13316
Szczegóły |
Tytuł |
13316 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13316 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13316 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13316 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MBP Zabrze
nr inw.: K1 - 21424
F 1 IHp/F
LUIS BARNAVELT
%
S)tary most w Nowym Zebedeuszu grozi zawaleniem. Kiedy w�adze miasta postanawiaj� zast�pi� go nowym, Luis zaczyna si� ba�. Przeczuwa nadci�gaj�ce niebezpiecze�stwo. Nie rozumie jednak, sk�d bierze si� jego strach. A� do dnia, kiedy wraz z Rit� odkrywa przera�aj�cy sekret starego mostu. Nawet czarodziejska moc wujka Jonatana mo�e okaza� si� tu bezradna...
17. 05. 7003
JOHN BELLAIRS
Klasyk znakomitych ba�niowych ksi��ek dla dzieci i m�odzie�y, niezwykle popularny autor kilkudziesi�ciu bestseller�w, kt�re od 25 lat rozpalaj� wyobra�ni� m�odych i starszych czytelnik�w
28. 04 2003
Brad Strickland
Znany autor fantasy i SF dla dzieci i doros�ych, kt�ry uzupe�ni� cztery niedoko�czone powie�ci zmar�ego nagle w 1991 roku Johna Bellairsa
Pe�na napi�cia opowie�� dla ka�dego, kto uwielbia si� ba�!
�Derwer Post"
1? ni
Tajemnica i groza, kt�re najodwa�niejszym zje�� w�os na g�owW?
Jn nc ��. �Booklist
Bestsellery dla m�odych czytelnik�w w Wydawnictwie AMBER
LUIS BARNAVELT
LUIS BARNAVEIT \ mroczny cka
LUIS BARNAVELT
JOHN '
BELLAIRS �
Dla fan�w HARRYECO POTTERA
JOHN
BELLAIRS 4-
Dla fan�w HARRYE6O POTTERA
LUIS BARNAVELT
JOHN
BELLAIRS &
BRAD STRICKLAND S3i
Dla fan�w HARR Y EGO POTTERA
wkr�tce
LUIS BARNAVELT i upi�r w operze
JOHN BELLAIRS
BRAD STRICKLAND
- 5 Kil. 2004
09 %
LIP. 2004 O
nn 09,
2 5 M/U ?flO5 - 8 LIP. 2005
Tytu� orygina�u THE BEAST UNDER THE WIZARD'S BRIDGE
Redakcja stylistyczna BEATA S�AMA
Redakcja tecl ANDRZEJ WITi
Korekta RENATA K
Ilustracja na ol GARRCj
Projekt graficzny �uoum > " MA�GORZATA CEBO-FONIOK
Opracowanie graficzne ok�adki STUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBER
Sk�ad WYDAWNICTWO AMBER
KSI�GARNIA INTERNETOWA WYDAWNICTWA AMBER Tu znajdziesz informacje o nowo�ciach i wszystkich naszych ksi��kach! Tu kupisz wszystkie nasze ksi��ki! http.y/www.amber.supermedia.pl
Text copyright � 2000 by the Estate of John Bellairs. Frontispiece copyright � 2000 by Edward Gorey. AJI right reserved.
For the Polish edition � Copyright by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. 2001
ISBN 83-7245-579-1
Dla Barbary - z g��bi serca
Rozdzia� 1
Luis Barnavelt martwi� si� od wielu miesi�cy. Zacz�o si� pewnego �nie�nego popo�udnia w lutym, kiedy wujek Jonatan podni�s� g�ow� znad gazety.
- No i prosz� - powiedzia�. - Doigrali si�, g�upki. Do okr�gu Kafarnaum wkroczy post�p.
I odrzuci� gazet� z pogardliwym parskni�ciem. Luis le�a� na brzuchu przed telewizorem, na k�uj�cym br�zowym dywanie. Przerwa� ogl�danie westernu i spojrza� pytaj�co na wujka.
Jonatan, t�gi i �agodny, z rudymi w�osami i brod� przetykan� siwymi pasmami, pokr�ci� g�ow�. W�o�y� kciuki do kieszeni kamizelki i zmarszczy� brwi.
- Nie, zapomnij, �e to powiedzia�em. Prawdopodobnie nic si� nie dzieje.
I nie chcia� zdradzi� ani s�owa wi�cej.
Wraz z Rit�, wujkiem Jonatanem i pani� Zimmer-mann Luis prze�y� kilka niesamowitych i przera�aj�cych przyg�d, a jednak ci�gle najbardziej ze wszystkiego ba� si� zmian. Mo�e z tego powodu, �e po �mierci rodzic�w w jego �yciu zasz�a ogromna zmiana. A mo�e dlatego
�e -jak powiedzia� kiedy� wujek - nie lubi� niespodzianek.
Nie wiadomo, jak by�o naprawd�, ale faktem jest, i� ka�da nawet drobna zmiana bardzo go niepokoi�a. Kiedy wujek kaza� wymieni� wszystkie tapety w domu, Luis tygodniami nie m�g� doj�� do siebie. Potem, gdy Jonatan prawie zupe�nie zrezygnowa� z fajki (do czego zmusi�a go pani Zimmermann, kt�ra tak�e rzuci�a papierosy), Luis t�skni� za tytoniowym dymem.
Teraz wie�� o wymianie mostu na Dzikim Strumieniu zasmuci�a go i zdenerwowa�a. Oczywi�cie nie chodzi�o tylko o zmian�.
Mniej wi�cej miesi�c p�niej spr�bowa� to wyt�umaczy� Ricie. Rita by�a od niego wy�sza prawie o g�ow� i bardzo chuda. Mia�a d�ugie, proste czarne w�osy i du�e okulary w ciemnych oprawkach. Czasami zachowywa�a si� jak �obuz, ale Luis podziwia� jej zdrowy rozs�dek. Pewnego marcowego dnia, wracaj�c ze szko�y, wst�pili do kawiarenki na col�.
W kawiarence pysznie pachnia�o hamburgerami i plackiem kokosowym. Luis i Rita usiedli przy okr�g�ym stoliku ze szklanym blatem, tu� przy oknie. Krzes�a by�y z kutego metalu poci�gni�tego bia�� farb� i mia�y siedzenia z czerwonego skaju. Luis bardzo je lubi�, bo gdy si� na nich siada�o, poduszka wydawa�a westchnienie,
jakby krzes�o m�wi�o: �Prosz� bardzo, siadaj na mnie! Nikt nie dba o moje uczucia!" Przynajmniej tak mu si� wydawa�o, kiedy by� m�odszy.
Dzie� by� s�oneczny i pogodny, ale ch�opiec od wielu tygodni mia� paskudny humor. Rita przygl�da�a si� Luisowi, poci�gaj�c col� przez s�omk�. Wreszcie nie wytrzyma�a:
- No dobra, ponuraku. Co si� dzieje? Od pewnego czasu wygl�dasz jak upi�r.
Luis �ypn�� na ni� ponuro i pokr�ci� g�ow�.
- Nie zrozumiesz.
Rita splot�a r�ce na piersi.
- Zobaczymy. �eby� si� nie zdziwi�! Luis wzi�� g��boki oddech:
- Znasz ten stary �elazny most nad Dzikim Strumieniem? Zamierzaj� go rozmontowa�.
Rita zmarszczy�a brwi.
- I co z tego? To post�p.
- Aha - mrukn�� Luis ponuro - to samo powiedzia� wujek Jonatan.
Rita spojrza�a na niego uwa�nie.
- Co� ci� naprawd� niepokoi. Dobra, gadaj. Luis spojrza� w szklank� z niedopit� col�.
- W�a�ciwie wiesz ju� prawie wszystko. Kiedy przyjecha�em do Nowego Zebedeusza, wujek Jonatan, pani Zimmermann i ja musieli�my walczy� z duchem pani Izard.
Rita obejrza�a si� szybko, ale w pobli�u nie by�o nikogo, kto m�g� ich pods�ucha�. Pochyli�a si� do Luisa.
10
- Opowiada�e� mi - szepn�a. - Stary Izaak chcia� spowodowa� koniec �wiata, ale umar�, zanim zdo�a� doko�czy� dzie�a. Wtedy jego zmar�a �ona zmartwychwsta�a i usi�owa�a zrobi� to samo za pomoc� niesamowitego magicznego zegara, kt�ry by� ukryty w �cianach waszego domu.
- I prawie si� jej uda�o - odszepn�� Luis. Na wspomnienie lodowatego blasku okular�w Seleny Izard przeszed� go zimny dreszcz. -Ale nie m�wi�em ci, �e pewnego wieczoru wujek Jonatan zabra� mnie i pani� Zimmermann na d�ug� przeja�d�k� samochodem. To by� listopad, a my po prostu jechali�my, ogl�daj�c widoki. Zrobi�o si� ciemno, wi�c zacz�li�my wraca�. Nagle wujek Jonatan zauwa�y�, �e jedzie za nami dziwny samoch�d...
