1034
Szczegóły |
Tytuł |
1034 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1034 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1034 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1034 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Cyrk"
autor: Alistear Maclean
* * *
Polski Zwi�zek NIewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1993
Prze�o�yli J. T. Mirkowicz
i Blanka Kuczborska
T�oczono w nak�dzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. KOnwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. B�1
Ca�o�� nak�adu 100 egz.
Przedruk z wydawnictwa
"Gi$g", R. Ginalski i S_ka,
Krak�w 1991
Pisa� R. Du�
Korekty dokona�y
K. Kruk
i D. Jagie��o
Rozdzia� pierwszy
- Fawcett, ty farbowany lisie!
- zawo�a� Pilgrim. - Gdyby� by�
prawdziwym pu�kownikiem, za to
przebranie nale�a�by ci si� awans na
genera�a. Wspaniale, m�j drogi.
Wspaniale!
Pilgrim by� prawnukiem
angielskiego para, i to w ka�dym
calu. Wymuskany ubi�r i nieco
afektowany styl mowy sprawia�y,
�e wszyscy mimo woli wypatrywali
u niego monokla i krawatu
ekskluzywnej szko�y Eton. Jego
nienagannie skrojone garnitury
pochodzi�y z Savile Row,
koszule z domu Turnbull and
Asser, a ukochan� par�
dubelt�wek kupi� oczywi�cie w
firmie rusznikarskiej Purdeys na
West End, p�ac�c bez zmru�enia
oka cztery tysi�ce dolar�w.
Jedynym odst�pstwem by�y buty;
r�cznej roboty, ale szyte w
Rzymie. Pilgrim by�by znakomitym
odtw�rc� Sherlocka Holmesa;
ka�dy dobry re�yser powierzy�by
mu t� rol� z pe�nym
przekonaniem, i to rezygnuj�c ze
zdj�� pr�bnych.
Fawcett nie zareagowa� ani na
pochwa�y, ani na dyskretn�
�wietno�� ubioru cz�owieka,
kt�rego mia� przed sob�. Jego
twarz rzadko zdradza�a
jakiekolwiek emocje - mo�e
dlatego, �e by�a pulchna,
pozbawiona zmarszczek i r�wnie
okr�g�a jak tarcza ksi�yca.
Wygl�da� jak p�czek w ma�le, w
dodatku ciut g�upawy; dziesi�tki
przest�pc�w marniej�cych za
kratami federalnych wi�zie�
cz�sto skar�y�y si� ze
zrozumia�� gorycz�, �e wygl�d
Fawcetta jest tak perfidnie
zwodniczy, i� wr�cz niemoralny.
Spojrzenie niewielkich oczek
wyzieraj�cych spo�r�d fa�d
t�uszczu przew�drowa�o po p�kach
wype�nionych oprawnymi w sk�r�
tomami i spocz�o na kominku, w
kt�rym p�on�y sosnowe szczapy.
- Szkoda, �e w CIA awanse ani
nie nast�puj� tak szybko, ani
nie s� tak spektakularne -
powiedzia�, wzdychaj�c smutno.
- C� ci tak spieszno, m�j
ch�opcze? - Pilgrim by� co
najmniej pi�� lat m�odszy od
Fawcetta. - Pami�taj, �e w
naszym zawodzie awans oznacza
wskakiwanie w buty umarlaka.
Spojrza� przelotnie, cho� z
wyra�n� satysfakcj� na swoje
w�oskie pantofle, po czym
przeni�s� wzrok na dumn�
kolekcj� baretek zdobi�cych
pier� Fawcetta.
- Widz�, �e nie �a�owa�e�
sobie najwy�szych odznacze� -
stwierdzi�.
- UZna�em, �e pasuj� do
stworzonej przeze mnie postaci.
- Rozumiem. A ten tw�j
fenomen, Bruno. Jak na niego
wpad�e�?
- Nie ja: Smithers. Odkry� go,
kiedy by�em w Europie. Smithers
to wielki amator cyrku.
- Rozumiem. - Pilgrim
najwyra�niej lubi� to s�owo. -
Bruno. Naturalnie ma jakie�
nazwisko?
- Wildermann. Ale nigdy go nie
u�ywa; ani w �yciu zawodowym,
ani prywatnym.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Nie znam
cz�owieka. Ale w�tpi�, �eby
Smithers go o to pyta�. Czy
Pele, Callas albo Liberace
potrzebuj� si� przedstawia� z
imienia i nazwiska?
- Stawiasz go w jednym rz�dzie
z nimi?
- Mam powa�ne w�tpliwo�ci, czy
ktokolwiek ze �wiata cyrku
zdecydowa�by si� postawi� ich w
jednym rz�dzie z nim.
Pilgrim wzi�� do r�ki kilka
kartek.
- Zna j�zyk jak tubylec.
- Jest tubylcem.
- Reklamowany jako najlepszy
na �wiecie ekwilibrysta. -
Pilgrim nie dawa� si� zbi� �atwo
z tropu. - Ch�opiec na lotnym
trapezie, co� w tym stylu?
- Tak. Ale przede wszystkim
jest linoskoczkiem.
- Najlepszym na �wiecie?
- Wszyscy w bran�y �ywi� t�
opini�.
- Oby si� nie mylili, je�li
nasze informacje o Krau
pokrywaj� si� z prawd�. Widz�,
�e uwa�a si� te� za mistrza w
karate i judo.
- Wcale si� nie uwa�a. To ja,
a raczej Smithers uwa�a go za
mistrza, a jak ci wiadomo,
Smithers jest ekspertem w tych
sprawach. Obserwowa� go dzi�
rano, kiedy Bruno �wiczy� w
klubie Samuraj. Tamtejszy trener
jest posiadaczem czarnego pasa;
w judo to najwy�szy stopie�
wtajemniczenia. KIedy sko�czyli,
trener zmy� si� z maty jak kto�,
kto ma ochot� od r�ki z�o�y�
wym�wienie. Wprawdzie Smithers
przyznaje, �e nie widzia� Bruna
walcz�cego z �adnym karatek�,
ale twierdzi, �e nie chcia�by
by� �wiadkiem kolejnej jatki.
- Wed�ug tych akt, Bruno jest
r�wnie� magiem. - Pilgrim spl�t�
r�ce z min� Sherlocka HOlmesa. -
Dzielny Bruno. Ale co to
w�a�ciwie znaczy?
- W jego wypadku chodzi o
zjawiska z zakresu
parapsychologii.
Pilgrim z trudem opanowa�
grymas.
- Pos�uguje si�
parapsychologi�, �eby nie spa��
z liny?
- Te�. Ale nie w tym rzecz.
Niemal ka�dy artysta cyrkowy
opr�cz swojej specjalno�ci ma
jakie� dodatkowe zaj�cia.
