13252

Szczegóły
Tytuł 13252
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13252 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13252 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13252 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ewan Clarkson Lot rybo�owa Przek�ad Barbara Cendrowska W 1950 roku w Wielkiej Brytanii nie by�o ju� ani jednego rybo�owa. Jednak teraz te wspania�e ptaki zaczynaj� powraca� na dawne l�gowiska, cho� w dalszym ci�gu czyha na nie wiele zagro�e�. Na w�asnej sk�rze do�wiadczy� tego dwuletni rybo��w, kt�ry dopiero po raz drugi wyruszy� na po�udnie z matecznik�w Szkocji i niespodziewanie wpad� w sie� k�usownika na rzece Devon... PROLOG Gdzie� hukn�a sowa, a jej wo�anie odbi�o si� niezwykle silnym echem w ca�kowitej ciszy. Przera�ony tym ha�asem w�l pogalopowa� przez ��k� z zesztywnia�ym ze strachu ogonem, zostawiaj�c za sob� sk��bione, wij�ce si� tumany mg�y. M�czyzna pod drzewem �ledz�c go, wstrzyma� oddech, po czym wyda� z siebie d�ugie, bezg�o�ne westchnienie. Serce wali�o mu jak m�otem, a kolana dygota�y, gdy usi�owa� odzyska� panowanie nad sob�. Strasznie chcia�o mu si� zapali�, ale wiedzia�, �e gdyby Ernie spostrzeg� cho�by dymek z papierosa lub wyczu� zapach tytoniu, zdrowo by kumplowi przy�o�y�. Ernie wyniucha�by wo� tytoniu z odleg�o�ci trzydziestu kilometr�w, a stra�nicy le�ni wcale nie byli od niego gorsi. Odgoni� komara i ukradkiem zerkn�� na zegarek. Min�y dwie godziny. Ich banda mia�a czas, by zgarn�� wszystko, na co zastawili sieci w rzece. Co ich zatrzymuje? Nocne powietrze stawa�o si� coraz ch�odniejsze, wkr�tce jesienne deszcze po�o�� kres tym wypadom. Trzeba b�dzie zainteresowa� si� ba�antami, albo jeszcze lepiej � jeleniami. Popyt na dziczyzn� stale ro�nie, a wystarczy jeden celny strza�, by potem przez ca�y tydzie� mieli na piwo. Z tych rozmy�la� wyrwa� go warkot silnika. Mog�o to oznacza� tylko jedno. Po chwili zobaczy� trzy postacie, brn�ce ku niemu przez mg��. Na czele dojrza� pot�ny tors Erniego. Wskoczy� do furgonetki, ukradzionej zaledwie przed paroma godzinami, modl�c si�, by silnik zapali�. Wcisn�� sprz�g�o, kiedy Ernie z kumplami wspina� si� na g�r�. Dopiero gdy bezpiecznie wydostali si� z w�skich dr�ek Devonu i dotarli do autostrady, zapyta� ostro�nie, co si� sta�o. Ernie bluzn�� przekle�stwem. By� mokry do pasa i roznosi�a go w�ciek�o��. � Sie� si� o co� zaczepi�a. Przez ca�y ten czas pr�bowali�my j� wydoby�. Pewnie umy�lnie zatopili pniak albo co� takiego, �eby�my nie mogli �owi�. Nigdy przedtem niczego podobnego tam nie by�o. A teraz stracili�my sie� i wracamy bez �adnego zarobku. � Zobaczyli was? Ernie potrz�sn�� g�ow�. � Nie. Zmyli�my si�, zanim land rover dotar� do po�owy pola. Szcz�ciem dla nas, �azi� im si� nie chce. Gdyby szli na piechot�, jak nic by nas dopadli. A teraz nie znajd� nawet sieci. Zamajaczy�y przed nimi �wiat�a stacji benzynowej. Furgonetka skr�ci�a z szosy i zatrzyma�a si� w opustosza�ym k�cie parkingu. M�czy�ni rozpierzchli si� do w�asnych pojazd�w, zostawiaj�c furgonetk� trosce str��w porz�dku. Tylko przemoczony fotel pasa�era �wiadczy� o tym, �e kto� go niedawno zajmowa�. Tymczasem nad rzek� samotny kierowca land rovera zarzuci� d�ug� w�dk�, przesuwaj�c much� po wodach rozlewiska. Wybra� si� na trocie, ryby tak czujne i boja�liwe, �e nie ma co nawet pr�bowa� �owi� ich za dnia, a ju� na pewno nie na przyn�t�, chyba �e pow�d� �wie�o zm�ci wod�. Ale i o zmroku �atwo si� p�oszy�y, tak �e bardzo uwa�a�, by nie omie�� tafli rzeki reflektorami. Nie mia� poj�cia, �e przybywaj�c tu ukradkiem, wystraszy� band� k�usownik�w, ani �e ni�ej, na dnie, spoczywa sie� si�gaj�ca po�owy rozlewiska. Po dw�ch godzinach, przemarzni�ty i zm�czony, postanowi� da� za wygran�. Przez ca�y wiecz�r ryba nawet nie tr�ci�a muchy, ale wiedzia�, �e tak bywa z trociami. Noga bola�a go niemi�osiernie, nie po raz pierwszy ju� przekl�� zab��kan� kul�, kt�ra kiedy� trafi�a go w udo. By� na bezterminowym urlopie zdrowotnym, jednak zdawa� sobie spraw�, �e pr�dzej czy p�niej komisja lekarska ze�le go do papierkowej roboty. Poniewa� jego zdaniem nie na tym polega �o�nierka, postanowi� sobie, �e gdy nadejdzie ta chwila, wyst�pi z wojska i by� mo�e na sta�e zamieszka tu � w Devonie, blisko swej ukochanej, rw�cej rzeki. Pal diabli ryby! Teraz zapragn�� napi� si� whisky i wzi�� gor�c� k�piel. Uruchomi� land rovera i odjecha�. A sie� pozosta�a, niema i gro�na. Nylonowe w��kno, z kt�rego j� utkano, by�o praktycznie niezniszczalne, tote� w t� pu�apk� b�d� wpada� ryby, p�ki kto� przypadkiem na ni� nie natrafi albo nie znios� jej wezbrane wody. ROZDZIA� I Strugi lodowatego deszczu siek�y las, a odleg�y wierzcho�ek Ben Mora przykrywa�a bia�a czapa. Wielki szary ptak skuli� si� jeszcze ni�ej w p�ytkim zag��bieniu gniazda. To samica, z przymkni�tymi oczyma i opadaj�c� g�ow�, os�ania�a dwa jaja, kt�re spoczywa�y bezpiecznie w cieple upierzenia mi�dzy jej udami i piersi�. Pierwsze jajo z�o�y�a przed dziewi�cioma dniami, drugie pojawi�o si� zaledwie tydzie� temu. Minie jeszcze miesi�c, nim pierwsze piskl� wykluje si� ze skorupki, a wiosny w g�rach Szkocji bywaj� nieprzewidywalne, raz szaleje gwa�towna burza, grad, zamiecie, to zn�w s�o�ce �wieci o�lepiaj�co, a �ar jest taki, �e nie mo�na oddycha�. Przez ca�y ten czas cia�a rodzic�w stanowi� dla m�odych �yw� os�on�, jedyne zabezpieczenie przed zimnem, kt�re mog�oby je zabi�. Z oddali, poprzez dywan sosen, dobieg� czysty, wysoki gwizd. Po paru sekundach pojawi� si� samiec z rozpostartymi skrzyd�ami, wielkim zakrzywionym pazurem �ciskaj�c �wie�o z�owionego pstr�ga. Okr��y� gniazdo, po czym usiad� na pobliskim drzewie � dawno uschni�tej so�nie, kt�rej bia�e, szkieletowate ga��zie pozbawione by�y kory. Tu zacz�� si� po�ywia�, pot�nym hakowatym dziobem odrywaj�c mi�so z przedniej po�owy ryby. Zupe�nie nie zwraca� uwagi na coraz gniewniejsze okrzyki samicy, domagaj�cej si� dla siebie smacznych k�sk�w. Wreszcie, jakby dopiero co j� zoczywszy, pazurami jednej �apy chwyci� resztki pstr�ga i podfrun�� do gniazda. Samica