13252
Szczegóły |
Tytuł |
13252 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13252 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13252 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13252 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ewan Clarkson
Lot rybo�owa
Przek�ad Barbara Cendrowska
W 1950 roku w Wielkiej Brytanii
nie by�o ju� ani jednego rybo�owa.
Jednak teraz te wspania�e ptaki
zaczynaj� powraca� na dawne
l�gowiska, cho� w dalszym ci�gu
czyha na nie wiele zagro�e�.
Na w�asnej sk�rze do�wiadczy� tego
dwuletni rybo��w, kt�ry dopiero po
raz drugi wyruszy� na po�udnie
z matecznik�w Szkocji
i niespodziewanie wpad� w sie�
k�usownika na rzece Devon...
PROLOG
Gdzie� hukn�a sowa, a jej wo�anie odbi�o si� niezwykle silnym echem w
ca�kowitej ciszy.
Przera�ony tym ha�asem w�l pogalopowa� przez ��k� z zesztywnia�ym ze strachu
ogonem,
zostawiaj�c za sob� sk��bione, wij�ce si� tumany mg�y. M�czyzna pod drzewem
�ledz�c go,
wstrzyma� oddech, po czym wyda� z siebie d�ugie, bezg�o�ne westchnienie. Serce
wali�o mu jak
m�otem, a kolana dygota�y, gdy usi�owa� odzyska� panowanie nad sob�. Strasznie
chcia�o mu si�
zapali�, ale wiedzia�, �e gdyby Ernie spostrzeg� cho�by dymek z papierosa lub
wyczu� zapach
tytoniu, zdrowo by kumplowi przy�o�y�. Ernie wyniucha�by wo� tytoniu z
odleg�o�ci trzydziestu
kilometr�w, a stra�nicy le�ni wcale nie byli od niego gorsi.
Odgoni� komara i ukradkiem zerkn�� na zegarek. Min�y dwie godziny. Ich banda
mia�a czas,
by zgarn�� wszystko, na co zastawili sieci w rzece. Co ich zatrzymuje?
Nocne powietrze stawa�o si� coraz ch�odniejsze, wkr�tce jesienne deszcze po�o��
kres tym
wypadom. Trzeba b�dzie zainteresowa� si� ba�antami, albo jeszcze lepiej �
jeleniami. Popyt na
dziczyzn� stale ro�nie, a wystarczy jeden celny strza�, by potem przez ca�y
tydzie� mieli na piwo.
Z tych rozmy�la� wyrwa� go warkot silnika. Mog�o to oznacza� tylko jedno. Po
chwili
zobaczy� trzy postacie, brn�ce ku niemu przez mg��. Na czele dojrza� pot�ny
tors Erniego.
Wskoczy� do furgonetki, ukradzionej zaledwie przed paroma godzinami, modl�c si�,
by silnik
zapali�. Wcisn�� sprz�g�o, kiedy Ernie z kumplami wspina� si� na g�r�. Dopiero
gdy bezpiecznie
wydostali si� z w�skich dr�ek Devonu i dotarli do autostrady, zapyta�
ostro�nie, co si� sta�o.
Ernie bluzn�� przekle�stwem. By� mokry do pasa i roznosi�a go w�ciek�o��.
� Sie� si� o co� zaczepi�a. Przez ca�y ten czas pr�bowali�my j� wydoby�. Pewnie
umy�lnie
zatopili pniak albo co� takiego, �eby�my nie mogli �owi�. Nigdy przedtem niczego
podobnego
tam nie by�o. A teraz stracili�my sie� i wracamy bez �adnego zarobku.
� Zobaczyli was? Ernie potrz�sn�� g�ow�.
� Nie. Zmyli�my si�, zanim land rover dotar� do po�owy pola. Szcz�ciem dla nas,
�azi� im
si� nie chce. Gdyby szli na piechot�, jak nic by nas dopadli. A teraz nie znajd�
nawet sieci.
Zamajaczy�y przed nimi �wiat�a stacji benzynowej. Furgonetka skr�ci�a z szosy i
zatrzyma�a
si� w opustosza�ym k�cie parkingu. M�czy�ni rozpierzchli si� do w�asnych
pojazd�w,
zostawiaj�c furgonetk� trosce str��w porz�dku. Tylko przemoczony fotel pasa�era
�wiadczy�
o tym, �e kto� go niedawno zajmowa�.
Tymczasem nad rzek� samotny kierowca land rovera zarzuci� d�ug� w�dk�,
przesuwaj�c
much� po wodach rozlewiska. Wybra� si� na trocie, ryby tak czujne i boja�liwe,
�e nie ma co
nawet pr�bowa� �owi� ich za dnia, a ju� na pewno nie na przyn�t�, chyba �e
pow�d� �wie�o
zm�ci wod�. Ale i o zmroku �atwo si� p�oszy�y, tak �e bardzo uwa�a�, by nie
omie�� tafli rzeki
reflektorami. Nie mia� poj�cia, �e przybywaj�c tu ukradkiem, wystraszy� band�
k�usownik�w, ani
�e ni�ej, na dnie, spoczywa sie� si�gaj�ca po�owy rozlewiska.
Po dw�ch godzinach, przemarzni�ty i zm�czony, postanowi� da� za wygran�. Przez
ca�y
wiecz�r ryba nawet nie tr�ci�a muchy, ale wiedzia�, �e tak bywa z trociami. Noga
bola�a go
niemi�osiernie, nie po raz pierwszy ju� przekl�� zab��kan� kul�, kt�ra kiedy�
trafi�a go w udo. By�
na bezterminowym urlopie zdrowotnym, jednak zdawa� sobie spraw�, �e pr�dzej czy
p�niej
komisja lekarska ze�le go do papierkowej roboty. Poniewa� jego zdaniem nie na
tym polega
�o�nierka, postanowi� sobie, �e gdy nadejdzie ta chwila, wyst�pi z wojska i by�
mo�e na sta�e
zamieszka tu � w Devonie, blisko swej ukochanej, rw�cej rzeki.
Pal diabli ryby! Teraz zapragn�� napi� si� whisky i wzi�� gor�c� k�piel.
Uruchomi� land
rovera i odjecha�.
A sie� pozosta�a, niema i gro�na. Nylonowe w��kno, z kt�rego j� utkano, by�o
praktycznie
niezniszczalne, tote� w t� pu�apk� b�d� wpada� ryby, p�ki kto� przypadkiem na
ni� nie natrafi
albo nie znios� jej wezbrane wody.
ROZDZIA� I
Strugi lodowatego deszczu siek�y las, a odleg�y wierzcho�ek Ben Mora przykrywa�a
bia�a
czapa. Wielki szary ptak skuli� si� jeszcze ni�ej w p�ytkim zag��bieniu gniazda.
To samica,
z przymkni�tymi oczyma i opadaj�c� g�ow�, os�ania�a dwa jaja, kt�re spoczywa�y
bezpiecznie
w cieple upierzenia mi�dzy jej udami i piersi�. Pierwsze jajo z�o�y�a przed
dziewi�cioma dniami,
drugie pojawi�o si� zaledwie tydzie� temu. Minie jeszcze miesi�c, nim pierwsze
piskl� wykluje
si� ze skorupki, a wiosny w g�rach Szkocji bywaj� nieprzewidywalne, raz szaleje
gwa�towna
burza, grad, zamiecie, to zn�w s�o�ce �wieci o�lepiaj�co, a �ar jest taki, �e
nie mo�na oddycha�.
Przez ca�y ten czas cia�a rodzic�w stanowi� dla m�odych �yw� os�on�, jedyne
zabezpieczenie
przed zimnem, kt�re mog�oby je zabi�.
Z oddali, poprzez dywan sosen, dobieg� czysty, wysoki gwizd. Po paru sekundach
pojawi� si�
samiec z rozpostartymi skrzyd�ami, wielkim zakrzywionym pazurem �ciskaj�c �wie�o
z�owionego pstr�ga. Okr��y� gniazdo, po czym usiad� na pobliskim drzewie � dawno
uschni�tej
so�nie, kt�rej bia�e, szkieletowate ga��zie pozbawione by�y kory. Tu zacz�� si�
po�ywia�,
pot�nym hakowatym dziobem odrywaj�c mi�so z przedniej po�owy ryby. Zupe�nie nie
zwraca�
uwagi na coraz gniewniejsze okrzyki samicy, domagaj�cej si� dla siebie smacznych
k�sk�w.
Wreszcie, jakby dopiero co j� zoczywszy, pazurami jednej �apy chwyci� resztki
pstr�ga
i podfrun�� do gniazda. Samica sykn�a na powitanie, przeszywaj�c partnera
spojrzeniem
rozjarzonych ��tych oczu, po czym porzuci�a gniazdo i, chwyciwszy ofiarowan�
jej porcj� ryby,
odfrun�a na poblisk� ga���, by si� po�ywi�. Samiec ostro�nie zaj�� jej miejsce,
opuszczaj�c si�,
a� wygodnie rozsiad� si� na jajach.
