1034

Szczegóły
Tytuł 1034
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1034 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1034 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1034 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Cyrk" autor: Alistear Maclean * * * Polski Zwi�zek NIewidomych Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Warszawa 1993 Prze�o�yli J. T. Mirkowicz i Blanka Kuczborska T�oczono w nak�dzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. KOnwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. B�1 Ca�o�� nak�adu 100 egz. Przedruk z wydawnictwa "Gi$g", R. Ginalski i S_ka, Krak�w 1991 Pisa� R. Du� Korekty dokona�y K. Kruk i D. Jagie��o Rozdzia� pierwszy - Fawcett, ty farbowany lisie! - zawo�a� Pilgrim. - Gdyby� by� prawdziwym pu�kownikiem, za to przebranie nale�a�by ci si� awans na genera�a. Wspaniale, m�j drogi. Wspaniale! Pilgrim by� prawnukiem angielskiego para, i to w ka�dym calu. Wymuskany ubi�r i nieco afektowany styl mowy sprawia�y, �e wszyscy mimo woli wypatrywali u niego monokla i krawatu ekskluzywnej szko�y Eton. Jego nienagannie skrojone garnitury pochodzi�y z Savile Row, koszule z domu Turnbull and Asser, a ukochan� par� dubelt�wek kupi� oczywi�cie w firmie rusznikarskiej Purdeys na West End, p�ac�c bez zmru�enia oka cztery tysi�ce dolar�w. Jedynym odst�pstwem by�y buty; r�cznej roboty, ale szyte w Rzymie. Pilgrim by�by znakomitym odtw�rc� Sherlocka Holmesa; ka�dy dobry re�yser powierzy�by mu t� rol� z pe�nym przekonaniem, i to rezygnuj�c ze zdj�� pr�bnych. Fawcett nie zareagowa� ani na pochwa�y, ani na dyskretn� �wietno�� ubioru cz�owieka, kt�rego mia� przed sob�. Jego twarz rzadko zdradza�a jakiekolwiek emocje - mo�e dlatego, �e by�a pulchna, pozbawiona zmarszczek i r�wnie okr�g�a jak tarcza ksi�yca. Wygl�da� jak p�czek w ma�le, w dodatku ciut g�upawy; dziesi�tki przest�pc�w marniej�cych za kratami federalnych wi�zie� cz�sto skar�y�y si� ze zrozumia�� gorycz�, �e wygl�d Fawcetta jest tak perfidnie zwodniczy, i� wr�cz niemoralny. Spojrzenie niewielkich oczek wyzieraj�cych spo�r�d fa�d t�uszczu przew�drowa�o po p�kach wype�nionych oprawnymi w sk�r� tomami i spocz�o na kominku, w kt�rym p�on�y sosnowe szczapy. - Szkoda, �e w CIA awanse ani nie nast�puj� tak szybko, ani nie s� tak spektakularne - powiedzia�, wzdychaj�c smutno. - C� ci tak spieszno, m�j ch�opcze? - Pilgrim by� co najmniej pi�� lat m�odszy od Fawcetta. - Pami�taj, �e w naszym zawodzie awans oznacza wskakiwanie w buty umarlaka. Spojrza� przelotnie, cho� z wyra�n� satysfakcj� na swoje w�oskie pantofle, po czym przeni�s� wzrok na dumn� kolekcj� baretek zdobi�cych pier� Fawcetta. - Widz�, �e nie �a�owa�e� sobie najwy�szych odznacze� - stwierdzi�. - UZna�em, �e pasuj� do stworzonej przeze mnie postaci. - Rozumiem. A ten tw�j fenomen, Bruno. Jak na niego wpad�e�? - Nie ja: Smithers. Odkry� go, kiedy by�em w Europie. Smithers to wielki amator cyrku. - Rozumiem. - Pilgrim najwyra�niej lubi� to s�owo. - Bruno. Naturalnie ma jakie� nazwisko? - Wildermann. Ale nigdy go nie u�ywa; ani w �yciu zawodowym, ani prywatnym. - Dlaczego? - Nie wiem. Nie znam cz�owieka. Ale w�tpi�, �eby Smithers go o to pyta�. Czy Pele, Callas albo Liberace potrzebuj� si� przedstawia� z imienia i nazwiska? - Stawiasz go w jednym rz�dzie z nimi? - Mam powa�ne w�tpliwo�ci, czy ktokolwiek ze �wiata cyrku zdecydowa�by si� postawi� ich w jednym rz�dzie z nim. Pilgrim wzi�� do r�ki kilka kartek. - Zna j�zyk jak tubylec. - Jest tubylcem. - Reklamowany jako najlepszy na �wiecie ekwilibrysta. - Pilgrim nie dawa� si� zbi� �atwo z tropu. - Ch�opiec na lotnym trapezie, co� w tym stylu? - Tak. Ale przede wszystkim jest linoskoczkiem. - Najlepszym na �wiecie? - Wszyscy w bran�y �ywi� t� opini�. - Oby si� nie mylili, je�li nasze informacje o Krau pokrywaj� si� z prawd�. Widz�, �e uwa�a si� te� za mistrza w karate i judo. - Wcale si� nie uwa�a. To ja, a raczej Smithers uwa�a go za mistrza, a jak ci wiadomo, Smithers jest ekspertem w tych sprawach. Obserwowa� go dzi� rano, kiedy Bruno �wiczy� w klubie Samuraj. Tamtejszy trener jest posiadaczem czarnego pasa; w judo to najwy�szy stopie� wtajemniczenia. KIedy sko�czyli, trener zmy� si� z maty jak kto�, kto ma ochot� od r�ki z�o�y� wym�wienie. Wprawdzie Smithers przyznaje, �e nie widzia� Bruna walcz�cego z �adnym karatek�, ale twierdzi, �e nie chcia�by by� �wiadkiem kolejnej jatki. - Wed�ug tych akt, Bruno jest r�wnie� magiem. - Pilgrim spl�t� r�ce z min� Sherlocka HOlmesa. - Dzielny Bruno. Ale co to w�a�ciwie znaczy? - W jego wypadku chodzi o zjawiska z