14142
Szczegóły |
Tytuł |
14142 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14142 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14142 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14142 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Elizabeth Boyer
Dziedzictwo martwo urodzonej
Prze�o�y�a Ewa Witecka
I
Czteroletni Mal wcisn�� si� g��boko do zas�oni�tej wyblak�ym gobelinem wn�ki
w wilgotnym murze. Nigdy dot�d nie zapuszcza� si� do skrzyd�a zamku, w kt�rym
mieszka�y
jego trzy niezam�ne ciotki, dop�ki wszystkich mieszka�c�w Malmgarthu nie
ogarn�o owo
tajemnicze podniecenie. Powi�kszy� palcem wygryzion� przez myszy dziurk� w
tkaninie
i uwa�nie si� przygl�da�. Zamieszanie i krzyki trwa�y od wielu godzin.
Wszystkich m�czyzn
przep�dzono do wielkiej sali, a kobiety z zapami�taniem krz�ta�y si� wok�
sprawy normalnej dla
ca�ej swej p�ci. S�u�ebne i pokoj�wki niezmordowanie kr��y�y mi�dzy pomywalni� i
kobiecymi
komnatami, znoszono wszystko, czego tylko za��da�a po�o�na.
Mal spochmurnia�, kiedy pojawi�a si� Ysa z dymi�cym dzbankiem pe�nym pachn�cej
herbaty
i kilkoma ciastkami, kt�re upiek�a dzisiaj stara kucharka. Zanios�a je prosto do
po�o�nej i nawet
si� nie rozejrza�a, by cho� jedno zaproponowa� ch�opcu. Ysa by�a najmilsz� i
najpulchniejsz� ze
s�u�ebnych i nale�a�a tylko do Mala. Jednak�e �adne z uczestnik�w dramatu,
kt�rym sta� si�
przedwczesny por�d pani Eireny, nie pomy�la�o o podaniu ch�opcu kolacji i
wys�aniu go do
��ka. Mal m�ciwie wyci�gn�� jeszcze kilka nitek z bezcennego starego gobelinu i
obrzuci� z�ym
spojrzeniem odchodz�c� Ys�. S�u�ebna przemkn�a przez komnat�, a z wyrazu jej
twarzy
ch�opiec zrozumia�, �e zupe�nie o nim zapomnia�a.
Przestanie by� potrzebny nawet swemu wujowi, panu Rufusowi, gdy nowy przybysz
zjawi
si� w Malmgarcie. S�ysza�, jak pani Fairhona powiedzia�a tak do pani Elgi, a
obie by�y siostrami
pani Eireny. Mal nie zna� prawdziwego powodu, dla kt�rego zabrano go z jego domu
znajduj�cego si� na po�udnie od Brikholmu. Wiedzia� tylko, �e jego matka umar�a
na t� sam�
chorob�, na kt�r� cierpia�a teraz pani Eirena, i �e dlatego pos�ano go do wuja,
pana Rufusa, na
wychowanie.
Pan Rufus i pani Virid nie mieli dzieci, dziedzic zatem Malmgarthu nie b�dzie
pochodzi�
z jego rodu. Ka�de dziecko Eireny, starszej siostry Rufusa, b�dzie mia�o wi�ksze
prawa ni�
m�ody Mal, kt�ry by� tylko jego siostrze�cem. Pani Eirena nie zechcia�a
przypiecz�towa� swego
zwi�zku ma��e�stwem i na to obyczaj jej pozwala�, jakkolwiek nie pozwoli�by, by
jakikolwiek
nieprawy potomek pana Rufusa m�g� odziedziczy� Malmgarth.
Mal by� za m�ody, �eby mu zale�a�o na przej�ciu Malmgarthu z jego zielonymi
pastwiskami,
g�stymi lasami, os�oni�tego od p�nocy przed burzami i ch�odzonego w lecie
wiatrami znad
niezbyt odleg�ego morza. Bujne ��ki Malmgarthu dostarcza�y po�ywienia dla stad
dorodnego
byd�a i owiec oraz tabun�w pi�knych koni.
Dzi�ki wielu pokoleniom selektywnej hodowli, malmgarckie wierzchowce ��czy�y
inteligencj� i si�� legendarnych torgia�czyk�w z szybko�ci� i urod� jab�kowitych
rumak�w
Je�d�c�w Zwierzo�ak�w. Rezultatem by� kary ko�, kt�ry dopiero osi�gn�wszy
dojrza�o��
zyskiwa� srebrzyste c�tki na zadzie i brzuchu, chocia� najcenniejsze okazy
zmienia�y ma��
dopiero na staro��. Mia�y smuk�e, dumnie wygi�te szyje i wysoko nosi�y
przepi�kne g�owy;
d�ugimi, bujnymi ogonami zamiata�y ziemi�. Zawsze mo�na by�o dostrzec cie�
dziko�ci
w du�ych, b�yszcz�cych oczach i delikatnych chrapach tych miesza�c�w, ale �aden
je�dziec � po
tym jak ju� go zaakceptowa� malmgarcki rumak � nie m�g� pragn�� bardziej
wiernego
i pos�usznego wierzchowca, na kt�rym przemierza� znaczne odleg�o�ci mi�dzy
s�siednimi
zamkami. W bitwie za�, co teraz by�o rzadszym zjawiskiem, ale kt�rego nadal
nale�a�o si� strzec,
malmgarcki wierzchowiec broni� swego pana z�bami i kopytami.
Ludzie nadal pami�tali ponure czasy, dni wiatru i wilka, jak je nazywano, kt�re
nasta�y po
spustoszeniu High Hallacku przez Psy z Alizonu. Trwa�o to dop�ty, dop�ki nie
obj�li rz�d�w
tacy magnaci jak pan Trystan, kt�rzy zdo�ali zaprowadzi� porz�dek i zapewni�
pok�j um�czonej
krainie. Ojciec pana Rufusa, Treli, by� jednym z nich i przywi�d� do
zniszczonego zamku par�
koni nale��cych niegdy� do Je�d�c�w Zwierzo�ak�w. Ludzie spogl�dali wtedy na� z
ukosa,
zastanawiaj�c si�, jakie pakty musia� zawrze� podczas wojny. Tak jednak cieszy�
ich spok�j,
kt�ry zaprowadzi� w ich dolinie, i� zapomnieli, �e nie by� rodowitym szlachcicem
i wybaczyli
mu oportunizm z czas�w walki z naje�d�cami.
Lecz to by�y sprawy doros�ych, dla Mala za� liczy� si� tylko jego w�asny t�usty,
szary kucyk
imieniem Baldhere, smaczne k�ski podsuwane przez kuchark�, tak �e Mal nigdy nie
musia�
czeka� na posi�ek, oraz tuzin lub wi�cej s�u�ebnych, kt�re nie odmawia�y mu
niczego.
Najbardziej za� lubi� wieczory, kt�re sp�dza� przy kominku w wielkiej sali,
siedz�c obok swego
wuja i zasypuj�c go pytaniami, kiedy temu starcza�o dla malca cierpliwo�ci, albo
patrz�c
z podziwem, gdy zagniewany wielmo�a chodzi� wielkimi krokami tam i z powrotem i
�aja�
jakiego� niegodziwego pasterza czy oracza.
Pan Rufus mia� wszystkie cechy, kt�re uwielbia�by ka�dy ch�opiec � by�
ha�a�liwy,
przystojny, r�wnie szczodrze rozdawa� dary jak szturcha�ce, a tak�e pachnia�
ko�mi, miodem
pitnym i wyprawion� sk�r�. Cz�sto sadza� Mala przed sob� na szybkim malmgarckim
rumaku
i mkn�li razem jak wiatr przez ��ki i wzg�rza. Ch�opiec krzycza� z rado�ci,
kiedy wiatr wyrywa�
mu s�owa z ust i wyciska� �zy z oczu.
Mal nie chcia� si� dzieli� tym wszystkim z k�opotliwym przybyszem, kt�ry rodzi�
si�
w komnacie naprzeciwko. Zmarz� i zesztywnia� od stania w niewygodnej pozycji,
ale uczucie, �e
robi co� zakazanego, sprawia�o mu wielk� przyjemno��. Zamkowe kobiety kr�ci�y
si� po pokoju,
wchodzi�y, wychodzi�y i �adna nawet nie podejrzewa�a, �e Mal si� tu ukrywa i
przez otwarte
drzwi przygl�da si� temu, czego nie powinno ich zdaniem ogl�da� �adne m�skie
oko. P�niej
krzyki nagle ucich�y, lecz w komnacie po drugiej stronie korytarza wiele si� nie
uspokoi�o. Jaka�
s�u�ebna wybieg�a stamt�d po�piesznie i na korytarzu natkn�a si� na Ys�.
� Dziecko urodzi�o si� martwe � powiedzia�a szybko p�g�osem. � Po�lij kogo� do
opactwa
po dam� Averil. Musi pob�ogos�awi� to, czego nie mo�na przywr�ci� do �ycia. Nie
wiem
bowiem, jaka z�a moc mo�e zaj�� miejsce duszy dziecka.
