3100

Szczegóły
Tytuł 3100
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3100 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3100 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3100 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Leon Kruczkowski Niemcy Wersja elektroniczna ABJKK Sztuka w trzech aktach Biblioteka szkolna PA�STWOWY INSTYTUT WYDAWNICZY Ksi��ka zatwierdzona do bibliotek licealnych (kl. X�XI) pismem Ministerstwa O�wiaty nr P03-2706/57 z dn. 27 grudnia 1957 r. NOTA OD REDAKCJI Leon Kruczkowski urodzi� si� w 1900 r. w Krakowie. Tam debiutowa� na prze�omie lat 1918/19, publikuj�c wiersze w cza- sopi�mie �Maski". Po uko�czeniu studi�w z zakresu technologii chemii pracowa� w przemy�le w Zag��biu D�browskim. W tym czasie wydaje tom wierszy pt. Mioty nad �wiatem (1928) oraz powie�� pt. Kordian i cham (1932), kt�ra staje si� rewelacj� literack�. Kordian i cham, pierwsza polska powie�� o tenden- cjach rewolucyjnych, rewiduj�ca narodowe mity i trafiaj�ca w najczulszy nerw polskiej tradycji literackiej, sta�a si� trwa- �ym dorobkiem literatury polskiej. Po sukcesie Kordiana i cha- ma Kruczkowski po�wi�ci� si� wy��cznie pracy literackiej i publicystycznej. W 1935 r. powstaje przeznaczony na scen� utw�r satyryczny, wymierzony przeciw nacjonalizmowi i ra- sizmowi, pt. Bohater naszych czas�w, wystawiony w war- szawskim teatrze �Comoedia", oraz powie�� historyczna pt. Pawie pi�ra, za� w 1937 r. powie�� o tematyce wsp�czesnej pt. Sid�a. Jednocze�nie pisarz systematycznie wsp�pracuje z pras� lewicow�: �Sygna�ami", �Lewym Torem", �Po prostu", �Now� Wsi�", "Epok�" i in. Efektem politycznej i publicystycz- nej dzia�alno�ci Kruczkowskiego s� publikacje: Cz�owiek i po- wszednio��, Dlaczego jestem socjalist�, W klimacie dyktatury (zbi�r artyku��w), ukazuj�ce si� w latach 1936�1938. Pod ko- niec dwudziestolecia pisarz pracuje nad powie�ci� z czas�w Stanis�awa Augusta oraz utworem po�wi�conym polskiej emi- gracji robotniczej w Belgii. (Obie powie�ci, nie uko�czone, zagin�y.) Okres II wojny �wiatowej autor Kordiana i chama sp�dza w obozie niemieckim dla je�c�w wojennych. Po wojnie jest jednym z naJczynniejszych organizator�w �ycia kultural- nego, pe�ni�c kolejno szereg odpowiedzialnych funkcji pa�- stwowych i spo�ecznych. Jego praca literacka nie ulega przy tym zahamowaniu. Powie�ciopisarz staje si� dramatopisarzem. W 1948 r. Teatr Polski w Warszawie wystawia jego Odwety, dramat o problematyce wsp�czesnej, gor�co przyj�ty zar�wno pszez publiczno��, jak i krytyk�, a w dwa lata potem na sce- nie Teatru Starego w Krakowie, odbywa si� premiera Niem- c�w � najg�o�niejszej sztuki Kruczkowskiego. Niemcy, grane na blisko dwudziestu scenach Polski, doczeka�y si� rekordo- wej ilo�ci przek�ad�w na j�zyki obce (14), wyda� w j�zykach obcych (8) oraz premier w Berlinie i wielu miastach nie- mieckich, w Wiedniu, Pary�u, Brukseli, Pradze, Bratys�awie, Rzymie, Sofii, Londynie, Helsinkach i Tokio, popularyzuj�c w spos�b dotychczas nie spotykany dramaturgi� polsk� na �wiecie. W 1950 r. pisarz wydaje tom publicystyki pt. Spotka- nia i konfrontacje oraz rekonstrukcj� nie znanej i nie uko�- czonej sztuki Stefana �eromskiego pt. Grzech, kt�r� adaptuje na scen� Teatru Kameralnego w Warszawie. W 1954 r. ukazuje si� wyb�r artyku��w z okresu powojennego pt. W�r�d swoich i obcych oraz powstaje dramat o tragedii Rosenberg�w pt. Juliusz i Ethel, za� w rok p�niej � podobnie jak Juliusza i Ethel � Teatr Kameralny wystawia napisan� w 1952 r. sztu- k� o problematyce wsp�czesnej pt. Odwiedziny. NIEMCY OSOBY: Profesor Sonnenbruch Berta � jego �ona Ruth � ich c�rka Willii � ich syn Liesel � wdowa po ich starszym synu Joachim Peters Hoppe Sch ultz Jury� Pani Soerensen Marika Tourterelle Fanchette Oficer Wehrmachtu Gefreiter Antoni Urz�dnik policyjny Dziecko �ydowskie Heini Czas akcji; koniec wrze�nia 1943 roku. AKT PIERWSZY ODS�ONA PIERWSZA W okupowanej Polsce. Kancelaria posterunku �andarmerii nie- mieckiej w malym miasteczku. St�, krzes�a, szafa, portret Hitlera, mapa, jaki� afisz propagandowy. Na stojaku tylko jeden karabin. Na stole talerz z Jab�kami. Na krze�le du�a waliza, �andarm Hoppe boryka si� z ni�, jest tak wypchana. �e nie spos�b zamkn��. Drzwi otwieraj� si�, m�ynarz S c h ultz wchodzi, szturchan- cem wpychaj�c przed sob� dziesiecio-, dwunastoletniego ch�op- ca, Dziecko �ydowskie, w podartych resztkach odzie�y, wyn�dznia�e i ju� nie tyle przera�one, co zoboj�tnia�o na wszystko. Schultz Hoppe Ajlitla! * Hoppe Ajlitla! Schult z C� to, pan Hoppe dzisiaj sam na posterunku? Hoppe przek�ada i ugniata w walizie Jak pan widzi. Wszyscy pojechali w teren. Ale wr�c�, przed wieczorem wr�c�. Sch ultz Podr� jaka�? Urlop mo�e? Ajlitla � zniekszta�cone mcm. Hetl Hitler � chwa�a Hitlerowi, pozdrowienie faszyst�w niemieckich. Hoppe �eby� pan wiedzia�. Urlop. Ca�e trzy dni, nie licz�c podr�y. Schultz Winszuj�. O to dzi� nie�atwo. Hoppe prostuje si� Bo te� to jest co� zupe�nie ekstra, panie Schultz! Pan wie, kto to taki � Sonnenbruch, profesor Sonnenbruch? S�awny uczony, chluba niemieckiej biologii. Obchodzi po- jutrze trzydziestolecie swojej pracy naukowej. To wielkie �wi�to u nas, w Getyndze. A ja jestem, musi pan wie- dzie�, najstarszym wo�nym w zak�adzie profesora Sonnen- brucha, dwadzie�cia lat ju� przy nim! I profesor wysta- ra� mi si� o trzy dni urlopu, nie licz�c podr�y. Niech pan pomy�li, co to za cz�owiek! Ma swoje stosunki, wi�c zrobi� mi niespodziank�. Chce, �ebym i ja bra� udzia� w tej uroczysto�ci. Nie ma pan poj�cia, co to za cz�owiek, panie Schultzl Schultz Przy okazji co� si� zawiezie do domu. Nie mo�na powie- dzie�, waliza a� st�ka, taka wypchana, (szturchaniec) l z �o- n� pan Hoppe si� prze�pi, co? Hoppe Jo, i od tego tutaj g�wna przez par� dni z daleka. Te� co� warte. Schultz Nie podoba si�, co? �mierdzi s�u�ba? Wola�oby si� w Ge- tyndze, z uczonymi, w czystej robocie? Jo, jo! Dlatego my tu w�a�nie przyszli na wsch�d, �eby zrobi� czysto i �adnie. Z�e m�wi�, panie Hoppe? Hoppe 'Z�e � nie powiem, ale c� z tego? Cz�owiek tu jak w�r�d wilk�w, gdzie st�pisz, patrz� spode �ba. Partyzanty robi� si� coraz zuchwalsze... na noc trzeba si� zamyka� jak w fortecy... A, nawet my�le� si� nie