nadal, gdy s�o�ce zacz�o opada� na pokryt� traw� dolin�. Wtedy ca�kiem niespodziewanie kap�ani doszli do porozumienia, chocia� Bentley nie bardzo wiedzia�, co o tym zadecydowa�o. Huascl wyst�pi� naprz�d jako rzecznik m�odych. � Cudzoziemcze � oznajmi� � zdecydowali�my si� nie zabija� ci�. Bentley st�umi� �miech. Tak to ju� by�o z prymitywnymi lud�mi, ich wiara we w�asn� moc by�a niezniszczalna. � W ka�dym razie jeszcze nie teraz � doda� Huascl, spostrzeg�szy zmarszczk� na czole Rinka i starszych kap�an�w. � B�dzie to zale�a�o jedynie od ciebie. Wr�cimy do wsi, by si� oczy�ci� i wyprawi� uczt�. Nast�pnie odb�dzie si� twoje uroczyste przyj�cie do spo�eczno�ci szaman�w. �adna istota z�a nie mo�e zosta� szamanem. Jest to wyra�nie zabronione. Dzi�ki temu dowiemy si�, jaka jest twoja prawdziwa natura. � Jestem g��boko wdzi�czny � powiedzia� Bentley. � Ale gdy si� oka�e, �e jeste� diab�em, b�dziemy zmuszeni zabi� go. I je�li b�dzie to konieczne, uczynimy to. Zebrani Telianie z zadowoleniem przyj�li t� przemow� i od razu ruszyli w drog� do wioski. Teraz, gdy obecno�� Bentleya zaakceptowano, przynajmniej tymczasowo, tubylcy okazali si� ca�kowicie przyja�ni. Rozprawiali z nim o zbiorach, suszach i okresach g�odu. Bentley wl�k� si� pod ci�arem swego wyposa�enia. By� zm�czony, ale wewn�trznie podekscytowany. To by�o mistrzowskie posuni�cie. Jako wtajemniczony b�dzie mia� nieograniczone mo�liwo�ci zbierania danych antropologicznych, zainicjowania wymiany handlowej, utorowania drogi przysz�emu rozwojowi Tels IV. Musi jedynie pomy�lnie przej�� inicjacj�, no i nie mo�e da� si� zabi�, przypomnia� sobie, u�miechaj�c si� w duchu. Bawi�a go wiara kap�an�w, �e potrafi� go zabi�. Wioska sk�ada�a si� z dw�ch tuzin�w chat, kt�re ustawione by�y tak, �e tworzy�y ko�o. Wok� ka�dej glinianej chaty, krytej s�omianym dachem, po�o�ony by� niewielki ogr�d warzywny, a czasem r�wnie� znajdowa�a si� tam niedu�a zagroda dla telia�skiej odmiany byd�a. Wida� te� by�o ma�e, pokryte zielon� sier�ci� zwierz�tka, przemykaj�ce mi�dzy chatami. Telianie traktowali je jak psy czy koty. Trawiasty teren po�rodku wioski by� wsp�lny. Tu znajdowa�a si� studnia i liczne miejsca kultu, po�wi�cone r�nym bogom i diab�om. Na tym w�a�nie terenie, o�wietlonym wielkim ogniskiem, kobiety przygotowywa�y uczt�. Bentley przyby� na ni� w stanie niemal kra�cowego wyczerpania, zgi�ty w p� pod ci�arem swego wyposa�enia. Z ulg�, podobnie jak inni, opad� na ziemi� i zacz�a si� uroczysto��. Najpierw kobiety odta�czy�y dla niego taniec powitalny. By� to pi�kny widok. Ich pomara�czowa sk�ra migota�a w �wietle ogniska, a ogony porusza�y si� z gracj�. Nast�pnie do Bentleya podszed� miejscowy dygnitarz imieniem Occip i sk�oni� si� przed nim. � Cudzoziemcze � powiedzia� � przyby�e� z odleg�ego l�du i twoje zwyczaje nie s� naszymi zwyczajami. Mimo to zosta�my bra�mi. We� udzia� z nami w uczcie, by przypiecz�towa� nasz� wi� w imi� wszystkich �wi�to�ci. Nisko k�aniaj�c si� poda� mu misk� z jedzeniem. By� to wa�ny moment, moment, kt�ry m�g� zadecydowa� o przyja�ni mi�dzy odmiennymi rasami lub te� o ich wiecznej wrogo�ci. Ale