Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12403 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
DAWID HUME
DIALOGI O RELIGII NATURALNEJ
Edycja komputerowa: www.zrodla.historyczne.prv.pl
Mail:
[email protected]
MMIV (r)
Nota bibliograficzna: Dawid Hume, Dialogi o religii naturalnej, Naturalna historia
religii, t�um. A. Hochfeldowa, Biblioteka Klasyk�w Filozofii, Warszawa 1962.
PAMFIL DO HERMIPA
Zauwa�ono, m�j Hermipie, �e chocia� staro�ytni filo-
zofowie ujmowali swoje nauki przewa�nie w form� dia-
logu, ten spos�b pisania w czasach p�niejszych ma�o
by� w u�yciu, a ci, kt�rzy pr�bowali si� nim pos�ugiwa�,
rzadko czynili to z powodzeniem. Jako� �cis�a i systema-
tyczna argumentacja, jakiej oczekuje si� dzi� od tych, co
zajmuj� si� filozofi�, z natury rzeczy narzuca cz�owie-
kowi styl metodyczny i dba�y o dydaktyk�, co pozwala
od razu, bez przygotowa�, wy�o�y� tez�, do kt�rej si�
zmierza, a nast�pnie przej�� bezpo�rednio do wyprowa-
dzenia dowod�w, na jakich jest oparta. Wyk�ada� system
za po�rednictwem rozmowy - to wydaje si� rzecz� ma�o
naturaln�. I podczas gdy pos�uguj�cy si� dialogiem pisarz,
odst�piwszy od wyk�adu wprost, pragnie w ten spos�b
nada� utworowi swobodniejszy wygl�d i unikn�� wra�e-
nia, �e rzecz toczy si� mi�dzy autorem i czytelnikiem,, mo�e
on przecie� �atwo popa�� w sytuacj� gorsz� i wywo�a�
obraz nauczyciela i ucznia. Albo, je�eli poprowadzi dysput�
w naturalnym tonie towarzyskiej konwersacji, wtr�caj�c
rozmaite w�tki i zachowuj�c nale�yt� proporcj� pomi�dzy
rozm�wcami, straci cz�sto tak wiele czasu na wst�py
i przej�cia, �e �adne wdzi�ki dialogu nie powetuj� chyba
czytelnikowi porz�dku, zwi�z�o�ci i �cis�o�ci, kt�rych kosz-
tem to si� dzieje.
S� jednak pewne tematy, dla kt�rych forma dialogu
nadaje si� szczeg�lnie dobrze, tak �e nale�y j� tu mimo
wszystko prze�o�y� nad bezpo�redni i prosty spos�b pi-
sania.
Wszelka teza tak oczywista, �e prawie nie podlegaj�ca
dyskusji, a zarazem tak donios�a, �e ci�gle warto wpaja�
j� umys�owi na nowo, wydaje si� wymaga� tego sposobu
przedstawienia; �wie�o�� uj�cia wynagrodzi� tu mo�e
szablonowo�� tematu, �ywy tok rozmowy - nada� mocy
zawartej w nim nauce, a rozmaito�� punkt�w widzenia,
przedk�adanych przez r�ne osoby i postacie, mo�e si�
okaza� zajmuj�ca i u�yteczna.
Z drugiej strony, wszelki filozoficzny problem, nie-
jasny i niepewny na tyle, �e rozum ludzki nie potrafi zaj�c
wobec niego zdecydowanego stanowiska, je�eli mamy si�
nim w og�le zajmowa�, wydaje si� w naturalny spos�b
wprowadza� nas w styl dialogu i rozmowy. Rozumnym,
ludziom wolno r�ni� si� pogl�dami w sprawach, co do
kt�rych nic stanowczego nie da si� rozs�dnie orzec.
Przeciwstawne przekonania, nawet je�li nie prowadz� do
�adnego rozstrzygni�cia, dostarczaj� przyjemnej rozrywki.
Je�eli za� przedmiot jest ciekawy i zajmuj�cy, ksi��ka
wprowadza nas niejako do towarzystwa i jednoczy w ten
spos�b dwie najwi�ksze i najczystsze przyjemno�ci ludz-
kiego �ycia: nauk� i �ycie towarzyskie.
Szcz�ciem, wszystkie te okoliczno�ci zachodz� w przy-
padku religii naturalnej. Jaka� prawda jest tak oczywista
i tak pewna, jak istnienie Boga? Uznawano j� w czasach
najg��bszej niewiedzy; najsubtelniejsze umys�y pragn�y
przytoczy� na jej rzecz nowe dowody i argumenty. Jaka�
prawda jest tak donios�a jak ta, kt�ra stanowi podstaw�
wszystkich naszych nadziei, najpewniejszy fundament mo-
ralno�ci, najtrwalsz� podpor� spo�ecze�stwa i jedyn�
zasad�, jakiej nigdy ani przez chwil� nie powinno za-
brakn�� w naszych my�lach i rozwa�aniach? Ale gdy
zaj�� si� bli�ej t� oczywist� i donios�� prawd�, jak�e
niejasne wy�aniaj� si�- problemy co si� tyczy natury owej
boskiej Istoty, jej atrybut�w, jej wyrok�w, jej opatrzno-
�ciowych plan�w. Sprawy te by�y zawsze przedmiotem
spor�w mi�dzy lud�mi; rozum ludzki nie doszed� tu do
�adnych pewnych rozstrzygni��; s� to jednak rzeczy tak
zajmuj�ce, �e nie mo�emy powstrzyma� si� od nieustaj�-
cego ich roztrz�sania, cho� jak dot�d tylko w�tpienie,
niepewno�� i sprzeczno�ci s� owocem naszych najskrupu-
latniejszych bada�.
Mia�em sposobno�� przyjrze� si� temu niedawno, kiedy
to, jak zwykle, sp�dza�em cz�� lata z Kleantesem i by�em
�wiadkiem tych jego rozm�w z Filonem i Deme�, z kt�rych
zda�em ci ostatnio w przybli�eniu spraw�. Powiedzia�e�
mi w�wczas, i� zaciekawi�o ci� to tak bardzo, �e musz�
koniecznie wej�� w wywody ich bli�ej i przedstawi� ci
systemy, z jakimi wyst�pili w materii tak delikatnej, jak
religia naturalna. Spodziewa�e� si� tym wi�cej, �e w cha-
rakterze dysputant�w dostrzeg�e� godny uwagi kontrast;
�cis�� filozoficzn� postaw� Kleantesa przeciwstawia�e�
niefrasobliwemu sceptycyzmowi Filona albo por�wnywa�e�
kt�r�� z tych postaw ze sztywn�, nieugi�t� ortodoksj�
Demei. M�odo�� moja sprawia�a, �e by�em tylko s�ucha-
czem ich dyskusji, za� w�a�ciwa m�odemu wiekowi cie-
kawo�� tak g��boko wry�a mi w pami�� ca�y tok i powi�-
zanie argument�w, �e spodziewam si� w moim sprawo-
zdaniu nie pomin�� ani nie popl�ta� �adnej wa�nej ich
cz�ci.
CZʌ� PIERWSZA
Kiedy przy��czy�em si� do towarzystwa, zebranego
u Kleantesa w bibliotece, Demea wyrazi� Kleantesowi
uznanie za wielk� troskliwo��, z jak� zaj�� si� on moim
wychowaniem i za niewzruszon� wierno�� i sta�o�� we
wszystkich zwi�zkach przyja�ni. Ojciec Pamfila, m�wi�
Demea, by� twoim bliskim przyjacielem; syn jest twoim
uczniem, a naprawd� uwa�a� by go mo�na za twojego
przybranego syna, gdyby s�dzi� wedle trud�w, jakie po-
nosisz, aby udost�pni� mu wszystkie po�yteczne dzie-
dziny literatury i nauki. Przekonany jestem, �e rozumny
jeste� tyle�, co sumienny, powiem ci wi�c, jakiej to ma-
ksymy przestrzega�em w stosunku do moich w�asnych
dzieci, a�eby dowiedzie� si�, o ile zgadza si� z twoim
sposobem post�powania. Metoda wychowawcza, kt�rej si�
trzymam, opiera si� na s�owach pewnego staro�ytnego
pisarza, �e "ci, co studiuj� filozofi�, powinni najpierw
uczy� si� logiki, potem etyki, nast�pnie fizyki, a dopiero
na samym ko�cu - o naturze bog�w" l. Pisarz ten uwa�a,
�e teologia naturalna, jako spo�r�d wszystkich nauk naj-
g��bsza i najtrudniejsza, wymaga od studiuj�cych naj-
dojrzalszego s�du, i �e mo�na j� bezpiecznie powierzy�
tylko takiemu umys�owi, kt�ry wzbogaci�y uprzednio-
wszystkie inne nauki.