chce. Schultz Pociesz si� pan, �e dalej na wsch�d jeszcze gorzej. Hoppe Pewnie. Zawsze my tu blisko Reichu, w razie czego... Schultz �W razie czego"? Jak pan Hoppe to rozumie? Hoppe Zwyczajnie, (innym tonem) Pan ma jaki� interes do nas, panie Schultz? Schultz Jo, mam interes. Pan mnie zna, �e na puste gadanie -nie przychodz�. Mam interes, ale niedu�y. O, tam stoi. Wskazuje Dziecko �ydowskie. Hoppe dopiero teraz je spostrzega. Szczeni� �ydowskie. Znalaz�em to pod krzakiem, w za- gajniku ko�o m�yna. Przyprowadzi�em, �eby pan z nim zrobi�, co trzeba, (do Dziecka) Czemu si� gapisz, ty wszarzu? Pod �cian� i odwr�ci� siei Dziecko wykonuje rozkaz. Mog�em go sam od r�ki za�atwi�, ale pomy�la�em sobie, (z naciskiem) niech i pan Hoppe si� rozerwie. W naszym ma�ym miasteczku nudno... niech i pan Hoppe... A zreszt�, wed�ug przepis�w... Hoppe Wed�ug przepis�w, m�wi pan... Schultz I w�a�ciwie to ju� wszystko. Zostawiam panu tego diabe�ka i radz� zrobi� go raz-dwa, �eby bro� Bo�e nie dmuchn�� pa- nu spod r�ki. (idzie ku drzwiom, zatrzymuje si� przed nimi, patrzy przenikliwie na Hoppego Jo, tu na wschodzie brudno i �mierdzi. �ycz� dobrego urlopu w Getyndze, panie Hoppe. Ajlitla! Wychodzi Hoppe patrzy na drzwi, kt�re zamkn�y si� za Schultzem. potem powoli przenosi wzrok na Dziecko, stoj�ce twarz� do �cia- ny, po chwili szorstko Nie st�j tam jak pie�. Poka� si�. Dziecko odwraca si�. Hoppe podchodzi bli�ej. �yd? Dziecko potakuje g�ow�. Po co ty chodzisz po �wiecie? Dziecko Ja nie wiem... Hoppe Co ja mam z tob� zrobi�? Dziecko Ja nie wiem... Hoppe Nie wiesz, ty nic nie wiesz! (krzyczy) A ja musz� wiedzie�, rozumiesz? ja musz�! (spokojnie) Ale jedno chyba wiesz na pewno, �e z tob� �le? Dziecko �le, prosz� pana. Wszystkich ju� zabili. Mam�, dziadka, ma�� Esterk�... Jeszcze tylko ja... (od dawna patrzy �akomie na talerz z jab�kami stoj�cy na stole) Niech mi pan da jed- no takie jab�ko... Hoppe zaskoczony Jab�ko? (wzrusza ramionami, podchodzi do sto�u, wybiera jab�ko, podaje) No masz! Dziecko �akomie gryzie jab�ko. Hoppe obserwuje, mruczy: Jab�ek mu si� zachciewa, w takiej chwili... (siada przy stole. b�bni o��wkiem po blacie, po chwili) Diabli ci� tu nadali, akurat dzisiaj... Dziecko Niech pan si� nie gniewa. Sam zosta�em. Przez dwa ty- godnie udawa�o mi si�, to w lesie, to w ziemniakach... cza- sem ludzie pomogli... Ale teraz ju� koniec... (po chwili) Tamten pan z�y, zbi� mnie po twarzy... Pan za to inny cz�owiek, dobry... Hoppe G�upi�! Wcale nie jestem dobry. Teraz wojna, nie ma dobrych ludzi, rozumiesz? Wstaje, przechadza si� ci�ko. Dziecko gryz�c Jab�ko obserwuje go w milczeniu. Drzwi uchylaj� si� ostro�nie. Jury� wchodzi niepewnie, troch� podpity, zamyka drzwi, rozgl�da si� w sytuacji. Czego tu? Jury� Zajrza�em, mo�e co potrzeba? Bo jak nie, to poszed�bym si� przespa�. Upa� jak cholera. Hoppe Ju� co� wypi�e�, �winio! Od rana! Jury� Jedn� szklaneczk� tylko, panie Hoppe. Jak mi zdrowie mi�e, jedyn�! (wskazuje Dziecko) �ydek? Hoppe potwierdza skinieniem g�owy. Widzia�em, �e pan Schultz co� tu czarnego przyprowadzi� z lasu, ale nie by�em pewny, (do Dziecka) Nie b�j si�, kurczaku, pan Hoppe jest porz�dny cz�owiek, nic z�ego ci nie zrobi... Hoppe Stul pysk, Jury�. Jury� Nie ma si� o co obra�a�. Porz�dno�� nikogo nie ha�bi. (przygl�da si� Dziecku) No, no! Cud boski, �e takie co� jeszcze chodzi po tej marnej ziemi. Ile masz lat, Srulku? Dziecko Dwana�cie. Ale na imi� mi Chaimek... Jury� Wszystko jedno. Tak czy siak, nie masz si� czym chwali�. Prawda, panie Hoppe? Hoppe Zostaw te g�upoty, Jury�.(patrzy na Dziecko) Co� przecie trzeba z nim zrobi�... Jury� Wiadomo. Wielkie ceregiele! (�mieje si� ponuro) Czy to pan Hoppe nie wie? Pod plotek, trrrach, i gotowe, (czka g�o�no) Cholerny �wiat! Hoppe Tak, tylko �e... (rozgl�da si�, rzut oka w okno) rozumiesz, Jury�, ja mam dzieci, dw�ch syn�w, c�rk�... Naj- starszy trzyna�cie lat... jak ten... I dzi� wiecz�r wyje�d�am na urlop do Getyngi... do domu, rozumiesz ty, cz�owieku? Jury� p�g�osem, podsuwaj�c �le No, to, panie Hoppe, pu�ci� go, kawa�ek chleba do r�ki, i niech zmiata z powrotem do lasu... Hoppe po cichu Bo pomy�l tylko, cz�owieku, jak si� ma dzieci, to jako� g�upio tak... Ostatecznie, Niemcy si� nie zawal�, je�eli ja, Hoppe... Jury� Ma pan racj�, Niemcy si� nie zawal� przez jedno �y- dowskie dziecko. Hoppe W ko�cu, jest si� cz�owiekiem � co, nie? Jury� Co� w tym rodzaju, zdaje mi si�... Hoppe I zw�aszcza kiedy si� ma dzieci... (urywa) Tss... (nads�uchu- je, po chwili Niech Jury� p�jdzie do okna i dobrze si� rozgl�dnie... Jury wykonuje polecenie. Hoppe nieruchomy, ty�em do okna. Co tam wida�? Jury� Zwyczajnie. Podw�rze, studnia, p�otek... Hoppe A dalej? Przypatrz si� dobrze. Jury� Dalej nic. To samo co zawsze. Tylko pan Schultz stoi na mostku, na go�ci�cu... o psiakrew, patrzy w t� stron�! Hoppe wci�� tylem do okna Na pewno to jest pan Schultz? Nie mylisz si�? Jury� Na mostku przecie, niedaleko. �lepiami �widruje w t� stron� jak gapa w gnat. Hoppe siada, w milczeniu b�bni palcami po stole. JuryS wraca od okna, po cichu; No i co? Hoppe H�? Jury� No, co pan Hoppe my�li zrobi� z tym... Hoppe spojrzenie Z tym? (wstaje powoli, nie patrz�c na Jurysia) C�, trze- ba b�dzie... wed�ug przepis�w... Jury� Masz ci los! Przecie� pan Hoppe przedtem m�wi�, �e to jako� g�upio tak... Hoppe Jo, m�wi�em, ale � Schultz! Rozumiesz, cz�owieku, to jest �winia, z�y pies. Stoi na mostku i patrzy. Ju� ja wiem, dlaczego on stoi i patrzy. Jury� Ale przecie sumienie, panie Hoppe, ludzkie sumienie... Hoppe Dla niemieckiego cz�owieka sumieniem jest drugi nie- miecki cz�owiek, to sobie zapami�taj. Schultz stoi na mostku i patrzy. Ju� ja wiem, co on sobie my�lii (ze z�o�ci�) A ja mam dzieci, rozumiesz, g�upcze! �on�, dzieci... (drewnieJe nagle, podchodzi do stojaka, bierze karabin idzie ku Dziecku) No, chod�, ma�y! Wychodzi pchn�wszy Dziecko przed sob�. Jury� przez chwile patrzy w otwarte drzwi, mruczy Dzieci ma, psiakrew! Serce go boli, bo ma dzieci, ale musi, bo ma dzieci. Ech ty, n�dzo ludzka! Idzie w r�g -izby, staje ty�em, wyci�ga buteleczk� w�dki z kieszeni, pije d�ugo, Przez okno st�umiony odg�os strza�u. Hoppe po chwili wra- ca, stawia karabin na stojaku, powoli idzie