10061

Szczegóły
Tytuł 10061
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10061 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10061 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10061 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert Newcomb Kroniki krwi i kamienia tom 02 Wrota �witu Tytu� orygina�u The Gates of Dawn Prze�o�y� Pawe� Kruk Wydanie angielskie: 20003 Wydanie polskie: 2004 Dla moich rodzic�w, Harry�ego i Muriel PODZI�KOWANIA Pragn� podzi�kowa� tym, kt�rzy pomogli mi napisa� ju� drug� moj� powie��. Dzi�kuj� mojemu agentowi, Mattowi Bialerowi, kt�rego wiara we mnie, jak si� zdaje, nigdy nie s�abnie, a tak�e mojej niezwykle cierpliwej redaktorce, Shelly Shapiro, pe�ni�cej rol� mojego literackiego �yroskopu. Dzi�kuj� r�wnie� specjalistce od reklamy, Colleen Lindsay, i wszystkim innym z Del Ray, kt�rzy przyczynili si� do sukcesu moich powie�ci. Ogromne podzi�kowania nale�� si� tak�e licznym ksi�garzom, kt�rzy zaznajamiaj� czytelnik�w ze �wiatem fantastyki. I wreszcie - co nie znaczy, �e jej udzia� w moim sukcesie jest najmniejszy - dzi�kuj� mojej �onie, kt�ra zach�ci�a mnie do podj�cia tego wyzwania. B�ogos�awione dzieci, w kt�rych �y�ach p�ynie szlachetna krew. One s� przysz�o�ci� sztuki i praktyk znanych pod nazw� mocy. Bo bez �askawej strony sztuki wszelkie przejawy porz�dku i dobroci obr�c� si� w proch, kt�ry wiatr rozwieje. A wtedy za tymi samymi niewinnymi istotami - dzie�mi - b�dziemy rozpacza� w niesko�czono��... Z DZIENNIKA WlGGA, BY�EGO PIERWSZEGO CZARNOKSIʯNIKA RADY CZARNOKSIʯNIK�W Prolog S�udzy A po tym go poznacie - b�dzie to ohydny mutant, kt�ry zostanie wybrany, aby poprowadzi� nar�d przeciwko Wybra�cowi. A jego �wiadomo�� b�dzie po cz�ci umys�em obdarzonych darem, a po cz�ci umys�em przekl�tych. Lecz jego prawdziwym przewodnikiem b�dzie umys� jednego z potomk�w Wybra�ca. I b�dzie panowa� w podziemiu, gdzie na jego us�ugach pozostanie niewolnica - a, kt�ra b�d�c potomkiem jego najwi�kszego wroga, zasi�dzie u boku swojego pana, kt�ry zniewoli j� swoj� nieprawo�ci�. A morderca na jego us�ugach b�dzie pomaga� zaspokoi� ��dze ohydnego mutanta... STRONA 673, ROZDZIA� PIERWSZY KSI�GI PRZEPOWIEDNI KODEKSU Podni�s� powoli r�k�, by dotkn�� g�stej, ciep�ej cieczy sp�ywaj�cej z boku g�owy, cieczy, kt�r� tak bardzo kocha� i nienawidzi� zarazem. Z przyjemno�ci� zanurzaj�c palce w ��tym p�ynie, po raz tysi�czny pomy�la� o tym, czym si� sta�. �owca krwi. Znowu krwawi�, pomy�la� i u�miechn�� si� do siebie. Cho� w rzeczywisto�ci to nie jest krew. Ragnar, na wp� cz�owiek i czarnoksi�nik, na wp� �owca krwi, podszed� do o�wietlonego blaskiem �wiec lustra wisz�cego na przeciwleg�ej �cianie. Spojrza� uwa�nie na stru�k� cieczy, kt�ra �cieka�a mu po twarzy z niewielkiej, nigdy nie goj�cej si� rany na prawej skroni. Zada� mu j� ponad trzysta lat temu czarnoksi�nik Wigg, niegdy� pierwszy czarnoksi�nik Rady, twierdz�c, �e to pomo�e go wyleczy� - a mo�e nawet pozwoli mu zaj�� miejsce w�r�d czarnoksi�nik�w Rady. Lecz tak si� nie sta�o. A potem Wigg zaj�� si� innymi sprawami, pozostawiaj�c Ragnara w m�kach uzale�nienia w tym na wp� zmutowanym stanie. Kiedy spojrza� w lustro, zobaczy� l�ni�c� �ys� g�ow�, wyd�u�one u do�u uszy i d�ugie, ostre k�y �owcy krwi. Przekrwione, niebieskoszare oczy patrzy�y na niego z lustra, wyra�aj�c g��d, kt�ry mog�a zaspokoi� jedynie zemsta. A przecie� jestem kim� wi�cej ni� tylko bezmy�lnym �owc�, rozmy�la�. W po�owie by� cz�owiekiem czarnoksi�nikiem. Wigg nie mia� poj�cia, �e on wci�� �yje. Wigg powr�ci� wreszcie do Eutracji, pomy�la� z zadowoleniem. A z nim przybyli te� oboje Wybra�cy. U�miechn�� si�. Dziecko si� ucieszy. Podoba�y mu si� zmiany, jakich dziecko dokona�o w kamiennej fortecy. Pok�j, kt�rego odbicie widzia� w lustrze, jego prywatny salon, by� niezwykle okaza�y. �ciany zbudowano z marmuru o najciemniejszym odcieniu czerwieni. �cienne lichtarze i �wiece nieustannie wype�nia�y pok�j �agodnym blaskiem. Salon ozdabia�y tak�e barwne, zbytkowne meble, misternie tkane dywany oraz najr�niejsze dzie�a sztuki. Jednak cierpki, kwaskowaty zapach cieczy s�cz�cej si� z rany kaza� mu powr�ci� my�lami do jego bie��cego zadania. Nie mo�e si� zmarnowa� ani kropla, pomy�la�. Wsun�� do ust dwa palce mokrej ju� od cieczy d�oni i niemal natychmiast poczu� jej piek�cy �ar, kt�ry przep�yn�� przez jego cia�o, dra�ni�c go. Ciecz by�a jego przekle�stwem i b�ogos�awie�stwem zarazem. Odwracaj�c si� do drugiej osoby w pokoju, zapyta�: - Jeste� gotowy? - Zabrzmia�o to bardziej jak rozkaz ni� pytanie. - Tak - pad�a odpowied�. Ragnar spojrza� na Pijawk�, osobistego s�ug� i szpiega, a tak�e zaufanego morderc�. Wysoki i przera�liwie chudy, Pijawka mia� lisi� twarz i ciemne, d�ugie w�osy. By� sierot�, a przydomek, kt�ry otrzyma� na pocz�tku swojej przest�pczej kariery na ulicach Tammerlandu, idealnie do niego pasowa�. Zna� ka�dy zau�ek zniszczonego miasta, a tak�e wielu spo�r�d tych, kt�rzy wci�� tam mieszkali - ludzi, kt�rzy mogli si� okaza� szczeg�lnie przydatni, zw�aszcza teraz, kiedy pod nieobecno�� Gwardii Kr�lewskiej Tammerlandem zaw�adn�y zbrodnia i przemoc. Pijawka trzyma� w d�oni niewielkie szklane naczynie, z kt�rego dna odchodzi�a rurka. Na jej ko�cu znajdowa�a si� ig�a. Mi�dzy ig�� a naczyniem po��czonym z rurk� tkwi�a prosta drewniana r�czka. Pijawka u�miechn�� si�, ods�aniaj�c kilka ciemnych zepsutych z�b�w. - Wszystko gotowe - powiedzia� wysokim, d�wi�cznym g�osem. - A zatem zaczynajmy - odpar� Ragnar. Zaj�wszy miejsce na jednym z ozdobnych krzese�, �owca krwi patrzy�, jak Pijawka podchodzi do niego ze szklanym naczyniem w d�oni. Nast�pnie s�uga delikatnie umie�ci� ig�� w ranie z boku g�owy Ragnara. - Mo�esz kontynuowa� - powiedzia� Ragnar i zamkn�� oczy. Pijawka zacz�� ostro�nie pompowa� drewnian� r�czk�. ��ta ciecz, kt�ra dot�d s�czy�a si� swobodnie z rany, teraz pop�yn�a rurk� i zacz�a wype�nia� szklane naczynie. Ragnar siedzia� spokojnie, niemal w b�ogim zadowoleniu, poniewa� wiedzia�, �e wkr�tce zgromadzi do�� cennego p�ynu, by