Warszewski Roman - Skrzydlaci ludzie z Nazca

Szczegóły
Tytuł Warszewski Roman - Skrzydlaci ludzie z Nazca
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Warszewski Roman - Skrzydlaci ludzie z Nazca PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Warszewski Roman - Skrzydlaci ludzie z Nazca PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Warszewski Roman - Skrzydlaci ludzie z Nazca - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. Strona 2 SKRZYDLACI LUDZIE Z NAZCA i inne reporta˝e z Ameryki ¸aciƒskiej Strona 3 Strona 4 ROMAN WARSZEWSKI SKRZYDLACI LUDZIE Z NAZCA i inne reporta˝e z Ameryki ¸aciƒskiej Tower Press Gdaƒsk 2000 Strona 5 Projekt ok∏adki Dariusz Szmidt Przedmowa Marek Rymuszko Ilustracje czarno-bia∏e ze s. 33, 45, 49, 56, 79, 88 – Roman Warszewski ze s. 13, 15, 17, 19, 27, 31, 71, 93, 97, 99, 103, 107, 108, 111, 120, 124, 131, 144, 148 – archiwum Autora Zdj´cia kolorowe 1-32 i 34-41 – Roman Warszewski 33 – archiwum Autora Na pierwszej stronie ok∏adki wykorzystano zdj´cie Mylene d’Auriol Na czwartej stronie ok∏adki wykorzystano zdj´cie Macieja Kostuna Opracowanie graficzne Pracownia Graficzna „Linus” Sk∏ad i ∏amanie Jerzy M. Ko∏tuniak Redakcja i korekta Zespó∏ Wydanie pierwsze © Copyright by Roman Warszewski & Tower Press Gdaƒsk 2000 ISBN 83-87342-21-1 Tower Press Gdaƒsk 2000 4 Strona 6 PRZEDMOWA Niech nikogo nie zmyli tytu∏ ksià˝ki Romana Warszew- skiego, którà w∏aÊnie bierze do r´ki. Dziesi´ç reporta˝y, jakie sk∏adajà si´ na Skrzydlatych ludzi z Nazca tworzy bowiem – Êmiem twierdziç – jednà z najwa˝niejszych wspó∏czeÊnie ksià˝ek faktologicznych dotyczàcych Ame- ryki Po∏udniowej: jej historii i obecnego oblicza, tajemnic przesz∏oÊci i dzisiejszych konfliktów, dramatycznych zda- rzeƒ, jakie cz´sto wyznaczajà rytm ˝ycia tego ciàgle ma∏o poznanego regionu Êwiata – i spowijajàcej go od tysi´cy lat magii. Tak, w∏aÊnie magii, gdy˝ nie ma bodaj drugiego kontynentu, z którym wiàza∏aby si´ tak wielka liczba za- gadek oraz pytaƒ bez odpowiedzi. Zmierzenie si´ reporterskim piórem z fenomenologià tego pod ka˝dym wzgl´dem szczególnego miejsca na Zie- mi by∏o mo˝liwe jedynie przy spe∏nieniu dwóch warun- ków: dog∏´bnej znajomoÊci jego realiów oraz bieg∏ego po- s∏ugiwania si´ jednym z lokalnych j´zyków. W przeciw- nym bowiem razie mo˝na tam w mgnieniu oka straciç nie tylko orientacj´ i pieniàdze, lecz nierzadko równie˝ – i to bynajmniej nie w symbolicznym, a dos∏ownym znaczeniu – g∏ow´. Roman Warszewski obu warunkom sprosta∏. Ameryk´ Po∏udniowà, a zw∏aszcza Peru i Boliwi´ penetruje nie- ustannie ju˝ od 17 lat, znajàc zaÊ hiszpaƒski oraz indiaƒski 5 Strona 7 j´zyk keczua – zyska∏ niepowtarzalnà szans´ samodziel- nego wynajdywania klucza do zdarzeƒ, jakie go frapujà. Kluczem tym okaza∏o si´ tak˝e cechujàce go „od zawsze” zainteresowanie historià starych kultur Ameryki ¸aciƒ- skiej oraz konfliktami spo∏ecznymi i politycznymi, które nià raz po raz