Bentley nie m�g� go wykorzysta�. Taktownie, na ile potrafi�, odm�wi� spo�ycia symbolicznego po�ywienia. � Ale� ono jest oczyszczone � rzek� Occip. Bentley wyja�ni�, �e z powodu plemiennego tabu, mo�e spo�ywa� tylko w�asne po�ywienie. Occip nie potrafi� tego zrozumie�. Bentley pr�bowa� mu t�umaczy�, nie dodaj�c jedynie, �e nawet gdyby chcia� zaryzykowa�, na zjedzenie czegokolwiek nie pozwoli�by mu jego Protec. Mimo to jego odmowa zaniepokoi�a wie�. S�ycha� by�o po�pieszn� wymian� zda� mi�dzy kap�anami. Rinek podszed� do Bentleya i usiad� obok niego. � Powiedz mi � zapyta� po chwili � co s�dzisz o szatanie? � Szatan to samo z�o � odpar� powa�nie Bentley. � Aha! � Rinek rozwa�a� odpowied�, a jego ogon nerwowo uderza� o traw�. Ma�e zielone zwierz�tko zacz�o bawi� si� nim. Rinek odepchn�� je i powiedzia�: � A wi�c nie lubisz szatana? � Nie lubi�. � I nie pozwoli�by�, by jakikolwiek Z�y mia� na ciebie wp�yw? � Oczywi�cie, �e nie � odparowa� Bentley, t�umi�c ziewni�cie. Zaczyna�o go to nudzi�. � W takim razie nie b�dziesz wzdraga� si� przed przyj�ciem bardzo �wi�tej i czczonej przez nas w��czni, kt�r� Kran K�leu przyni�s� z Domu Ma�ych Bog�w. Sprowadza ona dobro na wszystkich. � Z przyjemno�ci� j� przyjm� � odrzek� Bentley, przytrzymuj�c na si�� opadaj�ce ze zm�czenia powieki i maj�c nadziej�, �e uroczysto�� ma si� ku ko�cowi. Rinek mamrocz�c odszed�. Kobiety przesta�y ta�czy�. Kap�ani zacz�li nuci� g��bokimi, przejmuj�cymi g�osami. Promienie ogniska si�ga�y nieba. Zbli�y� si� Huascl. Twarz mia� wymalowan� w bia�o�czarne pasy. Ni�s� star� w��czni� z czarnego drewna, o grocie ze szk�a wulkanicznego i drzewcu bogato, cho� prymitywnie rze�bionym. Trzymaj�c w��czni� w g�rze Huascl rzek�: � Cudzoziemcze z Niebios, przyjmij t� �wi�t� w��czni�. Kran K�leu da� j� Trinowi, naszemu ojcu, nadaj�c jej magiczn� moc, dzi�ki kt�rej sta�a si� schronieniem dobrych duch�w. Z�y nie mo�e znie�� obecno�ci tej w��czni, przyjmij j� wi�c, a wraz z ni� nasze b�ogos�awie�stwo. Bentley pod�wign�� si� z trudem. Rozumia� znaczenie takich uroczysto�ci. Przyj�cie przez niego w��czni po�o�y kres w�tpliwo�ciom co do jego oceny. Z nale�yt� czci� pochyli� g�ow�. Huascl podszed� do niego, wyci�gn�� w��czni� i� �w��czy� si� Protec. Jego genialno�� polega�a na prostocie dzia�ania. Gdy tylko kt�ry� z czujnik�w odebra� sygna� zagro�enia, Protec w��cza� wok� Bentleya pole si�owe. Pole to chroni�o go w spos�b doskona�y, gdy� by�o ca�kowicie i absolutnie nieprzenikalne. Ale mia�o to te� pewne ujemne strony. Gdyby Bentley mia� s�abe serce, Protec m�g�by go zabi� sw� elektroniczn� pr�dko�ci� dzia�ania, ca�kowicie nie do przewidzenia, poza tym fizycznie wyczerpuj�c�. Przed chwil� bowiem Bentley sta� jeszcze przed wielkim ogniskiem z wyci�gni�t� d�oni�, by przyj�� �wi�t� w��czni�, gdy nagle w mgnieniu oka pogr��y� si� w ciemno�ciach. Czu� si� jak gwa�townie wrzucony do zat�ch�ego, ciemnego pomieszczenia, w kt�rym �ciany z gumy napiera�y na niego ze wszystkich stron. Przeklina� doskona�� sprawno�� maszyny. W��cznia nie stanowi�a zagro�enia, by�a elementem wa�nej ceremonii. Ale Protec nie