14338
Szczegóły |
Tytuł |
14338 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14338 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14338 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14338 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Czes�aw Chruszczewski
PARADOKSALNY CHRONOS
� Panie doktorze � rozpocz�a pani Krezin przesuwaj�c krzes�o bli�ej biurka, za kt�rym
siedzia� m�czyzna w sile wieku, w staro�wieckich binoklach na orlim nosie. � Panie
doktorze, b�agam niech mnie pan wys�ucha cierpliwie, zap�ac� podw�jne honorarium.
� Ale� �askawa pani � lekarz zdj�� binokle i pochyli� g�ow�. Siwy kosmyk opad� na
wysokie czo�o. � Moje honoraria nie nale�� do najni�szych i nie ma potrzeby ich podwaja�.
Przyjmuj� niewielu pacjent�w, dzi�ki czemu ka�demu mog� po�wi�ci� wi�cej czasu.
Prosz� spokojnie m�wi�. Co pani dolega? Od jak dawna?
� Dolega mi m�� � odpar�a pani Krezin i roze�mia�a si� nerwowo. � Jestem zdrowa, to
znaczy, znajduj� si� na kraw�dzi choroby, stan mego zdrowia zale�y od mego m�a. Mam
prawie czterdzie�ci lat � pani Krezin poprawi�a kasztanowe loki, zatrzepota�a rz�sami. �
Wysz�am za m�� przed o�miu laty. Bernard dobrze zarabia, �eby nie powiedzie�: bardzo
dobrze. Bernard Krezin.
� Tak, tak, s�ysza�em � zapewni� doktor. � S�awny architekt.
� Wn�trz � uzupe�ni�a strapiona ma��onka architekta. � Tyle serca wk�ada w te
wn�trza, �e zapomnia� zupe�nie o w�asnym wn�trzu.
� Prosz� ja�niej.
� Wewn�trzne �ycie Bernarda pozostawia wiele do �yczenia.
� Tak pani przypuszcza?
� Ja nie przypuszczam, ja wiem, na pewno.
� Bywaj� ludzie skryci, nawet po wielu latach wsp�ycia nie zdejmuj� maski.
� Och, znam go �wietnie, sam zreszt� skar�y si� na wewn�trzn� pustk�, skar�y� si� przez
siedem lat, dok�adnie od Nowego Roku przesta� utyskiwa�. �Wst�pi� we mnie nowy duch �
m�wi�. � Patrz� na �wiat innymi oczami, sam siebie nie poznaj�. Rzecz prosta, panie
doktorze � wyja�nia�a pani Krezin � nie chodzi mu o zewn�trzny wygl�d.
� Dlaczego sam siebie nie poznaje? � zapyta� lekarz, notuj�c drobnymi literkami
informacje o samopoczuciu s�awnego architekta. � Wdzi�czny b�d� za szczeg�y.
� Powiada, �e staje si� innym cz�owiekiem. Co drugi dzie�.
� Co drugi dzie�? � powt�rzy� lekarz.
� Dziwne, nieprawda? W poniedzia�ek jest sob�, godnym po�a�owania safandu��, we
wtorek tryska energi�, humorem.
� By w �rod� oklapn��.
� Sk�d pan doktor wie? � zdziwi�a si� pani Krezin.
� A w czwartek � nowy przyp�yw energii i jaskrawo widoczna zmiana rytmu �ycia.
� Pan doktor cieszy si� znakomit� opini� jako psychiatra, ale nie s�dzi�am�
� Prosz� m�wi� dalej � przerwa� skromnie lekarz.
� Przedwczoraj powiedzia� do mnie: �Anno, wszystko wskazuje na to, �e cierpi� na
szczeg�lnego rodzaju rozdwojenie ja�ni�.
� Pacjent sam stawia diagnoz� � doktor przetar� chusteczk� szk�a binokli. � Jak
uzasadni� okre�lenie: �szczeg�lnego rodzaju�?
� W zadziwiaj�cy spos�b � odpar�a szeptem Anna.
� W zadziwiaj�cy? � powt�rzy� szeptem doktor.