sykn�a na powitanie, przeszywaj�c partnera spojrzeniem rozjarzonych ��tych oczu, po czym porzuci�a gniazdo i, chwyciwszy ofiarowan� jej porcj� ryby, odfrun�a na poblisk� ga���, by si� po�ywi�. Samiec ostro�nie zaj�� jej miejsce, opuszczaj�c si�, a� wygodnie rozsiad� si� na jajach. Rybo�owy �y�y na Wyspach Brytyjskich ad ko�ca epoki lodowcowej. Stopniowo, w miar� rozwoju cywilizacji, ich liczba ulega�a zmniejszeniu, a na kurcz�ce si� l�gowiska coraz �mielej wkracza� cz�owiek, a� wreszcie ptaki te mog�y bezpiecznie si� parzy� i wychowywa� m�ode tylko w najodleglejszych rejonach g�rskich. Pod koniec XIX wieku nawet najwy�sze wzg�rza nie dawa�y schronienia przed trucizn�, sid�ami czy strzelb� k�usownika, tote� na pocz�tku pierwszej wojny �wiatowej rybo��w jako gatunek w Brytanii wygin��. Potem, po niemal p�wiecznej nieobecno�ci, ptaki w�drowne ze Skandynawii zacz�y odzyskiwa� prastare l�gowiska w g�rach Szkocji. Stosunek cz�owieka do tych du�ych, �ywi�cych si� rybami drapie�nik�w uleg� zmianie i zamiast po trucizn� czy strzelb� ludzie si�gn�li po aparaty fotograficzne i lornetki. Gdy gdzie� rozchodzi�y si� wie�ci o wyl�gu piskl�t, na tereny te t�umnie przybywali mi�o�nicy ptak�w. Teraz g��wnym zagro�eniem dla rybo�ow�w stali si� zbieracze, gotowi zap�aci� wysokie sumy za rzadkie okazy jaj, upstrzonych rdzaworudymi plamkami. A zatem Kr�lewskie Towarzystwo Ochrony Ptak�w ustanowi�o sta�� stra� nad pierwotnym l�gowiskiem w Loch Garten, nie staraj�c si� ukrywa� tego siedliska, a wr�cz zach�caj�c turyst�w, by jak najt�umniej je odwiedzali. Tymczasem w odleg�ych g�rskich dolinach sze��dziesi�t innych par chowa�o swe m�ode, a tajemnicy ich kryj�wek strzegli zar�wno stra�nicy, jak i miejscowi. Samica, wyszarpuj�ca resztki pstr�ga, nale�a�a w�a�nie do takiej pary. Wybrali sobie z partnerem dobre miejsce na gniazdo, w ustronnej dolince, z dala od wszelkich dr�g. G�sty, pierwotny las porasta� ca�� okolic� a� do brzeg�w male�kiego jeziorka, widocznego jedynie z powietrza, a na pobliskich wzg�rzach pojawia�y si� tylko owce i od czasu do czasu stadko jeleni. Deszcz przesta� ju� pada�, a s�abe promienie bladego s�o�ca przedar�y si� przez sk��bione chmury, opromieniaj�c wilgotne krople na ptasich pi�rach �wietlist� jasno�ci�. Samica zacz�a si� muska�, g�adz�c dziobem ka�d� lotk� po kolei. By�a du�ym ptakiem, licz�cym ponad p� metra d�ugo�ci od �ba do ogona, o ponadp�torametrowej rozpi�to�ci skrzyde�. Pi�ra na grzbiecie i skrzyd�ach mia�a nakrapiane w br�zowe c�tki, prz�d i uda jasnokremowe, z wyra�n� br�zow� pr�g� przez pier�. Ciemny kr�g otacza� te� jej l�ni�ce, ��te oczy, a br�zowy czub spi�trza� si� w pi�ropusz, gdy ptak wpada� w podniecenie lub czu� si� zaniepokojony. Nogi mia�a kr�pe i silne, �apy doskonale przystosowane do �owienia ryb � ka�da wyposa�ona by�a w cztery d�ugie, czarne szpony, ostre jak ig�a i, by �atwiej jej by�o utrzyma� ryb�, spody obrasta�a �uskowata, k�uj�ca sk�ra. Wielki, zakrzywiony czarny dzi�b nadawa� si� w sam raz do rozrywania sk�ry i mi�sa ofiary. W istocie rybo�owy s� tak doskonale przystosowane do swego trybu �ycia, �e pozosta� on niezmienny przez stulecia, a owe rybo�erne drapie�niki okr��y�y kul� ziemsk�, zatrzymuj�c si� tam, gdzie p�yn�y wartkie rzeki i jeziora obfitowa�y w �er. Ich bytowaniu zagra�a jedynie dzia�alno�� cz�owieka. Doko�czywszy toalety, ku swemu zadowoleniu, samica rozpostar�a skrzyd�a i poderwa�a si� z ga��zi. Samiec zawo�a� do niej z gniazda, lecz nie zwracaj�c na� uwagi, odlecia�a powoli, leniwie zataczaj�c majestatyczne kr�gi, coraz wy�ej, ku pustemu niebu. Przez chwil� ca�a jej istota napawa�a si� rozkosz� latania, delikatnymi mu�ni�ciami i porywami wiatru, pr�dem ch�odnego powietrza nad wysokimi sosnami i lekko�ci�, z jak� wzbija�a si� w g�r�. Stopniowo jednak troska o jaja przewa�y�a nad jej pragnieniem wolno�ci i ptak odwr�ci� si�, z�o�y� skrzyd�a i poszybowa� w d� jak strza�a w krystalicznym powietrzu. Nie do��czy�a od razu do samca. Pofrun�a natomiast do odleg�ej o jakie� pi��dziesi�t metr�w korony sosny i z konaru, na kt�rym przycupn�a, oderwa�a dziobem ma��, zielon� ga��zk�. Potem, trzymaj�c j� w dziobie, podlecia�a do gniazda i usiad�a na kraw�dzi. Samiec ochoczo poderwa� si� znad jaj, ona za�, nim zaj�a jego miejsce, starannie wetkn�a sosnow� ga��zk� tu� przy brzegu gniazda. Nie wiadomo, dlaczego rybo�owy przystrajaj� l�gowiska, ale maj� to w zwyczaju od niepami�tnych czas�w. Spokojnie mija�y d�ugie dni, s�o�ce przygrzewa�o, a jezioro le�a�o niczym szmaragd, upuszczony na dywan zielonego, aksamitnego mchu. Ciep�e, wilgotne podmuchy wiatru sz�y z zachodu, tote� wielka, ci�ka platforma z patyczk�w i ga��zi ko�ysa�a si� i j�cza�a pod wysiaduj�cym ptakiem. Para jednak doskonale wykona�a swe zadanie, a ich gniazdo trzyma�o si� mocno. Samiec przynosi� swej partnerce ryby co rano, a potem zn�w wieczorem. Czasami myszo��w lub rzadziej orze� zapu�ci� si� w ich przestrze� powietrzn�, lecz odgania� go czujny przysz�y ojciec. Kiedy� lis zacz�� niucha� wok� drzewa, na kt�rym rybo�owy uwi�y gniazdo i ledwo uszed� przed samcem, gotowym zedrze� mu sk�r� z �ba. Piskl�ta mia�y wyklu� si� ju� za tydzie�, gdy wtem pojawi� si� obcy przybysz. Wabi� si� Iasgair, co znaczy rybak, i mia� niespe�na dwa lata. Obr�czka na lewej nodze �wiadczy�a, �e przyszed� na �wiat w gnie�dzie jakie� dwadzie�cia pi�� kilometr�w st�d. Szcz�liwie uda�o mu si� po raz pierwszy odlecie� na po�udnie, gdzie dwie zimy i lato sp�dzi� w Senegalu. Teraz powr�ci� do miejsca swych narodzin. Rybo�owy ju� zaczyna�y pada� ofiar� udanego chowu. W okresie l�gu ka�da para zajmuje w�asne terytorium, a w miar� jak ros�a liczba tych ptak�w, coraz trudniej przychodzi�o im znale�� odpowiednie �rodowisko. Na szcz�cie g�ry szkockie zajmuj� rozleg�� powierzchni�, pe�no w nich rzek i jezior obfituj�cych w ryby, tote� drugiego lata swego �ycia m�ody rybo��w prowadzi� si� jak Cygan, w�druj�c po niebie. Odkrywa� przy tym tereny, na kt�rych zamieszkuj� jego pobratymcy, zyskiwa� dog��bn� znajomo�� swego terytorium, a jednocze�nie