Czy� tak p�no uczysz dzieci zasad religii? - spyta�
Filon. Gzy nie istnieje tu niebezpiecze�stwo, �e zlekce-
wa�� one lub zgo�a odrzuc� pogl�dy, o kt�rych przez
ca�y czas nauki s�ysza�y tak ma�o? Odk�adam jedynie
zaj�cia z teologii naturalnej jako z nauki, b�d�cej przed-
miotem ludzkiego rozumowania i spor�w, odpar� Demea.
Nade wszystko natomiast dbam o to, aby od najm�odszych
lat zaprawi� umys�y dzieci pobo�no�ci� i przez nieustanne
pouczenia i wskaz�wki a, jak si� spodziewam, tak�e przez
przyk�ad osobisty, g��boko wszczepiam we wra�liwe ich
umys�y nawyk poszanowania dla wszystkich zasad religii.
1 Chrysippus apud Plut. de repug. Stoicorum 9, 1035 a, b.
W czasie gdy przerabiaj� wszelkie inne nauki, zwracam za-
msze uwag� na niepewno�� ka�dej dziedziny, na wieczne
spory mi�dzy lud�mi, na brak jasno�ci, w�a�ciwy ca�ej filozo-
fii, i na dziwaczne, �miech budz�ce wnioski, jakie najwi�k-
szym nawet umys�om 2darza�o si� wyprowadza� z zasad
samego tylko ludzkiego rozumu. Wdro�ywszy w ten
spos�b umys�y dzieci do nale�ytej uleg�o�ci i przyuczywszy
je nie ufa� w�asnym si�om, ju� bez wahania odkrywam
im najwi�ksze tajemnice religii i nie obawiam si�, aby
ze strony przem�drza�ej i zuchwa�ej filozofii grozi�o im
co�, co mog�oby je przywie�� do odrzucenia najbardziej
ugruntowanych doktryn i pogl�d�w.
�e tak zapobiegliwie od najm�odszych lat zaprawiasz
umys�y dzieci pobo�no�ci�, rzek� Filon, rzecz to z pewno�ci�
bardzo rozumna i zgo�a niezb�dna w tych bezbo�nych, nie-
religijnych czasach. Co szczeg�lnie jednak podziwiam
w twoim wychowawczym programie - to spos�b czerpania
korzy�ci z tych w�a�nie zasad filozofii i nauki, kt�re, po-
niewa� pobudzaj� pych� i zarozumialstwo, uchodz� we
wszystkich czasach za tak zgubne dla zasad religii. Jako�
zauwa�y� mo�na, �e szeroka rzesza, nieobeznana z nauk�
i gruntownym naukowym badaniem, obserwuj�c nie ko�-
cz�ce si� spory uczonych, ma zazwyczaj filozofi� w g��-
bokiej pogardzie i dzi�ki temu bardziej jeszcze utwierdza
si� w wielkich prawdach teologu, kt�rych j� nauczono.
Tacy natomiast, co otarli si� nieco o nauk� i prac� ba-
dawcz�, dostrzegaj�c liczne pozory oczywisto�ci w doktry-
nach najnowszych i najbardziej niezwyk�ych, s�dz�, �e
dla rozumu ludzkiego nic nie jest za trudne i, w zuchwal-
stwie swoim przerywaj�c wszystkie zapory, bezczeszcz�
najskrytsze przybytki �wi�tyni. Kleantes, mam nadziej�,
zgodzi si� jednak ze mn�, �e skoro porzucili�my naj-
pewniejszy �w �rodek - ciemnot�, to pozostaje nam
jeszcze jeden spos�b zapobie�enia blu�nierczej tej swo-
bodzie. Rozwi�my i udoskonalmy zasady Demei; sta�my
si� w pe�ni �wiadomi s�abo�ci, �lepoty i ograniczono�ci
ludzkiego rozumu; zwr��my nale�yt� uwag�, jak jest za-
wodny i w jakie popada ja�owe sprzeczno�ci, nawet
w sprawach codziennych i praktycznych; niech stan� nam
przed oczami b��dy i z�udzenia naszych zmys��w, nie-
pokonane trudno�ci, jakie towarzysz� pierwszym zasadom,
wszystkich system�w, sprzeczno�ci, nieroz��cznie zwi�zane
nawet z takimi ideami, jak idea materii, przyczyny
i skutku, rozci�g�o�ci, przestrzeni, czasu, ruchu, s�owem -
z wszelkiego rodzaju ideami ilo�ci, a jest to wszak przed-
miot jedynej nauki, kt�ra s�usznie ro�ci� sobie mo�e
prawo do miana nauki pewnej i oczywistej. Kiedy wszyst-
kie te sprawy ukaza� w pe�nym �wietle, jak czyni� to
niekt�rzy spo�r�d filozof�w i prawie wszyscy teologowie -
kt� zachowa tyle zaufania do s�abej tej w�adzy rozumu,
aby przywi�zywa� jakiekolwiek znaczenie do tego, co
orzeknie w sprawach tak podnios�ych, tak trudnych, tak
dalekich od codziennego �ycia i do�wiadczenia?
Skoro sp�jno�� cz�stek w kamieniu lub chocia�by �w
uk�ad cz�stek, kt�ry czyni kamie� rozci�g�ym - skoro,
powiadam, nawet te powszednie rzeczy tak s� zagadkowe
i zawieraj� momenty tak niezgodne i sprzeczne, to z jak��
pewno�ci� rozstrzyga� mo�emy, o pochodzeniu �wiat�w
albo �ledzi� ich dzieje od kra�ca do kra�ca wieczno�ci?
Kiedy Filon wypowiada� te s�owa, zauwa�y� mog�em,
�e i Demea i Kleantes u�miechaj� si�. U�miech Demei
zdawa� si� wyra�a� niezm�cone zadowolenie z zas�ysza-
nych nauk, natomiast w u�miechu Kleantesa dojrze� si�
dawa� pewien subtelny odcie�, jak gdyby dostrzega�
w wywodach Filona jaki� �art lub podst�pn� z�o�liwo��.
Proponujesz wi�c, Filonie, rzek� Kleantes, zbudowa�
wiar� religijn� na filozoficznym sceptycyzmie i my�lisz
sobie, �e pewno�� i oczywisto��, usuni�te ze wszystkich
innych dziedzin naukowego badania, przenios� si� w ca-
�o�ci do doktryn teologicznych i nab�d� tam szczeg�lnej
si�y i powagi. Czy sceptycyzm tw�j jest naprawd� tak
niewzruszony i szczery, jak to utrzymujesz, o tym prze-
konamy si� niebawem, kiedy towarzystwo zacznie si�
rozchodzi�; zobaczymy w�wczas, czy wyjdziesz drzwiami,
czy oknem, i czy naprawd� masz jakie w�tpliwo�ci co
do tego, �e cia�u twojemu przys�uguje ci�ko�� lub �e
upadek mo�e mu wyrz�dzi� szkod�, jak chce tego roz-
powszechnione mniemanie, wywodz�ce si� ze zwodniczych
naszych zmys��w i bardziej jeszcze zwodniczego do�wiad-
czenia. I s�dz�, Demeo, �e takie postawienie sprawy
mo�e niepoma�u przyczyni� si� do os�abienia naszej nie-
ch�ci wobec paradnej tej sekty sceptyk�w. Je�eli traktuj�
rzecz ca�kiem powa�nie - w�tpliwo�ci ich, podst�pne
chwyty i spory nied�ugo b�d� �wiatu sprawia� k�opot;
je�eli tylko �artuj� - kiepscy z nich mo�e �artownisie,
ale w �adnym razie nie nazbyt niebezpieczni ani dla
pa�stwa, ani dla filozofii, ani dla religii.
W rzeczywisto�ci, Filonie, ci�gn�� Kleantes dalej,
zdaje si� rzecz� pewn�, �e chocia� cz�owiek w przyst�pie
z�ego humoru, pod wp�ywem intensywnego rozmy�lania
o licznych sprzeczno�ciach i niedoskona�o�ciach ludzkiego
rozumu, odrzec si� mo�e ca�kowicie wszelkich przekona�
i pogl�d�w, to niepodobna przecie�, aby wytrwa� w zu-
pe�nym tym sceptycyzmie lub aby przejawia� go w swoim
post�powaniu przez par� cho�by godzin. Napieraj� na�
przedmioty zewn�trzne, niepokoj� go nami�tno�ci, jego
filozoficzna melancholia rozprasza si� i nawet najsro�szy
gwa�t zadany w�asnej naturze nie zdo�a przez kr�tki
cho�by czas utrzyma� �a�osnych pozor�w sceptycyzmu.
