11057

Szczegóły
Tytuł 11057
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11057 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11057 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11057 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Witold Gombrowicz Ślub Osoby: IGNACY (Ojciec i Król) KATARZYNA (Matka i Królowa) HENRYK (Syn i Książę) WŁADZIO (Przyjaciel i Dworzanin) MANIA (Służąca i Księżniczka) PIJAK KANCLERZ SZAMBELAN SZEt POLICJI BISKUP PANDULF DYGNITARZ-ZDRAJCA DYGNITARZE, PIJACY, DWORZANIE, DAMY, ZBIRY, LOKAJE Człowiek jest poddany temu co tworzy się ,jmędzy" ludźmi i nie ma dla niego innej boskości jak tylko ta, która z ludzi się rodzi. Taki jest właśnie ten „kościół ziemski", który objawia się Henrykowi we śnie. Tu ludzie łączą się w jakieś kształty Bólu, Strachu, Śmieszności lub Tajemnicy, w nieprzewidziane me- lodie i rytmy, w absurdalne związki i sytuacje i, poddając się im, są stwarzani przez to, co stworzyli W tym kościele ziem- skim duch ludzki uwielbia ducha międzyludzkiego Henryk wynosi ojca swego do godności króla, a to izby oj- ciec udziehl mu ślubu; po czym sam ogłasza się królem i sam sobie pragnie udzielić ślubu. W tym celu usiłuje zmusić swych poddanych, aby napełnili go boskoscią: pragnie on stać się włas- nym swoim Bogiem. Ale to wszystko dokonywa się poprzez Formę: to znaczy,) że ludzie, łącząc się między sobą, narzucają sobie nawzajettf taki czy inny sposób bycia, mówienia, działania i każdy zniekształca innych, będąc zarazem przez nich zniekształ- cony. Stąd dramat ten jest przede wszystkim dramatem Formy. Tu nie idzie, jak w innych sztukach, o znalezienie najwłaściw- formy na oddanie jakiegoś konfliktu idei lub osób, ale o od- 99 100 tworzenie wieczystego konfliktu naszego z samą Formą. Jeśliby w sztuce Szekspira ktoś krzyknął na ojca swego „świnio", dra- mat polegałby na tym, iż syn obraża ojca j gdy jednak to zdarza się w sztuce niniejszej, dramat dzieje się między tym, kto krzy- czy a własnym jego krzykiem... gdyż krzyk ten może zabrzmieć dobrze lub źle, przyczynić się do wywyższenia swego twórcy lub też, przeciwnie, wtrącić go w przepaść wstydu i hańby. Ta deformacja, której poddany jest w pierwszym rzędzie główny bohater, Henryk, urzeczywistnia się jak następuje. Z jednej strony — świat wewnętrzny t Henryka deformuje świat zewnętrzny: jemu to wszystko śni się, on jest „sam", a te osoby są jedynie jego marzeniem i nieraz bezpośrednio wy- powiadają własne jego stany uczuciowe. Jeżeli więc ni stąd, ni zowąd, scena staje się rozpustna, patetyczna lub tajemnicza, jeżeli dana osoba nagle staje się złośliwa lub smutna, to za spra- wą natężonej pracy jego ducha. Ale, z drugiej strony, to świat zewnętrzny narzuca się Hen- rykowi. Czasem, jak powiedzieliśmy, zdarza się, że osoby dra- matu zmieniają nagle ton i mówią coś nieoczekiwanego — po- nieważ tego właśnie oczekiwał od nich Henryk. Czasem jed- nak Henryk zachowuje się w sposób nie przewidziany i niezro- zumiały dla niego samego, ponieważ musi przystosować się do swych partnerów; oni dyktują mu styl. Jest to więc deformacja wzajemna — nieustanne zmaganie się dwu sił, wewnętrznej i zewnętrznej, które nawzajem się ograniczają. Takiej podwójnej deformacji poddany jest wszelki akt artystycznego tworzenia i dlatego Henryk upodabnia się raczej do artysty w stanie natchnienia, niż do osoby, która śni. Wszystko tu bez przerwy „stwarza się": Henryk stwarza sen, a sen — Henryka, akcja też stwarza się nieustannie sama, ludzie stwarzają się wzajemnie i całość prze naprzód ku niezna- nym rozwiązaniom. Z powyższego wynikają następujące Wskazówki dotyczące gry i reżyserii : 1) Wszyscy ci ludzie nie wypowiadają siebie bezpośrednio; rawsze są sztuczni; zawsze grają. Dlatego sztuka jest koro- wodem masek, gestów, krzyków, mm... Powinna ona być zagrana sztucznie", ale sztuczność ta nigdy nie powinna tracić związku z tym normalnym ludzkim tonem, który wyczuwa się w tekś- cie. Dwa są elementy, które tej sztuczności nadają cechę istot- nego tragizmu: Henryk czuje, iż te fantazje me są niewinną zabawą, ale realnym procesem duchowym, który w nim się od- bywa; czuje także, iż jego słowa i akty są niejako zaklęciem tajemnych i niebezpiecznych mocy; czuje, iż forma go stwarza. Jest on reżyserem. 2) Z podwójnej deformacji wytwarza się coś, co Witkiewicz nazwałby „czystą formą". Osoby dramatu rozkoszują się tą swoją grą, upajają się nawet własnym cierpieniem, wszystko jest tylko pretekstem dla zespolenia się w takim czy innym efek- cie. Jedno słowo wywołuje drugie... jedna sytuacja inną... nie- raz jakiś szczegół pęcznieje albo, przez powtarzanie, zdania nabierają niezmiernego znaczenia... Jest więc ważne, ażeby do- brze został uwydatniony „żywioł muzyczny" tego utworu. Jego „tematy", crescenda i decrescenda, pauzy, sforzata, tutti i solą powinny być opracowane jak tekst partytury symfonicznej. Każ- dy aktor powinien czuć się instrumentem w orkiestrze, a ruch powinien łączyć się ze słowem. Sceny i sytuacje niech płynnie przechodzą jedna w drugą, grupy ludzkie niech wyrażają jakiś sens tajemny. Studiując tekst normalnej sztuki, aktor może z treści zda- nia wywnioskować, jak to zdanie ma być wypowiedziane. Tu- taj sprawa jest bardziej skomplikowana: dialog jest tu bardziej sztuczny, nieraz najprostsze słowa nabrzmiewają sztucznością. i oza tym tok dialogu jest bardziej dynamiczny: np. gdy jedna osoba wypowiada coś cicho i rzewnie, druga odpowiada potężnie i tubalnie, po czym trzecia przechodzi w wiersz i recytuje jakąś rytmiczną strofę. 