1509

Szczegóły
Tytuł 1509
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1509 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1509 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1509 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Wie�ci" autor: William Wharton tytu� orygina�u: "TIDINGS" prze�o�y�: Marek Obarski tekst wklepa�: [email protected] * * * Copyright c 1987 by William Wharton Copyright c 1995 for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo, Pozna� Opracowanie graficzne serii i projekt ok�adki:Lucyna Talejko-Kwiatkowska Fotografia na ok�adce: Piotr Chojnacki Redaktor serii: Tadeusz Zysk Redaktor: Zofia Doma�ska Wydanie II ISBN 83-86530-60-X Zysk i S-ka Wydawnictwo ul Wielka 10, 61-774 Pozna� tel/fax 526-326, tel 532-75!, 532-767 * * * Spis Tre�ci I Przepi�rka na gruszy ...2 II Dwie turkawki ...11 III Trzy kuropatwy ...35 IV Cztery kuku�eczki ...57 V Pi�� z�otych pier�cieni ...78 VI Sze�� g�sek na trawie ...115 VII Siedem �ab�dzi p�ywa po stawie ...151 BeCeKa ...164 * * * Do �wi�tego Miko�aja Pozamiata�em i zasn��em, Zapominaj�c o obietnicy Nie spe�nionej. * * * Przepi�rka na gruszy W tym roku nie obrodzi�y jagody ostrokrzewu. Chocia� li�cie s� soczy�cie ciemnozielone, z�bkowane i spiczaste, nie ma owoc�w na ga��zkach. W wilgotnym, zimnym powietrzu mleczna mg�a rozprasza si� nieco. Z pociemnia�ego nieba pr�sz� pierwsze ta�cz�ce p�atki �niegu. Opuszczam si� ze wzg�rza, nios�c ogromne nar�cze ga��zek ostrokrzewu, na kt�rych wcale nie ma jag�d. Potem schodz� w dolin� rzeki Morvandeau, w stron� naszego starego m�yna zbudowanego z g�az�w narzutowych i drewna. Ze wzg�rz sp�ywaj� pot�n�, czarn� bystrzyn� bulgocz�ce potoki, tocz�c zaokr�glone, omsza�ozielone kamienie m�c�ce wod� w skalistym �o�ysku. Wie� wydaje si� g�ucha i opuszczona. Samotni staruszkowie siedz� w domach, marzn�c przy wygasaj�cych kominkach. Nawet o wp� do pi�tej po po�udniu wszystkie okiennice s� zamkni�te na g�ucho. Dzisiaj jest najkr�tszy dzie� w roku. S�o�ce znajduje si� w nadirze. Jutro wzejdzie znowu, by odrodzi� �ycie na wiosn�. Kiedy obszed�em wzg�rze, zobaczy�em �wiat�o w naszym m�ynie, r�owe, zapraszaj�ce. Lampa pali si� w ma�ym okienku od zachodniej strony, kt�re wykuto w grubej trzystuletniej kamiennej �cianie. Wspaniale st�d wida� zach�d s�o�ca w czerwcu. A wczesnym zimowym wieczorem o�wietlony wykusz wskazuje drog� wracaj�cym domownikom. Wchodz� do m�yna przez piwnic�, kt�rej drzwi wychodz� wprost na drog�. Od ciemnej, mokrej i zimnej posadzki z wyciosanego r�cznie granitu bije ch��d. Wystarczy spojrze� w g�r�, by zobaczy� olbrzymie ko�a z�bate, wa�, czyli ogromn� drewnian� o� podtrzymuj�c� skrzyd�a wiatraka, i inne nieczynne urz�dzenia m�y�skie. W piwnicy unosi si� �ywiczna wo� trocin, zalegaj�cych na posadzce od rana, kiedy pi�owa�em tutaj brzozowe bierwiona. Ca�� stert� poci�tych polan u�o�y�em przy kominku na g�rze, cho� ogrzanie tego mauzoleum na �wi�ta Bo�ego Narodzenia to zaiste trud Syzyfa. W tym roku przyje�d�aj� z Ameryki na �wi�ta dwie nasze c�rki. Najm�odsza latoro�l, ch�opiec, wci�� mieszka z nami. Starszy syn sp�dza tegoroczn� gwiazdk� ze swoj� francusk� przyjaci�k�, kt�r� wiezie na tylnym siedzeniu motocykla przez bezkresn� pustyni� w dalekiej Arizonie i Nowym Meksyku. Ale przecie� pierwsza gwiazdka by�a na pustyni. Nasz Michael cum J�zef prowadzi swojego osio�ka Yamah� o pojemno�ci 500 cm3, a obok drepcze, mam nadziej�, �e nie tak bardzo zn�w brzemienna Genevieve cum Maria, utrudzona w�dr�wk� jak wiejski listonosz. Nie mam w�tpliwo�ci, �e znajd� pok�j w jakim� zaje�dzie. Najstarsza c�rka i zarazem nasze najstarsze dziecko - Maggie - nie by�a we Francji od siedmiu lat. Wyjecha�a st�d do Arizony ze swym m�em, zanim urodzi�a synka, dzisiaj ju� pi�cioletniego urwisa, naszego jedynego wnuczka. Wiemy, �e zastanawia si�, czy nie odej�� od m�a. Druga c�rka, Nicole, sp�dzi�a �wi�ta Bo�ego Narodzenia w naszym m�ynie trzy lata temu. Zmarz�a wtedy, brakowa�o jej gor�cej wody, natrysk�w, muzyki rockowej, �azienki, w kt�rej mog�aby umy� w�osy, i, oczywi�cie, m�czyzny. Tym razem przywiezie ch�opaka ze sob�. Pozosta�ych rzeczy zapewne b�dzie jej zn�w brakowa�o. Nasze najm�odsze pachol�, Ben, ko�czy pi�tna�cie lat w przeddzie� Wigilii. Spo�r�d wszystkich naszych dzieci jedynie on odziedziczy� poga�skie, atawistyczne uczucia, kt�re opanowuj� nas w Bo�e Narodzenie. �ycie w tej samotnej dolinie jest dla nas spe�nieniem marze�. Rozkoszujemy si� jego surowym pi�knem. Jeste�my szcz�liwi, �e otaczaj� nas faliste le�ne wzg�rza, okolone schodz�cymi uko�nie ��kami, na kt�rych wie�niacy wypasaj� stada owiec. Ben niech�tnie bierze prysznic, myje w�osy i s�ucha muzyki rockowej. O wiele bardziej woli towarzystwo zwierz�t ni� ludzi, kt�rych jest stokrotnie mniej w tej dolinie ni� czworonog�w. Pr�buj�c daremnie dor�wna� bogatym Amerykanom z zachodnich stan�w, a tak�e dlatego, �e w ACP, czyli w Ameryka�skim College'u w Pary�u, w kt�rym ucz�, rozpocz�y si� ju� ferie �wi�teczne, przyjecha�em tu trzy dni wcze�niej. Moja �ona, Lor, kt�ra r�wnie� uczy i ma swoje w�asne k�opoty, nalega�a, �e powinni�my wszystko spokojnie rozwa�y�. Przywioz�em dodatkowy grzejnik, by dogrza� wyzi�bione wn�trze m�yna. Chcia�em r�wnie� przetransportowa� piecyk do ogrzewania wody i zainstalowa� w �azience, ale nie zmie�ci� si� w samochodzie. Mam ma�ego sportowego fiata z silnikiem o pojemno�ci 1300 cm3. Ten zgrabny samochodzik zmie�ci�by si� bez trudu w przedziale baga�owym ameryka�skiego wagonu kolejowego. To m�j jedyny sportowy sprz�t, je�li nie liczy� spodenek, koszulki gimnastycznej i but�w, kt�re zak�adam, uprawiaj�c jogging. Przywioz�em r�wnie� trzydzie�ci metr�w sukna, dwumetrowej szeroko�ci, kt�re kupi�em w magazynie Marche Aligre w Pary�u. Ca�e dziesi�� metr�w w kolorze jasnoczerwonym. Mam nadziej�, �e uda mi si� upi�kszy� tym dekoracyjnym materia�em ra��ce, surowe wn�trze m�yna. Pierwszego dnia po przyje�dzie zabra�em si� do sprz�tania zapuszczonego m�yna - zamiata�em, odkurza�em, zdejmowa�em paj�czyny, my�em okna, szorowa�em pod�ogi, naprawia�em sprz�ty i czy�ci�em wszystko, co mog�oby razi� w oczy naszych go�ci. Wymiot�em wielki kopiec mysich i szczurzych bobk�w i wywioz�em dwie pe�ne taczki �mieci, najwi�cej chaum, gruzu wykruszonego ze szczelin w �cianach. Mury wietrzej� z