orientowa� si�, gdzie jest nieproszonym go�ciem. Iasgair wiedzia�, �e miejsce wyl�gu jest �wi�te dla wysiaduj�cej jaja pary i najlepiej trzyma� si� ode� z daleka, lecz za ka�dym razem, gdy znalaz� si� w pobli�u, czu� obezw�adniaj�ce pragnienie, by lepiej mu si� przyjrze�, cho� wiedzia� z do�wiadczenia, �e spotka si� z wrogim przyj�ciem. Dzisiejszy dzie� nie nale�a� do wyj�tk�w, tote� ptak kr��y� ostro�nie, ze wzrokiem utkwionym w ciemnej sylwetce siedz�cej na jajach samicy. Tkwi�a w samym �rodku wybielonego s�onecznym �wiat�em stosu patyczk�w, z kt�rych rybo�owy uwi�y gniazdo. Iasgair liczy� si� z tym, �e gdzie� nieopodal, na pot�nej ga��zi drzewa, przycupn�� czujny samiec, lecz na jedynej so�nie o do�� roz�o�ystych konarach nikogo nie dostrzeg�. Opuszcza� si� coraz ni�ej, a� dojrza� ��te oko samicy, skierowane uko�nie ku niebu, obserwuj�ce, jak zni�a� lot. Zacz�a skrzecze�, pi�ra na jej g�owie podnios�y si� na jego widok z w�ciek�o�ci, lecz ani na chwil� nie przerwa�a wysiadywania. Iasgair sfrun�� tu� nad gniazdo, bez ma�a p� metra nad siedz�c� samic�, kt�ra sycza�a i kuli�a si�, gdy nad ni� szybowa�. W�a�nie mia� przelecie� po raz kolejny nad gniazdem, gdy zza s�onecznych promieni wy�oni� si� samiec. Us�ysza� g�uchy odg�os uderze� skrzyde� napastnika, syk powietrza mi�dzy sosnami i poczu� powiew nad g�ow�. Ostre jak brzytwa szpony �wisn�y mu tu� przy �bie i gdyby nie zanurkowa� w ostatniej chwili, obci�yby mu g�ow�. Teraz wstrz�sn�o nim gwa�towne uderzenie w kuper, wok� rozprysn�o si� kilka pi�r. D�u�ej ju� nie zwleka�. Zwin�� skrzyd�a i niczym spadaj�ca strza�a �mign�� ku tafli jeziora. Skrzyd�ami niemal dotykaj�c wody, poszybowa� ku odleg�emu brzegowi. Jego prze�ladowca, obroniwszy honor, mkn�� w �lad za nim w bezpiecznej odleg�o�ci, a gdy si� upewni�, �e intruz nie zamierza powr�ci�, zaprzesta� pogoni i triumfalnie pofrun�� do gniazda. Iasgair sun�� dalej, wznosz�c si� ku wzg�rzom na p�nocy. Zielone zbocza, dar� wy�arta przez pokolenia owiec, kr�lik�w i jeleni, ust�powa�y kamienistym piargom i krusz�cym si�, skalnym �cianom. Za grani� grzbietu ��cz�cego dwa szczyty kry�a si� kotlinka, gdzie utworzy� si� lodowiec, kt�ry schodz�c na zach�d, mia�d�y� wszystko po drodze. W dolince tej le�a�o kolejne jeziorko, o wodach spokojnych i czystych jak lustro, w kt�rych odbija�y si� promienie porannego s�o�ca. Cho� brzegi mia�o go�e, spustoszone porywami wiatru, jego koryto tworzy�a wapienna ska�a, a w zimnej, przesyconej sk�adnikami mineralnymi wodzie t�tni�o �ycie. Ogrzane s�o�cem mielizny bujnie porasta�y zielone wodorosty. �limaki i larwy chru�cik�w, krewetki i kijanki dostarcza�y obfitego po�ywienia pstr�gom, kt�re �erowa�y tu niczym wyg�odzone wilki. Ryba, wa��ca z �wier� kilograma, wygrzewa�a si� tu� pod powierzchni� wody. Iasgair okr��y� j� par� razy, po czym da� nura skosem. Wyci�gn�wszy obie nogi, szeroko rozpostar� lotki, ledwo tykaj�c tafli jeziora. W pewnym momencie wysun�� szpony i b�yskawicznie pochwyci� pstr�ga za grzbiet. Nie my�l�c, dok�d leci, wstrz�sn�� si� i frun�� naprz�d, �ciskaj�c pazurami trzepocz�c� si� ryb�. Iasgair przytarga� zdobycz do wysokiej, skalistej turni na zboczu g�ry. Tu po�ywi� si�, po czym na reszt� dnia zapad� w drzemk�, zapomniawszy o wcze�niejszym upokorzeniu. ROZDZIA� 2 Wiosna niepostrze�enie przesz�a w lato. W gnie�dzie rybo�ow�w wyklu�y si� piskl�ta, bezradne pocz�tkowo k��buszki br�zowego i p�owo��tego puchu. Ma�e ros�y w oczach, karmi�c si� rybami, kt�re znosi� im samiec. Jego sukcesy �owieckie zale�a�y od pogody, kt�ra cz�sto p�ata�a figle. W �adny dzie� przylatywa� do gniazda co godzina, po sze�� czy siedem razy, ze �wie�o z�owionym pstr�giem, okoniem b�d� m�odym szczupakiem, szamocz�cym mu si� w szponach. Gdy pada�o i ryby p�ywa�y bli�ej dna, albo porywisty wiatr m�ci� powierzchni� wody i rybo��w nie m�g� dostrzec zdobyczy, sz�o mu gorzej. Zawsze najada� si� pierwszy, czasami po�era� trzy kawa�y pstr�ga tu� przy gnie�dzie, nie bacz�c na w�ciek�e krzyki samicy i b�agalne popiskiwania ma�ych. Samica nieodmiennie dostawa�a je�� ostatnia � najpierw bowiem trzeba by�o nakarmi� m�ode � tote� cz�sto bywa�a g�odna. Takie post�powanie mog�o si� wydawa� okrutne, ale zapewnia�o przetrwanie. Samiec musi by� w pe�ni si�, �eby zdobywa� po�ywienie dla potomstwa. Piskl�ta potrzebuj� jedzenia, by mog�y rosn��, samica za� ma�o polowa�a, zu�ywa�a wi�c najmniej energii. Na pocz�tku lipca ustali�a si� pi�kna pogoda. Nasta�y gor�ce, bezwietrzne dni, s�o�ce pali�o, a zadyszana samica rozpostar�szy skrzyd�a, chroni�a m�ode przed �arem. Noc przynosi�a pewn� ulg�, lecz okresy ciemno�ci by�y kr�tkie, a dni wlok�y si� w niesko�czono��. Teraz samiec polowa� dalej od gniazda, lata� nad licznymi jeziorkami, rozrzuconymi w�r�d wzg�rz, a pr�cz tego codziennie zapuszcza� si� nad szerok� rzek�, kt�ra p�yn�a przez dolin� ku p�nocy. Podczas wielodniowej suszy poziom jej wody obni�y� si�, a� wida� by�o kamienie. Pstr�gi utuczy�y si� na letniej karmie, tak �e zawsze co� �owi�. W pewnym miejscu rzeka p�yn�a wzd�u� drogi, wi�c przechodnie cz�sto widywali rybo�owa, kt�ry sun�� powoli w g�r� jej nurtu, kr���c czasem nad wod�, a niekiedy udawa�o im si� podejrze�, jak nurkuje za ryb�. Dalej w g�r� rzeki sta� most, b�d�cy ulubionym punktem obserwacyjnym dla mi�o�nik�w rybo�ow�w. Tu� nad mostem rzek� przecina�a linia wysokiego napi�cia, kt�r� � by by�a lepiej widoczna dla rybo�ow�w i innych ptak�w poluj�cych na rzece � obwieszono wst��kami z bia�ego i czerwonego plastiku. Pi�kna pogoda trwa�a nadal, upa� doskwiera� coraz mocniej i nawet noc nie przynosi�a wytchnienia. Pewnego dnia rozpalona tarcza s�oneczna przybra�a odcie� miedzi, a ma�e rybo�owy dysza�y z �aru. Po po�udniu nad wzg�rza zacz�y nadci�ga� ciemne chmury, lekki wietrzyk porusza� listowiem, gdzie� w dolinie krzykn�� ba�ant. B�yskawica mign�a nad stromymi szczytami od p�nocy, mrukn�� piorun i spad�o kilka kropli deszczu. O zachodzie s�o�ca burza rozszala�a si� na dobre. Najpierw zerwa�a si� wichura, gro��c zwaleniem na ziemi� gniazda z jego cenn� zawarto�ci�. Szcz�ciem