11002

Szczegóły
Tytuł 11002
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

11002 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 11002 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

11002 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gerard de Villiers Cyklon w onz Tytu� orygina�u: �CYCLON A L'ONU" Stoj�c przed przeszklon� �cian� i kontem- pluj�c ufundowane przez Zwi�zek Radziecki rosarium, Jego Ekscelencja John Sokati, am- basador nadzwyczajny i pe�nomocny Republi- ki Lesoto, poczu� ogarniaj�ce go zadowolenie. W prze- znaczonym dla delegat�w barze k��bi� si� g�sty t�um jak podczas ka�dej wa�niejszej sesji ONZ-u. Kto� m�g�by nawet pomy�le�, �e przez pomy�k� wyl�dowa� na baza- rze w Bamako. Delegaci afryka�scy stanowili przesz�o jedn� trzeci� spo�eczno�ci ONZ-owskiej. W przeciwie�- stwie do ju� zblazowanych bia�ych koleg�w, pilnie ucze- stniczyli we wszystkich, nawet najnudniejszych, sesjach. l John Sokati odwr�ci� si� i, �wiadom swego znaczenia, podszed� do stolika, przy kt�rym siedzia�a sz�stka czar- nych. Niewiele robi� sobie z faktu, i� wi�kszo�� przed- stawicieli cywilizowanego �wiata Lesoto bra�a za nazw� �rodka owadob�jczego... By� powa�n� osobisto�ci� nosz�c� garnitury po czterysta dolar�w i masywny, szczeroz�oty zegarek. G�os jednej z trzech telefonistek zapewniaj�cych ��czno�� z barem wzni�s� si� nagle ponad gwarem roz- m�w: � Jego Ekscelencja John Sokati proszony jest do te- lefonu. Delegat Lesoto godnie przeszed� przez t�um. Telefo- nistka wskaza�a mu kabin�. Wchodz�c dok�adnie zam- kn�� za sob� drzwi. Rozmowa trwa�a bardzo kr�tko. Od�o�y� s�uchawk�, protekcjonalnym skinieniem g�owy podzi�kowa� chi�skiej telefonistce i utorowa� sobie drog� ku wyj�ciu. Bar z rozleg�ym widokiem na East River mie�ci� si� w p�nocnym skrzydle g��wnego gmachu ONZ-u, na dru- gim pi�trze, i wraz z budynkiem Zgromadzenia Og�lne- go tworzy� wydzielon� stref� ONZ-u. By� to sta�y i obfituj�cy w zwierzyn� teren �owiecki dla wszystkich sekretarek uganiaj�cych si� za kochankiem - dyplomat�. Podczas najwa�niejszych posiedze�, takich jak obecne, wzmacniano ochron� i stra�nicy w granatowych uniformach ONZ-u bezlito�nie przeganiali pi�kne samot- ne damy. Nie u�atwia�o to bynajmniej �ycia nieszcz�snym delegatom, rozdartym mi�dzy obowi�zkiem uczestnictwa w obradach a mi�osnym schadzkami. John Sokati min�� stra�nik�w, kieruj�c si� ku rucho- mym schodom. Rozkoszowa� si� mi�kko�ci�, wy�cie�aj�- cego hali, dywanu. Ogarn�o go nieodparte pragnienie, by �ci�gn�� buty i st�pa� po nim bosymi nogami. Takie zachowanie nie przystoi jednak delegatowi do ONZ-u. Nawet, je�eli przyby� z Lesoto. Murzyn przeszed� przez taras, skr�ci� w prawo, ku prowadz�cemu na Pierwsz� Alej� wej�ciu dla turyst�w i zatrzyma� si� obok ha�a�liwej grupki ludzi. Niemal w tej samej chwili ze znajduj�cego si� na pra- wo First National City Bank wysz�a Murzynka i poma- cha�a mu r�k�. Korzystaj�c z tego, �e na wysoko�ci 46 Ulicy zapali�o si� czerwone �wiat�o, przebieg�a przez jezdni� i stan�a tu� obok Johna Sokati. By�a tak pi�kna, jak bywaj� czasem Murzynki z Har- lemu; pod p�aszczem maxi rysowa�a si� linia d�ugich, smuk�ych n�g, a zaskakuj�co rude w�osy okala�y deli- katn�, zmys�ow� twarz. Wiatr rozchyli� po�y p�aszcza, ods�aniaj�c szczup�e uda i kr�ciutk� pomara�czow� sp�dniczk�. Ta istota godna by�a reprezentanta du�ego kraju, nie jakiego� li- lipuciego pa�stwa. John Sokati wpatrywa� si� w ni�, jak- by by�a samym Lutherem Kingiem. Nie zwa�aj�c na stoj�cych obok turyst�w, poca�owa�a dyplomat� w usta i poci�gn�a za r�k�. Widowisko nale�a�o do rzadko�ci: stosunki mi�dzy Afrykanami i Murzynami ameryka�skimi by�y napi�te. Ci ostatni uwa�ali swych soul brothers z Afryki za ma�py, kt�re led- wie co zesz�y z drzew. Afrykanie za� zarzucali czarnym Amerykanom niezno�ny kompleks wy�szo�ci. Podjecha�a taks�wka i para wsiad�a do niej. Samoch�d skr�ci� w lewo, w 49 Ulic� i przez dziesi�� minut sta�, za- blokowany przez autobus. R�ka ambasadora nadzwyczaj- nego przesun�a si� po udzie dziewczyny, znikaj�c pod d�ugim p�aszczem. Murzynka u�miechn�a si� pob�a�liwie. John Sokati dzia�a� ze zr�czno�ci� godn� wysokiej klasy dyplomaty, po chwili wi�c oddech jego towarzyszki sta� si� szybszy. Poruszy�a si�, odkrywaj�c zupe�nie jedn� z n�g. Szofer, m�ody hippis, stara� si� nie uroni� nic z tego wido- wiska, wlepiaj�c oczy w lusterko. Ogarni�ty zazdro�ci� ruszy� brutalnie, k�ad�c kres jej rozkoszy. Skr�ci� w Drug� Alej�, na p�nocny wsch�d miasta. Ruch by� niewielki, wi�c po dziesi�ciu minutach przeje�d�ali ju� obok Greenwich. Taks�wka skr�ci�a jeszcze w 13 Ulic�, by dotrze� do Pi�tej Alei. Zatrzyma�a si� przy numerze 40, przed wielkim, trzydziestopi�trowym gmachem. Szofer szyderczym spojrzeniem odprowadzi� par�, kt�ra oddala�a si�, trzymaj�c si� za r�ce. FBI by�a w po- siadaniu kilometr�w ta�m magnetofonowych z wiernym zapisem mi�osnych westchnie� trzech czwartych dostoj- nych cz�onk�w mi�dzynarodowego forum. Nawet w�a�- ciciele du�skich porno-shop�w zzielenieliby z zazdro�ci. Wi�kszo�� wynaj�tych przez delegat�w call-girls by�a op�acana bezpo�rednio z �czarnej" kasy FBI. Murzyn i jego towarzyszka poszli 11 Ulic�. Wygl�dali jak para zakochanych. Wielu przechodni�w ogl�da�o si� za dziewczyn�, wspania�ym stworzeniem rodem z Har- lemu. Niestety, dla bia�ych ten owoc by� zakazany. Para pokona�a jeszcze sto metr�w i wspi�a si� po zewn�trznych schodach trzypi�trowego budynku o w�s- kiej, niespe�na dziesi�ciometrowej, fasadzie. 