wolna, ale stale. Po renowacji przetrwaj� jeszcze dwa lub trzy stulecia. Wynios�em tak�e popi� z kominka, kt�rego nie czyszczono od dziesi�ciu lat. By� mo�e spopielone resztki lasu �redniej wielko�ci, kt�ry zapewne spalono na tym palenisku. P�niej zawiesi�em zas�ony na okna z czerwonego materia�u. By nie sk�ama�, przyczepi�em po prostu sukno do ci�kich d�bowych belek. Uci��em w�skie paski z boku materia�u i przywi�za�em zas�ony szarfami, by wpu�ci� odrobin� dziennego �wiat�a do wn�trza. Z reszty sukna zrobi�em obrus i nakry�em st� po�rodku izby. Teraz wszystko wygl�da od�wi�tnie, jak przysta�o na Bo�e Narodzenie. Wn�trze b�dzie jeszcze pi�kniejsze, gdy przystroj� pomieszczenie ciemnozielonymi ga��zkami ostrokrzewu, na kt�rych w tym roku nie ma jag�d. Drugiego dnia, zn�w z ogromnym nar�czem sukna, wszed�em na stryszek, gdzie b�d� spa�y nasze dziewcz�ta i sprowadzony z zagranicy m�czyzna. �ciany na stryszku s� ocieplone wat� szklan�, kt�ra chroni wn�trze przed ch�odem. Izolacj� umocowano na �cianach byle jak, na �apucapu. Z niezrozumia�ych powod�w koszatki z m�yna upodoba�y sobie w��kno szklane, wybieraj�c miejsce na zimowy sen. By� mo�e to jaka� pozosta�o�� "wstecznej pami�ci". Koszatki targaj� wat� szklan� na strz�pki, moszcz�c swoje male�kie gniazda. Prawdopodobnie wszystkie zdechn� na krzemic� - niewielka strata. Udrapowa�em na �cianach dwadzie�cia metr�w br�zowego sukna, zakrywaj�c, krokiew po krokwi, izolacj� z w��kna szklanego z wszystkimi koszatkami pogr��onymi w g��bokim zimowym �nie. U�pione myszki nie zauwa�� nic a� do wiosny (mam na my�li koszatki). Gdy w�r�d nocnej ciszy Nie s�ycha� nawet skrobania myszy. Reszt� sukna wy�o�y�em przepierzenie naszej malutkiej toalety, kt�r� nasi s�siedzi uwa�aj� za cud ameryka�skiej prostolinijno�ci, prawdopodobnie niezbyt higieniczny. Pierwsi w ca�ej okolicy mieli�my ubikacj� w domu. Umocowa�em sedes, a�eby nie ko�ysa� si�, gdy kto� pochyli si�, by si� podetrze�. Wstawi�em do toalety ma�y elektryczny grzejnik, kt�ry daje poczucie pewno�ci i wita wchodz�cego za potrzeb� mi�ym ciepe�kiem, a to dla naszych go�ci ma znaczenie. Niestety, trzeba pami�ta� o tym, by wy��czy� grzejnik w salonie, zanim w��czy si� piecyk w toalecie. W przeciwnym razie spali si� korki, gdy� do m�yna dociera jedynie pi�tna�cie amper�w z 220 wolt�w. W rzeczy samej m�yn najbardziej nadaje si� do zamieszkania w lecie. Spos�b sp�ukiwania jest zbyt skomplikowany, by to opisa� - wykorzystujemy r�wnie� "mniej zabrudzony" papier na rozpa�k� w kominku. I to wcale nie dlatego, by nie marnowa� opa�u, chocia� zwykle staram si� bardzo oszcz�dza� energi�. Przypuszczam, �e moje sk�pstwo, gospodarno��, oszcz�dno�� mog� by� w pewnej mierze przyczyn� wszystkich naszych problem�w. Chodzi o to, �e nasz zbiornik na wod� ma okre�lon� pojemno��, poza tym ma ju� prawie trzyna�cie lat. Przycinam ga��zki ostrokrzewu i wstawiam do wazon�w. Potem gotuj� smaczne cassoi�let z puszki, zagryzam posi�ek chlebem i popijam czerwonym winem. Kiedy jestem sam, cossoulet z puszki stanowi szczyt moich kulinarnych umiej�tno�ci. P�niej zamierzam naci�� troch� sosnowych ga��zi w pobliskim lesie. Poczekam jednak, a� zapadnie mrok. Przez dwana�cie lat kradli�my choinki z lasu. Za dnia szukali�my najzgrabniejszego drzewka, a kiedy wybrali�my, znakowali�my je po swojemu. W nocy przemykali�my chy�kiem do lasu, wycinali�my pi�� choink� tu� przy samej ziemi, przysypywali�my piaskiem �wie�y pniak i wracali�my z drzewkiem przez u�pione miasteczko do naszego m�yna. Nic tak bardzo nie raduje duszy w Bo�e Narodzenie jak ukradziona z lasu choinka. Ale dzisiaj te nasze drzewka, stare bo�onarodzeniowe drzewka, po�r�d kt�rych wybierali�my rokrocznie choink�, s� wysokie i grube jak s�upy telegraficzne. I nie znalaz�bym w rodzinie pomocnika, z kt�rym m�g�bym �ci��, zanie�� do m�yna i ukry� tak wielkie drzewo. Ten cudowny las przer�s� nas wszystkich. W tym roku musimy kupi� choink� w Nevers. Wybierzemy j� w krzykliwej ci�bie przekupni�w, grzebi�c w stosie le��cych drzewek i sprawdzaj�c po�piesznie, czy ma odpowiedni� wysoko�� i g�sto��. Wk�adam ciep�y p�aszcz i filcowy kapelusz, bior� pi�� i latark�. Schodz� ostro�nie po zmursza�ych schodach, macaj�c w ciemno�ci stop�, by nie skr�ci� nogi. Jeszcze zanim dotar�em do piwnicy, poczu�em, jak zimny podmuch zapiera mi dech. Wiem, �e ch�odne powietrze nie mo�e p�yn�� ku g�rze. By� mo�e jego cz�steczki s� tak zag�szczone w tej wyzi�bionej piwnicy, �e wypiera je jaka� pot�na, zwielokrotniona si�a, unosz�c ku przewiewnej, otwartej przestrzeni g�rnych pomieszcze�. Domykam drzwi w pod�odze, wisz�ce na wyrwanych zawiasach, zeskakuj� z kilku ostatnich stopni i wychodz� w czarn� noc. Gdzie� na niebie powinien wzej�� w�ski sierp ksi�yca, ale wci�� poruszam si� po omacku w nieprzeniknionej ciemno�ci. Czy zdaje mi si�, �e ja�nieje przede mn� droga? Nie mam pewno�ci, czy blada po�wiata, kt�r� widz� przed sob�, to mokra droga czy tylko z�udzenie. Wyobra�nia to pot�na si�a. Czuj� tward� nawierzchni� pod podeszwami but�w, tote� powinienem uzmys�owi� sobie, czy w�druj� praw� czy lew� stron� drogi. Mog� w ka�dej chwili zapali� latark�, ale w�wczas rozproszy si� bezpowrotnie w jej �wietle ta nik�a nocna wizja, kt�ra nadaje przedziwny urok mojej sekretnej w�dr�wce do lasu. Poza tym nie chc�, a�eby wie�niacy odkryli, �e kradn� sosnowe ga��zie. Widz� przed sob� halo, kt�re otacza jak �wietlista aureola s�siaduj�ce z m�ynem miasteczko. Upiorna bia�a mg�a opatula rozproszone �wiat�o jedynej latarni w miasteczku. Przypatruj� si�, jak w blasku dalekiej lampy wy�aniaj� si� z wsz�dobylskiego pos�pnego mroku jakie� dziwne kszta�ty. Nocne �wiat�o stwarza obrazy tak odmienne od tych, kt�re widzimy w dzie�. Rozproszony blask nocnej latarni przypomina �nieg, kt�ry opatula ziemi� bia�ym ca�unem i zarazem rysuje kontury nowego krajobrazu. Wpatruj� si� w zachwycie w kamienne budynki stoj�ce na nocnym pustkowiu. Mijam samotn� latarni�, a m�j cie� wyd�u�a si� i ogromnieje przede mn�. Id� ra�nym krokiem w kierunku zakr�tu, trzymaj�c w r�ce zgaszon� latark�. Na samym zakr�cie wchodz� do lasu, przedzieraj�c si� przez le��ce na ziemi, po�amane ga��zie sosen. Wiatro�omy s� tak zbutwia�e, tak wilgotne, �e nawet nie trzaskaj�, kiedy depcz� po nich. �cinam �ywiczne ga��zie ma�� pi�� r�czn�, kt�r� przynios�em