11002
Szczegóły |
Tytuł |
11002 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11002 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11002 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11002 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gerard de Villiers
Cyklon w onz
Tytu� orygina�u: �CYCLON A L'ONU"
Stoj�c przed przeszklon� �cian� i kontem-
pluj�c ufundowane przez Zwi�zek Radziecki
rosarium, Jego Ekscelencja John Sokati, am-
basador nadzwyczajny i pe�nomocny Republi-
ki Lesoto, poczu� ogarniaj�ce go zadowolenie. W prze-
znaczonym dla delegat�w barze k��bi� si� g�sty t�um jak
podczas ka�dej wa�niejszej sesji ONZ-u. Kto� m�g�by
nawet pomy�le�, �e przez pomy�k� wyl�dowa� na baza-
rze w Bamako. Delegaci afryka�scy stanowili przesz�o
jedn� trzeci� spo�eczno�ci ONZ-owskiej. W przeciwie�-
stwie do ju� zblazowanych bia�ych koleg�w, pilnie ucze-
stniczyli we wszystkich, nawet najnudniejszych, sesjach.
l
John Sokati odwr�ci� si� i, �wiadom swego znaczenia,
podszed� do stolika, przy kt�rym siedzia�a sz�stka czar-
nych. Niewiele robi� sobie z faktu, i� wi�kszo�� przed-
stawicieli cywilizowanego �wiata Lesoto bra�a za nazw�
�rodka owadob�jczego... By� powa�n� osobisto�ci�
nosz�c� garnitury po czterysta dolar�w i masywny,
szczeroz�oty zegarek.
G�os jednej z trzech telefonistek zapewniaj�cych
��czno�� z barem wzni�s� si� nagle ponad gwarem roz-
m�w:
� Jego Ekscelencja John Sokati proszony jest do te-
lefonu.
Delegat Lesoto godnie przeszed� przez t�um. Telefo-
nistka wskaza�a mu kabin�. Wchodz�c dok�adnie zam-
kn�� za sob� drzwi.
Rozmowa trwa�a bardzo kr�tko. Od�o�y� s�uchawk�,
protekcjonalnym skinieniem g�owy podzi�kowa�
chi�skiej telefonistce i utorowa� sobie drog� ku wyj�ciu.
Bar z rozleg�ym widokiem na East River mie�ci� si� w
p�nocnym skrzydle g��wnego gmachu ONZ-u, na dru-
gim pi�trze, i wraz z budynkiem Zgromadzenia Og�lne-
go tworzy� wydzielon� stref� ONZ-u.
By� to sta�y i obfituj�cy w zwierzyn� teren �owiecki dla
wszystkich sekretarek uganiaj�cych si� za kochankiem -
dyplomat�. Podczas najwa�niejszych posiedze�, takich jak
obecne, wzmacniano ochron� i stra�nicy w granatowych
uniformach ONZ-u bezlito�nie przeganiali pi�kne samot-
ne damy. Nie u�atwia�o to bynajmniej �ycia nieszcz�snym
delegatom, rozdartym mi�dzy obowi�zkiem uczestnictwa
w obradach a mi�osnym schadzkami.
John Sokati min�� stra�nik�w, kieruj�c si� ku rucho-
mym schodom. Rozkoszowa� si� mi�kko�ci�, wy�cie�aj�-
cego hali, dywanu. Ogarn�o go nieodparte pragnienie,
by �ci�gn�� buty i st�pa� po nim bosymi nogami.
Takie zachowanie nie przystoi jednak delegatowi do
ONZ-u. Nawet, je�eli przyby� z Lesoto.
Murzyn przeszed� przez taras, skr�ci� w prawo, ku
prowadz�cemu na Pierwsz� Alej� wej�ciu dla turyst�w i
zatrzyma� si� obok ha�a�liwej grupki ludzi.
Niemal w tej samej chwili ze znajduj�cego si� na pra-
wo First National City Bank wysz�a Murzynka i poma-
cha�a mu r�k�. Korzystaj�c z tego, �e na wysoko�ci 46
Ulicy zapali�o si� czerwone �wiat�o, przebieg�a przez
jezdni� i stan�a tu� obok Johna Sokati.
By�a tak pi�kna, jak bywaj� czasem Murzynki z Har-
lemu; pod p�aszczem maxi rysowa�a si� linia d�ugich,
smuk�ych n�g, a zaskakuj�co rude w�osy okala�y deli-
katn�, zmys�ow� twarz.
Wiatr rozchyli� po�y p�aszcza, ods�aniaj�c szczup�e
uda i kr�ciutk� pomara�czow� sp�dniczk�. Ta istota
godna by�a reprezentanta du�ego kraju, nie jakiego� li-
lipuciego pa�stwa. John Sokati wpatrywa� si� w ni�, jak-
by by�a samym Lutherem Kingiem.
Nie zwa�aj�c na stoj�cych obok turyst�w, poca�owa�a
dyplomat� w usta i poci�gn�a za r�k�. Widowisko
nale�a�o do rzadko�ci: stosunki mi�dzy Afrykanami i
Murzynami ameryka�skimi by�y napi�te. Ci ostatni
uwa�ali swych soul brothers z Afryki za ma�py, kt�re led-
wie co zesz�y z drzew. Afrykanie za� zarzucali czarnym
Amerykanom niezno�ny kompleks wy�szo�ci.
Podjecha�a taks�wka i para wsiad�a do niej. Samoch�d
skr�ci� w lewo, w 49 Ulic� i przez dziesi�� minut sta�, za-
blokowany przez autobus. R�ka ambasadora nadzwyczaj-
nego przesun�a si� po udzie dziewczyny, znikaj�c pod
d�ugim p�aszczem. Murzynka u�miechn�a si� pob�a�liwie.
John Sokati dzia�a� ze zr�czno�ci� godn� wysokiej klasy
dyplomaty, po chwili wi�c oddech jego towarzyszki sta� si�
szybszy. Poruszy�a si�, odkrywaj�c zupe�nie jedn� z n�g.
Szofer, m�ody hippis, stara� si� nie uroni� nic z tego wido-
wiska, wlepiaj�c oczy w lusterko.
Ogarni�ty zazdro�ci� ruszy� brutalnie, k�ad�c kres jej
rozkoszy. Skr�ci� w Drug� Alej�, na p�nocny wsch�d
miasta. Ruch by� niewielki, wi�c po dziesi�ciu minutach
przeje�d�ali ju� obok Greenwich. Taks�wka skr�ci�a
jeszcze w 13 Ulic�, by dotrze� do Pi�tej Alei.
Zatrzyma�a si� przy numerze 40, przed wielkim,
trzydziestopi�trowym gmachem.
Szofer szyderczym spojrzeniem odprowadzi� par�,
kt�ra oddala�a si�, trzymaj�c si� za r�ce. FBI by�a w po-
siadaniu kilometr�w ta�m magnetofonowych z wiernym
zapisem mi�osnych westchnie� trzech czwartych dostoj-
nych cz�onk�w mi�dzynarodowego forum. Nawet w�a�-
ciciele du�skich porno-shop�w zzielenieliby z zazdro�ci.
Wi�kszo�� wynaj�tych przez delegat�w call-girls by�a
op�acana bezpo�rednio z �czarnej" kasy FBI.
Murzyn i jego towarzyszka poszli 11 Ulic�. Wygl�dali
jak para zakochanych. Wielu przechodni�w ogl�da�o si�
za dziewczyn�, wspania�ym stworzeniem rodem z Har-
lemu. Niestety, dla bia�ych ten owoc by� zakazany.
Para pokona�a jeszcze sto metr�w i wspi�a si� po
zewn�trznych schodach trzypi�trowego budynku o w�s-
kiej, niespe�na dziesi�ciometrowej, fasadzie. 11 Ulica pe�-
na by�a takich w�a�nie bur�uazyjnych kamienic, wynajmo-
wanych za ogromne pieni�dze dzi�ki blisko�ci Washington
Square i Pi�tej Alei. Dzielnica nale�a�a do najdro�szych w
Nowym Jorku. Dziewczyna przekr�ci�a klucz w zamku i
oboje znikn�li wewn�trz. Dom sta� pod numerem 24.
Pewna bardzo chuda dama, spaceruj�ca z pudlem, z
przera�eniem obejrza�a si� za t� par�.
Pomys�, �eby kocha� si�, kiedy s�o�ce jest jeszcze wy-
soko, wydawa� si� jej szczytem perwersji.
I to jeszcze czarni.
Ksi�gowi Organizacji Narod�w Zjednoczonych te�
zgrzytaliby z�bami, widz�c rozrzutno�� Johna Sokati.
Jego kraj nie p�aci� od trzech lat ONZ-owskich sk�adek,
a kompania telefoniczna grozi�a mu procesem za nie-
uregulowany rachunek na sum� dziesi�ciu dolar�w czter-
dziestu cent�w.
W zasadzie wszystkie pa�stwa zalegaj�ce z op�at�
przez dwa lata automatycznie pozbawiane s� prawa
g�osu. Niekt�rzy jednak maj� uk�ady nawet w Niebie.