Rita s�ucha�a w milczeniu ca�ej historii. Wujek Jonatan przestraszy� si� nie na �arty, a Luis omal nie umar� z przera�enia. Kiedy� lubi� udawa�, �e jad�ce za nim samochody go �ledz�. Tamtego wieczoru jego fantazje sta�y si� prawd�.
Luis opisa�, jak stary samoch�d wujka mkn�� przez noc. Na prostych odcinkach drogi wujek dociska� gaz do dechy. Opony niebezpiecznie piszcza�y na zakr�tach. Wreszcie dojechali do skrzy�owania, gdzie spotyka�y si� trzy drogi. W u�amku chwili Luis dostrzeg� oszronione dzia�o z okresu wojny domowej, stary drewniany ko�ci�ek z brudnymi witra�ami i sklep o czarnych l�ni�cych oknach, na kt�rych widnia� napis �Salada". Kiedy zamyka� oczy, nadal widzia� ten obraz, jak zdj�cie w albumie.
11
Luis i jego wujek mieszkali w dwupi�trowym domu na szczycie stromego wzg�rza. Wok� niego bieg�o ozdobne ogrodzenie z kutego �elaza, z kulami na ko�cu ka�dego pr�ta, a obok domu r�s� stary kasztan, kt�ry ocienia� wszystko wok�. Kiedy Luis po raz pierwszy zobaczy� dom, pomy�la�, �e najfajniejsza jest w nim wie�yczka z ma�ym owalnym okienkiem na dachu. Wygl�da�o jak spokojne i czujne oko.
Tu� obok sta� dom pani Zimmermann. By� ma�y, ale przytulny, z zadbanym podw�rkiem i grz�dkami kwiat�w, kt�re w lecie kipia�y od kolorowych petunii, astr�w i nasturcji. Czasami do domu Barnavelt�w dolatywa�y rozkoszne wonie i wtedy by�o wiadomo, �e pani Zimmermann zaprosi wszystkich na co� przepysznego albo stanie w drzwiach z talerzem boskich ciasteczek migda-�owo-orzechowych lub smakowitym ciastem czekoladowym z rodzynkami.
Dzi� w powietrzu nie unosi�y si� �adne zapachy. Rita nacisn�a dzwonek i w sekund� p�niej pani Zimmermann otworzy�a drzwi. By�a emerytowan� nauczycielk� i patrz�c na ni�, mo�na si� by�o domy�li�, �e w swoim zawodzie nie mia�a sobie r�wnych. Na jej pomarszczonej twarzy �atwo pojawia� si� u�miech, a oczy spogl�da�y psotnie i ciep�o zza okular�w w z�otych oprawkach. Uwielbia�a kolor fioletowy i zawsze chodzi�a po domu w fioletowej sukience w kwiaty i takiej samej opasce na rozczochranych siwych w�osach. Na widok Luisa i Rity u�miechn�a si� szeroko.
- Co za mi�a niespodzianka! Wejd�cie! W�a�nie robi� wiosenne porz�dki. Pomo�ecie mi przesun�� meble na miejsce.
14
Nie potrwa�o to d�ugo i wkr�tce pani Zimmermann poda�a im ciastka z czekolad� i mleko.
- No dobrze - powiedzia�a energicznie, nalewaj�c sobie herbaty. - Albo nie jestem czarownic�, albo oboje przyszli�cie tu z jakim� mrocznym sekretem. Co ci� dr�czy, Luisie? Czy�by stary Brodacz wyczarowa� jak�� iluzj�, kt�ra nie chce znikn��?
Luis nie m�g� si� nie u�miechn��. Czasami iluzje wujka Jonatana zaczyna�y �y� w�asnym �yciem, jak na przyk�ad Korkowy Karze�, kt�ry zamieszka� w skrzynce z bezpiecznikami, albo pr�gowany kot s�siada, kt�ry nadal gwizda� sobie od czasu do czasu, zawsze okropnie fa�szuj�c.
- Nie, nie tym razem - powiedzia�.
- Luis i jego wujek martwi� si� o ten stary most na Dzikim Strumieniu - wyja�ni�a szybko Rita. - Musimy wiedzie�, czy stanie si� co� strasznego, je�li go rozmontuj�
Pani Zimmermann usiad�a powoli na krze�le. By�a
bardzo zdziwiona.
- Dobry Bo�e, Rito! Od razu walisz z grubej rury, co?
Nawet pyszne ciasteczka pani Zimmermann nie kusi�y dzi� Luisa. Odsun�� talerz i powiedzia�:
- Wujek Jonatan bardzo si� zdenerwowa�, kiedy przeczyta� o tym nowym mo�cie. I wiem, �e ci�gle si� martwi, bo nie chce ze mn� o tym porozmawia�.
- Luis m�wi, �e jaki� czarodziej ukry� w mo�cie co� zakl�tego - doda�a Rita. - Pani na pewno powie nam o wszystkim.
15
o-.
Luis pokr�ci� g�ow�.
Rita zagryz�a warg� i zacz�a si� zastanawia�, okropnie si� przy tym krzywi�c.
- Meteoryt - powiedzia�a w ko�cu.
- Tak! - zawo�a�a weso�o pani Zimmermann. -Strza� w dziesi�tk�. Nigdy go nie widzia�am, ale widzia�a go pewna moja stara przyjaci�ka. Twierdzi�a, �e by� nie wi�kszy ni� pi�ka bejsbolowa i l�ni� nieziemskimi barwami, tak niesamowitymi, �e nie potrafi�a ich opisa�. Sam jego widok by� przera�aj�cy, jak powiedzia�a, a Eliasz te� si� go ba�. Cho� mia� mn�stwo pieni�dzy, by� nie�mia�y i nerwowy, i zawsze zachowywa� si� tak, jakby kto� go �ledzi�. Wreszcie w 1892 roku, siedem lat po �mierci Jedydiasza, postanowi� zast�pi� stary drewniany most na rzece nowym, �elaznym. Chcia� sam za niego zap�aci�. Oczywi�cie w�adze okr�gu zgodzi�y si� bez namys�u. Podobno Eliasz roztopi� meteoryt i doda� go do �elaza, z kt�rego mia� by� zrobiony most. Nie wiem, czy tak by�o, ale kiedy most stan�� nad strumieniem, Eliasz si� rozpogodzi�. Zainwestowa� pieni�dze w banki i przedsi�biorstwa, z roku na rok stawa� si� coraz bogatszy i mieszka� w Nowym Zebedeuszu a� do �mierci. Umar� z przyczyn naturalnych w 1947 roku. �aden duch go nie dopad�, wi�c most pewnie poskutkowa�.
- Czyli nie ma si� o co martwi�? - spyta�a Rita. Pani Zimmermann wzruszy�a ramionami i westchn�a.
- Duch starego Jedydiasza nie mia� ju� p�niej �adnych krewnych do straszenia. Eliasz nie mia� �ony, a r�d Clabbernong�w wygas�. Wi�c je�li po zburzeniu stare-
18
go mostu niespokojny duch Jedydiasza przekroczy Dziki Strumie�, nie b�dzie mia� kogo dr�czy�.
- To dlaczego wujek tak si� zdenerwowa�? - spyta� Luis.
Pani Zimmermann u�miechn�a si� ciep�o.
- Mo�liwe, �e Jonatan jest do ciebie bardziej podobny ni� ci si� wydaje. Nie przepada za zmianami, zw�aszcza za takimi, kt�re maj� co� wsp�lnego z czarami. Poza tym ju� od dawna wiadomo, �e Jonatan Barna-velt, cho�by si� nie wiem jak zarzeka�, jest panikarzem pierwszej klasy!
Rita si� roze�mia�a. Nawet Luis troch� odetchn��.
Ale martwi� si� nadal. I cho� mija�y tygodnie, marzec sta� si� kwietniem, a kwiecie� zmieni� si� w maj, jego niepok�j si� nie zmniejszy�, lecz z dnia na dzie� by� coraz wi�kszy. Pierwszego czerwca sta� si� jak drzazga wbita g��boko w serce. Drzazga, kt�rej nie mo�na wyci�gn��.
Rozdzia� 2
Nadesz�y letnie wakacje, ale nawet to nie poprawi�o Luisowi humoru. W ostatnim tygodniu roku szkolnego pani Zimmermann oznajmi�a, �e nast�pnego dnia urz�dza piknik w swoim domku nad jeziorem Lyon i wszystkich zaprasza. Mia� to by� czwartek, pierwszy dzie� wakacji. Luis zadzwoni� do Rity, kt�ra si� ucieszy�a z zaproszenia. Woda ci�gle by�a za zimna, �eby p�ywa�, ale mogli pogra� w badmintona, po�re� g�r� hamburger�w i odpocz��.
