13487

Szczegóły
Tytuł 13487
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13487 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13487 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13487 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

KORNELIA DOBKIEWICZOWA MIEDZIANA LAMPA NASZA KSI�GARNIA r k KORNELIA DOBKIEWICZOWA MIEDZIANA LAMPA BA�NIE I OPOWIE�CI O �L�SKIM SKARBNIKU ilustrowa� A. Boraty�ski NASZA KSI�GARNIA 1969 PRINTED IN POLAND Instytut Wydawniczy �Nasza Ksi�garnia", Warszawa 1969 r. Wydanie III. Nak�ad 30 000 + 277 egz. Ark. wyd. 8,9; ark. druk. 10,75 + 8 wk�adek. Papier druk. mat. kl. III, 70 g, 82 X 104/24 (W�oc)awek). Na wk�adki papier offsetowy kl. III, 120 g, 84 X 108/24 (Boraszowice). Oddano do produkcji w styczniu 1969 r. Podpisano do druku w lipcu 1969 r. Druk uko�czono we wrze�niu 1969 r. Sk�ad, druk i oprawa: Drukarnia Narodowa w Krakowie. Zam. 76/69. Pruk wk�adek: Zak�ady Graficzne w �odzi. A-70-1193 �Odwieczna, stara jak wydobywanie kruszc�w jest wiara w istnienie Skarbnika na �l�sku..." (St. Wasylewski � �Legendy i ba�nie �l�skie") 'S: CZERWONE I CZARNE KAMIENIE Niegdy� na ziemi �l�skiej szumia�a wielka puszcza. Cisy i bia�okore brzozy ros�y tam obok modrzewi, d�b�w i buk�w pot�nych, kt�re jesieni� odziewaj� si� w najpi�kniejsze z�oto i purpur�. W�r�d nich ciemnia�y sosny i �wierki o pniach szarych od porost�w. Do�em krzewi�y si� zaro�la malin i leszczyn, a niekiedy spomi�dzy zielonego g�szczu ukazywa�a swe korale kalina. Dni ca�e w puszczy s�ycha� by�o stukanie siekier, a weso�e nawo�ywania drwali przeplata�y si� z piosnkami dziewczyn i z dzieci�cym �miechem. Z wiosek i miast okolicznych przybywali tu ludzie, pieszo i wozami, �cinali drzewa na opa�, by w czasie srogiej zimy by�o czym podsyca� ogie� na palenisku. Zbierano te� pilnie chrust, zbierano suche igliwie i mech. Jesieni� na �cie�kach le�nych spotka� mo�na by�o i stark� w grubych chustach, z wie�kim nar�czem chrustu na plecach, i sta-rzyka siwobrodego, to weso�ych malc�w wioz�cych susz le�ny na w�zkach i taczkach z wrzaw� i uciech�. Puszcza u�ycza�a wszystkim hojnie swego bogactwa. Wszyscy te� starali si� najpi�niej o drzewo na zim�, bo wtedy jeszcze innego opa�u na �l�sku nie u�ywano. Ludzie nie znali w�gla! Nie wiedzieli, �e le�y on w ziemi, w grubych pok�adach, tu�, blisko, pod klepiskiem chaty i pod powierzchni� pola obsianego zbo�em. Nie domy�lali si�, �e niekiedy depcz� po nim. Kiedy jesienne s�o�ce z�oci�o najpi�kniej listki na brzozach, a �wawe pszczo�y t�umem ca�ym uwija�y si� po�r�d rozkwit�ych wrzos�w, przybieg�a po chrust do lasu Hanulka sierota, ta, kt�rej chatka sta�a na ko�cu wsi, male�ka i uboga, ze strzech� przerzedzon� przez wiatry. Sama Hanulka weso�a by�a i pracowita jak pszcz�ka. Biegn�c przez las wt�rowa�a sw� pie�niczk� szumowi ga��zi i ptakom, kt�re zlecia�y si� do kalinowych jag�d. Ja, uboga sieroteczka, nie mam korali, moja matka-wyrobnica nie sieje roli... � Oto masz korale, Hanulko! � zawo�a� nieoczekiwanie weso�y g�os i na �cie�k� wyszed� ch�opak jasnow�osy, w brunatnym kaftanie i w po�atanych sk�rzniach* na nogach Za pasem mia� piszcza�k� w�asnej roboty. * Obja�nienia wyraz�w trudniejszych i gwarowych znajduj� si� na ko�cu ksi��ki. 6 ii Sta� przed dziewczyn� uradowany i tym, �e j� widzi, i tym, �e znalaz� dla niej w lesie najpi�kniejsze z kalinowych gron, kt�re tak bardzo lubi�a. Hanulka klasn�a w r�ce z uciechy, chwyci�a jagody i przystroi�a nimi warkocze. � Tak rano jeszcze, a ty� ju� w lesie, Matyjaszku! I czeg� to szukasz po rosie? � zawo�a�a. � Czego szukam, tom i znalaz�! � za�mia� si� ch�opak. � Przyszed�em ci pom�c, Hanulko, bo si� tu utrudzisz sama! � No, kiedy tak, tom ci rada ze serca, Matyjaszku, ino co� tu chrustu przyma�o... wiesz ? � Aha, bo ju� tu ludzie chodzili. Trza nam i�� pod jedle, tam si� do�� uzbiera. � To chod�my, ino wiesz co? � No? � �cigajmy si�! Kto wi�cej chrustu uzbiera do po�udnia � ty czyli ja? � Dobra, dobra, Hani�! Ino ja si� nie dam prze�cign�� dziousze! � Ani ja pacho�kowi! Pobiegli oboje daleko w las i przez ca�y ranek s�ycha� by�o w�r�d jode� ich weso�e g�osy, �arty i sprzeczki, to pie�niczk� Hanuli, to Matyjaszkowe granie. W samo po�udnie wraca�y do wsi przez wrzosowiska krowy i owce w wielkim stadzie. Pogania� je Elijasz, starszy brat Matyjasza, ch�opak z�y i przewrotny, a do gniewu skory. Elijasz ca�� maj�tno�� po ojcach zagarn��, Matyjasza z gospodarki zegna� i jeszcze przed ca�� wsi� swoim bogactwem si� che�pi�. Nikt w okolicy nie mia� takiego stada jak Elijasz ani p�l tak rozleg�ych, ani domu o tylu izbach, w kt�rych dzie� ca�y krz�tali si� s�udzy. Wiedzia� o tym pacho� i rad by� ze siebie ponad wszelk� miar�. Id�c za swym stadem hardo spoziera� doko�a, cho� na wrzosowisku widzia� go tylko zaj�c zza wielkiego ja�owca i stado nakrapianych drozd�w, siedz�ce opodal na kalinowym krzaku. Elijasz nie dba� o to, czy go kto widzi, czy nie, i raz po raz to po-czesywa� r�k� swe ry�e w�osy, to trzaska� z bata tak g�o�no, �e drozdy zerwa�y si� i uciek�y daleko w puszcz�. Przez ca�y ten ranek rozmy�la� pacho�, jak by tu sobie jeszcze dostatku przysporzy� � bo oto we wsi zobaczy� pewne modre oczy i wcale o nich zapomnie� nie m�g�. � Kto talarami w karczmiczce p�aci, tego dziewki bardziej nawidz� ni��i biedaka! � gada� do siebie i mniema�, �e wszystkie dziewki my�l� jednako. Kiedy Elijasz tak sam ze sob� rozprawia�, pos�ysza� tu� blisko g�osy jakie� i �miech do srebrnego dzwoneczka podobny. Patrzy, a� tu nagle na wrzosowisko wychodzi z lasu HanuiJca z nar�czem chrustu zarzuconym na plecy, ta modrooJca, umi�owana, a za ni� brat jego Matyjasz d�wiga nar�cze dwakro� wi�ksze, mocnym sznurem zwi�zane. Hanulka si� �mieje, b�yszcz�cymi oczami na Matyjasza mile spoziera. A liczko ma rumiane takie, jakby jej zorza u�yczy�a swych kolor�w, i warkocze d�ugie, jasne jak len. Rozplot�y si� jej w lesie przy schylaniu, a wiatr swawolnik igra� z nimi, jakby prz�dka z jedwabn� prz�dz�. Zatrz�s� si� na ten widok z gniewu Elijasz, a zawi�� � z�a �mija � uk�u�a go ��d�em w samo serce. �Ju� tam nie wiatr porozplata� dziousze te kosy! � my�la� ch�opak. � To Matyjasza, tego robierza, tego przekl�tnika pewnie sprawka! Wida�, jak mu dzioucha rada