� Tak, o�wiadczy�, �e rozdwaja si� nie tylko psychicznie, lecz r�wnie� fizycznie.
� Nie rozumiem.
� Pracownia mego m�a � opowiada�a pani Krezin � zajmuje najwy�sze pi�tro naszej
willi, sam j� zreszt� projektowa�. Ogromny pok�j, oszklony z trzech stron, z rozsuwanym
sufitem. Ot� m�� twierdzi, �e przez szyb� widzi drug�, identyczn� pracowni� a w niej siebie,
swoje drugie wcielenie, czy co� w tym rodzaju.
� A co w rzeczywisto�ci znajduje si� za szyb�?
� Za szklan� �cian� nie ma nic, to zachodnia strona willi.
� Jak to nic? Dom przecie� nie wisi w pr�ni. Z okien roztacza si� jaki� widok, panorama
miasta, dalekie � lasy, ogrody � improwizowa� lekarz.
� Will� wzniesiono na szczycie g�ry � wyja�ni�a �ona architekta. � Dostajemy si� do
domu kolejk� linow� na szynach. R�nica wzniesienia wynosi tysi�ce metr�w. Z okien
pracowni m�a wida� niebo i morze.
� Zobaczy� wi�c siebie w bli�niaczym pomieszczeniu przylegaj�cym do pracowni od
zachodu.
� Tak.
� I co uczyni�?
� Zawo�a� mnie, przez telefon. Pobieg�am na g�r�. Sta� tu� przy szybie i wpatruj�c si� w
przestrze� m�wi� dr��cym g�osem: �Anno, czy ty widzisz ten drugi pok�j, czy widzisz
mnie?� Niczego nie widzia�am.
� Widzia�a pani krajobraz za oknem.
� Tak, tylko krajobraz, zachmurzone niebo i szare morze. A potem rozsun�� szyby,
m�wi�c: �Musz� przej�� do tej drugiej pracowni�. M�j krzyk przywr�ci� mu przytomno��.
Zamkn�am okno i poda�am m�owi �rodek nasenny.
� Bardzo dobrze � pochwali� lekarz � kiedy to wydarzy�o si�?
� Po raz pierwszy przed trzema dniami, powt�rnie przedwczoraj i po raz trzeci w dniu
wczorajszym.
� Czy znowu chcia� przej�� do tej wyimaginowanej pracowni?
� Nie, powiedzia�, �e tamten przychodzi do niego. Wczoraj zszed� na kolacj� w jego
towarzystwie.
� Pani oczywi�cie nikogo nie widzia�a poza m�em.
� Nikogo� pocz�tkowo.
� Pocz�tkowo? � psychiatra poprawi� binokle i u�miechn�� si�.
� Panie doktorze, czy szale�stwem mo�na zarazi� si�?
� Zarazi�, to niew�a�ciwe okre�lenie, lecz znamy przypadki zbiorowej psychozy.
Przerwa�em pani.
� M�� po wej�ciu do jadalni podszed� do mnie i pochyliwszy si� szepn��: �ON jest tutaj,
nie zwracaj na mego uwagi�. Omal nie zakrztusi�am si� pasztetem. Bernard odsun�� fotel,
usiad�. Jedli�my w milczeniu. W pewnej chwili ruchem g�owy wskaza� otwarte drzwi
balkonowe. Wtedy zobaczy�am na tle ciemniej�cego nieba sylwetk� m�a.
� M�� siedzia� przy stole. Kto� inny sta� w drzwiach.
� Tak, jeden przy stole, drugi w drzwiach.
Widzia�am jego profil, zgarbione plecy, d�ugie w�osy.
� Zemdla�a pani?
� Nie, krzykn�am. Najcz�ciej reaguj� krzykiem.
� I co si� w�wczas sta�o?
� Sobowt�r Bernarda obejrza� si�. Zobaczy�am jego twarz. �Dlaczego krzyczysz? �
zapyta� � ludzie pomy�l� B�g wie co. Twoje nerwy pozostawiaj� wiele do �yczenia. Warto
pomy�le� o wizycie u specjalisty� � zakas�a� i wyszed� na balkon. Zmartwia�am,
zaniem�wi�am. M�� przy stole poda� mi szklank� wody.