wystarczy�o mu na kolejny miesi�c. Kiedy naczynie by�o ju� pe�ne, Pijawka wyj�� ig�� z rany i otworzy� naczynie. - Jak zwykle? - zapyta�. - Dwie trzecie dla ciebie, jedna trzecia dla mnie? - Tak - odpowiedzia� Ragnar. - Tylko rozs�dnie to zu�yj. Wigg i Wybraniec wkr�tce tu przyb�d� i czas naszego zwyci�stwa jest ju� bliski. - Na jego ustach pojawi� si� cie� u�miechu, gdy pomy�la� o tym, �e znowu ujrzy pierwszego czarnoksi�nika i b�dzie mia� okazj� po raz pierwszy zobaczy� Wybra�ca. - Czarnoksi�nik i Wybraniec przekln� dzie�, w kt�rym nas znajd� - powiedzia� cicho. Pijawka si�gn�� po naczynie. Uwa�aj�c, by nie dotkn�� cieczy, przela� ostro�nie g�sty, ��ty p�yn do dw�ch innych pojemnik�w. Wi�kszy z nich odda� Ragnarowi, kt�ry natychmiast zanurzy� w nim dwa palce prawej d�oni i wsun�� je do ust, zamykaj�c oczy z rozkoszy. Pijawka odstawi� swoje naczynie na marmurowy stolik stoj�cy nieopodal i spojrza� na Ragnara. - Wzywa ci� - rzuci� kr�tko. �owca krwi przesta� oblizywa� palce i postawi� naczynie na stole obok drugiego pojemnika. - W takim razie musz� wiedzie�, jakie masz osi�gni�cia. Pijawka przyni�s� sk�rzan� torb� z drugiego ko�ca pokoju, po czym otworzy� j� i wytrz�sn�� jej zawarto�� na pod�og�. Ragnar u�miechn�� si�. - Ilu dzisiaj? - zapyta�. - Ponad trzydziestu, panie - odpar� Pijawka, a na jego ustach pojawi� si� przebieg�y u�miech. - Tym razem posz�o jeszcze �atwiej. - A zatem stworzenia dziecka okazuj� si� bardziej skuteczne, ni� s�dzili�my - powiedzia� Ragnar w zamy�leniu. - Spojrza� na �upy le��ce na pod�odze. Ma�e, kwadratowe i bez w�tpienia dopiero co zdj�te z ofiar. By�y to kawa�ki ludzkiej sk�ry. Na ka�dym z dopiero co wyci�tych p�at�w widnia� identyczny tatua�: idealny wizerunek krwistoczerwonego kamienia o r�wnych �ciankach. Z niekt�rych kawa�k�w jeszcze kapa�a krew. Szlachetna krew. Ragnar u�miechn�� si�. Dzie� stawa� si� coraz bardziej interesuj�cy. - A konsulowie, z kt�rych je zdj��e�? Gdzie s�? - zapyta�. - Pod ziemi�, jak zwykle, panie - odpar� Pijawka. - Natomiast szlachetnie urodzone dzieci, kt�re uda�o si� schwyta�, zosta�y oddzielone od ojc�w. - Dobra robota - odpowiedzia� Ragnar. - Zanim przyb�d� nasi honorowi go�cie, musimy mie� pod kontrol� jak najwi�cej cz�onk�w Bractwa ogo�oconych z ich znak�w. Dziecko ucieszy si�, �e uda�o nam si� pochwyci� ich tak wielu w ci�gu tylko jednego dnia, pomy�la�. - P�jd� do niego. Ragnar odwr�ci� si� i opu�ci� pok�j; jego powolne, ci�kie kroki na l�ni�cej marmurowej posadzce by�y dziwnie przyt�umione. Pokonywa� kolejne korytarze, a� wreszcie zatrzyma� si� przed masywnymi drzwiami z najlepszego czarnego marmuru. Spod drzwi s�czy� si� intensywnie niebieski blask, kt�ry rozlewa� si� po pod�odze. Zauwa�y�, �e jest o wiele ja�niejszy ni� bardziej przy�mione, jakby efemeryczne jarzenie, kt�re towarzyszy�o dzia�aniom os�b mniej zaawansowanych w sztuce. Wydawa�o si�, �e jest wr�cz czym� namacalnym, czego mo�na dotkn��. Jego aura jest coraz ja�niejsza, pomy�la� �owca. Wiedza i moc rosn� z ka�dym dniem. A Wybraniec nie rozpocz�� jeszcze swojej edukacji, nie wie te�, �e dziecko �yje. Stoj�c tak przed drzwiami, Ragnar przypomnia� sobie tamten nie tak odleg�y dzie�, kiedy dziecko, w�a�ciwie niemowl�, dos�ownie zmaterializowa�o si� przed nim i przem�wi�o do niego. Nakazuj�c mu pos�usze�stwo, dziecko wyja�ni�o po cz�ci Ragnarowi, sk�d przybywa i dlaczego. A �owca krwi, wys�uchawszy niesamowitej opowie�ci, ch�tnie ofiarowa� mu swoje us�ugi. Wreszcie Ragnar zebra� si� w sobie i powoli otworzy� ogromne drzwi, po czym wszed� do sali. W zupe�nej ciszy ma�y ch�opiec unosi� si� w powietrzu nad marmurow� pod�og�, milcz�cy i nieruchomy. Spowija�a go niezwykle intensywna lazurowa aura. Kiedy Ragnar widzia� go poprzednim razem, ch�opiec wygl�da� na osob� w �smej Porze Nowego �ycia. Ju� wtedy posiada� ogromn� moc. Teraz wygl�da� na dziesi�� lat. Trwa� tak ca�kowicie poch�oni�ty tym, co le�a�o na stole przed nim. Kodeks, wielka ksi�ga Klejnotu. Skupienie i spok�j malowa�y si� na twarzy ch�opca, kt�ry wpatrywa� si� w stronice Kodeksu. Oczy mia� niesko�czenie ciemnoniebieskie i lekko sko�ne ku g�rze w zewn�trznych k�cikach, podobnie jak oczy jego matki, co czyni�o jego urod� nieco egzotyczn�. Mia� wystaj�ce ko�ci policzkowe, mocno zarysowan� szcz�k� i zmys�owe usta. Czarne, proste, l�ni�ce i jedwabiste w�osy si�ga�y niemal szerokich bark�w. Jego prosta, pozbawiona ozd�b, nieskazitelnie bia�a szata powiewa�a nieustannie, nie tkni�ta blaskiem aury, kt�ra go spowija�a, a nawet rozlewa�a si� dalej na zewn�trz. Ragnar kl�kn�� na oba kolana. - Wzywa�e� mnie, panie? - zapyta� i sk�oni� g�ow�. Wydawa�o mu si�, �e kl�czy przed bogiem. Kiedy ch�opiec zmru�y� ciemne oczy, z�ocone na brzegach stronice wielkiej ksi�gi same zacz�y si� przewraca�. Czyta� je w okamgnieniu - szybciej, ni� Ragnar potrafi�by sobie to wyobrazi�. W g�uchej ciszy wype�niaj�cej pok�j kolejne strony przewraca�y si� b�yskawicznie. Dziecko nie potrzebowa�o nawet Klejnotu, by czyta� Kodeks; wcze�niej powiedzia�o Ragnarowi, �e jego rodzice �w g�rze� wyposa�yli je w dar, kt�ry mu to umo�liwia. Kiedy w ci�gu zaledwie kilku chwil przewr�ci�o si�, jak si� domy�la� Ragnar, co najmniej kilkaset stron ksi�gi, dziecko spojrza�o wreszcie na �owc� i zatrzyma�o wzrok na ranie z boku jego g�owy. - Ciecz pop�yn�a? - zapyta�o cicho. M�odzie�czy g�os nie brzmia� potulnie ani s�abo. - Tak, m�j panie - odpowiedzia� Ragnar. - Zebra�em do�� dla moich potrzeb, a tak�e dla Pijawki. - A martwy konsul, kt�ry mia� by� przygotowany? - zapyta�o dziecko. Gdy Ragnar skin�� potakuj�co g�ow�, m�wi�o dalej. - Ka� zanie�� jego cia�o, z tatua�em, do pa�acu. Je�li chodzi o pozosta�ych, to w�a�nie poddaj� ich zakl�ciu przyspieszonego uleczenia. Ch�opiec z oboj�tnym wyrazem twarzy ponownie skierowa� uwag� na ksi�g�. Stronice zacz�y si� przewraca� z niewiarygodn� szybko�ci�. Jego umiej�tno�ci rosn� z ka�dym dniem, pomy�la� Ragnar. - A piskl�ta? - zapyta� �owca. - Dobrze si� sprawuj�? - Tak - odpowiedzia� ch�opiec, nie