zakresu parapsychologii. Pilgrim z trudem opanowa� grymas. - Pos�uguje si� parapsychologi�, �eby nie spa�� z liny? - Te�. Ale nie w tym rzecz. Niemal ka�dy artysta cyrkowy opr�cz swojej specjalno�ci ma jakie� dodatkowe zaj�cia. Niekt�rzy pracuj� po prostu jako si�a robocza - kto� musi przenosi� g�ry ekwipunku i sprz�t�w. Inni, mi�dzy innymi Bruno, maj� dodatkowe wyst�py. Obok, na placu, znajduje si� co� w rodzaju lunaparku, gdzie przybywaj�cy do cyrku widzowie mog� pozby� si� drobnych. Bruno wyst�puje tam w niewielkim teatrzyku, takiej sk�adanej budzie. Czyta my�li, m�wi ci imi� twojego dziadka, podaje numery banknot�w, jakie masz w kieszeniach, albo zgaduje co kto� napisa� lub narysowa� na kartce schowanej w zalakowanej kopercie. I tak dalej. - Nic nowego. Takie sztuczki umie robi� pierwszy lepszy magik, byleby tylko mia� kilku um�wionych go�ci na widowni. - MO�liwe, cho� podobno Bruno potrafi wykonywa� r�ne rzeczy, kt�re nie maj� racjonalnego wyt�umaczenia, i kt�rych �aden magik nie jest w stanie powt�rzy�. Ale to, co interesuje nas najbardziej, to fakt, �e posiada idealnie fotograficzn� pami��. Wystarczy, �e kilka sekund popatrzy na roz�o�on� gazet�, a b�dzie zna� ka�de s�owo i jego dok�adne po�o�enie. Je�li spytasz go, na przyk�ad, o trzecie s�owo w trzecim wierszu trzeciej szpalty po prawej stronie, a on ci powie "kongres", mo�esz da� sobie r�k� uci��, �e tym s�owem jest "kongres". Co wi�cej, potrafi to robi� z tekstem napisanym w dowolnym j�Zyku - sam nie musi go rozumie�. - MUsz� to zobaczy�. Zreszt�, je�li jest tak dobry jak m�wisz, dlaczego nie wyst�puje wy��cznie na scenie? Przecie� m�g�by zbi� fortun� jako magik i nie musia�by nara�a� �ycia �migaj�c pod chmurami. - Nie wiem. Cho� z tego co m�wi� Smithers wynika, �e za te akrobacje te� niezgorzej mu p�ac�. Jest gwiazd� numer jeden w najlepszym cyrku na �wiecie. Ale domy�lam si�, �e to nie jest jedyny pow�d. KIeruje trzyosobow� trup� akrobat�w zwan� Or�y Ciemno�ci; bez niego pozostali nie daliby sobie rady. Nie maj� w�a�ciwo�ci parapsychologicznych. - Hm. W interesuj�cej nas sprawie nie ma miejsca na przesadne sentymenty i nadmiar lojalno�ci. - Zgadzam si� co do sentyment�w. Ale co do lojalno�ci, to cecha, na kt�rej powinno nam zale�e�. Zw�aszcza, gdy chodzi o lojalno�� wobec nas. Cho� ta bynajmniej nie wyklucza lojalno�ci wobec braci. M�odszych braci. - Rodzinna trupa? - My�la�em, �e wiesz. Pilgrim potrz�sn�� g�ow�. - Or�y Ciemno�ci, powiadasz? - Wed�ug Smithersa ta nazwa idealnie do nich pasuje. Wystarczy zobaczy� ich numer. MO�e nie wzbijaj� si� hen w niebo i nie �migaj� pod chmurami jak to uj��e� przed chwil�, ale te� i nie cz�api� po ziemi. KIedy trapez si� dobrze rozhu�ta, znajduj� si� dwadzie�cia pi�� metr�w nad aren�. Czy spada si� z dwudziestu pi�ciu metr�w, czy z dwustu pi��dziesi�ciu, szanse skr�cenia karku i po�amania dwustu ilu� ko�ci, z kt�rych sk�ada si� ludzki szkielet, s� mniej wi�cej takie same. Zw�aszcza je�li ma si� zawi�zane oczy i si� nie wie, gdzie g�ra, a gdzie d�. - Chcesz powiedzie�? - Maj� na r�kach, czarne, jedwabne r�kawiczki. LUdziom wydaje si�, �e kryj� si� w nich jakie� elektroniczne czujniki, kt�re pomagaj� braciom odgadn��, gdzie jest kt�ry trapez, kiedy kozio�kuj� mi�dzy nimi w powietrzu. Mo�e jakie� druty czy p�ytki, na�adowane ujemnie i dodatnio. Nic podobnego. Nosz� te r�kawiczki wy��cznie dla lepszej przyczepno�ci. Nie maj� �adnego elektronicznego systemu wspomagania, a opaski, kt�rymi przewi�zuj� oczy, s� ca�kowicie nieprzejrzyste. Nigdy jednak nie zdarzy�o im si� chybi�, czego najlepszym dowodem jest to, �e wci�� s� w komplecie. Najmniejszy b��d, a by�oby o jednego Or�a mniej. Polegaj� na jakiej� formie postrzegania pozazmys�owego, cokolwiek to znaczy. Tylko Bruno ma ten dar; dlatego on �apie braci. - Musz� to zobaczy� na w�asne oczy. Wyst�p maga r�wnie�. - Nic prostszego. Wst�pimy do jego budy przed spektaklem. - Fawcett spojrza� na zegarek. - W�a�ciwie mo�emy ju� rusza�. Czy pan Wrinfield spodziewa si� nas? Pilgrim bez s�owa skin�� g�ow�. Jeden z k�cik�w ust Fawcetta drgn�� lekko, co mog�o znamionowa� u�miech. - Co z tob�, JOhn? - spyta�. - Ka�dy, kto idzie do cyrku, cieszy si� jak dziecko. A ty jako� nie masz najszcz�liwszej miny. - Dziwisz si�? W tym cyrku pracuj� ludzie dwudziestu pi�ciu narodowo�ci. Co najmniej jedna trzecia pochodzi z Europy Wschodniej. Sk�d mog� wiedzie�, czy nie natkn� si� na kogo�, kto ma powody mnie nie lubi�? I kto nosi w kieszeni moje zdj�cie? Co drugi z nich mo�e mie� moj� fotografi�! - Taka jest cena s�awy. Powiniene� si� chyba przebra�. - Fawcett z