11 Ulica pe�- na by�a takich w�a�nie bur�uazyjnych kamienic, wynajmo- wanych za ogromne pieni�dze dzi�ki blisko�ci Washington Square i Pi�tej Alei. Dzielnica nale�a�a do najdro�szych w Nowym Jorku. Dziewczyna przekr�ci�a klucz w zamku i oboje znikn�li wewn�trz. Dom sta� pod numerem 24. Pewna bardzo chuda dama, spaceruj�ca z pudlem, z przera�eniem obejrza�a si� za t� par�. Pomys�, �eby kocha� si�, kiedy s�o�ce jest jeszcze wy- soko, wydawa� si� jej szczytem perwersji. I to jeszcze czarni. Ksi�gowi Organizacji Narod�w Zjednoczonych te� zgrzytaliby z�bami, widz�c rozrzutno�� Johna Sokati. Jego kraj nie p�aci� od trzech lat ONZ-owskich sk�adek, a kompania telefoniczna grozi�a mu procesem za nie- uregulowany rachunek na sum� dziesi�ciu dolar�w czter- dziestu cent�w. W zasadzie wszystkie pa�stwa zalegaj�ce z op�at� przez dwa lata automatycznie pozbawiane s� prawa g�osu. Niekt�rzy jednak maj� uk�ady nawet w Niebie. Lesoto wraz z trzydziestoma innymi lilipucimi pa�st- wami stanowi�o dla Departamentu Stanu j�zyczek u wa- gi. Nikt spo�r�d grona �wiatowych urz�dnik�w nie wiedzia� dok�adnie, gdzie le�y �w kraj, niekt�rzy nawet w og�le w�tpili w jego istnienie, ale Lesoto mia�o sw�j g�os w naj�wi�tszym Zgromadzeniu Og�lnym. Ten g�os, dobrze ulokowany, przes�dza� wynik g�osowania w szczeg�lnie dra�liwych kwestiach. Widniej�cy na wprost numeru 24 afisz m�wi� o czysto�ci w Nowym Jorku wi�cej, ni� d�uga rozprawa. Starve a rat today, g�osi� tekst. �Jeszcze dzi� zniszcz szczura g�odem... Ka�dy ma swojego szczura..." Poza t� dziwn� porad� na 11 Ulicy panowa� niezm�cony spok�j porz�dnej dzielnicy, typowy we wczesne wrze�niowe popo�udnie, gor�ce i parne. Chuda dama w ��tej sukni zatrzyma�a si� przed nu- merem 24, �eby pudelek m�g� si� wysiusia�. Skorzysta�a z okazji i rzuci�a pe�ne pot�pienia spojrzenie w stron� zamkni�tych drzwi. W duchu wzywa�a pomsty Bo�ej na rozwi�z�ych grzesz- nik�w. Nie zd��y�a nawet doko�czy� modlitwy. Pot�na eks- plozja przerwa�a nagle spok�j 11 Ulicy Wschodniej. S�up py�u, unosz�cy szcz�tki muru i mebli wzni�s� si� ku niebu, a silny podmuch zmi�t� chud� dam� i pudla. Wyl�dowali trzydzie�ci metr�w dalej, ona z sukienk� za- dart� wysoko na szkieletowate uda. Taks�wka nadje�d�aj�ca z Pi�tej Alei ostro zaha- mowa�a. Wysiad� z niej m�czyzna i p�dem rzuci� si� w stron� zburzonego domu. Spadaj�cy gruz tarasowa� jezdni�, uderza� w dachy s�siednich dom�w. Echo detonacji rozbrzmiewa�o jeszcze w uszach mieszka�c�w 11 Ulicy. Numer 24 przesta� istnie�. Na miejscu trzech pi�ter utworzy�a si� wyrwa. Dym rozwia� si� troch� i oczom gapi�w ukaza�a si� pe�na po- rz�dnie ustawionych ksi��ek biblioteka, kt�ra jakim� cudem, trzymaj�c si� jeszcze na �cianie dzia�owej dru- giego pi�tra, wygl�da�a jak element surrealistycznej, za- wieszonej w pr�ni scenografii. O dziwo, mimo si�y wybuchu numer 26 nie ucierpia�, w przeciwie�stwie do 22, gdzie nie ocala�a ani jedna szy- ba. Po ulicy bieg�a z krzykiem okryta py�em kobieta. Inni wychodzili z hotelu na wprost, histerycznie wrzeszcz�c. Gapie przybywali z obu kra�c�w ulicy ciem- nej od dymu, jak o �smej wieczorem. Wychodz�ca z ho- telu kobieta prze�egna�a si�. Tego wybuchu nikt nie m�g� prze�y�. Przeje�d�aj�cy w�a�nie Pi�t� Alej� w�z policyjny zawr�ci� i z wyciem syreny skr�ci� wi� Ulic�. Taks�wka zjecha�a na bok, by umo�liwi� mu dojazd do zdemolo- wanego budynku. Ulica by�a w�ska i jednokierunkowa. Papiery i lekkie przedmioty powoli opada�y w�r�d dymu na dachy i jezdni�. Chuda dama z pudlem podnios�a si� z trudem i poci�gn�a smycz og�upia�ego z przera�enia psa. Jaki� papier opad� z nieba na jej kok, unios�a wi�c ze wstr�tem r�k�, by go zdj��. Przyjrza�a mu si� bli�ej. Rozpozna�a studolarowy banknot. Troch� zakurzony, ale nowiutki i szeleszcz�cy. Pytaj�c sam� siebie, czy to nie sen, chuda dama pochyli�a si� i podnios�a drugi pa- pierek, wyrzucony przez wybuch. To tak�e by� studola- rowy banknot. Z g�uchym okrzykiem kobieta pu�ci�a smycz psa i ukl�k�a na chodniku, szukaj�c po omacku rozrzuconych przez zawieruch� pieni�dzy. P�aka�a ze wzruszenia. Cuda rzadko zdarzaj� si� w Nowym Jorku. A tu niebo nad 11 Ulic� przes�oni� deszcz wdzi�cznie opadaj�cych dolar�w! Jak gdyby szcz�tki �wi�tej pami�ci ambasadora nad- zwyczajnego i pe�nomocnego przemieni�y si� w mann� niebiesk�... Wszyscy gapie zorientowali si� w tej samej chwili, �e z nieba lec� pieni�dze. Zrobi�o si� nieprawdopodobne zamieszanie. Ludzie biegali, schylali si� i podskakiwali, 11 usi�uj�c chwyci� pieni�dze, nim opadn� na ziemi� w swym surrealistycznym, pe�nym okrutnej oboj�tno�ci ta�cu. Szofer taks�wki podst�pnie nadepn�� na r�k� chudej damy, �eby przechwyci� jeden z banknot�w. Nikt nie zwr�ci� uwagi na okrzyk b�lu. Dwaj policjanci z wozu patrolowego zerkn�li na zgliszcza i zaj�li si� napy- chaniem kieszeni mundur�w pomi�tymi banknotami, przekle�stwami daj�c wyraz zdumieniu. Jednemu z nich spad�a z g�owy czapka, ale nie raczy� si� nawet po ni� schyli�. Hippisi z Washington Square i Bleeker Street nap�ywali, jakby przyci�gani nieuchwytn� woni� dola- r�w. Cz�� krztusz�cych si� dymem i gestykuluj�cych gapi�w wszcz�a b�jk�. Przyciskaj�c do serca zwitek banknot�w, chuda dama wymkn�a si�, zapominaj�c o pudlu. Przechodz�c obok numeru 24 dozna�a przes�dnego l�ku i zadr�a�a: prze- cie� ani mi�osne igraszki tamtej pary, ani piwniczne szczury nie spowodowa�y katastrofy. Chuda dama pomy�la�a o palcu Bo�ym i prze�egna�a si�. Kiedy nadjechali stra�acy, spada�y ju� tylko poje- dyncze banknoty. Siedz�cy na kraw�niku w�ochaty hippis i m�oda cz�onkini Armi Zbawienia w mundur- ku k��cili si� o ostatni banknot trzymaj�c dzielnie jego ko�ce. Stra�acy w�a�nie zacz�li polewa� wod� pogorzelis- ko � gr�b ambasadora pe�nomocnego i nadzwyczaj- nego, Johna Sokati, gdy cz�onkini Armii Zbawienia ugryz�a do krwi d�o� hippisa i umkn�a z ostatnim banknotem. Na wp� spalon�, osmalon� i poskr�can� stu- dolar�wk� umieszczono w przezroczystej, plas- ^ tikowej torebce i oznaczono ��t� etykietk�. Wi�ksz� cz�� biura zajmowa�y rozmaite przedmioty, b�d�ce dowodami rzeczowymi w sprawie wybuchu na 11 Ulicy. Malko z zaskoczeniem zauwa�y�, �e jest w�r�d nich na- wet kwadratowe pude�eczko zapa�ek, jakich setki znale�� mo�na w Nowym Jorku, gdzie wszyscy sklepikarze rozdaj� je gar�ciami. Jak i do innych rzeczy, przymocowano do nich etykietk�. By�a tam te� para okular�w z pot�uczonym lewym szk�em, masa kart kredytowych, r�nych dokumen- t�w, m�ski pantofel z odklejon� podeszw�. Brakowa�o chyba tylko dziada z bab�... Siedz�cy za biurkiem Al Katz spogl�da� w zamy�leniu na p�k�. Uwag� w jego okr�g�ej twarzy przyci�ga�y czysto niebieskie oczy. D� owej twarzy zdawa�y si� wyci�ga� g�ste i ci�kie rude w�sy. M�czyzna sprawia� wra�enie inteligentnego i kompetentnego. Wsta� zza biurka i podszed� u�cisn�� d�o� Malka. Z bliska wida� by�o wyra�nie liczne zmarszczki. Bli�ej mu