101 3) Podobnie, jak Henryk oscyluje między Mądrością i Głu- potą, kapłaństwem i szaleństwem, tak też sama sztuka nie- ustannie jest zagrożona elementem tandety, śmieszności, idio- tyzmu. Przejawia się to również w języku bohaterów, zwłaszcza gdy przemawiają wierszem. Nieraz sztuka przybiera charakter wyraźnej parodii Szekspira. Dekoracje, stroje i maski aktorów winny wyrażać ów świat wiecznej gry, wiecznego naśladownic- twa, sztuczności i mistyfikacji. Akcja . .. Dla ułatwienia czytania podaje się w skrócie przebieg akcji. 103 Akt I We śnie ukazuje się Henrykowi — żołnierzowi we Francji podczas ostatniej wojny — jego dom w Polsce i rodzice. Dom wydaje się przemieniony w karczmę, rodzice — w karcz- marzy. Z trudnością rozpoznaje Henryk swoją narzeczoną, Manię, w karczemnej służącej. Ale oto wchodzi Pijak na czele innych Pijaków i — gdy Ojciec-karczmarz wzbrania mu do- bierać się do Mam — zaczyna prześladować Ojca. Ojciec, w strachu, krzyczy, że jest nietykalny... — Niety- kalny jak król! — wołają Pijacy. Wówczas Henryk, który już od jakiegoś czasu znajdował się w stanie niezwykłego patosu, klęka przed ojcem i, oddając mu hołd, przemienia go w Króla Nietykalnego. Nietykalność ta chroni Ojca przed „dotknięciem" Pijaka i w ten sposób może on ujść jego prześladowaniu. Gdy Henryk zaczyna słabnąć w swoim uczuciu czci synow- skiej, Ojciec proponuje mu następujący układ: ty uznasz mnie królem a ja, moją władzą królewską przywrócę twojej narzeczo- nej-dziewce godność i czystość, utracone w karczmie, przemienia JĄ w „dziewicę nietykalną" i każę wam dać ślub „przyzwoity", który uświęci i oczyści wszystko... Akt II Przygotowuje się „przyzwoity ślub" Henryka z Manią. Ale władza Króla jest zagrożona zdradą (spisek wśród dygnita- rzy). Henryk czuje, że wszystko zależy od tego, jak on sam od- niesie się do swego snu: ,jnądrze" czy też ,giupio". Wygłasza ,/nądrą" przemowę i dzięki temu osiąga chwilową przewagę nad żywiołem Zdrajców. Ale, w chwili gdy ślub ]uż ma być udzielony, wdziera się Pijak (który zdołał wymknąć się z więzienia) i, przy poparciu Zdrajców, ponownie uderza na Króla, usiłując „dotknąć" go swoim spotężmalym Palcem. Henryk biegnie na pomoc Ojcu i narzeczonej. Rzeczywistość zatacza się między „głupotą" a ,^nądrością". Pijak, zwycię- żony ,.mądrością" Henryka, na pozór ustępuje... ale jedno- cześnie proponuje mu rozmowę na stronie, aby w inny sposób, podstępem, osiągnąć cel zamierzony. Scena przetwarza się w fwe o'clock. — Pomóż nam obalić tego Króla słabego i bezbronnego — kusi Pijak Henryka — a uczynimy cię królem i będziesz mógł sam sobie udzielić Ślubu własną twoją mocą. Henryk, rozbawiony, upojony me tyle winem, ile grą... co- raz bardzie] wciąga się w grę... i wreszcie jakby ulegał podszep- tom Pijaka: zdradzi Ojca, siebie ogłosi Królem! Jednakże w ostatniej chwili cofa się: nie zdradzi... Ale Król-Ojciec me może już opanować swego strachu, spo- tężmalego, „królewskiego"... Zaczyna bać się własnego syna i ten strach przetwarza Henryka w prawdziwego zdrajcę: zwraca się przeciw ojcu, zrzuca go z tronu i ogłasza się Kró- lem. Teraz, na koniec, opanował sytuację! Teraz sam sobie, jako Król, udzieli ślubu f Lecz Pijak, łącząc w sposób sztuczny wobec całego dworu Mamę z Wladziem, przyjacielem Henryka, wtrąca nowego Króla w piekło zazdrości. Akt III Rządy Henryka są rządami tyrana. Przygotowuje swój Ślub. Rozumiejąc, iż to inni ludzie przetwarzają człowieka w istotę wyższą, obdarzoną władzą, a nawet w Boga, postana- wia zmusić swych poddanych, aby oznakami czci i posłuszeń- stwa „napompowali" go boskością. Wówczas zdoła udzielić sobie ślubu „naprawdę świętego", ślubu, który przywróci czy- stość i dziewiczość narzeczonej-dziewce. Ale zazdrość go osłabia. Rodzice, mszcząc się za prześla- dowanie i tortury, rozniecają jeszcze bardziej ogień jego podej- rzeń. Tylko śmierć Władzia mogłaby przywrócić mu spokój i silę. Ale na to, aby śmierć ta stalą się ostateczną afirmacją władzy królewskiej, potrzeba, by Władzia sam się zabił z rozkazu Henryka. Henryk poddaje mu tę myśl, choć zdaje sobie sprawę, że to „właściwie nie jest na serio". W momencie decydującym, gdy już ma udzielić sobie ślubu, Król, dręczony wyrzutami sumienia i zazdrością, zaczyna słab- nąć pod ciosami Pijaka, który znów wystąpił do walki. Wów- czas ukazuje się trup Władzia: przyjaciel zabił się, aby spełnić wolę Henryka. Henryk nie wie, czy to wszystko ,Jest prawdą, czy nie jest prawdą". Widzi się wobec świata fikcji, snu, kłamstwa, świata formy. A jednak ten świat odpowiada jakiejś rzeczywistości, coś wyraża. Przygnieciony czynem (śmiercią Władzia), który popełnił, a którego jednak nie popełnił, czynem, który pochodzi z niego, a który jednak jest różny od niego, Henryk ogłasza się niewin- nym. Ale jednocześnie, poddając się formalnej logice sytuacji, temu naciskowi Formy, która wyznaczyła mu rolę mordercy, rozkazuje siebie uwięzić. 