�Zobaczy�a� go � powiedzia� id�c w stron� balkonu. � To dobrze. Uspok�j si�, znikn��.
Niepokoj�ce zjawisko. Dlaczego rozdwajam si� w ten spos�b? Nic nie rozumiem.� � Pani
Krezin umilk�a. Wyj�a lusterko i wykrzykn�a: � Bo�e, jak ja wygl�dam, te wypieki! �
Przypudrowa�a rumie�ce i z�o�ywszy d�onie powiedzia�a: � Doktorze! Niech pan mnie
ratuje.
� A m��?
� Tak, tak, i m�a. Prosz� nas ratowa�.
� Przypadek interesuj�cy � doktor zamkn�� notes. � Czy mo�na jutro odwiedzi�
pani�� i m�a, powiedzmy, o jedenastej przed po�udniem?
� B�d� bardzo wdzi�czna � odrzek�a pani Krezin k�ad�c na biurku kopert� z
banknotami. � Co powiedzie� m�owi?
� �e przyj��em pani zaproszenie.
Bernard Krezin wprowadzi� psychiatr� do salonu. Lekarz dyskretnie obserwowa� pacjenta,
notuj�c w my�lach: �Oczy g��boko zapadni�te, sk�ra nadmiernie pofa�dowana na szyi, wargi
sine i wysuszone, blado�� �wiadcz�ca o niehigienicznym trybie �ycia. D�onie o d�ugich
palcach, wilgotne.�
� Nigdy nie chorowa�em � architekt pocz�stowa� go�cia cygarem. � Koledzy m�wili:
�Masz ko�skie zdrowie� i nagle� bo to przecie� choroba, doktorze.
� Prawdopodobnie.
� Psychiczna?
� Przedwczesne stawianie diagnozy prowadzi na manowce.
� I dlatego pan przyj�� zaproszenie.
� Pa�ska ma��onka widzia�a pana r�wnie� w dw�ch postaciach. Postanowi�em pozna�
s�awnego architekta, zwiedzi� pi�kny dom.
Lekarz sta� przy oknie.
� Co za wspania�a panorama! Prosz� mi pokaza� swoj� pracowni�.
� Dwie pracownie � poprawi� architekt � jedna w domu, druga po tamtej stronie.
� Chcia�bym zobaczy� obie.
� Chod�my. Mamy wind�, ale proponuj� wygodne schody, sam projektowa�em wn�trze
tej cha�upy.
� Nad wyraz oryginalne � rzek� doktor ogl�daj�c sk�ry rozwieszone na �cianach i
zwisaj�ce z sufitu. � S� specjalnie barwione.
� Tak, praca w�oskiego plastyka. Maluje na wo�owej sk�rze. Oto pracownia numer jeden.
Lekarz przekroczy� pr�g, architekt zbli�y� si� wolno do zachodniej �ciany.
� A za oknem pracownia numer dwa. � Bernard Krezin ci�ko westchn��. Wpatrywa� si�
w przestrze� rozja�nion� s�o�cem, widzia� drug� pracowni�. � Niekiedy znika, ale coraz
rzadziej. Co pan widzi, doktorze?
� Pogodne niebo i spokojne morze.
� Powinienem zwr�ci� si� do okulisty?
� Prosz� opisa� pracowni� po tamtej stronie.
� To wierna kopia tej, niczym odbicie w lustrze.
� Niech pan dobrze przyjrzy si�, zwracaj�c uwag� na szczeg�y. Na przyk�ad plama na
dywanie?
� Na tamtym dywanie nie ma �adnej plamy � poinformowa� architekt. � Teraz dopiero
dostrzegam r�nice. Tamta pracownia jest nieskazitelna, wszystko nowe. Will� zbudowano
przed o�mioma laty, i w�wczas tak w�a�nie wygl�da� ten pok�j.
� Pana drugie wcielenie?
� Nieobecne. Ale on wcze�niej czy p�niej zjawi si�. Miejmy nadziej�, �e pan r�wnie� go
zobaczy.