wstrzàsajà. Pierwszym dojrza∏ym owocem tych poszukiwaƒ by∏a wydana przez R. Warszewskiego w po∏owie lat osiemdzie- siàtych ksià˝ka Poka˝cie mi brzuch terrorystki, stanowiàca ch∏odny, ale i zdumiewajàco dog∏´bny zapis ówczesnych zmagaƒ w∏adz Peru z lewackimi ruchami zbrojnymi, co chwilami przybiera∏o postaç regularnej wojny domowej. Echa tamtych doÊwiadczeƒ i w´drówek odnajdujemy zresztà równie˝ w obecnym tomie, towarzyszàc np. auto- rowi w jego po stokroç niebezpiecznej – i podj´tej wy∏àcz- nie na w∏asne ryzyko – eskapadzie do zapad∏ej wioski w peruwiaƒskim departamencie Ayacucho, gdzie, jak sam pisze, niczym w kropli wody odbija∏ si´ ca∏y wszechÊwiat szalejàcy dooko∏a terrorystycznej przemocy i gdzie nied∏u- go wczeÊniej dosz∏o do masakry grupy dziennikarzy. Nie inaczej jest, gdy reporter podà˝a Êladami straceƒ- czej marszruty Ernesto Che Guevary, na zabiciu którego – od poczàtku drà˝y go takie podejrzenie – zale˝a∏o nie tyl- ko boliwijskim wojskowym i przekupionym przez nich ch∏opom, lecz tak˝e hawaƒskim towarzyszom legendar- nego rewolucjonisty, obawiajàcym si´, ˝e mit Che niepo- strze˝enie przyçmi ich w∏asny wizerunek i zachwieje dyk- taturà, za pomocà której Castro i jego ludzie od 40 ju˝ lat rzàdzà niepodzielnie Kubà. Bli˝sze zainteresowanie tym w∏aÊnie wàtkiem spowoduje zresztà, i˝ Warszewski zo- stanie uznany na Kubie za persona non grata, a zdener- wowanie miejscowej bezpieki sprawi, ˝e przez pomy∏k´ zostanie przymusowo wydalony samolotem lecàcym nie do Europy, lecz Kolumbii. To z kolei umo˝liwi mu bli˝sze przyjrzenie si´ problemowi tamtejszej d∏ugoletniej Wojny 6 Strona 8 o kokain´, uwik∏anej – o czym niecz´sto si´ wspomina – w niezwykle skomplikowane konteksty ekonomiczne i spo∏eczne (to jeden z najlepszych reporta˝y na ten temat, jakie kiedykolwiek czyta∏em). Konsekwentne podà˝anie przez autora w∏asnymi Êcie˝- kami, wyznaczanymi cz´sto przez granic´ Êmiertelnego ryzyka, w ostatecznym rozrachunku zaowocowa∏o tak drapie˝nymi, a w pewnym sensie – nie waham si´ u˝yç tego okreÊlenia – olÊniewajàcymi reporta˝ami, jak obecne w tej ksià˝ce Osiem tez, osiem gwoêdzi, Zakàtek Êmierci oraz Czy przechodzi∏ t´dy Che. I nawet, kiedy Warszew- ski drà˝y zagadki zamierzch∏ej historii, nieodmiennie splatajàce si´ z problemami wspó∏czesnymi regionu – ni- gdy nie podà˝a utartymi szlakami. Do obleganego przez turystów z ca∏ego Êwiata Machu Picchu – jednego z naj- bardziej magicznych miejsc na Êwiecie, nie pojedzie, jak inni, wygodnym pociàgiem, lecz przyw´druje tam na w∏asnych nogach, przemierzajàc kilkadziesiàt kilometrów przez góry. Od siebie dodam, ˝e zapis wysi∏ku towarzy- szàcego pokonywaniu tej drogi to jedna z najlepszych se- kwencji pisarskich wieƒczàcych m´k´ górskich wypraw, o jakich mo˝na przeczytaç w licznych pami´tnikach. Po- dobnie b´dzie wówczas, gdy w 1998 roku pod patronatem miesi´cznika „Nieznany Âwiat” Roman zorganizuje eks- pedycj´ na tajemniczy peruwiaƒski