Niekt�rzy pracuj� po prostu jako
si�a robocza - kto� musi
przenosi� g�ry ekwipunku i
sprz�t�w. Inni, mi�dzy innymi
Bruno, maj� dodatkowe wyst�py.
Obok, na placu, znajduje si� co�
w rodzaju lunaparku, gdzie
przybywaj�cy do cyrku widzowie
mog� pozby� si� drobnych. Bruno
wyst�puje tam w niewielkim
teatrzyku, takiej sk�adanej
budzie. Czyta my�li, m�wi ci
imi� twojego dziadka, podaje
numery banknot�w, jakie masz w
kieszeniach, albo zgaduje co
kto� napisa� lub narysowa� na
kartce schowanej w zalakowanej
kopercie. I tak dalej.
- Nic nowego. Takie sztuczki
umie robi� pierwszy lepszy
magik, byleby tylko mia� kilku
um�wionych go�ci na widowni.
- MO�liwe, cho� podobno Bruno
potrafi wykonywa� r�ne rzeczy,
kt�re nie maj� racjonalnego
wyt�umaczenia, i kt�rych �aden
magik nie jest w stanie
powt�rzy�. Ale to, co interesuje
nas najbardziej, to fakt, �e
posiada idealnie fotograficzn�
pami��. Wystarczy, �e kilka
sekund popatrzy na roz�o�on�
gazet�, a b�dzie zna� ka�de
s�owo i jego dok�adne po�o�enie.
Je�li spytasz go, na przyk�ad, o
trzecie s�owo w trzecim wierszu
trzeciej szpalty po prawej
stronie, a on ci powie
"kongres", mo�esz da� sobie r�k�
uci��, �e tym s�owem jest
"kongres". Co wi�cej, potrafi to
robi� z tekstem napisanym w
dowolnym j�Zyku - sam nie musi
go rozumie�.
- MUsz� to zobaczy�. Zreszt�,
je�li jest tak dobry jak m�wisz,
dlaczego nie wyst�puje wy��cznie
na scenie? Przecie� m�g�by zbi�
fortun� jako magik i nie
musia�by nara�a� �ycia �migaj�c
pod chmurami.
- Nie wiem. Cho� z tego co
m�wi� Smithers wynika, �e za te
akrobacje te� niezgorzej mu
p�ac�. Jest gwiazd� numer jeden
w najlepszym cyrku na �wiecie.
Ale domy�lam si�, �e to nie jest
jedyny pow�d. KIeruje
trzyosobow� trup� akrobat�w
zwan� Or�y Ciemno�ci; bez niego
pozostali nie daliby sobie rady.
Nie maj� w�a�ciwo�ci
parapsychologicznych.
- Hm. W interesuj�cej nas
sprawie nie ma miejsca na
przesadne sentymenty i nadmiar
lojalno�ci.
- Zgadzam si� co do
sentyment�w. Ale co do
lojalno�ci, to cecha, na kt�rej
powinno nam zale�e�. Zw�aszcza,
gdy chodzi o lojalno�� wobec
nas. Cho� ta bynajmniej nie
wyklucza lojalno�ci wobec braci.
M�odszych braci.
- Rodzinna trupa?
- My�la�em, �e wiesz.
Pilgrim potrz�sn�� g�ow�.
- Or�y Ciemno�ci, powiadasz?
- Wed�ug Smithersa ta nazwa
idealnie do nich pasuje.
Wystarczy zobaczy� ich numer.
MO�e nie wzbijaj� si� hen w
niebo i nie �migaj� pod chmurami
jak to uj��e� przed chwil�, ale
te� i nie cz�api� po ziemi.
KIedy trapez si� dobrze
rozhu�ta, znajduj� si�
dwadzie�cia pi�� metr�w nad
aren�. Czy spada si� z
dwudziestu pi�ciu metr�w, czy z
dwustu pi��dziesi�ciu, szanse
skr�cenia karku i po�amania
dwustu ilu� ko�ci, z kt�rych
sk�ada si� ludzki szkielet, s�
mniej wi�cej takie same.
Zw�aszcza je�li ma si� zawi�zane
oczy i si� nie wie, gdzie g�ra,
a gdzie d�.
- Chcesz powiedzie�?
- Maj� na r�kach, czarne,
jedwabne r�kawiczki. LUdziom
wydaje si�, �e kryj� si� w nich
jakie� elektroniczne czujniki,
kt�re pomagaj� braciom odgadn��,
gdzie jest kt�ry trapez, kiedy
kozio�kuj� mi�dzy nimi w
powietrzu. Mo�e jakie� druty czy
p�ytki, na�adowane ujemnie i
dodatnio. Nic podobnego. Nosz�
te r�kawiczki wy��cznie dla
lepszej przyczepno�ci. Nie maj�
�adnego elektronicznego systemu
wspomagania, a opaski,
kt�rymi przewi�zuj� oczy, s�
ca�kowicie nieprzejrzyste. Nigdy
jednak nie zdarzy�o im si�
chybi�, czego najlepszym dowodem
jest to, �e wci�� s� w
komplecie. Najmniejszy b��d, a
by�oby o jednego Or�a mniej.
Polegaj� na jakiej� formie
postrzegania pozazmys�owego,
cokolwiek to znaczy. Tylko Bruno
ma ten dar; dlatego on �apie
braci.
- Musz� to zobaczy� na w�asne
oczy. Wyst�p maga r�wnie�.
- Nic prostszego. Wst�pimy do
jego budy przed spektaklem. -
Fawcett spojrza� na zegarek. -
W�a�ciwie mo�emy ju� rusza�. Czy
pan Wrinfield spodziewa si� nas?
Pilgrim bez s�owa skin��
g�ow�.
Jeden z k�cik�w ust Fawcetta
drgn�� lekko, co mog�o
znamionowa� u�miech.
- Co z tob�, JOhn? - spyta�. -
Ka�dy, kto idzie do cyrku,
cieszy si� jak dziecko. A ty
jako� nie masz najszcz�liwszej
miny.
- Dziwisz si�? W tym cyrku
pracuj� ludzie dwudziestu pi�ciu
narodowo�ci. Co najmniej jedna
trzecia pochodzi z Europy
Wschodniej. Sk�d mog� wiedzie�,
czy nie natkn� si� na kogo�, kto
ma powody mnie nie lubi�? I kto
nosi w kieszeni moje zdj�cie? Co
drugi z nich mo�e mie� moj�
fotografi�!
- Taka jest cena s�awy.
Powiniene� si� chyba przebra�. -
Fawcett z satysfakcj� popatrzy�
na w�asny mundur. - MO�e za
podpu�kownika?
Ruszyli do centrum Waszyngtonu
s�u�bowym wozem bez oznakowa�.