� Biedne male�stwo � mrukn�a Ysa � za bardzo chcia�o przyj�� na ten okrutny
�wiat.
� Tak, to wielka szkoda, tym bardziej, �e by�aby to dziewczynka � doda�a tamta.
Ledwie znikn�y Malowi z oczu, kiedy z mroku w przeciwleg�ym kra�cu korytarza,
tam
gdzie schody prowadzi�y w d� do solidnych drzwi wychodz�cych na dziedziniec
zamkowy,
wype�z�a ciemna, zakapturzona posta�. Ch�opiec znieruchomia� i powstrzyma�
oddech, gdy
zorientowa� si�, �e nieznajoma � podobnie jak on sam � kryje si� przed ludzkimi
oczami.
Wygl�da�a na wie�niaczk�, a taka przecie� nie mia�a tu nic do roboty. Ogarn�o
go oburzenie
i wyszed�by z kryj�wki, gdyby nagle nie dostrzeg� zawini�tka, kt�re nios�a
nieznajoma, torby
uszytej z kawa�ka starego gobelinu. Zna� t� torb�, nale�a�a do zielarki Merdice.
Rozpozna�by j�
cho�by tylko po zapachu: ostrej, dra�ni�cej woni zi�. Mal ledwie odwa�y� si�
zamruga�.
Najmniejszy ruch, �lad oddechu wystarczy�by, �eby Merdice go zauwa�y�a.
Rozejrza�a si� podejrzliwie dooko�a, jakby wyczu�a jego obecno��. Ch�opiec l�ka�
si� jej od
chwili, gdy zjawi�a si� w Malmgarcie pierwszego dnia zimy. Pan Rufus i inni
m�czy�ni spalili
wtedy s�omiane ko�a, �eby odstraszy� z�e duchy, nie zdo�ali jednak odstraszy�
Merdice. Ta
bezdomna, obdarta kobieta stan�a przy drzwiach zamkowej pomywalni i poprosi�a o
co� do
jedzenia. Zrobi�a to bez �ladu l�ku i uni�ono�ci. P�niej obrzuci�a spojrzeniem
zamek,
przygl�daj�c si� uwa�nie r�nym szczeg�om konstrukcji, i w ko�cu zapyta�a, czy
pan Rufus nie
potrzebuje zielarki do pracy w destylarni. Jakby sk�d� wiedzia�a, �e staruszka,
kt�ra si� tym
zajmowa�a, niedawno umar�a, pozostawiaj�c inwentarz i domownik�w wielmo�y bez
napar�w
i proszk�w niezb�dnych do leczenia chor�b i ran. S�u�ba szepta�a, �e Merdice ma
z�e spojrzenie,
�e rozmawia z umar�ymi w ruinach po drugiej stronie potoczku, �e umie w�o�y�
swoje my�li do
cudzej g�owy albo je stamt�d wydoby�. I wszyscy byli zgodni, �e bardzo r�ni si�
od innych
ludzi.
Mal natomiast s�dzi�, �e zielarka prawdopodobnie piecze na ro�nie dzieci,
zw�aszcza za�
niepos�usznych ma�ych ch�opc�w. Obserwuj�c j� ukradkiem w destylarni, dowiedzia�
si�, �e
podczas pracy rozmawia sama ze sob� lub z niewidzialnymi duchami. Raz zasta� j�,
gdy siedzia�a
wyprostowana, wpatrzona nieruchomo przed siebie, jakby w transie. Kiedy
przy�apywa�a go na
szpiegowaniu, odwraca�a si� b�yskawicznie i wyp�dza�a go, wymachuj�c gniewnie
pi�ci�.
Wydawa�a mu si� niewiarygodnie stara i pomarszczona, chocia� mia�a niewiele
siwych w�os�w
i kroczy�a prosto, wynio�le, co zaskakiwa�o w zestawieniu z jej chud�, kanciast�
postaci�.
W bystrych, ciemnych oczach dostrzega� niepokoj�cy b�ysk, jak u dzikiego or�a.
Teraz Merdice odwr�ci�a si� i z niepokojem zmierzy�a wzrokiem gobelin. Ch�opiec
zrozumia�, �e ju� za chwil� wszystko si� sko�czy. Zielarka podesz�a bli�ej i
skubn�a gobelin,
potem obmaca�a przez grub� tkanin� mur; w pustej przestrzeni nie zdo�a�by si�
ukry� �aden
doros�y m�czyzna ani kobieta. Wzruszy�a ramionami i popatrzy�a ze z�o�ci� na
gobelin. Po
omacku wyj�a z torby niewielk� kryszta�ow� buteleczk�. Zbli�y�a j� na chwil� do
�wiecy.
Wewn�trz buteleczki kr��y�a podobna do dymu substancja. Na moment do �cianki
przylgn�a
miniaturowa twarzyczka, podobne do kwiat�w r�czki zacisn�y si� w pi�stki, po
czym istotka
odsun�a si�, zawirowa�a, ci�gn�c za sob� jasne w�osy. Wydawa�o si�, �e szuka
drogi ucieczki,
unosz�c si� i pchaj�c drewniany korek, a p�niej zn�w okr��aj�c wn�trze butelki.
Mal nigdy nie widzia� takiej interesuj�cej zabawki. Nagle wezbra�a w nim
gwa�towna ch��
posiadania male�kiej pani w szklanej buteleczce � buteleczce ze szk�a
przezroczystego, co samo
w sobie by�o prawdziwym cudem. Mimo to nawet nie drgn�� w swojej kryj�wce i
tylko
z t�sknoty otworzy� szerzej oczy.
Nagle Merdice ukry�a buteleczk� w fa�dach obszernej sukni i odwr�ci�a si� ku
komu�
nadchodz�cemu.
� Merdice?! Co tu robisz? � zapyta�a Ysa, najwyra�niej staraj�c si� nie urazi�
zielarki. � Nikt
po ciebie nie posy�a�.
� Chodzi o dziecko � pad�a odpowied�. � Mam lekarstwo na por�d martwego dziecka.
Chc�
je zobaczy�, zanim wszystkie opu�cicie r�ce. � Spojrza�a prosto w oczy Ysie,
kt�ra najwyra�niej
zamierza�a odm�wi�. Zacz�a ju� kr�ci� przecz�co g�ow�, gdy nagle zesztywnia�a,
a jej
spojrzenie znieruchomia�o.
� Dobrze � odpar�a s�u�ebna. Kiedy otworzy�a drzwi, Mal zdo�a� dostrzec wn�trze
komnaty,
gdzie kilka milcz�cych kobiet otacza�o pani� Eiren�, blad� i nieprzytomn�,
j�cz�c� cicho. Stoj�ca
przy �o�u po�o�na trzyma�a co� b��kitnoszarego owini�tego w skrawek bia�ego
p��tna. Wszystkie
g�owy zwr�ci�y si� gniewnie ku Merdice, gdy Ysa przerwa�a milczenie.
� Ta M�dra Kobieta ma lekarstwo dla dziecka � o�wiadczy�a martwym g�osem.
Oty�a po�o�na zacz�a si� podnosi�, a jej pomocnice odwr�ci�y si� z oburzeniem,
ale Merdice
podnios�a r�k� i wszystkie znieruchomia�y.
� Teraz dobrze � powiedzia�a. � Tak jest znacznie lepiej.
W�lizgn�a si� do komnaty i wyci�gn�a r�ce po dziecko. Trzymaj�c je jedn� r�k�,
drug�
wyj�a buteleczk� spomi�dzy fa�d sukni, obluzowa�a korek z�bami i podsun�a
naczy�ko pod
nosek niemowl�cia. Wiruj�ca w nim szara mgie�ka znikn�a. Niemal natychmiast
dziecko
odetchn�o, zacz�o kaszle�, plu� i zanios�o si� p�aczem.
Merdice zwr�ci�a dziewczynk� po�o�nej i szybko wysz�a na korytarz. Wszystko to
trwa�o
zaledwie kilka chwil. Ysa pami�ta�a, �e powinna zamkn�� drzwi. P�niej zawo�a�a:
� Dziecko �yje!
� Nazywa si� Aislinn � powiedzia�a cicho pani Eirena.
W�wczas Mal ponownie znalaz� si� naprzeciw Merdice, kt�rej uwag� zn�w przyku�
gobelin.
Z niedowierzaniem kr�ci�a g�ow�, przygl�daj�c si� tkaninie. Tym razem dostrzeg�a
wyszarpan�
nisko dziur� i skoczy�a ku niej jak kot. Mal rzuci� si� do ucieczki. Bieg� tu�
przy �cianie,
os�oni�ty gobelinem, a zielarka tu� za nim. Cho� strach nie �ciska� go za
gard�o, nie o�mieli� si�
wzywa� pomocy. Przecie� by� intruzem w komnatach pani Eireny. Wiedzia�, �e nikt
go nie
uratuje, a zbawczy gobelin wkr�tce si� sko�czy.