ze sob�. Potem z ogromnym nar�czem pachn�cej so�niny �piesz� w kierunku drogi i zbiegam ze wzg�rza do swego gniazdowiska. W m�ynie zrzucam p�aszcz i kapelusz. Potem przyczepiam pachn�ce ga��zki na belkach i nad oknami, a�eby ukry� agrafki w fa�dach udrapowanego sukna. Jutro pojad� do Nevers, by zabra� ze stacji Lorett� i Bena, kt�rzy wyje�d�aj� poci�giem o si�dmej rano z Pary�a. Tutaj, w Nevers, zrobimy wszystkie �wi�teczne zakupy, a potem przyjedziemy do naszego m�yna. Mam nadziej�, �e uda si� nam dotrze� do domu przed zmrokiem. We Francji wiejskie drogi s� niebezpieczne, szczeg�lnie gdy pada �nieg. Dziewcz�ta i m�ody Amerykanin maj� przyjecha� pojutrze, w urodziny Bena. Nasz syn przyszed� na �wiat w przeddzie� wigilii Bo�ego Narodzenia, sprawiaj�c nam radosn� niespodziank� jak nieoczekiwany prezent pod choink�. W pewnym sensie wszystkie nasze dzieci stanowi�y niespodziank�, male�ki cud. Chyba r�wnie� dlatego Bo�e Narodzenie znaczy dla nas tak wiele. Nazajutrz budz� si� o sz�stej. Kiedy �wiec� z okna latark�, widz� wiruj�ce p�atki �niegu w smudze �wiat�a. Masz babo placek! Nie wzi��em pod uwag� "pot�gi �ywio�u", licz�c na to, �e �nieg spadnie o dzie� "p�niej ni� przepowiadano. A teraz musz� przejecha� sze��dziesi�t kilometr�w w �nie�ycy i ciemno�ci samochodem bez opon �nie�nych i �a�cuch�w na ko�a, w kt�rym ogrzewanie jest niesprawne i nie domyka si� okno. Na dodatek nie dzia�a trzeci bieg w czterobiegowej skrzyni bieg�w, tote� b�d� musia� jecha� wolniutko, trzymaj�c kurczowo kierownic�, bo samoch�d niechybnie b�dzie si� �lizga�, szczeg�lnie w drodze powrotnej. Wyobra�am sobie, �e mam sportowy w�z, ale tak nie jest. Niebawem okazuje si�, �e chyba nie wyrusz� tym gruchotem do Nevers, gdy� wyczerpa� si� akumulator. Kiedy patrz� przez p�prze�roczyste �cianki, odkrywam na blasze cynkowej bia�� inkrustacj�. By� mo�e, je�li potrz�sn� akumulatorem, wywo�am w �rodku miniaturow� �nie�yc�, tak jak to robi�em, bawi�c si� szklan� kul� z ba�wankiem, gdy by�em dzieckiem. Popuka�em w akumulator i wyci�gn��em go ostro�nie, pami�taj�c dobrze o daremnych, herkulesowych zmaganiach z gasn�cym co rusz silnikiem pewnego wczesnego ranka w Pary�u. Pchali�my z Benem auto, a Loretta siedzia�a przy kierownicy, pr�buj�c uruchomi� silnik. Moja �ona przerzuca�a kolejno biegi i naciska�a sprz�g�o, ale silnik krztusi� si� tylko, a samoch�d w og�le nie ruszy� z miejsca. Wreszcie zupe�nie zrezygnowani pobiegli�my szale�czo do najbli�szej stacji metra, w�ciekaj�c si� wzajemnie na siebie i ciskaj�c paczkami z ksi��kami. A przecie� wystarczy�o od��czy� wyczerpany akumulator, zanie�� go do mieszkania i na�adowa�, co te� zrobi�em, kiedy Loretta i Ben odjechali metrem. Stopniowo poranny ch��d zel�a� i po dw�ch godzinach dializy zainstalowa�em z powrotem akumulator i dojecha�em bez k�opot�w na wyk�ady, kt�re zaczynaj� si� o dziesi�tej. Zwykle to Loretta i Ben jechali samochodem, a ja szed�em do metra. Zbieram z krzes�a rzeczy, kt�re rzuci�em tam wczoraj i ubieram si� po�piesznie. Wk�adam r�kawiczki i kapelusz i sprawdzam latark�. Schylam ostro�nie g�ow�, przechodz�c przez wisz�ce na lu�nych zawiasach drzwi do granitowego grobowca piwnicy. Z g�stej ciemno�ci wy�ania si� przera�aj�cy mechanizm m�yna jak straszliwe wn�trze olbrzymiego, milcz�cego potwora. Naciskam klamk� i wychodz� po kamiennych schodach wprost w szalej�c� �nie�yc�. Ziemi� pokrywa ju� czterocalowa warstwa �wie�ego, niewinnego �niegu. Nad wrotami do niskiej stodo�y, w kt�rej gara�uje nasz samoch�d, wisz� srebrzyste sople. W �rodku poniewieraj� si� wsz�dzie cz�ci a� sze�ciu motocykli, kt�re otaczaj� samoch�d niczym prezydencka eskorta. �wiadczy to o post�pach Mike'a, kt�ry ze zwyk�ego lekkiego motoroweru z silniczkiem o pojemno�ci 50 cm3 przesiad� si� w ko�cu na stalowego rumaka o pojemno�ci 500 cm3 - mi�o�� swojego �ycia. Tutaj w tych zakurzonych, rdzewiej�cych mechanizmach mo�na prze�ledzi� etapy rozwoju mojego syna w okresie dojrzewania. W samochodzie sprawdzam, czy dzia�a prze��cznik �wiate� i w��cznik nagrzewnicy. Przyciskam peda� gazu, powoli, dwa razy, trzymaj�c si� �ci�le wskaz�wek pana Diamanta, cz�owieka, od kt�rego kupi�em ten pojazd. Potem przekr�cam kluczyk w stacyjce. Rozrusznik �piewa rado�nie: Ruszamy! Ruszamy! Ruszamy! Silnik pozostaje g�uchy na ochocze wezwania (by� mo�e to tylko g�uchota stali), zdaje si� nic nie s�ysze� i nie odpowiada na radosn� piosenk� startera. Wy��czam rozrusznik, czekam z rozpacz�. Pr�buj� od nowa. Starter wzywa zn�w: Ruszamy! Ruszamy! Ruszamy! Lecz samoch�d ani drgnie. Wciskam gaz niemal do dechy, tym razem wbrew wyra�nej instrukcji pana Diamanta. Ten typ rozrusznika dzia�a niezale�nie od silnika, a kiedy uruchamiam go, wydaje si� �y� osobnym, w�asnym, daremnym �yciem. Obawiam si� jednak, �e to wina silnika, kt�ry nie reaguje na wibracje tego nietypowego malutkiego startera. Stopniowo zmieniamy ton i zamiast ochoczego: Ruszamy! zdaje mi si�, �e s�ysz� zrezygnowane: Nie mog� tego zrobi�, a nawet: Rozstajemy si�, odchodz�!, wypowiedziane zm�czonym, be�kotliwym g�osem zataczaj�cego si� pijaka czy zniech�conego kochanka. Jestem got�w zrezygnowa�, ale zarazem szukam gor�czkowo jakiego� rozwi�zania. Mam zaledwie godzin�, by na�adowa� akumulator. Przynios� do stodo�y nowy butanowy piecyk i ogrzej� samoch�d. Gdzie� mam przew�d do �wiecy. Mo�e jednak zaczekam, a� wstanie nasz s�siad Philippe i po�ycz� od niego kabelek. Jeszcze raz przekr�cam kluczyk i s�ysz� niepokoj�cy chichot silnika, zalotne przekomarzanie, kt�re zdaje si� ju� obiecywa�, �e motor zaraz zaskoczy, lecz potem nagle zapada cisza. Czekam ca�e dwie minuty w ciemno�ci, pr�buj�c skleci� jak�� poga�sk� modlitw�, kt�ra wspomog�aby mnie w tej trudnej chwili, daremnie szukaj�c odpowiednich zakl�� przeciwko z�emu losowi i upokarzaj�c si� b�aganiami do niewzruszonego silnika. Przyrzekam, �e b�d� cz�ciej zmienia� olej silnikowy, nie tak rzadko jak dot�d, kupi� specjalny olej na zim�, a mo�e nawet naprawi� przek�adni� bieg�w. Nie, to wszystko zda si� psu na bud�. By spe�ni� moje obietnice, musia�bym wyda� wi�cej, ni� wart jest ten stary gruchot. Przygwa�d�a mnie zdradziecka, cudowna my�l, by wyrzuci� tego wys�u�onego grata na szmelc i kupi� inny w�z. Istotnie, rozgl�dam si� ju� za nowym samochodem. Odejd� precz, szatanie! Uspokajam