do krzes�a z wa- liz�, robi wra�enie, jakby zapomnia� o obecno�ci Jurysia, Jury� w k�cie, schowa� butelk�, patrzy na Hoppego. Jury� I ju�. Po krzyku. Hoppe Id�, sprz�tnij cia�o. Pochyla si� nad waliz�. Jury� nie �piesz�c si� rusza ku drzwiom. Hoppe za nim. A potem skocz do gminy, furmanka �eby by�a na sz�st� po po�udniu, odwioz� mnie na stacj�, do po- ci�gu. Jury� odwr�cony w progu, patrzy na Hoppego, �mieje si� cicho Niby na ten urlop... do domu, do dzieci... Hoppe No, id� ju�, id� do diab�a! Zabiera si� do walizy, przek�ada, ugniata. KURTYNA ODS�ONA druga W okupowanej Norwegii, w Jednym z wi�kszych miast pro- wincjonalnych. Gabinet w mieszkaniu prywatnym Unter- sturmfuh'-era ' Sonnenbrucha. Willi pracuje przy biurku- w �wietle lampy stoj�cej na biurku Z s�siedniego pokoju (drzwi na wprost, oddzielone ci�k� kotar�) s�ycha� graJ�cy cicho pa- tefon. Willi niecierpliwi si�, po chwili przerywa prace, idzie do drzwi, odsuwa Willi Mog�aby� ju� sko�czy� z tym... poczytaj troch� albo co. Pracowa� nie mo�na. Marika w eleganckim szlafroczku, staje w drzwiach Nudz� si�, Willi. To raczej ty m�g�by� wreszcie zostawi� te swoje papiery i zaj�� si� mn�. Wyje�d�asz przecie� dzisiaj, na ca�e pi�� dni! Willi W�a�nie dlatego pracuj�. Przed urlopem dobrze jest odwali� swoj� robot�, (przygarnia j�) Jak sko�cz�, b�- dziemy mieli jeszcze troch� czasu, pobawimy si�... Marika Ty, �eby� mnie tylko z kim nie zdradzi� w tym swoim Reichu! W tej Getyndze! Willi W Getyndze masz tylko jedn� rywalk�: moj� matk�. Marika Wiem, wiem. Ub�stwiasz j�. Mimo to wol� by� twoj� kochank� ni�... Willi serio Przepraszam ci�, nie lubi� �art�w na ten temat, (wra- ca do biurka, zapala papierosa) My�lisz, �e jad� do Ge- tyngi dla tej g�upiej hecy, jak� tam wyprawiaj� mojemu uczonemu papie, wielkiemu Sonnenbruchowi? Nie, mo- ja droga. Na to szkoda by by�o tych pi�ciu dni, kt�re sp�dz� bez ciebie. Marika Ach, jaki� ty uprzejmy! Willi Nie, jad� tylko dlatego, �eby j� zobaczy�, moj� mat- k�. Marika Ale� jed�, jed�! Nie wtr�cam si� w twoje rodzinne inte- resy, Mam nadziej�, w ka�dym razie, �e przywieziesz mi z podr�y co� �adnego. Willi Pod tym wzgl�dem nie mo�esz chyba na mnie narzeka�, mam dobr� pami��, (innym tonem) O, w�a�nie! Pami��! Pami��! Od kilku dni wci�� o tym my�l�... Marika O czym? Willi Chcia�bym co� mojej matce w upominku... rozumiesz, co� pi�knego i niebanalnego... Marika Co� ze starej bi�uterii albo... Czy ja wiem? Masz przecie to i owo w biurku � chod�, obejrzymy! Willi W ostateczno�ci trzeba b�dzie, ale ju� przegl�da�em trzy razy i w�a�ciwie nie ma tam nic szczeg�lnego, (z powag�) Nic, co by by�o godne mojej matki! Marika No, pewnie, taki znawca, taki wybredny jak ty... No, chod�! Przejrzymy jeszcze raz. Willi Nie, chyba p�niej troch�, jak sko�cz� Marika Dobrze. Ale ko�cz ju�, prosz� ci�, ko�cz! (idzie ku drzwiom, w progu zatrzymuje si�) Prawda. Na �mier� za- pomnia�am! Czeka w przedpokoju ta pani Soerensen, przyjmij j� wreszcie, m�j kochany! Willi Kto taki? Marika No ta, m�wi�am ci wczoraj, w�a�cicielka pracowni, w kt�- rej si� ubieram. Siedzi ju� od godziny w przedpokoju. B�d� tak dobry, przyjmij j� na par� minut, bardzo mi na tym zale�y. Willi W jakiej sprawie? Marika Ojej, w zwyczajnej, m�wi�am ci wczoraj. Kogo� tam za- brali�cie z jej rodziny, syna, zdaje si�. Sama ci powie najlepiej. To bardzo porz�dna kobieta. Willi S�uchaj no! Czy nie za du�o tych �porz�dnych"? Radz� ci jak najmniej wtr�ca� si� do tych spraw. Marika Ja si� nie wtr�cam. Ale w tej waszej paskudnej ro- bocie r�nie bywa. No wi�c, jak mo�na czasem komu� pom�c... Willi Chcia�bym, �eby to by�y zupe�nie wyj�tkowe wypadki. Marika Ten w�a�nie jest wyj�tkowy. Zrozum, to w�a�cicielka pracowni, w kt�rej si� ubieram! Poprosz� j� tutaj, do- brze? Willi Tylko dlatego, �e wyje�d�am, nie chc� ci odmawia�. Ale pami�taj: wyj�tkowo. I uprzed� t� pani�, �eby si� stresz- cza�a, a tak�e, �e nie znosz� �adnych scen, �adnej histerii. Marika Sam zobaczysz, to bardzo zr�wnowa�ona osoba. Wychodzi. Willi przegl�da papiery. Pani Soerensen wchodzi po chwili, staje niepewnie przy drzwiach. Willi podnosz�c wzrok Prosz�, czym mog� pani s�u�y�? Pani Soerensen Pani Marika powiedzia�a mi, �e pan by� �askaw zgo- dzi� si�... Willi Na co? Pani Soerensen Na wys�uchanie mnie... Willi Tak, zgodzi�em si� zrobi� dla pani wyj�tek. Pani Soerensen W�a�nie. Nie wiem, jak panu mam dzi�kowa�... Willi To zbyteczne. Niech pani siada i kr�tko m�wi, o co chodzi. A raczej: o kogo chodzi. Pani Soerensen siada przy biurku M�j syn... Przychodz� prosi� w sprawie mojego syna... zosta� aresztowany dziesi�� dni temu... nie wiem, z ja- kiego powodu... Willi Wystarczy, �e my to wiemy, �askawa pani. Pani Soerensen Tak, ale czasem zdarzaj� si� pomy�ki, nieporozumie- nia... Willi Pani w to wierzy? Bardzo �a�uj�, my w tych sprawach jeste�my skrupulatni a� do pedanterii. To poniek�d nasza cecha narodowa, (uwa�nie przygl�da si� Pani Soerensen, po chwili) Taak. Pani si� nazywa? Pani Soerensen Soerensen, prosz� pana. Adela Soerensen. Ale to panu mo�e nic nie m�wi. Ten ch�opiec jest moim synem-z pierw- szego ma��e�stwa. On si� nazywa... Willi nie s�ucha, nagle �ywo zainteresowany naszyjnikiem, kt�ry Pani Soerensen ma na szyi; w roztargnieniu Kto taki? O kim pani m�wi? Pani Soerensen O nim w�a�nie, o moim synu... Willi ze �miechem Prawda! Oczywi�cie! Pani daruje, przez chwil� zapa- trzy�em si� w ten pi�kny drobiazg, kt�ry pani ma na szyi... Ale prosz�, s�ucham pani�. Pani Soerensen z palcami pod szyj� Podoba si� panu? Willi Ten naszyjnik? Wyj�tkowo pi�kny! PaniSoerensen Pan jest znawc�, m�wiono mi o tym... Willi Poniek�d. By�em przez dwa lata studentem historii sztuki. Taak. Ale to nie ma znaczenia. No wi�c, jak si� nazywa ten m�ody cz�owiek? Pani Soerensen Chrystian Fons, prosz� pana. M�j syn z pierwszego ma�- �e�stwa. Willi drgn�� Aa! Chrystian F�ns! Milczy b�bni�c palcami po stole. Pani Soerensen z niepokojem Niech mi pan powie, czy to powa�na sprawa? Willi znowu wpatrzony w naszyjnik My si� nie zajmujemy niepowa�nymi sprawami, �aska- wa pani. Pani Soerensen zgn�biona Tak, to prawda, (milczy w zak�opotaniu, obserwuje Wil- lego, po chwili nie�mia�o, dotykaj�c naszyjnika) Je�li... przepraszam, je�eli