okrutnie!" My�li te stokro� wi�ksz� gorycz mia�y dla Elijasza ni� ziele cie-miernika. mfc^Mr�r: Jak�e to ? Hanulka, najurodziwsza ze wsi, nie jemu sprzyja, cho� bogaty jest i wie� ca��, kiedy zechce, mo�e kupi�. Jego to przecie� mi�owa� powinna, nie biednego grajka Matyjasza! �lepy gniew i zawi�� jadowita podsun�y pacho�kowi z�o�liw� pie�niczk�-przym�wk�, kt�r� rzuci� dziewczynie zamiast powitania: Czy� ty nie wiedzia�a, czy� ty nie s�ysza�a, �e jest jutro niedziela? W�osa-� nie zaplot�a, izby-� nie zamiot�a � z ciebie, dzioucho, niewiela! Hanulka wiele zna�a piosnek i rada �piewa�a, tote� na Elijasza zaczepk� zaraz swym srebrnym g�osem odpowiedzia�a: A c� ci� to boli? Pilnuj swojej roli! Pilnuj srebra i chaty! Do karczmiczki chodzisz i dzieweczki zwodzisz � fa�eszny� jest, chocia bogaty! S�ysz�c te s�owa Elijasz rozgniewa� si� jeszcze bardziej, a� mu twarz pociemnia�a. Trzasn�� z bicza raz i drugi tak, jakby nim chcia� dosi�gn�� tego, kto staje na przek�r jego woli. Nie rzek� ju� nic wi�cej, tylko szybciej pogoni� stado drog� boczn� do wsi. Zawar� si� w swym domu i ca�� gospodarsk� robot� z�o�y� na s�ugi. Sam do wieczora chodzi� gniewnie po przystrojonych izbach, potr�ca� sto�y i �awy, z ha�asem trzaska� drzwiami. Pos�yszeli to dwaj jego stryjowie, Sobiepan i Sobierad, kt�rzy bardzo Elijasza powa�ali, gardzili za to Matyjaszem, jako zwyczajnie biedakiem. Ledwie dziewki znios�y z kuchni i ustawi�y na stole misy z jad�em i dzbany z piwem, przybyli zaraz obaj stryjowie do Elijasza, a gdy ten ich na wieczerz� zaprosi�, pospieszyli z rad�: � Kiedy ci Hanulka tak jest mi�a, jako gadasz, to �lij do niej swaty! � rzek� Sobierad. � Ino kwap si�, Elijasz, by� nie straci�! � doda� przezornie Sobiepan. Elijasz pokiwa� g�ow� i upi� piwa z czerpaka, potem zawo�a�: � Sporzej to wam radzi�, stryjowie, ni�li mnie s�a� swaty! Przeca tam Matyjasz ko�o niej si� ci�gle uwija i na piszcza�ce jejj gra od rana a�e do wieczora... A dzioucha rada go s�ucha, bo widno mu przaje! � Eee! Co si� tak zaraz ciepiesz, Elijasz!�zagada�nato Sobierad. Czekaj ino, a my�lom daj opami�tanie... C� z tego, �e dzioucha Matyjaszowi przaje? �e on jej tam przygrywa i pieszczone s�owa gada?... Ani j� tym nie nakarmi, ani nie odzieje! Hehehe! Granie, pie�niczki i gadanie samo to nie �ryb�o i nie z�oto! A ty, Elijasz, przeca tego �ryb�a i z�ota masz do��! Ty b�dziesz g�r�! No co? Po�lesz swaty? � A ino � rzek� pacho�. � Po�l�! � To obaj wraz p�jdziemy do dziouchy! � krzykn�� zadowolony Sobiepan. Wzi�li si� �wawo do wieczerzy, rozochocili piwem, a kiedy wida� ju� by�o dna u mis, to i �artowa� sobie pocz�li z Matyjasza. � Ino by piska�, g�uptok! � Cho�by ten ptak we krzach! � �eby to cho� kapot� jak� i sk�rzoki mia�! A tu nic! Prawie by na weselu przy dziousze ino �atami �yska�! 10 ra�: eca od mu Kiedy tak wol� dawali drwinom i gadaniu, pos�yszeli przed chat� Matyjaszow� piszcza�k�. Wszyscy zwr�cili g�owy ku drzwiom. � Co za�? � Patrzcie! Sam tu przylaz� ku nam! Matyjasz stan�� w progu izby. Sk�oni� si� stryjom. � P�jd� sam, a siednij za sto�em! Prawie my sko�czyli wieczerza�! � zaprasza� Sobierad. � Dzi�ka wam, stryje, i tobie, bracie! � rzek� Matyjasz. � Ju�em pojad� doma... Siedna tu kole pieca, bom prawie zmarz� na drodze... � Kiej tak, to siednij. Sporzej b�dzie gwarzy�. � O czym�e gwarzy� chcecie, stryju? Stryjowie spojrzeli po sobie. Sobiepan po�u� wolno sk�rk� od chleba i rzek�: � Ano c�! Pogadamy o swatach. Matyjasz popatrzy� teraz na brata. � O czyich to swatach gada� mi chcecie ? � A dy� Elijasz s�a� b�dzie swaty do Hanulki i my oba do niej p�jdziemy! Matyjasz poprawi� pas, za kt�rym tkwi�a piszcza�ka, u�miechn�� si� i rzek�: � Skoro taka wola Elijasza, to niech was do niej �le! Ale co� mi si� widzi, �e to dziousze nie po my�li b�dzie... � Jako� to?! Co mi tu gadasz?! � porwa� si� z �awy Elijasz. � A dy� wiesz, �em najbogatszy we wsi! � Wiem, bracie, wiem! � spokojnie odpowiedzia� Matyjasz. � Ino wiem i to, �e nie tobie przaje Hanulka... � To si� jeszcze oka�e! � krzykn�li w jeden g�os stryjowie. � Oka�e si�! Bo i ja w ten sam dzie� po�l� do niej swaty! Niech sama powie, kt�ry z nas jej milszy! U Nie m�wi�c s�owa wi�cej, wyszed� Matyjasz z domu swego bogatego brata. Polecia�y za nim drwi�ce s�owa: � Patrzcie go! Wielki panicz! � Do dziouchy si� ci�nie, a ca�ych galot nie ma!... Sobiepan i Sobierad nade wszystko lubili gwarzy�, cho� to bardziej przystoi babom-klachulom ni�li ch�opom lat statecznych. Wszystkie nowiny roznosili po wsi szybciej ni�li wiatr jesienne li�cie. Ledwie zorza wieczorna przygas�a za lasem, ju� Sobiepan przysiad� ze swym kumem na przyzbie, by mu co nieco o Elijaszu i Matyjaszu powiedzie�. Sobierad za� pobieg� do swych c�rek, potem do szewca i garncarza i tak w dzie� jeden zahucza�o po ca�ej wsi od rozm�w, sprzeczek, rad i domys��w: kogo wybierze pi�kna i robotna Hanulka � bogatego czy ubogiego brata? Kiedy tu� przed zim� wym��cono w stodo�ach ostatnie snopy, pos�ali obaj bracia swaty do Hanulki jednego dnia. Cho� ju� wiatr d�� mro�ny od p�nocy, zwiastuj�c rych�e �niegi, kowalowa raz po raz wybiega�a na drog�, to posy�a�a swe c�rki, by zobaczy�y, czy nie wracaj� swaty z ma�ej i ubogiej chatki na ko�cu wsi. Przystawa�y u kowa�owej chaty wiejskie, ciekawe klachule. � We�mie bogatego, m�wi� wam, kowalowo! B�dzie pierwsz� we wsi gospodyni�! � Oj, a mnie si� widzi, �e nie! Bo ten Elijasz to brumok okrutny i samochwa�a!... � We�mie ubogiego, bo to pacho� szczyrego serca i ka�demu przyjazny! 