104 Akt I l Krajobraz przygniatający, beznadziejny. W mrokach frag- menty zniekształconego kościoła.) HENRYK Zasłona wzniosła się... Niejasny kościół... I niedorzeczny strop... Dziwne sklepienie... A pieczęć tonie otchłań w otchłań czarnej Zastygłej sfery sfer i kamień kamień... Tu wrota niemożliwe co wciąż przemyśliwam Tam ołtarz zniekształcony obcego psałterza Zamknięty klamrą bezsensu kielicha Co w bezruch grążąc drąży się pasterza... Pustka. Pustynia. Nic. Ja sam tu jestem Ja sam Ja sam A może nie jestem sam, kto wie co jest za mną, może na przykład, może coś... ktoś tu z boku, na uboczu, na uboczu, jakiś idio... idiota, nieokiełznany, nieopanowany, idioto- waty, idiodotykalny, który dotyka... i... (ze strachem) le- 107 108 piej nie ruszać się... i nie ruszajmy się... bo jeśli ruszymy się... to on gotów ruszyć się... i dotknąć się .. (niepokój wzrasta) o, żeby coś, albo ktoś tu skądś gdzieś na przy- kład żeby... aha, tam coś... (wylania się WŁADZIO) Władzio! To Władzio! WŁADZIO Henryś! HENRYK Wyobra? sobie, jaki sen okropny miałem Śnił mi się jakiś stwór nieludzki, a ja Chciałem uciekać i nie mogłem! WŁADZIO Ten gulasz, co nam dają na noc, dosyć Niestrawny jest i ciężki. Mnie także Czasem się śni... HENRYK Ale ty przynajmniej jesteś z krwi i kości. A1 może i ty tak- że... śnisz mi się... Skąd się wziąłeś? WŁADZIO Bo ja wiem. HENRYK Władzio, Władzio, Władzio, dlaczego jesteś taki prze- okropnie smutny? WŁADZIO A ty dlaczego jesteś smutny? HENRYK Nic takiego. WŁADZIO Nic takiego. HENRYK Coś dziwnego stało się z nami. Gdzie się znajdujemy? Obawiam się, że ta okolica jest przeklęta... a my też je- steśmy przeklęci... Przepraszam cię, jakoś sztucznie mi się mówi... nie mogę mówić w sposób naturalny... I stokrotny smutek O, żałość bezgraniczna i bezbrzeżna I jakieś przygnębienie straszne, głuche, ciemne, Opanowały duszę moją. Boże! Boże i Boże! '< •<n , WŁADZIO (młodzieńczo) Na co ci Bóg, jeżeli masz mnie tutaj? Przecież widzisz, że jestem taki jak ty! Po diabła przejmować się majakami s ^ Jeżeli ty i ja jesteśmy z krwi i kości I jeśli ty jesteś taki jak ja, a ja taki jak ty! '~i HENRYK (z radością) I jeśli ty jesteś taki jak ja, a ja taki jak ty! Ha! Wszystko jedno! Niech tam! Jak to dobrze, żeś tu się urodził, Wła- dzio! Z tobą to zupełnie co innego. Ale... gdzie my je- steśmy? Wydaje mi się, że jednak... gdzieś znajdujemy się... Tam... stamtąd coś... (wyłania się część ściany, kilka mebli... strzęp pokoju) HENRYK Ja to już gdzieś widziałem. WŁADZIO Ja także... HENRYK (dramatycznie): My gdzieś jesteśmy My gdzieś się znajdujemy. Gdzie właściwie? Co to jest? (Wylania się pokój; pokój jadalny wiejskiego dworu w Pol- sce, ale jakby przerobiony na szynk.) WŁADZIO (z pewną trudnością) Słowo daję, ten pokój coś mi przypomina... Trochę po- dobny do jadalnego pokoju w Małoszycach... Podobny i niepodobny... Zegar. Szafa. Tam był mój pokój, jak przy- jeżdżałem do was na wakacje... HENRYK Tak, ale my nie znajdujemy się przecież w Małoszycach, tylko w północnej Francji na linii frontu — w północnej Francji na linii frontu — w północnej Francji na linii frontu. A jeśli tu się znajdujemy, to nie możemy tam się znajdować! WŁADZIO Podobny i niepodobny... Niby to ten sarn jadalny, ale jakby restauracja albo szynk... zajazd... gospoda... karcz- ma... HENRYK Ten pokój jest zamaskowany i to wszystko jest anormal- ne. WŁADZIO Nie bądź głupi, nie rób trudności Co cię obchodzi, że coś jest anormalne Jeżeli my jesteśmy normalni I te krzesła są prawdziwe, z drzewa, a w bufecie pewnie coś się znajdzie... Ale dlaczego nikogo nie ma? Hola! HENRYK (w strachu) Nie krzycz! Czekaj! Lepiej nie krzyczeć! WŁADZIO Dlaczego nie miałbym krzyczeć? Hola! Jest tu kto? Wymarli wszyscy? Hola! HENRYK Głupiś! Zamknij gębę! Ucisz się! Ucisz się, mówię! Hola! Dlaczego nikt nie wychodzi? Ciszej. Hola! Hola i hola! WŁADZIO Hola! HENRYK Hola! WŁADZIO ' Hola! (Wchodzi OJCIEC, stary, sztywny, sklerotyczny, podejrzli- wy...) HENRYK Na koniec ktoś... Przepraszam, tu, zdaje się, restauracja... (milczenie) Restauracja? OJCIEC 770 A bo co? HENRYK (styl podróżnego) Czy można i. • •-' Dostać coś do jedzenia? OJCIEC (styl karczmarza) Dostać można Ale lepi bez krzyków. HENRYK (do Władzia) Glos ten wydaje mi się znajomy. WŁADZIO On jest bardzo podobny do twojego ojca... słowo daję, to on, chociaż czy ja wiem... nie jest podobny... Bo ja wiem... I dobrze nie widać. HENRYK Głupiś. Gdyby to był mój ojciec, toby poznał nas przecież. Nie, zostawmy to. To nie jest mój ojciec. Siądźmy. (do Ojca) A, to zajazd tutaj? Można przenocować? OJCIEC (niechętnie') Przenocować można, bo to, panie, wynajmuje się nocleg. Ale trzeba z delikatnością. HENRYK A, z delikatnością... OJCIEC (crescendo} Z szacunkiem... z poważaniem. HENRYK A, z poważaniem... OJCIEC (krzyczy} Z poszanowaniem... z grzecznością! (Wchodzi MATKA, starsza kobieta, obdarta, wymęczona, i jej krzyk łączy się z krzykiem Ojca.) MATKA Z dobrym wychowaniem i żeby nie było awantur, bo my nie od tego... nam nic do tego!... WŁADZIO (do Henryka) To twoja matka. HENRYK (głośno) Tak by się zdawało Ul 112 Ale nie jest to zupełnie pewne. To wszystko jakieś niejasne, ale ja to Wyjaśnię! (do Władzia) Wybacz, że mówię tak sztucznie, ale jestem w bardzo sztucznym położeniu. (podnosi lampę) Chodźcie tutaj bliżej •• • r Zbliżcie się... Zbliżcie się, mówię Bliżej, tu, bliżej... Słowo daję, mam takie wrażenie jakbym kury... kury wabił... Bliżej, jeszcze bliżej... Niechętnie Zbliżają się. Bliżej, bo jeśli nie, to ja się zbliżę Ja się przybliżę, a gdy ja się zbliżę Ty się przybliżysz... Ach, ach, zupełnie jakbym ryby... ryby łowił na wędkę. Ale dlaczego tu tak cicho? Ojciec wynurza się z cieniów Ale zmieniony do niepoznaki, tak iż Trudno rozpoznać. A poza tym milczący jakiś, tak iż właściwie Ja muszę mówić cały czas. Sam muszę mówić A wskutek tego przeobrażam się w coś w rodzaju Kapłana ojca mojego! A tu matka nadpływa jak okręt, Ale właściwie niezbyt podobna do matki mojej. Lepiej może Zostawić to. Dziwnie Rozlega się mój głos. Zostawmy to, gdyż oni Proszą, żeby ich zostawić. WŁADZ IO A może to wcale nie są oni? HENRYK To oni są i ja wiem doskonale, że to są oni, Ale coś się stało z nimi i z jakiejś przyczyny Oni udają, że nie są... A może zwariowali... WŁADZIO Pomów z nimi po prostu, Henryś. HENRYK ...I nie mogę mówić