panu podoba si� ten drobiazg... to mo�e... Willi Ach, pani jeszcze o tym. Owszem, bardzo mi si� po- doba. Pani Soerensen W takim razie... mo�e pan zechce przyj�� go ode mnie... na pami�tk� od matki Chrystiana Fonsa... Willi z nienaturalnym �miechem Jak? Na pami�tk�? A to doskonale! (przeskakuj�c) No, dobrze, F�ns, m�wi pani? Chrystian F�ns? Dwadzie�cia lat, szczup�y, wysoki, z ciemnymi oczami, troch� ka- szle... W�a�nie! Zawsze rozumie, �e to (przeskakuj�c) Ale Pani Soerensen by� w�t�ego zdrowia, po ojcu... Pan jeszcze powi�ksza m�j niepok�j... co do tamtego, nie powinien pan �mia� si� ze mnie. Willi udaje Nie rozumiem. O czym pani m�wi? Pani Soerensen u�miecha si� heroicznie Ten naszyjnik jest ju� tak dawno w mojej rodzinie... od trzech pokole�... najwy�szy czas, �eby zacz�� cieszy� inne oczy... Manipuluje przy karku. Willi Ale�, co pani?... wstaje gwa�townie Pani Soerensen mi�kko Ma pan na pewno kogo� bliskiego i drogiego... kobiet�... matk� mo�e? (podaje zdj�ty naszyjnik) Prosz�, niech pan to przyjmie! Willi Pani nie zdaje sobie sprawy, w jakiej mnie pani stawia sytuacji, (po chwili) Bo w�a�nie my�l� o kim� bardzo mi bliskim i drogim... , Pani Soerensen cicho Tak jak i ja, prosz� pana... tak jak i ja! Dlatego prosz�, niech pan mi nie odmawia... K�adzie naszyjnik na biurku. Willi Pani... pani naprawd�? Nie, nie! To niemo�liwe! Prosz� to zabra� natychmiast! Pani Soerensen b�agalnie Niech pan mi wierzy, ten przedmiot nie ma dzi� dla mnie �adnego znaczenia. �adnego, przysi�gam panu! Niech pan wierzy starej, nieszcz�liwej kobiecie! Willi Chyba �e... w takim razie... no tak, tylko to jedno. M�g�- bym jedynie � kupi� to od pani. O, "tylko tak" Pani Soerensen u�miecha si� z wysi�kiem Jak na sw�j wiek, jest pan rzeczywi�cie niezwyk�ym pedantem... Willi Ju� pani m�wi�em, to jest nasza cecha narodowa. A poza tym, daruje pani, lubi� tylko jasne sytuacje. (bierze naszyjnik, ogl�da) No wi�c, ile pani ��da? Pani Soerensen Tyle, ile s� warte � przepraszam, �e to tak nazw� � dziecinne skrupu�y m�odego cz�owieka. My�l�, �e najwy�ej dziesi�� koron. Willi Dziesi�� koron? Zapomina pani, �e ja si� znam na tych rzeczach, (wyjmu je portfel.) No wi�c, pomn�my to jeszcze przez... (chwilka namys�u) przez pi��... prosz�, oto pi��- dziesi�t koron. Pani Soerensen bior�c banknot Nie b�dzie pan mia� nic przeciw temu, �e z�o�� te pie- ni�dze w jednym z naszych zak�ad�w dla sierot... Willi Ale� zrobi pani z nimi, co pani zechce, (chowa portfel, siada, bierze do r�ki naszyjnik) Tak, to nadzwyczajna oko- liczno��! W�a�nie szuka�em czego� �adnego i niebanal- nego... Pani Soerensen ...dla bliskiej i drogiej osoby... Willi dziecinnie ucieszony W�a�nie! (odk�ada naszyjnik) No wi�c, wracaj�c do rzeczy.. hm, chodzi o tego F�nsa? Pani Soerensen Tak, o niego. M�wiono mi, �e w�a�nie pan ma w r�ku jego spraw�. Prosz� mi powiedzie�, ale tak zupe�nie szcze- rze, czy to naprawd� co� powa�nego? Willi Ju� pani powiedzia�em. On sam przede wszystkim, za- pewniam pani�, uwa�a� to, co robi�, za diabelnie powa�- ne. Czu�by si� nawet dotkni�ty, gdyby kto� my�la� o tym inaczej. My w ka�dym razie nie mamy powodu tak my�le�... Nie wiem, jakie jest pani zdanie w tej sprawie? Pani Soerensen milczy. Czy�by pani mia�a jakie� w�tpliwo�ci co do powagi te- go, co robi� pani syn? Pani Soerensen z przymkni�tymi powiekami, bardzo cicho Mam w�tpliwo�ci, czy dobrze zrobi�am przychodz�c tutaj do pana... (po chwili rozpaczliwie) Ale� przecie�, m�j Bo- �e, on na pewno nie zdawa� sobie sprawy z konsekwencji! Od dziecka by� ch�opcem egzaltowanym, zawsze ba�am , si� o niego... Willi Pani s�dzi, �e to, co robi� ostatnio, by�o tylko nieroz- s�dne, dziecinnie, naiwne? Pani Soerensen z udr�k� Czy ja wiem? Czy ja wiem? (nie�mia�o) Pan powinien lepiej go rozumie�, jest pan :� przepraszam, �e to m�- wi� � tylko o par� lat starszy od niego... Willi Jestem Niemcem, zapomina pani. Pani Soerensen ze zgroz� Czy to a� taka r�nica? Willi Syn pani dzia�a� na szkod� narodu niemieckiego, zechce pani i o tym pami�ta�. Pani Soerensen spokojnie Nar�d niemiecki nie mieszka tu, w Norwegii. Willi z wybuchem brutalnego �miechu Nie mieszka, oczywi�cie, �e nie mieszka! A to dobre! To nadzwyczajne! (ucinaj�c nagle �miech, twardo) Pani, zdaje si�, zapomnia�a nawet, po co pani do mnie przy- sz�a? Pani Soerensen Nie. Nie. O wszystkim jestem gotowa teraz zapomnie� pr�cz tego jednego! (z trwog�) Niech pan mi powie, b�a- gam pana, -czy m�j syn... czy jest jaka� mo�liwo�� urato- wania go? Willi Z niezwyk�� uprzejmo�ci� Pozwoli pani, �e przedtem ja zadam pewne pytanie. Pro- sz� mi powiedzie�, czy, id�c tutaj, �wiadomie wzi�a pani na siebie � ten naszyjnik? Pani Soerensen bez namys�u �wiadomie. Bo, widzi pan, przywyk�am go zak�ada� tyl- ko w chwilach wyj�tkowych, kiedy mia�am zrobi� co� szczeg�lnie wa�nego i trudnego, (z u�miechem) Jako ta- lizman przynosz�cy szcz�cie, (po chwili) Dlaczego pan o to pyta? Willi Dlatego, �e lubi� jasne sytuacje, ju� pani to raz m�- wi�em. (bawi�c si� naszyjnikiem) No wi�c, tak samo je�li chodzi o tamt� spraw�, o spraw� pani syna � czas, �eby i to wyja�ni�... Pani Soerensen Z l�kiem S�ucham. pana. Willi �wci�� bawi si� naszyjnikiem Ot� syn pani, chocia� tak m�ody, okaza� si� nie lada zuchem. Niech pani sobie wyobrazi, �e dzisiaj rano wy- mkn�� si� nam z r�k! Pani Soerensen oszo�omiona, wstaje bezwiednie, z trudem opanowuje fale rado�ci Jak to? Co pan chce przez to powiedzie�? Wili Tylko to, co pani us�ysza�a. Chrystian F�ns wymkn�� si� nam z r�k. Pani Soerensen jakby s�abn�c pod wra�eniem, osuwa si� na krzes�o, stlumio- nym g�osem Przepraszam, w pierwszej chwili nie mog�am tego zro- zumie�... powiedzia� pan to tak spokojnie, bez gnie- wu... cho� to, by� mo�e, bardzo niemi�e dla pa- n�w... Willi O, niech�e pani nie s�dzi, �e syn jej przedstawia a� takie niebezpiecze�stwo dla Rzeszy Niemieckiej, �eby�my mieli z jego powodu nie sypia� po nocach. Pani Soerensen Na pewno, na pewno nie, prosz� pana. (wstaj�c) W ka�- dym razie, serdecznie panu dzi�kuj�. Willi Mnie? Za co? Pani Soerensen Za to, co us�ysza�am od pana. M�g� pan przecie� wcale mi tego nie powiedzie�... Willi wstaj�c Mog�em. Ale powtarzam pani jeszcze raz: lubi� jasne sy- tuacje. Tak. Nie