si�. Przekr�cam kluczyk, jakby to by� pogodny czerwcowy dzionek i nagle ten stary gruchot zmienia si� w nowiutki sportowy w�z. Silnik zaskakuje i ryczy, zanim jeszcze dobieg�o mnie ochocze wezwanie rozrusznika. Gdzie tkwi tajemnica? Siedz� w ciemnym i zimnym samochodzie, promieniuj�c rado�ci� i ws�uchuj� si�, jak wszystkie cztery cylindry r�wnomiernie pracuj�, zagrzewaj�c si� nawzajem do startu, i zdaje mi si�, �e p�yn�. Zwalniam peda� gazu, by przyhamowa� samoch�d, i wysiadam, a�eby rozewrze� ogromne wrota stodo�y, zanim zatruj� si� tlenkiem w�gla zawartym w spalinach. Moja �mier� zosta�aby prawdopodobnie uznana za kolejne niespodziewane samob�jstwo, jakich wiele zdarza si� w czasie �wi�t Bo�ego Narodzenia. - Nikt z nas nie zauwa�y� niczego, co zapowiada�oby tragedi�, ale on zawsze by� skryty. Trudno by�o zaprzyja�ni� si� z nim, nawet �ona nie zna�a wszystkich jego sekret�w. Filozofowie to zgraja �ajdak�w. Czy wiesz, �e on chyba nie wierzy� w to, �e �wiat jest rzeczywisty. Czy mo�esz to sobie wyobrazi�? Zostawiam samoch�d na wolnym biegu; uda�o mi si� zwalczy� nieodpart� pokus� gwiazdkowego samob�jstwa. Rzucam si� p�dem przez piwnic�, biegn�c do nagrzanego pokoju na g�rze. �ciel� ��ko, wy��czam z kontaktu ameryka�ski elektryczny koc, szybko czyszcz� z�by i myj� si�, wci�� nads�uchuj�c, czy nie zgas� silnik samochodu. Wybieram popi� z kominka i wreszcie si� rozgrzewam. Wk�adam do paleniska zmi�ty papier, wi�zk� chrustu, ga��zki, suche ga��zie, nad kt�rymi ustawiam dwa rozszczepione polana, by �atwo by�o roznieci� ogie�, kiedy wr�cimy. Nads�uchuj� - silnik wci�� pracuje. Zapa�ki k�ad� przy kominku. Nastawiam butanowy grzejnik na minimum; butle z butanem kosztuj� po siedemdziesi�t osiem frank�w ka�da, a trzeba pojecha� pi�� mil do Chatin, a�eby nape�ni� je gazem. Upewniam si�, �e mam portfel, ksi��eczk� czekow� i prawo jazdy. Pakuj� klucz francuski, �rubokr�t, kombinerki. Zabieram szufl� do w�gla na wypadek, gdybym ugrz�z� w �niegu. W takim razie wygarn� szufelk� �nieg spod k� i posypi� drog� piaskiem z przydro�nych row�w, o ile w ciemno�ci dokopi� si� do piasku pod �niegiem. Wreszcie jestem got�w do drogi. Zostawiam zapalon� lamp� nad sto�em. Nienawidz� wyjazd�w. Dom wtedy wydaje si� szczeg�lnie przytulny, jakby zaprasza�, by sp�dzi� d�ugi zimowy dzie� przy p�on�cym kominku, popijaj�c w zadumie dobrze zamro�on� w�dk�, rozmy�laj�c o swym �yciu i zastanawiaj�c si�, czy nie zboczy� z wydeptanej �cie�ki. "Po co to wszystko? Dlaczego �yj� tutaj? W jaki spos�b mo�na naprawd� zrozumie� wszystko? Jak sprawi�, by Lor by�a wreszcie szcz�liwa? My�l�, �e wiem, ale czy jestem naprawd� got�w to uczyni�? Ch�opie, serce i rozum to wrogowie, kt�rzy rzadko godz� si� na kompromis. Do diab�a, czym jest mi�o��? W jakiej mierze sk�ada si� z szacunku i podziwu, a ile znaczy w niej nami�tno��? W jaki spos�b zachowa� w�a�ciwe proporcje, by przetrwa�a? Czy pos�ucha� rozumu i rozsta� si�, czy zawierzy� sercu? Trzeba wybra� jedno albo drugie". Samoch�d wci�� cicho warczy. W �rodku jest ju� cieplej. Wciskam peda� gazu i puszczam sprz�g�o. Po wyje�dzie ze stodo�y samoch�d grz�nie w b�ocie, kt�re przykry�a warstwa �wie�ego �niegu. Wrzucam wsteczny bieg, potem ruszam gwa�townie w prz�d, by wyjecha� na drog�, lecz przednie ko�a kr�c� si� w miejscu jak oszala�e. Kiedy hamuj�, autem gwa�townie zarzuca i zatrzymuj� si� tu� przy przysypanych �niegiem grz�dkach czarnych porzeczek hodowanych przez madame Le Moine na miejscu starej zburzonej stajni. Wysiadam i wracam do stodo�y, by zamkn�� olbrzymie drewniane wrota od wewn�trz. Mocuj� skobel i wychodz� przez mniejsze drzwi wyci�te z boku w lewym skrzydle wierzei, w kt�rych mie�ci si� tylko cz�owiek. Stawiam kroki ostro�nie, staraj�c si� omin�� p�kaj�cy pod stopami cieniutki l�d i miejsca przysypane �wie�ym �niegiem, pod kt�rym kryje si� zdradliwe b�ocko. Pierwsze dwa kilometry traktuj� jak jazd� pr�bn�. Mieszkamy w dolinie, do kt�rej sp�ywaj� trzy strumienie tworz�ce staw, nad kt�rym stoi m�yn. Droga z m�yna wiedzie w g�r� i jest raczej stroma. Tak czy owak, by wyjecha� st�d, oboj�tnie w kt�rym kierunku, trzeba si� wspina� ze dwa kilometry po bezlitosnym stoku. Uprawianie joggingu w lecie wymaga tutaj szale�czej kondycji. Wsiad�em zn�w do samochodu, ogrzewanie jako� dzia�a, tote� na szybie z wolna topnieje l�d. Wychylam si� i czyszcz� boczne lusterko. Spogl�dam na zegarek. Jest dziesi�� po si�dmej. Go�cie przyjad� ju� za dwie godziny. To oczywiste, �e sp�ni� si� na stacj�. Przyciskam sprz�g�o, wrzucam pierwszy bieg i wreszcie ruszam, wspinaj�c si� na strome wzg�rze Vauchot. Nie�le poradzi�em sobie na wybojach w miejscu, gdzie w lecie nieraz finiszowa�em w karko�omnym sprincie, zbiegaj�c na �eb na szyj� ze wzg�rza. Zwolni�em nieco, przeje�d�aj�c na zakr�cie nad urwiskiem tu� za wjazdem na po�o�one ni�ej pole monsieur Pinsona. Tylko ko�a zarzucaj� to w prawo, to w lewo, jakby samoch�d pr�bowa� ta�czy� samb�. Na wzg�rze jad� slalomem, wiedz�c, �e je�li zatrzymam si�, nigdy nie pokonam stromizny. Wreszcie wje�d�am na szczyt Vauchot. Zjazd b�dzie naprawd� emocjonuj�cy. Samoch�d �lizga si�, ta�czy, gdy przeje�d�am przez Vauchot. Teraz czeka mnie d�uga, kr�ta serpentyna a� do miasteczka Corbeau. Najpierw samoch�d wspina si� na wzg�rze, na kt�rym nasz Mike zwyk� trenowa� jazd� ze zmienn� pr�dko�ci� na maszynie nachylonej pod k�tem czterdziestu pi�ciu stopni. W por�wnaniu z jazd� samochodem po oblodzonych wzg�rzach, motocyklowa wyprawa Mike'a przez pustyni�, kt�ra tak mnie zbulwersowa�a, wydaje mi si� niewinnym, rozs�dnym i spokojnym sposobem sp�dzenia �wi�t. Hamuj� na pierwszym biegu. Samoch�d �lizga si� dwa razy, ale udaje mi si� wyprowadzi� go z po�lizgu i wyje�d�am na szos� do Corbeau. Od razu wrzucam drugi bieg. Przez nast�pne dziesi�� kilometr�w jad� pe�n� zakr�t�w drog�, kt�ra rwie si�, to wznosz�c si�, to opadaj�c, ale jest i tak du�o �atwiejsza ni� poprzedni pi�ciokilometrowy odcinek, z kt�rym upora�em si� tylko cudem. �wita mi nik�y promyk nadziei, �e uda mi si� ju� bez niespodzianek dotrze� do Nevers - krainy nigdynigdy, kt�ra zowie si� Bourgogne. Niebo zaczyna szarze� i blask nowego dnia rozja�nia �nie�n� kurzaw�, kiedy wje�d�am na Route Nationale 978 prowadz�c� do Nevers. Na tej ucz�szczanej szosie ko�a przeje�d�aj�cych samochod�w zepchn�y