Wujek Jonatan obieca�, �e zawiezie wszystkich na miejsce. Czwartkowy poranek by� s�oneczny i ciep�y, b��kitnego nieba nie zas�ania�a ani jedna chmurka, a jednak Luis za nic nie m�g� si� pozby� nieprzyjemnego �ciskania w �o��dku. Ju� si� prawie do niego przyzwyczai�, ale by�o jak b�l - nikt nie chcia�by z nim �y�.
Jonatan Barnavelt by� ubrany jak zwykle w spodnie khaki, niebiesk� koszul�, czerwon� kamizelk� i star�,
20
wytart� tweedow� marynark�. Przyd�wiga� z domu pani Zimmermann monstrualnie wielki piknikowy kosz i z trudem wepchn�� go do baga�nika. Pani Zimmermann nadesz�a zaraz potem, ubrana w fioletow� sukienk� i fioletowy kapelusz z wielkim rondem.
- I co, Luisie? - odezwa�a si�, kiedy ch�opiec otworzy� przed ni� drzwi samochodu. - Jak si� czujesz, wyzwoliwszy si� z okow�w szko�y?
- Fajnie - odpowiedzia� Luis z nie�mia�ym u�miechem. Usiad� z ty�u, wujek Jonatan wcisn�� si� za kierownic� i wyruszyli, pozostawiaj�c za sob� k��by spalin. Zatrzymali si� przed domem Rity na ulicy Dworkowej; dziewczynka wybieg�a w spodniach, trampkach i wielkim czerwonym podkoszulku, za du�ym na ni� co najmniej o dwa numery.
Usiad�a obok Luisa, a kiedy pani Zimmermann powt�rzy�a pytanie, u�miechn�a si� szeroko i zawo�a�a:
- Fantastycznie! Przede wszystkim mia�am ju� powy�ej dziurek w nosie tych g�upich plisowanych sp�dniczek i niebieskich bluzek!
Poranek by� bardzo przyjemny; wujek Jonatan mia� dobry humor, a pani Zimmermann opowiada�a o tym, co zrobi�a w ogr�dku. Zasadzi�a nowe kwiatki, lilie, geo-rginie i grz�dk� fio�k�w, i wi�za�a z nimi wielkie nadzieje.
- Fio�ki s� fio�kowe, rozumiecie - doda�a - czyli prawie fioletowe. A je�li nie b�d� chcia�y sfioletowie�, to je podrasuj� odrobink� czar�w. A ty, Jonatanie? Wymy�li�e� co� fajnego?
- Wiesz, w�a�nie si� zastanawia�em, co zrobi� z moim podw�rkiem - odpar� Jonatan. - Przysz�o mi do g�owy,
21
�e m�g�bym je wyla� betonem. Potem pomaluj� go na zielono, a gdybym chcia� mie� kwiaty, mog� kupi� takie plastikowe, wywierci� dziury i...
- Och, przesta� si� ze mnie natrz�sa� - parskn�a pani Zimmermann.
W ko�cu dojechali do jej domku. Podczas gdy wujek i pani Zimmermann wy�adowali koszyk i przygotowali grill, Luis i Rita naci�gn�li siatk� do badmintona. Przez jaki� czas grali, nie na punkty, tylko tak zwyczajnie. Luis by� w tym ca�kiem niez�y. Potem im si� znudzi�o, wi�c zacz�li rzuca� podkowami. W tym z kolei lepsza by�a Rita. Z wysuni�tym koniuszkiem j�zyka bra�a cel i rzuca�a, niemal za ka�dym razem trafiaj�c bezb��dnie. Podkowy Luisa przewa�nie nie doJa-tywa�y do celu.
- Pojedziesz w lecie na ob�z? - spyta�a Rita. Luis wzruszy� ramionami i podni�s� podkow�.
- Nie wiem. Jeszcze nie rozmawia�em z wujkiem. Rita rzuci�a podkow�, kt�ra okr�ci�a si� wok� pala
� i upad�a z brz�kiem na ziemi�.
- Idealnie! - krzykn�a. - W tym roku nie b�dziemy mieli d�ugich wakacji. Rodzice chc� pojecha� na tydzie� nad morze. Potem pewnie b�dziemy siedzie� w Nowym Zebedeuszu.
Luis rzuci� i chybi� prawie o kilometr.
- Wujek te� nie wspomina� o wakacjach. Chyba chce zosta� w mie�cie, tak na wszelki wypadek.
- Na jaki �wszelki wypadek"? - zdziwi�a si� Rita. Luis zerkn�� na ni�. Wujek Jonatan i pani Zimmermann piekli co� na grillu, spowici k��bami wonnego
22
dymu z hikorowego drewna. Nie zwracali na nich uwagi. Mimo to Luis zni�y� g�os do szeptu.
- No, wiesz... Nad strumieniem postawili nowy most. A ten stary ju� chyba rozmontowali.
Rita przygl�da�a mu si� w milczeniu, jakby w�a�nie obwie�ci�, �e jest przybyszem z Marsa i zamierza po�lubi� angielsk� kr�low�. Potem zrozumia�a.
- Chodzi ci o ten stary �elazny most? - spyta�a z niedowierzaniem. - Rany koguta, ci�gle si� o to martwisz?
Luis wzruszy� ramionami.
- Nie mog� przesta� o tym my�le�.
Rita zamruga�a powiekami za okr�g�ymi szk�ami okular�w.
- Luis, kurcz� blade, czemu nic nie powiedzia�e�?
- Nie chcia�em nikomu psu� humoru - wymamrota�. - Nic nie poradzimy, skoro w�adze postanowi�y zburzy� ten g�upi most. Wujek Jonatan nie wspomnia� o nim ani s�owem od lutego, a kiedy pytali�my pani� Zimmermann, powiedzia�a, �e nie ma si� czym przejmowa�. Wiem, �e to g�upio, ale... - urwa�.
- Ale to silniejsze od ciebie - doko�czy�a Rita ze wsp�czuciem. - Hmmm... Niech si� zastanowi�. Mo�e uda nam si� jako� sprawdzi�, co jest grane. Wtedy b�dziemy wiedzie� na pewno, czy jest si� o co martwi�.
Potem przez jaki� czas o tym nie wspominali. Wkr�tce wujek Jonatan zawo�a� ich na obiad. Zjedli fantastyczne dania na trawie nad jeziorem. Pani Zimmermann zna�a niesamowity przepis na hamburgery, zrobi�a leciutk� jak puch sa�atk� ziemniaczan� i otworzy�a s�oik kiszonych og�rk�w z koprem. By�y kruche, chrupi�ce
23
i pikantne jednocze�nie, nie tak, jak te ze sklepu, kt�re smakuj� jak kwa�na guma. Po raz pierwszy od wiek�w Luis odzyska� apetyt.
Potem razem posprz�tali po posi�ku i przez reszt� dnia po prostu leniuchowali. Wujek Jonatan wyj�� tali� kart; przez par� godzin siedzieli przy sk�adanym stoliku, graj�c w g�upie gry. Jonatan przewa�nie przegrywa�, nawet przy tych najg�upszych, wi�c burcza� pod nosem, �e wola�by zwyk�ego pokera.
- Co ja poradz� na to, �e nie potrafi� zapami�ta� tych wszystkich idiotycznych zasad!
- Doskonale - oznajmi�a pani Zimmermann, kt�ra akurat rozdawa�a. - Zagramy w co� prostego. Powiedzmy, �e walety, si�demki i czerwone tr�jki b�d�...
Przyjemnie by�o sp�dza� w ten spos�b ciep�e, senne popo�udnie. Wreszcie, mniej wi�cej ko�o czwartej, wszyscy dojrzeli c�o powrotu do miasta.
- Mo�e wieczorem p�jdziemy do kina? - zaproponowa�a pani Zimmermann, gdy wnosili sk�adane krzes�a i st� do domku. - Graj� film o piratach. Je�li nam si� spodoba, Jonatan odtworzy sceny walk i ka�de z nas kolejno b�dzie kapitanem pirat�w. - Wyszli na zewn�trz, a pani Zimmermann zamkn�a drzwi.
Luis mia� ochot� zobaczy� film, ale zanim zdo�a� si� odezwa�, uprzedzi�a go Rita.
- Czy w drodze powrotnej mo�emy zobaczy� nowy
most? . ,
Pani Zimme;rmann spojrza�a na ni� ostro, a wujek Jonatan, kt�ry wk�ada� kosz do baga�nika swojego gru-chota, znieruchomia�.
_ Bardzo dziwny pomy
wy
_ By�am ciekawa, �ni�a Rita z niewinnym us
i pani
nowy most - wyja ^iay staryjuzznik
rania.^ pytanie.PaniZimmenW>n
par�.