ma za co dzi�kowa�. Pani Soerensen zmieszana Ja wiem, mo�e to nietakt z mojej strony, �e panu za to dzi�kuj�, ale... m�wi� po prostu to, co odczuwam w tej chwili. I je�li wdzi�czno�� starej, obcej kobiety mo�e mie� dla pana jakie� znaczenie, niech pan b�dzie prze- konany, �e takie uczucia zdarzaj� si� jeszcze na tym okrutnym �wiecie. Pozwoli mi pan ju� odej��? Willi My�l�, �e wyczerpali�my spraw�. �egnam pani�. Pani Soerensen lekki uk�on g�ow�, idzie ku wyj�ciu, przy drzwiach odwraca si� �ycz�, �eby ten drobiazg, le��cy na pa�skim biurku, przy- ni�s� szcz�cie bliskiej panu osobie, kt�rej pan zechce go ofiarowa�. Wychodzi. Willi sam, bierze naszyjnik, ogl�da go z zaciekawieniem: po chwili, id�c w stron� kotary Marika! Marika wchodzi Mo�esz si� nie chwali�. S�ysza�am wszystko. Poka�, czy naprawd� takie �adne? Willi �podaje Jej naszyjnik Nadzwyczajne. Stara, wenecka, zdaje si�, robota. Marika ogl�da Nie znam si�, czy wenecka, czy jaka, ale za�o�� si�, �e to warte co najmniej dziesi�� razy wi�cej, ni� jej da- �e�! Willi Grubo wi�cej!! Ale pomy�l, co za szcz�liwa okazja! Moja matka b�dzie zachwycona. Marika Nie zapominaj tylko, �e to ja... mnie zawdzi�czasz t� okazj�. Swoj� drog�, to bardzo porz�dna kobieta ta pani Soerensen. My�l�, �e b�dzie mi odt�d taniej liczy� za sukienki... Willi Nie jestem tego pewny... Marika Dlaczego? Dzi�ki mojej protekcji przyj��e� j�... Willi Poniek�d Marika I b�d� co b�d� wysz�a st�d uszcz�liwiona. A swoj� drog� to zabawne, �e temu ch�opcu akurat dzisiaj uda�o si� zwia�! Willi Przykro mi, ale musz� ci� rozczarowa�. Marika Jak to? S�ysza�am przecie�. Nie ok�ama�e� jej chyba? Willi C� znowu! Chrystian Fons naprawd� wymkn�� si� nam z r�k. To znaczy � umar� dzi� rano w swojej celi. Tro- ch� za mocno przes�uchiwano go ubieg�ej nocy. Taak. Za kilka dni zawiadomi si� rodzin�. Marika patrzy na niego w os�upieniu, bezwiednie wyci�ga r�k� z naszyjnikiem, wciska go w d�o� Willego. Willi chowa naszyjnik do kieszeni, patrzy na zegarek. No, ale teraz do roboty. Za cztery godziny mam po- ci�g. Idzie do biurka. Marika patrzy za nim z r�k� wci�� wyci�gni�t� w powie- trzu, nagle wybucha cichym, podobnym do �kania, potem coraz g�o�niejszym histerycznym �miechem. KURTYNA Niemcy ODS�ONA TRZECIA W okupowanej Francji. Wn�trze ober�y w miasteczku na p�nocy. Oszklone drzwi i witryna na ulic�. Fanchette stoi za bufetem, twarz oparta na d�oniach, oczy wpatrzone nieruchomo w przestrze�. Tourterelle siedzi przy stoliku w k�cie. Tourterelle Ci swoje i tamci swoje. A kto p�aci rachunek? Spo- kojni ludzie. O, tacy jak Piotr, jak aptekarz Grappin, jak stary Mortier... (ze z�o�ci�) Nie zgadzam si� z tym, Fanchetfe, rozumiesz? Nie zgadzam si�! Francuzi nie s� ju� dzisiaj zbyt silnym narodem, na szcz�cie mieli do�� d�ug� histori�, �eby dorobi� si� rozumu. Niekt�- rym jednak wci�� jeszcze si� zdaje, �e byle rozpalona g�owa tyle znaczy, co batalion piechoty... (bije pi�ci� w st�, krzyczy! Nieprawda, Fanchette! M�wi� ci, �e to nieprawda! (po chwili, innym g�osem) A zreszt� s�o�ce jest dla wszystkich. Fanchette nieporuszona, szeptem S�o�ce... dla wszystkich... Tourterelle Niemcy to niebezpieczni wariaci. Wcze�niej czy p�niej rozbij� sobie g�ow� i wtedy sami uznaj�, rozumiesz, sami uznaj�, �e s�o�ce �wieci dla wszystkich. Nie trzeba im w tym pomaga�, niech ka�dy sam si� dorabia swojego rozumu. A kto im pomaga najwi�cej? W�a�nie ci, kt�rym si� zdaje, �e z nimi walcz�! O! Fanchette ostro Wujku Tourterelle! Co ty wygadujesz? Tourterelle A tak, moje dziecko! A tak! Oni �ywi� niemieck� w�ciek�o�� swoimi szalonymi wybrykami, nie pozwalaj� zwiotcze� niemieckim musku�om. Oni ratuj� tego diab�a z w�sikami przed skleroz�, przed ot�uszczeniem serca, przed niestrawno�ci� z przejedzenia. Oni � ci szale�cy z Resistance! Fanchette Wujku Tourterelle! Zabraniam ci m�wi� w ten spos�b! Tourterelle ironicznie Zw�aszcza dzisiaj, co? (wskazuje r�k� na ulic�) Spyta�aby� tych tam siedmiu, powiedzieliby od razu, czy stary Tour- terelle ma racj�, czy nie ma racji! Fanchette prostuj�c si�, z si�� Ani dzi�, ani jutro, wujku Tourterelle! A tamtych.,. (ciszej) tamtych zostaw w spokoju. Tourterelle wstaje, podchodzi do Fanchette, patrz� sobie w oczy, po chwili Nie chce si� wierzy�, Fanchette, �e jeste� dziewczyn� i masz zaledwie dwadzie�cia sze�� lat... Fanchette Nie chce si� wierzy�, �e by�e� kiedy� moim nauczycielem, wujku Tourterelle! Na ulicy ukazuj� si� RuthSonnenbruch w stroju �samochodowym" i Oficer w mundurze majora Wehrmach- tu, elegancki, wiek ponad czterdzie�ci. Zatrzymuj� si� przed drzwiami, chwila namys�u, wchodz�. Tourterelle wycofuje si� do swego stolika w k�cie. Resistance - francuski ruch Oporu w czasie II wojny �wiatowej Oficer uprzejmy, salutuj�c Dzie� dobry! Chcieliby�my napi� si� czego�, mademoiselle . Fanchette Jest tylko piwo. Oficer Koniak mo�e? Fanchette Nie, tylko piwo. Ruth wzrusza "ramionami C� robi�, niech b�dzie piwo. (idzie do jednego ze stolik�w. siada. Oficer naprzeciw niej) Przyznam si� panu, majo- rze, �e mam w walizce butelk� Henessy, ale przyrzek�am sobie dowie�� j� nietkni�t� do Getyngi. M�j papa ma�o pija, ale od czasu do czasu nie gardzi kieliszkiem ko- niaku. Oficer Bardzo s�usznie. Nawet wielcy ludzie, tacy jak profesor Sonnenbruch, nie powinni gardzi� ma�ymi przyjemno- �ciami. Ruth Czy tylko na pewno, majorze, nie b�dziemy musieli cze- ka� tu d�u�ej jak p� godziny? Oficer pewno. Defekt jest nieznaczny i w�a�ciwie mogli- by�my jecha� z nim spokojnie, ale m�j szofer... (do Fan- chette podaj�cej pucharki z piwem) Merci, mademoiselle. Mademoiselle (fr.) � panienko. Merci , mademoiselle (fr.) � dzi�kuj� panienko. Czy w tym waszym miasteczku zawsze tak pusto i cicho na ulicach? Fanchette nie patrz�c Zawsze, kiedy si� dzieje co� z�ego. Wraca za bufet, nieruchomieje tam. Ruth �patrzy za ni�, potem na Tourterellea, po chwili zni�o- nym g�osem Nieprzyjemnie tu jako�... i ta dziewczyna, zdaje si�, nie za bardzo uprzejma. Nie lubi� takich spojrze�... Oficer Pani chyba nie spotyka si� z nimi zbyt cz�sto. Kto, tak jak pani, tylko fruwa po Europie, po naszej Euro- pie, ten w�a�ciwie nie zauwa�a nawet ludzkich spojrze� Zreszt�, nie wsz�dzie patrz� na nas jednakowymi oczyma. Ruth To