Pilgrim i Fawcett siedzieli z
ty�u, a z przodu kierowca i
trzeci pasa�er, cz�owiek nijaki,
nie rzucaj�cy si� w oczy,
�ysawy, w przeciwdeszczowym
p�aszczu, o twarzy tak
przeci�tnej, �e nikt nie by� w
stanie jej zapami�ta�.
- Pami�tajcie, Masters -
zwr�ci� si� do niego Pilgrim -
�e musicie pierwsi wskoczy� na
scen�.
- Pami�tam, prosz� pana.
- Wybrali�cie sobie s�owo?
- Tak. "Kanada".
Zapad� ju� zmierzch; w oddali,
poprzez m�awk�, dostrzegli
ogromn�, owaln� budowl� z wysok�
kopu�� na szczycie, ozdobion�
setkami kolorowych �wiate�,
kt�re zapala�y si� i gas�y na
przemian. Fawcett wyda�
polecenie kierowcy. Samoch�d
zatrzyma� si�; Masters wysiad�
bez s�owa, i ze zwini�t� gazet�
w d�oni, wtopi� si� w t�um
gromadz�cy si� przed cyrkiem.
Mia� dar do wtapiania si� w
t�umy. Samoch�d zn�w ruszy� i
stan�� dopiero przy samym
wej�ciu do budowli. Pilgrim i
Fawcett wysiedli i weszli do
�rodka.
Szeroki korytarz prowadzi�
wprost do g��wnego wej�cia na
widowni�. Lata cyrkowych
namiot�w min�y bezpowrotnie,
przynajmniej w wypadku du�ych
cyrk�w. Wyst�py odbywa�y si�
wy��cznie w specjalnych
budowlach albo w ogromnych
halach mieszcz�cych dziesi��
tysi�cy widz�w, cz�sto i wi�cej;
cyrki takie jak ten, kt�rego
wyst�p mia� si� wkr�tce
rozpocz��, musia�y sprzedawa� co
najmniej siedem tysi�cy bilet�w
na ka�dy spektakl, �eby nie
ponie�� strat.
Na prawo od wej�cia mo�na by�o
dojrze� kulisy cyrku: lwy i
tygrysy prychaj�ce w klatkach,
sp�tane s�onie ku�tykaj�ce
nerwowo, konie, kucyki,
szympansy oraz kilku �ongler�w
�wicz�cych swoje sztuczki;
wysokiej klasy �ongler musi
trenowa� r�wnie cz�sto i d�ugo
jak pianista koncertowy. W
nozdrza uderza� zapach -
charakterystyczny, niezapomniany
zapach cyrku. Z ty�u sta�y
przeno�ne budy mieszcz�ce biura,
a za nimi rz�d przebieralni dla
artyst�w. W rogu na wprost nich
zaczyna� si� wybieg na aren�;
zakr�ca� lekko, �eby kulisy by�y
jak najmniej widoczne dla os�b
ogl�daj�cych spektakl.
Z korytarza wiod�cego na lewo
dobywa�a si� muzyka; nie by�o to
jednak �adne z nagra�
Filharmonii Nowojorskiej, a
ha�a�liwe, atonalne, blaszane
d�wi�ki, kt�re jedynie przy
maksimum dobrej woli mo�na
nazwa� muzyk�. W ka�dej innej
sytuacji by�by to po prostu
ha�as niezno�ny i niebezpieczny
dla uszu, albo dlatego, �e tak
silnie kojarzy� si� wszystkim z
jarmarcznymi rozrywkami albo
dlatego, �e faktycznie do nich
pasowa�, wydawa� si� tu jak
najbardziej na miejscu. Pilgrim
i Fawcett przeszli przez jedne z
kilku otwartych drzwi i znale�li
si� na zewn�trz, na placu
mieszcz�cym towarzysz�cy cyrkowi
lunapark. Chocia� sam plac by�
niewielki, panowa� tu nie lada
ruch. Od typowych weso�ych
miasteczek lunapark r�ni�a
jedynie stoj�ca na uboczu spora
budowla z p�yt pil�niowych
pomalowana w jaskrawe, krzykliwe
barwy. Nie zwracaj�c uwagi na
inne w�tpliwe atrakcje, Pilgrim
i Fawcett skierowali si� w jej
stron�.
Nad wej�ciem bieg�
intryguj�cy napis: Wielki Mag.
Obaj m�czy�ni zap�acili po
dolarze, weszli do �Rodka i
stan�Li dyskretnie z ty�u.
Zreszt� powodowa�a nimi nie
tylko dyskrecja; na �awach nie
by�o ani jednego wolnego
miejsca. S�awa wielkiego maga
sprawi�a, �e salka p�ka�a w
szwach.
Bruno Wildermann sta� na
male�kiej scenie. Wzrostu nieco
tylko wi�kszego ni� �redni, i o
ramionach zaledwie nieznacznie
szerszych od przeci�tnych, nie
wygl�da� specjalnie imponuj�co -
mo�e dlatego, �e ca�� sylwetk�,
a� po kostki, spowija�a mu
obszerna, jaskrawa szata
chi�skiego mandaryna, o sutych i
pot�nych r�kawach. Poci�g�a,
smag�awa twarz maga, widoczna
pod szop� czarnych w�os�w,
sprawia�a inteligentne,
sympatyczne wra�enie, ale nie
by�o w niej nic wyj�tkowego,
nic, co by jako� szczeg�lnie
przyci�ga�o wzrok.
- Popatrz na te r�kawy. MO�na
w nich ukry� ca�e stado
kr�lik�w - szepn�� Pilgrim.
Ale Bruno nie zamierza�
zabawia� zebranych kuglarstwem.
Jego wyst�p w roli maga
ogranicza� si� wy��cznie do
prezentowania zdolno�ci z
zakresu parapsychologii. Nie
musia� krzycze�, �eby by� dobrze
s�yszalnym; mia� g��boki,
dono�ny g�os, z lekkim, obcym
akcentem, ale zbyt s�abym, �eby
da�o si� go zidentyfikowa�.
Poprosi� jedn� z kobiet
obecnych na sali, �eby pomy�la�a
o jakim� przedmiocie i szepn�a
jego nazw� s�siadowi. Po czym
bez namys�u wymieni� przedmiot;
kobieta i jej s�siad
potwierdzili.
- Um�wieni - sykn�� Pilgrim.
Nast�pnie Bruno poprosi�, �eby
na scen� wesz�o troje
ochotnik�w. Po chwili wahania
zg�osi�y si� trzy kobiety. Bruno
posadzi� je przy stole, wr�czy�
ka�dej kartk� papieru i kopert�,
powiedzia�, �eby narysowa�y
jaki� prosty znak lub symbol i
schowa�y do koperty. Stan�� do
nich ty�em, przodem do widowni.
Kiedy sko�czy�y, wr�ci� do sto�u
i przez kilka sekund patrzy� na
koperty, ca�y czas trzymaj�c
r�ce za sob�.