po prostu, gdyż w tym wszystkim Jest coś uroczystego i tajemniczego Tak właśnie, jakby rnsza się odprawiała! Śmiać mi się chce: jakże uroczysty jestem! Doniosłe brzmią moje słowa! Wprost mnie śmieszy Że taki ważny i doniosły jestem Ale zarazem drżę, a drżąc oświadczam Że drżę — i wskutek tego oświadczenia Drżę jeszcze silniej, a drżąc jeszcze silniej, Znowu oświadczam, że drżę jeszcze silniej... Ale komu? Komu oświadczam? Ktoś mnie słyszy... i1 Lecz nie wiem kto — i właściwie Ja jestem tutaj sam, zupełnie sam, bo was tu nie ma. Nie! Tu nikogo nie ma! Ja sam tylko I sam, zupełnie sam... O, płacz, płakać Tak, łzy, bo to ja sam, ja sam! WŁADZIO Nie mów tego... Dlaczego mówisz takie rzeczy?... HENRYK Jeżeli jednak to są moi rodzice, to muszę przecież jakoś nawiązać z nimi i powiedzieć coś... Ojcze, mamo! Tatusiu i mamusiu! To ja, Henryk! Wróciłem z wojny! OJCIEC (niechętnie) Stara... to przecież Henryk! MATKA Henryś! Chryste Panie! HENRYK (gwaltmume) A, przemówili! MATKA A to kto mógł świętym przeczuciem tknięty przeczuć, że 113 114 Itt coś takiego, złotko moje, słonko moje, szczęście moje, o, że to ja stara, głupia, nie zmiarkowała, ale gdzie to ja oczy podziała, a ja oczy wypłakała, a ja myślała, że już cię nie zobaczą oczy moje, słonko moje, a to tu jest przede mną robaczek mój, ptaszyna moja, skarbek mój, a jak to wyrósł, jaki to mężczyzna, alleluja, alleluja, pójdź niech cię uściskam, skarbek, ptaszyna, słonko, złotko moje ty moje, moje, moje... HENRYK Pójdź, niech cię uściskam. MATKA Tak, tak, uściskajmy się. OJCIEC Ano, to uściskajmy się. MATKA Pójdź, niech cię uściskam. OJCIEC Zara... Zara... Nie można tak. HENRYK (naiwnie') Przecie to mama! OJCIEC Mama nie mama, a lepi z daleka. HENRYK Przecież ja... syn jestem. OJCIEC Syn nie syn, a lepi z daleka... Pewnie że syn, ale kto to może wiedzieć, co się z syna przez te lata zrobiło. Zaraz by tylko się ściskał, (ostro) A mnie nikt nie będzie ściskał, bo,ja nie tłomok żaden, żeby każden mnie po kątach ściskał, jak mu się żywnie podoba! HENRYK (do Władzia) Zwariowali. WŁADZIO (do Henryka) Zwariowali. OJCIEC I ja na żadne takie podufałości nie pozwolę, bo z tego tylko potem takie draństwo świńskie ostatnie, że po morrr... albo i co innego, żadnego poszanowania, żądny względ- ności, tylko się drań jeden z drugiem napcha (ciężko, skle- rotycznie) i dopiro po pysku dręczy, męczy, ach, okrop- nie prześladuje bez litości, bez miłosierdzia żadnego, ani względu na wiek, żonę, z tom złościom bezrniłosiernom, piekielnom... HENRYK Zwariowali. WŁADZIO Zwariowali. HENRYK (swobodnie, głośno, teatralnie) • Najwidoczniej nie wytrzymali i zwariowali W ciągu tych długich i okropnych lat. Ano, to trudno. Ten świat j' Roi się od wariatów. WŁADZIO (idem) Roi się od wariatów. Co najmniej połowa Ojców i matek powariowała, nie mogąc Wytrzymać cierpień, dolegliwości i chorób Ja sam wiele znam takich wypadków. HENRYK Ja również znam! (milknie zawstydzony) Ale przecież muszę jakoś dogadać się z nimi. (głośno, konwencjonalnie) Doprawdy, nie pozna- łem was w pierwszej chwili. MATKA My także. HENRYK Nie poznałem was, bo... bo... nie spodziewałem się... Ale wszystko jedno. Nie o to chodzi. No, a jak wam się powo- dziło? OJCIEC Jako tako. A ty? HENRYK Owszem. \ \ OJCIEC Ano to... HENRYK Tak, tak... (milczenie) HENRYK Cóż więc zrobimy? Bo przecież niepodobna tak stać i nic... OJCIEC Nic. MATKA Nic. i • ł > t HENRYK Nic. "I WŁADZIO (nieoczekiwanie) A ja bym co zjadł. MATKA Ano, bo tyż to, bo to my tu gadu, gadu, a gdzie to ja głowę podziała, a naturalnie trzeba coś zagryźć, owszem, zaraz... w ten mig naszykuję, zapewne, takie święto, Henryś przy- jechał, przecie to piechotą nie chodzi, już tam coś się znaj- dzie do przekąszenia, zaraz, zaraz, tu jest stół, tu są stołki, czym chata bogata, tym rada, chociaż pewnie zbytków nie ma, nie przelewa się, alleluja, alleluja... OJCIEC Ano, naszykuj matka coś do zagryzienia, ale żeby przy- zwoicie, z poszanowaniem... jak się należy... Ano, w imię Ojca i Syna, Matki i Syna, synu mój pozwól do stołu na- szćgo... Ale nie żeby do stołu byle jak dostąpić... Tam stół, a tu my jezdeśmy... no to podaj mnie ramię, synu, a ciebie, stara, niech poprowadzi ten młodzieńczyk, bo tak bywało od wieku wieków, amen, w naszy rodzinie. A teraz na- przód i jazda! HENRYK Bardzo dobrze. '.16 (idą parami) MATKA Pamiętam, jak to dawniej mnie prowadził Ksiądz Dziekan podczas wielkanocnych świąt... A tam stół zastawiony, goście chórem Przyjemne wiodą rozmowy! OJCIEC (tubalnie) Dawnymi czasy, panie, człek do stołu zasiadał Przy czysto białym obrusie — i dopiroż Zupę grochowa wcinał, ale to wcinał Jakby we dzwony bił, albo na trąbie gra!! WŁADZIO Przyjemny to jest spacer i przyjemnie Przed siebie słowa wykrzykiwać w głos Lecz jeśli długo tak będziemy się wiedli To kiedy będziemy jedli? HENRYK Ten pochód trochę jest niejasny. Nie wiem Czy to ja wiodę ojca, czy też ojciec prowadzi mnie I to spotkanie w dziwnej się odbywa formie Lecz trzeba się dostroić do ogólnej atmosfery... WSZYSCY Tak, trzeba się dostroić do ogólnej atmosfery! Niech każdy do każdego się dostraja! Wówczas Wybuchnie koncert! HENRYK Dziwne! (siadają do stołu) MATKA Wybacz, Henryś, a i ty, Władyś, skromność przyjęcia... Radziemy sobie jak możemy. To zupa z koński kiszki i koci szczyny. OJCIEC Milcz, kobito, milcz, bo nie rozchodzi się o to. Pewnie, uważasz, Henryk, zastajesz nas w nieco przymusowym położeniu w ty tu przydrożny karczemno karczemny karcz- mie — bo to, uważasz, burza wybuchła, śnieżyca, drogi zawiało, pustka, rozdoły i grornby... Wstrzymaj się synu 117 118 