na wp� staja�y �nieg na pobocza, tote� ciemna wst�ga drogi jest doskonale widoczna. Odpr�am si� i wrzucam delikatnie czwarty bieg, pomijaj�c trzeci, kt�ry nie dzia�a. Prze��czam �wiat�a mijania na d�ugie drogowe. Opuszczam z trudem przymarzni�t� szyb� i przecieram lusterko wsteczne. Tylna szyba jest ca�a zaparowana. We Francji cz�sto mo�na zobaczy� na tylnych szybach samochod�w naklejki z has�em: AU VOLANT LA VUE C'EST LA VIE. Nigdy nie by�em pewien, czy oznacza to "Gdy wyprzedzasz, twoje �ycie zale�y od widoczno�ci" czy te� "Gdy kierujesz (sterujesz), twoje �ycie zale�y od zdolno�ci widzenia". To daje poj�cie o mojej znajomo�ci j�zyka francuskiego. Bo pomimo �e napisa�em w tym j�zyku prac� o koncepcie z�udzenia w tw�rczo�ci Alberta Camusa, musz� przyzna�, �e moja znajomo�� francuszczyzny jest s�aba. Zmagam si� znowu z oknem, chc�c otworzy� je, by przetrze� zaparowan� szyb�. Wydaje si�, �e �nieg nie sypie ju� tak g�sto. Spogl�dam po�piesznie na zegarek. Mam w zapasie jeszcze prawie ca�� godzin� i tylko czterdzie�ci pi�� kilometr�w do przebycia. Kiedy wje�d�am do Nevers, jest dziesi�� po dziewi�tej. Nad w�skimi paj�czymi uliczkami pochylaj� si� �redniowieczne kamieniczki podstemplowane w po�owie drewnianymi wspornikami. Przebywam znajom� tras� do stacji. Parkuj� samoch�d i spogl�dam na dworcowy zegar. Przyjecha�em kwadrans przed przyjazdem poci�gu. M�j zegarek �pieszy si� ca�e pi�� minut. Udaj� si� do restauracji dworcowej. W barze prosz� o fili�ank� kawy i rogalik. P�ac� i siadam przy stoliku. Wok� panuje nies�ychany rozgardiasz, gdy� du�a grupa francuskich uczni�w w szkolnych mundurkach zmaga si� z nartami i ekwipunkiem, szykuj�c si� do szturmu na poci�g, kt�rym maj� przyjecha� Loretta i Ben. Zapach kawy i pierwszy �yk gor�cego napoju stanowi� sygna� dla kiszek, tote� musz� szybko poszuka� toalety. Znajduj� j� bez trudu. Chocia� klozet dzieli si� na m�ski i �e�ski, zar�wno m�czy�ni, jak i kobiety korzystaj� ze wsp�lnej umywalki i przegl�daj� si� w tym samym lustrze. W kabinie znajduje si� sedes, na kt�rym mo�na usi���, a nie cuchn�ca dziura kloaczna, nad kt�r� mo�na tylko przykucn��, tak jak w ubikacji na stacji. Jednak nie ma �wiat�a w kabinie. Domy�lam si�, �e zgodnie z francusk� logik� lampa zab�y�nie po zamkni�ciu drzwi na zatrzask. W �rodku dostrzegam odpowiednie urz�dzenie, ale cho� dociskam je mocno, �wiat�o nie zapala si�. Otwieram wi�c ponownie drzwi, by zapami�ta�, gdzie jest sedes, papier toaletowy, sp�uczka. Zrywam gruby zwitek papieru, sprawdzam wszystkie wektory, umiejscowiaj�c dok�adnie sedes i sposobi� si� do zamkni�cia drzwi. Z s�siedniej kabiny wychodzi kobieta w futrze i roztrzepuje kr�tko ostrzy�one w�osy. Zastanawiam si� przez chwil�, czy nie przenie�� si� do tamtej kabiny, skoro pali si� w niej �wiat�o, zamiast skromnie zamkn�� drzwi, zachowuj�c si� elegancko, i siedzie� na sedesie w zupe�nej ciemno�ci. Kiedy sko�czy�em, po kr�tkiej szamotaninie z guzikami, zatrzaskami i zameczkami, poszuka�em po omacku zasuwki. Rano w�o�y�em d�ugie, ciep�e kalesony, na to czarne narciarskie spodnie. Ubra�em si� w dwa podkoszulki z d�ugimi r�kawami, jeden cieplejszy, chroni�cy przed arktycznym mrozem (jednak niezbyt skutecznie w surowym klimacie Morvan), sweter i kurtk�. Nigdy nie udaje mi si� w ciemno�ci zapi�� kurtki na zamek b�yskawiczny. Wychodz� z ulg� z ciemnej kabiny. Przy umywalce nie ma nikogo. Wed�ug mojego uregulowanego zegarka pozosta�o jeszcze pi�� minut do przyjazdu poci�gu. Z przera�eniem dostrzegam w jasnym neonowym �wietle nad umywalk� mn�stwo brudu na ubraniu i sk�rze. Pr�buj� chusteczk� zetrze� z grubsza najgorsze plamy. W zdradliwej mazi przed wej�ciem do stodo�y ub�oci�em nowiutkie buty firmy L.L. Bean na gumowych podeszwach. Przyg�adzam dr��cymi palcami bielutkie jak �nieg w�osy, na kt�rych widok w lustrze nieodmiennie prze�ywam istny szok. Nie znosz�, kiedy dr�� mi r�ce ze zdenerwowania, tak jak teraz. Wydaje mi si�, �e to zdarza si� ostatnio coraz cz�ciej. Zacz��em szybko siwie�, gdy sko�czy�em trzydzie�ci pi�� lat, chocia� pierwsza siwizna pojawi�a si� nad moim czo�em, zanim przekroczy�em trzydziestk�. Ludzie nie ufaj� m�czyznom, kt�rzy przedwcze�nie szpakowaciej�, wierz�c, �e srebrzyste pasemka w czuprynie m�odzie�ca �wiadcz� o skrywanej tajemnicy. Mo�e przeczuwaj�, �e szpakowaci, cho� m�odzi jeszcze m�czy�ni, to szale�cy lub osoby, kt�re prze�y�y g��bok� tragedi� osobist�, co niezmiennie czyni nas kalekami w ich oczach. By� mo�e z tego w�a�nie powodu studiowa�em filozofi�. Wygl�dam jak cz�owiek, kt�ry wszystkim si� martwi. Nie ukrywam, �e tak jest. Teraz, gdy mam pi��dziesi�t dwa lata, wcale nie jest tak �le. Srebrzyste w�osy pasuj� w sam raz do mojego wieku, a co wa�ne, nie wypadaj�. Pewnie na swoim pogrzebie b�d� wygl�da� jak nieszcz�liwy ch�opiec, kt�ry powolutku uwi�d�. Niewiele mi ju� brakuje do tego. Czeka�em przesz�o pi��dziesi�t lat, by upodobni� si� do m�czyzny. Mog�em r�wnie dobrze oswoi� si� z my�l�, �e nigdy to si� nie zdarzy. Myj�c r�ce, wpatruj� si� przez dziesi�� sekund w niespokojne, b��kitne oczy w sinej twarzy, kt�r� widz� w lustrze. Odk�d postarza�em si�, mam powieki tak ci�kie, �e zm�czone oczy zdaj� si� przeziera� jakby z g��bokiej szczeliny. Powinienem ogoli� si� rano, ale zabrak�o mi czasu. Zreszt� nie pami�ta�em o tym. Na podbr�dku wyros�a mi czarna, bez �ladu siwizny, troch� niesamowita szcze�, gdy� nie gol� si� od kilku dni, by przekona� si�, jak b�d� wygl�da� z brod�. No i wygl�dam, jakbym chodzi� z odwr�con� g�ow�. Poci�g sp�nia si� pi�� minut, tote� wystarczy�o mi czasu, by dokona� niespodziewanego odkrycia, na w�asny u�ytek, oczywi�cie. Nie jest, co prawda, zbyt oryginalne ani ol�niewaj�ce, ale na pewno tw�rcze, oczywi�cie na miar� moich horyzont�w. Ot� odkry�em, dlaczego rogaliki wypieka si� z cienkich, zachodz�cych na siebie warstw ciasta, kt�re splataj� si� w kszta�t ro�ka. To jasne jak s�o�ce! Chodzi o to, by mo�na swobodnie macza� rogaliki w kawie bez obawy, �e okruszki wpadn� do fili�anki. Delektuj� si� smacznym ciastem, letni� kaw� i swym odkryciem, kt�re sprawi�o, �e poczu�em si� jak geniusz i cz�owiek bywa�y w �wiecie. Napi�cie zwi�zane z podr� opada jak �w na p� staja�y �nieg na drodze do Nevers. Kawa zwykle nazbyt podnosi mi ci�nienie, ale tym razem czuj� si� rze�ko. Chyba