Lesoto wraz z trzydziestoma innymi lilipucimi pa�st-
wami stanowi�o dla Departamentu Stanu j�zyczek u wa-
gi. Nikt spo�r�d grona �wiatowych urz�dnik�w nie
wiedzia� dok�adnie, gdzie le�y �w kraj, niekt�rzy nawet
w og�le w�tpili w jego istnienie, ale Lesoto mia�o sw�j
g�os w naj�wi�tszym Zgromadzeniu Og�lnym. Ten g�os,
dobrze ulokowany, przes�dza� wynik g�osowania w
szczeg�lnie dra�liwych kwestiach.
Widniej�cy na wprost numeru 24 afisz m�wi� o
czysto�ci w Nowym Jorku wi�cej, ni� d�uga rozprawa.
Starve a rat today, g�osi� tekst. �Jeszcze dzi� zniszcz
szczura g�odem... Ka�dy ma swojego szczura..." Poza t�
dziwn� porad� na 11 Ulicy panowa� niezm�cony spok�j
porz�dnej dzielnicy, typowy we wczesne wrze�niowe
popo�udnie, gor�ce i parne.
Chuda dama w ��tej sukni zatrzyma�a si� przed nu-
merem 24, �eby pudelek m�g� si� wysiusia�. Skorzysta�a
z okazji i rzuci�a pe�ne pot�pienia spojrzenie w stron�
zamkni�tych drzwi.
W duchu wzywa�a pomsty Bo�ej na rozwi�z�ych grzesz-
nik�w.
Nie zd��y�a nawet doko�czy� modlitwy. Pot�na eks-
plozja przerwa�a nagle spok�j 11 Ulicy Wschodniej.
S�up py�u, unosz�cy szcz�tki muru i mebli wzni�s� si�
ku niebu, a silny podmuch zmi�t� chud� dam� i pudla.
Wyl�dowali trzydzie�ci metr�w dalej, ona z sukienk� za-
dart� wysoko na szkieletowate uda.
Taks�wka nadje�d�aj�ca z Pi�tej Alei ostro zaha-
mowa�a. Wysiad� z niej m�czyzna i p�dem rzuci� si� w
stron� zburzonego domu. Spadaj�cy gruz tarasowa�
jezdni�, uderza� w dachy s�siednich dom�w.
Echo detonacji rozbrzmiewa�o jeszcze w uszach
mieszka�c�w 11 Ulicy.
Numer 24 przesta� istnie�.
Na miejscu trzech pi�ter utworzy�a si� wyrwa. Dym
rozwia� si� troch� i oczom gapi�w ukaza�a si� pe�na po-
rz�dnie ustawionych ksi��ek biblioteka, kt�ra jakim�
cudem, trzymaj�c si� jeszcze na �cianie dzia�owej dru-
giego pi�tra, wygl�da�a jak element surrealistycznej, za-
wieszonej w pr�ni scenografii.
O dziwo, mimo si�y wybuchu numer 26 nie ucierpia�,
w przeciwie�stwie do 22, gdzie nie ocala�a ani jedna szy-
ba.
Po ulicy bieg�a z krzykiem okryta py�em kobieta.
Inni wychodzili z hotelu na wprost, histerycznie
wrzeszcz�c. Gapie przybywali z obu kra�c�w ulicy ciem-
nej od dymu, jak o �smej wieczorem. Wychodz�ca z ho-
telu kobieta prze�egna�a si�.
Tego wybuchu nikt nie m�g� prze�y�.
Przeje�d�aj�cy w�a�nie Pi�t� Alej� w�z policyjny
zawr�ci� i z wyciem syreny skr�ci� wi� Ulic�. Taks�wka
zjecha�a na bok, by umo�liwi� mu dojazd do zdemolo-
wanego budynku. Ulica by�a w�ska i jednokierunkowa.
Papiery i lekkie przedmioty powoli opada�y w�r�d dymu
na dachy i jezdni�.
Chuda dama z pudlem podnios�a si� z trudem i
poci�gn�a smycz og�upia�ego z przera�enia psa. Jaki�
papier opad� z nieba na jej kok, unios�a wi�c ze
wstr�tem r�k�, by go zdj��. Przyjrza�a mu si� bli�ej.
Rozpozna�a studolarowy banknot. Troch� zakurzony,
ale nowiutki i szeleszcz�cy. Pytaj�c sam� siebie, czy to
nie sen, chuda dama pochyli�a si� i podnios�a drugi pa-
pierek, wyrzucony przez wybuch. To tak�e by� studola-
rowy banknot. Z g�uchym okrzykiem kobieta pu�ci�a
smycz psa i ukl�k�a na chodniku, szukaj�c po omacku
rozrzuconych przez zawieruch� pieni�dzy. P�aka�a ze
wzruszenia. Cuda rzadko zdarzaj� si� w Nowym Jorku.
A tu niebo nad 11 Ulic� przes�oni� deszcz wdzi�cznie
opadaj�cych dolar�w!
Jak gdyby szcz�tki �wi�tej pami�ci ambasadora nad-
zwyczajnego i pe�nomocnego przemieni�y si� w mann�
niebiesk�...
Wszyscy gapie zorientowali si� w tej samej chwili, �e
z nieba lec� pieni�dze. Zrobi�o si� nieprawdopodobne
zamieszanie. Ludzie biegali, schylali si� i podskakiwali,
11
usi�uj�c chwyci� pieni�dze, nim opadn� na ziemi� w
swym surrealistycznym, pe�nym okrutnej oboj�tno�ci
ta�cu. Szofer taks�wki podst�pnie nadepn�� na r�k�
chudej damy, �eby przechwyci� jeden z banknot�w.
Nikt nie zwr�ci� uwagi na okrzyk b�lu. Dwaj policjanci z
wozu patrolowego zerkn�li na zgliszcza i zaj�li si� napy-
chaniem kieszeni mundur�w pomi�tymi banknotami,
przekle�stwami daj�c wyraz zdumieniu. Jednemu z nich
spad�a z g�owy czapka, ale nie raczy� si� nawet po ni�
schyli�. Hippisi z Washington Square i Bleeker Street
nap�ywali, jakby przyci�gani nieuchwytn� woni� dola-
r�w. Cz�� krztusz�cych si� dymem i gestykuluj�cych
gapi�w wszcz�a b�jk�.
Przyciskaj�c do serca zwitek banknot�w, chuda dama
wymkn�a si�, zapominaj�c o pudlu. Przechodz�c obok
numeru 24 dozna�a przes�dnego l�ku i zadr�a�a: prze-
cie� ani mi�osne igraszki tamtej pary, ani piwniczne
szczury nie spowodowa�y katastrofy. Chuda dama
pomy�la�a o palcu Bo�ym i prze�egna�a si�.
Kiedy nadjechali stra�acy, spada�y ju� tylko poje-
dyncze banknoty. Siedz�cy na kraw�niku w�ochaty
hippis i m�oda cz�onkini Armi Zbawienia w mundur-
ku k��cili si� o ostatni banknot trzymaj�c dzielnie jego
ko�ce.
Stra�acy w�a�nie zacz�li polewa� wod� pogorzelis-
ko � gr�b ambasadora pe�nomocnego i nadzwyczaj-
nego, Johna Sokati, gdy cz�onkini Armii Zbawienia
ugryz�a do krwi d�o� hippisa i umkn�a z ostatnim
banknotem.
Na wp� spalon�, osmalon� i poskr�can� stu-
dolar�wk� umieszczono w przezroczystej, plas-
^ tikowej torebce i oznaczono ��t� etykietk�.
Wi�ksz� cz�� biura zajmowa�y rozmaite
przedmioty, b�d�ce dowodami rzeczowymi w sprawie
wybuchu na 11 Ulicy.
Malko z zaskoczeniem zauwa�y�, �e jest w�r�d nich na-
wet kwadratowe pude�eczko zapa�ek, jakich setki znale��
mo�na w Nowym Jorku, gdzie wszyscy sklepikarze rozdaj�
je gar�ciami. Jak i do innych rzeczy, przymocowano do
nich etykietk�. By�a tam te� para okular�w z pot�uczonym
lewym szk�em, masa kart kredytowych, r�nych dokumen-
t�w, m�ski pantofel z odklejon� podeszw�.
Brakowa�o chyba tylko dziada z bab�...
Siedz�cy za biurkiem Al Katz spogl�da� w zamy�leniu
na p�k�. Uwag� w jego okr�g�ej twarzy przyci�ga�y
czysto niebieskie oczy. D� owej twarzy zdawa�y si�
wyci�ga� g�ste i ci�kie rude w�sy. M�czyzna sprawia�
wra�enie inteligentnego i kompetentnego. Wsta� zza
biurka i podszed� u�cisn�� d�o� Malka. Z bliska wida�
by�o wyra�nie liczne zmarszczki. Bli�ej mu by�o do
sze��dziesi�tki ni� do pi��dziesi�tki.
� Dawid Wise powiedzia� panu o co chodzi?