� Tymczasem zbadam pana, zgoda?
� Ducha mego i cia�o moje oddaj� w pa�skie r�ce, doktorce. � Krezin zachichota�. �
Gadam g�upstwa. Wariat zazwyczaj gada g�upstwa.
Po kilkunastu minutach wr�cili do salonu.
� Zje pan z nami obiad? � zaproponowa� architekt. � Bardzo prosz�.
� Dzi�kuj�. Gdzie ma��onka?
� P�jd� po ni�. Kieliszek czego� mocniejszego?
� Nie pij�.
� Wr�c� za minut�.
Doktor okr��y� st� i stan�� przed stylowym kominkiem. Kto� wszed� do jadalni, lekarz
us�ysza� g�os architekta:
� Serdecznie witam, panie doktorze.
Psychiatra odwr�ci� si�. Bernard Krezin szed� do niego z wyci�gni�t� d�oni�.
� �ona zaprosi�a pana i s�usznie uczyni�a.
Nigdy nie chorowa�em � architekt otworzy� pude�ko z cygarami. � Koledzy m�wili;
�Masz ko�skie zdrowie� i nagle�
� Pan to ju� m�wi� � przypomnia� lekarz.
� Niemo�liwe.
� Przed chwil� wr�cili�my z pracowni.
� Wr�cili�my? � architekt poblad�. � Ja przed chwil� przyjecha�em z miasta. Razem, z
�on�.
� Mia�em zatem zaszczyt pozna� pa�skie drugie �ja�. Gaw�dzili�my o panu. Potem
zbada�em pa�skiego sobowt�ra. To cz�owiek z krwi i ko�ci, zapewniam, �adna zjawa. Nie
wierz� w duchy ani w upiory. Przypuszczam, �e jestem ofiar� mistyfikacji, zadrwiono ze
mnie.
Brat�bli�niak nie nale�y do zjawisk nadprzyrodzonych. Chcia�bym teraz zrozumie�,
dlaczego? � lekarz podni�s� g�os. � ��dam wyja�nie�! W przeciwnym wypadku
zawiadomi� swojego adwokata i zwr�cimy si� do s�du o odszkodowanie za stracony czas, za
nadu�ycie mego zaufania, za o�mieszanie lekarza, za�
� Panie doktorze � do pokoju wbieg�a �ona architekta. � Przysi�gam, on nie ma brata.
Nie zamierzali�my pana obrazi�. Niech pan � uwierzy. By�am przed kilkoma minutami w
pracowni m�a i widzia�am za oknem drug� pracowni�. Wejd�my razem na g�r�, bardzo
prosz�.
Psychiatra pomy�la�: �Tym razem ze mnie robi� wariata. No c�, zachowajmy zimn�
krew�. Nieco zm�czony dotar� do ostatniego pi�tra. Prowadzi�a �ona Krezina, architekt szed�
za lekarzem.
� Prosz�, prosz�, niech pan podejdzie do okna, doktorze, szybciej � zach�ca�a. � No i
co? Widzi pan?
� Widz� � wymamrota� doktor i doda�: � Widz� drug� pracowni� i drugie wcielenie
pani m�a. Niesamowite.
� Zabrzmi to na pewno idiotycznie � odezwa� si� Krezin � ale odetchn��em z ulg�. Nie
jestem chory, nie oszala�em, a moje szale�stwo nie udzieli�o si� �onie. Chyba �e i pan oszala�,
doktorze?
� W tak kr�tkim czasie? � lekarz u�miechn�� si� dobrodusznie. � Chcia�bym zobaczy�
okna pa�skiej pracowni od strony parku.
� Od strony morza � pani Anna podnios�a s�uchawk� telefonu. � Wydam polecenie, by
przygotowano motor�wk�.
Motor�wk� prowadzi� architekt, zatoczywszy p�kole wy��czy� motor i poda� doktorowi
lornetk�. Lekarz obserwowa� will� w milczeniu.
Ze szczeg�ln� uwag� przyjrza� si� panoramicznym szybom pracowni.