zna� si� na niuansach i zinterpretowa� zdarzenie inaczej. Teraz, w ciemno�ciach, Bentley szuka� nerwowo kontrolki uwalniaj�cej pole, kt�re na domiar z�ego zak��ci�o prac� jego b��dnika. Ka�de ponowne w��czenie pola pogarsza�o sytuacj�. Ostro�nie obmaca� klatk� piersiow�: gdzie� w tym rejonie powinien by� odpowiedni guzik. Uda�o mu si� w ko�cu zlokalizowa� go pod praw� pach�. Wy��czy� pole. Uczta zako�czy�a si� nagle. Tubylcy zbili si� w ciasn� gromad� � tak czuli si� bezpieczniej � z broni� gotow� do ataku, z ogonami w pozycji poziomej. Huascl, znajduj�cy si� w zasi�gu pola, zosta� odrzucony na odleg�o�� dwudziestu st�p i teraz powoli zbiera� si� z ziemi. Kap�ani zacz�li nuci� oczyszczaj�ce melodie, by uchroni� si� przed Z�ym. Bentley nie m�g� mie� o to do nich pretensji. Gdy pole Proteca zostaje uwolnione, wygl�da jak nieprzezroczysta czarna kula o �rednicy trzech metr�w. Je�li zostanie zaatakowane, oddaje uderzenie z si�� r�wn� atakowi. Na powierzchni kuli pojawiaj� si� wtedy bia�e linie, kt�re wij� si�, zlewaj� i znikaj�. Ruch obrotowy pola powoduje, �e wydaje ono wysoki, przejmuj�cy d�wi�k. Reasumuj�c, nie by� to widok u�atwiaj�cy zdobycie zaufania prymitywnych i zabobonnych istot. � Przepraszam � powiedzia� Bentley staraj�c si� u�miechn��. C� innego mo�na by�o powiedzie� w takiej sytuacji. Huascl przyku�tyka� z powrotem, ale teraz zachowywa� dystans. � Nie mo�esz przyj�� �wi�tej w��czni � oznajmi�. � C� to nie ca�kiem tak � odpar� Bentley. � Chodzi o to, �e mam na sobie to zabezpieczaj�ce urz�dzenie, co� w rodzaju tarczy, rozumiesz? A ona nie lubi w��czni. Czy nie m�g�by� mi ofiarowa� na przyk�ad �wi�tej� tykwy. � Nie b�d� �mieszny � rzuci� mu Huascl. � Czy kto� s�ysza� o �wi�tej tykwie? � Nie, chyba nikt. Ale prosz� ci�, uwierz mi na s�owo. Nie jestem szatanem. Naprawd� nie. Je�li chodzi o t� w��czni�, to widzisz, w��cznie s� u nas tabu� Kap�ani rozmawiali ze sob� zbyt szybko, by automatyczny t�umacz m�g� za nimi nad��y�. Wy�apywa� jedynie s�owa takie jak �Z�y�, �zniszczy�, czy �oczyszczenie�. Bentley czarno widzia� swoj� przysz�o��. Po naradzie Huascl podszed� do niego i rzek�: � Niekt�rzy z obecnych s�dz�, �e powinno si� ciebie zabi� od razu, zanim �ci�gniesz na wiosk� wielkie nieszcz�cie. Powiedzia�em im jednak, �e nie mo�esz by� odpowiedzialny za r�ne tabu, kt�re ci� ograniczaj�. B�dziemy si� za ciebie modli� przez ca�� noc, a by� mo�e rano inicjacja stanie si� mo�liwa. Bentley podzi�kowa�. Zaprowadzono go do chaty i w po�piechu opuszczono. Nad wiosk� wisia�a z�owieszcza cisza. Przez otw�r wej�ciowy Bentley m�g� rozr�ni� ma�e grupki tubylc�w rozmawiaj�cych z przej�ciem i spogl�daj�cych ukradkiem w jego stron�. By� to marny pocz�tek wsp�pracy dw�ch ras. Natychmiast po��czy� si� z profesorem Sliggertem i zda� mu relacj� z przebiegu wydarze�. � To przykre � odrzek� profesor � ale, jak wiesz, prymitywni ludzie s� z regu�y podst�pni. Mogli chcie� ci� zabi� t� w��czni� zamiast ofiarowa� ci j�. � Jestem przekonany, �e nie taka by�a ich intencja � zaprotestowa� Bentley � przecie� czasami trzeba mie� zaufanie do innych. � Ale nie wtedy, gdy twojej