Rybo�owy �y�y na Wyspach Brytyjskich ad ko�ca epoki lodowcowej. Stopniowo, w
miar�
rozwoju cywilizacji, ich liczba ulega�a zmniejszeniu, a na kurcz�ce si�
l�gowiska coraz �mielej
wkracza� cz�owiek, a� wreszcie ptaki te mog�y bezpiecznie si� parzy� i
wychowywa� m�ode
tylko w najodleglejszych rejonach g�rskich. Pod koniec XIX wieku nawet najwy�sze
wzg�rza
nie dawa�y schronienia przed trucizn�, sid�ami czy strzelb� k�usownika, tote� na
pocz�tku
pierwszej wojny �wiatowej rybo��w jako gatunek w Brytanii wygin��.
Potem, po niemal p�wiecznej nieobecno�ci, ptaki w�drowne ze Skandynawii zacz�y
odzyskiwa� prastare l�gowiska w g�rach Szkocji. Stosunek cz�owieka do tych
du�ych,
�ywi�cych si� rybami drapie�nik�w uleg� zmianie i zamiast po trucizn� czy
strzelb� ludzie
si�gn�li po aparaty fotograficzne i lornetki. Gdy gdzie� rozchodzi�y si� wie�ci
o wyl�gu piskl�t,
na tereny te t�umnie przybywali mi�o�nicy ptak�w. Teraz g��wnym zagro�eniem dla
rybo�ow�w
stali si� zbieracze, gotowi zap�aci� wysokie sumy za rzadkie okazy jaj,
upstrzonych
rdzaworudymi plamkami.
A zatem Kr�lewskie Towarzystwo Ochrony Ptak�w ustanowi�o sta�� stra� nad
pierwotnym
l�gowiskiem w Loch Garten, nie staraj�c si� ukrywa� tego siedliska, a wr�cz
zach�caj�c
turyst�w, by jak najt�umniej je odwiedzali. Tymczasem w odleg�ych g�rskich
dolinach
sze��dziesi�t innych par chowa�o swe m�ode, a tajemnicy ich kryj�wek strzegli
zar�wno
stra�nicy, jak i miejscowi.
Samica, wyszarpuj�ca resztki pstr�ga, nale�a�a w�a�nie do takiej pary. Wybrali
sobie
z partnerem dobre miejsce na gniazdo, w ustronnej dolince, z dala od wszelkich
dr�g. G�sty,
pierwotny las porasta� ca�� okolic� a� do brzeg�w male�kiego jeziorka,
widocznego jedynie
z powietrza, a na pobliskich wzg�rzach pojawia�y si� tylko owce i od czasu do
czasu stadko
jeleni.
Deszcz przesta� ju� pada�, a s�abe promienie bladego s�o�ca przedar�y si� przez
sk��bione
chmury, opromieniaj�c wilgotne krople na ptasich pi�rach �wietlist� jasno�ci�.
Samica zacz�a
si� muska�, g�adz�c dziobem ka�d� lotk� po kolei. By�a du�ym ptakiem, licz�cym
ponad p�
metra d�ugo�ci od �ba do ogona, o ponadp�torametrowej rozpi�to�ci skrzyde�.
Pi�ra na grzbiecie
i skrzyd�ach mia�a nakrapiane w br�zowe c�tki, prz�d i uda jasnokremowe, z
wyra�n� br�zow�
pr�g� przez pier�. Ciemny kr�g otacza� te� jej l�ni�ce, ��te oczy, a br�zowy
czub spi�trza� si�
w pi�ropusz, gdy ptak wpada� w podniecenie lub czu� si� zaniepokojony. Nogi
mia�a kr�pe
i silne, �apy doskonale przystosowane do �owienia ryb � ka�da wyposa�ona by�a w
cztery d�ugie,
czarne szpony, ostre jak ig�a i, by �atwiej jej by�o utrzyma� ryb�, spody
obrasta�a �uskowata,
k�uj�ca sk�ra. Wielki, zakrzywiony czarny dzi�b nadawa� si� w sam raz do
rozrywania sk�ry
i mi�sa ofiary. W istocie rybo�owy s� tak doskonale przystosowane do swego trybu
�ycia, �e
pozosta� on niezmienny przez stulecia, a owe rybo�erne drapie�niki okr��y�y kul�
ziemsk�,
zatrzymuj�c si� tam, gdzie p�yn�y wartkie rzeki i jeziora obfitowa�y w �er. Ich
bytowaniu
zagra�a jedynie dzia�alno�� cz�owieka.
Doko�czywszy toalety, ku swemu zadowoleniu, samica rozpostar�a skrzyd�a i
poderwa�a si�
z ga��zi. Samiec zawo�a� do niej z gniazda, lecz nie zwracaj�c na� uwagi,
odlecia�a powoli,
leniwie zataczaj�c majestatyczne kr�gi, coraz wy�ej, ku pustemu niebu. Przez
chwil� ca�a jej
istota napawa�a si� rozkosz� latania, delikatnymi mu�ni�ciami i porywami wiatru,
pr�dem
ch�odnego powietrza nad wysokimi sosnami i lekko�ci�, z jak� wzbija�a si� w
g�r�. Stopniowo
jednak troska o jaja przewa�y�a nad jej pragnieniem wolno�ci i ptak odwr�ci�
si�, z�o�y� skrzyd�a
i poszybowa� w d� jak strza�a w krystalicznym powietrzu.
Nie do��czy�a od razu do samca. Pofrun�a natomiast do odleg�ej o jakie�
pi��dziesi�t
metr�w korony sosny i z konaru, na kt�rym przycupn�a, oderwa�a dziobem ma��,
zielon�
ga��zk�. Potem, trzymaj�c j� w dziobie, podlecia�a do gniazda i usiad�a na
kraw�dzi. Samiec
ochoczo poderwa� si� znad jaj, ona za�, nim zaj�a jego miejsce, starannie
wetkn�a sosnow�
ga��zk� tu� przy brzegu gniazda. Nie wiadomo, dlaczego rybo�owy przystrajaj�
l�gowiska, ale
maj� to w zwyczaju od niepami�tnych czas�w.
Spokojnie mija�y d�ugie dni, s�o�ce przygrzewa�o, a jezioro le�a�o niczym
szmaragd,
upuszczony na dywan zielonego, aksamitnego mchu. Ciep�e, wilgotne podmuchy
wiatru sz�y
z zachodu, tote� wielka, ci�ka platforma z patyczk�w i ga��zi ko�ysa�a si� i
j�cza�a pod
wysiaduj�cym ptakiem. Para jednak doskonale wykona�a swe zadanie, a ich gniazdo
trzyma�o si�
mocno. Samiec przynosi� swej partnerce ryby co rano, a potem zn�w wieczorem.
Czasami
myszo��w lub rzadziej orze� zapu�ci� si� w ich przestrze� powietrzn�, lecz
odgania� go czujny
przysz�y ojciec. Kiedy� lis zacz�� niucha� wok� drzewa, na kt�rym rybo�owy
uwi�y gniazdo
i ledwo uszed� przed samcem, gotowym zedrze� mu sk�r� z �ba. Piskl�ta mia�y
wyklu� si� ju� za
tydzie�, gdy wtem pojawi� si� obcy przybysz.
Wabi� si� Iasgair, co znaczy rybak, i mia� niespe�na dwa lata. Obr�czka na lewej
nodze
�wiadczy�a, �e przyszed� na �wiat w gnie�dzie jakie� dwadzie�cia pi�� kilometr�w
st�d.
Szcz�liwie uda�o mu si� po raz pierwszy odlecie� na po�udnie, gdzie dwie zimy i
lato sp�dzi�
w Senegalu. Teraz powr�ci� do miejsca swych narodzin. Rybo�owy ju� zaczyna�y
pada� ofiar�
udanego chowu. W okresie l�gu ka�da para zajmuje w�asne terytorium, a w miar�
jak ros�a liczba
tych ptak�w, coraz trudniej przychodzi�o im znale�� odpowiednie �rodowisko. Na
szcz�cie g�ry
szkockie zajmuj� rozleg�� powierzchni�, pe�no w nich rzek i jezior obfituj�cych
w ryby, tote�
drugiego lata swego �ycia m�ody rybo��w prowadzi� si� jak Cygan, w�druj�c po
niebie.
Odkrywa� przy tym tereny, na kt�rych zamieszkuj� jego pobratymcy, zyskiwa�
dog��bn�
znajomo�� swego terytorium, a jednocze�nie orientowa� si�, gdzie jest
nieproszonym go�ciem.