Pojediemy dr�g, ^ nia. Nie by�em tam od przebiegaj, prace Wt�> a kiedy ws.adala
Luis otworzy� drzV" Y samochodu, szepn��:
- Co� ty wymysl.t� �ta. - B�dziemy si�
: co� sprawdzaj- �^J zimmerrnann. Jesl.
Luis prze�kn�� �lW �i�de lepiei sie do pewno�ci. boczn� drog�. i strzela. pod _ My�la�am
do
� m�cz�ce, n.e- chrzesol
i Dwunastu Md
kipi�ce
25
24
pojawia�a si� te� samotny dom. Samoch�d zwolni� tak bardzo, �e ledwie si� wl�k�.
- jak po po�arze - odezwa�a si� Rita. Serce za�omota�o Luisowi w piersi. Po prawej stronie ujrza� wielk� po�a� martwego lasu, co najmniej par� hektar�w. Drzewa by�y bezlistne, z ich pni �uszczy�a si� kora. Ga��zie i konary rozpaczliwie wyci�ga�y si� do nieba, jakby usi�owa�y uciec przed �mierci�. Krzaki poni�ej byty szare i bez �ycia. Dom, kt�ry sta� w pobli�u, nie wygl�da� na spalony, ale by� zrujnowany. Przerdzewia�y blaszany dach zapad� si� do �rodka, okna zia�y czerni� i pustk� niczym oczodo�y czaszki. Luis zmarszczy� nos. Pachnia�o brzydko czym� s�odkawym, lecz tak�e zgnilizn� i ple�ni�. Ka�dym centymetrem cia�a czu�, �e ten nieprzyjazny, nagi
zak�tek jest nawiedzony.
- Jonatanie - odezwa�a si� pani Zimmermann z rozdra�nieniem. - Na pewno nic si� nie stanie, je�li pojedziemy troch� szybciej.
Wujek doda� gazu i samoch�d min�� upiorny dom. Wjechali w rejony, gdzie drzewa mia�y li�cie i wszystko wygl�da�o normalnie. Pusto, lecz normalnie. Potem �wirowa dr�ka doprowadzi�a ich do pokrytej asfaltem drogi Dwunastu Mil. Skr�cili i wkr�tce dotarli do miejsca, kt�re Luis widywa� czasem w koszmarach. Zardzewia�e dzia�o z okresu wojny secesyjnej sta�o w tr�jk�tnym zagajniku. Po jednej stronie drogi wznosi� si� stary bia�y ko�ci�ek z zakurzonymi witra�ami, po drugiej -sklep z zielonym napisem �salada" w oknie. To tutaj wujek Jonatan skr�ci� z piskiem opon, gdy Luis mia� dziesi�� lat i uciekali przed duchem pani Izard.
Samoch�d znalaz� si� na drodze prowadz�ce] do Dzikiego Strumienia. Wszyscy siedzieli w milczeniu. Wreszcie znale�li si� na szczycie wysokiego wzg�rza; poni�ej wi� si� Dziki Strumie�. Po lewej stronie nadal sta� stary �elazny most. Prowadz�ca do niego droga zosta�a zamkni�ta. Zamiast niej wytyczono nowy odcinek jezdni, l�ni�cy �wie�ym asfaltem. Przed nimi wnosi� si� nowoczesny betonowy most. By�o ju� po pi�tej i robotnicy sko�czyli prac�, ale ich sprz�t nadal tu sta�: ��te buldo�ery, d�wigi i inne maszyny. Jonatan powoli przejecha� przez nowy most, po czym zatrzyma� samoch�d.
Wszyscy wysiedli i poszli w stron� mostu. Jak si� okaza�o, robotnicy ju� usun�li deski z czarnej �elaznej konstrukcji. Niekt�re belki zosta�y wyj�te i le�a�y na poboczu drogi. Podeszli a� do kra�ca starego mostu. Luis spojrza� w d�, na p�yn�cy wartko strumie�. Od lustra wody dzieli�y go najwy�ej trzy metry, a jednak zakr�ci�o mu si� w g�owie, jakby sta� na brzegu przepa�ci. �wiat zako�ysa� mu si� przed oczami. Cofn�� si� i nadepn�� na co� twardego.
Podni�s� nog� i ujrza� �elazny nit, d�ugo�ci mniej wi�cej sze�ciu centymetr�w. Pewnie wypad� z kt�rej� belki. Pochyli� si� bezmy�lnie i podni�s� go z ziemi. Wyda� mu si� dziwnie ci�ki, twardy i ciep�y. I to nie tak, jak metal le��cy na s�o�cu. Niezupe�nie. Z jakiego� powodu - nie potrafi� okre�li�, z jakiego - ten kawa�ek metalu wydawa� si� niemal �ywy, jakby sam wydziela� ciep�o. Luis obejrza� go ze wszystkich stron w �wietle zachodz�cego s�o�ca. Nit mia� l�ni�c� powierzchni� i ani �ladu rdzy. Trudno by�o uwierzy�, �e tkwi� w mo�cie tak d�ugo. Wygl�da� jak prosto ze sklepu.
27
26
Rozdzia� 3
W tamt� sobotni� noc Luis mia� pierwszy z wielu koszmar�w. Przy�ni�o mu si�, �e razem z pani� Zimmermann, Rit� i wujkiem Jonatanem zwiedzali jakie� zoo. Nie przypomina�o �adnego znanego mu miejsca. Wszystkie klatki by�y ogromne i wysokie, z czarnych �elaznych pr�t�w, tak grubych, �e czasami nie mo�na by�o nawet dostrzec niespokojnych, kr���cych za nimi
zwierz�t.
W tym �nie Luis mia� okropne poczucie deja vu -�wiadomo��, �e ta sytuacja ju� mu si� kiedy� przydarzy�a i �e wie, co si� wydarzy za chwil�. Gdy szli powoli mi�dzy ogromn� klatk� mieszcz�c� stado zdenerwowanych s�oni i drug�, w kt�rej sta� tuzin wysokich �yraf w br�zowe plamki, Luis po prostu wiedzia�, �e pani Zimmermann za chwil� powie: �Szkoda, �e nie wida� wi�cej zwierz�t, a mniej klatek".
Czu� si� okropnie. Wiedzia� te�, �e je�li pani Zim-mermanrL to powie, wydarzy si� co� okropnego. Chcia� j� poprosi�, �eby si� nie odzywa�a...
Ale b7�o ju� za p�no. Pani Zimmermann otuli�a si� fioletowym szalem i powiedzia�a:
- Szkoda, �e nie wida� wi�cej zwierz�t, a mniej klatek. Te s�owa odbi�y si� echem w jego g�owie. Nie wiedzia� sk�d, ale wiedzia�, �e czeka ich okropny los. Ze wszystkich klatek rozleg�o si� g�o�ne tr�bienie, ryki,
krakanie i wrzaski.
Wszystko tutaj jest nie tak, jak trzeba, pomy�la� z rozpacz�. Potem, nie wiadomo jak, znale�li si� w miniaturowym poci�gu. Czarna lokomotywa sapa�a i sycza�a, wagoniki sun�y z klekotem po w�skich torach. Luis i Ri-ta jechali w pierwszym wagonie za lokomotyw�, za nimi siedzia� wujek Jonatan z pani� Zimmermann. W wagonach znajdowa�y si� �elazne pr�ty, maj�ce ich zabezpieczy� przed wypadni�ciem. Maszynista by� chudy i ko�cisty, a zamiast czapki z niebieskim paskiem mia� na g�owie l�ni�cy cylinder, tak czarny, �e wydawa� si� a� granatowy. Z wielkim entuzjazmem zagwizda� na poci�gowym gwizdku, ale d�wi�k, jaki si� rozleg�, wcale nie by� przyjemny. Niskie, przeci�g�e �uuuuu" skojarzy�o si� Luisowi z niesympatycznym otoczeniem: noc�, cmentarzem i sowami. Przed nimi pojawi� si� ciemny
wjazd do tunelu.
- Boj� si� tuneli - powiedzia�a Rita.
Luis przypomnia� sobie, �e jego przyjaci�ka cierpi na niezwykle ostr� posta� klaustrofobii. We wszystkich zamkni�tych pomieszczeniach robi si� jej niedobrze,
31
30
to
N
magiczne sprawy, ale by�o wiadomo, �e nic tu nikomu nie grozi. Dzi� Luis musia� d�ugo zbiera� si� na odwag�, by wyj�� na korytarz. Zszed� tylnymi schodami, tymi z dziwnym owalnym witra�em. Dawno temu Jonatan rzuci� na to okienko czar, kt�ry jako� nie chcia� si� zu�y�. Od czasu do czasu okno si� zmienia�o. W okresie, gdy Luis po raz pierwszy przyjecha� do wujka, przedstawia�o s�o�ce czerwone jak pomidor, zachodz�ce nad morzem koloru starych aptecznych buteleczek. P�niej pokaza�o jeszcze wiele innych obrazk�w. Dzi� Luis rzuci� na nie okiem i zatrzyma� si�, zdumiony. Witra� by� czerwony, z�owr�bnie szkar�atny, jakby �wieci� w�asnym �wiat�em. Widnia�o na nim jedno s�owo, wypisane ��tymi du�ymi literami:
CAVE
Luis nigdy nie s�ysza� o �adnych jaskiniach* w pobli�u Nowego Zebedeusza. Mo�e witra� troszk� zdziwacza�?