pieczy powierzono urz�dzenie miliardowej warto�ci. � Nie b�d� w stanie nic zrobi� � krzykn�� Bentley. � Czy pan tego nie rozumie? Dla nich ju� jestem podejrzany. Nie by�em w stanie przyj�� ich �wi�tej w��czni. Co oznacza, �e prawdopodobnie siedzi we mnie Z�y. A co b�dzie, je�li jutro ponownie nie zostan� wtajemniczony? Przypu��my, �e jaki� idiota zacznie d�uba� sobie no�em w z�bach, a Protec zechce mnie ratowa�? Pierwsze dobre wra�enie, kt�re uda�o mi si� wywrze�, zostanie zepsute. � Przychylno�� mo�na odzyska� � powiedzia� profesor Sliggert sentencjonalnie � ale sprz�tu o miliardowej warto�ci nie. � Mo�e zosta� odzyskany przez kolejn� ekspedycj�. Zreszt�, profesorze, dajmy temu pok�j. Czy nie ma sposobu, by kontrolowa� Protec r�cznie? � Nic z tych rzeczy � odrzek� Sliggert. � To podwa�y�oby sens jego istnienia. Je�li mia�by� polega� na w�asnym refleksie, a nie na impulsach elektronicznych, to r�wnie dobrze m�g�by� tego nie nosi�. � To prosz� mi powiedzie�, jak to zdj��. � Jedna sprawa pozostaje nadal bezsporna � nie by�by� chroniony przez ca�y czas. � Prosz� zrozumie� � zaprotestowa� Bentley � wybra� mnie pan dla mej fachowo�ci. To ja tu jestem. Wiem, z czym mam tu do czynienia. Prosz� mi powiedzie�, jak si� tego pozby�. � Nie. Protec musi przej�� pe�n� pr�b�. Chcemy te�, by� powr�ci� �ywy. � O w�a�nie! Tym istotom wydaje si�, �e mog� mnie zabi�. � Istoty prymitywne zwykle przeceniaj� w�asn� si��, si�� swej broni i swej magii. � Wiem, wiem, ale jest pan pewien, �e nie ma sposobu przebicia si� przez pole si�owe? Na przyk�ad przy u�yciu trucizny? � Nic nie przeniknie przez pole � cierpliwie t�umaczy� profesor � nawet promienie �wietlne. Nawet promienie gamma. Masz na sobie fortec� nie do zdobycia, Bentley. Czemu nie mo�esz jej zaufa�? � Prototypy cz�sto wymagaj� wielu poprawek � zamrucza� Bentley � ale niech b�dzie. Czy naprawd� nie powie mi pan, jak si� z tego wydosta� na wypadek, gdyby co� posz�o nie tak? � Chcia�bym, by� przesta� prosi� mnie o to. Zosta�e� wybrany, by Protec przeszed� pe�n� pr�b� terenow�. I takie w�a�nie jest twoje zadanie. Kiedy Bentley sko�czy� rozmow�, na dworze by�o ju� ciemno. Wie�niacy powr�cili do chat, ogniska dopala�y si� i s�ycha� by�o jedynie odg�osy nocnych zwierz�t. Bentley poczu� si� obco i zat�skni� za domem. By� przera�liwie zm�czony, ale zmusi� si� do zjedzenia czego� z koncentrat�w i do wypicia wody. Nast�pnie zdj�� radio i kontener, od�o�y� narz�dzia. Spr�bowa� nawet pozby� si� Proteca, ale bez rezultatu. W ko�cu u�o�y� si� do snu. Gdy tylko uda�o mu si� przysn��, Protec w��czy� si�, o ma�o nie przetr�caj�c mu przy tym karku. Bentley z trudem odnalaz� kontrolk�, tym razem gdzie� na wysoko�ci �o��dka i wy��czy� pole. Chata wygl�da�a tak jak w chwili, gdy zasypia�. Nie zauwa�y� �adnego �r�d�a ataku. Czy�by Protec traci� poczucie rzeczywisto�ci? Czy te� Telianie usi�owali zad�ga� go przez okno?! � zastanawia� si�. Wtedy zauwa�y� ma�ego moga, kt�ry w przera�eniu czmycha� z chaty, wzbijaj�c swymi �apkami tuman kurzu. Pewnie to male�stwo chcia�o si� ogrza�, pomy�la� Bentley. Ale oczywi�cie by�o