- W pierwszej jest swastyka, w
drugiej znak zapytania, w
trzeciej kwadrat z przek�tnymi -
oznajmi�. - Prosz� wyj�� kartki
i pokaza� widowni.
Kobiety spe�ni�y jego
�yczenie. Wszystko si� zgadza�o:
pierwsza podnios�a kartk� ze
swastyk�, druga ze znakiem
zapytania, trzecia z kwadratem z
przek�tnymi.
Fawcett pochyli� si� do
Pilgrima:
- Te� um�wione?
Pilgrim, zamy�lony, nic nie
odpowiedzia�.
- Niekt�rym z pa�stwa mo�e si�
wydawa�, �e mam na widowni
wsp�lnik�w - rzek� Bruno - ale
nie mo�ecie przecie� wszyscy by�
moimi wsp�lnikami, bo wtedy nie
przychodziliby�cie na spektakl,
nawet gdyby mnie by�o sta� na
op�acanie was. MO�e jednak uda
mi si� rozwia� wasze
w�tpliwo�ci. - Podni�s� ze sto�u
kartk� papieru z�o�on� w
samolocik. - Rzuc� go pomi�dzy
pa�stwa. Chocia� potrafi� wiele
rzezcy, nie potrafi� ani
przewidzie�, ani kontrolowa�
lotu papierowego samolociku.
Nikt tego nie potrafi. Prosz�,
�eby osoba, kt�r� trafi, by�a
tak uprzejma i wesz�a na scen�.
Rzuci� kartk� na widowni�.
Samolot przez chwil� szybowa� w
powietrzu, skr�caj�c to w lewo,
to w prawo, nieobliczalny jak
wszystkie papierowe pociski, po
czym zapikowa� nagle i
niespodziewanie, cho� zgodnie ze
swoj� natur�, i zako�czy� sw�j
niechlubnie kr�tki lot uderzaj�c
w rami� kilkunastoletniego
ch�opca. Ch�opak wsta� nie�mia�o
z miejsca i wszed� na scen�.
Bruno u�miechn�� si� do niego
zach�caj�co i wr�czy� mu tak�
sam� kartk� i kopert� jak
wcze�niej kobietom.
- Zadanie jest proste - rzek�.
- Napisz na kartce dowolne trzy
cyfry i schowaj j� do koperty.
Odwr�ci� si� ty�em do ch�opaka
i obejrza� si� dopiero wtedy,
gdy ten sko�czy�. Nie dotkn��
jednak koperty, nawet na ni� nie
spojrza�.
- Teraz dodaj je i podaj mi
wynik - poleci�.
- Dwadzie�cia.
- Napisa�e� siedem, siedem i
sze��.
Ch�opak wyj�� kartk� i pokaza�
widowni. Faktycznie; widnia�y na
niej dwie si�demki i sz�stka.
Fawcett zerkn�� na Pilgrima,
kt�ry mia� jeszcze bardziej
zamy�lony wyraz twarzy ni�
poprzednio. Albo Bruno by�
bardzo cwanym oszustem, albo
naprawd� posiada� nadzwyczajne
zdolno�ci.
Po chwili Bruno zapowiedzia�
sw�j najtrudniejszy numer; �eby
zademonstrowa� mo�liwo�ci swojej
fotograficznej pami�ci, podj��
si� zidentyfikowa� dowolne s�owo
ze stron roz�o�onej gazety,
wydanej w jakimkolwiek j�zyku.
Masters wola� nie ryzykowa�, �e
kto� go wyprzedzi; znalaz� si�
na scenie, zanim mag sko�cyz�
m�wi�. Bruno zerkn�� na niego z
pewnym rozbawieniem, wzi�� od
niego roz�o�on� gazet�, rzuci�
na ni� okiem, po czym odda� j�
Mastersowi i spojrza� na niego
wyczekuj�co.
- Lewa strona, druga szpalta,
no powiedzmy, �rodkowe s�owo w
si�dmym wierszu - wyrecytowa�
Masters u�miechaj�c si� z
zadowoleniem, przekonany, �e mag
zaraz poniesie kl�sk�.
- Kanada - powiedzia� Bruno.
U�miech znik� z ust Mastersa.
Jego pospolita, bezbarwna twarz
jeszcze bardziej zszarza�a i
przygas�a; wzruszy�
niedowierzaj�co ramionami i
zszed� ze sceny.
Byli na zewn�trz, kkiedy
Fawcett znowu zwr�ci� si� do
Pilgrima:
- Chyba nie s�dzisz, �e Bruno
zm�wi� si� z twoim agentem, co?
Da�e� si� przekona�?
- Da�em. O kt�rej rozpoczyna
si� spektakl?
- Za p� godziny.
- ZObaczymy, jak spisuje si�
na linie. Je�li r�wnie dobrze co
tutaj, to cz�owiek, o jakiego
nam chodzi.
Ogromna sala by�a wype�niona
po brzegi. W powietrzu
rozbrzmiewa�a muzyka, nie tylko
lepsza od poprzedniej, ale
autentycznie dobra, grana przez
bardzo sprawn� orkiestr�. Czu�o
si� napi�cie, podniecenie i
nastr�j oczekiwania; tysi�ce
dzieci patrzy�y wytrzeszczonymi
oczami na bajkowe kr�lestwo, w
kt�rym si� nagle znalaz�y,
niemal tak przej�te, jak
towarzysz�cy im doro�li. Wszyst-
ko l�ni�o i migota�o, lecz nie
tandetnym po�yskiem jarmarcznych
�wiecide�ek, ale prawdziwym
cyrkowym blaskiem. Trzy areny
ustawione przed widowni�
wysypane by�y brunatnym
piaskiem, lecz wszystko inne
mieni�o si�, wr�cz k�u�o w oczy,
ca�� feeri� najwspanialszych
barw. Wok� centralnej areny
pi�kne dziewczyny w nie mniej
pi�knych kostiumach je�dzi�y na
s�oniach przystrojonych ze
wschodnim przepychem, iskrz�cych
si� od z�ota, srebra i kamieni
we wszystkich kolorach t�czy. Na
trzech arenach klowni i pierroci
szli ze sob� o lepsze, usi�uj�c
si� przelicytowa� sztuczkami i
�mieszno�ci� odzie�. Konkurowali
z nimi fikaj�cy kozio�ki
akrobaci i st�paj�cy w
majestatycznym korowodzie
arty�ci na szczudf�ach. Widownia
przypatrywa�a si� im z
fascynacj�, ale i z pewnym
zniecierpliwieniem, poniewa� ten
barwny widok, cho� niew�tpliwie
urzekaj�cy, by� zaledwie
rozgrzewk�, wst�pem do tego, co
mia�o nast�pi�. �aden nastr�j
nie jest por�wnywalny z tym,
jaki panuje w cyrku na moment
przed rozpocz�ciem spektaklu.