satysfakcj� popatrzy� na w�asny mundur. - MO�e za podpu�kownika? Ruszyli do centrum Waszyngtonu s�u�bowym wozem bez oznakowa�. Pilgrim i Fawcett siedzieli z ty�u, a z przodu kierowca i trzeci pasa�er, cz�owiek nijaki, nie rzucaj�cy si� w oczy, �ysawy, w przeciwdeszczowym p�aszczu, o twarzy tak przeci�tnej, �e nikt nie by� w stanie jej zapami�ta�. - Pami�tajcie, Masters - zwr�ci� si� do niego Pilgrim - �e musicie pierwsi wskoczy� na scen�. - Pami�tam, prosz� pana. - Wybrali�cie sobie s�owo? - Tak. "Kanada". Zapad� ju� zmierzch; w oddali, poprzez m�awk�, dostrzegli ogromn�, owaln� budowl� z wysok� kopu�� na szczycie, ozdobion� setkami kolorowych �wiate�, kt�re zapala�y si� i gas�y na przemian. Fawcett wyda� polecenie kierowcy. Samoch�d zatrzyma� si�; Masters wysiad� bez s�owa, i ze zwini�t� gazet� w d�oni, wtopi� si� w t�um gromadz�cy si� przed cyrkiem. Mia� dar do wtapiania si� w t�umy. Samoch�d zn�w ruszy� i stan�� dopiero przy samym wej�ciu do budowli. Pilgrim i Fawcett wysiedli i weszli do �rodka. Szeroki korytarz prowadzi� wprost do g��wnego wej�cia na widowni�. Lata cyrkowych namiot�w min�y bezpowrotnie, przynajmniej w wypadku du�ych cyrk�w. Wyst�py odbywa�y si� wy��cznie w specjalnych budowlach albo w ogromnych halach mieszcz�cych dziesi�� tysi�cy widz�w, cz�sto i wi�cej; cyrki takie jak ten, kt�rego wyst�p mia� si� wkr�tce rozpocz��, musia�y sprzedawa� co najmniej siedem tysi�cy bilet�w na ka�dy spektakl, �eby nie ponie�� strat. Na prawo od wej�cia mo�na by�o dojrze� kulisy cyrku: lwy i tygrysy prychaj�ce w klatkach, sp�tane s�onie ku�tykaj�ce nerwowo, konie, kucyki, szympansy oraz kilku �ongler�w �wicz�cych swoje sztuczki; wysokiej klasy �ongler musi trenowa� r�wnie cz�sto i d�ugo jak pianista koncertowy. W nozdrza uderza� zapach - charakterystyczny, niezapomniany zapach cyrku. Z ty�u sta�y przeno�ne budy mieszcz�ce biura, a za nimi rz�d przebieralni dla artyst�w. W rogu na wprost nich zaczyna� si� wybieg na aren�; zakr�ca� lekko, �eby kulisy by�y jak najmniej widoczne dla os�b ogl�daj�cych spektakl. Z korytarza wiod�cego na lewo dobywa�a si� muzyka; nie by�o to jednak �adne z nagra� Filharmonii Nowojorskiej, a ha�a�liwe, atonalne, blaszane d�wi�ki, kt�re jedynie przy maksimum dobrej woli mo�na nazwa� muzyk�. W ka�dej innej sytuacji by�by to po prostu ha�as niezno�ny i niebezpieczny dla uszu, albo dlatego, �e tak silnie kojarzy� si� wszystkim z jarmarcznymi rozrywkami albo dlatego, �e faktycznie do nich pasowa�, wydawa� si� tu jak najbardziej na miejscu. Pilgrim i Fawcett przeszli przez jedne z kilku otwartych drzwi i znale�li si� na zewn�trz, na placu mieszcz�cym towarzysz�cy cyrkowi lunapark. Chocia� sam plac by� niewielki, panowa� tu nie lada ruch. Od typowych weso�ych miasteczek lunapark r�ni�a jedynie stoj�ca na uboczu spora budowla z p�yt pil�niowych pomalowana w jaskrawe, krzykliwe barwy. Nie zwracaj�c uwagi na inne w�tpliwe atrakcje, Pilgrim i Fawcett skierowali si� w jej stron�. Nad wej�ciem bieg� intryguj�cy napis: Wielki Mag. Obaj m�czy�ni zap�acili po dolarze, weszli do �Rodka i stan�Li dyskretnie z ty�u. Zreszt� powodowa�a nimi nie tylko dyskrecja; na �awach nie by�o ani jednego wolnego miejsca. S�awa wielkiego maga sprawi�a, �e salka p�ka�a w szwach. Bruno Wildermann sta� na male�kiej scenie. Wzrostu nieco tylko wi�kszego ni� �redni, i o ramionach zaledwie nieznacznie szerszych od przeci�tnych, nie wygl�da� specjalnie imponuj�co - mo�e dlatego, �e ca�� sylwetk�, a� po kostki, spowija�a mu obszerna, jaskrawa szata chi�skiego mandaryna, o sutych i pot�nych r�kawach. Poci�g�a, smag�awa twarz maga, widoczna pod szop� czarnych w�os�w, sprawia�a inteligentne, sympatyczne wra�enie, ale nie by�o w niej nic wyj�tkowego, nic, co by jako� szczeg�lnie przyci�ga�o wzrok. - Popatrz na te r�kawy. MO�na w nich ukry� ca�e stado kr�lik�w - szepn�� Pilgrim. Ale Bruno nie zamierza� zabawia� zebranych kuglarstwem. Jego wyst�p w roli maga ogranicza� si� wy��cznie do prezentowania zdolno�ci z zakresu parapsychologii. Nie musia� krzycze�, �eby by� dobrze s�yszalnym; mia� g��boki, dono�ny g�os, z lekkim, obcym akcentem, ale zbyt s�abym, �eby da�o si� go zidentyfikowa�. Poprosi� jedn� z kobiet obecnych na sali, �eby pomy�la�a o jakim� przedmiocie i szepn�a jego nazw� s�siadowi. Po czym bez namys�u wymieni� przedmiot; kobieta i jej s�siad potwierdzili. - Um�wieni - sykn�� Pilgrim. Nast�pnie Bruno poprosi�, �eby na scen� wesz�o troje ochotnik�w. Po chwili wahania zg�osi�y si� trzy kobiety. Bruno posadzi� je przy stole, wr�czy� ka�dej kartk� papieru i kopert�, powiedzia�, �eby narysowa�y jaki� prosty