Nagle uderzy� w wystaj�cy wspornik, potkn�� si�, potoczy� i zacz�� spada� z
w�skich stopni.
Szcz�ciem zdo�a� si� zatrzyma�. Z do�u bi�o �wiat�o i s�ycha� by�o g�osy.
Przyciskaj�c si� do
�ciany, zsuwa� si� ze schod�w tak szybko, jak tylko potrafi�, niepewnie si�gaj�c
do nast�pnego
stopnia kr�tkimi dziecinnymi n�kami. Spodziewa� si�, �e w ka�dej chwili z�apie
go szponiasta
r�ka. A je�li Merdice zmieni�a posta� i b�dzie go �ciga� jako wilk, wielki
szczur, a mo�e nawet
paj�k?
Schody ko�czy�y si� tu� przed w�skimi drzwiami. Mal pchn�� je gor�czkowo.
Ch�opiec
wpad� do niewielkiego, podobnego do szafy, znajomego pomieszczenia. Nale�a�o do
kuchennego
kr�lestwa i jego cudownych, �yczliwych bogi�. Wygramoli� si� wi�c ze spi�arni do
rozja�nionej
blaskiem ognia kuchni, przesyconej zapachem piek�cego �l� mi�sa. Otoczy�y go
kuchenne
b�stwa. Kucharka wzi�a na kolana i uspokoi�a s�odkim ciastkiem, przyk�adaj�c
jednocze�nie
zimne ostrze no�a do rosn�cego na czole guza.
� By� w tej brudnej dziurze w kobiecym skrzydle zamku � zauwa�y�a kucharka,
zgarniaj�c
mu paj�czyny z w�os�w. � Na pewno przypatrywa� si� porodowi. Czy w�a�nie tam
by�e�,
paniczu?
� Z�oiliby mu sk�r�, gdyby si� o tym dowiedzieli � zachichota�a nerwowo kt�ra� z
jej
pomocnic.
� To ju� bez znaczenia � odrzek�a kucharka. � Nie powiemy im o tym i nigdy si�
nie
dowiedz�. Szkoda, �e tamto biedactwo urodzi�o si� martwe. A pani Eirena
ostatecznie zosta�a
oszukana przez los. Tyle si� nam�czy�a, �eby zaj�� w ci���. Zdaje si�, �e w
ko�cu to nie jej
potomstwo, ale ma�y Mal b�dzie naszym panem. To mi wcale nie przeszkadza.
Ch�opiec omi�t� spojrzeniem ich twarze i wyprostowa� si�, �wiadomy, �e ma co�
wa�nego do
powiedzenia.
� Dziecko �yje � o�wiadczy� z powag�. � Merdice przysz�a i male�ka pani z
buteleczki
wesz�a do nosa dziecka.
� Merdice?! � powt�rzy�a z niedowierzaniem kucharka i na d�wi�k tego imienia
wszystkie
kobiety spojrza�y po sobie z niepokojem. � C� za niewiarygodna historia! Ma�y
musi by� ci�gle
przestraszony. Male�ki, stara Merdice nigdy nie przysz�aby do zamku. Wszystkie
zewn�trzne
drzwi s� zamkni�te, zreszt� nikt by jej nie wpu�ci�. Nie musisz si� jej obawia�
� przytuli�a go
mocniej i wr�czy�a nast�pne ciastko.
Mal skuli� si� na kolanach kucharki i wepchn�� ciastko do ust, rozsypuj�c
okruchy na brudny
fartuch. Ogarn�a go senno��. Uderzy� pi�tami o kolana kucharki i poruszy� si�,
walcz�c ze snem.
Daremnie, bo ju� po kilku minutach mocno spa�, �ciskaj�c w brudnej r�czce na p�
zjedzone
ciastko.
II
Mal widywa� Aislinn tylko wtedy, gdy nia�ka nosi�a rozkrzyczane niemowl� po
dziedzi�cu,
albo ju� nieco podros�a, gdy chwiej�c si� na n�kach, kroczy�a po nier�wnych
p�ytach kamiennej
posadzki wielkiej sali. Nia�ka sz�a tu� za ni�, bacz�c, by nie upad�a i nie
zrobi�a sobie krzywdy.
Ale �adna nia�ka nie mog�a jej upilnowa� i ch�opiec cieszy� si� w duchu, kiedy
Aislinn upad�a
albo pobrudzi�a swoj� pi�kn� sukienk�, tul�c si� do wielkiego, zab�oconego psa.
Przez ca�y czas
Mal obawia� si�, �e z powodu Aislinn wuj Rufus ode�le go pewnego dnia, tak jak
to zapowiada�y
s�u�ebne.
Wszyscy uwa�ali, �e Aislinn jest �licznym dzieckiem i kobiety przy lada okazji
wynosi�y j�
pod niebiosa. Ten brak lojalno�ci bardzo bola� ch�opca. Uwa�a� kuzynk� za
niezno�nego bachora.
Kiedy troch� uros�a, zacz�a wsz�dzie za nim chodzi� i Mal nie potrafi� si� jej
pozby�. B�oto
i woda jej nie odstrasza�y; nie odst�powa�a go, cho� moczy�a brzeg haftowanej
sukienki i cienkie,
ozdobione koralikami at�asowe trzewiczki. Wprawdzie w ka�dej chwili m�g� wsi���
na kucyka
i odjecha�, lecz mia� wtedy poczucie winy, gdy� zawsze czeka�a na jego powr�t.
Kiedy Aislinn sko�czy�a sze�� lat, a Mal dziesi��, pani Eirena zaprzesta�a
bezowocnych pr�b
kierowania jej post�powaniem. Aislinn ubrana rankiem w bogat� sukienk� z drogiej
tkaniny,
ozdobion� koralikami i wymy�lnymi haftami, zrzuca�a z siebie ci�ki, niewygodny
str�j gdzie�
na ��ce czy w oborze i bawi�a si� w koszuli, kt�ra nie zawadza�a w bieganiu,
wspinaniu si� na
mury i konnej je�dzie. Podobnie by�o z bucikami, kt�rych nigdy nie odnajdywano,
chyba �e
odda�a je innemu dziecku, a zreszt� po ca�ym dniu gonitwy delikatne trzewiki nie
nadawa�y si�
ju� do noszenia. Pod koniec dnia Aislinn wygl�da�a jak le�na nimfa w przepasanej
�odyg�
winoro�li kr�tkiej koszulce i wianku na rozpuszczonych w�osach, kt�re spada�y
jej na plecy jak
jasny p�aszcz.
Mal nie pami�ta� chwili, kiedy zosta� niewolnikiem Aislinn. Mo�e sta�o si� to w
dniu,
w kt�rym pozwoli� jej wsi��� za sob� na konia; stary Baldhere ju� dawno ust�pi�
miejsca
wysokiej, �agodnej klaczy. P�dzili wtedy, �miej�c si� na cale gard�o, gdy klacz
przeskakiwa�a
przez strumienie, a wiatr porywa� ich okrzyki. M�g� to by� dzie�, w kt�rym chc�c
j� nastraszy�,
by przesta�a wsz�dzie za nim chodzi�, podkrad� si� do Aislinn w lesie. Le�a�a na
ziemi
w otoczeniu polnych myszy, nornic i innych ma�ych zwierz�tek wychodz�cych z
norek na jej
wezwanie. Cichym, obcym g�osem wypowiada�a niezrozumia�e s�owa. Gdy go
dostrzeg�a,
roze�mia�a si� i szepn�wszy co�, przegna�a poro�ni�te futrem towarzystwo. Po
chwili zn�w co�
powiedzia�a i na jej wyci�gni�tym palcu usiad� motyl, potem drugi, trzeci, a� w
ko�cu pokry�y
ca�e rami� i barwn� chmur� kr��y�y nad g�ow�.
Ch�opiec wyszed� z ukrycia, chc�c si� lepiej przyjrze� ma�ym stworzonkom o
kolorowych
skrzyde�kach.
� Jak to zrobi�a�? � zapyta� podejrzliwie. Aislinn u�miechn�a si�, machn�a
r�k� i motyle
ponownie si� rozproszy�y.
� Ach. Wymawiam ich imiona i przychodz� do mnie � odrzek�a. � Och, Malu, poka�
mi
miejsce, w kt�rym Tavis zobaczy� wielkiego kota. A mo�e si� boisz, �e ten kot
jeszcze tam jest?
Mal oczywi�cie wcale si� nie ba� i sp�dzili ten dzie� w staro�ytnych ruinach,
gdzie mign��
im wielki, srebrzysty kot, kt�ry na ich widok b�yskawicznie schowa� si� do
ciemnej kryj�wki
mi�dzy przewr�conymi kamiennymi blokami. Aislinn zacz�a wtedy znowu nuci� w
taki sam
spos�b jak przedtem. Kot odpowiedzia� gard�owym pomrukiem, a po chwili wyszed�
zn�w na
s�o�ce i mrugaj�c leniwie oczami, rozejrza� si� szukaj�c �r�d�a g�osu.