Ch�opiec ruszy� w stron� kuchni, ale po drodze zatrzyma� go cichy szmer g�os�w. W gabinecie siedzia�a pani Zimmermann z wujkiem Jonatanem i rozmawiali szeptem. Co sprowadzi�o pani� Zimmermann o tej porze?
Luis podszed� na paluszkach do drzwi gabinetu. By�y uchylone i przez t� niewielk� szpar� dobiega� zm�czony g�os pani Zimmermann:
- Doskonale, b�dziemy uwa�a� na ten most. Przypominam ci, �e upi�r, kt�ry �ciga� starego Eliasza, od
*W j�zyku angielskim s�owo cave oznacza jaskini� (przyp. t�um).
dawna jest na tamtym �wiecie. Niczego tam nie czu�am, a potem sprawdzi�am jeszcze w kuli. Nic. Ale za dobrze ci� znam, �eby si� z ciebie �mia�, skoro ten stary most naprawd� tak ci� wystraszy�. Wujek westchn�� ci�ko.
- Nie o to chodzi, Florencjo. Och, nie wiem... mo�e to ma co� wsp�lnego z Izardami. Przez dziesi�� lat walczy�em ze z�� moc�, kt�r� obudzi�a ta wredna para. W �yciu nie prze�y�em czego� tak strasznego, jak tamtej nocy, kiedy Stara Upiorzyca prawie nas z�apa�a nad Dzikim Strumieniem. A teraz prze�ywam ostry atak tego, co kochany Will Szekspir nazwa�by sw�dzeniem kciuk�w.
Pami�tasz Makbeta?
Pani Zimmermann zacytowa�a, zmieniaj�c g�os tak,
by zabrzmia� jak skrzeczenie wied�my:
- Czuj�, �e mnie kciuki sw�dz�, co� z�ego drogi do
nas szuka!
- Dok�adnie tak. Dok-�ad-nie. I oczywi�cie wiesz,
dlaczego pojecha�em okr�n� drog�?
- No my�l� - parskn�a pani Zimmermann. - �eby spojrze� na farm� starego Jedydiasza Clabbernonga. Pusta jak zawsze. Je�li mog� zauwa�y�, to nie by� najlepszy pomys�. Mog�abym tam p�j�� z tob�, ale Luis i Ri-ta... Mniejsza o to, dobrze, �e nic si� nie sta�o!
Jonatan milcza� przez d�ug� chwil�.
- Florencjo - przem�wi� wreszcie - czy kiedykolwiek by�a� na tej farmie? Dotyka�a� tych martwych
drzew?
- Fu! - odpar�a na to pani Zimmermann; Luis prawie zobaczy�, jak si� wzdrygn�a. - Nie, bardzo dzi�kuj�!
35
34
Pr�dzej w�o�� g�ow� do wiadra pe�nego wstr�tnych o�li-z�ych d�d�ownic!
- A ja dotkn��em. I powiem ci w zaufaniu, �e te� wol� d�d�ownice. Poszed�em tam dwadzie�cia lat temu. Kiedy si� idzie po tej suchej trawie, rozpada si� pod stopami w chrz�szcz�cy py�. A gdyby� po�o�y�a d�o� na pniu drzewa, wpad�aby ci do �rodka. To w og�le nie przypomina drewna, tylko stare, kruche gniazdo szerszeni...
- Puste, mam nadziej� - wtr�ci�a pani Zimmermann. Jonatan roze�mia� si� nieweso�o.
- No, nic mnie nie uk�si�o. Ale nie �artuj�. Gdyby� chcia�a, mog�aby� przebi� kt�ry� z tych pni na wylot. Czy to nie dziwne, �e po tylu latach nie run�y na ziemi�? Mo�na by pomy�le�, �e wystarczy dobra burza, a rozpadn� si� na proch.
- Wola�abym w og�le o tym nie my�le�, gdybym mia�a wybiera�. Wi�c co si� sta�o?
- Przestraszy�em si� - przyzna� wujek Jonatan. -Przestraszy�em si� i uciek�em. I nigdy wi�cej tam nie wr�ci�em. To niebywa�e. Tak, jakby co�... wyssa�o �ycie ze wszystkich ro�lin! Ale... - doda�, zni�aj�c g�os - nie powiedzia�em ci jeszcze o najgorszym.
Tym razem to pani Zimmermann westchn�a.
- No dobrze - powiedzia�a spokojnie. - Co to by�o?
- Chyba �wistak... - G�os wujka Jonatana wyra�nie dr�a�. - Albo co� jego rozmiar�w. Jakie� zwierz� wielko�ci ma�ego pieska. Wy�ania�o si� z nory. Straci�o ca�e futro. Mia�o pomarszczon�, sin� sk�r� tego samego koloru, co suche gniazda os. Wed�ug mnie wyjrza�o z jamy w chwili, gdy spad� tamten meteoryt.
36
- I sta�o si� takie, jak drzewa - doko�czy�a pani Zimmermann. - Naprawd� mamy problem.
- Jest jeszcze gorzej - szepn�� cicho wujek. Luis musia� prawie przy�o�y� ucho do szpary w drzwiach, �eby dos�ysze� jego s�owa. Zbli�y� si� tak bardzo, �e czu� lekki aromat kawy. - Nie chcia�em dotyka� r�k� tego... tego czego�... odszed�em od farmy na kilkaset metr�w, znalaz�em tward� ga��� i wr�ci�em. Tr�ci�em ni� to zwierz�. Przesz�a przez nie na wylot z ohydnym chrupni�ciem.
- Yyy... - j�kn�a pani Zimmermann. -Ju� nie mam ochoty na kaw�. Zreszt� i tak nie zasn�.
- Florencjo... - powiedzia� wujek ledwie dos�yszalnym szeptem. - Florencjo, to... to co� si�... poruszy�o!
Luis musia� si� przytrzyma� �ciany. Jego �o��dek fikn�� kozio�ka. Nagle zapach kawy wyda� mu si� za mocny, tak mocny, �e a� mdl�cy.
- Och, Jonatanie - westchn�a pani Zimmermann ze zgroz� - nigdy o tym nie m�wi�e�...
- Od tego czasu �ni mi si� to po nocach. Nie chcia�em przestraszy� i ciebie. A� do teraz. Teraz chyba musz�. Florencjo, to biedne zwierz� usi�owa�o si� wydosta� z nory. Wyda�o upiorny syk... chyba chcia�o odetchn��. Jego przednie �apki z�ama�y si�, gdy pr�bowa�o si� na nich podci�gn��. W jego ciele zrobi�a si� otwarta dziura. A ja... ja je rozbi�em na kawa�ki. Na py�. T� ga��zi�. -Wujek j�kn�� i zamilk�. Potem doda�: - Wyzwoli�em je z tego koszmaru. Przynajmniej mam nadziej�. Bo kiedy pomy�l�, �e ta okropna kupka py�u nadal �yje... nie, to dla mnie za wiele.
37
Luis us�ysza� jaki� syk i zda� sobie spraw�, �e pani Zimmermann wypu�ci�a wstrzymywany oddech.
- Dla mnie te� - przyzna�a cicho. - Doskonale. Wezwiemy na pomoc Towarzystwo Magiczne Okr�gu Kafarnaum. Wszyscy b�dziemy trzyma� r�k� na pulsie spraw i ucho przy ziemi. A kiedy b�dziemy trwa� w tej idiotycznej pozie, kto� pewnie si� podkradnie do nas od ty�u i przykopie nam w siedzenie!
Wujek Jonatan roze�mia� si� s�abo.
- I powinni�my obserwowa� wiesz kogo. Ta parka od samego pocz�tku wyda�a mi si� podejrzana. Je�li ktokolwiek si� tu miesza do jakich� diabelskich spraw, to na pewno oni, zapami�taj moje s�owa.
Luis zdr�twia�. Czy wujek m�wi� o Ricie i o nim? Mo�na by�o tak s�dzi�. Przypomnia� sobie wszystkie wypadki, kiedy by� niepos�uszny. I te, gdy bezmy�lnie �ci�gn�� na nich k�opoty. Serce mu si� �cisn�o. Wr�ci� cichutko na g�r�, samotny i przestraszony jak nigdy w �yciu. W �azience napi� si� prosto z kranu. Potem powl�k� si� do ��ka.