Iasgair wiedzia�, �e miejsce wyl�gu jest �wi�te dla wysiaduj�cej jaja pary i
najlepiej trzyma�
si� ode� z daleka, lecz za ka�dym razem, gdy znalaz� si� w pobli�u, czu�
obezw�adniaj�ce
pragnienie, by lepiej mu si� przyjrze�, cho� wiedzia� z do�wiadczenia, �e spotka
si� z wrogim
przyj�ciem. Dzisiejszy dzie� nie nale�a� do wyj�tk�w, tote� ptak kr��y�
ostro�nie, ze wzrokiem
utkwionym w ciemnej sylwetce siedz�cej na jajach samicy. Tkwi�a w samym �rodku
wybielonego s�onecznym �wiat�em stosu patyczk�w, z kt�rych rybo�owy uwi�y
gniazdo. Iasgair
liczy� si� z tym, �e gdzie� nieopodal, na pot�nej ga��zi drzewa, przycupn��
czujny samiec, lecz
na jedynej so�nie o do�� roz�o�ystych konarach nikogo nie dostrzeg�.
Opuszcza� si� coraz ni�ej, a� dojrza� ��te oko samicy, skierowane uko�nie ku
niebu,
obserwuj�ce, jak zni�a� lot. Zacz�a skrzecze�, pi�ra na jej g�owie podnios�y
si� na jego widok
z w�ciek�o�ci, lecz ani na chwil� nie przerwa�a wysiadywania. Iasgair sfrun��
tu� nad gniazdo,
bez ma�a p� metra nad siedz�c� samic�, kt�ra sycza�a i kuli�a si�, gdy nad ni�
szybowa�. W�a�nie
mia� przelecie� po raz kolejny nad gniazdem, gdy zza s�onecznych promieni
wy�oni� si� samiec.
Us�ysza� g�uchy odg�os uderze� skrzyde� napastnika, syk powietrza mi�dzy sosnami
i poczu�
powiew nad g�ow�. Ostre jak brzytwa szpony �wisn�y mu tu� przy �bie i gdyby nie
zanurkowa�
w ostatniej chwili, obci�yby mu g�ow�. Teraz wstrz�sn�o nim gwa�towne
uderzenie w kuper,
wok� rozprysn�o si� kilka pi�r. D�u�ej ju� nie zwleka�. Zwin�� skrzyd�a i
niczym spadaj�ca
strza�a �mign�� ku tafli jeziora. Skrzyd�ami niemal dotykaj�c wody, poszybowa�
ku odleg�emu
brzegowi. Jego prze�ladowca, obroniwszy honor, mkn�� w �lad za nim w bezpiecznej
odleg�o�ci,
a gdy si� upewni�, �e intruz nie zamierza powr�ci�, zaprzesta� pogoni i
triumfalnie pofrun�� do
gniazda.
Iasgair sun�� dalej, wznosz�c si� ku wzg�rzom na p�nocy. Zielone zbocza, dar�
wy�arta
przez pokolenia owiec, kr�lik�w i jeleni, ust�powa�y kamienistym piargom i
krusz�cym si�,
skalnym �cianom. Za grani� grzbietu ��cz�cego dwa szczyty kry�a si� kotlinka,
gdzie utworzy� si�
lodowiec, kt�ry schodz�c na zach�d, mia�d�y� wszystko po drodze. W dolince tej
le�a�o kolejne
jeziorko, o wodach spokojnych i czystych jak lustro, w kt�rych odbija�y si�
promienie porannego
s�o�ca. Cho� brzegi mia�o go�e, spustoszone porywami wiatru, jego koryto
tworzy�a wapienna
ska�a, a w zimnej, przesyconej sk�adnikami mineralnymi wodzie t�tni�o �ycie.
Ogrzane s�o�cem
mielizny bujnie porasta�y zielone wodorosty. �limaki i larwy chru�cik�w,
krewetki i kijanki
dostarcza�y obfitego po�ywienia pstr�gom, kt�re �erowa�y tu niczym wyg�odzone
wilki.
Ryba, wa��ca z �wier� kilograma, wygrzewa�a si� tu� pod powierzchni� wody.
Iasgair
okr��y� j� par� razy, po czym da� nura skosem. Wyci�gn�wszy obie nogi, szeroko
rozpostar�
lotki, ledwo tykaj�c tafli jeziora. W pewnym momencie wysun�� szpony i
b�yskawicznie
pochwyci� pstr�ga za grzbiet. Nie my�l�c, dok�d leci, wstrz�sn�� si� i frun��
naprz�d, �ciskaj�c
pazurami trzepocz�c� si� ryb�. Iasgair przytarga� zdobycz do wysokiej, skalistej
turni na zboczu
g�ry. Tu po�ywi� si�, po czym na reszt� dnia zapad� w drzemk�, zapomniawszy o
wcze�niejszym
upokorzeniu.
ROZDZIA� 2
Wiosna niepostrze�enie przesz�a w lato. W gnie�dzie rybo�ow�w wyklu�y si�
piskl�ta,
bezradne pocz�tkowo k��buszki br�zowego i p�owo��tego puchu. Ma�e ros�y w
oczach, karmi�c
si� rybami, kt�re znosi� im samiec.
Jego sukcesy �owieckie zale�a�y od pogody, kt�ra cz�sto p�ata�a figle. W �adny
dzie�
przylatywa� do gniazda co godzina, po sze�� czy siedem razy, ze �wie�o z�owionym
pstr�giem,
okoniem b�d� m�odym szczupakiem, szamocz�cym mu si� w szponach. Gdy pada�o i
ryby
p�ywa�y bli�ej dna, albo porywisty wiatr m�ci� powierzchni� wody i rybo��w nie
m�g� dostrzec
zdobyczy, sz�o mu gorzej. Zawsze najada� si� pierwszy, czasami po�era� trzy
kawa�y pstr�ga tu�
przy gnie�dzie, nie bacz�c na w�ciek�e krzyki samicy i b�agalne popiskiwania
ma�ych.
Samica nieodmiennie dostawa�a je�� ostatnia � najpierw bowiem trzeba by�o
nakarmi� m�ode
� tote� cz�sto bywa�a g�odna. Takie post�powanie mog�o si� wydawa� okrutne, ale
zapewnia�o
przetrwanie. Samiec musi by� w pe�ni si�, �eby zdobywa� po�ywienie dla
potomstwa. Piskl�ta
potrzebuj� jedzenia, by mog�y rosn��, samica za� ma�o polowa�a, zu�ywa�a wi�c
najmniej
energii.
Na pocz�tku lipca ustali�a si� pi�kna pogoda. Nasta�y gor�ce, bezwietrzne dni,
s�o�ce pali�o,
a zadyszana samica rozpostar�szy skrzyd�a, chroni�a m�ode przed �arem. Noc
przynosi�a pewn�
ulg�, lecz okresy ciemno�ci by�y kr�tkie, a dni wlok�y si� w niesko�czono��.
Teraz samiec polowa� dalej od gniazda, lata� nad licznymi jeziorkami,
rozrzuconymi w�r�d
wzg�rz, a pr�cz tego codziennie zapuszcza� si� nad szerok� rzek�, kt�ra p�yn�a
przez dolin� ku
p�nocy. Podczas wielodniowej suszy poziom jej wody obni�y� si�, a� wida� by�o
kamienie.
Pstr�gi utuczy�y si� na letniej karmie, tak �e zawsze co� �owi�.
W pewnym miejscu rzeka p�yn�a wzd�u� drogi, wi�c przechodnie cz�sto widywali
rybo�owa, kt�ry sun�� powoli w g�r� jej nurtu, kr���c czasem nad wod�, a
niekiedy udawa�o im
si� podejrze�, jak nurkuje za ryb�. Dalej w g�r� rzeki sta� most, b�d�cy
ulubionym punktem
obserwacyjnym dla mi�o�nik�w rybo�ow�w. Tu� nad mostem rzek� przecina�a linia
wysokiego
napi�cia, kt�r� � by by�a lepiej widoczna dla rybo�ow�w i innych ptak�w
poluj�cych na rzece �
obwieszono wst��kami z bia�ego i czerwonego plastiku.
Pi�kna pogoda trwa�a nadal, upa� doskwiera� coraz mocniej i nawet noc nie
przynosi�a
wytchnienia. Pewnego dnia rozpalona tarcza s�oneczna przybra�a odcie� miedzi, a
ma�e rybo�owy
dysza�y z �aru. Po po�udniu nad wzg�rza zacz�y nadci�ga� ciemne chmury, lekki
wietrzyk
porusza� listowiem, gdzie� w dolinie krzykn�� ba�ant. B�yskawica mign�a nad
stromymi
szczytami od p�nocy, mrukn�� piorun i spad�o kilka kropli deszczu.
O zachodzie s�o�ca burza rozszala�a si� na dobre. Najpierw zerwa�a si� wichura,
gro��c
zwaleniem na ziemi� gniazda z jego cenn� zawarto�ci�. Szcz�ciem misterna
konstrukcja
utrzyma�a si�, cho� matka i ma�e byli doszcz�tnie przemoczeni. W samym szczycie
nawa�nicy
piorun uderzy� w s�up linii elektrycznej biegn�cej przez rzek�, pozbawiaj�c
wiele dom�w pr�du.