W jego zachowaniu dawa�o si� wyczu� pewn� doz�
nieufno�ci. Ani doskonale skrojony garnitur i koszula z
monogramem, ani nieco za d�ugie, jasne w�osy i dziwne,
z�ote oczy, ani wreszcie wyszukany spos�b wypowiada-
nia si� Malka nie upodobnia�y go w niczym do typowych
agent�w z Central Intelligence Agency.
� Dawid Wise niewiele mi powiedzia� � wyzna�.
Gdy Dawid Wise zadzwoni� do jego willi w Poughke-
epwie, aby poprosi� go o skontaktowanie si� z Alem
Katzem, nie rozwleka� si� specjalnie nad przedmiotem
misji.
Robi� to zreszt� bardzo rzadko. Zar�wno przez
hipokryzj�, jak przez ostro�no��. Nigdy przecie� nie
chodzi�o o bal inauguracyjny w Operze Wiede�skiej.
Biuro, do kt�rego przyszed� Malko, znajdowa�o si� w
CBS Building, czarnym, supernowoczesnym, licz�cym
45 pi�ter budynku przy rogu Sz�stej Alei i 53 Ulicy. Ofi-
cjalnie by�o ono �przybud�wk�" Kompanii Fairchild In-
vestments z Phoenix. Kompania istnia�a jedynie na pa-
pierze. W rzeczywisto�ci znajdowa�y si� tu p�oficjalne
biura stopniowo instalowane przez CIA w ca�ych Sta-
nach, ku rozpaczy FBI i za�enowaniu Kongresu.
Rzeczywi�cie, Agencja nie mia�a teoretycznie prawa
grasowa� po terytorium pa�stwowym, strefie �owieckiej
zarezerwowanej dla FBI.
� Mo�na by pomy�le�, �e przekopa� pan g�r�
�mieci. I to na darmo.
Al Katz u�miechn�� si� poczciwie.
� To wszystkie rzeczy Jego Ekscelencji Johna Soka-
tiego, ambasadora nadzwyczajnego i pe�nomocnego Le-
soto przy ONZ, jakie uda�o nam si� odnale��.
Musieli�my przesia� przez sito ca�� t� kup� gruzu.
� Czy FBI go przes�uchiwa�a? � zapyta� perfidnie
Malko.
Tym razem Katz ju� si� nie u�miechn��. Wyraz
surowo�ci pojawi� si� na jego okr�g�ej twarzy, w�sy
obwis�y sm�tnie.
� By� z lud�mi, kt�rzy uwa�ali, �e TNT mo�e gotowa�
si� jak herbatka � powiedzia� ch�odno. � I przeobrazi�
si� w ciep�o i �wiat�o. Wraz z tr�jk� spo�r�d nich, kobiet� i
dwoma m�czyznami. Chce pan przejrze� zdj�cia?
Podsun�� Malkowi plik fotografii. Pierwsze
przedstawia�y dw�ch do�� m�odych Murzyn�w o suro-
wych twarzach i urocz� dziewczyn� o sk�rze barwy ka-
wy z mlekiem i wygl�dzie cover-girl. Ze �ci�ni�tym ser-
cem przegl�da� drug� parti� zdj��. Dziewczyna by�a po-
haratana, wybuch urwa� jej nog�. Zmasakrowanej twa-
rzy nie spos�b by�o rozpozna�, tylko wyprostowane, ru-
de w�osy pozosta�y takie jak przedtem.
� Nikt inny nie zgin��?
Katz wzruszy� ramionami.
� To by� niewielki, trzypi�trowy dom na 11 Ulicy.
Nikogo poza tymi typkami tam nie by�o. S�siadom, je�li
nie liczy� strachu i paru pot�uczonych szyb, nic si� nie
sta�o. Ale czy pan nigdy nie czyta gazet?! To si� sta�o
dwa tygodnie temu.
Ostatnimi czasy w Nowym Jorku ci�gle co�
wylatywa�o w powietrze...
� Dlaczego ich wysadzili?
Al Katz od�o�y� zdj�cia i usiad� za biurkiem.
� Sam chcia�bym wiedzie�. W piwnicy znaleziono
trzy skrzynie TNT ukradzione z budowy. Chyba cudem
nie eksplodowa�y. Wygl�da na to, �e te typki fabryko-
wa�y bomby i wpad�y w tarapaty.
� A co robi� w Jaskini Ali Baby nasz szacowny dy-
plomata?
Al Katz spl�t� zadbane d�onie.
� Gdybym to wiedzia�, nie przerwa�bym panu
s�odkiej bezczynno�ci w�r�d starych mur�w zamku...
Mam nadziej�, �e pomo�e nam pan si� tego dowie-
dzie�. Bo ca�a ta historia jest cholernie dziwna.
Po�o�y� przed Malkiem banknot. I opowiedzia�, jak
manna niebieska posypa�a si� po wybuchu na 11 Ulic�.
� FBI odnalaz�a w gruzach oko�o szesnastu tysi�cy
pi�ciuset dolar�w. Gapie zebrali pewnie dwa, trzy razy
tyle. Tego nie spos�b si� dowiedzie�. Co ciekawe, pod-
czas rewizji odnale�li�my u Johna Sokatiego dziesi��
tysi�cy w banknotach studolarowych o kolejnych nume-
rach seryjnych.
� My�li pan, �e nasz dyplomata subwencjonowa�
organizacj� wywrotow�? � zapyta� Malko.
Al Katz wzni�s� oczy do nieba.
� Kpi pan, czy co? Zdaje sobie pan spraw�, co to
jest Lesoto? S� goli, jak �wi�ci tureccy. Musieli�my im
op�aci� podr�, �eby wzi�li udzia� w sesji. P�acimy na-
wet za ich papierosy.
� Jacy �my"?
� Departament Stanu.
Malko os�upia� na wie�� o tak niezwyk�ej hojno�ci.
� Sk�d ta nag�a szczodro��? Za ka�dym razem, kie-
dy zdarzy mi si� wyda� nieco pieni�dzy, ksi�gowi z Lan-
gley podnosz� wrzask, jakbym doprowadzi� ich do ruiny.
� M�j drogi � zacz�� Katz � mimo swego tytu�u
nie uczestniczy pan w g�osowaniach ONZ-u. Wi�c nie
mo�e pan sprawi� Departamentowi Stanu przyjem-
no�ci, zajmuj�c odpowiednie stanowisko.
� Jasne � mrukn�� Malko. � Ale co to ma wsp�l-
nego ze �mierci� Johna Sokatiego?
Al Katz u�miechn�� si� tajemniczo i przechyli� w
stron� Malka, kt�ry zdj�� ciemne okulary i strz�sn�� nie-
widoczny py�ek z czarnej alpagowej marynarki. W jego
z�otych oczach zal�ni�o zainteresowanie.
� Zgromadzenie Og�lne Narod�w Zjednoczonych
zbierze si� wkr�tce � wyja�ni� Amerykanin � by po
raz dwudziesty wypowiedzie� si� w kwestii przywr�ce-
nia pe�nych praw cz�onka Organizacji Narod�w Zjedno-
czonych Chi�skiej Republice Ludowej, zgodnie z wnios-
kiem nr 567, wi�kszo�ci� dw�ch trzecich g�os�w. M�-
wi�c pro�ciej, chodzi o to, �eby zorientowa� si�, czy
komunistyczne Chiny zajm� w ONZ miejsce Formozy.
Departament Stanu przeciwdzia�a temu niemal od
�wier�wiecza. Wniosek jest oddalany regularnie z roku
na rok, po czym jeden z kraj�w komunistycznych stawia
analogiczny i wszystko zaczyna si� od nowa.
Ot� Departament Stanu ma w r�ku dwadzie�cia
g�os�w, kt�re zapewniaj� nam wi�kszo��. Jest w�r�d
nich i Lesoto. Za��my, �e kto� kieruj�c si� z�ymi za-
miarami stara si� na wszelki spos�b, tak�e za pomoc�
pieni�dzy, nak�oni� ich do g�osowania przeciw nam...
Ci z Departamentu Stanu zostaliby wystrychni�ci na
dudka. To g�osowanie jest dla nich jak powracaj�cy kosz-
mar. Gdyby Czerwone Chiny wesz�y w tej chwili w sk�ad
ONZ-u, wpadliby�my po uszy w g�wno i po�owa Depar-
tamentu wyskoczy�aby przez okna. Plus par� os�b od
nas... Istniej� tajne uk�ady ze starym Czang-Kaj-sze-
kiem. Nie wiem dok�adnie czego dotycz�.
� Jaki to ma zwi�zek z Jego Ekscelencj�, �wi�tej
pami�ci Johnem Sokatim? � zapyta� Malko. � Przy-
puszczam, �e ludzie tacy jak on otrzymuj� instrukcje od
swoich rz�d�w. I nie g�osuj� na w�asn� r�k�. Mo�e pan
by� spokojny. Nie przekupi� dwudziestu pa�stw bez pa-
na wiedzy.
Al Katz westchn�� g��boko i potrz�sn�� g�ow�.
� Oczywi�cie. Ale przedstawiciel posiadaj�cy oficjal-
ne pe�nomocnictwo swego kraju jest przy g�osowaniu
wszechmocny. Je�eli przyjdzie mu do g�owy z powodu x
g�osowa� wbrew instrukcjom rz�dowym, g�os jest wa�ny.