znak lub symbol i schowa�y do koperty. Stan�� do nich ty�em, przodem do widowni. Kiedy sko�czy�y, wr�ci� do sto�u i przez kilka sekund patrzy� na koperty, ca�y czas trzymaj�c r�ce za sob�. - W pierwszej jest swastyka, w drugiej znak zapytania, w trzeciej kwadrat z przek�tnymi - oznajmi�. - Prosz� wyj�� kartki i pokaza� widowni. Kobiety spe�ni�y jego �yczenie. Wszystko si� zgadza�o: pierwsza podnios�a kartk� ze swastyk�, druga ze znakiem zapytania, trzecia z kwadratem z przek�tnymi. Fawcett pochyli� si� do Pilgrima: - Te� um�wione? Pilgrim, zamy�lony, nic nie odpowiedzia�. - Niekt�rym z pa�stwa mo�e si� wydawa�, �e mam na widowni wsp�lnik�w - rzek� Bruno - ale nie mo�ecie przecie� wszyscy by� moimi wsp�lnikami, bo wtedy nie przychodziliby�cie na spektakl, nawet gdyby mnie by�o sta� na op�acanie was. MO�e jednak uda mi si� rozwia� wasze w�tpliwo�ci. - Podni�s� ze sto�u kartk� papieru z�o�on� w samolocik. - Rzuc� go pomi�dzy pa�stwa. Chocia� potrafi� wiele rzezcy, nie potrafi� ani przewidzie�, ani kontrolowa� lotu papierowego samolociku. Nikt tego nie potrafi. Prosz�, �eby osoba, kt�r� trafi, by�a tak uprzejma i wesz�a na scen�. Rzuci� kartk� na widowni�. Samolot przez chwil� szybowa� w powietrzu, skr�caj�c to w lewo, to w prawo, nieobliczalny jak wszystkie papierowe pociski, po czym zapikowa� nagle i niespodziewanie, cho� zgodnie ze swoj� natur�, i zako�czy� sw�j niechlubnie kr�tki lot uderzaj�c w rami� kilkunastoletniego ch�opca. Ch�opak wsta� nie�mia�o z miejsca i wszed� na scen�. Bruno u�miechn�� si� do niego zach�caj�co i wr�czy� mu tak� sam� kartk� i kopert� jak wcze�niej kobietom. - Zadanie jest proste - rzek�. - Napisz na kartce dowolne trzy cyfry i schowaj j� do koperty. Odwr�ci� si� ty�em do ch�opaka i obejrza� si� dopiero wtedy, gdy ten sko�czy�. Nie dotkn�� jednak koperty, nawet na ni� nie spojrza�. - Teraz dodaj je i podaj mi wynik - poleci�. - Dwadzie�cia. - Napisa�e� siedem, siedem i sze��. Ch�opak wyj�� kartk� i pokaza� widowni. Faktycznie; widnia�y na niej dwie si�demki i sz�stka. Fawcett zerkn�� na Pilgrima, kt�ry mia� jeszcze bardziej zamy�lony wyraz twarzy ni� poprzednio. Albo Bruno by� bardzo cwanym oszustem, albo naprawd� posiada� nadzwyczajne zdolno�ci. Po chwili Bruno zapowiedzia� sw�j najtrudniejszy numer; �eby zademonstrowa� mo�liwo�ci swojej fotograficznej pami�ci, podj�� si� zidentyfikowa� dowolne s�owo ze stron roz�o�onej gazety, wydanej w jakimkolwiek j�zyku. Masters wola� nie ryzykowa�, �e kto� go wyprzedzi; znalaz� si� na scenie, zanim mag sko�cyz� m�wi�. Bruno zerkn�� na niego z pewnym rozbawieniem, wzi�� od niego roz�o�on� gazet�, rzuci� na ni� okiem, po czym odda� j� Mastersowi i spojrza� na niego wyczekuj�co. - Lewa strona, druga szpalta, no powiedzmy, �rodkowe s�owo w si�dmym wierszu - wyrecytowa� Masters u�miechaj�c si� z zadowoleniem, przekonany, �e mag zaraz poniesie kl�sk�. - Kanada - powiedzia� Bruno. U�miech znik� z ust Mastersa. Jego pospolita, bezbarwna twarz jeszcze bardziej zszarza�a i przygas�a; wzruszy� niedowierzaj�co ramionami i zszed� ze sceny. Byli na zewn�trz, kkiedy Fawcett znowu zwr�ci� si� do Pilgrima: - Chyba nie s�dzisz, �e Bruno zm�wi� si� z twoim agentem, co? Da�e� si� przekona�? - Da�em. O kt�rej rozpoczyna si� spektakl? - Za p� godziny. - ZObaczymy, jak spisuje si� na linie. Je�li r�wnie dobrze co tutaj, to cz�owiek, o jakiego nam chodzi. Ogromna sala by�a wype�niona po brzegi. W powietrzu rozbrzmiewa�a muzyka, nie tylko lepsza od poprzedniej, ale autentycznie dobra, grana przez bardzo sprawn� orkiestr�. Czu�o si� napi�cie, podniecenie i nastr�j oczekiwania; tysi�ce dzieci patrzy�y wytrzeszczonymi oczami na bajkowe kr�lestwo, w kt�rym si� nagle znalaz�y, niemal tak przej�te, jak towarzysz�cy im doro�li. Wszyst- ko l�ni�o i migota�o, lecz nie tandetnym po�yskiem jarmarcznych �wiecide�ek, ale prawdziwym cyrkowym blaskiem. Trzy areny ustawione przed widowni� wysypane by�y brunatnym piaskiem, lecz wszystko inne mieni�o si�, wr�cz k�u�o w oczy, ca�� feeri� najwspanialszych barw. Wok� centralnej areny pi�kne dziewczyny w nie mniej pi�knych kostiumach je�dzi�y na s�oniach przystrojonych ze wschodnim przepychem, iskrz�cych si� od z�ota, srebra i kamieni we wszystkich kolorach t�czy. Na trzech arenach klowni i pierroci szli ze sob� o lepsze, usi�uj�c si� przelicytowa� sztuczkami i �mieszno�ci� odzie�. Konkurowali z nimi fikaj�cy kozio�ki akrobaci i st�paj�cy w majestatycznym korowodzie arty�ci na szczudf�ach. Widownia przypatrywa�a si� im z fascynacj�, ale i z pewnym zniecierpliwieniem, poniewa� ten barwny widok, cho� niew�tpliwie