p∏askowy˝ Marcahu- asi, o czym opowiada ju˝ inna jego ksià˝ka oraz nakr´co- ny przezeƒ (razem ze Stanis∏awà Grzelczak) w tej – wr´cz buzujàcej niepowszednià magià strefie – film. W gruncie rzeczy nie ma wi´c wi´kszego znaczenia, czy autor odbywa swoje peregrynacje w strefie jeziora Titica- ca, po wypalonej s∏oƒcem pustyni Nazca czy boliwijskich bezdro˝ach, w których b∏ocie pogrzebane zosta∏y idea∏y jeszcze jednej niechcianej rewolucji z importu; rewolucji jaka mia∏a uszcz´Êliwiç miliony ludzi, a w rzeczywistoÊci zgotowa∏a Êmierç jej pos∏aƒcom. Odwiedzajàc kolumbij- 7 Strona 9 skà wiosk´ Aracataca – miejsce urodzin noblisty Gabriela Garcii Marqueza opisane przezeƒ w s∏ynnych na ca∏y Êwiat Stu latach samotnoÊci – autor dokona zarazem rze- czy zda∏oby si´ niemo˝liwej, ukazujàc, i˝ niczym w Ki- schowskim lustrze na spo∏ecznym goÊciƒcu odbijajà si´ tam historyczne i wspó∏czesne dylematy Ameryki Po∏u- dniowej oraz zamieszkujàcych jà ludzi. A wszystko to zo- sta∏o zakomponowane w formie zdumiewajàco klarow- nej, dojrza∏ej pisarsko opowieÊci, w której odkrywczoÊç wielu spostrze˝eƒ i refleksji stanowi konsekwencj´ do- g∏´bnej znajomoÊci tematów oraz spraw penetrowanych reporterskim piórem. Nigdy nie ukrywa∏em, ˝e uwa˝am Romana Warszew- skiego za jednego z najwybitniejszych wspó∏czeÊnie pol- skich reporterów. By∏em o tym przekonany na d∏ugo przedtem, nim (razem z Grzegorzem Rybiƒskim) wyda∏ on swojà g∏oÊnà Vilcacor´, która leczy raka i jej póêniejszà kontynuacj´ „Bóg nam zes∏a∏ vilcacor´”. Jestem równie˝ szczególnie rad, ˝e wiele po∏udniowoamerykaƒskich re- porta˝y tego autora mia∏o swojà premier´ w miesi´czniku „Nieznany Âwiat”, którym kieruj´ i który od lat, dzi´ki Ro- manowi, najÊmielej spoÊród wszystkich polskich czaso- pism uchyla zas∏on´ spowijajàcà nieprzeliczone tajemnice Ameryki Po∏udniowej. Skrzydlaci ludzie z Nazca to, w moim przekonaniu, najwa˝niejsza polska ksià˝ka repor- terska, próbujàca opisaç i zarazem zrozumieç tamtejszy ciàgle tak jeszcze ma∏o znany, a pod wieloma wzgl´dami równie˝ zaginiony Êwiat. Mottem dla niej mog∏yby byç s∏owa Krishnamurtiego, który powiedzia∏ kiedyÊ, ˝e Praw- da jest bezdro˝em bez map i przewodników. Marek Rymuszko Autor przedmowy jest wielokrotnie nagradzanym reporterem i prezesem Stowarzyszenia Krajowy Klub Reporta˝u. 8 Strona 10 Jak to nazwaç? Pechem? Nadmiarem poÊpiechu? Z∏oÊliwoÊcià rzeczy martwych? Naprawd´ – w gorszym momencie staç si´ TO nie mo- g∏o! Jak zwykle przed wyjazdem, wszystko si´ nagle spi´- trzy∏o. Pe∏no spraw, które nale˝a∏o poza∏atwiaç (ka˝da z nich oczywiÊcie nie cierpi zw∏oki!); ca∏a kartka z nume- rami telefonów, które koniecznie – jeszcze przed odlotem – trzeba wykonaç. JakieÊ niedokoƒczone zakupy. Notatki, które nale˝y pouk∏adaç w odpowiedniej kolejnoÊci (bo mogà przydaç si´ w drodze). A ekwipunek nie do koƒca skompletowany. A nie wiadomo, czy sà spakowane wszystkie mapy, szkice, plany, lekarstwa, Êledzie do na- miotów, zapasowe guziki, moskitiery, palniki, butle gazo- we, fiƒskie no˝e, maczety (choç te zawsze najlepiej kupiç na miejscu), haczyki na ryby... Co jeszcze? A latarki i baterie? A sztuçce? ˚ywnoÊç liofilizowana? A kremy chroniàce przed s∏oƒcem i mrozem? Fotochro- mowe okulary? 