O �wicie niebo by�o ju� czyste. Z zachodu powia� �wie�y wietrzyk, a rzeka wartko
toczy�a
zm�tnia�e, nabrzmia�e szlamem wody. O pierwszym brzasku miejscowe
przedsi�biorstwo
energetyczne prowizorycznie naprawi�o kabel, przywracaj�c pr�d w odci�tych
domach. Na razie
nie pomy�lano o ponownym rozwieszeniu bia�ych i czerwonych pask�w.
Tafla wody szybko opada�a, jak zwykle w gwa�townie wezbranych rzekach, i o
zmierzchu
szlam zacz�� osiada�. Nast�pnego dnia wczesnym popo�udniem rybo��w przelecia�
tu� nad
mostem. Prawym skrzyd�em zawadzi� o prowizorycznie rozci�gni�ty kabel i spad� do
wody jak
kamie�. Usi�owa� wzbi� si�, lecz skrzyd�o by�o bezw�adne i nie nadawa�o si� do
lotu. Przez
chwil� pr�bowa� p�yn��, lecz pi�ra szybko mu nami�k�y. Nurt spycha� go do dna,
tote� opada�
coraz ni�ej, a� ca�kiem znikn�� w rzece.
Przez ca�y dzie� samica na pr�no skrzecza�a, domagaj�c si� po�ywienia, a jej
g�os gin��
po�r�d bezustannego wrzasku m�odych. Nasta� ranek, lecz samiec nadal nie wraca�.
Samica mia�a
szesna�cie lat, by�a stara i do�wiadczona, dwukrotnie ju� straci�a towarzysza.
Wiedzia�a, �e teraz
spotka� j� ten sam los.
W jeziorku pod l�gowiskiem by�y ryby, co prawda ma�e i niedo�ywione. Niech�tnie
opu�ci�a
gniazdo i przefrun�a tu� nad tafl� wody. Ju� za pierwszym razem z�apa�a ryb�, a
cho� zdobycz
wa�y�a niewiele ponad p� kilograma, przynajmniej na razie uciszy�a krzyki
m�odych.
Ryby w jeziorze �y�y teraz w ci�g�ym strachu. Pocz�tkowo polowanie sz�o �atwo,
gdy� ma�e
pstr�gi nie by�y przyzwyczajone do przelotu rybo�ow�w. Jednak bardzo szybko te,
kt�re
przetrwa�y pierwsze �owy, nauczy�y si� nurkowa� na widok zbli�aj�cego si� cienia
czy mgnienia
skrzyde�. Zamiast czu� b�ogo�� zaspokojonych potrzeb, samica stawa�a si� coraz
s�absza
i bardziej wyg�odzona, gdy� w swe wyprawy wk�ada�a wi�cej wysi�ku, ni� mia�a z
nich po�ytku.
Iasgair, lec�cy wysoko nad wzg�rzami, pos�ysza� w gnie�dzie krzyki. Sun�c z
pstr�giem
w szponach w stron� turni, na kt�rej najbardziej lubi� si� po�ywia�, zanurkowa�
nad
l�gowiskiem, by bli�ej mu si� przyjrze�. Gdy si� zbli�y�, natychmiast podlecia�a
ku niemu
samica, tote� zaraz upu�ci� ryb� i odfrun�� pospiesznie, pragn�c unikn�� gniewu
ptasiej matki.
Zamiast jednak ruszy� za nim, samica zgrabnie chwyci�a spadaj�c� ryb� w pazury i
pomkn�a
prosto do gniazda.
Gdy tylko Iasgair zorientowa� si�, �e nikt go nie �ciga, zawr�ci� i ponownie
przelecia� nisko
nad l�gowiskiem. Samica rozdziera�a pstr�ga na kawa�ki, kt�re dawa�a m�odym, co
j� tak
poch�ania�o, �e nie zwr�ci�a uwagi na nadlatuj�cego intruza. Iasgair przycupn��
na stoj�cej
w pobli�u usch�ej so�nie. Siedzia� na niej z godzin�, po czym odlecia�, lecz
niebawem znowu
pojawi� si� z ryb�. Nie odda� jej od razu, lecz przysiad� na drzewie, dzier��c
ryb� w szponach. Od
czasu do czasu skuba� tylko jej �ebek. Dopiero gdy us�ysza�, jak samica wydaje
okrzyk g�odu,
podfrun�� do l�gowiska, upu�ci� ryb� na brzeg gniazda i odlecia�.
I tak zosta� opiekunem wdowy i jej osieroconych dzieci. W ci�gu nast�pnych
tygodni
regularnie przynosi� po�ywienie do gniazda, p�ki m�ode ca�kiem si� nie opierzy�y
i nie podj�y
pierwszych, niepewnych pr�b latania. Nie usi�owa� zbli�y� si� do samicy, a jej
najzupe�niej
wystarcza�y codziennie przynoszone porcje ryby.
Noce stawa�y si� coraz d�u�sze, wrzos okry� fioletowym p�aszczem zbocza wzg�rz,
a wraz
z pierwszymi mrozami brzozowe li�cie przybra�y wygl�d starych monet. W ci�gu
paru dni m�ode
rybo�owy nauczy�y si� zdobywa� po�ywienie i coraz rzadziej powraca�y do
l�gowiska,
przysiadaj�c w zamian na pobliskich drzewach. Gdy polowanie im si� nie powiod�o,
nadal
��da�y, by je nakarmi�, naprzykrzaj�c si� tak, �e Iasgair poczu� si� ju� t�
opiek� znu�ony.
Ostatnimi czasy stawa� si� coraz bardziej niespokojny. Czu� jaki� zew w
powietrzu, gdy co
rano ziemi� okrywa� bia�y szron, a niebo wype�nia� krzyk dzikich g�si,
odlatuj�cych na po�udnie.
Pewnego dnia pod koniec wrze�nia, gdy ostry wiatr nawia� z p�nocy bia�e,
k��biaste chmury,
Iasgair wzbi� si� wysoko w g�r�. Trzykrotnie zatoczy� wielki kr�g nad dolin�,
kt�ra by�a jego
letnim domem, jakby usi�uj�c wbi� sobie w umys� jej wspomnienie, po czym
poszybowa� wprost
w s�o�ce, na po�udnie.
Przez trzy godziny sun�� miarowo na po�udniowy zach�d, na takiej wysoko�ci, �e z
do�u
wida� by�o tylko punkcik na niebie. Ziemia pod nim falowa�a i wybrzusza�a si�
fa�dami g�r
i pag�rk�w, przywodz�cymi na my�l omsza�y zad jakiego� prehistorycznego zwierza,
z kt�rego
stercza�y szare, pokryte brodawkami naro�l� skalnych rumowisk.
Zaczyna� odczuwa� zm�czenie, gdy� przelecia� ju� ze sto kilometr�w, a nie by�
przyzwyczajony do tak d�ugotrwa�ego wysi�ku. Uczucie niepokoju na razie os�ab�o,
natomiast
zacz�� mu doskwiera� g��d. W ci�gu tych kilku godzin, kt�re pozosta�y do zmroku,
b�dzie musia�
znale�� po�ywienie i bezpieczne miejsce na noc.
Na dole rozci�ga�o si� w�skie jezioro, zwie�czone bia�� wst�g� wody u uj�cia,
gdzie rzeka
p�yn�a na zach�d do morza. Wraz z pr�dem unosi�y si� trocie w�druj�ce przez
jezioro. Szuka�y
dop�ywowych strumieni wpadaj�cych do jeziora, by z�o�y� ikr� w czystym �wirku,
sp�ukiwanym
ze wzg�rz.
Narybek, kt�ry urodzi si� w g�rnych dop�ywach, pierwsze dwa lata �ycia sp�dzi w
czystych
wodach. Potem, w porze letniej, okryje si� srebrzystym p�aszczem i pop�ynie z
pr�dem do morza.
Tu, na bogatych �erowiskach s�onych w�d, b�dzie rosn�� jak na dro�d�ach, ka�dego
lata
powracaj�c do rzeki, w kt�rej przyszed� na �wiat. Starsze ryby, kt�rym uda�o si�
prze�y� do tej
pory, wa�� czasem tyle, ile ich starszy krewny, �oso�, podr�uj�cy wraz z nimi,
a zdarza�y si�
i poka�niejsze okazy. Jednak�e wi�kszo�� �awicy sk�ada�a si� z drobniejszych,
m�odszych rybek,
wa��cych od �wier� do p� kilograma.
Jedna z nich dokona�a �ywota, gdy Iasgair schwyci� j� tu� pod powierzchni�
jeziora. Cho�
tak ma�a, mia�a tyle si�y, �e na chwil� wci�gn�a ptaka pod tafl� wody, lecz
Iasgair zaraz
wynurzy� si� w chmurze wodnego py�u i poszybowa� ze sw� srebrn� nagrod� na
kamienist�
wysepk� po�rodku jeziora. Tu �ar�ocznie szarpa� j�drne r�owe mi�so, p�ki
ca�kowicie nie
zaspokoi� g�odu. Potem sfrun�� na ga��zie skr�conego wiatrem g�ogu i, gdy
czerwone s�o�ce
pogr��y�o si� w warstwie chmur okalaj�cych horyzont, zapad� w sen.