� Niekiedy �wiat�o padaj�ce na szyb� mo�e j� przemieni� w lustro, zale�y to od
w�a�ciwo�ci szk�a � m�wi� psychiatra � lecz odbicie w lustrze, w tym przypadku wn�trze
pracowni, powinno by� takie samo jak orygina�. No i pana sobowt�r zachowuje si� inaczej.
Zreszt� opuszcza widmow� pracowni�, spaceruje po willi, a nawet pozwoli� zbada� si�. A
pana jeszcze nie bada�em � odda� lornetk� Krezinowi.
� Jestem do pa�skiej dyspozycji.
� Powinien pan powiedzie�: �Ducha mego i cia�o moje oddaj� w pa�skie r�ce�.
� Powinienem? � zdziwi� si� architekt.
� Bo tak w�a�nie odpowiedzia� na moj� propozycj� tamten Bernard Krezin.
� Pan ma w�tpliwo�ci, doktorze � architekt skierowa� motor�wk� do przystani. � Pan
zastanawia si�, kt�ry Krezin jest kopi�, a kt�ry orygina�em?
� Tamten wydaje mi si� nieco m�odszy �, odezwa�a si� Anna. � Rozpoznam mego m�a
w najwi�kszych ciemno�ciach. Je�eli pan pozwoli, b�d� obecna przy badaniu. Musimy
wiedzie� na pewno. Ja musz� wiedzie�.
Psychiatra bardzo starannie zbada� pacjenta, pani Krezin asystowa�a, od czasu do czasu
zabieraj�c g�os:
� Znam dobrze zgarbione plecy Bernarda, lekarze wielokrotnie zwracali mu uwag� na
zwi�kszaj�ce si� skrzywienie kr�gos�upa. Pod lew� �opatk� ciemne znami�. Jest? Jest. Blizna
na �okciu, kt�rym wybi� szyb�.
� Ma�a przepuklina z prawej strony � stwierdzi� lekarz.
� Nic mi nie m�wi�e� o przepuklinie � zaniepokoi�a si� ma��onka architekta. � Nigdy
jej nie zauwa�y�am.
� W pozycji le��cej niknie � wyja�ni� doktor. � A ta szrama za uchem?
� Trepanacja � poinformowa� Krezin. � Stara historia, mia�em wtedy szesna�cie lat.
� Dzi�kuj�, prosz� si� ubra�. No i co, droga pani � doktor zwr�ci� si� do pani Krezin
pogr��onej w nieweso�ych my�lach. � Rozpoznaje pani swojego m�a?
� Nie mam najmniejszych w�tpliwo�ci.
� Tym lepiej. � Lekarz okr�ci� na lewej d�oni gumowe rurki stetoskopu. � Tym lepiej.
Po raz pierwszy w swojej karierze lekarskiej, a praktykuj� prawie trzydzie�ci lat, nie umiem
postawi� diagnozy. Powinni pa�stwo z�o�y� wizyt� profesorowi Oriniemu, mo�e ten wybitny
neurolog rozwi��e zagadk�.
� Nie chcemy rezygnowa� z pa�skiej pomocy, panie doktorze � pani Krezin wr�czy�a
lekarzowi honorarium. � Profesor Orini wyrzuci mnie ze swego gabinetu, gdy opowiem o
dolegliwo�ciach m�a i swoich.
� Nie s�dz�.
� Przy��czam si� do pro�by �ony � m�wi� architekt. � Przyznaj�, historia niecodzienna,
lecz pa�ski trze�wy umys�, pa�ska wiedza i wieloletnie do�wiadczenie.
Doktor przygl�da� si� ma��onkom przecieraj�c binokle.
� Pod jednym warunkiem � przem�wi�.
� Zgadzamy si� na wszystkie warunki � zapewni� architekt.
� Zaprosimy do wsp�pracy fizyka.
� Zaprosimy, kogo pan zechce � pani Krezin otar�a niewidoczn� �z�.
� I parapsychologa � doda� lekarz zmierzaj�c ku wyj�ciu. � Psychiatra, fizyk,
parapsycholog � wylicza�. � Wsp�lnymi si�ami spr�bujemy rozwi�za� zagadk�.