Za��my, �e przedstawiciel USA dostanie w �rodku se-
sji �wira i odda g�os za w��czeniem Chin. Prezydent
mo�e wpa�� w sza�, ale to niczego nie zmieni. G�os
b�dzie -przeciwko nam. Nawet, je�eli po zako�czeniu
posiedzenia wsadzimy go do domu wariat�w.
� Rozumiem � powiedzia� Malko, kt�rego zaczy-
na�o to ju� bawi�. � Odnosi pan wra�enie, �e kto� gra
z panem w kotka i myszk�, pr�buj�c zmieni� wynik g�o-
sowania.
Al Katz uderzy� d�oni� w blat biurka.
� A widzi pan jaki� inny pow�d, dla kt�rego warto
by dawa� dziesi�tki tysi�cy dolar�w temu czarnuchowi?
Sesja zacz�a si� w�a�nie wczoraj. G�osowanie odb�dzie
si� za dziesi�� dni.
� Ale nie ma pan pewno�ci, �e ten nieszcz�nik
g�osowa�by przeciwko nam � przypomnia� Malko.
� Naturalnie, naturalnie � przyzna�. � Tyle, �e nie
zamierzamy ryzykowa�. W dodatku to chyba dziwne, �e
dyplomata zadaje si� z typkami tego pokroju. FBI ich
zidentyfikowa�a. Nale�eli do frakcji Czarnych Panter,
Mad Dogs�w. Dokonuj� zamach�w bombowych, mor-
derstw, podpale�. Wszystko w imi� walki z segregacj�
rasow�. Budz� strach nawet w Harlemie.
Malko orientowa� si�, �e FBI kilka tygodni temu
wyda�a wojn� murzy�skim ekstremistom z Czarnych
Panter. W wielu regularnych bitwach z policj� zabici pa-
dali po obu stronach.
� A banknoty? � zapyta�. � Ten �lad prowadzi do-
nik�d?
� FBI kontynuuje �ledztwo. Ale to mo�e trwa� ca�e
tygodnie. B�dzie za p�no.
Malko bawi� si� okularami. Ta sprawa zaczyna�a go
intrygowa�. Poza tym, oenzetowskie sfery dyplomatycz-
ne bli�sze by�y jego naturze ni� szumowiny, mi�dzy kt�-
re wielokro� go wysy�ano.
� Na czym polega� ma moja rola? � zapyta�. � Czy
FBI dowiedzia�a si� czego� o delegatach?
Al Katz pokr�ci� g�ow�.
� Prawie niczego. FBI nie mo�e ich wszystkich
�ledzi�. W dodatku agent federalny w ONZ to persona
non grata. Pu�kownik, dowodz�cy ochron�, dostaje
sza�u na widok w�sz�cych mu po k�tach glin. Nie wiemy
nic o powi�zaniach Sokatiego.
O tr�jce czarnych, kt�rzy wylecieli razem z nim w po-
wietrze, niewiele wi�cej. Uda�o si� ich zidentyfikowa� i
na tym koniec.
W ka�dym razie, nie odkryli�my powi�za� z nasz�
spraw�. Tacy jak oni maj� gdzie� komunistyczne Chiny.
Ich bawi� wy��cznie bomby. Nie, za tym kryje si� co� in-
nego. I musimy si� dowiedzie�, co. Od dw�ch tygodni
drepczemy w miejscu. Pozosta�o nam ma�o czasu.
Malko podskoczy�. Jego rozm�wca zdawa� si� bra�
swoje �yczenia za rzeczywisto��.
� Niby jak mam to zrobi�? Nie umiem pos�ugiwa�
si� ani czarodziejsk� r�d�k�, ani szklan� kul�.
� No i pos�u�y si� pan tylko w�asnymi nogami i uszami
� powiedzia� bardzo z siebie zadowolony Al Katz. � Od
jutra pe�ni pan funkcj� sekretarza poselstwa, attache dele-
gacji austriackiej przy ONZ. Za�atwili�my to ju�. Nie przy-
puszczam oczywi�cie, �eby musia� pan cz�sto zjawia� si� w
biurze przy 14 Ulicy. Pa�skie prawdziwe biuro mie�ci si� u
nas, przy 799 United Nations Pla�a. Dok�adnie na wprost
Narod�w Zjednoczonych. Pok�j 1046. Ja urz�duj� w 1047
i 1048. Delegacja ameryka�ska zajmuje ca�y budynek.
Pa�ski telefon w poselstwie austriackim, Yukon 87404, w
rzeczywisto�ci pod��czony b�dzie u nas. Mamy swoje
uk�ady z kompani� telefoniczn� Bella.
Pa�skim atutem jest fakt, �e nikt pana nie zna. Oto
pa�skie listy uwierzytelniaj�ce. � Podsun�� Malkowi
��t� kopert�.
� Ma pan szans� wpa�� na jaki� �lad, nadstawiaj�c
ucha w barze dla delegat�w � ci�gn��.
Malko powiedzia� sobie w duchu, �e na to trzeba by
cudu i usi�uj�c sprowadzi� swego rozm�wc� na ziemi�,
doda� g�o�no:
� Czy�bym mia� zda� si� wy��cznie na los szcz�cia?
Tego typu sekret�w raczej nie omawia si� w barze.
� Pomo�emy panu � zapewni� go Al Katz. �
M�wi�em ju�, �e ta sprawa szczeg�lnie le�y nam na sercu.
Nabazgra� co� na kartce i podsun�� Malkowi, kt�ry
odczyta�: �Agencja Jetset Pla�a 76597".
� Za ka�dym razem, gdy b�dzie pan potrzebowa�
dziewczyny � wyja�ni� � zadzwoni pan pod ten numer,
zaznaczaj�c, czy chodzi o bia��, o Murzynk� czy o ��t�.
Za dziesi�� minut b�dzie na miejscu. Prosz� m�wi�, �e
to dla Fairchild.
M�wi�c to, po szelmowsku �pu�ci� oczko".
� I niech pan korzysta z okazji. Te panie bior� zwy-
kle dwie�cie dolar�w za noc. Nie najgorsza metoda na
pozyskanie przyjaci�, nieprawda? Pono� panowie dele-
gaci na og� �asi s� na m�ode cia�a...
� Zawarli�cie kontrakt z agencj� call-girls? �
zapyta� lekko oszo�omiony Malko. � Gdyby senator
Fulbright, tuba �jastrz�bi z Pentagonu" dowiedzia� si� o
tym...
� Interes nale�y do nas � wyzna� skromnie Al Katz.
� I nie�le nam s�u�y. Je�li idzie o te ma�e, mo�e pan je
prosi� o co pan zechce. Wprowadz� pana r�wnie� do
doktora Shu-lo i jego wsp�pracownic. Reprezentuje
s�u�by wywiadowcze Formozy. Nie musz� m�wi�, jak
bardzo jeste�my tym wszystkim zainteresowani.
Malko w zamy�leniu wsun�� kartk� do kieszeni. Za
polityk� zawsze kry� si� seks i pieni�dze. Katz podsun��
mu klucz.
� Klucz do pa�skich drzwi. Mieszka pan na 51
Wschodniej, 420. Idealne gniazdko dla samotnego
m�czyzny, wymarzone do podejmowania przyjaci� i
przyjaci�ek... Gdyby... powiedzmy, zabawia� si� pan w
kompanii delegat�w, prosz� si� stara�, aby dzia�o si� to
zawsze w pokoju w g��bi i nie wy��cza� wszystkich
�wiate�.
� Czemu?
� Ze wzgl�du na kamery. S� udoskonalone i bezsze-
lestne. Mimo wszystko trzeba im odrobiny �wiat�a.
CIA niczego nie zaniedbywa�a. Malko zawaha� si�
chwil�, czy nie odrzuci� tej dziwnej pracy. Lecz perspek-
tywa poznania kulis ONZ-u n�ci�a go. Schowa� �sw�j"
klucz.
� Pomy�la� pan o majordomie? � zapyta� nagle.
Al Katz pokr�ci� g�ow�.
� Nie, ale...
� Za�atwi� to � uci�� Malko. � M�j jest �wietny i za-
ufany. Wystarczy go sprowadzi�. Mam nadziej�, �e nie ma
pan nic przeciwko temu? Oczywi�cie, p�aci firma.
Al Katz westchn��.
� No c�, na tym etapie pozostaje nam tylko zgodzi�
si� i na to.
Elko Krisantem b�dzie zachwycony. Tak bardzo lubi
podr�e. Dawny najemny zab�jca z Istambu�u nudzi�
si� �miertelnie w zamku Malka, czekaj�c na powr�t pa-
na. Pos�uguj�c si� r�wnie dobrze garott� jak odkurza-
czem, m�g� wy�wiadczy� nieocenione us�ugi fa�szywemu
dyplomacie.
Malko wsta�. Nagle Al Katz strzeli� z palc�w.
� O ma�o nie zapomnia�em.
Poda� Malkowi pude�ko zapa�ek. Agent otworzy� je.