Fawcett i Pilgrim siedzieli
obok siebie; mieli doskona�e
miejsca, dok�adnie na wprost
wybiegu na �rodkow� aren�.
- Kt�ry to Wrinfield? - spyta�
FAwcett.
Nieznacznym ruchem Pilgrim
wskaza� m�czyzn� siedz�cego w
tym samym rz�dzie co oni,
zaledwie dwa miejsca dalej.
Ubrany w elegancki granatowy
garnitur, umiej�tnie dobrany
krawat i bia�� koszul�, mia�
szczup�� twarz, nie tyle nawet
inteligenta, co intelektualisty,
siwe w�osy z r�wnym
przedzia�kiem i grube okulary.
- To jest Wrinfield?
Pilgrim skin�� g�ow�.
- Wygl�da na profesora, a nie
na w�a�ciciela i dyrektora
cyrku.
- Kiedy� rzeczywi�cie
pracowa� na uczelni. Wyk�ada�
ekonomi�. Ale kierowanie
wsp�czesnym cyrkiem to nie
przelewki. To piekielnie trudne
zadanie wymagaj�ce odpowiednio
du�ej inteligencji. Tesco
Wrinfield ma g�ow� nie od
parady.
- Tego si� boj�. Z takim
imieniem, na takim stanowisku,
mo�e...
- Jest Amerykaninem w pi�tym
pokoleniu.
Kiedy ostatni s�o� znik� za
kurtyn�, nagle rozleg�y si�
tr�by, orkiestra zagra�a tusz i
na aren� wpad�y w pe�nym galopie
dwa strojne w pi�ra kare rumaki
ci�gn�ce z�oty rydwan, a za
nimi kilkunastu je�d�c�w.
Chwilami cia�a je�d�c�w styka�y
si� z grzbietami koni, ale przez
wi�kszo�� czasu fruwali nad
nimi, wyknuj�c zapieraj�ce dech
w piersiach, wr�cz samob�jcze
akrobacje. T�um krzycza�, wy�,
klaska�. Widowisko si� zacz�o.
Spektakl, kt�ry nast�pi�, w
pe�ni potwierdzi� roszczenia
cyrku do tego, �e jest
najlepszy na �wiecie. We
wspaniale zaaran�owanym i
�wietnie wykonanym programie
zaprezentowali si� arty�ci
nale��cy do mi�dzynarodowej
czo��wki: Heinrich Neubauer,
niedo�cig�y treser, kt�ry
potrafi� przemieni� kilkana�cie
gro�nych nubijskich lw�w w
stadko pokornych barank�w; r�wny
mu s�aw� i talentem Malthius,
umiej�cy okie�za� jeszcze
gro�niejsze bengalskie tygrysy;
Carraciola, treser szympans�w,
kt�ry potrafi� sprawi�, i� jego
podopieczni wydawali si�
dziesi�� razy m�drzejsi od
niego; Kan Dahn, zapowiadany
jako najsilniejszy cz�owiek na
�wiecie, co chyba by�o prawd�
zwa�ywszy na �atwo��, z jak�
wykonywa� jednor�czne ewolucje
na linie i trapezie, jakby
zupe�nie nie czu� ci�aru kilku
m�odych, atrakcyjnych panienek
trzymaj�cych si� go ze
wzruszaj�cym oddaniem; Lennie
Loran, komik_linoskoczek,
kt�rego sztuczki wydawa�y si�
tak niebezpieczne, �e ka�dy
agent ubezpieczeniowy pr�dzej
po�kn��by sw�j d�ugopis, ni�
wypisa� arty�cie polis�; Ron
Roebuck wyczyniaj�cy takie cuda
z lassem, o jakich kowboje
wyst�puj�cy zawodowo na rodeo
nie �mi� nawet marzy�; Manuelo,
kt�ry z odleg�o�ci sze�ciu
metr�w, w dodatku z zawi�zanymi
oczami, potrafi� zgasi�
papierosa jednym rzutem no�a;
Duryanowie, bu�garska trupa,
kt�rym za jedyny rekwizyt
s�u�y�a hu�tawka, lecz ich
popisy by�y tak niewiarygodne,
�e widzowie kr�cili g�owami w
niemym podziwie. Na ca�y
spektakl sk�ada�o si� jeszcze z
dziesi�� r�wnie wspania�ych
wyst�P�w, od powietrznego baletu
po klown�w na ogromnych
drabinach, kt�rzy balansowali na
nich bez �adnych podp�rek,
ciskaj�c w siebie ci�kimi
maczugami.
MNiej wi�cej po godzinie
Pilgrim pochyli� si� do FAwcetta
i szepn�� �askawie:
- Nie�le. Zupe�nie nie�le. A
teraz, je�li si� nie myl�,
nast�pi gw�d� programu.
�wiat�a przygas�y, orkiestra
zagra�a odpowiednio dramatyczn�,
cho� mo�e zbyt pogrzebow�
melodi�, po czym zapali�o si�
kilka r�nobarwnych reflektor�w
skierowanych w g�r� na trzy
postacie w obszytych cekinami
trykotach tkwi�ce na platformie
przy trapezach. Bruno sta�
po�Rodku. Bez szaty mandaryna
prezentowa� si� naprawd�
imponuj�co; szeroki w barach,
wspaniale umi�niony, w ka�dym
calu przypomina� ekwilibryst�
�wiatowej s�awy, za jakiego
uchodzi�. Pozostali dwaj
m�czy�ni byli troch� drobniejsi
od niego. Wszyscy trzej mieli
zawi�zane oczy. MUzyka umilk�a i
zapad�a cisza; t�um patrzy� ze
zgroz� jak m�cyz�ni dodatkowo
zaci�gaj� na twarze kaptury.
- Chyba jednak si� ciesz�, �e
jestem tu na dole - powiedzia�
Pilgrim.
- Ja te�. Nawet wola�bym nie
patrze�.
Ale obaj patrzyli na Or�y
Ciemno�ci i ich wr�cz
nieprawdopodobny program;
nieprawdopodobny, gdy� - je�li
nie liczy� sporadycznego bicia w
b�bny - bracia nie mieli �adnych
wskaz�wek, gdzie si� kt�ry z
nich akurat znajduje i jak
koordynowa� wykonywane na �lepo
ruchy. Ale ani razu si� nie
zdarzy�o, �eby r�ce jednego nie
trafi�y bezpiecznie w
wyci�gni�te ku niemu r�ce
drugiego, ani razu nie zdarzy�o
si�, �eby d�onie si�gaj�ce po
ko�ysz�cy si� bezg�o�nie trapez
chwyci�y go cho� odrobin�
niepewnie. Powietrzne ewolucje
trwa�y zaledwie cztery minuty,
lecz te zdawa�y si� ci�gn�� w
niesko�czono��; kiedy wreszcie
nast�pi� koniec, przez d�u�sz�
chwil� wci�� panowa�a cisza, i
dopiero gdy zgas�y reflektory,
ca�a widownia zerwa�a si� z
miejsc, �eby oklaskiwa�
artyst�w.