9 Strona 11 Godzina wyjazdu si´ zbli˝a. My – zanim dotrzemy w gàszcz d˝ungli – najpierw stoimy po kolana w gàszczu nieskoƒczonych spraw i niedopakowanych rzeczy. A cza - su ju˝ naprawd´ na nic nie ma. Nawet minuty! Tam, gdzieÊ daleko, za domami, nasz samolot ju˝ grzeje silniki. A my? My tkwimy w tym najgorszym z gàszczów i tylko taksówka, wezwana przed momentem, która ma nas za- wieêç na terminal, czeka przed domem i z niedowierza - niem, ˝e jeszcze jesteÊmy niegotowi, od czasu do czasu niecierpliwi si´ klaksonem. W∏aÊnie wtedy TO si´ sta∏o! W takim momencie! Trzask, prask, ∏ubudu!!!!! CO TO TAKIEGO?! Jeden fa∏szywy ruch, jedno zbyt mocne pociàgni´cie! Bo w∏aÊnie mia∏em po raz ostatni zaciàgnàç rzemienie pleca- ka... Najpierw nie wiem, co si´ dzieje – jakiÊ kataklizm, ja- kieÊ trz´sienie ziemi?, a potem ju˝ wszystko jasne: po- pchni´ta moim ∏okciem, na pod∏og´, na to wszystko, co na niej sta∏o, jak d∏uga, jak ci´˝ka, jak prze∏adowana, spad∏a pó∏ka z rekwizytami przywiezionymi z blisko pó∏ setki podró˝y... Pó∏ka jeszcze przed chwilà zawieszona na Êcianie! Teraz na pod∏odze! Tu jakieÊ ksià˝ki, tam czasopisma z reporta˝ami, tu znów skrawki tkanin odwini´te z podniebnych mumii; czapka pasamontaña1, której u˝ywajà terroryÊci; jakaÊ cza - ra, jakaÊ maska, indiaƒska dmuchawka ze strza∏ami unu- rzanymi w kurarze, terakotowe figurki przedstawiajàce skrzydlatych ludzi z Nazca... Jak to teraz z sensem w takim poÊpiechu pouk∏adaç? _____ 1 pasamontaña – (hiszp.) czapka kominiarka. 10 Strona 12 SKRZYDLACI LUDZIE Z NAZCA – Zobacz – mówi Jorge i pokazuje przed siebie. W pierwszym momencie nie wiem, o czym mówi, niczego nie dostrzegam. Mój wzrok najpierw musi si´ przyzwy- czaiç do otwierajàcej si´ przede mnà panoramy. Dopiero po chwili, na ciemnym, lekko fioletowym tle, zaczynam rozró˝niaç nieco jaÊniejsze, geometryczne kszta∏ty. Nie mog´ mieç ju˝ wàtpliwoÊci. Ale˝ tak – to ONE! S∏ynne, rozs∏awione na ca∏ym Êwiecie przez Ericha von Dänikena linie z Nazca! Nazca to niewielkie miasteczko, le˝àce 400 kilometrów na po∏udnie od Limy, na przedpolu peruwiaƒskich An- dów. Gdyby nie niezwyk∏e odkrycie – którego w 1939 ro- ku z samolotu dokona∏ Paul Kosok – nikt poza Peru pew- nie by o nim nie s∏ysza∏. Bo Nazca na dobrà spraw´ to dwie wi´ksze ulice, od których – niczym od g∏ównych rzek – odchodzà mniejsze uliczne odp∏ywy; du˝e targowi- sko, gdzie mo˝na zaopatrzyç si´ w Êwie˝e owoce, oraz kil- kanaÊcie hoteli – od luksusowych po takie na ka˝dà kie- szeƒ. W przesz∏oÊci Nazca by∏o centrum wydobycia z∏ota. Cenny kruszec nie wyst´puje tu jednak w postaci samo- rodków – nuggetów, lecz jest bardzo przemieszany z ka- 