A i po c� gwa�t taki sobie zadawa�? Oto pytanie, na
kt�re sceptyk nigdy nie potrafi sobie odpowiedzie�, je�li
pozosta� ma w zgodzie ze swoimi sceptycznymi zasa-
dami. A wi�c, og�lnie bior�c, nic �mieszniejszego nad
zasady staro�ytnych pirro�czyk�w, je�eli naprawd�, jak
to si� o nich m�wi, usi�owali na wszystko rozci�gn��,
ten sam sceptycyzm, kt�rego nauczyli si� u siebie w szkole
z retorycznych �wicze� i kt�ry powinni byli do �wicze�
tych ograniczy�.
Pod tym wzgl�dem wida� du�e podobie�stwo mi�dzy
sektami stoik�w i pirro�czyk�w, mimo �e zwalcza�y si�
one bez ustanku; i jedna, i druga zdaje si� opiera� na
tej samej b��dnej maksymie, �e czego mo�e cz�owiek do-
kona� niekiedy i w pewnym usposobieniu ducha, tego
dokona� mo�e zawsze i w ka�dym usposobieniu. Kiedy
stoickie rozmy�lania wprawi� umys� w podnios�y stan
moralnego uniesienia, kiedy przeniknie go do g��bi jaki�
obraz (species) honoru albo publicznego dobra, to naj-
sro�szy cielesny b�l i cierpienie nie przemog� tak wy-
sokiego poczucia obowi�zku i dzi�ki temu pewnie u�mie-
cha� si� mo�na i radowa� nawet i po�r�d tortur. Je�eli
za� co� takiego mo�e naprawd� zdarza� si� w rzeczy-
wisto�ci, to tym bardziej filozof w szkole, lub nawet
w swoim gabinecie, wprawi� si� mo�e w taki stan unie-
sienia i w wyobra�ni znosi� bez skargi najdotkliwszy b�l
i najgorsze nieszcz�cie, jakie sobie tylko zdo�a pomy�le�.
Jak ma znie�� jednak samo to uniesienie? Napi�cie jego
umys�u s�abnie i nie mo�na przywo�a� go wedle woli;
r�ne rzeczy uboczne odwracaj� jego uwag�; znienacka
nacieraj� na� niepowodzenia - i oto filozof grz�nie
stopniowo w plebejuszu.
Przyjmijmy to por�wnanie stoik�w ze sceptykami -
odpar� Filon. Zauwa�y� jednak przyjdzie r�wnocze�nie, �e
chocia� umys� stoika nie potrafi d�ugo wytrzyma� naj-
wy�szych wzlot�w filozofii, to przecie� nawet kiedy obni�y
lot, zachowa nadal co� z dawnego swego usposobienia,
a wp�yw stoickiego rozumowania przejawi si� w post�po-
waniu cz�owieka w �yciu codziennym i w charakterze
wszystkich jego poczyna�. Szko�y staro�ytne, a zw�aszcza
szko�a Zenona, dostarczy�y przyk�ad�w takiej cnoty i nie-
z�omno�ci, �e w dzisiejszych czasach wydaj� si� one czym�
zdumiewaj�cym.
M�dro�� to czcza, fa�szywa filozofia,
A przecie� zdolna jest cho�by na chwil�
Ukoi� b�l, udr�k� i da� sercu
Zwodnicz� moc nadziei lub potr�jnym
Uzbroi� je pancerzem cierpliwo�ci. 1
A tak samo je�eli cz�owiek przywyk� do sceptycznych
refleksji nad zawodno�ci� i ograniczono�ci� rozumu, nie
zapomni ich ca�kiem i w�wczas, kiedy zwr�ci my�l ku
innym rzeczom, ale we wszystkich swoich filozoficznych
zasadach i rozumowaniach, nie �miem rzec - w post�-
powaniu codziennym, r�ni� si� b�dzie od ludzi, kt�rzy
albo nigdy nie wyrobili sobie �adnego w tych sprawach
zdania, albo �ywi� wobec ludzkiego rozumu przychyl-
niejsze uczucia.
Prawda, �e bez wzgl�du na to, jak daleko posun��by si�
kto� w spekulatywnych zasadach sceptycyzmu, dzia�a�,
�y� i rozmawia� musi tak samo jak inni, a dla usprawie-
dliwienia takiego post�powania nie potrzebuje podawa�
�adnych innych powod�w, pr�cz tego jednego: �e czyni�
mu tak ka�e bezwarunkowa konieczno��. Je�eli posuwa
1 [Milton, Raj utracony, II. Przek�ad Zbigniewa Bie�kowskiego.]
si� kiedy w swych spekulacjach dalej, ni�by z konieczno�ci
tej wynika�o, i filozofuje na tematy naturalne lub moralne,
to dlatego, �e n�ci go pewna przyjemno�� i satysfakcja,
jak� znajduje w tego rodzaju zatrudnieniach. Uwa�a on
ponadto, �e ka�dy cz�owiek, nawet w �yciu codziennym,
zmuszony bywa w mniejszej lub wi�kszej mierze do ta-
kiego filozofowania; �e poczynaj�c od najwcze�niejszego
dzieci�stwa formu�ujemy stopniowo coraz og�lniejsze
zasady post�powania i rozumowania; �e im wi�cej na-
bywamy do�wiadczenia i im t�szym obdarzeni jeste�my
rozumem, tym wi�ksz� nadajemy naszym zasadom og�l-
no�� i tym wi�kszy zasi�g; i �e to, co nazywamy
filozofi� - to po prostu bardziej usystematyzowana i me-
todyczna operacja tego samego rodzaju. Filozofowanie na
takie tematy nie r�ni si� niczym istotnym od rozwa�a�
nad �yciem codziennym, tyle �e od filozofii spodziewa�
si� mo�emy wi�kszej stateczno�ci, a mo�e nawet wi�kszej
prawdziwo�ci, gdy� pos�uguje si� metod� �ci�lejsz� i bar-
dziej skrupulatn�.
Kiedy jednak�e kierujemy wzrok poza granice spraw
ludzkich i poza w�asno�ci otaczaj�cych cia�; kiedy si�-
gamy w naszych spekulacjach ku obu wieczno�ciom, tej,
co poprzedza obecny stan rzeczy, i tej, co po nim nast�-
puje; ku stworzeniu i ukszta�towaniu wszech�wiata;
istnieniu i w�asno�ciom duch�w; w�adzom i dzia�aniom
jedynego powszechnego ducha, kt�ry istnieje bez po-
cz�tku i ko�ca, wszechmog�cy, wszechwiedz�cy, nie-
zmienny, niesko�czony i niepoj�ty - nader obca musi
nam by� najmniejsza cho�by sk�onno�� do sceptycyzmu,
je�eli nie zdajemy sobie sprawy, �e znale�li�my si� oto
daleko poza zasi�giem naszych uzdolnie�. P�ki ograni-
czamy si� w naszych spekulatywnych rozwa�aniach do
problem�w handlu, etyki, polityki czy krytyki artystycz-
nej - odwo�ujemy si� co chwil� do zdrowego rozs�dku
i do�wiadczenia, co umacnia nasze filozoficzne wnioski
i oddala, przynajmniej cz�ciowo, podejrzenia, jakie tak
zas�u�enie �ywimy wobec wszelkich bardzo subtelnych
i bardzo wyszukanych wywod�w. Wywodom teologicz-
nym brak jednak tej zalety, a wszak�e r�wnocze�nie zaj-
mujemy si� tu rzeczami, kt�re, jak powinni�my sobie
z tego zdawa� spraw�, wielce nas przerastaj�, i ponad
wszystko inne dostosowane zosta� musz� do naszej umys�o-
wo�ci. Jeste�my jak cudzoziemcy w obcym kraju, kt�rym
wszystko wydawa� si� musi podejrzane i kt�rym w ka�dej
chwili grozi, i� wykrocz� przeciw prawu i obyczajom
ludu, z kt�rym �yj� i przestaj�. Nie wiemy, na ile w tego
rodzaju materii zaufa� mo�emy pospolitym metodom ro-
zumowania, nie potrafimy wszak wyt�umaczy� ich zasto-
sowania nawet w �yciu codziennym i w tej dziedzinie,
kt�ra jest dla nich szczeg�lnie odpowiednia, a kiedy
pos�ugujemy si� nimi, to kieruje nami wy��cznie jaki�
rodzaj instynktu czy konieczno�ci.
Wszyscy sceptycy utrzymuj�, �e rozum, poj�ty
abstrakcyjnie, dostarcza niepokonanych argument�w prze-
ciw samemu sobie i �e nie mogliby�my nigdy o niczym
by� przekonani ani niczego pewni, gdyby sceptyczne
wywody nie by�y na tyle wyszukane i subtelne, �e nie
le�y w ich mocy dor�wna� bardziej rzeczowym i natural-
nym argumentom, wywodz�cym si� ze zmys��w i z do-
�wiadczenia. Jest jednak�e oczywiste, �e ilekro� argu-
menty nasze wy�szo�� t� utrac� i oderw� si� od codzien-
nego �ycia - najbardziej wyrafinowany sceptycyzm znaj-
dzie si� w�wczas na jednej z nimi p�aszczy�nie, potrafi
przeciwstawi� im si� i skutecznie im przeciwdzia�a�.