Rankiem niepok�j powr�ci�, ruszy� wi�c dalej. Na dole krajobraz zaczyna� si�
zmienia�
w szachownic� poletek i zagajnik�w, poprzecinanych kr�tymi drogami, po kt�rych
samochody
i ci�ar�wki sun�y niespiesznie jak mr�wki. Szarobr�zowy mrok, ska�ony tlenkiem
w�gla,
i truj�cy dym, kt�ry zasnuwa� horyzont od po�udnia, zwiastowa� przemys�owe serce
Szkocji.
Iasgair wzlecia� wy�ej. Niebawem mia� za sob� dusz�ce wyziewy i szybowa� nad
faluj�cymi
wzg�rzami angielsko-szkockich kres�w. Wkr�tce i one ust�pi�y miejsca r�wninom i
uj�ciu rzeki,
kr�tym korytem p�yn�cej do morza.
Dotar� do zatoki Solway Firth akurat, gdy nadci�gn�� przyp�yw; morze rwa�o po
piaszczystej
r�wninie z szybko�ci� galopuj�cego konia. Na g��boko�ci zaledwie paru
centymetr�w �erowa�y
fladry, ich obecno�� zdradza�y ma�e bryzgi wody i k��by szlamu. By�y �atw�
zdobycz� dla
g�odnego rybo�owa, kt�ry ch�tnie skorzysta� z okazji, by urozmaici� swe
po�ywienie. Pewnie
zosta�by tu d�u�ej, gdyby wczesnym �witem nie obudzi� go wrzask kawek, kt�re
wytropi�y
miejsce jego noclegu w jesionowym zagajniku. Raz po raz pr�bowa�y go przep�dzi�,
a� wreszcie
tak go znudzi�y te przepychanki, �e odfrun��, sun�c nisko nad piaskami.
Na po�udniu zdawa�y si� go zaprasza� g�ry rysuj�ce si� tu� nad horyzontem i
przez kilka
nast�pnych dni z wolna sun�� nad Krain� Jezior, miniatur� Szkocji, pe�n� staw�w
i rzek,
wrzosowisk i g�r, las�w i pastwisk. W Bassenthwaite z�owi� ma�ego szczupaka, a w
Derwent
Water par� okoni. Potem poszybowa� nad wzg�rzami i w Buttermere zaskoczy� dw�ch
w�dkarzy,
kt�rzy po raz ostatni przed ko�cem sezonu wybrali si� na pstr�gi. Owego wieczoru
w hotelowym
barze jeden z nich opowiada�, jak wielki drapie�nik sfrun�� nagle i z�owi� w
wodzie ryb�
zaledwie par� metr�w od ich lodzi.
Jego s�owa przypadkiem us�ysza� go�� hotelowy, kt�ry by� mi�o�nikiem ptak�w.
Zadzwoni�
z t� wie�ci� do swego kolegi w Manchesterze, kt�ry przed p�j�ciem spa�
powiadomi� o tym
wydarzeniu paru znajomych i przed �witem niewielka kawalkada aut p�dzi�a
autostrad� na
p�noc. Wszyscy pasa�erowie uzbrojeni byli w lornetki, kamery i notatniki. Gdy
jednak wjechali
na szos�, prowadz�c� do Buttermere, Iasgair �owi� ryby w zatoce Morecambe, ponad
trzydzie�ci
kilometr�w na po�udnie, tote� mi�o�nicy ptak�w na pr�no wypatrywali go przez
reszt� dnia, po
czym poszli poszuka� pociechy w hotelowym barze.
Odlatuj�c z Krainy Jezior, Iasgair szerokim lukiem okr��y� zatok� Morecambe i
poszybowa�
przez morze na po�udnie, gdzie od strony zachodniej nisko na horyzoncie rysowa�y
si� wyspa
Man i szczyt Snaefell, za� centrum przemys�owe hrabstwa Lancashire od wschodu.
Trzy godziny
p�niej sun�� nad wybrze�em zachodniej Walii.
Wielkie paprocie na wzg�rzach ��k�y ju� i br�zowia�y, pod czystym b��kitnym
niebem rzeki
i jeziora wygl�da�y na mniejsze. Trocie zbiera�y si� w rozlewiskach rzecznych,
czekaj�c
jesiennych deszcz�w i w�dr�wki pod pr�d do g�rskich potok�w. Iasgair lecia�
niespiesznie,
po�ywiaj�c si� po drodze.
Burza przysz�a niepostrze�enie, gdy opu�ci� wybrze�e po�udniowej Walii.
Szybowa�, nie
zwracaj�c uwagi na pogod�, gdy� zd��y� si� ju� przyzwyczai� do niespokojnego
nieba.
Wzlatywa� coraz wy�ej, usi�uj�c umkn�� tn�cym razom ulewy i k��bowisku fal w
dole, lecz nie
potrafi� stawi� czo�a tak rozszala�emu �ywio�owi. By�y to w istocie zamieraj�ce
podmuchy
huraganu, kt�ry rozp�ta� si� nad Atlantykiem, lecz zdo�a� jeszcze przynie��
nawa�nic� i wicher
o pr�dko�ci osiemdziesi�ciu, a w porywach do stu dziesi�ciu kilometr�w na
godzin�.
Iasgairowi nie grozi�o bezpo�rednie niebezpiecze�stwo, gdy� by� m�ody i silny,
lecz nie m�g�
lecie� zbyt pr�dko pod wiatr, kt�ry spycha� go coraz dalej na wsch�d. Zamiast
min�� kraniec
Kornwalii, przeci�� p�nocne wybrze�e Devonu, a gdy zacz�� zapada� zmierzch,
umo�ci� si�
w d�bowym lesie na skraju Exmoor. Tu sp�dzi� niespokojn� noc, w�r�d ryku wiatru
i j�k�w
targanych wichrem drzew. Rankiem jednak burza ucich�a. Gdy Iasgair si� obudzi�,
niebo by�o
b��kitne, wia� rze�ki wiaterek, i ptak poczu� g��d.
W dolinach pog�rza Devonu nie powsta�y naturalne jeziora, a wszystkie rzeki,
wezbrane po
ostatnich deszczach, p�yn�y rw�cym nurtem, uniemo�liwiaj�cym �owienie ryb.
Dopiero po
dw�ch godzinach, przemierzywszy ponad sze��dziesi�t kilometr�w, Iasgair natrafi�
na zbiornik
wodny na wschodnich zboczach Dartmoor.
Lecz nawet tu nie mia� szcz�cia. Wiatr wzburzy� wody jeziora, wzbijaj�c na nim
bia�e falki,
tote� po kilkunastu pr�bach po�owu pofrun�� wzd�u� kotliny. Pod nim spieniona
rzeka odbija�a
si� od skraju Dartmoor i tocz�c si� przez urwiste w�wozy, poro�ni�te d�bami i
sosnami, przez
g�ste lasy, wpada�a do bardziej p�askiej, szerszej doliny.
A zatem dotar� do uj�cia. Nast�pi� przyp�yw i tu wreszcie Iasgair doczeka� si�
nagrody, gdy�
ma�e p�astugi i fladry harcowa�y na b�otnistych mieliznach, �wie�o zalanych
przez morze.
M�g�by pozosta� tu d�u�ej, lecz przy uj�ciu panowa� ha�as. Z pobliskiego miasta
dochodzi�
intensywny szum i niepokoi� blask �wiate�, a tu� przy brzegu pracowa�a
oczyszczalnia �ciek�w.
Gdy zapad� zmierzch, pofrun�� z powrotem w g��b l�du, do bagnistych, podmok�ych
��k, p�tora
kilometra w g�r� rzeki. Tu umo�ci� si� na uschni�tym wi�zie.
Noc przesz�a spokojnie, a gdy Iasgair spa�, poziom wody zacz�� opada�. Uchodz�c,
rzeka
ods�oni�a szcz�tki jakiej� �ajby, pl�tanin� ga��zi, patyczk�w i paproci,
plastikowe butelki i torby,
kawa�ki styropianu i puste puszki po piwie. W�r�d tego �miecia stercza� wielki
pie�, wyrwany
z koryta rzeki, gdzie tkwi� ca�e lato. Przytrzymywa� on faluj�ce resztki
nylonowej sieci rybackiej,
kt�rej plecionka, cienka jak paj�czyna, by�a niemal niewidoczna. Wartki pr�d
wrzuci� w t�
pu�apk� ostatni� ofiar� � pstr�ga, kt�ry utkwi� w niej skrzelami i jeszcze si�
ciska� na kamieniach.