dlatego, �e jest prawie zimna, a mo�e w organizmie zachodzi jaka� reakcja chemiczna, kiedy spo�ywamy rogalik maczany w wystudzonej kawie. Prawdopodobnie ci�nienie opad�o mi po szale�czej, rozpaczliwej je�dzie i odrobina kawy wyr�wna�a je tylko, dodaj�c mi energii. Nie wiem, z jakiego powodu czuj� si� jak dobroduszny �wi�ty Miko�aj, kt�ry zawieruszy� gdzie� sw�j dzwonek, a na domiar z�ego jego reny pomkn�y gdzie� z pustymi saniami, pozostawiaj�c go tutaj. By�oby wspaniale by� naprawd� �wi�tym Miko�ajem. Mo�e zostan� nim w przysz�ym �yciu. Kiedy s�ysz� zapowied� przez g�o�niki, �e poci�g z Pary�a wje�d�a na stacj� i wychodz� na quai, czuj�, �e jestem obywatelem �wiata, kt�ry w przybranej ojczy�nie czeka na przyjazd ukochanych bliskich, jak na pocz�tku wzruszaj�cej historii opisanej w ksi��ce. Prawdopodobnie jest to powie�� Johna o'Hary lub J. P. Marquanda o nie odwzajemnionej mi�o�ci. Lepiej nie my�le� o tym za du�o, przynajmniej nie teraz. Nie jestem jeszcze got�w. * * * II Dwie turkawki Oczekuj� daremnie na quai. Prawie zrezygnowa�em, zastanawiam si�, czy nie zatelefonowa� do Pary�a. Przychodz� mi do g�owy najczarniejsze my�li. Bior� pod uwag� najgorsze mo�liwo�ci. Wreszcie wychodz� z poci�gu. Powinienem si� domy�li�. Loretta nigdy nie b�dzie przepycha� si� w t�umie i torowa� sobie drogi �okciami, by znale�� si� na pierwszym, dziesi�tym, trzydziestym czy trzechsetnym miejscu. Ona zawsze siedzi niewzruszenie, dop�ki wszyscy pchaj� si�, t�ocz� i zmagaj�, taszcz�c baga�e ku wyj�ciu. Potem niespiesznie, z wdzi�kiem, jakby siedzia�a w prywatnym samochodzie, jakby czas w og�le nie istnia�, podnosi si� i u�miechaj�c si� mile do konduktora, zmierza do wyj�cia. Ben jest taki sam. A ja nie. Zawsze przepycham si�, pomagaj�c sobie �okciami. Oboje doprowadzaj� mnie do sza�u. Z nienawi�ci� wyobra�am sobie, co my�l� o mnie. Wreszcie s�, maj� tylko podr�czny baga�. P�yn� sennie za t�umem pasa�er�w. Zobaczyli mnie i ich twarze, tak jak moja, rozja�niaj� si� rado�nie. W�a�nie zaczynaj� si� �wi�ta Bo�ego Narodzenia. Przygl�dam si� ukradkiem Lor, a�eby zobaczy�, jak si� trzyma, ale na jej twarzy wykwita znajomy u�miech w stylu "Czy� �wiat nie jest pi�kny?", wi�c nie pytam ju� o nic. Mike wykrzywia twarz w takim samym u�miechu, ale w por�wnaniu z Lor jego u�miech jest wyra�nie amatorski i dziecinnie naiwny. Najpierw jedziemy na wielkie targowisko dwa kilometry za miastem, zwane Carrefour, co oznacza po francusku - skrzy�owanie. Carrefour wygl�da zupe�nie jak ameryka�ski supermarket. Wok� znajduj� si� olbrzymie parkingi, stoj� wozy wy�adowane artyku�ami spo�ywczymi, z g�o�nik�w p�yn� kol�dy. Zaopatrzymy si� w hurcie w �wie�� �ywno�� i mo�e kupimy jakie� prezenty dla naszych s�siad�w. Wielkim nabytkiem b�dzie indyk. Musi by� naprawd� du�y, by wystarczy�o mi�sa na ros� i gor�ce dania dla sze�ciu os�b. Kupi�em ju� wcze�niej w Pary�u bardziej trwa�e produkty, takie luksusy, jak w�dzony �oso� z Nowej Szkocji, tabliczki czekolady, pierniki, rosyjskie cygara, czekoladowe wi�rki, rodzynki do owsianki i przywioz�em wszystko samochodem do m�yna. Kupi�em r�wnie� butelk� Cointreau, par� flaszek Poire William, koniaku i szampana, wszystko najprzedniejszego gatunku. Wyda�em r�wnie� osiemset frank�w na potrzebne drobiazgi, przyprawy, jab�ka, m�k�, ry�, sery, cukier, mas�o, soki i puszki, cebul�, zapa�ki. Lor, Ben i ja pchamy w�zek w�r�d stoisk, zastanawiaj�c si�, co kupi�, wybieraj�c towary, wa��c, stopniowo zape�niaj�c w�zek. Kupujemy du�o mandarynek, pomara�czy, orzech�w w�oskich do �wi�tecznych piernik�w. Jeszcze torebk� orzeszk�w ziemnych w skorupkach, cykori�, sa�at�, pomidory, wreszcie seler - �odyg� i korze� na nadzienie do indyka. Niebawem tysi�ce nadziewanych indyk�w zapachnie smakowicie na �wi�tecznych sto�ach. Kupuj� r�wnie� dziesi�ciolitrow� puszk� lakieru i nowy p�dzel. To kosztuje przesz�o trzysta frank�w. Kiedy my�l� o cenie tego lakieru, wydaje mi si�, �e m�j m�zg b�yszczy jak polakierowany. Ukradkiem kupuj� robota kuchennego firmy Cuisinart na gwiazdkowy prezent dla Loretty. Spe�niamy r�wnie� najwi�ksze marzenie Bena, kupuj�c dla niego rosyjski karabin kaliber 22, z siedmiostopniowym celownikiem optycznym i automatycznym magazynkiem. Karabiny stanowi� ma�� mani� naszego najm�odszego, cho� ju� prawie pi�tnastoletniego, spokojnego i nie�mia�ego dziecka. Magazyn mi�o�nik�w broni "Guns & Ammo" (Karabiny i Amunicja), kt�ry czytuje Ben, stanowi nasz jedyny kontakt z ca�ym �wiatem, z kt�rym nie mamy nic wsp�lnego. Lor rozwa�a, czy nie opowiedzie� dok�adnie o budowie i dzia�aniu karabinu na festiwalu pokoju. Ale to przecie� �wi�to mi�o�ci. Moim zdaniem mi�o�� ma t� zalet�, �e pozwala uszanowa� wyj�tkowo�� drugiej osoby, szczeg�lnie gdy jej zainteresowania r�ni� si� od naszych. Bo�e, potrafi� wspaniale m�wi� o mi�o�ci. Ben interesuje si� w r�wnym stopniu trajektori�, dok�adno�ci�, optyk�, jak i budow� karabinu. Karabin to dla niego wspania�e narz�dzie do wyznaczania po�o�enia przedmiotu z ogromn� szybko�ci� i wyznaczania odleg�o�ci z wielk� dok�adno�ci�. Kolekcjonowanie broni nie r�ni si� tak bardzo od jego pasji modelowania samolot�w i szybowc�w. Prawdziwe polowanie napawa go przera�eniem i l�kiem, tak zreszt� jak lot prawdziwym samolotem. Najbardziej prawdopodobne jest to, �e nigdy nie b�dzie szybownikiem, my�liwym ani �o�nierzem. Kupujemy r�wnie� domek dla lalek, dwie lalki, beciki, nakr�can� kolejk� g�rsk�, kt�ra gwi�d�e, gdy wje�d�a na szczyt, a na dodatek woreczek ziarna, kt�rym b�dziemy karmi� kaczki p�ywaj�ce po stawie przy m�ynie. Dla madame Le Moine wybrali�my potpourri skomponowane z r�nych pachn�cych kwiat�w posadzonych w jednej doniczce. A dla jej trzydziestosiedmioletniego syna, kawalera, zestaw kryszta�owych buteleczek z r�nymi owocami w eau de me, a tak�e jednego z tych piesk�w, kt�re potrz�saj� g�ow� i merdaj� ogonem, kiedy postawi si� go na p�eczce nad tylnym siedzeniem w samochodzie. Wyje�d�aj�c z targu, zatrzymali�my si�, by kupi� choink�. Drzewka okaza�y si� niskie, �adne nie mia�o wi�cej ni� sze�� st�p, za to by�y tanie, kosztowa�y tylko po osiemna�cie frank�w za sztuk�. W�a�nie sprzedawcy roz�adowali ci�ar�wk� ze �wie�� dostaw�. Wybrali�my najwy�sze, najbardziej rozkrzewione drzewko. Ben dozna� wstrz�su, gdy mocowa�em choink� na dachu samochodu. - Na Boga, tato, to