Wewn�trz zapisano jedno s�owo: �Jada".
Pude�ko pochodzi�o z �Hippopotamusa", �wie�o
otwartej nowojorskiej dyskoteki.
� Znaleziono to w mieszkaniu naszego delegata �
wyja�ni� Al. � Istnieje jedna szansa na sto, �e to co�
wi�cej, ni� zwyk�a ��kowa historyjka bez znaczenia.
Mimo wszystko warto sprawdzi�. Tylko prosz� nie
traci� na to za wiele czasu. Nie chodzi o dziewczyn�,
kt�ra zgin�a wraz z nim. Ustalili�my to�samo��: Mart-
ha Buffum.
� Przede wszystkim � zaklina� Amerykanin � takt
i wyczucie. Wszyscy delegaci s� chorobliwie dra�liwi. A
tym dra�liwsi, im kraj biedniejszy i sk�ra ciemniejsza.
Malko wsun�� pude�ko do kieszeni, zapewniaj�c Kat-
za, �e nie sprawi najmniejszej przykro�ci najczarniejsze-
mu delegatowi najn�dzniejszego z lilipucich pa�stewek.
Wyszed� z biura. Min�� trzy przecznice, nim trafi� wresz-
cie na autobus i podjecha� do rogu Pierwszej Alei. Z Po-
ughkeepwie przyjecha� poci�giem, w Nowym Jorku bo-
wiem nie spos�b zaparkowa� samochodu. Nawet, je�eli
jest si� luksusowym agentem CIA.
Nim wr�ci� do swego nowego domu, zerkn�� jeszcze
na pot�ny szklany gmach ONZ-u, za kt�rym wznosi�y
si� trzy dymi�ce niebiesko-bia�o-czerwone kominy
elektrociep�owni Con Edison. C� mog�o wyklu� si� w
tym budynku, na poz�r nie kryj�cym �adnych tajemnic,
odwiedzanym od lat przez turyst�w r�wnie cz�sto, jak
Wie�a Eiffla? Niew�tpliwie, by trafi� do przekonania
ambasadora nadzwyczajnego i pe�nomocnego, trzeba
by�o u�y� bardzo n�c�cych argument�w w rodzaju na
przyk�ad grubego pliku dolar�w...
Malko siedzia� od godziny w �Hippopotamu-
sie" i nudzi� si� jak mops. Sala przypomina�a
setki innych sal dyskotekowych na ca�ym
�wiecie, muzyka by�a taka sama jak wsz�dzie.
A w dodatku, Malko wola� walca. Prawdziwego, wie-
de�skiego walca, kt�rego ta�czy si� we frakach i suk-
niach balowych. Cho� �Hippopotamus" by� w zasadzie
klubem, wszed� bez najmniejszych trudno�ci za okaza-
niem dokument�w dyplomaty.
Kobiety, bia�e i Murzynki by�y �adne, ubrane prze-
wa�nie w spodnie, z rzadka w mini. Para czarnych
ta�czy�a bardzo zmys�owo. Ocierali si� o siebie, jakby
stoj�c oddawali si� mi�osnemu aktowi. Grupka kocia-
k�w z East Endu w ledwie si�gaj�cych p�pka sp�dnicz-
kach gapi�a si� na nich ciel�cym wzrokiem. W oddziel-
nym pomieszczeniu na ko�cu baru siedzia�o samotnie
lub w towarzystwie, wiele dziewcz�t.
Kt�ra z nich by�a Jad�? Je�eli w og�le by�a w�r�d nich.
Malko westchn�� i wychyli� �yk w�dki. Obrzydliwej i nie
maj�cej nic wsp�lnego z rosyjsk� w�dk�. Zamawiaj�c
nast�pn� kolejk� nie powt�rzy b��du i we�mie J and B.
Ten pierwszy dzie� w ONZ nie wydawa� mu si�
szczeg�lnie buduj�cy. Je�eli nawet delegaci byli sprze-
dajni, nie okazywali tego. Przesiadywa� od rana w barze,
usi�uj�c nawi�zywa� rozmowy, skoro tylko nadarza�a si�
okazja. Nie odwa�y� si� na razie pos�u�y� pon�tnymi
pracownicami Agencji Jetset.
Bar wysoko�ci� dor�wnywa� katedrom, do kt�rych
upodabnia�y go r�wnie� ogromne okna wychodz�ce na
East River i, od p�nocy � na dwa najdro�sze nowojor-
skie budynki, stoj�ce przy 48 Ulicy. Skromna kawiaren-
ka serwowa�a najlepsz� w Nowym Jorku kaw� i nieopi-
sane wprost kanapki. Nieszcz�ni delegaci mieli ledwie
dwadzie�cia foteli i kanap, na kt�rych mogli usi���, w
zwi�zku z czym w czasie przerw sesji wi�kszo�� musia�a
sta�, sprawiaj�c wra�enie oczekuj�cych na poci�g-wid-
mo. Jakikolwiek by jednak by� bar delegat�w, pozos-
tawa� centrum �ycia spo�eczno�ci oenzetowskiej.
Malko wymkn�� si� po godzinie przys�uchiwania si� i
rozwlek�ej dysertacji dotycz�cej szk�d spowodowanych
w Mauretanii! przez szara�cz�, by wpa�� zaraz potem w
ramiona maroka�skiego delegata, kt�ry zaaplikowa�
mu kr�tki kurs literackiego j�zyka arabskiego. Pod ko-
niec dnia zabra� z lotniska zew�ok koszmarnie zaspane-
go i nie ogolonego Krisantema, kt�ry usn��, ledwie
przest�piwszy pr�g domu. Nie zapomnia� jednak z�o�y�
25
na stoliku nocnym starej parabelki Astry i garotty. Miesz-
kanie dok�adnie odpowiada�o opisowi Ala Katza.
Lod�wk� zaopatrzono nawet w Dom Perignon, Moet i
Chandon. Malko na pr�no szuka� obiektyw�w kamer
w pomieszczeniu, gdzie odbywa� si� mia�y owe orgie. A
przecie� istnia�y. Wiedzia�, �e wszystko tu by�o odpo-
wiednio spreparowane: do telefonu pod��czono magne-
tofon i urz�dzenie pozwalaj�ce b�yskawicznie zlokali-
zowa� dzwoni�cego sk�dkolwiek rozm�wc�. W �cia-
nach zainstalowano mikrofony. No i oczywi�cie kamery.
Oko�o jedenastej Malko na palcach wymkn�� si� z
mieszkania, nie chc�c budzi� Krisantema. Ca�y czas
nurtowa�o go pytanie, jak zdo�a rozpozna� Jad�.
Zatrzyma� wzrok na wysokiej Murzynce o nastroszo-
nych w�osach, bajecznie d�ugich nogach i ustach,
pi�knie zarysowanych w twardej, niemal m�skiej twarzy.
Zapragn��, by okaza�a si� Jad�. Ale nie m�g� przecie�
zaczepia� wszystkich siedz�cych tu dziewcz�t.
Nagle wpad� na pewien pomys�. Na pude�ku zapa�ek
mia� zanotowany telefon klubu. Wsta� i ruszy� w kierun-
ku wyj�cia, przy kt�rym znajdowa�y si� dwie kabiny tele-
foniczne. Wszed� do jednej z nich i wykr�ci� numer. Pra-
wie natychmiast odezwa� si� g�os:
� �Hippopotamus", s�ucham.
� Um�wi�em si� w klubie z Jad� � powiedzia� Mal-
ko � ale jestem ju� troch� sp�niony. Czy m�g�by j�
pan poprosi�?
� Jad�?
M�czyzna, z kt�rym rozmawia�, zdawa� si� jej nie zna�.
Malka dobieg�o rzucone komu� pytanie:
� Znasz jak�� Jad�?
Inny g�os odezwa� si� natychmiast:
� Oczywi�cie, to ta dziewczyna, kt�ra pozuje dla
EBONY. No wiesz, ta, kt�ra ma ci�gle jakie� zwariowa-
ne pomys�y. Siedzi przy barze.
� Prosz� chwil� poczeka� � odezwa� si� g�os w
s�uchawce.
Malko obserwowa� z kabiny korytarz. Telefon w dys-
kotece sta� na stoliku tu� przy wej�ciu, na wprost szatni.
Jada musia�a przej�� przed Malkiem, aby do niego
dotrze�. O ma�o nie skr�ci� sobie szyi, wiod�c wzrokiem
za fantastyczn� Murzynk�, raczej rozebran� ni� ubran�
w ledwie si�gaj�c� ud srebrzyst� mini, o pi�knej, po-
s�gowej twarzy i oczach, w kt�rych mo�na by uton��.
Na nogach mia�a bia�e, doskonale dobrane do su-
kienki botki i jedynie fryzura szokowa�a w jej wygl�dzie.
Nastroszone, zgodnie z nakazami obowi�zuj�cej czar-
nych mody �afro" w�osy, tworzy�y wielki czarny kask.