Jedna strona wa�y nie wi�cej ani�eli druga. Umys� po-
zosta� mi�dzy nimi musi w stanie zawieszenia, ale to
w�a�nie zawieszenie, ta r�wnowaga stanowi� triumf sce-
ptycyzmu.
Go si� jednak tyczy ciebie, Filonie, i wszystkich speku-
latywnych sceptyk�w, rzecze Kleantes, to spostrze-
gam, �e pomi�dzy wasz� doktryn� a wasz� praktyk�
w najzawilszych kwestiach teoretycznych zachodzi r�wnie
wielka rozbie�no��, co w codziennym post�powaniu.
Niech tylko poka�e si� gdzie� co� oczywistego, trzymacie
si� tego, pomimo rzekomego waszego sceptycyzmu. A po-
wiedzie� te� mog�, �e niekt�rzy spo�r�d waszej sekty
maj� r�wnie zdecydowane pogl�dy jak ci, co g�osz�
wi�ksz� niezawodno�� i pewno�� wiedzy. W rzeczy samej,
czy� nie o�mieszy�by si� cz�owiek, kt�ry chcia�by odrzuci�
Newtonowskie wyja�nienie cudownego zjawiska t�czy,
poniewa� wyja�nienie to zawiera drobiazgow� analiz�
promieni �wiat�a - przedmiot zaiste dla ludzkiego poj-
mowania zbyt subtelny? A co rzek�by� o cz�owieku, kt�ry
nie maj�c nic szczeg�lnego do zarzucenia argumentom,
jakie na rzecz ruchu ziemi wysun�li Kopernik i Gali-
leusz, odm�wi�by na nie zgody na podstawie tej og�lnej
zasady, i� s� to sprawy zbyt podnios�e i zbyt od nas da-
lekie, aby wyja�ni� je mia� ograniczony i zawodny rozum
ludzki?
Jak trafnie zauwa�y�e�, istnieje rzeczywi�cie pewien
rodzaj t�pego i ignoranckiego sceptycyzmu, kt�ry sprawia,
�e szeroka rzesza �ywi generalne uprzedzenie wobec
wszystkiego, czego nie potrafi bez trudu zrozumie�, i �e
odrzuca ka�d� zasad�, kt�rej udowodnienie i ustanowie-
nie wymaga starannego rozumowania. Ten gatunek
sceptycyzmu zgubny jest dla wiedzy, nie dla religii;
wszak widzimy, �e ci, co go najdono�niej g�osz�, akceptuj�
cz�sto nie tylko wielkie prawdy teizmu i teologii natu-
ralnej, ale tak�e najbardziej nawet niedorzeczne doktryny,
zalecone im przez tradycyjny zabobon. Niezachwianie
wierz� w czarownice, cho� nie dadz� wiary ani pos�uchu
najprostszym twierdzeniom Euklidesa. Natomiast sce-
ptycy subtelni i filozoficzni popadaj� w niekonsekwencj�
przeciwnej natury. Posuwaj� si� w swoich dociekaniach
a� do najciemniejszych zak�tk�w nauki, a ka�dy poje-
dynczy krok podlega osobnemu zatwierdzeniu, stosownie
do napotkanych dowod�w. Obowi�zani s� nawet uzna�,
�e filozofia najlepiej t�umaczy w�a�nie najzawilsze i naj-
bardziej oddalone rzeczy. Dokonano naprawd� analizy
�wiat�a, odkryto i ustalono rzeczywisty system cia� nie-
bieskich - ale spos�b od�ywiania si� cia�a przez pokarm
pozostaje nadal niedocieczon� tajemnic�, ale sp�jno��
cz�steczek materii jest nadal czym� niepoj�tym. Sceptycy
ci obowi�zani s� zatem w ka�dym zagadnieniu rozpatry-
wa� ka�dy poszczeg�lny dow�d z osobna i �ci�le dostoso-
wywa� swoje stanowisko do stopnia wyst�puj�cej tu oczy-
wisto�ci. W ten w�a�nie spos�b post�puj� we wszystkich
naukach przyrodniczych, matematycznych, moralnych
i politycznych. A dlaczego, pytam si�, w teologii i religii
ma by� inaczej? Dlaczego to jedynie tej natury wnioski
nale�y odrzuca� bez szczeg�owego rozbioru dowod�w,
a tylko w oparciu o og�lne domniemanie, i� moc ludz-
kiego rozumu jest niedostateczna? Czy� tak niejednakowe
post�powanie nie �wiadczy najwyra�niej o uprzedzeniu
i nami�tno�ci?
M�wisz, �e nasze zmys�y s� zawodne, �e umys� nasz
b��dzi, �e idee najzwyczajniejszych rzeczy, rozci�g�o�ci,
trwania, ruchu, pe�ne s� absurd�w i sprzeczno�ci. Wzy-
wasz mnie, �ebym trudno�ci rozwi�za� i pogodzi� sprzecz-
no�ci, jakie odnajdujesz w tych ideach. Brak mi kwalifi-
kacji, aby podj�� zadanie tak wielkie; brak mi na to
czasu; uwa�ani rzecz za zbyteczn�. W�asne twoje zacho-
wanie na ka�dym kroku przeczy twoim zasadom i poka-
zuje, jak niezachwianie polegasz na wszystkich og�lnie
przyj�tych zasadach nauki, etyki, m�dro�ci �yciowej
i post�powania.
Nie zgodzi�bym si� nigdy z pogl�dem tak surowym,
jak opinia pewnego s�ynnego pisarza 1, kt�ry powiada,
�e sceptycy nie s� sekt� filozof�w, lecz tylko sekt� �garzy"
Powiedzia�bym wszak�e, spodziewam si�, �e bez niczyjej
obrazy, i� jest to sekta weso�k�w i �artownisi�w. Go do
mnie jednak, ilekro� poczuj� si� usposobiony do �miechu
i zabawy, wybior� niezawodnie uciechy prostszej i przy"
st�pniejszej natury. Komedia, powie��, co najwy�ej -
dzie�o historyczne zdaj� si� bardziej naturaln� rozrywk�,
ani�eli takie metafizyczne subtelno�ci i abstrakcje.
Pr�no rozr�nia�by sceptyk pomi�dzy nauk� a �yciem
codziennym albo pomi�dzy jedn� a drug� nauk�. U�yte
w nich argumenty, je�eli s� s�uszne, wsz�dzie s� podobnej
natury i zawieraj� t� sam� si�� i oczywisto��. A je�eli
i zachodz� tu jakie r�nice, to przemawiaj� zawsze na
korzy�� teologii i religii naturalnej. Wiele zasad mecha-
niki opiera si� na bardzo zawi�ym rozumowaniu, a jednak
�aden cz�owiek, kt�ry ro�ci sobie pretensje do wiedzy,
�aden nawet spekulatywny sceptyk nie powie, �e �ywi
wzgl�dem nich najmniejsz� w�tpliwo��. System Koperni-
ka�ski zawiera wielce zaskakuj�cy paradoks, jaskrawo
sprzeczny z naturalnymi naszymi wyobra�eniami, z wy-
gl�dem rzeczy, zgo�a ze �wiadectwem zmys��w, a jednak
nawet mnisi i inkwizytorzy musz� dzi� wycofa� si� ze
swojej wobec niego opozycji. A Filon, cz�owiek o tak
1 L'Art de penser [Antoine Arnauld i Pierre Nicole, Logika, czyli sztuka my�le-
nia, BKF, 1958].
szerokim umy�le, o wiedzy tak rozleg�ej, czy� �ywi�
mia�by jakie� og�lne, bli�ej nieokre�lone zastrze�enia
wobec hipotezy religijnej, kt�ra opiera si� na argumen-
tach najprostszych i najbardziej oczywistych i kt�ra,
je�eli nie napotka sztucznych przeszk�d, tak �atw� ma
do umys�u ludzkiego drog� i dost�p?