czym� obcym, nieznanym. Potencjalne niebezpiecze�stwo nie mog�o uj�� uwadze Proteca. Ponownie zapad� w sen i natychmiast zacz�� �ni�, �e zosta� zamkni�ty w wi�zieniu z jaskrawoczerwonej gumy. M�g� do woli odpycha� drzwi coraz dalej i dalej, ale nie uda�o mu si� ich sforsowa�. Dawa� za wygran� i by� spychany z powrotem do �rodka celi. To powtarza�o si� w niesko�czono��, a� nagle poczu� szarpni�cie w kr�gos�upie i obudzi� si� w polu Proteca. Tym razem mia� prawdziwy problem z odszukaniem kontrolki. W pop�ochu maca� wszystko, a� st�ch�e powietrze sprawi�o, �e zacz�� si� dusi�. W tym momencie znalaz� wy��cznik. Tu� pod policzkiem. Uwolni� pole i zacz�� p�przytomnie szuka� �r�d�a kolejnego ataku. Znalaz� je. Z dachu chaty spad�a ga��zka i gdy mia�a wyl�dowa� na nim, Protec, rzecz jasna, nie zezwoli� na to. � Do licha � j�kn�� Bentley � miej troch� zdrowego rozs�dku. � Ale by� zbyt zm�czony, by naprawd� si� tym przej��. Na szcz�cie tej nocy nie by�o ju� wi�cej �adnych napa�ci. O �wicie do chaty Bentleya przyszed� Huascl. Wygl�da� bardzo uroczy�cie, cho� wida� by�o, �e jest mocno zaniepokojony. � Z twojej chaty przez ca�� noc dochodzi�y dziwne d�wi�ki � powiedzia� � jakby odg�osy m�k piekielnych, jakby� walczy� z diab�em. � Zawsze tak niespokojnie sypiam � wyja�ni� Bentley. Huascl u�miechn�� si�, by pokaza�, �e docenia ten �art. � Przyjacielu, czy modli�e� si� wczorajszej nocy o oczyszczenie i uwolnienie od Z�ego? � Oczywi�cie. � A czy twe mod�y zosta�y wys�uchane? � Tak � powiedzia� Bentley z nadziej�. � Z�y jest daleko ode mnie. Bardzo daleko. Huascl nie by� o tym przekonany. � Czy jeste� tego pewien? Mo�e lepiej by�oby, gdyby� oddali� si� st�d w pokoju? Je�li nie mo�esz zosta� wtajemniczony, b�dziesz musia� zgin��. � Nie martw si� o to � powiedzia� mu Bentley. � Zaczynajmy. � �wietnie � odpar� Huascl i razem opu�cili chat�. Inicjacja mia�a si� odby� przed wielkim ogniskiem na wiejskim placu. W nocy wys�ani zostali pos�a�cy i na dzisiejsz� uroczysto�� stawili si� szamani z innych wsi. Niekt�rzy mieli do pokonania dwadzie�cia mil, ale przybyli, by wzi�� udzia� w obrz�dach i na w�asne oczy zobaczy� obcego. Z tajnego schowka wyci�gni�to ceremonialny b�ben, kt�ry teraz grzmia� uroczy�cie. Wie�niacy rozmawiali, �miali si�. Ale Bentley wyczuwa� pewn� nerwowo�� i napi�cie. Najpierw odby�a si� ca�a seria ta�c�w. Bentley zadr�a� zaniepokojony, gdy prowadz�cy taniec zacz�� wymachiwa� nad g�ow� maczug� nabit� kawa�kami szk�a. W swym tanecznym transie zbli�a� si� niebezpiecznie do Bentleya i dzieli�o ich ju� tylko kilka st�p. Maczuga �wietlist� smug� rysowa�a si� nad tancerzem. Wie�niacy patrzyli zafascynowani. Bentley zamkn�� oczy przygotowuj�c si� psychicznie na moment, gdy wok� niego w��czy si� pole ochronne. Ale tancerz oddali� si�, a jego taniec zako�czy�y okrzyki og�lnego zadowolenia ze strony wie�niak�w. Huascl zacz�� przemawia�. Bentley nie bez ulgi pomy�la�, �e zbli�a si� do punktu kulminacyjnego uroczysto�ci. � O, bracia � Huascl zwr�ci� si� do zebranych. � Ten oto obcy przeby� wielk� pr�ni�, by sta� si� naszym bratem. Wiele jego zwyczaj�w jest dziwnych, a on sam