urzekaj�cy, by� zaledwie rozgrzewk�, wst�pem do tego, co mia�o nast�pi�. �aden nastr�j nie jest por�wnywalny z tym, jaki panuje w cyrku na moment przed rozpocz�ciem spektaklu. Fawcett i Pilgrim siedzieli obok siebie; mieli doskona�e miejsca, dok�adnie na wprost wybiegu na �rodkow� aren�. - Kt�ry to Wrinfield? - spyta� FAwcett. Nieznacznym ruchem Pilgrim wskaza� m�czyzn� siedz�cego w tym samym rz�dzie co oni, zaledwie dwa miejsca dalej. Ubrany w elegancki granatowy garnitur, umiej�tnie dobrany krawat i bia�� koszul�, mia� szczup�� twarz, nie tyle nawet inteligenta, co intelektualisty, siwe w�osy z r�wnym przedzia�kiem i grube okulary. - To jest Wrinfield? Pilgrim skin�� g�ow�. - Wygl�da na profesora, a nie na w�a�ciciela i dyrektora cyrku. - Kiedy� rzeczywi�cie pracowa� na uczelni. Wyk�ada� ekonomi�. Ale kierowanie wsp�czesnym cyrkiem to nie przelewki. To piekielnie trudne zadanie wymagaj�ce odpowiednio du�ej inteligencji. Tesco Wrinfield ma g�ow� nie od parady. - Tego si� boj�. Z takim imieniem, na takim stanowisku, mo�e... - Jest Amerykaninem w pi�tym pokoleniu. Kiedy ostatni s�o� znik� za kurtyn�, nagle rozleg�y si� tr�by, orkiestra zagra�a tusz i na aren� wpad�y w pe�nym galopie dwa strojne w pi�ra kare rumaki ci�gn�ce z�oty rydwan, a za nimi kilkunastu je�d�c�w. Chwilami cia�a je�d�c�w styka�y si� z grzbietami koni, ale przez wi�kszo�� czasu fruwali nad nimi, wyknuj�c zapieraj�ce dech w piersiach, wr�cz samob�jcze akrobacje. T�um krzycza�, wy�, klaska�. Widowisko si� zacz�o. Spektakl, kt�ry nast�pi�, w pe�ni potwierdzi� roszczenia cyrku do tego, �e jest najlepszy na �wiecie. We wspaniale zaaran�owanym i �wietnie wykonanym programie zaprezentowali si� arty�ci nale��cy do mi�dzynarodowej czo��wki: Heinrich Neubauer, niedo�cig�y treser, kt�ry potrafi� przemieni� kilkana�cie gro�nych nubijskich lw�w w stadko pokornych barank�w; r�wny mu s�aw� i talentem Malthius, umiej�cy okie�za� jeszcze gro�niejsze bengalskie tygrysy; Carraciola, treser szympans�w, kt�ry potrafi� sprawi�, i� jego podopieczni wydawali si� dziesi�� razy m�drzejsi od niego; Kan Dahn, zapowiadany jako najsilniejszy cz�owiek na �wiecie, co chyba by�o prawd� zwa�ywszy na �atwo��, z jak� wykonywa� jednor�czne ewolucje na linie i trapezie, jakby zupe�nie nie czu� ci�aru kilku m�odych, atrakcyjnych panienek trzymaj�cych si� go ze wzruszaj�cym oddaniem; Lennie Loran, komik_linoskoczek, kt�rego sztuczki wydawa�y si� tak niebezpieczne, �e ka�dy agent ubezpieczeniowy pr�dzej po�kn��by sw�j d�ugopis, ni� wypisa� arty�cie polis�; Ron Roebuck wyczyniaj�cy takie cuda z lassem, o jakich kowboje wyst�puj�cy zawodowo na rodeo nie �mi� nawet marzy�; Manuelo, kt�ry z odleg�o�ci sze�ciu metr�w, w dodatku z zawi�zanymi oczami, potrafi� zgasi� papierosa jednym rzutem no�a; Duryanowie, bu�garska trupa, kt�rym za jedyny rekwizyt s�u�y�a hu�tawka, lecz ich popisy by�y tak niewiarygodne, �e widzowie kr�cili g�owami w niemym podziwie. Na ca�y spektakl sk�ada�o si� jeszcze z dziesi�� r�wnie wspania�ych wyst�P�w, od powietrznego baletu po klown�w na ogromnych drabinach, kt�rzy balansowali na nich bez �adnych podp�rek, ciskaj�c w siebie ci�kimi maczugami. MNiej wi�cej po godzinie Pilgrim pochyli� si� do FAwcetta i szepn�� �askawie: - Nie�le. Zupe�nie nie�le. A teraz, je�li si� nie myl�, nast�pi gw�d� programu. �wiat�a przygas�y, orkiestra zagra�a odpowiednio dramatyczn�, cho� mo�e zbyt pogrzebow� melodi�, po czym zapali�o si� kilka r�nobarwnych reflektor�w skierowanych w g�r� na trzy postacie w obszytych cekinami trykotach tkwi�ce na platformie przy trapezach. Bruno sta� po�Rodku. Bez szaty mandaryna prezentowa� si� naprawd� imponuj�co; szeroki w barach, wspaniale umi�niony, w ka�dym calu przypomina� ekwilibryst� �wiatowej s�awy, za jakiego uchodzi�. Pozostali dwaj m�czy�ni byli troch� drobniejsi od niego. Wszyscy trzej mieli zawi�zane oczy. MUzyka umilk�a i zapad�a cisza; t�um patrzy� ze zgroz� jak m�cyz�ni dodatkowo zaci�gaj� na twarze kaptury. - Chyba jednak si� ciesz�, �e jestem tu na dole - powiedzia� Pilgrim. - Ja te�. Nawet wola�bym nie patrze�. Ale obaj patrzyli na Or�y Ciemno�ci i ich wr�cz nieprawdopodobny program; nieprawdopodobny, gdy� - je�li nie liczy� sporadycznego bicia w b�bny - bracia nie mieli �adnych wskaz�wek, gdzie si� kt�ry z nich akurat znajduje i jak koordynowa� wykonywane na �lepo ruchy. Ale ani razu si� nie zdarzy�o, �eby r�ce jednego nie trafi�y bezpiecznie w wyci�gni�te ku niemu r�ce drugiego, ani razu nie zdarzy�o si�, �eby d�onie si�gaj�ce po ko�ysz�cy si� bezg�o�nie trapez chwyci�y go cho� odrobin� niepewnie. Powietrzne