patrz�c na niego. - Mutacja pierwszego pokolenia zosta�a zako�czona. - Zamilk� na moment. - Wybra�cy i pierwszy czarnoksi�nik powr�cili do Eutracji - zacz�� m�wi� po chwili. - Jest te� z nimi okaleczony czarnoksi�nik z Lasu Cieni. Wyczuwam znowu zm�con�, s�ab� energi� mocy, tej zarazy, kt�ra skazi�a szlachetn� krew obu czarnoksi�nik�w. - Je�li wolno mi co� powiedzie�, panie - rzeki Ragnar - m�drze post�pi�e�, przenosz�c Kodeks w to miejsce. - Zamilk� na chwile., zastanawiaj�c si�, czy aby nie posuwa si� za daleko. - Czy twoja lektura dobrze przebiega? Ch�opiec ponownie spojrza� na niego, a na jego ustach zaigra� drwi�cy u�mieszek. - Kodeks mnie bawi, nic wi�cej - powiedzia�. - To wspania�e dzie�o, jakim mia� by�, okaza�o si� nudne i akademickie. Ale jest interesuj�ce z historycznego punktu widzenia, jako �e zosta�o napisane przez Tych, Kt�rzy Przybyli Wcze�niej. W rzeczywisto�ci nie potrzebuj� ksi�gi, �eby pos�ugiwa� si� magi�. Nie b�dzie mi te� potrzebny Klejnot, to �wiecide�ko tak przez nich cenione. Dziecko spojrza�o na ogromn� poz�acan� ksi�g� i natychmiast jej strony zacz�y si� przewraca� z niewiarygodn� szybko�ci�. - Ci, kt�rych szukamy, wkr�tce tu przyb�d� - powiedzia�o nieoczekiwanie - wi�c wszystko musi by� gotowe. Czas rozpu�ci� wie�ci o powrocie Wybra�ca i og�osi� nagrod� za jego g�ow�, jako �e zabi� swojego ojca. Czarnoksi�nicy nie dopuszcz� do schwytania go, lecz istniej� inne powody, dla kt�rych podj��em moje dzia�ania. I tak ich nie zrozumiesz. - Ch�opiec spojrza� na �owc�. - Bez w�tpienia schronili si� w Reducie Rady - powiedzia�. - Ale my nie musimy tam i��, poniewa� oni przyjd� do nas. I niebawem m�j ojciec z tego ni�szego, gorszego �wiata dowie si� o moim istnieniu. - Tak, m�j panie - odpar� Ragnar pos�usznie. Mimo �e nie otrzyma� �adnego polecenia, �owca krwi domy�li� si�, �e audiencja dobieg�a ko�ca. Wsta� i wyszed� z komnaty. I cho� zamkn�� za sob� drzwi, blask aury dziecka rozla� si� po pod�odze, wnikaj�c w ciemno�� kr�tych korytarzy. CZʌ� PIERWSZA �cigany ROZDZIA� 1 I stanie si� tak, �e Wybra�cy, przez wzgl�d na swoje dary, b�d� cierpieli m�ki. On m�ki krwi, ona m�ki umys�u. Bo musz� znie�� wszystkie te cierpienia, by mogli ujrze� prawdziw� sztuk� magii. STRONA 1016, ROZDZIA� PIERWSZY KSI�GI MOCY Tristan z rodu Galland�w u�miechn�� si� do siebie, spogl�daj�c na swoj� bli�niaczk� Shailih�. Przygl�da� si�, jak �pi, podobnie jak robi� to wielokrotnie ostatnimi czasy. Znajdowali si� w Reducie Rady, sekretnym miejscu, w kt�rym pobierali nauki liczni konsule Reduty, pomniejsi czarnoksi�nicy w Eutracji. Tutaj Tristan po raz pierwszy wyzna� z niech�ci� nie�yj�cemu ju� ojcu i zamordowanym czarnoksi�nikom z Rady swoj� tajemnic� dotycz�c� odkrycia Pieczar Klejnotu. Cho� by�y to dla niego niezwykle bolesne i trudne chwile, z ca�ego serca pragn�� teraz, by powr�ci�y. Szcz�liwe czasy, pomy�la�. Zanim jeszcze zacz�o si� to ca�e szale�stwo. W chwilach spokoju jego znu�ony umys� wci�� pr�bowa� przekona� serce, �e tak niedawne wydarzenia s� odleg�� przesz�o�ci�. Jakby min�y lata. A przecie� up�yn�y zaledwie miesi�ce. Poniewa� tak wiele si� zmieni�o, wci�� wydawa�o mu si� czasem, �e to tylko sen. Nie, pomy�la� wpatrzony w pi�kn� twarz Shailihy. To nie by� sen, tylko koszmar. Z kt�rego budzi si� wreszcie Shailiha. Przeczesawszy palcami czarne w�osy, rozprostowa� nogi i podszed� do ko�yski, w kt�rej spa�a Morganna, c�reczka Shailihy. Dziewczynka, mimo ��e przysz�a na �wiat w tak przera�aj�cych okoliczno�ciach, by�a zdrowa i silna. Urodzi�a si� w tym samym dniu, w kt�rym Tristan zabi� czarownice z Sabatu i Kluge�a, ich s�ug�. Przysz�a na �wiat w Parthalonie, zanim Wigg, Gcldon, Shailiha, Morganna i Tristan wr�cili wreszcie do Eutracji. �za zakr�ci�a mu si� w oku, kiedy pomy�la� o tym, kt�rego musia� zostawi� na tamtej ziemi. Dr�a�a przez chwil� na jego powiece, a� wreszcie pop�yn�a po policzku. M�j syn, m�j pierworodny, nie prze�y�, by m�c powr�ci� z nami. Nigdy si� z tym nie pogodz�. Wybacz mi, Nicholasie. Wci�gn�� g��boko powietrze i spojrza� na sufit, usi�uj�c przypomnie� sobie, jak wygl�da� pa�ac przed straszliwym najazdem Sabatu i S�ug Dnia i Nocy. To by� jego dom pe�en rado�ci, �ycia i mi�o�ci. Pokr�ci� g�ow�, wci�� oszo�omiony tym wszystkim i faktem, �e teraz jest nowym panem s�ug. Ponad trzystutysi�czna armia tych skrzydlatych istot wymordowa�a jego rodzin�, czarnoksi�nik�w z Rady oraz znaczn� cz�� ludno�ci Eutracji. Ta ogromna si�a o niewiarygodnym potencjale wci�� czeka w Parthalonie na jego rozkazy. Tak wiele si� zmieni�o, rozmy�la�. I ja musz� si� dostosowa� do tych zmian. Kiedy spojrza� nad ko�ysk� na lustro na �cianie, ujrza� dojrza�ego m�czyzn�, kt�ry zabija� i got�w by� zabi� ponownie w razie potrzeby, aby broni� rodziny. M�czyzn�, kt�ry odkry� wiele tajemnic dotycz�cych w�asnej osoby i wie, �e wci�� ma jeszcze wiele do poznania. Patrzy� na swoje d�ugie czarne w�osy, ciemnoniebieskie oczy, zapadni�te policzki i usta, kt�re niekt�rzy opisaliby jako okrutne. Opr�cz czarnych bryczes�w mia� na sobie te same wysokie buty i sk�rzan� kamizelk� �ci�gni�t� rzemieniem na nagiej piersi, kt�re nosi� przez ostatnie miesi�ce. Miecz s�ug, kt�rym zmuszony by� zabi� ojca, spoczywa� w czarnej, zdobionej pochwie zawieszonej z ty�u prawego barku obok pochwy z no�ami. Ta znajoma, a zarazem obca mu posta� spogl�da�a na niego z lustra ze spokojem, p�yn�cym z wiedzy zdobytej z takim b�lem: �e jest Wybra�cem oraz jedyn� osob� na �wiecie, w kt�rej �y�ach p�ynie lazurowa krew. Niebawem Wigg i Faegan zechc�, aby zacz�� poznawa� tajniki sztuki. Dia dobra Eutracji - poniewa� jego nar�d tak bardzo go potrzebuje. Podr� z Lasu Cieni do Tammerlandu by�a bardzo m�cz�ca ze wzgl�du na Shailih� i czarnoksi�nika Faegana, kt�rych trudno by�o transportowa�. Shailiha wci�� cierpia�a z powodu umys�owych tortur, jakim poddawa�y j� czarownice. Faegan stanowi� jeszcze wi�kszy problem, jako �e ze wzgl�du na swoje okaleczone nogi by� przykuty do fotela na k�kach. Dodatkowo komplikowa�a sprawy opieka nad