otoczony jest dziwnym cieniem Z�ego. Ale czy kto� mo�e w�tpi� w jego dobre intencje? Czy kto� mo�e w�tpi�, �e z natury jest on dobry i uczciwy? Ta ceremonia ma na celu wyp�dzenie z niego resztek Z�ego i uczynienie go jednym z nas. Nast�pi�a g�ucha cisza, w czasie kt�rej Huascl podszed� do Bentleya. � Teraz � rzek� � i ty jeste� szamanem. Jeste� jednym z nas. Wyci�gn�� do Bentleya r�k�. Bentley poczu�, jak serce zabi�o mu mocniej z rado�ci. Zwyci�y�! Zosta� zaakceptowany. Wyci�gn�� r�k� i dotkn�� r�ki Huascla. A w�a�ciwie usi�owa� to zrobi�, bo Protec, wiecznie czujny, ustrzeg� go przed mo�liwo�ci� tak niebezpiecznego kontaktu. � Co za g�upie urz�dzenie � zawy� Bentley. Szybko uda�o mu si� znale�� kontrolk� i wy��czy� pole. Od razu zauwa�y�, �e sprawa by�a przegrana. � Szatan! � wrzeszczeli Telianie wymachuj�c w�ciekle broni�. � Z�y! � krzyczeli kap�ani. Bentley z nadziej� zwr�ci� si� do Huascla. � C� � odpowiedzia� ten ze smutkiem � to prawda. My�leli�my, �e wyp�dzimy Z�ego za pomoc� starych rytua��w. Ale nie uda�o si�. Musi wi�c zosta� zniszczony. Trzeba zabi� diab�a. W kierunku Bentleya polecia�a lawina w��czni. Oczywi�cie Protec natychmiast odpowiedzia� na atak. Wkr�tce sta�o si� jasne, �e powsta� impas. Bentley pozostawa� kilka minut w polu, potem wy��cza� je. Telianie, widz�c go nadal ca�ym i zdrowym, ponawiali swe ataki, na kt�re Protec odpowiada� natychmiastowym w��czaniem pola. Bentley usi�owa� ruszy� w kierunku statku, ale Protec nie pozwala� mu na to, w��czaj�c si� ponownie prawie zaraz po wy��czeniu. W tym tempie przebycie jednej mili dziel�cej go od statku wymaga�oby co najmniej miesi�ca, a wi�c zaprzesta� pr�b. Postanowi� przeczeka� ataki. Gdy tubylcy zdadz� sobie spraw�, �e nie s� w stanie nic mu zrobi�, dwie rasy b�d� musia�y zasi��� do negocjacji. Usi�owa� odpr�y� si�, ale w centrum pola by�o to praktycznie niemo�liwe. By� g�odny i potwornie chcia�o mu si� pi�. Nie mia� czym oddycha�. Przypomnia� sobie wtedy, nie bez przera�enia, �e poprzedniej nocy powietrze nie przenika�o otaczaj�cego go pola. To przecie� oczywiste � nic nie jest w stanie przez nie si� przedosta�. Grozi�o mu wi�c uduszenie. Wiedzia�, �e nawet niezdobyta forteca mo�e pa��, gdy obro�cy zgin� z g�odu lub braku powietrza. Zacz�� intensywnie my�le�. Jak d�ugo Telianie mog� prowadzi� sw�j atak? Przecie� wcze�niej czy p�niej ich to zm�czy. A mo�e nie? Czeka� do chwili, gdy nie m�g� ju� oddycha�. Gdy wy��czy� pole, zobaczy�, �e Telianie siedz� wok� niego. Rozpalono ogniska, gotowano straw�. Rinek leniwie rzuci� w��czni� w jego stron� i pole natychmiast w��czy�o si� ponownie. A wi�c to tak, pomy�la� Bentley, oni ju� to wiedz�. Chc� go zag�odzi� na �mier�. Usi�owa� my�le�, ale �ciany jego ciemnej nory zacz�y go przyt�acza�. Da�a o sobie zna� klaustrofobia. Przez chwil� rozmy�la�, potem si�gn�� po wy��cznik. Telianie patrzyli na niego z pogard�. Jeden z nich si�gn�� po w��czni�. � Zaczekaj � krzykn�� Bentley. Jednocze�nie w��czy� radio. � O co chodzi? � zapyta� Rinek. � Wys�uchaj mnie. To nieuczciwe, bym siedzia� w Protecu jak w pu�apce. � Co si� dzieje? � zapyta� profesor