ewolucje trwa�y zaledwie cztery minuty, lecz te zdawa�y si� ci�gn�� w niesko�czono��; kiedy wreszcie nast�pi� koniec, przez d�u�sz� chwil� wci�� panowa�a cisza, i dopiero gdy zgas�y reflektory, ca�a widownia zerwa�a si� z miejsc, �eby oklaskiwa� artyst�w. - Co wiesz o jego braciach? - spyta� Pilgrim. - Tylko tyle, �e nazywaj� si� Vladimir i Yoffe. Wydawa�o mi si�, �e potrzebujemy jednego cz�owieka. - Tak. Jak my�lisz, co mo�e sk�oni� Bruna, �eby nam pom�g�? - Nawet nie musimy si� zbytnio wysila�. Facet ma do�� pobudek. W czasie mojej ostatniej wizyty w Europie Wschodniej zasi�gn��em o nim j�zyka. Nasz agent niewiele umia� mi powiedzie�, ale to, czego si� dowiedzia�em, powinno wystarczy�. Przed paru laty rodzinna trupa liczy�a siedem os�b, chocia� rodzice Bruna zaczynali powoli wycofywa� si� z pracy. Ale kiedy przyszli po nich agenci s�u�by bezpiecze�stwa, tylko jemu i dw�m braciom uda�o si� zbiec za granic�. Nie wiem, co sprawi�o, �e s�u�ba bezpiecze�stwa zainteresowa�a si� rodzin�. By�o to sze��, siedem lat temu. Wiem tylko, �e �ona Bruna nie �yje. S� na to �wiadkowie - mog� wszystko potwierdzi�, to znaczy mogliby, gdyby nie bali si� m�wi�. Bruno i jego �ona byli zaledwie dwa tygodnie po �lubie. Co si� sta�o z jego najm�odszym bratem i rodzicami, tego nie wie nikt. Po prostu znikli. - Jak miliony innych. Tak, Bruno to cz�owiek, o jakiego nam chodzi. Wrinfield got�w jest na wsp�prac�. Wygl�da na to, �e jego podopieczny te� nie powinien mie� opor�w. - Najmniejszych - powiedzia� z przekonaniem Fawcett, po chwili jednak jakby si� nieco stropi�. - Musz� w to wierzy�. Je�li nie mam racji, zmarnowali�my �adnych kilka tygodni. Reflektory ponownie rozb�ys�y. Or�y Ciemno�ci znajdowa�y si� na jednej z platform, mi�dzy kt�rymi - sze�� metr�w nad ziemi� - rozpi�ta by�a lina. Obie boczne areny by�y puste, jedynie na �rodkowej, pod lin�, czeka� jeszcze jeden artysta. Orkiestra nie gra�a; na sali panow�a cisza jak makiem zasia�. Bruno siedzia� na rowerze; do ramion mia� przyczepione drewniane nosid�o w kszta�cie jarzma. Jeden z braci trzyma� stalowy pr�t prawie czterometrowej d�ugo�ci. KIedy Bruno zsun�� przednie ko�o roweru z platformy na lin�, brat umocowa� pr�t w specjalnych uchwytach na nosidle. Ledwo Bruno postawi� stopy na peda�ach i zacz�� jecha�, bracia chwycili za ko�ce pr�ta, pochylili si� do przodu, obaj dok�adnie w tej samej chwili odepchn�li si� od platformy i zawi�li na nim na wyci�gni�tych r�kach. LIna ugi�a si� znacznie, lecz Bruno jakby w og�le nie odczu� dodatkowego ci�aru; wolno i miarowo peda�owa� dalej. Przez kilka minut, utrzymuj�c r�wnowag� g��wnie dzi�ki idealnej synchronizacji Vladimira i Yoffe'ego, je�dzi� w prz�d i w ty� po linie, podczas gdy bracia z niezwyk�ym opanowaniem wykonywali r�ne skomplikowane �wiczenia ekwilibrystyczne. W pewnym momencie zatrzyma� rower i kiedy tak balansowa� bez ruchu, Vladimir i Yoffe, wci�� poruszaj�c si� z t� sam� niebywa�� precyzj�, zacz�li hu�ta� si� na pr�cie coraz mocniej i mocniej, a� w ko�cu stan�li na nim na r�kach. Widzowie zamarli w grobowej ciszy - nie tylko dlatego, �e chcieli odda� ho�d znakomitym linoskoczkom, ale r�wnie� dlatego, �e w dole na arenie zobaczyli Neubauera i jego stado nubijskich lw�w, z kt�rych ka�dy spogl�da� w g�r� t�sknie i �akomie. Kiedy bracia zako�czyli popis, widownia najpierw wyda�a jedno d�ugie, zbiorowe westchnienie ulgi, a dopiero potem zerwa�a si� z miejsc i zgotowa�a artystom kolejn� stoj�c� owacj�, r�wnie gor�c� i d�ugotrwa�� jak poprzednia. - Starczy. JU� do�� zszarga�em sobie nerwy jak na jeden wiecz�r - oznajmi� Pilgrim. - Wrinfield wyjdzie teraz za mn�. Je�li wracaj�c na miejsce otrze si� o ciebie, b�dzie to znaczy�o, �e Bruno got�w jest z nami rozmawia�. Wtedy, po sko�czonym spektaklu, Wrinfield ruszy dyskretnie za tob�. Nie rozgl�daj�c si� i nie daj�c nikomu �adnych znak�w Pilgrim wsta� leniwie z �awy i skierowa� si� do wyj�cia. Niemal natychmiast Wrinfield uczyni� to samo. Kilka minut p�niej obaj m�czy�ni siedzieli w biurze Wrinfielda, troch� ciasnym, lecz urz�dzonym z luksusem, o jakim marzy ka�da sekretarka. Wrinfield mia� te� drugie biuro w pobli�u areny, du�o wi�ksze, cho� do�� obsk�rne, w kt�rym za�atwia� wi�kszo�� interes�w, w tamtym jednak nie by�o barku. Poniewa� wyda� zakaz spo�ywania alkoholu na terenie cyrku, sam go r�wnie� przestrzega�. Biuro, w kt�rym si� teraz znajdowali, by�o cz�stk� z�o�onej i znakomicie zorganizowanej ca�o�ci sk�adaj�cej si� na ruchomy dom. Tym domem by� poci�g, w kt�rym spa�a wi�kszo�� artyst�w i pracownik�w cyrku, ��cznie z jego dyrektorem. Wyj�tek stanowi�o