nowo narodzonym dzieckiem ksi�niczki. Ostatecznie jednak dzi�ki po��czonym wysi�kom obu czarnoksi�nik�w, kt�rzy cz�sto pos�ugiwali si� magi�, uda�o im si� dotrze� do Tammerlandu, gdzie ich domem sta�a si� Reduta, sekretne miejsce g��boko pod pa�acem. Towarzyszy� im Geldon, by�y niewolnik czarownic, oraz dwa kapry�ne gnomy z �onami. Pomimo ponurych my�li Tristan nie potrafi� powstrzyma� u�miechu na wspomnienie swoich towarzyszy. Gnomy, cho� tak trudne do opanowania, bardzo im pomog�y. Zar�wno pompatyczny Michael Mizerny, przyw�dca gnom�w, jak i samolubny i uwielbiaj�cy piwo Shannon Ma�y. Towarzyszy�y im �ony - Mary M�odsza i Shawna Niska. - Tristanie - przem�wi�a sennym g�osem Shailiha. - Czy to ty? Odwr�ci� si� szybko i podszed� do jej ��ka. Spojrza� na siostr�. Dzi�ki nieustannym zabiegom Faegana i Wigga Shailiha z ka�dym dniem coraz bardziej przypomina�a kobiet�, kt�r� zna� i kocha�. Patrzy� na jej �liczne jasne w�osy, piwne oczy i wyra�nie zarysowan� szcz�k�. - Tak, Shai, to ja - odpowiedzia� cicho. W drodze powrotnej z Lasu Cieni zacz�� u�ywa� tego zdrobnienia i tak to ju� zosta�o pomimo gwa�townych protest�w Wigga, kt�ry twierdzi�, �e nie nale�y odnosi� si� w taki spos�b do cz�onka rodziny kr�lewskiej. Oni jednak, podobnie jak robili to w m�odo�ci, u�miechem zbywali jego narzekania. Tristan w g��bi serca wiedzia�, �e Shailiha lubi to zdrobnienie. Czasem jednak, kiedy chcia�a si� z nim podroczy�, marszczy�a nos, kiedy go u�ywa�. Tak samo jak w tej chwili. Zaraz jednak inna my�l zaprz�tn�a jej uwag�, bo usiad�a na ��ku. - Czy Morganna dobrze si� czuje? - zapyta�a z niepokojem. - Tak, Shai - uspokoi� j� Tristan. - Nic jej nie jest. I jej matka te� wyzdrowieje. - Popchn�� j� �agodnie na ��ko. Ponownie zmarszczy�a nos, a on bardzo si� ucieszy�, bo uwielbia� j� tak�, cho� nigdy by si� do tego nie przyzna�. - Jestem g�odna - o�wiadczy�a nieoczekiwanie. - Nie, po prostu umieram z g�odu! Musz� zaraz co� zje��! - Przewidzia�em to - odpowiedzia� Tristan zadowolony z siebie. Wzi�� ze stolika srebrn� tac�, na kt�rej sta� talerz z pasztecikami i dzbanek pe�en wci�� gor�cej herbaty. - �wie�o upieczone przez �ony gnom�w - powiedzia�. - Bardzo dobre. - Shailiha wzi�a jeden z pasztecik�w. Patrzy� uradowany, jak chwil� p�niej poch�on�a kolejne dwa. Rekonwalescencja Shailihy post�powa�a powoli, ale systematycznie, w du�ej mierze dzi�ki wysi�kom czarnoksi�nik�w. Otaczali j� nieustann� opiek�, pos�uguj�c si� sztuk�, by mog�a zapomnie� o torturach czarownic i odzyska� inne wspomnienia, a wraz z nimi swoj� to�samo��. Wszyscy ogromnie cierpieli, patrz�c, jak po raz drugi usi�uje upora� si� ze �wiadomo�ci�, �e jej m�� Frederick i rodzice zostali zamordowani. Szczeg�lnie trudno przysz�o jej pogodzi� si� z my�l�, �e ojciec zgin�� z r�ki Tristana. Ksi��� by� ca�ym sercem z ni� i obieca� sobie w duchu, �e otoczy j� najlepsz� opiek�, na jak� b�dzie go sta�. Odstawi�a fili�ank�, patrz�c w ciemnoniebieskie oczy brata. - Tristanie - zacz�a niepewnie. - Wigg wspomina�, �e jeste�my w jakim� sensie wyj�tkowi. �e w naszych �y�ach p�ynie najszlachetniejsza krew, a twoja jest nawet troch� lepsza ni� moja. Z tego powodu nazywa si� nas Wybra�cami. - Zamilk�a, zastanawiaj�c si� nad znaczeniem w�asnych s��w. - Wci�� nie jestem pewna, co to znaczy. Ale prosz�, powiedz mi co�. Czy tamtego dnia nasi rodzice i Frederick, udaj�c si� na uroczysto�� koronacji, wiedzieli, �e mog� umrze�? Maj�c nadziej� na to, �e my prze�yjemy? Tristan spu�ci� g�ow�, przepe�niony b�lem, i zamkn�� oczy. Tragiczny dzie� mojej koronacji, pomy�la�. Dzie�, w kt�rym wszystko si� zmieni�o. - Tak, Shai, wiedzieli - odpowiedzia�. - O potencjalnym niebezpiecze�stwie wiedzieli nawet czarnoksi�nicy z Rady. Zaplanowali to tak, �eby�my my i Wigg prze�yli, gdyby co� si� wydarzy�o. Niestety, plany nie ca�kiem si� powiod�y, bo zosta�a� porwana razem z Klejnotem. - Zmusi� si� do u�miechu. - Ale razem z Wiggiem udali�my si� do Parthalonu i przywie�li�my ci� z powrotem. I teraz, dzi�ki Za�wiatom, jeste� w domu nie tylko ty, lecz tak�e twoje dziecko. Frederick zgin�� tamtego dnia, ale �yje dalej w waszym dziecku. A nasi rodzice �yj� w naszych sercach, poniewa� wci�� jeste�my razem. Przygryz�a warg�, a w k�ciku jej oka zal�ni�a �za. - Wigg m�wi� mi te�, �e twoje dziecko, Nicholas, nie do�y�o swoich narodzin. I �e pochowa�e� je w Parthalonie... - Urwa�a, niepewna, co powiedzie�. - Tak - odpar� Tristan. - Mam nadziej�, �e niebawem b�d� m�g� tam wr�ci� i odwiedzi� jego gr�b. Chcia�bym przywie�� jego cia�o do Eutracji i pochowa� razem z reszt� rodziny. Zapad�a cisza. - Wybaczam ci, Tristanie - powiedzia�a po chwili cicho Shailiha. - Wybaczasz mi? - zapyta� zaskoczony. Shailiha otar�a �zy i spu�ci�a wzrok. S�owa, kt�re zamierza�a wypowiedzie�, mia�y by� trudne dla nich obojga. Chcia�a jednak mie� pewno��, �e brat wie, co ona czuje. - Wybaczam ci - powt�rzy�a. - Wybaczam, �e zabi�e� naszego ojca. Cho� w rzeczywisto�ci nie ma nic do wybaczania, bo wiem od Wigga, �e zosta�e� do tego zmuszony. �e ojciec wr�cz nakaza� ci to uczyni�. Wybaczam ci i zawsze b�d� ci� kocha�. Nie znalaz� w�a�ciwych s��w, by jej odpowiedzie�. Siedzia� u boku siostry - swojej bli�niaczki, kt�rej omal nie utraci�. Jego serce radowa�o si� na my�l o tym, �e ona i jej dziecko wci�� �yj�. Wreszcie u�miechn�a si� do niego figlarnie, jak to cz�sto robi�a, i dotkn�a z�otego medalionu na jego szyi - tego samego, kt�ry otrzyma� w podarunku od rodzic�w tu� przed koronacj�. Widnia� na nim herb rodu Galland�w, lew i pa�asz. - Wci�� go nosisz - powiedzia�a uradowana. - Ciesz� si�. Zdaje si�, �e i ja zdoby�am w�asny. - Dotkn�a identycznej kopii medalionu na swojej szyi. - Cho� nie mam poj�cia, w jaki spos�b to si� sta�o - doda�a. - Nikt z nas tego nie wie, ani Wigg, ani Faegan, ani ja - odpar� Tristan. - Czarnoksi�nicy podejrzewaj�, �e mo�e on stanowi� jak�� fizyczn� pozosta�o�� po zakl�ciu, jakiemu podda�y ci� czarownice. W jaki� niewyja�niony spos�b pozosta� z tob� nawet po �mierci czarownic. Czarnoksi�nicy