� Przesta�! � szepn�� po�piesznie ch�opiec, czuj�c, jak w�osy staj� mu d�ba z
przera�enia,
gdy wielki drapie�nik zbli�a� si� ku nim bezszelestnie.
� Co si� sta�o? Boisz si�? � Uda�a zaskoczenie, ale w jej oczach zapali�y si�
figlarne ogniki.
� Tak! � wypali� ch�opiec. �nie�ny kot dostrzeg� ich teraz i koniuszek jego
ogona poruszy�
si� lekko, gdy z zainteresowaniem przygl�da� si� ch�opcu sko�nymi, z�ocistymi
oczami.
� Ode�l� go, jak mi dasz s�owo, �e pozwolisz mi ze sob� wsz�dzie chodzi� �
odpar�a
rezolutnie dziewczynka. � Bo opowiem wszystkim, �e bardzo si� przestraszy�e�
�nie�nego kota.
� Jak tak powiesz, to wszyscy b�d� si� �mia� ze mnie.
� Nie, nie zrobi� tego. Mog� im powiedzie�, �e go pog�aska�e�.
Z�apa�a ch�opca za r�k� i wysz�a na polan�, poci�gaj�c za sob�. Wielki kot szed�
ku nim
mi�kko, z opuszczon� nisko g�ow�. Mal, patrz�c na zwierz�, zapomnia� o wpajanych
przestrogach. Przesta� dostrzega� w nim niebezpieczn� besti�. Zobaczy� oto
bajecznie siln� istot�,
w�adc� zwierz�t, kt�ry usiad� spokojnie tu� przy stopach Aislinn i spojrza� na
ni� uprzejmie.
Ch�opiec wyczu� ciekawo��, jaka ogarn�a kota, kiedy dziewczynka dotkn�a jego
g�owy, jego
gotowo�� do wykonania jej polece�. Na nalegania Aislinn Mal r�wnie� dotkn��
g�owy
drapie�nika, zwa�aj�c jednak, by nie wypu�ci� r�ki kuzynki. Na chwil� obudzi�a
si� w nim
niepokoj�ca �wiadomo��, �e mieszka�cy Krainy Dolin nie maj� poj�cia o istnieniu
si�y tak
pot�nej i staro�ytnej jak sama ziemia, si�y, kt�ra ��czy wszystkie zwierz�ta,
darz�c je wiedz�
niedost�pn� dla niego i dla jego wsp�plemie�c�w.
Aislinn zwr�ci�a si� jakim� s�owem do wielkiego kota, kt�ry wsta� i odszed� bez
po�piechu.
Zatrzyma� si� nawet na moment, by spojrze� w stron� ludzkich zagr�d, zanim
ponownie znikn��
w swojej grocie.
� Teraz mo�esz powiedzie� pasterzom, �e dotkn��e� �nie�nego kota � o�wiadczy�a
dziewczynka.
� Nie uwierzyliby mi � Mal pokr�ci� g�ow�. � Ty lepiej te� nie m�w o tym nikomu,
bo
pomy�l�, �e si� przechwalasz. Jak pozna�a� jego imi�?
Aislinn ukl�k�a w�r�d kwiat�w i zacz�a do nich przemawia�; tylko niekt�re
zrywa�a
i dok�ada�a do niewielkiego bukietu.
� Wszystko ma imi� � odrzek�a z irytacj�. � Wystarczy popatrze� i ju� si� wie.
Nawet ludzie
maj� imiona, chocia� trzymaj� je w tajemnicy.
� Ja mam na imi� Mal i nie robi� z tego sekretu.
� To nie jest twoje jedyne imi�. Nie wolno ci wyjawi� nikomu tego drugiego
imienia. Musisz
o tym wiedzie�! Zwierz�ta nie ukrywaj� ich przede mn�. � Spojrza�a na ch�opca i
jej twarzyczka
nagle spowa�nia�a. � Czy m�wi� je tobie, Malu?
� Nie, oczywi�cie, �e nie � odpowiedzia� pogardliwie. � Tylko dziewczyny musz�
zna�
imiona.
Nie wydawa�o mu si� czym� niezwyk�ym to �e Aislinn przemawia�a do ro�lin, tak �e
ga��zie
z ukrytymi owocami zbli�a�y si� do niej, albo namawia�a owoce, by spad�y z
drzew, kiedy by�a
g�odna. Wypowiadaj�c jakie� imi�, dziewczynka umia�a nawet usun�� b�l skalecze�
czy
zadrapa� i zatamowa� krew z nich p�yn�c�.
Z dzieci�c� �atwo�ci� Mal zaakceptowa� zdolno�ci swojej kuzynki jako cz��
�wiata
Malmgarthu, na r�wni z wielkim, czerwonym dyskiem wschodz�cego s�o�ca, ros�,
kt�ra ka�dego
ranka spada�a nie wiadomo sk�d na traw� i kwiaty, czy nowymi ciel�tami i
�rebi�tami
w magiczny spos�b pojawiaj�cymi si� u boku swych matek oraz istnieniem innych
stworze� tak
m�odych jak oni sami.
Aislinn lubi�a wymyka� si� z zamku przed �witem i chodzi� boso po rosie. Matka i
s�u�ebne
od dawna ju� zaniecha�y pr�b zatrzymania jej w kobiecych komnatach i wyuczenia
takich
po�ytecznych umiej�tno�ci, jak szycie, haftowanie czy plotkowanie. Kiedy Mal si�
d�ugo nie
pojawia�, dziewczynka wysy�a�a ptaka, �eby za�wierka� w jego oknie, albo psa,
kt�ry wskakiwa�
na jego ��ko i liza� mu twarz, przez ca�y czas depcz�c go wielkimi �apami.
P�niej skradali si� do kuchni, gdzie kucharki w�a�nie zaczyna�y prac� i Mal
zabiera�
otrzymane ciastka lub kromki chleba. Nast�pnie wst�powali do mleczarni po kubki
�wie�ego,
ciep�ego mleka. Dopiero wtedy odwiedzali konie w stajni i jedli �niadanie w
s�sieku, obserwuj�c
stajennych zaprz�gaj�cych konie. Przeja�d�ka wozem zapewnia�a im ca�odzienny
pobyt na
okalaj�cych zamek polach, sk�d mogli w�drowa� we wszystkich kierunkach, udaj�c,
�e s�
banitami z Wielkiego Pustkowia, zamierzaj�cymi z�upi� Malmgarth, lub
obie�y�wiatami po raz
pierwszy odwiedzaj�cymi Krain� Dolin.
Ta sytuacja zadowala�a pana Rufusa, ale nie jego siostr�.
� Ten ch�opiec wcale si� nie uczy � zwyk�a mawia� przy kolacji w wielkiej sali.
Mal
i Aislinn od dawna powinni byli le�e� w ��kach, lecz cz�sto pozwalali sobie na
podgl�danie
niczego nie podejrzewaj�cych doros�ych.
� Ten ch�opiec � ci�gn�a pani Eirena � gania po okolicy jak zaj�c i uczy
Aislinn
karygodnych sztuczek. Ona nigdy nie nosi but�w, je�dzi konno z zadart� koszul�,
przesiaduje
w oborze i stajni i wci�� zadaje si� ze s�u�b�, zachowuj�c si� tak, jakby nie
by�a lepsza od nich.
Ten ch�opiec to m�ody dzikus, a nie odpowiednie towarzystwo dla szlachetnie
urodzonej
panienki!
� Powinna� wi�c sprawi� jej kilka stroj�w do konnej jazdy � o�wiadczy� pan Rufus
z szerokim u�miechem. � A ch�opiec w ten spos�b lepiej pozna okolic�, ni� gdyby
le�niczy
towarzyszy� mu przez ca�y dzie�. Niech jeszcze przez jaki� czas cieszy si�
wolno�ci� i w ko�cu
sam poczuje si� w�odarzem. Aislinn tylko na tym skorzysta, kiedy pewnego dnia
obejmie tu
rz�dy. B�dzie potrzebowa� gospodarza, kt�ry zna ka�dy kamie� i �cie�k� w
Malmgarcie.
� To jej przysz�y ma��onek b�dzie tu panem, a nie tw�j wychowanek � odpar�a z
przek�sem
pani Eirena. � Chocia� przypuszczam � doda�a niech�tnie � �e jako nasz bratanek
mo�e pozosta�
tutaj tak d�ugo, jak zechce.
� Obcy nie mo�e rz�dzi� Malmgarthem � odrzek� na to jej brat. � Musi si� kocha�
t� ziemi�,
gdy� inaczej nie b�dzie rodzi�a. To wrodzony dar.