misterna konstrukcja utrzyma�a si�, cho� matka i ma�e byli doszcz�tnie przemoczeni. W samym szczycie nawa�nicy piorun uderzy� w s�up linii elektrycznej biegn�cej przez rzek�, pozbawiaj�c wiele dom�w pr�du. O �wicie niebo by�o ju� czyste. Z zachodu powia� �wie�y wietrzyk, a rzeka wartko toczy�a zm�tnia�e, nabrzmia�e szlamem wody. O pierwszym brzasku miejscowe przedsi�biorstwo energetyczne prowizorycznie naprawi�o kabel, przywracaj�c pr�d w odci�tych domach. Na razie nie pomy�lano o ponownym rozwieszeniu bia�ych i czerwonych pask�w. Tafla wody szybko opada�a, jak zwykle w gwa�townie wezbranych rzekach, i o zmierzchu szlam zacz�� osiada�. Nast�pnego dnia wczesnym popo�udniem rybo��w przelecia� tu� nad mostem. Prawym skrzyd�em zawadzi� o prowizorycznie rozci�gni�ty kabel i spad� do wody jak kamie�. Usi�owa� wzbi� si�, lecz skrzyd�o by�o bezw�adne i nie nadawa�o si� do lotu. Przez chwil� pr�bowa� p�yn��, lecz pi�ra szybko mu nami�k�y. Nurt spycha� go do dna, tote� opada� coraz ni�ej, a� ca�kiem znikn�� w rzece. Przez ca�y dzie� samica na pr�no skrzecza�a, domagaj�c si� po�ywienia, a jej g�os gin�� po�r�d bezustannego wrzasku m�odych. Nasta� ranek, lecz samiec nadal nie wraca�. Samica mia�a szesna�cie lat, by�a stara i do�wiadczona, dwukrotnie ju� straci�a towarzysza. Wiedzia�a, �e teraz spotka� j� ten sam los. W jeziorku pod l�gowiskiem by�y ryby, co prawda ma�e i niedo�ywione. Niech�tnie opu�ci�a gniazdo i przefrun�a tu� nad tafl� wody. Ju� za pierwszym razem z�apa�a ryb�, a cho� zdobycz wa�y�a niewiele ponad p� kilograma, przynajmniej na razie uciszy�a krzyki m�odych. Ryby w jeziorze �y�y teraz w ci�g�ym strachu. Pocz�tkowo polowanie sz�o �atwo, gdy� ma�e pstr�gi nie by�y przyzwyczajone do przelotu rybo�ow�w. Jednak bardzo szybko te, kt�re przetrwa�y pierwsze �owy, nauczy�y si� nurkowa� na widok zbli�aj�cego si� cienia czy mgnienia skrzyde�. Zamiast czu� b�ogo�� zaspokojonych potrzeb, samica stawa�a si� coraz s�absza i bardziej wyg�odzona, gdy� w swe wyprawy wk�ada�a wi�cej wysi�ku, ni� mia�a z nich po�ytku. Iasgair, lec�cy wysoko nad wzg�rzami, pos�ysza� w gnie�dzie krzyki. Sun�c z pstr�giem w szponach w stron� turni, na kt�rej najbardziej lubi� si� po�ywia�, zanurkowa� nad l�gowiskiem, by bli�ej mu si� przyjrze�. Gdy si� zbli�y�, natychmiast podlecia�a ku niemu samica, tote� zaraz upu�ci� ryb� i odfrun�� pospiesznie, pragn�c unikn�� gniewu ptasiej matki. Zamiast jednak ruszy� za nim, samica zgrabnie chwyci�a spadaj�c� ryb� w pazury i pomkn�a prosto do gniazda. Gdy tylko Iasgair zorientowa� si�, �e nikt go nie �ciga, zawr�ci� i ponownie przelecia� nisko nad l�gowiskiem. Samica rozdziera�a pstr�ga na kawa�ki, kt�re dawa�a m�odym, co j� tak poch�ania�o, �e nie zwr�ci�a uwagi na nadlatuj�cego intruza. Iasgair przycupn�� na stoj�cej w pobli�u usch�ej so�nie. Siedzia� na niej z godzin�, po czym odlecia�, lecz niebawem znowu pojawi� si� z ryb�. Nie odda� jej od razu, lecz przysiad� na drzewie, dzier��c ryb� w szponach. Od czasu do czasu skuba� tylko jej �ebek. Dopiero gdy us�ysza�, jak samica wydaje okrzyk g�odu, podfrun�� do l�gowiska, upu�ci� ryb� na brzeg gniazda i odlecia�. I tak zosta� opiekunem wdowy i jej osieroconych dzieci. W ci�gu nast�pnych tygodni regularnie przynosi� po�ywienie do gniazda, p�ki m�ode ca�kiem si� nie opierzy�y i nie podj�y pierwszych, niepewnych pr�b latania. Nie usi�owa� zbli�y� si� do samicy, a jej najzupe�niej wystarcza�y codziennie przynoszone porcje ryby. Noce stawa�y si� coraz d�u�sze, wrzos okry� fioletowym p�aszczem zbocza wzg�rz, a wraz z pierwszymi mrozami brzozowe li�cie przybra�y wygl�d starych monet. W ci�gu paru dni m�ode rybo�owy nauczy�y si� zdobywa� po�ywienie i coraz rzadziej powraca�y do l�gowiska, przysiadaj�c w zamian na pobliskich drzewach. Gdy polowanie im si� nie powiod�o, nadal ��da�y, by je nakarmi�, naprzykrzaj�c si� tak, �e Iasgair poczu� si� ju� t� opiek� znu�ony. Ostatnimi czasy stawa� si� coraz bardziej niespokojny. Czu� jaki� zew w powietrzu, gdy co rano ziemi� okrywa� bia�y szron, a niebo wype�nia� krzyk dzikich g�si, odlatuj�cych na po�udnie. Pewnego dnia pod koniec wrze�nia, gdy ostry wiatr nawia� z p�nocy bia�e, k��biaste chmury, Iasgair wzbi� si� wysoko w g�r�. Trzykrotnie zatoczy� wielki kr�g nad dolin�, kt�ra by�a jego letnim domem, jakby usi�uj�c wbi� sobie w umys� jej wspomnienie, po czym poszybowa� wprost w s�o�ce, na po�udnie. Przez trzy godziny sun�� miarowo na po�udniowy zach�d, na takiej wysoko�ci, �e z do�u wida� by�o tylko punkcik na niebie. Ziemia pod nim falowa�a i wybrzusza�a si� fa�dami g�r i pag�rk�w, przywodz�cymi na my�l omsza�y zad jakiego� prehistorycznego zwierza, z kt�rego stercza�y szare, pokryte brodawkami naro�l� skalnych rumowisk. Zaczyna� odczuwa� zm�czenie, gdy� przelecia� ju� ze sto kilometr�w, a nie by� przyzwyczajony do tak d�ugotrwa�ego wysi�ku. Uczucie niepokoju na razie os�ab�o, natomiast zacz�� mu doskwiera� g��d. W ci�gu tych kilku godzin, kt�re pozosta�y do zmroku, b�dzie musia� znale�� po�ywienie i bezpieczne miejsce na noc. Na dole rozci�ga�o si� w�skie jezioro, zwie�czone bia�� wst�g� wody u uj�cia, gdzie rzeka p�yn�a na zach�d do morza. Wraz z pr�dem unosi�y si� trocie w�druj�ce przez jezioro. Szuka�y dop�ywowych strumieni wpadaj�cych do jeziora, by z�o�y� ikr� w czystym �wirku, sp�ukiwanym ze wzg�rz. Narybek, kt�ry urodzi si� w g�rnych dop�ywach, pierwsze dwa lata �ycia sp�dzi w czystych wodach. Potem, w porze letniej, okryje si� srebrzystym p�aszczem i pop�ynie z pr�dem do morza. Tu, na bogatych �erowiskach s�onych w�d, b�dzie rosn�� jak na dro�d�ach, ka�dego lata powracaj�c do rzeki, w kt�rej przyszed� na �wiat. Starsze ryby, kt�rym uda�o si� prze�y� do tej pory, wa�� czasem tyle, ile ich starszy krewny, �oso�, podr�uj�cy wraz z nimi, a zdarza�y si� i poka�niejsze okazy. Jednak�e wi�kszo�� �awicy sk�ada�a si� z drobniejszych, m�odszych rybek, wa��cych od �wier� do p� kilograma. Jedna z nich dokona�a �ywota, gdy Iasgair schwyci� j� tu� pod powierzchni� jeziora. Cho� tak ma�a, mia�a tyle si�y, �e