Sliggert. � Wy, Telianie, wiecie � m�wi� Bentley ochryple � wiecie, �e mo�ecie mnie zniszczy� w��czaj�c ci�gle Proteca. A ja nie mog� go wy��czy�! Nie mog� wydosta� si� z niego. � Ha � powiedzia� profesor Sliggert � dostrzegam problem. � Bardzo nam przykro � przeprosi� Huascl � ale Z�ego nale�y zniszczy�. � Oczywi�cie, �e tak � odparowa� Bentley z rezygnacj� � ale nie mnie. Niech mi pan da jak�� szans�, profesorze!!! � To rzeczywi�cie niedoci�gni�cie. I to powa�ne � zamy�li� si� profesor. � Tego typu trudno�ci nie wyst�puj� podczas bada� laboratoryjnych. Wykazuje je dopiero test terenowy. Protec wymaga udoskonalenia. � Cudownie. Tylko, �e teraz jestem tu. Jak si� mam z tego wydosta�? � Przykro mi � odpar� Sliggert � szczerze m�wi�c, nigdy nie s�dzi�em, �e zaistnieje taka konieczno��. Tak zaprojektowa�em szelki, by� nie m�g� uwolni� si� z nich niezale�nie od okoliczno�ci. � Ty wszawy� � Prosz� ci� � odrzek� Sliggert surowo � nie tra� g�owy. � Gdyby� m�g� wytrzyma� jeszcze� kilka miesi�cy, mo�e uda�oby si� nam� � Nie mog�! Powietrza! Wody! � Ognia! � krzykn�� Rinek z wykrzywion� twarz�. � Ogniem wygnamy demona. I Protec zn�w si� w��czy�. Bentley usi�owa� wymy�li� co� w ciemno�ciach. Musi za wszelk� cen� pozby� si� Proteca. Ale jak? W�r�d narz�dzi by� n�. Czy nada si� do przeci�cia plastykowych szelek? Ale co potem? Nawet je�li uwolni si�, to statek jest o mil� st�d. Bez Proteca mog� go zabi� jednym pchni�ciem w��czni. I zrobi� to z pewno�ci�, uznali go przecie� nieodwo�alnie za demona. Ale je�li zacznie biec, to przynajmniej ma jak�� szans�. Poza tym lepiej umrze� od uderzenia w��czni� ni� zadusi� si� powoli w ca�kowitej ciemno�ci. Bentley wy��czy� pole. Telianie rozpalili wok� niego ogniska, zamykaj�c mu drog� ucieczki �cian� ognia. Z w�ciek�o�ci� zacz�� manipulowa� no�em. N� wbi� si� jedynie w szelk�, ponownie w��czaj�c Proteca. Kiedy znowu odzyska� przytomno��, by� ca�kowicie okr��ony przez ogniska. Telianie ostro�nie podsuwali ogie� w jego kierunku, zmniejszaj�c obw�d ko�a. Bentley poczu�, jak mu serce zamiera. Gdy tylko ogie� znajdzie si� na tyle blisko, by w��czy� Protec, nie uda si� ju� go wy��czy�. Nie b�dzie ju� w stanie zapanowa� nad sta�ym sygna�em zagro�enia. Znajdzie si� w pu�apce swego pola mocy na tak d�ugo, jak d�ugo podsyca� b�d� ogie�. A bior�c pod uwag� zabobonno�� istot prymitywnych i l�k przed Z�ym, istnieje mo�liwo��, �e mog� one podsyca� ogie� bez ko�ca. Rzuci� n�, wzi�� obcinak i uda�o mu si� przeci�� plastykowy pas do po�owy. Ale ponownie znalaz� si� w polu Proteca. Bentley by� na p� �ywy, prawie omdlewa� ze zm�czenia, walczy� o ka�dy �yk powietrza. Z wielkim trudem wzi�� si� w gar��. Nie mo�e teraz zemdle�. To by�by jego koniec. Znalaz� kontrolk� wy��czaj�c� pole. Ogie� by� ju� bardzo blisko. Czu� na swej twarzy jego ciep�o. Z furi� ci�� dalej pas i poczu�, �e ten ust�puje. Wyskoczy� z Proteca, zanim pole w��czy�o si� ponownie. Jego si�a rzuci�a go w ogie�. Ale upad� na stopy i uda�o mu si� wyskoczy� z p�omieni bez �adnych obra�e�. Wie�niacy zawyli. Bentley wyrwa� si� do przodu. Biegn�c porzuca� kolejno