� Nonsens � zaprzeczy�a Eirena. � M�wisz o ziemi tak, jakby by�a �ywa.
� Bo jest, pani siostro, bo jest � odpowiedzia� Rufus.
Wzmianka o przysz�ym ma��onku Aislinn, kt�ry mia�by przyby� do Malmgarthu, tylko
rozbawi�a dziewczynk� i jej kuzyna. Dobrze wiedzieli, co sta�oby si� z intruzem.
Aislinn
rozkaza�aby winnej latoro�li zwi�za� go mocno, chmurom � zmoczy� ulew�, a wilkom
�
przep�dzi�. W ich my�lach ten niepo��dany przybysz nierozerwalnie ��czy� si� z
Chlodwigiem,
drobnym cz�owieczkiem w podesz�ym wieku. W por�wnaniu z barczystym, ha�a�liwym
opiekunem Mala i Aislinn pe�nomocnik pana m�odego wygl�da� jak zesch�y li��
trz�s�cy si�
w podmuchach humoru Rufusa. Na uczcie weselnej ledwie skosztowa� jad�a z
talerza, kt�ry mia�
dzieli� z pann� m�od�. Aislinn ze wstr�tem odsun�a mi�so na jego cz�� talerza.
Podobnie
post�pi�a z innymi potrawami, kt�rych nie chcia�a je��. G��boko za to
zaczerpn�a z kielicha,
kt�rego Chlodwig tylko dotkn�� ustami. Wygl�da� jak zaniepokojony stary kogut,
kt�rego lubi�
podskubywa� m�odsze osobniki. Podczas tej uroczystej biesiady dziewczynka �mia�a
si� z niego
w duchu i wymienia�a spojrzenia z siedz�cym naprzeciw Malem, kt�ry w nowym,
niewygodnym
ubraniu wci�� wierci� si� na sto�ku.
Aislinn i Mal szybko zapomnieli o tej uroczysto�ci. Za osiem lat pan m�ody mia�
przyby� do
swej ma��onki, �eby obj�� w posiadanie jej posag. Malmgarth, ale dzieciom okres
ten wydawa�
si� wieczno�ci�. Podobny do wychud�ego ptaka Chlodwig i Hrok rych�o przestali
dla nich istnie�.
Nic nie mog�o zmusi� Aislinn i Mala, by zachowywali si� tak, jak zdaniem pani
Eireny
powinni zachowywa� si� m�ody szlachcic i szlachcianka (sk�din�d niewiele
wiedzia�a ona
o wychowaniu dzieci i o sposobach ich kontrolowania). Najlepiej powiod�a si� jej
pr�ba
nastraszenia obojga, ale d�ugotrwa�ego efektu te� nie osi�gn�a. Kiedy Aislinn
by�a ju� na tyle
du�a, �e na swych kr�tkich n�kach depta�a Malowi po pi�tach, pani Eirena
opowiedzia�a im
ponur� histori� o czarnym wozie. Trzyma�a przy tym Mala za rami�, wpija�a w nie
paznokcie i,
patrz�c mu prosto w oczy, u�wiadomi�a straszny los, jaki czeka jego i Aislinn,
je�eli si� nie
poprawi�.
� Jest wielki, czarny w�z, pokryty dziwnymi napisami Dawnego Ludu, i ma on dwa
ko�a,
kt�re obracaj�c si� ha�asuj� g�o�no jak grom. Ci�gnie go obdarty ze sk�ry w�,
kt�ry ju� dawno
zdech�, lecz z�e uczynki ma�ych dzieci dodaj� mu si�. Je�dzi on po domach, w
kt�rych �yj� ma�e
z�e dzieci, doprowadzaj�ce do rozpaczy swoje matki. Kiedy w�z si� zatrzyma,
wtedy wo�nica,
ghul w d�ugiej, szarej opo�czy, schodzi na ziemi�, bierze wielki hak do siana,
�apie nim dzieci
i wsadza je do wozu, z kt�rego nie mog� zej��, cho�by nie wiem jak krzycza�y i
p�aka�y. Ghul
zabiera je daleko, tam gdzie po�eraj� je wilki, kriki i inne z�e stwory, kt�rym
smakuj� z�e dzieci.
Czy chcieliby�cie, �eby ten czarny w�z przyby� po was do Malmagarthu, wy
przekorne,
niezno�ne dzieciaki?
Ciarki przebiega�y Malowi po grzbiecie za ka�dym razem, kiedy s�ysza� t�
opowie��, nawet
gdy by� ju� za du�y, by si� l�ka� takich bajek. Ale Aislinn zawsze s�ucha�a
matki z otwartymi
ustami, nie odrywaj�c od niej wzroku, bez wzgl�du na to, jak cz�sto pani Eirena
usi�owa�a ukara�
c�rk�, strasz�c j� czarnym wozem.
Wydawa�o si�, �e dziewczynka niemal bez przerwy wymy�la coraz to nowe psoty,
robi�c
w�a�nie to, czego jej wyra�nie zakazano, a im bardziej przera�a�o to Mala, tym
wi�kszy budzi�o
w niej zachwyt.
� Chod�my do ruin Dawnego Ludu � zaproponowa�a po kolejnej reprymendzie z powodu
straty jeszcze jednej pi�knej sukienki, kt�ra tym razem uton�a w rzece. � Do
ruin, w kt�rych
kiedy� pokaza�am ci �nie�nego kota, pami�tasz?
� To zakazane miejsce � zaoponowa� Mal. � Dawni Ludzie zostawili tam jakiego�
ducha,
kt�ry nie dopuszcza nikogo obcego.
To dobre miejsce � powiedzia�a stanowczo Aislinn. � A teraz chod� ze mn� albo
p�jd� tam
sama.
Ch�opiec zaprzesta� protest�w. Wi�ksz� zbrodni� ni� towarzyszenie Aislinn by�oby
pozostawienie jej samej w niebezpiecze�stwie. Opu�ciwszy zamek, przeszli przez
zwodzony
most. Z drugiej strony mostu, na skraju lasu, sta�y chaty s�ug i robotnik�w
rolnych, kt�rzy
w czasach pokoju mieszkali poza murami zamku. W lesie, gdzie ros�y wielkie,
omsza�e drzewa,
w kamiennej cha�upie, kt�rej �ciany mocniej ��czy� mech ni� niewidoczna zaprawa
murarska,
osiedli�a si� stara Merdice. Kr�ta �cie�ka prowadzi�a z jej domostwa do zamku.
Chodzi�a ni�
codziennie do destylarni, �eby sporz�dzi� potrzebne lekarstwa.
Mal j�kn��. To by� jeszcze jeden zabroniony spos�b sp�dzania czasu:
podpatrywanie zielarki.
Na szcz�cie dzisiaj drzwi jej chaty by�y zamkni�te i dym nie uchodzi� z otworu
w dachu. Du�y,
�aciaty kot my� si� starannie na progu. Us�yszawszy ich kroki, podni�s� czujnie�
oczy i nie
opuszczaj�c �apy, przygl�da� si� intruzom. Kiedy Aislinn podesz�a do niego,
wymawiaj�c
zrozumia�e dla zwierz�cia s�owa, kt�re Mal ju� zna�, kot odwr�ci� si�, da� susa
i znikn��
w krzakach.
� Poszed� zawiadomi� Merdice � os�dzi� ch�opiec. � Ona zawsze wie o wszystkim,
co
robimy, wszystko wypatrzy swoimi z�ymi oczami.
� Nie, nie wie � zaoponowa�a Aislinn. � To tylko stara kobieta. Nie boj� si�
jej.
� A w�a�nie, �e si� boisz. Zawsze przebiegasz obok destylarni najszybciej, jak
tylko
potrafisz.
� Ju� nie. My�l�, �e chcia�abym kiedy� z ni� porozmawia�. Czy aby ty si� jej nie
obawiasz?
� Obawia� si� jej? Pr�dzej ba�bym si� starego Chlodwiga.
Pod tymi jednak przechwa�kami kry�y si� przenikni�te strachem wspomnienia, w
kt�rych
Merdice i Aislinn ��czy�a jaka� silna wi�. Ch�opiec niewiele pami�ta� poza tym,
�e schowa� si�
za gobelinem i �e Merdice szuka�a go, uderzaj�c w grub� tkanin�. Je�eli Aislinn
przebieg�a obok
destylarni tak szybko, jak tylko mog�a, to tylko dlatego, �e chcia�a go dogoni�.
Ruiny odwiedzali tylko podczas d�u�szych konnych wypraw. Znajdowa�y si� na
pobliskim
wzg�rzu, a kamienne bloki ze strzaskanych mur�w le�a�y a� u jego podn�a, tak �e
przed
dotarciem na szczyt trzeba by�o pokonywa� prawdziwy labirynt. Nie znali
przeznaczenia
zniszczonego budynku, gdy� niewiele z niego pozosta�o poza stosem zdobionych
o�cie�nic
i nadpro�y oraz powalonymi pi�knie rze�bionymi kolumnami z niebieskawego
kamienia, kt�re
tak dobrze znios�y wszystkie niepogody, i� nadal na nich widnia�y niezrozumia�e
symbole.