W tym miejscu zwr�ci� mo�na uwag� na do�� intere-
suj�c� okoliczno�� w historii nauk, ci�gn�� Kleantes
zwracaj�c si� do Demei. Kiedy w okresie pocz�tkowego
ugruntowania si� chrze�cija�stwa filozofia po��czy�a si�
z popularn� religi�, powszechnie przyj�t� rzecz� w�r�d
wszystkich nauczycieli religii sta�y si� perory prze-
ciw rozumowi, przeciw zmys�om, przeciw ka�dej za-
sadzie, wywodz�cej si� wy��cznie z ludzkich docieka�
i bada�. Ojcowie Ko�cio�a przej�li wszystkie argumenty
staro�ytnych akademik�w i odt�d przez szereg stuleci
szerzono je z ka�dej katedry i ka�dej kazalnicy po ca�ym
chrze�cija�skim �wiecie. Rzecznicy reformacji przyj�li te
same zasady rozumowania, a raczej rezonerstwa. Wszyst-
kie panegiryki, opiewaj�ce doskona�o�� wiary, naszpiko-
wane by�y niechybnie pewn� ilo�ci� ostrych satyrycznych
wypad�w przeciwko naturalnemu rozumowi. A i pewien
s�ynny dostojnik 1 rzymskiego ko�cio�a, cz�owiek wielkiej
nauki, kt�ry napisa� uzasadnienie chrze�cija�stwa, u�o�y�
tak�e traktat zawieraj�cy wszystkie chwyty naj�mielszego
i najbardziej zdecydowanego pirronizmu. Locke wydaje
si� pierwszym chrze�cijaninem, kt�ry pozwoli� sobie
twierdzi� otwarcie, �e wiara - to nic innego jak pewien
rodzaj rozumu, �e religia jest po prostu ga��zi� filozofii
i �e odkrywaj�c wszystkie zasady teologii, zar�wno na-
1 Mons. Huet.
turalnej, jak i objawionej, pos�ugiwano si� zawsze zespo-
�em argument�w podobnym temu, kt�ry s�u�y ustano-
wieniu wszelkiej prawdy w etyce, polityce lub fizyce.
Z�y u�ytek, jaki Bayle i inni libertyni zrobili z filozoficz-
nego sceptycyzmu Ojc�w Ko�cio�a i pierwszych rzeczni-
k�w Reformacji, sprzyja� coraz szerszemu rozpowszechnia-
niu si� sprawiedliwego pogl�du pana Locke'a. I dzi�
ju� ka�dy, kto uwa�a si� za cz�owieka rozumnego i obezna-
nego z filozofi�, przyznaje na og�, �e ateista i sceptyk -
to niemal synonimy. A poniewa� jest rzecz�, pewn�, �e
nikt, kto mieni si� wyznawc� sceptycyzmu, nie m�wi
tego powa�nie, to chcia�bym ufa�, �e r�wnie ma�o jest
i takich, kt�rzy na serio opowiadaliby si� za ate-
izmem.
Czy nie pami�tasz, jak �wietnie m�wi o tym lord
Bacon? - spyta� Filon. �e ma�a dawka filozofii robi
z cz�owieka ateist�, a du�a zwraca go ku religii? - odpar�
Kleantes. To tak�e bardzo trafna uwaga, powiedzia�
Filon; mia�em jednak na my�li inne miejsce, to miano-
wicie, gdzie wspomniawszy Dawidowego g�upca, kt�ry
rzek� sobie w duchu, �e Boga nie ma, wielki ten filozof
zauwa�a, i� dzisiejsi atei�ci - to g�upcy podw�jni; nie
wystarczy im, �e zaprzeczaj� istnieniu Boga w duchu,
ale bezbo�no�� t� wypowiadaj� na g�os i tym samym
winni s� podw�jnej nieroztropno�ci i nierozwagi. Tacy
ludzie, cho�by traktowali rzecz najpowa�niej w �wiecie,
nie mog�, moim zdaniem, by� bardzo straszni.
Cho�by� mnie jednak zaliczy� mia� do owej klasy
g�upc�w, nie mog� pow�ci�gn�� ch�ci powiedzenia ci,
jaka uwaga przysz�a mi na my�l w zwi�zku z histori�
religijnego i antyreligijnego sceptycyzmu, kt�r� nas uraczy-
�e�. Wydaje mi si�, �e ca�y przebieg tej sprawy nosi wy-
ra�ne pi�tno uprawianej przez kler polityki. W okresie
ciemnoty, jaki nast�pi� po rozwi�zaniu szk� staro�ytno�ci,
kap�ani spostrzegli si�, �e ateizm, deizm i wszelkiego
rodzaju herezja powsta� mog� wy��cznie z zuchwa�ego
podawania w w�tpliwo�� og�lnie przyj�tych pogl�d�w
i z prze�wiadczenia, i� nie ma nic, czemu by rozum
ludzki nie sprosta�. Wychowanie wywiera�o wtedy po-
t�ny wp�yw na ludzkie umys�y i si�� oddzia�ywania
dor�wnywa�o niemal owym wskaz�wkom zmys��w i zdro-
wego rozs�dku, kt�rym najbardziej zdecydowany sceptyk
pozwoli� musi sob� powodowa�. Dzi� natomiast, kiedy
wp�yw wychowania znacznie si� zmniejszy�, a ludzie
dzi�ki swobodniejszemu poruszaniu si� w �wiecie nauczyli
si� por�wnywa� popularne zasady r�nych narod�w
i epok, nasi roztropni duchowni zmienili ca�y sw�j filozo-
ficzny system i przemawiaj� oto ju� nie j�zykiem pirro�-
czyk�w i akademik�w, ale stoik�w, plato�czyk�w i pery-
patetyk�w. Je�eli nie ufamy ludzkiemu rozumowi, to nie
mamy dzi� �adnej innej zasady, kt�ra by prowadzi�a
nas do religii. A wi�c, sceptycy w jednym okresie, dogma-
tycy - w drugim; jaki system lepiej dogodzi celom tych
duchownych i zapewni im wi�kszy wp�yw na ludzi -
ten stanie si� niezawodnie ulubion� ich zasad� i oficjalnie
uznan� doktryn�.
Rzecz to bardzo naturalna, rzek� Kleantes, �e lu-
dzie wyznaj� takie zasady, o kt�rych my�l�, i� przy
ich pomocy najlepiej obroni� swoje nauki; i wcale nie
potrzeba odwo�ywa� si� do polityki kleru, aby wyja�ni�
tak rozumn� taktyk�. Bo niezawodnie nic nie utwierdza
nas mocniej w przypuszczeniu, �e jaki� zesp� zasad jest
prawdziwy i �e nale�y go przyj��, ni� kiedy si� widzi,
�e zasady te sprzyjaj� umocnieniu prawdziwej religii
i s�u�� rozgromieniu wykr�tnych zarzut�w ateist�w, liber-
tyn�w i wolnomy�licieli wszelkiego autoramentu.
CZʌ� DRUGA
Przyzna� si� musz�, Kleantesie, rzek� Demea, �e
jestem w najwy�szym stopniu zaskoczony uj�ciem, jakie
przez ca�y czas nadajesz tej argumentacji. S�dz�c z ca-
�ego tonu twoich wywod�w, pomy�le� by mo�na, �e
g�osisz istnienie Boga wbrew podst�pnym chwytom
ateist�w i niedowiark�w, i �e czujesz si� zmuszony wyst�-
powa� w obronie tej podstawowej zasady wszelkiej religii.
Mam jednak nadziej�, �e rzecz ta w �adnym razie nie
stanowi mi�dzy nami kwestii spornej. Przekonany jestem,
�e �aden cz�owiek, a przynajmniej �aden cz�owiek obda-
rzony zdrowym rozs�dkiem nie �ywi� nigdy powa�nych
w�tpliwo�ci co do prawdy tak pewnej i tak samo przez
si� oczywistej. Nie chodzi o istnienie, lecz o natur� Boga.
Twierdz�, �e z racji s�abo�ci rozumu ludzkiego jest ona
najzupe�niej dla nas niepoj�ta i nieznana. Esencja owego
najwy�szego umys�u, jego atrybuty, spos�b istnienia,
sama natura jego trwania, ka�dy w og�le szczeg� do-
tycz�cy Istoty tak boskiej jest dla cz�owieka tajemnic�.
Sko�czone, s�abe i �lepe stworzenia, winni�my si� ukorzy�
przed dostojn� obecno�ci� Boga i �wiadomi naszych
u�omno�ci wielbi� powinni�my w milczeniu niesko�czone
jego doskona�o�ci, kt�rych oko nie widzia�o, kt�rych ucho
nie s�ysza�o i kt�rych nie dane by�o poj�� ani jednemu
cz�owieczemu sercu. G�sta chmura kryje je przed ludzk�
ciekawo�ci�; pr�bowa� przenikn�� przez �wi�ty ten mrok
to blu�nierstwo; i bezbo�ne zaprzeczenie istnieniu Boga
s�siaduje bezpo�rednio z zuchwalstwem, kt�re usi�uje
przejrze� jego natur� i istot�, wyroki i atrybuty.