A je�li wujek naprawd� przesta� mu ufa�? A je�li postanowi� go odes�a�? Luis zna� jednego ch�opca, kt�ry by� tak niezno�ny, �e rodzice oddali go do szko�y wojskowej. A je�li z nim b�dzie tak samo? Jak m�g�by �y� bez przyja�ni Rity, �yczliwo�ci pani Zimmermann i nieustaj�co dobrego humoru wujka?
Skuli� si� pod cienk� ko�dr�, samotny i opuszczony. A potem przysz�a mu do g�owy jeszcze jedna my�l, i to bardzo niepokoj�ca.
Na witra�u pojawi� si� napis CAVE. Takie s�owo istnieje w j�zyku angielskim, ale na �wiecie s� tak�e inne
38
j�zyki. W szkole mieli �acin�. I tak si� z�o�y�o, ze cave by�o tak�e s�owem �aci�skim, ale nie mia�o nic wsp�lnego z jaskiniami, grotami czy pieczarami.
�aci�skie s�owo by�o ostrze�eniem.
Cave znaczy...
STRZE� SI�!
Rozdzia� 4
Luis nie m�g� o tym wiedzie�, ale w tym samym czasie, gdy on pods�uchiwa� rozmow� wujka i pani Zim-mermann, poza granicami Nowego Zebedeusza toczy�a si� inna rozmowa. Samoch�d, podniszczony czarny buick, zatrzyma� si� w tym samym miejscu, co auto wujka Jonatana, na brzegu Dzikiego Strumienia, nieopodal starego mostu. Wysiad�a z niego kobieta. Przez par� minut rozgl�da�a si� doko�a, ale o tej porze szosa by�a zupe�nie pusta, a wok� panowa�y ciemno�ci. Niebo na wschodzie nadal by�o czarne i nic nie zapowiada�o �witu.
Panowa�a zupe�na cisza, m�cona z rzadka wyciem psa na dalekiej farmie. Z�oty pieni��ek ksi�yca toczy� si� nisko po niebie. �wiat�a by�o niewiele, ledwie wy�awia�o z ciemno�ci zarysy przedmiot�w. Karoseria samochodu l�ni�a niewyra�nie w mroku.
40
Kobieta obesz�a samoch�d i pomog�a wysi��� zgrzybia�emu staruszkowi. Oboje byli chyba w tym samym wieku, ko�o osiemdziesi�tki, ale ona by�a wysoka, jej siwy kok l�ni� srebrem, a ruchy mia�a spr�yste. Tymczasem jej towarzysz by� powolny, �ysy, zgarbiony i zrz�dliwy. Mia� na sobie czarny garnitur i bia�� koszul� bez krawata. Niezdarnie wygrzeba� si� z samochodu.
- Sam potrafi�! - warkn�� i uderzy� kobiet� po r�ce. -
Otw�rz baga�nik!
Stan�� na trawiastym poboczu, trz�s�c �ys� g�ow�
i opieraj�c si� na lasce.
- Tylko nie upadnij i nie z�am sobie karku, ty stary g�upcze - odwarkn�a kobieta jadowitym, suchym g�osem. - Nie teraz. Nie teraz, kiedy jest ju� tak blisko.
Staruch wyprostowa� si� gwa�townie i pogrozi� jej
lask�.
- Poczekaj tylko!
Znowu opar� si� na lasce, podszed� kulej�c na ty� samochodu i nie spuszcza� oczu z kobiety, kt�ra wyj�a z baga�nika co� d�ugiego i walcowatego. W ciemno�ciach wygl�da�o to jak p�torametrowa tekturowa tuba, z tych, w jakie pakuje si� dywany. Ostro�nie postawi�a j� na ziemi, po czym wyj�a masywny drewniany tr�jn�g.
- Gdzie mam postawi�? - spyta�a. Staruch machn�� dziko lask�.
- Gdziekolwiek! Gdziekolwiek! Znamy wysoko�� i azymut, wi�c wszystko jedno! Tylko znajd� kawa�ek
r�wnego. Szybko!
Kobieta pomaszerowa�a w stron� starego mostu, nios�c pod pach� z�o�ony tr�jn�g. Cho� robotnicy zmienili
4t
bieg drogi prowadz�cej do Dzikiego Strumienia, nie zdarli kr�tkiego odcinka asfaltu przed starym mostem. Kobieta postawi�a tam tr�jn�g. Otworzy� si� z g�o�nym kla�ni�ciem, a ona z wysi�kiem ustawi�a jego nogi. Potem wr�ci�a po tub�. Staruszek chodzi� za ni� krok w krok, przez ca�y czas gderaj�c i narzekaj�c. Kobieta nie dawa�a si� pogania�. Powoli, lecz pewnie, jakby robi�a to setki razy, przytwierdzi�a tub� do stojaka. Za pomoc� chromowanych ga�ek skierowa�a tub� ku niebu i wreszcie sta�o si� zupe�nie jasne, �e jest to teleskop, taki z lusterkami zamiast soczewek.
Kobieta przykr�ci�a ostatni element teleskopu, pod�piewuj�c pod nosem jak�� powoln�, ponur� piosenk�. Potem wyj�a z kieszeni latark� z czerwon� �ar�wk�. W��czy�a j�. W s�abym, md�ym �wietle sprawdzi�a najpierw tr�jn�g, potem teleskop wraz z kompasem i dwoma metalowymi pier�cieniami przymocowanymi do statywu. Na pier�cieniach widnia�y linie i numery, jak na jakiej� okr�g�ej linijce. Wreszcie kobieta uzna�a, �e wszystko w porz�dku, wy��czy�a latark� i schowa�a j� na
dawne miejsce.
Wcisn�a guzik na statywie i zaraz potem rozleg�o
si� tykanie mechanizmu.
- Powinno by� w porz�dku - o�wiadczy�a i doda�a szyderczo: - Mam sprawdzi� ostro��, czy chcesz spojrze� jako pierwszy, o panie i w�adco?
- Milcz, milcz! - warkn�� staruch g�osem dr��cym z irytacji. - Sam popatrz�! Ty si� na tym nie poznasz!
Kobieta parskn�a pogardliwie, ale nie odpowiedzia�a. Staruch przyku�tyka� do teleskopu i ostro�nie, nie
dotykaj�c go, zajrza� w okular. Mamrocz�c co� pod nosem pokr�ci� ga�k�, by nastawi� ostro��. Wreszcie wybuchn�� skrzecz�cym �miechem.
- Widz�! Pi�kna! Jak czerwona kud�ata gwiazdka, w samym �rodku pola widzenia. Ach, dobra robota, ukochana ma��onko! Pomy�l tylko, kiedy ostatnio pojawi�a si� nad Ziemi�, ujrzeli j� mieszka�cy zaginionej Atlantydy! Min�o czterna�cie tysi�cy lat i oto Czerwona
Gwiazda powr�ci�a!
- To kometa, ty stary idioto - mrukn�a kobieta. -
No i co? Mog� spojrze�?
Starzec cofn�� si� od teleskopu.
- Oczywi�cie, moja najdro�sza Herminio. Sp�jrz
sobie. Patrz, ile chcesz.
Kobieta pochyli�a si� nad okularem, a staruch spojrza� w mroczne niebo.
- Jest niewidoczna go�ym okiem, ale z ka�d� chwil� zbli�a si� coraz bardziej. Wkr�tce zap�onie na niebie! I wreszcie nadejdzie nasza godzina!
Ta my�l bardzo go poruszy�a. Zatrz�s� si� z t�umionego podniecenia i zap�aka�.
Kobieta nawet nie spojrza�a na niego. Staruch wyj�� z kieszeni spodni zmi�t� chusteczk� i wytar� nos. Zatrzyma� si� nad sam� kraw�dzi� mostu i spojrza� w czarn� kipiel, po�yskuj�c� w �wietle ksi�yca. Roze�mia� si�.
- Ju� nied�ugo, moje male�stwo, ju� nied�ugo! Nied�ugo odzyskasz wolno�� i b�dziesz s�u�y� Mefistofele-sowi Moote! A wszyscy ludzie, ci g�upcy, b�d� mi bi� pok�ony i korzy� si� przede mn�!
43
42
Kipiel uspokoi�a si�
3
Nast�pnego ranka po tej koszmarnej nocy Luis poszed� z wujkiem do ko�cio�a �wi�tego Grzegorza. By� to niewielki kamienny budynek z ogromnymi witra�ami przedstawiaj�cymi stacje M�ki Pa�skiej. Ksi�dz, ojciec Micha� Franciszek, by� niski i drobny, nosi� du�e okr�g�e okulary, m�wi� cicho i zawsze by� w dobrym humorze. Luis zwykle z przyjemno�ci� uczestniczy� we mszy, lecz tego dnia siedzia� obok wujka i zastanawia� si� tylko nad jednym: czy Jonatan mu ufa. Na my�l, �e by� mo�e nie, robi�o mu si� ci�ko na sercu. Wychodz�c z ko�cio�a, zatrzyma� si� jeszcze na kr�tk� modlitw� i zapali� �wieczki za dusze rodzic�w. W drodze powrotnej do domu podj�� decyzj�: udowodni wujkowi, �e jest godny
zaufania.