By�a to pierwsza rzecz, kt�r� ujrza� Iasgair, gdy si� obudzi�. Opu�ciwszy si� z
ga��zi, �mign��
w d� i schwyci� lup. Mocno �cisn�� ryb� szponami i usi�owa� si� podnie��, lecz
nie uda�o mu si�
wydosta� pstr�ga. Z�o�y� skrzyd�a i stan�� na wolnej nodze, staraj�c si�
wyci�gn�� zdobycz, lecz
po chwili sam utkwi� w sieci, kt�ra mocno owin�a mu si� wok� kostki. Przez
chwil� szarpa� si�
bezskutecznie, potem pu�ci� ryb� i znowu spr�bowa�. Niebawem by� ju�
beznadziejnie omotany
nylonowym w��knem, kt�re oplata�o mu skrzyd�a i szyj� tak, �e cho� po�ywienie
mia� zaledwie
par� centymetr�w od siebie, nie m�g� go pochwyci�.
ROZDZIA� 3
Jesie� roztoczy�a ju� swe melancholijne uroki, przywodz�ce na my�l pozosta�o�ci
uczty
weselnej po wyj�ciu go�ci. Pszczo�y brz�cza�y sennie w�r�d fio�kowor�owych
p�k�w
micha�k�w, osy swarzy�y si� nad resztkami dojrza�ych gruszek, kt�re gni�y w
trawie. Lekki,
ciep�y wietrzyk tr�ca� li�cie, przynosz�c powiew po�udnia, a przejrzysta,
unosz�ca si�
w powietrzu mgie�ka �agodzi�a �ar p�nych, s�onecznych godzin.
Nicola siedzia�a na swym ulubionym miejscu, pod orzechem w�oskim przy stawie,
obok niej
sta�a opr�niona do po�owy szklanka. Czu�a si� winna i zna�a tego pow�d. Dawida
przerazi�oby
takie zaniedbanie ogrodu. Zamiast pr�nowa� przez ca�e popo�udnie, popijaj�c
wino, kosi�by
trawnik, obcina� przekwit�e kwiaty r�, zgarnia� z�ote li�cie orzecha, kt�re
opada�y wok� jej
st�p. Nie znosi� nieporz�dku, odpoczywa� dopiero wtedy, gdy wykona� wszystko, co
mia� do
zrobienia.
Gdzie� w pobli�u gniewnie zabrz�cza�a osa, wyrywaj�c j� z rozmy�la�. Na pocz�tku
wystraszy�a si�, lecz gdy ujrza�a, �e nie jest celem ataku, zacz�a si� jej
przygl�da�. Osa z�apa�a
komarnic�, owada o d�ugich, cienkich n�kach, kt�rego Nicola zna�a dobrze od
dziecka. To jego
larwy czyni�y takie spustoszenia w jej marchewkach i ziemniakach. Wychyli�a si�,
by popatrze�
na walcz�cych w trawie przeciwnik�w. Zastanawia�a si�, jak te� osa poradzi sobie
ze zdobycz�.
��d�o podzia�a�o i teraz komarnica le�a�a bezw�adnie. Osa natychmiast zabra�a
si� do dzie�a,
odcinaj�c skrzyde�ka i n�ki. Potem pr�bowa�a podnie�� odw�ok, lecz okaza� si�
zbyt ci�ki. Bez
�adnych zachod�w przeci�a komarnic� na p�, po czym odlecia�a do gniazda, by
nakarmi�
�ar�oczne larwy.
Nicola czeka�a, zastanawiaj�c si�, czy osa wr�ci po drug� po�ow�. Postanowi�a
sobie
w duchu, �e od tej pory b�dzie okazywa� osom wi�cej serca. Im mniej komarnic w
jej ogrodzie,
tym lepsze plony wyda marchew.
Pomy�la�a, �e Dawid mia� racj�. Cz�sto m�wi�, �e wi�cej zobaczy si� z
otaczaj�cego �wiata,
siedz�c spokojnie przez p� godziny, ni� przemierzaj�c wiele kilometr�w. Gdyby�
tylko zechcia�
wprowadza� w czyn sw� maksym�. Niestety, rzadko to robi�. Pomy�la�a z gorycz�,
�e pewnie
dlatego w �podesz�ym� wieku trzydziestu dziewi�ciu lat raptem straci�
przytomno�� i zmar�
u st�p ich �o�a. Sta�o si� to o si�dmej pewnego ranka zesz�ej wiosny. Wysz�a
wtedy do ogrodu
i stan�a w tym w�a�nie miejscu. W porannym s�o�cu ogr�d p�on�� z�otem �onkili,
��ci� si�
p�kami pierwiosnk�w, promienia� �wie��, pastelow� zieleni� wczesnych wiosennych
dni,
a Nicola p�aka�a, wstrz��ni�ta i rozw�cieczona. To niesprawiedliwe, umiera� w
tak pi�kny dzie�!
Smutek przyszed� p�niej, a wraz z nim bezw�ad, poczucie daremno�ci, kt�re
rozpoznawa�a
i ch�tnie przyjmowa�a jako rodzaj luksusu. Czasem ogarnia� j� �al, �e nie maj�
dzieci, a potem
doznawa�a ulgi, �e nie musi samodzielnie utrzymywa� rodziny. I tak przebrn�a
przez d�ugie lato,
dogl�daj�c warzyw, kt�re zasadzi�, lecz zupe�nie nie dbaj�c o ogr�d kwiatowy,
cho� tak starannie
go piel�gnowa�.
Oszo�omiona winem i s�o�cem zapad�a w niespokojn� drzemk�. Przyty�a w ci�gu
ostatnich
kilku miesi�cy, a obcis�a bluzka i d�insy podkre�la�y okr�g�o�ci jej szczup�ej
niegdy� sylwetki.
R�ce i stopy mia�a ma�e, twarz elfa o ostrej brodzie, obramowan� kr�tkimi,
ciemnymi w�osami.
Usta zbyt du�e, oczy, gdy by�y otwarte, br�zowoz�ote � kocie. Liczy�a sobie
trzydzie�ci siedem
lat � trudny wiek, jak sama zauwa�y�a � by�a zbyt stara, �eby zaczyna� wszystko
od nowa, lecz
za m�oda, by tkwi� we wdowie�stwie do ko�ca �ycia. Uczyni�a to wyznanie na
przyj�ciu, kt�re
zorganizowali jacy� starzy znajomi Dawida. Pozostali go�cie wymamrotali co�
wsp�czuj�co,
lecz wyczu�a, �e s� zak�opotani, a ona uzna�a, i� zas�u�y�a na pot�nego
kopniaka za taki pokaz
u�alania si� nad sob�. Zaraz potem opu�ci�a przyj�cie. Gospodarzami byli
przyjaciele Dawida,
a nie jej i nie mia�a z nimi zbyt wiele wsp�lnego.
Ofukn�� j� strzy�yk, siedz�cy na ga��zi orzecha nad jej g�ow�, a ona obudzi�a
si�
z przestrachem i spojrza�a na niebo. Popo�udniowy �ar wyci�gn�� wilgo� z ziemi,
skupiaj�c j�
w puszyste szare chmury, obrze�one bia��, �wietlist� obw�dk�. Chmury opasa�y
horyzont,
zostawiaj�c jej nad g�ow� kawa�ek b��kitu. Zawis� tam myszo��w, sun�cy powolnymi
okr��eniami wysoko w g�r�. Obserwowa�a go, p�ki nie sta� si� zaledwie punkcikiem
na niebie.
Potem zamruga�a, a on znikn�� w zwiewnej mgie�ce. Nagle poczu�a si� samotna.
Znaczna cz��
b�lu po stracie ukochanej osoby p�ynie st�d, �e nie mo�na dzieli� si� z ni�
takimi drobnymi
urokami �ycia.
Dawid pracowa� jako profesor botaniki na miejscowym uniwersytecie, lecz jego
zainteresowania wykracza�y daleko poza �wiat ro�lin. By� jednym z pierwszych
or�downik�w
idei ochrony przyrody, a jego entuzjazm i znajomo�� przedmiotu sk�ania�y innych
do dzia�a� na
tym polu. Organizowa� kampanie, zasiada� w kilku komitetach, wyg�asza� wyk�ady,
bra� pod
w�os, pot�pia� i, oczywi�cie, wci�gn�� w to Nicole.
Przepisywa�a jego niemal niemo�liwe do odcyfrowania notatki, wystukiwa�a mu na
maszynie
przem�wienia, z taktem i dyplomacj� odbiera�a niezliczone telefony, zr�cznie
skrywaj�c brak
zaanga�owania w spraw�. Rzecz nie w tym, �e to jej nie obchodzi�o. G��boko
wierzy�a
w �wi�to�� �ycia i nic nie mog�oby zachwia� tej wiary. Ca�ym sercem kocha�a
pi�kno przyrody,
lecz by�a to jej prywatna, osobista religia. Zbyt cz�sto odnosi�a wra�enie, �e
rzekoma troska to
w istocie ch�� wywy�szenia si� b�d� akt pokuty, cena p�acona za wzrastaj�cy
dobrobyt.