12 1 � W robocie pierwszy i wes� zaw�dy jako ptak! A jak zagra,, to trzymajcie mi� ale! Bobych ju� ta�cowa�a, cho� mi sze��dziesi�t min�o! � Nic to! Z�oto ma wielk� moc! We�mie Elijasza! � Ale za� tam! Matyjaszowi przaje! We�mie Matyjasza! Kiedy si� tak wadzi�y baby-klachule, nadeszli swatowie do kowalowej chaty, bo kumami byli obaj � i Sobiepan, i Sobierad. � No i co ? Co wam rzek�a ? � nie �cierpia�a kowalowa, bo ju� jej dech zapiera�o z ciekawo�ci. Dziewuchy, kowalowe c�rki, przysun�y sto�ki przyby�ym. � Ano c�... � sapn�� Sobiepan. � Wesele na Zimowe Gody. Ino dzioucha �adnego jeszcze z braci nie wybra�a! W izbie zahucza�o: � Jako� to tak? Co gadacie, ch�opy? Kiedy� to za� wybierze? Sobiepan zmarszczy� brwi i z min� wielce tajemnicz� rzek�: � Cichajcie ino, baby! Przeca wam powiem! Dzioucha gada�a, �e tego z braci wybierze, kt�ry jej w dzie� wesela lepszy dar przyniesie. I ty�a! Terozki za� Elijasz z Matyjaszem po one dary by najrychlej we �wiat i�� musz�, a na Gody Zimowe z powrotem nad��y�! Wiecie terozki? Co?... D�ugo jeszcze Sobiepan rozprawia� z babami u kowalowej, bo i utrudzi� si� mocno chodzeniem, i przemarz� nieco na wietrze. Bardzo mu te� i ciep�a chata, i grzane piwo, i samo gadanie by�y po my�li. Tymczasem przebieg�y Sobierad, m�odszy wiekiem, chudszej postaci, a st�d i pr�dszy od brata, pod��y� do Elijasza. Bogaty pacho� przygotowa� dla swego stryja obiad smakowity i coraz to na stole nowe ustawia� misy i nowe przynosi� dzbany. 13 Zasiad�szy wygodnie za sto�em, opowiedzia� Sobierad o tym, co s�yszeli z Sobiepanem od dziewczyny. Elijasz uradowany �mia� si� pocz�� tak g�o�no, �e zabrz�cza�y na stole naczynia. � To tak?! � wo�a�. � To wam rzek�a Hanulka? No, tegom si� ani spodziewa�! Przeca ja jej kupi� dary najlepsze za moje dukaty! I korale, i piestrzynie, i trzewiki wyszywane! I szaty, a chusty takie, jakich nie ma ani grofka w Raciborzu! Cho�bym po nie za si�dm� g�r� i za si�dm� rzek� jecha�, to si� b�d� kwapi� i na Gody wr�c�! Oj, ten Matyjasz, oj, g�uptok! Piska�a jeden! Ale Sobierad tylko g�ow� kr�ci� i palcem uniesionym do g�ry bacznie Elijaszowi nakazywa�. � Bo to jeszcze r�nie bywa! Dziewka, kiedy mi�uje, to i samemu diab�u rada... � gada� powoli.� Widzi mi si�,�e lepiej b�dzie,�eby Matyjasz wcale nie przyszed� z darami w dniu wesela! Dziewka mu przaje, jako my�l�, i jego wybra� mo�e! Elijasz pochwyci� stryja za r�k�. Zn�w zawi��, z�a �mija, uk�u�a go w samo serce. � C� mi czyni� terozki? Rad�cie, stryju! � m�wi�. � Bo ju� sam nie wiem, jako si� obr�ci�... Sobierad nala� sobie do pe�na miodu, chwil� pi� ze smakiem, potem otar� w�sy wierzchem d�oni i tak prawi�: � Trza, widzi mi si�, tak uczyni�... Terozki, nim we �wiat p�jdziecie, na nic mi�dzy wami swary. Musi by� z Matyjaszem zgoda. Trza go ugo�ci� jak przystoi, co� mu pos�a� ze zbo�a i z mi�siwa, �e to niby w gniewie z bratem odchodzi� nie chcesz. Rzeknij mu par� s��w ku pochlebieniu, przywabiaj ku sobie, jak ino poredzisz. A kiej obaczysz, �e ci po bratersku przaje, to pro� go, by�cie we �wiat id�cy doszli w kupie a�e do rozstaju pod lasem... � A potem co, stryju?! � zapyta� Elijasz st�umionym g�osem 14 i utkwi� w Sobieradzie oczy p�on�ce z ciekawo�ci jak^dwie pochodnie. � U rozstaju ro�nie wierzba � ci�gn�� dalej Sobierad. � Wiesz, kajtojest? � Ano wiem! � Taka wielka, najwi�ksza, a w niej u spodu od samych korzy-ni�w jest dziupla cho�by piec g��boka... � Widzio�ech ta dziupla! � Ano, to dobrze. Tedy bacz dalej, co ci rzek�. Kiej ku tej wierzbie przyjdziecie, to chwy� Matyjasza i wciepnij go do dziupli, a zasu� kamieniem, co tam le�y kole drzewa, by nie zbie�a�. Je�li tam Matyjasz ostanie, to i dar�w �adnych nie przyniesie dziousze, i Hanulka twoja b�dzie! Nied�ugo ruszyli obaj bracia w �wiat szuka� dar�w dla dziewczyny. �nieg pokry� ju� ziemi� najczystsz� biel� i szron posrebrzy� ga��zie wielkiej wierzby u rozstajnych dr�g. Dwaj bracia szli ku niej od strony wioski, nikn�cej za �nie�n� mg��. Tysi�ce p�atk�w spad�o na poln� drog� i przysypa�o �lady podkutych, nowych but�w Elijasza i Matyjaszowych ubogich sk�rzni. Matyjasz szed� przodem i gra� na piszcza�ce, Elijasz post�powa� za nim. Oczy p�on�y mu z niecierpliwo�ci, zaci�te usta milcza�y. Jeszcze dziesi�� krok�w... Spr�chnia�y pie� wierzby czernieje na �nie�nym tle coraz bli�ej. Elijasz przebiega oczami t� przestrze�, potem mierzy spojrzeniem plecy brata, okryte wyszarza�� na s�o�cu kapot�. Jeszcze z pi�� krok�w... Pacho� rozwa�a w my�li, jakby pochwyci� Matyjasza zr�cznie a krzepko tak, by od jednego pchni�cia znalaz� si� w schowku, z kt�rego wyj�� ju� nie�acno. Bezlistna ga��� wierzby strzepn�a �nie�ny py� z ramienia Matyjasza. 15 �Teraz! � my�li Elijasz. � Teraz!" I ledwie zr�wnali si� z drzewem, z�y pacho� rzuci� si� niespodzianie na brata i ca�� si�� wepchn�� go do g��bokiej dziupli, a wej�cie do niej przywali� kamieniem, jak doradzi� mu stryj Sobierad. � Szukaj teraz dla Hanuli dar�w! � zawo�a� drwi�co. Zahucza� wiatr. Podnios�a si� zawieja. �nieg pokry� grub� warstw� wielki kamie� i zawia� wysoko pie� drzewa. W �nie�nej zamieci pobieg� Elijasz le�n� drog� ku miastu. Ciemno i duszno by�o w dziupli wierzbowej, a ciasno tak, �e Matyjasz wcale nie m�g� si� poruszy�. Zgi�ty i zdr�twia�y trwa� tak d�ug� chwil�, rad, �e nie straci� swej ciep�ej czapki ani piszcza�ki nie wypu�ci� z r�ki. Potem poruszy� stopami, mocniej stan�� na spr�chnia�ym dnie dziupli, wyprostowa� si� i g�ow� wspar� o jej sklepienie. Wyprostowa� si� zn�w mocniej � i oto poczu�, �e ziemia usuwa mu si� spod n�g, �e si� zapada w d�, do jej ciemnego wn�trza. Strach ogarn�� ch�opaka. Jedn� r�k� chwyci� tylko mocniej sw� czapk�, w drugiej �ciska� piszcza�k�. Spada� i spada� coraz ni�ej, s�ysza�, jak doko�a osypuje si� ziemia i jak si� z szumem osuwaj� kamienie. Nagle uczu�, �e spoczywa na twardej skale, a kiedy opad�a chmura py�u, Matyjasz spostrzeg�, �e si� znajduje w podziemnym przej�ciu wydr��onym w czarnej skale, jakiej nigdy jeszcze nie widzia�. Wsta� ostro�nie i rozejrza� si� doko�a. Postuka� zgi�tymi palcami w ska��. Zauwa�y�, �e po�yskuje ona i gdzieniegdzie pokryta jest ple�ni�. Stopami swymi uczu� wilgo� ma�ego strumienia wody, kt�ry s�czy� si� po dnie chodnika. Daleko w g��bi p�on�o zielone �wiat�o. Matyjasz obci�gn�� na sobie kapot�, poprawi� pas i czapk� i �mia�o ruszy� w stron� owego �wiat�a. 16 Podziemne przej�cie rozszerza�o si� u swego ko�ca w przestronn� komor� o po�yskliwym, kr�g�ym sklepieniu. Tu i �wdzie na sklepieniu powrasta�y w czarn� ska�� bry�ki kryszta��w. Migota�y one jak gwiazdy na firmamencie nieba i o�wietla�y podziemie zielonawym blaskiem. Matyjasz powstrzyma� oddech, tak pi�kna wyda�a mu si� w swym wn�trzu ziemia. Lecz oto spostrzeg� w g��bi komnaty wielk� �aw� u�o�on� z czarnych p�yt. Na �awie siedzia� m�� siwobrody i bacznie spoziera� na Matyjasza spod nawis�ych siwych brwi. Stroi�a go czarna odzie�, spi�ta na guzy ze srebra. W d�oni trzyma� siekierk� �elazn� osobliwego