narz�dzia, radio, skoncentrowan� �ywno�� i kontener z wod�. Raz tylko odwr�ci� si�. Zobaczy�, �e Telianie biegn� za nim. Ale �y�. Jego zm�czone serce wydawa�o si� rozsadza� mu klatk� piersiow�, a p�uca w ka�dej chwili grozi�y rozedm�. Ale teraz jego statek by� tu� przed nim, wielki i przyjacielski majaczy� w ciemno�ci na r�wninie. Musi mu si� uda�. Jeszcze tylko kilkana�cie metr�w. Co� zielonego przemkn�o przed nim. By� to ma�y mog. Niezdarne zwierz�tko usi�owa�o zej�� mu z drogi. Bentley zboczy�, by nie zabi� zwierz�tka i zbyt p�no u�wiadomi� sobie, �e nie powinien by� zmienia� tempa. Pod stop� poczu� kamie� i run�� jak d�ugi. S�ysza� tupot n�g Telian dobiegaj�cych do niego. Uda�o mu si� podnie�� na jedno kolano. Kto� rzuci� maczug�, kt�ra wyl�dowa�a na jego czole. � Ar gwy dril? � zapyta� niezrozumiale g�os z daleka. Bentley otworzy� oczy i zobaczy� pochylonego nad sob� Huascla. By� z powrotem we wsi, w chacie. Kilku uzbrojonych Telian sta�o w drzwiach obserwuj�c go. � Ar dril? � zapyta� ponownie Huascl. Bentley obr�ci� si� i zobaczy� le��ce obok niego w jak najwi�kszym porz�dku narz�dzia, �ywno��, kontener z wod�, radio i automatycznego t�umacza. Poci�gn�� du�y �yk wody, a nast�pnie w��czy� t�umacza. � Zapyta�em, czy dobrze si� czujesz? � powiedzia� Huascl. � Jasne, �e tak � wymamrota� Bentley, cho� g�ow� rozsadza� mu b�l � sko�czmy ju� z tym. � Z czym? � Chcecie mnie zabi�, nieprawda�? No to nie r�bmy z tego przedstawienia. � Ale� my nie chcieli�my zniszczy� ciebie � powiedzia� Huascl. � Wiedzieli�my, �e jeste� z gruntu dobry. To diab�a chcieli�my zabi�. � Co? � zapyta� Bentley nic nie rozumiej�c. � Chod�, zobaczysz. Kap�ani pomogli Bentleyowi wsta� i wyprowadzili go na zewn�trz. Na placu, opasany skacz�cymi p�omieniami ognia, l�ni� wielki, czarny Protec. � Nie wiedzia�e� o tym � powiedzia� Huascl � �e diabe� siedzia� ci na plecach. � Co! � wyszepta� ponownie Bentley. � To prawda. Chcieli�my go wyp�dzi� przez oczyszczenie, ale by� zbyt silny. Musieli�my, bracie, zmusi� ci�, by� stawi� mu czo�a i odrzuci� go. Wiedzieli�my, �e przejdziesz t� pr�b�. I przeszed�e�. � Rozumiem � powiedzia� Bentley. � Diabe� na plecach� C�, zdaje si�, �e macie racj�. W�a�nie tym m�g� by� dla nich Protec, ten wielki, niekszta�tny ci�ar na jego plecach, wyrzucaj�cy czarn� kul� za ka�dym razem, gdy chcieli go oczy�ci�. Czego mo�na oczekiwa� od religijnych ludzi, jak nie pr�b uwolnienia go z u�cisku szatana. Zobaczy� kilka kobiet, kt�re wrzuca�y w ogie� ogarniaj�cy Proteca kosze jedzenia. Pytaj�co spojrza� na Huascla. � Chcemy go zjedna� � powiedzia� � bo to bardzo silny diabe�. Nasza wioska jest dumna, �e ma w swej niewoli tak pot�nego szatana. Kap�an z s�siedniej wioski powsta� i zapyta�: � Czy jest wi�cej takich diab��w tam, sk�d przybywasz? Czy m�g�by� i nam przywie�� jednego, by�my mogli go czci�? Kilku innych kap�an�w te� zacz�o naciska�. Bentley przytakn��. � To si� da za�atwi� � powiedzia�. Wiedzia� ju�, �e jest to pocz�tek wymiany mi�dzy Ziemi� a planet� Tels. No i �e nareszcie znaleziono jakie� w�a�ciwe zastosowanie dla dzie�a profesora Sliggerta. Prze�o�y�a Jolanta Tippe