na chwil� wci�gn�a ptaka pod tafl� wody, lecz Iasgair zaraz wynurzy� si� w chmurze wodnego py�u i poszybowa� ze sw� srebrn� nagrod� na kamienist� wysepk� po�rodku jeziora. Tu �ar�ocznie szarpa� j�drne r�owe mi�so, p�ki ca�kowicie nie zaspokoi� g�odu. Potem sfrun�� na ga��zie skr�conego wiatrem g�ogu i, gdy czerwone s�o�ce pogr��y�o si� w warstwie chmur okalaj�cych horyzont, zapad� w sen. Rankiem niepok�j powr�ci�, ruszy� wi�c dalej. Na dole krajobraz zaczyna� si� zmienia� w szachownic� poletek i zagajnik�w, poprzecinanych kr�tymi drogami, po kt�rych samochody i ci�ar�wki sun�y niespiesznie jak mr�wki. Szarobr�zowy mrok, ska�ony tlenkiem w�gla, i truj�cy dym, kt�ry zasnuwa� horyzont od po�udnia, zwiastowa� przemys�owe serce Szkocji. Iasgair wzlecia� wy�ej. Niebawem mia� za sob� dusz�ce wyziewy i szybowa� nad faluj�cymi wzg�rzami angielsko-szkockich kres�w. Wkr�tce i one ust�pi�y miejsca r�wninom i uj�ciu rzeki, kr�tym korytem p�yn�cej do morza. Dotar� do zatoki Solway Firth akurat, gdy nadci�gn�� przyp�yw; morze rwa�o po piaszczystej r�wninie z szybko�ci� galopuj�cego konia. Na g��boko�ci zaledwie paru centymetr�w �erowa�y fladry, ich obecno�� zdradza�y ma�e bryzgi wody i k��by szlamu. By�y �atw� zdobycz� dla g�odnego rybo�owa, kt�ry ch�tnie skorzysta� z okazji, by urozmaici� swe po�ywienie. Pewnie zosta�by tu d�u�ej, gdyby wczesnym �witem nie obudzi� go wrzask kawek, kt�re wytropi�y miejsce jego noclegu w jesionowym zagajniku. Raz po raz pr�bowa�y go przep�dzi�, a� wreszcie tak go znudzi�y te przepychanki, �e odfrun��, sun�c nisko nad piaskami. Na po�udniu zdawa�y si� go zaprasza� g�ry rysuj�ce si� tu� nad horyzontem i przez kilka nast�pnych dni z wolna sun�� nad Krain� Jezior, miniatur� Szkocji, pe�n� staw�w i rzek, wrzosowisk i g�r, las�w i pastwisk. W Bassenthwaite z�owi� ma�ego szczupaka, a w Derwent Water par� okoni. Potem poszybowa� nad wzg�rzami i w Buttermere zaskoczy� dw�ch w�dkarzy, kt�rzy po raz ostatni przed ko�cem sezonu wybrali si� na pstr�gi. Owego wieczoru w hotelowym barze jeden z nich opowiada�, jak wielki drapie�nik sfrun�� nagle i z�owi� w wodzie ryb� zaledwie par� metr�w od ich lodzi. Jego s�owa przypadkiem us�ysza� go�� hotelowy, kt�ry by� mi�o�nikiem ptak�w. Zadzwoni� z t� wie�ci� do swego kolegi w Manchesterze, kt�ry przed p�j�ciem spa� powiadomi� o tym wydarzeniu paru znajomych i przed �witem niewielka kawalkada aut p�dzi�a autostrad� na p�noc. Wszyscy pasa�erowie uzbrojeni byli w lornetki, kamery i notatniki. Gdy jednak wjechali na szos�, prowadz�c� do Buttermere, Iasgair �owi� ryby w zatoce Morecambe, ponad trzydzie�ci kilometr�w na po�udnie, tote� mi�o�nicy ptak�w na pr�no wypatrywali go przez reszt� dnia, po czym poszli poszuka� pociechy w hotelowym barze. Odlatuj�c z Krainy Jezior, Iasgair szerokim lukiem okr��y� zatok� Morecambe i poszybowa� przez morze na po�udnie, gdzie od strony zachodniej nisko na horyzoncie rysowa�y si� wyspa Man i szczyt Snaefell, za� centrum przemys�owe hrabstwa Lancashire od wschodu. Trzy godziny p�niej sun�� nad wybrze�em zachodniej Walii. Wielkie paprocie na wzg�rzach ��k�y ju� i br�zowia�y, pod czystym b��kitnym niebem rzeki i jeziora wygl�da�y na mniejsze. Trocie zbiera�y si� w rozlewiskach rzecznych, czekaj�c jesiennych deszcz�w i w�dr�wki pod pr�d do g�rskich potok�w. Iasgair lecia� niespiesznie, po�ywiaj�c si� po drodze. Burza przysz�a niepostrze�enie, gdy opu�ci� wybrze�e po�udniowej Walii. Szybowa�, nie zwracaj�c uwagi na pogod�, gdy� zd��y� si� ju� przyzwyczai� do niespokojnego nieba. Wzlatywa� coraz wy�ej, usi�uj�c umkn�� tn�cym razom ulewy i k��bowisku fal w dole, lecz nie potrafi� stawi� czo�a tak rozszala�emu �ywio�owi. By�y to w istocie zamieraj�ce podmuchy huraganu, kt�ry rozp�ta� si� nad Atlantykiem, lecz zdo�a� jeszcze przynie�� nawa�nic� i wicher o pr�dko�ci osiemdziesi�ciu, a w porywach do stu dziesi�ciu kilometr�w na godzin�. Iasgairowi nie grozi�o bezpo�rednie niebezpiecze�stwo, gdy� by� m�ody i silny, lecz nie m�g� lecie� zbyt pr�dko pod wiatr, kt�ry spycha� go coraz dalej na wsch�d. Zamiast min�� kraniec Kornwalii, przeci�� p�nocne wybrze�e Devonu, a gdy zacz�� zapada� zmierzch, umo�ci� si� w d�bowym lesie na skraju Exmoor. Tu sp�dzi� niespokojn� noc, w�r�d ryku wiatru i j�k�w targanych wichrem drzew. Rankiem jednak burza ucich�a. Gdy Iasgair si� obudzi�, niebo by�o b��kitne, wia� rze�ki wiaterek, i ptak poczu� g��d. W dolinach pog�rza Devonu nie powsta�y naturalne jeziora, a wszystkie rzeki, wezbrane po ostatnich deszczach, p�yn�y rw�cym nurtem, uniemo�liwiaj�cym �owienie ryb. Dopiero po dw�ch godzinach, przemierzywszy ponad sze��dziesi�t kilometr�w, Iasgair natrafi� na zbiornik wodny na wschodnich zboczach Dartmoor. Lecz nawet tu nie mia� szcz�cia. Wiatr wzburzy� wody jeziora, wzbijaj�c na nim bia�e falki, tote� po kilkunastu pr�bach po�owu pofrun�� wzd�u� kotliny. Pod nim spieniona rzeka odbija�a si� od skraju Dartmoor i tocz�c si� przez urwiste w�wozy, poro�ni�te d�bami i sosnami, przez g�ste lasy, wpada�a do bardziej p�askiej, szerszej doliny. A zatem dotar� do uj�cia. Nast�pi� przyp�yw i tu wreszcie Iasgair doczeka� si� nagrody, gdy� ma�e p�astugi i fladry harcowa�y na b�otnistych mieliznach, �wie�o zalanych przez morze. M�g�by pozosta� tu d�u�ej, lecz przy uj�ciu panowa� ha�as. Z pobliskiego miasta dochodzi� intensywny szum i niepokoi� blask �wiate�, a tu� przy brzegu pracowa�a oczyszczalnia �ciek�w. Gdy zapad� zmierzch, pofrun�� z powrotem w g��b l�du, do bagnistych, podmok�ych ��k, p�tora kilometra w g�r� rzeki. Tu umo�ci� si� na uschni�tym wi�zie. Noc przesz�a spokojnie, a gdy Iasgair spa�, poziom wody zacz�� opada�. Uchodz�c, rzeka ods�oni�a szcz�tki jakiej� �ajby, pl�tanin� ga��zi, patyczk�w i paproci, plastikowe butelki i torby, kawa�ki styropianu i puste puszki po piwie. W�r�d tego �miecia stercza� wielki pie�, wyrwany z koryta rzeki, gdzie tkwi� ca�e lato. Przytrzymywa� on faluj�ce resztki nylonowej sieci rybackiej, kt�rej plecionka, cienka jak paj�czyna, by�a niemal niewidoczna. Wartki pr�d wrzuci� w