Ale i to nie zdo�a�o jej oszpeci�. Nawet najmniej przy-
chylny obserwator musia�by przyzna�, �e dziewczyna
zwraca�a powszechn� uwag�. Min�a kabiny niczym
wynios�a ksi�niczka. Ujrzawszy j� z ty�u Malko dozna�
kolejnego wstrz�su: nigdy jeszcze nie widzia� takich
kszta�t�w. Na zadku Murzynki mo�na by ustawi� tac�.
� Halo?
Dobieg� go niski, ch�odny g�os, niezbyt kobiecy.
� Chcia�bym m�wi� z Jad� � odpowiedzia�.
� To ja. Z kim m�wi�?
Odpowiadaj�c, usi�owa� nada� g�osowi jak najcieplej-
szy ton.
� Z przyjacielem Johna Sokatiego. Nie by�o mnie w
tych dniach w Nowym Jorku, a dowiedzia�em si�, �e
mia� wypadek, �e zgin��. Bardzo mi go �al.
� Mnie r�wnie� � absolutnie oboj�tnym tonem
odrzek�a Jada.
� Um�wili�my si� w klubie � ci�gn�� Malko, odgry-
waj�c uparcie rol� nietaktownego przyjaciela � i zasta-
nawiam si�, czy mimo wszystko nie wpa�� tam, �eby
przywita� si� z pani�.
� Prosz� przyj��, je�eli pan chce � rzuci�a. � Jes-
tem tu do pierwszej.
Od�o�y�a s�uchawk�, nim zd��y� podzi�kowa�. Zn�w
zobaczy�, jak idzie korytarzem, z wyrazem absolutnej
oboj�tno�ci na twarzy. Porusza�a si� z mi�kko�ci� dzi-
kiego zwierz�cia i wrodzon� elegancj�. �wi�tej pami�ci
John Sokati mia� dobry gust: wdzi�ki Jady zdo�a�yby
ob�askawi� najbardziej zagorza�ych rasist�w.
Malko opu�ci� kabin� upewniwszy si�, �e dziewczyna
wr�ci�a do baru. Zaj�� swe miejsce i zam�wi� J and B,
by chwil� spokojnie pomy�le�. Beznami�tna reakcja Ja-
dy nie dostarczy�a mu �adnych wskaz�wek. B�dzie
musia� przycisn�� j� do muru. O ile zdo�a.
Schodzi�o si� coraz wi�cej ludzi, na og� znaj�cych si�
mi�dzy sob�. Dziewcz�ta by�y przewa�nie �adne i ele-
ganckie. Ale Malko nie widzia� nic poza barem. Fakt, i�
Jada by�a czarna, stanowi� przecie� pewien trop. W wy-
buchu na 11 Ulicy tak�e zgin�li czarni. Odczeka� jeszcze
20 minut, zostawi� na stole pi�tna�cie dolar�w i wsta�.
Nikt nie zwr�ci� na niego uwagi. Odebra� palto i
wyszed�. Ruszy� w stron� Park Avenue, czuj�c na twarzy
powiew ch�odnego powietrza.
Kr�tka przechadzka doskonale mu zrobi�a.
Gdy wr�ci�, w �Hippopotamusie" by�o jeszcze wi�cej lu-
dzi. Przewa�nie jaskrawo ubranych Murzyn�w, ha�a�liwych,
ta�cz�cych w ka�dym wolnym miejscu, nawet w wej�ciu.
Ruszy� wprost ku barowi.
Jada siedzia�a wci�� jeszcze na tym samym wysokim
taborecie, zatopiona w rozmowie z Murzynem ubranym
w ra��cy skromno�ci� niebieski garnitur. Kr�ciutka, sre-
brzysta mini eksponowa�a bajecznie zgrabne nogi
dziewczyny. Malko podszed� i dyskretnie chrz�kn��. W
pobli�u Jady nie by�o wolnych miejsc.
� Dobry wiecz�r, Jado � powiedzia� melodyjnym
g�osem.
Zamilk�a, zwracaj�c ku niemu ogromne, ciemne oczy.
� Kim pan jest?
� Dzwoni�em do pani przed chwil�.
�A!
W jej g�osie nie by�o cienia entuzjazmu. Patrzy�a na
Malka, jak na przybysza z innej planety. Jego pe�ne uro-
ku, z�ociste oczy nie zdo�a�y zrobi� na niej wra�enia,
cho� stara� si� nada� im szczeg�lny wyraz.
� Ciesz� si�, �e pani� tu zasta�em � podj��. � To
straszne, co sta�o si� z biednym Johnem.
W oczach Murzynki zab�ys�o zainteresowanie. Zapa-
li�a papierosa i podsun�a paczk� Malkowi. Shermansy,
bardzo md�e. G�os mia�a niski, nieco chrapliwy, ale
mocny. Malko sk�oni� si� z galanteri�.
� Ksi��� Malko Linge z delegacji austriackiej. Do
pani us�ug.
U�miechn�a si� przelotnie, zupe�nie nieporuszona i
przedstawi�a mu siedz�cego obok m�czyzn�.
� Pan Wictor Kufor.
Malko u�cisn�� smuk��, czarn� d�o� i kiedy Murzyn
przesun�� si� nieco, stan�� pomi�dzy ich taboretami.
Czu� zapach perfum Jady, kt�rej nagie rami� ociera�o
si� o jego alpagowy garnitur.
� Dobrze zna� pan Johna? � zapyta�a.
Malko z wyrazem b�lu spu�ci� g�ow�.
� By� moim bardzo dobrym przyjacielem. Jego
�mier� to dla mnie silny cios. Wiele mi o pani m�wi�, to-
te� pragn��em spotka� si� z pani� jak najpr�dzej. Dla-
tego w�a�nie pozwoli�em sobie dzi� wiecz�r...
� To mi�e z pana strony � powiedzia�a nienatural-
nym g�osem. � Jak jednak zdo�a� mnie pan pozna�?
� Portier � wyja�ni� Malko. � To on powiedzia�
mi, �e jest pani najpi�kniejsz� z kobiet na tej sali.
Odpowiedzia� mu kolejny wymuszony u�miech. Mal-
ko nie uwa�a� si� za gorsze wcielenie Casanovy. Zazwy-
czaj blond w�osy i z�ociste oczy przynosi�y mu w kontak-
tach z ciemnosk�rymi powodzenie. Mo�e Jada by�a po
prostu luksusow� call-girl, nieufn� wobec obcych. Na-
wet, gdy si� u�miecha�a, jej oczy pozostawa�y zimne i
oboj�tne. Malko w tej nowej dla siebie sytuacji postanowi�
zaryzykowa� skok na g��bok� wod�.
� Czy zechce pani zata�czy�? � zapyta�. � Oczy-
wi�cie, o ile nie ma pan nic przeciwko temu.
Wy�ej wzmiankowany d�entelmem skin�� przyzwa-
laj�co g�ow� i Jada zsun�a si� ze sto�ka. Z kr�lewsk�
gracj� ruszy�a przed Malkiem przez dyskotek�. Muzyka
zmieni�a si�, nastawiono p�yt� Jamesa Browna. Oczy
Jady rozb�ys�y, rozlu�ni�a si� nagle.
Pozwoli�a Malkowi obj�� si�, opar�a r�k� na jego ra-
mieniu. Zauwa�y�, �e jej d�onie by�y r�wnie fascynuj�ce,
jak ca�e cia�o. Ja�niejsze ni� twarz, bardzo d�ugie, za-
dbane, o szczup�ych, upier�cienionych palcach, zako�-
czonych paznokciami pomalowanymi srebrnym lakie-
rem. Ci�gle nie mia� poj�cia, jak si� do niej zabra�, nie
by� nawet w stanie okre�li�, kim jest.
Call-girl?
Fotomodelka � snobka, gustuj�ca we flirtach z dy-
plomatami?
Bojowniczka jakiej� organizacji murzy�skiej?
Musia� pami�ta�, �e mia�a powi�zania z cz�owiekiem,
kt�ry dwa tygodnie temu wylecia� w powietrze.
Mia� wra�enie, �e obejmuje lian�. By�a fascynuj�co
gibka. Przelotne mu�ni�cie jej brzucha i piersi, otulo-
nych jedwabistym jerseyem ekscytowa�y Malka bardziej
ni� dotyk nagiego cia�a.
Po�o�y� d�o� na jej biodrze i zbli�y� si� do niej. Na
pr�b�. Nie opiera�a si�, ale te� na oboj�tnej twarzy nie
pojawi� si� nawet cie� u�miechu. Mimo to czu� ci�gle
ciep�o przytulonego do niego, spr�ystego cia�a, kt�re
zdawa�o si� by� wyrze�bione w granicie. Otacza� je lekki
zapach, w niczym nie przypominaj�cy zapachu sk�ry
czarnych. Bardzo szybko Malka ogarn�o gwa�towne
po��danie, kobieta jednak zdawa�a si� tego nie dostrze-
ga�.
Jamesa Browna zast�pili Beatlesi i Jada odsun�a si�
od niego. Pe�na gracji, odleg�a i wynios�a, wprawi�a cia�o
w ruch wykonalny, zdawa�oby si� tylko dla istot nie
skr�powanych sztywno�ci� ko�ci. Malko pr�bowa� jak
m�g� i�� w jej �lady, ale nie zwraca�a na niego najmniej-
szej uwagi.