kilku upartych indywidualist�w, kt�rzy woleli przemierza� bezkresne przestrzenie Stan�w ZJednoczonych i Kanady w�asnymi domami na k�kach. KIedy cyrk wyrusza� w tras�, poci�giem podr�owa�y r�wnie� wszystkie zwierz�ta; na ko�cu sk�adu, na czterech ogromnych platformach poprzedzaj�cych brek, jecha� ca�y sprz�t niezb�dny do sprawnego funkcjonowania cyrku, w tym traktory i d�wigi. W sumie poci�g by� drobnym cudem pomys�owo�ci, planowania i gospodarno�ci. Zreszt�, mo�e wcale nie takim drobnym: mia� blisko kilometr d�ugo�ci. - Bruno jest dok�adnie tym, o kogo mi chodzi - o�wiadczy� Pilgrim, bior�c szklank� z trunkiem. - My�li pan, �e si� zgodzi? Je�li nie, chyba nie pozostanie nam nic innego jak odwo�a� wasze europejskie tourn~ee. - Zgodzi si�, a to z trzech powod�w. - Spos�b m�wienia Wrinfielda pasowa� do jego wygl�du; by� r�wnie staranny, precyzyjny i g�adki. - Po pierw- sze, jak pan zauwa�y�, poj�cie strachu jest mu zupe�nie obce. Po drugie, cechuje go - jak wi�kszo�� �wie�o naturalizowanych Amerykan�w - tak wielka mi�o�� do przybranej ojczyzny, �e pa�skie i moje uczucia patriotyzmu ca�kiem przy niej bledn�. Wprawdzie ma obywatelstwo ju� od pi�ciu lat, ale co to jest pi�� lat? I po trzecie, ma do za�atwienia ze swoj� dawn� ojczyzn� spore porachunki. - Teraz pan z nim porozmawia? - Tak. Czy potem przyprowadzi� go do pana? - Jestem ostatni� osob�, z kt�r� powinien si� pan kontaktowa�. Najlepiej b�dzie, �eby jak najrzadziej widywano pana w moim towarzystwie. I prosz� trzyma� si� z dala od naszej siedziby; ca�y batalion obcych agent�w wysiaduje w s�o�cu nie spuszzczaj�c z oczu drzwi. Spotkacie si� panowie z pu�kownikiem Fawcettem; to ten jegomo�� w mundurze, kt�ry siedzia� obok mnie. KIeruje naszymi dzia�aniami w Europie Wschodniej i orientuje si� we wszystkim znacznie lepiej ode mnie. - My�la�em, �e w waszej organizacji nie ma wojskowych, panie Pilgrim. - Bo nie ma. To jego przebranie. Upodoba� je sobie do tego stopnia, �e cz�ciej mo�na go spotka� w mundurze ni� po cywilnemu. Dlatego wszyscy nazywaj� go "Pu�kownikiem". Ale prosz� nie da� si� zwie�� pozorom. To �wietny fachowiec. Fawcett doczeka� do ko�ca spektaklu, sumiennie oklaska� artyst�w, po czym wsta� i wyszed�, nie patrz�c w stron� Wrinfielda, kt�ry wcze�niej da� mu zna�, �e pomy�lnie wype�ni� swoj� misj�. OPu�ciwszy gmach cyrku, szed� wolno, mimo coraz rz�si�ciej padaj�cego deszczu, �eby przypadkiem Wrinfield nie straci� go z oczu w ciemno�ci. Wreszcie dotar� do wielkiego, czarnego wozu, kt�rym przyby� tu razem z Pilgrimem, i usiad� na tylnym siedzeniu. Na drugim ko�cu z twarz� g��boko w cieniu, ju� kto� siedzia�. - Dobry wiecz�r. Nazywam si� Fawcett - powiedzia� Fawcett. - Mam nadziej�, �e nikt pana nie �ledzi�? - Nikt - odpar� za siedz�cego kierowca. - Patrzy�em ca�y czas. - Spojrza� na mokre od deszczu szyby. - W taki wiecz�r ma�o komu si� chce wsadza� nos w cudze sprawy. - To prawda. - Fawcett zwr�ci� si� do ledwo widocznej postaci. - Mi�o mi pana pozna�. - Westchn��. - Przepraszam za te nasze melodramatyczne metody w typie p�aszcza i szpady, ale nic ju� na to nie poradz�. Po prostu wesz�y nam w krew. MUsimy poczeka� na pa�skiego przyjaciela... O, ju� jest. Otworzy� drzwi, �eby wpu�ci� Wrinfielda. Mimo ciemno�ci wida� by�o, �e na twarzy dyrektora nie maluje si� wyraz radosnej beztroski. - Na Poynton Street, Barker - poleci� Fawcett. Barker skin�� w milczeniu g�ow� i samoch�d ruszy�. Nikt si� nie odzywa�. Wrinfield, wyra�nie przygn�biony, przez chwil� kr�ci� si� niespokojnie, a� w ko�cu oznajmi�: - Chyba kto� za nami jedzie. - �mia�by nie jecha�! - obruszy� si� Fawcett. - Natychmiast wyla�bym go z roboty. Jego zadaniem jest pilnowa�, �eby nikt za nami nie jecha�. Dlatego jedzie. Rozumie pan? - Tak, tak, rozumiem - odpar� Wrinfield, cho� s�dz�c po jego tonie, nie by�o to wcale takie pewne. Mina dyrektora stawa�a si� coraz bardziej nieszcz�liwa w miar� jak w�z zbli�a� si� do dzielnicy slums�w, a kiedy zatrzymali si� na s�abo o�wietlonej ulicy, przed obsk�rnym, podejrzanie wygl�daj�cym budynkiem, jego twarz przybra�a wr�cz p�aczliwy wyraz. - Co za pod�a dzielnica - powiedzia� sm�tnie. - A ten budynek wygl�da jak dom publiczny! - Nie myli si� pan; to jest dom publiczny. Nale�y do naszej agencji. Bardzo si� przydaje. Niech pan tylko pomy�li; kto by si� spodziewa�, �e dyrektor Tesco Wrinfield przekroczy pr�g burdelu? Uprzejmie zapraszam do �rodka. Rozdzia� drugi Jak na tak podejrzane miejsce, usytuowane w tak podejrzanej dzielnicy, salon by� zdumiewaj�co wygodnie urz�dzony, aczkolwiek osoba, kt�ra aran�owa�a wn�trze, musia�a mie� lekkiego