Reszta dnia min�a do�� zwyczajnie. W poniedzia�ek Luis wyzna� Ricie, �e wujek chyba jest na niego z�y, lecz nie wyja�ni�, dlaczego. Uwa�a�, �e wystarczy, i� sam si� denerwuje. Nie chcia�, �eby Rita ba�a si� tak samo,
jak on.
Natomiast ona uzna�a, �e powinna mu pom�c. - Na pocz�tek dowiedzmy si� czego� o tym czerwonym meteorycie, kt�ry trzasn�� w farm� starego Clab-bertrupa. W takim ma�ym cichym miasteczku na pewno co� takiego zosta�o zauwa�one. Chod�, sprawdzimy.
Luis poszed� za ni� do biblioteki publicznej. Zeszli do piwnicy, gdzie trzymano stare egzemplarze miejscowej gazety, �Kroniki Nowego Zebedeusza". By�y oprawione w br�zowe, �uszcz�ce si� ze staro�ci ok�adki ze z�oconymi numerami, kt�re tak sp�owia�y, �e trudno by�o je odczyta�. Niekt�re roczniki zagin�y, zw�aszcza te z czas�w wojny secesyjnej, od 1861 do 1865 roku. Ale dwa tomy z roku 1885 sta�y na p�ce, wi�c zdj�li ten drugi, obejmuj�cy miesi�ce od lipca do grudnia.
- Pani Zimmermann m�wi�a, �e meteoryt spad� w grudniu - powiedzia�a Rita, ostro�nie odwracaj�c po��k�e, krusz�ce si� kartki starych gazet. Unosi� si� z nich kurz, kt�ry dra�ni� nozdrza Luisa i pachnia� sza�wi�.
W starych gazetach w og�le nie by� fotografii, tylko do czasu do czasu ryciny. Wiele z nich by�o reklamami takich rzeczy, jak nowe udoskonalone kultywatory lub piecyki na koks. Rita dotar�a do gazet z grudnia i zacz�a je dok�adnie przegl�da�, szukaj�c wiadomo�ci o meteorycie.
Znale�li je wreszcie w numerze z dwudziestego drugiego grudnia, na pierwszej stronie. Razem pochylili si� nad gazet� i przeczytali:
NIEZWYK�Y GO�� Z GWIAZD!
Bogini Diana, kt�ra sprawuje w�adz� nad Ksi�ycem, musia�a wczoraj o p�nocy wyda� okrzyk oburzenia. Spadaj�ca z g��bin bezkresnego nieba gwiazda pojawi�a si� nad naszym miastem, za�miewaj�c Ksi�yc, na co bogini-dziewica z pewno�ci� bardzo si� nad�sala w zaciszu swego buduaru.
45
44
p
& l> % ?: s. 31. h
11 i-
4�
I I-1
2. p
o. ffi
N
p
o
4"
8-1 1 |
u � o ^ � i5 S c ' "B g 8. o o o rp g. :
a>
pi cd
CO
, i -9 S pd ^ cT L. B. | w2
'�sl^l!lil!l!i
ST & m n P w.
" -? i.
WB
I
- mu ii
g 3 N S 3 ^5^
&> 3 O ?V C
^ 8- 3 *. b-
^ f> P Kl J2.
1 I
n 1
N
cr o
a
Rozdzia� 5
W �rod� wieczorem przy kolacji Luis spyta� wujka, czy mo�e pojecha� z Rit� na d�ug� rowerow� wycieczk�. Jonatan, kt�ry nak�ada� sobie w�a�nie t�uczone ziemniaki, zastanowi� si�.
- Chyba tak - powiedzia�. - Lepiej teraz ni� w lipcu, kiedy na pewno b�dzie trzydzie�ci stopni w cieniu i na chodniku mo�na b�dzie sma�y� jajka. - Strz�sn�� na talerz �y�k� ziemniaczanego puree. - A skoro o tym mowa, kupi� co� do kanapek. Nie pozwol� wam umrze�
z g�odu.
W ten spos�b Luis i Rita zaplanowali wycieczk� na
najbli�sz� sobot�. Jednak w pi�tek Luis obudzi� si� i ujrza� nadci�gaj�ce burzowe chmury. K��bi�y si� na niebie, popychane gwa�townym wiatrem, a wkr�tce potem o szyby uderzy�y ostre kropelki deszczu. Luis westchn�� ze skrywan� ulg�. Je�li tak b�dzie tak�e jutro, wycieczka
nie dojdzie do skutku. Tak naprawd� wcale nie chcia�
jecha�.
W po�udnie rozszala�a si� burza z piorunami, taka, kt�r� wujek Jonatan nazywa� �pogromc� �ab". Z nieba la�y si� o�owiane strumienie wody. Zygzaki piorun�w przecina�y niebo z sykiem i trzaskiem, a od grzmot�w trz�s�y si� okna i pod�ogi. Przez jakie� trzy minuty wali� nawet grad. Na podw�rko spad�o tyle lodowych grudek -du�ych jak kulki do gry - �e wygl�da�o to jak powr�t zimy. Grad zako�czy� si� gwa�townie, ale deszcz, pioruny i grzmoty jeszcze bardziej przybra�y na sile.
Jonatan siedzia� w gabinecie z niezapalon� fajk� w ustach. Studiowa� w skupieniu jak�� magiczn� ksi�g�. Zwykle Luis ba� si� grzmot�w, ale tym razem wyda�y mu si� wybawieniem. Poszed� na pi�tro po�udniowego skrzyd�a domu i usiad� na pode�cie, w �cianie kt�rego znajdowa� si� magiczny witra�. Nie by�o ju� na nim szkar�atnego ostrze�enia. Zamiast niego pojawi� si� bia�y domek na ko�cu ��tej alei, biegn�cej pomi�dzy zielonymi polami. Nad dachem fruwa� bia�y ptak, jedyna plamka na pogodnym b��kicie nieba.
Od czasu do czasu owalne okienko rozb�yska�o �wiat�em piorun�w. Mimo szalej�cej burzy na widok weso�ego obrazka Luisowi zrobi�o si� l�ej na sercu. Mo�e jednak niepotrzebnie si� zamartwia�. Perspektywa wyprawy na farm� Clabbernonga wydawa�a si� odleg�a, a to jeszcze bardziej poprawi�o mu humor.
W pobli�u hukn�� grzmot, od kt�rego zatrz�s�y si� schody. �ar�wka zab�ys�a na pomara�czowo i zgas�a. Nagle na schodach zrobi�o si� upiornie ciemno. Luis
51
50
puchem
uderzeniu
ze
nych
^ rozproszy� chmury, "ekitne niebo. Do szyby przy-
^loSty
kapa�a woda, lecz burza ju� si� sko�czy�a.
Do wieczora niebo zupe�nie si� rozpogodzi�o. W telewizji pan od pogody zapowiedzia� ciep�y i s�oneczny weekend. A to znaczy�o, �e wyprawa si� odb�dzie. Luis znowu poczu� ci�ar na sercu.
Tej nocy spa� mocno. Nawiedzi�y go dziwne i straszne sny, cho� kiedy obudzi� si� o trzeciej nad ranem, prawie ich nie pami�ta�. Mia� tylko wra�enie, �e goni�o go co� wielkiego i bezlitosnego. A o co chodzi�o z tym nitem? Dlaczego �wieci�?
Przestraszony, ale i zaciekawiony otworzy� szuflad� nocnego stolika. W �rodku nic nie �wieci�o. Nit wygl�da� jak nit. Luis zamkn�� szuflad� i znowu zapad� w sen.
Budzik zadzwoni� o wp� do si�dmej. Metaliczny jazgot wyrwa� Luisa z g��bokiego snu bez marze�. Ch�opiec machn�� r�k� i wy��czy� zegarek. Potem usiad� na kraw�dzi ��ka, oszo�omiony i nieprzytomny. Oczy mu si� klei�y, a powieki by�y tak ci�kie, �e same si� zamyka�y. Poszed� zygzakiem do �azienki, gdzie ochlapa� twarz wod�. Wr�ci� do pokoju i wyjrza� przez okno. Dzie� si� ju� zacz��. Rita b�dzie tu za dwadzie�cia pi�� minut.
Ubra� si� i cicho zszed� na d�, na wypadek gdyby wujek jeszcze spa�. Ale ju� na ostatnich schodkach w nos uderzy� go zapach sma�onego boczku. Wujek Jonatan i pani Zimmermann kr�cili si� po kuchni, oboje w fartuchach.
- Dzie� dobry, Magellanie - zawo�a� wujek. - Zanim wyruszysz w podr� badawcz�, zjesz jajecznic� z jednego czy dw�ch jajek?