119 z łyżką swoją, bo Ojciec twój jeszcze nie podniósł do ust łyżki swoi. HENRYK Ta karczma... coś mi przypomina. OJCIEC Wyrzuć, zostaw. MATKA ' <•• Nie ma. WŁADZIO . - Nie. - •' , ••* < HENRYK Nic. < M-'- ', : / OJCIEC - • Przeinaczone. , . .f • n> > MATKA Wykręcone. WŁADZIO Zrujnowane. HENRYK Wypaczone. Dobrze, dobrze, dobrze, powariowali. Ale oni nie mogli zwariować, bo ich nie ma, a ja śnię... i najlepszy dowód, że ich nie ma, to iż mówię przy nich, że ich nie ma — i oni są tylko w mojej głowie — o, moja głowo! Ja cały czas mówię do siebie! WŁADZIO Jak to ? Ty cały czas mówisz do siebie ? HENRYK Wszystko jedno! (zaczyna jeść) OJCIEC Wstrzymaj się z łyżką, bo ja jeszcze nie podniosłem do ust moich łyżki moji. HENRYK Matka, ojciec — jakież to męczące takie sny — matka, ojciec — nie dość mam własnych utrapień — matka, oj- ciec — a ja myślałem, że już dawno zdechli — a tu nie tylko nie zdechli, ale ukazują mi się... OJCIEC Ty przywiązanym i zacnym jezdeś młodzieńcem, a zatem nie będziesz wyprzedzał w jedzeniu rodzica swojego, który cię spłodził... HENRYK I nie będę wracał do rodziny. Ja już nie mam rodziny. Ja już nie jestem synem. OJCIEC (jakby kazanie mówi) ...Bo nima ty czci, ty miłości, której by syn ojcu swojemu nie był powinien, a bo Ojciec od wieku wieków amen metykalnie świentem i uświenconem, ogromnem przedmio- tem synowskiego nabożeństwa jezd pod grozą kary wie- czystej... HENRYK Ja jestem syn wojny! OJCIEC A kto by na Ojca swojego rękę świętokradczą, ten zbrod- nię tak okropną, tak niewymowną, tak ach piekielną, dia- belską, nieludzką, że z pokolenia w pokolenie w krzyku strasznem, w jęku, we wstydzie, w udręczeniu od Boga i Natury wyklenty, przeklenty, wyrzucony, pozostawiony, opuszczony... HENRYK Ten stary boi się, żebym go nie nabił... OJCIEC Dobra zupa. HENRYK (do Władzia} Mógłbyś pobić tego ojca? WŁADZIO Jeżeli ty możesz, to i ja mogę. OJCIEC Daj mi trochę soli. HENRYK I nie czułbyś z tego powodu wyrzutów sumienia? WŁADZIO Jakbym sam był, tobym czuł, ale jak we dwóch co się robi, to nie, bo jeden drugiego naśladuje. 120 OJCIEC Ja lubiałem flaków się najeść. HENRYK (do Władzia) Ha, ha, ha, dobrześ powiedział. To mi trafia do przekona- nia — to mi odpowiada — ha, ha, ha, to coś powiedział odpowiada mi. Ale nie o to chodzi, (z wzrastającym nie- pokojem) Nie, wcale nie o to idzie. Tu idzie o coś zupełnie innego. Do diabła, nie wiem, o co tu chodzi, ale to wszystko jest okropnie męczące, bo jest wykręcone — rozumiesz — zaszpuntowane i zakneblowane, tak, zakneblowane... i za- maskowane... ale zdaje się, że tu jeszcze jest ktoś oprócz nas i ja zobaczę i wyjaśnię i odgadnę... (kieruje światło lampy w głąb pokoju.; ukazuje się MANKA, śpiąca na krześle) HENRYK u Co to za dziewczyna? MATKA O« A... To dziewczyna do posługi. HENRYK Do posiugi r MATKA Służąca... służy... Mańka, przynieś ogryzki i ty wendliny koci co na oknie... (Ojciec drapie się) Znowuż cię swędzi? HENRYK A propos, mówiąc tak po trosze o wszystkim... Znajomi żyją? OJCIEC Niektórzy. HENRYK Ale powiedzcież mi, ciekaw byłbym... co się też stało z Manią, no chyba wiecie, z Manią? Z Manią, z którą za- ręczyłem się, która tu była... tu na wakacje przyjeżdżała... i ja z nią tu byłem... OJCIEC Tam nima ty wendliny. MATKA A może ją zwędził kto ? MAŃKA (przybliża się) Na oknie nima. MATKA A to id? do salki, ale żebyś długo me siedziała, bo... Wpierw sprzątnij naczynie. HENRYK Jak się nazywasz? MAŃKA Mańka. ;. OJCIEC (dwuznacznie) Mańka. MATKA (idem) Mańka. OJCIEC To dziewczyna do posługi, Henryk. * MATKA Zgodziliśmy ją... do wszystkiego... ; '/' OJCIEC To dziwka do służenia zwyczajnego. « l MATKA Ona służy. Gościom. OJCIEC Służy do posługi... Mańka... MATKA Mańka... OJCIEC Mańka... HENRYK (do Władzia, cicho i smutno) Co myślisz o tym? l /- WŁADZIO (cicho i bezradnie) Bo ja wiem... Bo ja wiem... HENRYK (do Wladzia) A ja na pewno wiem! WŁADZIO (do Henryka) Jeżeli to ona, to dlaczego się nie odzywa... Przecież nie za- pomniała nas... Odezwij się do niej. 121 HENRYK Nie. Jakże mam do niej się odezwać, jeżeli Ona już już nie jest Ona była... O, to świństwo! Jam ojca miał zacnego i matkę A także narzeczoną miałem, a teraz Ojciec w dziwacznej wieży, matka wątpliwa A narzeczona utopiona w dziewce Zaszpuntowana i zabita dziewką, i na zawsze Zamknięta w dziewce... O, to świństwo! To łajdactwo! To nikczemne! To podłe! Ale co najlepsze Że mnie to wszystko jedno... Posłuchaj Jak lekko mówię: mnie wszystko jedno. WŁADZIO (lekka) Mnie także! HENRYK (lekko) °fl Doprawdy, Nie wiem, jak się zachować Z narzeczonej dziewka się zrobiła. WŁADZI O Cóż wielkiego! HENRYK Cóż wielkiego! Otóż to właśnie: cóż wielkiego — gd>ż To wszystko szczegół. WŁADZI O Szczegół! Miliony dziewczyn ta sama Spotkała przygoda. HENRYK Otóż to właśnie! Miliony narzeczonych w tym samym co ja 122 Są położeniu. WŁADZIO Na całym świecie! HENRYK W Warszawie i Pekinie! WŁADZIO W Moguncji i w Barcelonie! HENRYK W Paryżu i w Londynie! WŁADZIO W Pułtusku i w Kijowie! MATKA W Wenecji i w Koblencji! OJCIEC W Piotrkowie i w Krakowie! WŁADZIO W Lublinie i w Konstancinie! HENRYK No to zatańczmy! WSZYSCY (znienacka) Tak, zatańczmy! HENRYK Syn wrócił do rodzinnego domu, ale dom Już nie jest domem Ani syn nie jest synem. Któż więc Do czego wrócił? Porzućcie wszelkie wspomnienia! Naprzóc ! Niech nikt do niczego nie wraca! (cisza) Tu z nią siedziałem, a teraz znów tu siedzę — ale cóż stąd? Już nie ma. Przepadło. Jest coś innego i jutro znowu będzie coś innego. Powtarzać się nie warto. (cisza) WŁADZIO Powtarzać się nie warto! HENRYK (romantycznie) Czy widzisz krzesło