bzika na punkcie czerwieni, gdy� kanapa, fotele, dywan i grube zas�ony by�y w r�nych odcieniach tej w�a�nie barwy. Zebrani nie palili; pali� si� jedynie ogie� w kominku, daremnie pr�buj�c stworzy� domow� atmosfer�. Wrinfield i Bruno siedzieli w fotelach, Fawcett nalewa� trunki z barku na k�kach. - Prosz� jeszcze raz powt�rzy� to, co pan m�wi� o antymaterii - powiedzia� po namy�le Bruno. Fawcett westchn��. - Tego si� w�a�nie obawia�em - rzek�. - Za pierwszym razem posz�o mi ca�kiem nie�le, ale niech pan pami�ta, �e ja si� tego wszystkiego nauczy�em na pami�� i wyrecytowa�em jak papuga. Sam nie do ko�ca to rozumiem. Wr�czy� Wrinfieldowi przyrz�dzonego drinka, a Brunowi szklank� wody sodowej, po czym podrapa� si� po brodzie. - No dobrze, spr�buj� raz jeszcze, troch� prostszymi s�owami. MO�e sam wreszcie zaczn� co� kapowa�. Materia, jak powszechnie wiadomo, sk�ada si� z atom�w. A atomy sk�adaj� si� z najr�niejszych cz�stek; z�o�ono�� atomu przysparza naukowcom wci�� nowych problem�w im wi�cej si� dowiaduj�. Ale nam laikom wystarczy wiedzie�, �e podstawowymi sk�adnikami atom�w s� neutrony, elektrony i protony. Na ziemi i pewnie w ca�ym naszym wszech�wiecie, elektrony maj� �adunki ujemne, a protony dodatnie. Naukowcy jednak nie maj� �atwego �ycia; zaledwie w tym roku stwierdzono istnienie cz�stek, B�g wie z czego z�o�onych, kt�re poruszaj� si� z pr�dko�ci� wielokrotnie wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a. Dla tych przedstawicieli �wiata nauki, kt�rzy �lepo wierzyli, �e nic nie jest w stanie porusza� si� szybciej ni� �wiat�o, czyli dok�adnie dla wszystkich, by� to przykry szok. Ale wspominam o tym tylko na marginesie. Spojrza� na swoich rozm�wc�w, po czym ci�gn�� dalej: - Jaki� czas temu dw�ch astronom�w, Dicke i Anderson, dokona�o r�wnie niewygodnego odkrycia; na podstawie swoich oblicze� udowodnili, �e musz� istnie� dodatnio na�adowane elektrony. Obecnie nikt ju� tego nie kwestionuje; nazywane s� pozytonami. P�niej, jakby sprawa by�a nie do�� skomplikowana, w Berkeley odkryto antyprotony, posiadaj�ce przeciwny �adunek ni� protony. Antymateria to nic innego jak po��czenie pozyton�w i antyproton�w. Kto nie traktuje powa�nie mo�liwo�ci jej istnienia, po prostu nie jest powa�nym naukowcem. Ka�dy powa�ny naukowiec wie natomiast, �e zderzenie elektronu z pozytonem, protonu z antyprotonem, lub zderzenie takich par mia�oby niezwykle gro�ne konsekwencje. Nast�pi�aby anihilacja zderzaj�cych si� cz�stek, a ich masa spoczynkowa zamieni�aby si� w zab�jcze promienie gamma; towarzysz�ca si�a wybuchu zmiot�aby z powierzchni ziemi wszystko na obszarze kilkuset kilometr�w kwadratowych. Naukowcy s� zgodni co do jednego: gdyby zaledwie dwa gramy antymaterii spad�y na ZIemi� od strony przeciwnej S�o�ca, mog�yby nie tylko zniszczy� wszelkie formy �ycia, ale r�wnie� wypchn�� Ziemi� z jej orbity i pos�a� w kierunku S�o�ca. O ile, oczywi�cie, ziemia nie rozpad�aby si� od wybuchu. - Weso�a prognoza - powiedzia� Wrinfield. Nie wygl�da� na zbyt przekonanego. - Nie chc� pana urazi�, ale to wszystko brzmi mi na fantastyk� popularnonaukow�, i to do�� niskiego lotu. - MNie r�wnie�. Ale ufam swoim zwierzchnikom. Zreszt�, powoli zaczynam w to wierzy�. - Chwileczk�. Ta antymateria nie wyst�puje nigdzie na ziemi, prawda? - Poniewa� posiada t� nieprzyjemn� w�a�ciwo��, �e niszczy wszelk� materi�, kt�ra si� z ni� styka, to chyba zrozumia�e samo przez si�. - W takim razie sk�d si� bierze? - A sk�d u licha mam wiedzie�! - Fawcett nie zamierza� traci� panowania nad sob�, ale bardzo nie lubi� st�pa� po obcym i grz�skim gruncie, w dodatku po omacku. - Zak�adamy, �e poza naszym wszech�wiatem nie istnieje �aden inny. Ale czy to prawda? Mo�e jest gdzie� jeszcze jeden, albo kilka? Zgodnie z najnowsz� my�l� naukow�, je�li istniej� inne wszech�wiaty, to ca�kiem prawdopodobne, �e przynajmniej cz�� z nich sk�ada si� z antymaterii. - Na moment zas�pi� si�. - Je�li w takim wszech�wiecie mieszkaj� inteligentne istoty, to zapewne dla nich nasz wszech�wiat sk�ada si� z antymaterii. A mo�e jest to niezmiernie rzadka substancja, kt�rej odrobina powsta�a przypadkowo, kiedy si� tworzy�? Kt� to mo�e wiedzie�? - A wi�c to wszystko s� tylko spekulacje - stwierdzi� Bruno. - Hipotezy. Teoretyczne rozwa�ania. Nie ma �adnych dowod�w, prawda, pu�kowniku? - Naszym zdaniem s�. Prosz� mi wybaczy� t� liczb� mnog�. - Fawcett u�miechn�� si� przepraszaj�co. - W tysi�c dziewi��set �smym roku wydarzy�o si� co�, co mog�o poch�on�� najwi�cej ofiar w historii ludzko�ci; szcz�ciem, wydarzy�o si� na niezamieszkanym obszarze p�nocnej Syberii. KIe