kszta�tu, jakiej nigdy jeszcze Matyjasz nie widzia�. Gdy starzec zobaczy� pacho�ka, �ci�gn�� swe k�piaste brwi i skin�� na niego ow� siekierk�, by podszed� bli�ej. � Kto� jest ? Po co� tu wlaz� ? � zapyta� niecierpliwie, jak tylko Matyjasz zbli�y� si� do jego �awy. � Prosty jestem pacho�ek, Matyjasz. Ubogi cz�ek! � Tu sk�oni� si� godnie, rozumiej�c, �e ze znaczn� osob� gada. � To� pewnie skarb�w szuka� przyszed� tutaj pod ziemi�?! �ryb�a? Z�ota? � Nie, panie! Trafem ino do was �em wlaz�... A by�o tak: szli�my obaj z bratem we �wiat. A� tu anim si� spodzia�, jak brat mnie chyci� i wciepn�� do dziupli we starej wierzbie, co wielka jest cho�by piec! Potem jeszcze kamieniem srogim mnie przywar�... A jak�em mocniej w tej dziupli si� ruszy�, to i dno si� zapad�o, bo ca�kiem by�o spr�chnia�e i tak�em tu do was wlaz� niechc�cy a niespodzianie. � Taki� to tw�j brat?! � zawo�a� starzyk. � I o c� z�o�� do ci� chowa ? � O dziouch� jedn�. S�ali�my do niej swaty jednego dnia. On bogaty, ja biedny. Namawiali j� swatowie i tak, i tak. A� dzioucha 2 � Miedziana lampa 17 rzek�a im, �e tego z nas wybierze za m�a, kto jej lepszy dar we dniu wesela przyniesie. Wi�c poszli�my oba szuka� dar�w dla niej. Szli my a�e do rozstaju, gdzie wierzba ro�nie pod lasem... � Aha! � zawo�a� �ywo stary. � Terozki mi ju� wcale nie dziwno, �e ci� tu widz� u siebie... Aha!... Ino rad bym si� dowiedzia� � mi�ujesz�e ty po prawdzie on� dziouch�? Matyjasz pomilcza� chwil�, jakby wspominaj�c dziewczyn� lub przywo�uj�c my�lami przed oczy jej obraz. � Mi�uj� j� jako s�o�ce � rzek� po chwili � bo lepszej i robo-tniejszej nad ni� na ca�kim �wiecie nie ma! I urodna jest, cho�by kwiotek jaki... � A co za� jej ofiarowa� mo�esz? � pyta� zaciekawiony coraz to bardziej starzyk. __ Co ofiarowa� ?! � podchwyci� �ywo pacho�ek. � Ano wszystko, co mam! I �ycie ca�e, i szczyre serce, i r�ce, kt�re w robocie nie mdlej�, i pie�niczk�, i granie! A we �wiecie, daleko, to mo�e nalaz�bym co jeszcze dla niej... Przeto �em i szuka� poszed�!... � A jako� brat tw�j? Gadasz, �e bogaty? � Bogaty jest, panie! � wykrzykn�� Matyjasz.� Ten ci jej nie posk�pi i z�ota, i kamyk�w najrzadszych, co to wiele pieni�dzy kosztuj�... S� modre i zielone, i czerwone! Te mi si� zdaj� najpi�kniejsze! � Drogie kamienie, gadasz? Czerwone? � Tu siwy m�� uderzy� r�kami w �aw�, bardzo czym� poruszony. � No! Kiej tak ma by�, to i ty jej przynie� kamienie! Ino nie czerwone, tylko te czarne, co tu je wsz�dy wida�. Bier, ile uniesiesz.. .1 pe�n� czapk�, i do kapoty nabierz, a tu masz jeszcze mieszek � i do niego te� na�� czarnych kamieni... Bier, ile uniesiesz, a potem niechaj dzioucha wybiera! Matyjasz podzi�kowa� przystojnie staremu za jego dar i pocz�� zbiera� owe kamienie, rozrzucone po ca�ej komorze, a starzyk wsta� 18 ze swej �awy i j�� siekierk� osobliwego kszta�tu od�upywa� od �cian coraz to nowe bry�ki czarnej ska�y. Uzbiera� Matyjasz tych kamieni pe�ny mieszek i czapk�, nawet w po�� kapoty ich nabra�, by nie pomin�� �adnego. Raz jeszcze podzi�kowa� staremu, a potem zapyta�: � Jaki� to z onych kamieni po�ytek, panie ? Rad bym to wiedzie�, czyli z nich chat� stawia�, czyli je po polu rozsu�, by re� lepiej obrodzi�a? � O, nie! � potrz�sn�� g�ow� stary. � Nic z tego nie czy�! Ciepnij ino te kamienie na ognisko, to obaczysz, co za� z nich za po�ytek! A kiej ju� to obaczysz i ludziom inszym oka�esz, to i pod ziemi� �adnemu z was nie wzbroni� szuka� czarnych kamieni! Niechaj pos�u�� ludziom i niechaj im dobra przysporz�! � Ino strach mi, panie, o jedno: czy si� ziemia nad nami nie zawali, kiej tak w niej kopa� poczniem? � I tego si� nie b�j, ch�opoku! To ci rzek� na pocieszenie, �e was ostrzega� za w�dy b�d�, by�cie si� chronili w czas! Uka�� wam znakiem osobliwym, kiej si� ska�a oberwie! Mnie pos�uchaj� ska�y, bo ja rz�dz� nimi jako i skarbami ziemi! Matyjasz spogl�da� na starego z podziwem. �Taki mocarz i taki ze� cz�ek osobliwy, a przychylny cho�by rodzony! � my�la�. � I szczery!" Zapragn�� pozna� imi� starzyka, kt�ry tak niezwyczajne mia� pod ziemi� w�adanie. � Kto za� jeste�cie, panie? � zapyta�. � Jako si� zwiecie? Rad us�ysz� wasze miano i przy ludziach je wspomn�... A starzyk odpowiedzia�: � Jam jest Skarbnik Zabrzeski! Strzeg� skarb�w ukrytych pod ziemi�, co si� od prawego brzegu Odry poczyna. Wielkie to s� skarby i wiele dobra ludziom przyczyni�, skoro je dobywa� zaczn�!... 19 Matyjasz nic ju� wi�cej powiedzie� nie zd��y�. Skarbnik Zabrzeski znik� mu bowiem z oczu, znik�a wielka komora i pacho�ek spostrzeg�, �e stoi zn�w w podziemnym przej�ciu. Przy jego ko�cu s�czy�a si� szczelin� �wiat�o�� dnia. Matyjasz poszed� szybko ku wyj�ciu z podziemia. Zbli�a�y si� Gody Zimowe, a z nimi dzie� wesela Hanulki. Do ubogiej, sierocej chaty zesz�y si� niewiasty i dziewki z ca�ej wsi. Ka�da rada by�a pom�c sierocie, jak nakazywa� stary obyczaj, i ka�da, jak mog�a, sierot� obdarzy�a. Ta mi�siwem, ta miodem, inna m�k� i krupami. Pe�no tego by�o w komorze, a jeszcze przybywa�o. Kowalowa z c�rkami wybieli�y wraz z Hanulk� jej chat�, najmniejsz� we wsi, kowal strzech� poszy� nowym sitowiem, a do drzwi wyku� nowe zawiasy. Garncarz�wny przynios�y misy i dzbany p�kate, pi�knie polewane; nawet ubogi dziadek, kt�ry nigdy nie odchodzi� od progu Hanulki z pustymi r�kami, nastruga� dla niej z lipowego drzewa i �y�ek, i kubk�w, i czerpak�w najprzer�niejszych. Wszyscy j� we wsi lubili, bo dobra by�a i ka�demu przyjazna. Przyszed� dzie� wesela. Ju� w kominie ustawiono do pieczenia wielki ko�acz, ju� strojne dru�ki-r�wie�nice przybra�y Hanulk� w suknie, te, kt�re jeszcze jej matka w dniu swego wesela wdziewa�a, ju� grajkowie stroili swe skrzypki i dudy, kiedy do chaty przyby� Elijasz, a z nim stryjowie jego i stryjny. Wszyscy odziani tak bogato, �e ci, co na nich patrzyli, mru�yli oczy od kolor�w materii i blask�w srebrnego wyszycia. Wysz�a im naprzeciw Hanulka jak stokrotka bia�a, a za ni� r�wie�nice-dziewki w modrych i r�owych sp�dnicach, jak b�awatki i g�ogi na polu. 20 Ale Hanulka coraz to od E�ijasza oczy odwraca i coraz to na drzwi spogl�da. Nie po sercu jej Elijasz i jego stryjowie! �Przeca Matyjaszek przyj�� musi, przeca mnie nie ostawi!" � my�la�a i �eby zyska� na czasie, za�piewa�a