by�o do sze��dziesi�tki ni� do pi��dziesi�tki. � Dawid Wise powiedzia� panu o co chodzi? W jego zachowaniu dawa�o si� wyczu� pewn� doz� nieufno�ci. Ani doskonale skrojony garnitur i koszula z monogramem, ani nieco za d�ugie, jasne w�osy i dziwne, z�ote oczy, ani wreszcie wyszukany spos�b wypowiada- nia si� Malka nie upodobnia�y go w niczym do typowych agent�w z Central Intelligence Agency. � Dawid Wise niewiele mi powiedzia� � wyzna�. Gdy Dawid Wise zadzwoni� do jego willi w Poughke- epwie, aby poprosi� go o skontaktowanie si� z Alem Katzem, nie rozwleka� si� specjalnie nad przedmiotem misji. Robi� to zreszt� bardzo rzadko. Zar�wno przez hipokryzj�, jak przez ostro�no��. Nigdy przecie� nie chodzi�o o bal inauguracyjny w Operze Wiede�skiej. Biuro, do kt�rego przyszed� Malko, znajdowa�o si� w CBS Building, czarnym, supernowoczesnym, licz�cym 45 pi�ter budynku przy rogu Sz�stej Alei i 53 Ulicy. Ofi- cjalnie by�o ono �przybud�wk�" Kompanii Fairchild In- vestments z Phoenix. Kompania istnia�a jedynie na pa- pierze. W rzeczywisto�ci znajdowa�y si� tu p�oficjalne biura stopniowo instalowane przez CIA w ca�ych Sta- nach, ku rozpaczy FBI i za�enowaniu Kongresu. Rzeczywi�cie, Agencja nie mia�a teoretycznie prawa grasowa� po terytorium pa�stwowym, strefie �owieckiej zarezerwowanej dla FBI. � Mo�na by pomy�le�, �e przekopa� pan g�r� �mieci. I to na darmo. Al Katz u�miechn�� si� poczciwie. � To wszystkie rzeczy Jego Ekscelencji Johna Soka- tiego, ambasadora nadzwyczajnego i pe�nomocnego Le- soto przy ONZ, jakie uda�o nam si� odnale��. Musieli�my przesia� przez sito ca�� t� kup� gruzu. � Czy FBI go przes�uchiwa�a? � zapyta� perfidnie Malko. Tym razem Katz ju� si� nie u�miechn��. Wyraz surowo�ci pojawi� si� na jego okr�g�ej twarzy, w�sy obwis�y sm�tnie. � By� z lud�mi, kt�rzy uwa�ali, �e TNT mo�e gotowa� si� jak herbatka � powiedzia� ch�odno. � I przeobrazi� si� w ciep�o i �wiat�o. Wraz z tr�jk� spo�r�d nich, kobiet� i dwoma m�czyznami. Chce pan przejrze� zdj�cia? Podsun�� Malkowi plik fotografii. Pierwsze przedstawia�y dw�ch do�� m�odych Murzyn�w o suro- wych twarzach i urocz� dziewczyn� o sk�rze barwy ka- wy z mlekiem i wygl�dzie cover-girl. Ze �ci�ni�tym ser- cem przegl�da� drug� parti� zdj��. Dziewczyna by�a po- haratana, wybuch urwa� jej nog�. Zmasakrowanej twa- rzy nie spos�b by�o rozpozna�, tylko wyprostowane, ru- de w�osy pozosta�y takie jak przedtem. � Nikt inny nie zgin��? Katz wzruszy� ramionami. � To by� niewielki, trzypi�trowy dom na 11 Ulicy. Nikogo poza tymi typkami tam nie by�o. S�siadom, je�li nie liczy� strachu i paru pot�uczonych szyb, nic si� nie sta�o. Ale czy pan nigdy nie czyta gazet?! To si� sta�o dwa tygodnie temu. Ostatnimi czasy w Nowym Jorku ci�gle co� wylatywa�o w powietrze... � Dlaczego ich wysadzili? Al Katz od�o�y� zdj�cia i usiad� za biurkiem. � Sam chcia�bym wiedzie�. W piwnicy znaleziono trzy skrzynie TNT ukradzione z budowy. Chyba cudem nie eksplodowa�y. Wygl�da na to, �e te typki fabryko- wa�y bomby i wpad�y w tarapaty. � A co robi� w Jaskini Ali Baby nasz szacowny dy- plomata? Al Katz spl�t� zadbane d�onie. � Gdybym to wiedzia�, nie przerwa�bym panu s�odkiej bezczynno�ci w�r�d starych mur�w zamku... Mam nadziej�, �e pomo�e nam pan si� tego dowie- dzie�. Bo ca�a ta historia jest cholernie dziwna. Po�o�y� przed Malkiem banknot. I opowiedzia�, jak manna niebieska posypa�a si� po wybuchu na 11 Ulic�. � FBI odnalaz�a w gruzach oko�o szesnastu tysi�cy pi�ciuset dolar�w. Gapie zebrali pewnie dwa, trzy razy tyle. Tego nie spos�b si� dowiedzie�. Co ciekawe, pod- czas rewizji odnale�li�my u Johna Sokatiego dziesi�� tysi�cy w banknotach studolarowych o kolejnych nume- rach seryjnych. � My�li pan, �e nasz dyplomata subwencjonowa� organizacj� wywrotow�? � zapyta� Malko. Al Katz wzni�s� oczy do nieba. � Kpi pan, czy co? Zdaje sobie pan spraw�, co to jest Lesoto? S� goli, jak �wi�ci tureccy. Musieli�my im op�aci� podr�, �eby wzi�li udzia� w sesji. P�acimy na- wet za ich papierosy. � Jacy �my"? � Departament Stanu. Malko os�upia� na wie�� o tak niezwyk�ej hojno�ci. � Sk�d ta nag�a szczodro��? Za ka�dym razem, kie- dy zdarzy mi si� wyda� nieco pieni�dzy, ksi�gowi z Lan- gley podnosz� wrzask, jakbym doprowadzi� ich do ruiny. � M�j drogi � zacz�� Katz � mimo swego tytu�u nie uczestniczy pan w g�osowaniach ONZ-u. Wi�c nie mo�e pan sprawi� Departamentowi Stanu przyjem- no�ci, zajmuj�c odpowiednie stanowisko. � Jasne � mrukn�� Malko. � Ale co to ma wsp�l- nego ze �mierci� Johna Sokatiego? Al Katz u�miechn�� si� tajemniczo i przechyli� w stron� Malka, kt�ry zdj�� ciemne okulary i strz�sn�� nie- widoczny py�ek z czarnej alpagowej marynarki. W jego z�otych oczach zal�ni�o zainteresowanie. � Zgromadzenie Og�lne Narod�w Zjednoczonych zbierze si� wkr�tce � wyja�ni� Amerykanin � by po raz dwudziesty wypowiedzie� si� w kwestii przywr�ce- nia pe�nych praw cz�onka Organizacji Narod�w Zjedno- czonych Chi�skiej Republice Ludowej, zgodnie z wnios- kiem nr 567, wi�kszo�ci� dw�ch trzecich g�os�w. M�- wi�c pro�ciej, chodzi o to, �eby zorientowa� si�, czy komunistyczne Chiny zajm� w ONZ miejsce Formozy. Departament Stanu przeciwdzia�a temu niemal od �wier�wiecza. Wniosek jest oddalany regularnie z roku na rok, po czym jeden z kraj�w komunistycznych stawia analogiczny i wszystko zaczyna si� od nowa. Ot� Departament Stanu ma w r�ku dwadzie�cia g�os�w, kt�re zapewniaj� nam wi�kszo��. Jest w�r�d nich i Lesoto. Za��my, �e kto� kieruj�c si� z�ymi za- miarami stara si� na wszelki spos�b, tak�e za pomoc� pieni�dzy, nak�oni� ich do g�osowania przeciw nam... Ci z Departamentu Stanu zostaliby wystrychni�ci na dudka. To g�osowanie jest dla nich jak powracaj�cy kosz- mar. Gdyby Czerwone Chiny wesz�y w tej chwili w sk�ad ONZ-u, wpadliby�my po uszy w g�wno i po�owa Depar- tamentu wyskoczy�aby przez okna. Plus par� os�b od nas... Istniej� tajne uk�ady ze starym Czang-Kaj-sze- kiem. Nie wiem dok�adnie czego dotycz�. � Jaki to ma zwi�zek z Jego Ekscelencj�, �wi�tej pami�ci Johnem Sokatim? � zapyta� Malko. � Przy- puszczam, �e ludzie tacy jak on otrzymuj� instrukcje od swoich rz�d�w. I nie g�osuj� na w�asn� r�k�. Mo�e pan by� spokojny. Nie przekupi� dwudziestu