dok�adnie go zbadali i twierdz�, �e mo�esz go nosi� bez obaw. Lecz najwa�niejsze jest, �e dok�dkolwiek by�my si� udali i cokolwiek robili, wystarczy nam spojrze� na ten z�oty kr��ek, by wiedzie�, �e wci�� jest kto� w naszej rodzinie, kto nas kocha. Tristan zamilk� i wr�ci� my�lami do tamtych chwil, kiedy to medalion pom�g� mu przetrwa� trudy poszukiwa� siostry i walki z czarownicami. - To m�j medalion ostatecznie ci� uratowa� - powiedzia� zamy�lony. - Jak to? - Zamigota� w s�o�cu, a ty go zauwa�y�a�. Najwyra�niej obudzi� co� w twojej �wiadomo�ci tu� przed tym, jak mia�em... tu� przed... Po raz kolejny zabrak�o mu s��w. Bo jak mia� jej wyja�ni�, co powiedzia� mu Wigg tamtego s�dnego dnia? �e musi zdoby� si� na to, by zabi� w�asn� siostr�. �e jej dusza i umys� wci�� pozostaj� zatrute zakl�ciem czarownic, dlatego nie mog� zabra� jej ze sob� z powrotem do Eutracji. Lecz ona rozpozna�a medalion i zamruga�a, w chwili gdy ju� mia� opu�ci� miecz na jej szyj�. - Tristanie, zrobisz co� dla mnie? - spyta�a Shailiha. Zmru�y� oczy i wyd�� usta, udaj�c zniecierpliwienie. - Czy nie zrobi�em ju� do��? U�miechn�a si�, lecz on dostrzeg� smutek w jej oczach. - M�wi� powa�nie - powiedzia�a. - Naprawd� chce ci� prosi� o specjaln� przys�ug�. To co� wa�nego. - Wszystko, dobrze wiesz. - Wigg i Faegan powiedzieli mi, �e nasi rodzice i Frederick zostali pochowani niedaleko st�d. Twierdz�, �e jestem jeszcze zbyt s�aba, by chodzi� dok�dkolwiek. Chcia�abym, �eby� w moim imieniu uda� si� na ich groby, zanim nabior� si�. Powiedz, prosz�, duchom matki, ojca i Fredericka, �e �yj� i ich kocham. - Oczyma l�ni�cymi od �ez spojrza�a na niemowl� w ko�ysce i doda�a: - Powiedz im te�, �e teraz na tym �wiecie jest jeszcze kto�, kto ma w �y�ach ich krew. - Po jej policzkach pop�yn�y �zy. Przytuli� j� do siebie. - Oczywi�cie, �e p�jd� - powiedzia� cicho. - Jutro z samego rana. Ju� nieco opanowana odsun�a si� lekko i u�miechn�a przez �zy. - Wiesz o tym, �e Wiggowi i Faeganowi nie spodoba si� ten pomys�. - Poci�gn�a nosem. - Zawsze kiedy s� razem, handrycz� si� niczym stare pomywaczki. Tristan nie potrafi� si� powstrzyma�. Wybuchn�� �miechem i �mia� si� d�ugo, po raz pierwszy od wiek�w, jak mu si� zdawa�o. - Nie s�ysza�em, by ktokolwiek opisa� ich lepiej! - zawo�a�. Zanim zd��y� powiedzie� co� jeszcze, rozleg�o si� ciche pukanie do drzwi, kt�re uchyli�y si� nieznacznie. - Wybacz, Tristanie, ale obaj czarnoksi�nicy chc� ci� widzie� - powiedzia� g�os dobiegaj�cy z powi�kszaj�cej si� szpary. - M�wi�, �e masz przyj�� natychmiast. Na progu sta� Shannon Ma�y z niepewn� min�. Gnom przest�powal z nogi na nog�, jak zawsze kiedy by� zdenerwowany. Shannon mia� rude w�osy i rud� brod� oraz ciemne inteligentne oczy. Jak zawsze by� ubrany w czerwon� koszul�, niebieski fartuszek, czarn� czapk� i buty z wywini�tymi noskami. W z�bach trzyma� fajk� z kaczana kukurydzy. Najwyra�niej nie m�g� si� doczeka�, kiedy ju� upora si� z misj� doprowadzenia Tristana do czarnoksi�nik�w. - M�wi�, �e to pilna sprawa - doda� nie�mia�o. - Dla nich zawsze jest to pilna sprawa. - Tristan pu�ci� oko do Shailihy i spojrza� na gnoma. - Dobrze - powiedzia�, wzdychaj�c. - Ju� id�. - Odwr�ci� si� do siostry, by si� z ni� po�egna�. - Obiecujesz, Tristanie? - zapyta�a go po raz kolejny. - Zrobisz to, o czym m�wili�my? Poca�owa� j� w czo�o i wsta�. - Tak, Shai - powiedzia�. - Jutro, obiecuj�. Kiedy znalaz� si� przy drzwiach, spojrza� z powag� na gnoma. - Kiedy ju� przyjdziemy do czarnoksi�nik�w, popro� swoj� �on�, �eby przysz�a posiedzie� z ksi�niczk� - powiedzia�. - Chc� mie� pewno��, �e kto� b�dzie czuwa� przy dziecku, gdyby Shailiha zasn�a. - Dobrze, ksi��� Tristanie - odpowiedzia� z respektem Shannon. Ksi��� odwr�ci� si� i pos�a� poca�unek swojej b�i�niaczce. Potem ostro�nie zamkn�� za sob� drzwi i ruszy� za gnomem �abiryntem korytarzy Reduty. ROZDZIA� 2 Tristan nigdy nie m�g� si� nadziwi� ogromnym rozmiarom Reduty Rady - ogromnej sieci korytarzy i pomieszcze� ukrytych pod pa�acem, kt�ry kiedy� by� jego domem. Up�yn�o zaledwie kilka miesi�cy od chwili, kiedy dowiedzia� si� o istnieniu Reduty. Poza nim wiedzieli o niej tylko czarnoksi�nicy z Rady, pomniejsi czarnoksi�nicy zwani konsulami, kt�rzy pobierali tam nauki, oraz jego nie�yj�cy ju� rodzice. Do jednego z najwi�kszych osi�gni�� czarnoksi�nik�w nale�y zaliczy� to, �e uda�o im si� utrzyma� w tajemnicy istnienie tego miejsca oraz zwi�zanych z nim dzia�a� ogromnej rzeszy konsul�w. To osi�gni�cie okaza�o si� nieocenione dla Tristana i jego towarzyszy. W Reducie zebrano �rodki niezb�dne do uprawiania magii, sta�a si� ona tak�e tak bardzo potrzebn� kryj�wk� do czasu, kiedy b�d� mogli lepiej oceni� sytuacj� w Tammerlandzie. Geldon, garbaty karze�, by�y niewolnik z Parthalonu, kt�ry powr�ci� z nimi do Eutracji, przyj�� rol� ��cznika ze �wiatem zewn�trznym, do kt�rego wymyka� si� i powraca� nie zauwa�any przez nikogo. Wed�ug jego oceny Tammerland wci�� by� bardzo niebezpiecznym miejscem. Panowa�o tam bezprawie, szczeg�lnie noc�. Ksi��� bardzo pragn�� wyj�� z Reduty i zobaczy� miasto na w�asne oczy, lecz wiedzia�, �e czarnoksi�nicy stanowczo by si� temu sprzeciwili. Jednak pro�ba siostry, aby odwiedzi� groby w jej imieniu, by�a doskona�ym pretekstem. P�jdzie tam - za zgod� Faeagana albo Wigga lub bez niej. U�miechn�� si� na my�l o tym, jak gor�co zaprotestuj�, gdy im o tym wspomni. Pod��aj�c za Shannonem, Tristan podziwia� wspania�� architektur� Reduty Rady. Ca�a budowla mia�a kszta�t ko�a, kt�rego piast� stanowi�a ogromna sala spotka�, gdzie zbiera�y si� tysi�ce konsul�w odwiedzaj�cych Redut�. Z niej odchodzi�y na wszystkie strony pozornie nie ko�cz�ce si� korytarze, kt�re si�ga�y obr�czy ko�a. Co kilkaset metr�w mniejsze korytarze ��czy�y te g��wne, dzi�ki czemu mo�na by�o dotrze� do miejsca przeznaczenia bez konieczno�ci pokonywania ca�ej d�ugo�ci jednej szprychy ko�a, natomiast kolejne poziomy ��czy�y liczne kr�te schody. Rozmiary podziemnych komnat mog�y przyprawi� patrz�cego o zawr�t g�owy. Ka�dy kolejny