11 Strona 13 mieniami. W∏aÊnie dlatego miejscowi opracowali doÊç oryginalny sposób jego wydobycia – zacz´li rozkruszaç okoliczne ska∏y i powstajàcy w ten sposób piasek, j´li przep∏ukiwaç wodà. Nast´pnie mieszanin´ wody i piasku odparowywali. B∏yszczàcy nalot, jaki po tym pozosta∏, to by∏ w∏aÊnie ˝ó∏ty metal – z∏oto. Obecnie jednak tym tak bardzo pracoch∏onnym proce- derem trudni si´ tu niewielu. Prawdziwa ˝y∏a z∏ota znaj- duje si´ dziÊ w Nazca ca∏kiem gdzie indziej. Tutejsze wspó∏czesne z∏oto ma postaç szeleszczàcych dolarów, które ze wszystkich stron Êwiata przywo˝à do Nazca tu- ryÊci. Przywo˝à i zostawiajà. Bo Nazca – obok Cuzco, Ca- jamarki i jeziora Titicaca – mimo swych niepozornych roz- miarów – sta∏o si´ jednym z najcz´Êciej odwiedzanych miejsc prekolumbijskiej Ameryki. Paul Kosok, który na prze∏omie lat trzydziestych i czter- dziestych wykonywa∏ zdj´cia lotnicze nadbrze˝nych rejo- nów Peru, twierdzi, ˝e swego wiekopomnego odkrycia ni- gdy by nie dokona∏, gdyby nie tutejsze... soczyste owoce. Oznaczajà one przepi´knà, s∏onecznà pogod´, która w Nazca panuje przez 350 dni w roku. To natomiast wià- ˝e si´ z bardzo ma∏à iloÊcià chmur, czyli wspania∏à wi- docznoÊcià i diamentowà przejrzystoÊcià powietrza. To zaÊ – z kolei – znaczy, ˝e Amerykanin z lotu ptaka móg∏ zobaczyç to, co zobaczy∏. – To by∏ jeden z rutynowych lotów – opowiada∏ póêniej Kosok w wywiadzie, którego w 1939 roku udzieli∏ dzien- nikarzowi „The Washington Post”. – Nic nie zapowiada- ∏o, ˝e tego dnia mo˝e zdarzyç si´ coÊ nadzwyczajnego. Wykonywa∏em normalne pomiary, a jedyna ró˝nica pole- ga∏a na tym, ˝e nalotu na interesujàcà mnie stref´ dokony- wa∏em trasà po∏o˝onà nieco dalej w g∏´bi làdu. Gdyby nie to, spiralnie zwini´ty ma∏pi ogon na pewno nie znalaz∏by si´ w zasi´gu mego wzroku... 12 Strona 14 Ma∏pa - naziemny rysunek, który jako pierwszy wypatrzy∏ Paul Kosok 13 Strona 15 Ma∏pa musia∏a byç ogromna, inaczej z wysokoÊci 2000 metrów nie by∏oby jej widaç. Jej wizerunek wyryto w ciemnofioletowym pod∏o˝u równiny rozciàgajàcej si´ mi´dzy miejscowoÊciami Nazca i Palpa; kszta∏ty by∏y tak regularne i tak wyraêne, ˝e ˝adna pomy∏ka nie wchodzi∏a w rachub´. Nie móg∏ to byç tylko przypadek ani natural- ne odkszta∏cenie terenu. To „coÊ” musia∏o zostaç wykona- ne ludzkà r´kà. Czyjà? W jaki sposób? W jakim celu? – Po chwili okaza∏o si´ jednak, ˝e tam w dole jest nie tyl- ko ma∏pa – kontynuowa∏ Kosok. – Nieopodal ujrza∏em ogromnego kolibra, którego d∏ugoÊç dochodzi∏a do stu, a mo˝e nawet dwustu jardów. Obie figury zatopione by∏y w gàszczu linii prostych o ró˝nej szerokoÊci, d∏ugoÊci i kà- cie nachylenia. Niektóre z nich by∏y tak d∏ugie, ˝e si´ga∏y poza horyzont. – Jaka by∏a twoja pierwsza reakcja? – pyta∏ prowadzàcy wywiad dziennikarz. – Zawróci∏em maszyn´ – opowiada∏ Kosok. – Mog∏o si´ przecie˝ tak zdarzyç, ˝e pad∏em ofiarà jakiegoÊ z∏udzenia. Ale przy drugim nawrocie nad równin´ zobaczy∏em to sa- mo, a