pa�stw bez pa- na wiedzy. Al Katz westchn�� g��boko i potrz�sn�� g�ow�. � Oczywi�cie. Ale przedstawiciel posiadaj�cy oficjal- ne pe�nomocnictwo swego kraju jest przy g�osowaniu wszechmocny. Je�eli przyjdzie mu do g�owy z powodu x g�osowa� wbrew instrukcjom rz�dowym, g�os jest wa�ny. Za��my, �e przedstawiciel USA dostanie w �rodku se- sji �wira i odda g�os za w��czeniem Chin. Prezydent mo�e wpa�� w sza�, ale to niczego nie zmieni. G�os b�dzie -przeciwko nam. Nawet, je�eli po zako�czeniu posiedzenia wsadzimy go do domu wariat�w. � Rozumiem � powiedzia� Malko, kt�rego zaczy- na�o to ju� bawi�. � Odnosi pan wra�enie, �e kto� gra z panem w kotka i myszk�, pr�buj�c zmieni� wynik g�o- sowania. Al Katz uderzy� d�oni� w blat biurka. � A widzi pan jaki� inny pow�d, dla kt�rego warto by dawa� dziesi�tki tysi�cy dolar�w temu czarnuchowi? Sesja zacz�a si� w�a�nie wczoraj. G�osowanie odb�dzie si� za dziesi�� dni. � Ale nie ma pan pewno�ci, �e ten nieszcz�nik g�osowa�by przeciwko nam � przypomnia� Malko. � Naturalnie, naturalnie � przyzna�. � Tyle, �e nie zamierzamy ryzykowa�. W dodatku to chyba dziwne, �e dyplomata zadaje si� z typkami tego pokroju. FBI ich zidentyfikowa�a. Nale�eli do frakcji Czarnych Panter, Mad Dogs�w. Dokonuj� zamach�w bombowych, mor- derstw, podpale�. Wszystko w imi� walki z segregacj� rasow�. Budz� strach nawet w Harlemie. Malko orientowa� si�, �e FBI kilka tygodni temu wyda�a wojn� murzy�skim ekstremistom z Czarnych Panter. W wielu regularnych bitwach z policj� zabici pa- dali po obu stronach. � A banknoty? � zapyta�. � Ten �lad prowadzi do- nik�d? � FBI kontynuuje �ledztwo. Ale to mo�e trwa� ca�e tygodnie. B�dzie za p�no. Malko bawi� si� okularami. Ta sprawa zaczyna�a go intrygowa�. Poza tym, oenzetowskie sfery dyplomatycz- ne bli�sze by�y jego naturze ni� szumowiny, mi�dzy kt�- re wielokro� go wysy�ano. � Na czym polega� ma moja rola? � zapyta�. � Czy FBI dowiedzia�a si� czego� o delegatach? Al Katz pokr�ci� g�ow�. � Prawie niczego. FBI nie mo�e ich wszystkich �ledzi�. W dodatku agent federalny w ONZ to persona non grata. Pu�kownik, dowodz�cy ochron�, dostaje sza�u na widok w�sz�cych mu po k�tach glin. Nie wiemy nic o powi�zaniach Sokatiego. O tr�jce czarnych, kt�rzy wylecieli razem z nim w po- wietrze, niewiele wi�cej. Uda�o si� ich zidentyfikowa� i na tym koniec. W ka�dym razie, nie odkryli�my powi�za� z nasz� spraw�. Tacy jak oni maj� gdzie� komunistyczne Chiny. Ich bawi� wy��cznie bomby. Nie, za tym kryje si� co� in- nego. I musimy si� dowiedzie�, co. Od dw�ch tygodni drepczemy w miejscu. Pozosta�o nam ma�o czasu. Malko podskoczy�. Jego rozm�wca zdawa� si� bra� swoje �yczenia za rzeczywisto��. � Niby jak mam to zrobi�? Nie umiem pos�ugiwa� si� ani czarodziejsk� r�d�k�, ani szklan� kul�. � No i pos�u�y si� pan tylko w�asnymi nogami i uszami � powiedzia� bardzo z siebie zadowolony Al Katz. � Od jutra pe�ni pan funkcj� sekretarza poselstwa, attache dele- gacji austriackiej przy ONZ. Za�atwili�my to ju�. Nie przy- puszczam oczywi�cie, �eby musia� pan cz�sto zjawia� si� w biurze przy 14 Ulicy. Pa�skie prawdziwe biuro mie�ci si� u nas, przy 799 United Nations Pla�a. Dok�adnie na wprost Narod�w Zjednoczonych. Pok�j 1046. Ja urz�duj� w 1047 i 1048. Delegacja ameryka�ska zajmuje ca�y budynek. Pa�ski telefon w poselstwie austriackim, Yukon 87404, w rzeczywisto�ci pod��czony b�dzie u nas. Mamy swoje uk�ady z kompani� telefoniczn� Bella. Pa�skim atutem jest fakt, �e nikt pana nie zna. Oto pa�skie listy uwierzytelniaj�ce. � Podsun�� Malkowi ��t� kopert�. � Ma pan szans� wpa�� na jaki� �lad, nadstawiaj�c ucha w barze dla delegat�w � ci�gn��. Malko powiedzia� sobie w duchu, �e na to trzeba by cudu i usi�uj�c sprowadzi� swego rozm�wc� na ziemi�, doda� g�o�no: � Czy�bym mia� zda� si� wy��cznie na los szcz�cia? Tego typu sekret�w raczej nie omawia si� w barze. � Pomo�emy panu � zapewni� go Al Katz. � M�wi�em ju�, �e ta sprawa szczeg�lnie le�y nam na sercu. Nabazgra� co� na kartce i podsun�� Malkowi, kt�ry odczyta�: �Agencja Jetset Pla�a 76597". � Za ka�dym razem, gdy b�dzie pan potrzebowa� dziewczyny � wyja�ni� � zadzwoni pan pod ten numer, zaznaczaj�c, czy chodzi o bia��, o Murzynk� czy o ��t�. Za dziesi�� minut b�dzie na miejscu. Prosz� m�wi�, �e to dla Fairchild. M�wi�c to, po szelmowsku �pu�ci� oczko". � I niech pan korzysta z okazji. Te panie bior� zwy- kle dwie�cie dolar�w za noc. Nie najgorsza metoda na pozyskanie przyjaci�, nieprawda? Pono� panowie dele- gaci na og� �asi s� na m�ode cia�a... � Zawarli�cie kontrakt z agencj� call-girls? � zapyta� lekko oszo�omiony Malko. � Gdyby senator Fulbright, tuba �jastrz�bi z Pentagonu" dowiedzia� si� o tym... � Interes nale�y do nas � wyzna� skromnie Al Katz. � I nie�le nam s�u�y. Je�li idzie o te ma�e, mo�e pan je prosi� o co pan zechce. Wprowadz� pana r�wnie� do doktora Shu-lo i jego wsp�pracownic. Reprezentuje s�u�by wywiadowcze Formozy. Nie musz� m�wi�, jak bardzo jeste�my tym wszystkim zainteresowani. Malko w zamy�leniu wsun�� kartk� do kieszeni. Za polityk� zawsze kry� si� seks i pieni�dze. Katz podsun�� mu klucz. � Klucz do pa�skich drzwi. Mieszka pan na 51 Wschodniej, 420. Idealne gniazdko dla samotnego m�czyzny, wymarzone do podejmowania przyjaci� i przyjaci�ek... Gdyby... powiedzmy, zabawia� si� pan w kompanii delegat�w, prosz� si� stara�, aby dzia�o si� to zawsze w pokoju w g��bi i nie wy��cza� wszystkich �wiate�. � Czemu? � Ze wzgl�du na kamery. S� udoskonalone i bezsze- lestne. Mimo wszystko trzeba im odrobiny �wiat�a. CIA niczego nie zaniedbywa�a. Malko zawaha� si� chwil�, czy nie odrzuci� tej dziwnej pracy. Lecz perspek- tywa poznania kulis ONZ-u n�ci�a go. Schowa� �sw�j" klucz. � Pomy�la� pan o majordomie? � zapyta� nagle. Al Katz pokr�ci� g�ow�. � Nie, ale... � Za�atwi� to � uci�� Malko. � M�j jest �wietny i za- ufany. Wystarczy go sprowadzi�. Mam nadziej�, �e nie ma pan nic przeciwko temu? Oczywi�cie, p�aci firma. Al Katz westchn��. � No c�, na tym etapie pozostaje nam tylko zgodzi� si� i na to. Elko Krisantem b�dzie zachwycony. Tak bardzo lubi podr�e. Dawny najemny zab�jca z Istambu�u nudzi� si� �miertelnie w zamku Malka, czekaj�c na powr�t pa- na. Pos�uguj�c