Opinie te zachowa�a jednak dla siebie i tak, trzymaj�c si� z boku, �y�a w cieniu
bardziej
�arliwego m�a. Gdy umar�, szeregi jego zwolennik�w ��czy�y si� z ni� w b�lu,
lecz po pierwszej
fali telefon�w milcz�co uznano, �e nie nale�y zak��ca� jej �a�oby. W ka�dym
razie dzi�ki polisie
ubezpieczeniowej Dawida byt mia�a zapewniony, i to na niez�ej stopie. Z czasem
coraz mniej
os�b okazywa�o jej zainteresowanie, a� wreszcie zostawiono j� w spokoju.
Ale przynajmniej niekt�rzy przyjaciele pozostali, napomina�a si� Nicola. Jak
cho�by Paul
i Mary z farmy na wzg�rzu. W istocie byli jej najbli�szymi s�siadami. Wtem z
lekkim pop�ochem
przypomnia�a sobie, �e zaprosili j� na kolacj� w�a�nie na dzi� wiecz�r. Musi si�
pospieszy�, by
zd��y� na czas. B��kit nieba znikn��, zerwa� si� niespokojny wiatr. Zadr�a�a i
podnios�a si�.
Gdy wychodzi�a z domu, wiatr wzm�g� si�. Kawa�ek dziel�cy j� od farmy przejdzie
pieszo,
cho� odleg�e wrzosowiska ju� okrywa�a chmura, a rz�sisty deszcz zacina� na
polach. Aleja jednak
by�a os�oni�ta i poros�a drzewami, tote� na Nicole spad�o zaledwie par� kropli.
Paul ju� czeka�
przy bramie z parasolem i razem pomkn�li podjazdem do otwartych drzwi, gdzie
czeka�a Mary,
by w nagrod� poda� im d�in z tonikiem. Wiecz�r up�yn�� niezwykle mi�o, a
poniewa� Nicola
by�a odpr�ona i wiedzia�a, �e w razie czego mo�e sobie spokojnie pop�aka� przy
d�inie, nie
mia�a na to najmniejszej ochoty.
Do drink�w Mary poda�a w�dzonego �ososia z cytryn� i kromkami ciemnego chleba.
� Niestety, na gor�co te� b�dzie ryba � rzek�a. � Tak to jest, gdy ma si� m�a
w�dkarza.
Ryba by�a pyszna, r�owa i j�drna, jedli j� z sa�atk� z warzyw i winegretem.
� Pstr�g � zdziwi�a si� Nicola. � Sezon chyba si� ju� sko�czy�?
� Owszem � odrzek� Paul. � Ale to nie jest zwyk�y pstr�g. To pstr�g
kalifornijski. Pochodzi
z Ameryki, ale ro�nie tak szybko, �e od lat hoduje si� go u nas.
� A wi�c odwiedzasz handlarzy ryb? � droczy�a si� Nicola.
� My�la�am, �e sam go z�apa�e�.
� Jak najbardziej � odpar� Paul. � Na m�j w�dkarski honor. Wy�ej w dolinie
mieszka pewien
facet. Przegrodzi� strumie� zapor� i zbudowa� trzy sztuczne jeziora, kt�re
zarybi� pstr�giem
kalifornijskim i potokowym, co znaczy, �e mog� nadal �owi� ryby, gdy na rzece
sezon ju� si�
sko�czy.
� Czyli, je�eli dobrze zrozumia�am, �owisz ryby, kt�re zosta�y sztucznie
zap�odnione
i wyhodowane w sztucznym jeziorze � rzek�a Nicola.
� Zapomnia�a� o jeszcze jednym � powiedzia� Paul. � Z�apa�em j� na sztuczn�
much�.
Nicola roze�mia�a si�.
� To dobre. Pewnie b�dziesz dowodzi�, �e dostarczaj�c taki towar, oszcz�dzasz
naturalne
zasoby przed wytrzebieniem przez w�dkarzy.
� Patrz� na to pod innym k�tem � odpar� Paul. � Im wi�cej w�dkarzy p�jdzie nad
jeziora,
tym wi�cej miejsca zostanie nad rzek� dla tych, kt�rzy wol� tam �owi�. A ja b�d�
m�g� sobie
chodzi� i tu, i tam.
� Jaki jest ten w�a�ciciel staw�w? � spyta�a Nicola.
� Wygl�da jak czapla � u�miechn�� si� Paul.
� Tak naprawd� jest ca�kiem-ca�kiem � odezwa�a si� Mary.
� Wysoki, szczup�y, trzyma si� po wojskowemu. Lekko utyka. Chyba to kawaler.
A dlaczego? Interesowa�by ci�?
� Oczywi�cie, �e nie � rzek�a Nicola, ca�� uwag� skupiaj�c na rybie. Nagle w
pokoju zrobi�o
si� ciep�o, a ona ze zdumieniem stwierdzi�a, �e si� rumieni.
Gdy usiedli przy kominku z kaw�, us�yszeli nag�y j�k wiatru w kominie i strugi
deszczu
uderzaj�ce o szyb�.
� Zapowiada si� burzliwa noc � rzek�a Mary. � Mo�e zostaniesz u nas do rana?
Nicola potrz�sn�a g�ow�.
� Dzi�ki, ale to tak blisko, a aleja jest os�oni�ta.
Gdy wychodzi�a, w powietrzu g�sto fruwa�y li�cie i niemi�osiernie zacina�
deszcz. Targane
w�ciek�ym wichrem drzewa skrzypia�y przera�liwie, a alejk� spowija�y
niesamowite, wij�ce si�
cienie.
Nicola dotar�a do domu i z ulg� rzuci�a si� na ��ko. Nie mog�a jednak zmru�y�
oka, lecz
kr�ci�a si� i przewraca�a z boku na bok. Ryk wiatru d�ugo nie dawa� jej zasn��,
w ko�cu jednak
zapad�a w niespokojn� drzemk�.
Obudzi�a si� p�no, przeleniuchowa�a ca�y dzie�, posz�a wcze�nie spa�, a
nast�pnego dnia
wsta�a �wie�a i pe�na si�. Wiatr poczyni� znaczne szkody w ogrodzie, pozrywa� z
tyczek p�dy
pomidor�w, postr�ca� owoce w b�oto, przekrzywi� fasol� na palikach. Pracowa�a
nieprzerwanie
ca�y ranek i wi�kszo�� popo�udnia, a� wreszcie, wyczerpana tak znacznym
wysi�kiem, wr�ci�a do
domu i przez p� godziny moczy�a si� w gor�cej k�pieli.
Potem nie mog�a usiedzie� na miejscu, ale nie chcia�o jej si� znowu ogl�da�
spustosze�
w ogrodzie, w�o�y�a wi�c wygodne buty i star� kurtk�, kt�r� nosi�a do prac
ogrodniczych,
i ruszy�a ku rzece. S�o�ce, zbli�aj�ce si� ju� ku zachodowi, oblewa�o �wiat�em
wynios�� skarp�
wrzosowiska i z�oci�o wa� chmur, zwisaj�cych nisko nad odleg�ym horyzontem. Sz�a
brzegiem
rzeki, ze zdumieniem patrz�c, �e pow�d� wyla�a na mi�kk� gleb� nad strumieniem.
Miejscami
dar� by�a podci�ta, zdradziecka i zapada�a si�, tote� dla ostro�no�ci nie
podchodzi�a zbyt blisko.
Dotar�a wreszcie do wielkiego zakr�tu, kt�ry w tym miejscu tworzy�a rzeka. Tu
woda
wy��obi�a g��bokie rozlewisko pod wysokim brzegiem, gdzie wiosn� wi�y gniazda
jask�ki
brzeg�wki, a wewn�trz krzywizny uformowa�a z kamyk�w spadziste wzg�rze. �wir
chrz�ci� jej
pod nogami, gdy potrz�saj�c g�ow� ogl�da�a ilo�� �miecia, kt�re nanios�a pow�d�.
Przed ni�
le�a� spory pniak, do jego korzeni uczepi� si� k��b drobniejszych odpadk�w,
ga��zek, li�ci i traw.
Patrz�c na t� spl�tan� zbieranin�, odnios�a wra�enie, �e jaka� cz�� jej si�
porusza. Ostro�nie
podesz�a bli�ej, niepewna, co tam znajdzie i akurat wtedy, gdy zdo�a�a sama
siebie przekona�, �e
co� jej si� przywidzia�o, ujrza�a wielkie ��te oko, wpatruj�ce si� w ni�
spomi�dzy tej
gmatwaniny. Potem zobaczy�a zarys postaci wielkiego ptaka, beznadziejnie
zamotanego
w resztki sieci rybackiej.
Przesta�a tam chyba ca�y wiek, zastanawiaj�c si�, co robi�. Rozejrza�a si� w
oczekiwaniu
pomocy, ale by�a sama. Orze�, czy jakikolwiek by� to ptak, wstrz�sn�� si� raz
konwulsyjnie,
a potem le�a� bez ruchu. Oko mia� teraz zamkni�te, �eb opu�ci� na pier�. Nicola
widzia�a, �e jest
bliski �mierci i od razu zapragn�a go uratowa�.