w∏aÊciwie jeszcze wi´cej. Moje oczy ju˝ si´ przy- zwyczai∏y i stopniowo dostrzega∏em teraz jeszcze wi´cej figur, linii, wzorów, deseni. Wcià˝ ich przybywa∏o, by∏o coraz wi´cej i wi´cej... Wiedzia∏em, ˝e mam oto przed so- bà gigantycznà, prehistorycznà galeri´ rysunków, w któ- rej jeszcze nigdy nie by∏o ˝adnego Bia∏ego... W ten sposób odkryto najwi´kszy archeologiczny zaby- tek Êwiata. Jego powierzchnia wynosi ponad czterysta kilometrów kwadratowych i jest wi´ksza od ∏àcznej powierzchni, któ- rà zajmuje s∏ynny Mur Chiƒski. Gdyby nie wojna Êwiato- wa, która wkrótce potem wybuch∏a i poch∏on´∏a uwag´ 14 Strona 16 Pajàk - geoglif odpowiadajàcy na niebie gwiazdozbiorowi Oriona wszystkich na kilka nast´pnych lat, pewnie ju˝ wtedy p∏a- skowy˝, a w∏aÊciwie równin´ Nazca, okreÊlono by jako ósmy cud Êwiata. W tej sytuacji na takie okreÊlenie naziemne rysunki z okolic Nazca musia∏y czekaç a˝ do roku 1946. Wówczas to w∏aÊnie mia∏o miejsce drugie odkrycie gi- gantycznych ˝∏obieƒ na usianej kamieniami pampie. Do Nazca, dos∏ownie na kraniec Êwiata, przyjecha∏a niemiec- 15 Strona 17 ka matematyczka – Maria Reiche. Do dziÊ nie wiadomo, czy by∏ to czysty przypadek, czy te˝ przed wojnà s∏ysza∏a ona o dziwach, jakie z samolotu dostrzeg∏ w tych okoli- cach Amerykanin Kosok. Niektórzy hotelarze w Nazca w wiele lat póêniej twierdzili, ˝e nie móg∏ to byç tylko zbieg okolicznoÊci, i˝ tajemnicza Niemka akurat wtedy chcia∏a znaleêç si´ mo˝liwie jak najdalej od Europy. Ponoç w czasach Hitlera Maria Reiche zaanga˝owana by∏a w jakieÊ supertajne obliczenia, które mia∏y doprowa- dziç do skonstruowania niemieckiej Wunderwaffe. W re- zultacie w pierwszych latach po wojnie na Starym Konty- nencie usilnie poszukiwali jej Amerykanie. Ona sama na ten temat nigdy nie zabiera∏a g∏osu. Niech´tnie opowiada- ∏a te˝ o swojej przesz∏oÊci. Twierdzi∏a, ˝e naziemne rysun- ki urzek∏y jà do tego stopnia, ˝e postanowi∏a poÊwi´ciç im ca∏e ˝ycie.1 Matematyczka, która z czasem przerodzi∏a si´ te˝ w astronoma, dotrzyma∏a s∏owa. Przez kilkadziesiàt lat, najpierw pieszo, a nast´pnie – w miar´ jak ubywa∏o jej si∏ – w specjalnie skonstruowanym dla niej elektrycznym fo- telu, pokonywa∏a wzd∏u˝ i wszerz kamienistà równin´. Mierzy∏a, rysowa∏a, ustala∏a kàty, odkrywa∏a linie, o któ- rych istnieniu przed nià nikomu si´ nie Êni∏o. Na spalonej s∏oƒcem pampie pozna∏a dos∏ownie ka˝dy kamieƒ i ka˝- dà nierównoÊç terenu. Gdy zmar∏a, pochowano jà na jed- nej z nich, oddajàc honory wojskowe. Tego dnia prezy- dent republiki przys∏a∏ list napisany na czerpanym papie- rze, w którym nada∏ Marii Reiche order Manco Capaca. Pierwszy raz by∏em w Nazca, gdy Maria Reiche jeszcze ˝y∏a. Mieszka∏a w luksusowym apartamencie w jednym z miejscowych hoteli – Hotel de Turistas. By∏a wtedy ju˝ pó∏Êlepa i pó∏g∏ucha i nasza rozmowa co chwil´ si´ rwa∏a. Staruszka o˝ywia∏a si´ dopiero wtedy, gdy dialog scho- dzi∏ na tajemnice rysunków. ______ 1 Hitlerowska