to? Tu z nią siedziałem W pamiętny wieczór ten! Tu matka, 12 3 125 124 Tu ojciec siedział mój! Tak właśnie Jak teraz siedzę. Czy pamiętacie ? Pamiętny wieczór ten, ostatni Nasz wspólny wieczór? MATKA Oj, pewnie że pamiętam, pewnie że pamiętam, synu... Ja właśnie tu siedziałam, a na kolację było kwaśne mliko... OJCIEC Ja tu siedziałem. WŁADZIO A ja tu... tutaj na tym krześle, bo patrzyłem w okno i mó- wiłem, że muchy. Jak to teraz wszystko się przypomina! HENRYK A ja tutaj... (siada) i masłem chleb smarowałem. A ona tutaj obok mnie... Masłem chleb smarowałem, (do Władzia) Dlaczego byś nie miał usiąść? Usiądź. Masłem chleb sma- rowałem. I powiedziałem: — Szyryng Znów pytał o tę szprycę. Czy pamiętacie, cośmy mówili dalej ? OJCIEC Ja coś mówiłem, ale już mnie z głowy wypadło. MATKA Ty pamięci nie masz, ale ja mam... Coś mówił, ale co? A! Powiedział „rękaw"... nic tylko to „rękaw", bo akurat wtenczas rękawem o salaterkę zawadził. OJCIEC To, to, to! Powiedziałem „rękaw", słowo honoru! Nad- zwyczajną masz pamięć. HENRYK A ja wtenczas palcami zacząłem bębnić po stole i powie- działem: „za trzy miesiące mój ślub". MATKA Powiedział, ptaszyna moja, powiedział, te słowa z niego wydobyły się, tak się odezwał! A ja filiżankę odstawiłam i jeszcze od muchy się opędziłam i mówię: „Henryś co też ty? Co też wy? Zaręczyliście się? A przecie to..." Nie, najprzód powiedziałam: „Co mówisz Henryś?... Daj mnie cukru". OJCIEC Tak, tak, a ja wtenczas mówię: „A niech im będzie na zdrowie, matka. Nie ma co płakać. Daj no jakiego trunku! Trochi za młodzi jesteście, ale niech tam! Ale się zaczerwie- niła. A to się zawstydziła jak piwonia, ha, ha, a to dopiero!" MATKA Wtedy ona coś się odezwała. HENRYK Tak, ona się odezwała, ale jej nie ma. Ślub przepadł. Skończył się. Nic. Tam kryje się, koło szafy! Nie chce przyjść. Cóż! Pustka i próżnia obok mnie. Ona tam się boczy, I naprzód, naprzód! WSZYSCY (prócz Mani) Naprzód! OJCIEC Choroba, psiakrew, a żeby to morowa zaraza. HENRYK {do Władzia} Nie ma rady, to jest zwyczajna służąca, rozumiesz? WŁADZIO Służąca, no to służąca. HENRYK Pewnie, że jak służąca, to służąca. < tr, r* t WŁADZIO Nawet, owszem... niczegowata... ^ , , HENRYK " ,t>1 Niczegowata, no to niczegowata. , f WŁADZIO ' ' '**" Czy ona tutaj śpi ? HENRYK Czy ona tutaj śpi? "r" WŁADZIO (figlarnie") Herbaty chciałbym napić się... & (do Mani) Pssst... pssst... t t ".'l 127 726 OJCIEC Po co te jakieś psykanie? Tu psyków nie potrzeba. Jak jeszcze czego potrzeba, proszę mnie powiedzieć. Tylko proszę sobie nie pozwalać byle czego, bo tu nie karczma... o, o, widzieliście, już się zachciewa, a to tylko skaranie boże z tem tłomokiem, każden ją chce macać, każden by ją tylko macał i macał do rosołu, a tak w dzień i noc wszyst- ko to samo bez przerwy, zaczypiać się, macać, miętolić, a z tego tylko awantury i awantury... (ostro) Proszę tylko się nie awanturować! MATKA (wrzaskliwie) lgnąc! OJCIEC Proszę nie zaczepiać się! MATKA Spokojnie lgnąc! OJCIEC Proszę żadnego świństwa z tom świniom świnia świński ryj świniopas świntuch świnia! MATKA A to się zaślinił! OJCIEC Świnia, świnia, świnia! (Wtacza się PI]AK.) PIJAK Mańka świnia! OJCIEC Proszę się wynosić! PIJAK Mańka, świni mnie daj, daj mnie świniny! OJCIEC Ja sam przynieść! HENRYK (z drugiej strony, rozbawiony) Mańka świnia! OJCIEC (biegnie ku niemu) Ja podam! PIJAK Mańka świni mnie daj! -••'• 'v HENRYK (zażarcie) Mańka świnia! PIJAK Świniny, świnia! HENRYK '-vi - • < •: Świńska! •* . ,- • r. - ; OJCIEC O Jezus Maria! : i' PIJAK Świnia! HENRYK (ciska w przestrzeń) Świnia! :-';'' WŁADZI O Świnia! MATKA (na boku) A tyż to nie daj Boże z tom świniom! OJCIEC (do Pijaka) Proszę wynosić się! PIJAK Butelkę gorzki! OJCIEC (do Henryka) Proszę wynosić się! " ' • "> HENRYK Butelkę gorzki! PIJAK (głośniej) Butelkę gorzki! HENRYK (głośniej) Butelkę gorzki! OJCIEC O Jezus Maria! PIJAK Butelkę gorzki świni! HENRYK Butelkę gorzki świni! WŁADZIO Butelkę gorzki świni! (Wchodzą PIJACY.) PIJACY Krym, rrym, rrym! OJCIEC Panowie, trochi rozumu miejcie! Późna godzina nocna. Mańka, zamykaj! PIJACY (siadają przy stoliku) Angielkie z kropelkami! >-i Bomba! Szalczeson! Czysta podwójna wzmocniona! - • \ Mańka angielkie! Mańka kiełbasowi Mańka świniny! Mańka szalczeson! HENRYK (z boku) Mańka szalczeson! PIJACY Antek młody nosił lody Na Bielanach r ach, ciach, dach! ' OJCIEC (do Mańki) Te... nie podawaj! PIJAK Mańka chodź no tutaj, coś ci powiem, Maniusia... OJCIEC Nie chodź. PIJAK Milczy się w pysk... Ja wołam się na kylnerke, to nie ma prawa się odmówić psiaciemagacie połamać, a jeżeli dziadu bćhdziesz stawiał się na mnie, to ja napcham się i prze- pcham ci w sam krucyfiks! HENRYK (g boku) W sam krucyfiks! OJCIEC Zara. Zara. Za pozwoleństwem. Mańka, podawaj! PIJAK (przygląda mu się): 128 Boja ma. PIJACY (rzeczowo): Boja ma. HENRYK (z boku): Boja ma. -' PIJAK Milczyyyy... Formuj! Marsz! Marsz! Naprzód, dali go! (wściekły marsz) ' .., PIJACY Antek młody nosił lody Na Bielanach rach, ciach, ciachi Rrym, rrym, rrym! (zatrzymują się przed Ojcem) PIJAK Milczyyy... świnia... .'J. Ł," Świnia! Boja ma... Rzecz w tem, że ma boja jak wszyscy diabli Boja ma psiaciemać w gacie! 2 PIJAK (ponuro) Boja ma. .. ,<»? 