si� r�wnie dobrze garott� jak odkurza- czem, m�g� wy�wiadczy� nieocenione us�ugi fa�szywemu dyplomacie. Malko wsta�. Nagle Al Katz strzeli� z palc�w. � O ma�o nie zapomnia�em. Poda� Malkowi pude�ko zapa�ek. Agent otworzy� je. Wewn�trz zapisano jedno s�owo: �Jada". Pude�ko pochodzi�o z �Hippopotamusa", �wie�o otwartej nowojorskiej dyskoteki. � Znaleziono to w mieszkaniu naszego delegata � wyja�ni� Al. � Istnieje jedna szansa na sto, �e to co� wi�cej, ni� zwyk�a ��kowa historyjka bez znaczenia. Mimo wszystko warto sprawdzi�. Tylko prosz� nie traci� na to za wiele czasu. Nie chodzi o dziewczyn�, kt�ra zgin�a wraz z nim. Ustalili�my to�samo��: Mart- ha Buffum. � Przede wszystkim � zaklina� Amerykanin � takt i wyczucie. Wszyscy delegaci s� chorobliwie dra�liwi. A tym dra�liwsi, im kraj biedniejszy i sk�ra ciemniejsza. Malko wsun�� pude�ko do kieszeni, zapewniaj�c Kat- za, �e nie sprawi najmniejszej przykro�ci najczarniejsze- mu delegatowi najn�dzniejszego z lilipucich pa�stewek. Wyszed� z biura. Min�� trzy przecznice, nim trafi� wresz- cie na autobus i podjecha� do rogu Pierwszej Alei. Z Po- ughkeepwie przyjecha� poci�giem, w Nowym Jorku bo- wiem nie spos�b zaparkowa� samochodu. Nawet, je�eli jest si� luksusowym agentem CIA. Nim wr�ci� do swego nowego domu, zerkn�� jeszcze na pot�ny szklany gmach ONZ-u, za kt�rym wznosi�y si� trzy dymi�ce niebiesko-bia�o-czerwone kominy elektrociep�owni Con Edison. C� mog�o wyklu� si� w tym budynku, na poz�r nie kryj�cym �adnych tajemnic, odwiedzanym od lat przez turyst�w r�wnie cz�sto, jak Wie�a Eiffla? Niew�tpliwie, by trafi� do przekonania ambasadora nadzwyczajnego i pe�nomocnego, trzeba by�o u�y� bardzo n�c�cych argument�w w rodzaju na przyk�ad grubego pliku dolar�w... Malko siedzia� od godziny w �Hippopotamu- sie" i nudzi� si� jak mops. Sala przypomina�a setki innych sal dyskotekowych na ca�ym �wiecie, muzyka by�a taka sama jak wsz�dzie. A w dodatku, Malko wola� walca. Prawdziwego, wie- de�skiego walca, kt�rego ta�czy si� we frakach i suk- niach balowych. Cho� �Hippopotamus" by� w zasadzie klubem, wszed� bez najmniejszych trudno�ci za okaza- niem dokument�w dyplomaty. Kobiety, bia�e i Murzynki by�y �adne, ubrane prze- wa�nie w spodnie, z rzadka w mini. Para czarnych ta�czy�a bardzo zmys�owo. Ocierali si� o siebie, jakby stoj�c oddawali si� mi�osnemu aktowi. Grupka kocia- k�w z East Endu w ledwie si�gaj�cych p�pka sp�dnicz- kach gapi�a si� na nich ciel�cym wzrokiem. W oddziel- nym pomieszczeniu na ko�cu baru siedzia�o samotnie lub w towarzystwie, wiele dziewcz�t. Kt�ra z nich by�a Jad�? Je�eli w og�le by�a w�r�d nich. Malko westchn�� i wychyli� �yk w�dki. Obrzydliwej i nie maj�cej nic wsp�lnego z rosyjsk� w�dk�. Zamawiaj�c nast�pn� kolejk� nie powt�rzy b��du i we�mie J and B. Ten pierwszy dzie� w ONZ nie wydawa� mu si� szczeg�lnie buduj�cy. Je�eli nawet delegaci byli sprze- dajni, nie okazywali tego. Przesiadywa� od rana w barze, usi�uj�c nawi�zywa� rozmowy, skoro tylko nadarza�a si� okazja. Nie odwa�y� si� na razie pos�u�y� pon�tnymi pracownicami Agencji Jetset. Bar wysoko�ci� dor�wnywa� katedrom, do kt�rych upodabnia�y go r�wnie� ogromne okna wychodz�ce na East River i, od p�nocy � na dwa najdro�sze nowojor- skie budynki, stoj�ce przy 48 Ulicy. Skromna kawiaren- ka serwowa�a najlepsz� w Nowym Jorku kaw� i nieopi- sane wprost kanapki. Nieszcz�ni delegaci mieli ledwie dwadzie�cia foteli i kanap, na kt�rych mogli usi���, w zwi�zku z czym w czasie przerw sesji wi�kszo�� musia�a sta�, sprawiaj�c wra�enie oczekuj�cych na poci�g-wid- mo. Jakikolwiek by jednak by� bar delegat�w, pozos- tawa� centrum �ycia spo�eczno�ci oenzetowskiej. Malko wymkn�� si� po godzinie przys�uchiwania si� i rozwlek�ej dysertacji dotycz�cej szk�d spowodowanych w Mauretanii! przez szara�cz�, by wpa�� zaraz potem w ramiona maroka�skiego delegata, kt�ry zaaplikowa� mu kr�tki kurs literackiego j�zyka arabskiego. Pod ko- niec dnia zabra� z lotniska zew�ok koszmarnie zaspane- go i nie ogolonego Krisantema, kt�ry usn��, ledwie przest�piwszy pr�g domu. Nie zapomnia� jednak z�o�y� 25 na stoliku nocnym starej parabelki Astry i garotty. Miesz- kanie dok�adnie odpowiada�o opisowi Ala Katza. Lod�wk� zaopatrzono nawet w Dom Perignon, Moet i Chandon. Malko na pr�no szuka� obiektyw�w kamer w pomieszczeniu, gdzie odbywa� si� mia�y owe orgie. A przecie� istnia�y. Wiedzia�, �e wszystko tu by�o odpo- wiednio spreparowane: do telefonu pod��czono magne- tofon i urz�dzenie pozwalaj�ce b�yskawicznie zlokali- zowa� dzwoni�cego sk�dkolwiek rozm�wc�. W �cia- nach zainstalowano mikrofony. No i oczywi�cie kamery. Oko�o jedenastej Malko na palcach wymkn�� si� z mieszkania, nie chc�c budzi� Krisantema. Ca�y czas nurtowa�o go pytanie, jak zdo�a rozpozna� Jad�. Zatrzyma� wzrok na wysokiej Murzynce o nastroszo- nych w�osach, bajecznie d�ugich nogach i ustach, pi�knie zarysowanych w twardej, niemal m�skiej twarzy. Zapragn��, by okaza�a si� Jad�. Ale nie m�g� przecie� zaczepia� wszystkich siedz�cych tu dziewcz�t. Nagle wpad� na pewien pomys�. Na pude�ku zapa�ek mia� zanotowany telefon klubu. Wsta� i ruszy� w kierun- ku wyj�cia, przy kt�rym znajdowa�y si� dwie kabiny tele- foniczne. Wszed� do jednej z nich i wykr�ci� numer. Pra- wie natychmiast odezwa� si� g�os: � �Hippopotamus", s�ucham. � Um�wi�em si� w klubie z Jad� � powiedzia� Mal- ko � ale jestem ju� troch� sp�niony. Czy m�g�by j� pan poprosi�? � Jad�? M�czyzna, z kt�rym rozmawia�, zdawa� si� jej nie zna�. Malka dobieg�o rzucone komu� pytanie: � Znasz jak�� Jad�? Inny g�os odezwa� si� natychmiast: � Oczywi�cie, to ta dziewczyna, kt�ra pozuje dla EBONY. No wiesz, ta, kt�ra ma ci�gle jakie� zwariowa- ne pomys�y. Siedzi przy barze. � Prosz� chwil� poczeka� � odezwa� si� g�os w s�uchawce. Malko obserwowa� z kabiny korytarz. Telefon w dys- kotece sta� na stoliku tu� przy wej�ciu, na wprost szatni. Jada musia�a przej�� przed Malkiem, aby do niego dotrze�. O ma�o nie skr�ci� sobie szyi, wiod�c wzrokiem za fantastyczn� Murzynk�, raczej rozebran� ni� ubran� w ledwie si�gaj�c� ud srebrzyst� mini, o pi�knej, po- s�gowej twarzy i oczach, w kt�rych mo�na by uton��. Na nogach mia�a bia�e, doskonale dobrane do su- kienki