korytarz czy sala by�y pi�kniejsze od poprzednich. �ciany, sufity i pod�ogi wykonano z najlepszego, idealnie wyg�adzonego marmuru. �cienne lichtarze i �wieczniki emanowa�y �agodnym, niemal eterycznym blaskiem, kt�ry �agodzi� wra�enie ogromu i masywno�ci, jakie mog�o przyt�acza� patrz�cego. Ka�da z sal by�a bogato zdobiona; mahoniowe drzwi rze�biono r�cznie. Ksi��� westchn�� w duchu. W�tpi�, by kiedykolwiek uda�o mu si� zwiedzi� cho�by drobn� cz�� Reduty. Wcze�niej Tristan nie mia� poj�cia, �e istnieje tyle r�nych odcieni marmuru. Poszczeg�lne korytarze mia�y swoj� kolorystyk� i przedstawia�y wszystkie kolory widma. Teraz obaj z Shannonem szli mi�dzy �cianami o barwie �agodnego fioletu zm�conego �y�kami o barwie indygo. Obcasy wysokich but�w ksi�cia uderza�y d�wi�cznie o marmurow� pod�og�, on sam za� powr�ci� my�lami do dnia, w kt�rym po raz pierwszy zosta� tu sprowadzony przez Wigga, kiedy to otrzyma� reprymend� od ojca i ca�ej Rady. Wtedy w Reducie a� roiJo si� od ubranych w granatowe szaty utalentowanych konsul�w, kt�rzy wiecznie dok�d� si� spieszyli. Teraz pustka korytarzy nape�nia�a go ogromnym smutkiem. Tak wiele si� zmieni�o od tamtego dnia. Nawet sam Tristan zmieni� si� nieodwo�alnie. Po tym, jak pos�u�y� si� swoj� szlachetn�, lecz surow� jeszcze moc�, by pokona� Sabat, jego krew zmieni�a barw� z czerwonej na lazurow�. Lazur - kolor wszelkich przejaw�w sztuki. Po raz pierwszy odkry� t� niezwyk�� zmian� w kolorze swojej krwi po walce na �mier� i �ycie z Kluge�em, dow�dc� S�ug Dnia i Nocy. �Nie mamy pewno�ci, jakie inne zmiany mog�yby w tobie nast�pi�, gdyby� dalej pos�ugiwa� si� swoim surowym darem albo nosi� kamie�, powiedzieli mu czarnoksi�nicy po tym, jak zdj�li z jego szyi Klejnot, krwistoczerwony kamie�, kt�ry nadawa� moc szlachetnej krwi. Cho� niech�tnie, musia� przyzna� im racje.. Wci�� jednak mia� wiele pyta�, kt�re pragn�� zada� starym czarnoksi�nikom, szczeg�lnie teraz, kiedy jego siostra czu�a si� ju� dobrze. I zamierza� niebawem uzyska� na nie odpowiedzi. Mia� ju� pewn� wiedz� na temat mocy, jasnej sfery sztuki, kt�rej po�wi�cili swoje �ycie czarnoksi�nicy. Widzia� te� na w�asne oczy z�o p�yn�ce z fantazji, mrocznej, przekl�tej sfery. Pozna� i przyj�� do wiadomo�ci fakt, �e jest m�czyzn� w parze Wybra�c�w, kt�ry ma poprowadzi� sw�j nar�d ku nowym czasom. Wiedzia� te�, �e jest jedyn� osob�, kt�ra ma przeczyta� wszystkie trzy ksi�gi Kodeksu - Moce, Fantazje i Przepowiednie. W jego umy�le a� si� kot�owa�o od tego wszystkiego. Jego niezwykle szlachetna krew wci�� dopomina�a si�, aby rozpocz�� edukacj� w sztuce. Czarnoksi�nicy jednak wci�� j� odk�adali. Shannon zatrzyma� si� przed masywnymi drzwiami z mahoniu, kt�rych ca�y rz�d wype�nia� fioletow� �cian�. Spojrza� na ksi�cia, przest�puj�c z nogi na nog�. - Czekaj� na ciebie w �rodku - oznajmi� podekscytowany. - Dopilnuj�, �eby kto� poszed� do Shailihy i dziecka. - Wyra�nie bardzo chcia� ju� odej��. Patrz�c za Shannonem, kt�ry oddala� si� swoim kaczkowatym chodem, Tristan uzmys�owi� sobie, �e znajduje si� w ca�kiem mu obcej cz�ci Reduty. Poczu� si� troch� nieswojo na my�l o tym, �e nie wie, gdzie jest, zwa�ywszy na ogrom tego miejsca. Zachodzi� te� w g�ow�, dlaczego czarnoksi�nicy tak pilnie chcieli si� z nim zobaczy�. Otworzy� ogromne drzwi. Sala, do kt�rej wszed�, by�a wielka i pi�knie zdobiona. �ciany, sufit i pod�og� zrobiono z bardzo rzadkiego ephyrskiego marmuru, granatowego, poprzecinanego delikatnie szarymi �y�kami. �wiat�o licznych lamp oliwnych i wisz�cych �wiecznik�w by�o r�wnie delikatne jak blask ognia w kominku z jasnoniebieskiego marmuru, wbudowanym w �cian� po prawej stronie. Wigg siedz�cy przy d�ugim stole, podni�s� powoli g�ow� znad ksi�gi, kt�r� studiowa�. Siwe w�osy czarnoksi�nika si�ga�y zaledwie karku. Sw�j warkocz straci� przed nieca�ym miesi�cem w niewoli u czarownic. Tristan u�miechn�� si� w duchu; wiedzia�, �e przez wzgl�d na swoich zmar�ych przyjaci�, czarnoksi�nik�w z Rady, Wigg ponownie zapu�ci w�osy, by zaple�� je w warkocz. Jasne, zielononiebieskie oczy b�yszcz�ce w pobru�d�onej twarzy nic nie straci�y ze swojej przenikliwo�ci, a szara szata, niegdy� znamionuj�ca wysoki urz�d, spowija�a lu�no jego wci�� mocne cia�o chronione przed staro�ci� zakl�ciami czasu. Faegan jak zawsze siedzia� w swoim prostym fotelu na k�kach. Jego nogi, bezu�yteczne na skutek tortur czarownic, zwisa�y bezw�adnie. Znoszona czarna szata wydawa�a siQ o wiele za du�a, a szpakowate w�osy z przedzia�kiem po�rodku opada�y mu a� na ramiona. Oczy, szare z zielonymi c�tkami, patrzy�y niezwykle intensywnie. Na jego kolanach le�a� zdumiewaj�co ciemnoniebieski kot. Teraz dopiero Tristan dostrzeg� czwart� osob�. Cofn�} si� odruchowo i wyci�gn�� miecz z pochwy. Rozleg�a si� d�wi�czna pie�� ostrza, kt�ra dodaj�c ksi�ciu pewno�ci siebie, odbi�a si� kr�tkim echem od marmurowych �cian komnaty i ucich�a, powoli, niech�tnie. - Mo�esz od�o�y� bro� - rzuci� Wigg. Prawa brew wygi�a si� w �uk, jak zawsze kiedy chcia� kogo� upomnie�. - On nie mo�e skrzywdzi� �adnego z nas. Jest konsulem. Tristan, za�enowany, schowa� miecz do pochwy i podszed� powoli do wy�cie�anej sofy stoj�cej pod �cian�, na kt�rej spoczywa�a nieruchoma posta�. Ksi��� spojrza� na twarz poturbowanego konsula. M�czyzna le��cy na sofie by� nieco starszy od ksi�cia - m�g� by� w trzydziestej pi�tej Nowej Porze �ycia. Jego stan wydawa� si� powa�ny. Brudna i podarta granatowa szata cz�ciowo tylko zakrywa�a wychudzone cia�o. Jasne w�osy mia� mocno potargane, twarz posiniaczon� i zakrwawioh�, policzki zapadni�te z niedo�ywienia. Mimo to wci�� by� przystojny. Tristan przykl�kn�� i chwyci� prawe rami� m�czyzny. Uni�s� je do g�ry i podci�gn�� r�kaw szaty. Zobaczy� to, czego szuka�. Jasnoczerwony tatua� o kszta�cie Klejnotu stanowi� jednoznaczny dow�d tego, �e obcy jest konsulem Reduty. Ksi���, zadowolony, zsun�� r�kaw na rami� m�czyzny i u�o�y� je delikatnie wzd�u� cia�a. Po chwili odwr�ci� si� do Wigga. - Jak ju� m�wi�em, jest konsulem - powiedzia� cicho Wigg. - Znasz