nie jest choinka, lecz kikut! Zapewni�em go, �e odkry�em stanowisko przepi�knych �wierczk�w w lesie nie opodal chatki Mike'a. Philippe powiedzia� mi, �e ta cz�� lasu nale�y do monsieur Boudine'a i m�g�bym mie� z nim zatarg, gdybym wyci�� jedno z drzewek. Przez ca�y rok pozwalali�my mu wypasa� jego osio�ka Pom Pom na naszym polu, kt�rego nie uprawiali�my, tote� mogliby�my wyci�� jego choink� w ramach s�siedzkiej rekompensaty. Zreszt� gdyby nawet kto� zauwa�y�, �e wycinamy drzewko otwarcie w bia�y dzie�, nie uzna�by tego za kradzie�, tak jak wyr�bu choinki pod os�on� nocy. Z pewno�ci� ka�de drzewko b�dzie �adniejsze ni� ten wieche�, kt�ry wieziemy na dachu samochodu. Kiedy wje�d�amy do Nevers, jest ju� prawie druga i na ulicach panuje du�e zamieszanie, jak zwykle w godzinach szczytu. Na szcz�cie widzimy kobiet� z dw�jk� dzieci, kt�ra wyje�d�a z parkingu przy jednokierunkowej ulicy za poczt�. Wjechali�my z niew�a�ciwej strony. Rycersko pozwalam kobiecie wyjecha�, a potem wycofuj� si� b�yskawicznie w�skim przesmykiem pomi�dzy zaparkowanymi samochodami. Powszechnie wiadomo, �e nale�� do czo��wki najgorszych wycofywaczy na �wiecie. Zawsze uwa�a�em, �e cofanie samochodu stanowi szczeg�lnego rodzaju umiej�tno��, tak jak �onglowanie czy chodzenie po linie, i nigdy nie potrafi�em tego robi�. Niekt�rzy kierowcy potrafi� cofa� samoch�d przy pe�nej szybko�ci, patrz�c tylko w lusterko wsteczne. Ja musz� przez ca�y czas wykr�ca� g�ow�, ogl�daj�c si� prosto do ty�u, by cho�by tylko w po�owie mi si� uda�o. Loretta kl�czy na siedzeniu, przecieraj�c do czysta lusterko wsteczne, staraj�c si� wskaza� kierunek spokojnym, ale wyra�nym g�osem, tak by mnie nie przestraszy�. Ben skuli� si� na fotelu obok mnie, jakby unikaj�c od�amk�w lec�cego szk�a. Jad� tak pr�dko, jak tylko si� da, skr�caj�c ty�em, przyspieszaj�c gwa�townie, by w�lizgn�� si� w wolny przesmyk, zanim zajmie go nadje�d�aj�cy szybko samoch�d. Uderzamy lekko w peugeota 505. Kierowca u�miecha si� ponuro i czeka a� wreszcie, po czterech nawrotach udaje mi si� zaparkowa�, a potem wymija nas z piskiem opon. Siedzimy przez chwil� w samochodzie, zanim nie odzyskuj� spokoju. Zakupy w Nevers zawsze dostarczaj� nam wiele rado�ci. Stare uliczki s� udekorowane gustownie, cho� niezbyt bogato. Nie ma nigdzie g�o�nik�w, z kt�rych rozlega�yby si� kol�dy. G��wna ulica jest zamkni�ta dla pojazd�w, tote� nigdzie nie widzi si� samochod�w. W wi�kszo�ci staro�wieckich sklep�w znajduj� si� wspania�e, wypolerowane do po�ysku, poskrzypuj�ce pod�ogi z surowego drewna. Na pi�tro wje�d�a si� wind� z drucianej siatki, kt�ra za ka�dym razem, gdy d�wig zatrzymuje si�, wstrz�sa nagle, jakby uderzy�a w jak�� przeszkod�. Winda zabiera klient�w na g�r�, ale zej�� trzeba ju� po schodach. Rozstajemy si�, umawiaj�c, �e spotkamy si� wszyscy o trzeciej przy samochodzie. Tylko w ten spos�b zdo�amy za�atwi� sprawunki na tyle wcze�nie, by wr�ci� do domu przed zapadni�ciem zmroku. O tej porze roku w tych stronach o pi�tej - przy wiecznie zachmurzonym niebie - jest ju� ciemno. Natrafiam na �wietny sk�adany model samolotu Sopwith Camel z pierwszej wojny �wiatowej. Dla ca�ej rodzinki kupuj� form� do wypieku wafli, a dla Bena elektroniczn� gr� w bitw� morsk�. Form� do wypieku pozostawimy w m�ynie, gdzie czas p�ynie tak wolniutko, �e mo�emy sobie pozwoli� na d�ugie, leniwe �niadania. Dla Lor wybieram �atw� w obs�udze kamer� polaroid i kupuj� dwa opakowania film�w. Nabywam r�wnie� �wieczki na choink� i klamerki do nich. Uzgodni�em wcze�niej z zaprzyja�nionym malarzem w Pary�u, �e namaluje portrety moich c�rek. To niez�y malarz, dziewcz�ta s� w odpowiednim wieku, by je sportretowa�, poza tym biedny artysta potrzebuje pieni�dzy, tote� zapowiada si� potr�jny prezent, dla mnie, moich c�rek i dla malarza. Odk�d dziewcz�ta sko�czy�y trzyna�cie lat, nigdy nie uda�o mi si� wybra� prezentu, kt�ry spodoba�by si� im. Zwykle, gdy kupowa�em jaki� ciuszek, ko�czy�o si� to katastrof�, czego �wiadectwem niech b�dzie pomara�czowy p�aszcz przeciwdeszczowy, kt�ry podarowa�em Maggie na jej pi�tnaste urodziny, czy wysokie do kolan botki, kt�re da�em Nicole na gwiazdk�, kiedy mia�a czterna�cie lat. Teraz mam zn�w odwieczny k�opot z wyborem prezent�w dla c�rek. Sam nie znosi�em, gdy kupowano mi co�; nigdy nie wiedzia�em, co chcia�bym dosta�. Nikt nie m�g� ofiarowa� mi czasu, mi�o�ci ani zrozumienia. To nazbyt �atwo psuj�ce si� "towary", ponadto trudno je transportowa�. Zbieramy si� przy samochodzie. Nawet Ben kupi� kilka drobiazg�w, tote� jeste�my prawie tak objuczeni jak ja, gdy wyje�d�a�em z Pary�a. Loretta siada na tylnym siedzeniu i znika niemal pod stert� paczek i pakuneczk�w. Ben ze swymi d�ugimi nogami nie m�g� zmie�ci� si� z ty�u, tote� denerwuje si�, �e zajmuje najbardziej niebezpieczne miejsce w samochodzie. Kiedy wyje�d�amy z g��wnej ulicy w Nevers na szos�, jest ju� po czwartej i zmierzcha si�. Chocia� na polach le�y �nieg, drogi s� wzgl�dnie czyste. W��czam reflektory. Co prawda nie jest jeszcze zbyt ciemno, ale chc� nadrobi� �wiat�ami na zakr�tach brak klaksonu. Miejscowy kierowca wci�� uwa�a, �e jest jedynym automobilist� w promieniu pi��dziesi�ciu kilometr�w je�dzi jak pirat drogowy, przekonany, �e jest kr�lem szosy. �mier� w wyniku deux chevaux jest tutaj bardziej prawdopodobna ni� szar�a dzikiej �wini. Szcz�liwie zje�d�amy z oblodzonego wzg�rza Vauchot i zatrzymujemy si� przed nasz� siedzib�. M�yn jest budowl� jedyn� w swoim rodzaju, gdy� wzniesiono go na grobli, kt�ra utworzy�a staw. Do m�yna prowadzi droga biegn�ca oko�o pi�tnastu st�p poni�ej grobli. Stodo�a z gara�em i piwnica maj� drzwi od strony go�ci�ca. Do tej cz�ci m�yna, kt�r� przystosowali�my do zamieszkania i gdzie krz�ta�em si� w wielkim po�piechu przez ostatnie trzy dni, staraj�c si� gorliwie wysprz�ta� i przystroi� wn�trze na przyj�cie go�ci, prowadz� drzwi z grobli. Wej�cie znajduje si� zaledwie dziesi�� st�p nad stawem, niemal na r�wni z poziomem wody. Zaczynamy wy�adunek. Ben pomaga mi odwi�za� nasz� choink�. Zwlekam z wprowadzeniem samochodu do stodo�y, by znale�� si� w m�ynie wraz z go��mi i obserwowa� ich reakcj�, gdy ujrz� wysprz�tane i odnowione wn�trze, pi�kne draperie, ostrokrzew, sosnowe ga��zki i �wi�teczne dekoracje. Loretta i Ben, ob�adowani pakunkami kieruj�, si� do drzwi na grobli. Rzucam