� Wdzi�czno�� nasza� � zacz�a Anna, ale doktor znikn�� ju� za drzwiami.
Nast�pnego dnia doktor przedstawi� pa�stwu Krezin dw�ch ekspert�w:
� Profesor Emil Bester, dyrektor Instytutu Fizyki Eksperymentalnej, pan Rollis �
parapsycholog, autor wielu ksi��ek i publikacji, konsultant O�rodka Bada� Psychiki
Akademii Medycznej.
Bester zapali� fajk�, opowiedzia� anegdot� o psychiatrach, Rollis pi� herbat� ma�ymi
�ykami.
� Mo�e �y�eczk� konfitury? � cz�stowa�a �ona architekta. Uprzedzona o wizycie,
wyst�pi�a w ciemnozielonej sukni i brylantowych kolczykach.
� Bardzo lubi� konfitury do herbaty � wyzna� parapsycholog nie spuszczaj�c oczu z
gospodarza domu. � Jak przemin�a noc?
� Spokojnie � odpowiedzia� architekt.
� M�� zasn�� w swojej sypialni na pierwszym pi�trze, przed p�noc�. Zajrza�am do niego,
spa� i pochrapywa� � opowiada�a pani Krezin. � Zgasi�am �wiat�o w korytarzu i usiad�am w
ma�ym holu przed telewizorem, �ciszaj�c muzyk�. Wtedy w�a�nie us�ysza�am kroki na tarasie.
M��, kt�ry spa� w najlepsze po drugiej stronie korytarza, przeszed� przez hol, gdera� przy
tym: �Znowu telewizja, szkoda oczu, odsu� fotel, coraz cz�ciej czytam o szkodliwo�ci pola
magnetycznego�. S�dzi�am, �e �pisz � szepn�am, z trudem zachowuj�c spok�j. �Wiesz
dobrze, dokucza mi bezsenno��, dlatego spaceruj�. Co za dzie�, co, za dzie�.�
Drzwi do sypialni zaskrzypia�y. Wy��czy�am telewizor i zatelefonowa�am do pana doktora.
� Tak � potwierdzi� psychiatra. � Dok�adnie pi�� po dwunastej odebra�em telefon.
Zaleci�em pani jedn� pastylk� nasenn� i uzgodnili�my godzin� dzisiejszej wizyty.
� Czy pan zawsze spaceruje przed snem? � pytanie zada� profesor Bester.
� Zawsze � odrzek� architekt.
� I zawsze pan chrapie?
� Podobno cz�sto.
� O kt�rej pan zasn��?
� Oko�o pierwszej, przegl�da�em czasopismo �Architektura�.
� Kogo wi�c widzia�a �ona? � zainteresowa� si� Rollis.
� Mnie � odpar� Krezin.
� A kto le�a� w ��ku, gdy zajrza�a do sypialni?
� On � odrzek� bez wahania architekt. � Gdy wr�ci�em ze spaceru, pok�j by� pusty, ale
ko�dra odwini�ta. Pantofle odnalaz�em w �azience. Nigdy ich tam nie zostawiam, zreszt�
dlaczego mia�bym chodzi� boso po zimnych kaflach posadzki?
Przyznano racj� panu Krezin. Spacery po lodowatej posadzce nie nale�� do przyjemno�ci.
Potem go�cie przyst�pili do pracy wed�ug z g�ry u�o�onego planu. Parapsycholog
wszechstronnie przetestowa� architekta, psychiatra zaj�� si� pani� Krezin, badaj�c j� od st�p
do g�owy. Natomiast fizyk zamkn�� si� w pracowni, oznajmiwszy, �e pragnie pozosta� t?te�
?�t?te z niewiadomym.
� Zamierzam to i owo zmierzy�, obejrze�, dotkn�� � powiedzia� � by p�niej zmierzy�
si� z pa�skim sobowt�rem, czy te� z panem, czas poka�e.
Po up�ywie trzech godzin eksperci zjedli obiad z gospodarzami. O pi�tej po po�udniu
lekarz poinformowa� Krezina:
� Wieczorem przeka�emy wyniki naszych bada�. Wr�cimy tutaj o �smej. Teraz udajemy
si� na narad� konsultacyjn� do profesora Bestera.