prawda, W zesz�ym roku by�am dwa razy w Warsza- wie. Przyznam si� panu, majorze, �e tam najbardziej nie lubi�am chodzi� po ulicach. Oficer Szkoda, �e pani nie by�a jeszcze gdzie� dalej na wscho- dzie. Ruth Uprzejmie dzi�kuj�, nie, nie! Stanowczo lepiej si� czuj� w Kopenhadze, Brukseli, Pary�u... Chocia� i tam zdarza si�" czasem w lokalach czy na ulicy chwyta� spojrzenia bardzo nieprzyjemne... Oficer Oczywi�cie tylko wtedy, gdy pani bywa w towarzystwie umundurowanym, o, takim, na przyk�ad, jak moje. Ruth W�a�ciwie, co mnie to wszystko obchodzi? Nie robi� ni- komu nic z�ego. Oficer Wr�cz przeciwnie! Rozsiewa pani samo pi�kno, sam� ra- do��! I chyba nie mo�e pani skar�y� si� na nas, na pu- bliczno�� swoich koncert�w, kt�rymi pani darzy ca�� nie- mieck� Europ�? Ruth Nigdy si� na nic nie skar��. Przywyk�am w �yciu robi� tylko to, co mi si� podoba, i niech pan sobie wyobrazi, prawie nigdy nie napotykam na op�r. (przez chwile w mil- czeniu obserwuje Fanchette) Zaciekawia mnie ta dziew- czyna. Jest bardzo �adna, nie uwa�a pan, a w ka�dym razie interesuj�ca... (jeszcze ciszej) Dobrze by�oby wiedzie�, czy ona albo ten drugi tam rozumiej� po niemiecku. Oficer Zaraz si� przekonamy, (g�o�no, w g��b izby)Czy w tym mia- steczku jest co� ciekawego do obejrzenia? Mamy w prze- je�dzie p� godziny czasu... Fanchette nie drgnela. Tourterelle po chwili Rozumiem troch� po niemiecku, ale m�wi�, daruje pan, nie umiem. Nie, nie ma tu nic ciekawego, nic do obej- rzenia. Fanchette jakby zbudzona nagle, ostro Wujku Tourterelle! Dlaczego nie m�wisz prawdy temu panu? Tourterelle Nie wtr�caj si�, Fanchette. Oficer rozbawiony Chwileczk�. A wi�c jednak macie tu co� takiego? Tourterelle Niech pan nie s�ucha tej ma�ej. Jak powiedzia�em, nie ma w tym miasteczku nic, co by by�o godne uwagi tu- ryst�w. Ruth A mo�e co� jednak jest, tylko pan po prostu o tym nie wie? Tourterelle Bardzo pani� przepraszam, mieszkam tu czterdzie�ci lat. Nie, nie ma nic ciekawego. Oficer p�g�osem Zabawni ludzie. Maj� jakie� swoje dziwaczne tajemnice, jak zwykle mieszka�cy ma�ych miasteczek... Ruth A jednak ta dziewczyna wie, co m�wi. I zdaje mi si�, �e nie jest wobec nas dobrze usposobiona. Czuj� to, majorze. Oficer Pani czuje, Ruth, a ja to wiem na pewno. Ruth Czuj�, �e o nas my�li, cho� wcale na nas nie patrzy. To troch� denerwuj�ce, nie uwa�a pan? Oficer My, Niemcy, musimy mie� mocne nerwy. Nawet, takie urocze motyle jak pani, kt�re nie robi� nikomu nic z�ego, nawet one! B�d� co b�d�, jest pani Niemk�. Ruth Ale� to nie ma znaczenia. Jestem artystk�, majorze. Jak pan si� uprzejmie wyrazi�, daj� ludziom samo pi�kno, sam� rado��. Chc� w zamian za to, �eby mnie otacza�y mi�e, u�miechni�te twarze, dobre i �yczliwe spojrzenia. Oficer Za du�o pani wymaga. W Europie, niestety, nie kochaj� nas... Ruth Je�li to jest prawda, to dziwi� si�, �e m�wi pan o tym tak spokojnie. Oficer Przyzwyczai�em si� do tego. Ruth kieruje wzrok na Fanchette, obserwuje j�, po chwili st�umionym g�osem Pan my�li, �e naprawd� nie kochaj� nas? Oficer Je�li pani chce, zapytamy o to t� dziewczyn�. Ruth C� za pomys�y, majorze" (cicho) Niech pan raczej ka�e sobie poda� drugie piwo.. Chcia�abym jeszcze raz przyj- rze� si� z bliska tej ma�ej. Oficer Chyba tylko dlatego, bo samo piwo jest wyj�tkowo pod�e. (ku Fanchette) Mademoiselle, prosz� mnie uszcz�liwi� jeszcze jednym piwem. Fanchette w milczeniu podchodzi, zabiera pucharek, wraca za bufet, nape�nia. Ruth obserwuje j� przez ca�y czas. Oficer nieco ironicznie u�miechni�ty, przygl�da si� Ruth, dopiero gdy Fanchette stawia przed nim piwo, przenosi wzrok na ni� Merci, mademoiselle. Czy pani naprawd� jest Francuzk�? Fanchette We Francji mieszkaj� Francuzi, monsieur�. Oficer Dlatego pytam, bo jak na Francuzk� jest pani zbyt ma�o- m�wna... Ruth Jak na Francuzk� ma pani r�wnie� zbyt zimne, zbyt p�- nocne oczy. Fanchette By� mo�e. Francuzi musz� by� teraz zimni i ma�om�wni Nie s� u siebie � sami! Odchodzi za bufet. Tourterelle zaniepokojony, wtr�ca si�, ze sztucznym u�miechem Francuzi teraz zm�drzeli, prosz� pa�stwa. Ich tradycyjna gadatliwo�� nie przynios�a nic dobrego. Zreszt�... s�o�ce jest dla wszystkich! Oficer rozbawiony S�o�ce dla wszystkich? Jak pan to rozumie? Fanchette ostro, niemal krzycz�c Przesta�! Przesta�, wujku Tourterelle. Odwraca si� ty�em, d�onie przyci�ni�te do skroni. Monsieur (fr.) prosz� pana. Tourterelle wstaje, podchodzi do Oficera, pochyla si� nad nim, m�wi p�g�osem Niech pa�stwo wybacz�, ta dziewczyna jest dzi� bardzo rozdra�niona. Jej ojca spotka�o straszne nieszcz�cie. Oficer Ach, tak. Bardzo nam przykro. Dzi�kuj� panu, �e pan nam zwr�ci� uwag�. Tourterelle wraca na swoje miejsce. Pauza. R u t h i Oficer patrz� na siebie w milczeniu. Ruth po chwili Okazuje si�, �e to jest po prostu zmartwienie rodzinne. Ojciec. Na pewno bardzo go kocha... (po chwili) A ja jutro zobacz� mojego ojca. Szkoda, �e pan go nie zna. Bardzo mi�y stary pan. Tylko ma w sobie co� onie�mielaj�cego. (�mieje si�) Nieraz w my�lach nazywam go �olimpijczy- kiem"... Oficer To jest wielkie nazwisko � Sonnenbruch. Ruth Nie, to co� wi�cej ni� nazwisko, (milknie, zamy�la si�, po chwili, spojrzawszy naFanchette) A wie pan, od razu co� mnie dziwnie zainteresowa�o w tej dziewczynie... Oficer Zaniepokoi�o, chce pani powiedzie�? Ruth Czy ja wiem? Ludzie cierpi�cy wytwarzaj� doko�a siebie co� magnetycznego. Wyczuwam to � i to mnie dra�ni, ale zarazem szalenie przyci�ga. M�j papa uzna�by to za perwersj� . Perwersja - przewrotno��. Oficer Jest pani troch� zepsuta powodzeniem, Ruth. Wszyscy przechodzili�my to samo i mamy dzi� w sobie co� z tej, jak pani powiada, �perwersji" � my, Niemcy. Prawie wszyscy, (spojrzawszy na zegarek) C�, zap�acimy chyba i p�jdziemy rzuci� okiem na to dziwne miasteczko, w kt�- rym nie ma rzekomo nic do obejrzenia. Wyjmuje pugilares, rzuca na st� kilka frank�w. Na ulicy s�ycha� nagle zbli�aj�ce si� kroki, g�osy, krzyki, po chwili wida� kilka szybko przechodz�cych postaci cywilnych, m�czyzn i kobiet, za nimi dwaj �o�nierze niemieccy w he�- mach, z karabinami w r�kach, wrzeszcz�c poganiaj� cywil�w przed sob�. Na chodniku przed drzwiami staje nagle Gefre�- ter z pistoletem automatycznym w r�kach, gwa�townie otwiera