53
52
Luis poprosi� o dwa, a tak�e o par� grubych plasterk�w bekonu i dwie kromki wspania�ego razowego chleba, posmarowanego wiejskim mas�em i domowym d�emem jab�kowym pani Zimmermann.
- Domy�li�am si�, �e Jonatan zrobi�by kanapki z jakiego� och�apu mi�sa mi�dzy dwoma pajdami chleba, wi�c przysz�am i razem przygotowali�my wam jedzenie na piknik. Macie po dwie kanapki na g�ow�. Dorzuci�am te� par� moich czekoladowych ciasteczek z ptasim mleczkiem i dwa kiszone og�reczki z koprem. Za przepis na te og�rki dosta�am z�oty medal na targach okr�gu Kafarnaum, wi�c jedzcie je ze stosownym szacunkiem!
Luis u�miechn�� si� i obieca�, �e tak w�a�nie zrobi�. Spakowa� jedzenie do torby zawieszonej przy ramie roweru.
- Co b�dziecie pi�? - spyta� wujek, staj�c w drzwiach.
- Zatrzymamy si� przy jakim� sklepie i kupimy sobie oran�ad�.
Jonatan si�gn�� do kieszeni i wygrzeba� z niej gruby br�zowy portfel. Wyj�� dwa jednodolarowe banknoty.
- Masz - powiedzia�. - I mo�esz zatrzyma� reszt�. Wiesz, dzi� ja i pani Zimmermann mamy par� spraw do za�atwienia, wi�c nie b�dzie mnie a� do trzeciej albo i p�niej. Powiedz Ricie, �e J�dzunia zgodzi�a si� zrobi� dla nas kolacj�.
Z g��bi kuchni dobieg�o ich parskni�cie pani Zimmermann.
- I dzi�kuj Bogu, �e si� zgodzi�am! Nie umarli�cie na szkorbut tylko dlatego, �e was karmi�!
54
- Zaprosz� Rit� - obieca� Luis i ostro�nie sprowadzi� rower po schodkach. Chwil� p�niej pojawi�a si� Rita energicznie peda�uj�ca pod g�rk�. Zatrzyma�a si� zasapana i zarumieniona.
- Got�w? - spyta�a, podpieraj�c si� nog�. Luis pokiwa� sm�tnie g�ow�.
- Aha.
- No to jazda! - Odwr�ci�a si� i razem �mign�li w d�, wcale nie peda�uj�c. Min�a si�dma i miasteczko dopiero si� budzi�o. Na ulicach by�o bardzo niewiele samochod�w, a mleczarz z mleczarni Dwa D�by w�a�nie rozwozi� mleko. Przejechali przez ca�e miasto i skierowali si� na po�udnie. S�o�ce mieli po lewej stronie. Po prawej ich wyd�u�one cienie mkn�y po obrze�u drogi i po pokrytych ros� ��kach.
O wp� do �smej dotarli do drogi prowadz�cej do Dzikiego Strumienia. Jechali w milczeniu, Rita na przedzie. Min�o ich par� ci�ar�wek z kukurydz�, pomidorami i innymi warzywami, kt�re farmerzy wie�li do Nowego Zebedeusza na sprzeda�.
Na razie wycieczka wydawa�a si� do�� przyjemna. Pogoda by�a w sam raz, nie za ciep�o, nie za zimno. Z kasztan�w i d�b�w, obok kt�rych przeje�d�ali, dochodzi� radosny szczebiot ptak�w. Luis z�apa� drugi oddech i mia� wra�enie, �e mo�e tak jecha� w niesko�czono��, wcale si� nie m�cz�c.
Rita zatrzyma�a si� tu� przed nowym mostem. Luis stan�� z rowerem obok niej.
- Prawie sko�czyli - powiedzia�. Ze starego mostu zdj�to niemal ca�e �elastwo. Zosta�y tylko dwie ci�kie
55
belki po bokach i cztery filary z przodu. Na brzegu strumienia sta�a wielka ci�ar�wka pe�na czarnych belek, pod kt�rymi wyra�nie si� ugina�a.
Luis i Rita przygl�dali si� smutnej ruinie starego mostu. Tymczasem w pobli�u buldo�era zatrzyma� si� stary br�zowy ford. Wysiad� z niego krzepki pan z czerwon� twarz�. Mia� na sobie koszul� w niebiesko-czer-won� krat�, sp�owia�e d�insy i znoszone br�zowe buty z cholewami. Jego usta kry�y si� pod zwisaj�cym, bujnym czarnym w�sem, a cho� na czubku g�owy mia� �ysin�, po bokach tu� za uszami stercza�y mu krzaczaste k�py czarnych w�os�w.
- Siemanko! - zawo�a�, przyja�nie machaj�c r�k�. -Ale wczoraj grzmia�o, co?
- Straszna burza - zgodzi�a si� Rita. - Pan te� pracuje przy mo�cie?
M�czyzna si�gn�� do forda i wyj�� z niego notes oraz bia�y kask ochronny. Zatrzasn�� drzwiczki.
- Aha - potwierdzi�. - Tylko �e prace ju� si� zbli�aj� do ko�ca. Niebrzydki mostek, co? Teraz musimy tylko wyrwa� ten stary z korzeniami i gotowe.
- Kiedy sko�czycie?
Robotnik spojrza� na resztki mostu i podrapa� si� w zamy�leniu po nosie.
- Hmmm... Odrobink� si� sp�niamy... dlatego pracujemy w sobot�... ale ju� nied�ugo. Trzeba jeszcze troch� czasu. Sko�czymy pewnie w nast�pny weekend. B�dziemy musieli pod�o�y� dynamit, �eby obluzowa� te stare filary. Ale za jaki� tydzie� po starym mo�cie nie b�dzie �ladu.
56
- A co zrobicie z �elazem? - spyta� Luis.
- H�? - M�czyzna podrapa� si� po �ysinie, po czym nasadzi� na ni� kask. - Nie mam poj�cia, synku. Prawd� m�wi�c, wcale si� nad tym nie zastanawia�em. Sprzedamy na z�om albo co. Ale co� ci powiem: to dobry metal. Tyle lat i ani jednej plamki rdzy. Teraz ju� takiego nie robi�.
- Pewnie nie - szepn�� Luis.
Na poboczu drogi, po drugiej stronie strumienia, zatrzyma�a si� ci�ar�wka z robotnikami, a m�czyzna w kasku zacz�� do nich wrzeszcze�, �eby brali si� do roboty. Rita przejecha�a przez nowy most. Luis pospieszy� za ni�. Przez niespe�na godzin� jechali przez pola, nie odzywaj�c si� do siebie. Przy skrzy�owaniu z dzia�em, ko�cio�em i sklepem zatrzymali si�, �eby kupi� sobie co� do picia i skorzysta� z toalety. Na szcz�cie sklep by� ju� otwarty. Zaspany sprzedawca przywita� si� z nimi i sprzeda� im dwie butelki coli.
By�o ju� wp� do dziewi�tej. Kwadrans po dziewi�tej przybyli na star� farm� Clabbernong�w. Prowadz�ca do niej droga zaros�a i zdzicza�a tak, �e nie mogli przez ni� przejecha�. Musieli zsi��� i prowadzi� rowery obok siebie.
Okna na pi�trze pe�ne by�y belek i powyginanych, zardzewia�ych element�w zapadni�tego dachu. Te na parterze nie mia�y szyb i wygl�da�y jak ziej�ce czarne dziury. Im bardziej zbli�ali si� do farmy, tym mocniejszy stawa� si� okropny, mdl�cy od�r, cho� po deszczu i tak by� pewnie s�abszy. Luis poczu� si� jako� dziwnie. Przez chwil� nie rozumia�, dlaczego. Potem szepn��:
57
- S�uchaj...
Rita zatrzyma�a si�.
- Nic nie s�ysz�.
- W�a�nie. Przez ca�� drog� s�ysza�em ptaki i �wierszcze, a tutaj jest cicho.
- I niesamowicie - zgodzi�a si� Rita. Stan�li przed zapadni�tym gankiem. - Zostawmy tutaj rowery.
Luis postawi� rower na stojaku.
- Lepiej nie wchod�my do �rodka - powiedzia� niepewnie. Zajrza� przez otwarte drzwi do wn�trza domu. W promieniu s�o�ca wirowa�y py�ki kurzu. - Wygl�da tu tak, jakby mia�o si� za chwil� zawali�. I strasznie cuchnie.
Rita pokiwa�a g�ow�.
- Jakby starym sple�nia�ym jedzeniem, zdech�ymi myszami i zgni�ymi pomidorami...
- Przesta� - j�kn�� Luis - bo si� pochoruj�. Przeszli wzd�u� �ciany domu. Tak, jak powiedzia�
wujek Jonatan, trawa by�a nie tylko sucha, ale jakby skrystalizowana. Chrz�ci�a i