pie�niczk� star�, zwyczajnie, jak sierota w dniu swego wesela: Zielona trawiczko, fijo�eczku modry, gdzie�cie to odeszli, mamuliczko dobrzy? Pomarli�cie, matu�, nie masz was na �wiecie, jako� mi tu b�dzie ubogiej sierocie?... Nieradzi s�uchali stryjowie tej pie�niczki, nierad by� zwlekaniu i Elijasz, przeto ledwie Hanulka �piewa� sko�czy�a, wnet si� sprawili i ustawili na �awie wielk� skrzyni� malowan� tak, by j� wszyscy w izbie widzieli. Elijasz sk�oni� si� przed Hanulk� i podni�s� wieko skrzyni. A wtedy szmer wielki przebieg� po izbie, bo czeg� tam nie by�o! Szaty i czepce, trzewiczki i fartuchy jedwabne we trzy p�ki, a wst�gi, a krezy i szlarki haftowane! Nie opisa�, nie opowiedzie�, jak pi�kne i jak drogiej roboty! Hanulka nierada jednak patrzy�a na skrzyni� i nawet rogu haftowanej chusteczki r�k� nie uj�a, a coraz to niespokojniej ku drzwiom spoziera�a. Zmarszczy� si� na to Elijasz, lecz nie rzek� nic. Wydoby� tylko z zanadrza puzderko o wieczku rze�bionym, otworzy� je i poda� Hanulce. 21 Wszystkie g�owy zwr�ci�y si� w jej stron�, a po izbie zn�w przeszed� szmer. � Tyle bogactwa jej przyni�s�!... Patrzcie no, ludzie!... Dzioucha przeca jest biedna!... W puzderku le�a�y korale i pier�cienie, kolce i wisiory z czerwonymi kamieniami. Skarby to by�y prawdziwe! Od ich blasku a� poja�nia�o w izbie. Uj�a Hanulka dar weselny w r�ce, ale jeno oczy jej zasz�y �zami. Ustawi�a go na stole i zn�w na drzwi popatrzy�a. � Ino na d�wirze pozierasz, dzioucho! � rzek� rozsierdzony Sobiepan. � Jakby� o�lep�a lub wcale ocz�w nie mia�a! Nie przyszed� Matyjasz, to bierz Elijasza, a na dary jego pojrzyj jako przystoi! � Czekajmy jeszcze! Taka by�a przeca mowa! � pokr�ci�a g�ow� Hanulka. � Nie godzi si� czyni� ga�by Matyjaszowi! � Czekajmy! Dzioucha s�owo rzek�a! Niechaj si� oba pacho�ki stawi�... � szeptano po izbie. Wtedy Elijasz zn�w poda� puzderko dziewczynie. � Nie przyjdzie ju� Matyjasz! Mami� ci� ino, nieprawdziwie mi�owa�. Bier mnie za m�a, bom przecie godny dar ci przyni�s�... Czerwone kamienie... � Bier Elijasza! � krzykn�li stryjowie. � Ju� tam pewno Matyjasz uton�� gdzie w dunaju g��bokim... Albo-li zwierz go gdzie dopad� w borze!... Poblad�a na to Hanulka i zachwia�a si� tak, �e j� r�wie�nice--dru�ki podtrzyma� musia�y. W jej oczach modrych zn�w �zy b�ysn�y, kiedy na drzwi do sieni spojrza�a. Nie by�o tam Matyjasza, tylko w sieni t�oczy�a si� i szepta�a ze sob� gromada kobiet, strojnych w barwiste zapaski... Dziewczyna odwr�ci�a g�ow� i szybko otar�a �zy wierzchem d�oni. 22 � Dajcie� jej wody, dziouchy! � rzek�a p�g�osem kowalowa. � Hani�, ostaw�e, nie przystoi p�aka� na weselu! Garncarz�wna u�cisn�a Hanulk�, porwa�a ze sto�u malowany kubek i ku drzwiom kuchni pobieg�a, a� zaszumia�y na niej krochmalone sp�dnice. Ledwie jednak�e otwar�a drzwi, buchn�� na izb� niespodzianie k��b dymu, zawis� pod powa�� niby szary ob�ok, potem opada�, snu� si� powoli mi�dzy go��mi weselnymi, d�awi� oddechy, k�u� i gryz� bezlito�nie w oczy. � Co tam?! � zakrzykn�� Sobierad. � Ogie� w kominie wygasa! � rzek�a garncarz�wna i tr�c oczy pi�stk� zaczerpn�a dla Hanulki wody ze st�giewki u drzwi. � Dorzu�cie� chrustu! � zakrzykn�� Elijaszowy stryj. � Gdzie ta! � ozwa�y si� z kuchni g�osy gospody�. � Ani tu suchej trzaski... Chrust przemokni�ty! � Dymi a sm�dzi! � Ko�acz nadto ju� wyr�s�, a nic si� nie piecze! � Mi�siwo twarde! Polewka nie dowrza�a! Co da� na st�? � Nie moja to sprawa, lecz babska! � rozgniewa� si� Sobierad. � Ciskajcie do ognia cho�by czepce a zapaski, by ino jad�o przysposobi�!... � Iz gniewem zatrzasn�� drzwi. � Hej, muzyka! Obracanego! W taniec p�jd�cie! � zawo�a� Sobiepan. � Bierzcie dziouchy! W ta�cu ciep�o cho�by przy kominie! To przecie wesele! Ale muzyka jako� si� nie �pieszy�a z graniem. � Mr�z w izbie! R�ce grabiej�... Grajkowie opu�cili na kolana skrzypki i dudy, ucichli gniewni i zzi�bni�ci. Stary dudarz milcz�co ukaza� na piec w izbie go�cinnej. W nim tak�e wygas�y ledwie tkni�te p�omieniem suche drewka. A wtedy kto� zagra� daleko na drodze, a zagra� tak, �e wszystkim w oczach poja�nia�o... 23 Elijasz spojrza� niespokojnie na stryj�w. � Co to?! � To chyba czary! � szepn�� Sobierad i a� g�ow� wtuli� w ramiona. Hanulka porwa�a si� z �awy. � To Matyjaszek! To on powraca! � wo�a�a. Liczko por�owia�o jej z rado�ci, oczy sia�y promienie. Przeskoczy�a �aw�, na kt�rej rozpostar�y swe ci�kie sp�dnice obydwie stryjny. Rzuci�a si� ku drzwiom, a� jej suknie zafurczaty, a� si� zatrz�s�y z�ocone k�oski i kwiatki z jedwabiu na gerlandzie zwi�zanej wst��kami. W progu izby stan�� Matyjasz. W�r�d strojnych go�ci weselnych � on jeden ubrany w swoj� star� kapot� brunatn�, przepasan� rzemieniem... Na poblad�ej od niewczasu twarzy zna� by�o zm�czenie. Zdarte po drogach dalekich sk�rznie ledwie trzyma�y si� jego st�p. Na jasnych w�osach i brwiach p�owych osiad�y mu p�atki �niegu. W r�ku trzyma� sw� wytart� czapk�, pe�n� dziwnych, czarnych kamieni. Takie� same kamienie wysypywa� z mieszka przed kominem, na kt�rym ledwie tli�y si� w�r�d sw�du i dymu wilgotne ga��zki chrustu. Wysypa� i te, co przyd�wiga� zabrane w po�� kapoty, a potem uj�� Hanulk� za r�k�, spojrza� jej w oczy serdecznie i rzek�: � Witaj, mi�a Hanisiu! Oto m�j dar dla ciebie. Ani wiesz, gdziem to chodzi� i gdziem to go szuka� we �wiecie! Bierz no te kamyki po jednym i ciepaj do pieca! Obaczymy wszyscy, co za� to za kamienie! Ludzie zbli�yli si� do komina ciasnym p�kolem i oto oczom ich ukaza� si� dziw nie widziany: czarne kamienie zacz�y si� pali�! Trzaska�y weso�o, sypa�y iskierkami, a potem zahucza�o w kominie od �ywego p�omienia! � Do kuchni dawajcie! Do kuchni! � krzycza�y gospodynie. � Terozki si� ale nam ko�acz upiecze! Sujcie co najwi�cej do 24 kuchni! Oj, jako� to ciep�o od nich w izbie! Daj no jeszcze, Hanu�-ko!... Oj, jaka� to pociecha... � Terozki, Hani�, wybieraj! Jakie ci kamienie bardziej do serca przypad�y: czerwone czyli czarne?! � rzek� Matyjasz patrz�c prosto w oczy bratu. Elijasz opu�ci� g�ow�. A Hanulka podesz�a do Matyjasza i uj�a go za r�k�. Uni�s�szy na ch�opaka swe modre oczy, pe�ne teraz rado�ci i szcz�ci,a, rzek�a: � Dar Elijasza pi�kny jest i cen� ma wielk�, to� prawda. Ino c� ? Mnie by jednej s�u�y�, �adnemu wi�cej, gdybym go z Elijaszowych r�k przyj�a. Przeto go nie wezm�! Lepszy zda mi ci� dar Matyja-szowy, bo wszystkim s�u�y� mo�e ku po�ytkowi. Matyjasza mi�owa�am zawsze. Rada wi�c przyjmuj� i dar jego, i serce. Niech przeto Matyjasz ma��onkiem moim zostanie... ROZALA-PIEKARECZKA I Z�OTOROGI JELE� W mie�cie Dobrodzieniu mieszka� w dawnych czasach mo�ny i bogaty pan. Dziwy powiadali o nim ludzie! Jedni prawili, �e co dzie� mierzy czapk� z�ote talary w pi�tnastu skrzyniach i przesypuje te pieni�dze a� do p�nocy, raduj�c si� i ciesz�c ich brz�kiem. Inni powiadali, �e w �o�u swym spoczywa bogacz na dwunastu pierzynach z najcie�szego puchu �ab�dziego, a byli i tacy, kt�rzy pono na w�asne oczy widzieli, jak razu pewnego miesi�c schowa� si� za chmur� i przez ca�� noc nie ukaza� ludziom swej kr�g�ej twarzy, bo l�ka� si�, �e �wiat�o jego przy�mione zosta� mo�e przez klamry i zapinki na pa�skim odzieniu. 