3 PIJAK Bać to się boi... PIJAK A jak on mnie się boja ma, to znakiem tego ja jemu dam. Nieprawdaż, panno Maniu?! PIJACY A to daj mu, daj mu! PIJAK A to dam mu! PIJACY A to daj mu, daj mu! PIJAK A dam mu1 HENRYK A to daj mu, daj mu! 12 9 PIJAK A dam mu! MATKA (przeraźliwie) lgnąc, a to om dadzą ci, dadzą ci' PIJACY Ano to dali go! PIJAK Ano to dali go' (zbliżają się do Ojca) ^ PIJACY Ano to da) mu' ' ,< > PIJAK \ , >, A , Ano to dam' (milczenie) PIJAK Ano )a bym mu dal, ale psiaciemagacie bardzo nieruchome ma mordę. Nie rusza się. morda. A jak nie rusza się, to ni... (do Mani) Mańka.. Bo tu bardzo duża podłoga! PIJACY (ponuro} -v Nie rusza się. (do Mam) Manka PIJAK I do tego cicho zrobiło się .. • -, HENRYK (do siebie, głośno) Tak, rzeczywiście, cicho zrobiło się... PIJAK Rrym, rrym, rrym' (wściekły marsz) ł*. PIJACY Antek młody nosił lody Na Bielanach r ach, ciach, ciach! Rrym, rrym, rrym! PIJAK Ano to daj mu! PIJAK 130 Ano to dam mu' HENRYK (do siebie) Kiedy wreszcie to wszystko się skończy? PIJAK (na boku, innym tonem) Zaraz. HENRYK (do Pijaka) Co tam jest za oknami? PIJAK (jw.) .T - Tam są rozległe pola. (Pijacy podchodzą do Ojca) PIJAK Ano to ja nasamprzod dam w facjatę jak się należy, a potem napcham się, napluje, wycisnę, wyskwircze i przepcham się bo nie boje się — Manka. Ale jemu morda bardzo nieruchoma! A jak nieruchoma, to nijako. . Ale ci to mordę ma, mordę! 1 PIJAK Mordę ma jak dom1 2 PIJAK Jak ksiondz ma mordę' (milczenie) 4 PIJAK (znienacka) Cię, ale jemu mucha na nos siadła! PIJAK No to co? 4 PIJAK A dlaczego jemu ty muchi nie klapniesz? Co będziesz jemu te muchę tulerował? Nieprawdaż, panno Manm? PIJAK Mucha psiaciemac, mucha psiaciemac, mucha psiacie- mac... (zamierza się) OJCIEC (b cicho} Nie waz się .. HENRYK (z boku, dramatycznie) O, o, przemówił! 13 1 132 OJCIEC (cicho) Nie waż się bo ja nie zniesę Nie zmesę Ja nie wytrzymam Nie wytrzymam, bo me wytrzymam Nie mogę wytrzymać! A jak nie wytrzymam to... to... Nie wiem co... ' >'j - PIJAK (poufnie} V, , A ja mu dam, Mańka, dam mu! PIJACY (poufnie) «" '• ' A to daj mu, daj mu! OJCIEC (krzyk} Świnie! Wara ode mnie, bo ja was! Jeżeli kto mnie dotknie, to coś okropnego Ja wam mówię- coś okropnego! Ale to coś takiego, że ja nie wiem. Ryk, piekło Loch, dyby, kat i tortura, przekleństwo Wszystkiego świata kwik roztrzaskujący Rozsadzający i zabijający, tak jest, tak jest, bo mnie nie wolno, bo mnie nie, bo nie, bo nie, bo ja niedotykalny, niedotykalny jezdem Bo ja was przeklnę! PIJACY Cię, cię, cię, król, król, król niedotykalny! PIJAK » Widzieliście króla! A to ja dutkne cię tem palcem! • . , Nieprawdaż, panno Maniu ? OJCIEC (uciekając) Precz, bo ja cię przeklnę! HENRYK (nagle} Stać! Stójcie! •' (scena zamiera) HENRYK Rzeczywiście nie wiem, jak mam zachować się... (do Wła- dzia} Wladek... Ale zdaje się, że będę musiał jakoś zacho- wać się--- (z żalem} Wybacz, że mówię tak sztucznie. Ale to wszystko jest sztuczne! WŁADZIO (świeżo, wyzywająco} Cóż wielkiego! Cóż cię obchodzi, że coś jest sztuczne Jeżeli ty jesteś naturalny! HENRYK Tak, jestem naturalny, chcę być naturalny Nie chcę być uroczysty! Ale w jakiż sposób Ja mogę nie być uroczysty, jeśli głos mój Rozlega się uroczyście? (milczenie) Cisza straszna. Cisza, aż w uszach dzwoni. I zapewne dziwne, ach bardzo Dziwne jest to że mówię. Ale gdybym milczał Milczenie moje też byłoby dziwne. Cóż mam robić? Przypuśćmy, że siądę Tu na tym krześle (siada) ...i zacznę Swobodnie dowcipkować, śmiać się, ruszać Nogami lub rękami... Nie, to na nic! Sztuczna Jest ruchów tych naturalność i one się w jakieś Zaklęcie przemieniają... Przypuśćmy, że nogi l ołożę na tym stole, głowę zadrę i papierosa wyciągnę i powiem: — Cóż mnie obchodzi, że biją ojca mojego i gwałcić chcą moją byłą narzeczoną?... Po cóż to wyol- brzymiać? Nie przesadzajmy! Jeden mniej lub jeden więcej... Nie może wytrzymać? 133 Ale ja wytrzymuję to, że on nie może wytrzymać... Ojciec, ojciec... Cóż to jest ojciec? To jest zwykły ojciec To najzwyklejszy ojciec... My wszyscy, jesteśmy najzwy- klejszymi ludźmi... Przypuśćmy, że powiem To wszystko i więcej jeszcze. Dobrze. Powiedziałem Lecz to powiedzenie Znowu brzmi uroczyście, w jakieś OŚWIADCZENIE Mnie się przemienia i tonie jak kamień W tej ciszy... Aha, już wiem dlaczego Ja nie mówię, tylko oświadczam. Bo was tu nie ma I jestem sam, sam, sam... Ja do nikogo Nie mówię i muszę być sztuczny Bo jeśli do nikogo nie mówię, a jednak mówię, to muszę Być sztuczny. Co robić? Siedzieć? Nie. Spacerować? Także nie miałoby sensu. A jednak nie mogę zachowywać się, jakbym nie miał z tym wszystkim żadnego związku. Co się robi w podob- nych wypadkach? Mógłbym uklęknąć i, rzeczywiście, mógłbym uklęknąć... Naturalnie to byłoby dosyć... ale mówię, że mógłbym uklęknąć... i choć to wyglądałoby do- syć... ale mówię, że mógłbym uklęknąć... (klęka nieco na boku] Ha, do diabła, ukląkłem, ale ukląkłem tak jakoś cicho i nie dla mnie, a dla nich, ale nie dla nich a dla mnie i jak- bym... jak ksiądz jaki, ksiądz... bo ja wiem od czego... OJCIEC (szybko, na strome) Bo ja wiem od czego. MATKA » Nie wiadomo czego. PIJAK Nie ma nikogo. WŁADZIO Tu nikt nic. ' HENRYK Wszystko jedno! 134 *>•< Ja tutaj klęczę przed nim! A teraz spróbujcie Usunąć moje klęczenie, pominąć Moje klęczenie, wyrzucić Klęczenie moje stąd! (do Pijaka) Bij go! Ja przed nim będę klęczał! 2 PIJAK ' <: ' Król! - " - MATKA Król! ,/ / v,ł< v, •' ' ' PIJAK . r , r. „-{ 'l- S> Król! , . . ,«... <j,...-! PIJACY Król! Król! HENRYK Jak to król? PIJACY (zupełnie pijani) Król, bo król! (okrzyki „król, król" rosną w tempie przyśpieszonym) (Wchodzą DOSTOJNICY.) OJCIEC Henryku O, o, Henryku! MATKA O, Henryku! DOSTOJNICY Henryku! HENRYK O, Henryku! (wstaje) OJCIEC Dzięki ci, synu mój, hołd twój przyjmuję I jeszcze raz go przyjmuję i przyjmuję I nie mogę dość naprzyjmować się... (szczerze) Ja bardzo spragniony byłem czci. HENRYK Cóż to za maskarada? (cisza) OJCIEC (z trudnością, zwalczając opór) Dostojnicy! 