Aby�cie jednak nie pomy�leli, �e moja nabo�no�� wzi�a
tu g�r� nad moj� filozofi�, popr� m�j pogl�d, je�li w og�le
wymaga on poparcia, odwo�uj�c si� do bardzo wielkiego
autorytetu. Cytowa� m�g�bym wszystkich niemal teolo-
g�w od za�o�enia Chrze�cija�stwa poczynaj�c, kt�rzy
kiedykolwiek zajmowali si� tym lub innym jakim� teolo-
gicznym problemem, ogranicz� si� jednak w tej chwili
do jednego spo�r�d nich, wys�awianego tyle� z racji swej
nabo�no�ci, co i filozofii. To ojciec Malebranche m�wi,
o ile pami�tam, w ten spos�b 1: "Boga nazywa� nale�y
duchem nie tyle dlatego, a�eby okre�li� pozytywnie,
czym jest, lecz dlatego, a�eby wskaza�, i� nie jest ma-
teri�. Jest on Istot� niesko�czenie doskona��: o tym
w�tpi� niepodobna. Ale podobnie jak nie powinni�my
wyobra�a� sobie, za�o�ywszy nawet jego cielesno��, i�
przyodziany jest on w cia�o ludzkie, jak to twierdzili an-
tropomorfi�ci pod pretekstem, �e jest to posta� ze wszystkich
najdoskonalsza, tak samo nie powinni�my sobie wyobra�a�,
�e Duch Bo�y ma ludzkie idee lub �e podobny jest
w czymkolwiek do naszego ducha - pod pretekstem, i�
nie znamy nic doskonalszego od umys�u cz�owieka. Po-
winni�my raczej wierzy�, �e tak, jak zawiera on w sobie
doskona�o�ci materii, nie b�d�c sam materialny... tak
samo zawiera w sobie doskona�o�ci duch�w stworzonych,
nie b�d�c sam duchem w tym znaczeniu, jak rozumiemy
ducha my; �e prawdziwe jego imi� brzmi: Ten, kt�ry jest,
lub inaczej m�wi�c: Istota bez granic, Wszechistota,
Istota niesko�czona i wszechobejmuj�ca".
Po tak wielkim autorytecie, na kt�ry si�, Demeo, po-
wo�a�e�, odpar� Filon, i po tysi�cu innych, na kt�re
mog�e� by� si� powo�a�, wydawa�oby si� z mojej strony
rzecz� �mieszn�, gdybym wy�o�y� tu dodatkowo w�asne
zapatrywania lub wyrazi� aprobat� dla twojej doktryny.
Bez w�tpienia jednak, tam gdzie o sprawach tych m�wi�
1 Recherche de la Verite, III, 9.
ludzie rozs�dni, nie mo�e chodzi� nigdy o istnienie, lecz
jedynie o natur� b�stwa. Pierwsza z owych prawd, jak
trafnie zauwa�asz, jest bezsporna i samo przez si� oczy-
wista. Nic nie istnieje bez przyczyny; za� czymkolwiek
jest pierwotna przyczyna wszech�wiata, nazywamy j�
Bogiem i ze czci� przypisujemy jej wszystkie postacie
doskona�o�ci. Kto pow�tpiewa o fundamentalnej tej
prawdzie, ten zas�u�y� na ka�d� kar�, jak� mo�na wy-
mierzy� po�r�d filozof�w, a mianowicie na najsro�sze
o�mieszenie, pogard� i pot�pienie. Poniewa� jednak
wszelka doskona�o�� jest zawsze czym� wzgl�dnym, nie
powinni�my nigdy wyobra�a� sobie, �e rozumiemy atry-
buty tej boskiej Istoty ani zak�ada�, i� mi�dzy jej dosko-
na�o�ciami a doskona�o�ciami istoty ludzkiej zachodzi
jaka� analogia lub podobie�stwo. M�dro��, my�l, �wia-
domo�� cel�w, wiedza, wszystko to przypisuje si� jej spra-
wiedliwie, s� to bowiem w�r�d ludzi s�owa zaszczytne,
a nie mamy innego j�zyka ani innych poj��, przy pomocy
kt�rych mogliby�my wyrazi� jej nasze uwielbienie.
Strze�my si� jednak pomy�le�, �e idee nasze s� jakim�
odpowiednikiem jej doskona�o�ci, lub �e jej atrybuty s�
w czymkolwiek podobne do przymiot�w cz�owieka.
Przerasta ona niesko�czenie ograniczony nasz horyzont
i zrozumienie, i raczej jest w �wi�tyni przedmiotem na-
bo�e�stwa ni� w szko�ach przedmiotem spor�w.
W rzeczywisto�ci, Kleantesie, ci�gn�� Filon dalej,
nie ma potrzeby ucieka� si� do owego sztucznego, tak ci
niemi�ego sceptycyzmu, �eby powzi�� to przekonanie.
Nasze idee nie si�gaj� dalej ni� do�wiadczenie; nie do-
�wiadczamy boskich atrybut�w i dzia�a�. Nie potrzebuj�
ko�czy� sylogizmu - sam mo�esz wyci�gn�� wniosek.
I mi�o mi jest (a mam nadziej�, �e tak samo i tobie), �e
rzetelne rozumowanie i rzetelna pobo�no�� schodz� si�
tu we wsp�lnej konkluzji i zgodnie ustanawiaj� godn�
uwielbienia tajemniczo�� i niepoj�to�� natury najwy�szej
Istoty.
A�eby nie traci� czasu na zb�dne om�wienia, wy�o��
kr�tko, jak rzecz t� rozumiem, rzek� Kleantes, raczej
zwracaj�c si� do Demei, ani�eli odpowiadaj�c na po-
bo�n� tyrad� Filona. Sp�jrz na �wiat dooko�a; zastan�w
si� nad jego ca�o�ci� i nad poszczeg�lnymi cz�ciami;
zobaczysz, �e to nic innego jak wielka maszyna, z�o�ona
z niesko�czonej ilo�ci mniejszych maszyn, kt�re z kolei
same s� z�o�one w stopniu wy�szym, ni� zmys�y i zdol-
no�ci cz�owieka mog� to dojrze� i wyja�ni�. Najprzer�-
niejsze te maszyny, a nawet najdrobniejsze ich cz�ci,
dopasowane s� do siebie z dok�adno�ci�, kt�ra wprawia
w zachwyt ka�dego, kto im si� kiedykolwiek przyjrza�.
Widoczne w ca�ej naturze osobliwe przysposobienie
�rodk�w do cel�w przypomina zupe�nie, cho� znacznie
przewy�sza, wytwory ludzkiej pomys�owo�ci, zdolno�ci
celowego dzia�ania, my�li, m�dro�ci i inteligencji. Po-
niewa� tedy skutki s� do siebie podobne, wnosimy st�d
wedle wszelkich prawide� analogii, �e podobne s� do
siebie r�wnie� ich przyczyny, i �e tw�rca natury przy-
pomina w jakiej� mierze umys� cz�owieczy, cho� posiada
oczywi�cie znacznie wi�ksze uzdolnienia, odpowiednie do
wielko�ci wykonanego dzie�a. Przy pomocy tego argu-
mentu a posteriori, i jedynie przy pomocy tego argumentu,
dowodzimy oto jednocze�nie istnienia b�stwa i jego podo-
bie�stwa do umys�u i inteligencji cz�owieka.
Pozwol� sobie rzec ci, Kleantesie, rzek� Demea, �e
od pocz�tku nie mog�em zgodzi� si� z twoj� tez� o po-
dobie�stwie b�stwa do cz�owieka; w jeszcze mniejszej
mierze zaakceptowa� mog� �rodki, przy pomocy kt�rych
tez� t� usi�ujesz uzasadni�. C� to! Czy� nie da si� okaza�
istnienia Boga demonstratywnie? Czy nie ma argument�w
abstrakcyjnych? Dowod�w a priori? Czy� to wszystko,
do czego filozofowie przyk�adali dotychczas tak wielk�
wag� - to tylko b��dy, tylko sofizmaty? Gzy w tej materii
nie mo�emy wyj�� poza do�wiadczenie i prawdopodo-
bie�stwo? Nie chc� powiedzie�, �e oznacza to zdrad� bo-
skiej sprawy; niezawodnie jednak ta pozorowana bezstron-
no�� stwarza ateistom sytuacj� tak sprzyjaj�c�, jakiej nie
mogliby nigdy uzyska� przy pomocy samej tylko argu-
mentacji i rozumowania.