si� p�dem przez piwnic�, potem wbiegam na schody przez drzwi w pod�odze do g��wnej izby. W��czam �wiat�o, potem zapalam zapa�k� ma�y p�omyczek i nastawiam grzejnik gazowy, by nagrza� wyzi�biony pok�j, zanim wejd�. Otwieram od �rodka drzwi na grobli i wycofuj� si� w milczeniu. Ben ogl�da swoje strzelby, kt�re zawiesi�em nad kominkiem. Lor podziwia odmienione wn�trze. Zachwyca si� draperiami, czystymi oknami - "l�ni� nawet w ciemno�ci!" Wykrzykuje pochwa�y, ogl�daj�c dekoracje, robi mi�e mojemu sercu uwagi na temat wysprz�tanego, ch�dogiego wn�trza. Mia�em prawdziwe szcz�cie, �e po�lubi�em t� cudown� kobiet�, kt�ra tyle serca wk�ada w to, by w naszym gniazdku panowa�a mi�a domowa atmosfera. Jednak ci�gle odnosz� wra�enie, �e moja �ona tylko udaje rado��, graj�c rol�, jakiej oczekuj� po niej, by uczyni� mnie szcz�liwym. Mam nadziej�, �e zatrzymam Lor w jaki� spos�b przy sobie. Nie mog� znie�� my�li o rozstaniu z ni�. Wystarczy�a jedna zapa�ka, by zap�on�� ogie� w kominku, kt�ry nawet nie dymi. Lor zauwa�y�a, �e wynios�em ten przekl�ty popi�, z kt�rym zawsze by�o tyle k�opotu. Taszczymy z Benem reszt� rzeczy z samochodu, podczas gdy Loretta uk�ada wszystko porz�dnie. Siadam za kierownic� i rozpoczynam szalony taniec na �niegu i lodzie, by wmanewrowa� samoch�d do gara�u, nie uderzaj�c w motocykl czy kanister na benzyn�, nie wje�d�aj�c w karburatory, zapasowe ko�a czy zardzewia�e narz�dzia. Rygluj� od �rodka wrota do stodo�y, kr�c�c si� w t� i we w t� przez ma�e boczne drzwi w ich skrzydle, i udaje mi si� omin�� zdradliwe b�ocko. Przechodz�c przez piwnic�, schylam si� po nar�cz suchego chrustu na rozpa�k� w kominku jutro rano. Kiedy u�wiadamiam sobie, �e podzielone j�dro naszej rodziny po��czy si� znowu, ogarnia mnie wspania�e uczucie. Surowe kamienne �ciany, ci�kie drewniane belki, nawet blask ognia w kominku, l�nienie stawu i plusk ma�ego wodospadu pod przepustem nigdy nie przywr�c� ani zrekompensuj� uczucia mi�o�ci i mi�owania. Wiem, �e dzisiaj m�j sen b�dzie r�ni� si� od pustki minionych trzech nocy. Kiedy �pi� sam, zasypiam g��boko i nie mam �adnych sn�w. Noc po prostu mija niezauwa�alnie. Sypiaj�c z Lor, �ni� pi�kne sny i budz� si� raz po raz. Upewniam si�, �e nie jestem sam i zasypiam znowu. Po kolacji zapalamy czerwone �wiece w srebrnym �wieczniku, kt�ry wyszpera�em w�r�d starych rupieci i wyczy�ci�em. Wygl�daj� przepi�knie na nowym, czerwonym obrusie z sukna. Lor i ja �piewamy kol�dy. Ben s�ucha. Osadzi�em choineczk� z Nevers w otworze jednego z zapasowych kamieni m�y�skich, kt�ry znajduje si� zaraz przy drzwiach wychodz�cych na grobl�. Niedawno le�a�y w tym miejscu dwa kamienie do �aren, jeden na drugim, ale ten z g�ry przenios�em, kiedy budowa�em kominek. Musia�em u�y� trzech lewark�w, dw�ch r�wni, kilku r�wni pochy�ych i w�o�y� w to tyle wysi�ku, �e omal nie dosta�em ataku serca, ale uda�o mi si� w ko�cu przesun�� ten ogromny kamie� pod �cian� i postawi� na nim kominek. Kominek jest solidny, p�kolisty, zbudowany z kwadratowych kamieni, z gardziel� przypominaj�c� wej�cie do pieczary. Stoi w miejscu dawnego holenderskiego pieca. Izb� wype�nia zapach ognia, naszej minichoinki, sosnowych ga��zek i p�on�cych �wiec. Pojutrze ju� Bo�e Narodzenie. A ja wci�� nie wiem, co zrobi�. Musz� powiedzie� Lor, �e skrzywdziliby�my siebie, gdyby wszystko min�o w ten spos�b. P�niej, gdy le�ymy ju� w ��ku, ws�uchuj�c si� w szum wodospadu na stawie, trzask ognia i g��boki oddech Bena, kt�ry �pi na sk�adanym ��ku przy kominku, Lor "wzdycha" jak zawsze przed snem i m�wi: - Przypuszczam, �e dziewcz�ta dadz� jaki� znak jutro. Dzisiaj powinny ju� by� w Pary�u. My�l� o tym, �e za nieca�� godzin� Ben sko�czy pi�tna�cie lat. Ju� niebawem wszystkie �wi�ta Bo�ego Narodzenia b�dziemy sp�dza� tylko we dwoje, o ile dopisze nam szcz�cie i nie rozstaniemy si�. Potem po raz pierwszy u�wiadamiam sobie, �e �yj� z Lor ju� dwakro� tak d�ugo jak z rodzicami czy dzie�mi. Odk�d umarli moi rodzice, a by�em jedynakiem, mieszkam z ni� d�u�ej ni� z kimkolwiek. Lor jest najbli�sza mojej "rzeczywisto�ci". W dzie� po �wi�tach b�dzie "trzydziesta rocznica naszego �lubu. Rano, gdy jemy �niadanie, madame Le Moine puka do drzwi na grobli. Musia�a wej�� na grobl� po naszych w�skich, �liskich �ladach. Poleci�em jej, by da�a zna�, gdyby kto� zadzwoni�. Zawi�za�em �cierk� do wycierania naczy� na klamce w jej drzwiach, umawiaj�c si�, �e zdejmie j� w razie telefonu. W ci�gu ostatnich kilku dni wygl�dam nieustannie z naszego zachodniego okna, sk�d wida� drzwi do domu madame Le Moine, sprawdzaj�c, czy r�cznik wisi na klamce. Madame Le Moine sko�czy�a niedawno osiemdziesi�t lat. Staruszka mia�a pi�� miesi�cy temu wylew krwi do m�zgu, po kt�rym zosta�a cz�ciowo sparali�owana i cierpia�a na zanik pami�ci. Jednak ju� prawie zupe�nie wr�ci�a do zdrowia, ale stanowczo nie powinna biega� w tym b�ocie i �niegu do s�siad�w, cho�by i z wiadomo�ci� o telefonie. Uparcie nie chcemy mie� w m�ynie telefonu. Czujemy niech�� do tego, by telefon, telewizja czy radio zak��ca�y nasz� prywatno��. Pierwsi w ca�ej okolicy mieli�my toalet�, ale teraz jedynie my nie posiadamy telefonu, telewizora i radia. Tylko wyj�tkowo podali�my numer telefonu madame Le Moine naszym krewnym i kilku przyjacio�om. Wiem, �e mo�e dzwoni� jedna z dziesi�ciu os�b, gdy madame Le Moine j�ka: "Ttelleffon!" Zapraszam j� do �rodka. Loretta �lizga si� na grobli, p�dz�c co si� do domu madame Le Moine. To chyba Nicole, kt�ra zapewne domy�la si�, �e do aparatu podejdzie Lor. M�g�bym ostatecznie podnie�� s�uchawk� pomimo mojej awersji do telefonu, ale nie zrobi� tego. My�l�, �e moja niech�� do rozm�w przez telefon ma zwi�zek z l�kiem przed g�osami, kt�re rozbrzmiewaj� znik�d. Sadzam madame Le Moine na bujanym fotelu przed kominkiem, obok naszej miniaturowej choinki. Cz�stuj� j� fili�ank� herbaty z dwiema kostkami cukru. B�yskawicznie podwijam mankiet jej bluzki i mierz� staruszce ci�nienie krwi. Madame Le Moine ko�ysze si� w fotelu i u�miecha. Lor wprowadzi�a zwyczaj picia herbaty w tej wsi. Zanim zamieszkali�my tutaj, wie�niacy pili tylko kaw� - mocn� lub un canon, kieliszek r�wnie mocnego wina albo nacie, supermocny stuprocentowy alkohol wydestylowany z opad�ych owoc�w, regionaln� wersj� markowego koniaku de Bourgogne. Lor by�a zaszokowana, kiedy odkry�a, �e