go? - zapyta� Tristan. - Tak - odpar� Wigg. - Nazywa si� Joshua i mimo swojego wzgl�dnie m�odego wieku jest jednym z najbardziej utalentowanych i pot�nych cz�onk�w Bractwa. Nale�a� do tych, kt�rzy nadzorowali oddzia�y wys�ane przeze mnie do zwalczania harpii i �owc�w tu� przed przybyciem czarownic. O ile mi wiadomo, jest jedynym konsulem, kt�ry kiedykolwiek powr�ci�. - Wigg zamkn�� ksi��k�, kt�ra le�a�a przed nim na stole, po czym wsun�� d�onie w r�kawy szarej szaty, jakby pogr��a� si� we w�asnych my�lach. - A ty, Faeganie - zwr�ci� si� Tristan do czarnoksi�nika w fotelu na k�kach. - Ty tak�e go znasz? - - Nie, Tristanie, nie znam ani jego, ani nikogo innego z tego Bra�twa - odpowiedzia� Faegan zgrzytliwym g�osem. Po jego twarzy przemkn�� cie� zazdro�ci. - Reduta to dla mnie zupe�na nowo��, poniewa� powsta�a po Wojnie Czarownic, a wtedy ja mieszka�em ju� w Lesie Cieni. Ale bardzo mnie interesuje, co ten cz�owiek b�dzie mia� nam do powiedzenia, kiedy ju� dojdzie do siebie. - Starszy z czarnoksi�nik�w zamilk�, a Tristanowi przysz�o na my�l, �e w przeciwie�stwie do Wigga, dla kt�rego Reduta nie by�a niczym obcym, Faegan wci�� wydawa� si� przyt�oczony samym miejscem i jego znaczeniem. Zazdro�� o wiedz� innego czarnoksi�nika by�a uczuciem, do jakiego Faegan nie przywyk�, i czasem by�o to widoczne. Warstwy my�li i czyn�w, pomy�la� Tristan, przypominaj�c sobie swoj� ulubion� sentencj�. M�wiono, �e my�li i czyny czarnoksi�nik�w nak�adaj� si� na siebie niczym �uski cebuli. Je�li usun�� jedn� warstw�, wida� pod ni� nast�pn�. Przypomnia� sobie s�owa siostry, kt�ra por�wna�a obu wiecznie k��c�cych si� czarnoksi�nik�w do pary starych pomywaczek. Teraz pewnie rywalizuj� w lotno�ci umys�u, uzmys�owi� sobie. Z drugiej strony nie mia� w�tpliwo�ci, �e wybaczyli sobie nawzajem wszelkie urazy, jakie mog�y pozosta� mi�dzy nimi po wojnie sprzed trzystu lat. - W jaki spos�b dosta� si� tutaj ten konsul? - zapyta� Tristan. - Czy wiecie, co mu si� sta�o? - Znalaz� go Geldon za wyj�ciem jednego z tuneli, kiedy udawa� si� do miasta po �ywno�� - powiedzia� Faegan zamy�lony, jakby m�wi� do siebie. - Kiedy zorientowa� si�, �e Joshua jest nieprzytomny i krwawi, natychmiast przyni�s� go tutaj. Zbadali�my go dok�adnie i stwierdzili�my, �e poza wybitym prawym barkiem i skrajnym wyczerpaniem nic mu nie dolega. Wigg nastawi� mu bark, pos�uguj�c si� sztuk�, a ja podda�em go zakl�ciu przyspieszonego uleczenia. Potem pogr��y�em go w g��bokim �nie. Czekali�my na twoje przybycie, zanim go obudzimy, �eby� m�g� us�ysze�, co ma nam do powiedzenia. - A zatem proponuj�, aby� go obudzi� - rzek� ksi���. Wigg spojrza� na Faegana, a starszy czarnoksi�nik odpowiedzia� skinieniem g�owy. Wigg zmru�y� oczy i utkwi� spojrzenie w konsulu, kt�rego natychmiast spowi� lazurowy blask. Ten sam, kt�ry zawsze pojawia� si�, gdy czarnoksi�nik pos�ugiwa� si� sztuk�, i stanowi� dow�d na to, �e Wigg poddaje konsula dzia�aniu magii. Kiedy b��kitna fluorescencja sta�a si� wyra�niejsza, konsul zacz�� si� porusza�. Tristan podszed� do sofy. Blask znikn��. Konsul otworzy� oczy i rozejrza� si� powoli po pokoju. Kiedy ujrza� Wigga, w jego oczach zal�ni�y �zy. - Wigg - wyszepta� cicho - to naprawd� ty? Wigg wsta� szybko i przysun�� sobie krzes�o do sofy. - Tak - powiedzia� - to ja. Ju� nic ci nie grozi, jeste� w Reducie. Nic ci nie jest, ale mia�e� wybity bark i jeste� wycie�czony. Potrzebny ci odpoczynek i posi�ek. Najpierw jednak musisz nam opowiedzie�, co si� sta�o. Konsul krzykn�� i spr�bowa� gwa�townie si� podnie��, jakby pro�ba Wigga wyzwoli�a w jego umy�le jakie� straszne wspomnienia. Wigg wbi� w niego spojrzenie zmru�onych oczu i Joshua uspokoi� si�, ale nie by�o w�tpliwo�ci, �e jest w szoku. - To by�o straszne! - powiedzia� i otworzy� szeroko piwne oczy pe�ne przera�enia. - Tamte istoty, wyklu�y si� z jaj... z jaj na drzewach... skapuj�cy szlachetny b��kit... niewiarygodne... Wyklu�y si� z nich okropne ptaki. - Z czo�em mokrym od potu Joshua osun�� si� na sof� i zaszlocha�. Faegan podjecha� na swoim fotelu i spojrza� na konsula. Obaj z Wiggiem byli wyra�nie zaniepokojeni. - Spr�buj si� uspokoi� - powiedzia� �agodnie Wigg - i opowiedz nam, co si� sta�o. Zacznij od pocz�tku. - Harpia wybi�a ca�y m�j oddzia� i podr�owa�em sam - zacz�� Joshua. - Up�yn�o du�o czasu, zanim trafi�em na inn� grup�, o wiele wi�cej, ni� s�dzi�em wcze�niej. Ko�czy�a mi si� �ywno��... - Urwa�, staraj�c si� opanowa� emocje. - Wreszcie znalaz�em czteroosobowy oddzia� i przy��czy�em si� do niego. Prowadzi� go Argus. W b��kitnozielonych oczach Wigga b�ysn�a iskra zrozumienia. - Argus - powiedzia�. - Jeden z najlepszych konsul�w. - Tak - powiedzia� Joshua. - Opr�cz nas by�o jeszcze trzech innych: Jonathan, Galeb i Odom. Zna�e� ich? - Zna�em wszystkich, kt�rych rozes�a�em po kraju - odpar� Wigg. - Ju� po trzech dniach naszej wsp�lnej podr�y zacz�li�my to odczuwa�. - Co zacz�li�cie odczuwa�? - zapyta� Wigg. - Wra�enie blisko�ci niezwykle szlachetnej krwi - m�wi� dalej Joshua. - Nigdy nie dozna�em czego� takiego, podobnie jak pozostali. Znajdowali�my si� zaledwie o dzie� drogi od Reduty, kiedy nas zaatakowa�y... Zaledwie o dzie�... G�os mu si� za�ama�, a w oczach znowu pojawi�y si� �zy. - Postanowili�my zaniecha� polowania na �owc�w i harpie i przyby� tutaj, �eby sprawdzi�, czy jest tu kto� szlachetnie urodzony, komu mogliby�my zda� relacj� z naszych spostrze�e� - doda�. - Obaj z Argusem uznali�my, �e to wa�ne. - I co potem? Joshua prze�kn�� �lin�, jakby wci�� si� ba�, �e to, co zaatakowa�o ich oddzia�, znajduje si� w tej komnacie. - Drzewa nad nami rozjarzy�y si� b��kitem, a w�r�d ga��zi pojawi�y si� ogromne jaja - powiedzia� cicho. - Po pewnym czasie zobaczyli�my, �e s� przezroczyste, a w �rodku ka�dego siedzi skulony drapie�ny ptak, kt�ry czeka na wyklucie. A potem ptaki wydosta�y si� ze skorup i nas zaatakowa�y. Joshua zacz�� kaszle�. Tristan si�gn�� po wod� ze sto�u, podszed� do sofy i poda� puchar cierpi�cemu konsulowi. Kiedy Joshua spojrza� na niego, otworzy� oczy ze