Co g��wnie budzi moje zastrze�enia w tej materii,
rzek� Filon, to nie tyle fakt, �e Kleantes sprowadza
wszystkie argumenty religijne do do�wiadczenia, ile to,
�e nawet w�r�d po�ledniejszego tego gatunku nie stanowi�
one, jak si� zdaje, argument�w najpewniejszych i praw-
dziwie nieodpartych. �e kamie� spada, �e ogie� si� pali,
�e ziemia jest cia�em sta�ym - to obserwowali�my tysi�ce
razy, a kiedy spotkamy nowy przypadek tej samej natury,
bez wahania wyci�gamy zwyk�y wniosek. Dok�adne po-
dobie�stwo przypadk�w upewnia nas ca�kowicie o podo-
bie�stwie wyniku; nie wymaga si� tu ani nie poszukuje
nigdy lepszych dowod�w. Kiedy jednak nieznacznie
cho�by odej�� od podobie�stwa przypadk�w, odpowiednio
do tego s�abnie i si�a dowodu i mo�na w ko�cu zreduko-
wa� j� do bardzo tylko s�abej- analogii, kt�ra, jak wia-
domo, bywa omylna i zawodna. Skoro u istot ludzkich
zaobserwowali�my kr��enie krwi, nie w�tpimy, �e za-
chodzi ono tak�e w przypadku Tycjusza i Mewiusza;
ale z kr��enia krwi u �ab i u ryb wyprowadza� wniosek,
�e zachodzi ono r�wnie� u ludzi i innych zwierz�t - to
tylko oparte na analogii przypuszczenie, cho� przy-
puszczenie zasadne. Rozumowanie przez analogi� ma
znacznie niniejsz� warto��, kiedy zaobserwowawszy, �e
krew kr��y w zwierz�tach, wnosimy st�d o kr��eniu
sok�w w ro�linach; a dok�adniejsze do�wiadczenia oka-
zuj�, �e w b��dzie s� ci, co pochopnie oparli si� na nie-
doskona�ej tej analogii.
Je�eli, Kleantesie, widzimy dom, to z najwy�sz� pew-
no�ci� wnioskujemy, �e mia� architekta lub budowniczego,
jest to bowiem dok�adnie ten rodzaj skutku, o kt�rym
m�wi nam do�wiadczenie, i� wynika z tego rodzaju przy-
czyny. Nie b�dziesz chyba jednak twierdzi�, �e wszech-
�wiat jest podobny do domu na tyle, i�by pozwala�o nam
to z tak� sam� pewno�ci� wnosi� o podobie�stwie przy-
czyny, albo �e analogia jest tu zupe�na i doskona�a. Od-
mienno�� jest tak jaskrawa, �e co si� tyczy podobie�stwa
przyczyny mo�esz co najwy�ej utrzymywa�, �e je zgadujesz,
�e si� go domy�lasz, �e takie powzi��e� przypuszczenie; jak
za� �wiat przyjmie te enuncjacje - rozwa� to sobie sam.
Bardzo �le, bez w�tpienia - odpar� Kleantes; i praw-
dziwie zas�u�y�bym sobie na pot�pienie i odraz�, gdybym
uzna�, �e dowody istnienia b�stwa nie wykraczaj� poza
zgadywanie lub domys�y. Ale czy ca�e to przysposobienie
�rodk�w do cel�w w przypadku i domu, i wszech�wiata -
to tak ma�e podobie�stwo? A ekonomia celowych przy-
czyn? A porz�dek, proporcjonalno�� i uk�ad poszczeg�l-
nych cz�ci? Stopnie schod�w najwyra�niej pomy�lane s�
tak, aby nogi cz�owieka mog�y u�y� ich przy wchodzeniu;
jest to wniosek pewny i nieomylny. Nogi ludzkie r�wnie�
pomy�lane s� do chodzenia i wspinania si� pod g�r�;
i przyznaj�, �e ten wniosek nie jest ju� tak ca�kiem pewny,
a to z powodu owej odmienno�ci, na kt�r� zwr�ci�e�
uwag�; czy� jednak zas�uguje dlatego tylko na miano
przypuszczenia lub domys�u?
Dobry Bo�e! - przerywaj�c mu zawo�a� Demea -
gdzie�e�my to zaszli! Gorliwi obro�cy religii przyznaj�,
�e dowodom istnienia b�stwa brak doskona�ej oczywisto-
�ci! I ty, Filonie, na kt�rego pomoc zda�em si�, do-
wodz�c godnej uwielbienia tajemniczo�ci boskiej natury,
czy i ty podzielasz wszystkie te niepoczytalne mniemania
Kleantesa? Jak�e bowiem mam je nazwa� inaczej? Lub
dlaczego mia�bym miarkowa� si� w naganie, kiedy takie
zasady, poparte takim autorytetem, g�osi si� wobec cz�o-
wieka tak m�odego jak Pamfil?
Wydajesz si� nie rozumie�, odpar� Filon, �e walcz�
z Kleantesem w�asn� jego broni� i �e ukazuj�c mu, jak
niebezpieczne konsekwencje wynikaj� z jego doktryn,
spodziewam si� przyprowadzi� go w ko�cu do jednego
z nami pogl�du. Co jednak, jak zauwa�y�em, najbardziej
nie przypad�o ci do gustu, to spos�b, w jaki Kleantes,
przedstawi� argument a posteriori; widz�c za�, �e argu-
ment ten got�w jest wymkn�� ci si� z r�k i rozp�yn��
w powietrzu, uwa�asz go za tak zniekszta�cony, i� nie
chce ci si� wierzy�, a�eby wystawiony zosta� we w�a�ci-
wym �wietle. Ot� jakkolwiek dalece nie zgadza�bym si�
z niebezpiecznymi zasadami Kleantesa pod innymi wzgl�-
dami, przyzna� musz�, �e argument �w przedstawi� jak
si� nale�y i spr�buj� tak ci rzecz wy�o�y�, a�eby� wzgl�-
dem niej nie �ywi� �adnych ju� w�tpliwo�ci.
Gdyby kto� abstrahowa� mia� od wszystkiego, co wie
lub widzia�, to na podstawie wy��cznie w�asnych swoich
idei nie potrafi�by on zupe�nie okre�li�, co przedstawia�
ma sob� wszech�wiat ani prze�o�y� jednego stanu czy
po�o�enia rzeczy nad inny. Skoro bowiem o niczym, co
pojmowa�by jasno, nie mo�na by by�o powiedzie�, i�
jest niemo�liwe lub �e zawiera sprzeczno��, przeto ka�dy
chimeryczny tw�r jego wyobra�ni mia�by jednakie prawa
i nie potrafi�by on wskaza� �adnej rozs�dnej racji, dlaczego
trzyma si� jednej jakiej� idei czy systemu, a odrzuca inne,
r�wnie mo�liwe.
Nast�pnie, kiedy otworzy�by oczy i ogl�da� �wiat,
jakim jest w rzeczywisto�ci, niemo�liwe by�oby dla� po-
cz�tkowo okre�li� przyczyn� jakiegokolwiek zjawiska,
a tym bardziej przyczyn� ca�o�ci rzeczy czyli wszech-
�wiata. M�g�by popu�ci� wodze fantazji, ta za� dostarczy-
�aby mu niesko�czonej rozmaito�ci doniesie� i przed-
stawie�. Wszystkie by�yby mo�liwe; ale poniewa� wszyst-
kie by�yby mo�liwe jednakowo, nie umia�by on nigdy
sam z siebie zadowalaj�co wyja�ni�, dlaczego jedno
z nich przek�ada nad inne. Prawdziw� przyczyn� ka�-
dego zjawiska wskaza� mu mo�e tylko do�wiadczenie.
Ot�, Demeo, ta metoda rozumowania prowadzi do
wniosku (a milcz�co przyznaje to naprawd� i sam Kleantes),
�e porz�dek, uk�ad i przysposobienie celowych przyczyn
same przez si� nie dowodz� zamys�u w urz�dzeniu �wiata,
ale tylko o tyle, o ile z do�wiadczenia wiadomo, i� wyni-
kaj� one z tej w�a�nie zasady. Z punktu widzenia wiedzy
a priori materia r�wnie dobrze jak umys� zawiera� mo�e
w sobie pierwotne �r�d�o czy pierwotn� przyczyn� po-
rz�dku; �e poszczeg�lne elementy z jakiej� nieznanej
wewn�trznej przyczyny same wi��� si� w najwyborniejszy
uk�ad - to poj�� nie trudniej, ni� wyobra�a� sobie, �e
idee tych element�w z podobnej wewn�trznej, nieznanej
przyczyny wi��� si� w �w uk�ad w ogromnym, uniwersal-
nym umy�le. Zgodzili�my si�, �e obie te supozycje s�
jednakowo mo�liwe. Do�wiadczenie, zdaniem Kleantesa,
poucza nas, �e jest mi�dzy nimi r�nica. Rzu� razem
par� kawa�k�w stali bez kszta�tu i formy; nigdy nie u�o��
si� tak, a�eby powsta� z tego zegarek; kamie�, zaprawa
i drzewo nigdy bez architekta nie zbuduj� domu. Widzimy
natomiast, �e dzi�ki nieznanej jakiej�, niewyt�umaczalnej
organizacji idee w umy�le ludzkim uk�adaj� si� tak, �e
tworz� plan zegarka lub domu. Do�wiadczenie dowodzi
tedy, �e pierwotna zasada porz�dku istnieje nie w materii,
lecz w umy�le. Z podobnych skutk�w wnosimy o podob-
nych przyczynach. Przysposobienie �rodk�w do cel�w jest
we wszech�wiecie takie samo, jak w maszynie wymy�lonej
przez cz�owieka. A wi�c i przyczyny musz� by� podobne.