Kieszenie starej kurtki roboczej s�u�y�y za przechowalni� wszelkich rupieci �
znajdowa�y si�
w nich etykietki na ro�liny, kawa�ki szpagatu, r�kawice i ostry n� ogrodniczy.
Wyj�a go
i zacz�a rozcina� sie�. Nie by�o to �atwe, poniewa� cienki nylon wrzyna� si�
ptakowi w nogi
i szyj�, a miejscami zag��bia� w upierzeniu, tote� l�ka�a si�, by nie okaleczy�
go jeszcze bardziej.
Uwalniaj�c nieszcz�snego wi�nia, zauwa�y�a, �e na lewej n�ce ma czerwon�
obr�czk�, kt�r�
najpewniej za�o�ono mu, gdy by� jeszcze piskl�ciem w gnie�dzie.
Teraz w sieci tkwi�o jeszcze tylko jedno skrzyd�o. Nicola przecina�a cienkie
nitki powoli, by
nie uszkodzi� d�ugich pi�r. Od czasu do czasu drapie�nik szamota� si� lekko,
rozwieraj�c
i zaciskaj�c wielkie szpony. Ale nie pr�bowa� uderzy� jej dziobem, tak �e w
ko�cu przeci�a
ostatnie oczka sieci. Potem zdj�a kurtk�, owin�a ni� ptaka i ruszy�a do domu.
ROZDZIA� 4
Pomy�la�a, �e musi wygl�da� do�� pociesznie. Ma�a, pulchna kobietka w zielonych
gumowcach i d�insach, kt�ra maszeruje nad brzegiem rzeki, trzymaj�c pod pach�
co�, co
wygl�da na zdech�ego or�a. Rozejrza�a si� ukradkiem, by si� przekona�, czy nie
widzi jej jaki�
znajomy, ale okolica by�a opustosza�a, a teraz, gdy s�o�ce zasz�o za
wrzosowiska, szybko zapada�
zmrok. Usi�owa�a u�o�y� jaki� rozs�dny plan dzia�ania.
Po pierwsze, powinna ustali�, co to za nieszcz�nik. Potem musi jako� przywr�ci�
go do
�ycia. Butelka z gor�c� wod�, du�e kartonowe pud�o i mn�stwo gazet. Tyle na
pocz�tek. Je�eli
ptak przetrzyma noc, trzeba b�dzie pomy�le� o jakim� legowisku, w kt�rym m�g�by
pomieszka�
d�u�ej. Ani przez moment nie przysz�o jej do g�owy, by odda� swe znalezisko w
inne, bardziej
kompetentne r�ce. My�la�a tylko o tym, by uratowa� biedakowi �ycie.
Umie�ci�a sw�j pakunek na kuchennym stole, wy�o�y�a kartonowe pud�o gazetami
i nastawi�a czajnik. Potem zdj�a z p�ki Atlas ptak�w brytyjskich i zacz�a go
kartkowa�. Od
razu wyeliminowa�a mniejsze jastrz�bie i soko�y, potem b�otniaki, myszo�owy i
or�a, a� w ko�cu
dosz�a do przekonania, �e ptak, kt�rego znalaz�a, to rybo��w. Tyle �e to
niemo�liwe, gdy�
rybo�owy wygin�y w Anglii. Zaraz, ale chyba gdzie� czyta�a, �e znowu l�gn� si�
w g�rach
Szkocji. Rybo�owy jedz� ryby. Mia�a jak�� ryb� w zamra�alniku, ale by�a to sola.
Sporo si�
wykosztuje na utrzymanie rybo�owa, zanim znajdzie jakie� inne wyj�cie.
Niech�tnie wyj�a filety do rozmro�enia i ostro�nie rozwin�a sw�j tobo�ek na
stole.
Rybo��w nie spa�, bacznym wzrokiem �ledzi� ka�dy jej ruch, a jednak zachowywa�
si� spokojnie,
biernie, nie usi�owa� si� wyrywa� nawet wtedy, gdy podnios�a go i wpakowa�a do
pud�a. Owin�a
w r�cznik butelk� z gor�c� wod� i po�o�y�a ptakowi przy grzbiecie, po czym
przymkn�a pude�ko
pokrywk� i nala�a sobie szklaneczk�, obmy�laj�c nast�pne kroki.
Nie ma co ukrywa�, �e przechodz� j� ciarki, gdy robi co� w zasi�gu wielkiego
dzioba, kt�ry
m�g�by ciachn�� jej palce jak n� ogrodniczy. �ykn�a pot�ny haust d�inu,
podesz�a do zlewu,
przy kt�rym rozmra�a�y si� filety, i ukroi�a kilka d�ugich pask�w ryby, po czym,
zdj�wszy
przykrywk�, pomacha�a kawa�kiem soli tu� przy g�owie rybo�owa.
Ptak mrugn��, lecz poza tym nie zwr�ci� uwagi na smako�yk. Nicola lekko
potrz�sa�a ryb�
w spos�b, jak jej si� wydawa�o, zach�caj�cy. Nadal �adnej reakcji. W ko�cu,
zdesperowana,
praw� r�k� uj�a dzi�b i odchyli�a g�ow� ptaka do ty�u. Dzi�b otworzy� si�
ca�kiem �atwo.
Wsun�a ryb� w utworzon� tym sposobem czelu�� i pu�ci�a dzi�b.
Nagle rybo��w jakby si� obudzi�. Potrz�sn�� g�ow�, prze�kn�� dwukrotnie i
rozejrza� si�,
chyba z oczekiwaniem. Czym pr�dzej wzi�a drugi kawa�ek ryby i powt�rzy�a
scenk�. Gdy za
trzecim razem pomacha�a filetem, rybo��w wyrwa� go z jej r�ki, zanim zd��y�a
nakarmi� go si��.
Za par� minut po rybie nie by�o �ladu. Triumfalnie zamkn�a wieko pud�a i posz�a
zmy� z palc�w
rybi zapach. Wtem u�wiadomi�a sobie, �e sama umiera z g�odu i �e jest kompletnie
wyko�czona.
Je�li rybo��w dotrzyma do rana, wtedy b�dzie sobie zaprz�ta� nim g�ow�. Na razie
pragn�a tylko
co� zje�� i i�� spa�.
Obudzi�a si� wcze�nie, czuj�c niejasno, �e ma co� wa�nego do zrobienia. Potem
przypomnia�a sobie o swym podopiecznym i owin�wszy si� szlafrokiem, pospieszy�a
na d�.
W nocy rybo��w zdo�a� wydosta� si� z pud�a i z rozpostartymi skrzyd�ami
przycupn��
w k�cie kuchni. Nicola stan�a jak wryta. Dopiero teraz ujrza�a, jaki jest
olbrzymi, swymi
rozmiarami wzbudzi� w niej podziw, a zarazem strach, �e j� zaatakuje. Zapragn�a
otworzy�
kuchenne drzwi i odej�� na paluszkach, by drapie�nik sam znalaz� drog� do
wolno�ci, lecz
w�a�nie w tym momencie rybo��w uni�s� g�ow� i z�o�y� skrzyd�a.
Jedno g�adko osadzi�o si� na miejscu, lecz prawe, to, kt�re tak mocno zapl�ta�o
si� w sieci,
opada�o leniwie na bok. A zatem istnieje niebezpiecze�stwo, �e rybo��w nie mo�e
lata�. Cicho
zamkn�a drzwi i podesz�a do telefonu. Czas wezwa� kawaleri�.
Zanim zd��y�a si� ubra�, us�ysza�a na podje�dzie warkot land rovera Paula. Gdy
otwiera�a
frontowe drzwi, czeka� ju� na stopniu.
� Przynios�em najwi�ksz� sie�, jak� mam � oznajmi�. � My�lisz, �e wystarczy?
� Tylko popatrz � rzek�a Nicola, prowadz�c go do kuchni.
Paul uchyli� odrobin� drzwi i zajrza� przez szpar�. � Bo�e kochany! � wyszepta�.
Znowu
zamkn�� drzwi i opar� si� o nie, jakby z obawy, �e rybo��w wyleci na zewn�trz. �
Mog� zarzuci�
na niego sie�, ale co potem?
Nicola potrz�sn�a g�ow�. � Nie mam poj�cia � przyzna�a. � Mog� go odda� do zoo,
albo
Towarzystwu Opieki nad Zwierz�tami. B�d� wiedzieli, co z nim zrobi�. Pomy�la�am
tylko, �e
gdyby uda�o nam si� wsadzi� go z powrotem do pud�a, b�d� mia�a czas, �eby co�
wymy�li�.
Paul zastanawia� si� przez chwil�.
� Masz dywanik albo star� ko�dr�? Gdy zarzuc� na niego sie�, zacznie si�
wyrywa�, a raczej
nie chcia�bym, �eby wbi� mi w r�k� kt�ry� z tych szpon�w.
� Mam stary �piw�r � rzek�a Nicola. � Zaraz go przynios�.
Ostro�nie weszli do kuchni, Paul trzyma� sie� w wyci�gni�tej r�ce, Nicola sz�a w
tylnej
stra