W ta�cu nie zamienili anii s�owa. Kiedy zagrano nas-
t�pny slow, Malko spojrza� na ni�.
� Mam wra�enie, �e nudzi si� pani.
Jada rzuci�a g�osem bez wyrazu:
� Pierwszy raz zdarza mi si� w ten spos�b ta�czy� z
bia�ym.
Nie by�a to ani zaczepka, ani obelga. Proste stwier-
dzenie, Malko zmusi� si� do u�miechu.
� Nie lubi pani bia�ych?
Du�e, czarne oczy Jady pozosta�y nieprzeniknione,
g�os jednak nabra� metalicznego d�wi�ku:
� S�dzi pan, �e mo�na lubi� bia�ych, b�d�c czarnym
i �yj�c w tym kraju? Czy widzia� pan ju� Harlem � te
niemowl�ta po�erane przez szczury, o�mioletnie dziew-
czynki, kt�re prostytuuj� si� za grosze, tych...
Zagryz�a wargi, milkn�c nagle.
� Nienawidzi nas pani, prawda?
� Znam bia�ych � mrukn�a. � Jednego tylko mog�
ode mnie chcie�: zaci�gn�� do ��ka. To wieprze.
Malko mia� ochot� powiedzie� jej, �e to niezupe�nie
kwestia rasy. Chc�c prze�ama� jej dystans, spr�bowa�
ni� wstrz�sn��:
� Kocha�a si� pani ju� kiedy� z bia�ym?
Zamar�a i rzuci�a kr�tko:
� Zadaje pan zbyt intymne pytanie. Nie lubi� tego...
Malko przyj�� to do wiadomo�ci. Ta�czyli dalej maj�c
wra�enie, �e trac� czas. Nagle zapyta�a:
� Po co chcia� si� pan ze mn� widzie�?
W jej g�osie zabrzmia�a tym razem dziwna gwa�tow-
no��. Zdawa�a si� oczekiwa� odpowiedzi na nurtuj�c�
j� dalej kwesti�.
� John tyle mi m�wi� o pani urodzie...
Pokr�ci�a g�ow�.
� W Nowym Jorku s� setki pi�knych dziewcz�t.
Muzyka zamilk�a i Jada odsun�a si� od Malka.
� Musz� wr�ci� do baru. Dlaczego nie mia�by pan
si��� przy stoliku? Do��czymy do pana za moment.
S�ysz�c to odni�s� dziwne wra�enie. Ta dziewczyna
zupe�nie si� nim nie interesowa�a, a jednak nie chcia�a,
�eby odszed�.
� Z przyjemno�ci�. Zam�wi� szampana i b�d� czeka�.
� Dzi�kuj� za szampana � rzuci�a. Prosz� o Pepsi.
Nie pij� alkoholu.
Kiedy Jada powr�ci�a na swe miejsce przy barze, nie
mog�a oprze� si� wra�eniu, �e Wiktor Kufor dosta� ata-
ku pl�sawicy. Podskakiwa� na taborecie, jakby siedzia�
na roz�arzonych w�glach.
� Gdzie on jest? � zapyta� g�osem, w kt�rym brzmia�o
z trudem pow�ci�gane zdenerwowanie.
� Gdzie on jest? Pozwoli�a mu pani odej��?
Jada spokojnie zapali�a papierosa, wypu�ci�a k��b dy-
mu i powiedzia�a cicho:
� Prosz� si� uspokoi�. Nie odszed� i nie odejdzie.
Z�y u�miech wykrzywi� jej wargi.
� Chyba mu si� podobam...
M�czyzna spojrza� na ni� nie rozumiej�c. Po�o�y� jej
r�k� na ramieniu i zapyta� zduszonym g�osem:
� Kto to jest?
Lekko wzruszy�a ramionami.
� Przecie� powiedzia� � przyjaciel Johna.
W jej g�osie brzmia�a lekka ironia.
� Wie pani r�wnie dobrze jak ja, �e k�amie �
przerwa� zirytowany Wiktor Kufbr. � By�em najlep-
szym przyjacielem Johna, a nigdy nie widzia�em tego ty-
pa ani nie s�ysza�em o nim I jestem przekonany, �e John
mu o pani nie wspomina�.
� Wiem � powiedzia�a pos�pnie Jada.
Bawi�a si� szklank�, rozgl�daj�c si� w zamy�leniu. Jej
r�wnie� nie podoba�o si� wtargni�cie jasnow�osego
k�amcy. Naturalnie, istnia� cie� szansy, �e jest rzeczy-
wi�cie zwyczajnym don�uanem. By�o to jednak niemal
nieprawdopodobne. Jada bowiem nigdy nie spotka�a
Johna Sokatiego.
Mia� jej numer telefonu jako ewentualn� drog� kon-
taktu. Istnia�y tylko dwie mo�liwo�ci. Blondyn albo by�
glin�, albo s�ysza� o sprawie i mia� zamiar to wykorzysta�
w ten czy inny spos�b. W obu przypadkach stanowi� za-
gro�enie. �Bardzo powa�ne zagro�enie", pomy�la�a Ja-
da. W pewnym sensie mieli szcz�cie, �e pojawi� si�
w�a�nie tego wieczoru. W innych okoliczno�ciach
mog�aby mie� w�tpliwo�ci.
Wiktor Kufor z przera�eniem rozejrza� si� wok� i
szepn��:
� Widzia� mnie. Zna moje nazwisko. Nie powinna
pani. Nikt nie powinien wiedzie�, �e widzieli�my si� po
tym, co si� sta�o. Id� st�d. Nie mog� nic zrobi�. Trudno.
Uspokoi�a go, m�wi�c z lekk� pogard�:
� Ryzykuj� tak samo, jak pan. Prosz� o tym nie
zapomina�. Niech si� pan nie obawia. Nie b�dzie mia�
czasu nam przeszkodzi�.
Spojrza� na ni� nie rozumiej�c, potem jego rysy st�a�y,
twarz poszarza�a. Tak przejawia si� blado�� u Murzyn�w.
� Chce pani powiedzie�...
� Woli pan ryzykowa�? � zapyta�a ch�odno.
Podj�a decyzj� po ta�cu. Czarny �miesznie
potrz�sn�� g�ow�.
� Nie, oczywi�cie, �e nie, ale nie chcia�bym by� w to
wmieszany. Moja pozycja, rozumie pani...
� Na razie jest mi pan potrzebny � uci�a Jada. �
Z pewno�ci� nie mamy do czynienia z durniem, a nie
zale�y panu na tym, �eby teraz znikn��, nieprawda�?
Wiktor Kufor nie odpowiedzia�. Czu� nieprzemo�n�
ch��, �eby wzi�� nogi za pas.
Powstrzymywa�a go od tego jedynie godno�� doradcy
przy ONZ z ramienia Republiki Lesoto. Zw�aszcza, �e
po �mierci swego zwierzchnika i przyjaciela, Johna Soka-
tiego, zosta� szefem misji przy ONZ. Z prawem g�osu. Nie
mia� wyboru. Misja Lesoto liczy�a zaledwie dwu cz�onk�w.
Teraz przeklina� chwil�, w kt�rej da� si� wci�gn�� w
co�, co wydawa�o si� by� z�otodajn� intryg�, a
okazywa�o si� �mierciono�n� gr�.
By�o ju� jednak za p�no.
� Zrobimy tak � zacz�a wyja�nia� Jada.
Pochyli�a si� do ucha m�czyzny, by nikt ich nie
s�ysza�. Bezwiednie opar�a piersi o jego r�k�. By� jednak
zbyt wzburzony, by cokolwiek odczuwa�. A przecie� to
w�a�nie Jada stanowi�a przyn�t�, kt�ra sprowadzi�a go
na �lisk� drog� przest�pstwa.
Jada wy�uszczy�a mu sw�j plan i zsun�a si� z taboretu.
� Id� zadzwoni� � powiedzia�a. � Potem
do��czymy do niego.
R�wnie dobrze mog�aby zaproponowa� Wiktorowi
Kuforowi, �eby wpad� do piek�a.
� Jeste�my � dobieg� Malka ciep�y g�os Jady.
Ze szklank� w r�ku pojawi�a si� przy jego stoliku
promiennie u�miechni�ta i osza�amiaj�co pi�kna, w to-
warzystwie Murzyna z baru. Malko wsta� i usadowi�
swych go�ci. Czas by� najwy�szy. L�d stopnia� prawie
zupe�nie w wiaderku z butelk� Don Perignona. Kaza� j�
otworzy� i wzni�s� kieliszek.
� Za nasz� przyja��.
Jada weso�o posz�a jego �ladem. Wiktor Kufer
uczyni� to ze zdecydowanie mniejszym entuzjazmem.
Murzynka diametralnie zmieni�a spos�b bycia. Jej oczy
l�ni�y, siedzia�a tu� przy Malku, pochyla�a si� nad nim raz
po raz, niby po zapa�ki, ocieraj�c si� o niego ledwie zakry-
tym biustem. Ilekro� na ni� spojrza�, napotyka� gor�cy,
przyjazny wzrok. Sama zaproponowa�a mu taniec. Wolny.