t� pu�apk� ostatni� ofiar� � pstr�ga, kt�ry utkwi� w niej skrzelami i jeszcze si� ciska� na kamieniach. By�a to pierwsza rzecz, kt�r� ujrza� Iasgair, gdy si� obudzi�. Opu�ciwszy si� z ga��zi, �mign�� w d� i schwyci� lup. Mocno �cisn�� ryb� szponami i usi�owa� si� podnie��, lecz nie uda�o mu si� wydosta� pstr�ga. Z�o�y� skrzyd�a i stan�� na wolnej nodze, staraj�c si� wyci�gn�� zdobycz, lecz po chwili sam utkwi� w sieci, kt�ra mocno owin�a mu si� wok� kostki. Przez chwil� szarpa� si� bezskutecznie, potem pu�ci� ryb� i znowu spr�bowa�. Niebawem by� ju� beznadziejnie omotany nylonowym w��knem, kt�re oplata�o mu skrzyd�a i szyj� tak, �e cho� po�ywienie mia� zaledwie par� centymetr�w od siebie, nie m�g� go pochwyci�. ROZDZIA� 3 Jesie� roztoczy�a ju� swe melancholijne uroki, przywodz�ce na my�l pozosta�o�ci uczty weselnej po wyj�ciu go�ci. Pszczo�y brz�cza�y sennie w�r�d fio�kowor�owych p�k�w micha�k�w, osy swarzy�y si� nad resztkami dojrza�ych gruszek, kt�re gni�y w trawie. Lekki, ciep�y wietrzyk tr�ca� li�cie, przynosz�c powiew po�udnia, a przejrzysta, unosz�ca si� w powietrzu mgie�ka �agodzi�a �ar p�nych, s�onecznych godzin. Nicola siedzia�a na swym ulubionym miejscu, pod orzechem w�oskim przy stawie, obok niej sta�a opr�niona do po�owy szklanka. Czu�a si� winna i zna�a tego pow�d. Dawida przerazi�oby takie zaniedbanie ogrodu. Zamiast pr�nowa� przez ca�e popo�udnie, popijaj�c wino, kosi�by trawnik, obcina� przekwit�e kwiaty r�, zgarnia� z�ote li�cie orzecha, kt�re opada�y wok� jej st�p. Nie znosi� nieporz�dku, odpoczywa� dopiero wtedy, gdy wykona� wszystko, co mia� do zrobienia. Gdzie� w pobli�u gniewnie zabrz�cza�a osa, wyrywaj�c j� z rozmy�la�. Na pocz�tku wystraszy�a si�, lecz gdy ujrza�a, �e nie jest celem ataku, zacz�a si� jej przygl�da�. Osa z�apa�a komarnic�, owada o d�ugich, cienkich n�kach, kt�rego Nicola zna�a dobrze od dziecka. To jego larwy czyni�y takie spustoszenia w jej marchewkach i ziemniakach. Wychyli�a si�, by popatrze� na walcz�cych w trawie przeciwnik�w. Zastanawia�a si�, jak te� osa poradzi sobie ze zdobycz�. ��d�o podzia�a�o i teraz komarnica le�a�a bezw�adnie. Osa natychmiast zabra�a si� do dzie�a, odcinaj�c skrzyde�ka i n�ki. Potem pr�bowa�a podnie�� odw�ok, lecz okaza� si� zbyt ci�ki. Bez �adnych zachod�w przeci�a komarnic� na p�, po czym odlecia�a do gniazda, by nakarmi� �ar�oczne larwy. Nicola czeka�a, zastanawiaj�c si�, czy osa wr�ci po drug� po�ow�. Postanowi�a sobie w duchu, �e od tej pory b�dzie okazywa� osom wi�cej serca. Im mniej komarnic w jej ogrodzie, tym lepsze plony wyda marchew. Pomy�la�a, �e Dawid mia� racj�. Cz�sto m�wi�, �e wi�cej zobaczy si� z otaczaj�cego �wiata, siedz�c spokojnie przez p� godziny, ni� przemierzaj�c wiele kilometr�w. Gdyby� tylko zechcia� wprowadza� w czyn sw� maksym�. Niestety, rzadko to robi�. Pomy�la�a z gorycz�, �e pewnie dlatego w �podesz�ym� wieku trzydziestu dziewi�ciu lat raptem straci� przytomno�� i zmar� u st�p ich �o�a. Sta�o si� to o si�dmej pewnego ranka zesz�ej wiosny. Wysz�a wtedy do ogrodu i stan�a w tym w�a�nie miejscu. W porannym s�o�cu ogr�d p�on�� z�otem �onkili, ��ci� si� p�kami pierwiosnk�w, promienia� �wie��, pastelow� zieleni� wczesnych wiosennych dni, a Nicola p�aka�a, wstrz��ni�ta i rozw�cieczona. To niesprawiedliwe, umiera� w tak pi�kny dzie�! Smutek przyszed� p�niej, a wraz z nim bezw�ad, poczucie daremno�ci, kt�re rozpoznawa�a i ch�tnie przyjmowa�a jako rodzaj luksusu. Czasem ogarnia� j� �al, �e nie maj� dzieci, a potem doznawa�a ulgi, �e nie musi samodzielnie utrzymywa� rodziny. I tak przebrn�a przez d�ugie lato, dogl�daj�c warzyw, kt�re zasadzi�, lecz zupe�nie nie dbaj�c o ogr�d kwiatowy, cho� tak starannie go piel�gnowa�. Oszo�omiona winem i s�o�cem zapad�a w niespokojn� drzemk�. Przyty�a w ci�gu ostatnich kilku miesi�cy, a obcis�a bluzka i d�insy podkre�la�y okr�g�o�ci jej szczup�ej niegdy� sylwetki. R�ce i stopy mia�a ma�e, twarz elfa o ostrej brodzie, obramowan� kr�tkimi, ciemnymi w�osami. Usta zbyt du�e, oczy, gdy by�y otwarte, br�zowoz�ote � kocie. Liczy�a sobie trzydzie�ci siedem lat � trudny wiek, jak sama zauwa�y�a � by�a zbyt stara, �eby zaczyna� wszystko od nowa, lecz za m�oda, by tkwi� we wdowie�stwie do ko�ca �ycia. Uczyni�a to wyznanie na przyj�ciu, kt�re zorganizowali jacy� starzy znajomi Dawida. Pozostali go�cie wymamrotali co� wsp�czuj�co, lecz wyczu�a, �e s� zak�opotani, a ona uzna�a, i� zas�u�y�a na pot�nego kopniaka za taki pokaz u�alania si� nad sob�. Zaraz potem opu�ci�a przyj�cie. Gospodarzami byli przyjaciele Dawida, a nie jej i nie mia�a z nimi zbyt wiele wsp�lnego. Ofukn�� j� strzy�yk, siedz�cy na ga��zi orzecha nad jej g�ow�, a ona obudzi�a si� z przestrachem i spojrza�a na niebo. Popo�udniowy �ar wyci�gn�� wilgo� z ziemi, skupiaj�c j� w puszyste szare chmury, obrze�one bia��, �wietlist� obw�dk�. Chmury opasa�y horyzont, zostawiaj�c jej nad g�ow� kawa�ek b��kitu. Zawis� tam myszo��w, sun�cy powolnymi okr��eniami wysoko w g�r�. Obserwowa�a go, p�ki nie sta� si� zaledwie punkcikiem na niebie. Potem zamruga�a, a on znikn�� w zwiewnej mgie�ce. Nagle poczu�a si� samotna. Znaczna cz�� b�lu po stracie ukochanej osoby p�ynie st�d, �e nie mo�na dzieli� si� z ni� takimi drobnymi urokami �ycia. Dawid pracowa� jako profesor botaniki na miejscowym uniwersytecie, lecz jego zainteresowania wykracza�y daleko poza �wiat ro�lin. By� jednym z pierwszych or�downik�w idei ochrony przyrody, a jego entuzjazm i znajomo�� przedmiotu sk�ania�y innych do dzia�a� na tym polu. Organizowa� kampanie, zasiada� w kilku komitetach, wyg�asza� wyk�ady, bra� pod w�os, pot�pia� i, oczywi�cie, wci�gn�� w to Nicole. Przepisywa�a jego niemal niemo�liwe do odcyfrowania notatki, wystukiwa�a mu na maszynie przem�wienia, z taktem i dyplomacj� odbiera�a niezliczone telefony, zr�cznie skrywaj�c brak zaanga�owania w spraw�. Rzecz nie w tym, �e to jej nie obchodzi�o. G��boko wierzy�a w �wi�to�� �ycia i nic nie mog�oby zachwia� tej wiary. Ca�ym sercem kocha�a pi�kno przyrody, lecz by�a to jej prywatna, osobista religia. Zbyt cz�sto odnosi�a wra�enie, �e