Przyzna� musz�, �e od pocz�tku zgorszony by�em tym
twierdzeniem o podobie�stwie mi�dzy b�stwem a isto-
tami ludzkimi i jestem prze�wiadczony, �e zawiera ono
takie poni�enie najwy�szej Istoty, jakiego nie zniesie
�aden rzetelny teista. Z twoj� tedy, Demeo, pomoc�,
spr�buj� broni� tego, co s�usznie nazywasz godn� uwiel-
bienia tajemniczo�ci� boskiej natury, i zbij� to rozumowanie
Kleantesa, je�eli tylko uzna, �e przedstawi�em je jak nale�y.
Kiedy Kleantes przy�wiadczy�, Filon po kr�tkiej prze-
rwie m�wi� dalej co nast�puje:
�e wszystkie wnioski o faktach oparte s� na do�wiad-
czeniu, a wszystkie rozumowania eksperymentalne na
za�o�eniu, i� podobne przyczyny dowodz� podobnych
skutk�w, a podobne skutki podobnych przyczyn - o tym,
Kleantesie, nie b�d� teraz wiele z tob� rozprawia�.
Zauwa� jednak prosz�, jak niezwykle ostro�nie post�puj�
wszyscy ci, kt�rzy umiej� dobrze rozumowa�, kiedy prze-
nosz� poczynione do�wiadczenia na przypadki zbli�one.
Je�eli przypadki nie s� dok�adnie podobne, nigdy z pe�-
nym zaufaniem nie stosuj� dawniejszej swojej obserwacji
do �adnego jednostkowego zjawiska. Ka�da zmiana wa-
runk�w wywo�uje w�tpliwo�ci co do wyniku i potrzebne
s� nowe do�wiadczenia, a�eby dowie�� niezbicie, i� nowe
warunki nie maj� wagi ani znaczenia. Zmiana obj�to�ci,
po�o�enia, uk�adu, czasu trwania, zmiana w stanie po-
wietrza lub otaczaj�cych cia� - ka�dy z tych fakt�w
poci�gn�� za sob� mo�e nieobliczalne nast�pstwa. I wy-
j�wszy wypadki, kiedy chodzi o przedmioty doskonale
nam znane, najwy�sz� lekkomy�lno�ci� jest po wyst�-
pieniu kt�rej� z tych zmian oczekiwa� z pewno�ci�, �e
wynik podobny b�dzie do tego, co obserwowali�my
uprzednio. Powolny i przemy�lany krok filozof�w, je�eli
gdzie to tu w�a�nie, r�ni si� od pospiesznego marszu
szerokiej rzeszy, kt�ra, daj�c si� poci�gn�� najl�ejszemu po-
dobie�stwu, nie potrafi ani dostrzega� r�nic, ani po-
rz�dnie rzeczy rozwa�y�.
Czy my�lisz jednak, Kleantesie, �e zachowa�e� zwyk�e
ci zr�wnowa�enie i postaw� filozofa, kiedy uczyni�e� ten
ogromny krok, przyr�wnuj�c do wszech�wiata domy,
okr�ty, sprz�ty i maszyny, i z ich podobie�stwa w pew-
nych szczeg�ach wnosz�c o podobie�stwie ich przyczyn?
My�l, �wiadomo�� cel�w, inteligencja, objawiane przez
cz�owieka i inne zwierz�ta to tylko jedna z przyczyn,
jedna z zasad wszech�wiata, tak samo jak ciep�o i zimno,
przyci�ganie i odpychanie, i sto jeszcze innych, kt�re
daj� si� codziennie obserwowa�. Jest to przyczyna aktywna,
dzi�ki kt�rej, jak widzimy, jedne cz�ci przyrody wywo-
�uj� zmiany w innych. Ale czy mo�na zasadnie prze-
nosi� konkluzj� z cz�ci na ca�o��? Czy ogromna nie-
wsp�mierno�� zjawisk nie wyklucza wszelkiego por�wna-
nia i wnioskowania z jednego o drugim? Czy obserwuj�c
jak ro�nie w�os, mo�na dowiedzie� si� czego� o tym,
jak powstaje cz�owiek? Czy spos�b rozwijania si� li�cia,
cho�by�my nawet spos�b ten doskonale znali, dostarczy
nam jakich� wiadomo�ci o wegetacji drzewa?
Ale przyj�wszy nawet, �e za podstaw� naszych s�d�w
o pochodzeniu ca�o�ci, na co zgodzi� si� niepodobna,
wzi�liby�my oddzia�ywanie jednej cz�ci przyrody na
drug� - czemu� to wybra� mieliby�my zasad� tak
b�ah�, tak s�ab�, tak ograniczon�, jak� na tej planecie
jest rozum i zdolno�� celowego dzia�ania zwierz�t? Jaki�
to osobliwy przywilej przys�uguje nieznacznemu owemu
poruszeniu m�zgu, kt�re nazywamy my�l�, �e czyni�
mamy z niego model ca�ego wszech�wiata? Tak w�a�nie
przy ka�dej sposobno�ci przedstawia nam t� rzecz stron-
nicza postawa, jak� zajmujemy wobec samych siebie;
rzetelna jednak filozofia powinna czujnie strzec nas przed
tak naturalnym z�udzeniem.
Daleki od uznania, ci�gn�� Filon dalej, �e dzia�ania
cz�ci pozwoli� nam mog� na wyci�gni�cie poprawnych
wniosk�w o pochodzeniu ca�o�ci, nie zgodz� si� i na to,
�eby jedna jaka� cz�� stanowi� mia�a wzorzec innej,
je�eli s� od siebie bardzo oddalone. Gzy mamy jaki�
rozs�dny pow�d wnosi�, �e mieszka�cy innych planet
maj� my�l, inteligencj�, rozum albo co� podobnego do
tych w�adz cz�owieka? Skoro przyroda tak dalece uroz-
maici�a sw�j spos�b dzia�ania na ma�ej kuli ziemskiej,
to czy� mo�emy sobie wyobrazi�, �e w ca�ym tak ogrom-
nym wszech�wiecie nieustannie kopiuje sam� siebie?
Je�eli za� my�lenie, jak mo�emy s�usznie przypuszcza�,
nie istnieje poza ciasnym tym zak�tkiem, a i tu nawet ma
tak ograniczony zasi�g dzia�ania, to czy� mo�emy za-
s�dnie uzna� je za pierwotn� przyczyn� wszechrzeczy?
Ciasny pogl�d wie�niaka, kt�ry domow� swoj� gospo-
dark� czyni miernikiem rz�dzenia kr�lestwami - to
w por�wnaniu z tym wybaczalny sofizmat.
Ale gdyby�my nawet byli jak najpewniejsi, �e my�lenie
i rozum, podobne do rozumu i my�lenia cz�owieka, istniej�
w ca�ym wszech�wiecie i �e dzia�aj� gdzie indziej z nie-
por�wnanie wi�ksz� si�� i skuteczno�ci�, ni� to si� dzieje
na kuli ziemskiej, to i tak nie rozumiem, na jakiej podstawie
spos�b funkcjonowania �wiata ju� uformowanego, uporz�d-
kowanego i uregulowanego rozci�gn�� by mo�na zasadnie
na �wiat znajduj�cy si� w stanie embrionalnym i zd��a-
j�cy dopiero do owego uformowania si� i porz�dku.
Dzi�ki obserwacji wierny co� nie co� o organizacji, czyn-
no�ciach i od�ywianiu si� w pe�ni ukszta�towanego zwie-
rz�cia, ale obserwacje te winni�my nader ostro�nie prze-
nosi� na wzrost p�odu w macicy, a tym bardziej na two-
rzenie si� plemnika w l�d�wiach samca. Jak pokazuje
nawet ograniczone nasze do�wiadczenie, przyroda za-
wiera niesko�czon� ilo�� przyczyn i zasad, przejawiaj�-
cych si� bezustannie przy wszelkiej zmianie jej stanu
i sytuacji. Niezwyk�ej za� trzeba lekkomy�lno�ci, by chcie�
wyrokowa�, jakie to nowe i nieznane zasady wprawia�yby
przyrod� w ruch w sytuacji tak nowej i nieznanej, jak
kszta�towanie si� wszech�wiata.
Bardzo male�ki wycinek tego wielkiego systemu od-
s�ania si� nam przez czas bardzo kr�tki i w bardzo nie-
doskona�y spos�b; i na