- Co wiesz o jego braciach? -
spyta� Pilgrim.
- Tylko tyle, �e nazywaj� si�
Vladimir i Yoffe. Wydawa�o mi
si�, �e potrzebujemy jednego
cz�owieka.
- Tak. Jak my�lisz, co mo�e
sk�oni� Bruna, �eby nam pom�g�?
- Nawet nie musimy si� zbytnio
wysila�. Facet ma do�� pobudek.
W czasie mojej ostatniej wizyty
w Europie Wschodniej zasi�gn��em
o nim j�zyka. Nasz agent
niewiele umia� mi powiedzie�,
ale to, czego si� dowiedzia�em,
powinno wystarczy�. Przed paru
laty rodzinna trupa liczy�a
siedem os�b, chocia� rodzice
Bruna zaczynali powoli wycofywa�
si� z pracy. Ale kiedy przyszli
po nich agenci s�u�by
bezpiecze�stwa, tylko jemu i
dw�m braciom uda�o si� zbiec za
granic�. Nie wiem, co sprawi�o, �e
s�u�ba bezpiecze�stwa
zainteresowa�a si� rodzin�. By�o
to sze��, siedem lat temu. Wiem
tylko, �e �ona Bruna nie �yje.
S� na to �wiadkowie - mog�
wszystko potwierdzi�, to znaczy
mogliby, gdyby nie bali si�
m�wi�. Bruno i jego �ona byli
zaledwie dwa tygodnie po �lubie.
Co si� sta�o z jego najm�odszym
bratem i rodzicami, tego nie wie
nikt. Po prostu znikli.
- Jak miliony innych. Tak,
Bruno to cz�owiek, o jakiego nam
chodzi. Wrinfield got�w jest na
wsp�prac�. Wygl�da na to, �e
jego podopieczny te� nie
powinien mie� opor�w.
- Najmniejszych - powiedzia� z
przekonaniem Fawcett, po chwili
jednak jakby si� nieco stropi�.
- Musz� w to wierzy�. Je�li nie
mam racji, zmarnowali�my �adnych
kilka tygodni.
Reflektory
ponownie rozb�ys�y. Or�y
Ciemno�ci znajdowa�y si� na
jednej z platform, mi�dzy
kt�rymi - sze�� metr�w nad
ziemi� - rozpi�ta by�a lina.
Obie boczne areny by�y puste,
jedynie na �rodkowej, pod lin�,
czeka� jeszcze jeden artysta.
Orkiestra nie gra�a; na sali
panow�a cisza jak makiem zasia�.
Bruno siedzia� na rowerze; do
ramion mia� przyczepione
drewniane nosid�o w kszta�cie
jarzma. Jeden z braci trzyma�
stalowy pr�t prawie
czterometrowej d�ugo�ci. KIedy
Bruno zsun�� przednie ko�o
roweru z platformy na lin�, brat
umocowa� pr�t w specjalnych
uchwytach na nosidle. Ledwo
Bruno postawi� stopy na peda�ach
i zacz�� jecha�, bracia chwycili
za ko�ce pr�ta, pochylili si� do
przodu, obaj dok�adnie w tej
samej chwili odepchn�li si� od
platformy i zawi�li na nim na
wyci�gni�tych r�kach. LIna
ugi�a si� znacznie, lecz Bruno
jakby w og�le nie odczu�
dodatkowego ci�aru; wolno i
miarowo peda�owa� dalej.
Przez kilka minut, utrzymuj�c
r�wnowag� g��wnie dzi�ki
idealnej synchronizacji
Vladimira i Yoffe'ego, je�dzi� w
prz�d i w ty� po linie, podczas
gdy bracia z niezwyk�ym
opanowaniem wykonywali r�ne
skomplikowane �wiczenia
ekwilibrystyczne. W pewnym
momencie zatrzyma� rower i kiedy
tak balansowa� bez ruchu,
Vladimir i Yoffe, wci��
poruszaj�c si� z t� sam�
niebywa�� precyzj�, zacz�li
hu�ta� si� na pr�cie coraz
mocniej i mocniej, a� w ko�cu
stan�li na nim na r�kach.
Widzowie zamarli w grobowej
ciszy - nie tylko dlatego, �e
chcieli odda� ho�d znakomitym
linoskoczkom, ale r�wnie�
dlatego, �e w dole na arenie
zobaczyli Neubauera i jego stado
nubijskich lw�w, z kt�rych ka�dy
spogl�da� w g�r� t�sknie i
�akomie.
Kiedy bracia zako�czyli popis,
widownia najpierw wyda�a jedno
d�ugie, zbiorowe westchnienie
ulgi, a dopiero potem zerwa�a
si� z miejsc i zgotowa�a
artystom kolejn� stoj�c� owacj�,
r�wnie gor�c� i d�ugotrwa�� jak
poprzednia.
- Starczy. JU� do�� zszarga�em
sobie nerwy jak na jeden wiecz�r
- oznajmi� Pilgrim. - Wrinfield
wyjdzie teraz za mn�. Je�li
wracaj�c na miejsce otrze si� o
ciebie, b�dzie to znaczy�o, �e
Bruno got�w jest z nami
rozmawia�. Wtedy, po sko�czonym
spektaklu, Wrinfield ruszy
dyskretnie za tob�.
Nie rozgl�daj�c si� i nie
daj�c nikomu �adnych znak�w
Pilgrim wsta� leniwie z �awy i
skierowa� si� do wyj�cia. Niemal
natychmiast Wrinfield uczyni� to
samo.
Kilka minut p�niej obaj
m�czy�ni siedzieli w biurze
Wrinfielda, troch� ciasnym, lecz
urz�dzonym z luksusem, o jakim
marzy ka�da sekretarka.
Wrinfield mia� te� drugie biuro
w pobli�u areny, du�o wi�ksze,
cho� do�� obsk�rne, w kt�rym
za�atwia� wi�kszo�� interes�w, w
tamtym jednak nie by�o barku.
Poniewa� wyda� zakaz spo�ywania
alkoholu na terenie cyrku, sam
go r�wnie� przestrzega�.
Biuro, w kt�rym si� teraz
znajdowali, by�o cz�stk�
z�o�onej i znakomicie
zorganizowanej ca�o�ci
sk�adaj�cej si� na ruchomy dom.