drzwi, wpada z wrzaskiem. Gefreiter Alle raus! Wychodzi�! Wszyscy natychmiast wychodzi�! (dostrzega Oficera, staje na baczno��) Verzeihung, Herr Major! Nie zauwa�y�em od razu. Mam polecenie spro- wadzi� mieszka�c�w miasteczka na rynek. Oficer sucho Nie interesuje mnie. Ruth o�ywiona A mnie interesuje. Gefreiter, niech pan pozwoli tu bli�ej. Gefreiter podchodzi. O co tam chodzi? Gefreiter B�d� wieszani zak�adnicy. Siedmiu. Trzy dni temu w po- bli�u miasteczka partyzanci wykoleili poci�g z transportem wojskowym. Ludno�� ma by� obecna przy egzekucji. Pozwoli mi pan odej��, panie majorze? Gefreiter (niem.) � starszy szeregowiec. Alle raus' (niem.) � wszyscy precz! a Verzeihung. Herr Ma.ior (niem.) - przepraszam panie majorze. Oficer zniecierpliwiony R�bcie swoje! Ty�em do izby. wpatruje si� w Ruth nieco ironicznie. Fanchette za bufetem, oparta o �cian�, nieruchoma, z za- mkni�tymi oczyma, Tourterelle stoi niezdecydowany, patrzy na ni� z niepo- kojem. Gefreiter do nich, ostro, cho� nieco skr�powany obecno�ci� niemieckich go�ci Wychodzi�! Prosz� natychmiast wychodzi�! Fanchette z zamkni�tymi oczyma, dobitnie i na poz�r spokojnie Nie! Nie! Nie! Nie! Gefreiter Prosz� si� nie opiera�! (idzie za bufet) Prosz� natychmiast wychodzi�! Fanchette Nie! Nie! Tourterelle za plecami Oficera, do niego i do Ruth Tam jest jej ojciec, w�r�d tych siedmiu... straszne nie- szcz�cie, prosz� pa�stwa... Oficer patrzy na niego, rozk�ada r�ce. Ruth wstaje nagle, pewnym krokiem idzie w g��b Chwileczk�, Gefreiter. Ja tam p�jd� zamiast tej dziew- czyny. Oficer wstaje zirytowany Oszala�a pani, Ruth? Ruth stanowczo Chc� to zobaczy�, majorze. Musz� to zobaczy�. P�jdzie pan ze mn�? Oficer Ale� to jest bez sensu, Ruth! Ruth Wobec tego id� sama. Niech pan tylko powie Gefreitero- wi, �eby ju� sobie st�d poszed�. Gefreiter skonsternowany * Je�li pan major rozka�e... Oficer gestem daje mu znak, �eby zostawi� Fanchette w spokoju. Gefreiter wypr�a si�, salutuje, odwraca si� do Tourterelle'a " Los! Los! Niech pan wychodzi!" Tourterelle wychodzi, za nim Gefreiter. Fanchette wci�� nieruchoma, z zamkni�tymi oczami. Ruth podchodzi do niej, wpatruje si� w jej twarz -ze sku- pion� uwag�. Fanchette otwiera oczy, patrz� na siebie. Fanchette z wielkim zdziwieniem Po co pani tam idzie? Dlaczego? Ruth z pozornym spokojem Tego nie umiem pani powiedzie�. A zreszt�, w�tpi�, czy pani by mnie zrozumia�a. Skonsternowany � zak�opotany, zbity z tropu. <Los! cniena.) � precz! Fanchette Pani jest z��, okrutn� kobiet�. Ruth Dlaczego? Nie zrobi�am i nie robi� nikomu nic z�ego. Fanchette z udr�k� Prosz�, niech pani mnie zostawi... Oficer Ruth! To naprawd� nie ma sensu d�u�ej! Ruth rozdra�niona Wszystko jest bez sensu. Wszystko! A pan jest nudny, majorze, (do Fanchette) Do widzenia, mademoiselle. (odwraca si� od niej) Idziemy, je�li pan chce mi towa- rzyszy�. Wychodz�. Fanchette, przez chwile nieruchoma, patrzy za nimi, po czym powoli, jakby automatycznie, idzie ku drzwiom, staje przed nimi, obu r�kami i g�ow� opiera si� o szyb�, osuwa si� na ziemi�. KURTYNA AKT DRUGI Hallu; willi podmiejskiej profesora Sonnenbrucha w Getyndze. W g��bi po lewej strome drewniane schody do pokoi na pi�trze. Obok nich, po prawej stronie, szerokie szklane drzwi otwarte na taras, z widokiem na ogr�d. W le- wej bocznej �cianie drzwi do sieni i g��wnego wyj�cia na ulic�, obok nich telefon na stoliku. W prawej �cianie drzwi do jadalni i dalszych cz�ci mieszkania. W zak�tku utworzo- nym przez wygi�cie schod�w maly okr�g�y stolik i lekkie fotele typu werandowego. Wzd�u� �cian p�ki z ceramik� ludow�. Przy prawej �cianie, pierwszoplanowe, kominek z za- palonym kinkietem elektrycznym. Godzina sz�sta wieczorem, w ogrodzie zaczyna zmierzcha�. W g��bi, tu� przed otwartymi drzwiami tarasu, Liesel, w ciemnej sukni, wci�ni�ta w g��boki fotel, wpatrzona w ogr�d, tylko nieznacznie widoczna od strony widowni; robi wra�e- nie, jak by nie istnia�a dla otoczenia ani otoczenie dla niej. Na pierwszym planie, obok kominka Berta (od kilku lat unieruchomiona chorob� n�g) siedzi w fotelu na k�kach, ubrana w staromodn� nieco sukni� wieczorow�, przegl�da gazet�, ale wida�, �e czeka na co� czy na kogo�. Na stoliku zastawa do kawy, butelka koniaku, kieliszki i ta- lerz z jab�kami. Z drzwi jadalni wchodzi Ruth, w domowej sukience, z imbryczkiem w r�ce, idzie do stolika, nalewa kaw� do fili�anki. Tu� za ni� wchodzi Sonnenbruch, w ciemnym ubraniu, w okularach. Sonnenbruch Du�o, du�o kawy, Ruthl Ruth Tylko jedn� fili�ank�, papo. Musisz oszcz�dza� si� na wiecz�r. Tak. I jeden kieliszek koniaku. Chce nala�. Sonnenbruch wstrzymuj�c, ogl�da butelk� Henessy? A to sk�d si� tu wzi�o? Ruth M�j upominek dla ciebie. Przywioz�am z Francji. Sonnenbruch Przywioz�a� z Francji? (z uprzejm� stanowczo�ci�) Bardzo ci dzi�kuj�, �e pami�ta�a� o mnie, ale... zabierz to sobie z powrotem. Ruth Dlaczego? Zawsze lubi�e� troch� koniaku do kawy. Sonnenbruch Zawsze lubi�em, ale dzi� nie chc�. Zapami�taj to sobie. Ruth. Dzi� nie chc� niczego stamt�d. Ruth Ale� to dziwactwo, ojcze. Nie rozumiem ci�. Berta opuszcza gazet�, obserwuje ich. Sonnenbruch Przykro mi, �e nie rozumiesz. W ka�dym razie zabierz to, a w zamian, je�li ju� jeste� tak dobra, przynie� mi orzechowego likieru z kredensu. No, id� ju�, id� z tym, moje dziecko. Ruth wzrusza ramionami, patrzy na Bert�, wychodzi z butelk�. Berta M�g�by� mie� wi�cej delikatno�ci, Walterze. Post�pujesz czasem jak cz�owiek bez serca. Biedna Ruth, widzia�e� chyba, jak� mia�a nieszcz�liw� min�. Sonnenbruch nieg�o�no, z t�umion� irytacj� Wiesz dobrze, Berto, �e nie chc� mie� z tym wszystkim nic wsp�lnego. Ani z tym, co oni tam robi�, ani z tym, co oni tu stamt�d przywo��. Nic wsp�lnego, rozumiesz, Berto? Berta Przesta�. To, co m�wisz, jest obrzydliwe. Jeste�, naj- ogl�dniej m�wi�c, dziwakiem i pedantem. Sonnenbruch Jestem uczciwym Niemcem, Berto. By� mo�e, Rutb nie zdaje sobie sprawy z tych rzeczy, mia�a zapewne naj- lepsz� intencj�, ale w ka�dym razie zrobi�a mi wielk� przykro��. Berta Dla ciebie przykre jest wszystko to, czym �yje dzi� ka�dy prawdziwy Niemiec. Wszystko, w co wierzymy i co ko- chamy. Nie, lepiej nie m�wmy o tym. Pij swoj� kaw�, Walterze, na pewno ju� dobrze