Te symbole i �lady bytno�ci poprzednich mieszka�c�w okolicy zwanej obecnie
Malmgarthem niepokoi�y Mala. Czu�, �e ludzie dopiero niedawno przybyli do Krainy
Dolin,
a i to tylko na jaki� czas. Je�eli budowniczowie takiego ogromnego gmachu
opu�cili go dawno
temu, to pewnego dnia i Malmgarth mo�e spotka taki sam los.
Aislinn nie nurtowa�y podobne obawy. Kr��y�a po ruinach, rozgl�daj�c si� tak
uwa�nie,
jakby ich nie zwiedza�a, tylko szuka�a czego�, co tylko ona jedna mog�a
rozpozna�. Mal wspina�
si� tu� za ni�, �eby nie straci� jej z oczu, gdy� w ka�dej chwili mog�a znikn��
w jednym
z ciemnych otwor�w, kt�re kusi�y ka�dego nieostro�nego, acz ciekawskiego
w�drowca. Nie
zapomnia� �nie�nego kota, kt�ry przed dwoma laty zamieszkiwa� jedn� z takich
grot.
Dziewczynka nie chcia�a tym razem myszkowa� tam gdzie zwykle. Przywo�a�a kuzyna
ruchem r�ki i wspi�a si� na szczyt sterty pop�kanych kamiennych blok�w, sk�d
spojrzeli na
miejsce, kt�re kiedy� mog�o by� dziedzi�cem niewielkiego zamku.
To niedogodny teren do budowy twierdzy � orzek� ch�opiec. � Za daleko od p�l i
��k.
� To nie by� zamek � odpar�a Aislinn, rozgl�daj�c si� wok�. � Do tego miejsca
przybywali
ludzie, �eby odzyska� si�y. Chod�, tam co� jest.
� Nie musisz go s�ucha�, moja �liczna. On nie mo�e ci rozkazywa�.
W jej oczach pojawi� si� nieprzyjemny b�ysk triumfu, ale Aislinn cofn�a si� o
krok w stron�
Mala.
� Mal jest moim przyjacielem � o�wiadczy�a � i lubi� go bardziej ni� ciebie,
mimo �e jeste�
moj� opiekunk�. Mal nie pozwoli mnie skrzywdzi�. I nigdy nie pozwala�.
Odwr�ci�a si� szybko i podesz�a do ch�opca. Przez d�ug� chwil� Mal i zielarka
patrzyli sobie
w oczy z nieufno�ci� i niech�ci�. Wreszcie Merdice odwr�ci�a si�, chwyci�a
srebrn� czar�
i wepchn�a j� do torby, mamrocz�c co� gniewnie pod nosem.
Po tym spotkaniu Mal zacz�� uwa�niej obserwowa� zachowanie Merdice i z niemi�ym
zdziwieniem spostrzeg�, jak�e cz�sto pojawia�a si� w polu widzenia Aislinn, czy
to lecz�c
chorych ludzi i zwierz�ta, czy te� zbieraj�c w pobli�u zio�a. Z destylarni
obserwowa�a bowiem
okno komnaty dziewczynki w kobiecym skrzydle zamku oraz drzwi wychodz�ce stamt�d
na
dziedziniec.
Pani Eirena spos�pnia�a jeszcze bardziej, gdy jej c�rka wyros�a na wysok�
dziewczyn�
o gibkiej postaci, d�ugich, zgrabnych ko�czynach i szarych oczach, niepokoj�co;
cz�sto
zapatrzonych w dal. Uwa�ano, �e m�ode panny szlachetnego rodu powinny si�
zastanawia� tylko
nad tym, jak najpi�kniej wygl�da� albo nad barw� we�ny, kt�rej zamierza�y u�y�
do tkania
gobelinu czy haftowania.
Aislinn wszak�e zadawa�a pytania, a powinna by�a milcze� i nie poszerza� swej
wiedzy.
� Matko, sk�d przybyli�my? To znaczy, z jakiego �wiata, zanim zamieszkali�my w
Krainie
Dolin?
� Zanim zamieszkali�my w Krainie Dolin? Nie mieszkali�my w innym �wiecie, moje
dziecko. Nasi przodkowie przybyli tutaj na d�ugo przed wojn� z Alizonem i
zbudowali zamki
i zagrody. Nie istnia�o �adne �przedtem�. Kto ci podsun�� tak� my�l? Mal, a mo�e
Merdice?
� Mal tego nie wie, Merdice r�wnie�. A je�li wie, to nie chce mi powiedzie�. Nie
s�dz�
jednak, �eby to wiedzia�a. Jest tylko s�u�ebn�.
� Tak, istotnie, jest tylko s�u�ebn� i nie powinna� tak cz�sto z ni� rozmawia�.
Nie wypada,
�eby szlachetnie urodzona panienka spoufala�a si� ze s�u�b�. Gdyby to ode mnie
zale�a�o, dawno
bym j� odprawi�a.
� Merdice jest moj� opiekunk� i musi tu pozosta�. Nikt nie zna tak p�l i gaj�w
Malmgarthu
jak ona i nikt nie wie, gdzie rosn� potrzebne zio�a. Nie musisz obawia� si�
Merdice, matko. Nie
ma w niej nic z�ego.
� C� za szczeg�lne, dziwaczne my�li przychodz� ci do g�owy, c�rko? Za trzy lata
ju� nie
b�dziesz mia�a czasu na zastanawianie si� nad takimi g�upstwami jak tajemne moce
i czary.
B�dziesz musia�a troszczy� si� o swego ma��onka, a wkr�tce potem i o dzieci.
Gdybym tylko
trzyma�a ci� kr�tko, kiedy by�a� Mala, i zabroni�a ci biega� wsz�dzie za
Malem...
� Nie zdo�a�aby� zatrzyma� mnie wtedy w zamku, matko, tak jak teraz nie mo�esz
powstrzyma� mnie od robienia tego, co uwa�am za s�uszne.
C� to za mowa?! Czy chcesz z�ama� mi serce po tym wszystkim, co dla ciebie
zrobi�am?!
� S� rzeczy, kt�re musz� zrobi�, matko.
� Nonsens. Jeste� m�od�, szlachetnie urodzon� pann� i nie musisz nic robi� poza
wyj�ciem za
m�� i urodzeniem dziedzica dla Malmgarthu.
� Nie, matko, s� jeszcze inne, wa�niejsze rzeczy do zrobienia.
� Rzeczywi�cie! A kto zdecydowa�, �e musisz by� taka wynios�a i wa�na? Jeste�
tylko
dziewczyn�, moja droga, i pewnego dnia przekonasz si�, jak niewiele znaczysz!
Na usta Aislinn wyp�yn�� dziwny, tajemniczy i smutny u�miech, a u�miecha�a si�
bardzo
rzadko.
� Matko, ka�dy cz�owiek jest wa�ny.
Teraz, gdy Mal sko�czy� siedemna�cie lat, Rufus na dobre zacz�� uczy� go
obowi�zk�w
gospodarza w�o�ci i Aislinn ju� nie mog�a mu tak cz�sto, jakby chcia�a,
towarzyszy�. Je�dzi� ze
stryjem na jesienne jarmarki, gdzie sprzedawano lub kupowano zbo�e, �ywy
inwentarz, len
i pokrzyw� do tkania, a tak�e pi�kne materia�y na suknie dla pa� z Malmgarthu
oraz niezliczone
inne towary wystawiane w namiotach i os�oni�tych p�achtami kramach.
Tylu s�ug z Malmgarthu, ilu mo�na by�o oderwa� od pracy, wyruszy�o pewnego dnia
na
jarmark z wozami pe�nymi towar�w na sprzeda�. Z tej�e okazji zabra�y si� te�
damy. Aislinn, jej
matka oraz dwie ciotki mia�y ca�y w�z dla siebie, ale dziewczynka zdo�a�a z
niego uciec,
przesiad�a si� na konia i przy��czy�a do Mala. Gdy za� dotarli na targ, posz�a z
Malem i Rufusem
obejrze� zwierz�ta poci�gowe i sprz�t rolniczy. Sko�czy�a trzyna�cie lat i
stawa�a si� m�od�
dam�, lecz wci�� �ywi�a wstr�t do d�ugich, sztywnych od haft�w sukien, w kt�rych
si� dusi�a, nie
cierpia�a te� towarzystwa innych szlachetnie urodzonych pa� i ich c�rek. Z
wiekiem przesta�a ju�
jednak zrzuca� kr�puj�cy cia�o str�j i ta�czy� na ��ce w cienkiej koszuli. Pani
Eirena za� uleg�a
na tyle, �e pozwala�a jej nosi� kr�tsze sp�dnice do konnej jazdy i wysokie buty.