zdumienia. - Wasza Wysokos�c! - zawo�a�. - Wybacz, nie pozna�em ci�. - Niewa�ne - powiedzia� Tristan �agodnym g�osem. - Opowiadaj dalej, prosz�. Lecz Joshua, zaintrygowany towarzystwem, zacz�� si� rozgl�da�. Jego wzrok pad� na starca w fotelu z niebieskim kotem na kolanach. - A ty, panie? Czy ja ci� znam? - zapyta�. - Nie - odpar� Faegan. - Jestem Faegan, czarnoksi�nik. Prosz�, m�w dalej. Joshua ponownie napi� si� wody i kontynuowa� opowie��. - Pierwszy z ptak�w, kt�ry si� wyklu�, wyda� przera�liwy g�os, wtedy Argus i Caleb pos�ali w niego pioruny. Lecz tamte istoty po prostu otrz�sn�y si� z nich, jakby konsulowie w og�le nie pos�u�yli si� swoim darem. - Zerkn�� na Wigga. - To by�o niewiarygodne. - A potem ptak polecia� prosto na Argusa i przewr�ci� go na ziemi�. Pozosta�e stwory zaatakowa�y nas w podobny spos�b. Ja zosta�em rzucony na ziemi� i potoczy�em si� zboczem wa�u, wybijaj�c sobie bark. Wpe�z�em z powrotem na g�r�, �eby zobaczy�, co si� dzieje, i to, co ujrza�em... - Pokr�ci� g�ow�. - Co zobaczy�e�? - ponagli� go Wigg. - Oczy ptak�w... - zacz�� Joshua wyra�nie przyt�oczony wspomnieniem. - Ich oczy, pierwszy czarnoksi�niku... Nigdy ich nie zapomn�. - Co by�o w nich takiego niezwyk�ego? - By�y jasnoczerwone i bardzo rozjarzone, niemal o�lepia�y. Ptaki najwyra�niej przepatrywa�y teren. Potem porwa�y konsul�w w szpony i odlecia�y. Ca�y oddzia�, poza mn�... Moi przyjaciele... ju� ich nie ma. Faegan podjecha� bli�ej i wbi� w konsula przenikliwe spojrzenie swoich szarozielonych oczu. - Te �lepia - zagadn��. - Czy jarzy�y si� nieprzerwanie? Wigg zmarszczy� brwi z dezaprobat�, widz�c, �e Faegan tak mocno naciska konsula. - Tak - odpowiedzia� Joshua - ale chwilami jedne �wieci�y jas�niej od innych. Faegan cmokn�� cicho i wyprostowa� si� w fotelu. Tristan zerkn�� szybko na Wigga. Faegan co� wie na ten temat, domy�li� si� ksi���. Postanowi�, �e p�niej go o to zapyta, bo w tej chwili na usta cisn�y mu si� inne pytania. - Nasz nar�d? - zapyta� z niepokojem. - Jak si� ma lud Eutracji? Od tygodni tylko Geldon wychodzi poza te mury, lecz ju� w czasie podr�y odnie�li�my wra�enie, �e Eutracja znalaz�a si� w szponach czego�, czego nie rozumiemy. Mo�esz powiedzie� nam co� wi�cej na ten temat? - Wasze obawy s� uzasadnione - powiedzia� Joshua wyra�nie przybity. - Kraj pogr��y� si� w chaosie. Nie ma w�adzy, kt�ra wprowadzi�aby prawo i �ad. Przest�pstwa, zbrodnie, grabie�e sta�y si� czym� powszednim, do tego zaczyna brakowa� �ywno�ci. Ka�dego dnia do miast przybywaj� kolejni ludzie, kt�rzy �udz� si�, �e �atwiej im b�dzie przetrwa� w miejscach takich jak Tammerland. Wi�kszo�� miast, a w szczeg�lno�ci Tammerland, zosta�o zalanych powodzi� uchod�c�w. Obawiam si�, �e wkr�tce zapanuje w nich g��d, poniewa� wi�kszo�� rolnik�w boi si� przywozi� do miasta swoje plony czy zwierz�ta z obawy przed napa�ci�. - Zamilk� na moment. - Pono� ludzie w miastach zabijaj� si� nawzajem tylko dlatego, by prze�y� - m�wi� dalej. - Ostatnimi czasy zgin�o wielu m�czyzn, m��w, ojc�w i syn�w. Najbiedniejsze z kobiet, by przetrwa�, sprzedaj� si�, cz�sto w bia�y dzie�. Tristan nie m�g� znie�� tego d�u�ej. Podszed� powoli do kominka po drugiej stronie komnaty. Opar� d�onie o gzyms i utkwi� wzrok w �arze. Jego nar�d ginie, a on ma siedzie� w tym marmurowym grobowcu i nic nie robi�? Musi si� st�d wydosta�, cho�by po to, by przekona� si� na w�asne oczy. Nie b�d� czeka� do jutra, wyjad� dzisiaj, postanowi�. I nic nie powiem czarnoksi�nikom. - A konsulowie? - zapyta� Wigg niespokojny. Zacisn�� d�onie w z�o�ci, a� zbiela�y mu knykcie. - Ich �yciow� misj� by�o pomaga� ludno�ci, przecie� przetrwali jacy� po ataku Sabatu i S�ug Dnia i Nocy. Czy oni nic nie robi�? Joshua spu�ci� wzrok. - Obawiam si�, pierwszy czarnoksi�niku, �e zosta�o nas zbyt ma�o, by�my mogli naprawd� pom�c - powiedzia�. - A je�li istoty z drzew, kt�re porwa�y konsul�w z mojego oddzia�u, wci�� dzia�aj�, to przynajmniej teraz wiemy, dlaczego to uczyni�y. Szczeg�lnie je�li jest ich wi�cej. Podr�owa�em d�ugie tygodnie, zanim odnalaz�em grup� Argusa. Obaj wiemy, �e nic takiego nie zdarzy�oby si� w normalnych okoliczno�ciach. Gdyby konsulowie z Reduty dzia�ali w terenie, z pewno�ci� spotykaliby�my si� cz�ciej. Joshua zamilk� na chwil�, by podkre�li� znaczenie swoich s��w. - Obawiam si�, �e pozosta�o ju� niewielu konsul�w z Reduty. A to mo�e tylko pomno�y� nasze k�opoty - doda� cicho. Twarz konsula coraz wyra�niej zdradza�a jego cierpienie, a Wigg i Faegan widzieli, �e jest bliski wyczerpania. - Musisz odpocz�� - powiedzia� �agodnie Faegan. - Pogr��� ci� w g��bokim �nie. Kiedy si� obudzisz, nakarmimy ci�, wyk�piemy i dostaniesz now� szat�. Ale teraz musisz odpocz��. Rozumiesz? Joshua skin�� g�ow� nieznacznie i zamkn�� oczy. Starszy z czarnoksi�nik�w tak�e przymkn�� oczy i natychmiast b��kitne �wiat�o sztuki spowi�o konsula. Zasn�� od razu, a b��kitny blask zgas�. Faegan spojrza� na Wigga, a Tristan przy��czy� si� do czarnoksi�nik�w. W pokoju zapad�a cisza, kt�ra wydawa�a si� trwa� w niesko�czono��. To szale�stwo nie ma ko�ca, pomy�la� Tristan. Pierwszy przerwa� milczenie Faegan. Zamkn�� oczy i zacz�� m�wi�: - �I dojdzie do wielkiej wojny na niebie, lecz b�dzie to tylko jedna z bitew wi�kszej, bardziej krwawej rzezi, jaka nast�pi w dole - zacz��. - Ci o szkar�atnych oczach b�d� si� zmaga� z innymi, kt�rzy tak�e panuj� na firmamencie. I nim sko�czy si� ich walka, krew jednych i drugich, szlachetnie i pospolicie urodzonych, sp�ynie na tych poni�ej niczym deszcz i b�dzie pie�ci� bia��, mi�kk� ziemi� narodu. A dziecko b�dzie przygl�da�o si� wszystkiemu�. - Jeszcze jeden cytat z Kodeksu? - zapyta� Wigg. Faegan by� jedyn� �yj�c� osob�, kt�ra przeczyta�a ca�e ksi�gi Mocy i Fantazji. Obdarzony darem Wiernej Pami�ci starszy czarnoksi�nik potrafi� przypomnie� sobie wszystko, co kiedykolwiek widzia�, s�ysza� czy przeczyta�. Wigg w napi�ciu pochyli� si� do przodu, przepe�niony w r�wnej mierze ciekawo�ci� co smutkiem, jakim nape�ni�y go s�owa konsula. - Tak - wyszepta� Faegan pogr��ony w