Bester wprowadzi� ekspert�w do swojej biblioteki.
� Rozgo��cie si�. Pora podsumowa� rezultaty dzisiejszych dzia�a�. Kto pierwszy?
� Mo�e ja � parapsycholog Rollis podni�s� praw� d�o� � mo�e ja rozpoczn�.
� S�uchamy pana, drogi kolego � profesor przymkn�� powieki � s�uchamy z wielk�
uwag� � Bernard Krezin cierpi na kompleks � zacz�� Rollis. � Boi si� przedwczesnej
staro�ci i pot�guj�cym si� z dnia na dzie� l�kiem wywo�a� zak��cenia w�asnego systemu
nerwowego� a tak�e �ony. Co gorsza, niekt�re objawy �wiadcz�, �e rzeczywi�cie starzeje si�
za szybko i przed czasem.
� W pe�ni potwierdzam pa�sk� diagnoz� � przem�wi� psychiatra. � Architekt starzeje
si� psychicznie i fizycznie. Nie zauwa�y�em tych objaw�w podczas pierwszego badania.
� Bo w�wczas � wtr�ci� fizyk � bada� pan, doktorze, architekta m�odszego o osiem lat,
Krezina z nowej pracowni w nowej, niedawno zbudowanej willi, �wie�o upieczonego
�onkosia, m�czyzn� w sile wieku, u szczytu kariery zawodowej.
� S�usznie � rzek� lekarz. � Takie w�a�nie odnios�em wra�enie. Badaj�c go powt�rnie,
lub, badaj�c Krezina o osiem lat starszego czyli wsp�czesnego, tera�niejszego, dostrzeg�em
ow� przyspieszon� staro�� z towarzysz�cymi jej objawami. Chocia�by zmarszczki, �ysina,
fa�dy na szyi, dr�enie ko�czyn i tak dalej.
� Silna skleroza � o�wiadczy� parapsycholog. � I wtedy ten cz�owiek pocz��
gwa�townie przywo�ywa� przesz�o��, wspomina� swoje �ycie sprzed o�miu lat, kiedy w pe�ni
si� poj�� za �on� pani� Ann� i za�o�y� to gniazdo na szczycie g�ry z widokiem na morze.
Powiedzia� do mnie: �Pragn��em jednego, za wszelk� cen� COFN�� CZAS. Tylko o osiem
lat. Wr�ci� do pierwszych dni naszego ma��e�stwa, do dopiero uko�czonego domu�.
� I cofn��? � zapyta� doktor.
� Skoro przyjmiemy � przem�wi� fizyk � �e przesz�o��, tera�niejszo�� i przysz�o��
istniej� r�wnolegle i r�wnocze�nie, nie wolno wykluczy� ewentualno�ci, �e pan Krezin
pocz�� egzystowa� jednocze�nie w dw�ch czasach, w tera�niejszo�ci i niedawnej przesz�o�ci,
kt�re wzajemnie si� przenika�y. Hipotetycznie zak�adamy, �e mechanizm czasu jest
skonstruowany w ten spos�b, by cz�owiek, przedostaj�c si� do strefy przesz�o�ci czy
przysz�o�ci, nie spotka� samego siebie.
� Nie ma wszelako regu�y bez wyj�tku � stwierdzi� parapsycholog. � Od czasu do
czasu CZAS p�ata nam figle, nak�adaj�c na siebie w przestrzeni ponadczasowej dwa czasy,
tworz�c paradoks czasu, i wtedy cz�owiek spotyka si� z sob� samym m�odszym lub starszym.
� Gdyby architekt zaw�drowa� w odleg�� przesz�o�� lub przysz�o��, nie spotka�by siebie,
chocia� i tego nie mo�na absolutnie wykluczy� � t�umaczy� profesor Bester. � Wehiku�
czasu Krezina dzia�a na niewielkiej przestrzeni, bo zaledwie o�mioletniej. M�g�by cofn�� si�
dalej, lecz najlepiej zapami�ta� siebie sprzed o�miu lat i najbardziej zat�skni� do tego okresu.