26 Dom bogacza pobudowano na rynku po�rodku miasta, a wszyscy ludzie, kt�rzy zje�d�ali na targowisko, przystawali zawsze przed owym domem i patrzyli na niego ciekawie. Bogacz nakaza� bowiem rzemie�lnikom, by dom jego przyozdobili rze�b� i pomalowali, jak tylko mo�na najpi�kniej, drogimi farbami, w�r�d kt�rych nie brak�o ani srebrnej, ani z�otej. Przechodz�cy przez rynek ludzie k�aniali si� nisko bogaczowi, a niekt�rzy to nawet pozdrawiali go pochlebnym s�owem, chc�c go sobie zjedna� i pozyska� �aski wielmo�y. A bogacz sta� na rze�bionym ganku, r�k� zak�ada� za sw�j pas jedwabny, to zn�w poprawi� czapk� z czerwonego aksamitu albo bawi� si� z�otym �a�cuchem na szyi. Na uk�ony i pozdrowienia odpowiada� lekkim skinieniem, mru�y� przy tym swe ma�e oczy, pyszny i zadowolony z siebie. Daleko na skraju miasta Dobrodzienia mieszka� ubogi szewczyk B�a�ek. Ten nie przechodzi� nigdy ko�o rze�bionego ganku bogacza. Wiedzia�, �e pan nierad ogl�da ludzi prostego stanu, nosz�cych �atane odzienie i zdarte sk�rznie. Wiedzia�, �e na takich bogacz ka�e pacho�kom wypuszcza� wielkie psy. Nie litowa� si� bowiem nigdy bogaty pan ani nad dziadem w�drownym, ani nad kalek�, wlok�cym si� o kiju, ani nad dzieckiem bezdomnym. Cho� mo�ny i bogaty, nigdy nie u�yczy� nikomu nawet okruch�w ze swego sto�u. Opowiadano, �e najwierniejszemu s�udze jako doroczn� zap�at� podarowa� dzban obt�uczony i stare sk�rznie, innym za� sk�pi� nawet miski cienkiego �uru i podartego ko�ucha na zim�. B�a�ek pogardza� pysza�kiem i sk�pcem. Czu�, �e takiego nie m�g�by powita� uk�onem ani przyjaznym s�owem pozdrowi�. Gdyby mu za� przysz�o m�wi� kiedykolwiek z bogaczem, to na pewno zamiast pochlebnych s��w powiedzia�by mu wszystko to, co o nim 27 my�li. Omija� wi�c zawsze rze�biony ganek ze stopniami z kamienia; w dni targowe przechodzi! ulic�, kt�ra przebiega�a za domem od strony podw�rza, wielkich spichrz�w pa�skich i stod�. Na t� ulic� wychodzi�y okna bogaczowej piekarni, gdzie przy wielkim piecu, wylepionym glin�, i przy kadziach z ciastem krz�ta�a si� dziewka modrooka i rumiana jak zorza, Rozala-piekareczka, w bia�ym czepcu i fartuchu wyszytym w barwiste kwiatki. Wypieka�a dla swego pana chleby o chrupi�cej sk�rce, ma�lane kukie�ki i ko�acze na miodzie z najbielszej m�ki. A trudzi�a si� przy tym bardzo, bo sk�piec �adnej nie dawa� jej do piekarni pomocy. Musia�a dziewka przed �witem jeszcze rozpali� wielki ogie� w piecu i potem dzie� ca�y go podsyca� � to suszem le�nym, to polanami brzozowymi; tych znie�� musia�a do piekarni wielkie mn�stwo ka�dego wieczora, bo innego nie by�o wtedy opa�u. Jeszcze bowiem nie dobywano na �l�sku w�gla i wcale go nie znano. B�a�ek przechodzi� ko�o piekarni zawsze w dni targowe. Ni�s� ze sob� ca�e p�ki pi�knych trzewik�w, ci�em i sk�rzni, uwi�zanych do dr��ka, z kt�rymi posy�a� go na targowisko jego majster. Stawa� pod oknem i spoziera� pilnie, czy nie dostrze�e w nim rumianego liczka Rozali, a tak si� jako� zawsze przydarza�o szcz�liwie, �e czeka� nied�ugo. W okienku pokazywa� si� najpierw czepiec ze szlarkami nad czo�em, a potem ca�a twarz Rozali, r�owa od ognia i jasna od u�miechu. Wtedy zdawa�o si� ch�opcu, �e s�o�ce posy�a na ziemi� wi�cej swych promieni i ptaki weselej �wierkaj� w ga��zkach wielkiego g�ogu, kt�ry wyrasta� opodal, tu� pod p�otem bogaczowego podw�rca. Bywa�o jednak, �e piekareczka nie pokazywa�a si� w oknie. Dzia�o si� tak zawsze wtedy, kiedy mia�a wi�cej roboty z wypiekiem chleba 28 i ledwie nad��a�a uwin�� si� na czas, pop�dzana to przez samego pana, to przez ochmistrzyni�, kucharza lub kuchark�. Wtedy B�a�ek podchodzi� pod okno, jak tylko mo�na najbli�ej, i dawa� zna� o sobie przy�piewk�, kt�ra bardzo pi�kna mu si� wydawa�a: �adna mi si� nie podoba, ino Rozala... Rozala, Rozala, la, la, la, la, la, la, Rozala, Rozala... Na te s�owa piekareczka stawa�a zawsze w oknie i przywo�ywa�a do siebie B�a�ka. To nakaza�a mu przynie�� wody z podw�rzowej studni, to drew nar�ba�, to pozamiata� sie� i ustawi� worki z m�k� pod �cianami. Ch�opiec nie spieszy� si� zbytnio przy tej robocie, chcia�, by jak najd�u�ej trwa�a, by�e tylko zosta� przy Rozali i jej �yczeniom dogodzi�. Bywa�o wi�c, �e us�ugi owe trwa�y i do samego wieczora, a kiedy pustosza�a ulica za pa�skim domem, sz�a Rozala z B�a�kiem spocz�� po robocie na wielkim kamieniu pod g�ogiem, kt�ry kry� ich swymi ga��mi przed okiem ciekawskiej czeladzi. Tam przytuleni do siebie spo�ywali razem chleb, kt�ry wolno by�o wzi�� Rozali w zap�acie za ca�odzienn� robot�, i gwarzyli ze sob� do p�na. Ubogi szewczyk nie zawsze dostawa� od swego majstra nale�ne �niadanie. Cz�sto chciwy starzec, wydaj�c B�a�kowi trzewiki na sprzeda�, niby to w po�piechu zapomina� da� mu na drog� chleba i sera. Ch�opak otrzymywa� �niadanie dopiero w�wczas, gdy wr�ci� z targowiska i dor�czy� majstrowi uzyskane ze sprzeda�y obuwia pieni�dze. 29 Wiedzia�a o tym Rozala-piekareczka, tote� zawsze w dni targowe ugaszcza�a B�a�ka po�ow� �wie�ego bochenka, o smakowicie pachn�cej, chrupkiej sk�rce. Gdyby ma�y s�owik, kt�ry us�a� sobie gniazdo w krzaku g�ogu, zna� ludzk� mow�, to na pewno by opowiedzia� wiele o tym, jak bardzo mi�owali si� Rozala i B�a�ek. Nie znaj�c ludzkiej mowy, s�owik chwali� ich chocia� pie�ni� za wierno�� i szczero�� serca. Tu� za przedmie�ciem Dobrodzienia ka�dego lata szumia�y na wietrze �any