przesz∏oÊç to najprawdopodobniej krzywdzàca dla Marii Reiche plotka, poniewa˝ uczona przebywa∏a w Peru od 1932 roku. 16 Strona 18 Maria Reiche przy pracy – Choç naziemne desenie sà czymÊ wielce oryginalnym, charakterystyczne dla nich motywy wyst´pujà zarówno na ceramice, jak i na tkaninach, b´dàcych wytworem lo- kalnej kultury z poczàtku naszej ery – opowiada∏a Maria Reiche. – Rysunki z Nazca nie pojawiajà si´ zatem w pró˝- ni, jak chcieliby niektórzy, lecz w kulturowym kontekÊcie. Jedynie ich rozmiar wskazuje na to, i˝ by∏y one jakimÊ szczytowym osiàgni´ciem, pewnà kulminacjà. CzymÊ ta- kim jak Sfinks i Wielka Piramida w staro˝ytnym Egipcie. – Jakie by∏o ich przeznaczenie? – pyta∏em. – By∏ to wenusjaƒski kalendarz – przekonywa∏a. – Daw- ni mieszkaƒcy tych ziem wierzyli, ˝e rysujàc linie, które w perspektywie dotykajà ∏àczàcego si´ z horyzontem nie- ba, przywiàzujà do ziemi gwiazdy, które co noc ukazujà si´ na niebosk∏onie. Dzi´ki temu odkryli ruch gwiazd wy- znaczajàcy nast´pstwo pór roku i wiedzieli, kiedy zaczy- 17 Strona 19 naç siewy, a kiedy przygotowywaç si´ do rozpocz´cia zbiorów. W tamtych czasach odkrycie to musia∏o mieç ta- kà samà rang´, jak w wiele stuleci póêniej odkrycie Ame- ryki. Czy jednak naprawd´ wszystko by∏o a˝ tak proste? DziÊ coraz mniej naukowców jest sk∏onnych zgodziç si´ z tym poglàdem. Nie innego zdania jest Jorge – mój prze- wodnik – z którym stoj´ teraz na wznoszàcym si´ ponad równin´ wzgórzu. Przed sobà mam widok zapierajàcy dech w piersiach. Liczba linii, które ju˝ bez wysi∏ku od- ró˝niam na tle ciemnego p∏askowy˝u, naprawd´ jest trud- na do oszacowania. Sà wsz´dzie. Niczym s∏oneczne pro- mienie rozchodzà si´ we wszystkich kierunkach... – Ludzie z Nazca, na d∏ugo zanim bia∏y cz∏owiek przy- by∏ do Ameryki,, musieli umieç lataç – opowiada Jorge z przekonaniem. – Bo jak inaczej mogliby z takà precyzjà rysowaç na ogromnej p∏aszczyênie? Jak mogliby umieÊciç tak wiele rysunków na tej najwi´kszej w Êwiecie tablicy og∏oszeniowej? Przecie˝ z ziemi, z poziomu stojàcego cz∏owieka, w ogóle nie widaç, ˝e jest tu coÊ narysowane. Dopiero z odpowiedniej wysokoÊci. Im wy˝ej si´ znajdu- jesz, tym bardziej doceniasz to, na co przed wiekami po- rwali si´ staro˝ytni Peruwiaƒczycy. Jorge ma racj´. Gdy piechur porusza si´ po p∏askowy- ˝u, nie jest w stanie odró˝niç naziemnych rysunków od otaczajàcego je t∏a. Widzi przed sobà jedynie bez∏adnie porozrzucane skalne od∏amki. Rysunki – wbrew temu, co mo˝e wydawaç si´ z pewnej odleg∏oÊci – nie sà bowiem ˝∏obieniami. Po prostu ktoÊ zada∏ sobie trud, by porozsu- waç skalne od∏amki zaÊcielajàce pod∏o˝e. Tam, gdzie ka- mieni nie ma, grunt ma nieco inny kolor. Z oddali sprawia to takie wra˝enie, jakby ktoÊ ziemi´ pokry∏ rysunkami. Genialnie prosta metoda da∏a genialne rezultaty. Pierwszy stopieƒ wtajemniczenia to obserwacja rysun- ków z okalajàcych równin´ pagórków. W ten sposób mo˝- 18 Strona 20 Rysunki z równiny Nazca 19