botki i jedynie fryzura szokowa�a w jej wygl�dzie. Nastroszone, zgodnie z nakazami obowi�zuj�cej czar- nych mody �afro" w�osy, tworzy�y wielki czarny kask. Ale i to nie zdo�a�o jej oszpeci�. Nawet najmniej przy- chylny obserwator musia�by przyzna�, �e dziewczyna zwraca�a powszechn� uwag�. Min�a kabiny niczym wynios�a ksi�niczka. Ujrzawszy j� z ty�u Malko dozna� kolejnego wstrz�su: nigdy jeszcze nie widzia� takich kszta�t�w. Na zadku Murzynki mo�na by ustawi� tac�. � Halo? Dobieg� go niski, ch�odny g�os, niezbyt kobiecy. � Chcia�bym m�wi� z Jad� � odpowiedzia�. � To ja. Z kim m�wi�? Odpowiadaj�c, usi�owa� nada� g�osowi jak najcieplej- szy ton. � Z przyjacielem Johna Sokatiego. Nie by�o mnie w tych dniach w Nowym Jorku, a dowiedzia�em si�, �e mia� wypadek, �e zgin��. Bardzo mi go �al. � Mnie r�wnie� � absolutnie oboj�tnym tonem odrzek�a Jada. � Um�wili�my si� w klubie � ci�gn�� Malko, odgry- waj�c uparcie rol� nietaktownego przyjaciela � i zasta- nawiam si�, czy mimo wszystko nie wpa�� tam, �eby przywita� si� z pani�. � Prosz� przyj��, je�eli pan chce � rzuci�a. � Jes- tem tu do pierwszej. Od�o�y�a s�uchawk�, nim zd��y� podzi�kowa�. Zn�w zobaczy�, jak idzie korytarzem, z wyrazem absolutnej oboj�tno�ci na twarzy. Porusza�a si� z mi�kko�ci� dzi- kiego zwierz�cia i wrodzon� elegancj�. �wi�tej pami�ci John Sokati mia� dobry gust: wdzi�ki Jady zdo�a�yby ob�askawi� najbardziej zagorza�ych rasist�w. Malko opu�ci� kabin� upewniwszy si�, �e dziewczyna wr�ci�a do baru. Zaj�� swe miejsce i zam�wi� J and B, by chwil� spokojnie pomy�le�. Beznami�tna reakcja Ja- dy nie dostarczy�a mu �adnych wskaz�wek. B�dzie musia� przycisn�� j� do muru. O ile zdo�a. Schodzi�o si� coraz wi�cej ludzi, na og� znaj�cych si� mi�dzy sob�. Dziewcz�ta by�y przewa�nie �adne i ele- ganckie. Ale Malko nie widzia� nic poza barem. Fakt, i� Jada by�a czarna, stanowi� przecie� pewien trop. W wy- buchu na 11 Ulicy tak�e zgin�li czarni. Odczeka� jeszcze 20 minut, zostawi� na stole pi�tna�cie dolar�w i wsta�. Nikt nie zwr�ci� na niego uwagi. Odebra� palto i wyszed�. Ruszy� w stron� Park Avenue, czuj�c na twarzy powiew ch�odnego powietrza. Kr�tka przechadzka doskonale mu zrobi�a. Gdy wr�ci�, w �Hippopotamusie" by�o jeszcze wi�cej lu- dzi. Przewa�nie jaskrawo ubranych Murzyn�w, ha�a�liwych, ta�cz�cych w ka�dym wolnym miejscu, nawet w wej�ciu. Ruszy� wprost ku barowi. Jada siedzia�a wci�� jeszcze na tym samym wysokim taborecie, zatopiona w rozmowie z Murzynem ubranym w ra��cy skromno�ci� niebieski garnitur. Kr�ciutka, sre- brzysta mini eksponowa�a bajecznie zgrabne nogi dziewczyny. Malko podszed� i dyskretnie chrz�kn��. W pobli�u Jady nie by�o wolnych miejsc. � Dobry wiecz�r, Jado � powiedzia� melodyjnym g�osem. Zamilk�a, zwracaj�c ku niemu ogromne, ciemne oczy. � Kim pan jest? � Dzwoni�em do pani przed chwil�. �A! W jej g�osie nie by�o cienia entuzjazmu. Patrzy�a na Malka, jak na przybysza z innej planety. Jego pe�ne uro- ku, z�ociste oczy nie zdo�a�y zrobi� na niej wra�enia, cho� stara� si� nada� im szczeg�lny wyraz. � Ciesz� si�, �e pani� tu zasta�em � podj��. � To straszne, co sta�o si� z biednym Johnem. W oczach Murzynki zab�ys�o zainteresowanie. Zapa- li�a papierosa i podsun�a paczk� Malkowi. Shermansy, bardzo md�e. G�os mia�a niski, nieco chrapliwy, ale mocny. Malko sk�oni� si� z galanteri�. � Ksi��� Malko Linge z delegacji austriackiej. Do pani us�ug. U�miechn�a si� przelotnie, zupe�nie nieporuszona i przedstawi�a mu siedz�cego obok m�czyzn�. � Pan Wictor Kufor. Malko u�cisn�� smuk��, czarn� d�o� i kiedy Murzyn przesun�� si� nieco, stan�� pomi�dzy ich taboretami. Czu� zapach perfum Jady, kt�rej nagie rami� ociera�o si� o jego alpagowy garnitur. � Dobrze zna� pan Johna? � zapyta�a. Malko z wyrazem b�lu spu�ci� g�ow�. � By� moim bardzo dobrym przyjacielem. Jego �mier� to dla mnie silny cios. Wiele mi o pani m�wi�, to- te� pragn��em spotka� si� z pani� jak najpr�dzej. Dla- tego w�a�nie pozwoli�em sobie dzi� wiecz�r... � To mi�e z pana strony � powiedzia�a nienatural- nym g�osem. � Jak jednak zdo�a� mnie pan pozna�? � Portier � wyja�ni� Malko. � To on powiedzia� mi, �e jest pani najpi�kniejsz� z kobiet na tej sali. Odpowiedzia� mu kolejny wymuszony u�miech. Mal- ko nie uwa�a� si� za gorsze wcielenie Casanovy. Zazwy- czaj blond w�osy i z�ociste oczy przynosi�y mu w kontak- tach z ciemnosk�rymi powodzenie. Mo�e Jada by�a po prostu luksusow� call-girl, nieufn� wobec obcych. Na- wet, gdy si� u�miecha�a, jej oczy pozostawa�y zimne i oboj�tne. Malko w tej nowej dla siebie sytuacji postanowi� zaryzykowa� skok na g��bok� wod�. � Czy zechce pani zata�czy�? � zapyta�. � Oczy- wi�cie, o ile nie ma pan nic przeciwko temu. Wy�ej wzmiankowany d�entelmem skin�� przyzwa- laj�co g�ow� i Jada zsun�a si� ze sto�ka. Z kr�lewsk� gracj� ruszy�a przed Malkiem przez dyskotek�. Muzyka zmieni�a si�, nastawiono p�yt� Jamesa Browna. Oczy Jady rozb�ys�y, rozlu�ni�a si� nagle. Pozwoli�a Malkowi obj�� si�, opar�a r�k� na jego ra- mieniu. Zauwa�y�, �e jej d�onie by�y r�wnie fascynuj�ce, jak ca�e cia�o. Ja�niejsze ni� twarz, bardzo d�ugie, za- dbane, o szczup�ych, upier�cienionych palcach, zako�- czonych paznokciami pomalowanymi srebrnym lakie- rem. Ci�gle nie mia� poj�cia, jak si� do niej zabra�, nie by� nawet w stanie okre�li�, kim jest. Call-girl? Fotomodelka � snobka, gustuj�ca we flirtach z dy- plomatami? Bojowniczka jakiej� organizacji murzy�skiej? Musia� pami�ta�, �e mia�a powi�zania z cz�owiekiem, kt�ry dwa tygodnie temu wylecia� w powietrze. Mia� wra�enie, �e obejmuje lian�. By�a fascynuj�co gibka. Przelotne mu�ni�cie jej brzucha i piersi, otulo- nych jedwabistym jerseyem ekscytowa�y Malka bardziej ni� dotyk nagiego cia�a. Po�o�y� d�o� na jej biodrze i zbli�y� si� do niej. Na pr�b�. Nie opiera�a si�, ale te� na oboj�tnej twarzy nie pojawi� si� nawet cie� u�miechu. Mimo to czu� ci�gle ciep�o przytulonego do niego, spr�ystego cia�a, kt�re zdawa�o si� by� wyrze�bione w granicie. Otacza� je lekki zapach, w niczym nie przypominaj�cy zapachu sk�ry czarnych. Bardzo szybko Malka ogarn�o gwa�towne po��danie, kobieta jednak zdawa�a si� tego nie dostrze- ga�. Jamesa Browna zast�pili Beatlesi i Jada