najpi�kniejszych zb�. Ani opowiedzie�, ani opisa�, jaka tam z�ota k�osi�a si� pszenica, jakie �yto, usiane b�awatkami, doprasza�o si� �niw! A przy tym j�czmie� i owies o ziarnach podobnych okruchom bursztynu... By�o to prawdziwe bogactwo okolicznych wiosek. Zdarzy� si� jednak raz nieurodzajny rok. Susza wypali�a traw� na ��kach i zbo�e na �l�skich polach. Zesch�y si� puste, niedojrza�e jeszcze k�osy! Do wielu dom�w zawita� g��d, a z nim � strapienie i �zy. Cicho by�o i smutno w Dobrodzieniu owego roku. Nikt nie zje�d�a� na targowiska z okolicznych wiosek, bo i z czym�e tu jecha�, kiedy w komorach puste worki, a wychud�e krowy nie daj� mleka! Jedynie bogacz mia� dosy� zbo�a, bo je sobie w spichrzach skrz�tnie w poprzednich latach przechowywa�. Tylko w jego domu ugina�y si� sto�y od srebrnych mis i p�misk�w, pe�nych jad�a, do kt�rego zasiada� wraz z t�umem mo�nych go�ci. Rozala-piekareczka, jak dawniej, mia�a dosy� roboty. Co dzie� rozpala�a ju� o �wicie wielki ogie� w piecu i w kadziach d�bowych rozczynia�a ciasto z najbielszej m�ki. Nie u�miecha�a si� 30 ju� jednak i nie �piewa�a teraz piosenek � smuci�a si� i trapi�a ca�ym sercem, �e ludziom pom�c nie mo�e. C� z tego, �e co dzie� piecze �wie�e chleby i ko�acze! Ani okruszyny z nich nie uda�o jej si� poda� nikomu z g�odnych biedak�w. Bogacz chowa� skrz�tnie chleby do komory, a nawet samej Rozali zacz�� sk�pi� zap�aty. � Bieda ci�nie! � mawia� grubym g�osem. � Musisz i ty, dziewucho, pozaszywa� sp�dnic� w pasie! Zbli�a�y si� Gody Zimowe. Krzak g�ogu, w kt�rym letni� por� mieszka� s�owik, otrz�sn�� teraz na �nieg swe czerwone owoce. Rankiem stroi� mu ga��zki srebrny szron, a chmury wisz�ce nisko nad miastem Dobrodzieniem pr�szy�y wci�� na ziemi� tysi�cami drobniutkich �nie�ynek. Rozala-piekareczka sta�a przy piecu, zar�owiona od ognia, a na sto�ach le�a�y, jak dawniej, ogromne chleby i ko�acze. W mie�cie ruch si� uczyni� wi�kszy, by� to bowiem ostatni dzie� targowy przed Godami. Min�� ranek i przelecia�o szybko po�udnie. Rozala coraz to podbiega�a do okna i wyziera�a na ulic�. Z targowiska pocz�li wraca� do wiosek ludzie. A B�a�ka wci�� nie by�o! Dobrze ju� po po�udniu us�ysza�a Rozala wreszcie pod oknem jego przy�piewk�: �adna mi si� nie podoba, ino Rozala! Rozala, Rozala!... Pie�niczka nie taka by�a jednak, jak zawsze. D�wi�cza�a smutno i zamiast weso�o�ci budzi�a w sercu �a�o��. Rozala pobieg�a do okna i szybko je otworzy�a. Zobaczy�a B�a�ka. 31 Sta� zzi�bni�ty i smutny, a cho� targowisko przed�wi�teczne ju� opustosza�o, szewczyk ci�gle jeszcze zawieszone mia� na swym dr��ku wielkie p�ki trzewik�w i ci�em. Z �alem i smutkiem popatrzy�a na nie piekareczka: by�y to bowiem wci�� te same pary obuwia, kt�re B�a�ek wczesnym rankiem przyni�s� na sprzeda� do miasta. � Rety! � zawo�a�a dziewczyna. �To� widz�, �e� trzewik�w nie sprzeda�, boroczku!... � To�e, Rozalko, nie przeda�em ani pary... � westchn�� B�a�ek. � Pi�kne s� trzewiki, nikt to im nie przy gani�. Ino c�! Lato� bieda na ludzi przysz�a. Nie maj� zbo�a na przedanie, bo nie obrodzi�o, przeto i kupowa� nic nie mog�... � Jako� to b�dzie terozki? Majster wyzywa� ci� b�dzie! � Ano, c�! P�jd� doma i oddam, com tu ze sob� przyd�wiga�... A m�j majster pewnie mi na d�wierze uka�e i preczki od si� wy�enie! Ju� mi to rankiem zapowiedzia�. Wiesz, dzioucho, co terozki b�dzie?! - � Laboga, ch�opoku najmilejszy, a�e mi si� serce �ciska, kiedy tu s�ucham tego, co gadasz! Jezusie, Maryjo! I jako� to p�jdziesz we �wiat, a mnie ostawisz? Samiu�k�? Uuu!... -� Cichaj, dzioucho, cichaj i p�aczk�w nie ro�, bo nie trza! Powandruj� do naszej wsi i tam si� jakiej roboty chwyc�... A potem z wiosn� do ci� wr�c�... Obaczysz! � Daleko do was przeca, a tu zima, B�a�ku!... � Nic to, Rozaliczko, nic... kto wandruje o ch�odzie i g�odzie, ten nie przystaje, ino kwapi si�, a drog� najdzie, by i w najwi�kszym �niegu! No, Rozaliczko, osta� zdrowa! Ju� mi pora i��! � Czekaj, czekaj ino, mi�y! Bier cho� ten chlebek na droga! �wie�y jest. Bier a pojedz sobie, boroczku!... To m�wi�c Rozala-piekareczka poda�a ch�opcu przez okno ma�y bocheneczek chleba, kt�ry jej zwykle wolno by�o wzi�� sobie jako zap�at� za ca�odzienn� prac�. 32 I Wtedy w�a�nie we drzwiach stan�� niespodzianie bogacz. Zobaczy� Rozal� podaj�c� komu� przez okno chleb. Jego chleb! Twarz sk�pca od nag�ego gniewu przybra�a barw� purpury. W oczach mu pociemnia�o. Sapn�� gro�nie jak rozdra�niony dzik i skoczy� do Rozali, kt�ra w�a�nie zamyka�a okno. Pochwyci� j� za r�k�, szarpn�� silnie raz i drugi, poci�gn�� do sto�u, na kt�rym le�a�o wonne pieczywo, i ukazuj�c na nie zakrzywionym w z�o�ci palcem, wo�a� sapi�c i trz�s�c si� w strasznym wzburzeniu: � Haa! To tak, niewstydnico! �adnie si� tu sprawiasz, dziewucho! To miast pracowa�, g�by pacho�kom przez okno nadstawiasz, a chlebem cudzym swych zalotnik�w pasiesz! Ty marcho niewsty-dna!... Czekaj, czekaj, ju� ja ci zadam tak, �e piska� b�dziesz jako ta mysz u kocura w garzci! Ju� ja ci dobrze sk�r� poczesz�, �e ci si� zalotnik�w odechce! � Panie! � zawo�a�a z przestrachem dziewczyna, � Pos�uchajcie ino, panie! I o c� mnie ganicie? Przeciem ino da�a ten malu�ki bo-cheneczek, co mi go za zap�at� zaw�dy ostawiacie... Ino ten jeden, panie... A tu na stole wszystek wasz chleb osta� nietkni�ty... Poj-rzyjcie!... � �Osta�! Osta�!" � przedrze�nia� dziewczyn� rozjuszony bogacz. � To� taka �asa na pacho�k�w, �e i je�� nie chcesz, ino ich moim chlebem ku sobie przywabiasz, gamratko! Nie uczynisz tego wi�cej, bo ci ju� chleba nie dam! Ino to je�� b�dziesz, co w czeladnej izbie na stole ostanie! A na noc to ci� zawr� w chlewie razem z wieprzami! Jak si� raz na gnoju wy�pisz, to i do roboty b�dziesz pilniejsza! A teraz niech ci� Klimek dobrze rzemieniem wyklupie! Hej! Klimek! Chod� ino tu! Mateusz! Chod�cie no do piekarni! G�os jego zahucza� niby grzmot w sieniach i rozleg� si� po ca�ym podw�rzu. Zanim jednak Mateusz i Klimek przybiegli na to gniewne wezwanie, Rozala wyrwa�a si� z r�k bogacza i tak jak sta�a, 3 � Miedziana lampa 33 bez ko�uszka i chustki � uciek�a. Mign�� tylko na zakr�cie ulicy jej bia�y czepiec i dziewczyna znik�a z oczu rozgniewanemu panu. Bieg�a przed siebie, pe�na l�ku... Mija�a domy i podw�rza, ulice i zau�ki, a