� By� to czas jego triumf�w � przypomnia� doktor � apogeum �ywotnych si�, optimum
dotychczasowej egzystencji, pe�nia �ycia, maksimum energii, inwencji tw�rczej i ekscytacji
seksualnej.
� Gdzie ukry� skonstruowany przez siebie wehiku� czasu? � zapyta� fizyk. �
Przeszuka�em dyskretnie ca�� pracowni� i s�siednie pokoje. Bezskutecznie.
� Krezin niczego nie ukry� � oznajmi� parapsycholog. � On zbudowa� maszyn� czasu w
swojej pod�wiadomo�ci. Silnie rozwini�ta wyobra�nia architekta pocz�a modelowa�
rzeczywisto��, rozdar�a kurtyn� mi�dzy tera�niejszo�ci� a przesz�o�ci�. Dwie
czasoprzestrzenie istniej�ce obok siebie pocz�y si� wzajemnie przenika�. Punktem wyj�cia
sta�a si� pracownia Krezina, gdzie tworzy�, gdzie najcz�ciej przebywa�, gdzie prze�y� dramat
przedwczesnej staro�ci.
Profesor Bester pocz�stowa� go�ci podwieczorkiem. Przy kawie i koniaku eksperci
zastanawiali si�, co nale�y powiedzie� architektowi, jak zlikwidowa� paradoks czasu. W jaki
spos�b wyzwoli� z kompleksu.
� Niech pan porozmawia z pani� Krezin � zaproponowa� Rollis. � Do pana zwr�ci�a si�
o pomoc, doktorze.
� Gdzie pocz�tek, tam i koniec � wyg�osi� sentencj� fizyk i szybko zastrzeg� si�. �
Bywa te� inaczej, bywa r�nie, ale kuliste planety wiruj� po elipsach i znamy najrozmaitsze
interpretacje pocz�tku i ko�ca naszego Wszech�wiata.
Psychiatra zaprosi� do siebie pani� Krezin.
� Zajrz� do pana jutro, doktorze � odpowiedzia�a na telefoniczne zaproszenie. � Dzisiaj
b�d� bardzo zaj�ta.
� A zatem do jutra, �askawa pani.
� Do zobaczenia, panie doktorze. B�d� o dziesi�tej.
Przysz�a punktualnie, jak�e odmieniona.
� Przekonsultowali�my problem � rozpocz�� doktor, ale �ona architekta nie pozwoli�a
mu doko�czy�.
� Dzi�kuj�, panie doktorze, dzi�kuj� z ca�ego serca � po�o�y�a na biurku kopert� z
banknotami. � M�j m�� wr�ci� do siebie, jestem spokojna i szcz�liwa.
� Ju� nie rozdwaja si�?
� Ach, czy to ma jakiekolwiek znaczenie? � zawo�a�a. � Po prostu przesta�am zwraca�
na to uwag�. Tak jak przed o�miu laty zasypiamy we wsp�lnej sypialni. Jestem panu
nies�ychanie wdzi�czna.
� Zamierza pani �y� z podw�jnym ma��onkiem?
� B�d� �y�a tylko z jednym, a mieszka�a z dwoma. Zreszt� um�wili�my si�, �e nie b�d�
ich widywa�a jednocze�nie.
� Gratuluj� pani � rzek� doktor i wsta� tak gwa�townie, �e binokle zsun�y mu si� z nosa
1 spad�y na pod�og�.
� St�uczone szk�o przynosi szcz�cie � pani Krezin roze�mia�a si�. � Raz jeszcze
dzi�kuj�. �egnam, doktorze.
Zad�wi�cza� telefon. Dzwoni� profesor Bester.
� Niech pan sobie wyobrazi � m�wi� wyra�nie podekscytowany fizyk. � Przed
pi�cioma minutami podszed�em do okna biblioteki i zobaczy�em po tamtej stronie identyczn�
bibliotek� i siebie, wertuj�cego stronice ksi��ki �PARADOKSALNY CHRONOS�.