Aislinn wszak�e
nadal uwielbia�a chodzi� boso po rosie, z rozpuszczonymi jasnymi puklami,
kt�rych nie
przytrzymywa�a siatk� ani nie upina�a grzebieniami i szpilkami, jak przysta�oby
na dam�. Mal
r�wnie� nie lubi� ogl�da� jej w strojnych sukniach z w�osami splecionymi w
warkocze, ciasno
okr�conymi wok� g�owy.
Na jarmarku Aislinn przechadza�a si� w towarzystwie Mala, z r�wnym
zainteresowaniem
przygl�daj�c si� ludziom, jak i wystawionym na sprzeda� towarom. Mia�a na sobie
skromny str�j
do konnej jazdy i mierzy�a wzrokiem inne m�ode panny w eleganckich sukniach,
specjalnie
w�o�onych na t� okazj�, chc�c spodoba� si� ewentualnym konkurentom.
Ugodzi�o j� wiele ciekawskich i chytrych spojrze�. Mal widzia�, jak dziewcz�ta
szepcz�,
os�aniaj�c usta d�o�mi i wachlarzami. Chocia� Aislinn interesowa�a si� tylko
towarami, kt�re
ogl�da�a w kramach � srebrnymi ostrogami, ozdobami do uzd i wodzy, dzwoneczkami
do
zaprz�g�w i pi�knymi, barwnymi derkami. Mala ubod�y szydercze i lekcewa��ce
u�mieszki
dziewcz�t.
� To jest panna Aislinn, kt�ra ma po�lubi� Hroka z Brettfordu � szepn�a kt�ra�
z dam
stoj�cych przy kramie tkacza. � Prawda, �e nie�adna i blada? Jej ma��onka
bardziej ucieszy jej
posag ni� taka �ona!
� Czy Brettfordowie przyb�d� na jarmark? � zapyta�a inna. � Je�li tak, to
starszy pan b�dzie
m�g� zobaczy�, jak� ma��onk� wybra� dla swego syna. Nie wiadomo, kto jest jej
ojcem. Pani
Eirena nigdy nie chcia�a go nikomu pokaza�.
� Cicho! Idzie tu! Uciszcie si�!
Je�eli Aislinn je us�ysza�a, nie da�a nic po sobie pozna�, ale Mal, mijaj�c je,
spiorunowa�
spojrzeniem plotkarki.
� Te g�si co� za du�o g�gaj�. Po�piesz si�! � powiedzia� g�o�no do kuzynki.
Aislinn wszak�e nie przy�pieszy�a kroku, gdy� zamierza�a obejrze� wszystko, co
si� da�o.
Uwag� jej przyci�gn�� stoj�cy na uboczu postrz�piony namiot, przed kt�rym
kuglarz zabawia�
grupk� widz�w. Ciemnooki m�odzian akompaniowa� kuglarzowi na jakim� instrumencie
strunowym i to ku niemu skierowa�a si� dziewczynka.
Zwinnie przecisn�a si� przez t�umek i stan�a przed ch�opcem. Obdarty m�ody
minstrel,
kt�ry przez ca�e �ycie w�drowa�, utrzymuj�c si� z datk�w, i szlachetnie urodzona
panna
wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Minstrel by� bli�szy jej wiekiem od Mala.
Jego ogorza��
twarz rozja�ni� promienny u�miech. Mal uzna� to za nader �mia�e wobec wy�ej
postawionej od
siebie osoby. Rozgniewa�o go to i postanowi� nak�oni� Aislinn do p�j�cia dalej.
� Z drugiej strony targowiska jest ciekawsze widowisko � powiedzia�. � Ci
kuglarze tutaj to
tylko w�drowni �ebracy, a w dodatku zachowuj� si� bezczelnie wobec dam.
� Och, sp�jrz, Malu � Aislinn zatrzyma�a si� obok nast�pnego kramu i jej oblicze
nagle si�
zachmurzy�o. � On ma ptaki w klatkach! Chcia�abym kupi� je wszystkie i wypu�ci�
je na
wolno��! Zr�b to, Malu!
Mal chwyci� j� za r�k� i spr�bowa� odci�gn�� od szczebioc�cych wi�ni�w.
� Chod� dalej, Aislinn! Niech kupiec sprzeda te ptaki. Po�yj� d�u�ej jako
ulubie�cy dam, ni�
gdyby pozosta�y w lesie.
� A czy ty chcia�by� zamieni� wolno�� na d�ugie �ycie w niewoli? � zapyta�a
dziewczynka,
a jej oczy zap�on�y gniewem. Zapar�a si� w ziemi� i patrzy�a ze z�o�ci� na
ptasznika, nie
zwa�aj�c na zaciekawionych i rozbawionych gapi�w.
Wszystkie oznaki �wiadczy�y, �e Aislinn nie ust�pi. Mal st�umi� westchnienie i
si�gn�� po
sakiewk�. Nie by�a wypchana, ale prawdopodobnie zdo�a�by sk�oni� ptasznika, by
wypu�ci� na
wolno�� wszystkie ptaki.
� Ma�e ptaszki s� dobrymi towarzyszami dla dam � zacz�� z oburzeniem kupiec. �
�e s�
w klatkach, to nie pow�d do zmartwienia. Im to wcale nie przeszkadza, s�
codziennie karmione
i chronione przed soko�ami i �asicami. Wielu z nas zadowoli�oby takie �ycie �
zrz�dzi�. Jednak�e
wzi�� od Mala sakiewk� i zacz�� otwiera� klatki.
Czekaj�cy na ma��onki m�czy�ni zachichotali. Ch�opiec zaczerwieni� si� po uszy
i obrzuci�
zab�jczym spojrzeniem Aislinn, a raczej miejsce, na kt�rym sta�a przed chwil�.
Odesz�a, bo
zapewne co� innego zwr�ci�o jej uwag�.
A mo�e obdartus z namiotu kuglarzy poszed� za ni� i j� porwa� dla okupu? Ka�dy
spotkany
w t�umie lubie�nik m�g�by zap�on�� na jej widok ��dz�. Bez opieki Mala Aislinn
mog�y spotka�
niezliczone nieszcz�cia. Ch�opiec przepchn�� si� przez t�um, przeklinaj�c
chmurz�ce si� niebo.
Poszed� prosto do namiotu igrc�w, ale kuglarz wraz z synem wci�� jeszcze
zabawia� r�wnie
obdartych jak on sam widz�w. Mal przeszuka� teren wok� ich namiotu i wozu i nie
natrafi� na
�aden �lad Aislinn. �ona kuglarza siedzia�a, tul�c w milczeniu niemowl�,
przera�ona gniewnym
zachowaniem m�odego panka.
Mal zatrzyma� si� przed ni� i zapyta�:
� Czy widzia�a� m�od� dziewczyn� ubran� w czerwony kaftan i taki� str�j do
konnej jazdy?
Kobieta spojrza�a na niego z przestrachem.
� Widzia�am j� � szepn�a. � Ona jest jedn� z nich, tak samo jak tamten ch�opak.
Jego matka
umar�a przy porodzie. Wola�abym, �eby umar� razem z ni� i jego ojciec. Twoja
panienka jest
podobna do tego ch�opca. Pozna�abym ka�de z nich, po tym, co zobaczy�am...
� Czy ten kuglarz jest twoim m�em?
� Tak i to na moje nieszcz�cie. Trzymaj si� od nich z daleka. On nie jest... �
D�ugi cie� pad�
nagle na namiot i kobieta urwa�a. W bladym �wietle pochmurnego dnia Mal
rozpozna� Merdice.
Na jej widok zmartwia�. To spotkanie nie wr�y�o nic dobrego.
� Niekt�rzy, miast si� wzi�� do roboty, miel� j�zykami po pr�nicy � odezwa�a
si� zielarka.
�ona kuglarza umkn�a z dzieckiem. Merdice za� zwr�ci�a si� do Mala:
� Chod�, poka�� ci t�, kt�rej szukasz. Nie ma co, �adny z ciebie opiekun!
� Wiesz, dok�d posz�a?
� Zawsze wiem, gdzie ona jest. � Ruchem g�owy wskaza�a na najbli�szy kram.
� A co ty tu robisz? � Zainteresowa� si� Mal. � Co kto� taki jak ty ma do roboty
na jarmarku?
� Nic, zupe�nie nic � odpar�a Merdice.
Mal znalaz� Aislinn w towarzystwie czterech innych panienek. Grupce
rozszczebiotanych
dziewcz�t przygl�da�y si� ich matki i s�u�ebne. �wiergota�y jak stado ptak�w,
opowiada�y
o swoich domach w odleg�ych Dolinach, najwyra�niej zachwycone tym spotkaniem.
Ch�opak
zajrza� tylko do namiotu i si� wycofa�. Merdice przystan�a obok niego, jakby
zamierza�a czeka�.