Tym domem by� poci�g, w kt�rym
spa�a wi�kszo�� artyst�w i
pracownik�w cyrku, ��cznie z
jego dyrektorem. Wyj�tek
stanowi�o kilku upartych
indywidualist�w, kt�rzy woleli
przemierza� bezkresne
przestrzenie Stan�w
ZJednoczonych i Kanady w�asnymi
domami na k�kach. KIedy cyrk
wyrusza� w tras�, poci�giem
podr�owa�y r�wnie� wszystkie
zwierz�ta; na ko�cu sk�adu, na
czterech ogromnych platformach
poprzedzaj�cych brek, jecha�
ca�y sprz�t niezb�dny do
sprawnego funkcjonowania cyrku,
w tym traktory i d�wigi. W sumie
poci�g by� drobnym cudem
pomys�owo�ci, planowania i
gospodarno�ci. Zreszt�, mo�e
wcale nie takim drobnym: mia�
blisko kilometr d�ugo�ci.
- Bruno jest dok�adnie tym, o
kogo mi chodzi - o�wiadczy�
Pilgrim, bior�c szklank� z
trunkiem. - My�li pan, �e si�
zgodzi? Je�li nie, chyba nie
pozostanie nam nic innego jak
odwo�a� wasze europejskie
tourn~ee.
- Zgodzi si�, a to z trzech
powod�w. - Spos�b m�wienia
Wrinfielda pasowa� do jego
wygl�du; by� r�wnie staranny,
precyzyjny i g�adki. - Po pierw-
sze, jak pan zauwa�y�, poj�cie
strachu jest mu zupe�nie obce.
Po drugie, cechuje go - jak
wi�kszo�� �wie�o
naturalizowanych Amerykan�w -
tak wielka mi�o�� do przybranej
ojczyzny, �e pa�skie i moje
uczucia patriotyzmu ca�kiem przy
niej bledn�. Wprawdzie ma
obywatelstwo ju� od pi�ciu lat,
ale co to jest pi�� lat? I po
trzecie, ma do za�atwienia ze
swoj� dawn� ojczyzn� spore
porachunki.
- Teraz pan z nim porozmawia?
- Tak. Czy potem przyprowadzi�
go do pana?
- Jestem ostatni� osob�, z
kt�r� powinien si� pan
kontaktowa�. Najlepiej b�dzie,
�eby jak najrzadziej widywano
pana w moim towarzystwie. I
prosz� trzyma� si� z dala od
naszej siedziby; ca�y batalion
obcych agent�w wysiaduje w
s�o�cu nie spuszzczaj�c z oczu
drzwi. Spotkacie si� panowie z
pu�kownikiem Fawcettem; to ten
jegomo�� w mundurze, kt�ry
siedzia� obok mnie. KIeruje
naszymi dzia�aniami w Europie
Wschodniej i orientuje si� we
wszystkim znacznie lepiej ode
mnie.
- My�la�em, �e w waszej
organizacji nie ma wojskowych,
panie Pilgrim.
- Bo nie ma. To jego
przebranie. Upodoba� je sobie do
tego stopnia, �e cz�ciej mo�na
go spotka� w mundurze ni� po
cywilnemu. Dlatego wszyscy
nazywaj� go "Pu�kownikiem". Ale
prosz� nie da� si� zwie��
pozorom. To �wietny fachowiec.
Fawcett doczeka� do ko�ca
spektaklu, sumiennie oklaska�
artyst�w, po czym wsta� i
wyszed�, nie patrz�c w stron�
Wrinfielda, kt�ry wcze�niej da�
mu zna�, �e pomy�lnie wype�ni�
swoj� misj�. OPu�ciwszy gmach
cyrku, szed� wolno, mimo coraz
rz�si�ciej padaj�cego deszczu,
�eby przypadkiem Wrinfield nie
straci� go z oczu w ciemno�ci.
Wreszcie dotar� do wielkiego,
czarnego wozu, kt�rym przyby� tu
razem z Pilgrimem, i usiad� na
tylnym siedzeniu. Na drugim
ko�cu z twarz� g��boko w cieniu,
ju� kto� siedzia�.
- Dobry wiecz�r. Nazywam si�
Fawcett - powiedzia� Fawcett. -
Mam nadziej�, �e nikt pana nie
�ledzi�?
- Nikt - odpar� za siedz�cego
kierowca. - Patrzy�em ca�y czas.
- Spojrza� na mokre od deszczu
szyby. - W taki wiecz�r ma�o
komu si� chce wsadza� nos w
cudze sprawy.
- To prawda. - Fawcett zwr�ci�
si� do ledwo widocznej postaci.
- Mi�o mi pana pozna�. -
Westchn��. - Przepraszam za te
nasze melodramatyczne metody w
typie p�aszcza i szpady, ale nic
ju� na to nie poradz�. Po prostu
wesz�y nam w krew. MUsimy
poczeka� na pa�skiego
przyjaciela... O, ju� jest.
Otworzy� drzwi, �eby wpu�ci�
Wrinfielda. Mimo ciemno�ci wida�
by�o, �e na twarzy dyrektora nie
maluje si� wyraz radosnej
beztroski.
- Na Poynton Street, Barker -
poleci� Fawcett.
Barker skin�� w milczeniu
g�ow� i samoch�d ruszy�. Nikt
si� nie odzywa�. Wrinfield,
wyra�nie przygn�biony, przez
chwil� kr�ci� si� niespokojnie,
a� w ko�cu oznajmi�:
- Chyba kto� za nami jedzie.
- �mia�by nie jecha�! -
obruszy� si� Fawcett. -
Natychmiast wyla�bym go z
roboty. Jego zadaniem jest
pilnowa�, �eby nikt za nami nie
jecha�. Dlatego jedzie. Rozumie
pan?
- Tak, tak, rozumiem - odpar�
Wrinfield, cho� s�dz�c po jego
tonie, nie by�o to wcale takie
pewne.
Mina dyrektora stawa�a si�
coraz bardziej nieszcz�liwa w
miar� jak w�z zbli�a� si� do
dzielnicy slums�w, a kiedy
zatrzymali si� na s�abo
o�wietlonej ulicy, przed
obsk�rnym, podejrzanie
wygl�daj�cym budynkiem, jego
twarz przybra�a wr�cz p�aczliwy
wyraz.
- Co za pod�a dzielnica -
powiedzia� sm�tnie. - A ten
budynek wygl�da jak dom
publiczny!
- Nie myli si� pan; to jest
dom publiczny. Nale�y do naszej
agencji. Bardzo si� przydaje.
Niech pan tylko pomy�li; kto by
si� spodziewa�, �e dyrektor
Tesco Wrinfield przekroczy pr�g
burdelu? Uprzejmie zapraszam do
�rodka.