rzekoma troska to w istocie ch�� wywy�szenia si� b�d� akt pokuty, cena p�acona za wzrastaj�cy dobrobyt. Opinie te zachowa�a jednak dla siebie i tak, trzymaj�c si� z boku, �y�a w cieniu bardziej �arliwego m�a. Gdy umar�, szeregi jego zwolennik�w ��czy�y si� z ni� w b�lu, lecz po pierwszej fali telefon�w milcz�co uznano, �e nie nale�y zak��ca� jej �a�oby. W ka�dym razie dzi�ki polisie ubezpieczeniowej Dawida byt mia�a zapewniony, i to na niez�ej stopie. Z czasem coraz mniej os�b okazywa�o jej zainteresowanie, a� wreszcie zostawiono j� w spokoju. Ale przynajmniej niekt�rzy przyjaciele pozostali, napomina�a si� Nicola. Jak cho�by Paul i Mary z farmy na wzg�rzu. W istocie byli jej najbli�szymi s�siadami. Wtem z lekkim pop�ochem przypomnia�a sobie, �e zaprosili j� na kolacj� w�a�nie na dzi� wiecz�r. Musi si� pospieszy�, by zd��y� na czas. B��kit nieba znikn��, zerwa� si� niespokojny wiatr. Zadr�a�a i podnios�a si�. Gdy wychodzi�a z domu, wiatr wzm�g� si�. Kawa�ek dziel�cy j� od farmy przejdzie pieszo, cho� odleg�e wrzosowiska ju� okrywa�a chmura, a rz�sisty deszcz zacina� na polach. Aleja jednak by�a os�oni�ta i poros�a drzewami, tote� na Nicole spad�o zaledwie par� kropli. Paul ju� czeka� przy bramie z parasolem i razem pomkn�li podjazdem do otwartych drzwi, gdzie czeka�a Mary, by w nagrod� poda� im d�in z tonikiem. Wiecz�r up�yn�� niezwykle mi�o, a poniewa� Nicola by�a odpr�ona i wiedzia�a, �e w razie czego mo�e sobie spokojnie pop�aka� przy d�inie, nie mia�a na to najmniejszej ochoty. Do drink�w Mary poda�a w�dzonego �ososia z cytryn� i kromkami ciemnego chleba. � Niestety, na gor�co te� b�dzie ryba � rzek�a. � Tak to jest, gdy ma si� m�a w�dkarza. Ryba by�a pyszna, r�owa i j�drna, jedli j� z sa�atk� z warzyw i winegretem. � Pstr�g � zdziwi�a si� Nicola. � Sezon chyba si� ju� sko�czy�? � Owszem � odrzek� Paul. � Ale to nie jest zwyk�y pstr�g. To pstr�g kalifornijski. Pochodzi z Ameryki, ale ro�nie tak szybko, �e od lat hoduje si� go u nas. � A wi�c odwiedzasz handlarzy ryb? � droczy�a si� Nicola. � My�la�am, �e sam go z�apa�e�. � Jak najbardziej � odpar� Paul. � Na m�j w�dkarski honor. Wy�ej w dolinie mieszka pewien facet. Przegrodzi� strumie� zapor� i zbudowa� trzy sztuczne jeziora, kt�re zarybi� pstr�giem kalifornijskim i potokowym, co znaczy, �e mog� nadal �owi� ryby, gdy na rzece sezon ju� si� sko�czy. � Czyli, je�eli dobrze zrozumia�am, �owisz ryby, kt�re zosta�y sztucznie zap�odnione i wyhodowane w sztucznym jeziorze � rzek�a Nicola. � Zapomnia�a� o jeszcze jednym � powiedzia� Paul. � Z�apa�em j� na sztuczn� much�. Nicola roze�mia�a si�. � To dobre. Pewnie b�dziesz dowodzi�, �e dostarczaj�c taki towar, oszcz�dzasz naturalne zasoby przed wytrzebieniem przez w�dkarzy. � Patrz� na to pod innym k�tem � odpar� Paul. � Im wi�cej w�dkarzy p�jdzie nad jeziora, tym wi�cej miejsca zostanie nad rzek� dla tych, kt�rzy wol� tam �owi�. A ja b�d� m�g� sobie chodzi� i tu, i tam. � Jaki jest ten w�a�ciciel staw�w? � spyta�a Nicola. � Wygl�da jak czapla � u�miechn�� si� Paul. � Tak naprawd� jest ca�kiem-ca�kiem � odezwa�a si� Mary. � Wysoki, szczup�y, trzyma si� po wojskowemu. Lekko utyka. Chyba to kawaler. A dlaczego? Interesowa�by ci�? � Oczywi�cie, �e nie � rzek�a Nicola, ca�� uwag� skupiaj�c na rybie. Nagle w pokoju zrobi�o si� ciep�o, a ona ze zdumieniem stwierdzi�a, �e si� rumieni. Gdy usiedli przy kominku z kaw�, us�yszeli nag�y j�k wiatru w kominie i strugi deszczu uderzaj�ce o szyb�. � Zapowiada si� burzliwa noc � rzek�a Mary. � Mo�e zostaniesz u nas do rana? Nicola potrz�sn�a g�ow�. � Dzi�ki, ale to tak blisko, a aleja jest os�oni�ta. Gdy wychodzi�a, w powietrzu g�sto fruwa�y li�cie i niemi�osiernie zacina� deszcz. Targane w�ciek�ym wichrem drzewa skrzypia�y przera�liwie, a alejk� spowija�y niesamowite, wij�ce si� cienie. Nicola dotar�a do domu i z ulg� rzuci�a si� na ��ko. Nie mog�a jednak zmru�y� oka, lecz kr�ci�a si� i przewraca�a z boku na bok. Ryk wiatru d�ugo nie dawa� jej zasn��, w ko�cu jednak zapad�a w niespokojn� drzemk�. Obudzi�a si� p�no, przeleniuchowa�a ca�y dzie�, posz�a wcze�nie spa�, a nast�pnego dnia wsta�a �wie�a i pe�na si�. Wiatr poczyni� znaczne szkody w ogrodzie, pozrywa� z tyczek p�dy pomidor�w, postr�ca� owoce w b�oto, przekrzywi� fasol� na palikach. Pracowa�a nieprzerwanie ca�y ranek i wi�kszo�� popo�udnia, a� wreszcie, wyczerpana tak znacznym wysi�kiem, wr�ci�a do domu i przez p� godziny moczy�a si� w gor�cej k�pieli. Potem nie mog�a usiedzie� na miejscu, ale nie chcia�o jej si� znowu ogl�da� spustosze� w ogrodzie, w�o�y�a wi�c wygodne buty i star� kurtk�, kt�r� nosi�a do prac ogrodniczych, i ruszy�a ku rzece. S�o�ce, zbli�aj�ce si� ju� ku zachodowi, oblewa�o �wiat�em wynios�� skarp� wrzosowiska i z�oci�o wa� chmur, zwisaj�cych nisko nad odleg�ym horyzontem. Sz�a brzegiem rzeki, ze zdumieniem patrz�c, �e pow�d� wyla�a na mi�kk� gleb� nad strumieniem. Miejscami dar� by�a podci�ta, zdradziecka i zapada�a si�, tote� dla ostro�no�ci nie podchodzi�a zbyt blisko. Dotar�a wreszcie do wielkiego zakr�tu, kt�ry w tym miejscu tworzy�a rzeka. Tu woda wy��obi�a g��bokie rozlewisko pod wysokim brzegiem, gdzie wiosn� wi�y gniazda jask�ki brzeg�wki, a wewn�trz krzywizny uformowa�a z kamyk�w spadziste wzg�rze. �wir chrz�ci� jej pod nogami, gdy potrz�saj�c g�ow� ogl�da�a ilo�� �miecia, kt�re nanios�a pow�d�. Przed ni� le�a� spory pniak, do jego korzeni uczepi� si� k��b drobniejszych odpadk�w, ga��zek, li�ci i traw. Patrz�c na t� spl�tan� zbieranin�, odnios�a wra�enie, �e jaka� cz�� jej si� porusza. Ostro�nie podesz�a bli�ej, niepewna, co tam znajdzie i akurat wtedy, gdy zdo�a�a sama siebie przekona�, �e co� jej si� przywidzia�o, ujrza�a wielkie ��te oko, wpatruj�ce si� w ni� spomi�dzy tej gmatwaniny. Potem zobaczy�a zarys postaci wielkiego ptaka, beznadziejnie zamotanego w resztki sieci rybackiej. Przesta�a tam chyba ca�y wiek, zastanawiaj�c si�, co robi�. Rozejrza�a si� w oczekiwaniu pomocy, ale by�a sama. Orze�, czy jakikolwiek by� to ptak, wstrz�sn�� si� raz konwulsyjnie, a potem le�a� bez ruchu. Oko