wci�� zdawa�o si� jej, �e s�yszy tu� za sob� ci�ki tupot Klimkowych i Mateuszowych n�g, to zn�w d�wi�cza�o jej w uszach dalekie szczekanie ps�w, kt�re ju� pewnie wielmo�a kaza� pu�ci� za ni�... Wreszcie dopad�a skraju miasta i skoczy�a przez niski p�otek do jakiego� o�nie�onego sadu, potem wybieg�a na pola i pomkn�a szybciej ni� wiatr ku lasowi, ciemniej�cemu na widnokr�gu granatowo-szarym pasem. Min�a wielkie jod�y rosn�ce tu� na skraju boru, na krzewach tarniny pozostawi�a strz�py fartucha � i pomkn�a ku modrzewiom, pod kt�rymi zawsze wiosn� znajdowa�a bia�or�owe zawilce. I bieg�a znowu dalej, niebaczna, �e zb��dzi� mo�e w coraz to bardziej g�stniej�cej puszczy. Nagle ujrza�a pomi�dzy drzewami szar� ska��, niewysok�, opadaj�c� z jednej strony �agodnym zboczem. Wichry i �niegi pokruszy�y j� tu i �wdzie na mniejsze g�azy. Rozala usiad�a na jednym z nich, os�oni�ta przed wiatrem wielk� jod��. Odpoczywa�a. W lesie by�o cicho. Niebo zacz�o r�owie� na zachodzie, od drzew pada�y na �nieg niebieskawe cienie. Powoli �nie�na biel zamienia�a si� na z�oto i purpur� zorzy. Migota�y pod stopami Rozali tysi�ce iskierek, kt�re na �niegu zapali�y ostatnie promienie s�o�ca. I ca�a powierzchnia ska�y mieni�a si� tak�e od male�kich kryszta�k�w tak, �e wyda�a si� Rozali odlan� ze szczerego srebra. Gdy piekareczka spoczywa�a na kamieniu, wpatrzona w niebo ubarwione zorz�, dojrza�a nagle na wierzcho�ku ska�y wielkiego jelenia. 34 Zjawi� si� tak niespodzianie, jakby go zrodzi�y g�azy. Sta� wysoko, z lekko uniesion� g�ow�, kt�r� zdobi� wspania�y wieniec rog�w, siej�cy blask doko�a. � Dziw, jak mu si� te rogi �wiec�! � rzek�a do siebie Rozala. Tymczasem jele� zeszed� ni�ej, pochyli� g�ow� i obw�chiwa� �nieg. Potem rozgrzebywa� go pocz�� kopytem, kt�re, tak jak i rogi zwierz�cia, sia�o doko�a niezwyczajny blask. � Rety! � szepn�a w zachwycie dziewczyna. � To�e on ma r�ki i racie ze z�ota! Ojej! C� to ja widz� za cudno�ci... Jele� z�otorogi, cho�by malowany... Ale� strojny... Ale� pi�kny! Nagle tu� blisko zachrz�ci� �nieg. Rozala odwr�ci�a g�ow� i dojrza�a na �cie�ce le�nej �ucznika w czerwonym kaftanie, kt�ry ukryty za pniem wielkiego buku, w�a�nie naci�ga� ci�ciw�, by ustrzeli� zwierz�. Dziewczynie �al si� zrobi�o jelenia. � Niechaj go, ch�opie! � krzykn�a do �ucznika. Porwa�a si� ze swego g�azu i jednym skokiem znalaz�a, przy �uczniku, tr�caj�c go mocno w rami�. My�liwy chybi�. Strza�a z furkotem polecia�a ku skale, lecz uwi�z�a w pniu m�odej brz�zki nie czyni�c �adnej szkody zwierz�ciu. Z�otorogi jele� znik� szybko za wyst�pem skalnym, jakby go skrzyd�a unios�y. �ucznik zerwa� z g�owy czapk�, zmi�� j� w r�ku i cisn�� z ca�ej si�y w �nieg. � Co� uczyni�a sroko?! � krzykn�� do Rozali. Ale dziewczyna mign�a mu tylko w�r�d drzew i skry�a si� w o�nie�onych leszczynach. � Tfu, marcha zatracona! Wszystko mi popsowa�atadzioucha!... I przez ni� ten mierdziogon zbie�a�! D�ugo jeszcze warcza� gniewne s�owa rozsierdzony i bezradny �ucznik. Spotka� go zaw�d nie lada! 35 Rok ca�y upatrywa� tego jelenia w lesie przy skale. Chcia� go ustrzeli�, by zdoby� z�ote rogi. Sta�by si� wtedy bogaczem, �y�by w dostatku i wygodnie. A tak � wszystko przepad�o! � Uuch, przekl�tnica! � rzuci� jeszcze p�g�osem, podni�s� czapk� i ci�ko st�paj�c po �niegu, powl�k� si� do swej chaty na skraju lasu. Tymczasem zago�ci�a w lesie zimowa noc. Na granatowe niebo wyp�yn�� ksi�yc, kr�g�y jak ko�acz, i ja�nia� nad lasem w otoczeniu tysi�ca gwiazd. B��kitny mrok czai� si� mi�dzy drzewami i zaprasza� do spoczynku. Rozal� morzy� sen. Dr�a�a z zimna w swej zgrzebnej kabotce i lichej sp�dniczynie pokrytej �atami. Wr�ci�a wi�c pod jod�� i odgarnia� pocz�a spod niej �nieg, by sp�dzi� noc pod nisko wisz�cym, zielonym sklepieniem ga��zi. Wtedy spostrzeg�a, �e zza skalnego wyst�pu pada na �nieg z�ocisty, pi�kniejszy od ksi�ycowego blask. Zatai�a dech i przywar�a do pnia jod�y nie spuszczaj�c oczu ze �wietlnego kr�gu. � Co to? � szepta�a. � Co to za dziw?... Zza wyst�pu skalnego wyszed� z�otorogi jele�, a dojrzawszy pod jod�� Rozal� pobieg� prosto ku niej, stukaj�c o zmarzni�t� ziemi� z�otymi kopytami. Stan�� tu� przy Rozali. Dziewczyna ujrza�a przed sob� wielkie oczy zwierz�cia, kt�re spogl�da�y na ni� �agodnie, bez l�ku. Ujrza�a tu� blisko wieniec drogocenny jego rog�w i a� oczy przymkn�a od ich blasku. � Dziw to nad dziwy! � szepn�a do siebie. � Czyli to s� po prawdzie z�ote ro�ki?... t I ogarni�ta przemo�n� ciekawo�ci�, wyci�gn�a do jelenia obie r�ce. Lekko, by go nie sp�oszy�, pog�adzi�a sier�� na jego szyi, potem dotkn�a rog�w... By�y ze z�ota! Jele� spogl�da� na ni� spokojnie i nie uchyla� g�owy przed dotkni�ciem jej r�k. Po chwili m�wi� pocz�� do Rozali ludzkim g�osem: � Ty� mnie zratowa�a, dzioucho! Tobie winienem �ywot... Ju� ten my �liweczek tu d�ugo mi� wypatrywa�! Dzi�kuj� ci pi�knie, roztomi�a panno, i pi�kniej jeszcze prosz�, by� ode mnie przyj�a dary w podzi�ce... Wielka jest moja moc... Rzeknij ino, czego by� chcia�a, a wszystko ci dam! Skarb�w jakich? Mo�e drogich szat? � Nie, jelinioszku z�ocisty... � rzek�a smutno Rozala. � Tego mi nie trza! Nic mi po skarbach i szatach! Bojam si� oto mego pana i przed nim si� skry�am w lesie... Nijak mi wraca� do miasta! Pan m�j to cz�ek niedobry i nielitosny... Zbie�a�am ze s�u�by, bo dzi� mnie. wyzywa� i zawrze� w chlewie obiecywa�, i bi� kaza� Klimkowi, kt�ren mocny jest cho�by ten nied�wied�... Jako� mam si� wr�ci� do niego?... � Sroga ci� spotka�a bieda, roztomi�a i pi�kna panno, to prawda! Ale� tak osta� nie mo�esz przecie... Rad ci pomog� inszym sposobem... Ino jak? To mi rzec musisz sama! � Rzekn� ci, jelinioszku! S�uchaj ino! Skryj mnie tak przed mym panem, by mnie tu nie odszuka�! Przenigdy! � Nie martw si�, nie martw... Ju� ja ci� tu dobrze skryj�... Patrz! M�wi�c to z�otorogi jele� uderzy� rogami o ska��. Od tego uderzenia s�up z�otych iskier buchn�� a� pod niebo, a ska�a rozst�pi�a si� na dwie strony. Przed Rozal� ukaza�a si� szeroka i g��boka szczelina, jakby chodnik wiod�cy pochy�o w g��b ziemi. 37 Dziewczyna spostrzeg�a, �e jest sama. Z�otorogi jele� znik� niepostrze�enie, gdy tylko spe�ni� jej �yczenie � w szczelinie znale�� mia�a oto schronienie przed z�ym bogaczem. Rozala wesz�a do