odsun�a si� od niego. Pe�na gracji, odleg�a i wynios�a, wprawi�a cia�o w ruch wykonalny, zdawa�oby si� tylko dla istot nie skr�powanych sztywno�ci� ko�ci. Malko pr�bowa� jak m�g� i�� w jej �lady, ale nie zwraca�a na niego najmniej- szej uwagi. W ta�cu nie zamienili anii s�owa. Kiedy zagrano nas- t�pny slow, Malko spojrza� na ni�. � Mam wra�enie, �e nudzi si� pani. Jada rzuci�a g�osem bez wyrazu: � Pierwszy raz zdarza mi si� w ten spos�b ta�czy� z bia�ym. Nie by�a to ani zaczepka, ani obelga. Proste stwier- dzenie, Malko zmusi� si� do u�miechu. � Nie lubi pani bia�ych? Du�e, czarne oczy Jady pozosta�y nieprzeniknione, g�os jednak nabra� metalicznego d�wi�ku: � S�dzi pan, �e mo�na lubi� bia�ych, b�d�c czarnym i �yj�c w tym kraju? Czy widzia� pan ju� Harlem � te niemowl�ta po�erane przez szczury, o�mioletnie dziew- czynki, kt�re prostytuuj� si� za grosze, tych... Zagryz�a wargi, milkn�c nagle. � Nienawidzi nas pani, prawda? � Znam bia�ych � mrukn�a. � Jednego tylko mog� ode mnie chcie�: zaci�gn�� do ��ka. To wieprze. Malko mia� ochot� powiedzie� jej, �e to niezupe�nie kwestia rasy. Chc�c prze�ama� jej dystans, spr�bowa� ni� wstrz�sn��: � Kocha�a si� pani ju� kiedy� z bia�ym? Zamar�a i rzuci�a kr�tko: � Zadaje pan zbyt intymne pytanie. Nie lubi� tego... Malko przyj�� to do wiadomo�ci. Ta�czyli dalej maj�c wra�enie, �e trac� czas. Nagle zapyta�a: � Po co chcia� si� pan ze mn� widzie�? W jej g�osie zabrzmia�a tym razem dziwna gwa�tow- no��. Zdawa�a si� oczekiwa� odpowiedzi na nurtuj�c� j� dalej kwesti�. � John tyle mi m�wi� o pani urodzie... Pokr�ci�a g�ow�. � W Nowym Jorku s� setki pi�knych dziewcz�t. Muzyka zamilk�a i Jada odsun�a si� od Malka. � Musz� wr�ci� do baru. Dlaczego nie mia�by pan si��� przy stoliku? Do��czymy do pana za moment. S�ysz�c to odni�s� dziwne wra�enie. Ta dziewczyna zupe�nie si� nim nie interesowa�a, a jednak nie chcia�a, �eby odszed�. � Z przyjemno�ci�. Zam�wi� szampana i b�d� czeka�. � Dzi�kuj� za szampana � rzuci�a. Prosz� o Pepsi. Nie pij� alkoholu. Kiedy Jada powr�ci�a na swe miejsce przy barze, nie mog�a oprze� si� wra�eniu, �e Wiktor Kufor dosta� ata- ku pl�sawicy. Podskakiwa� na taborecie, jakby siedzia� na roz�arzonych w�glach. � Gdzie on jest? � zapyta� g�osem, w kt�rym brzmia�o z trudem pow�ci�gane zdenerwowanie. � Gdzie on jest? Pozwoli�a mu pani odej��? Jada spokojnie zapali�a papierosa, wypu�ci�a k��b dy- mu i powiedzia�a cicho: � Prosz� si� uspokoi�. Nie odszed� i nie odejdzie. Z�y u�miech wykrzywi� jej wargi. � Chyba mu si� podobam... M�czyzna spojrza� na ni� nie rozumiej�c. Po�o�y� jej r�k� na ramieniu i zapyta� zduszonym g�osem: � Kto to jest? Lekko wzruszy�a ramionami. � Przecie� powiedzia� � przyjaciel Johna. W jej g�osie brzmia�a lekka ironia. � Wie pani r�wnie dobrze jak ja, �e k�amie � przerwa� zirytowany Wiktor Kufbr. � By�em najlep- szym przyjacielem Johna, a nigdy nie widzia�em tego ty- pa ani nie s�ysza�em o nim I jestem przekonany, �e John mu o pani nie wspomina�. � Wiem � powiedzia�a pos�pnie Jada. Bawi�a si� szklank�, rozgl�daj�c si� w zamy�leniu. Jej r�wnie� nie podoba�o si� wtargni�cie jasnow�osego k�amcy. Naturalnie, istnia� cie� szansy, �e jest rzeczy- wi�cie zwyczajnym don�uanem. By�o to jednak niemal nieprawdopodobne. Jada bowiem nigdy nie spotka�a Johna Sokatiego. Mia� jej numer telefonu jako ewentualn� drog� kon- taktu. Istnia�y tylko dwie mo�liwo�ci. Blondyn albo by� glin�, albo s�ysza� o sprawie i mia� zamiar to wykorzysta� w ten czy inny spos�b. W obu przypadkach stanowi� za- gro�enie. �Bardzo powa�ne zagro�enie", pomy�la�a Ja- da. W pewnym sensie mieli szcz�cie, �e pojawi� si� w�a�nie tego wieczoru. W innych okoliczno�ciach mog�aby mie� w�tpliwo�ci. Wiktor Kufor z przera�eniem rozejrza� si� wok� i szepn��: � Widzia� mnie. Zna moje nazwisko. Nie powinna pani. Nikt nie powinien wiedzie�, �e widzieli�my si� po tym, co si� sta�o. Id� st�d. Nie mog� nic zrobi�. Trudno. Uspokoi�a go, m�wi�c z lekk� pogard�: � Ryzykuj� tak samo, jak pan. Prosz� o tym nie zapomina�. Niech si� pan nie obawia. Nie b�dzie mia� czasu nam przeszkodzi�. Spojrza� na ni� nie rozumiej�c, potem jego rysy st�a�y, twarz poszarza�a. Tak przejawia si� blado�� u Murzyn�w. � Chce pani powiedzie�... � Woli pan ryzykowa�? � zapyta�a ch�odno. Podj�a decyzj� po ta�cu. Czarny �miesznie potrz�sn�� g�ow�. � Nie, oczywi�cie, �e nie, ale nie chcia�bym by� w to wmieszany. Moja pozycja, rozumie pani... � Na razie jest mi pan potrzebny � uci�a Jada. � Z pewno�ci� nie mamy do czynienia z durniem, a nie zale�y panu na tym, �eby teraz znikn��, nieprawda�? Wiktor Kufor nie odpowiedzia�. Czu� nieprzemo�n� ch��, �eby wzi�� nogi za pas. Powstrzymywa�a go od tego jedynie godno�� doradcy przy ONZ z ramienia Republiki Lesoto. Zw�aszcza, �e po �mierci swego zwierzchnika i przyjaciela, Johna Soka- tiego, zosta� szefem misji przy ONZ. Z prawem g�osu. Nie mia� wyboru. Misja Lesoto liczy�a zaledwie dwu cz�onk�w. Teraz przeklina� chwil�, w kt�rej da� si� wci�gn�� w co�, co wydawa�o si� by� z�otodajn� intryg�, a okazywa�o si� �mierciono�n� gr�. By�o ju� jednak za p�no. � Zrobimy tak � zacz�a wyja�nia� Jada. Pochyli�a si� do ucha m�czyzny, by nikt ich nie s�ysza�. Bezwiednie opar�a piersi o jego r�k�. By� jednak zbyt wzburzony, by cokolwiek odczuwa�. A przecie� to w�a�nie Jada stanowi�a przyn�t�, kt�ra sprowadzi�a go na �lisk� drog� przest�pstwa. Jada wy�uszczy�a mu sw�j plan i zsun�a si� z taboretu. � Id� zadzwoni� � powiedzia�a. � Potem do��czymy do niego. R�wnie dobrze mog�aby zaproponowa� Wiktorowi Kuforowi, �eby wpad� do piek�a. � Jeste�my � dobieg� Malka ciep�y g�os Jady. Ze szklank� w r�ku pojawi�a si� przy jego stoliku promiennie u�miechni�ta i osza�amiaj�co pi�kna, w to- warzystwie Murzyna z baru. Malko wsta� i usadowi� swych go�ci. Czas by� najwy�szy. L�d stopnia� prawie zupe�nie w wiaderku z butelk� Don Perignona. Kaza� j� otworzy� i wzni�s� kieliszek. � Za nasz� przyja��. Jada weso�o posz�a jego �ladem. Wiktor Kufer uczyni� to ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem. Murzynka diametralnie zmieni�a spos�b bycia. Jej oczy l�ni�y, siedzia�a tu� przy Malku, pochyla�a si� nad nim raz po raz, niby po zapa�ki, ocieraj�c