136 DOSTOJNICY Król — król! OJCIEC Dostojnicy moi Osoby! DOSTOJNICY Król — król! OJCIEC: Mej dostojności dostojnicy! Niech więc kornym... Kornym pokłonem powitajcie księ... księcia Książęcia syna mojego Henryka co z dalekiej Powrócił wojny. HENRYK Cóż to za bzdura? OJCIEC (ciężko, sklerotyczme) Rety! Rety! Jezusie mój Nazareński! Matko przenajświętsza ty moja! Anieli z nieba! O Jezus mój Jezus, o, rety, rety! A to właśnie on, syn mój, nasienie moje, potomek mój prze- najświętszy przed chwilą wybawił mnie Od ty tu świński świni, która w zaślepieniu W oszołomieniu wódką, w rozwydrzeniu I w rozpasanm jakiemś nadzwyczajnem Do mnie doskoczył i moje osobę niedotykalne palcem swojem Swińskiem Chciał dutknąć! Moje osobę! Moje osobę! Moje osobę niedoty... Nikt nie może dotknąć... bo nie wolno... Zabro- nione. Nikt! DOSTOJNICY O mój Jezus! OJCIEC Ale już nie dutknie! Ani me napcha się i nie wyskwirczy, nie napluje mi Bo Henryk, Henryk, o, Henryk! MATKA (triumfalnie) Henryś! DOSTOJNICY O, Henryś! ' '' HENRYK O, Henryk! - ^ O -.n -i f , J •> To coraz głupsze zaczyna się robić... OJCIEC Uklęknij Uklęknij, Hendryś! »H HENRYK **• ••>> s!u .^'^..r, A bo CO? ^..t JJfiS "".,' ,T „\. MATKA (przeraźliwie') J^( } Uklęknij, Henryk! " *, i OJCIEC n Klęknij, klęknij, ja tyż uklenkne. Klenknij; y Niech wszyscy klenkną... (klęka) (Dostojnicy klękają) HENRYK Nie będę stał sam jeden... (rozgląda się nieufnie i klęka) Diabli wiedzą, o co tu chodzi, (spostrzega się, że klęczy twarzą w twarz z Ojcem) Ja przed nim klęczę, a on przede mną. To małpiarstwo. To małpa! (z rosnącą wścieklością) To obrzydliwość! OJCIEC Czekaj, bo ja nie w tę stronę, (klęka tyłem do Henryka) Ja przed Panem Bogiem! Ja do Pana Boga! Ja Bogu Naj- wyższemu polecam się w Trójcy Sw. i Jego dobroci nie- wyczerpany, łasce najświętszy, opiece najwyższy... Oj, Henryś, Henryś... w niem schronienie, w niem pociecha, w niem ucieczka nasza... Ojcze mój Ja synem twojem jezdem , j Tyś ojcem mojem... HENRYK j Modli się. OJCIEC Tyś królem mojem! - 137 HENRYK Teraz nie mogę wstać, bo nie wypada. OJCIEC Przysięgam tobie, Ojcze mój, królu mój Miłość Cześć Poszanowanie. HENRYK « - Bogu przysięga, ale to tak jakbym to ja jemu przysięgał. (głośno} Już mi się znudziło, (wstaje) OJCIEC Hendryk, Hendryk... Ojcze mój, ja przy tobie, ja z tobą. Ja cię nie opuszczę, ojcze mój, a ty mnie za to... ty mnie za to przywrócisz dziewczynę moje, miłość moje, amen, amen, amen... żeby przyzwoicie... żeby jak się należy było... HENRYK A to co? Bogu szepcze czy mnie na ucho? OJCIEC Narzeczone moje mnie przywrócisz! HENRYK Narzeczoną moją mi przywróci? OJCIEC Ślub mnie dasz! HENRYK Ślub mi da? OJCIEC Ślub mnie dasz przyzwoity... porzondny ślub jak zawsze w naszy rodzinie bywało... Jak dawniej! Wszystko jak za dawnych czasów! Ślub mnie dasz z czystą, nieskalaną, szanowną dziewicą moją, bogdanką moją... przyzwoity ślub... (wszyscy wstają powoli) HENRYK Ślub? OJCIEC 138 Ślub. i^ . MATKA Ślub. HENRYK Ślub? OJCIEC Ślub. <! MANIA Ślub. DOSTOJNIK • -T ;.,.:., Ślub. ix. ' MATKA • / Ślub. j,, DOSTOJNIK Ślub. HENRYK Ślub? , , (Ojciec i Matka spoglądają na niego uśmiechnięci, rozjaś- nieni, rozczuleni) < OJCIEC * .,< W imię Ojca I w imię Syna! Czy widzicie t Tę tam dziewczynę, co z pozorów ^ Zwykłą służącą być się mieni? Sługą karczemny karczmy ? DOSTOJNICY Widzimy, panie. OJCIEC (gzualtawiie, jakby narzucał się) °'! To nie żadna Dziwka ani tyż sługa! To zacna '•' " ~ Skromna, niedotykalna panienka, co przez tych * Chamskich łajdaków została porwana Więziona, umęczona i napchana Napluta i służona, tfy, z obrazą j Boską i ludzką... Piorun, piorun! Świnie! To nie jest świnia! Ludzie, miejcie Trochi sumienia! Trochi zrozumienia! Miejcie trochi litości! Dlatego powiadam i rozkazuję, na- 139 141 kazuję z całą siłą, powiadam raz na zawsze, powiadam wszem wobec Że do godności ją dawny podnoszę I nakazuję, żeby ją szanować Jak mnie samego i jak przenajświętszą Pannę w czci swoi niedotykalną i w imię Ojca i Syna! HENRYK (do Władzia) To sen li tylko, to sen jedynie... może nawet trochę na-" iwny, ale cóż mi to szkodzi. WŁADZIO Pewnie! Cóż ci szkodzi, że sen, jeżeli ci sprawia przyjem- ność. HENRYK Przyjemność. (tymczasem otaczają go Ojciec, Matka, Mama oraz Do- stojnicy) MATKA O, jak się zarumienił! OJCIEC Ha, ha, ha, zawstydził się... No, no, no, Henryś, podnieś oczy, podnieś oczy... HENRYK Bo co? OJCIEC Bo jutro ślub... HENRYK Ale ja nie rozumiem... . «•._• OJCIEC (na stronie) ' Tsss... przecie nie bendziesz z kocmołuchem jakiemś w chlewie się macał, jak możesz się ożenić z przyzwoitą panienką... W rodzinie naszy zawsze przyzwoite śluby bywały. Ja z matką ślub porządny wziąłem, to i tobie wy- pada... Zobaczysz, Hendryk, wszystko dobrze bendzie... (głośno) Dzięki ci, synu mój, za czułość twoje... prędko 140 -<. nadejdzie wesele twoje i radość moja i matki twoji, żony mój i, a co tam dawne takie przeszłe, umęczone i zatracone to zniknij przepadnij, nie było, nie ma, nie... MATKA (bardzo głośno) Alleluja! (MUZYKA. MARSZ WESELNY. OJCIEC Z MATKĄ, HENRYK Z MANIĄ, WŁADZIO I DOSTOJNICY PRZEMIERZAJĄ SCENĘ W UROCZYSTYM I ROZ- CZULONYM POCHODZIE) HENRYK (bardzo głośno) Czy można wyobrazić sobie coś dziwniejszego Niż ten figlarny cieniów marsz w oparach złudy? A jednak radość mnie zalewa i serce śpiewa Bo pochód ten do dawnej wiedzie mnie dziewczynki. (do wszystkich) Wybaczcie, jestem wierszokleta. MATKA W takiej to chwili raduje się matczyne serce Co od tak dawna było w poniewierce! OJCIEC Muzyka gra, a pary rzędem suną Jakby na balu jakiem! Dawne czasy! Za mną panowie moi! Z Bogiem!