� Jeste� zadowolony? � spyta�a.
� Nie � odrzek�. � Sk�d ona je zna? Rozmowa z nimi najwidoczniej j� cieszy, a
przecie�
w domu nie chce rozmawia� z innymi. Uwa�a, �e dziewczyny s� g�upie i nudne.
� I ma racj�, poniewa� takie s� � odpar�a z�o�liwie zielarka. � Czy ju�
widzia�e� jej
przysz�ego m�a? Jest na jarmarku i Eirena przygotowuje ich spotkanie.
� Nie obchodzi mnie to! � warkn�� Mal.
� Czy�by� by� zazdrosny? Tylko dlaczego? Przecie� zawsze wiedzia�e�, �e Aislinn
nie jest
dla ciebie.
Rozgniewany m�odzieniec uszed� kilka krok�w, ale po chwili zastanowienia
zawr�ci�
i wszed� do namiotu.
� Robi si� p�no, pani � zwr�ci� si� uprzejmie do Aislinn. � Twoja matka b�dzie
si�
niepokoi�.
W powrotnej drodze do namiot�w Malmgarth�w dziewczyna wzi�a go pod r�k�,
westchn�a, nadal pas�c oczy obrazami jarmarku, i powiedzia�a uszcz�liwiona:
� Nigdy dot�d tak dobrze si� nie bawi�am. Musimy przyje�d�a� tu co roku i
spotka� si�
z tymi, kt�rych teraz poznali�my.
� Kim s� dziewcz�ta, z kt�rymi rozmawia�a�? � spyta� jej towarzysz. � Nigdy
przedtem ich
nie widzia�a�.
� Och, to Mearr, Lilias i Ana! � odpar�a i podskoczy�a lekko. � Czuj� si�,
jakbym zna�a je od
dawna. S� moimi przyjaci�kami. Czy nie wydaje ci si�, �e poznajesz przyjaci�
od razu, kiedy
spotykasz ich po raz pierwszy? I nie jest tak z nikim innym. A przecie� nikt nie
jest taki sam
i nigdy nie b�dzie. Mam czworo przyjaci� � Mearr, Lilias, An� i ciebie.
Postanowi�am, �e
Merdice zostanie moj� pi�t� przyjaci�k�. Przesz�a pieszo taki kawa� drogi, �eby
tylko m�c mnie
strzec. Chc�, �eby� poszed� do namiotu kuglarza i powiedzia� jej, by zamieszka�a
w namiocie
mojej matki.
� Ona tego nie zrobi � odpar� Mal � a twojej matce to si� nie spodoba. Merdice
�mierdzi.
Aislinn po chwili zastanowienia powiedzia�a:
� Mo�e masz racj�. Moja matka nie spodziewa�aby si� Merdice. Ale jako� j�
przeci�gn� na
swoj� stron�, sam si� przekonasz.
Mal z ulg� westchn�� w duchu, lecz czeka�a go jeszcze jedna, najci�sza pr�ba.
Nast�pnego
dnia rano pani Eirena doprowadzi�a do dawno oczekiwanego spotkania Aislinn z jej
przysz�ym
m�em, Hrokiem z Brettfordu.
Hrok w niczym nie przypomina� chudego jak szczapa, wielokrotnie wy�miewanego
Chlodwiga. Mal by� przekonany, �e znienawidzi go od pierwszego wejrzenia, i
sta�o si� to
w chwili, gdy orszak z Brettfordu z Hrokiem na czele zbli�y� si� do namiot�w
Rufusa. Hrok
dosiada� drobi�cego nogami mlecznobia�ego ogiera we wspania�ym rz�dzie. Mal
pomy�la�
gniewnie o pi�knym malmgarckim siwku, kt�rego jego stryj pos�a� panu m�odemu
jako weselny
dar. Obok Hroka jecha� jego ojciec na kasztanie, a poza nimi damy z ich domu.
Brettford le�a�
zbyt daleko, by jego mieszka�cy mogli wygodnie podr�owa� wozami, dlatego
jechali konno
i wie�li przeznaczone na sprzeda� towary w konnych jukach.
Pan Brettford, pani Eirena i pan Rufus wymienili wiele wspania�ych podarunk�w,
podczas
gdy Aislinn i Hrok sztywno stali obok siebie, czekaj�c na zako�czenie
powitalnych formalno�ci,
po kt�rych miano ceremonialnie przedstawi� �on� m�owi. Gdyby do spotkania
dosz�o
w Malmgarcie, Mal wymkn��by si�, �eby ukry� miotaj�c� nim zazdro��, ale tutaj,
na ��ce, na
kt�rej odbywa� si� jarmark, m�g� tylko piorunowa� spojrzeniem Hroka, stoj�c
pomi�dzy
ustawionymi w dwuszeregu jedenastoma dru�ynnikami pana Rufusa.
Aislinn dygn�a i natychmiast zapad�a w milczenie, robi�c wszystko, �eby wydawa�
si�
blad�, apatyczn� i omdlewaj�c�. Mal wiedzia�, �e jego kuzynka d�sa si�, poniewa�
zmuszono j�
do w�o�enia sukni tak sztywnej, i� sama mog�aby stan�� obok swej w�a�cicielki. W
dodatku pani
Eirena osobi�cie dopilnowa�a, by w�osy Aislinn upi�to w wymy�ln� fryzur�, kt�ra
razi�a u tak
szczup�ej dziewczynki, pozbawiaj�c j� wrodzonej urody i zast�puj�c czym�
sztucznym.
Hrok by� wymuskanym m�odzie�cem mniej wi�cej w wieku Mala. Zachowywa� si�
z wystudiowan� uprzejmo�ci�, kt�rej jednak nie okazywa� nikomu z Malmgartczyk�w.
Wyj�tek
zrobi� dla pana Rufusa i pani Eireny. Skin�� oboj�tnie g�ow�, kiedy
przedstawiono mu Mala,
kt�ry spogl�da� na niego tak gro�nie, jak tylko potrafi�. Hrok dostrzeg�
nienawi�� Mala, kt�rego
to bynajmniej nie obesz�o, gdyby wzrok m�g� zabija�, z rozkosz� u�mierci�by
Hroka na miejscu.
Zanim jarmark si� zako�czy�, do Mala dotar�y plotki, �e Hrok jest zadowolony ze
swej
ma��onki, aczkolwiek by�o bez �adnego znaczenia, czy zaakceptowa� ten zwi�zek.
Jako
najm�odszy syn musia� zadowoli� si� tym, co przyni�s� mu los. Brettfordowie
aluzyjnie
przymawiali si� o zaproszenie Hroka do Malmgarthu, ale Rufus udawa�, �e tego nie
zauwa�a.
W powrotnej drodze pani Eirena by�a a� sina z w�ciek�o�ci na nieuprzejme
zachowanie brata.
III
Od czasu jarmarku Aislinn nadal szuka�a towarzystwa Mala, lecz czyni�a to
bardziej
nie�mia�o ni� przedtem. Mal zachowywa� si� tak wynio�le i sztywno, �e obawia�a
si�, i�
nie�wiadomie musia�a w jaki� spos�b zdradzi� ich przyja��. W towarzystwie by�
dla niej
uprzejmy, cho� daleki i oboj�tny, ale gdy zostawali sami, dos�ownie odtr�ca� j�
i przewa�nie
milcza�, odpowiadaj�c zdawkowo na jej pytania. Cierpia�a w milczeniu; bardzo go
kocha�a i ufa�a
mu bez zastrze�e�.
Aislinn niejasno sobie u�wiadamia�a, �e Mal sta� si� taki od dnia, w kt�rym Hrok
zosta�
przedstawiony jako przysz�y pan na Malmgarcie. A mo�e przyczyn� wrogo�ci Mala
by�o
odkrycie przez ni� g�os�w przemawiaj�cych w podmuchach wiatru? Zdarzy�o si� to
nast�pnego
dnia, w powrotnej drodze z jarmarku, kiedy mijali ruiny Dawnego Ludu. Tak
wyra�nie us�ysza�a
urywek rozmowy, �e odwr�ci�a si� do kuzyna, s�dz�c, �e to on si� do niej
odezwa�.
� Nie, to nie ja � odrzek� z irytacj�. � Ja nic nie us�ysza�em. Czy to zbrodnia,
�e m�czyzna
chce pomilcze� przez chwil�?
� Tylko wtedy, gdy ten tak zwany m�czyzna ma zaledwie siedemna�cie lat �
powiedzia�a
�artobliwie. � Malu, ja naprawd� us�ysza�am jaki� g�os.
� Mo�e to by� g�os twojego m�a, Hroka! � warkn�� w odpowiedzi.
Mr�z przeszed� Aislinn na wzmiank� o Hroku, kt�ry ju� za trzy kr�tkie lata mia�
zjawi� si�
w zamku i uczyni� j� swoj� �on�, a Malmgarth swym domem. W jednej chwili
opu�ci�a j�
rado��. C