si� o niego ledwie zakry- tym biustem. Ilekro� na ni� spojrza�, napotyka� gor�cy, przyjazny wzrok. Sama zaproponowa�a mu taniec. Wolny. Nonszalancko przytuli�a si� do niego. � Prosz� mi wybaczy�, by�am dla pana bardzo nie- uprzejma � powiedzia�a. � Musia�am po prostu za�at- wi� z tym panem pewien powa�ny problem, kt�ry mnie n�ka�. Teraz mo�emy si� troch� zabawi�. Gdy dotkn�� wargami jej szyi, nie pr�bowa�a unik�w. Przeciwnie, poczu�, �e silniej przylgn�a do niego brzu- chem. Malko przekl�� w duchu. Trafi� na luksusow� call-girl. Nic dziwnego, �e tamten facet si� nad��. Dziewczyna obs�ugiwa�a jednocze�nie dw�ch klient�w. Na pr�no traci� czas. Zaproponowa�, �eby wr�cili do stolika. Czarny poprosi� Jad� do ta�ca,, ale odm�wi�a sucho. Pod sto�em jej udo tr�ci�o nog� Malka. Przez moment walczy� z n�c�c� pokus� zafundowania sobie tego pi�knego stworzenia na koszt CIA. Wreszcie jed- nak wzi�a g�r� odpowiedzialno�� zawodowa. � Chyba p�jd� si� po�o�y� � o�wiadczy�. � Do�� d�ugo ju� zak��ca�em pa�stwu wiecz�r. Jada �ywo zaprotestowa�a, jej d�uga d�o� spocz�a na udzie Malka, a w oczach pojawi�o si� niemal b�aganie. � Ale� nie, nie puszcz� pana za nic na �wiecie. Za- bieram pana do innego lokalu. O wiele zabawniejszego ni� ten. Do �Nirwany". Mam ochot� pota�czy�, Wiktor te�. Prawda Wiktorze? Wiktor mia� ochot� na wszystko, pr�cz ta�ca. Na przyk�ad znale�� si� o drobne dwadzie�cia tysi�cy mil od �Hippopotamusa". � Oczywi�cie � powiedzia� z rezygnacj�. Jada ju� wsta�a, ci�gn�c Malka za r�k�. Uleg�, my�l�c, �e musi by� jeszcze dro�sza, ni� przypuszcza�. Uwierzy�by ju� nawet w sw�j nieodparty czar, gdyby nie metaliczny b�ysk pojawiaj�cy si� chwilami w pi�knych czarnych oczach. Dlaczeg� w ko�cu nie mia�by obejrze� sobie �Nir- wany"? Malko poczu� si� nagle zagro�ony. Doznanie nie- uchwytne i obezw�adniaj�ce, jak po przebudzeniu z kosz- marnego snu. Co� za dobrze to sz�o. Jada by�a podej- rzanie uprzejma, Wiktor Kufor nazbyt niespokojny, zdenerwowany. Zbyt usilnie nalega�a, aby poszed� do �Nirwany". Teraz przypomnia� sobie dziwne szczeg�y. Gdy przyszli, poprowadzono ich prosto do stolika, jak oczekiwanych go�ci. Jada zdawa�a si� wszystkich zna�. �Nirwana" zasadniczo r�ni�a si� od �Hippopotamu- sa". Ani �ladu wydekoltowanych podlotk�w towarzysz�- cych z�otej m�odzie�y studenckiej. Za to du�o czarnych, nieco za eleganckich, za uprzejmych, wiele pi�knych dziewcz�t. Ma�o bia�ych. Mroczny bar przy wej�ciu wype�niony by� przez samotnych m�czyzn, przewa�nie Murzyn�w. Tak�e na parkiecie, w migotliwym, koloro- wym �wietle wida� by�o niemal wy��cznie ich. Panowa� przera�aj�cy zgie�k. Malko musia� drze� si� na ca�e gard�o, sk�adaj�c zam�wienie. Naturalnie nie mia� poj�cia, �e dyskoteka od dawna znana jest FBI jako przybytek mafii... Usi�owa� wyt�umi� swe obawy. �Nir- wana" nie by�a w ko�cu rze�ni�. Tancerze wci�� z r�w- nym zapa�em miotali si� po parkiecie, grupki przemieszcza�y si� z sali bilardowej w ko�cu lokalu do dyskoteki i baru, i odwrotnie. Na wprost niego Wiktor Kufor bawi� si� szklank�, wyra�nie znudzony. Malko rozejrza� si� po s�siednich stolikach. Wielu czarnych. W tym trzech samotnych, zwracaj�cych uwag� strojem i nieprzeniknionym wyra- zem twarzy. Ci trzej siedzieli tu� za nim. Mieli g�by bok- ser�w albo zawodowych wykidaj��w. Dwaj skryli oczy za ciemnymi okularami. Idiota! Otrz�sn�� si� i zerkn�� na Jad�. Napotka� par� ogrom- nych, pozbawionych wyrazu oczu. Usta jednak u�miecha�y si�. Zauwa�y�, �e by�a uczesana tak samo, jak wiele siedz�- cych tu Murzynek. Kiedy spostrzeg�a skupione na sobie spojrzenie Malka, przes�a�a mu wyra�niejszy u�miech. � Zata�czymy? � Za chwilk� � powiedzia� Malko. � Zaraz wr�c�. Wsta� i skierowa� si� w stron� toalet, w ko�cu lokalu, za sal� bilardow�. Na wprost toalet znajdowa�y si� dwie kabiny telefonicz- ne. Malko wrzuci� 10 cent�w do pierwszego z aparat�w i podni�s� s�uchawk� do ucha. Nic. Ponowi� pr�b�. G�ucha cisza. Wyj�� monet� i spr�bowa� w drugiej kabinie. Tu tak�e nie by�o sygna�u. Oba aparaty by�y uszkodzone. Wypadek do�� rzadki w Nowym Jorku. Teraz ju� przerazi� si� nie na �arty. Mimo wszystko, by�o to dziwne. Pomy�la�, �e zapyta w recepcji o jaki� inny telefon. Poczu�by si� nieco uspokojo- ny, gdyby zdo�a� uprzedzi� Ala Katza o �odkryciu" Jady. Wychodz�c z kabiny zderzy� si� z kim�. Gdy podni�s� oczy, zobaczy� przygniataj�cego go Murzyna. Olbrzyma o nie- proporcjonalnie ma�ej g�owie. W r�owej koszuli i odblas- kowozielonym krawacie. Tak musia� wygl�da� King-Kong (i to w kwiecie wieku). R�ce mia� tak d�ugie, �e m�g�by drapa� si� po kolanach wcale si� nie pochylaj�c. � Pardon me, mister � powiedzia� krzywi�c si�. Ale jednocze�nie Malko poczu�, �e silne rami� pcha go ku drzwiom toalety. Trac�c r�wnowag� opar� si� o nie. Ust�pi�y pod naporem jego cia�a. Przed oczyma mign�li mu dwaj pozostali Murzyni od s�siedniego stoli- ka. Jeden z nich powita� Malka g�o�nym pla�ni�ciem j�zyka. Z kieszeni wyci�gn�� uzbrojon� w brzytw� r�k�. Malko zmaga� si� ci�gle z usi�uj�cym wepchn�� go do toalety King-Kongiem. Ostry zapach �rodk�w dezynfe- kuj�cych wgryza� si� do gard�a. W desperackim odruchu zapar� si� o �cian�, obr�ci� i b�yskawicznie prze�lizn�� pod ramieniem olbrzyma. Drzwi toalety zamkn�y si�. King-Kong z rozstawionymi ramionami skoczy� ku pro- wadz�cemu do sali korytarzowi, tarasuj�c przej�cie. U�miecha� si� przy tym z�owieszczo. Malko znalaz� si� w potrzasku. W dodatku tamci dwaj szli w sukurs olbrzymowi. W jego zasi�gu pozosta�y tylko jedne drzwi � do damskiej toalety. Wsun�� si� za nie. Podstarza�a platynowa blondynka, zaabsorbowana poprawianiem makija�u, kt�ry zdewastowa� jej rozna- mi�tniony partner, wypacykowa�a sobie nos szmink�, dostrzegaj�c w lustrze odbicie Malka. � Out � pisn�a przeszywaj�cym g�osem. � Pomyli� si� pan. Malko nie tylko nie wyduka� s�owa przeprosin, ale ruszy� w jej stron�. Upuszczaj�c szmink� odwr�ci�a si� gwa�townie. � Out! � powt�rzy�a � bo wezw� policj�. W Nowym Jorku m�czyzna wdzieraj�cy si� do La- dies Rooms m�g� by� tylko potwornym sadyst�. Jej g�os mia� si�� syreny we mgle. Malko przywo�a� najbardziej uwodzicielski spo�r�d swoich u�miech�w, ujmuj�c jej d�o�. � Prosz� wybaczy