Rozdzia� drugi
Jak na tak podejrzane miejsce,
usytuowane w tak podejrzanej
dzielnicy, salon by�
zdumiewaj�co wygodnie urz�dzony,
aczkolwiek osoba, kt�ra
aran�owa�a wn�trze, musia�a mie�
lekkiego bzika na punkcie
czerwieni, gdy� kanapa, fotele,
dywan i grube zas�ony by�y w
r�nych odcieniach tej w�a�nie
barwy. Zebrani nie palili; pali�
si� jedynie ogie� w kominku,
daremnie pr�buj�c stworzy�
domow� atmosfer�. Wrinfield i
Bruno siedzieli w fotelach,
Fawcett nalewa� trunki z barku
na k�kach.
- Prosz� jeszcze raz powt�rzy�
to, co pan m�wi� o antymaterii -
powiedzia� po namy�le Bruno.
Fawcett westchn��.
- Tego si� w�a�nie obawia�em -
rzek�. - Za pierwszym razem
posz�o mi ca�kiem nie�le, ale
niech pan pami�ta, �e ja si�
tego wszystkiego nauczy�em na
pami�� i wyrecytowa�em jak
papuga. Sam nie do ko�ca to
rozumiem.
Wr�czy� Wrinfieldowi
przyrz�dzonego drinka, a Brunowi
szklank� wody sodowej, po czym
podrapa� si� po brodzie.
- No dobrze, spr�buj� raz
jeszcze, troch� prostszymi
s�owami. MO�e sam wreszcie
zaczn� co� kapowa�. Materia, jak
powszechnie wiadomo, sk�ada si�
z atom�w. A atomy sk�adaj� si� z
najr�niejszych cz�stek;
z�o�ono�� atomu przysparza
naukowcom wci�� nowych problem�w
im wi�cej si� dowiaduj�. Ale nam
laikom wystarczy wiedzie�, �e
podstawowymi sk�adnikami atom�w
s� neutrony, elektrony i
protony. Na ziemi i pewnie w
ca�ym naszym wszech�wiecie,
elektrony maj� �adunki ujemne, a
protony dodatnie. Naukowcy
jednak nie maj� �atwego �ycia;
zaledwie w tym roku stwierdzono
istnienie cz�stek, B�g wie z
czego z�o�onych, kt�re poruszaj�
si� z pr�dko�ci� wielokrotnie
wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a.
Dla tych przedstawicieli �wiata
nauki, kt�rzy �lepo wierzyli, �e
nic nie jest w stanie porusza�
si� szybciej ni� �wiat�o, czyli
dok�adnie dla wszystkich, by� to
przykry szok. Ale wspominam o
tym tylko na marginesie.
Spojrza� na swoich rozm�wc�w,
po czym ci�gn�� dalej:
- Jaki� czas temu dw�ch
astronom�w, Dicke i Anderson,
dokona�o r�wnie niewygodnego
odkrycia; na podstawie swoich
oblicze� udowodnili, �e musz�
istnie� dodatnio na�adowane
elektrony. Obecnie nikt ju� tego
nie kwestionuje; nazywane s�
pozytonami. P�niej, jakby
sprawa by�a nie do��
skomplikowana, w Berkeley
odkryto antyprotony, posiadaj�ce
przeciwny �adunek ni� protony.
Antymateria to nic innego jak
po��czenie pozyton�w i
antyproton�w. Kto nie traktuje
powa�nie mo�liwo�ci jej
istnienia, po prostu nie jest
powa�nym naukowcem. Ka�dy
powa�ny naukowiec wie natomiast,
�e zderzenie elektronu z
pozytonem, protonu z
antyprotonem, lub zderzenie
takich par mia�oby niezwykle
gro�ne konsekwencje. Nast�pi�aby
anihilacja zderzaj�cych si�
cz�stek, a ich masa spoczynkowa
zamieni�aby si� w zab�jcze
promienie gamma; towarzysz�ca
si�a wybuchu zmiot�aby z
powierzchni ziemi wszystko na
obszarze kilkuset kilometr�w
kwadratowych. Naukowcy s� zgodni
co do jednego: gdyby zaledwie dwa
gramy antymaterii spad�y na
ZIemi� od strony przeciwnej
S�o�ca, mog�yby nie tylko
zniszczy� wszelkie formy �ycia,
ale r�wnie� wypchn�� Ziemi� z
jej orbity i pos�a� w kierunku
S�o�ca. O ile, oczywi�cie,
ziemia nie rozpad�aby si� od
wybuchu.
- Weso�a prognoza - powiedzia�
Wrinfield. Nie wygl�da� na zbyt
przekonanego. - Nie chc� pana
urazi�, ale to wszystko brzmi mi
na fantastyk� popularnonaukow�,
i to do�� niskiego lotu.
- MNie r�wnie�. Ale ufam swoim
zwierzchnikom. Zreszt�, powoli
zaczynam w to wierzy�.
- Chwileczk�. Ta antymateria
nie wyst�puje nigdzie na ziemi,
prawda?
- Poniewa� posiada t�
nieprzyjemn� w�a�ciwo��, �e
niszczy wszelk� materi�, kt�ra
si� z ni� styka, to chyba
zrozumia�e samo przez si�.
- W takim razie sk�d si�
bierze?
- A sk�d u licha mam wiedzie�!
- Fawcett nie zamierza� traci�
panowania nad sob�, ale bardzo
nie lubi� st�pa� po obcym i
grz�skim gruncie, w dodatku po
omacku. - Zak�adamy, �e poza
naszym wszech�wiatem nie
istnieje �aden inny. Ale czy to
prawda? Mo�e jest gdzie� jeszcze
jeden, albo kilka? Zgodnie z
najnowsz� my�l� naukow�, je�li
istniej� inne wszech�wiaty, to
ca�kiem prawdopodobne, �e
przynajmniej cz�� z nich sk�ada
si� z antymaterii. - Na moment
zas�pi� si�. - Je�li w takim
wszech�wiecie mieszkaj�
inteligentne istoty, to zapewne
dla nich nasz wszech�wiat sk�ada
si� z antymaterii. A mo�e jest
to niezmiernie rzadka
substancja, kt�rej odrobina
powsta�a przypadkowo, kiedy si�
tworzy�? Kt� to mo�e wiedzie�?
- A wi�c to wszystko s� tylko
spekulacje - stwierdzi� Bruno. -
Hipotezy. Teoretyczne
rozwa�ania. Nie ma �adnych
dowod�w, prawda, pu�kowniku?
- Naszym zdaniem s�. Prosz� mi
wybaczy� t� liczb� mnog�. -
Fawcett u�miechn�� si�
przepraszaj�co. - W tysi�c
dziewi��set �smym roku wydarzy�o
si� co�, co mog�o poch�on��
najwi�cej ofiar w historii
ludzko�ci; szcz�ciem, wydarzy�o
si� na niezamieszkanym obszarze
p�nocnej Syberii. KIe