przestyg�a. Ruth wraca z butelk� likieru, w milczeniu nape�nia kie- liszek. Berta po chwili, spoza gazety Pomy�le�, �e obchodzisz dzi� trzydziestolecie swojej pracy, kt�ra zdoby�a ci uznanie i szacunek ca�ych Niemiec! M�j Bo�e, gdyby ludzie znali twoje my�li! Sonnenbruch Mam je wy��cznie dla siebie, Berto. Berta To ca�e szcz�cie. By�oby jeszcze lepiej, gdyby� nie zwie- rza� ich nawet nam, najbli�szym. Sonnenbruch Robi� to bardzo rzadko � i nigdy z wewn�trznej po- trzeby. Przyzwyczai�em si� wystarcza�- sam sobie. Sta� mnie na to. Ruth Nie podobasz mi si�, papo. (ca�uje go) Jeste� jeszcze wci�� czaruj�cy, ale � coraz mniej zadowolony ze �wiata. Sonnenbruch C�, moje dziecko, �wiat jest coraz mniej czaruj�cy. (z naciskiem) Powinna� o tym wiedzie� lepiej ni� ja. Prze- cie�, poza koniakiem, widujesz jeszcze to i owo we Francji czy gdzie indziej. Ruth Tylko to, co chc� widzie�, ojcze. Reszta niewiele mnie obchodzi, (po chwili, jakby pokonywaj�c co� w sobie) Ach, ty nie wiesz, jak teraz mo�na �y� mocno! Jak mocno! Sonnenbruch wpatruje si� w ni� d�ugo Jeste�cie jak owady, pi�kne, okrutne owady. Ruth �mieje si� nerwowo Nie m�w do mnie w liczbie mnogiej, papo. �yj� i chc� �y� wy��cznie na w�asny rachunek. Liesel nagle wsta�a z fotela, podchodzi na �rodek, patrzy na Ruth. Ruth spostrzega j�, d�ugo patrz� sobie w oczy. Liesel po chwili odwraca si�, idzie powoli ku drzwiom jadalni. Ruth szybko za ni�, chwyta j� za r�k�. Liesell Przepraszam ci�! Zapomnia�am, �e tu jeste�. Liesel Zapominasz nie tylko o tym. Odwraca si�, wychodzi. Chwila milczenia. Sonnenbruch po chwili Biedna Liesel! Zdaje mi si�, �e za ma�o ��czymy si� z ni� w jej okropnym stanie. Ruth odchodzi w g��b, staje w drzwiach tarasu, patrzy w ogr�d. Berta C� my? Sama musi znale�� w sobie si�y. Tysi�ce nie- mieckich kobiet prze�ywaj� dzi� to samo. (po chwili) Mnie tak�e nie by�o �atwo pogodzi� si� ze �mierci� Eryka, chocia� pad� na polu chwa�y... Sonnenbruch Liesel straci�a nie tylko Eryka; dzieci, dom � wszystko! Nie wiem, czy zauwa�y�a� kiedy, jak wygl�daj� jej oczy? S� szalone od nienawi�ci. Berta To dobrze. Powinna nienawidzi�. Sonnenbruch Kogo, jak ci si� zdaje? Berta Naszych wrog�w, oczywi�cie. Tych, kt�rzy zabili jej m�a pod Stalingradem, i tamtych, kt�rzy rzucili bomby na jej dom i dzieci. Sonnenbruch wstaje gwa�townie, zirytowany, rozgl�da si� Tak. No c�? (patrzy na zegarek) Mamy jeszcze p� godzi- ny czasu. Ruth, czy nie przesz�aby� si� ze mn� do ogrodu? Antoni wchodzi z drzwi g��wnych, z sieni Panie profesorze, chcia�em przypomnie�, �e od godziny siedzi u mnie ten Hoppe. Pan profesor obieca� przyj�� go na chwil�. Sonnenbruch Prawda! Jeszcze ten Hoppe. Dobrze, niech Antoni go poprosi. Antoni wychodzi. Ruth Kto to jest � Hoppe? Sonnenbruch M�j d�ugoletni wo�ny zak�adowy. Teraz, niestety, s�u�y innym sprawom. Prowadzi mocne �ycie, gdzie� na wschodzie... Ruth wzrusza ramionami, chce odej��. Berta trzeba by Ruth, moja droga, ju� zaciemni� i zrobi� �wiat�o. Ruth �ci�ga grub�, ciemn� kotar� w drzwiach tarasu, zapala g��wne �wiat�o, po czym odchodzi schodami na g�r�. Hoppe wchodzi prowadz�c za r�k� trzynastoletniego ch�opca Ja tylko na par� minut... przyszed�em odwiedzi� Anto- niego, pogadali�my sobie godzink�... ale je�li pan profesor pozwoli�... m�j Bo�e! to prawdziwe szcz�cie zn�w wi- dzie� pana profesora w dobrym zdrowiu... Heinil uk�o� si� �adnie! (w stron� Berty) Dobry wiecz�r �askawej pani. Sonnenbruch Bardzo si� ciesz�, m�j kochany Hoppe, �e uda�o si� zdo- by� dla pana kilka dni urlopu, specjalnie prosi�em o to pana rektora. A pa�ski synek, widz�, z roku na rok coraz bardziej do pana podobny. To dobrze, porz�dni lu- dzie powinni mie� i dzieci podobne do siebie. Hoppe Robi si�, co mo�na, panie profesorze. Prawd� m�wi�c, chcia�em tylko u�cisn�� pa�sk� r�k�. Rozumie si�, �e b�- d� na uroczysto�ci w uniwersytecie, ale na pewno gdzie� w ostatnim rz�dzie. Takim jak ja trudno tam b�dzie do- st�pi� do pana. Sonnenbruch No co, poznajesz go chyba, Berto? Cho� zdaje mi si�, �e w tym mundurze wygl�da pan daleko gorzej... Co to w�a�ciwie jest, panie Hoppe: piechota, intendentura? Hoppe �andarmeria, panie profesorze. Sonnenbruch A! �andarmeria... (przenikliwie przygl�da si� Hoppemu, po chwili) Dlaczego pan si� nie przebra� przychodz�c tutaj? Hoppe Przepisy, panie profesorze... Sonnenbruch Przepisy? (kiwa g�ow�, po chwili) Mniejsza z tym zreszt�. Niech�e pan usi�dzie. My�l�, �e nie pogardzi pan kie- liszkiem orzechowego likieru? Nalewa. Berta Mo�na zapyta�, panie Hoppe, z kt�rej strony Europy pan przybywa? Hoppe To nie jest �adna tajemnica. Ze wschodu, prosz� pani, z Guberni Generalnej. Sonnenbruch I c� wy tam robicie, m�j Hoppe, w tej Guberni? Hoppe S�u�b� si� robi, panie profesorze, nic ciekawego. Nie warto o tym m�wi�. Sonnenbruch Porz�dny cz�owiek zawsze ma co� do powiedzenia o tym, co robi. Berta To ca�kiem proste, Walterze: pracuj� dla zwyci�stwa na- szego narodu. Hoppe skwapliwie Tak! W�a�nie tak! Sonnenbruch z naciskiem Ale ja chcia�bym wiedzie�, co pan tam robi naprawd�, panie Hoppe � pan osobi�cie? Hoppe po chwili, ciszej, pod przenikliwym wzrokiem Sonnenbrucha. Je�eli pan profesor chce wiedzie� prawd�, to powiem, �e porz�dni ludzie nie maj� tam czego szuka�... (coraz bardziej zmieszany) Porz�dni ludzie powinni siedzie� w do- mu, przy �onie, przy dzieciach... Berta Mnie si� zdaje, Walterze, �e twoje pytania s� troch� nie- w�a�ciwe. �ona i dzieci, panie Hoppe, nie �yj� na ksi�- �ycu, ich los, ich przysz�o�� zwi�zane s� z losami i przy- sz�o�ci� Niemiec. Hoppe stropiony To prawda, �askawa pani, to si� rozumie... Sonnenbruch W ka�dym razie, m�j drogi Hoppe, spodziewam si�, �e pa�skie r�ce s� zupe�nie czyste � o, tak jak moje! Hoppe W s�u�bie nigdy nie mo�na wiedzie�, panie profesorze. Zw�aszcza tam, na wschodzie. To dziki kraj, okropni ludzie. Sonnenbruch Niech�e pan przynajmniej nie m�wi tego przy tym ma�ym, bo on got�w w to uwierzy�, (ostro) I w og�le niech pan nie m�wi g�upstw! Berta Pan Hoppe dobrze wie, co m�wi. Eryk, nim zgin��, pisa� z frontu wschodniego to samo: dziki kraj, okropni ludzie. Hoppe M�j Bo�e! Nie wiedzia�em, �e pan Eryk zgin��... Sonnenbruch nie odpowiada, po chwili, wskazuj�c ch�opca Ten ma�y to zdaje s