mia� teraz zamkni�te, �eb opu�ci� na pier�. Nicola widzia�a, �e jest bliski �mierci i od razu zapragn�a go uratowa�. Kieszenie starej kurtki roboczej s�u�y�y za przechowalni� wszelkich rupieci � znajdowa�y si� w nich etykietki na ro�liny, kawa�ki szpagatu, r�kawice i ostry n� ogrodniczy. Wyj�a go i zacz�a rozcina� sie�. Nie by�o to �atwe, poniewa� cienki nylon wrzyna� si� ptakowi w nogi i szyj�, a miejscami zag��bia� w upierzeniu, tote� l�ka�a si�, by nie okaleczy� go jeszcze bardziej. Uwalniaj�c nieszcz�snego wi�nia, zauwa�y�a, �e na lewej n�ce ma czerwon� obr�czk�, kt�r� najpewniej za�o�ono mu, gdy by� jeszcze piskl�ciem w gnie�dzie. Teraz w sieci tkwi�o jeszcze tylko jedno skrzyd�o. Nicola przecina�a cienkie nitki powoli, by nie uszkodzi� d�ugich pi�r. Od czasu do czasu drapie�nik szamota� si� lekko, rozwieraj�c i zaciskaj�c wielkie szpony. Ale nie pr�bowa� uderzy� jej dziobem, tak �e w ko�cu przeci�a ostatnie oczka sieci. Potem zdj�a kurtk�, owin�a ni� ptaka i ruszy�a do domu. ROZDZIA� 4 Pomy�la�a, �e musi wygl�da� do�� pociesznie. Ma�a, pulchna kobietka w zielonych gumowcach i d�insach, kt�ra maszeruje nad brzegiem rzeki, trzymaj�c pod pach� co�, co wygl�da na zdech�ego or�a. Rozejrza�a si� ukradkiem, by si� przekona�, czy nie widzi jej jaki� znajomy, ale okolica by�a opustosza�a, a teraz, gdy s�o�ce zasz�o za wrzosowiska, szybko zapada� zmrok. Usi�owa�a u�o�y� jaki� rozs�dny plan dzia�ania. Po pierwsze, powinna ustali�, co to za nieszcz�nik. Potem musi jako� przywr�ci� go do �ycia. Butelka z gor�c� wod�, du�e kartonowe pud�o i mn�stwo gazet. Tyle na pocz�tek. Je�eli ptak przetrzyma noc, trzeba b�dzie pomy�le� o jakim� legowisku, w kt�rym m�g�by pomieszka� d�u�ej. Ani przez moment nie przysz�o jej do g�owy, by odda� swe znalezisko w inne, bardziej kompetentne r�ce. My�la�a tylko o tym, by uratowa� biedakowi �ycie. Umie�ci�a sw�j pakunek na kuchennym stole, wy�o�y�a kartonowe pud�o gazetami i nastawi�a czajnik. Potem zdj�a z p�ki Atlas ptak�w brytyjskich i zacz�a go kartkowa�. Od razu wyeliminowa�a mniejsze jastrz�bie i soko�y, potem b�otniaki, myszo�owy i or�a, a� w ko�cu dosz�a do przekonania, �e ptak, kt�rego znalaz�a, to rybo��w. Tyle �e to niemo�liwe, gdy� rybo�owy wygin�y w Anglii. Zaraz, ale chyba gdzie� czyta�a, �e znowu l�gn� si� w g�rach Szkocji. Rybo�owy jedz� ryby. Mia�a jak�� ryb� w zamra�alniku, ale by�a to sola. Sporo si� wykosztuje na utrzymanie rybo�owa, zanim znajdzie jakie� inne wyj�cie. Niech�tnie wyj�a filety do rozmro�enia i ostro�nie rozwin�a sw�j tobo�ek na stole. Rybo��w nie spa�, bacznym wzrokiem �ledzi� ka�dy jej ruch, a jednak zachowywa� si� spokojnie, biernie, nie usi�owa� si� wyrywa� nawet wtedy, gdy podnios�a go i wpakowa�a do pud�a. Owin�a w r�cznik butelk� z gor�c� wod� i po�o�y�a ptakowi przy grzbiecie, po czym przymkn�a pude�ko pokrywk� i nala�a sobie szklaneczk�, obmy�laj�c nast�pne kroki. Nie ma co ukrywa�, �e przechodz� j� ciarki, gdy robi co� w zasi�gu wielkiego dzioba, kt�ry m�g�by ciachn�� jej palce jak n� ogrodniczy. �ykn�a pot�ny haust d�inu, podesz�a do zlewu, przy kt�rym rozmra�a�y si� filety, i ukroi�a kilka d�ugich pask�w ryby, po czym, zdj�wszy przykrywk�, pomacha�a kawa�kiem soli tu� przy g�owie rybo�owa. Ptak mrugn��, lecz poza tym nie zwr�ci� uwagi na smako�yk. Nicola lekko potrz�sa�a ryb� w spos�b, jak jej si� wydawa�o, zach�caj�cy. Nadal �adnej reakcji. W ko�cu, zdesperowana, praw� r�k� uj�a dzi�b i odchyli�a g�ow� ptaka do ty�u. Dzi�b otworzy� si� ca�kiem �atwo. Wsun�a ryb� w utworzon� tym sposobem czelu�� i pu�ci�a dzi�b. Nagle rybo��w jakby si� obudzi�. Potrz�sn�� g�ow�, prze�kn�� dwukrotnie i rozejrza� si�, chyba z oczekiwaniem. Czym pr�dzej wzi�a drugi kawa�ek ryby i powt�rzy�a scenk�. Gdy za trzecim razem pomacha�a filetem, rybo��w wyrwa� go z jej r�ki, zanim zd��y�a nakarmi� go si��. Za par� minut po rybie nie by�o �ladu. Triumfalnie zamkn�a wieko pud�a i posz�a zmy� z palc�w rybi zapach. Wtem u�wiadomi�a sobie, �e sama umiera z g�odu i �e jest kompletnie wyko�czona. Je�li rybo��w dotrzyma do rana, wtedy b�dzie sobie zaprz�ta� nim g�ow�. Na razie pragn�a tylko co� zje�� i i�� spa�. Obudzi�a si� wcze�nie, czuj�c niejasno, �e ma co� wa�nego do zrobienia. Potem przypomnia�a sobie o swym podopiecznym i owin�wszy si� szlafrokiem, pospieszy�a na d�. W nocy rybo��w zdo�a� wydosta� si� z pud�a i z rozpostartymi skrzyd�ami przycupn�� w k�cie kuchni. Nicola stan�a jak wryta. Dopiero teraz ujrza�a, jaki jest olbrzymi, swymi rozmiarami wzbudzi� w niej podziw, a zarazem strach, �e j� zaatakuje. Zapragn�a otworzy� kuchenne drzwi i odej�� na paluszkach, by drapie�nik sam znalaz� drog� do wolno�ci, lecz w�a�nie w tym momencie rybo��w uni�s� g�ow� i z�o�y� skrzyd�a. Jedno g�adko osadzi�o si� na miejscu, lecz prawe, to, kt�re tak mocno zapl�ta�o si� w sieci, opada�o leniwie na bok. A zatem istnieje niebezpiecze�stwo, �e rybo��w nie mo�e lata�. Cicho zamkn�a drzwi i podesz�a do telefonu. Czas wezwa� kawaleri�. Zanim zd��y�a si� ubra�, us�ysza�a na podje�dzie warkot land rovera Paula. Gdy otwiera�a frontowe drzwi, czeka� ju� na stopniu. � Przynios�em najwi�ksz� sie�, jak� mam � oznajmi�. � My�lisz, �e wystarczy? � Tylko popatrz � rzek�a Nicola, prowadz�c go do kuchni. Paul uchyli� odrobin� drzwi i zajrza� przez szpar�. � Bo�e kochany! � wyszepta�. Znowu zamkn�� drzwi i opar� si� o nie, jakby z obawy, �e rybo��w wyleci na zewn�trz. � Mog� zarzuci� na niego sie�, ale co potem? Nicola potrz�sn�a g�ow�. � Nie mam poj�cia � przyzna�a. � Mog� go odda� do zoo, albo Towarzystwu Opieki nad Zwierz�tami. B�d� wiedzieli, co z nim zrobi�. Pomy�la�am tylko, �e gdyby uda�o nam si� wsadzi� go z powrotem do pud�a, b�d� mia�a czas, �eby co� wymy�li�. Paul zastanawia� si� przez chwil�. � Masz dywanik albo star� ko�dr�? Gdy zarzuc� na niego sie�, zacznie si� wyrywa�, a raczej nie chcia�bym, �eby wbi� mi w r�k� kt�ry� z tych szpon�w. � Mam stary �piw�r � rzek�a Nicola. � Zaraz go przynios�. Ostro�nie weszli do kuchni, Paul trzyma� sie� w wyci�gni�tej r�ce, Nicola sz�a w tylnej stra