Nonszalancko przytuli�a si� do niego.
� Prosz� mi wybaczy�, by�am dla pana bardzo nie-
uprzejma � powiedzia�a. � Musia�am po prostu za�at-
wi� z tym panem pewien powa�ny problem, kt�ry mnie
n�ka�. Teraz mo�emy si� troch� zabawi�.
Gdy dotkn�� wargami jej szyi, nie pr�bowa�a unik�w.
Przeciwnie, poczu�, �e silniej przylgn�a do niego brzu-
chem. Malko przekl�� w duchu. Trafi� na luksusow�
call-girl. Nic dziwnego, �e tamten facet si� nad��.
Dziewczyna obs�ugiwa�a jednocze�nie dw�ch klient�w.
Na pr�no traci� czas. Zaproponowa�, �eby wr�cili do
stolika. Czarny poprosi� Jad� do ta�ca,, ale odm�wi�a
sucho. Pod sto�em jej udo tr�ci�o nog� Malka. Przez
moment walczy� z n�c�c� pokus� zafundowania sobie
tego pi�knego stworzenia na koszt CIA. Wreszcie jed-
nak wzi�a g�r� odpowiedzialno�� zawodowa.
� Chyba p�jd� si� po�o�y� � o�wiadczy�. � Do��
d�ugo ju� zak��ca�em pa�stwu wiecz�r.
Jada �ywo zaprotestowa�a, jej d�uga d�o� spocz�a na
udzie Malka, a w oczach pojawi�o si� niemal b�aganie.
� Ale� nie, nie puszcz� pana za nic na �wiecie. Za-
bieram pana do innego lokalu. O wiele zabawniejszego
ni� ten. Do �Nirwany". Mam ochot� pota�czy�, Wiktor
te�. Prawda Wiktorze?
Wiktor mia� ochot� na wszystko, pr�cz ta�ca. Na
przyk�ad znale�� si� o drobne dwadzie�cia tysi�cy mil
od �Hippopotamusa".
� Oczywi�cie � powiedzia� z rezygnacj�.
Jada ju� wsta�a, ci�gn�c Malka za r�k�. Uleg�, my�l�c, �e
musi by� jeszcze dro�sza, ni� przypuszcza�. Uwierzy�by ju�
nawet w sw�j nieodparty czar, gdyby nie metaliczny b�ysk
pojawiaj�cy si� chwilami w pi�knych czarnych oczach.
Dlaczeg� w ko�cu nie mia�by obejrze� sobie �Nir-
wany"?
Malko poczu� si� nagle zagro�ony. Doznanie nie-
uchwytne i obezw�adniaj�ce, jak po przebudzeniu z kosz-
marnego snu. Co� za dobrze to sz�o. Jada by�a podej-
rzanie uprzejma, Wiktor Kufor nazbyt niespokojny,
zdenerwowany. Zbyt usilnie nalega�a, aby poszed� do
�Nirwany". Teraz przypomnia� sobie dziwne szczeg�y.
Gdy przyszli, poprowadzono ich prosto do stolika, jak
oczekiwanych go�ci. Jada zdawa�a si� wszystkich zna�.
�Nirwana" zasadniczo r�ni�a si� od �Hippopotamu-
sa". Ani �ladu wydekoltowanych podlotk�w towarzysz�-
cych z�otej m�odzie�y studenckiej. Za to du�o czarnych,
nieco za eleganckich, za uprzejmych, wiele pi�knych
dziewcz�t. Ma�o bia�ych. Mroczny bar przy wej�ciu
wype�niony by� przez samotnych m�czyzn, przewa�nie
Murzyn�w. Tak�e na parkiecie, w migotliwym, koloro-
wym �wietle wida� by�o niemal wy��cznie ich. Panowa�
przera�aj�cy zgie�k. Malko musia� drze� si� na ca�e
gard�o, sk�adaj�c zam�wienie. Naturalnie nie mia�
poj�cia, �e dyskoteka od dawna znana jest FBI jako
przybytek mafii... Usi�owa� wyt�umi� swe obawy. �Nir-
wana" nie by�a w ko�cu rze�ni�. Tancerze wci�� z r�w-
nym zapa�em miotali si� po parkiecie, grupki
przemieszcza�y si� z sali bilardowej w ko�cu lokalu do
dyskoteki i baru, i odwrotnie.
Na wprost niego Wiktor Kufor bawi� si� szklank�,
wyra�nie znudzony. Malko rozejrza� si� po s�siednich
stolikach. Wielu czarnych. W tym trzech samotnych,
zwracaj�cych uwag� strojem i nieprzeniknionym wyra-
zem twarzy. Ci trzej siedzieli tu� za nim. Mieli g�by bok-
ser�w albo zawodowych wykidaj��w. Dwaj skryli oczy za
ciemnymi okularami.
Idiota!
Otrz�sn�� si� i zerkn�� na Jad�. Napotka� par� ogrom-
nych, pozbawionych wyrazu oczu. Usta jednak u�miecha�y
si�. Zauwa�y�, �e by�a uczesana tak samo, jak wiele siedz�-
cych tu Murzynek. Kiedy spostrzeg�a skupione na sobie
spojrzenie Malka, przes�a�a mu wyra�niejszy u�miech.
� Zata�czymy?
� Za chwilk� � powiedzia� Malko. � Zaraz wr�c�.
Wsta� i skierowa� si� w stron� toalet, w ko�cu lokalu, za
sal� bilardow�.
Na wprost toalet znajdowa�y si� dwie kabiny telefonicz-
ne. Malko wrzuci� 10 cent�w do pierwszego z aparat�w
i podni�s� s�uchawk� do ucha.
Nic.
Ponowi� pr�b�. G�ucha cisza. Wyj�� monet� i
spr�bowa� w drugiej kabinie. Tu tak�e nie by�o sygna�u.
Oba aparaty by�y uszkodzone. Wypadek do�� rzadki w
Nowym Jorku. Teraz ju� przerazi� si� nie na �arty.
Mimo wszystko, by�o to dziwne. Pomy�la�, �e zapyta w
recepcji o jaki� inny telefon. Poczu�by si� nieco uspokojo-
ny, gdyby zdo�a� uprzedzi� Ala Katza o �odkryciu" Jady.
Wychodz�c z kabiny zderzy� si� z kim�. Gdy podni�s� oczy,
zobaczy� przygniataj�cego go Murzyna. Olbrzyma o nie-
proporcjonalnie ma�ej g�owie. W r�owej koszuli i odblas-
kowozielonym krawacie. Tak musia� wygl�da� King-Kong
(i to w kwiecie wieku). R�ce mia� tak d�ugie, �e m�g�by
drapa� si� po kolanach wcale si� nie pochylaj�c.
� Pardon me, mister � powiedzia� krzywi�c si�.
Ale jednocze�nie Malko poczu�, �e silne rami� pcha
go ku drzwiom toalety. Trac�c r�wnowag� opar� si� o
nie. Ust�pi�y pod naporem jego cia�a. Przed oczyma
mign�li mu dwaj pozostali Murzyni od s�siedniego stoli-
ka. Jeden z nich powita� Malka g�o�nym pla�ni�ciem
j�zyka. Z kieszeni wyci�gn�� uzbrojon� w brzytw� r�k�.
Malko zmaga� si� ci�gle z usi�uj�cym wepchn�� go do
toalety King-Kongiem. Ostry zapach �rodk�w dezynfe-
kuj�cych wgryza� si� do gard�a. W desperackim odruchu
zapar� si� o �cian�, obr�ci� i b�yskawicznie prze�lizn��
pod ramieniem olbrzyma. Drzwi toalety zamkn�y si�.
King-Kong z rozstawionymi ramionami skoczy� ku pro-
wadz�cemu do sali korytarzowi, tarasuj�c przej�cie.
U�miecha� si� przy tym z�owieszczo.
Malko znalaz� si� w potrzasku. W dodatku tamci dwaj
szli w sukurs olbrzymowi. W jego zasi�gu pozosta�y tylko
jedne drzwi � do damskiej toalety. Wsun�� si� za nie.
Podstarza�a platynowa blondynka, zaabsorbowana
poprawianiem makija�u, kt�ry zdewastowa� jej rozna-
mi�tniony partner, wypacykowa�a sobie nos szmink�,
dostrzegaj�c w lustrze odbicie Malka.
� Out � pisn�a przeszywaj�cym g�osem. � Pomyli�
si� pan.
Malko nie tylko nie wyduka� s�owa przeprosin, ale
ruszy� w jej stron�.
Upuszczaj�c szmink� odwr�ci�a si� gwa�townie.
� Out! � powt�rzy�a � bo wezw� policj�.
W Nowym Jorku m�czyzna wdzieraj�cy si� do La-
dies Rooms m�g� by� tylko potwornym sadyst�.
Jej g�os mia� si�� syreny we mgle. Malko przywo�a�
najbardziej uwodzicielski spo�r�d swoich u�miech�w,
ujmuj�c jej d�o�.
� Prosz� wybaczy